Dobra relacja z Bogiem zawsze będzie rzutować na nasze relacje z drugim człowiekiem. – Wtorek, 24 listopada 2015 r.

Myśl dnia

Miłość dodaje otuchy jak promień słońca po deszczu.

William Szekspir

Nigdy nie jest za późno, aby się pojednać, nigdy nie jest za późno na to, aby pokochać,
nigdy także nie jest za późno, aby być szczęśliwym .
Phil Bosmans

Cytata dnia

Jeśli chodzi o węgiel, to w skali europejskiej jesteśmy potęgą. (…) Trzeba więc sobie jasno powiedzieć,

że węgiel jest naszym absolutnie podstawowym surowcem energetycznym,

naszą bazą energetyczną i ważnym elementem naszej suwerenności energetycznej.

Andrzej Duda, Prezydent RP

 

Best-Wonderful-Picture3

 

Bądź uwielbiony, Panie, za wszystkie dary, jakie otrzymujemy od Ciebie.

Prowadź dalej i ochraniaj swój Kościół, wzbudzając nowych proroków,

którzy będą wskazywali ludziom drogę do Ciebie.

********

Powiedz Bogu o swoich pragnieniach. Proś Go, byś dostrzegał,

w jaki sposób On odpowiada na twoje prośby.

________________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

________________________________________________________________________________________________________

WSPOMNIENIE ANDRZEJA DUNG-LAC I TOWARZYSZY, MĘCZENNIKÓW WIETNAMSKICH

2411-andrzej

WTOREK XXXIV TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK III

PIERWSZE CZYTANIE  (Dn 2,31-45)

Kolos na glinianych nogach

Czytanie z Księgi proroka Daniela.

Daniel powiedział do Nabuchodonozora:
„Ty, królu, patrzyłeś: Oto posąg bardzo wielki, o nadzwyczajnym blasku stał przed tobą, a widok jego był straszny. Głowa tego posągu była z czystego złota, pierś jego i ramiona ze srebra, brzuch i biodra z miedzi, golenie z żelaza, stopy zaś jego częściowo z żelaza, częściowo z gliny.
Patrzyłeś, a oto odłączył się kamień, mimo że nie dotknęła go ręka ludzka, i ugodził posąg w jego stopy z żelaza i gliny, i połamał je. Wtedy natychmiast uległy skruszeniu żelazo i glina, miedź, srebro i złoto, i stały się jak plewy na klepisku w lecie; uniósł je wiatr, tak że nie pozostał po nich nawet ślad. Kamień zaś, który uderzył posąg, rozrósł się w wielką górę i napełnił całą ziemię.
Taki jest sen, a jego znaczenie przedstawimy królowi. Ty, królu, królu królów, któremu Bóg Nieba oddał panowanie, siłę, moc i chwałę, w którego ręce oddał w całym zamieszkałym świecie ludzi, zwierzęta polne i ptaki powietrzne i którego uczynił władcą nad nimi wszystkimi, ty jesteś głową ze złota.
Po tobie jednak powstanie inne królestwo, mniejsze niż twoje, i nastąpi trzecie królestwo miedziane, które będzie panowało nad całą ziemią. Czwarte zaś królestwo będzie trwałe jak żelazo; żelazo, co wszystko kruszy i rozrywa w kawałki; jak żelazo, co miażdży; zetrze i zmiażdży ono wszystkie inne.
To, że widziałeś stopy i palce częściowo z gliny, częściowo zaś z żelaza, oznacza, że królestwo ulegnie podziałowi; będzie miało coś z trwałości żelaza. To zaś, że widziałeś żelazo zmieszane z mulistą gliną, a palce u nóg częściowo z żelaza, częściowo zaś z gliny, oznacza, że królestwo będzie częściowo trwałe, częściowo zaś kruche. To, że widziałeś żelazo zmieszane z mulistą gliną, oznacza, że zmieszają się oni przez ludzkie nasienie, ale nie będą się odznaczać spoistością, podobnie jak żelazo nie da się pomieszać z gliną.
W czasach tych królów Bóg Nieba wzbudzi królestwo, które nigdy nie ulegnie zniszczeniu. Jego władza nie przejdzie na żaden inny naród. Zetrze i zniweczy ono wszystkie te królestwa, samo zaś będzie trwało na zawsze, jak to widziałeś, gdy kamień oderwał się od góry, mimo że nie dotknęła go ludzka ręka, i starł żelazo, miedź, glinę, srebro i złoto. Wielki Bóg wyjawił królowi, co nastąpi później; prawdziwy jest sen, a wyjaśnienie jego pewne”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Dn 3,57-58a.59a.60a.61a.62a.63a)

Refren: Chwalcie na wieki najwyższego Pana.

Błogosławcie Pana, wszystkie dzieła Pańskie, *
chwalcie i wywyższajcie Go na wieki.
Błogosławcie Pana aniołowie Pańscy, *
błogosławcie Pana niebiosa.

Błogosławcie Pana, wszystkie wody pod niebem, *
błogosławcie Pana, wszystkie potęgi.
Błogosławcie Pana, słońce i księżycu, *
błogosławcie Pana, gwiazdy niebieskie.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ap 2,10c)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Bądź wierny aż do śmierci,
a dam ci wieniec życia.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 21,5-11)

Zapowiedź zburzenia świątyni

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”.
Zapytali Go: „Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?”
Jezus odpowiedział: „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: «Ja jestem» oraz: «nadszedł czas». Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec”.
Wtedy mówił do nich: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 

 
Otwarci na charyzmaty

Słowa Jezusa o fałszywych prorokach spełniły się. Na przestrzeni wieków było ich wielu i siali wśród ludzi zamęt. W dzisiejszych czasach jesteśmy świadkami wysypu różnych fałszywych ideologii. Prowadzą one do wewnętrznego rozbicia człowieka. Promocja zachowań homoseksualnych, manipulacje genetyczne, eutanazja, magia – to tylko niektóre z nich. Zwodzą ludzi, obiecując im drogę na skróty, z pominięciem Prawa Bożego. Chrześcijaństwo w wielu miejscach jest coraz bardziej spychane na margines. Jednocześnie Duch Święty wzbudza w wielu z nas nowe charyzmaty, które są odpowiedzią na potrzeby współczesności. Bądźmy odważni i przyjmujmy te dary łaski Bożej z otwartymi sercami. To Jezus jest Panem!

Bądź uwielbiony, Panie, za wszystkie dary, jakie otrzymujemy od Ciebie. Prowadź dalej i ochraniaj swój Kościół, wzbudzając nowych proroków, którzy będą wskazywali ludziom drogę do Ciebie.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*****************

ŚŚ. Andrzeja Dung Lac i Towarzyszy

0,13 / 10,16
Duchu Święty przyjdź. Tu i teraz do mnie. Otwórz moje uszy. Otwórz moje oczy. Otwórz moje serce. Daj mi spotkać się z Bogiem. Daj mi usłyszeć Jego głos.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 21, 5-11

Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony». Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?» Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „Ja jestem” oraz: „nadszedł czas”. Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec». Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie».

Jezus w odczytanej przed chwilą Ewangelii zapowiada zburzenie świątyni. Całkowite jej zniszczenie. On ma na myśli nie tylko budowlę, ale także nasze ciało, nasze serce. On nas dobrze zna. Dziś zaprasza cię do przemiany serca, do poszukiwania znaków Bożej obecności w tym, co budujesz, czy to materialnie czy w swoim sercu. Jakie uczucia budzą się teraz w tobie? O czym chcesz Jezusowi powiedzieć?

Bóg ostrzega przed ludźmi, ideologiami, światopoglądami, które są fałszywe. Powodują odejście od dobra, miłości. Są złudne. Czy potrafisz świadomie dokonywać wyborów? Czym się kierujesz w swoim życiu?

Wsłuchując się jeszcze raz w Ewangelię, zobacz Jezusa, który zapowiada wielkie wydarzenia, które zostaną poprzedzone znakami czasu. To już się dzieje na naszych oczach. Bóg daje nam odwagę do ich przyjmowania. Daje nam swoje łaski. Jakie pragnienia rodzą się teraz w tobie? Czy wierzysz, że Bóg chce ci pomóc w tych pragnieniach?

Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony». Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?» Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „Ja jestem” oraz: „nadszedł czas”. Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec». Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie».

Powiedz Bogu o swoich pragnieniach. Proś Go, byś dostrzegał, w jaki sposób On odpowiada na twoje prośby.

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu jak było na początku teraz i zawsze i na wieki wieków Amen.
http://modlitwawdrodze.pl/home/
**************

#Ewangelia: Koniec świata nie jest tragedią

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: “Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”. Zapytali Go: “Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?” Jezus odpowiedział: “Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: «Ja jestem» oraz: «nadszedł czas». Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać; ale nie zaraz nastąpi koniec”.
Wtedy mówił do nich: “Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie”.

 

Komentarz do Ewangelii

 

Przepowiednie, wskazujące datę końca świata, są stare jak świat. Wszystkie one są “głupie”, to znaczy nie mają i nie będą mieć pokrycia z rzeczywistością. To byłoby bardzo złe dla nas, gdybyśmy poznali datę końca świata. Dlatego jej nie poznamy. Nie warto więc marnować czasu i energii na domysły, kiedy to nastąpi. Lepiej skupić się na nauce życia w Niebie, bo dla każdego z nas ten świat skończy się najpóźniej za kilkadziesiąt lat.
Koniec świata nie jest tragedią. Tragedią jest odrzucenie życia w Niebie przez odrzucenie Miłości jako swojego sposobu istnienia.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2657,ewangelia-koniec-swiata-nie-jest-tragedia.html
**************

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 21, 5-11

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. 55Laney69 / Foter.com / CC BY)

Zniszczyć łatwo, ale odbudować…

 

Zniszczenie świątyni
Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, powiedział: Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony. Zapytali Go: Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?

 

Jezus odpowiedział: Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: Ja jestem oraz: Nadszedł czas. Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec.

 

Wtedy mówił do nich: Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie.

 

Opowiadanie pt. “O samolocie i myśliwych”
Dwóch myśliwych wynajęło samolot, aby ich przewiózł w wyższe partie lasu. Po dwóch tygodniach maszyna miała przylecieć, aby ich odtransportować razem z łupem. Pilot wróciwszy, rzucił okiem na upolowaną zwierzynę, orzekł kategorycznie: – Ta maszyna nie udźwignie więcej niż jednego bawołu; resztę musicie zostawić. – Ależ zeszłego roku pilot takiego samego samolotu pozwolił nam wziąć dwie sztuki – oponowali myśliwi.

Pilot nie dowierzał, ale w końcu się zgodził : – No, dobrze, jeżeli zeszłego roku tak zrobiliście, to możemy i tym razem zrobić to samo.

 

A więc na pokładzie znalazły się dwa bawoły i trzech mężczyzn. Samolot jednak nie mógł wzbić się na odpowiednią wysokość i uderzył w pobliską górę. Mężczyźni wyczołgali się jakoś spod szczątków maszyny i przecierali oczy ze zdumienia. Wówczas jeden z myśliwych odezwał się pytająco: – Jak myślicie, gdzie jesteśmy? Drugi myśliwy spojrzał badawczo na linię horyzontu i odparł: – Myślę, że znajdujemy się mniej więcej tysiąc metrów na lewo od tego miejsca, gdzie spadliśmy w zeszłym roku.

 

Refleksja
Warto uczyć się na własnych błędach. Łatwo bowiem coś raz zburzyć, ale odbudować to jest już bardzo trudno. Szczególnie dotyczy to naszych relacji z Bogiem i drugim człowiekiem. Bóg zawsze oczekuje naszego powrotu z drogi grzechu. Tu najważniejszy jest krok, którego inicjatorem jesteśmy my sami. W naszej relacji z drugim człowiekiem zawsze łatwo zniszczyć zaufanie, którym dana osoba nas darzy. Sami wiemy, że na zaufanie trzeba pracować często latami, zaś zerwanie tej cienkiej nitki relacji nie jest trudne. Wystarczy jedno złe słowo, gest, zachowanie…

 

Jezus uczy nas, że wpierw powinniśmy zadbać o naszego ducha. Dobra relacja z Bogiem zawsze będzie rzutować na nasze relacje z drugim człowiekiem. Jakość naszego życia jest wynikiem naszej relacji z Bogiem. Jeśli nie jest ona dobra, wtedy tracimy spokój naszego ducha, który “udziela się” innym ludziom. Zburzenie wtedy czyjegoś świata jest bardzo łatwe, ale odbudowanie go wymaga sił i zaangażowania czasami nawet przez wiele lat…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy uczysz się na własnych błędach?
2. Czy dążysz do porozumienia?
3. Czy można pojednać się z sobą?

 

I tak na koniec…
Nigdy nie jest za późno, aby się pojednać, nigdy nie jest za późno na to, aby pokochać, nigdy także nie jest za późno, aby być szczęśliwym (Phil Bosmans)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,457,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-21-5-11.html

*************

 

_______________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

24 Listopada

************

Św. Andrzeja Dung-Lac i 116 towarzyszy

Marek Wójtowicz SJ

Św. Andrzeja Dung-Lac i 116 towarzyszy (źr. vatican.va)

W dniu 18 czerwca w 1988 roku, podczas uroczystej Mszy św. sprawowanej przed bazyliką św. Piotra w Rzymie, Jan Paweł II kanonizował 117 męczenników wietnamskich. Umierali oni w swojej Ojczyźnie w latach 1773-1862 za to, że publicznie wyznawali swoją wiarę w Jezusa Chrystusa. Obok misjonarzy przybyłych z Europy i miejscowych kapłanów ginęli także katechiści i ludzie świeccy, m. in. Agnieszka Le Thi Than, matka sześciorga dzieci. Woleli oni raczej umrzeć aniżeli wyprzeć się świętej wiary katolickiej. W tej liczbie było ośmiu biskupów i pięćdziesięciu kapłanów.

Chrześcijańscy misjonarze przybyli do Wietnamu już w XVI wieku. Historia tego Kościoła jest ściśle złączona z drogą męczeństwa. Najbardziej krwawe prześladowania miały miejsce w latach 1820- 1840. Za wiarę w Jezusa oddało wtedy życie od 100 do 300 tysięcy chrześcijan. Głównie zamieszkiwali oni Tonkin Wschodni.
Św. Andrzej Dung-Lac reprezentuje przed całym światem wszystkich wietnamskich męczenników. Urodził się w 1795 roku w biednej pogańskiej rodzinie na północy Wietnamu. Gdy miał 12 lat, jego rodzice przenieśli się do Hanoi, ale nie znaleźli pracy. W tym najtrudniejszym okresie Andrzej spotkał katechistę, który dał mu schronienie i pożywienie.

 

Zamieszkał w misji Vinh-Tri, gdzie po trzech latach przyjął chrzest. Zadbano też o jego edukację i po ośmiu latach Dung został katechistą. Po dziesięciu latach nauczania katechizmu i przygotowania dzieci do świadomego korzystania z sakramentów świętych. Andrzej rozpoczął studia teologiczne i po ich ukończeniu został wyświęcony na kapłana 15 marca 1823 roku. Był w wielu miejscach proboszczem. Pewnego dnia zburzono jego dom i został aresztowany. Wypuszczono go z więzienia dzięki zebranym i przekazanym państwowemu urzędnikowi pieniądzom.
Ksiądz Andrzej nie bał się prześladowań, przeniósł się w miejsce jeszcze bardziej niebezpieczne, w okolice Hanoi. Wyznał wtedy: “Ci, którzy umierają za wiarę, idą do nieba; my zaś wciąż się ukrywamy, tracimy pieniądze, by nas uwolniono z więzienia. Większy pożytek byłby z tego, gdyby nas zatrzymano i zadano śmierć”.
Cztery lata później jego pragnienie zostało ziszczone, gdy po raz drugi został aresztowany przez pewnego urzędnika, 10 listopada w 1839 roku. Przebywał wtedy w domu Piotra Thi. By go bronić, wierni zebrali wielką sumę pieniędzy. Niestety, kiedy po sześciu dniach został znowu aresztowany przez prefekta policji, wolności już nie odzyskał.
Przed śmiercią męczeńską był torturowany, nakłaniano go, by wyrzekł się wiary i podeptał krzyż naszego Pana. Wolał umrzeć wierny do końca Jezusowi Chrystusowi. Został ścięty mieczem 21 grudnia w 1839 roku. Razem z nim został uwięziony i skazany na śmierć ks. Piotr Thi.
Prośmy Boga, by męczeńska śmierć 117 wietnamskich męczenników, których wspominamy 23 listopada, owocowała także dzisiaj męstwem wiary współczesnych wyznawców Chrystusa w Wietnamie, którzy są pozbawieni przez komunistyczny rząd tego państwa pełnej wolności w wyznawaniu wiary.

http://www.deon.pl/religia/swiety-patron-dnia/art,59,sw-andrzeja-dung-lac-i-116-towarzyszy.html

***************

 

________________________________________________________________________________________________________

To warto przeczytać

************

Bo prorocy są niewygodni

List

Maciej Müller

(fot. © Mazur/catholicnews.org.uk)

Zabójca strzelił z samochodu, który zatrzymał się przed kaplicą. Kula trafiła w serce Romero, zabijając go na miejscu. Tylko dwóch biskupów zginęło wcześniej podczas mszy: św. Stanisław i św. Tomasz Becket.

 

Oscar Romero właśnie kończył kazanie. Był 24 marca 1980 r., godzina 6.30. Arcybiskup San Salvador odprawiał mszę w intencji matki przyjaciela w kaplicy szpitala onkologicznego. Mówił: “Nikt nie umiera na wieki. A ci, którzy swe zadanie spełnili z głęboką wiarą, nadzieją i miłością, otrzymają koronę chwały. W tym duchu módlmy się za panią Saritę i za nas samych”. Wtedy gruchnął strzał i rozległ się pisk opon.
Zabójca strzelił z okna samochodu, który zatrzymał się przed kaplicą, i po zamachu natychmiast odjechał. Kula trafiła w serce Romero, zabijając go na miejscu. Historia znała dotychczas tylko dwa przypadki biskupów zamordowanych podczas odprawiania mszy: św. Stanisława i św. Tomasza Becketa.
W pierwszych dniach lutego 2015 r. światowe agencje podały, że papież Franciszek upoważnił Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do opublikowania dekretu o męczeństwie abp. Oscara Romero. Oznacza to “krótką ścieżkę” do jego beatyfikacji, ponieważ w procesie męczennika nie jest wymagany udokumentowany cud za jego wstawiennictwem. Trafia on na ołtarze zaraz po zatwierdzeniu dekretu o śmierci za wiarę.

 

Nie zabijaj
Metropolię San Salvador (stolicy Salwadoru) Oscar Romero objął w 1977 r. ze względu na swoją… bezbarwność. W kraju od wielu lat trwała krwawa wojna domowa między lewicową partyzantką a prawicowym (właściwie – feudalnym, bo działającym w interesie wielkich właścicieli ziemskich), niezwykle brutalnym reżimem.

 

Zarówno Watykan, jak i pozostali salwadorscy biskupi i rząd zgadzali się co do tego, że Romero będzie “bezpieczny” i “grzeczny”. Wykształcony w Rzymie, miał opinię niebudzącego kontrowersji, niezbyt śmiałego, skupionego na pracy duszpasterskiej i przede wszystkim – zupełnie nieinteresującego się polityką.

 

Jako biskup diecezji Santiago de Maria stale przypominał księżom angażującym się w pomoc prześladowanym chłopom, że ich obowiązkiem jest “przede wszystkim głoszenie Słowa Bożego”.
Kilkanaście dni po ingresie Romero doszło do wydarzenia, które zmieniło arcybiskupa w innego człowieka. 12 marca 1977 r. ks. Rutilio Grande SJ, jego przyjaciel, teolog wyzwolenia i obrońca praw człowieka, jechał samochodem do kościoła parafialnego, by odprawić wieczorną mszę.

 

Nagle zaterkotał ukryty za zakrętem karabin maszynowy. Ks. Grande i dwójka pasażerów zginęli, zmasakrowani pociskami. Jezuita, który zasłynął stwierdzeniem, że psy właścicieli ziemskich jedzą lepiej niż dzieci pracujących na ich polach wieśniaków, od dawna był prześladowany przez służby bezpieczeństwa.
Wstrząśnięty bestialskim zamordowaniem przyjaciela abp Romero domagał się od władz śledztwa – którego nikt na serio nie zamierzał prowadzić. Decyzją arcybiskupa w najbliższą niedzielę po śmierci ks. Grande w całym kraju odbyła się tylko jedna msza: w stołecznej katedrze. Przybyło na nią 100 tys. ludzi. Władze przekonały się, że Romero ma Salwadorczyków po swojej stronie.
Szok wywołany śmiercią przyjaciela sprawił, że arcybiskup zaczął dostrzegać – a może zechciał wreszcie dostrzec – co się dzieje w Salwadorze. Wyłamując się z niepisanej tradycji, odmówił uczestnictwa w inauguracji prezydentury generała Carlosa Humberta Romero, co stanowiło policzek dla junty, przyzwyczajonej do uległości katolickich hierarchów. Napisał też list do prezydenta USA Jimmy’ego Cartera, w którym ubolewał, że ten, mimo iż mieni się człowiekiem wierzącym, wspiera finansowo salwadorski reżim.
W kazaniach Romero regularnie łajał rządzących za brak reform mogących ulżyć doli chłopów, zubożałych i prześladowanych przez właścicieli ziemskich. Głośno mówił o przestępstwach dokonywanych przez rządowe szwadrony śmierci.

 

“Kościół będzie piętnował wszelki gwałt zadany godności człowieka: masakry, przypadki zaginionych bez wieści, tortury, bezprawne aresztowania, konfiskaty mienia, wszystkie przerażające formy zbrodni i przemocy, które są wyrazem grzechu, to znaczy nieprawdy o człowieku” – zapowiadał.
Gromadził dokumentację na temat bestialstw wojsk rządowych. Wystawiało to jego samego, a także współpracujących z nim duchownych na śmiertelne niebezpieczeństwo. Ludzie Kościoła, którzy nie zachowywali się wobec władz jak lennicy, byli porywani, więzieni, torturowani, zmuszani do ucieczki za granicę.

 

Romero miał tego świadomość. W swoim radykalizmie podobno kiedyś powiedział, że “byłoby czymś smutnym, gdyby w czasie, kiedy ginie tylu chłopów, nie został zamordowany żaden ksiądz”. Sam był stale lżony w zależnych od władz mediach i oskarżany o wspieranie komunistycznej partyzantki.
“Arcybiskup dawał ludowi nadzieję w czasie, kiedy nie było nadziei – mówił o Romero jego były doradca, jezuita ks. Jon Sobrino. – Do chwili, gdy podniósł głos, naród salwadorski nie wierzył, że usłyszenie prawdy jest możliwe. Kochał lud, dla tej miłości narażał nawet instytucję Kościoła”.
Któregoś dnia kilku umundurowanych mężczyzn obezwładniło Romero, po czym na jego oczach sprofanowali kościół, strzelając do ołtarza, rozsypując i depcząc konsekrowane hostie. W kazaniu wygłoszonym na dzień przed śmiercią arcybiskup tak zwrócił się do żołnierzy: “Bracia, jesteście z tego samego ludu, co my. Zabijacie waszych braci wieśniaków. Człowiek może wam kazać zabijać, ale więcej dla was musi znaczyć prawo Boże, które mówi: nie zabijaj”. W ten sposób wydał na siebie wyrok śmierci. Junta prawdopodobnie odczytała te słowa jako wezwanie żołnierzy do wypowiadania posłuszeństwa dowódcom.

 

Samotny wśród swoich
Za arcybiskupem Romero bynajmniej nie stali murem pozostali członkowie episkopatu. Kiedy w 1978 r. wydał list pasterski potępiający powszechną przemoc i ciepło wyrażający się o ruchach ludowych (ale nie o partyzantach!), czterech innych biskupów wydało własny list, krytykujący owe ruchy.

 

Romero przeciwko sobie miał także nuncjusza apostolskiego abp. Emanuela Geradę, który konsekwentnie oczerniał arcybiskupa San Salvadoru w Watykanie. Przedstawiał go jako zaangażowanego politycznie zwolennika teologii wyzwolenia, który wywołuje niepokoje społeczne i dzieli biskupów. Trudno było znaleźć argumenty bardziej dyskredytujące w oczach Jana Pawła II. Arcybiskupowi groziło nawet przez pewien czas usunięcie w cień przez administratora wyznaczonego przez Stolicę Apostolską, który miałby sprawować realne rządy w archidiecezji.

 

Romero podejrzewał, że to z powodu niekorzystnych ocen nuncjusza Gerady był dość chłodno przyjmowany przez papieża podczas audiencji w Watykanie. W 1979 r. arcybiskup przywiózł ze sobą dokumenty dowodzące zbrodni reżimu w Salwadorze. Papież zalecił mu jednak ostrożność i “umiarkowanie w ocenie konkretnych sytuacji”. Przestrzegł, że “w ferowaniu oskarżeń istnieje niebezpieczeństwo błędów” i nie zalecał kontynuowania “ostrego kursu”.
Jan Paweł II i Romero spotkali się ponownie rok później. Arcybiskup usłyszał, że powinien mieć na uwadze, iż “wyrównywanie rachunków przez lewicowy front ludowy może być także niekorzystne dla Kościoła” (Romero zawsze bolało zestawianie ruchów ludowych z partyzantką komunistyczną). Warto jednak zaznaczyć, że według nowszych opracowań historycznych na temat stosunków arcybiskupa Romero z Janem Pawłem II, ich drugie spotkanie było znacznie cieplejsze, a papież zapewnił go o swoim wsparciu.

 

Pasterz czy polityk
Po zamachu szybko wzrastał kult arcybiskupa, donoszono nawet o uzdrowieniach za jego wstawiennictwem. Jednak przez wiele lat władze kościelne nie podjęły żadnych wysiłków w kierunku beatyfikacji. Następca Romero na metropolii abp Arturo Rivera (notabene: przyjaciel zabitego) nie pozwolił nawet upamiętnić tablicą miejsca śmierci arcybiskupa, a dopiero w 1986 r. udzielił zgody na procesję w rocznicę śmierci Romero.
Skąd taka powściągliwość? Abp Rivera tłumaczył to tak: “Problemem jest to, że nazwisko Romero wciąż jest wykorzystywane przez niektórych ludzi do celów politycznych. Mamy na lewicy różne grupy mówiące, że był męczennikiem za ich konkretne cele, a to sprawia, że trudniej wykazać, iż był męczennikiem za Kościół”. Niemniej Rivera na wszelki wypadek gromadził dokumenty na temat życia i kultu Romero.
Wiele świadectw wskazuje, że to sam Jan Paweł II hamował rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego salwadorskiego hierarchy. Nie chodziło o niechęć do Romero, ale o to, by zapobiec upolitycznieniu jego postaci. Papież chciał zaczekać, aż skończy się wojna domowa – żeby wizerunki nowego świętego nie znalazły się na partyzanckich sztandarach.
Oczywiście ktoś, kto chciałby je tam umieścić, musiałby zafałszować pamięć o  arcybiskupie. Romero krytykował bowiem wszelkie przejawy niesprawiedliwości, bez względu na systemy polityczne je wywołujące. Kapitalizm gromił za czynienie człowieka przedmiotem wyzysku, a komunizm – za zniewalanie człowieka przez dyktaturę materialistyczną.
Salwadorski ksiądz Ricardo Urioste, który znał abp. Romero, tak opowiadał o nim w 1987 r. amerykańskiemu dziennikarzowi Kennethowi Woodwardowi: “Niektórzy ludzie mówią, że był manipulowany. Jestem przekonany, że ani publicznie, ani prywatnie nie powiedział nic, o czym najpierw nie porozmawiałby z Bogiem. Był manipulowany tylko przez Boga”.

 

“Łaska, na którą nie zasługuję”
Na dwa dni przed śmiercią abp. Romero udzielił wywiadu, w którym przyznał: “Często grożono mi śmiercią (…) Jeśli spełnią swoje groźby, od tej chwili ofiaruję moją krew Bogu za odkupienie i zmartwychwstanie Salwadoru. Uważam, że męczeństwo jest łaską od Boga, na którą nie zasługuję. Ale jeśli Bóg przyjmie ofiarę mojego życia, niech moja krew stanie się nasieniem wolności i znakiem, że nadzieja wkrótce stanie się rzeczywistością”.
Tak jak śmierć ks. Grande odmieniła myślenie Romero, tak zabójstwo tego ostatniego wpłynęło na Jana Pawła II. W 1982 r. nazwał zamordowanego arcybiskupa “gorliwym pasterzem, który życie oddał za Kościół i za swój ukochany naród”. A w 1983 r. udał się w pielgrzymkę do Salwadoru i wbrew miejscowym biskupom postanowił pomodlić się przy grobie Romero.

 

Organizator podróży papieskich kard. Roberto Tucci tak wspominał to wydarzenie: “gdy dotarliśmy przed katedrę, (…) abp Rivera powiedział, że władze zakazały odwiedzin – istotnie drzwi były zamknięte – ale papież był nieugięty. Powiedział, żeby poszukano klucza i otworzono drzwi. Czekaliśmy jakiś czas. Na placu nie było żywego ducha, ponieważ został opróżniony przez policję”.
Inny świadek wydarzenia, ks. Bartolomeo Sorge z “La Civilta Cattolica”, dodał, że kiedy papieżowi udało się wreszcie dostać do środka, “rzucił się na kolana (…), z ramionami symbolicznie obejmującymi cały Kościół. Jak sam to później wyjaśnił, chciał uwolnić heroiczną ofiarę pasterza od ideologicznych instrumentalizacji”. Podobno podczas tej pielgrzymki papież często powtarzał słowa: “Romero jest nasz”.

 

Za co zginął Romero?
“Był niewygodnym świętym, bo prorocy są niewygodni” – tak powiedział niedawno o Romero obecny biskup pomocniczy San Salvador Gregorio Rosa Chávez. Proces beatyfikacyjny abp. Romero na szczeblu diecezjalnym ostatecznie uruchomiono w 1993 r., trzynaście lat po zamachu.

 

W ciągu czterech lat trybunał zbadał życie i wszystkie rękopisy arcybiskupa, przesłuchał świadków. Następnie akta sprawy wysłano do Watykanu, gdzie pracę podjęła Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych. Główne pytanie, na które teologowie musieli znaleźć odpowiedź, brzmiało: czy Romero na pewno zginął za wiarę, czy może raczej za zaangażowanie na rzecz idei politycznej. (Ten sam problem pojawił się podczas procesu beatyfikacyjnego ks. Jerzego Popiełuszki).

 

Kard. José Saraiva Martins, prefekt Kongregacji, w jednym z wywiadów stwierdził nawet, że pragnąc dokładnie wyjaśnić motyw zbrodni, najlepiej by było… przesłuchać mordercę.
Tymczasem śledztwo aż do dziś nie przyniosło żadnego rezultatu. Znany jest jedynie raport Komisji Prawdy badającej zbrodnie okresu wojny domowej, z którego wynika, że w zorganizowaniu zamachu maczał palce Roberto D’Aubuisson, oficer wywiadu, jeden z ważnych polityków okresu rządów junty, odpowiedzialny za śmierć setek ludzi (zmarł w 1992 r.).

 

Z kolei amerykańscy obrońcy praw człowieka oskarżyli o udział w morderstwie innego salwadorskiego polityka Alvaro Savarię. Nie odbył się jednak żaden proces, który by wskazał i ukarał winnych śmierci Oscara Romero.
W 2007 r. na temat abp Romero niespodziewanie wypowiedział się papież Benedykt XVI. Nazwał go “wielkim świadkiem wiary”, który “zasługuje na beatyfikację”. Podkreślił też, że arcybiskup “był wolny od wypaczeń ideologicznych występujących u tych, którzy próbują upodobnić się do niego ze względów politycznych”.

 

Jeśli wierzyć doniesieniom watykanistów, na prośbę Benedykta XVI przyspieszono proces. Po kilku latach prac, w styczniu 2015 r. kolegium teologów Kongregacji jednogłośnie ogłosiło: abp Oscar Romero został zamordowany “in odium fidei” – czyli ze względu na nienawiść do wiary, jaką żywili jego zabójcy.

 

*  *  *

 

Współcześnie abp. Romero jest otoczony w Salwadorze niemalże oficjalnym kultem państwowym. Urzędujący w latach 2009-14 prezydent Mauricio Funes nazywał go “duchowym przewodnikiem narodu”. Wcześniej prosił rodzinę hierarchy i Kościół o wybaczenie za niewyjaśnione do dziś morderstwo.

 

W 2014 r. parlament Salwadoru przegłosował, by jedyny międzynarodowy port lotniczy w kraju nosił imię Romero (znajduje się tam wielki mural przedstawiający arcybiskupa). Funes nadał też imię Romero salonowi honorowemu Pałacu Prezydenckiego. Obecny prezydent Salvador Sánchez Céren wspólnie z ministrem spraw zagranicznych publicznie wyraził radość z decyzji papieża Franciszka o ogłoszeniu dekretu nt. męczeństwa Romero.

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1120,bo-prorocy-sa-niewygodni.html

*************

Do czego potrzebujemy modlitwy?

Jacek Bolewski SJ

(fot. shutterstock.com)

Potrzebujemy modlitwy – do czego? Czy tylko do tego, by przedstawiać Panu Bogu nasze prośby – żeby On mógł je wysłuchać?

 

Ludzie wierzący w Boga czują potrzebę modlitwy. Co to znaczy? Towarzyszy nam często poczucie winy, że zaniedbujemy naszą modlitwę. Prawie przy każdej spowiedzi pojawia się wyznanie: za mało się modlę… To jeszcze nie wskazuje, że naprawdę czuję potrzebę modlitwy, bo skoro wiele razy to powtarzam i niewiele z tego wynika, może moja potrzeba jest tylko teoretyczna, wymyślona. Mówiąc inaczej: jeśli czuję potrzebę pokarmu, to nie uspokoję się, aż nie znajdę nasycenia; podobnie powinno być z modlitwą: jeśli naprawdę jej potrzebuję, to zrobię wszystko, by zaspokojenie było możliwe. W przeciwnym wypadku, gdy zaspokojenie ciągle jest odsuwane, pojawia się podejrzenie, że tylko mówię o potrzebie, ale naprawdę jej nie czuję. Może pozostało jeszcze teoretyczne przekonanie, że wierzący powinien się modlić, ale praktycznie brakuje zrozumienia tej “powinności”. Trwa pamięć o “obowiązku” modlitwy, przypomina o tym rachunek sumienia przed spowiedzią; spowiadający się wyznaje więc ten “grzech”, ale czy żal jest autentyczny? Czy budzi potrzebę modlitwy w taki sposób, że wreszcie zaspokojenie stanie się tak potrzebne, jak w przypadku pokarmu na każdy dzień?

 

Gdy rozważamy te pytania, musimy jeszcze się cofnąć i zacząć od sprawy bardziej fundamentalnej, trudniejszej: może nasza deklarowana potrzeba modlitwy stała się fikcją, pobożnym wyobrażeniem, oderwanym od rzeczywistości – naszego życia? Bo wokół nas jest wielu, może coraz więcej ludzi, którzy nie czują potrzeby modlitwy. Nie muszą wcale być niewierzący; wtedy bowiem, gdy człowiek nie wierzy w Boga, modlitwa traci sens… Istnieją także wierzący, którzy tak są zajęci zaspokajaniem rozmaitych potrzeb życiowych, że ginie pośród nich potrzeba modlitwy, przestaje być odczuwana. Znajdują oni satysfakcję w pracy, mają w swoim otoczeniu osoby, z którymi mogą zaspokoić potrzeby uczuciowe – miłości czy przyjaźni… Wydaje się, że niczego im nie brakuje, są zadowolone z życia, na dodatek mówią, że czują wdzięczność wobec Boga, który tak im błogosławi, tak bardzo miłuje. Nie widzą potrzeby modlitwy, bo przecież ich potrzeby wydają się zaspokojone. Czy nie wystarczy sama wdzięczność dla Boga jako najlepsza postawa – odpowiedź na Jego dary?

 

Trzeba się cieszyć i dziękować Bogu za to, że są ludzie zadowoleni z życia, dobrze sobie radzący, samodzielni, niepotrzebu-jący Boga jako “podpórki” czy “zapełniacza” braków ich życia, wypełniacza potrzeb… Sam Stwórca cieszy się samodzielnością swego stworzenia, któremu dał wolność, aby człowiek mógł się rozwijać i stawać “na obraz” Boga. Co znaczy jednak ludzka “samodzielność”? Praktycznie, bo taka odpowiedź nas interesuje, chodzi o stabilizację życiową, znalezienie pozycji, dającej niezależność, zaspokojenie najważniejszych potrzeb. Ale tu zaczynają się pytania: Jakie potrzeby są najważniejsze? Czy wszystkie dają się zaspokoić, i to na stałe, na zawsze? Potrzeby materialne rosną w miarę ich zaspokajania. Także ważniejsza potrzeba – miłości -nie znajduje zaspokojenia w jednej tylko osobie, jak o tym świadczą liczne przykłady miłości nieszczęśliwej: nie znajdującej wzajemności albo zamierającej po czasie wzajemnej fascynacji, której zabrakło fundamentu, prawdziwego wsparcia. Bo jeśli potrzebujemy drugiej osoby do szczęścia tak bardzo, jak gdyby wszystko – całe nasze życie – zależało od niej, to nasza potrzeba zdradza więcej: ukazuje potrzebę nieskończonej, absolutnej miłości, której nie może nam okazać drugi człowiek – tak samo potrzebujący jak my. Dlatego wszystkie nasze potrzeby, w gruncie rzeczy nieskończone, kryją w sobie fundamentalną potrzebę Boga – Nieskończonego, jedynego, który może zaspokoić istotne potrzeby ludzkiego serca. Nie należy więc myśleć, że potrzeba Boga jest “obok” wszystkich innych, jakby na tym samym poziomie czy nawet “słabiej” odczuwana niż bardziej “żywe” potrzeby materialno-cielesno-uczuciowe… Jeśli faktycznie czujemy ją słabiej, to dlatego, że jest ona głębiej, obecna we wszystkich innych potrzebach. I gdy zatrzymujemy się na powierzchni naszego życia, na potrzebach widocznych bezpośrednio, wtedy możemy zapomnieć o tej głębszej, podstawowej potrzebie – samego Boga.

 

Domyślamy się teraz więzi między potrzebą Boga i modlitwy… Powiedzmy po kolei: kto jako wierzący mówi, że nie potrzebuje modlitwy, świadczy najpierw o tym, iż inne potrzeby go zdominowały. Byłoby dobrze, gdyby się dokładnie przyjrzał swoim potrzebom i sposobom ich zaspokajania. Może jego życie jest wypełnione – różnymi zajęciami, osobami – ale czy to wszystko, co przemija, zapewni podstawę także w przyszłości, w momentach krytycznych, kiedy dochodzi do głosu ograniczoność ludzkich możliwości, zawodność nadziei pokładanych w rzeczach czy ludziach? Prędzej czy później wszystko trzeba będzie zostawić, opuścić – i co wtedy zostanie z ludzkiego życia? Zostanie to, co już wcześniej jednoczyło z odwiecznym, nieśmiertelnym Bogiem, fundamentem istnienia ludzkiego. Najpóźniej w śmierci wyzwoli się, dojdzie do głosu nasza fundamentalna potrzeba Boga. Trzeba mieć nadzieję, że również wtedy ta potrzeba zostanie w pełni zaspokojona. Dlaczego jednak czekać aż do końca, skoro Stwórca wpisał tę potrzebę w nasze życie po to, by dać zaspokojenie – dać nam samego siebie, dzieląc się z nami swoim osobistym życiem. I właśnie modlitwa, gdy żywimy jej potrzebę, pomaga nam już na ziemi zaspokoić ową najgłębszą potrzebę – samego Boga.

 

Można by powiedzieć prosto: To nie Pan Bóg potrzebuje naszej modlitwy, ale my jej potrzebujemy. Zauważmy, że w Dekalogu (Dziesięciu Słowach) nie ma “przykazania” dotyczącego modlitwy. Relacji do Boga dotyczą pierwsze trzy przykazania, więc pośrednio wiążą się one z modlitwą. Zwłaszcza trzecie: “Pamiętaj, abyś dzień święty święcił” – mówi bezpośrednio o święceniu jednego dnia w tygodniu, więc ogólniej można to połączyć z uświęcaniem określonego czasu – właśnie dzięki modlitwie. Warto przypomnieć, że brewiarz, określany jako “Codzienna modlitwa Ludu Bożego” (więc nie tylko kapłanów!), nosi także nazwę “Liturgii godzin”, a celem tej modlitwy jest “uświęcenie dnia i ludzkiej działalności” (“Ogólne wprowadzenie do brewiarza”). Co znaczy tutaj “uświęcenie”? Już przykazanie o święceniu szabatu miało służyć nie tyle Bogu, ile człowiekowi: jeden dzień w tygodniu miał być wolny od pracy, by Izraelici – wyzwoleni “z Egiptu, domu niewoli”, gdzie byli zmuszani do ciężkiej pracy – nie popadli w gorszą niewolę, z własnej woli (niewoli pracoholizmu!). A więc dzień święty (szabat-odpoczynek) był dla człowieka; przypomniał o tym Pan Jezus: “szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu” (Mk 2,27). Podobnie modlitwa jako uświęcenie czasu ma służyć samemu człowiekowi, który jej potrzebuje – jak odpoczynku, nie jako dodatkowego obowiązku!

 

Potrzebujemy więc modlitwy – do czego? Czy tylko do tego, by przedstawiać Panu Bogu nasze prośby – żeby On mógł je wysłuchać? Do kwestii wysłuchania dzięki modlitwie jeszcze wrócimy. Na razie pojawił się nieoczekiwany trop odpowiedzi: modlitwa daje uświęcenie czasu, nie tylko tego, który jej poświęcamy, ale także całego czasu, naszego działania, życia. Często marnujemy nasz czas; istnieje nawet drastyczne określenie, którego jednak używamy dość lekko, mówiąc o “zabijaniu” czasu. Trzeba powiedzieć dosadnie: wszystko, co czynimy dla “zabicia” czasu, naprawdę zabija – nasz czas, a więc i nasze życie. Modlitwa ma nam pomóc nie tylko w unikaniu takiej zabójczej postawy, ale w uświęcaniu czasu, także – stopniowo – nas samych. Jakże się to stanie – można by zapytać znanymi słowami Maryi ze Zwiastowania. Znamy odpowiedź, która – o dziwo! – stosuje się także do nas i brzmi: “Duch Święty zstąpi na Ciebie” (Łk 1,35).

Fragment książki Jacka Bolewskiego SJ: Podstawy modlitwy

*************

 

________________________________________________________________________________________________________

O autorze: Słowo Boże na dziś