Niewidomy człowiek jest symbolem każdego z nas. Każdy bowiem człowiek jest dotknięty ślepotą duchową – Poniedziałek, 16 listopada 2015 r.

Myśl dnia

To co robimy dla innych, jest tym, co naprawdę warto robić.

Lewis Carroll

Strach jest większym złem niż samo zło.
św. Ojciec Pio
że teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz (zob. 1 Kor 13,12)
św. Paweł
Kto nigdy nie doświadczył Boga, nie jest zdolny do wyciszenia i wystawia się na liczne niebezpieczeństwa. (św. Jan Klimak)

Cytat dnia

Politycy niech służą Narodowi. św. Jan Paweł II

(…) służba nigdy nie jest ideologiczna, jako że służy się nie ideom, ale osobom.  Papież Franciszek

a0a1482b000f20da5113b3b3

 

 Jezusie, Synu Dawida, zlituj się nade mną. Panie, tak jak niewidomy spod Jerycha wołam Twojego miłosierdzia i proszę, abyś otworzył moje zaciemnione przez grzech oczy.

_______________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_______________________________________________________________________________________________________

 

PONIEDZIAŁEK XXXIII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II
Rocznica poświęcenia rzymskich bazylik św. Piotra i św. Pawła
św. Małgorzaty Szkockiej
św. Gertrudy, dziewicy

 

PIERWSZE CZYTANIE  (1 Mch 1,10-15.41-43.54-57.62-64)

Prześladowanie religii Izraela

Czytanie z Pierwszej Księgi Machabejskiej.

Wyszedł korzeń wszelkiego grzechu, Antioch Epifanes, syn króla Antiocha. Przebywał on w Rzymie jako zakładnik, a zaczął panować w sto trzydziestym siódmym roku panowania greckiego.
W tym to czasie wystąpili spośród Izraela synowie wiarołomni, którzy podburzyli wielu ludzi, mówiąc: „Pójdźmy zawrzeć przymierze z narodami, które mieszkają wokoło nas. Wiele złego bowiem spotkało nas od tego czasu, kiedyśmy się od nich oddalili”. Słowa te w ich mniemaniu uchodziły za dobre. Niektórzy zaś spomiędzy ludu zapalili się do tej sprawy i udali się do króla, a on dał im władzę, żeby wprowadzili pogańskie obyczaje. W Jerozolimie więc wybudowali gimnazjum według pogańskich zwyczajów. Pozbyli się też znaku obrzezania i odpadli od świętego przymierza. Sprzęgli się też z poganami i zaprzedali się im, aby robić to, co złe.
Król wydał dekret dla całego państwa: „Wszyscy mają być jednym narodem i niech każdy zarzuci swoje obyczaje”. Wszystkie narody przyjęły ten rozkaz królewski, a nawet wielu Izraelitom spodobał się ten kult przez niego nakazany. Składali więc ofiary bożkom i znieważali szabat.
W dniu piętnastym miesiąca Kislew sto czterdziestego piątego roku na ołtarzu całopalenia wybudowano „ohydę spustoszenia”, a w okolicznych miastach judzkich pobudowano także ołtarze; ofiary kadzielne składano nawet przed drzwiami domów i na ulicach. Księgi Prawa, które znaleziono, darto w strzępy i palono ogniem. Królewskie polecenie zabijało tego, u kogo gdziekolwiek znalazła się Księga Przymierza albo jeżeli ktoś postępował zgodnie z nakazami Prawa.
Wielu jednak spomiędzy Izraelitów postanowiło sobie i mocno się trzymało swego postanowienia, że nie będą jedli nieczystych pokarmów. Woleli raczej umrzeć aniżeli skalać się pokarmem i zbezcześcić święte przymierze. Oddali też swoje życie. Wielki gniew Boży strasznie zaciążył nad Izraelem.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 119,53.61.134.150.155.158)

Refren: Broń mego życia, abym strzegł praw Twoich.

Gniew mnie ogarnia z powodu grzeszników *
porzucających Twe prawo.
Oplotły mnie więzy grzeszników, *
nie zapomniałem o Twoim prawie.

Wyzwól mnie z ludzkiego ucisku, *
a będę strzegł Twych postanowień.
Zbliżają się niegodziwi moi prześladowcy, *
dalecy są oni od Twojego prawa.

Daleko od występnych jest zbawienie, *
bo nie dbają o Twoje ustawy.
Na widok odstępców wstręt mnie ogarnia, *
bo słowa Twojego nie strzegą.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 8,12b)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 18,35-43)

Uzdrowienie niewidomego pod Jerychem

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Kiedy Jezus zbliżył się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi.
Wtedy zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”
Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie.
A gdy się zbliżył, zapytał go: „Co chcesz, abym ci uczynił?”
Odpowiedział: „Panie, żebym przejrzał”.
Jezus mu odrzekł: „Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła”.
Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ
Odwaga w wierze

Marzeniem niewidomego spod Jerycha było odzyskanie wzroku. Gdy dowiedział się o przechodzącym Jezusie, wyznał swoją wiarę i zaczął błagać Go o przywrócenie wzroku. Miał tak silną wiarę, że nie przeszkodzili mu w tym nawet ci, którzy nalegali, aby zamilkł. Wytrwałość i cierpliwość w wierze są bardzo ważne. Człowiek chwiejny łatwo będzie ulegał sugestiom otoczenia. A jak pokazuje dzisiejsza Ewangelia, otoczenie wcale nie musi radzić dobrze. W życiu może się zdarzyć, że natrafimy na środowisko, które nie jest przyjazne Chrystusowi. Nie ulegajmy mu. Bądźmy odważni i stanowczy w wyznawaniu wiary.

Jezusie, Synu Dawida, zlituj się nade mną. Panie, tak jak niewidomy spod Jerycha wołam Twojego miłosierdzia i proszę, abyś otworzył moje zaciemnione przez grzech oczy.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

*************

Dzień powszedni

0,15 / 10,00
Wsłuchaj się w tekst Ewangelii. Pozwól, by Duch Święty poruszał twoje serce i otwierał na to, co Bóg chce ci powiedzieć. Nie pozwól, aby rozproszenia zabierały ci uwagę. Spróbuj być całą wolą przy Chrystusie. Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 18, 35-43
Kiedy Jezus zbliżył się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się zbliżył, zapytał go: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Odpowiedział: «Panie, żebym przejrzał». Jezus mu odrzekł: «Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu.Niewidomy pod Jerychem pozbawiony był jednego z najważniejszych darów. Nie miał możliwości oglądania świata, który stworzył Bóg. Jego kalectwo skazało go na bycie zależnym od innych. Musiał żebrać, żeby przeżyć. Jednak nie tracił nadziei. Czekał, że pojawi się ktoś, kto mu pomoże.Każdy człowiek doświadcza w swoim życiu różnych ciemności. Może to być choroba, cierpienie psychiczne, trudne relacje z bliskimi, brak pracy. Może ogarnia cię zniechęcenie, gdy twoje ciemności trwają zbyt długo. Niewidomy spod Jerycha nie zniechęcał się. Wołał do Jezusa o ratunek, choć inni chcieli go uciszyć. Czy potrafisz, pomimo różnych przeszkód, wytrwale wołać do Jezusa o pomoc?Dziś Jezus przechodzi obok ciebie. Twój los nie jest Mu obojętny. Usłysz pytanie Jezusa skierowane do ciebie: Co chcesz, abym ci uczynił? Masz możliwość powiedzieć Jezusowi czego ci brak, czego ci najbardziej potrzeba do życia.
Kiedy Jezus zbliżył się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się zbliżył, zapytał go: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Odpowiedział: «Panie, żebym przejrzał». Jezus mu odrzekł: «Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu.Jezus interesuje się twoim losem. Jemu możesz powiedzieć o wszystkim, czego pragniesz, nawet o tych rzeczach, które są złe. Jezus zrozumie cię na pewno i wysłucha do samego końca, lecz postąpi tak, abyś był szczęśliwy.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak było na początku, teraz i zawsze , i na wiek wieków Amen.
http://modlitwawdrodze.pl/home/
*************

#Ewangelia:Można zobaczyć Boga

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Kiedy Jezus zbliżył się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: “Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: “Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”

 

Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się zbliżył, zapytał go: “Co chcesz, abym ci uczynił?” Odpowiedział: “Panie, żebym przejrzał”. Jezus mu odrzekł: “Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła”. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu.

Łk 18, 35-43 

 

Przeczytaj komentarz. 

 

Jezus chętnie uzdrawiał niewidomych nie tylko po to, by nie musieli już żebrać i by ulżyć ich cierpieniu, ale także dlatego, że niewidomy człowiek jest symbolem każdego z nas. Każdy bowiem człowiek jest dotknięty ślepotą duchową. Nie widzi dobrze, co się wokół niego dzieje. Zwłaszcza nie dostrzega Boga.

 

Często wręcz kategorycznie mówi, że “Boga nie ma, bo Go nie widzę”. Tymczasem kto spotka Jezusa, kto zbliży się do Niego, tak jak ten niewidomy, ten szybko zobaczy Boga. I zobaczy Boże działanie w jego życiu i w ogóle w świecie. Dlatego warto zbliżyć się do Jezusa, by Go poznać.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2647,ewangeliamozna-zobaczyc-boga.html
*************

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 18, 35-43

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. ….Tim / Foter.com / CC BY-NC-ND)

Wiara czyni cuda…

 

Niewidomy pod Jerychem
Kiedy Jezus zbliżał się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!

 

Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się zbliżył, zapytał go: Co chcesz, abym ci uczynił?

 

Odpowiedział: Panie, żebym przejrzał. Jezus mu odrzekł: Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu.

 

Opowiadanie pt. “Kim jest dla Ciebie Jezus?”
Kim jest dla Ciebie Jezus? – zapytałem znajomego Algierczyka, chrześcijanina.

 

“Chrystus dla mnie to po przebudzeniu pierwsze spojrzenie na morze we wschodzącym słońcu. Chrystus to wszystko, co trzeba zrobić, żeby dom wszedł w swój codzienny rytm. Chrystus to kartka Ewangelii, przeczytana z samego rana, której echo unosić się będzie nad całą resztą dnia. Chrystus to przywitanie tych, których kocham i tych którzy mi są mniej mili, tych, którzy mnie cieszą i tych, którzy mnie drażnią, tych którzy mnie rozumieją i tych, którzy mnie nie rozumieją. Chrystus to uśmiech moich dzieci, to posiłek, który im podaję, to zadanie, które mi pokazują. Chrystus to z nadejściem wieczora pewność, że dla mnie Bóg jest Ojcem i że, ostatecznie, wszystko jest dobre”.

 

Refleksja
Naszym zadaniem nie jest tylko uwierzenie w działanie Boga, ale też i dawanie świadectwa własnej wiary innym ludziom. Wszystko po to,  aby i oni uwierzyli. To nie jest łatwe zwłaszcza dziś, gdzie na każdym kroku poszukujemy i odkrywamy działanie Boga w różnych dziedzinach życia społecznego, przy różnorodności ich zaangażowania w życie religijne. Wiara ma to do siebie, że zawsze działa w dwie strony. Dajemy ją innym, ale też i sami otrzymujemy to, w co on wierzy…

 

Jezus uczy nas, że powinniśmy wierzyć, bo tylko wtedy dzieją się w naszym życiu “cuda nie z tej ziemi”. Zwłaszcza w sytuacjach  beznadziejnych powinniśmy wierzyć Bogu. Bo nawet, gdy nie idzie po naszej myśli, sam fakt ogromnego zaufania i nadziei pokładanej w Bogu zmienia nasze podejście do życia, bo żyjemy wtedy radością tego, co przed nami. Nabieramy wtedy nadziei, sił i ducha, które potrzebne są nam w ciężkiej chwili zwątpienia, czy nawet niedowierzania, że w naszym życiu jest tak, jak jest…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry

 

1. Czy wierzysz w moc Boga?
2. W jaki sposób dajesz o Nim swoje świadectwo?
3. Czy cuda są najważniejsze w naszym życiu religijnym?

 

I tak na koniec…
Życzę ci odwagi, jaką ma słońce, które codziennie od nowa wschodzi nad wszelką nędzą świata.

Niektórzy po zapadnięciu zmroku już nie potrafią uwierzyć w słońce. Brakuje im tej odrobiny cierpliwości, aby doczekać nadchodzącego poranka. Kiedy przebywasz w ciemnościach, spójrz w górę. Tam czeka na ciebie słońce.

 

Ono nie omija nikogo. Ciebie też nie ominie,
Jeśli nie schowasz się w cień. Z każdym dobrym człowiekiem, który zamieszkuje ziemię, wschodzi jakieś słońce (Phil Bosmans)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,449,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-18-35-43.html

 

******************

ŚLEPIEC

by Grzegorz Kramer SJ

 

https://youtu.be/QocZ38eWZfg

Po pierwsze: „co chcesz, żebym ci uczynił”?
To szalenie ważne pytanie w chrześcijaństwie, Bóg stawia je każdego dnia i nie jest to tylko grzecznościowe pytanie. Punktem wyjścia jest nasza pozycja, która jest pozycją dziecka Boga. Już nie jesteśmy wyznawcami, niewolnikami, „byle kim”, ale córkami i synami Ojca. Z tego wynika fakt naszej równości z Bogiem. Ona oczywiście nie jest równością w sensie partnerstwa biznesowego, ale jest darmo daną łaską. Bóg, kochając nas, wie, że musi się zniżyć do naszego poziomu. Inaczej, będziemy ciągle na poziomie poddaństwa. I właśnie dlatego wymyślił Wcielenie. W Jezusie wszyscy jesteśmy na równi z Ojcem.

Dopiero z tej pozycji, Ojciec pytając mnie o moje pragnienia, mówi mi wprost, że to co jest w moim sercu, jest dla Niego ważne. Tak powinna się zaczynać każda rozmowa (modlitwa) z Nim. Jasne, że On o wszystkim wie, ale nie jest dla nas już tak jasne to, że On kocha słuchać o tym, co się u nas dzieje. On kocha posiadać informacje z pierwszej ręki. Chodzi tu przede wszystkim o to, byśmy sami usłyszeli, czego tak naprawdę potrzebujemy, co jest naszym prawdziwym pragnieniem.

Po drugie: nie daj się zakrzyczeć.
Docierają do nas miliony głosów, obrazów, a nawet specyficznego milczenia, które zagłuszają Głos, który od Niego pochodzi, ale także ten głos, który kierujemy w Jego stronę. Zanim jednak zwrócimy uwagę na głosy z zewnątrz, na to, co według nas nam przeszkadza, warto zwrócić uwagę na hałas w nas. Na nasze rozchwiane serce, ciągle szukające zaspokojenia w nas. Najgorsze są te hałasy wewnątrz, bo ich nie widać, łatwiej zwalić winę na „zewnętrzny hałas” niż zauważyć swoje krzyczące serce. To wymaga więcej pracy. Jestem przekonany, że większość ludzi, którzy krzyczą o prześladowaniu religii w naszym kraju, już dawno nie miało dobrego, autentycznego i szczerego kontaktu z samymi sobą.

Po trzecie: nie zakrzycz innych.
Oj, jak łatwo być mistrzem dla innych (mówię też do siebie). Jak łatwo zakrzyczeć ich głos do Boga. Bo przecież ja wiem lepiej, ja mam większe doświadczenie, znam więcej dokumentów. Czasem te przekrzykiwania „speców” przypominają mi spotkanie dwóch nastolatek, kiedy jedna opowiada drugiej o wielkim zakochaniu, a druga mówi wtedy, że wszystko jest inaczej, bo w mądrej książce ktoś kiedyś napisał inaczej.

Po czwarte: Jesteś ślepcem.
Nie widzisz, co się dzieje wokół ciebie. Widzisz tylko swoją ślepotę. Widzisz zło, swoje niedomagania, słyszysz „złe głosy”, a nie dostrzegasz w całym tym zgiełku nadchodzącego Dobrego Boga. Żeby spotkać w końcu Boga uzdrawiającego, trzeba przyznać się do ślepoty, do tego, że to, co mi się wydaje, nie jest rzeczywistością, ale moim urojonym obrazem, projekcją moich marzeń, pragnień.

Jezus go uzdrawia. Daje mu wzrok. Jasne, dla niego to wielka radość, ale i wielka zmiana w życiu. Odtąd nie mógł już żyć z żebraniny i z litości innych. Od tej chwili musiał wziąć się do roboty. Jako człowiek zdrowy. A więc jeśli dziś prosisz Jezusa by cię w czymś dotknął, uzdrowił, spytaj się, czy chcesz wziąć tego konsekwencje na siebie. Móc widzieć to piękna sprawa. Nawet za cenę konieczności wzięcia swego życia w swoje ręce. Chcesz?

http://kramer.blog.deon.pl/2015/11/16/slepiec/

**************

Niewidomy żebrak Bartymeusz

Cieszymy się zdrowymi oczami ciała i dobrym słuchem, ale i tak mamy powody, by pytać siebie, jak funkcjonują oczy i uszy mojej duszy. I co tak naprawdę widzimy i pojmujemy z tajemnicy Boga Trójjedynego, z tajemnicy Jezusa Chrystusa? A także z tajemnicy człowieka?

Poważne wejście w świat czterech Ewangelii dość szybko uświadamia nam, że wciąż daleko nam do patrzenia i widzenia jak Jezus Chrystus. Czujemy to może najbardziej, gdy konfrontujemy się z Przykazaniem Miłości, tj. z ogromem Miłości zaofiarowanej nam przez Boga i z wielką miarą miłości, którą winniśmy skierować ku Bogu, bliźnim, a także ku sobie samym.

Kiedy Jezus zbliżył się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się zbliżył, zapytał go: Co chcesz, abym ci uczynił? Odpowiedział: Panie, żebym przejrzał. Jezus mu odrzekł: Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu (Łk 18,35-43).

(Mk 10,46-52)
Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: Synu Dawida, ulituj się nade mną! Jezus przystanął i rzekł: Zawołajcie go! I przywołali niewidomego, mówiąc mu: Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: Co chcesz, abym ci uczynił? Powiedział Mu niewidomy: Rabbuni, żebym przejrzał. Jezus mu rzekł: Idź, twoja wiara cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

Nie tylko Bartymeusz

Rozważając jakiś fragment Ewangelii, mamy szansę przeżyć spotkanie z naszym Panem i Zbawicielem – Jezusem Chrystusem. Tym razem niejako pretekstem do spotkania z Jezusem jest człowiek niewidomy o imieniu Bartymeusz. Łukasz mówi o jakimś niewidomym, a św. Marek podaje jego imię.

Niewidomy Bartymeusz zaznał nędzy życia w stopniu wyjątkowym. Oprócz niewidzenia i biedy doświadczał też gorzkiego smaku lekceważenia i odrzucenia. Czuł się też napiętnowany, gdyż kalectwo według ówczesnych potocznych przekonań żydowskich świadczyło o winie moralnej, jego własnej lub jego przodków. Na widok kogoś takiego – tylko nieliczni okazywali współczucie, zaś większość odwracała głowę i szerokim łukiem omijała nieszczęśnika. Tak było wtedy, podobnie bywa dzisiaj. (Zobaczmy, ile razy w życiu zatrzymaliśmy się przy kimś żebrzącym, by powiedzieć mu dobre słowo jako rodzaj jałmużny cenniejszej od paru groszy).

Wczuwając się w los Bartymeusza, mamy być może chęć wykrzyknąć, że tyle cierpienia na jedną głowę to za dużo! A może mamy ochotę z satysfakcją zdystansować się i powiedzieć sobie, że nasz los nie jest tak marny! W końcu, mamy się dużo lepiej; mamy oczy, nie żebrzemy… Mamy tyle dóbr i zabezpieczeń… Jeśli jednak popatrzeć głębiej, to okazuje się, że tak naprawdę wszystkie biedy i choroby ciała ludzi opisanych w Ewangeliach – mają swój „odpowiednik” w biedach i chorobach naszych dusz, naszych serc.

  • Tak naprawdę wszystkich nas dotyka w tym życiu jakiś stopień czy odmiana duchowej ślepoty, paraliżu, trądu i głuchoty.
  • A z czasem odkrywamy i to, że nasza duchowa ślepota, paraliż, trąd i głuchota mają swoje źródło w grzechu. A więc w czymś najokropniejszym.
  • Tak, najokropniejszym, gdyż grzech jest zerwaniem więzi z Bogiem, wymówieniem Mu posłuszeństwa i odmówieniem wiary i zaufania do Jego Dobroci, Miłości i Wszechmocy.
  • Tkwiąc w grzechu, odwracamy się od Boga i trwamy zakrzywieni ku sobie (św. Augustyn) i ku samej doczesności.

To dobrze, że cieszymy się zdrowymi oczami ciała i dobrym słuchem, ale i tak mamy powody, by pytać siebie, jak funkcjonują oczy i uszy mojej duszy. I co tak naprawdę widzimy i pojmujemy z tajemnicy Boga Trójjedynego, z tajemnicy Jezusa Chrystusa? A także z tajemnicy człowieka?

  • Poważne wejście w świat czterech Ewangelii dość szybko uświadamia nam, że wciąż daleko nam do patrzenia i widzenia jak Jezus Chrystus.
  • Czujemy to może najbardziej, gdy konfrontujemy się z Przykazaniem Miłości, tj. z ogromem Miłości zaofiarowanej nam przez Boga i z wielką miarą miłości, którą winniśmy skierować ku Bogu, bliźnim, a także ku sobie samym.

Im dłużej przestajemy z Jezusem, tym bardziej On nas fascynuje i do Siebie pociąga, ale też pokazuje dzielący nas od Niego dystans, gdy chodzi o widzenie wszystkiego tak jak On; postępowanie tak jak On! I radowanie się Bogiem Ojcem jak On!

Nasza żebranina

A co do żebrania – to też nie jesteśmy „lepsi” od żebrzącego Bartymeusza.

Wprawdzie materialnie miewamy się znacznie lepiej niż on… Jednak w sensie duchowo-psychicznym zachowujemy się nierzadko jak żebracy! Zamiast radośnie i bezpiecznie mieszkać w domu Słowa Bożego (zachęcał nas do tego niedawny Synod Biskupów w Rzymie), to siadamy przy drogach bezbożnego świata (epatującego bogatą ofertą technicznej cywilizacji) i żebrzemy… Co to dokładniej i praktycznie oznacza? – odpowiedzi łatwo znajdziemy sami… Ale trochę naprowadzę.

  • Być może wiele godzin (nierzadko o wiele za dużo) przesiadujemy przed telewizorami, skaczemy z kanału na kanał, oblatujemy z pomocą sieci Internetu pół świata, by znaleźć to, czego nam brakuje do szczęścia… Szukamy i nie znajdujemy.
  • Odczuwamy pustkę, której próbujemy zaradzić w kolejnym czy innego rodzaju „seansie” żebrania.

A są oczywiście różne inne formy żebrania, np. w międzyludzkich relacjach (a może raczej układach), kiedy to za odrobinę uznania potrafimy zapierać się swoich poglądów (religijnych czy nawet politycznych, jeśli są „zbyt” prawe).

  • Czasem z lęku przed niewiadomą reakcją grupy, nie przyznajemy się do wiary i jasnych zasad moralnych.
  • Niekiedy potrafimy komuś schlebiać czy przemilczać prawdę, byle tylko w zamian zyskać trochę aplauzu czy też oszczędzić sobie ryzyka wpisanego w bycie świadkiem poznanej prawdy i Boga nad wszystko umiłowanego.

Powiedzmy szczerze sobie i Jezusowi, jak to jest z naszym widzeniem i ślepotą… I jak bardzo pozorne jest nasze bogactwo… I ile jest w nas odczucia nędzy i form żebrania… Niech nasze braki nie zamykają nam ust i nie onieśmielają, lecz przyprowadzają nas do Jezusa.

Nie wstydźmy się wołać jak Bartymeusz: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!

Dotrzeć do Jezusa mimo utrudnień

Warto podkreślić, że Bartymeusz był pozbawiony wzroku i wielu innych dóbr, ale słuch miał dobry. Z otwartym sercem nasłuchiwał, co wokół mówiono o Jezusie. Zasłyszane świadectwa o dobroci i mocy Jezusa wzbudziły w nim niezachwianą ufność. Czekał na sposobność, żeby móc osobiście poprosić Jezusa o ratunek!

Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!

– Tej okazji nie przepuścił. Nie bał się, że się ośmieszy. Wołał na całe gardło. Wszystko postawił na jedną kartę!

Jego ufna wiara napotkała na wielką przeszkodę. Ewangelista mówi, że ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Tak, ci na przedzie okazali się niewrażliwi na kogoś najbardziej potrzebującego. Im wystarczyło to, że sami są blisko Jezusa. Była to jednak tylko fizyczna bliskość. A poza tym, na razie, dzielił ich wielki dystans od Serca Jezusa, wrażliwego na każde wołanie o pomoc. Na każde, bez najmniejszego wyjątku.

Niewidomy nie dał się zbić z tropu. Lecz jeszcze głośniej wołał: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Użył całej swojej energii, by zostać usłyszanym. Był pewny, że gdy Jezus usłyszy jego prośbę, to na pewno zatrzyma się i pomoże również jemu. Rzeczywiście, Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się zbliżył, zapytał go: Co chcesz, abym ci uczynił? Tym samym Jezus potwierdził, że przyszedł do tych, którzy źle się mają (Łk 5, 31).

Tylko ci na przedzie uznali, że „przypadek” Bartymeusza jest beznadziejny i nie wart uwagi Jezusa. Potwierdzili oni dziwną prawidłowość, że mianowicie Bóg Ojciec w swoim Synu Wcielonym z wielką miłością szuka każdej owcy zagubionej i z wielką delikatnością zwraca się do źle się mających, zaś my ludzie, będąc niedouczonymi uczniami Jezusa, potrafimy „znakomicie” utrudniać – sobie i innym – dostęp do zbawczej mocy Jezusa.

  • Jak ja reaguję na trudne sytuacje – własne i bliźnich?
  • Czy nie oceniam ich jedynie z pozycji własnej bezradności?
  • Ile osób uznałem w życiu za przypadki beznadziejne i nic im nie zaofiarowałem?
  • Może ani jednym słowem nie wspomniałem o Jezusie jako potężnym Panu i życzliwym Zbawicielu?
  • Może przede wszystkim siebie samego traktowałem – jako przypadek beznadziejny?

Było tak może wiele lat, że zamiast rozpalać ogień miłości, wiary i zaufania do Jezusa, to poddawałem się smutkowi? Może posuwałem się znacznie dalej w destrukcji własnej osoby, pogrążając się w rozpaczy czy nawet w jakiejś formie targając się na dar życia?

Zrzucić płaszcz

Wymowne i swoiście piękne jest to, że (jak zauważa św. Marek) niewidomy zrzucił ze siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. Uderza jego pośpiech i to, że użył całej swej energii, by jak najszybciej dotrzeć do Jezusa. Można powiedzieć, że mając najlepsze przeczucia, biegł ku nowemu rodzajowi życia, które da mu Jezus…

Nasze wejście w rekolekcje Ignacjańskie ma w sobie coś (a może nawet bardzo dużo) z różnych zachowań Bartymeusza, także tych: zrzucił płaszcz, zerwał się, przyszedł do Jezusa… A zrzucić płaszcz – to (oprócz sensu dosłownego) zrzucić czy porzucić te wszystkie postawy i nawyki, które odwodzą od Jezusa i utrudniają pójście Jego drogą, razem z Nim do Ojca. Pewną (nawet znaczną) pracę duchową wykonujemy w czasie rekolekcji. Czy jednak narasta w nas gotowość (i troska o to), by także po rekolekcjach (za tydzień, za miesiąc, za rok) zrzucać płaszcz nawyków starego człowieka w nas?

  • Dobrze wiemy (przeczuwamy), że niełatwo jest codziennie rozstawać się z tym, co stary człowiek w nas pamięta jako rzecz przyjemną i korzystną, choć według Dekalogu i Ewangelii wysoce niepoprawną, niemoralną.
  • Św. Paweł powie, że co się tyczy poprzedniego sposobu życia – trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości (Ef 4, 22-24).
  • Nie jest to łatwe i proste, ale jest możliwe, gdyż mamy wolną wolę, a ta wrażliwa jest i skierowana ku Dobru, ku dobru prawdziwemu. Jezus Chrystus czyni naszą zniewoloną wolę na powrót wolną dla Boga!
  • O pogłębienie wolności człowieka wewnętrznego w nas – gorąco Jezusa prośmy, wołając dziś i często, jak wielu wołało na kartach Ewangelii: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!

Rozważanie znajduje się w mojej książce:

powiększ okładkę

Zobacz: http://katalog.wydawnictwowam.pl/?Page=opis&Id=57530

http://osuch.sj.deon.pl/2015/11/15/k-osuch-sj-niewidomy-zebrak-bartymeusz-lk-1835-43/

*************

FRANCISZEK tak objaśniał i aktualizował ewangelię o BARTYMEUSZU (Boliwia, lipiec 2015):

Drodzy Bracia i Siostry!
Cieszę się, że spotkałem się z wami, aby podzielić się radością,
która napełnia serce i całe życie misyjnych uczniów Jezusa. Tak to
ukazały słowa pozdrowienia, wypowiedziane przez biskupa
Roberto Bordiego oraz świadectwa o. Miguela, s. Gabrieli i seminarzysty
Damiana. Bardzo dziękuję za podzielenie się swoim
doświadczeniem powołania.
W przekazie Ewangelii św. Marka usłyszeliśmy również doświadczenie
Bartymeusza, który dołączył do grupy tych, którzy szli za
Jezusem. Był uczniem z ostatniej chwili. Była to ostatnia podróż
Pana z Jerycha do Jerozolimy, dokąd szedł, aby zostać wydanym.
Bartymeusz – ślepiec i żebrak – znajdował się na poboczu drogi,
porzucony, gdy, uświadomiwszy sobie, że przechodzi Jezus,
zaczął krzyczeć.
Wokół Jezusa byli apostołowie, uczniowie, kobiety, które zwykle
szły za nim, z którymi w ciągu swego życia przemierzał drogi
Palestyny, aby głosić Królestwo Boże. I wielka rzesza ludzi.
Dwie sprawy jawią się tutaj z mocą, narzucają się. Z jednej strony
krzyk żebraka i z drugiej różne reakcje uczniów. Wydaje się, że
Ewangelista chciał nam pokazać, jakie echo napotyka krzyk Bartymeusza
w życiu ludzi i tych, którzy poszli za Jezusem. Jak reagują
na ból tego, który znajduje się na poboczu drogi, tego, który
jest przepełniony bólem.
Są trzy odpowiedzi na krzyki ślepca. Moglibyśmy przedstawić to
słowami samej Ewangelii:
Przechodzić.
Zamilcz.
Odwagi, powstań.
1. Przechodzić – przechodzić w oddali i być może dlatego niektórzy
nie usłyszeli. Przechodzenie jest echem obojętności, przechodzenia
obok problemów i przekonania, że one nas nie dotyczą.
Nie słyszymy ich, nie rozpoznajemy ich. Jest to pokusa oswajania
się z bólem, przyzwyczajania się do niesprawiedliwości.
Mówimy sobie: to normalne, zawsze tak było. Jest to echo rodzące
się w sercu „opancerzonym”, zamkniętym, które utraciło zdolność
zdumienia i tym bardziej możliwości zmiany. Chodzi o serce,
które przyzwyczaiło się do przechodzenia obok, nie dając się
poruszyć; życie, które przebiegając stąd dotąd, nie potrafi się
zakorzenić w życiu swego ludu.
Moglibyśmy nazwać to duchowością zappingu. Ktoś przechodzi
raz i drugi, ale nic nie pozostawia po sobie. Są to ci, którzy sięgają
po najnowsze wiadomości, po najnowszy bestseller, ale nie potrafią
nawiązać kontaktu, relacji, zaangażować się.
Możecie mi powiedzieć: „Ależ, Ojcze, oni uważnie słuchali słów
Nauczyciela. Słuchali Go”. Myślę, że jest to jedno z największych
wyzwań duchowości chrześcijańskiej. Ewangelista Jan nam o tym
przypomina: „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie
może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4, 20b). Rozdzielanie
tej jedności jest jedną z wielkich pokus, jakie będą nam towarzyszyły
na całej drodze. I musimy mieć tego świadomość. Tak samo,
jak słuchamy naszego Ojca, słuchamy wiernego ludu Bożego.
Przechodzić bez wysłuchania bólu ludzi, bez zakorzeniania się w
ich życiu, w ich ziemi to tak, jakby słuchać Słowa Bożego, nie
pozwalając, aby zapuszczało ono korzenie w naszym wnętrzu i
było płodne. Roślina, historia bez korzeni jest życiem suchym.
2. Zamilcz – to drugie działanie w obliczu krzyku Bartymeusza.
Zamilknij, nie przeszkadzaj, nie rozpraszaj. W odróżnieniu od
poprzedniego działania, słucha ono, rozumie, nawiązuje kontakt
z wołaniem innej osoby. Wie, że ona jest i reaguje bardzo prosto,
karcąco. Jest to działanie tych, którzy stając przed ludem Bożym
nieustannie go karcą, pokrzykują, każą mu milczeć.
Jest to dramat odizolowanego sumienia ludzi, którzy sądzą, że
życie Jezusa jest tylko dla tych, którzy uważają się za przygotowanych.
Wydawałoby się im właściwe, aby znaleźli w nim miejsce
wyłącznie „upoważnieni”, „kasta wyróżnionych”, która powoli się
odgradza, odróżniając się od swego ludu. Z tożsamości uczynili
sprawę wyższości.
Słuchają, ale nie słyszą, patrzą, ale nie widzą. Konieczność wyróżniania
się zablokowała ich serca. Konieczność powiedzenia sobie:
nie jestem jak on, jak oni, oddzieliła ich nie tylko od krzyku ich
ludu i od jego płaczu, ale szczególnie od powodów do radości.
Śmiać się ze śmiejącymi się, płakać z płaczącymi – oto część tajemnicy
serca kapłańskiego.
3. Odwagi, powstań. I wreszcie spotykamy się z trzecim echem.
Echem, które rodzi się bezpośrednio nie z krzyku Bartymeusza,
ale ze spostrzeżenia, jak Jezus działa, słysząc wołanie niewidomego
żebraka.
Jest to krzyk, który przemienia się w słowo, w zaproszenie, w
wymianę, w propozycję nowości w obliczu naszych form reagowania
na Święty Lud Boży.
Ewangelia stwierdza, że w odróżnieniu od innych, którzy przechodzili,
Jezus zatrzymał się i zapytał, co się dzieje. Zatrzymuje
się, słysząc wołanie jakiejś osoby. Wychodzi z anonimowości
tłumu, aby ją zidentyfikować i tak oto nawiązuje z nią kontakt.
Zakorzenia się w jego życiu. I daleki od wydawania polecenia,
aby tamten zamilkł, pyta go: co mogę dla ciebie zrobić? Nie potrzebuje
wyróżniać się, oddzielać się, nie określa, czy jest on
upoważniony, lub nie, do mówienia. Jedynie zadaje mu pytanie,
identyfikuje, pragnąc uczestniczyć w życiu tego człowieka, chcąc
podjąć ten sam los. W ten sposób przywraca powoli godność,
którą on utracił, włącza go. Daleki od spoglądania nań z zewnątrz
decyduje się utożsamić się z jego problemami i tym samym okazać
przemieniającą moc miłosierdzia. Nie istnieje współczucie,
które nie zatrzymuje się, nie słucha i nie solidaryzuje się z drugą
osobą. Współczucie nie jest zappingiem, nie oznacza przemilczania
bólu, ale przeciwnie – jest właściwą logiką miłości. Jest to
logika, która skupia się nie na strachu, ale na wolności, jaka rodzi
się z kochania i stawia dobro innego ponad wszystko inne. Jest to
logika, która rodzi się z braku strachu przed zbliżaniem się do
bólu naszego ludu. Chociaż wielokrotnie jest niczym więcej jak
tylko byciem u jego boku i uczynieniem z tej chwili okazji do
modlitwy.
Taka jest logika bycia uczniem, to czyni Duch Święty z nami i w
nas. Jesteśmy tego świadkami. Pewnego dnia Jezus zobaczył nas
na poboczu drogi, siedzących na swych bólach, na swych biedach.
Nie uciszył naszych krzyków, ale przeciwnie, zatrzymał się,
zbliżył się i zapytał nas, co mógłby dla nas zrobić. I dzięki tak
wielu świadkom, którzy powiedzieli nam: „Odwagi, powstań”,
powoli szliśmy, dotykając tej miłości miłosiernej, tej miłości
przemieniającej, która pozwoliła nam ujrzeć światło. Nie jesteśmy
świadkami ideologii, jakiegoś przepisu, sposobu uprawiania
teologii. Jesteśmy świadkami uzdrawiającej i miłosiernej miłości
Jezusa. Jesteśmy świadkami Jego działania w życiu naszych
wspólnot.
To jest pedagogia Nauczyciela, to jest pedagogia Boga wobec
swego Ludem. Przejść od obojętności zappingu do: „Bądź dobrej
myśli, wstań, [Nauczyciel] woła cię” (Mk 10, 49). Nie dlatego, że
jesteśmy wyjątkowi, nie dlatego, że jesteśmy lepsi, nie dlatego,
że jesteśmy funkcjonariuszami Boga, ale tylko dlatego, że jesteśmy
wdzięcznymi świadkami miłosierdzia, które nas przemienia.
Nie jesteśmy sami na tej drodze. Pomagamy sobie nawzajem
przykładem i modlitwą. Mamy wokół siebie mnóstwo świadków
(por. Hbr 12, 1). Pamiętajmy o błogosławionej Nazarii Ignacji od
św. Teresy od Jezusa, która poświęciła swe życie głoszeniu Królestwa
Bożego, troszcząc się o starców, z „kociołkiem ubogiego”
dla tych, którzy nie mieli co jeść, otwierając przytułki dla dziecisierot,
szpitale dla zranionych przez wojnę, a nawet tworząc
żeński związek zawodowy w celu wspierania kobiet. Pamiętajmy
również o czcigodnej Słudze Bożej Virginii Blanco Tardio, oddanej
całkowicie ewangelizacji oraz trosce o ubogich i chorych. One
i tylu innych są bodźcem na naszej drodze. Idźmy naprzód przy
Bożej pomocy i we współpracy ze wszystkimi. Pan posługuje się
nami, aby Jego światło dotarło do wszystkich zakątków ziemi.
Proszę was, abyście modlili się za mnie i błogosławię wam z całego
serca. Tłumaczenie: w2.vatican.va

http://osuch.sj.deon.pl/2015/11/15/k-osuch-sj-niewidomy-zebrak-bartymeusz-lk-1835-43/

**************

Uniwersalna prawda życia duchowego (16 listopada 2015)

  • przez PSPO
  • 15 listopada 2015

uniwersalna-prawda-zycia-duchowego-komentarz-liturgiczny

Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! (Łk 18,38).

 

Te słowa Bartymeusza stały się podstawą całej tradycji modlitwy Jezusowej. I rzeczywiście sama sytuacja tego niewidomego oraz wytrwałość właściwie oddają naszą sytuację wobec Boga. Wpierw Bóg pragnie, abyśmy Go prosili. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o modlitwie:

 

Modlitwa – czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie – jest spotkaniem Bożego i naszego pragnienia. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli (KKK 2560).

 

Istotna jest przy tym autentyczność i prostota naszego pragnienia. Dlatego Pan Jezus pyta Bartymeusza, gdy ten do Niego przychodzi: Co chcesz, abym ci uczynił? (Łk 18,41). Dla wszystkich było oczywiste, o co prosi niewidomy. Jednak Pan Jezus pyta o jego prośbę. Wiąże się to ze wspomnianą autentycznością prośby. Bóg odpowiada na osobistą i autentyczną potrzebę człowieka. Nie może to być jedynie przelotna zachcianka ani ogólnie przyjęta oczywistość. Musimy wiedzieć, o co prosimy Boga. Dlatego często w praktyce potrzeba w prośbach wytrwałości, która wyraża determinację. Pan Jezus, ucząc nas modlitwy, wyraźnie mówi o tym na przykładzie ubogiej wdowy, która przez swoją wytrwałość w prośbach kierowanych do niesprawiedliwego sędziego uzyskała ich spełnienie. Na koniec tej przypowieści Pan Jezus zapewnia nas: A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? (Łk 18,7). Niewidomy spod Jerycha ma w sobie ów upór w zanoszonych prośbach. Realizuje on to, o czym mówił wcześniej Jezus.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: 1 Mch 1, 10-15. 41-43. 54-57. 62-64; Łk 18, 35-43

Panie, żebym przejrzał (Łk 18,41). Taka powinna być nasza autentyczna prośba. Każdy z nas jest ślepy na Boga i Jego miłość. Gdybyśmy potrafili widzieć, pewnie bylibyśmy innymi ludźmi. Nasze zaślepienie jest związane z samą tajemnicą grzechu pierworodnego. Święty Paweł mówi, że teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz (zob. 1 Kor 13,12). Jednak św. Jan dopowiada: gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1 J 3,2). Niezmiernie wymowna w tym kontekście jest scena z 9. rozdziału Ewangelii według św. Jana, w której Pan Jezus uzdrowił niewidomego od urodzenia. Okazuje się, że prawdziwe uzdrowienie nastąpiło jednak dopiero na końcu, gdy pozwolił mu zobaczyć w sobie Syna Człowieczego (zob. J 9,35–38).

Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga (Łk 18,42n). Cud przejrzenia jest owocem Bożego działania i naszego zawierzenia. To jest uniwersalna prawda życia duchowego. Nasza modlitwa musi zawierać w sobie nie tylko wiarę, ale i gotowość całkowitego pójścia za Panem. Brak takiej gotowości jest niewątpliwie przyczyną wielu niepowodzeń w naszych modlitwach.

Włodzimierz Zatorski OSB | Jesteśmy ludźmi

http://ps-po.pl/2015/11/15/uniwersalna-prawda-zycia-duchowego-16-listopada-2015/

*************

Komentarz do Ewangelii:

Św. Jan Chryzostom (ok. 345-407), kapłan w Antiochii, potem biskup Konstantynopola, doktor Kościoła
Homilie do Ewangelii św. Mateusza, nr 66,1

„Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”
 

Spójrzmy na niewidomych z Jerycha w Ewangelii Mateusza: więcej są warci niż wielu z tych, co wyraźnie widzą. Nie mieli nikogo, kto by ich prowadził, nie widzieli zbliżającego się Jezusa, a jednak starali się dotrzeć aż do Niego. Zaczęli głośno wołać, chciano ich uciszyć, a oni wołali jeszcze głośniej. Podobnie dzieje się w energicznej duszy. Ci, którzy chcą ją powstrzymać, zwiększają jej zapał.

Chrystus pozwala, aby ich uciszano, aby jaśniej ukazał się ich zapał i abyś dowiedział się, że byli godni uzdrowienia. To dlatego nie pyta się ich, czy ma ją wiarę, jak to często robił: ich wołania i wysiłki, by się zbliżyć do Niego, wystarczą Mu, aby poznać ich wiarę. Wiedz, drogi przyjacielu, że pomimo naszej niskości i nędzy, jeśli zwracamy się do Boga z całego serca, możemy otrzymać to, o co prosimy. W każdym razie, spójrz na tych dwóch niewidomych: mieli tylko jednego ucznia, który ich chronił, wielu nakazywało im milczeć, a jednak udało im się pokonać przeszkody i dotrzeć do Jezusa. Ewangelista nie podkreśla w nich żadnej wyjątkowej jakości życia: ich żarliwość wszystko zastępuje.

Także i my naśladujmy ich. Nawet jeśli Bóg nie da nam od razu tego, o co prosimy, nawet jeśli wielu ludzi będzie chciało nas odciągnąć od modlitwy, to nie ustawajmy w błaganiach. Ponieważ w ten sposób najlepiej przyciągniemy łaski Boże.

**************

https://youtu.be/AGceAtc1r_g
_______________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

16 Listopada

**********

16 listopada

 

Święta Małgorzata Szkocka Święta Małgorzata Szkocka
Święta Gertruda Święta Gertruda Wielka, dziewica
Bazylika św. Piotra Rzymskie bazyliki świętych Apostołów Piotra i Pawła
Ostra Brama w Wilnie Najświętsza Maryja Panna Ostrobramska, Matka Miłosierdzia
Święta Agnieszka z Asyżu Święta Agnieszka z Asyżu, dziewica
Święci Roch Gonzalez, Alfons Rodriguez i Jan del Castillo Święci męczennicy i prezbiterzy Roch Gonzalez, Alfons Rodriguez i Jan del Castillo
Archikatedra we Wrocławiu Kościół metropolitalny we Wrocławiu
Katedra w Opolu Kościół katedralny w Opolu

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Soisy-en-Brie, we Francji – św. Edmunda z Abigdan, arcybiskupa Canterbury. Studiował w Oxfordzie i Paryżu. W roku 1224 powołano go na stolicę prymasowską. Rządy upływały mu pośród nieustannych zatargów z kapitułą, którą popierali król lub pospólstwo. Wybrawszy się w roku 1240 do Rzymu, zmarł w drodze w klasztorze augustianów. Kanonizował go w roku 1246 Innocenty IV. Edmund pozostawił po sobie Moralitates in psalmos oraz sławne Speculum Ecclesiae.oraz:św. Eucheriusza z Lyonu, biskupa (+ 449); bł. Łucji z Narni, dziewicy (+ 1544); św. Otmara, opata (+ 759)
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-16.php3
************

Modlitwa św. Gertrudy do dusz czyśćcowych

Niech Jezus Chrystus, dla nas ukrzyżowany, zmiłuje się nad wami, dusze bolejące; niech swoją Krwią zagasi pożerające was płomienie. Polecam was tej niepojętej miłości, która Syna Bożego sprowadziła z nieba na ziemię i wydała na okrutną śmierć.

Niech się ulituje nad wami, jak okazał swe miłosierdzie dla wszystkich grzeszników, umierając na krzyżu. Jako zadośćuczynienie za wasze winy ofiaruję tę synowską miłość, jaką Jezus w swym Bóstwie kochał swego Przedwiecznego Ojca, a w Najświętszym Człowieczeństwie najmilszą swoją Matkę.

Amen.

http://www.modlitewnik.pl/modlitwa-sw-gertrudy-do-dusz-czysccowych/#.UKQlpcVnjIg
*************

Św. Gertruda z Turyngii

Gdy pewnego razu św. Gertruda modliła się za zmarłą młodo zakonnicę z jej klasztoru, którą szczególnie kochała, ta ukazała się jej stojąca przed tronem Bożym w olśniewających szatach. Mimo to wyglądała na smutną i zatroskaną a wzrok kierowała w dół jakby wstydziła się spojrzeć na oblicze Boga. Widząc to Gertruda zawołała: “Najsłodszy Jezu dlaczego w swej nieskończonej dobroci nie zachęcisz swej oblubienicy by zbliżyła się do Ciebie i zaznała. radości swego Pana? Dlaczego trzymasz ją z dala od siebie smutną i zalęknioną?” Wtedy Jezus serdecznym gestem przywołał do siebie zmarłą zakonnicę lecz ta cofnęła się. Nie rozumiejąc tego Gertruda zwróciła się do owej siostry: “Cofasz się, gdy nasz Pan Cię woła? Ty, któraś przez całe swe życie pragnęła bliskości. Jezusa odchodzisz teraz, gdy On wyciąga ręce, by cię przyjąć?” Dusza odpowiedziała: “Nie jestem godna stawać przed Niepokalanym Barankiem. Noszę jeszcze kilka plam jakimi zbrukałam się na ziemi. Ażeby zbliżyć się do Słońca Prawości, trzeba być czystą jak światło. Nie osiągnęłam jeszcze tego stopnia czystości, jakiego wymaga On od swoich świętych”.

Święta, której udziałem stało się to doświadczenie oraz wiele innych spotkań z duszami zmarłych, urodziła się 6 stycznia 1256 roku w Turyngii (Niemcy). Od piątego roku życia wychowywała się i uczyła u sióstr benedyktynek. Tam dorastając wstąpiła do klasztoru w Helfta, gdzie 27 stycznia 1281 r. przeżyła swoje mistyczne zaślubiny z Jezusem. Dla Gertrudy rozpoczął się czas ekstaz, objawień i proroczych wizji. Swoje stany duchowe, mistyczne przeżycia oraz polecenia, jakie otrzymała od Chrystusa zawarła w swoim dziele pt: Objawienia.

Święta Gertruda złożyła akt heroicznej miłości za dusze czyśćcowe, czyli ofiarowała zmarłym cierpiącym w czyśćcu wszystkie swoje czyny i akty pokuty nie zostawiając sobie nic, czym mogłaby zadośćuczynić za swoje grzechy. Przed śmiercią szatan próbował zasiać w jej sercu niepokój, smutek i strach przed przyszłymi cierpieniami. Jednak Jezus nie pozwolił, by trwała w takim stanie i pocieszył jej duszę zapewniając o wiecznym szczęściu: “Bądź pewna, moja córko, że twoje umiłowanie zmarłych nie będzie ci przeszkodą. Wiedz, że ten hojny dar, jaki złożyłaś ze wszystkich swoich uczynków duszom czyśćcowym, szczególnie mi się spodobał, a na dowód tego oświadczam, iż wszystkie kary jakie musiałabyś znosić w życiu przyszłym, zostały ci odpuszczone,- co więcej, w nagrodę za twą szczodrość tak pomnażam wagę twoich zasług, że będziesz się w niebie cieszyć wieczną chwałą”. Słowa Chrystusa tak uradowały Świętą, że z uśmiechem na ustach przeszła do życia wiecznego. Miała wówczas 46 lat. Jej liturgiczne wspomnienie Kościół obchodzi 16 listopada.

W Objawieniach czytamy, że Gertruda była świadkiem jak Maryja wybawiła z czyśćca duszę brata zakonnego, Hermana, który wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Niej. Święta z Helfty zachęca do gorliwych modlitw za zmarłych przez Jej wstawiennictwo, wyrażając swoje przekonanie, iż Matka Boża oręduje skutecznie za duszami czyśćcowymi. Podobnie ci, którzy mieli szczególne nabożeństwo do Eucharystii po śmierci otrzymali szybkie uwolnienie z czyśćca. Przykładem tego jest dusza zmarłej zakonnicy, która ukazała się Gertrudzie i powiedziała: “Och, jakże szczęśliwa jestem, że miałam szczególne nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu w swoim życiu, ponieważ przez nie teraz otrzymałam wiele owoców. To nie potrwa już długo i zostanę przyjęta do wspaniałości nieba”. Jeszcze innym razem święta Gertruda zobaczyła duszę, która była niesiona do nieba przez prośby Kościoła.

To tylko kilka przykładów spotkań Świętej ze zmarłymi, które były dla niej wielką łaską za życia. Skuteczność modlitw w ich intencji zawdzięczała głębokiemu zjednoczeniu z Bogiem. Podczas jednego z objawień została zapytana czy pragnie zdrowia czy cierpienia na co odpowiedziała: “Wszechmogący Boże, proszę daj mi to, co podoba się Tobie. Nie dbaj o moje pragnienia. Ja wierzę, że to, co od Ciebie otrzymam, będzie dla mnie najlepszym darem”. Tak więc umiłowanie Boga prowadziło ją do tak wielkiej miłości bliźniego.

Niech zachętą do ofiarowania wszystkiego za zmarłych będą słowa Jezusa skierowane do św. Gertrudy pod koniec jej życia, gdy lękała się o swoje zbawienie: Te wszystkie dusze, które uratowałaś, wkrótce spotkają się z tobą, by zaprowadzić cię do Raju.

Oprac. s. Anna Pękowska
wspomożycielka dusz czyśćcowych
Tekst pochodzi z pisma
“Królowa Apostołów” listopad 2009 r.
http://adonai.pl/wiecznosc/?id=91
****************

Benedykt XVI

Św. Gertruda Wielka

Audiencja generalna 6 października 2010

 

Drodzy bracia i siostry!

Św. Gertruda Wielka, o której chcę dziś mówić, również w tym tygodniu wiedzie nas do klasztoru w Helfcie, gdzie powstały niektóre arcydzieła łacińsko-niemieckiej kobiecej literatury religijnej. Do tego środowiska należy Gertruda, jedna z najsłynniejszych mistyczek, jedyna kobieta niemiecka zwana «Wielką», w uznaniu zasług dla kultury i głoszenia Ewangelii: swoim życiem i myślą wywarła szczególny wpływ na duchowość chrześcijańską. Jest to kobieta niezwykła, obdarzona szczególnymi wrodzonymi talentami oraz nadzwyczajnymi darami łaski, odznaczająca się bardzo głęboką pokorą i gorliwością w zabieganiu o zbawienie bliźniego, głębokie zjednoczenie z Bogiem w kontemplacji oraz gotowość do spieszenia z pomocą potrzebującym.

W Helfcie jest w stałym kontakcie, jeśli tak można powiedzieć, ze swoją mistrzynią Mechtyldą von Hackeborn, o której mówiłem podczas ostatniej audiencji środowej; styka się z Mechtyldą z Magdeburga — inną mistyczką średniowieczną; wzrasta pod matczyną opieką łagodnej i wymagającej ksieni Gertrudy. Te trzy współsiostry przekazują jej bogactwo doświadczenia i mądrości; tworzy z nich własną syntezę, idąc swoją drogą wiary z niezmierzoną ufnością w Panu. Wyraża bogactwo duchowości nie tylko świata monastycznego, ale także i przede wszystkim biblijnego, liturgicznego, patrystycznego i benedyktyńskiego, w sposób bardzo osobisty i niezwykle skuteczny.

Urodziła się 6 stycznia 1256 r., w święto Objawienia Pańskiego, nic jednak nie wiemy o jej rodzicach ani o miejscu urodzenia. Gertruda pisze, że sam Pan wyjaśnia jej sens tego pierwszego wykorzenienia: «Wybrałem ją na moje mieszkanie, ponieważ podoba mi się, że wszystko, co w niej miłe, jest moim dziełem (…). Z tego właśnie powodu oddaliłem ją od wszystkich jej krewnych, aby nikt jej nie kochał ze względu na więzy krwi, iżebym był jedynym motywem uczucia, które ona wzbudza» (Le Rivelazioni, I, 16, Siena 1994, ss.76-77).

W 1261 r., w wieku pięciu lat, przekracza progi klasztoru — do zwyczajów w owej epoce należało zdobywanie wykształcenia i wychowanie w klasztorze. Tutaj spędza całe swoje życie, którego bardziej znaczące etapy wyróżnia sama. W swoich pamiętnikach wspomina, że Pan czuwał nad nią z pobłażliwą cierpliwością i nieskończonym miłosierdziem, nie zważając na to, że lata dzieciństwa, dojrzewania i młodości spędziła — pisze — «w takim zaślepieniu umysłu, że byłabym zdolna (…) myśleć, mówić i czynić bez skrupułów wszystko, co mi się podobało i gdziekolwiek byłoby możliwe, gdybyś Ty mnie nie ustrzegł, zarówno obdarzając mnie wrodzonym lękiem przed złem i naturalną skłonnością do dobra, jak i otaczając czujnością innych osób. Zachowywałabym się jak poganka (…), mimo że Ty zechciałeś, bym już od dzieciństwa, to znaczy od piątego roku życia mieszkała w błogosławionym sanktuarium zakonnym i była wychowywana przez Twoich najbardziej oddanych przyjaciół» (tamże, II, 23, s. 140 n.).

Gertruda, nadzwyczajna uczennica, uczy się wszystkiego, czego można się nauczyć w zakresie przedmiotów przewidzianych przez trivium i quadrivium, składających się na program nauczania tamtej epoki. Fascynuje ją wiedza i oddaje się nauce gorliwie i pilnie, odnosząc sukcesy szkolne ponad wszelkie oczekiwania. Nie wiemy nic o jej pochodzeniu, za to sporo opowiada nam ona o swoich młodzieńczych pasjach: pociągały ją literatura, muzyka i śpiew oraz sztuka miniatury. Miała silny, zdecydowany, bezpośredni i impulsywny charakter. Często mówi o sobie, że jest niedbała. Uznaje swoje błędy i prosi pokornie o ich wybaczenie. Z pokorą prosi o radę, a także modlitwy o swe nawrócenie. Pewne cechy temperamentu i wady towarzyszyć jej będą do końca życia, toteż niektórzy będą się dziwić i pytać, jak to się stało, że Pan tak ją umiłował.

Jeszcze jako uczennica poświęca się całkowicie Bogu w życiu zakonnym i przez dwadzieścia lat nie dzieje się nic szczególnego: nauka i modlitwa stanowią jej główne zajęcie. Ze względu na swe uzdolnienia wybija się wśród współsióstr; pilnie pogłębia swoją wiedzę w różnych dziedzinach. Podczas Adwentu 1280 r. zaczyna jednakże odczuwać niezadowolenie, dostrzega próżność tego wszystkiego, i 27 stycznia 1281 r., kilka dni przed świętem Oczyszczenia Najświętszej Panny, blisko godziny komplety, wieczorem, Pan oświeca gęsty mrok, który ją otaczał. Spokojnie i łagodnie oddala niepokój, postrzegany przez Gertrudę jako Boży dar, który «burzy wieżę próżności i ciekawości, którą wznosiłam moją pychą, choć nosiłam imię i habit zakonny, by przynajmniej w ten sposób do mnie dotrzeć i ukazać mi Twe zbawienie» (tamże, II, 1, s. 87). Ma wizję, w której młodzieniec, biorąc ją za rękę, pomaga jej uwolnić się od zwoju cierni krępującego jej duszę. Na ręce Gertruda rozpoznaje «cenny ślad ran, które odparły wszystkie oskarżenia naszych nieprzyjaciół» (tamże, II, 1, s.89), rozpoznaje Jezusa — Tego, który na krzyżu zbawił nas swoją krwią.

Od tej chwili pogłębia się w jej życiu silne zjednoczenie z Panem, zwłaszcza w najbardziej znaczących okresach liturgicznych — Adwentu i Bożego Narodzenia, Wielkiego Postu i Wielkanocy, świąt maryjnych — nawet wówczas, gdy z powodu choroby nie mogła udawać się do chóru. Jest to ów liturgiczny humus jej mistrzyni Mechtyldy, który Gertruda opisuje w obrazach, symbolach i pojęciach prostszych i bardziej linearnych, realistycznych, z bardziej bezpośrednimi odniesieniami do Biblii, ojców Kościoła i świata benedyktyńskiego.

Jej biografia ukazuje dwa kierunki procesu, który moglibyśmy określić jako jej szczególne «nawrócenie»: w studiach — radykalne przejście od świeckich studiów humanistycznych do teologicznych, oraz w obserwancji zakonnej — przejście od życia określanego przez nią jako niedbałe do życia intensywnej i mistycznej modlitwy, z nadzwyczajnym zapałem misyjnym. Pan, który ją wybrał, gdy była jeszcze w łonie matki, i już od dzieciństwa pozwolił jej uczestniczyć w uczcie życia klasztornego, swoją łaską odrywa ją «od rzeczy zewnętrznych i powołuje do życia wewnętrznego i od zajęć ziemskich do miłości rzeczy duchowych». Gertruda rozumie, że była od Niego daleko, w «krainie, gdzie wszystko jest inaczej», jak mówi za św. Augustynem; że zbyt zachłannie oddawała się naukom wyzwolonym, mądrości ludzkiej, zaniedbując naukę duchową, rezygnując ze smaku prawdziwej mądrości. Teraz prowadzona jest na wyżyny kontemplacji, gdzie zostawia starego człowieka, by przyodziać się w nowego. «Z łacinniczki staje się teologiem, dzięki niezmordowanej i uważnej lekturze wszystkich świętych ksiąg, do których miała dostęp lub które mogła sprowadzić, napełniała swoje serce najbardziej pożytecznymi i pełnymi słodyczy sentencjami Pisma Świętego. Miała więc zawsze na podorędziu kilka natchnionych i budujących słów, by zaspokoić tych, którzy przybywali do niej po radę, a także fragmenty Pisma Świętego najbardziej odpowiednie do tego, by zbić wszelkie fałszywe tezy i zamknąć usta przeciwnikom» (tamże, I, 1, s. 25).

Wszystko to Gertruda przemienia w apostolat: oddaje się pisaniu i rozpowszechnianiu prawdy wiary w sposób jasny i prosty, z gracją i przekonująco, służąc z tak wielką miłością i wiernością Kościołowi, że teolodzy i osoby pobożne korzystają z jej prac i ją cenią. Zachowało się niewiele z jej intensywnej działalności, również na skutek wydarzeń, które doprowadziły do zniszczenia klasztoru w Helfcie. Oprócz Posła boskiej łaskawości czy Objawień pozostają nam Ćwiczenia Duchowne — rzadki klejnot duchowy literatury mistycznej.

W obserwancji zakonnej święta, o której mówimy, jest «mocnym filarem (…), stanowczą zwolenniczką sprawiedliwości i prawdy» (tamże, I, 1, s.26), jak pisze jej biografka. Słowami i przykładem wzbudza u innych wielki zapał. Do modlitw i pokut przewidzianych w regule klasztornej dodaje inne, z taką nabożnością i tak ufnym zawierzeniem Bogu, że ludzie, którzy ją spotykali, mieli świadomość, że przebywają w obecności Pana. I rzeczywiście, to Bóg pozwala jej pojąć, że ją powołał, by była narzędziem Jego łaski. Gertruda czuje się niegodna tego olbrzymiego Bożego skarbu; wyznaje, że nie pilnowała go ani nie ceniła. Woła: «Ach, niestety! Gdybyś mnie, niegodnej, dał na pamiątkę tylko jedną nitkę pakuł, musiałabym przechować ją z większym szacunkiem i poważaniem niż te, które miałam dla Twoich darów!» (tamże, II, 5, s. 100). Uznając swoje ubóstwo i niegodność, uznaje wolę Bożą, «ponieważ — twierdzi — tak niewiele skorzystałam z Twoich łask, że nie mogę uwierzyć, że zostały mi dane dla mnie samej, bo Twojej odwiecznej mądrości nikt nie może zniweczyć. Spraw więc, Dawco wszelkiego dobra, który obdarzyłeś mnie darami tak bardzo niezasłużonymi, aby serce przynajmniej jednego z Twoich przyjaciół czytających to pismo wzruszyło się na myśl, że gorliwość o dusze skłoniła Cię do pozostawienia przez tak długi czas tego bezcennego szlachetnego kamienia w szkaradnym błocie mojego serca» (tamże, II, 5, s. 100).

Dwie łaski w szczególności są jej droższe niż wszystkie inne, jak pisze sama Gertruda: «Ślad Twoich zbawczych ran, który odcisnąłeś w mym sercu niczym cenny klejnot, oraz głęboka i zbawienna rana miłości, którą mu zadałeś. Obsypałeś mnie tyloma darami i dałeś dostąpić tak wielkiego błogosławieństwa, że gdybym musiała żyć nawet tysiąc lat bez żadnej pociechy czy to wewnętrznej, czy to zewnętrznej, wystarczyłoby ich wspomnienie, by napełnić mnie otuchą, światłem i wdzięcznością. Zechciałeś także obdarzyć mnie Twoją nieocenioną bliskością i przyjaźnią, otwierając mi na różne sposoby najszlachetniejszą świątynię Twojego Bóstwa, którą jest Twoje boskie Serce (…). Do tych dobrodziejstw dodałeś jeszcze Najświętszą Maryję Pannę, Twoją Matkę, jako Orędowniczkę i polecałeś mnie często Jej miłości, tak jak najwierniejszy spośród oblubieńców mógłby polecić własnej matce swoją umiłowaną oblubienicę» (tamże, II, 23, s.145).

Dążąc do bezgranicznego zjednoczenia, kończy swój ziemski żywot 17 listopada 1301 lub 1302 r., w wieku ok. 46 lat. W siódmym Ćwiczeniu, przygotowującym do śmierci, pisze: «O Jezu, Ty, który byłeś mi nieskończenie drogi, bądź zawsze ze mną, aby moje serce pozostało z Tobą, a Twoja miłość w nierozerwalny sposób pozostała ze mną, aby moje przejście było przez Ciebie pobłogosławione, a mój duch uwolniony z więzów ciała mógł od razu znaleźć spoczynek w Tobie. Amen» (Esercizi [Ćwiczenia], Mediolan 2006, s.148).

Wydaje mi się oczywiste, że nie mówimy tu tylko o sprawach z przeszłości, historycznych, ale że życie Gertrudy pozostaje szkołą życia chrześcijańskiego, prawego życia, i pokazuje nam, że fundamentem szczęśliwego, prawdziwego życia jest przyjaźń z Jezusem, Panem. Tej przyjaźni uczy nas rozmiłowanie w Piśmie Świętym, w liturgii, głęboka wiara, miłość do Maryi, dzięki którym coraz bardziej poznajemy rzeczywiście samego Boga i tym samym prawdziwe szczęście, cel naszego życia. Dziękuję.

do Polaków:

Serdecznie pozdrawiam pielgrzymów polskich. Jutro przypada wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Różańcowej. Różaniec to szczególna modlitwa Kościoła i duchowy oręż dla każdego z nas. Niech rozważanie życia Jezusa i Maryi będzie dla wszystkich światłem na drodze ewangelicznej odnowy życia i przemiany serc. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

 

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (12/2010) and Polish Bishops Conference

______________________________________________________________________________________________________

To warto przeczytać

**********

Spełnione marzenie cudownie uzdrowionej

Karolina Janowska zachorowała na białaczkę, gdy miała 12 lat. Z chorobą zmagała się trzy lata. Kiedy po kolejnej chemioterapii straciła wzrok, mama na pocieszenie przeczytała jej historię o uzdrowieniu przez Ojca Pio dziewczynki, która nie miała źrenic. Wtedy Karolina powierzyła mu również swój los. Kilka dni później w szpitalnej sali poczuła zapach fiołków. Po kilku dniach nieustannej modlitwy stopniowo odzyskała wzrok. Dziś ma 19 lat i uczy się w Liceum Ogólnokształcącym Ośrodka im. L. Braille’a w Bydgoszczy.

O swojej chorobie i nadziei na wyzdrowienie Karolina napisała książkę „Moja droga”, a pieniądze ze sprzedaży postanowiła przeznaczyć na pielgrzymkę do San Giovanni Rotondo, aby osobiście podziękować Ojcu Pio za wstawiennictwo. Zbiórka środków na wyjazd trwała dwa lata. Marzenie udało się spełnić dopiero w tym roku – Karolina odwiedziła Ojca Pio w towarzystwie mamy i przyjaciół.

***

30 czerwca 2008 roku spełniło się moje największe marzenie – wraz z przyjaciółmi i mamą pojechaliśmy do Ojca Pio do San Giovanni Rotondo.

Kiedy po dwóch dniach podróży przybyliśmy na miejsce, poczułam ogromną radość i spokój. Nie mogłam się doczekać spotkania z Ojcem Pio. Chciałam mu osobiście podziękować za wstawiennictwo u Boga i wyproszenie łaski uzdrowienia ze ślepoty. Ale ponieważ przyjechaliśmy wieczorem, musiałam poczekać do rana, aby odwiedzić jego grób.

Klasztor kapucynów znajduje się na stromej górze, więc następnego dnia rano musiałam się na nią wdrapać. Kiedy ujrzałam kościółek św. Ojca Pio, który widziałam tylko w filmach, nie mogłam uwierzyć, że jestem właśnie tutaj. Po przekroczeniu jego progów poczułam ogromną miłość, wdzięczność i obecność Ojczulka. Wtedy jeszcze nie płakałam. Płakała mama i przyjaciele. Jednak gdy ujrzałam włoskową figurę Ojca Pio w konfesjonale, nie wytrzymałam i łzy popłynęły mi po policzkach. Nie umiałam ich powstrzymać, nawet nie wiedziałam, że tyle ich mam.

Płakałam również, gdy zeszliśmy do krypty, gdzie leżało ciało św. Zakonnika. Wyglądał jak żywy, a wokół unosił się zapach lilii i fiołków. Było to dla mnie niesamowite przeżycie. Na zawsze pozostanie mi w pamięci ten obraz i doświadczenie.

W San Giovanni Rotondo spędziłam trzy dni, a grób św. Ojca Pio nawiedziłam dwa razy.

Nigdy nie zapomnę tej pielgrzymki! Dziękuję Bogu, że wysłuchał moich modlitw. Gdyby nie pieniądze ze sprzedanych książek i dobroć moich przyjaciół, nie byłoby to możliwe.

Marysi, Jackowi i wszystkim, którzy nabyli moją książkę, dziękuję z całego serca za umożliwienie mi spotkania z Ojcem Pio.

Karolina Janowska
spisał Grzegorz Rajchel

„Głos Ojca Pio” (nr 56/2009)

http://glosojcapio.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1568&Itemid=105

***********

Spór o słowa

Joanna Lubecka / pk

(fot. Benoit Daoust / Shutterstock.com)

Historia będzie dla mnie łaskawa, bo sam mam zamiar ją napisać – powiedział niegdyś Winston Churchill. Miał rację. Do historii przeszedł jako wybitny, odważny mąż stanu, o którego depresjach i nadużywaniu alkoholu mało kto pamięta.

Parafrazując słowa Churchilla można powiedzieć: kto nie pisze historii, nie może liczyć na jej łaskawość. Narracja historyczna to również walka o pamięć kolejnych pokoleń, o miejsce narodów w historii świata, a te buduje się słowami.
Gdzie jest więc granica między opisem historii, a wykorzystaniem narracji historycznej jako narzędzia polityki? Czy sam fakt służebnej roli historii wobec polityki jest naganny?
Słowo historia z języka greckiego oznacza: badanie, dochodzenie do wiedzy. Jak pisze wybitny francuski myśliciel Paul Ricoeur: “zawodowy historyk niezmiennie powtarza sobie w duchu pytanie: skąd mogę wiedzieć co napiszę?” A więc zadaniem historyka jest badanie i opisywanie dziejów. Opis kronikarzy, dziejopisów, relacje świadków są tym, co pozostało nam po faktycznych wydarzeniach. Ale z założenia będą to opisy subiektywne, nacechowane własnymi przeżyciami i poglądami autorów, modą i stylem epoki, w której pisali. Hannah Arendt pisze, że historia jest selekcją z potencjalnie nieograniczonego obszaru przeszłych, przeżytych biernie lub czynnie historii, a Ricouer ujmuje to jeszcze prościej: “Skoro nie można przypomnieć sobie wszystkiego, nie można też wszystkiego opowiedzieć”.
Historyk skazany jest więc z natury swojej profesji na wybór. Innego wyboru dokona naoczny świadek wydarzeń, innego historyk opisujący post factum, inne wydarzenia za ważne uzna liberał, a inne konserwatysta, inaczej historię piszą zwycięzcy, a inaczej przegrani. Wybitny francuski historyk Marc Bloch zwraca też uwagę na tzw. “fałszywe świadectwa”, a więc sfałszowane na etapie powstawania lub przerobione w późniejszym czasie dokumenty. Historia zna od starożytności tzw. damnatio memoriae, a więc skazanie na niepamięć, wymazywanie z historii osób, które według decydentów nie zasłużyły na to, by się w niej znaleźć. Tak starano się postąpić z faraonem Amenhotepem IV, z Herostratesem, który spalił świątynię Artemidy w Efezie, czy z Jeżowem, którego Stalin kazał “wycinać” ze zdjęć.
W narracji historycznej słowo, pojęcie odgrywa zasadniczą rolę. Warto zwrócić uwagę na słowa-klucze, które mimo, iż są tylko pojedynczymi słowami, opisują szerszą rzeczywistość lub nawet skomplikowaną sytuację międzynarodową np. żelazna kurtyna, zimna wojna, Holocaust. Niektóre niosą również duży ładunek emocjonalny i w różnych krajach mogą mieć inne znaczenie np. słowo “wyzwolenie” w 1945 r. co innego będzie znaczyło dla Niemca, dla Polaka, czy Francuza.
Nie przez przypadek w różnych językach istnieją idiomy przedstawiające słowo jako narzędzie walki. Mówimy: wojna na słowa, słowo jak sztylet, słowo jak brzytwa, słowa kaleczą itd. W dyspucie międzynarodowej dotyczącej historii nie chodzi tylko o różnicę zdań, ale również o narzucenie własnej interpretacji słowom i pojęciom. Państwa, narody walczą o narzucenie “monopolu interpretacji”, a tym samym o to, by historia była dla nich łaskawa…
Jesteśmy w stanie zrozumieć konieczność takiego międzynarodowego PR, co więcej również oczekiwalibyśmy od własnych rządów, aby taki PR prowadziły. Gdzie jest więc problem? Gdzie jest granica wykorzystania historii w polityce wewnętrznej i przede wszystkim międzynarodowej?
Sposób obchodzenia świąt narodowych, publiczne uczczenie bohaterów, ale przede wszystkim edukacja historyczna w szkołach, są elementami polityki historycznej. Jako pierwsi rolę oświaty historycznej docenili Prusacy. Jak pisał znawca Prus Stanisław Salmonowicz: “Monarchia popierała oświatę z przesłanek ideologicznych, jako metodę ideologicznego nacisku na poddanego”. Być może taki model nie budzi naszego entuzjazmu, ale w dobry sposób ukazuje instrumentalizację historii dla potrzeb polityki. Nieco upraszczając, można stwierdzić, iż skuteczność tego modelu edukacji została dowiedziona na polach bitew, co dobitnie spuentował ówczesny czołowy francuski polityk Leon Gambetta, po przegranej z Prusami wojnie 1870 roku: Ostatnią wojnę wygrał pruski nauczyciel.
Historya – jak pisał Fryderyk Nietzsche – służy przede wszystkiem działaczowi i mocarzowi, czy mówiąc bardziej współcześnie: historię piszą zwycięzcy. Problem w tym, że bycie zwycięzcą może być rolą przejściową, przemijającą.
Współcześnie rolę polityki historycznej demokratycznego państwa najlepiej określił wybitny polski historyk myśli politycznej Tomasz Merta: nie powinna ignorować pojęcia prawdy historycznej, musi pozostawać w ścisłej z nią relacji. Nie można fałszować historii albo usuwać z niej rzeczy niepięknych, nieładnych.
Pozostaje jednak pytanie, co zrobić, gdy inni nie stosują się do tych zasad, mówiąc o polskich obozach, wypędzonych bezprawnie Niemcach, “wyzwolonych” przez Sowietów ziemiach polskich?
Poruszonej w artykule tematyce będzie poświęcona konferencja naukowa: “Semantyka historyczna. Narzędzie opisu historii, czy narzędzie polityki”. 20 listopada 2015 r., Akademia Ignatianum w Krakowie, ul. Kopernika 26, s. 412.

 


dr Joanna Lubecka – historyk, politolog, adiunkt w Instytucie Politologii Akademii Ignatianum oraz pracownik Oddziału IPN w Krakowie.

http://www.deon.pl/po-godzinach/historia-i-spoleczenstwo/art,266,spor-o-slowa.html

******************

Papież odwiedził rzymskich Luteran

Radio Watykańskie

mc

(fot. PAP/EPA/ANGELO CARCONI)

Kielich do odprawiania Eucharystii podarował papież Franciszek wspólnocie luterańskiej Rzymu, którą odwiedził w jej siedzibie – kościele Chrystusa. Towarzyszyli mu kardynałowie: Agostino Vallini, Walter Kasper i Kurt Koch.

Wchodzącego do kościoła papieża powitały niemilknące przez kilka minut oklaski. Uśmiechnięty Franciszek witał się z dziećmi i ich rodzicami. Gdy doszedł przed ołtarz, powitał go pastor Jens-Martin Kruse. Przypomniał wizyty papieży Jana Pawła II i Benedykta XVI w tej świątyni. Życzył Ojcu Świętemu, by czuł się tu jak w domu. Przypominając zamachy terrorystyczne w Paryżu, przestrzegł, byśmy nie dali się sparaliżować lękowi, bo to Jezus zwyciężył świat.
Zacytował słowa patriarchy Bartłomieja z Konstantynopola o tym, że jedność Kościoła wzrasta, kiedy idziemy razem, wierząc w Jezusa Chrystusa. Patrząc sobie w oczy, trzymając się za ręce, modląc się za siebie nawzajem doświadczamy, że ta wiara już nas jednoczy. Jedność nie jest daleką przyszłością, ona już się dokonuje – przekonywał pastor Kruse.
Wskazał, że drogą do jedności jest wspólna modlitwa i dialog, dlatego poprosił papieża, by odpowiedział na pytania zadane przez kilka osób ze wspólnoty luterańskiej.
Jako pierwszy głos zabrał dziewięcioletni Julius, który zapytał Franciszka, co mu najbardziej się podoba w byciu papieżem, po czym przytulił się do Ojca Świętego, który go ucałował. W odpowiedzi Franciszek wyznał, że podoba mu się bycie proboszczem, pasterzem, a nie spotkania protokolarne czy udzielanie wywiadów, choć i to robi. Przypomniał, że gdy był rektorem wydziału teologicznego w Argentynie, po sąsiedzku była parafia, której został proboszczem. Bardzo lubił uczyć katechizmu i odprawiać Msze dla dzieci i rozmawiać z nimi, bo ich pytania były konkretne a nie abstrakcyjne, a ponadto wiele się można od nich nauczyć. – Podoba mi się być papieżem w stylu proboszcza – podsumował Franciszek. Dodał, że lubi odwiedzać chorych i więźniów. Gdy wchodzi do więzienia, zastanawia się dlaczego oni się tam znaleźli, a nie on i pojmuje, że stało się tak dlatego, że Jezus prowadzi go za rękę. – Czuję to – wyznał Ojciec Święty. Dodał, że papież, który nie jest biskupem, pasterzem, proboszczem, może być inteligentny i bardzo wpływowy, ale nie będzie szczęśliwy.
Protestantka, która wyszła za mąż za katolika zapytała, dlaczego nie może wspólnie z mężem przyjmować Eucharystii. Franciszek zażartował, że niełatwo jest mu o tym mówić w obecności takiego teologa, jak kard. Kasper. Odpowiedział więc pytaniem: czy “wieczerza Pańska” jest celem drogi chrześcijanina, czy też wiatykiem na drogę? Przyznał, że luteranie i katolicy mają inna doktrynę, ale łączy ich ten sam chrzest, a skoro tak, to powinni iść razem. – To jest wiatyk! – stwierdził w końcu papież. Podał przykład znajomego biskupa episkopalnego, który miał żonę katoliczkę. W niedziele chodził więc najpierw z żoną i dziećmi na katolicką Mszę, a potem odprawiał nabożeństwo dla swej wspólnoty. Franciszek poradził więc zadającej mu pytanie luterance, by wraz z mężem zastanowiła się, jakie konsekwencje mogą wyciągnąć z tego, że – jak pisał św. Paweł – jest jeden Pan, jedna wiara i jeden chrzest. – Rozmawiajcie z Panem i idźcie naprzód. Nie odważę się powiedzieć więcej – zakończył Ojciec Święty.
Trzecie pytanie zadała skarbniczka parafii, a dotyczyło ono pomocy uchodźcom sytuacji, gdy środki są ograniczone: co możemy dla nich zrobić, by wznosić nowych murów? Odwołując się do tekstów biblijnych papież wyjaśnił, że wznoszenie murów świadczy o marzeniu o boskiej potędze. Mur zawsze wyklucza. Mur jest pomnikiem wykluczenia – tłumaczył Franciszek. Dodał, że często w naszym życiu bogactwo, próżność i pycha stają się murami, wykluczającymi z niego Boga. Aby nie budować murów, trzeba przyjąć postawę służby najbardziej potrzebującym, na wzór Jezusa myjącego nogi swoim uczniom. Rozmawiajmy otwarcie, módlmy się, służmy, a mury same runą – wskazał Ojciec Święty.
Następnie rozpoczęło się krótkie nabożeństwo, w czasie którego chór śpiewał pieśni w języku niemieckim i odczytano fragment Ewangelii o sądzie ostatecznym. W krótkiej, improwizowanej homilii Franciszek zauważył, że Jezus będzie wówczas pytał nie o to, czy chodziliśmy na Mszę albo na dobre katechezy, ale o naszą postawę wobec ubogich, bo to oni są w centrum Ewangelii.- Czy używamy swego życia dla siebie, czy by służyć? Bronimy się za murem, czy służymy z miłością? Po której stronie jesteśmy: katolicy i luteranie? – pytał papież. Przyznał, że w stosunkach między obu wyznaniami były “brzydkie okresy”, choć ich wyznawców łączy jeden chrzest. Dlatego trzeba prosić o przebaczenie za zgorszenie podziałów. Wezwał, by katolicy i luteranie modlili się i pracowali razem. Wprawdzie “nasze księgi dogmatyczne mówią jedno, a wasze księgi – drugie”, różnią się nasze interpretacje wiary, ale możemy żyć w pojednanej różnorodności.
W modlitwie wiernych luteranie modlili się m.in. za “papieża Franciszka – biskupa Rzymu”. Po wspólnym odmówieniu modlitwy “Ojcze nasz”, papież udzielił wszystkim błogosławieństwa.
Przedstawiciel parafii podziękował mu za obecność i kazanie, zapewniając, że ta wspólna modlitwa wieczorna będzie niezapomniana dla luterańskiej wspólnoty. Wręczył Franciszkowi tradycyjną koronę adwentową, aby odmierzała mu czas przed świętami Narodzenia Pana Jezusa. Dzieci natomiast podarowały mu plakat z odciskami swych dłoni, w których były wypisane ich życzenia dla niego. – Módlcie się za mnie – poprosił papież, po czym podarował wspólnocie luterańskiej kielich do odprawiania Eucharystii.
http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3618,papiez-odwiedzil-rzymskich-luteran.html

O autorze: Słowo Boże na dziś