samo męstwo w obronie wiary nie stanowi jeszcze gwarancji prawdziwego otwarcia na Boga żywego – Czwartek, 19 listopada 2015 r.

Myśl dnia

Drzewo pielęgnowane i strzeżone troską właściciela przynosi mu owoce w spodziewanym czasie.

św. Jan od Krzyża

Cytat dnia

Człowiekowi współczesnemu grozi duchowa znieczulica, a nawet śmierć sumienia. Śmierć sumienia jest natomiast czymś gorszym od grzechu.

Jan Paweł II

(…) dla narodu państwo powinno być rzeczą najważniejszą.

Andrzej Duda, Prezydent RP

 

amir_iran

Panie, modlę się za tych wszystkich braci chrześcijan, którzy cierpią prześladowanie z powodu wyznawanej wiary. Proszę za nich, Panie, obdarz ich wytrwałością i ześlij im pocieszenie.

________________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

________________________________________________________________________________________________________

CZWARTEK XXXIII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I

PIERWSZE CZYTANIE  (1 Mch 2,15-29)

Matatiasz wzywa do walki w obronie przymierza z Bogiem

Czytanie z Pierwszej Księgi Machabejskiej.

Do miasta Modin przybyli królewscy wysłańcy, którzy zmuszali do odstępstwa przez uczestnictwo w składaniu ofiary. Wielu spomiędzy Izraelitów przyszło do nich. Gdy jednak zebrali się Matatiasz i jego synowie, wtedy królewscy wysłańcy zwrócili się do Matatiasza słowami:
„Ty jesteś zwierzchnikiem, sławnym i wielkim w tym mieście, a powagę twoją umacniają synowie i krewni. Teraz więc ty pierwszy przystąp i wykonaj to, co poleca dekret królewski, tak jak to uczyniły już wszystkie narody, a nawet mieszkańcy Judy i ci, którzy pozostali w Jerozolimie. Za to ty i synowie twoi będziecie należeli do królewskich przyjaciół, ty i synowie twoi będziecie zaszczytnie obdarzeni srebrem, złotem i innymi darami”.
Na to jednak Matatiasz odpowiedział donośnym głosem: „Jeżeli nawet wszystkie narody, które mieszkają w państwie podległym królewskiej władzy, na znak posłuszeństwa swemu królowi odstąpiły od kultu swych ojców i zgodziły się na jego nakazy, to jednak ja, moi synowie i moi krewni będziemy postępowali zgodnie z przymierzem, które zawarli nasi ojcowie. Niech nas Bóg broni od przekroczenia Prawa i jego nakazów. Królewskim rozkazom nie będziemy posłuszni i od naszego kultu nie odstąpimy ani na prawo, ani na lewo”.
Zaledwie skończył mówić te słowa, pewien człowiek, Judejczyk, przystąpił do ołtarza w Modin, ażeby złożyć ofiarę zgodnie z królewskim dekretem. Gdy zobaczył to Matatiasz, zapłonął gorliwością i zadrżały mu nerki, i zawrzał gniewem, który był słuszny. Pobiegł więc i zabił go obok ołtarza. Zabił wtedy także królewskiego urzędnika, który zmuszał do składania ofiar, ołtarz zaś rozwalił. Zapałał gorliwością o Prawo i tak uczynił, jak Pinchas Zambriemu, synowi Salu.
Wtedy też Matatiasz zaczął w mieście wołać donośnym głosem: „Niech idzie za mną każdy, kto płonie gorliwością o Prawo i obstaje za przymierzem”. Potem zaś on sam i jego synowie uciekli w góry, pozostawiając w mieście wszystko, co tylko posiadali.
Wtedy wielu ludzi, którzy szukali tego, co sprawiedliwe i słuszne, udało się na pustynię i tam przebywali.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 50,1-2.5-6.14-15)

Refren: Boże zbawienie ujrzą sprawiedliwi.

„Bogu składaj ofiarę dziękczynną, *
spełnij swoje śluby wobec Najwyższego.
I wzywaj Mnie w dniu utrapienia, *
uwolnię ciebie, a ty Mnie uwielbisz”.

Przemówił Pan, Bóg nad bogami, *
i wezwał ziemię od wschodu do zachodu słońca.
Bóg zajaśniał z Syjonu, *
korony piękności.

„Zgromadźcie Mi moich umiłowanych, *
którzy przez ofiarę zawarli ze Mną przymierze”.
Niebiosa zwiastują Jego sprawiedliwość, *
albowiem sam Bóg jest sędzią.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ps 95,8ab)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych,
lecz słuchajcie głosu Pańskiego.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 19,41-44)

Zapowiedź zburzenia Jerozolimy

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami.
Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, obiegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ
Cierpieć z powodu Chrystusa
Bóg posłał swojego Syna, aby odkupił ludzkość z grzechów. Chciał, aby odkupienie dotyczyło wszystkich ludzi, bez wyjątku. Niestety nie wszyscy przyjęli Jezusa jako Zbawiciela. Syn Boży został odrzucony nie tylko w czasach biblijnych. Także współcześnie jest On w wielu miejscach odtrącany, a Jego wyznawcy są prześladowani. Jeśli żyjemy tam, gdzie za przyznawanie się do Jezusa nie grozi nam prześladowanie, dziękujmy za to Opatrzności. Ale bądźmy też przygotowani na to, że prześladowania mogą nas spotkać. I módlmy się wówczas, abyśmy nie zdradzili Jezusa.

Panie, modlę się za tych wszystkich braci chrześcijan, którzy cierpią prześladowanie z powodu wyznawanej wiary. Proszę za nich, Panie, obdarz ich wytrwałością i ześlij im pocieszenie.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

*************

Bł. Salomei

0,11 / 9,49
Spotkanie z Bogiem wymaga twojej uważności. Kiedy słyszysz historię, która działa się dwadzieścia wieków temu, może ci się wydawać bardzo odległa. Jednak moc Ducha Świętego nigdy nie maleje.Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 19, 41-44
Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: «O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia».Jezus, gdy przybył do Jerozolimy, zapłakał nad jej mieszkańcami. Dlaczego? Może właśnie dlatego, że obywatele tego miasta, mając przed sobą samego Boga, zajmowali się rzeczami dobrymi, a nie lepszymi. Być może nie byli tego świadomi. Być może byli świadomi, ale nie refleksyjni.Życie bez Boga jest jak oblężona świątynia. Jesteś w niej sam ze sobą. Izolacja powoduje konflikty z ludźmi. Przeszkadzają, drażnią. Wydaje ci się, że wszystko obraca się przeciwko tobie.Otwarcie twojego serca dla Jezusa, to jakby wprowadzenie Go w każdy moment twojego życia. Świątynia twego serca jest otwarta na spotkanie, zarówno wtedy, gdy On sam to inicjuje, jak i wtedy, gdy ty o Nim pamiętasz. Tworzy się wzajemna wymiana Obecności.Ta modlitwa, która przed chwilą miała miejsce, to właśnie taki krótki moment spotkania. Podziękuj Bogu za tę łaskę. Podziękuj także sobie, że zbliżyłeś się do Jezusa.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
**************

#Ewangelia: Nauka Jezusa służy pokojowi

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi.

 

Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia”.

 

Przeczytaj rozważanie

 

Co służy pokojowi? Nauka Jezusa. Kto Go słucha, zapewnia sobie pokój. Nauka Jezusa czyni bowiem człowieka dobrym. A dobry człowiek na ogół doświadcza dobroci od innych (tylko wyjątkowo bywamy “karani” przez innych za dobro, które im wyświadczyliśmy). Człowiek dobry ma wielu przyjaciół. Oczywiście nie o to chodzi, by być dobrym dla korzyści, jakie to ze sobą niesie, ale nie dziwmy się, jeżeli nie staramy się być dobrymi dla innych, a potem “nieprzyjaciele otaczają nas wałem”.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2650,ewangelia-nauka-jezusa-sluzy-pokojowi.html

***********

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 19, 41-44

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. PhotoshopScaresMe.com / Foter.com / CC BY-NC-SA)

Nie zostanie kamień na kamieniu…

 

Zapowiedź upadku miasta
Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia.

 

Opowiadanie pt. “Minuta wspomnień”
Krzyk więźniów w komorach gazowych trwał tylko jedną minutę – zeznał przed sądem we Frankfurcie nad Menem esesmann Hoebinger oskarżony o zbrodnię ludobójstwa. – Skąd oskarżony wiedział, że krzyk trwał tylko jedną minutę? – spytał prokurator. – Zawsze patrzyłem na zegarek.

 

Skończyły się krzyki… Skończyła się wojna… Pan Hoebinger wrócił do domu… Punktualnie wstawał z łóżka… Jadł śniadanie… Szedł do pracy… Wracał z biura… Jadł obiad… Czytał gazetę… Pił dobre niemieckie piwo… Niekiedy szedł do kina lub teatru… Jadł kolację… Kładł się do spania… Gasił światło… Zawsze punktualnie!

 

Nigdy nie rozstawał się z zegarkiem. Zawsze przed spaniem nakręcał zegarek.

 

Refleksja
Nasza znieczulica na to, co dzieje się w około nas, przyczynia się w jakiś sposób do tego, że jest niezgoda, utarczki, bitwy, a nawet wojny. Kamień na kamieniu nie ma szans się ostać, bo “niezgoda rujnuje, a zgoda buduje”. Sama świadomość tego, że możemy przyczyniać się do budowania lepszego jutra powinna być motorem naszego zaangażowania w budowanie dobra w naszym środowisku, ale też i w konsekwencji całym świecie. Kropla to kropli i rzeka dobroci może “zalać” cały świat…

 

Jezus uczy nas, że powinniśmy być zaangażowani całym sercem we wszystko co robimy w naszym życiu. Nasza praca i trud przyniosą efekty nie od razu, ale zapewne w niedalekiej przyszłości. Tymczasem zniecierpliwienie często “zmusza nas” do odejścia od chęci zrobienia czegoś dobrze na tzw. “potem”, które nigdy potem nie przychodzi. Chrześcijanin musi mieć w sobie ogień, który prowokuje go nie tylko do myślenia, ale także działania zgodnie z rozeznaniem ducha czasu…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego jesteśmy “znieczuleni” na potrzeby świata?
2. Jak budować lesze jutro?
3. Czy jesteś osobą cierpliwą i masz w sobie “ogień”?

 

I tak na koniec…
Człowiekowi współczesnemu grozi duchowa znieczulica, a nawet śmierć sumienia. Śmierć sumienia jest natomiast czymś gorszym od grzechu (Jan Paweł II)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,452,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-19-41-44.html

************

Św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła
Mowa o psalmach, Ps 121

„O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi”
 

„Niech pokój będzie w twoich murach” (Ps 122,7). O Jeruzalem, „wzniesione jako miasto, gdzie mieszkańcy trwają w jedności” (w. 3), pokój w twej sile, pokój w twojej miłości! Ponieważ twoje siła znajduje się w twojej miłości. Posłuchaj Pieśni nad Pieśniami: „Bo jak śmierć potężna jest miłość” (8,6). Co za wspaniałe słowo, bracia! … Kto opiera się śmierci? Można opierać się płomieniom, wodom, żelazu, stawić czoła tyranom i królom, ale kiedy nadchodzi śmierć, któż się jej oprze? Nic nie jest silniejsze od niej. Tylko miłość może się mierzyć z jej siłą, można powiedzieć, że miłość jest równie silna jak śmierć. Ponieważ miłość zabija to, czym byliśmy, byśmy stali się, czym jeszcze nie byliśmy, dokonuje w nas dzieła śmierci. Święty Paweł umarł od tej śmierci. Sam o tym mówił: „Świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” (Ga 6,14) i od tej śmierci umarli ci, którym mówił: „Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu” (Kol 3,3).

Bo jak śmierć potężna jest miłość… Niech pokój zatem będzie w twojej sile, Jeruzalem, nich pokój będzie w twojej miłości. A dzięki tej sile, miłości i pokojowi „obfitość będzie w twoich wieżach” (Ps 122,7), to znaczy, na twoich wysokościach… Dostatek rozkoszy, niezliczone bogactwa, oto Bóg, który jest jeden, oto Ten, z którym trwają w jedności mieszkańcy tego miasta. To On będzie naszą obfitością w mieście Jeruzalem.

**************

Potrzeba czegoś innego, innego spojrzenia (19 listopada 2015)

  • przez PSPO
  • 18 listopada 2015

potrzeba-innego-spojrzenia-komentarz-liturgiczny

Istnieje zdumiewająca tajemnica niezdolności rozpoznania „czasu nawiedzenia”. Dlaczego Żydzi nie rozpoznali Chrystusa? Jaka zasłona nie pozwalała zobaczyć tego, co najważniejsze, na co czekali od wieków? Czy w ogóle było możliwe dla człowieka, aby zobaczył, i rozpoznał w Jezusie z Nazaretu Mesjasza i do tego Syna Bożego przed zmartwychwstaniem? Sam Pan Jezus ma o to pretensje do słuchaczy:

 

Gdyby Bóg był waszym ojcem, to i Mnie byście miłowali. Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie wyszedłem od siebie, lecz On Mnie posłał (J 8,42).

 

Widocznie powinni Go rozpoznać, ale nie rozpoznali. Jedynie po zmartwychwstaniu garstka Żydów rozpoznała Pana. W Ewangelii Pan Jezus zapowiada ruinę Jerozolimy, dlatego że nie rozpoznali w Nim Mesjasza. I rzeczywiście w roku 70 wybuchło powstanie żydowskie, które Rzymianie krwawo stłumili i zburzyli Jerozolimę. Od tego momentu rozpoczęła się wielka tułaczka Żydów, która trwała właściwie do XX wieku.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: 1 Mch 2, 15-29; Łk 19, 41-44

Przypomina się w tym kontekście historia wędrówki Izraela po pustyni przez 40 lat. Po zawarciu przymierza z Bogiem Izrael miał wstąpić do Ziemi Obiecanej. Jednak wysłani wcześniej na zwiady przestraszyli wszystkich i lud zbuntował się. W konsekwencji Żydzi musieli 40 lat wędrować po pustyni, dopóki nie wymarło całe pokolenie zbuntowanych. Do Ziemi Obiecanej weszło pokolenie następne. Święty Paweł w Liście do Rzymian pisze o tej tajemnicy bardzo konkretnie:

 

Nie chcę jednak, bracia, pozostawiać was w nieświadomości co do tej tajemnicy – byście o sobie nie mieli zbyt wysokiego mniemania – że zatwardziałość dotknęła tylko część Izraela aż do czasu, gdy wejdzie [do Kościoła] pełnia pogan. I tak cały Izrael będzie zbawiony, jak to jest napisane: Przyjdzie z Syjonu wybawiciel, odwróci nieprawości od Jakuba. I to będzie moje z nimi przymierze, gdy zgładzę ich grzechy. Co prawdą – gdy chodzi o Ewangelię – są oni nieprzyjaciółmi [Boga] ze względu na wasze dobro; gdy jednak chodzi o wybranie, są oni – ze względu na praojców – przedmiotem miłości. Bo dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne. Podobnie bowiem jak wy niegdyś byliście nieposłuszni Bogu, teraz zaś z powodu ich nieposłuszeństwa dostąpiliście miłosierdzia, tak i oni stali się teraz nieposłuszni z powodu okazanego wam miłosierdzia, aby i sami <w czasie obecnym> mogli dostąpić miłosierdzia. Albowiem Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie (Rz 11,25–29).

 

Charakterystyczna jest prawda, że Żydzi stali się nieposłuszni z powodu miłosierdzia okazanego poganom. Okazuje się, że istniejąca w sercu zawiść nie pozwala człowiekowi właściwie widzieć, a tym samym rozpoznawać. Sprawa jest o tyle zdumiewająca, że Żydzi potrafili bardzo dużo wycierpieć dla wierności Bogu. W pierwszym czytaniu rozpoczyna się opowieść o Machabeuszach, którzy przez dziesiątki lat walczyli z królami hellenistycznymi o prawa dla swojego narodu. Wpierw i przede wszystkim o prawo do wyznawania własnej wiary i zachowywania tradycji. Potem musieli ponownie walczyć o takie prawa z Rzymianami. Wielu z nich było autentycznymi męczennikami, a jednak ich spadkobiercy, mający w sobie podobną gorliwość, odrzucili Jezusa. Warto chyba zdawać sobie sprawę z tego, że samo męstwo w obronie wiary nie stanowi jeszcze gwarancji prawdziwego otwarcia na Boga żywego. Potrzeba czegoś innego, innego spojrzenia, które pozwala widzieć innych ludzi i miłosierdzie Boże względem nich.

Włodzimierz Zatorski OSB | Jesteśmy ludźmi

http://ps-po.pl/2015/11/18/potrzeba-czegos-innego-innego-spojrzenia-19-listopada-2015/

**************

Modlitwa na dziś

Boże, Ty uwolniłeś błogosławioną Salomeę, dziewicę, od trosk ziemskiego panowania i wzbudziłeś w niej pragnienie doskonałej miłości, spraw, abyśmy za jej przykładem służąc Tobie w czystości i pokorze serca, osiągnęli wieczną chwałę.
Amen.

______________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

19 listopada

19 listopada
Błogosławiona Salomea, dziewica

 

Zobacz także:

 

Błogosławiona Salomea

Salomea była córką księcia małopolskiego z dynastii Piastów – Leszka Białego i Grzymisławy z Rurykowiczów, księżniczki ruskiej. Urodziła się na przełomie 1211/1212 r. Szybko znalazła się w centrum polityki. Mając zaledwie 6 lat została zaręczona z księciem węgierskim Kolomanem (bratem św. Elżbiety Węgierskiej), co miało utrwalić pokój między Polską a Węgrami. Salomea poślubiła wkrótce Kolomana, od początku przyrzekając – za zgodą męża – zachowanie dziewictwa. W roku 1219, w wieku 8 lat, zasiadła z mężem na tronie halickim. Nie ma żadnego potwierdzenia, że była koronowana. Wkrótce potem, po klęsce w bitwie z wojskami księcia nowogrodzkiego Mścisława II Udałego, zostali zmuszeni do rezygnacji z Halicza i udali się na Węgry. W 1241 r. Koloman zmarł na skutek ran odniesionych w bitwie z Tatarami nad rzeką Sajo.
Po jego śmierci niedoszła królowa Węgier wróciła do Polski. Bolesław Wstydliwy, jej młodszy brat, okazywał jej wielką serdeczność. Salomea nie chciała jednak pozostać na dworze książęcym, postanowiła bowiem poświęcić się życiu zakonnemu. Miała dość meandrów politycznych, pragnęła spokoju i ciszy. W 1245 r. wstąpiła do ufundowanego przez Bolesława Wstydliwego klasztoru klarysek w Zawichoście koło Sandomierza, gdzie zamieszkała wraz z pierwszymi polskimi klaryskami. Jej obłóczyn dokonał ówczesny prowincjał franciszkanów podczas kapituły w Sandomierzu. Z czasem jednak uświadomiono sobie, jak łatwo klasztor w Zawichoście może stać się łupem najazdów litewskich, ruskich, a zwłaszcza tatarskich.Jan Matejko: Błogosławiona Salomea Kilkanaście lat później Bolesław Wstydliwy uposażył drugi klasztor sióstr klarysek pod Krakowem, opodal miejscowości Skała, i tam w 1260 r. przeniósł siostry z Salomeą. Klasztor w Zawichoście przejęli franciszkanie. W Skale Salomea spędziła pozostałe lata swego życia. Choć nie była nigdy ksienią, jej troską było zabezpieczenie siostrom utrzymania. By również po jej śmierci klasztor nie cierpiał niedostatku, wyposażyła testamentem kościół klasztorny w kosztowne paramenty i naczynia liturgiczne. Zaopatrzyła również klasztor w odpowiednie książki. Założyła przy klasztorze miasto na prawie niemieckim. W 1268 r. poważnie rozchorowała się. W spisanym testamencie wszystko, co jeszcze miała, przekazała klasztorowi na utrzymanie mniszek. Zastrzegła wszakże, że w razie katastrofy, takiej jak pożar czy wojna, jej majątek może zostać przeznaczony na odbudowę klasztoru lub kościoła. Zmarła w opinii świętości 17 listopada 1268 r. i została pochowana pod kościołem klasztornym na Grodzisku. Przez kolejne pół roku trwał spór, do kogo powinny należeć jej śmiertelne szczątki: klaryski twierdziły, że do nich, bo była ich fundatorką w Polsce i współsiostrą, wśród nich żyła i umarła. Franciszkanie natomiast opierali się na tym, że wolą zmarłej było spocząć w Krakowie, w ich kościele, i że z ich rąk otrzymała habit. Dla tych racji relikwie bł. Salomei przewieziono do Krakowa, gdzie spoczywają do dzisiaj. Przeniesienie relikwii odbyło się bardzo uroczyście, wobec dworu książęcego, z udziałem św. Kingi (żony Bolesława Wstydliwego, czyli bratowej Salomei), a być może także bł. Jolenty, rodzonej siostry Kingi.
Starania o kanonizację Salomei rozpoczęto zaraz po jej śmierci. Proces trwał długo, franciszkanie nie naciskali, a klaryski były za słabe, by podjąć się tak poważnego i kosztownego procesu kanonicznego. Dopiero w XVII w. na nowo rozpoczęto starania, uwieńczone szczęśliwie dekretem Klemensa X z 17 maja 1672 r., który zezwalał na jej kult.W ikonografii atrybutem bł. Salomei jest gwiazda uchodząca z jej ust w chwili śmierci.

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Mantui, we Włoszech – bł. Jakuba Benfatti, biskupa. Był zrazu doradcą Mikołaja Boccasino, generała dominikanów, który w roku 1303 został papieżem i przybrał imię Benedykta XI. On to mianował Jakuba biskupem Mantui. Ubodzy tego miasta rychło zaczęli go zwać swym ojcem. Zmarł w roku 1332. Jego kult zaaprobował w roku 1839 Pius IX.oraz:św. Azasa, żołnierza, męczennika (+ IV w.); św. Barlaama z Antiochii, męczennika (+ 303); świętych męczenników Fausta z Aleksandrii, diakona, i Dionizego (+ III/IV w.); św. Kryspina, biskupa i męczennika (+ III w.)
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-19a.php3
*******************
_______________________________________________________________________________________________________

To warto przeczytać

***********

Chrześcijanie w Syrii między strachem a nadzieją

„Prosimy, nie zostawiajcie nas samych!”

 

Gottesdienst mit syrischen flüchtlingen

Syria jeszcze do niedawna mogła być wzorem państwa, gdzie muzułmanie z chrześcijanami żyli w zgodzie i pokoju. Między rodzinami wyznawców dwóch wielkich religii monoteistycznych panowały bardzo dobre relacje sąsiedzkie i wspólnotowe. Pod władzą partii rządzącej, chrześcijanie mieli zapewnioną wolność religijną, mogli uczęszczać na nabożeństwa, Msze św., spotykać się w domach na modlitwie, odnawiać i budować kościoły, społeczeństwo muzułmańskie tolerowało chrześcijańską mniejszość. Chrześcijanie byli na tej ziemi od początku chrześcijaństwa. To tu, Szaweł nawrócił się po spotkaniu z Jezusem, w drodze do Damaszku. Do czasu inwazji muzułmanów i zdobycia tych ziem w VII wieku po Chrystusie, Syria była krajem chrześcijańskim.

Open Doors jeszcze w 2010 r. informowało o wielkim duchowym przebudzeniu chrześcijan ze wszystkich Kościołów obecnych na tej ziemi. Jednak potem nadeszła wojna domowa, która zamieniła kraj w pustynię i ziemię prześladowań. (Nabożeństwo dla uchodźców. Fot. Open Doors)

Chrześcijanie rozdarci między dwoma frontami

Masowe protesty przeciwko rządom prezydenta Assada w marcu 2011 r. bardzo szybko przerodziły sie w wojnę domową, o, początkowo nieczytelnych konturach. Dziś coraz wyraźniej ukazuje się plan i strategia działania rebeliantów: dążenie do powołania kalifatu, z prawem szariatu jako wyznacznika sposobu życia dla wszystkich obywateli. Dziennikarze z Zachodu nie rozumieją aktualnej sytuacji, która się rozgrywa w Syrii. Ukazują w swoich przekazach czarno-biały świat. Reżim Assada to czarny charakter, rebelianci zaś to dobrzy wojownicy o wolność całego narodu. Open Doors posiada informacje otrzymywane od bezpośrednich świadków wydarzeń, od informatorów, którzy z bliska uczestniczą w rozwoju wydarzeń.Sytuacja, położenie i kondycja chrześcijan są fatalne. Cały naród cierpi bombardowania, potyczki, zamachy. Według najnowszych danych ONZ, nawet 70 tys. ludzi straciło już życie w tej krwawej i brutalnej wojnie. Milion cywilów to uchodźcy, w tym ogromna liczba chrześcijan. Siły opozycyjne traktują chrześcijan jako wrogów i popleczników rządu Assada. Są zatem rozdarci pomiędzy dwoma frontami. Tak jak cały naród, i oni, cierpią konsekwencje wojny, ale dodatkowo są celem rebeliantów. Nikt im nie pomaga. Nagle stali się obcy w swoim własnym domu.

Czyń dobrze tym, którzy cię nienawidzą

Pewien młody chrześcijanin z Aleppo ma własne zdanie na temat aktualnej sytuacji: „Jako Kościół byliśmy zanadto zajęci sobą. Teraz zaczynamy współpracować wszędzie, obserwuję ożywienie chrześcijan i ich wiary”. Zagrożenie i prześladowanie ze strony islamskich fanatyków i rebeliantów (wielu z nich przybyło spoza Syrii), spowodowało nieznaną dotychczas solidarność i współpracę pomiędzy chrześcijanami. Stoją oni na drodze fanatyków, którzy chcą stworzenia islamskiego państwa religijnego. Dlatego są uprowadzani, torturowani, nękani, wypędzani i zabijani. 150 tys. chrześcijan błąka się po kraju, wielu go opuściło. Bezdomni, wygłodniali, zziębnięci, bez dostępu do opieki medycznej i socjalnej, przeżywają wojenną traumę.

Christliche Flüchtlingsfamilie

Open Doors wspiera Kościół w Syrii. Szybko reaguje na potężną falę uchodźców. Dzięki rozbudowanej sieci i społecznemu kapitałowi, Dzieło reaguje szybko, niosąc pomoc humanitarną, egzystencjalną i duchową. Ponieważ warunki życiowe w Syrii drastycznie się załamały, Open Doors pomaga niemal trzem tysiącom chrześcijańskich rodzin.

Liderzy wspólnot i Kościołów meldują, że w ostatnim czasie zwiększyła się znacząco liczba osób szukających miejsca schronienia i pomocy humanitarnej. Wraz z pogarszaniem się warunków egzystencjalnych wzrasta wiara „niedzielnych“ chrześcijan, a także, zainteresowanie chrześcijaństwem wśród muzułmanów. Wstrząśnięci dobrem, otwartością, gościnnością chrześcijan, muzułmanie odkrywają Prawdę i Dobro płynące z Ewangelii. Szczególne wrażenie robi na nich miłość prześladowanych do prześladowców i lekcja miłości wybaczania. Open Doors prosi, aby teraz, bardzo mocno stanąć po stronie prześladowanych chrześcijan z Syrii. (Chrześcijańska rodzina uchodźców w swoim kościele. Fot. Open Doors)

https://www.opendoors.pl/przesladowania/wojna_syriaa/2404744/

****************

Prześladowania na świecie

https://www.opendoors.pl/Assets/images/spacer.png

***************

osiem-duchow-zla-smutek

Dążąc do wyjaśnienia szeregu wątpliwości związanych ze smutkiem, proponujemy przyjrzeć się naszym oczekiwaniom i frustracjom, które nosimy w sobie. Dobrze jest poświęcić uwagę dręczącym nas myślom, by dojrzeć, że wszystkie one są zakorzenione w odczuciu braku lub straty – stąd odciska się na nich piętno nieuporządkowanych dążeń.

„Smutek jest czasem skutkiem niespełnionych pragnień, czasem zaś następstwem gniewu” – pisze Ewagriusz. Smutek, o którym pisze Filozof Pustyni, nie jest przejściowym stanem emocjonalnym; jest postawą opartą na niewłaściwej wizji świata, na nierealistycznych oczekiwaniach i syci się złymi wspomnieniami i doświadczeniami, które są udziałem każdego z nas.


O smutku

Smutek jest przygnębieniem duszy i powstaje z myśli gniewu.
Popędliwość jest bowiem pragnieniem zemsty,
niedopełnienie zaś zemsty rodzi smutek .

Smutek jest paszczą lwa i łatwo pożera smutnego.
Robakiem serca jest smutek i zżera rodzącą [go] matkę.

Doznaje boleści matka, która rodzi syna,
gdy jednak urodzi, zapomina o bólu .
Smutek zaś sprawia wiele udręki, nie tylko wtedy, gdy powstaje,
lecz pozostając po bólach rodzenia niemało zadaje boleści.

Nie zna duchowej rozkoszy smutny mnich,
podobnie jak smaku miodu ten, kto silnie gorączkuje.

Smutny mnich nie pobudzi swego umysłu do kontemplacji
ani nie wzniesie czystej modlitwy ,
bowiem smutek jest przeszkodą wszelkiego dobra.

Więzy u stóp przeszkadzają w biegu,
a smutek w kontemplacji.

U barbarzyńców więzień jest skuwany żelazem,
a więzień namiętności – smutkiem.

Nie złamie smutek, gdy nie ma innych namiętności,
jak również więzy, gdy nie ma tych, którzy wiążą.

Kto jest spętany przez smutek,
tego [wpierw] zwyciężyły [inne] namiętności
i nosi więzy jako dowód swojej klęski.

Smutek bowiem powstaje przez niezaspokojenie
cielesnego pożądania,
pożądanie zaś jest połączone z każdą namiętnością .

Kto pokonał pożądanie, pokonał namiętności;
nie będzie opanowany przez smutek.

Wstrzemięźliwy nie zasmuci się z powodu braku pokarmu,
ani powściągliwy, jeśli nie osiągnie zbytecznej przyjemności,
ani łagodny, jeśli wymknęła się sposobność do zemsty,
ani pokorny, pozbawiony ludzkiej czci,
ani niechciwy pieniędzy, gdy poniósł straty.
Ci bowiem odwrócili się zdecydowanie od pożądania tych rzeczy.

Jak bowiem opancerzonego nie dosięga pocisk,
tak beznamiętnego nie rani smutek.

Ochroną jest tarcza dla żołnierza i mur dla miasta,
a beznamiętność dla mnicha bardziej niż [tamte] obie.

Tarczę bowiem przeszywa często pocisk rzucony ze świstem,
a zastęp wrogów obala mur,
beznamiętności zaś smutek nie pokona.

Kto panuje nad namiętnościami, zapanował [też] nad smutkiem,
a kto ulega przyjemności, nie ujdzie jej pętom.

Kto ciągle się smuci, a pozoruje beznamiętność,
podobny jest do chorego, który udaje zdrowego.

Jak bowiem chorego zdradza kolor [skóry],
tak namiętnego – smutek.

Ten, kto miłuje świat , będzie smucił się wielce,
kto zaś gardzi tym, co jest na nim, będzie zawsze się radował.

Chciwy pieniędzy, jeśli dozna straty, zasmuci się gorzko,
kto zaś gardzi majętnością, będzie pozbawiony smutku.

Żądny chwały zasmuci się, kiedy nadejdzie niesława,
pokorny zaś przyjmie ją jak mlecznego brata.

Piec oczyszcza nie wypróbowane srebro,
a smutek po Bożemu – serce [pogrążone] w grzechach.

Wielokrotne odlewanie ołowiu obniża jego jakość,
a smutek tego świata szkodzi duchowi.

Mrok osłabia aktywność oczu,
a smutek zaciemnia kontemplujący umysł.

Głębin wody nie przeniknie promień słońca,
a wypełnionego smutkiem serca nie rozjaśni
kontemplacja światła.

Miły dla wszystkich ludzi jest wschód słońca,
ale dusza smutna nawet i tym się nie cieszy.

Kto kocha Pana, będzie wolny od smutku,
bowiem doskonała miłość usuwa lęk .

Żółtaczka odbiera zmysł smaku,
a smutek odbiera wrażliwość duszy .

Kto jednak gardzi przyjemnościami świata,
nie będzie gnębiony przez myśli smutku.

http://blog.tyniec.com.pl/poznaj-osiem-duchow-zla-wedlug-ewagriusza-z-pontu-cz-5-smutek/

****************

Smutek jest przygnębieniem duszy… dlaczego tak jest? Kilka rad od Ewagriusza z Pontu

smutek-skutkiem-gniewu

Drugą przyczyną powstawania smutku w duszy człowieka, oprócz frustracji z powodu niespełnionych pragnień, jest gniew. Ewagriusz określa go jako: „wrzenie i poruszenie popędliwości skierowane przeciw temu, kto rzeczywiście lub rzekomo wyrządził krzywdę”. Szerzej na temat natury gniewu, jako poruszonej popędliwości, napiszemy przy okazji analiz dynamiki działania samej myśli gniewu, natomiast tutaj zasługuje na podkreślenie stwierdzenie, że gniew jest skierowany przeciw temu, kto nas rzeczywiście lub rzekomo skrzywdził, czyli rodzi się on jako reakcja na rzeczywistą, obiektywną krzywdę lub subiektywne poczucie skrzywdzenia. Rodzi się wtedy też, często automatycznie, nieświadomie, poza kontrolą rozumu i woli, pragnienie zemsty:

 

Smutek jest przygnębieniem duszy i powstaje z myśli gniewu. Popędliwość jest bowiem pragnieniem zemsty, niedopełnienie zaś zemsty rodzi smutek.

 

Smutek jest tu nazwany przygnębieniem duszy, które pochodzi z gniewu. Istotą zaś popędliwości jest pragnienie dokonania zemsty na osobie, która rzeczywiście lub rzekomo nas skrzywdziła. Najczęściej chodzi o pragnienie odpłacenia krzywdzicielowi tym samym, według starotestamentalnej zasady „oko za oko, ząb za ząb”, a gdy to jest niemożliwe, jakąś inną równoważną krzywdą. Według Pontyjczyka gniew może być przyczyną smutku w dwojaki sposób: w sytuacji, gdy z różnych powodów zemsta nie może być wcielona w życie, albo gdy została ona dokonana, rodzi później jako konsekwencję poczucie winy, a to prowadzi do smutku.

Z pierwszą sytuacją mamy do czynienia, gdy nie ma sposobności dokonania zemsty i smutek rodzi się w duszy człowieka w wyniku poczucia krzywdy i bezradności. Tak bardzo upokarzają one ludzkie ego, że prawie automatycznie rodzi się w nim pragnienie zemsty i ukarania krzywdziciela w taki sam sposób. Krzywda czasami jest oczywista i wtedy złość lub gniew do krzywdziciela, zwłaszcza gdy jest ona rzeczywiście wielka, jest zrozumiały. Ewagriusz wyróżnia jednak również kategorię tzw. krzywdy rzekomej, z którą mamy do czynienia wtedy, gdy ktoś czuje się pokrzywdzony tylko dlatego, iż nie otrzymał od innych tego, czego oczekiwał. Taka krzywda nie będzie obiektywna, ale raczej ma charakter subiektywnego, rzekomego poczucia skrzywdzenia. Samo poczucie krzywdy będzie rzeczywiste w tym sensie, że człowiek autentycznie je czuje, ale jest to subiektywny stan, a nie obiektywna krzywda. Jej wielkość będzie uzależniona od namiętnych oczekiwań i pragnień konkretnego człowieka, które w danej chwili nie zostały zaspokojone. Często jednak są one tak wygórowane, że wręcz niemożliwe do realizacji. Jeśli bowiem ktoś z zaniżonym poczuciem własnej wartości ciągle szuka ludzkiego uznania i podziwu, to zawsze, gdy inni nie będą wykazywać zainteresowania jego osobą, wywodami czy pomysłami, będzie rozczarowany i pojawi się w nim subiektywne poczucie rzekomej krzywdy. Nie zmienia to jednak faktu, że również w takiej sytuacji jego ego będzie wrzało i kipiało ze złości na rzekomych krzywdzicieli oraz szukało zemsty. Niedopełnienie zaś zemsty może mieć różne powody, lecz zawsze rodzi w duszy człowieka smutek. Niektórzy odstępują od działań mściwych z powodów moralnych, uznając pragnienie zemsty za grzech, inni z motywów czysto humanistycznych: bo tak nie wypada i człowiek kulturalny nie powinien być mściwy, inni z lęku czy oportunizmu, by nie narazić się na jeszcze większe cierpienie lub konsekwencje, jeśli zemsta miałaby być skierowana do kogoś, od kogo są zależni zawodowo, społecznie lub towarzysko.

Brak możliwości albo wyparcie pragnienia zemsty prowadzi ego do zamknięcia się w sobie, „przeżuwania” wewnętrznie doznanej krzywdy, przekształcając poczucie bezradności w smutek.

Niekiedy bywa i tak, że nie ma konkretnej osoby krzywdziciela, i wtedy gniew wraz z chęcią zemsty jest bardziej nieokreślony, gdyż nie jest wymierzony w konkretnego człowieka, lecz kierowany do jakiejś instytucji, organizacji lub całego państwa. Brak konkretnego przedmiotu złości prowadzi jeszcze skuteczniej do zaniechania zemsty i przeradza się w smutek. Dlatego Ewagriusz podkreśla, że smutek

 

[…] wiąże się z wadą rozdrażnienia, jest skutkiem wspominania krzywdy, pogrąża duszę w ciemności, jest przygnębiającym smutkiem z powodu [złych] skłonności, zamroczeniem umysłu, odpędza sen, jest mroczną chmurą o wyraźnym kształcie, robakiem toczącym ciało, udręką (smutkiem) powodowaną myślami, więzami niewoli.

 

Jako przyczyny smutku Ewagriusz wymienia, obok zaniechania zemsty, również jej dokonanie. Aby właściwie zrozumieć opisany przez niego uniwersalny mechanizm rodzenia się smutku z poczucia winy powstałego po dopełnieniu zemsty, ponownie należy pamiętać o kontekście anachoreckim jego życia. W przypadku życia monastycznego Ewagriusz opisał subtelną formę zemsty dokonaną na współbracie poprzez wypędzenie go z własnej celi i rozgniewanie:

 

Uważaj na siebie, abyś nie wygnał któregoś z braci rozgniewawszy go. Już nigdy w swym życiu nie uwolnisz się od demona smutku i będzie ci on zawsze przeszkadzał w godzinie modlitwy.

 

Mnich z Pontu nigdzie nie wyjaśnia, co stało się powodem zdenerwowania mnicha na odwiedzającego go brata, być może jakaś stara krzywda rzeczywista lub rzekoma, która ujawniła się dopiero teraz, lub aktualne poczucie rzekomej krzywdy spowodowane np. przeszkadzaniem mu w jakiś zajęciach czy modlitwie lub ciszy. Faktem jest, że zagniewany mnich wypędził go ze swojej celi, wzbudzając również w nim gniew i złość za takie potraktowanie. Mamy tutaj do czynienia z sytuacją, gdy własny gniew zrodzony z poczucia rzekomej krzywdy i wyrażona zemsta, pobudzają do gniewu również innych. Zdaniem Pontyjczyka ten, kto zapłonął gniewem przeciw bratu i zemścił się na nim, wypędzając go od siebie, wpadnie w sidła smutku i już nigdy się od niego nie uwolni. Smutek może opanować duszę mnicha jako następstwo własnego gniewu, ale również jako poczucie winy za niesłuszne potraktowanie innych. Ten drugi przypadek Ewagriusz zdaje się oceniać jako trudniejszy, gdyż wyzwolenie się z własnego gniewu zależy od nas, a nad cudzym nie mamy już żadnej władzy. Stąd realne jest zagrożenie, że smutek wywołany taką sytuacją pozostanie z mnichem do końca życia i nieustannie będzie mu przeszkadzał w modlitwie. Z trudnością uwalnia od niego nawet prośba o przebaczenie skierowana do rozgniewanego brata.

Ponieważ w tym przypadku źródłem smutku jest niezrealizowane pragnienie zemsty lub jej realizacja tak, że prowokuje gniew bliźnich, chcąc skutecznie walczyć ze smutkiem, należy wcześniej oczyścić duszę z pragnienia zemsty. Ewagriusz radzi więc, aby gniew i chęć zemsty skierować nie przeciw ludziom, ale przeciw demonom:

 

Nienawiść do demonów ze wszechmiar wiedzie nas ku zbawieniu i jest użyteczna do osiągnięcia cnoty. Jednak nie zdołamy wyżywić jej w nas niczym jakiś zdrowy płód, ponieważ duchy lubujące się w przyjemnościach niszczą ją i na powrót przyzywają duszę do zażyłej przyjaźni.

 

Owa nienawiść do demonów, choć sama w sobie zbawienna dla duszy, z trudem staje się pewną stałą postawą, gdyż przyjemność odciąga człowieka od nienawiści, a popycha ku przyjaźni z nimi. Nie oznacza to bynajmniej, że jest zupełnie niemożliwa, a jedynie to, że trzeba ją niejako na nowo zdobywać. W przypadku pobudzenia gniewu i chęci zemsty najlepszym naturalnym sposobem pozbycia się ich będzie więc skierowanie złości przeciw demonowi. Jeśli więc chcemy doprowadzić jakiegoś demona do wściekłości, należy oskarżyć go natychmiast, gdy zacznie atakować i wyjawić słowem pierwsze miejsce, do którego doszedł, następnie drugie i trzecie. Wtedy zazwyczaj odchodzi, gdyż nie może pozostać będąc jawnie oskarżanym. Zablokowanie natomiast, a współczesnym językiem powiedzielibyśmy: wyparcie do podświadomości, lub niemożliwość realizacji pragnienia zemsty i przeżywanie jej w sobie prowadzi do smutku, zaś skierowanie jej przeciw ludziom do poczucia winy i jak widzieliśmy, wtórnie również do smutku. Wraz z wyrażeniem gniewu i złości do atakującego demona, Ewagriusz zaprasza anachoretów do praktykowania cnoty jemu przeciwstawnej, czyli cierpliwości i wyrozumiałości wobec bliźnich oraz znoszenia różnych uraz.

http://ps-po.pl/2015/11/18/smutek-jest-przygnebieniem-duszy-dlaczego-tak-jest-kilka-rad-od-ewagriusza-z-pontu/?utm_source=feedburner&utm_medium=email&utm_campaign=Feed%3A+benedyktyni%2FKnAO+%28PSPO+|+Centrum+Duchowo%C5%9Bci+Benedykty%C5%84skiej%29

****************

Akceptacja tego, co jest. Pierwszy krok w walce z duchową depresją…

cze 03 2015
1

Musimy pamiętać, że acedia nie jest stanem charakterystycznym jedynie dla ludzi niewierzących z tej racji, że oni sami się zamykają w wymiarze horyzontalnym życia, co nie może dać im pełni życia. Ten stan odnosi się także do osób uważających się za wierzących, jednak żyjących tak, jak ludzie niewierzący. W ich przypadku problem acedii jest o tyle bardziej niebezpieczny, że trudno im nawet rozpoznać ten stan i jego przyczyny, bo przecież uważają się za osoby „wierzące” i żyjące nastawione na udział w królestwie Bożym. Ewagriusz pisze o takiej formie acedii:

 

Co z kolei mamy powiedzieć o demonie, który czyni duszę nieczułą? Boję się nawet pisać o nim: jak dusza wyobcowuje się z własnego stanu w czasie jego przybycia i pozbawia się bojaźni Bożej oraz pobożności, i nie uznaje już grzechu za grzech, i nie uważa nieprawości za nieprawość. W jej pamięci kara i sąd wieczny są już tylko jakby gołymi słowami, tymczasem zupełnie wyśmiewa ogniste trzęsienie ziemi (Hi 41,21, LXX). Wprawdzie niby wyznaje Boga, jednak nie poznaje jego zarządzenia. Uderzasz się w piersi, kiedy dusza zwraca się do grzechu, a ona nie czuje. Cytujesz słowa Pism, a ona jest całkiem zatwardziała i nawet nie słyszy. Przedstawiasz jej hańbę przed ludźmi, a nie zastanawia się nad wstydem przed braćmi. Wstyd [pokazujesz] u ludzi i nie pojmuje, niczym świnia, która zamyka oczy i wyłamuje ogrodzenie (De mal. cogit. 11).

 

Musimy dobrze sobie uzmysłowić, że mówiąc o acedii mówimy o duchowym wymiarze życia, a nie o deklaracji, czy wyborach ideologicznych, czy nawet wyborach moralnych widzianych w kategoriach spełniania przykazań. Acedia odsłania prawdę o samym życiu. Pokazuje, na ile jest ono prawdziwe, a na ile zafałszowane. Musimy sobie uświadomić, że sami jesteśmy mistrzami w oszukiwaniu siebie. Potrafimy sprytnie wytłumaczyć się ze wszystkich naszych czynów niezależnie od tego, czy są one dobre, czy złe. Natomiast acedia pokazuje jednoznacznie, że nasze wybory są złe, bo nie prowadzą do pełni życia, nie realizują nas zgodnie z najgłębszym celem naszego życia na ziemi. Acedia jest ostatecznym sygnałem mówiącym, że dalej tak już nie można, że należy coś zmienić w sobie i swoim sposobie życia.

Ponieważ warunkiem sine qua non acedii jest pojawienie się nienawiści: gniewu do tego, co jest, i pożądania tego, czego nie ma i co obecnie jest nieosiągalne, pierwszym warunkiem wyjścia z acedii jest akceptacja tego, co jest. Nie oznacza to, że musimy być zadowoleni z naszego stanu i go uznać za doskonały, że nie mamy dążyć do zmiany. Akceptacja oznacza przyjęcie prawdy o sobie w tej sytuacji, w jakiej jesteśmy i spojrzenie na nią z innej perspektywy, już nie przez pryzmat naszych pragnień, ale przez refleksję duchową odnoszącą się do sensu tego stanu oraz jego przyczyn.

zobacz: odcinek 1 | odcinek 2 | odcinek 3 | odcinek 4 | odcinek 5

 

https://youtu.be/EaIQwKvA1o0
http://blog.tyniec.com.pl/akceptacja-tego-co-jest-pierwszy-krok-w-walce-z-duchowa-depresja/
********************
Lepiej być lichym cenobitą niż takim hezychastą, który nie panuje nad myślami. (św. Jan Klimak)
***********************
Sebastian Masłowski SJ

Sens codziennego trudu

Posłaniec

Dookoła nas szara codzienność. Niełatwo jest się z nią zmagać. Praca, obowiązki, które przytłaczają. Cierpienie, choroba. Niektórzy jakoś radzą sobie z rzeczywistością, pogodnie stawiają czoła temu, co przynoszą kolejne dni. Inni walczą ostatkiem sił, są zniechęceni. W czym tkwi tajemnica tych pierwszych? Skąd czerpią siłę do zmagania się z codziennością.
Każdy z nas cierpi
Życie każdego z nas obfituje w chwile radosne, ale wiąże się też z bólem, smutkiem, cierpieniem. Jedni cierpią bardziej, drudzy mniej. Z pewnością jednak nikt nie jest wolny od bólu i trosk. Małe dziecko może odczuwać strach przed światem, który je przerasta, może czuć się bezsilne i bezradne wśród dorosłych. Młodzi ludzie mają może kłopoty w szkole, przeżywają nieszczęśliwe miłości. Dorośli boją się utraty pracy, walczą o środki do życia. Starsi czują się samotni.
Musimy zgodzić się z tym, że cierpienie cierpieniu nierówne. Czym innym są doraźne problemy, czym innym cierpienie osoby, która utraciła tych, których kochała, która jest poważnie chora, czeka na nieuchronną śmierć. Największym smutkiem napełnia nas chyba śmierć dzieci. Dla rodziców jest to ogromny cios. Ich cierpienia nie da się porównać z przelotnymi kłopotami tych, którzy mają dla kogo żyć, pracować, którzy cieszą się miłością swoich bliskich.
Nikt z nas nie czuje się dobrze w sytuacji cierpienia. Pragniemy doznawać przyjemności, radości, szczęścia. Czy jednak na pewno doznawanie przyjemności zawsze czyni nasze życie szczęśliwym? Viktor Frankl, autor książki Homo patiens (Człowiek cierpiący) mówi, że ważne jest, aby człowiek widział sens swego cierpienia. Na pewno jest mniej ważne, czy życie jakiegoś człowieka jest pełne przyjemności czy cierpienia, (…) chodzi raczej o to, czy życie ma sens.
Postawa wobec cierpienia
Naturalnym i dobrym zjawiskiem jest fakt, że staramy się unikać sytuacji, które wywołują w nas ból. Są jednak cierpienia, które niejako zostały nam narzucone. Nie wybieraliśmy ich. Od nas zależy jednak, jaką wobec nich przyjmiemy postawę. Sytuacja trudna może nas upokorzyć, zhańbić, odrzeć z człowieczeństwa, ale może także być okazją do dojrzewania. Możemy wznieść się na wyższy poziom, wzrastać. Według Frankla dojrzewanie to polega na tym, że człowiek zdobywa wewnętrzną wolność, mimo zewnętrznej zależności. To, co jest na zewnątrz, co nas ogranicza – wszystko jedno, czy jest to trudna sytuacja rodzinna, finansowa, czy jest to choroba, czy coś innego – nie zawsze możemy zmienić, możemy jednak przyjąć odpowiednie nastawienie wewnętrzne. To nastawienie sprawia, że nawet człowiek upodlony i poniżany zachowuje swą godność, że ten, kto w więziennej celi spędzi całe swe życie, może powiedzieć: Jestem wolny! Viktor Frankl w czasie II wojny światowej trafił do obozu koncentracyjnego. Tam doświadczył pełnego ograniczenia wolności zewnętrznej, głodu, cierpienia, upokorzeń, śmierci, a jednak przeżył obóz. Znalazł sens i wolność.
Droga do wolności
Warunkiem osiągnięcia tej wewnętrznej wolności i w rezultacie wzrostu jest przyjęcie cierpienia. Aby móc je przyjąć i zaakceptować, muszę cierpieniu nadać jakiś cel, jakąś intencję. Tylko wtedy jestem w stanie je znieść. Innymi słowy, moje cierpienie może mieć intencję i mogę cierpieć sensownie tylko wtedy, gdy cierpię za coś lub za kogoś. Toteż cierpienie, jeżeli ma mieć sens, nie może być celem samym w sobie, bo w tym samym momencie cała gotowość cierpienia i gotowość poświęcania się przemieniłaby się w masochizm. Cierpienie ma sens tylko wówczas, gdy chodzi “o coś”. (…) Jednym słowem, sensowne cierpienie jest przede wszystkim ofiarą.
Szukanie sensu
Czasami sens możemy znaleźć w ofiarowaniu swego cierpienia za kogoś bliskiego, za jakąś sprawę. Nie każdemu jednak takie tłumaczenia wystarczają. Tak naprawdę nie da się odnaleźć głębszego sensu bez odniesienia do transcendencji, do Boga. Tylko wtedy, gdy Bóg jest dla nas rzeczywiście Bogiem, pozostałe rzeczy są na właściwym miejscu. Odniesienie do Niego pozwala nam w sposób dojrzały przyjmować wszelki ból i trud, jaki staje się naszym udziałem. Czymże jest w końcu życie, którego jedynym sensem jest skończenie studiów, przebywanie z konkretną osobą, życie dla dziecka, wydanie książki. To są rzeczy, które miną. Często właśnie rodzice, których jedynym sensem i celem życia były dzieci, gdy te dorastają, nie pozwalają im odejść z domu, założyć własnych rodzin. Boją się samotności, nie chcą być opuszczeni, owszem, ale w gruncie rzeczy widzą, że tracą coś, co było jedynym sensem ich życia. Podobnie, gdy ktoś cierpi np. z powodu nieszczęśliwej miłości tak strasznie, że doprowadza go to do rozpaczy; albo nie widzi sensu życia, bo nie założył rodziny, nie ma współmałżonka, nie będzie miał dzieci, to znak, że uznał te rzeczy za coś, co jest w życiu wszystkim, i postawił to ponad wszystkim. Ubóstwienie czegoś polega właśnie na nadaniu mu najwyższej wartości i postawieniu tego ponad wszystkim. Oczywiście te czy też inne sprawy są ważne, są wartościowe. Ich brak sprawia ból, może nas smucić, ale nie powinien wpędzać nas w rozpacz. Ten, kto rozpacza, tym samym zdradza, że coś ubóstwił, że z tego, co ma wartość tylko względną, uczynił coś bezwzględnego, absolutnego – coś, co jest celem samym w sobie, sensem ostatecznym, wartością najwyższą.
Łatwo oczywiście jest mówić takie rzeczy w momencie, gdy nie doświadczamy już bólu, gdy odzyskaliśmy wewnętrzny spokój. Gorzej jest natomiast w momencie odczuwania go. Dla kogoś, kto cierpi, nie jest ważne, czy powód jest błahy czy też istotny, to, co przeżywa, jest aktualnie tragedią życiową. Z czasem jednak nabieramy dystansu.
Co zrobić, by nie groziły nam popadnięcie w rozpacz i utrata sensu życia w momencie, gdy spotka nas coś, czego nie oczekiwaliśmy? Gdy utracimy to, co jest dla nas bardzo ważne, lub gdy uświadomimy sobie, że moment rozstania z tym nieuchronnie się zbliża?

Odniesienie do Boga
Jedynym naprawdę skutecznym wyjściem jest odniesienie do Boga i znalezienie sensu w Nim. Te wszystkie rzeczy są bowiem względne wobec Niego – wartości bezwzględnej. Rzeczy uzyskują wartość dopiero od wartości absolutnej, od osoby o wartości absolutnej – od Boga. Wartość i sens dane są rzeczom w takiej mierze, w jakiej mogą być oddane za coś innego, ofiarowane czemuś, co jest wyższe, w imię kogoś; tylko to stanowi o względności wartości. Często przecież pomimo trudności i wahań z radością rezygnujemy z różnych ważnych dla nas spraw dla tych, których kochamy. Z ilu rzeczy rodzic rezygnuje dla dziecka, bo ono jest ważniejsze niż te rzeczy. Wartość tego, co istnieje, polega na tym, że może być ofiarowane na rzecz czegoś wyższego, poświęcone najwyższemu, bez oglądania się na to, że samo może przy tym zginąć. Taka jest właśnie prawdziwa miłość, która daje, nie zważając na koszta, nie bilansując zysków i strat Taki jest ostateczny sens ofiary; tylko ofiarujący nadaje sens ofiarowanemu, nadaje mu wartość i cenę – nadawanie sensu to poświęcenie. Tylko wtedy nasz trud, nasze cierpienie zyskuje sens, gdy ofiarowujemy je za coś, za kogoś, w jakimś celu. Cierpienie bezcelowe jest nie do zniesienia.
Od nas zależy, czy zgodzimy się na ofiarę, czy zdobędziemy się na wyrzeczenie. Jesteśmy wolni. Skutkiem jednak odmowy może być zwątpienie i rozpacz.
 
Zastanówmy się na swoim dniem codziennym. Nad naszymi trudami, bólami, cierpieniami. Każdy z nas niesie inny krzyż. Jedni większy, drudzy mniejszy. Czy widzimy ich sens? Co jest tym sensem? Czy Bóg, czy też ktoś inny, coś innego? Są sytuacje, w których inne sensy wystarczą: dzieci, dobro, drugi człowiek. Jednakże są to cele doraźne. Jedynym nadsensem, trwałym i nieprzemijającym jest Bóg. Prośmy Go, abyśmy w naszej szarej codzienności potrafili wszystkie nasze trudy odnosić do Niego. Jemu je ofiarować.
Sebastian Masłowski SJ
Posłaniec Serca Jezusowego, luty 2005
fot. Unsplash Mountain Lake
Pixabay (cc)
http://www.katolik.pl/sens-codziennego-trudu,25205,416,cz.html
****************
ks. Johannes Gamperl
Otworzyć serce dla Jezusa
Czas Serca

przygotowanie do mszy świętej
 Drodzy Czytelnicy – chcemy Was zaprosić do rozważania części mszy świętej. W niej można dostrzec ogromną tajemnicę mądrości i miłości Boga, dzięki niej w szczególny sposób otwiera się niebo, by nam oznajmić łaskę, zbawienie, miłość.
Stare powiedzenie mówi, że nowy dzień ma początek wieczorem dnia poprzedniego. To dotyczy również mszy świętej, która nie rozpoczyna się dopiero w chwili wyjścia kapłana do ołtarza lub znakiem krzyża, lecz właściwym przygotowaniem do tego wielkiego, zbawczego wydarzenia.
Otwarcie i zamknięcie drzwi
Opuszczamy swoją życiową przestrzeń, rodzinę, dom, by uczestniczyć we mszy świętej. Idziemy więc do kościoła. Wiele trosk, wiele spraw, być może także wiele naszych cierpień i rozczarowań – to wszystko, co zaprząta nasze myśli, kłuje nasze serca. Nie możemy się tego pozbyć, ale też nie musimy. Przynieśmy i dajmy to wszystko Jezusowi. On czeka, by dzielić z nami życie i przejąć wszystkie nasze sprawy.
W naszych sercach jest wielka radość i miłość. Wdzięczność za wszelkie piękno i dobro, które przeżyliśmy, wypełnia nasze dusze. Dajmy Panu również i to. On umocni naszą miłość, naszą radość, naszą wdzięczność i wypełni nasze serca promieniem swojej radości. Weźmy to wszystko ze sobą, weźmy ze sobą także naszych bliźnich przed oblicze Pana: rodzice swoje dzieci, dziadkowie wnuki; dzieci swoich rodziców i rodzeństwo; uczniowie kolegów i koleżanki; weźmy ze sobą sąsiada – tego dobrego i tego nielubianego, sympatycznego i niezbyt miłego, krewnych i znajomych, a przede wszystkim tych, których jeszcze dzisiaj spotkamy. Pisząc „wziąć ze sobą”, mam oczywiście na myśli zabranie tych osób ze sobą w duchu, w sercu. Jeżeli zaś chcemy rzeczywiście zabrać ze sobą kogoś znajomego, złóżmy mu przyjazne zaproszenie.
Stoimy już przed drzwiami kościoła. Otwieramy je. Otwórzmy przy tym na oścież również drzwi naszych serc. Pozwólmy do nich wejść Jezusowi. On, pełen miłości, tego od nas oczekuje. Każdy z nas jest dla Niego kimś niepowtarzalnym, nieskończenie wartościowym. A teraz zamknijmy za sobą drzwi kościoła. Stwórzmy w sobie ciszę, oczekiwanie, tęsknotę, by teraz należeć tylko do NIEGO. Za chwilę popłynie przez nasze serca Jego miłość, która uczyni je szeroko otwartymi i gotowymi na przyjęcie wszystkich łask, które On chce nam dzisiaj podarować. Spróbujmy teraz stawić się w obecności Pana, nie myśląc o niczym innym. Powierzmy się Mu w ciszy serca wraz ze wszystkimi naszymi sprawami, nie przejmując się przeszkadzającymi nam w skupieniu się myślami i dochodzącymi do naszych uszu różnymi szelestami i szmerami. Dlatego dobrze jest przyjść do kościoła trochę wcześniej, przed rozpoczęciem mszy świętej. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy miejsca, w którym panuje cisza. Telewizja, radio, głośne zebrania i protesty, nieustannie brzmiąca muzyka, hałasujące samochody, samoloty i traktory, hałaśliwe fabryki, zanieczyszczone powietrze – nasz świat potrzebuje od nas uzdrowienia i utrzymania zdrowego miejsca ciszy. Nie chodzi o jakąś całkowitą, doskonałą ciszę, lecz o taką, w której Pan Bóg chce nam powiedzieć o swojej wielkiej miłości, w której Jezus chce nam ogłosić dobrą nowinę; ciszę, która się otwiera na przyjęcie tajemnic wiecznego i nieprzemijającego Boga.
Woda życia
Zamknęliśmy za sobą drzwi kościoła i znaleźliśmy się w pomieszczeniu pełnym ciszy. Zachowajmy ją. Teraz zanurzmy rękę w wodzie święconej i uczyńmy znak krzyża. Nie czyńmy go jednak tak jak zwykłego gestu z bezmyślnego przyzwyczajenia! Pomyślmy przy tym, o czym ten znak nam mówi, o czym nam przypomina. Przede wszystkim o tym, że jesteśmy ochrzczeni. W wodzie życia, w sakramencie chrztu świętego, zostaliśmy wybrani i wyniesieni do godności dzieci Bożych. Staliśmy się braćmi i siostrami Jezusa Chrystusa, który nas odkupił swoją Świętą Krwią (por. Ap 5,9). On nabył dla nas i nam podarował życie wieczne (por. J 4,14). Przez sakrament chrztu świętego zostaliśmy wszczepieni w wieczną, ojcowską miłość Boga. Bóg jest naszym Ojcem. Stajemy się podobni do Niego, nosimy Jego znamiona i jesteśmy dla Niego niepowtarzalni. Boża, ojcowska miłość jest nie do wymazania. On zawsze pomaga swoim dzieciom, cokolwiek by się działo. I chociażby to dziecko zeszło na złą drogę, On zawsze jest gotowy je przyjąć, nawet wówczas, gdy ono się Go ponownie wyparło (por. Łk 15,11-32). Jak straszne musi to być dla Boga, naszego Ojca, kiedy dziecko się Go wyrzeknie i odejdzie!
Dzięki tej ogromnej miłości Boga do ludzi możemy zrozumieć krzyż Jezusa. Być może stanie się też dla nas jasne, dlaczego w naszym „dalekim od Boga” stuleciu Matka Boża podejmuje tak wielkie starania, aby ratować każdego człowieka.
Z ojcowską miłością Boga zawsze możemy się czuć bezpieczni, a kiedyś zostaniemy powołani do Jego domu. Albowiem na tym świecie jesteśmy tylko pielgrzymami i gośćmi (por. Hbr 11,13). Pozwólmy tym myślom wpłynąć do naszych serc, gdyż one mogą uczynić rzeczywistość naszej wiary tak bardzo radosną, kiedy bierzemy wodę święconą i czynimy nią znak krzyża, znak naszego zbawienia.
Adoracja Pana Jezusa w pokorze
Potem patrzymy w kierunku tabernakulum, gdzie mieszka Jezus, i pełni szacunku wobec Niego przyklękamy – o ile oczywiście pozwalają nam na to stare i chore kolana. To nie jest tylko jakiś „dyg”. Przyklęknięcie oznacza uwielbienie, oddanie należnej czci. Możemy przy tym wypowiedzieć następującą modlitwę: „Niechaj będzie pochwalony Przenajświętszy Sakrament, teraz, zawsze i na wieki wieków. Amen” lub: „Chwała i dziękczynienie bądź w każdym momencie Jezusowi w Najświętszym Boskim Sakramencie. Ile minut w godzinie, a godzin w wieczności, tyle bądź pochwalony Jezu, ma miłości”. Może to też być inna modlitwa: „Wielbimy Cię, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył”. Chciejmy zatem spotkać się z Jezusem – naszym Panem i Mistrzem, naszym Odkupicielem i Zbawicielem, który za nas i dla nas przelał swoją Najświętszą Krew – w rozpoczynającej się za chwilę mszy świętej, a szczególnie w Jego słowie i w Eucharystii. Przyklękając, otwórzmy Mu nasze serce w pokorze i głębokiej czci.
Do pewnego żydowskiego rabina przyszedł uczeń i zapytał: „Przedtem byli na świecie ludzie, którzy oglądali Boga twarzą w twarz, dlaczego nie ma takich dzisiaj?”. Rabbi tak mu odpowiedział: „Nie ma takich ludzi, ponieważ dzisiaj już nikt się tak głęboko nie schyla”.
Jak bardzo wystraszony był Jan, kiedy zobaczył Jezusa w Jego chwale. Wtedy to jak martwy padł Mu do nóg. Jezus zaś położył na nim swoją prawą rękę i powiedział: „Nie bój się! Ja jestem Pierwszy i Ostatni, i Żyjący. Byłem umarły, a oto teraz żyję na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani” (por. Ap 1,12-18). Jezus wraz za swoją miłością jest obecny w tabernakulum, tak jak kiedyś w Wieczerniku, tak jak na krzyżu. Pozdrówmy więc Go w pokorze i z głęboką czcią. Powiedzmy Mu o naszej miłości. Chodźmy też częściej do kościoła na chwilę adoracji, na tak zwaną „visitatio” – odwiedziny Jezusa w Najświętszym Sakramencie. On nas tam zaprasza, aby pokazać nam drogę do siebie i do Ojca. Powinniśmy tam częściej przychodzić i się modlić.
Przygotujmy się dobrze na to wielkie wydarzenie, jakim jest msza święta, która przypomina nam cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie Pana Jezusa. Uczestnictwo w niej wymaga od nas poświęcenia tylko pół godziny lub ewentualnie godziny dziennie, Jezusa zaś ofiara ta kosztowała życie.
ks. Johannes Gamperl
tłum. z jęz. niem: ks. Jacek Kubica SCJ
(Szwajcaria)
http://www.katolik.pl/otworzyc-serce-dla-jezusa,1834,416,cz.html?s=2
**************

 

 

O autorze: Słowo Boże na dziś