Opublikowany przez nas dokument NBP potwierdza tezy, które od dawna głosi Narodowy Instytut Studiów Strategicznych:
1. Kredyt nie powstaje z depozytu, ale odwrotnie – depozyt powstaje z kredytu i tą drogą prywatny bank kreuje pieniądz dłużny (pkt. 1).
[…]
Loading...
Czy to jest dobra wiadomość?
Dobra, bo prawdziwa.
To, że depozyty powstają z kredytu nie jest złe, ale to, że bank pobiera odsetki od pożyczki, którą kredytobiorca udziela sam sobie – to jest zwykła kradzież.
Zatem to, że Żydzi kłamią o Polakach, że chcą wyłudzić od nas miliardy USD, że nasz umiłowany sojusznik im pomaga, że trwa depopulacja Polaków, to są wszystko dobre wieści ;-)
Z czego powstaje kredyt?
czy według Ciebie taka informacja: “Żydzi odstępują od roszczeń finansowych wobec Polski, przyznają się do oczerniania nas i przepraszają” – to dobra wiadomość?
Kredyt – w obecnym systemie – powstaje ze zobowiązania do jego spłaty. Przynajmniej w sensie rachunkowym – księgowym, który jest chyba najwłaściwszy do tego typu rozważań.
To nie jest wiadomość.
Zatem, im większe zobowiązanie na siebie zaciągniemy, tym większy depozyt powstanie. Co będziemy robić z taką kasą? Może ją pożyczymy Żydom? ;-)
A jaka właściwie intencja przyświecała Ci, kiedy zadawałeś to pytanie: “Czy to jest dobra wiadomość?”?
Po przeczytaniu Twojego wpisu, nie widziałem, o co w nim chodzi. Intencją moją było przebicie się przez ekonomiczny żargon, aby poznać opisywaną rzeczywistość i zachować realizm.
Zadałem dwa pytania:
1. Czy to dobra wiadomość?
2. Z czego powstaje kredyt?
Odpowiedź na pierwsze była dla mnie zaskakująca. Zamiast odpowiedzi na drugie pytanie zadałeś mi pytanie o intencję zadania pierwszego pytania. Ta intencja nie warunkuje przecież tego, z czego powstaje kredyt. Zatem, dlaczego pytasz o moją intencję zamiast odpowiedzieć, jak powstaje kredyt?
Teraz zrozumiałem, o co Ci chodziło.
W notce znajduje się całe multum informacji:
– Depozyt powstaje z kredytu,
– NISS otrzymał pismo z NBP
– NBP się w nim przyznaje, że depozyt powstaje z kredytu
– NISS to od dawna głosił i okazuje się, że miał rację
i pewnie można tak jeszcze dlugo :)
Dlatego Twoje pytanie było dla mnie zaskakujące, zupełnie go nie zrozumiałem. Ale starałem się odpowiedzieć jak najdokładniej i na Twoje drugie pytanie też już odpowiedziałem, tylko chyba to przeoczyłeś.
Dobrze, że NBP się do tego przyznał, bo pomoże to wyprostować błędne przekonanie, panujące nagminnie wśród dziennikarzy i polityków, że banki udzielają kredyty z posiadanych zapasów pieniędzy (depozytów).
A teraz – jak to działa:
Załóżmy, że zgłaszasz się do banku, że chcesz wziąć kredyt. Bank wymaga od Ciebie zobowiązania, że go spłacisz. I teraz dzieje się magia, zwana często “kreacją pieniądza ex-nihilo”: bank otwiera Ci depozyt i księguję na nim kwotę kredytu, która nie ubywa z żadnego innego, dotychczasowego konta. Ale księgowość ma dwie strony, i każda kwota musi mieć jakieś źródło. Otóż w księgowaniu udzielenia kredytu, kontem przeciwstawnym do Twojego konta depozytowego jest konto “przyszłe zobowiązania”. W normalnej księgowości nie księguje się kwot, które pojawią się w przyszłości, ale bankom na to pozwolono. Stanowią one taki niby-wehikuł-czasu, który pieniądze, które wpłacisz np. za rok – wypłaca Ci już dziś.
Innymi słowy, to Ty sam (przyszły) udzielasz sobie kredytu (teraźniejszemu).
Ten wytworzony dziś pieniądz nie jest w efekcie pieniądzem bez pokrycia, ale pokrycie to stanowi Twoja obietnica, że wypracujesz, wyprodukujesz coś w określonym czasie, sprzedasz to lub dostaniesz zapłatę za swoją pracę – i spłacisz ten kredyt. Bank wtedy go wyzeruje – kwota ta zniknie z obiegu.
Powstaje jednak problem, bo bank za tę operację, której koszt to pewnie ułamek grosza – domaga się od ciebie odsetek za każdy dzień trwania tego kredytu, powiedzmy – kilkanaście procent rocznie. Abyś mógł spłacić swój kredyt, ktoś inny musi się też zadłużyć, aby powstały pieniądze, które pokryją odsetki (bo Ty wytworzyłeś za pośrednictwem banku tylko kwotę kapitału kredytu – w postaci pieniądza elektronicznego – zapisu w systemie bankowym). Od strony prawnej jest jeszcze gorzej, bo w istocie to Ty wnosisz pokrycie na ten kredyt (zobowiązanie spłaty), ale prawo przyznaje bankowi własność tej kwoty kredytu, co określa się, że bank podstawi do Twojej dyspozycji umówioną kwotę. Zatem samo prawo bankowe już bierze udział w kłamstwie – w ukryciu faktu, że to Ty jesteś emitentem i prawowitym właścicielem tej kwoty. Robi to po to, by wydawało się nam, że istnieje zgodne z prawem naturalnym uzasadnienie dla pobierania odsetek. Ten cały, nieuczciwy hokus-pokus nazywam lichwą i uważam, że trzeba z tym walczyć.
Przeczytałem, ale jakoś nie potraktowałem tego jako odpowiedzi na moje pytanie ;-) Napisałeś tak:
“Kredyt – w obecnym systemie – powstaje ze zobowiązania do jego spłaty.”
W tytule wpisu słowa “depozyt” i “kredyt” odczytałem jako pieniądze deponowane przez kogoś w banku (depozyt) lub pożyczone komuś przez bank (kredyt). Zatem, aby wyjaśnić, z czego powstaje kredyt, trzeba wytłumaczyć, skąd bank bierze te pieniądze, które mi pożycza – już po tym, jak ja zobowiążę się, że je oddam. Przecież to nie mój podpis na umowie kredytowej stwarza ex nihilo te pieniądze. Zdanie, że “kredyt powstaje ze zobowiązania do spłaty” nie tylko nie wyjaśnia pochodzenia tych pieniędzy, ale wręcz wprowadza w błąd, że ja swoim zobowiązaniem kreuję jakieś pieniądze (powstają cudownie ze zobowiązania).
Spróbuję teraz zrozumieć resztę, jak to faktycznie działa.
Ponieważ to jest niemożliwe, nie może być prawdziwe. Bądźmy realistami. Poprawny i przekonujący opis, skąd biorą się pieniądze, które pożyczam od banku, musi być prawdziwy, zgodny z rzeczywistością. Wyjaśnienie, że bank bierze je ode mnie w przyszłości, aby dać mi dzisiaj, jest błędny. Tak samo błędny jest opis, że to ja sam sobie udzielam tej pożyczki.
Rozumiem to, że bank może pożyczyć mi pieniądze, których nie ma, jeśli je sam wytworzy. Pieniądze te udostępnia mi na koncie kredytowym. Aby zachować pozory, że księgowo wszystko się zgadza, bank fałszuje zapis na moim (niewidocznym dla mnie) koncie depozytowym, chociaż żadnych pieniędzy ode mnie nie otrzymał (być może nigdy nie otrzyma), faktycznie nie ma tego depozytu. Czy to się zgadza?
Kilka poprawek:
Konto depozytowe jest dla Ciebie widoczne, możesz sprawdzić jego saldo, a nawet wypłacić wszystko, co się na nim znajduje.
To czego nie widzisz, to skąd bank wziął pieniądze, które na to Twoje konto wpłacił, jako wzięty przez Ciebie kredyt.
Bank wytworzył je pod zastaw Twojego zobowiązania do spłaty. Jakby nie patrzeć, bank tworzy pieniądze dziś, pod zastaw czegoś, co zdarzy się w przyszłości. To Ty jesteś gwarantem zrównoważenia – w przyszłości – tych wytworzonych pieniędzy jakimiś dobrami, aby nie stały się one pieniądzem bez pokrycia.
Czyli Ty nadajesz (nadasz) im wartość. Skoro pochodzi ona od Ciebie, bank jest tylko pośrednikiem, notariuszem, a stronami jesteś Ty oraz Ty. Przy tej okazji bank łupie Cię na wysoki procent, chociaż jego usługa jest b. prosta i tania i on Ci niczego nie gwarantuje, tylko to, że będzie Cię przymuszał do wypełnienia Twojego zobowiązania. Ale dlaczego bierze za to pieniądze z góry, nawet jeśli Ty jako uczciwy człowiek, całkowicie dobrowolnie i terminowo wszystko spłacasz?
Jeszcze raz: biorąc kredyt, normalny człowiek myśli, że umowa jest po prostu zobowiązaniem prawnym i ląduje gdzieś w szafie pancernej (umowa, a nie – normalny człowiek). Tymczasem bank traktuje umowę jako papier wartościowy i pod jego zastaw udziela kredytu. “Drukuje” nowiutkie, elektroniczne zapisy i umieszcza w bazie danych w tabeli “konto kredytobiorcy” (fachowo – “rachunki bieżące”), a wartość zobowiązania kredytobiorcy do spłaty kapitału księguje w tabeli “należności normalne”. Wystawcą tego papieru jest osoba biorąca kredyt, to ona jest źródłem, gwarantem wartości wytworzonego w ramach kredytu pieniądza, a nie bank.
Warto jeszcze wspomnieć o tym, czym jest nie-spłacenie kredytu w terminie.
Jest ono unieważnieniem zobowiązania do spłaty. Skoro widać, że to zobowiązanie nie jest realizowane i nie ma realnej nadziei, że w jakimś określonym czasie ta sytuacja ulegnie zmianie, to bank musi uznać ten papier wartościowy, który jest zastawem – za bezwartościowy, sfałszowany. Wtedy dopiero – post factum – wychodzi na to, że bank dokonał kreacji ex nihilo. Dał kredytobiorcy pieniądze, za które można kupić dobra, a sam został z kartką papieru. Bank oczywiście będzie nie tylko ścigać kredytobiorcę o kapitał, którego zwrot oznacza wyzerowanie bilansu – anihilację wytworzonego pieniądza, ale przede wszystkim – o odsetki, bo one stanowią zysk banku. Niespłacenie kapitału uderza we wszystkich, bo powoduje powstanie pustego pieniądza, czyli obniża wartość tego, który już istnieje, ale jest to jak wlanie kropelki gencjany do jeziora. Nikt nie zauważy, że woda nieco zmieniła odcień. Za to bank zauważy każdy brak odsetek i dlatego banki tak dbają o to, by odsetki były spłacane najpierw, a kapitał może sobie poczekać, choć wydaje się to nielogiczne.
Nie rozumiem, dlaczego konto, którego saldo widzę, bank nazywa rachunkiem kredytowym, a Ty nazywasz je depozytowym. Na chłopski rozum, depozyt ma miejsce wtedy, gdy deponuję swoje pieniądze w banku, więc nazwa konto depozytowe sugeruje, operację całkowicie przeciwną – nie bank mi pożycza pieniądze (kredyt), lecz ja lokuję swoje pieniądze w banku (depozyt).
Patrzmy realistycznie. To, że coś wydarzy się w przyszłości, może być jedynie przedmiotem nadziei/zaufania, co z punktu widzenia banku uzasadnia tworzenie tego pieniądza i jego pożyczenie. Sama operacja tworzenia pieniądza nie może być dokonana na podstawie czegoś z przyszłości, bo to jest niemożliwe. Spróbujmy nazwać to, jak powstają te pieniądze, a nie co uzasadnia ich tworzenie.
Właśnie, kiedyś tworzenie pieniądza wymagało ich wydrukowania, dopiero wtedy można było je fizycznie pożyczyć. Dzisiaj robi się to chyba w ramach jednej niepodzielnej operacji w bazie danych – jako dodanie środków na rachunku klienta. Przybywa środków kredytobiorcy, a nikomu nie ubywa, jak już wcześniej napisałeś. Nie rozumiem, dlaczego wcześniej nazwałeś ten rachunek kredytobiorcy “kontem depozytowym”, a teraz fachowo “rachunkiem bieżącym”, chyba że chodzi o dwie różne rzeczy, które ja mylę ze sobą?
Hę??? Kreacja pieniądza ma miejsce dopiero wtedy, gdy klient nie spłaci kredytu i bank uzna, że to stracone pieniądze? Jak to możliwe? Przecież ilość pieniądza zwiększyła się w momencie uruchomienia kredytu, a nie gdy klient przestał go spłacać.
Jesteś tego pewien, że bank tak je nazywa?
Termin konto kredytowe najbardziej pasuje do konta w rachunku “należności normalne” gdzie zapisana jest kwota Twojego zobowiązania. Zmniejsza się ona wraz z każdą spłaconą ratą kapitałową.
Kwota, która jest do dyspozycji klienta nazywana jest depozytem, niezależnie od źródła jej pochodzenia.
Rachunki bieżące to termin najbardziej ścisły, nazwa która znajduje się we wzorcowym planie kąt dla banków, który obowiązuje z mocy rozporządzenia MinFin. Środkami na tych kontach (rachunkach) klienci dysponują swobodnie.
Są jeszcze rachunki terminowe (pieniądze które na nich się znajdują nazywane są depozytami terminowymi), gdzie dysponowanie środkami jest ograniczone.
Jeśli masz już konto (rachunek bieżący), to bank udzielając Ci kredytu wpłaci go na Twoje konto i nazwie to “kredytem w rachunku bieżącym”.
Jeśli nie, to bank utworzy dla Ciebie rachunek aby wpłacić na niego Twój kredyt. Z punktu widzenia księgowego, a także biorąc pod uwagę wszelkie istotne cechy, jest to zwykły rachunek bieżący, zwany także “kontem depozytowym”. Środki na nim są depozytem, niezależnie, czy Ty je wpłaciłeś, czy wpłacił je bank (wcześnie stwarzając pod zastaw Twojego zobowiązania).
Zasadniczo pytanie dla czego? jest ważniejsze niż jak?, ale jeśli pasjonują Ciebie aspekty techniczne, to proszę:
Ty podpisujesz zobowiązanie do spłaty, bank księguje je w “należnościach normalnych” a na Twoim koncie depozytowym (rachunku bieżącym) księguje kwotę kredytu.
Tak, tu masz rację. Ilość pieniądza w obiegu zwiększyła się w momencie utworzenia kredytu. Jednak była ona zrównoważona pewnym dobrem – Twoim zobowiązaniem. Mimo, że zobowiązanie i nadzieja dotyczą przyszłości, to mają one miejsce w teraźniejszości.
Są one pewnym dobrem, w każdym razie tak traktują je banki.
Dlatego pieniądz wykreowany pod zastaw nadziei nie jest pusty. Okazuje się pusty, gdy ta nadzieja umiera. Rozumiem Twój bunt przeciwko odwoływaniu się do przyszłości, ale zauważ, że operacja udzielenia kredytu opiera się na pewnym procesie, który rozgrywa się w czasie. I znaczenie tego procesu dla gospodarki zależy od tego, jak się on rozegra. Jeśli dłużnik spłaci np. tylko połowę kredytu, to w gospodarce zostanie pusty pieniądz.
Dokładna nazwa brzmi “rachunek kredytowy PLN”. Wygląda na to, że innej nazwy używa bank w kontakcie z klientem, a innej nazwy na użytek wewnętrzny i księgowości (konto depozytowe). To prowadzi do nieporozumień.
Dziękuję za to wyjaśnienie. Błędnie zatem odczytałem tytuł wpisu i znaczenie słowa “depozyt”, które z punktu widzenia klienta banku oznacza coś, co klient powierza bankowi, deponuje w banku.
Skoro “depozyt” oznacza tutaj jakiekolwiek środki na moim rachunku, tytuł wpisu “Depozyt powstaje z kredytu” można rozumieć tak: kredyt powoduje pojawienie się środków na rachunku kredytobiorcy. W takim razie nie rozumiem doniosłości tego odkrycia, jakiego dokonał NISS, i dlaczego NBP tę oczywistość wcześniej ukrywał.
Nie przesadzajmy z tą pasją ;-) Twój wpis też jest o “jak”, a nie “dla czego”.
Moje zobowiązanie (umowa kredytowa), jak już wspomniałeś, bank traktuje jako papier wartościowy i na jego podstawie daje klientowi pieniądze. Akt kreacji pieniądza odbywa się jednak nie w chwili podpisania umowy, ale w chwili księgowania środków na moich rachunku bieżącym.
Bank bilansuje sobie te środki, które daje mi do dyspozycji dzisiaj, ze środkami, których nie ma, lecz ma nadzieję otrzymać w przyszłości. To jest błąd, a ponieważ jest czyniony z premedytacją, możemy to nazwać oszustwem. Czynionym zgodnie z prawem, czyli to jest oszustwo strukturalne.
Do opisu nie mam już żadnych zastrzeżeń, ale do Twojej interpretacji – tak.
Według mnie bilansowanie ze środkami z przyszłości jest dobrą zasadą kreacji pieniądza, czyli nie jest to błędem.
Mamy do czynienia z oszustwem dlatego, że nie jest to klarownie przedstawiane opinii Narodu, nigdy nie było przedmiotem debaty, czy Polacy chcą takiego systemu.
Jest to traktowane przez polityków oraz w mediach jako temat tabu.
Natomiast na 100% oszustwem jest pobieranie przez bank odsetek. Staje się to jasne, kiedy dokładnie widzimy jak się to kreowanie pieniądza odbywa (no tak, jak? jest tutaj bardzo ważne – miałeś rację).
I moim zdaniem dlatego właśnie nie mówi się otwarcie o tych mechanizmach, aby ludzie myśleli, że otrzymują od banku w użytkowanie coś wartościowego, co bank uprzednio posiadał, bo takie przeświadczenie uzasadnia moralne prawo banku do pobierania odsetek.
Jestem odmiennego zdania, bo to jest bilansowanie z czymś, czego nie ma.
Lichwa to jest dodatkowe oszustwo. Kreacja pieniądza przez prywatny bank też jest oszustwem, nawet gdyby pieniądze te były pożyczane na 0% procent.
Kto będzie przebywał w Twym przybytku, Panie,
kto zamieszka na Twojej świętej górze?
Ten, który postępuje bez skazy, działa sprawiedliwie,
a mówi prawdę w swoim sercu
…
ten, kto nie daje swoich pieniędzy na lichwę
i nie da się przekupić przeciw niewinnemu.
Chciałbym zwrócić uwagę na pewną nieścisłość rozumowania w związku z odpowiedzią NBP.
Moim zdaniem konieczne jest do tego przynajmniej zgrubne określenie terminów:
Prawny środek płatniczy – pieniądz uznawany i kreowany przez NBP.
Pasywa to wszelkiego rodzaju zobowiązania danego podmiotu do wypłaty prawnego środka płatniczego.
Aktywa to źródła przyszłego dochodu w prawnym środku płatniczym.
Na czym polega umowa kredytu?
Bank nabywa od kredytobiorcy zobowiązanie do spłaty określonej ilości prawnego środka płatniczego w określonej przyszłości. W zamian za to zobowiązanie płaci własnym zobowiązaniem do wypłaty określonej ilości prawnego środka płatniczego w terminie natychmiastowym.
Bank nabył aktywa które mu przyniosą dochód za pasywa będące jego zobowiązaniem, co spowodowało wzrost wartości bilansu.
Zobowiązanie banku dotyczy teraźniejszości, a nabyte aktywa dotyczą przyszłości, zatem nie są te aktywa zabezpieczeniem, “pokryciem” dla tego konkretnego nowo podjętego przez bank zobowiązania. “Pokryciem” tego zobowiązania są inne aktywa które teraz, w teraźniejszości przynoszą wpływy, łącznie z kapitałem własnym banku.
Dla kredytobiorcy efekt umowy kredytowej jest taki, że w zamian za swoje zobowiązanie do wypłaty prawnego środka płatniczego w przyszłości, otrzymuje zobowiązanie banku do wypłaty prawnego środka płatniczego w dowolnej chwili.
Po co kredytobiorcy taka transakcja?
Kredytobiorca zawiera ją dlatego, że sprzedawcy różnych dóbr nie chcą przyjmować jako zapłaty za swoje towary zobowiązania kredytobiorcy dotyczącego przyszłości, ale przyjmują zobowiązania banku dotyczące teraźniejszości. Dzieje się tak dlatego, że bank ma bardzo dużo aktywów zapewniających bieżące przychody, które uwiarygadniają realizację zobowiązania banku.
Czy koszt tej operacji jest niewielki dla banku?
Jednym czynnikiem kosztów jest zapewnienie realizacji nowo podjętego zobowiązania wypłaty prawnego środka płatniczego. Ta operacja ma wprawdzie miejsce w dwu przypadkach – wypłaty gotówki, czyli prawnego środka płatniczego w kasie przez klienta oraz w przypadku jakiegokolwiek rozliczenia z NBP. W rozliczeniach międzybankowych banki wymieniają się wzajemnie tymi zobowiązaniami które posiadają, udzielając sobie wzajemnie kredytów. Jednak prawnego środka płatniczego jest w przybliżeniu 5 do 6 razy mniej niż wszystkich zobowiązań banku, także mimo niewielu przypadków rozliczeń w tym rodzaju pieniądza ten czynnik ma swoją wagę.
Drugim czynnikiem jest zapewnienie, by zobowiązanie kredytobiorcy okazało się w przyszłości wiarygodne, czyli by przynosiło wpływy w prawnym środku płatniczym. To zapewnienie musi być na tyle nadmiarowe, by mogło także pokryć te zobowiązania które okażą się w przyszłości niespłacalne. Wpływy z tych zobowiązań będą przecież w przyszłości zabezpieczeniem dla nowo udzielanych kredytów.
Trzecim czynnikiem jest zapewnienie wynagrodzeń pracownikom banku.
Te czynniki składają się na cenę zamiany zobowiązań jaka zachodzi w trakcie umowy kredytowej i ta cena jest nazywana procentem.
Co jest w tym procesie nieuczciwego?
Bardzo proszę o wyjaśnienie.
Generalnie, umowa jest uczciwa wtedy, gdy obie strony oferują sobie nawzajem posiadane dobra o porównywalnej (idealnie – takiej samej) wartości. Bank udzielając kredyt stwarza pieniądz elektroniczny, którego nie posiadał. Mimo, że nie jest on formalnie prawnym środkiem płatniczym, funkcjonuje on w gospodarce dokładnie tak samo, jak M0 – pieniądz bazowy kreowany przez NBP.
Możliwość wykonania takiej operacji wynika z licencji, udzielonej bankowi przez Naród (nieświadomie), a nie – z jakichś właściwości banku, z jakiegoś dobra, którego byłby on posiadaczem i które wnosiłby do całej tego układu. Oczywiście bankowi należy się wynagrodzenie za pracę, a odsetki od pozostającej w obrocie ilości pieniądza elektronicznego (M2 – M1) z żadną pracą nie są związane. Praca wytworzenia kredytu na 100 zł i 100.000.000 zł jest taka sama. Banki zabezpieczają się przed ryzykiem niewypłacalności kredytobiorców na wiele sposobów, wysokość odsetek nie jest powiązania z wielkością tego ryzyka, ale z “chłonnością rynku”, czyli w jakim stopniu nieświadomi, przymuszeni systemem klienci są gotowi dać się doić.
Najłatwiej zrozumieć istotę lichwiarskiej kreacji pieniądza jeśli rozpatrzymy sytuację pomiędzy systemem bankowym traktowanym jako całość, oraz Narodem – ludźmi wytwarzającymi i kupującymi dobra.
System bankowy wytwarza pieniądze i wymaga ich zwrotu w ilości powiększonej o odsetki.
Jeśli są one wyższe niż tempo wzrostu majątku narodowego, to zadłużenie Narodu wobec systemu bankowego musi sukcesywnie wzrastać. Nie ma żadnego naturalnego ogranicznika dla tego procesu i to zadłużenie może przerosnąć wartość rocznego produktu, a nawet całego istniejącego majątku narodowego.
Jeśli nie jest to dla Pana oczywiste, to są dwie możliwości: można opisać cały proces formułą matematyczną i wykazać, że wartość zadłużenia jest funkcją monotonicznie rosnącą.
Inne rozwiązanie to symulacja numeryczna.
W tym zdaniu jest kilka nieścisłości:
1. Aktywo banku (zobowiązanie kredytobiorcy) składa się z części kapitałowej oraz prowizji, opłat i odsetek. Ta pierwsza (kapitałowa) część w normalnej sytuacji nie wpływa na bilans banku. Tylko jeśli kredyt zostanie uznany za niespłacalny, wtedy wielkość jego kapitału będzie stratą banku. Jeśli chodzi o część drugą, na początku tylko opłaty wstępne i prowizje powiększają bilans banku. Spodziewane odsetki stanowią “przychody okresów przyszłych” i nie wchodzą do bilansu. Proszę zauważyć, że wartość rat odsetkowych jest znana z góry tylko dla kredytów o stałym oprocentowaniu, a to, czy zostaną spłacone wiadome jest dopiero po fakcie, dlatego choćby z tego powodu niewłaściwe byłoby ujmowanie ich w bilansie. Dopiero wymagalne raty odsetkowe księgowane są na kontach bilansowych.
Zgodnie z uwagami Poruszyciela – nadziei się nie księguje :-)
Czy się różni zobowiązanie kredytobiorcy od zobowiązania banku – tylko wielkością kwoty i terminem realizacji. Każdy z tych podmiotów nie posiadał wcześniej takiego dobra, każdy z tych podmiotów stworzył swoje dobro “z niczego”. Można zatem bez problemu uznać że oba te dobra są porównywalne.
Czy wielkość oprocentowania nie jest związana z wysokością ryzyka to bardzo dobrze widać przy porównaniu oprocentowania kredytu konsumpcyjnego i kredytu hipotecznego. Hipoteczny, w związku z mniejszym ryzykiem, bo zabezpieczonym nieruchomością, ma niższe oprocentowanie w porównaniu z kredytem komercyjnym.
Gdy rozpatrujemy kwestię całościowo, to otrzymujemy sytuację w której właściciele i pracownicy banku mogą kupować wytwarzane dobra za spłacane odsetki. Zadłużenie zatem narodu może być cały czas stałe, może maleć lub może rosnąć, zależnie od wysokości spłat zaciągniętych kredytów. Zadłużenie będzie wzrastać tylko w takim przypadku gdy kredytobiorcy nie będą wytwarzać żadnych produktów atrakcyjnych dla właścicieli i pracowników banków.
Wielka manipulacja wyliczeń pokazujących konieczność stałego przyrostu długu polega na pomijaniu dochodów właścicieli banków i ich pracowników. A jest to dodatkowy kanał dopływu pieniądza do społeczeństwa.
Część kapitałowa właśnie wpływa na bilans banku, już w momencie udzielenia kredytu. Bilans musi dawać 0 więc musi się pojawić po stronie aktywów wartość odpowiadająca nowym pasywom. Pokazują to przykłady księgowań kredytu bankowego z
http://jestesmyzmiana.pl/wp-content/uploads/2016/09/Stracone-stulecie-w-ekonomii_03.pdf
Oczywiście zamiast symulacji i modeli matematycznych można także zobaczyć, jak to wygląda w rzeczywistości:
Nie. Tylko bank. Kredytobiorca uszczuplił swoją wolność, dlatego tak trafne jest powiedzenie kredyt = niewola. Od momentu wzięcia kredytu musi on przeznaczać część owoców swojej pracy na zysk dla banku. Pojedynczy bank na moment zmniejszył ilość wolnych rezerw pieniądza bazowego, ale system bankowy jako całość w żaden sposób swojego stanu posiadania nie uszczuplił.
Korelacja nie oznacza przyczynowości. Proszę sobie wyobrazić (lub zrobić symulację), jak skurczyłby się rynek klientów na kredyty hipoteczne, gdyby ich oprocentowanie było takie jak konsumpcyjnych.
Za zyski kapitałowe nie kupuje się dóbr produkowanych przez ludzi, ale legislacje powiększające rentowność banków i zaprzyjaźnionych korporacji, dyspozycyjność polityków i tego typu rzeczy. Dobra pozorne i szkodliwe.
Nie i nie :-)
Tylko gdyby bankier i jego pracownicy wydawali wszystkie zyski na dobra produkowane przez klientów banków zadłużenie mogłoby nie rosnąć.
W praktyce redukcja długu możliwa jest tylko w przypadku przejęcia przez bank dóbr realnych, czyli w przypadku upadłości dłużnika. Zawsze musi się to skończyć źle dla klientów banków.
Tylko płace pracowników wracają do obrotu gospodarczego, zyski właścicieli w ogromnej większości pozostają na rynku kapitałowym (dobra pozorne lub szkodliwe).
Tu już mamy bilans w dwóch znaczeniach. Bilans kont aktywnych i pasywnych musi dawać 0, ale tzw. “bilans banku”, czyli majątek + aktywa – należności – może być liczbą skończoną.
Skoro w momencie udzielania kredytu rosną aktywa (część kapitałowa zobowiązania) i pasywa (wartość depozytu utworzonego dla kredytobiorcy), to w tym momencie bilans banku się nie zmienia (a bilans kont zawsze powinien wynosić 0, chyba że nastąpi błąd w księgowaniach).
Proszę darować ale “wolność” kredytodawcy naprawdę nic nie znaczy. Tak samo można powiedzieć o uszczupleniu “wolności” banku z powodu konieczności rozliczenia swoich zobowiązań. Nawet w kontekście całego systemu bankowego, gdyż nadal pozostają rozliczenia z NBP.
Jedna przyczyna nie wyklucza drugiej. Wzgląd na popyt na kredyty nie wyklucza uzależniania oprocentowania od ryzyka.
Nie ma znaczenia co jest kupowane za zyski kapitałowe. Ocena czy kupowane dobra są pozorne czy szkodliwe nie dotyczy w ogóle kwestii uczciwości samego zjawiska oprocentowania. Czy bezpośrednio przez właścicieli banków, czy też przez polityków, czy też przez posiadaczy lokat bankowych pieniądze wracają do obrotu gospodarczego. Bo przecież obrót gospodarczy to stan posiadania pieniędzy przez ludzi uczestniczących w gospodarce. A każdy, zarówno bankier jak i polityk musi jeść, musi się ubierać musi gdzieś mieszkać i wydaje pieniądze by pozyskać te dobra.
Nie widzę sensu kontynuowania rozmowy przy takim dictum. Utrata wolności przez bank stanowi drobny ułamek tej utraty po stronie dłużnika. Właśnie o to chodzi, o brak równoważenia się wymienianych dóbr.
Pan nie rozumie elementarnej zasady uczciwości. Uczciwe wejście w posiadanie jakichkolwiek dóbr wymaga ekwiwalentu w postaci pracy lub innych dóbr. Jeśli ktoś bogaci się nie wykonując pracy, to kradnie.
Ja nie śmiałbym przypisywać sobie posiadania takiego autorytetu moralnego, by oceniać czy wymiana jaką dobrowolnie zawierają dwie strony była nie ekwiwalentna.
Nie jestem bez grzechu by pierwszy rzucać kamieniem.
Dobrowolność wymaga pełnej świadomości o tym, jaki jest przedmiot i warunki transakcji – po obydwu stronach. Jest to warunek konieczny.
Jeśli ma Pan jakiekolwiek wątpliwości, proszę spytać dziesięć nieznajomych osób, skąd biorą się pieniądze, które bank wpłaca na konto kiedy ktoś bierze “kredyt w rachunku bieżącym”.
Nie chodzi tu tylko o pojedyncze umowy kredytowe, ale także – prawo bankowe, które w imieniu Narodu stanowią jego przedstawiciele.
Czy dobrze szanownego Pana rozumiem – potępia szanowny Pan bank za to, że traktuje swoich klientów jak ludzi inteligentnych, potrafiących czytać ze zrozumieniem i mających podstawową wiedzę ekonomiczną, za to że traktuje swoich klientów jak równorzednych partnerów którzy wiedzą czego chcą i jakie konsekwencje przyniosą dla nich ich własne decyzje?
Takie traktowanie ludzi przez bankierów jest wg szanownego Pana nieuczciwe?
Jeżeli zaś chodzi o odebranie wolności kredytobiorcy poprzez konieczność wieloletniej spłaty zadłużenia z odsetkami, to jednocześnie zachodzi zjawisko “obdarowania” kredytobiorcy wolnością natychmiastowego działania dzięki otrzymanym środkom bankowym.
Ja nie potrafię określić jaki jest bilans tych operacji na wolności i dlatego uznałem ten argument za nieznaczący.
Mamy ten “rzadki” przypadek w Hameryce, pożyczyli trochę pieniędzy z banku, ale nie potrafią wytworzyć żadnych produktów atrakcyjnych dla właścicieli i pracowników banku, więc ich dług rośnie ;-)
Programista twierdzi, że nie ma w tym oszustwa, bo “widziały gały co brały”, czyli brały pieniądze w zamian za zobowiązanie, że te pieniądze oddadzą z odsetkami. Bank przecież musi z czegoś żyć, zapłacić za prąd i wypłacić pensje pracownikom, więc jest wszystko ok. Żal tylko tych właścicieli i pracowników banku, którym za ich ciężką pracę Amerykanie zalegają z wypłatą ich wynagrodzenia 21 bilionów USD ;-)
Z jakiego to źródła raczy Pan czerpać swoją wiedzę o tym, jak banki traktują swoich klientów? Z serii “Poczytaj mi mamo”, z “Przygód Tytusa, Romka i Atomka” czy może z książki “Tomek na tropach Yeti”?
Proszę mi dać jakiś pretekst, bym ja mógł traktować Pana jako inteligentnego, potrafiącego czytać ze zrozumieniem i mającego podstawową wiedzę ekonomiczną, a przede wszystkim – elementarną uczciwość.
Wciska Pan kit tak ordynarnie, że zaczynam podejrzewać, że Pańskim celem jest prowokowanie, a nie wymiana argumentów i wspólne poszukiwanie prawdy.
Uważam, że lichwa w ogólności jest zła. Zarabianie pieniędzy bez ponoszenia ryzyka, bez wkładania pracy, tylko dlatego, że ma się więcej pieniędzy niż inni – to jest złem.
A jeszcze bardziej perfidnym złem jest manipulacja liczbami w księgach, czy na serwerach w sieci, udająca, że się posiada depozyt do pożyczenia, gdy się go tak naprawdę nie ma, a generuje się wirtualny depozyt z przewidywanych zysków z pożyczek istniejących depozytów. To wszystko jest chore.
Podobnie działa umowa na nauczenie latania. Klient zapisuje instruktorowi swój majątek na wypadek śmierci, pod warunkiem, że nauka będzie skuteczna. Instruktor ustawia klienta na krawędzi przepaści, po czym lekko go popycha. Klient zostaje natychmiastowo obdarowany wolnością obracania się względem dowolnej osi i wykonywania różnych ewolucji niemożliwych podczas stania na twardym podłożu.
W umowie nie jest nigdzie zagwarantowane, że zdolność do latania pozwoli na wielokrotny start i lądowanie.
A tak na serio, nie chodzi o to, że klient banku nic nie dostaje w zamian za swoją utraconą wolność, ale że bank obdarowuje go czymś, co nie jest jego własnością, ani nie zostało przez ten bank nigdy wypracowane czy uczciwie nabyte. Wartość udzielonego kredytu nie bierze się z majątku banku, tylko jest ona podkradana z całego systemu gospodarczego.
Działanie banku można porównać do pompy cieplnej, która za pomocą małej ilości energii dokonuje transferu ciepła ze zbiornika o dużej pojemności cieplnej do zbiornika o małej pojemności. Dla tego pierwszego, spadek temperatury jest niemal niezauważalny, mimo, że temperatura drugiego może wzrosnąć o kilkaset procent. Ciepło, które powoduje ten wzrost temperatury nie jest jednak wytwarzane przez pompę, a tylko przenoszone. Jeśli ktoś miałby mieć prawo do pobierania odsetek od kredytu, to właściciel całego systemu gospodarczego, który nadaje pieniądzowi kreowanemu za pomocą kredytu wartość, czyli ogół firm, usługodawców i pracowników.
Bank “obdarowuje” kredytobiorcę własnym zobowiązaniem do wypłaty pieniędzy.
Czy zobowiązania banku nie są jego własnością, podobnie jak zobowiązania kredytobiorcy są z kolei jego własnością?
Jakie “prawa” ma “cały system gospodarczy” by decydować o tym, kiedy jaki podmiot może podejmować własne zobowiązania? Trzeba znać odpowiedź na to pytanie jeśli zarzuca się podkradanie poprzez składanie zobowiązań.
Przytacza szanowny Pan przykład człowieka pozbawionego jakiejkolwiek elementarnej wiedzy o otaczającym świecie, który godzi się dobrowolnie na pozbawienie własnego życia. Ma to być zarzut w stosunku do banków, że dobrowolna umowa z takim człowiekiem jest nieuczciwa, gdyż nie jest on świadomy konsekwencji jakie go spotkają. Na moje pytanie czy złe jest to, że bank przyjmuje iż kredytobiorca dysponuje jednak jakimś rozeznaniem i wiedzą o otaczającym go świecie, odpowiada szanowny Pan zarzutem o prowokowanie zamiast poszukiwania prawdy.
Ja chciałbym po prostu poznać konkretny zarzut wraz z uzasadnieniem na to że lichwa jest zła. Z pańskich komentarzy wywnioskowałem że powodem tego zła jest to, że bank nie “opiekuje” się kredytobiorcą tylko traktuje go jak partnera który wie dokładnie co chce, jakie są konsekwencje jego pragnień i jakie jest ryzyko które ponosi. Nie zaprzecza szanowny Pan ani nie potwierdza, tylko atakuje personalnie.
Arystoteles twierdził że lichwa jest zła bo pieniądz jest bezpłodny. Konkretnie i z uzasadnieniem – można uzasadnienie zbadać i stwierdzić czy jest prawdziwe czy nie.
Rozumiem stanowisko szanownego Pana space – zarabianie pieniędzy gdy ich się ma więcej jest złe – uzasadnienie: bo tak i już. Przynajmniej szczerze i bez żadnych roszczeń do poszukiwania prawdy.
Nie powodem zła, tylko dowodem, że wypisuje Pan brednie o tym, jak banki traktują swoich klientów. Implicite wprowadza Pan niezwykle naiwny obraz, według którego typowym klientem banku jest Kowalski biorący kredyt przed świętami lub na wakacje. To też patologia, ale znikomy fragment całego procederu. Przecież państwo zadłuża się w moim i Pańskim imieniu.
System kreacji pieniądza przez kredyt stanowi monopol i nie mamy praktycznie żadnego wyboru, czy chcemy, czy nie – musimy z niego korzystać. Czy to także wypiera Pan ze swojej świadomości?
Nie atakuję Pana personalnie, tylko wyrażam swoją ocenę propagandy, jaką Pan tutaj sączy i argumentacji, jaką Pan stosuje. W innym wątku komentator podpisujący się Mosze z Tel Awiwu stosuje podobny zabieg – na zarzut, że prezydent Riwlin kłamał, zadał pytanie, co złego jest w tym, że w innym zdaniu powiedział on prawdę.
Tutaj Pan, zamiast podać argument, dlaczego pobieranie odsetek od stworzonego z niczego pieniądza elektronicznego miałoby być moralnie i ekonomicznie uzasadnione, pyta Pan, “co jest złego w tym, że bank traktuje klientów jak ludzi inteligentnych?”
Przypominam, że Marcin P. również traktował swoich klientów jak ludzi inteligentnych i mających podstawową wiedzę ekonomiczną i zdaje się, że nawet ubolewał przed Komisją Śledczą, że kierowali się oni “chciwością i rządzą zysku”. Czy według Pana jest on niesprawiedliwie oskarżany o oszustwo?
Pyta pan o ocenę moralną lichwy, czy o skutki gospodarcze?
Lichwa jest zła, bo jest to żerowanie na cudzej biedzie. Ten, który ma zarabia dzięki temu, że komuś brakuje. Bóg zabrania tego wprost. Czyta Pan Pismo Święte?
Space nie twierdzi, że lichwa jest zła, bo tak, ale dlatego, że jest to sprzeczne z Przykazaniami Bożymi. Może nie zauważył Pan, że komentuje na portalu prowadzonym przez i dla katolików, dlatego nie mamy w zwyczaju za każdym razem przypominać, że nauczanie Jezusa Chrystusa jest dla nas podstawą wszelkich ocen etycznych. Kiedy ktoś pisze tutaj, że coś jest złe lub dobre, to dla wszystkich w miarę rozgarniętych czytelników jest jasne, że umocowanie tych ocen jest w nauczaniu Kościoła Katolickiego.
W przypadku obecnego systemu bankowego występuje połączenie lichwy i oszustwa, ponieważ bank zarabia na czymś, czego nie ma, co tworzy “ad hoc” na podstawie zagmatwanych przepisów i luk prawnych. Skutkiem lichwy połączonej z nieuprawnioną kreacją pieniądza jest galopujące zadłużenie całych społeczeństw i państw oraz kumulacja własności w rękach garstki ludzi. Stagnacja, bieda, upadłości pojedynczych osób i firm oraz ogólnoświatowy kryzys gospodarczy.
Dlaczego Pan chce bronić tego systemu? Przecież ta konstrukcja (kreacja+lichwa) nie jest jedyną możliwą.
Chciałbym się na koniec upewnić w jednej kwestii.
Twierdzi szanowny Pan, że “Lichwa jest zła, bo jest to żerowanie na cudzej biedzie. Ten, który ma zarabia dzięki temu, że komuś brakuje.”
Rozumiem w związku z tym, że lichwa jaka ma miejsce w we wszelkiego rodzaju transakcjach pomiędzy przedsiębiorstwami, nie podlega temu zarzutowi. Nie można przecież powiedzieć że “jednemu przedsiębiorstwu brakuje” skoro celem każdego przedsiębiorstwa jest zarabianie.
Proszę o wyjaśnienie, co Szanowny Pan ma na myśli. Nigdy nie słyszałem o takim procederze.
Nigdy szanowny Pan nie słyszał o oprocentowanych pożyczkach pomiędzy przedsiębiorstwami?
To nie są “wszelkiego rodzaju transakcje”, to tylko jeden ich rodzaj.
Z etycznego punktu widzenia oprocentowane pożyczki są lichwą.
Z praktycznego i ekonomicznego, przedsiębiorstwo udzielające pożyczki ujmuje coś ze swojego stanu posiadania, pogarsza płynność i ponosi ryzyko, dlatego – pod warunkiem, że wysokość odsetek jest skorelowana ze stratami, jakie ponosi pożyczkodawca – taka transakcja nie jest formą kradzieży.
Co do kwestii pierwszeństwa; kredyt, czy depozyt, udowodnię że dzieje się to równocześnie. Posłużę się ogólną ilościową teorią pieniądza. O ogólnej ilościowej teorii można szczegółowo poczytać tutaj:
http://mufineksposypkom.neon24.pl/post/142885,ilosciowa-teoria-pieniadza-ujeta-w-ogolna-itp
Według ogólnej ilościowej teorii pieniądza, system bankowy jest specjalistycznym rynekiem towarowym, bo handluje się na nim jedynie zawężoną grupą towarów. Na tym rynku do handlu używa się pieniądza jednorazowego i elektronicznego. Poza tym rynkiem, ten sam pieniądz elektroniczny funkcjonuje jako pieniądz obiegowy. Oznacza to, że gdy wystawia się do handlu na rynku bankowym towar, to “zarządca” rynku bankowego emituje pieniądz elektroniczny podmiotowi wystawiającemu towar na rynku bankowym. Gdy zaś się pieniądzem elektronicznym kupuje towar na rynku bankowym, to pieniądz elektroniczny znika. Czyli jest anihilowany. Na pozostałych rynkach ten pieniądz elektroniczny działa jak pieniądz obiegowy. Oznacza to, że podczas wszystkich innych transakcji jest tylko przesuwany pomiędzy kontami podmiotów posługujących się tym pieniądzem na innych rynkach i w różnych sytuacjach. Z kolei przy handlu towarami rynku bankowego pomiędzy podmiotami bankowymi pieniądz elektroniczny nie ulega anihilacji, tylko jest przesuwany pomiędzy kontami.
Towarami na rynku bankowym, są takie towary jak:
1. Metale szlachetne
2. Banknoty i znaki pieniężne
3. Papiery wartościowe jak akcje i obligacje
4. Monety
5. Bony pieniężne
6. Certyfikaty urodzeń
7. Umowy kredytowe
Więc idąc dalej, wg tej teorii co do wypowiedzianej tu zasady, że:
1. Kredyt nie powstaje z depozytu, ale odwrotnie – depozyt powstaje z kredytu i tą drogą prywatny bank kreuje pieniądz dłużny (pkt. 1),
stwierdzę że depozyt i kredyt powstają współbieżnie. Kredyt jest właściwie emisją pieniądza, której towarzyszy wystawianie przez kredytobiorcę na rynku bankowym, równowartego towaru rynkowego z przyszłości (długu), powiększonego o cenę preferencji czasowej od kwoty kredytu równego zdeklarowanemu długowi. Bank jest według „ogólnej ilościowej teorii pieniądza”, specjalistycznym rynkiem towarowym, dla zawężonej grupy towarów, a pieniądz w tej teorii, na rynku bankowym, jest pieniądzem jednorazowym. Czyli taki pieniądz kupuje na tym rynku tylko jeden raz, po czym musi zniknąć.
Bank jako rynek towarowy specjalistyczny, dawniej działał towarem rynkowym złoto, tudzież innymi towarami wartościowymi. Pieniądzem jednorazowym, są wtedy noty bankowe na zdeponowane złoto. Na pozostałych rynkach towarowych, noty bankowe funkcjonują wówczas jako pieniądz obiegowy. Na specyficznym, bo zawężonym asortymentowo rynku, którym zarządza bank, gdy „kupuje się złoto” odbierając je z depozytu, nota bankowa jako pieniądz jednorazowy jest niszczona.
Bank tak jak obecnie, też jest rynkiem towarowym specyficznym i działa na towarach którymi są; znaki pieniężne, monety zdawkowe, bony pieniężne, tudzież inne papiery wartościowe, oraz towary z przyszłości (długi), jako konta ujemne, poustawiane na odpowiednie daty zakupu w planie spłat rat kredytowych dla poszczególnych podmiotów. Wtedy pieniądzem dla takiego rynku są zapisy na kontach elektronicznych u wszelkich podmiotów. Pieniądze elektroniczne działają na zasadzie pieniądza jednorazowego, ale tylko na rynku bankowym. Poza rynkiem bankowym, podczas transakcji na innych rynkach towarowych, zapisy na kontach elektronicznych pełnią funkcję pieniądza obiegowego. Wtedy funkcjonuje przesuwanie kwot między kontami, a nie anihilacja pieniądza elektronicznego, jak podczas zakupu towaru na rynku bankowym.
Przykład anihilacji i emisji pieniądza elektronicznego jednorazowego na rynku bankowym:
Gdy kupuje się znaki pieniężne, to znika równowartość pieniędzy na koncie elektronicznym.
Gdy wystawia się towar w postaci znaków pieniężnych na rynek bankowy, zachodzi emisja pieniędzy na koncie jednorazowego pieniądza elektronicznego. Oczywiście działającego jednorazowo w obrębie tylko rynku bankowego.
Oczywiście odnotowanie w rachunku teowym banku, traktującym depozyt jako swoją własność (tzw depozyt nieprawidłowy) można interpretować na pasywach, jako depozyt(bankowy towar rynkowy, w postaci towaru z przyszłości), zabezpieczony dodatkowo majątkiem trwałym podmiotu, w przypadku niespłacenia należności w wymaganym terminie. Zaś po stronie aktywów odnotowanie należności do spłacenia w przyszłości, ale te spłaty będą musiały być przez bank anihilowane, bo one kupują dług na rynku bankowym, jako pieniądze jednorazowe. Cena preferencji czasowej natomiast nie podlega anihilacji i pozostaje na aktywach jako zysk dla banku.
Tak, równocześnie, ale od strony przyczynowej w obecnym systemie kredyt poprzedza depozyt. Nie musi to być samo w sobie złe, ale większość dziennikarzy i zwykłych ludzi jest przekonanych, że panki udzielają kredytów z jakichś posiadanych rezerw finansowych, co zasadniczo nie jest prawdą.
Czy zgodnie z prezentowaną ogólną ilościową teorią pieniądza w obecnym systemie mają miejsce patologie?
Czy ma Pan pomysł, jak je wyeliminować?
Według mnie bank nie jest i tym bardziej nie powinien być żadnym “rynkiem”, a jedynie notariuszem. Producent towarów, które zostaną sprzedane nadaje pieniądzowi wartość i on powinien być zarówno emitentem, jak i kredytobiorcą.
Bank powinien jedynie pilnować, aby faktycznie dochodziło do pokrycia wyemitowanego pieniądza równoważącym jego wartość towarem. Nie powinno być odsetek, ale kary za łamanie tej reguły (ponoszone po społu przez bank i kredytobiorcę).
“Czy zgodnie z prezentowaną ogólną ilościową teorią pieniądza w obecnym systemie mają miejsce patologie?
Czy ma Pan pomysł, jak je wyeliminować?”
Odnośnie tego pytania powiem tyle, że pracuję nad tym zagadnieniem, by szczegółowiej ten temat opisać następnym wpisem. Na teraz tą teorią dało mi się wytłumaczyć, w jaki sposób zadłużanie zmniejsza dostępność do dóbr za wykonywaną pracę i doprowadza do utraty własności do wszystkiego, sprowadzając do poziomu wegetatywnego życia, jeżeli obsługę pieniężną wykonuje obcy podmiot.
http://mufineksposypkom.neon24.pl/post/137249,pieniadz-ujemny-czesc-1
———–
“Według mnie bank nie jest i tym bardziej nie powinien być żadnym “rynkiem”, a jedynie notariuszem. ”
Owszem. Jestem tego samego zdania. Tu wystarczy firma usługowa przechowująca informację o ilości jednostek pieniądza w poszczególnych kontach podmiotów i wykonywać usługi przesuwania tych jednostek pieniężnych pomiędzy kontami, w przypadku elektronicznego pieniądza obiegowego.
Z kolei nadzór równowagi towarowo pieniężnej, jest odrębnym zagadnieniem do bieżącej kontroli i dokonywania korekt na ilość pieniądza.
———
“Producent towarów, które zostaną sprzedane nadaje pieniądzowi wartość i on powinien być zarówno emitentem, jak i kredytobiorcą.”
Dokładnie tak. Tego typu projekty wykonałem wcześniej. Był to projekt SPONT i PORN, gdzie emisje pieniędzy wykonywały firmy.
Obecnie uważam, że strategiczne działy gospodarki obowiązkowo muszą być o własności społecznej, albo państwowe i działać według cen towarowych, jakie wyjdą z bilansu i firmy takie mają mieć prawo do emisji pieniądza. Nawet emitować mają dla siebie zysk i amortyzację według składników cenowych na produktach. Czyli zysk określany w funkcji składnika cenowego włożonej pracy. Strategiczne produkty mają mieć odbiorców i nie ma tu zagrożenia, że towary nie będą miały zbytu na własnym rynku.
Tego typu działy gospodarcze nie powinny mieć działania konkurencyjności. A dlatego, bo koszty społeczne dużych wspólnych przedsięwzięć społecznych nie można marnotrawić. Tego typu inwestycje dają korzyści dopiero w odległej perspektywie czasowej i korzystać z tego mają też przyszłe pokolenia. Tego typu działy gospodarcze mają być chronione przez politykę celną.