Słowo Boże na dziś – 14 lutego 2015 r. – sobota – Świętych Cyryla, mnicha, i Metodego, biskupa, patronów Europy, święto Dzień Zakochanych

Myśl dnia

Tylko miłość potrafi zatrzymać czas.

Marcel Proust

Pokój jest przyszłym dobrem, przyszłym szczęściem: nie chciałbym Boga, gdyby Bóg nie był pokojem
Adam Mickiewicz

ŚWIĘTYCH CYRYLA I METODEGO – ŚWIĘTO

o.Serafim Telep – fragment ikony Cyryl i Metody

http://www.orthphoto.net/user.php?id=2683&id_jezyk=1

Na przestrzeni wieków istnienia Kościoła Bóg stawiał i nadal stawia przed wiernymi zadanie pozyskiwania dla Dobrej Nowiny nowych ludów. Wielu kapłanów otrzymywało za pośrednictwem przełożonych polecenie porzucenia dotychczasowego życia i rozpoczęcia pracy ewangelizacyjnej wśród pogańskich bądź skażonych herezją narodów. Przed takim wyzwaniem w dziewiątym stuleciu po narodzeniu Chrystusa stanęli także dwaj bracia – zakonnicy Cyryl i Metody. Ich misja, prowadzona w trudnych warunkach i napotykająca przeszkody wynikające z ludzkich słabości, stała się dla następnych pokoleń przykładem poświęcenia dla Ewangelii. Słowianie wschodni zawdzięczają działalności obu misjonarzy stworzenie podstaw późniejszego rozwoju języka i kultur narodowych.

PIERWSZE CZYTANIE (Dz 13,46-49)

Apostołowie zwracają się do pogan

Czytanie z Dziejów Apostolskich.

Paweł i Barnaba powiedzieli do Żydów: „Należało głosić słowo Boże najpierw wam. Skoro jednak odrzucacie je i sami uznajecie się za niegodnych życia wiecznego, zwracamy się do pogan. Tak bowiem nakazał nam Pan: «Ustanowiłem Cię światłością dla pogan, abyś był zbawieniem aż po krańce ziemi»”.
Poganie słysząc to radowali się i wielbili słowo Pańskie, a wszyscy, przeznaczeni do życia wiecznego, uwierzyli. Słowo Pańskie rozszerzało się po całym kraju.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 117,1-2)

Refren: Idźcie i głoście światu Ewangelię.

Chwalcie Pana, wszystkie narody, *
wysławiajcie Go, wszystkie ludy,
bo potężna nad nami Jego łaska, *
a wierność Pana trwa na wieki.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 4,18)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Pan posłał Mnie, abym ubogim głosił dobrą nowinę,
więźniom głosił wolność.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 10,1-9)

Rozesłanie uczniów

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch, i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał.
Powiedział też do nich: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście ze sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie.
Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: «Pokój temu domowi!» Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was.
W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swą zapłatę.
Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: «Przybliżyło się do was królestwo Boże»”.

Oto słowo Pańskie.

 ************************************************************************************************************************************

 

KOMENTARZ

Pokój wewnętrzny

Misja uczniów Jezusa związana jest z głoszeniem słowa Bożego i uzdrawianiem chorych. Owocem tego działania jest wewnętrzny pokój, jaki otrzymują ci, którzy przyjmą nauczanie Jezusa. Wewnętrzny pokój jest znakiem tego, że łaska, jaką otrzymujemy, pochodzi od Boga i jest dla nas dobra. Nie oznacza to jednak, że człowiek wierzący nie będzie doświadczał w swoim życiu krzyży. Tego Bóg nie obiecuje. Przypatrz się życiu świętych. Byli wśród nich również męczennicy. Cierpieli i oddawali swoje doczesne życie za Chrystusa. Czynili to zawsze w duchu wewnętrznego pokoju, do tego stopnia, że budziło to zdumienie wśród ich oprawców.

Panie, Ty chcesz obdarować mnie łaską, która wzmocni moją wiarę i obdarzy mnie wewnętrznym pokojem. Daj mi Ducha Świętego, który uzdolni mnie to przyjęcia tego cudownego daru.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*******
Św. Jan Chryzostom (ok. 345-407), kapłan w Antiochii, potem biskup Konstantynopola, doktor Kościoła
Homilia o obfitym żniwie; 10,3; PG 63, 515-524

„Żniwo jest wielkie… Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników”

Kiedy rolnik wychodzi z domu, aby pracować przy żniwie, jest przepełniony radością i jaśnieje szczęściem. Nie bierze pod uwagę znoju i trudów, jakie na niego czekają. Myśląc o żniwie, jakie zgromadzi, biegnie, śpieszy się do rocznych zbiorów. Absolutnie nic nie może go zatrzymać, przeszkodzić lub zachwiać jego ufności w przyszłość: ani deszcz, ani grad, ani susza, ani chmary szarańczy. Ci, którzy szykują się do żniwa, nie znają tego niepokoju, dlatego zabierają się do pracy tanecznym i radosnym krokiem.

Powinniście być jak oni i iść na całą ziemię z jeszcze większą radością. Najważniejsze jest żniwo. Żniwo, które na was czeka, jest łatwe, pole jest już gotowe. Jedynym wysiłkiem, jakiego się od was wymaga, jest przemawianie. Użyczcie mi języka, mówi Chrystus, a ujrzycie dojrzałe ziarno w spichlerzach króla.

To dlatego posyła swoich uczniów, mówiąc: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20). To ułatwiało rzeczy trudne. Apostołowie wcielali w życie w sposób widoczny słowa proroka: „Ja pójdę przed tobą i nierówności wygładzę” (Iz 45,2). Chrystus szedł przed nimi i prostował im drogę.

*******

Kilka słów o Słowie 14 II 2015

Michał Legan

Michał Legan
http://youtu.be/hQZyqcSF5gY
********

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 10, 1-9

Mariusz Han SJ

(fot. surfzone™ / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Pokój temu domowi…

 

Wysłanie siedemdziesięciu dwóch
Następnie wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie!

 

Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi! Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże.

 

Opowiadanie pt. “Pokój ducha”
Na jednym z pól bitewnych Jugosławii umiera żołnierz. Kapelan nachyla się nad nim i pyta, co mógłby jeszcze dla niego uczynić. Młody mężczyzna daje mu adres matki i prosi o przesłanie listu.

 

Potem, wręczając mu zbroczone własną krwią Pismo św. , prosi: “Czytaj, ona mi to darowała. Przeczytaj.” Duchowny zaczął: “Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele” (J 14,1-2).

 

Żołnierz słuchał uważnie, aż ksiądz doszedł do słów: “Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka” (J 14,27). Konający żołnierz zdążył jeszcze wyszeptać: “Powiedz mojej matce, że ja miałem ten pokój” i umarł.

 

Refleksja
Pokój jest czymś innym niż spokój. Nawet jeśli nie ma spokoju na zewnątrz, to nasze serce, jeśli jest pełne pokoju, nie pozwoli sytuacjom zewnętrznym wpłynąć na pokój naszego ducha…

 

Jezus uczy nas pokoju. On sam widział wielu ludzi, którzy próbowali zmącić spokój wokół Niego samego i innych ludzi. On jednak, pokojem swojego ducha wprowadził w ich serca radość, która jest możliwa tylko wtedy, kiedy jest w nas pokój. Warto wsłuchać się w Jezusowy pokój…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jaka jest różnica między pokojem a spokojem?

2. W jaki sposób wprowadzać pokój w ludzkie serca?
3. Jak żyć pokojem?

 

I tak na koniec…
“Pokój jest przyszłym dobrem, przyszłym szczęściem: nie chciałbym Boga, gdyby Bóg nie był pokojem” (Adam Mickiewicz)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,168,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-10-1-9.html

********

Problemy z wiarą – Daniel Wojda SJ

szkolakontaktu

szkolakontaktu
http://youtu.be/BxnYNMTVAiI
*****

Komentarz liturgiczny

Rozesłanie uczniów
(Łk 10, 1-9
)

Siedemdziesięciu dwu uczniów – oprócz Apostołów – ma też swoje zadanie do wykonania. Mają głosić, że przybliżyło się Królestwo Boże. Jest to Dobra Nowina. Aby do ludzi dotarła, nie potrzeba nadzwyczajnych przygotowań, ani zabezpieczeń, np. w postaci bagaży. Wystarczy iść we dwóch do jakiegoś domu i zacząć od słów: „Pokój temu domowi” i zgodzić się tak żyć przez czas ewangelizacji, jak żyją ludzie z tego domu.
Każdy z nas – szczególnie po bierzmowaniu – ma obowiązek głosić to, czego nauczał Jezus. Niech będzie we mnie modlitwa: „Panie, poślij mnie”.


Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

****

Refleksja katolika

***

Biblia pyta:

Kim jest ta, co się wyłania z pustyni wśród słupów dymu, owiana wonią mirry i kadzidła, i wszelkich wonności kupców?
Pnp 3,6

***

KSIĘGA IV, GORĄCA ZACHĘTA DO KOMUNII ŚWIĘTEJ
Rozdział III, O POŻYTKU CZĘSTEGO PRZYJMOWANIA KOMUNII ŚWIETEJ

1. Panie, przychodzę do Ciebie, aby napełnić się szczęściem Twojego daru i radością świętej uczty, jaką przygotowałeś w swojej łaskawości dla mnie, nędzarza Ps 68(67),11.

W Tobie jest wszystko, czego mógłbym i powinienem pragnąć, Tyś moje zbawienie i wyzwolenie, nadzieja i siła, piękno i chwała.

Napełnij więc dziś radością duszę Twego sługi, bo do Ciebie, Panie, wzniosłem się w duchu Ps 86(85),4. Pragnę Cię dziś przyjąć z czcią i pobożnością, chcę Cię wprowadzić do swojego domu, aby jak Zacheusz zasłużyć na Twoje błogosławieństwo i abyś mnie uznał za jednego z synów Abrahama Łk 19,9. Moja dusza tęskni do Twojego Ciała, moje serce pragnie zjednoczyć się z Tobą.

2. Podaj mi siebie, to wszystko, bo poza Tobą nie ma radości. Nie chcę być bez Ciebie i nie mogę żyć bez Twoich odwiedzin. Dlatego muszę często przychodzić do Ciebie i przyjmować lekarstwo mojego zbawienia, abym nie osłabł w drodze bez Twojego niebiańskiego posilenia.

Ty bowiem sam, Jezu miłościwy, mówiąc do ludu i uzdrawiając z różnych chorób Mt 9,35; Mk 1,34, rzekłeś niegdyś:

Nie chcę ich odprawić głodnymi do domów, aby nie osłabli w drodze Mt 15,32; Mk 8,3. A więc uczyń podobnie ze mną, bo pozostawiłeś siebie w tym Sakramencie na posilenie wierzących. Ty jesteś pożywny pokarm duszy, a kto godnie Ciebie przyjmuje, staje się uczestnikiem i dziedzicem wiecznej chwały.

A zwłaszcza ja, który tak często upadam i grzeszę, tak szybko obojętnieję i słabnę, muszę przez nieustanną modlitwę i przez i przez spowiedź odnawiać serce na przyjęcie Twojego świętego Ciała, oczyszczać się i na nowo zapalać, abym czasem nie zboczył z drogi mojego duchowego powołania.

3. Zmysły ludzkie skłonne są do złego od młodości i gdyby nie lekarstwo Boże, człowiek staczałby się coraz niżej ku złemu. Komunia święta powstrzymuje go od zła i utwierdza w dobrym.

Jeżeli tak często jestem niedbały i obojętny, chociaż przyjmuję Komunię albo ją nawet sprawuję, cóż by to było, gdybym nie przyjmował tego leku i po tę wielką pomoc nie sięgał? Może nie każdego dnia jestem zdolny tak samo przeżywać i nie zawsze jestem tak samo dobrze usposobiony, postaram się jednak w określonym czasie przystępować do Bożych tajemnic i otrzymywać udział w tej wielkiej łasce.

Bo to jest największa i niezawodna radość duszy, póki pielgrzymuje w tym śmiertelnym ciele 2 Kor 5,6-7, aby pamiętając zawsze o Bogu, częściej pobożnym sercem przyjmowała swego Ukochanego.

4. O, jak przedziwna jest ta łaskawość Twoja, Panie Boże, z jaką Ty, Stwórca i Ożywiciel wszystkich duchów, raczysz przychodzić do mojej ubożuchnej duszy i sycić jej głód całym swoim bóstwem i człowieczeństwem.

Szczęśliwe serce, błogosławiona dusza, która godna jest przyjmować nabożnie swego Boga i otwierać się, aby napełniła ją radość duchowa! Jakiego wielkiego Pana przyjmuje, jakiego drogiego Gościa wprowadza w dom, jakiego miłego Towarzysza, jakiego zdobywa wiernego Przyjaciela! Jakiego pięknego i szlachetnego Oblubieńca przyjmuje, godnego miłości ponad wszystkich ukochanych, ponad wszelkie pożądanie.

Niech umilkną przed Tobą, Panie, niebo i ziemia Ha 2,20, i cała wspaniałość, jaka je okrywa Rdz 2,1, bo cokolwiek jest w nich piękne i wspaniałe, to wszystko pochodzi z Twojej hojnej łaskawości i nigdy nie dorówna Twojej piękności i mądrości bez granic Ps 147(146-147),5.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

***

Naucz się mówić ‘kocham cię’ po francusku, po włosku i po szwedzku.

H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

*****

Refleksja maryjna

Jak powinniśmy się zachować wobec objawień?

 

Jednym ze sposobów byłoby nie zwracanie uwagi na objawienia i nadal opieranie się na Piśmie Świętym, Tradycji, i naukach. Czasem jednak ktoś zadaje sobie pytanie: może w którymś z objawień zawiera się jakiś plan Opatrzności? Czyż Matka nie ma prawa napominać swoich dzieci? Nie można przecież odwrócić się od wszystkich rodzajów obecności Maryi. Najkorzystniejsze byłoby odróżnić prawdę od fałszu. Nie w tym sensie, że ktoś stwierdzi, iż wizja lub przesłanie jest fałszywe, ale w tym sensie, że może chodzi tutaj o pewną formę fascynacji albo wizji psychicznej. Kościół potwierdził niewiele objawień, natomiast odrzucił niektóre z nich, mając na celu dobro wiernych. Niemniej jednak zasada rozsądku nie jest łatwa do zastosowania, ponieważ często trudno jest wyrazić osąd.

C. M. Martini


teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html

***************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

14 LUTEGO

Patroni Dnia

św. Cyryl – mnich i Metody – biskup,
patroni Europy

Bracia Konstanty i Metody, pochodzili ze Salonik (Grecja). Po studiach w Konstantynopolu zostali wysłani jako misjonarze na Morawy. Dla ułatwienia głoszenia Ewangelii, Konstanty przetłumaczył na język słowiański Pismo święte i księgi liturgiczne. Oskarżeni w Rzymie o zerwanie z tradycją Kościoła Zachodniego, uzyskali aprobatę papieża Hadriana II dla swej pracy misyjnej. Konstanty pozostał w Wiecznym Mieście, gdzie złożył profesję zakonną pod imieniem Cyryl, i zmarł 14 lutego 869 roku. Metody dalej pracował wśród Słowian, jako arcybiskup i legat papieski. Umarł 6 kwietnia 885 roku w Welehradzie na Morawach. Relikwie obu braci spoczywają w kościele Świętego Klemensa w Rzymie.

 

św. Walenty
biskup i męczennik

Św. Walenty, rzymski kapłan, wraz ze św. Mariuszem i jego rodziną asystował męczennikom, którzy cierpieli za panowania cesarza Klaudiusza Gota II w III wieku. Wkrótce sam pojmany i odesłany do prefekta Rzymu, który rozkazał najpierw bić maczugami, a potem ściąć. Poniósł śmierć męczeńską około roku 270. Zwyczaj przesyłania w tym dniu podarków, listów i obrazków miłosnych jest pozostałością starego pogańskiego obyczaju: chłopcy rysowali imiona swych ukochanych na cześć bogini dziewcząt Februata Juno, 15 lutego. Adaptując tę praktykę, chrześcijaństwo podstawiło imiona świętych na rysowanych w tym dniu obrazkach.

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

 

******

 

14 lutego
Święci Cyryl, mnich, i Metody, biskup
patroni Europy
Święci Cyryl i Metody Cyryl urodził się w Tesalonikach w 826 r. jako siódme dziecko w rodzinie Leona, który był wyższym oficerem miejscowego garnizonu. Jego właściwe imię to Konstanty, imię Cyryl przyjął pod koniec życia, wstępując do zakonu. Po studiach w Konstantynopolu został bibliotekarzem przy kościele Hagia Sophia. Później usunął się na ubocze. Z czasem podjął w szkole cesarskiej wykłady z filozofii. Wkrótce potem, w 855 r. udał się na górę Olimp do klasztoru w Bitynii, gdzie przebywał już jego starszy brat – św. Metody.
Na żądanie cesarza Michała III obaj wyruszyli do kraju Chazarów na Krym, aby rozwiązać spory religijne między chrześcijanami, Żydami i Saracenami. Cyryl przygotował się do tej misji bardzo starannie – nauczył się języka hebrajskiego (by dyskutować z Żydami) i syryjskiego (by prowadzić dialog z Arabami, przybyłymi z okolic Syrii). Po udanej misji został wysłany z bratem przez patriarchę św. Ignacego, aby nieść chrześcijaństwo Bułgarom. Pośród nich pracowali pięć lat. Następnie, na prośbę księcia Rościsława udali się z podobną misją na Morawy, gdzie wprowadzili do liturgii język słowiański pisany alfabetem greckim (głagolicę). Potem jeden z uczniów św. Metodego wprowadził do tego pisma majuskuły (duże litery) alfabetu greckiego. Pismo to nazwano cyrylicą. Cyryl przetłumaczył Pismo Święte na język starocerkiewno-słowiański. Inkulturacja chrześcijaństwa stała się przyczyną ich cierpień, a nawet prześladowań.
Z Panonii (Węgier) bracia udali się do Wenecji, by tam dla swoich uczniów uzyskać święcenia kapłańskie. Jednak duchowieństwo tamtejsze przyjęło ich wrogo. Daremnie Cyryl przekonywał swoich przeciwników, że język nie powinien odgrywać warunku istotnego dla przyjęcia chrześcijaństwa. Bracia zostali oskarżeni w Rzymie przed papieżem św. Mikołajem I niemal o herezję. Posłuszni wezwaniu namiestnika Chrystusowego na ziemi, udali się do Rzymu. W tym jednak czasie zmarł papież św. Mikołaj I (+ 867), a po nim został wybrany Hadrian II. Ku radości misjonarzy nowy papież przyjął ich bardzo serdecznie, kazał wyświęcić ich uczniów na kapłanów, a ich słowiańskie księgi liturgiczne kazał uroczyście złożyć na ołtarzu w kościele Matki Bożej, zwanym Fatne.
Wkrótce potem Cyryl wstąpił do jednego z greckich klasztorów, gdzie zmarł na rękach swego brata 14 lutego 869 r. Papież Hadrian (Adrian) urządził Cyrylowi uroczysty pogrzeb.

Metody (jego imię chrzcielne – Michał) urodził się między 815 a 820 r. Ponieważ posiadał uzdolnienia wybitnie prawnicze, wstąpił na drogę kariery urzędniczej. W młodym wieku został archontem – zarządcą cesarskim w jednej ze słowiańskich prowincji. Zrezygnował z urzędu, wstępując do klasztoru w Bitynii, gdzie został przełożonym. Tam też przyjął imię Metody. Około 855 roku dołączył do niego jego młodszy brat, św. Cyryl. Odtąd bracia dzielą razem swój los w ziemi Chazarów, Bułgarów i na Morawach.
Po śmierci Cyryla (w 869 r.) Hadrian II konsekrował Metodego na arcybiskupa Moraw i Panonii (Węgier) oraz dał mu uprawnienia legata. Jako biskup, Metody kontynuował rozpoczęte dzieło. Z powodu wprowadzenia obrządku słowiańskiego, mimo aprobaty Rzymu, był atakowany przez arcybiskupa Salzburga, który podczas synodu w Ratyzbonie uwięził go w jednym z bawarskich klasztorów. Spędził tam dwa lata (870-872). Interwencja papieża Jana VII przyniosła Metodemu utraconą wolność.
Nękany przez kler niemiecki, Metody udał się ponownie do Rzymu. Papież Jan VIII przyjął go bardzo życzliwie i potwierdził wszystkie nadane mu przywileje. Aby jednak uspokoić kler niemiecki, dał Metodemu za sufragana biskupa Wickinga, który miał urzędować w Nitrze. W tym czasie doszło do pojednania Rzymu z Konstantynopolem. Metody udał się więc do patriarchy Focjusza, by mu zdać sprawę ze swojej działalności (881 lub 882). Został przyjęty uroczyście przez cesarza. Kiedy powracał, przyprowadził ze sobą liczny zastęp kapłanów. Powróciwszy na Morawy, umarł w Welehradzie 6 kwietnia 885 r.

W roku 907 rozpadło się państwo wielkomorawskie, a z jego rozpadem został usunięty obrządek słowiański na rzecz łacińskiego. Mimo tego dzieło św. Cyryla i św. Metodego nie upadło. Ich językiem w liturgii nadal posługuje się kilkadziesiąt milionów prawosławnych i kilka milionów grekokatolików. Obaj święci (nazywani Braćmi Sołuńskimi – od Sołunia, czyli obecnych Salonik w Grecji) są uważani za apostołów Słowian. W roku 1980 papież św. Jan Paweł II ogłosił ich – obok św. Benedykta – współpatronami Europy, tym samym podnosząc dotychczas obowiązujące wspomnienie do rangi święta.

W ikonografii Bracia Sołuńscy przedstawiani są w stroju pontyfikalnym jako biskupi greccy lub łacińscy. Czasami trzymają w rękach model kościoła. Św. Cyryl ukazywany jest w todze profesora, w ręce ma księgę pisaną cyrylicą. Ich atrybutami są: krzyż, księga i kielich, rozwinięty zwój z alfabetem słowiańskim.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-14a.php3
Cyryl i Metody – święci apostołowie Słowian

Na przestrzeni wieków istnienia Kościoła Bóg stawiał i nadal stawia przed wiernymi zadanie pozyskiwania dla Dobrej Nowiny nowych ludów. Wielu kapłanów otrzymywało za pośrednictwem przełożonych polecenie porzucenia dotychczasowego życia i rozpoczęcia pracy ewangelizacyjnej wśród pogańskich bądź skażonych herezją narodów. Przed takim wyzwaniem w dziewiątym stuleciu po narodzeniu Chrystusa stanęli także dwaj bracia – zakonnicy Cyryl i Metody. Ich misja, prowadzona w trudnych warunkach i napotykająca przeszkody wynikające z ludzkich słabości, stała się dla następnych pokoleń przykładem poświęcenia dla Ewangelii. Słowianie wschodni zawdzięczają działalności obu misjonarzy stworzenie podstaw późniejszego rozwoju języka i kultur narodowych.

Przyszli misjonarze Słowian urodzili się w Tessalonikach (obecnie Saloniki w Grecji) w pobożnej rodzinie wyższego oficera miejscowego garnizonu. Imiona, pod którymi znani są obecnie, przyjęli dopiero po wstąpieniu do klasztoru. Na chrzcie świętym urodzony ok. 815 r. Metody otrzymał imię Michał, natomiast dla jego młodszego o blisko dekadę brata, Cyryla, rodzice wybrali imię Konstanty. Rodzina, choć wielodzietna (bracia mieli jeszcze pięcioro rodzeństwa), posiadała wystarczające środki, by zapewnić przyszłym świętym dobre wykształcenie.

Drogi do klasztoru

Spora różnica wieku oraz odmienne uzdolnienia spowodowały, że bracia sołuńscy (Sołuń to słowiańska nazwa Tessalonik) podążali przez pewien czas różnymi drogami. Michał, z uwagi na uzdolnienia prawnicze, został urzędnikiem. Pełnił nawet przez pewien czas funkcję archonta, czyli namiestnika cesarskiego w jednej z prowincji słowiańskich. Okazało się jednak, że nie takiej służby żąda od niego Bóg. Idąc za głosem powołania, Michał porzucił karierę urzędniczą i wstąpił do klasztoru na Olimpie w Bitynii. Pobożność oraz doświadczenie życiowe spowodowały, że Michał – Metody, szybko został przełożonym wspólnoty. Wkrótce właśnie w tym klasztorze miały się znowu zejść drogi obu braci.

Nieco inaczej potoczyły się losy młodszego z nich. Wykazujący wielkie zdolności intelektualne Konstanty został wysłany przez ojca na studia do stolicy cesarstwa, którą po upadku imperium zachodniorzymskiego był Konstantynopol. Po skończeniu nauki przyjął święcenia kapłańskie i rozpoczął pracę w bibliotece przy kościele Hagia Sofia. Ale i on nie czuł się dobrze prowadząc życie w świecie. Wzorem brata postanowił więc wstąpić do klasztoru. Wprawdzie początkowo uległ usilnym namowom i został wykładowcą filozofii w szkole cesarskiej, ostatecznie jednak powrócił do życia mniszego. Jako nowy dom wybrał klasztor, w którym przebywał Metody.

Nie dane było jednak braciom sołuńskim długo cieszyć się ciszą klasztornych cel. Bóg wzywał ich do działalności apostolskiej. Cesarz Michał III powierzył im misję pozyskania dla chrześcijaństwa mieszkańców zaprzyjaźnionego z Cesarstwem Bizantyjskim kraju Chazarów. By skutecznie polemizować z rozszerzającymi swe wpływy na tych terenach żydami i muzułmanami, uzdolniony językowo Cyryl nauczył się posługiwać językiem hebrajskim oraz syryjskim. Niestety, mimo intensywnej pracy misjonarzy, Chazarowie wybrali judaizm. Bracia wrócili więc do domu. Odpoczynek w klasztornym zaciszu nie trwał długo.

Wśród Słowian…

Wkrótce święci Cyryl i Metody znowu ruszyli na misje, tym razem na ziemie Słowian. Nowa wyprawa była odpowiedzią na prośbę o przysłanie misjonarzy znających język słowiański, z którą książę wielkomorawski Rościsław zwrócił się do cesarza bizantyjskiego. Ze względu na zasługi, jakie bracia sołuńscy oddali Kościołowi i cesarstwu podczas misji wśród Chazarów i zważywszy na ich dobrą znajomość języka Słowian, wyniesioną jeszcze z rodzinnego miasta, można zaryzykować twierdzenie, że nie było wówczas lepszych kandydatów do prowadzenia pracy ewangelizacyjnej wśród poddanych władcy wielkomorawskiego niż oni.

Przed wyruszeniem na Morawy bracia dokonali przekładu na język słowiański Ewangelii, Dziejów Apostolskich i Psałterza, a także tekstów liturgicznych. Pracę ułatwiało stworzenie przez Cyryla alfabetu umożliwiającego zapisywanie tekstów w języku Słowian (głagolica).

Po przybyciu na ziemie Rościsława misjonarze przystąpili do pracy ewangelizacyjnej, która bardzo szybko zaczęła przynosić pozytywne efekty. Po trzech latach Cyryl i Metody wyruszyli więc do Bizancjum po nowych duchownych, którzy wsparliby ich w pracy duszpasterskiej. Podczas podróży zmienili jednak plany. Skorzystali z zaproszenia skierowanego do nich przez papieża Mikołaja I i udali się do Rzymu.

Poparcie papieża

Tam, mimo że na tronie papieskim zasiadał już nowy papież Hadrian II (jego poprzednik zmarł) zostali przyjęci triumfalnie. Podarowali Ojcu Świętemu przywiezione jeszcze z misji chazarskiej relikwie św. Klemensa Rzymskiego.

Papież podszedł ze zrozumieniem do metod stosowanych w pracy misyjnej przez braci sołuńskich. Zaakceptował wywołujące kontrowersje w niektórych kręgach kościelnych stosowanie w liturgii języka Słowian. Z jego rozkazu księgi liturgiczne spisane w głagolicy zostały umieszczone w bazylice Matki Bożej Większej. Hadrian II udzielił też święceń kapłańskich Metodemu.

Niestety, wkrótce miało się okazać, że do pracy misyjnej powróci tylko jeden z braci. Cyryl, czując zbliżającą się śmierć, wstąpił do jednego z rzymskich klasztorów, gdzie wkrótce zmarł (14 lutego 869 r.).

Oskarżony i aresztowany…

Po krótkim pobycie na Morawach Metody wrócił ponownie do Rzymu, aby przyjąć sakrę biskupią. Jednocześnie został mianowany arcybiskupem metropolitą Sirmium. Jego jurysdykcji poddano m.in. Panonię, czyli tereny obejmujące dzisiejsze Węgry, wschodnią Austrię i Słowenię. Nie spodobało się to biskupom bawarskim, którym dotąd podlegały te ziemie. Względy ambicjonalne, ale także spotykająca się z niezrozumieniem wśród wielu duchownych praktyka odprawiania Mszy św. w języku Słowian, stały się zarzewiem konfliktu między apostołem Słowian a biskupami niemieckimi. Nie pomogło poparcie papieża. Metody został aresztowany i postawiony przed sądem biskupa Salzburga (870 r.). Dopiero kolejnemu następcy św. Piotra – Janowi VIII udało się doprowadzić do uwolnienia więźnia i jego powrotu na stolicę arcybiskupią.

Prześladowania nie złamały ducha apostolskiego św. Metodego. Oprócz działalności duszpasterskiej na terenie własnej metropolii arcybiskup Sirmium starał się pozyskiwać dla Chrystusa mieszkańców pobliskich terenów. Udało mu się m.in. ochrzcić w 880 r. księcia czeskiego Borzywoja i jego żonę Ludmiłę. Podróżował także do Słowian bałkańskich.

W przekazach historycznych znajdujemy również wątek polski. Jeden z żywotów św. Metodego, tzw. Legenda Panońska, wspomina o proroczym ostrzeżeniu, jakie święty skierował do pogańskiego księcia Wiślan – „silnego wielce” – który szkodził chrześcijanom: – Dobrze by ci było, synu, ochrzcić się dobrowolnie na ziemi swojej, abyś wzięty do niewoli nie był i przymuszony do chrztu na ziemi cudzej. I wspomnisz mnie wtedy. Według podania zapowiedź się spełniła. Niestety, nie znamy szczegółów tych wydarzeń.

Metody odszedł do Ojczyzny Niebieskiej 6 kwietnia 885 r., dołączając do swego młodszego brata. Metropolią zarządzał teraz biskup związany z misjonarzami bawarskimi. Z czasem niektórzy uczniowie Cyryla i Metodego udali się na ziemie bułgarskie, podlegające jurysdykcji patriarchatu konstantynopolitańskiego, podkreślmy – pozostającego jeszcze wówczas w jedności z Kościołem rzymskim. Tam przyczynili się do rozwoju liturgii w języku słowiańskim, ale już według obrządku greckiego. Dało to podstawy do rozwoju piśmiennictwa tamtejszych narodów. Warto przypomnieć, że liturgia w języku starosłowiańskim była do niedawna celebrowana także w niektórych Kościołach lokalnych związanych z Rzymem. I tak na przykład Mszy Świętej w języku starochorwackim cios śmiertelny zadała dopiero reforma liturgiczna po Vaticanum II.

Patroni Europy

Cyryl i Metody uznani są za świętych – choć nigdy nie byli formalnie kanonizowani – zarówno w tradycji łacińskiej, jak i greckiej. 31 grudnia 1980 r. Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił braci sołuńskich, obok św. Benedykta z Nursji, współpatronami Europy. Ich święto liturgiczne przypada 14 lutego.

Adam Kowalik

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-14a.php3
*******
Egregiae virtutis powrót do strony głównej

Środa, 24 grudnia 1980

LIST APOSTOLSKI JANA PAWŁA II “EGREGIAE VIRTUTIS”


ŚWIĘCI CYRYL I METODY WSPÓŁPATRONAMI EUROPY

 

  • Ku postaciom świętych Cyryla i Metodego, mężów wyjątkowej cnoty, zwracają się ponownie myśli i serca w tym roku, w którym przypadają dwie rocznice szczególnie wymowne; mija mianowicie sto lat od ogłoszenia encykliki Grande munus, 30 września 1880 roku, w której wielki papież Leon XIII przypomniał całemu Kościołowi postacie oraz działalność apostolską obu tych Świętych, a równocześnie wprowadził ich liturgiczną uroczystość do kalendarza Kościoła powszechnego. Równocześnie mija tysiąc lat od ukazania się listu Industriae tuae, skierowanego przez mojego poprzednika, Jana VIII, do Księcia Swiętopełka w czerwcu roku 880, zawierającego pochwały i zalecenia używania języka słowiańskiego w liturgii, ażeby “w tym języku była głoszona chwała i dzieła Chrystusa, naszego Pana.
    Cyryl i Metody, bracia, Grecy rodem z Tesalonik, miasta, w którym żył i działał św. Paweł, od początku swego powołania weszli w ścisłe związki duchowe i kulturowe z Kościołem patriarchalnym w Konstantynopolu, słynnym podówczas z rozwoju nauki i aktywności misyjnej; w tamtejszej też szkole, stojącej na wysokim poziomie, zdobyli wykształcenie. Obaj obrali zakonny stan życia, łącząc obowiązki powołania zakonnego z posługą misyjną, której pierwsze świadectwo dali wyruszając na ewangelizację Chazarów w Chersonezie Trackim.
    Głównym ich dziełem ewangelizacyjnym była jednakże misja na Wielkich Morawach, wśród ludów zamieszkujących podówczas Półwysep Bałkański, i ziemie nad Dunajem, a stało się to na prośbę księcia morawskiego Rościsława, skierowaną do Cesarza i do Kościoła konstantynopolitańskiego. Ażeby odpowiedzieć wymogom swej apostolskiej posługi pośród tych ludów, dokonali przekładu Ksiąg świętych na ich język dla celów liturgicznych i katechetycznych, kładąc tym samym podwaliny pod całe ich piśmiennictwo. Słusznie przeto uważani są nie tylko za apostołów Słowian, ale także za ojców kultury wśród wszystkich ludów i narodów, dla których pierwszy zapis języka słowiańskiego nie przestaje być podstawowym punktem odniesienia w dziejach ich literatury.
    Cyryl i Metody spełniali posługę misyjną w jedności zarówno z Kościołem konstantynopolitańskim, przez który zostali posłani, jak i z rzymską Stolicą św. Piotra, przez którą zostali potwierdzeni, co było wyrazem jedności Kościoła, która za czasów ich życia i działalności nie została porażona nieszczęściem rozłamu pomiędzy Wschodem a Zachodem, jakkolwiek stosunki pomiędzy Rzymem i Konstantynopolem były już nacechowane pewnymi napięciami.
    W Rzymie Cyryl i Metody zostali przyjęci ze czcią przez papieża i przez Kościół rzymski oraz znaleźli aprobatę i poparcie dla całej swej działalności misyjnej. Znajdowali również obronę, gdy działalność ta, z powodu odmienności języka używanego w liturgii, napotykała na przeszkody ze strony niektórych niechętnych środowisk zachodnich. W Rzymie zakończył swe życie Cyryl (14 lutego 869 roku) i tu też został pogrzebany w kościele św. Klemensa – natomiast Metody wyświęcony został przez papieża na arcybiskupa starożytnej stolicy Sirmium i posłany na Morawy, aby dalej prowadzić tam swe opatrznościowe dzieło apostolskie; rozwijał je wśród ludu wraz ze swymi uczniami gorliwie i odważnie aż do końca życia (6 kwietnia 885 roku).

  • Przed stu laty papież Leon XIII encykliką Grande munus przypomniał całemu Kościołowi niezwykłe zasługi świętych Cyryla i Metodego dla dzieła ewangelizacji Słowian. Ponieważ zaś stulecie to przypada w roku, w którym Kościół uroczyście wspomina 1500 rocznicę urodzin św. Benedykta, ogłoszonego w 1964 roku przez czcigodnego mego poprzednika, Pawła VI, Patronem Europy, wydało się, że patronat ten w stosunku do całej Europy jeszcze pełniej zostanie uwydatniony, gdy do wielkiego dzieła świętego Patriarchy Zachodu do łączymy szczególne zasługi owych dwóch świętych braci, Cyryla i Metodego. Przemawiają za tym rozliczne racje natury zarówno historycznej, jak i współczesnej, mające swe pokrycie zarówno teologiczne i kościelne, jak też i kulturalne w dziejach naszego europejskiego kontynentu. I dlatego też, zanim jeszcze minie ten rok, poświęcony szczególnej pamięci św. Benedykta, pragnę, by na stulecie Leonowej encykliki stało się zadość tym wszystkim racjom poprzez niniejsze ogłoszenie świętych Cyryla i Metodego Współpatronami Europy.

  • Europa bowiem w swoim geograficznym całokształcie jest jak gdyby owocem oddziaływania dwóch nurtów tradycji chrześcijańskiej, z czym idą w parze także dwie różniące się, a zarazem głęboko dopełniające formy kultury. Św. Benedykt, który swoim wpływem ogarnął nie tylko Europę – przede wszystkim zachodnią i środkową – ale poprzez ośrodki benedyktyńskie sięgnął także na inne kontynenty, znajduje się w samym centrum owego nurtu, który wywodzi się z Rzymu, od stolicy następców św. Piotra. Święci bracia z Tesalonik uwydatniają naprzód wkład starożytnej kultury greckiej, a z kolei zasięg promieniowania Kościoła konstantynopolitańskiego oraz tradycji wschodniej, która tak głęboko zapisała się w duchowości i kulturze wielu ludów i narodów we wschodniej części kontynentu europejskiego. Dzisiaj zatem, kiedy po wiekach kościelnego rozdziału pomiędzy Wschodem a Zachodem, pomiędzy Rzymem a Konstantynopolem, od czasu Soboru Watykańskiego II podjęte zostały zdecydowane kroki w kierunku zjednoczenia, wydaje się, że ogłoszenie świętych Cyryla i Metodego Współpatronami całej Europy, obok św. Benedykta, w pełni odpowiada znakom naszego czasu. Zwłaszcza, skoro dzieje się to w roku, w którym oba Kościoły, katolicki i prawosławny, weszły w etap decydującego dialogu, który rozpoczął się na wyspie Patmos, związanej z tradycją św. Jana Apostoła i Ewangelisty. Niech niniejsze ustanowienie służy również upamiętnieniu tej daty. Ustanowienie to niech będzie równocześnie świadectwem dla ludzi współczesnych ważności głoszenia Ewangelii, powierzonej przez Jezusa Chrystusa Kościołowi, dla którego trudzili się dwaj bracia, apostołowie Słowian. Głoszenie Ewangelii stało się drogą i środkiem wzajemnego poznania i jedności wśród różnych ludów rodzącej się Europy i zabezpieczyło dzisiejszej Europie wspólne dziedzictwo duchowe i kulturalne.

  • Tak więc niechaj za sprawą miłosierdzia Przenajświętszej Trójcy, za pośrednictwem Bogurodzicy i wszystkich świętych, zanika to, co dzieli Kościoły, a także ludy i narody; różnice zaś tradycji i kultury niech okazują się wzajemnym dopełnieniem wspólnego bogactwa. Niech świadomość tego duchowego bogactwa, które na różnych drogach stawało się udziałem poszczególnych społeczeństw kontynentu europejskiego, pomoże trwać współczesnym pokoleniom we wzajemnym poszanowaniu słusznych praw każdego narodu i w pokoju, nie przestając oddawać potrzebnych usług wspólnemu dobru całej ludzkości oraz przyszłości człowieka na ziemi. Przeto, po dogłębnym rozeznaniu i dojrzałym namyśle, na mocy pełni władzy apostolskiej, niniejszym Listem ustanawiam i ogłaszam na zawsze świętych Cyryla i Metodego niebiańskimi Współpatronami u Boga całej Europy, ze wszystkimi oznakami czci i przywilejami liturgicznymi, jakie z prawa przysługują głównym Patronom miejsca.

Pokój ludziom dobrej woli!
W Rzymie, u grobu św. Piotra, pod pierścieniem Rybaka, dnia 31 grudnia 1980 roku, w trzecim roku Pontyfikatu.

JAN PAWEŁ II, PAPIEŻ

http://www.cyrylimetody.marianie.pl/egregiae.htm
******

ENCYKLIKA SLAVORUM APOSTOLI

OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II SKIEROWANA DO BISKUPÓW I KAPŁANÓW, DO RODZIN ZAKONNYCH, DO WSZYSTKICH WIERZĄCYCH CHRZEŚCIJAN W TYSIĄCSETNĄ ROCZNICĘ DZIEŁA EWANGELIZACJI ŚWIĘTYCH CYRYLA I METODEGO
I WPROWADZENIE

II RYS BIOGRAFICZNY

III ZWIASTUNOWIE EWANGELII

IV ZAKŁADALI KOŚCIÓŁ BOŻY

V KATOLICKI ZMYSŁ KOŚCIOŁA

VI EWANGELIA I KULTURA

VII ROZLEGŁOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKIEGO MILENIUM SŁOWIAŃSZCZYZNY

VIII ZAKOŃCZENIE

Przypisy

I PROWADZENIE

1. CYRYL I METODY, święci apostołowie Słowian, trwają w pamięci Kościoła razem z wielkim dziełem ewangelizacji, jakiego dokonali. Co więcej, można stwierdzić, że pamięć ich za naszych czasów staje się jeszcze bardziej żywa i aktualna. Biorąc pod uwagę pełną wdzięczności cześć, jaką święci Bracia z Salonik (starożytnej Tesaloniki) cieszą się od wieków, zwłaszcza pośród narodów słowiańskich, i pomny na ich bezcenny wkład w dzieło głoszenia Ewangelii wśród tych ludów, oraz w dzieło pojednania, przyjaznego współżycia, ludzkiego rozwoju i poszanowania wrodzonej każdemu narodowi godności, ogłosiłem 31 grudnia 1980 roku, Listem Apostolskim Egregiae virtutis 1 , świętych Cyryla i Metodego współpatronami Europy. Podjąłem w ten sposób linię wyznaczoną przez moich Poprzedników, a w szczególności przez Leona XIII, który przed ponad stu laty, w dniu 30 września 1880 roku rozszerzył kult obu Świętych na cały Kościół, wydając Encyklikę Grande munum2 , i przez Pawła VI, który Listem Apostolskim Pacis nuntius 3 , w dniu 24 października 1964 roku, patronem Europy ogłosił św. Benedykta.

2. Dokument sprzed pięciu lat miał na celu odnowienie świadomości tych uroczystych aktów Kościoła oraz skierowanie uwagi chrześcijan i wszystkich ludzi dobrej woli, którym Jeży na sercu dobro i jedność chrześcijańskiej Europy, na wciąż żywą aktualność znamienitych postaci Benedykta, Cyryla i Metodego, jako na konkretne wzory i duchowe podpory dla chrześcijan naszych czasów, a w szczególności dla narodów kontynentu europejskiego, które dzięki modlitwie i dziełu tych Świętych od dawna zakorzeniły się świadomie i w sposób oryginalny w Kościele i tradycji chrześcijańskiej. Ogłoszeniu wspomnianego Listu Apostolskiego w 1980 roku, podyktowanego żywą nadzieją stopniowego przezwyciężania w Europie i świecie wszystkiego, co dzieli Kościoły, narody i ludy, towarzyszyły ponadto trzy okoliczności, które stały się przedmiotem mojej modlitwy i rozmyślań. Pierwsza okoliczność to tysiącsetna rocznica papieskiego Listu Industriae tuae4 , którym Jan VIII w 880 roku zatwierdził używanie słowiańskiego języka w liturgii przetłumaczonej przez świętych Braci. Drugą okoliczność stanowiło stulecie wspomnianej Encykliki Grande munus. Trzecią okolicznością był fakt, że w tymże 1980 roku na wyspie Patmos miał miejsce szczęśliwy i obiecujący początek dialogu teologicznego między Kościołem Katolickim i Kościołami Prawosławnymi.

3. W obecnym dokumencie pragnę nawiązać w szczególny sposób do Encykliki, którą Papież Leon XIII przypomniał Kościołowi i światu apostolskie zasługi obu Braci – nie tylko Metodego, który w roku 885 zakończył życie – jak głosi tradycja – w Velehradzie na Morawach, ale także Cyryla, którego śmierć już w roku 869 odłączyła od brata w Rzymie; dotąd przechowuje się z wielką czcią jego relikwie w starożytnej rzymskiej Bazylice św. Klemensa. Wspominając święte życie i apostolskie zasługi obu Braci Sołuńskich, Papież Leon XIII ustanowił ich doroczne święto liturgiczne w dniu 7 lipca. Po Soborze Watykańskim II, w wyniku reformy kalendarza liturgicznego, to święto zostało przeniesione na dzień 14 lutego, który – historycznie biorąc – jest dniem narodzin do nieba św. Cyryla5 . Po upływie przeszło stu lat od wydania Encykliki Leona XIII nowe okoliczności, wśród nich 1100-lecie śmierci św. Metodego, skłaniają do tego, by ponownie dać wyraz pamięci Kościoła o tej doniosłej rocznicy. Czuje się w tym względzie szczególnie zobowiązany pierwszy Papież powołany na Stolicę św. Piotra – z Polski, a zatem spośród narodów słowiańskich. Wydarzenia ostatniego stulecia, zwłaszcza zaś ostatnich dziesięcioleci, ożywiły w Kościele, wraz ze wspomnieniem religijnym, zainteresowanie historyczno-kulturalne dwoma świętymi Braćmi, których szczególne charyzmaty stały się bardziej zrozumiałe na tle sytuacji i doświadczeń naszej epoki. Przyczyniły się do tego liczne wydarzenia, które należą – jako prawdziwe znaki czasu – do historii XX wieku, a nade wszystko owo wielkie wydarzenie, jakie dokonało się w życiu Kościoła poprzez Sobór Watykański II. W świetle nauki oraz pasterskiej inspiracji tego soboru możemy w nowy – dojrzalszy i pogłębiony – sposób spojrzeć na tych dwóch Świętych, od których dzieli nas już jedenaście stuleci, oraz odczytać w ich życiu i posłannictwie te treści, które Mądrość bożej Opatrzności wpisała tam jakby z myślą o naszej epoce, aby w niej właśnie odsłoniły się w nowej pełni i przyniosły nowe owoce.


II RYS BIOGRAFICZNY

4. Idąc za przykładem Encykliki Grande munus, pragnę przypomnieć historię życia św. Metodego, a także życia jego brata św. Cyryla, tak ściśle z sobą powiązane. Uczynię to w ogólnym zarysie, pozostawiając szczegółowe badania i uściślenie poszukiwaniom historycznym. Miasto, w którym przyszli na świat, to dzisiejsze Saloniki, które w IX wieku były ważnym ośrodkiem życia handlowego i politycznego w Cesarstwie bizantyjskim oraz zajmowały wybitne miejsce w życiu umysłowym tej części Bałkanów. Leżąc na pograniczu Słowiańszczyzny, miasto miało także słowiańską nazwę Sołuń. Starszy z braci, Metody, noszący prawdopodobnie imię chrzestne Michał, urodził się między 815 a 820 rokiem. Młodszy, Konstantyn, później bardziej znany pod zakonnym imieniem Cyryla, przyszedł na świat w roku 827 lub 828. Ojciec ich był wyższym urzędnikiem cesarskim. Społeczna pozycja rodziny otwierała obu Braciom drogę do podobnej kariery, którą zresztą Metody podjął, dochodząc do godności archonta, czyli zarządcy jednej z prowincji nadgranicznych, gdzie żyło wielu Słowian. Jednak już około roku 840 porzucił tę drogę, usuwając się do jednego z klasztorów u stóp góry Olimp w Bitynii, znanej wówczas pod nazwy Góry Świętej. Brat Cyryl chlubnie ukończył studia w Bizancjum, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie, zdecydowanie odrzuciwszy karierę polityczną. Dla wyjątkowych talentów i wiedzy w zakresie kultury i religii, powierzono mu już w młodym wieku delikatne zadania kościelne, takie, jak stanowisko bibliotekarza archiwum przy kościele Św. Zofii w Konstantynopolu, oraz poważne stanowisko sekretarza Patriarchy tegoż miasta. Wkrótce jednak zapragnął uwolnić się od tych obowiązków, aby poświęcić się studiom i życiu kontemplacyjnemu, rezygnując z ubiegania się o zaszczyty. Tak więc potajemnie schronił się w klasztorze na wybrzeżu Morza Czarnego. Odnaleziony po sześciu miesiącach, zgodził się podjąć wykłady filozofii w wyższej szkole w Konstantynopolu, gdzie otrzymał, dzięki wybitnej mądrości, przydomek Filozofa, pod którym dotąd jest znany. Później został wysłany przez Cesarza i Patriarchę w misji do Saracenów. Po wykonaniu tego zadania wycofał się z życia publicznego, aby wraz ze starszym bratem Metodym oddać się życiu monastycznemu. Ponownie jednak został wspólnie z nim, jako wybitny znawca religii i kultury, włączony do delegacji bizantyjskiej wysłanej do Chazarów. W czasie pobytu na Krymie Bracia odnaleźli w Chersoniu kościół, w którym pierwotnie miał być pochowany św. Klemens, papież i męczennik, zesłany ongiś w te odległe strony. Odzyskawszy jego relikwie6 zabrali je ze sobą i odtąd towarzyszyły one świętym Braciom w, dalszych podróżach misyjnych ku Zachodowi, aż do chwili, gdy mogli złożyć je uroczyście w Rzymie w ręce Papieża Hadriana II.

5. Wydarzeniem, które miało zadecydować o całym dalszym biegu ich życia, było poselstwo księcia Moraw, Rościsława, wysłane do Cesarza Michała III z prośbą o przysłanie jego ludom “Biskupa i nauczyciela takiego (…) który by w (naszym) własnym języku prawdziwą wiarę chrześcijańską wykładał”7 . Wybór padł na świętych Cyryla i Metodego, którzy chętnie wyraziwszy zgodę, ruszyli w drogę i dotarli do Państwa Wielkomorawskiego – obejmującego wówczas różne ludy słowiańskie Europy środkowej, w miejscu krzyżowania się wzajemnych wpływów Wschodu i Zachodu – zapewne już w roku 863, podejmując wśród tych ludów misję, której obaj mieli poświęcić resztę życia, w podróżach, niedostatku, cierpieniach, spotykając się z wrogością i prześladowaniem. Metody został nawet osadzony w ciężkim więzieniu. Znosili wszystko z silną wiarą i niezłomną nadzieją w Bogu. Byli dobrze przygotowani do powierzonej sobie misji. Wieźli z sobą najpotrzebniejsze teksty Pisma Świętego do czytań podczas nabożeństw liturgicznych, przetłumaczone przez nich na język starosłowiański i spisane nowym, opracowanym przez Konstantyna Filozofa alfabetem, doskonale przystosowanym do dźwięków tej mowy. Misyjnej działalności Braci towarzyszyło znaczne powodzenie, ale również zrozumiałe trudności ze strony wcześniejszej, początkowej chrystianizacji, prowadzonej przez ościenne Kościoły łacińskie. Po upływie około trzech lat, podróżując w kierunku Rzymu, zatrzymali się w pobliskiej Panonii, gdzie słowiański książę Kocel – zbiegły z ważnego ośrodka państwowego i religijnego Nitry – gościnnie ich przyjął. Stąd po paru miesiącach wybrali się w dalszą podróż do Rzymu wraz ze swymi uczniami, dla których pragnęli uzyskać święcenia kapłańskie. Droga ich wiodła przez Wenecję, gdzie doszło do publicznej dyskusji nad nowatorskimi założeniami prowadzonej przez nich misji. W Rzymie Papież Hadrian II, który w tym czasie objął Stolicę po Mikołaju I, przyjął ich bardzo życzliwie. Potwierdził słowiańskie księgi liturgiczne, które kazał złożyć uroczyście na ołtarzu w kościele Panny Maryi ad Praesepe, dzisiejszej Bazylice Santa Maria Maggiore, a uczniom polecił udzielić święceń kapłańskich. Ten etap starań zakończył się jak najpomyślniej. Dalszą misję musiał podjąć już sam Metody, gdyż jego młodszy brat, ciężko chory, złożywszy jeszcze śluby i przywdziawszy habit zakonny, zmarł wkrótce potem, 14 lutego 869 roku w Rzymie.

6. Metody pozostał wierny słowom, które Cyryl skierował do niego na łożu śmierci: “Oto, bracie, byliśmy parą w zaprzęgu, jedną bruzdę ciągnąc, a teraz ja padam u zagrody, dnia swego dokonawszy. Ty zaś bardzo lubisz górę (Olimp), przecież nie porzucaj dla tej góry nauczania naszego, bo przez nie możesz jeszcze lepiej osiągnąć zbawienie”8. Konsekrowany na biskupa dla terenu starożytnej diecezji w Panonii, mianowany legatem papieskim “ad gentes” (dla ludów słowiańskich), Metody przyjął kościelny tytuł przywróconej stolicy w Sirmium. Jego działalność apostolska została jednak przerwana na skutek powikłań polityczno-religijnych, w wyniku których Metody został uwięziony na dwa lata, oskarżony o wtargnięcie na teren jurysdykcji innego biskupa. Uwolniono go dopiero dzięki osobistemu wstawiennictwu Papieża Jana VIII. Także nowy władca Moraw, książę Świętopełk, okazał się w końcu przeciwnikiem dzieła Metodego, opierając się stosowaniu liturgii słowiańskiej i poddając wobec Rzymu w wątpliwość prawowierność nowego arcybiskupa. W roku 880 Metody był wezwany ad limina Apostolorum, aby jeszcze raz przedstawić cały problem Janowi VIII. W Rzymie, oczyszczony ze wszystkich zarzutów, uzyskał wydanie przez Papieża bulli Industriae tuae 9, przywracającej w zasadzie wszystkie przywileje uzyskane dla liturgii w języku słowiańskim od poprzednika, Hadriana II. Podobne uznanie pełnej prawowitości i prawowierności uzyskał Metody również od Cesarza bizantyjskiego i Patriarchy Focjusza, pozostającego w owym czasie w pełnej jedności z Rzymem, gdy w roku 881 lub 882 udał się do Konstantynopola. Ostatnie lata życia poświęcił przede wszystkim pracy nad dalszymi przekładami Pisma Świętego i ksiąg liturgicznych, dzieł Ojców Kościoła, a także zbioru kościelnych i państwowych praw bizantyjskich, tak zwanego Nomokanonu. W trosce o przetrwanie rozpoczętego przez siebie dzieła, wyznaczył na swego następcę ucznia Gorazego. Zmarł 6 kwietnia 885 roku w służbie Kościoła założonego wśród ludów słowiańskich.

7. Dalekowzroczne działanie, gruntowna i prawowierna nauka, równowaga, lojalność, gorliwość apostolska, nieustraszona wielkoduszność, zyskały mu uznanie i zaufanie Papieży, Patriarchów konstantynopolitańskich i Cesarzy bizantyjskich, a także Książąt nowych ludów słowiańskich. Dzięki temu Metody stał się przewodnikiem i prawowitym pasterzem Kościoła, który wówczas zapuszczał wśród tych narodów korzenie, doznając razem ze swoim bratem Konstantynem powszechnej czci jako zwiastun Ewangelii i Nauczyciel “od Boga i od świętego apostoła Piotra” 10 oraz jako fundament pełnej jedności między Kościołami nowo założonymi i dawniejszymi. Dlatego też “mężczyźni i kobiety, mali i wielcy, bogaci i ubodzy, wolni i niewolni, wdowy i sieroty, obcy i tuziemcy, chorzy i zdrowi”11 stanowili tłum, jaki pośród łez i śpiewów odprowadzał na miejsce wiecznego spoczynku dobrego Mistrza i Pasterza, który stał się “wszystkim dla wszystkich, aby pozyskać wszystkich” 12 . Wprawdzie dzieło świętych Braci po śmierci Metodego przeszło poważny kryzys, a prześladowanie jego uczniów wzmogło się tak dalece, że musieli opuścić teren swojej pracy misyjnej, tym niemniej ich ewangeliczny posiew nie przestał wydawać owoców, a ich misjonarska postawa, wyrażająca się w niesieniu nowym ludom prawdy objawionej przy jednoczesnym poszanowaniu ich kulturowej odrębności, pozostała dla Kościoła i misjonarzy wszystkich czasów żywym wzorem.


III ZWIASTUNOWIE EWANGELII

8. Wychowani w kulturze bizantyjskiej, Bracia Cyryl i Metody potrafili stać się apostołami Słowian w pełnym tego słowa znaczeniu. Rozłąka z ojczyzną, której niekiedy Bóg wymaga od wybranych Judzi, przyjęta z wiarą w Jego obietnicę, jest zawsze tajemniczym i płodnym warunkiem rozwoju i wzrostu Ludu Bożego na ziemi. “Pan rzekł do Abrama: “Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu ojca twego do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem”” (Rdz 12, 1 n.). Podczas nocnej wizji, jaką miał św. Paweł w Troadzie, w Azji Mniejszej, pewien Macedończyk, a więc mieszkaniec kontynentu europejskiego, stanął przed nim i błagał go, by udał się w podróż i głosił tam Słowo Boże: “Przepraw się do Macedonii i pomóż nam!” (Dz 16, 9). Boża Opatrzność, za pośrednictwem Cesarza bizantyjskiego i Patriarchy Kościoła konstantynopolitańskiego, skierowała do dwóch świętych Braci podobne wezwanie, żądając udania się na misje wśród Słowian. Zadanie to oznaczało dla nich nie tylko porzucenie zaszczytnych stanowisk, ale i życia kontemplacyjnego. Oznaczało wyjście z obrębu Cesarstwa Bizantyjskiego i podjęcie długiego pielgrzymowania w służbie Ewangelii wśród ludów, które pod wieloma względami były dalekie od systemu współżycia opartego na rozwiniętej organizacji państwowej i wyrafinowanej kulturze Bizancjum, przesiąkniętej chrześcijańskimi zasadami. Podobną prośbę trzykrotnie kierował do Metodego Biskup Rzymu, gdy wysyłał go, jako biskupa, z misją do Słowian Państwa Wielkomorawskiego, na teren kościelny starożytnej diecezji w Panonii.

9. Słowiański Żywot Metodego ujmuje prośbę księcia Rościsława, skierowaną do Cesarza Michała III przez posłów, w takich słowach: “przyszli do nas rozliczni nauczyciele z Włoch, Grecji i Niemiec, którzy nas uczą rozmaicie. A my, Słowianie (…) nie mamy (nikogo), kto by nas ku prawdzie skierował i zrozumiale pouczył”13 . Wtedy też Konstantyn i Metody zostali posłani w drogę. Ich na wskroś chrześcijańską odpowiedź, daną w tej i we wszystkich podobnych okolicznościach, doskonale wyrażają słowa Konstantyna skierowane do Cesarza: “Choć zmęczony i chory ciałem, pójdę tam z radością”14 , “z radością stanę za wiarę chrześcijańską” 15. Prawda i moc ich mandatu misyjnego rodziły się z głębi tajemnicy Odkupienia, a ich dzieło ewangelizacyjne wśród ludów słowiańskich stanowiło ważne ogniwo w posłannictwie powierzonym Kościołowi powszechnemu przez Zbawiciela aż do końca czasów. Było ono wypełnieniem – w konkretnym czasie i okolicznościach – słów Chrystusa, który w mocy swego Krzyża i Zmartwychwstania polecił Apostołom: “głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16, 15), “nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28, 19). Czyniąc to, głosiciele Ewangelii i nauczyciele ludów, słowiańskich kierowali się apostolskim ideałem św. Pawła: “Wszyscy bowiem dzięki tej wierze jesteście synami Bożymi – w Jezusie Chrystusie. Bo wy, wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Gn 3, 26-28). Obok wielkiego poszanowania dla osób i bezinteresownej troski o ich prawdziwe dobro, obaj święci Bracia posiadali odpowiedni zasób energii, rozwagi, gorliwości i miłości, konieczny do niesienia przyszłym wierzącym światła, do ukazywania im dobra i jednoczesnego udzielania pomocy w jego osiągnięciu. W tym celu pragnęli upodobnić się pod każdym względem do tych, którym nieśli Ewangelię; należeć do nich i dzielić we wszystkim ich los.

10. Właśnie z tego powodu uważali za rzecz naturalną zajmowanie jasnego stanowiska we wszystkich konfliktach, które wówczas nękały organizujące się społeczeństwa słowiańskie, i uznawania za swoje nieuniknionych trudności i problemów owych ludów, które broniły własnej odrębności pod naporem militarnym i kulturowym nowego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego oraz usiłowały odrzucać obce im formy życia. Był to także początek poważniejszych rozbieżności, które w niepokojący sposób narastały pomiędzy chrześcijaństwem wschodnim i zachodnim. Obydwaj święci Misjonarze bywali w nie osobiście uwikłani, potrafili jednak zawsze utrzymać nieskażoną prawowierność i szacunek należny depozytowi tradycji jak i nowości życia ludów ewangelizowanych. Często te sytuacje konfliktowe występowały w całej ich niejasności i bolesnej złożoności; nigdy z tego powodu Konstantyn i Metody nie cofali się wobec próby: niezrozumienie, wyraźna zła wola, a nawet faktyczne więzy przyjęte przez Metodego z miłości dla Chrystusa, nie zachwiały ich wytrwałego dążenia do niesienia pomocy i służenia dobru ludów słowiańskich oraz jedności Kościoła powszechnego. Stanowiło to cenę, jaką przyszło im zapłacić za głoszenie Ewangelii, za misjonarski trud, za odważne szukanie nowych form życia i skutecznych dróg niesienia Dobrej Nowiny tworzącym się narodom słowiańskim. Z myślą o ewangelizacji – jak na to wskazuje ich biografia – dwaj święci Bracia podjęli trudne dzieło przekładu tekstów Pisma Świętego, które znali w języku greckim, na język ludów słowiańskich osiadłych w sąsiedztwie ich kraju i rodzinnego miasta. W wypełnianiu tego trudnego zadania pomagała im dobra znajomość języka greckiego i własnej kultury, równocześnie jednak starali się poznać dogłębnie język, obyczaje i tradycje ludów słowiańskich, wydobywając wiernie zawarte w nich ludzkie dążenia i wartości.

11. Przekładając prawdy ewangeliczne na nowy język, musieli sobie zadać trud zapoznania się z całym wewnętrznym światem tych, którym zamierzali głosić Słowo Boże, posługując się zrozumiałymi dla nich wyobrażeniami i pojęciami. Poprawne zaszczepienie pojęć Pisma Świętego i teologii greckiej na gruncie innego doświadczenia historycznego i odmiennego myślenia uznali za niezbędny warunek powodzenia swojej działalności misjonarskiej. Chodziło o nową metodę katechezy. Aby bronić jej prawowitości i ukazać jej zalety, Metody nie wahał się, naprzód wspólnie z bratem, a potem sam, udać się z uległością do Rzymu, czy to w roku 867 na wezwanie Papieża Mikołaja I, czy w roku 879 na wezwanie Jana VIII, którzy chcieli sprawdzić zgodność nauki głoszonej przez nich na Morawach – z nauką, którą wraz z chwalebnymi relikwiami pozostawili święci Apostołowie Piotr i Paweł pierwszej biskupiej Katedrze Kościoła. Już wcześniej Konstantyn i jego współpracownicy zadali sobie trud stworzenia nowego alfabetu, by prawdy, które mieli głosić i wyjaśniać, mogły być spisane w języku słowiańskim i przez to stać się w pełni zrozumiałe i łatwiejsze do przyswojenia dla słuchaczy. Poznanie języka i umysłowości nowych ludów ewangelizowanych, którym nieśli wiarę – było trudem zaprawdę godnym ducha misjonarskiego, tak jak przykładna była gotowość do poznania i wyjścia naprzeciw wszystkim potrzebom i oczekiwaniom ludów słowiańskich. Szlachetne dążenie do utożsamienia się z ich życiem i tradycją, które oczyścili i oświecili prawdą Objawienia, czyni z Cyryla i Metodego prawdziwe wzory dla wszystkich misjonarzy, podejmujących w różnych epokach wezwanie św. Pawła do stania się wszystkim dla wszystkich, aby wszystkich pozyskać, a w szczególny sposób dla misjonarzy, którzy od najdawniejszych czasów po dzień dzisiejszy – od Europy po Azję, a teraz na wszystkich kontynentach – pracowali i pracują nad przekładem Pisma Świętego i tekstów liturgicznych na żywe języki różnych ludów, aby mogło w nich rozbrzmiewać jedno Słowo Boże – wyrażone w formie właściwej dla danej kultury i dzięki temu dostępne dla wszystkich. Doskonała wspólnota miłości chroni Kościół od wszelkiego partykularyzmu. Wyłączności etnicznej, uprzedzeń rasowych czy narodowej pychy. Ta wspólnota musi podnosić i uszlachetniać wszelkie uprawnione, czysto naturalne uczucia ludzkiego serca.


IV ZAKŁADALI KOŚCIÓŁ BOŻY

12. Cechą, którą w postępowaniu Apostołów Słowian pragnąłbym szczególnie podkreślić, był pokojowy sposób budowania Kościoła, płynący z ich wizji Kościoła – jako jednego, świętego i powszechnego. Chociaż słowiańscy chrześcijanie, bardziej niż inni, chętnie nazywają świętych Braci “Słowianami z serca”, to jednak pozostaną oni ludźmi kultury hellenistycznej i wykształcenia bizantyjskiego, ludźmi należącymi we wszystkim do tradycji chrześcijańskiego Wschodu, tak państwowej, jak i kościelnej. Już w ich czasach zaczęły się zaznaczać różnice między Konstantynopolem a Rzymem jako pretekst do podziału, chociaż bolesny rozłam między dwiema częściami chrześcijaństwa był jeszcze daleki. Apostołowie i nauczyciele Słowian wyruszyli na Morawy wyposażeni w całe bogactwo tradycji i religijnego doświadczenia znamionującego chrześcijaństwo wschodnie, co też znalazło odbicie w nauczaniu teologicznym i sprawowaniu świętej liturgii. Mimo że we wszystkich Kościołach w obrębie Cesarstwa Bizantyjskiego sprawowano już od dawna święte obrzędy w języku greckim, to jednak wysokiej kulturze konstantynopolitańskiej, a zwłaszcza Konstantynowi Filozofowi – dzięki studiom, a także częstym kontaktom z chrześcijanami owych Kościołów zarówno w stolicy, jak w czasie jego podróży – dobrze były znane tradycje właściwe wielu Kościołom lokalnym Wschodu – jak gruzińska czy syryjska – które w służbie Bożej używały własnego języka. Obydwaj Bracia, świadomi starożytności i prawowitości tych świętych tradycji, nie obawiał się więc wprowadzenia języka słowiańskiego do liturgii, czyniąc zeń skuteczne narzędzie przybliżenia prawd Bożych ludom mówiącym tym językiem. Czynili to świadomie, kierując się miłością do sprawiedliwości z widomą gorliwością apostolską wobec rozwijających się ludów, bez poczucia wyższości czy chęci panowania. Chrześcijaństwo zachodnie po okresie wędrówek ludów, stopiło przybyłe grupy etniczne z miejscowy ludnością łacińską, rozciągając na wszystkich w celu ujednolicenia język, liturgię i kulturę łacińską, przekazywane przez Kościół Rzymu. Taka jednolitość budziła w społeczeństwach stosunkowo młodych, i w pełnym rozwoju, poczucie siły i zwartości, co przyczyniało się do umocnienia ich jedności i pozycji w Europie. Można zrozumieć, że w tej sytuacji każda odrębność była niekiedy odczuwana jako zagrożenie owej jedności in fieri, i jak wielka mogła być pokusa usuwania jej przy pomocy różnych form przymusu.

13. W tym kontekście wyjątkowy i godny podziwu jest fakt, że święci Bracia, działając w tak złożonych i niepewnych warunkach, nie usiłowali narzucić ludom, którym głosili Ewangelię, ani niewątpliwej wyższości języka greckiego i kultury bizantyjskiej, ani zwyczajów czy sposobu postępowania społeczeństwa bardziej rozwiniętego, w którym wzrośli, i które siłą rzeczy musiały być im bliskie i drogie. Kierowani ideałem zjednoczenia w Chrystusie nowych wierzących dali językowi słowiańskiemu bogate, piękne teksty liturgii bizantyjskiej oraz dostosowali do umysłowości i obyczajów nowych ludów subtelne i złożone przepisy prawa grecko- rzymskiego. Wypełniając ten program jedności i pokoju, zawsze szanowali zobowiązania swego posłannictwa, licząc się z tradycyjnymi uprawnieniami oraz prawami kościelnymi ustalonymi przez kanony soborowe, i chociaż przynależeli do Cesarstwa Wschodniego, a jako wierni podlegali Patriarchatowi Konstantynopola, to jednak nie wahali się zdawać sprawę Papieżowi ze swojej misjonarskiej działalności oraz przedkładać jego osądowi i aprobacie wyznawanej i głoszonej przez nich nauki, a także ksiąg liturgicznych w języku słowiańskim i metod, jakie stosowali w ewangelizacji tych ludów. Podejmując swą misję z polecenia Konstantynopola, szukali w pewnym sensie jej potwierdzenia, zwracając się do Stolicy Apostolskiej w Rzymie jako do widzialnego ośrodka jedności Kościoła16. Budowali w ten sposób Kościół w poczuciu jego uniwersalności, jako jeden, święty, powszechny i apostolski. Wynika to w sposób bardzo przejrzysty i bezpośredni z całego ich postępowania. Można powiedzieć, że prośba Chrystusa z modlitwy arcykapłańskiej – aby stanowili jedno (J 17, 21 n.) – była ich misjonarską dewizą według słów Psalmisty: “Chwalcie Pana wszystkie narody, wysławiajcie Go, wszystkie ludy” (Ps 117, 1). Dla nas, ludzi współczesnych, ich apostolat ma także wymowę wezwania ekumenicznego: wezwania do odbudowy, w pokoju pojednania, tej jedności, która po czasach Cyryla i Metodego została poważnie naruszona; w pierwszym rzędzie jedności między Wschodem a Zachodem. Przekonanie świętych Braci Sołuńskich, że każdy Kościół lokalny jest powołany do ubogacenia własnymi darami katolickiej pleroma, pozostawało w doskonałej harmonii z ich ewangeliczną intuicją, że różne warunki życia poszczególnych Kościołów chrześcijańskich nie mogą nigdy usprawiedliwiać rozdźwięków, niezgody czy rozdarcia w wyznawaniu jednej wiary i w praktykowaniu miłości.

14. Wiemy, że według nauki Soboru Watykańskiego II “przez “Ruch ekumeniczny” rozumie się działalność oraz przedsięwzięcia zmierzające do jedności chrześcijan, zależnie od różnych potrzeb Kościoła i warunków chwili”17. Dlatego też nie wydaje się bynajmniej rzeczą anachroniczną widzieć w świętych Cyrylu i Metodym autentycznych protagonistów ekumenizmu w ich skutecznym dążeniu do usunięcia lub zmniejszenia wszelkiego prawdziwego lub choćby pozornego podziału między poszczególnymi Wspólnotami, należącymi do tego samego Kościoła. Podział bowiem, który niestety nastąpił w historii Kościoła, i na nieszczęście jeszcze trwa, “jawnie sprzeciwia się woli Chrystusa, jest zgorszeniem dla świata, a przy tym szkodzi najświętszej sprawie przepowiadania Ewangelii wszelkiemu stworzeniu”18. Żarliwa troska obu świętych Braci, a zwłaszcza Metodego ze względu na jego odpowiedzialność biskupią, o zachowanie jedności wiary i miłości pomiędzy Kościołami, do których należeli: pomiędzy Kościołem w Konstantynopolu a Kościołem Rzymskim z jednej strony oraz rodzącymi się Kościołami na ziemiach słowiańskich z drugiej, była i pozostanie na zawsze ich wybitną zasługą. Zasługa ta jest tym większa, gdy się zważy, że misja ich przypadła na lata 863-885, a więc na lata przełomowe, gdy wyłoniły się i zaczęły pogłębiać nieszczęsny spór i ostra polemika między Kościołami Wschodu i Zachodu. Podział ten został zaostrzony przez sprawę przynależności kanonicznej Bułgarii, która właśnie wówczas przyjęła oficjalne chrześcijaństwo. W tym burzliwym okresie, naznaczonym także konfliktami zbrojnymi pomiędzy pogranicznymi ludami chrześcijańskimi, święci Bracia z Tesalonik zachowali mocną i pełną czujności wierność prawej nauce i tradycji doskonale zjednoczonego Kościoła, a zwłaszcza “instytucjom Boskim” i “instytucjom Kościoła”19, na których według kanonów najstarszych Soborów opierała się jego struktura i organizacja. Wierność ta pozwoliła im doprowadzić do końca wielkie zadanie misjonarskie oraz pozostać w pełnej jedności duchowej i kanonicznej z Kościołem Rzymskim, z Kościołem w Konstantynopolu, z nowymi Kościołami, które założyli wśród plemion słowiańskich.

15. W szczególności Metody nie wahał się, kiedy przyszło stawiać czoło niezrozumieniom, przeciwnościom, a nawet oszczerstwom i prześladowaniom fizycznym, dla zachowania przykładnej wierności Kościołowi, dochować wiary obowiązkom chrześcijanina i biskupa oraz zobowiązaniom przyjętym wobec Kościoła w Bizancjum, który go zrodził i wysłał jako misjonarza razem z Cyrylem; a także wobec Kościoła w Rzymie, dzięki któremu wypełniał swój urząd arcybiskupa pro fide na “obszarze św,. Piotra”20 ; wreszcie także wobec rodzącego się Kościoła na ziemiach słowiańskich, który przyjął jako własny i którego – w przekonaniu o słusznym prawie – umiał bronić przez władzami kościelnymi i państwowymi, ochraniając zwłaszcza liturgię w języku starosłowiańskim i podstawowe prawa kościelne właściwe Kościołom pośród różnych narodów. Czyniąc to, podobnie jak Konstantyn Filozof, zawsze uciekał się do dialogu z tymi, którzy przeciwni byli jego ideom czy duszpasterskim inicjatywom i poddawali w wątpliwość ich prawowitość. W ten sposób na zawsze pozostanie mistrzem dla tych, co w jakimkolwiek czasie starają się złagodzić rozdźwięki, szanując różnorodną pełnię Kościoła, który zgodnie z wolą swego Założyciela Jezusa Chrystusa ma być zawsze jeden, święty, powszechny i apostolski. Znalazło to swój pełny oddźwięk na drugim Soborze powszechnym w Konstantynopolu, w Symbolu 150 Ojców, stanowiącym nienaruszone wyznanie wiary wszystkich chrześcijan.


V KATOLICKI ZMYSŁ KOŚCIOŁA

16. Nie tylko ewangeliczna treść nauki głoszonej przez świętych Cyryla i Metodego zasługuje na szczególne podkreślenie. Bardzo wymowna i pouczająca dla współczesnego Kościoła jest ich metoda katechetyczna i duszpasterska, jaką stosowali w swojej działalności apostolskiej pośród ludów, które dotychczas nie uczestniczyły w sprawowaniu tajemnic Bożych w języku rodzimym ani nie słyszały Słowa Bożego głoszonego w pełnej zgodzie z ich mentalnością i z uwzględnieniem konkretnych warunków, w jakich żyły. Wiemy, że szczególnym zadaniem zakończonego przed dwudziestu laty Soboru Watykańskiego II było ożywienie samoświadomości Kościoła i poprzez jego wewnętrzną odnowę danie mu nowego, misjonarskiego impulsu do głoszenia odwiecznego orędzia zbawienia, pokoju oraz wzajemnej zgody wśród ludów i narodów, ponad wszelkie granice, jakie wciąż jeszcze dzielą naszą planetę – która, z woli Boga Stwórcy i Odkupiciela, ma być wspólną ojczyzną całej ludzkości. Gromadzące się nad nią w naszych czasach zagrożenia nie mogą prowadzić do zapomnienia proroczej intuicji Papieża Jana XXIII, który zwołał Sobór z tą myślą i przekonaniem, że będzie on zdolny przygotować i zapoczątkować okres wiosny i odrodzenia w życiu Kościoła. Na temat powszechności Kościoła Sobór ten wypowiada następujące słowa: “Do nowego Ludu Bożego powołani są wszyscy ludzie. Toteż lud ten, pozostając ciągle jednym i jedynym, winien się rozszerzać na świat cały i przez wszystkie wieki, aby spełnił się zamiar woli Boga, który naturę ludzką stworzył na początku jedną i synów swoich, którzy byli rozproszeni, postanowił w końcu w jedno zgromadzić (por. J 11, 52) (…) Kościół, czyli Lud Boży, wprowadzając to Królestwo, nie przynosi żadnego uszczerbku dobru doczesnemu jakiegokolwiek narodu, lecz przeciwnie, wspiera i przyswaja sobie uzdolnienia i zasoby oraz obyczaje narodów, o ile są dobre, a przyjmując oczyszcza je, umacnia i podnosi (…) To znamię powszechności, które zdobi Lud Boży, jest darem samego Pana (…) Dzięki tej katolickości poszczególne części przynoszą innym częściom i całemu Kościołowi właściwe sobie dary, tak iż całość i poszczególne części doznają wzrostu na skutek tej wzajemnej łączności wszystkich oraz dążenia do pełni w jedności”21 .

17. Możemy spokojnie powiedzieć, że taka wizja – tradycyjna i zarazem ogromnie aktualna – katolickości Kościoła, jakby jakiejś symfonii różnych liturgii we wszystkich językach świata zespolonych w jednej Liturgii, czy harmonijnego chóru złożonego z głosów niezliczonych rzesz ludzi, który tysiącami tonów, odcieni i motywów wznosi się ku chwale Boga z każdego punktu naszego globu, w każdym momencie historii, odpowiada w szczególny sposób wizji teologicznej i duszpasterskiej, jaka była natchnieniem dla apostolskiego i misyjnego dzieła Konstantyna Filozofa i Metodego, i która podtrzymywała ich posłannictwo wśród narodów słowiańskich. W Wenecji, wobec przedstawicieli kultury kościelnej, przeciwnych tej wizji z powodu przywiązania do zawężonej raczej koncepcji rzeczywistości kościelnej, św. Cyryl bronił jej odważnie wskazując, że liczne ludy wprowadziły w przeszłości i były w posiadaniu liturgii napisanej i sprawowanej we własnym języku, jak “Ormianie, Persowie, Abazgowie, Iberowie, Sugdowie, Gotowie, Awarzy, Tursowie, Chazarowie, Arabowie, Egipcjanie, Syryjczycy i wiele innych”22. Przypominając, że Bóg sprawia, iż słońce Jego wschodzi i deszcz spada na wszystkich bez wyjątku ludzi (por. Mt 5, 45), mówił: “Czyż nie dychamy wszyscy powietrzem jednakowo? Jakżeż więc nie wstydzicie się uznawać tylko trzy języki (hebrajski, grecki i łaciński) – a wszystkim innym ludom i językom kazać być ślepymi i głuchymi? Powiedzcie mi, czy Boga uważacie za tak słabego, że tego dać nie może, czy za tak zawistnego, że nie chce?”23. Na przeciwstawianą mu argumentację historyczną i dialektyczną Święty odpowiadał uciekając się do natchnionego fundamentu Pisma Świętego: “i każdy język (niech) głosi, że Panem jest Jezus Chrystus ku chwale Boga Ojca”24, “Wszystka ziemia niech Ci się pokłoni, niech śpiewa Ci, niech wyśpiewuje Imieniu Twojemu, Najwyższy”25; “Chwalcie Boga wszystkie narody, chwalcie Go wszyscy ludzie”26 .

18. Kościół jest katolicki także dlatego, że potrafi w każdym środowisku strzeżoną przez siebie Prawdę objawiony, nie skażoną w Boskiej treści, przedstawić w taki sposób, by mogła spotkać się ze szlachetnymi myślami i słusznymi oczekiwaniami każdego człowieka i wszystkich ludów. Całe zresztą dziedzictwo dobra, które każde pokolenie – wraz z nieocenionym darem życia – przekazuje potomnym, stanowi barwną i nieskończoną ilość kamyków, składających się na żywą mozaikę Paritokratora, który pojawi się w pełnym blasku w czasie powtórnego Przyjścia. Ewangelia nie prowadzi do zubożenia czy zgaszenia tego, co każdy człowiek, lud i naród, każda kultura w ciągu historii poznają i realizują jako dobro, prawdę i piękno. Zachęca raczej, by te wartości zostały zasymilowane i rozwijane: by wielkodusznie i z radością były wprowadzane w życie i uzupełniane tajemniczym i wywyższającym światłem Objawienia. Konkretny wymiar katolickości, wpisany przez Chrystusa Pana w samą konstytucję Kościoła, nie jest czymś statycznym, oderwanym od historii i płytko ujednoliconym, ale rodzi się i rozwija poniekąd codziennie jako nowość z jednomyślnej wiary wszystkich, którzy wierzą w Trójjedynego Boga, objawionego przez Jezusa Chrystusa i głoszonego przez Kościół w mocy Ducha Świętego. Wymiar ten wypływa spontanicznie z wzajemnego – właściwego miłości braterskiej – poszanowania każdego człowieka i każdego narodu, wielkiego czy małego, i z lojalnego uznania właściwości i praw braci w wierze.

19. Katolickość Kościoła objawia się ponadto w czynnej współodpowiedzialności i szlachetnym współdziałaniu wszystkich na rzecz dobra wspólnego. Kościół urzeczywistnia wszędzie swoją powszechność przyjmując, scalając i wywyższając we właściwy sobie sposób, z macierzyńską troską, każdą prawdziwą wartość ludzką. Równocześnie stara się w każdej szerokości i długości geograficznej i w każdej sytuacji historycznej pozyskać dla Boga każdego człowieka i wszystkich ludzi, zjednoczyć ich między sobą i z Nim w Jego Prawdzie i Miłości. Każdy człowiek, każdy naród, każda kultura i cywilizacja mają swoją rolę do wypełnienia i swoje miejsce w tajemniczym planie Boga i w powszechnej historii zbawienia. Myślą dwóch świętych Braci było: “Bóg miłościwy i szczodry (por. Ps 111, 4; J 12, 13) oczekując pokuty ludzkiej, aby wszyscy byli zbawieni i doszli do zrozumienia prawdy (por. 1 Tm 2, 4) nie dopuszcza, aby ród ludzki upadł wskutek słabości, uległ diabelskiej pokusie i zginął, ale po wszystkie lata i czasy nie przestaje obsypywać nas łaskami rozlicznymi, jak od początku tak i teraz, przez patriarchów najpierw i ojców, potem przez proroków, a po nich przez apostołów i męczenników, mężów sprawiedliwych i uczonych, wybierając ich wśród zgiełku życia tego”27.

20. Ewangeliczne orędzie, jakie święci. Cyryl i Metody przełożyli dla ludów słowiańskich, wydobywając z mądrością ze skarbca Kościoła “rzeczy nowe i stare” (Mt 13, 52), zostało przekazane przez głoszenie i katechezę w zgodności z odwiecznymi prawdami, a równocześnie dostosowane do konkretnej sytuacji historycznej. Dzięki misjonarskim wysiłkom obu Świętych ludy słowiańskie mogły sobie po raz pierwszy uświadomić własne powołanie do uczestnictwa w odwiecznym planie Przenajświętszej Trójcy, w powszechnym planie zbawienia świata. Poznały w ten sposób swój wkład w dobro całej historii ludzkości stworzonej przez Boga Ojca, odkupionej przez Syna Zbawiciela i oświeconej przez Ducha Świętego. Dzięki temu przepowiadaniu, zatwierdzonemu wówczas przez autorytety Kościoła, przez Biskupów Rzymu i Patriarchów Konstantynopola, Słowianie mogli się poczuć, razem z innymi narodami ziemi, potomkami i dziedzicami obietnicy, jaką Bóg uczynił Abrahamowi (por. Rdz 15, 1-21). W ten sposób, dzięki organizacji kościelnej utworzonej przez św. Metodego i dzięki świadomości własnej tożsamości chrześcijańskiej, zajęli oni miejsce przeznaczone im w Kościele, który już powstał w tej części Europy. Dlatego też ich dzisiejsi potomkowie zachowali we wdzięcznej i trwałej pamięci tego, który stał się ogniwem łączącym ich z łańcuchem wielkich heroldów Objawienia Bożego Starego i Nowego Testamentu: “Po nich zaś wszystkich Bóg miłosierny, który pragnie, żeby każdy człowiek był zbawiony i doszedł do zrozumienia prawdy, wyniósł do znakomitej godności za lat naszych i dla naszego narodu, o który nikt się nie troszczył, mistrza naszego błogosławionego Metodego, którego świetnych czynów i zdobyczy nie powstydzimy się porównać z tamtymi, Bogu miłymi mężami”28.


VI EWANGELIA I KULTURA

21. Bracia Sołuńscy byli dziedzicami nie tylko wiary, ale i kultury starożytnej Grecji, kontynuowanej przez Bizancjum. Wiadomo zaś, jakie znaczenie posiada to dziedzictwo dla całej kultury europejskiej, a bezpośrednio czy pośrednio dla kultury ogólnoludzkiej. W dziele ewangelizacji, którego dokonali jako pionierzy na terenie zamieszkałym przez ludy słowiańskie, zawiera się równocześnie prototyp tego, co dzisiaj nosi nazwę “inkulturacji” – wcielenia Ewangelii w rodzime kultury – oraz wprowadzenie tych kultur w życie Kościoła. Wcielając Ewangelię w rodzimą kulturę ludów ewangelizowanych, święci Cyryl i Metody położyli szczególne zasługi dla ukształtowania się i rozwoju tej kultury, a raczej wielu kultur. Wszystkie bowiem kultury narodów słowiańskich zawdzięczają swój “początek” lub własny rozwój dziełu Braci Sołuńskich. Oni bowiem, tworząc w sposób oryginalny i genialny alfabet języka słowiańskiego, wnieśli zasadniczy wkład w kulturę i literaturę wszystkich narodów słowiańskich. Przekład zaś Ksiąg świętych, dokonany następnie przez Cyryla i Metodego oraz ich uczniów, nadał moc i godność kulturową staro-cerkiewno-słowiańskiemu językowi liturgicznemu, który na długie wieki stał się nie tylko językiem kościelnym, ale także urzędowym i. literackim., a nawet potocznym językiem warstw oświeconych większej części narodów słowiańskich – zwłaszcza wszystkich Słowian obrządku wschodniego. Był również używany w kościele Św. Krzyża w Krakowie, przy którym osiedlili się słowiańscy Benedyktyni. Tutaj ukazały się pierwsze drukowane w tym języku księgi liturgiczne. Do dzisiaj jest to język używany w bizantyjskiej liturgii Wschodnich Kościołów słowiańskich obrządku konstantynopolitańskiego katolickiego i prawosławnego w Europie wschodniej i południowo-wschodniej oraz w różnych krajach Europy zachodniej, a także w rzymskiej liturgii katolików w Chorwacji.

22. W historycznym rozwoju Słowian obrządku wschodniego język ten odegrał także rolę, jak na Zachodzie łacina; ponadto utrzymał się dłużej – po części aż do XIX wieku – i na kształtowanie się rodzimych języków literackich wywarł wpływ bardziej bezpośredni dzięki bliskim związkom pokrewieństwa. Te zasługi dla kultury wszystkich ludów i narodów słowiańskich czynią dzieło ewangelizacji świętych Cyryla i Metodego niejako stale obecnym w historii i w życiu tych ludów i narodów.


VII ROZLEGŁOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKIEGO MILENIUM SŁOWIAŃSZCZYZNY

23. Działalność apostolską i misjonarską świętych Cyryla i Metodego, przypadającą na drugą połowę XIX wieku, można uznać za pierwszą skuteczną ewangelizację Słowian. Objęła ona w różnym stopniu poszczególne obszary, koncentrując się głównie na terenach ówczesnego Państwa Wielkomorawskiego. Przede wszystkim więc objęła tereny metropolii, której Metody był pasterzem, to jest Morawy, Słowację oraz Panonię, czyli część terenów dzisiejszych Węgier. W kręgu szerszego oddziaływania jego samego, a zwłaszcza przygotowanych przez niego misjonarzy, znalazły się dalsze grupy Słowian Zachodnich, szczególnie na terenie Czech. Pierwszy historyczny książę czeski z dynastii Przemyślidów, Borzywoj, został ochrzczony prawdopodobnie w obrządku słowiańskim. Następnie oddziaływanie to objęło plemiona serbo-łużyckie, a także tereny południowej Polski Jednakże z chwilą upadku Państwa Wielkomorawskiego (około 905-906 roku) obrządek ten ustąpił miejsca obrządkowi łacińskiemu i Czechy zostały kościelnie przyporządkowane biskupowi ratyzbońskiemu i metropolii salzburskiej. Godny uwagi jest fakt, że jeszcze około połowy X wieku, w czasach św. Wacława, istniało silne przenikanie się elementów obu obrządków i daleko idąca symbioza obu języków używanych w liturgii: słowiańskiego i łaciny. Chrystianizacja ludu nie byłaby skądinąd możliwa bez posługiwania się językiem rodzimym. I tylko na takim podłożu mogła się rozwinąć rodzima terminologia chrześcijańska w Czechach, a z niej z kolei rozwinąć i utrwalić terminologia kościelna w Polsce. Wiadomość o księciu Wiślan w Żywocie Metodego jest najstarszą wzmianką dziejową dotyczącą jednego z plemion polskich 29. Nie mamy wystarczających danych, aby z tą wzmianką łączyć ustanowienie na ziemiach polskich organizacji kościelnej w obrządku słowiańskim.

24. Chrzest Polski w 966 roku, przyjęty przez pierwszego historycznego władcę Mieszka, ożenionego z księżniczką czeską Dąbrówką, dokonał się głównie za pośrednictwem Kościoła czeskiego i tą drogą chrześcijaństwo dotarło do Polski z Rzymu w łacińskiej formie. Niemniej pozostaje faktem, że o dzieło Braci z dalekiego Sołunia otarły się także początki chrześcijaństwa w Polsce. Wśród Słowian Półwyspu Bałkańskiego działalność świętych Braci zaowocowała jeszcze widoczniej. Dzięki ich apostolstwu utwierdziło się w Chorwacji chrześcijaństwo już wcześniej tam zakorzenione. Głównie za pośrednictwem uczniów wygnanych z pierwotnego terenu działania, misja cyrylo-metodiańska przyjęła się i rozwinęła wspaniale w Bułgarii. Tutaj, dzięki św. Klemensowi z Ochrydy, powstały bardzo prężne ośrodki życia klasztornego i tu szczególnie rozwinął się alfabet, zwany cyrylicą. Stąd też chrześcijaństwo przeszło na dalsze tereny, poprzez pobliską Rumunię dotarło na ziemie Rusi Kijowskiej, rozszerzając się potem na wschód od Moskwy. Za parę lat, dokładnie w 1988 roku, przypadnie milenium chrztu przyjętego przez Włodzimierza Wielkiego, księcia kijowskiego.

25. Słusznie więc święci Cyryl i Metody zostali wnet uznani przez rodzinę ludów słowiańskich za ojców zarówno ich chrześcijaństwa, jak też ich kultury Na wielu wyżej wymienionych terenach, choć pojawiali się różni misjonarze, większość ludności słowiańskiej jeszcze w IX wieku zachowywała dawne wierzenia pogańskie. Dopiero na gruncie uprawionym przez naszych Świętych lub też przynajmniej przez nich przygotowanym pod uprawę, chrześcijaństwo w ciągu następnego wieku weszło definitywnie w historię Słowian. Ich dzieło stanowi wybitny wkład w tworzenie się wspólnych korzeni Europy, które dzięki swej trwałości i żywotności stanowią jeden z najmocniejszych punktów odniesienia, jakich nie może pominąć żaden poważny wysiłek zmierzający do zaprowadzenia nowej jedności kontynentu w naszych czasach. Po jedenastu wiekach chrześcijaństwa wśród Słowian widzimy jasno, że dziedzictwo Braci Sołuńskich jest i pozostanie dla nich głębsze i mocniejsze od jakiegokolwiek podziału. Obie tradycje chrześcijańskie – wschodnia wywodząca się z Konstantynopola i zachodnia z Rzymu – powstały w łonie jednego Kościoła, choć na kanwie różnych kultur i różnego podejścia do tych samych problemów. Taka różnorodność, gdy dobrze zrozumie się jej początek, dostrzeże jej wartość i znaczenie, może jedynie wzbogacić kulturę Europy i jej tradycje religijne oraz stać się również właściwy podstawą dla pożądanej odnowy duchowej.

26. Od IX wieku, kiedy kształtował się nowy ład w Europie chrześcijańskiej, święci Cyryl i Metody niosą orędzie aktualne również dla naszej epoki, która w świetle licznych i złożonych problemów natury religijnej i kulturowej, państwowej i międzynarodowej szuka żywotnej jedności w prawdziwej wspólnocie różnorodnych części składowych. O dwóch głosicielach Ewangelii można powiedzieć, że charakteryzowało ich umiłowanie wspólnoty Kościoła powszechnego, tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie, a w nim – Kościoła partykularnego, który rodził się wśród narodów słowiańskich. Od nich płynie także zachęta dla chrześcijan i ludzi naszej epoki, aby razem budować jedność. Przykład Cyryla i Metodego ma jednak szczególne znaczenie na specyficznym polu działalności misjonarskiej. Działalność ta bowiem jest zasadniczym zadaniem Kościoła, dzisiaj zaś palącym problemem jest wspomniana już “inkulturacja”. Dwaj Bracia nie tylko rozwijali swoją misję w pełnym poszanowaniu kultury, którą zastali u ludów słowiańskich, ale wraz z religią wybitnie i nieustannie ją rozwijali i umacniali. Analogicznie dzisiaj Kościoły od dawna chrześcijańskie mogą i powinny pomagać Kościołom i ludom młodszym w ich dojrzewaniu we własnej tożsamości i w dalszym jej rozwijaniu30.

27. Cyryl i Metody stanowią jakby ogniwo łączące, jakby duchowy pomost pomiędzy nurtem tradycji wschodniej i zachodniej, które łączą się razem w jedną wielką Tradycję Kościoła powszechnego. Są oni dla nas wzorem i patronują wysiłkowi ekumenicznemu siostrzanych Kościołów Wschodniego i Zachodniego w odnalezieniu poprzez dialog i modlitwę widzialnej jedności w doskonałej i całkowitej wspólnocie – jedności, która, jak powiedziałem z okazji mych odwiedzin w Bari – “nie jest ani wchłonięciem, ani fuzją”31 . Jedność jest spotkaniem w prawdzie i miłości, które są darem Ducha Świętego. Cyryl i Metody, poprzez osobowość i dokonane dzieło, są postaciami, które budzą na nowo we wszystkich chrześcijanach wielką “tęsknotę za zjednoczeniem i jednością”32 między dwoma siostrzanymi Kościołami – Wschodnim i Zachodnim. Dla osiągnięcia pełnej powszechności każdy naród, każda kultura musi wypełnić własne zadanie w zbawczym planie Boga. Każda odrębna tradycja, każdy Kościół lokalny winien być zawsze otwarty i uwrażliwiony na inne Kościoły i tradycje, a równocześnie na wspólnotę uniwersalną, katolicką; jeśli zamknie się w sobie, naraża siebie na niebezpieczeństwo zubożenia. Realizując własny charyzmat Cyryl i Metody wnieśli decydujący wkład w budowę Europy nie tylko jako wspólnoty wiary chrześcijańskiej, ale także jako organizmu państwowego i kulturowego. Dzisiaj również nie ma innej drogi do przezwyciężenia napięć i naprawienia rozłamów czy usunięcia antagonizmów zarówno w Europie jak i w świecie, które zagrażają wywołaniem straszliwego zniszczenia życia i wartości. Być chrześcijaninem w naszych czasach oznacza być twórcą komunii w Kościele i w społeczeństwie. Służą temu celowi: otwartość ducha ku braciom, wzajemne zrozumienie, gotowość współpracy na drodze wspaniałomyślnej wymiany dóbr kulturalnych i duchowych. Jednym z podstawowych dążeń dzisiejszej ludzkości jest odnalezienie tej jedności i komunii, tak aby życie ludzkie w zasięgu całego globu było prawdziwie godne człowieka. Kościół, świadomy tego, że jest znakiem i powszechnym sakramentem zbawienia i jedności rodzaju ludzkiego, jest gotów wypełnić swoje zadanie, któremu “warunki naszej epoki nadają (…) szczególnie pilny charakter; (…) aby wszyscy Judzie, złączeni dziś ściślej więzami społecznymi, technicznymi, kulturalnymi, osiągnęli pełną jedność również w Chrystusie” 33.


VIII ZAKOŃCZENIE

28. Trzeba więc, by cały Kościół obchodził uroczyście i w radości tysiącsetną rocznicę zakończenia apostolskiego dzieła pierwszego arcybiskupa wyświęconego w Rzymie dla ludów słowiańskich, św. Metodego oraz jego brata, św. Cyryla, wspominając wejście tych ludów na scenę historii zbawienia i do grona narodów Europy, które już w ciągu poprzednich wieków przyjęły chrześcijańskie orędzie. Wszyscy zrozumieją, jak serdecznie przyłącza się do tego świętowania pierwszy syn słowiańskiej rodziny, powołany po prawie dwóch tysiącleciach do objęcia Stolicy Biskupiej św. Piotra w Rzymie.

29. “W ręce Twoje, Panie, oddaję duszę moją”; witamy tysiącsetną rocznicę śmierci św. Metodego tymi samymi słowami, które wypowiedział on przed śmiercią, gdy – według słów jego Żywota napisanego w języku starosłowiańskim34 – miał połączyć się ze swoimi Ojcami w wierze, nadziei i miłości: z patriarchami, prorokami, apostołami, doktorami, męczennikami. Świadectwem swego słowa i życia, wspartymi charyzmatem Ducha, dał przykład powołania przynoszącego owoce zarówno w wieku, w którym żył, jak i dla następnych stuleci, a w szczególny sposób dla naszych czasów. Jego błogosławione “przejście” wiosną 885 roku od Wcielenia Chrystusa (a według bizantyjskiej rachuby czasu w 6393 roku od stworzenia świata) dokonało się w okresie, gdy niepokojące chmury gromadziły się nad Konstantynopolem i wrogie napięcia zagrażały coraz bardziej spokojowi i życiu narodów, a nawet świętym więzom chrześcijańskiego braterstwa i wspólnoty między Kościołem Wschodu i Zachodu. W jego katedrze, wypełnionej wiernymi różnych plemion, uczniowie św. Metodego oddali zmarłemu pasterzowi uroczysty hołd za przyniesione orędzie zbawienia, pokoju i pojednania, któremu poświęcił swoje życie. “Odprawili nabożeństwo kościelne po łacinie, po grecku i po słowiańsku”35 wielbiąc Boga i oddając cześć pierwszemu arcybiskupowi założonego przezeń Kościoła wśród Słowian, którym wspólnie z Bratem głosił Ewangelię w ich ojczystym języku. Kościół ten umocnił się jeszcze bardziej, gdy za wyraźną zgodą Papieża otrzymał rodzimą hierarchię zakorzenioną w apostolskiej sukcesji i pozostającą w jedności wiary i miłości zarówno z Kościołem Rzymu, jak i Konstantynopola, z którego ta słowiańska misja wzięła swój początek. Kiedy upływa jedenaście stuleci od jego śmierci, pragnę przynajmniej duchowo stanąć w Velehradzie, gdzie – jak się zdaje – Opatrzność pozwoliła Metodemu dokończyć apostolskiego żywota; – pragnę również zatrzymać się w Bazylice św. Klemensa w Rzymie, na miejscu, gdzie został pochowany św. Cyryl; – i przy grobach obydwu Braci, apostołów Słowian, pragnę w specjalnej modlitwie polecić Trójcy Przenajświętszej duchowe ich dziedzictwo.

30. “W ręce Twoje powierzam… “. O Boże wielki, w Trójcy Jedyny, Tobie powierzam dziedzictwo wiary narodów słowiańskich, zachowaj je i błogosław temu dziełu Twojemu! Wspomnij ten moment, gdy wedle Twej woli, Ojcze wszechmogący, nadeszła dla tych ludów i narodów “pełnia czasów” i święci Misjonarze z Tesalonik, wypełniając wiernie nakaz Twojego Syna Jezusa Chrystusa skierowany do Jego Apostołów, idąc ich śladami oraz ich następców, przynieśli na ziemie słowiańskie światło Ewangelii, Dobrą Nowinę o zbawieniu, i dali wobec nich świadectwo: – że Ty jesteś Stworzycielem człowieka, naszym Ojcem, i dlatego my, ludzie jesteśmy między sobą braćmi w Tobie; – że poprzez Syna, Słowo Twoje odwieczne, dałeś wszystkim rzeczom istnienie, a Judzi powołałeś do życia wiecznego; – że tak umiłowałeś świat, iż dałeś nam swojego Jednorodzonego Syna, który dla nas Judzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba, i za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem; – i że na koniec zesłałeś Ducha mocy i pocieszenia, aby każdy człowiek odkupiony przez Chrystusa mogł w Nim dostąpić godności Twojego dziecka i stać się dziedzicem Twoich niezawodnych obietnic danych ludzkości! Twój plan stwórczy, Ojcze, który w Odkupieniu osiągnął swoją pełnię, dotyka żywego człowieka, obejmuje całe jego życie i dziele wszystkich ludów. Wysłuchaj, Ojcze, modlitw całego Kościoła, który prosi Cię dzisiaj, by ludzie i narody, które dzięki apostolskiej misji świętych Braci Sołuńskich poznały i przyjęły Ciebie, Boga prawdziwego i przez Chrzest weszły do świętej wspólnoty Twoich synów, mogły nadal bez przeszkód przyjmować z radością i ufnością ten ewangeliczny program oraz realizować swoje ludzkie możliwości na gruncie ich nauczania! – Aby mogły zgodnie z własnym sumieniem iść za głosem Twojego powołania drogami ukazanymi im po raz pierwszy jedenaście wieków temu! – Niechaj ich przynależność do Królestwa Twojego Syna nie będzie przez nikogo traktowana jako sprzeczna z dobrem ich ziemskiej ojczyzny! – Aby mogły oddawać Ci należną chwałę w życiu prywatnym i publicznym! – Aby mogły żyć w prawdzie, miłości, sprawiedliwości i pokoju mesjańskim, który obejmuje ludzkie serca, wspólnoty, ziemię i cały kosmos! – Aby mogły w poczuciu ludzkiej godności i godności synów Bożych przezwyciężać wszelką nienawiść i zło dobrem zwyciężać! Spraw też, Boże w Trójcy Jedyny, aby za wstawiennictwem świętych Braci Sołuńskich cała Europa coraz bardziej odczuwała potrzebę jedności w wierze chrześcijańskiej oraz braterskiej wspólnoty wszystkich jej narodów; by mogła przezwyciężyć niezrozumienie i wzajemną nieufność, a także rozwiązać konflikty ideologiczne we wspólnym uznaniu prawdy i dać całemu światu przykład sprawiedliwego i pokojowego współżycia, opartego na wzajemnym szacunku i nienaruszonej wolności.

31. Tobie, Boże Ojcze wszechmogący, Boże Synu Odkupicielu świata, i Boże Duchu Święty, który jesteś źródłem i nauczycielem wszelkiej świętości, pragnę zawierzyć wczoraj, dziś i jutro całego Kościoła: Kościoła w Europie i Kościoła na całej ziemi. W Twoje ręce oddaję to szczególne bogactwo, na które składa się tyle różnorodnych darów dawnych i nowych, złożonych we wspólnym skarbcu przez tylu różnych synów. Cały Kościół dziękuje Tobie, który wezwałeś narody słowiańskie do wspólnoty wiary, za ich spuściznę i wkład, jaki wniosły do dziedzictwa powszechnego. Dziękuje Ci za to w sposób szczególny słowiański Papież. Oby ten wkład nie przestał nigdy ubogacać Kościoła kontynentu europejskiego i całego świata! Oby nie zabrakło go we współczesnej Europie i świecie! Oby nie zabrakło go w świadomości współczesnych nam ludzi! Pragniemy przyjąć w całej rozciągłości te wszystkie wartości, które narody słowiańskie wniosły i wnoszą do duchowego dziedzictwa Kościoła i ludzkości Świadomy tego wspólnego bogactwa, cały Kościół wyraża swoją duchową solidarność z nimi i potwierdza własną odpowiedzialność za Ewangelię, za dzieło zbawienia, które i dzisiaj zgodnie ze swym posłannictwem ma urzeczywistniać w całym świecie aż po krańce ziemi. Pragniemy sięgać do przeszłości, aby w jej świetle zrozumieć obecną rzeczywistość i odgadnąć przyszłość. Posłannictwo Kościoła jest bowiem zawsze skierowane z niewzruszoną nadzieją ku przyszłości.

32. Tę przyszłość, jaka po ludzku zdaje się być pełna zagrożeń i niepewności, składamy z ufnością w Twoje ręce, Ojcze niebieski, przyzywając wstawiennictwa Matki Syna Twojego i Matki Kościoła, a także Twoich Apostołów Piotra i Pawła oraz świętych Benedykta, Cyryla i Metodego, Augustyna, Bonifacego i wszystkich świętych zwiastunów Ewangelii w Europie, którzy silni wiarą, nadzieją i miłością głosili naszym ojcom Twoje zbawienie i pokój, a trudem duchowego posiewu dali początek budowaniu cywilizacji miłości, nowego ładu opartego na Twoim świętym prawie i na Twojej łasce, która u kresu dziejów ożywi wszystko i wszystkich w niebieskiej Jerozolimie. Z Apostolskim Błogosławieństwem.

W Rzymie, u św. Piotra, w uroczystość Trójcy Przenajświętszej, dnia 2 czerwca 1985, w siódmym roku Pontyfikatu.

Jan Paweł II, papież

Przypisy

1 JAN PAWEŁ II, List apost. Egregiae virtutis (31 grudnia 1980): AAS 73 (1981), 258-262.

2 LEON XIII, Grande munus (30 września 1880), Leonis XIII Pont. Max. Acta, II, s. 125-137; por. także Pius XI, List Quod S. Cyrillum (13 lutego 1927) do Arcybiskupów i Biskupów Królestwa Serbo-Chorwacko- Słowenskiego i do Repibliki Czechosłowackiej: AAS 19 (1927), 93-96; JAN XXIII, List Aost. Magnifici eventus (11 maja 1963) do Biskupów Narodów Słowiańskich: AAS 55 (1963), 434-439; PAWEŁ VI, List Aost. Antique nobilitatis (2 lutego 1969) z okazji 1100-lecia śmierci św. Cyryla: AAS 61 (1969), 137-149.

3 PAWEŁ VI, List apost. Pacis nuntius (24 października 1964 r.): AAS 56 (1964), 965-967.

4 Por. Magnae Moraviae Fontes Historici, t. III, Brno 1969, s. 197-208.

5 Niektóre narody słowiańskie obchodzą to święto nadal w dniu 7 lipca.

6 Por. Żywot Konstantyna, VIII Żywoty Konstantyna i Metodego (Obszerne), przekł. i opr. Tadeusz Lehr-Spławiński, Poznań, Instytut Zachodni 1959, s. 30.

7 Żywot Konstantyna, XIV, s. 64.

8 Żywot Metodego, VII, s. 108.

9 Por. Magne Moraviae Fontes Historici, t. III, Brno 1969, s. 197-208.

10 Żywot Metodego, VIII, s. 108.

11 Żywot Metodego, XVII, s. 120.

12 Por. tamże; 1 Kor 9, 22.

13 Żywot Metodego, V, s. 106.

14 Żywot Konstantyna, XIV, s. 64.

15 Żywot Konstantyna, VI, s. 18.

16 Następcy Papieża Mikołaja I, chociaż także zaniepokojeni sprzecznymi wiadomościami, jakie dochodziły do nich na temat nauczania i działalności Cyryla i Metodego, w bezpośrednim z nimi spotkaniu przyznali jednak obu Braciom całkowitą słszność. Zakazy czy ograniczenia używania nowej liturgii słowiańskiej należy przede wszystkim przypisać naciskowi okoliczności, zmiennym stosunkom politycznym i konieczności utrzymania jedności.

17 SOBÓR WAT. II, Dekr. o ekumenizmie Unitatis redintegratio, 4.

18 SOBÓR WAT. II, Dekr. o ekumenizmie Unitatis redintegratio, 1.

19 Por. Żywot Metodego, VIII, IX, s. 108- 112.

20 Por. Żywot Metodego, IX, s. 112.

21 SOBÓR WAT. II, Konst. dogm. o Kościele Lumen gentium, 13.

22 Żywot Konstantyna, XVI, s. 74-75.

23 Żywot Konstantyna, XVI, s. 74.

24 Tamże, s. 82; Flp 2, 11.

25 Żywot Konstantyna, XVI, s.76; Ps 65, 4.

26 Żywot Konstantyna, XVI, s.76; Ps 116, 1.

27 Żywot Konstantyna, I, s. 2.

28 Żywot Metodego, II, s. 102.

29 Por. Żywot Metodego, XI, s. 114.

30 Por. SOBÓR WAT. II, Dekr. o działalności misyjnej Kościoła Ad gentes, 38.

31 JAN PAWEŁ II, Przemówienie podczas ekumenicznego spotkania w Bazylice św. Mikołaja w Bari (26 lutego 1984), 2: Insegnamenti VII/1 (1984), 532.

32 Tamże, 1: Insegnamenti VII/1 (1984), 531.

33 SOBÓR WAT. II, Konst. dogm. o Kościele Lumen gentium, 1.

34 Por. Żywot Metodego, XVII, s. 120; Łk 23, 46; por. Ps 30, 6.

35 Żywot Metodego, XVII, s. 120.

http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x146/encyklika-slavorum-apostoli/?print=1

*****

20. rocznica encykliki „Slavorum Apostoli”

Ks. Mariusz Frukacz

Najnowsze dzieje Kościoła, świata i Europy związane były z wielkim pontyfikatem Jana Pawła II, który pozostawił bardzo bogate dziedzictwo nauczania i świadectwa własnego życia. Ten wielki Papież wielokrotnie stawał z odwagą wobec wyzwań współczesności i z wiarą odczytywał „znaki czasu”. Wśród wielu dokumentów Jana Pawła II, niewątpliwie najważniejsze miejsce zajmują encykliki. Jego 14 encyklik jest wyrazem głębokiej myśli, ukierunkowanej zawsze na autentyczne dobro człowieka.
Wiele miejsca w swoim nauczaniu Jan Paweł II poświęcił sprawom Europy. Obok bardzo licznych wypowiedzi na temat dziejów ewangelizacji w Europie, jej chrześcijańskich korzeni, jej jedności kulturowej i duchowej, Papież Polak pozostawił trzy bardzo ważne dokumenty, które stanowią zarówno drogowskaz dla budowania nowych dziejów Europy, jak i ich fundament, a mianowicie: list apostolski Egregiae virtutis (31 grudnia 1980 r.), którym ogłosił świętych Cyryla i Metodego współpatronami Europy, encyklikę Slavorum Apostoli (2 czerwca 1985 r.), z okazji 1000. rocznicy dzieła ewangelizacji świętych Cyryla i Metodego, a także posynodalną adhortację apostolską Ecclesia in Europa (28 czerwca 2003 r.).
Z racji przypadającej 2 czerwca, dwa miesiące po śmierci Jana Pawła II, 20. rocznicy ogłoszenia encykliki Slavorum Apostoli warto przypomnieć jej bogatą i niezwykle aktualną treść. Warto to uczynić w duchu słów Jana Pawła II, otwierających tekst encykliki: „Cyryl i Metody, święci apostołowie Słowian, trwają w pamięci Kościoła razem z wielkim dziełem ewangelizacji, jakiego dokonali. Co więcej, można stwierdzić, że pamięć ich za naszych czasów staje się jeszcze bardziej żywa i aktualna” (n. 1). Stąd niezwykle ważne jest ciągłe przypominanie, że Święci Bracia z Salonik mają bezcenny wkład w dzieło głoszenia Ewangelii wśród ludów słowiańskich, w dzieło pojednania i głoszenia wartości chrześcijańskich w dziejach Europy. Odkrywając znaczenie i ważność misji Świętych Braci dla dziejów współczesnych Europy, Jan Paweł II przypomina historię życia św. Metodego, a także życie jego brata – św. Cyryla. Przypomina również działalność apostolską i misjonarską tych Świętych, która przypadała na drugą połowę IX wieku. Ich działalność Jan Paweł II uznał za „pierwszą skuteczną ewangelizację Słowian” (n. 23). Ich praca misyjna koncentrowała się głównie na terenach ówczesnego Państwa Wielkomorawskiego, obejmując Morawy, Słowację i Panonię (część dzisiejszych Węgier). W kręgu oddziaływania misjonarzy przygotowanych przez św. Metodego znaleźli się także Słowianie Zachodni, szczególnie z terenu Czech. Dalsze oddziaływanie ewangelizacyjne Apostołów Słowian i ich uczniów objęło także plemiona serbsko-łużyckie i tereny południowej Polski. Bardzo widocznie działalność Świętych Braci zaowocowała wśród Słowian Półwyspu Bałkańskiego. To dzięki ich apostolskiej pracy umocniło się chrześcijaństwo w Chorwacji. Misja cyrylometodiańska wspaniale rozwinęła się w Bułgarii. Stąd natomiast chrześcijaństwo przeszło na dalsze tereny, przez Rumunię dotarło do Rusi Kijowskiej, rozszerzając się następnie na wschód od Moskwy. Dlatego słusznie – jak przypomina w swojej encyklice Jan Paweł II – „święci Cyryl i Metody zostali wnet uznani przez rodzinę ludów słowiańskich za ojców zarówno ich chrześcijaństwa, jak też ich kultury” (n. 25).
Wiele miejsca Jan Paweł II poświęca relacji między Ewangelią a kulturą. Misja św. Metodego i św. Cyryla jest prototypem „inkulturacji”, jest wcieleniem Ewangelii w rodzime kultury, a także wprowadzeniem tych kultur w życie Kościoła. Wszystkie kultury narodów słowiańskich zawdzięczają swój rozwój, o czym przypomina Papież, dziełu Braci Sołuńskich. Święci Apostołowie Słowian, tworząc oryginalny alfabet języka słowiańskiego, „wnieśli zasadniczy wkład w kulturę i literaturę wszystkich narodów słowiańskich” (n. 21).
Gdy dzisiaj dyskutuje się o nowym kształcie Europy, nie wolno pominąć dzieła Świętych Apostołów Słowian. Dlatego jakże ważne są słowa Wielkiego Papieża, pozostawione nam w encyklice Slavorum Apostoli: „Ich dzieło stanowi wybitny wkład w tworzenie się wspólnych korzeni Europy, które dzięki swej trwałości i żywotności stanowią jeden z najmocniejszych punktów odniesienia, jakich nie może pominąć żaden poważny wysiłek zmierzający do zaprowadzenia nowej jedności kontynentu w naszych czasach” (n. 25).

Niedziela Ogólnopolska 26/2005E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17

http://www.niedziela.pl/artykul/77160/nd/20-rocznica-encykliki-%E2%80%9ESlavorum

*****

Jan Paweł II

PATRONOWIE EUROPY

Anioł Pański. 15 lutego 1998

1. Wczoraj obchodziliśmy święto Współpatronów Europy, świętych Cyryla i Metodego, którzy dzielą ten tytuł ze św. Benedyktem. Ci dwaj bracia narodowości greckiej, urodzeni w IX w. w Tesalonice i wykształceni w szkole patriarchatu w Konstantynopolu, poświęcili się głoszeniu Ewangelii w Państwie Wielkomorawskim nad środkowym Dunajem.

Cyryl i Metody prowadzili swoją misyjną posługę w jedności zarówno z Kościołem Konstantynopola, jak i ze Stolicą Następcy Piotra, dając w ten sposób świadectwo jedności Kościoła, który w tamtej epoce nie był jeszcze rozdarty przez podział na część wschodnią i zachodnią.

Wstawiennictwu tych dwóch świętych chciałbym powierzyć dążenie do pełnej jedności wszystkich wierzących w Chrystusa, zwłaszcza w perspektywie Wielkiego Jubileuszu Roku 2000. Konieczność wytrwałego kontynuowania dialogu ekumenicznego została mocno podkreślona podczas spotkania Głównego Komitetu Jubileuszu z delegatami Konferencji Episkopatów, jakie odbyło się w ostatnich dniach. Niech Bóg przyspieszy proces wiodący do ostatecznego pojednania, aby chrześcijanie mogli stanąć na progu trzeciego tysiąclecia jeśli nie całkowicie zjednoczeni, to przynajmniej znacznie bliżsi tego celu.

2. Wspomnienie świętych Cyryla i Metodego jest też dla mnie sposobnością, by przypomnieć chrześcijanom i wszystkim ludziom dobrej woli na naszym kontynencie o tym, co możemy określić jako «wyzwanie europejskie», to znaczy o potrzebie budowania Europy głęboko świadomej swojej przeszłości, gorliwie zabiegającej o realizację praw człowieka, solidarnej z narodami innych kontynentów w dążeniu do pokoju i rozwoju na skalę światową.

Do tak wzniosłych celów nie można jednak dążyć bez głębokiej i trwałej motywacji, którą obywatele i narody Europy mogą czerpać z bogatego dziedzictwa wspólnej kultury, podejmując płodny dialog z innymi wielkimi nurtami myślowymi, podobnie jak w przeszłości, w najlepszych momentach dziejów ich dwutysiącletniej cywilizacji.

Tak więc wspominać dziś tych dwóch znakomitych apostołów Europy znaczy podjąć na nowo wysiłek ewangelizacji kontynentu, aby na historycznym przełomie tysiącleci mógł on zaczerpnąć nowe żywotne soki ze swych chrześcijańskich korzeni, z pożytkiem dla wszystkich europejskich narodów, dla ich kultury i pokojowego współistnienia.

3. Najświętsza Maryja Panna, otaczana czcią i miłością na Wschodzie i na Zachodzie, niech wyjedna współczesnym chrześcijanom łaskę zgodnego współdziałania na rzecz nowej ewangelizacji, a wszystkim narodom europejskim dar spotkania się we wspólnym domu, do którego każdy może przynieść własny dorobek i oddać go do dyspozycji wszystkich.

Po odmówieniu modlitwy «Anioł Pański» Ojciec Święty pozdrowił różne grupy wiernych zgromadzone na placu św. Piotra, wśród nich osoby chore na raka:

Bardzo serdecznie witam licznych chorych na raka, którzy razem ze swoimi rodzinami zechcieli włączyć się dzisiaj w naszą modlitwę, aby prosić Boga o ulgę i umocnienie w trudnej sytuacji, jaką przeżywają. Moi drodzy, w ubiegłą środę obchodziliśmy Światowy Dzień Chorego, podejmując refleksję nad znaczeniem i wartością cierpienia w świetle wiary. Dzisiaj raz jeszcze zapewniam was wszystkich, że towarzyszę wam duchowo, i z całego serca pragnę dodać wam otuchy: wiedzcie, że nie jesteście sami ze swoją chorobą! Kościół jest z wami. Pragnę też wezwać wszystkich odpowiedzialnych za walkę z tą tak bardzo rozpowszechnioną chorobą, aby połączyli wysiłki, co pozwoli na skuteczniejszą prewencję i leczenie. Chciałbym zarazem zachęcić chrześcijańskie wspólnoty do konkretnej pomocy chorym i ich rodzinom, aby wiara w Chrystusa była dla nich światłem w nocy cierpienia i umocniła w nich nadzieję wyzdrowienia.

Copyright © by L’Osservatore Romano (4/98) and Polish Bishops Conference

 

*******

Benedykt XVI

Święci Cyryl i Metody

Audiencja generalna 17 czerwca 2009

Drodzy bracia i siostry!

Dziś będziemy mówić o świętych Cyrylu i Metodym, braciach, których łączyły więzy krwi oraz wiary, zwanych Apostołami Słowian. Cyryl urodził się w Salonikach w 826 lub 827 r. jako syn Leona, wysokiego urzędnika cesarskiego. Był najmłodszym z siedmiorga rodzeństwa. Jako dziecko nauczył się języka słowiańskiego. W 14. roku życia został wysłany do Konstantynopola, by się kształcić, i został towarzyszem młodego cesarza Michała III. W tych latach poznał różne dyscypliny uniwersyteckie, pośród których dialektykę, pod kierunkiem Focjusza. Odrzucił świetną propozycję małżeństwa, po czym postanowił przyjąć święcenia kapłańskie i został «bibliotekarzem» przy Patriarchacie. Wkrótce potem, spragniony samotności, ukrył się w jednym z klasztorów, ale szybko go odnaleziono i powierzono mu nauczanie dyscyplin kościelnych i świeckich. Pełnił tę funkcję tak dobrze, że nazwano go «Filozofem». W międzyczasie jego brat Michał (urodzony ok. 815 r.), który był urzędnikiem w Macedonii, ok. 850 r. zrezygnował z życia w świecie i dołączył do wspólnoty mnichów na górze Olimp w Bitynii, gdzie otrzymał imię Metody (imię zakonne musiało zaczynać się od tej samej litery, co imię otrzymane na chrzcie) i został przełożonym klasztoru Polychron.

Zachęcony przykładem brata, również Cyryl postanowił zrezygnować z nauczania i udać się na górę Olimp, by poświęcić się medytacji i modlitwie. Jednakże kilka lat później (ok. 861 r.) rząd cesarski zlecił mu misję nad Morzem Azowskim wśród Chazarów, którzy prosili o przysłanie człowieka wykształconego, potrafiącego prowadzić dyskusje z Żydami i Saracenami. Cyryl, któremu towarzyszył jego brat Metody, zatrzymał się na Krymie na długo i nauczył się hebrajskiego. Szukał również ciała papieża Klemensa i, który przebywał tam na wygnaniu. Odnalazł jego grób i kiedy razem z bratem wyruszył w drogę powrotną, zabrał ze sobą cenne relikwie. Po przybyciu do Konstantynopola dwaj bracia zostali wysłani na Morawy przez cesarza Michała III, do którego książę morawski Rościsław zwrócił się z wyraźną prośbą: «Odkąd nasz lud — powiedział — odrzucił pogaństwo, przestrzega prawa chrześcijańskiego; ale nie mamy nauczyciela, który potrafiłby wyjaśnić prawdziwą wiarę w naszym języku». Misja w krótkim czasie odniosła niezwykły sukces. Przekład liturgii na język słowiański wzbudził w ludzie wielką sympatię do obu braci.

To jednak zrodziło w stosunku do nich wrogość kleru frankońskiego, który przybył na Morawy wcześniej i uważał, że terytorium to należy do jego jurysdykcji kościelnej. Dwaj bracia udali się w 867 r. do Rzymu, by złożyć wyjaśnienia. Po drodze zatrzymali się w Wenecji, gdzie odbyła się bardzo żywa debata ze zwolennikami tak zwanej «herezji trójjęzycznej», którzy utrzymywali, że tylko w trzech językach można godziwie wielbić Boga: po hebrajsku, grecku i łacinie. Oczywiście dwaj bracia zdecydowanie zaoponowali. W Rzymie Cyryl i Metody zostali przyjęci przez papieża Hadriana ii, który wyszedł im naprzeciw z procesją, by godnie przyjąć relikwie św. Klemensa. Papież zrozumiał również wielkie znaczenie ich nadzwyczajnej misji. Od połowy pierwszego tysiąclecia bardzo liczni Słowianie osiedlili się bowiem na terytoriach położonych na pograniczu wschodniej i zachodniej części Cesarstwa Rzymskiego, między którymi już panowało napięcie. Papież przeczuł, że ludy słowiańskie mogły odegrać rolę pomostu, przyczyniając się w ten sposób do zachowania jedności chrześcijan z obu części Cesarstwa. Bez wahania zatwierdził więc misję dwóch braci na Wielkich Morawach, akceptując i aprobując posługiwanie się językiem słowiańskim w liturgii. Księgi słowiańskie zostały złożone na ołtarzu Matki Boskiej Większej, a liturgię w języku słowiańskim sprawowano w bazylikach św. Piotra, św. Andrzeja i św. Pawła. W Rzymie, niestety, Cyryl poważnie zachorował. Czując zbliżanie się śmierci, chciał poświęcić się całkowicie Bogu jako mnich w jednym z greckich klasztorów Wiecznego Miasta (prawdopodobnie przy kościele św. Praksedy) i przyjął imię zakonne Cyryl (na chrzcie otrzymał imię Konstantyn). Później prosił gorąco swego brata Metodego, który w międzyczasie został wyświęcony na biskupa, by nie rezygnował z misji na Morawach i powrócił do tych ludów. Prosił Boga takimi słowami: «Panie, mój Boże (…), wysłuchaj moje modlitwy i zachowaj w wierze owczarnię, którą mi powierzyłeś. (…) Wyzwól ich od herezji trójjęzycznej, zgromadź wszystkich w jedno i spraw, by wybrany przez Ciebie lud pozostał zgodny w prawdziwej wierze i prawidłowo ją wyznawał». Zmarł 14 lutego 869 r.

Wierny zobowiązaniu podjętemu wraz z bratem, Metody powrócił w 870 r. na Morawy i do Panonii (obecne Węgry), czemu znów gwałtownie sprzeciwili się frankońscy misjonarze, którzy go uwięzili. Nie zniechęcił się i gdy w 873 r. został uwolniony, włączył się aktywnie w organizowanie Kościoła, zajmując się formacją grupy uczniów. Zasługą tych uczniów było przezwyciężenie kryzysu, który wybuchł po tym, jak Metody umarł 6 kwietnia 885 r.: kilku z tych uczniów, prześladowanych i uwięzionych, sprzedano jako niewolników i przewieziono do Wenecji, gdzie wykupił ich pewien funkcjonariusz konstantynopolitański, który zezwolił na powrót do krajów Słowian bałkańskich. Zostali przyjęci w Bułgarii, gdzie mogli dalej prowadzić misję zapoczątkowaną przez Metodego, głosząc Ewangelię na «ziemiach Rusi». W swojej tajemniczej opatrzności Bóg posłużył się zatem prześladowaniem, by ocalić dzieło świętych braci. Dokumentują je również zachowane dzieła piśmiennicze. Wystarczy wymienić Ewangeliarz (perykopy liturgiczne Nowego Testamentu), Psałterz, różne teksty liturgiczne w języku słowiańskim, nad którym pracowali obydwaj bracia. Po śmierci Cyryla, Metody i jego uczniowie przetłumaczyli całe Pismo Święte, Nomokanon oraz Księgę Ojców.

Chcąc teraz pokrótce zarysować profil duchowy dwóch braci, trzeba przede wszystkim uwydatnić pasję, z jaką Cyryl zgłębiał pisma św. Grzegorza z Nazjanzu, ucząc się od niego, jaką wartość ma język w przekazywaniu Objawienia. Św. Grzegorz powiedział, że pragnie, by Chrystus przemawiał przez niego: «Jestem sługą Słowa, dlatego oddaję się na służbę Słowa». Pragnąc naśladować Grzegorza w tej posłudze, Cyryl prosił Chrystusa, by za jego pośrednictwem przemawiał w języku Słowian. Swój przekład rozpoczyna uroczystym wezwaniem: «Słuchajcie, wszystkie ludy słowiańskie, słuchajcie Słowa pochodzącego od Boga, Słowa karmiącego dusze, Słowa prowadzącego do poznania Boga». W rzeczywistości, zanim książę morawski poprosił cesarza Michała III o przysłanie na swoje ziemie misjonarzy, wydaje się, że już kilka lat wcześniej Cyryl i jego brat Metody razem z grupą przyjaciół pracowali nad projektem zbioru dogmatów chrześcijańskich w księgach napisanych w języku słowiańskim. Wówczas pojawiła się oczywiście konieczność stworzenia nowych znaków graficznych, lepiej odpowiadających językowi mówionemu: tak powstała głagolica — alfabet, który po kolejnych zmianach został nazwany «cyrylicą» na cześć swojego twórcy. Było to przełomowe wydarzenie w rozwoju cywilizacji słowiańskiej w ogóle. Cyryl i Metody byli przekonani, że poszczególne ludy nie mogą uważać, że otrzymały w pełni Objawienie, dopóki nie usłyszą go we własnym języku i nie przeczytają jego zapisu we własnym alfabecie.

Dzięki Metodemu dzieło podjęte razem z bratem nie zostało gwałtownie przerwane. Podczas gdy Cyryl, «Filozof», miał skłonność do kontemplacji, Metodego pociągało życie aktywne. Dzięki temu położył podwaliny późniejszego rozpowszechnienia idei, którą można by nazwać «cyrylo-metodiańską»: występowała ona w różnych okresach historii ludów słowiańskich, sprzyjając ich rozwojowi kulturalnemu, narodowemu i religijnemu. Uznał to już papież Pius XI w Liście apostolskim Quod Sanctum Cyrillum, w którym napisał, że bracia byli «Synami Wschodu, ojczyzny bizantyjskiej, z pochodzenia Grekami, z uwagi na misję rzymianami, a z uwagi na owoce apostolskie Słowianami» (AAS 19 [1927], 93-96). Historyczną rolę, jaką odegrali, oficjalnie uznał później papież Jan Paweł II, który w Liście apostolskim Egregiae virtutis viri ogłosił ich współpatronami Europy wraz ze św. Benedyktem (AAS 73 [1981], 258-262). Istotnie, Cyryl i Metody stanowią klasyczny przykład tego, co dzisiaj nazywamy «inkulturacją»: każdy naród powinien przyjąć objawione orędzie w kontekście własnej kultury i wyrazić jego zbawczą prawdę we własnym języku. Wymaga to bardzo trudnego dzieła «przekładu», ponieważ trzeba znaleźć odpowiednie pojęcia, by przekazać bogactwo objawionego Słowa, nie sprzeniewierzając się mu. Dwaj święci bracia pozostawili w tym zakresie bardzo znaczące świadectwo, na którym również dzisiaj Kościół się wzoruje, czerpiąc z niego natchnienie i wskazówki.

Do Polaków:

Moją myśl i słowo pozdrowienia kieruję do pielgrzymów polskich. W piątek, w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, rozpoczniemy Rok Kapłański. Jego mottem będzie: «Wierność Chrystusa, wierność kapłana». Niech Serce Jezusa, «dobroci i miłości pełne», umocni kapłanów w świętości i w wierności Bogu. Polecając wszystkich kapłanów waszej modlitwie, z serca wam błogosławię.
opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (9/2009) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/audiencje/ag_17062009.html

*****

Te źródła też mogą wyschnąć

Ks. Paweł Borto

Kilka już razy spotkałem opinię, że w ostatnich latach poziom wód gruntowych znacznie się obniżył – a to w jednym z reportaży telewizyjnych pokazywano wyniki odwiertów w którymś z zakątków Polski; a to ktoś z pewnego powiatu niezbyt odległego od Kielc przypominał sobie, jak dawniej krajobraz tej ziemi znaczyły liczne stawy, po których dzisiaj pozostało tylko suche wspomnienie; czy wreszcie powracał obraz widzianego podczas wakacji ogromnego zalewu, którego lustro wody, z powodu suszy, obniżyło się o dobrych kilka metrów, uniemożliwiając żeglowanie, bo jachty i rowery wodne zostały daleko od wody.
Pytanie o wysychające źródła przypomniało mi się właśnie w bliskości liturgicznego święta świętych Cyryla i Metodego, apostołów narodów słowiańskich. Skojarzenie nie było przypadkowe – i to z dwóch powodów. Po pierwsze, prawdopodobnie w Wiślicy znajduje się najstarsze na naszych ziemiach baptysterium z ok. IX w., które może jeszcze pamiętać czasy, kiedy trud apostolski tych świętych znalazł swój oddźwięk na ziemiach Wiślan. W jakiejś mierze to właśnie dzięki nim popłynęły wody chrzcielne na naszej ziemi. Po drugie, jeśli dziś rozejrzeć się wokoło i wsłuchać się w głos Jana Pawła II, który woła o nową ewangelizację, to trzeba przyznać, iż w niektórych ochrzczonych źródła wody życia „wyschły”.
Pewnie dlatego również w naszej diecezji ten nowy rok duszpasterski jest pod szczególnym znakiem nowej ewangelizacji. Może więc warto cofnąć się o kilkanaście wieków i zapytać św. Cyryla i Metodego, co sprawiło, że ich „źródła chrzcielne” nie były suche; że potrafili – nie mieczem, nie przemocą, ale mądrością – sprawić, iż na tej ziemi również pojawiły się źródła wody chrzcielnej.
Przeglądając życiorysy tych świętych, znalazłem kilka ciekawych szczegółów, które są chyba cenną wskazówką pokazującą, jakimi drogami winna podążać nowa ewangelizacja. Najpierw chodzi o przygotowanie. Obaj mieli doskonałe przygotowanie – Metody, zanim został misjonarzem, był zarządcą jednej z prowincji bizantyjskich, a Cyryl, doskonale wykształcony, był bibliotekarzem, sekretarzem patriarchy, wykładał filozofię w Konstantynopolu i uczestniczył w różnych misjach dyplomatycznych.
Te wszystkie zdolności zostały potem oddane na służbę misjom wśród dalekich narodów. Nie były to misje podjęte „bez głowy”, niezaplanowane. Kiedy przyjeżdżali na Morawy, mieli ze sobą tłumaczenia ksiąg, posługiwali się alfabetem, którym można było zapisać dziwne dźwięki języka słowiańskiego… To nie była improwizacja, lecz działanie przemyślane, które trzeba nazwać metodycznym (nomen omen). Bez tego nie będzie dobrej nowej ewangelizacji.
Drugi szczegół, który uderza w ich misji – głębokie życie duchowe tych mnichów. Oni swej misji nie prowadzili dla sukcesu, nie liczyli na szybkie i płytkie efekty. Byli ludźmi niezmiernej pokory. Miłość do tych, do których przyszli z Ewangelią, nie pozwalała im spoglądać na nich z pogardą – choć przecież przybyli z kultury greckiej, stamtąd, skąd wówczas cały świat pragnął uczyć się kultury. Tu zastali tylko gęste bory. Cyryl i Metody zaś, miast patrzeć z góry na ten pogański lud, wsłuchali się do końca w to, co grało w duszach słowiańskich i pokazali, że Ewangelia jest oczekiwaną Nowiną także na tych ziemiach, że także tutaj może wydawać owoc. To chyba drugi z warunków skutecznej nowej ewangelizacji.
Wreszcie trzeci szczegół, który jest znamienny. Swą świętość osiągnęli poprzez wspólne życie i wspólną pracę. Świadczyli o Ewangelii razem, a nie każdy na własną rękę. Chyba rozumieli ewangeliczną zasadę, że świat może uwierzyć tylko tam, gdzie widzi zjednoczonych chrześcijan. Bowiem najbardziej przekonujące „zjawisko”, które prowadzi do żywej wiary, widać wtedy, kiedy ludzie tak różni i o tak różnych życiorysach nie tylko razem pracują, nie tylko to samo mówią, ale potrafią życiem pokazać, jak mocne są więzi zrodzone w Bogu.
Może więc Cyryl i Metody mają jakiś sposób na „suszę” i na to, by „źródła chrzcielne” nie wyschły w nas samych i w innych, a jeśli już podeschły, to pokazują, jak je ożywić?

Edycja kielecka 7/2004E-mail: kielce@niedziela.pl
Adres: Jana Pawła II nr 3, 25-013 Kielce
Tel.: (41) 344-20-77

http://www.niedziela.pl/artykul/24754/nd/Te-zrodla-tez-moga-wyschnac

******

MIĘDZY LATINIATAS A CYRILLIANITAS – NA ROZDROŻU EUROPEJSKIEJ TOŻSAMOŚCI

Kiedy myślimy o rozdrożu zwykle wyobrażamy je sobie jako miejsce rozchodzenia się ścieżek. Dotąd był jeden dukt, który oto ulega rozwidleniu, prowadząc w dwie różne strony. Wszelako samo rozdroże jest punktem, gdzie jedność i wielość pozostają wciąż we wspólnocie, zawierającej w sobie potencjalnie obie możliwości: powrót do jedności i rozejście się ku wielości.
Przywołując pojęcia Latinitas i Cyrillianitas mam na myśli takie właśnie rozdroże europejskiego ducha. Można widzieć w nim  zarówno nie dający się przezwyciężyć dualizm cywilizacyjnych tradycji, jak i wspólnotową jedność kultury i duchowego dziedzictwa Europy. W niniejszym artykule pragnę poddać analizie te dwie perspektywy w podejściu do kategorii Slavii, jako pojęcia i jako wartości. Sądzę bowiem, że w problematyce tej zawiera się istota europejskiego dylematu tożsamości, który najpełniej ujawnił się właśnie na obszarze Słowiańszczyzny. To tutaj przebiega linia graniczna, rozdzielająca nie tylko Slavię w niej samej na część prawosławną i łacińską, lecz także limes dzielący całą Europę na Wschód i Zachód. Prowadzi to do stwierdzenia, że w fenomenie słowiańskiej podwójnej identyfikacji zawiera się tajemnica tożsamości Europy w ogóle.
Rozwiązanie tego dylematu zależy w dużej mierze od optyki, w której postrzegamy problem europejskiej jedności. Amerykański politolog Samuel P. Huntington w opublikowanej w 1996 r. książce The Clash of Civilizations and the Remaking of World Order[1] stawia tezę, że ani ideologia ani gospodarka nie będą w przyszłości źródłem konfliktów międzynarodowych, stają się bowiem nimi różnice kulturowe przesądzające o tożsamości narodów, a wywodzące się w znacznej mierze z podziałów religijnych. Posługując się tymi kryteriami wyróżnia siedem istniejących współcześnie cywilizacji: chińską, japońską, hinduistyczną, latynoamerykańską, afrykańską oraz zachodnią i prawosławną. Wyróżniając w geopolitycznej przestrzeni Europy dwie odrębne tradycje cywilizacyjne, stawia je zarazem w konflikcie. Ukazuje zderzenia, które nieuchronnie grożą konfliktem niemożliwym do przezwyciężenia na drodze międzykulturowego dialogu. Jest to daleko idące uproszczenie, które nie tylko zafałszowuje rzeczywistą dialektykę europejskiego ducha, lecz także w swej projekcji zakłada sprzeczności, które w istocie burzą europejskie marzenie o jedności kontynentu.
Ułomność tego modelu ujawnia się zwłaszcza gdy próbujemy przypasować do niego Słowiańszczyznę. W istocie Slavia znika wtedy jako wspólnotowa wartość identyfikujących się w jej kręgu narodów. Podzielona według kryteriów przynależności do łacińskiego Zachodu i grecko-bizantyjskiego Wschodu Słowiańszczyzna jawi się jako sfera niebytu, pozbawiona wszelkiego znaczenia i kulturowo ubezwłasnowolniona. Huntington, prezentując swą wizję kolizji cywilizacji, w odniesieniu europejskiej historii wydaje się więc pozostawać w kręgu stereotypów i nacjonalistycznych interpretacji dziejów. Wynika to po części ze specyficznie amerykańskiego widzenia spraw “starego kontynentu”, po części zaś z faktu iż posługuje się on narzędziami badawczymi właściwymi politologii, które zawodzą na gruncie kulturoznawczym. Tymczasem problem dwu Slavii jest jednym z najczęściej ostatnio dyskutowanych w Europie zagadnień związanych z tożsamością cywilizacyjną. Europejska perspektywa, sięgając dużo głębiej w czasie, nie ogranicza się li tylko do wydobywania kształtów współczesnej rzeczywistości, lecz stara się dociec prawdy znajdującej się pod powierzchnią czasu teraźniejszego.
Rozważania S. Graciottiego, R. Picchio, N. I. Tołstoja, czy W. Zivova i J. Axera idą w kierunku prób zdefiniowania słowiańskiej odrębności w jej dwoistej tradycji kulturowej, zakorzenionej wszelako w universum chrześcijańskiej kultury i wspólnocie losów. Nie są to więc zagadnienia czysto akademickie, dyskusje nad kwestiami pojęciowymi, lecz poszukiwanie ważnych kategorii aksjologicznych. Dociekania terminologiczne nad trafnością zastosowania pojęć kategoryzujących są tu zarazem próbami zdefiniowania paradygmatów cywilizacyjnych, które kształtowały i nadal kształtują europejską świadomość.
Dotychczasowy wysiłek interpretacyjny uczonych angażujących się w dyskusje nad problemem dwóch Slavii skierowany był głównie na wykazanie ich genetycznego i typologicznego połączenia z europejskim Wschodem i Zachodem. Różne były przy tym podstawy tych dwoistych kategoryzacji. N. I. Tołstoj, posługujący się w swych pracach terminem greko-slavjanskij mir odwoływał się do kościelnego, politycznego i kulturowego wymiaru Słowiańszczyzny wschodniej. W tej perspektywie trudno jednak przyporządkować owemu pojęciu antonimicznie zbudowany termin świat łacińsko-słowiański, gdyż zgoła odmienna była jego natura. Jak trafnie zauważa S. Graciotti: “Greckość wschodniej Slavii ma inny charakter niż łacińskość Slavii zachodniej: ta jest łacińska także w języku, tamta jest grecka w modelach kultury”[2].
W ostatnich latach najbardziej rozpowszechniły się  kategorie pojęciowe Slavia Latina i Slavia Orthodoxa. Wprowadzając je, a także posługując się określeniami Slavia Romana / Slavia Orthodoxa Ricardo Picchio oparł się na wyznaniowej interpretacji historii. Pomimo iż w pewnych aspektach trafnie opisują one rzeczywistość, to jednak właśnie przez swe konfesyjne zogniskowanie zamazują pewne istotne szczegóły obrazu. Polemizując z Picchiem, Graciotti wskazuje więc na nieadekwatność tych kategorii, zwłaszcza w odniesieniu do prawosławia, które: “nie może być bez większych zastrzeżeń utożsamione z charakterem właściwym […] Slavii wschodniej”[3]. Wynika to z faktu, że, jak twierdzi Zivov, spotkanie Słowian z chrześcijaństwem nastąpiło przed okresem wielkiej schizmy, która pojęciu “prawosławny” nadała charakter dystynktywno-opozycyjny wobec określenia “katolicki”, czy “rzymski” lub “łaciński”.
Sante Graciotti zaproponował wobec tej słabości propozycji Picchia terminy Slavia zachodnia i Slavia wschodnia, jego zdaniem najpełniej charakteryzujące fenomen duchowej dwoistości słowiańskiego świata. Kategorie te mają duży walor porządkujący przestrzeń kulturową europejskiej cywilizacji, odznaczając się dodatkowo niekonfliktowością na gruncie opozycji konfesyjnych katolicyzmu i prawosławia. Ich wadą jest brak ostrości pól semantycznych pojęć dystynktywnych. Użycie terminu Wschód i Zachód w celu określenia obszarów kulturowych jest mylące i ma głównie geograficzny charakter. Wschód ma zresztą bardziej rozległe odniesienia, obejmujące także obszary i kultury azjatyckie. Terminu Zachód używa się z kolei powszechnie na określenie tego, co nazywano niegdyś zachodnim chrześcijaństwem, w które tradycyjnie nie wpisywano krajów słowiańskich. Pomimo więc sugestywnej argumentacji, jaką Graciotti przedstawił w swym artykule Le due Slavie… dla wsparcia pojęć Slavia zachodnia i Slavia wschodnia, z powodu nadmiernej ogólności są one najbardziej abstrakcyjne ze wszystkich, a przez to mniej przydatne w swej modelowej funkcji.
Niezwykle interesująca jest propozycja V. Zivova, który wyodrębnia z pierwszego okresu chrystianizacji świata słowiańskiego fazę cyrylometodejską. Podążając tym tropem, dla określenia dawnego chrześcijaństwa R. Marti zaproponował termin Slavia Cyrillo-Methodiana.[4]  Jest to ze wszech miar trafna formuła, oddająca istotę tej fazy rozwoju słowiańskiej duchowości, w której elementy zachodnie i bizantyjskie nie były sobie przeciwstawne, lecz wchodziły w kulturowy dialog. Bracia Sołuńscy nigdy wszak nie odrzucali wschodniej ani zachodniej tradycji Kościoła, nie godząc się, by ich misja wśród Słowian stała się przedmiotem rywalizacji o wpływy między Rzymem i Konstantynopolem. Działali wyłącznie dla dobra ludu i kraju, do którego zostali posłani. Wydaje się zatem, że pojęcia Slavia Christiana i Slavia Cyrillo-Methodiana mogłyby się stać dobrym punktem wyjścia dla poszukiwania podobnie nacechowanych kategorii porządkujących aksjologiczny wymiar słowiańskiego świata także w późniejszych wiekach.
Rozdroże, które znajduje się w tytule niniejszych rozważań, jest kategorią  także wartościującą. W swym pozytywnym nacechowaniu odnosi się do tego, co uznajemy dzisiaj za wspólnotowe dziedzictwo Europy, które bardziej zbliża niż rozdziela narodowe tradycje. Jan Paweł II przypomina, że “Prymat tego, co duchowe – w najszerszym sensie tego słowa – stanowi zasadę, której ludy Europy nie mogą ignorować bez zadania gwałtu własnej genezie historycznej”.[5] Dla zrozumienia ekumenicznego sensu słowiańskiego spotkania z chrześcijaństwem niezbędne jest więc poszukiwanie takich kategorii definiujących, które integralnie wiązałyby  ze sobą dwa poziomy tego doświadczenia – kulturowy i religijny. Stanowi to przesłankę do poszukiwania takich pojęć, które wyodrębniałyby całą Słowiańszczyznę jako wspólnotę i wartość. Tworzy ona pewien logos określający jej ideał oraz pewien ethos oznaczający kategorię bytowania, który przekształca kulturę w celu przybliżania jej do ideału.
Pojęcie rozdroża jako miejsca dokonywania się wyborów dróg podsuwa więc perspektywę ukazania bądź wewnętrznego rozdwojenia słowiańskiego świata, bądź też jego aksjologicznej jedności. Ta druga perspektywa zbieżna jest z nauczaniem Jana Pawła II, który w homilii wygłoszonej w Gnieźnie w 1979 roku zwracał szczególną uwagę na rolę języka i słowa w budowaniu słowiańskiej wspólnoty. Papieskie przesłanie wskazywało, że historia i kultura Słowian, na którą składa się wspólnota języka i chrześcijaństwa, były czynnikiem współtworzącym dziejowe doświadczenie Europy. Wizja ta, bliska charyzmatowi Braci Sołuńskich, zwraca się ku rozumieniu tożsamości Slavii jako wartości zakorzenionej w cyrylometodiańskim doświadczeniu ekumenii. Wydobycie tego, co scala słowiański świat w jego własnym duchowym bycie i co łączy go z całą chrześcijańską Europą jest tu ważniejsze od tego, co rozdwaja Słowiańszczyznę w niej samej i co odróżnia ją od Zachodu.
Problem słowiańskiej tożsamości wydaje się szczególnie aktualny dzisiaj, gdy Europa znajduje się na rozdrożu swej historii, poddana dylematowi wyboru między możliwością pozostania wielością ojczyzn w jedności cywilizacyjnej wspólnoty lub administracyjną jednością pozbawioną bogactwa swej historycznej różnorodności. Stając na tym rozdrożu zadajemy sobie pytanie o wartość słowiańskiego doświadczenia. Sądzę, że wychodząc poza model przeciwstawianych sobie dwóch Slavii, przynależących do dwóch odrębnych obrządków religijnych, można zobaczyć pod powierzchnią świeżej daty nacjonalizmów i historycznych stereotypów istotę jedności, która nie jest wprawdzie tożsamością cywilizacyjną, lecz poprzez międzykulturowy dialog tworzy wspólnotę pojmowaną jako cywilizacyjna wartość. Oddzielając dywersyfikujące określenia typu “prawosławna’, “łacińska”, “wschodnia”, “zachodnia”, “cyrylo-metodejjska” itp. od pojęcia Slavii i definiując samodzielne kategorie Latinitas i Cyrillianitas udałoby się w nich być może zawrzeć aksjologiczną wizję słowiańskiej kultury jako pomostu i przestrzeni przenikania się zachodniego i wschodniego kręgu kultury europejskiej.
Pojęcie Latinitas od dawna funkcjonuje już w dyskursie naukowym i zostało zaakceptowane zarówno przez slawistów, jak i filologów klasycznych badających recepcję łaciny w kulturze europejskiej. Przypomnijmy tu chociażby artykuł R. Picchio Latinitas Slaviae Romanae, czy pracę Jerzego Axera “Latinitas” w historii i pamnięci historycznej Europy Środkowo-Wschodniej.[6] Pomimo toczącej się od kilku lat dyskusji pojęcie to nie jest jednolicie definiowane i rozmaicie bywa rozumiane. Picchio uważa Latinitas przede wszystkim za dziedzictwo tradycji rzymskiej świadomie aktualizowane w kulturze europejskiej. Axer stara się z kolei określić specyfikę regionalnej słowiańskiej Latinitatis w stosunku do zachodnioeuropejskiej tradycji. Równorzędnie traktuje przy tym rzeczywistość dziejową i pamięć historyczną, będącą składnikiem specyficznej ideologii Latinitatis na obszarze Słowiańszczyzny. Podejście Axera jest niezwykle płodne intelektualnie, otwierając perspektywy badawcze, w których łacina traktowana jest jako język kultury i znak identyfikacji cywilizacyjnej.
Wychodząc z tych założeń można pokusić się o potraktowanie Latinitas jako swego rodzaju modelu kulturowego, kształtującego nie tylko rzeczywistość historyczną, lecz także świadomość przynależności do wspólnoty traktowanej jako wartość sama w sobie. Znamienne jest bowiem, że Latinitas nie pojawia się jako termin w słownikach łaciny klasycznej, a notują ją słowniki łaciny średniowiecznej i kościelnej. Wynika to z faktu, że w pierwotnym swym znaczeniu słowo to oznacza “czyste wyrażenie łacińskie, poprawną mowę łacińską”[7], a więc normę, która wraz z oddalaniem się od epoki klasycznej staje się pewnym ideałem, którego należy poszukiwać jako wartości w zmienionym obliczu świata. Pojęcie to nabiera z czasem szerszego znaczenia, obejmując także literaturę łacińską i prawo łacińskie. Janusz Sondel w swym Słowniku łacińsko-polskim dla prawników i historyków[8] precyzuje np. to ostatnie rozumieienie Latinitatis, odnosząc je do terminu używanego w Kodeksie Justyniania dla określenia stanowiska prawnego tzw. Latini Iuniani. Wskazuje to na możliwość rozszerzenia pola semantycznego Latinitatis na wartości, normy, instytucje i sposoby myślenia, do których kolejne pokolenia danej społeczności przywiązują podstawowe znaczenie. Zmiana ta potwierdza tezę, że kategoria łacińskości może być traktowana również jako znak identyfikacji cywilizacyjnej, kulturowej i religijnej na gruncie języka.
Pojęcie Cyrillianitas, w przeciwieństwie do Latinitas, było dotądnieobecne w dyskursie naukowym. Proponując je pragnę zwrócić uwagę na pewne aspekty duchowego dziedzictwa kultur słowiańskich, które umykały dotąd badawczej refleksji. Wprowadzenie go do obiegu naukowego jest zatem konsekwencją poszukiwania niekonfliktowych kategorii opisu europejskiej przestrzeni cywilizacyjnej. Cyrillianitas byłaby w tym kontekście kategorią paralelną do Latinitas, choć jej semantyka wyrasta z innych zgoła korzeni i niekoniecznie jest całkiem zbieżna w swej warstwie pragmatycznej z wyeksplikowanym wyżej pojęciem łacińskości.
W swej etymologii Cyrillianitas nawiązuje do terminu Slavia Cyrillo-Mathodiana Martiego, który, jak już wspomnieliśmy, zaproponował go na określenie najstarszej fazy słowiańskiego chrześcijaństwa sprzed okresu schizmy i ostatecznego rozejścia się dróg Rzymu i Konstantynopola. Pojęcie Cyrillianitas nie odnosiłoby się jednak li tylko do tego okresu, lecz obejmowałoby swym zasięgiem także zjawiska późniejsze, definiując logos i ethos kultury wyrosłej z duchowego zasiewu Braci Sołuńskich. Zaakcentowanie w nim imienia Cyryla z pominięciem Metodego wynika nie tylko z ekonomii języka i pragnienia dostosowania tego pojęcia do paralelnego Latinitas. Cyrillianitas koncentruje także uwagę na roli słowiańskich alfabetów: stworzonej przez Cyryla głagolicy i nazwanej jego imieniem cyrylicy, które były znakami identyfikacji całego cyrylometodiańskiego kręgu kulturowego. Podobnie jak Latinitas, także Cyrillianitas zawiera więc w sobie odniesienia do piśmiennictwa i języka, którego wzorcową postać stworzyli Bracia Sołuńscy. Poprzez tworzenie na tym gruncie wspólnoty kulturowej ze wszystkimi jej instytucjami i atrybutami, Cyrillianitas opisuje również pewną cywilizację, która według Braudela jest “przestrzenią, obszarem kulturowym, zbiorem kulturowych cech i zjawisk”.[9]
Tak zdefiniowane kategorie Cyrillianitas i Latinitas pozwalają wyodrębnić pewne konkretne przestrzenie kulturowe, ukształtowane przez odniesienie do wspólnoty językowej, już to cerkiewno-słowiańskiej, już to łacińskiej. W obu wypadkach owe języki, stanowiąc linquae sacrae, były swego rodzaju molekułami, wokół których wykrystalizował się – że użyję tu określenia Durkheima i Maussa – “rodzaj moralnego środowiska skupiającego pewną liczbę narodów, gdzie każda z narodowych kultur jest tylko szczególną formą całości”.[10] W tej perspektywie Latinitas i Cyrillianitas określane są nie tylko przez swe wzajemne odniesienia, lecz także poprzez odnoszenie się do nich poszczególnych kultur narodowych. Stwarza to możliwość śledzenia w czasie i przestrzeni cyryliańskiej i łacińskiej wspólnoty ducha – z jednej strony przekraczającej religijno-kościelne granice prawosławia i katolicyzmu, z drugiej zaś kształtującej specyficzną odrębność poszczególnych kultur lokalnych.
Metafora rozdroża prowadzi nas w do ponownego uświadomienia sobie sensu dwoistości cywilizacyjnej jedności i jedności w kulturowej wielości Słowiańszczyzny. Musimy więc nie tylko odnaleźć zbieżność obu duchowych tradycji Europy, lecz także wskazać ich przenikanie, które nie zatraca wszelako wzajemnej oboczności  ścieżek rozwoju. Istnienie cywilizacyjnej wspólnoty uformowanej przez Latinitas jest bardziej oczywiste niż trwanie duchowych więzi wytworzonych przez Cyrillianitas. Wynika to z faktu, że inna była funkcja łaciny w kręgu jej kulturowego oddziaływania w stosunku do roli języka staro- cerkiewno- słowiańskiego w obrębie oddziaływania Cyrillianitas. Łacina nie była wszak tylko językiem kościoła i literatury, lecz już od średniowiecza rozbrzmiewała w salach wykładowych, sądach, była używana w dyplomacji i kontaktach międzynarodowych, tworząc świecką wspólnotę życia codziennego. Znajomość języka Rzymian umożliwiała także bezpośredni dostęp do dziedzictwa antycznego, które – przeniesione przez średniowiecze – w dobie renesansu zostało zreinterpretowane w duchu nowożytnym.
Fenomen wspólnoty kultury humanistycznej stał się w okresie odrodzenia potężną siłą integrującą ludzi w skali całego kontynentu. Rewolucja humanistyczna wytwarzała wspólnotę elit ludzi wykształconych, która od średniowiecznych klerków różniła się innym stosunkiem do łaciny. Dla humanistów języki łaciński i grecki były najdoskonalszym przejawem ludzkiego ducha – nie tylko skarbnicą pamięci, lecz także modelem obyczajów i cnót, uzupełniając w tym nauczanie kościoła. Według ludzi renesansu dzieła antycznych pisarzy zachowały bowiem w czystej i niezmienionej postaci najwyższą prawdę o świecie i człowieku.[11] Powstała na tym gruncie humanistyczna wspólnota ducha i myśli wykształconych elit rozciągała się na przełomie wieku XVI i XVII od Sztokholmu po Dubrownik i od Lizbony po Kijów, wchodząc w związki z lokalnymi tradycjami nacji romańskich, germańskich, słowiańskich, bałtyckich i ugrofińskich. W następnych wiekach losy tej humanistycznej Latinitatis zależne były od specyfiki rozwoju poszczególnych kultur narodowych, odbijając w sobie tendencje zarówno integrujące, jak i dezintegrujące Europę. Wiadomo przecież, że kultura humanistyczna w zasadniczy sposób przyczyniła się do rozwoju języków rodzimych i do powstania literatur narodowych. Proces ten przyspieszył nowożytne różnicowanie się i regionalizację przestrzeni kulturowej Latinitatis.
 Wspólnota kulturowa Cyrillianitatis ukształtowała się na zgoła innych zasadach. Graciotti trafnie zauważa, że “język cerkiewno-słowiański, nawet jeśli nie jest symbolem kultury całego świata <słowiańskiego prawosławia>, stanowi z pewnością jego część najbardziej znaczącą i jest w każdym razie elementem wspólnym i jednoczącym”.[12] Jako czynnik wspólny i jednoczący język staro-cerkiewno-słowiański wraz z obu jego alfabetami, stworzony został głównie na potrzeby kościoła i religii. Chociaż powstała w nim bogata literatura cerkiewna i używany był w kancelariach władców, to jednak świecki zasięg jego użycia był ograniczony. Stworzony przez Braci Sołuńskich język, mimo iż powstał w celu przełożenia na mowę słowiańską greckiej Biblii i innych spisanych w grece tekstów religijnych i świeckich, to przecież nie stał się nosicielem myśli antycznej na podobieństwo łaciny. Działo się tak zapewne dlatego, że kultury poszczególnych słowiańskich nacji konsolidowały się w dużej mierze w opozycji do Bizancjum.
W przeciwieństwie do łaciny język staro-cerkiewno-słowiański nie doświadczył też oczyszczającej metamorfozy pod wpływem prądów renesansu. O ile więc humaniści dokonali rekonstrukcji łaciny w jej klasycznej formie, o tyle staro-cerkiewno-słowiański z czasem coraz bardziej nasycał się elementami języków ludowych rozbrzmiewających w różnych częściach Słowiańszczyzny. Próby rafinacji cerkiewszczyzny – takie jak XIV-wieczna reforma tyrnowskiego patriarchy Eutymiusza – nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, stąd dziś mówimy raczej o jej różnych redakcjach lokalnych  (np. redakcji ruskiej, czy serbskiej). Choć w nieco inny sposób niż łacina, język staro-cerkiewno-słowiański także przyczynił się więc do dywersyfikacji przestrzeni kulturowej Cyrillianitatis, prowadząc do jej dezintegracji.
Tak określone kategorie Latinitas i Cyrillianitas pozwalają uniknąć zdeformowanej perspektywy, którą narzucają określenia akcentujące jedynie wybrane determinaty kultury – konfesyjne, etniczne, czy instytucjonalne. Jeśli bowiem, w myśl powyższych rozważań, wspólnotę duchową wytwarzaną w kręgu oddziaływania łaciny i staro-cerkiewno-słowiańskiego uznamy za wartości aksjologiczne, to dostrzeżemy nie tylko ich chrześcijańską jedność przekraczającą obszary katolicyzmu i prawosławia, Slavii zachodniej i wschodniej, lecz także zauważymy w tej jedności różnorodność lokalnych tradycji (Latinitatis polskiej, czeskiej, chorwackiej itd. oraz Cyrillianitatis ruskiej, bułgarskiej, serbskiej itd.). W tym sensie w określeniach Latinitas i Cyrillianitas objawia się zasadnicza tożsamość cywilizacji europejskiej w jej wewnętrznym uporządkowaniu, które nie jest pluralizmem, a więc chaosem lokalnych tradycji, lecz dualizmem dwóch dusz ożywiających wielość odrębnych kultur narodowych.
Na rozdrożu tożsamości, między cywilizacyjną jednością Europy i kulturową wielością dziedzictwa jej narodów, kategorie Latinitas i Cyrillianitas tworzą nową perspektywę widzenia dwóch Slavii. Wizja ta pozwala odejść zarówno od konfrontacyjnych nacechowań takich określeń jak Slavia Latina i Slavia Orthodoxa, wyolbrzymiających rywalizację między zachodnim i wschodnim kręgiem cywilizacyjnym, jak i uniknąć traktowania obu wspólnot w ich wewnętrznym zróżnicowaniu jako prostych relacji wzajemnych stosunków centrum i peryferii. Narysowana według tak pomyślanej siatki mapa, ilustrująca proces formowania się i trwania wspólnot Latinitas i Cyrillianitas nie będzie więc jedynie dwubarwna, z ostro zaznaczonymi granicami obu obszarów i co najwyżej zmienną intensywnością barw, najbardziej nasyconych w centrum i blednącym ku peryferiom. Należy raczej użyć przy jej sporządzaniu kolorów podstawowych, oznaczających lokalne tradycje, oraz barw pochodnych w miejscach przenikania się Latinitas i Cyrillianitas.
Koncepcja takiego pojmowania cywilizacyjnej wielości Europy pozwala dostrzec na obszarze Słowiańszczyzny zjawiska zarówno wspólne dla całego Zachodu lub Wschodu, jak i specyficzne, wynikające z wchodzenia tu tradycji łacińskiej w skomplikowane związki z dziedzictwem cyryliańskim i na odwrót – tradycji cyryliańskiej z kulturą łacińską. Jest to szczególnie widoczne gdy prześledzimy współobecność w tej przestrzeni wspólnot piśmiennych elit posługujących się alfabetem łacińskim oraz pismem głagolickim i cyrylicą. Zważywszy na znaczenie alfabetów w formowaniu się kręgów Latinitas i Cyrillianitas,nieciągłość występowania w przestrzeni zachodniego i wschodniego chrześcijaństwa jednego tylko typu pisma wskazuje tu na obecność swoistego dialogu międzykulturowego.
Przykładowo, recepcja łacińskiego alfabetu, jaka dokonała się na ziemiach polskich po przyjęciu przez Mieszka I chrztu w obrządku zachodnim nie przekreśliła podejmowania prób przyswojenia w Gnieźnie także cyrylicy. Na dwadzieścia kilka znanych egzemplarzy monet bitych przez Bolesława Chrobrego około dziesięciu nosi właśnie cyrylickie inskrypcje. Jako jedyne we wczesnośredniowiecznej Polsce przekazały one nie zniekształcony zapis Bolesławowego imienia. Z późniejszych czasów mamy udokumentowaną obecność na ziemiach polskich także głagolicy. W 1380 r. książę śląski Konrad II ufundował głagolicki klasztor w Oleśnicy, a dziesięć lat później królowa Jadwiga i Władysław Jagiełło założyli podobny klasztor pod wezwaniem św. Krzyża w Krakowie. Jeszcze trwalsza okazała się obecność głagolicy nad Adriatykiem. Jako narodowe pismo chorwackie przetrwała tam do połowy XIX w, a jako pismo liturgiczne diecezji przymorskich na Istrii i Krku – do II połowy wieku XX.
Przekraczanie granic kulturowych dokonywało się zresztą w przestrzeni Cyrillianitas i Latinitas nie tylko poprzez współobecność głagolicy, cyrylicy i alfabetu łacińskiego, lecz także w sferze religijnej i kulturowej. Jest to szczególnie widoczne na wschodnich obszarach dawnej Rzeczypospolitej. Wiek XIV i XV był w Europie okresem utrwalania się więzi poszczególnych krajów z zachodnim bądź wschodnim kręgiem chrześcijaństwa. W chrześcijaństwie wschodnim (Ruś, Bałkany) nastąpiło wyraźne zacieśnienie wewnętrznych związków Cerkwi prawosławnej z państwem. W krajach Zachodu natomiast doszło do rozdziału władzy duchownej i świeckiej, a następnie do skrystalizowania się własnej tożsamości, opartej na poczuciu wspólnoty kultury łacińskiej. Na tle tych przemian Rzeczpospolita  zdawała się iść odmienną drogą.
Prowadząc mocarstwową politykę Polska, dążyła w tym czasie do stworzenia państwa, wewnątrz którego współobecne były rozmaite obrządki religijne i kultury. Przyłączenie przez Kazimierza Wielkiego Rusi Czerwonej oraz unia personalna z Litwą na przełomie 1385/1386 roku doprowadziły do gruntownego przekształcenia stosunków narodowościowych i wyznaniowych. Obok katolików – Polaków i neofitów Litwinów, w miastach zaś Niemców, drugą pod względem liczebności grupę ludności stanowili teraz prawosławni Rusini, wśród których zaczynały kształtować się nacje ukraińska i białoruska.  Dla utrzymania tej zdumiewającej mozaiki różnych tradycji konieczne stało się wypracowanie reguł współżycia społecznego opartych na zasadach tolerancji religijnej. Na ich gruncie Cyrillianitas wzbogaciła sięna ziemiach Rzeczypospolitej  o ekumeniczne doświadczenie unii brzeskiej z 1596 r. Chociaż częściowa latynizacja objęła z czasem w Kościele unickim liturgię, obrzędy, instytucje i struktury organizacyjne, a nawet nazewnictwo, to przecież duchowość unicka pozostała cyryliańska.
Cyrillianitas pojmowana jako wspólnotowa wartość przekraczała także granice etniczne Słowiańszczyzny. Na górze Athos stała się istotnym składnikiem monastycznej tradycji Kościoła wschodniego, stanowiąc duchową osnowę wzniesionych tam klasztorów słowiańskich: rosyjskiego pod wezwaniem św. Pantelejmona, serbskiego Chilandaru i bułgarskiego Zografu. Odrębność słowiańskiej tradycji, zaznaczająca się w tym miejscu co najmniej od wieku X, natrafiała jednak na opór ortodoksji greckiej, niechętnej cyryliańskiej specyfice. Także i dzisiaj władze greckie stosują różne utrudnienia wobec prawosławnych pielgrzymów z krajów słowiańskich oraz uzależniają przyjmowanie nowicjuszy z Serbii, Rosji i Bułgarii od zgody ekumenicznego patriarchatu w Istambule, która nie jest wymagana w przypadku Greków. Spory tego rodzaju dowodzą, iż błędne jest utożsamianie ortodoksji z Cyrillianitas, a tym bardziej niewłaściwe postrzeganie problematyki cyryliańskiej w kategoriach li tylko Slaviae Latinae i Slaviae Orthodoxae. Wszak także na ziemiach rumuńskich Cyrillianitas przekroczyła etniczną granicę Słowiańszczyzny. Na obszarach Wołoszczyzny i Mołdawii aż do XVII w. cerkiewszczyzna i cyrylica funkcjonowały jako język i alfabet kancelarii książęcych. Pokrewne zjawisko obserwujemy na Litwie , gdzie w okresie XIV-XVII w. oficjalnym językiem Wielkiego Księstwa Litewskiego był dialekt zachodnioruski, zatem w cyrylicy zostały napisane najważniejsze dzieła określające polityczny i prawny status państwa: Latopis Wielkiego księstwa Litewskiego i Żmudzkiego, Metryka Litewska i Statuty Litewskie.
Obecność wątku cyryliańskiego w łacińskiej osnowie Zachodu wskazuje na wartość wspólnoty duchowej, wytwarzającej jedność nieciągłą w przestrzeni, zasadzającą się na tożsamości kulturowej zakorzenionej w języku i słowie. Czy można w podobny sposób ukazać przenikanie tradycji Latinitas w kulturowy obszar Cyrillianitas? Wszak korzenie łacińskiej wspólnoty Zachodu, jak wskazaliśmy wyżej, były zgoła inne niż natura słowiańskiego chrześcijaństwa. Duchowa przestrzeń Latinitas, choć tożsama  w swym wymiarze aksjologicznym, pozostawała niejednolita w sferze kontaktów z Cyrillianitas. Na poszczególnych obszarach geograficznych Europy Latinitas w różny sposób wchodziła w związki z kulturą kręgu cyryliańskiego. Zasadniczo różniły się ich wzajemne relacje na ziemiach Europy Środkowej i Wschodniej od związków wytwarzających się na Bałkanach.
Na obszarach Europy Środkowej i Wschodniej Latinitas – jak zauważa Jerzy Axer – “stając się, w różnym stopniu i rytmie, cząstką tożsamości narodów tego regionu, stawała się zarazem czynnikiem nieciągłości raczej niż ciągłości”.[13] Na Zachodzie humanistyczna łacina, choć przyczyniała się – jak zostało wspomniane wyżej – do rozwoju kultur narodowych, stając się tym samym czynnikiem defragmentacji wspólnoty, to jednak nie prowadziła do budowania murów granicznych zwróconych przeciwko sąsiadom. W Europie Środkowej i Wschodniej natomiast Latinitas traktowana była jako znak odrębności, ugruntowującej cywilizacyjną tożsamość przez odniesienie do idei antemurale christianitatis.
Chociaż pojęcie “przedmurza” narodziło się w następstwie zagrożenia wspólnoty chrześciajńskiej przez potęgę muzułmańską, to jednak w XV-XVII w. zwracało się ono w  świadomości łacińskiego Zachodu także, jak zauważa J. Tazbir, przeciwko wyznawcom prawosławia.[14] Już Zygmunt August podkreślał, że Polska nie “jednego Turka ma za nieprzyjaciela ale wiele inszych gentes ferocissimos [] i jest jako propugnaculum interioris Europae“.[15] Pojęcie antemurale christianitatis odnoszono zresztą w różnym czasie nie tylko do Rzeczypospolitej, ale także do Węgier, Austrii i Wenecji, a więc państw pozostających w kręgu Latinitatis. “Nawet jeśli pewne elementy kultury łacińskiej – pisze J. Axer – sięgały więc dużo dalej na wschód niż granice Rzeczypospolitej, aż tam gdzie wznoszą się mury Trzeciego Rzymu, Moskwy, to w pojęciu walczących nacji łacina była tylko po jednej – polskiej stronie”.[16] Na Ukrainie wywołało to stan kulturowego rozdwojenia między ludem i szlachtą. Halicko-ruska szlachta, na równi z polską, wywodziła swe pochodzenie od starożytnych Sarmatów, jednakże na Ukrainie doszło do utożsamienia mitycznej Sarmacji z konkretną krainą – Rusią. W łacińskim poemacie Jana Dąbrowskiego Camoenae Borysthenides z 1620 r. Geniusz Dniepru, opowiadając historie Rusinów, przedstawił się czytelnikom słowami: “Panuję nad obszarem wód, które zamieszkiwał wojowniczy Sarmata”.[17]
W tym czasie łacina obecna jest także w kancelarii hetmanów zaporoskich, gdzie była  jedynie narzędziem kontaktów międzynarodowych i korespondencji dyplomatycznej. Nie można więc jej traktować jako znako identyfikacji z zachodnim kręgiem cywilizacyjnym. Znajomość “lackiej” łaciny wśród starszyzny kozackiej nie powinna jednak dziwić, zważywszy na ich edukację w kolegiach Societatis Iesu, które funkcjonowały wówczas na wschodnich kresach Rzeczypospolitej. Pomimo wszystko byłby więc to dowód na istnienie międzykulturowego dialogu ponad konfesyjnymi i etnicznymi podziałami.
Zgoła inna była, jak się wydaje, sytuacja na Bałkanach, gdzie pansłowiańska, panchrześcijańska i paneuropejska idea Braci Sołuńskich, zapuściwszy głęboko korzenie, stała się znakiem identyfikacji zamieszkujących te tereny słowiańskich nacji. Ten archetypiczny charakter cyryliańskiej duchowości sprzyjał samookreślaniu się kultur lokalnych nie w konfrontacji z Latinitas,lecz w ugruntowywaniu swej tożsamości (i jeśli już w opozycji do kogoś i czegoś, to raczej do Bizancjum i Greków). Obecność korzeni łacińskich na Bałkanach, sięgających istnienia na tym obszarze władzy Imperium Rzymskiego, nie pozostała bez wpływu na kulturę Słowian przybyłych na te tereny już po upadku zachodniego cesarstwa. Przykładem może być leksyka bułgarska dotycząca związków rodowych – w wyrazach kum, kuma pobrzmiewa echo łacińskiego compater, commater, a brat matki, lub w ogóle rodzina ze strony matki w wielu regionach określani bywają jako avankulat, co ma związek z łac. avunculus.
Nie jest też prawdą – co sugeruje Graciotti – jakoby w okresie przed dominacją ottomańską w Bułgarii brak było oznak otwarcia na krąg Latinitatis.[18]Na podstawie niektórych cerkiewnych dzieł z końca X i początków XI w. można bowiem wnioskować, że car Samuel (997-1014) koronę otrzymał nie z Konstantynopola, lecz z Rzymu. Potwierdzeniem tego jest list list cara Kałojana (1197-1207), w którym pisze on do papieża Innocentego III, że według posiadanych przezeń latopisów jego poprzednicy: Symeon, Piotr i Samuel, koronowali się za zgodą papieży.[19] Także w XIX w. tożsamość Bułgarów nie potwierdzała się w akcentowaniu ich związku z prawosławiem greckim, lecz przeciwnie – walka o ustanowienie bułgarskiego egzarchatu prowadzona była pod hasłem wyzwolenia z fanariockiej niewoli greckiego patriarchatu.
Przykłady te pokazują, że na Bałkanach możliwa była swobodniejsza niż w Europie Środkowej i Wschodniej dyfuzja Latinitatis na obszary kultury cyryliańskiej. Jeszcze wyraźniejszym potwierdzeniem tego jest przekraczanie granic stricte wyznaniowych, o czym świadczy fenomen bułgarskich paulicjan. Jako członkowie sekty manichejskiej, przesiedleni we wczesnym średniowieczu na tereny Bułgarii, znaleźli się z czasem w kręgu oddziaływania Latinitas, w XVII w. tworząc katolicką enklawę pośród prawosławnego otoczenia. W swoim piśmiennictwie posługiwali się oni językiem łacińskim lub słowiańskim narzeczem nazywanym przez nich samych nostra linqua, stanowiacym mieszaninę bułgarszczyzny ludowej, języka chorwackiego, dialektów bośniackich oraz łaciny. Wkorzystywali nawet alfabet łaciński, próbując zaadaptować go dla potrzeb zapisu swego narzecza.
Podobne zjawisko otwarcia na krąg Latinitas obserwujemy również w Serbii, której kulturę do pewnego momentu można wręcz można nazwać “duchowością na rozdrożu”. Jedna z tych dróg, wychodząca z Raszki, prowadziła ku Bizancjum, druga, z Duklji i Zety, kierowała się ku światu łacińskiemu wraz z diecezjami katolickimi Baru, Kotoru i Trebinja. W XVII w. doprowadziła ona do aktu zjednoczenia patriarchatu Pecia ze Stolicą Apostolską. Dobre kontakty Serbów z Rzymem skończyły się dopiero pod panowaniem Habsburgów, gdy w stosunkach między kręgiem Latinitas i Cyrillianitas dominującą rolę zaczęły odgrywać kwestie stricte polityczne. Zjawisko ostrego przeciwstawiania katolicyzmu prawosławnemu światu jest więc na tym obszarze stosunkowo świeżej daty i nie powinno przesłaniać toczącego się tu od wieków międzykulturowego dialogu.
Wydaje się, że polityczna perspektywa w analizowaniu zjawisk zakorzenionych w kulturowych archetypach jest więc głęboko fałszywa. Szczególnie widać to na przykładzie Rosji, gdzie triumf prawosławia w końcu XV i w XVI w. nastąpił dokładnie w momencie, kiedy stało się ono narzędziem polityki Iwana Groźnego i jego następców (idea “trzeciego Rzymu”). Podobnie, fizyczna bliskość świata katolickiego, poczynając od XVIII w. doprowadziła w Serbii do stworzenia nowej świadomości prawosławnej, która, odkrywając w Rosji wielką ojczyznę duchową, określiła się w politycznej opozycji do Latinitas Zachodu. Dlatego ważne jest by, poszukując formuł historiozoficznych opisujących realia kulturowe, odwoływać się raczej do aksjologicznie pojmowanych kategorii wspólnotowych, niż określeń delimitujących z obszaru politycznie nacechowanego profanum.
Zaproponowane tu kategorie Latinitas i Cyrillianitas nie starają się objąć etykietą całego świata europejskiej duchowości, wypełniającej przestrzeń wschodniej i zachodniej tradycji. Żadna zresztą tego rodzaju formuła w swym modelowych charakterze nie jest w stanie wyczerpać bogactwa rzeczywistości historycznej. Rozszerzając jednak oddziaływanie wspólnotowego archetypu chrześcijaństwa, na całość kultury europejskiej bez dzielenia jej na części, dostrzeżemy szczególną przestrzeń dialogu wpisaną w ethos i logos Słowiańszczyzny. Jan Paweł II, wspominając dzieło Braci Sołuńskich, powiada: “Dla nas, ludzi współczesnych, ich apostolat ma […] wymowę wezwania ekumenicznego: wezwania do odbudowy, w pokoju pojednania, tej jedności, która po czasach Cyryla i Metodego została poważnie naruszona; w pierwszym rzędzie jedności między Wschodem a Zachodem” (Slavorum Apostoli,13).

[1] Wyd. pol. Samuel P. Huntington, Zderzenie cywilizacji i nowy kształt ładu światowego, przeł. H. Jankowska, Warszawa 2000.

[2] S. Graciotti, Le due Slavie: Problemi di terminologia e problemi di idee, “Ricerche Slavistiche” vol. XLV – 1998, s. 11. streszczenia polskiego.

[3] ibidem, s. 8

[4] R. Marti, “Slavia orthodoxa” als literatur- undsrachkritischer Begriff, [w:] Studia slavico-byzantina et mediaevalia europensia, I, In memoriam Ivan Dujcev, Sofia 1989, s. 193-200.

[5] L’Osservatore Romano, 3.12.1990.

[6] R. Picchio, Latinitas Slaviae Romanae, [w:] Między Slavia Latina i Slavia Orthodoxa, pod red. J. Axera, “Łacina w Polsce, z. 1-2, Warszawa 1995, s. 11-18. Por. także A. W. Mikołajczak, Latinitas polska w uniwersum kultury europejskiej, [w:] Poszukiwanie Europy. Zjazd Gnieźnieński a idea zjednoczonej Europy ,pod red. A. W. Mikołajczaka i L Mrozewicza,”Studia Europaea”, vol. 1, Poznań 2000, s. 27-36.

[7] Por. Słownik łaciny średniowiecznej w Polsce, pod red. M. Plezi, t. V, z. 8 (42), Wrocław 1982, s. 1275.

[8] J. Sondel, Słownik łacińsko-polski dla prawników i historyków, Kraków 1997

[9] F. Braudel, Historia i trwanie, przeł. B. Geremek, Warszawa 1971, s. 296.

[10] E. Durkheim, M. Mauss, Note on the Nation of civilization, “Social Research”, 38 (1971), s. 811.

[11] Por. A W. Mikołajczak, Łacina w kulturze polskiej, Wrocław 1998, s. 136.

[12] S. Graciotti, op. cit., s. 9.

[13] J. Axer, Latinitas w historii i pamięci historycznej Europy Środkowo-Wschodniej, [w:] Między Slavia Latina i Slavia Orthodoxa, pod red. J. Axera, “Łacina w Polsce” z. 1-2, Warszawa 1995, s. 85.

[14] J. Tazbir, Rzeczpospolita i świat. Studia z dziejów kultury XVII w., Wrocław 1971, s.64.

[15] Cyt. za: J. Tzbir, ibidem, s. 64.

[16] J. Axer, op. cit., s.86-87.

[17] A. W. Mikołajczak, op. cit.,  s. 224.

[18] S. Graciotti, op. cit., s. 4-5.

[19] Szerzej na ten temat w: J. Andreev, M. Lalkov, Balgarskite hanove i care, Weliko Tarnovo 1996, s. 121-128.

                                                    Prof. dr hab. Aleksander W. Mikołajczak (Poznań)

http://www.cyrylimetody.marianie.pl/latinitas.htm

******

Żywot św. Cyryla i Metodego,
apostołów ludów słowiańskich

(Żyli około roku Pańskiego 880)

 

Rozległe krainy od morza Adriatyckiego i Czarnego oraz północnej Grecji aż do morza Bałtyckiego, a od Łaby aż w głąb Azji zajmowały w dziewiątym wieku ludy słowiańskie. Nawet w północnych Włoszech, w Bawarii i nad morzem Północnym mieszkali Słowianie.

Apostołami ludów słowiańskich byli dwaj bracia, Cyryl i Metody, synowie znakomitej senatorskiej rodziny z Tesaloniki w Macedonii. Kształcili się obaj w Konstantynopolu. Cyryl tak się odznaczał bystrością umysłu, że dostał zaszczytny przydomek “filozofa”, Metody zaś, oprócz innych wiadomości, nauczył się malarstwa. Uzdolnionym młodzieńcom stała otworem droga do wysokich urzędów, ale oni, gardząc światem, poświęcili się służbie Bożej: Cyryl przywdział suknię zakonną, a Metody został kapłanem.

W roku 848 przybyli do cesarza Michała III posłowie od Chazarów, mieszkających na Krymie, prosząc o chrześcijańskich kapłanów, aby mogli się od nich nauczyć wiary chrześcijańskiej. Wybór padł na Cyryla, albowiem jego porywająca wymowa, głęboka nauka i wielkie cnoty szczególnie go do tej misji uzdolniały. Gotów dla uwielbienia Jezusa Chrystusa i pozyskania Mu dusz ponieść nawet śmierć męczeńską, udał się Cyryl z kilku towarzyszami do Chazarów, nauczył się wkrótce ich języka i nawrócił cały ten naród. Wracając do Konstantynopola, zabrał z sobą relikwie świętego Klemensa papieża.

Niedługo potem postanowił z bratem swoim Metodym udać się do Bułgarii, gdzie już jeńcy greccy zanieśli byli znajomość wiary chrześcijańskiej. Mimo to górowało tu jeszcze pogaństwo, a w panującym księciu Bogorysie znaleźli stanowczego nieprzyjaciela. Metody, chcąc go nawrócić, wymalował mu na ścianie wielki obraz, przedstawiający Sąd Ostateczny. Na jasnym obłoku stał Pan Jezus z mocą wielką i majestatem, otoczony zastępami aniołów; po prawej stronie widać było mnóstwo ludzi, wesoło patrzących w Niebo, na którym jaśniał krzyż i złote korony; po lewej zaś tłum przerażony, wylękły, jakby się chciał w ziemię zapaść, a z przepaści wychylały się smoki i straszne potwory, buchające kłębami ognia. Bogorys, poznawszy znaczenie obrazu, tak się przeraził, że niezwłocznie z wielu dworzanami i panami przyjął wiarę świętą. Z powodu tego obrazu nazwali Słowianie Metodego “Strachotą”.

Święci Cyryl i Metody

Potem udali się bracia na Morawy, gdzie panowie łatwo przyjęli wiarę, ale zato lud ani słuchać o tym nie chciał. Trudności te nie zraziły gorliwych misjonarzy. Cyryl ułożył słowiański alfabet zwany głagolicą, przełożył na język słowiański Pismo święte i zaprowadził liturgię słowiańską. Miało to ten skutek, że lud schodził się na nabożeństwa, słuchał uważnie nauk i przyjął wiarę świętą. Wprowadzenie języka słowiańskiego do mszy świętej nie uszło jednak podejrzliwości niemieckich biskupów. Oskarżyli więc świętych braci do Rzymu, jakoby nauczali błędów heretyckich. Obaj stawili się w Rzymie w roku 876, gdzie papież Adrian II przyjął ich z wielką czcią. Po długich naradach język słowiański do celów liturgicznych otrzymał uroczyste zatwierdzenie, a Cyryl i Metody otrzymali święcenia biskupie. Dla wątłego zdrowia Cyryl nie mógł wracać do krain słowiańskich. Umarł w Rzymie w klasztorze, gdzie spoczął obok zwłok świętego Klemensa, umęczonego na Krymie, które był z sobą przywiózł wracając z misji od Chazarów.

Metody, odebrawszy od papieża pełnomocnictwo i błogosławieństwo, wrócił jako biskup do Moraw, po czym rozszerzył swą apostolską działalność także na Czechy, gdzie udało mu się ochrzcić księcia Borzywoja i wielu panów. Stąd udał się na Węgry, gdzie go chętnie przyjęto. Budował wszędzie kościoły, święcił kapłanów, zakładał szkoły i ustawicznie zwiedzał swe biskupstwo utwierdzając nowo nawróconych w wierze. Diecezja jego była bardzo rozległa, gdyż rozciągała się na Morawy, wielką część Czech, Austrię i Węgry. Obudziło to zazdrość w niemieckich biskupach z Salzburga i Pasawy, oskarżyli przeto powtórnie Metodego u papieża, że nie trzyma się dawnych zwyczajów Kościoła i nawet Mszę świętą odprawia w słowiańskim języku.

Papież Jan VIII, chcąc zbadać sprawę, wezwał Metodego do Rzymu. Stanąwszy przed papieżem, usprawiedliwił się Metody przed licznym zgromadzeniem biskupów i zyskał na nowo pozwolenie na używanie języka słowiańskiego w służbie bożej, a nawet został mianowany arcybiskupem Moraw. Papież to jedno rozporządził, aby we Mszy świętej Ewangelię czytano najpierw po łacinie, a potem po słowiańsku. Zwyczaj ten istnieje do dzisiaj.

Metody wrócił do swej archidiecezji i poświęcił jej resztę swojego życia. – Umarł na słowiańskiej ziemi wśród wiernych w roku 885. Zwłoki jego spoczywają obok zwłok świętego Cyryla.

Nauka moralna

Książę bułgarski Bogorys, zatwardziały poganin, przeląkł się Sądu Ostatecznego, który mu święty Metody na obrazie przedstawił. Porzucił bożków, a zdał się na miłosierdzie Boga prawdziwego, aby go Jego sprawiedliwość nie potępiła na wieki. I my tam kiedyś staniemy, dlatego częste rozważanie tej okropnej chwili jest dla każdego zbawienne.

Na odgłos trąby archanioła powstaną wszyscy z swych grobów, począwszy od Adama aż do pomarłych w tym dniu zniszczenia i zgromadzą się w dolinie Józafata. Wtedy aniołowie odłączą dobrych od złych, jak pasterz odłącza kozły od owiec (Mat. 13). Dobrych postawią po prawicy, złych po lewicy. Odłączą wtedy ojca od syna, matkę od córki; nie będzie tam wtenczas ani różnicy stanu, ani płci, ani wieku. Rozłączenie to będzie straszne, ponieważ będzie wieczne. Na którą stronę my się dostaniemy? na którą nasi rodzice, krewni, przyjaciele? A kiedy rozłączeni stać będą w wielkim oczekiwaniu, otworzą się Niebiosa, morze światła rozleje się po świecie, aniołowie zstąpią z Nieba, niosąc narzędzia Męki Jezusa Chrystusa: powrozy, łańcuchy, płaszcz szkarłatny, koronę cierniową, trzcinę, krwią przesiąkła suknię i włócznię. Potem ukaże się “znak Syna człowieczego”, to jest krzyż, który będą nieść najprzedniejsze duchy niebieskie. Pochód ten zakończą cherubini i serafini z Maryją Królową, ustawią się w szerokie koło i czekać będą na odwiecznego Sędziego, który zasiędzie wśród ich koła. Nawet dobrzy będą na to patrzyć ze drżeniem, jakże więc przerażający będzie ten widok dla złych!

Wreszcie ukaże się sam odwieczny Sędzia, Jezus Chrystus i zasiędzie na sąd. Dobrych powoła do Nieba, a złych strąci do piekła. Nie będzie On wtenczas tak łagodny i pokorny, jak wtedy, kiedy przyszedł świat odkupić. Będzie sprawiedliwym Sędzią, ukaże się w całym majestacie, w całym blasku Boskiej chwały. Ukaże się zaś Jezus Chrystus w całym blasku na to, aby potępieni widzieli, kogo utracili, kogo prześladowali i obrażali. Wołać wtenczas będą: “Góry przywalcie nas! Pagórki przykryjcie nas!”, ale nic im to nie pomoże. Ach, starajmy się, abyśmy stanęli po prawicy i usłyszeli owe słodkie słowa: “Pójdźcie błogosławieni Ojca Mego, otrzymajcie Królestwo wam zgotowane od założenia świata” (Mat. 25,34).

Modlitwa

Wszechmogący, wieczny Boże, który nas przez błogosławionych biskupów i Wyznawców Twoich, a naszych patronów Cyryla i Metodego do jedności wiary chrześcijańskiej powołać raczyłeś, daj nam, prosimy, abyśmy ich uroczystością teraz się weseląc, za przyczyną ich zasług doszli do wiecznej chwały. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi po wszystkie wieki wieków. Amen.

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

góra

* * *

.

14 lutego

Święci Cyryl mnich i Metody biskup

patroni Europy

 

Cyryl urodził się w Tesalonikach w 826 roku jako siódme dziecko w rodzinie Leona, który był wyższym oficerem miejscowego garnizonu. Jego właściwe imię to Konstanty, imię Cyryl przyjął pod koniec życia, wstępując do zakonu. Po studiach w Konstantynopolu został bibliotekarzem, przy kościele Hagia Sophia. Później odsunął się na ubocze. Jednak odnaleziony, podjął w szkole cesarskiej wykłady z filozofii. Wkrótce potem udał się na górę Olimp do klasztoru w Bitynii, gdzie przebywał już jego starszy brat – św. Metody.

Na żądanie cesarza Michała III obaj wyruszyli do kraju Chazarów na Krym, aby rozwiązać spory religijne między chrześcijanami, Żydami i Saracenami. Św. Cyryl przygotował się do tej misji bardzo starannie – nauczył się języka hebrajskiego i syryjskiego. Po udanej misji został wysłany z bratem przez patriarchę św. Ignacego, aby nieść chrześcijaństwo Bułgarom. Pośród nich pracowali pięć lat. Następnie, na prośbę księcia Rościsława udali się z podobną misją na Morawy, gdzie wprowadzili do liturgii język słowiański pisany alfabetem greckim (głagolicę). Św. Cyryl przetłumaczył Pismo Święte na język starocerkiewno-słowiański. Inkulturacja chrześcijaństwa stała się przyczyną ich cierpień, a nawet prześladowań. Wezwani do Rzymu, spotkali się ze zrozumieniem papieża Hadriana II. Wkrótce potem św. Cyryl wstąpił do jednego z greckich klasztorów, gdzie zmarł w 869 roku.

Metody (jego imię chrzestne – Michał) urodził się w 815 roku. W młodym wieku został archontem – zarządcą cesarskim w jednej ze słowiańskich prowincji. Zrezygnował z urzędu, wstępując do klasztoru w Bitynii, gdzie został przełożonym. Około 855 roku przybył tam również jego starszy brat, św. Cyryl. Odtąd bracia dzielą razem swój los w ziemi Chazarów, Bułgarów i na Morawach. Po śmierci św. Cyryla (w 869 r.) Hadrian II konsekrował św. Metodego na arcybiskupa Moraw i Panonii (Węgier) oraz dał mu uprawnienia legata. Jako biskup Metody kontynuował rozpoczęte dzieło. Z powodu wprowadzenia obrządku słowiańskiego, mimo aprobaty Rzymu, był atakowany przez arcybiskupa Salzburga, który podczas synodu w Ratyzbonie uwięził go w jednym z bawarskich klasztorów. Interwencja papieża Jana VII przyniosła św. Metodemu utraconą wolność. Udał się wtedy ponownie do Rzymu, a stamtąd do Konstantynopola, gdzie został przyjęty uroczyście przez cesarza i patriarchę. Powróciwszy na Morawy, umarł w Welehradzie w 885 roku.

Obaj święci są uważani za apostołów Słowian. W roku 1980 papież Jan Paweł II ogłosił ich współpatronami Europy.

W ikonografii przedstawiani są w stroju pontyfikalnym jako biskupi greccy lub łacińscy. Czasami trzymają w rękach model kościoła. Św. Cyryl ukazywany jest w todze profesora, w ręce ma księgę pisaną cyrylicą. Ich atrybutami są: krzyż, księga i kielich, rozwinięty zwój z alfabetem słowiańskim.

Parafianin Nr 7(190) 13 luty 2005r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/c/cyryl.htm

************

Święci bracia z Salonik

STANISŁAW DOSPEWSKI (ZAFIR ZOGRAF)

“Św. Cyryl i św. Metody”,
tempera na desce, 1860, cerkiew św. Bogurodzicy, Pazardźik

 

Powiększenie Nazywano ich apostołami Słowian. To dwaj bracia, bizantyńscy duchowni, Grecy z Salonik: Metody i Konstantyn, który po wstąpieniu do klasztoru przybrał imię Cyryl.

W 863 roku książę Rościstaw, władca Państwa Wielkomorawskiego, wystosował do cesarza bizantyńskiego Michała prośbę, by przysłał mu misjonarzy, którzy potrafiliby szerzyć chrześcijaństwo w języku zrozumiałym dla mieszkańców jego ziem. Słynący jako kaznodzieje Konstantyn i Metody znakomicie nadawali się do pełnienia tej misji. W Salonikach (słowiańska nazwa: Sołuń), z których pochodzili, mieszkało wówczas bardzo wielu Słowian. Obaj bracia doskonale znali ich język (jeszcze wówczas nie wykształciły się w pełni poszczególne języki słowiańskie).

Konstantyn, w związku z brakiem znaków oddających dźwięki języka słowiańskiego, stworzył (opierając się częściowo na alfabecie greckim) alfabet pisma starocerkiewno-słowiańskiego, zwany głagolicą. Kilkadziesiąt lat później w Bułgarii uczniowie Konstantyna i Metodego zmodyfikowali głagolicę, nadając nowemu alfabetowi nazwę cyrylica. Z niej wywodzą się obecne alfabety Rosji, Bułgarii i Serbii.

To wielkie osiągnięcie przedstawił bułgarski artysta Zafir Zograf, tworzący pod pseudonimem Stanisław Dospewski. Jego obraz, wzorowany na ikonach, przedstawia Cyryla (z lewej) i Metodego, trzymających kartę zapisaną literami bułgarskiego alfabetu.

Bracia, ubrani w liturgiczne szaty, mają także małe krzyżyki, będące symbolem ich misyjnej działalności. Pomiędzy Konstantynem i Metodym widzimy także symboliczne przedstawienie Bożej Opatrzności i słowa: “bułgarski do ksiąg”.

LESZEK ŚLIWA

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 6 – 10 lutego 2008r.

**************

Święto bułgarskiej oświaty, kultury i piśmiennictwa – 24 Maj

Każdego roku 24 maja wszyscy Bułgarzy składają hołd braciom Cyrylowi i Metodemu. Jest to bardzo ważny dla Bułgarów Dzień – oficjalnie (od ponad 120 lat) Święto Państwowe – Bułgarskiej Oświaty i Kultury oraz unikalnego, w skali światowej piśmiennictwa bułgarsko-słowiańskiego. Św.Św.Cyryl i Metody zwani Braćmi Soluńskimi byli Apostołami Słowian, twórcami alfabetu słowiańskiego i tłumaczami tekstów liturgicznych.

 

Cyryl (827-869 n.e., imię chrzestne Konstantyn) i Metody (825-885 n.e. imię chrzestne Michaił) urodzili się w arystokratycznej rodzinie w Solun w Cesarstwie Bizantyjskim (Tesaloniki w dzisiejszej Grecji). Miasto to będące ważnym centrum handlowym, rozbrzmiewało wieloma językami, także słowiańskim. Jeden z biografów Metodego podaje nawet, że jego matka miała słowiańskie pochodzenie.

Bułgaria

Ponieważ byli synami wyższego urzędnika cesarskiego obaj zarówno starszy Metody jak i młodszy Cyryl otrzymali staranne wykształcenie w najlepszej uczelni imperium bizantyjskiego – w stolicy cesarstwa Konstantynopolu. Po zakończeniu edukacji Metody rozpoczął karierę świeckiego urzędnika, został nawet archontem (zarządcą) jednej z bizantyjskich prowincji nadgranicznych, gdzie żyło wielu Słowian. Jednak około 840 roku zarzucił tę drogę i usunął się do klasztoru w Bifynii w Azji Mniejszej. Jego młodszy brat ukończył studia w Bizancjum gdzie otrzymał święcenia kapłańskie, później pełnił zaszczytne obowiązki bibliotekarza w kościele św. Zofii (Hagii Sophii – najważniejszej świątyni ) w Konstantynopolu. Był sekretarzem patriarchy, wykładał w akademii cesarskiej, gdzie zasłynął erudycją i mądrością na tyle, że współcześni nadali mu zaszczytny przydomek Filozofa.

Cesarz wysoko cenił talenty i zalety osobiste obu braci dlatego też razem z patriarchą Konstantynopola wysyłałi ich, w roku 860 z trudnymi misjami dyplomatycznymi – z pierwszą udali się do Saracenów, a z drugą późniejszą do Chazarów na Krym.

Chazarowie, lud zamieszkujący północno-wschodnie wybrzeże Morza Czarnego wciąż wahali się między trzema religiami: islamem, judaizmem a chrześcijaństwem. Po drodze na ich ziemie Cyryl zatrzymał się na pewien czas w Chersonezie na Krymie. Zdaniem niektórych uczonych nauczył się tam hebrajskiego i samarytańskiego, a także przełożył gramatykę hebrajską na język Chazarów.

W czasie tej wyprawy bracia odnaleźli kościół w Chersoniu z relikwiami św. Klemensa, papieża i męczennika, który był tam zesłany w II wieku, jego relikwie zabrali ze sobą i odtąd towarzyszyły im zawsze ilekroć udawali się w podróż. Ostatecznie przekazali je uroczyście papieżowi Hadrianowi II, w czasie swego pobytu w Rzymie. Specjalnie dla ich przechowywania zbudowany zostal wtedy kościół pod wezwaniem św. Klemensa , w nim to właśnie po śmierci spoczął św. Cyryl.

Bułgaria

O dalszym losie braci zdecydowało wysłane w 861 roku przez księcia Rościsława, władcy Moraw (obecnie wschodnie Czechy, zachodnia Słowacja i zachodnie Węgry) poselstwo do cesarza bizantyjskiego Michała III z prośbą o przysłanie do jego państwa dobrych głosicieli Ewangelii.

Słowiański Żywot Metodego cytuje słowa posłańców do cesarza Michała III: ” Nasz naród Słowianie mówiący językiem słowiańskim, jest ochrzczony, ale nie ma jeszcze nauczyciela. Przyszli do nas rozliczni nauczyciele (z wschodniego królestwa frankijskiego – obecnie Niemcy, Austria i część Włoch), którzy nas uczą rozmaicie. Nie rozumiemy ani greki, ani łaciny / języki wschodnich i zachodnich chrześcijan, które były do tej pory oficjalnymi językami Pisma Świętiego, razem z hebrajskim/. (�) Nie znamy liter ani ich znaczenia; Przyślij więc nam nauczycieli, którzy dadzą poznać słowa Pisma Świętego oraz ich sens i zrozumiale pouczyli nasz naród”. Książe Rościsław obawiał się politycznych i kościelnych wpływów plemion germańskich. Miał nadzieję, że religijne powiązania z Konstantynopolem zapewnią jego państwu autonomię polityczną i religijną.

Obaj bracia byli znakomicie przygotowani do takiej misji zarówno jako uczeni, nauczyciele jak i językoznawcy. Pewien biograf z IX wieku podaje, że cesarz zachęcał ich do wyruszenia na Morawy, argumentując: “Obydwaj pochodzicie z Tesalonik, a wszyscy mieszkańcy tego miasta mówią biegle po słowiańsku”. Cyryl, jak przekazuje dziejopis, miał odpowiedzieć na prośbę cesarza: “Choć zmęczony i chory ciałem, pójdę tam z radością” i “z radością stanę za wiarę chrześcijańską”.

“Język słowiański” – dialekt Słowian, którym Cyryl i Metody posługiwali się w pracy misyjnej i literackiej, obecnie bywa nazywany “starosłowiańskim” lub “staro-cerkiewno-słowiańskim”. Lingwiści zgadzają się co do tego, iż w IX wieku nie było jednolitego języka, którego by używali wszyscy Słowianie. Obecnie rodzina języków słowiańskich obejmuje 13 osobnych języków i wiele dialektów.

Opracowanie alfabetu – cyrylica czy glagolica?

Przed wyruszeniem, w 863r na Morawy.Cyryl przez szereg miesięcy starannie się do tego przygotowywał, opracowując pismo (alfabet) do języka Słowian. Miał on wyjątkowe zdolności w dziedzinie fonetyki. Korzystając więc z greckich i hebrajskich liter starał się każdemu dźwiękowi w mowie Słowian przyporządkować znak pisany. Co do formy opracowanego przez niego pisma “cyrylica czy glagolica?” sprawdź na planszy jak wyglądał alfabet glagolica. W trakcie swego pobytu na Herson obaj bracia mieli prawdopodobnie okazję poznać gocki przekład Pisma Świętego sporządzony w IV w. i pisany alfabetem gockim.

Glagolica to zupełnie odrębny system pisma, znajdują się w niej niektóre elementy znanego wówczas alfabetycznego pisma ormiańskiego oraz podobnych do niego używanych na terenie obecnej Gruzji i Albanii (znane do tego momentu pismo arabskie nie jest ściśle alfabetyczne, nie występują w nim jako oddzielne znaki samogłoski, zapisuje się je zmieniając sposób przedstawienia – zapisu spółgłosek).

Bułgaria

Alfabetyczne pismo ormiańskie powstało w 406 rok. Stworzył je dla Ormian Mesrop Masztoc (359-440). Bazą dla jego powstania były znaki greki tzw. urzędowej. Dwa lata później Masztoc stworzył alfabet używany w Gruzji, a jeszcze później inny w Ilirii (zwany albańskim ponieważ był używany na ziemiach wchodzących w skład dzisiejszej Albanii). W obu tych państwach Gruzja i Iliria chrześcijaństwo było religią obowiązującą od wieku III.

Część najstarszych manuskryptów słowiańskich spisano pismem zwanym głagolicą i wielu uczonych przypisuje właśnie Cyrylowi utworzenie tego systemu. Kilka liter przypomina pochylone litery greckie (pisma urzędowego) lub hebrajskie, ale większość z nich była wytworem oryginalnym i skomplikowanym, wzorowanym i przypominającym nieco ormiańskie i gruzińskie znaki. Głagolica jest zupełnie inna i odrębna od znanych ówcześnie i stosowanych systemów pisma łacińskiego i greckiego.

Tradycja podaje, że bracia Cyryl i Metody wykorzystując nowy alfabet (glagolicę) – przełożyli z greki na język słowiański jako pierwsze słowa Ewangelii Jana: “Na początku było Słowo…”. Następnie przetłumaczyli cztery Ewangelie, listy Pawła oraz Psalmy.

W roku 863 Cyryl i Metody rozpoczęli swą misję na terenie Księstwa Wielkomorawskiego, gdzie zostali życzliwie i gorąco powitani. Oprócz tłumaczenia Biblii i tekstów liturgicznych ich praca polegała na uczeniu grupy miejscowej ludności nowo utworzonego pisma słowiańskiego. Nie wszystko jednak układało się pomyślnie. Frankijscy duchowni na Morawach ostro sprzeciwiali się wprowadzaniu obrządku słowiańskiego. Wyznawali “doktrynę trójjęzyczności”, zgodnie z którą w liturgii dopuszczalne były tylko języki łaciński, grecki i hebrajski. W roku 867 obaj bracia, chcąc uzyskać poparcie papieża dla nowo opracowanego pisma wyruszyli do Rzymu.

Po drodze Cyryl i Metody mieli w Wenecji jeszcze jedno spotkanie z grupą łacińskich duchownych broniących “doktryny trójjęzycznośc”. Średniowieczny biograf Cyryla podaje, że on miał odpowiedzieć swym oponentom cytatem z Listu 1 do Koryntian 14:8, 9: “Bo istotnie, jeśli trąba da niewyraźny sygnał, któż się przygotuje do bitwy? Tak i wy, jeśli swym językiem nie wypowiecie mowy łatwej do zrozumienia, skąd będzie wiadomo, co się mówi? Będziecie w gruncie rzeczy mówić w powietrze”.

Kiedy bracia dotarli w końcu do Rzymu, papież Hadrian II udzielił im pełnego poparcia, zezwalając na posługiwanie się w liturgii językiem słowiańskim. Kilka miesięcy później, gdy wciąż byli jeszcze w Rzymie, Cyryl poważnie zachorował. Po niespełna dwóch miesiącach, mlodszy z braciew zmarł, miał wtedy 42 lata.

Papież Hadrian II, chcąc wzmocnić swe wpływy w rejonach słowiańskich, wręczył Metodemu listy przyzwalające na posługiwanie się w liturgii kościelnej językiem słowiańskim i konsekrował go na arcybiskupa Nitry (miasto w dzisiejszej Słowacji). W roku 870 frankijski biskup Hermanrich z pomocą i poparciem księcia Świętopełka z Nitry aresztował Metodego, przez dwa i pól roku więziono go w klasztorze w południowo-wschodnich Niemczech. Dopiero następca Hadriana II, papież Jan VIII, nakazał uwolnienie Metodego, potwierdził jego prawa biskupie i ponownie wyraził papieską aprobatę na używanie języka słowiańskiego w liturgii.

Tymczasem sprzeciw frankijskich duchownych nie ustawał. Metody skutecznie bronił się przed oskarżeniami o herezję i w końcu uzyskał od papieża Jana VIII bullę Industriae tuae wyraźnie upoważniającą do posługiwania się w kościele językiem słowiańskim.

Mimo niesłabnącego sprzeciwu Metody wrócił na tereny misyjne, gdzie do końca życia pracował nad przekładami Pisma Świętego, dzieł Ojców Kościoła i ksiąg liturgicznych. Przy pomocy stenografów ukończył prace nad tłumaczeniem pozostałej części Biblii na język słowiański, tradycja głosi, że wykonał to ogromne zadanie w ciągu zaledwie ośmiu miesięcy.

Po jego śmierci w 885 r. dzieło Braci Soluńskich, wyparte z Księstwa Wielkomorawskiego, przejęły inne narody słowiańskie. W Bułgarii kultywowało je pięciu ich uczniów: Kliment, Naum, Sawa, Gorazd, Angelarij. W kościele prawoslawnym Cyryl i Metody oraz ich uczniowie uważani są za ŚWIĘTYCH i nazywani są. św. SIEDMIOCZISLENICY (7 świętych).

Pismo zwane dzisiaj cyrylicą jest bardziej oparte na alfabecie pisma greckiego tzw. uproszczonego i zawiera około dziesięciu dodatkowo wymyślonych liter oddających dźwięki obce językowi greckiemu. Powstało ono jako drugi alfabet, stworzony prawdopodobnie pod koniec X w. w Bułgarii w środowisku uczniów i następców św. Metodego. Napisany w Bułgarii, już po śmierci Metodego traktat mnicha Chrabra (według przekazu kronikarzy był to cesarz Bułgarii, który zrzekł się tronu, władzę przekazał swemu synowi, a sam został mnichem) “O pismenech?” (O literach), który do naszych czasów zachował się w XIV-wiecznych i późniejszych odpisach podaje również właśnie rok 863 za datę utworzenia alfabetu słowiańskiego.

Współcześnie 22 języki, nie wszystkie należące zresztą do rodziny słowiańskich zapisywane są alfabetem wywodzącym się z cyrylicy, najbardziej znane to: bułgarski, macedoński, rosyjski, serbski, ukraiński.

Z momentem wejścia Bułgarii do Unii Europejskiej cyrylica stanie się jednym z obowiązujących alfabetów.

Jan Paweł II listem apostolskim Egregiae virtutis z 31 grudnia 1980 roku ogłosił świętych Braci z Solunia (słowiańska nazwa Tessalonik) współpatronami Europy wraz ze św. Benedyktem. Natomiast w 1985 roku w 1100 rocznicę śmierci Metodego, wydał encyklikę Slavorum Apostoli (Apostołowie Słowian). Papież pisze w niej o wielkiej pracy, jaką święci bracia musieli włożyć, by językiem i pojęciami zrozumiałymi dla odbiorców przybliżyć ludom słowiańskim Ewangelię. Cyryl i Metody przeszczepili nie tylko wiarę chrześcijańską, ale także kulturę starożytnej Grecji, kontynuowaną przez Bizancjum. “Cyryl i Metody stanowią jakby ogniwo łączące, jakby pomost pomiędzy nurtem tradycji wschodniej i zachodniej, która łączy się razem w jedną wielką tradycją Kościoła powszechnego – stwierdza Jan Paweł II. – (…) Realizując własny charyzmat Cyryl i Metody wnieśli decydujący wkład w budowę Europy nie tylko jako wspólnoty wiary chrześcijańskiej, ale także jako organizmu państwowego i kulturowego”.

Dzięki stworzonemu przez Cyryla i Metodego oraz ich uczniów piśmiennictwu powstał wspólny dla Słowian język pisany. Bułgarska kultura rozwinęła się, a bułgarski model państwowy (w 681 roku nad Dunajem powstalo państwo bułgarskie, stworżone przez siedem żyjących tam plemion) i polityczny rozprzestrzeniały się wraz z chrześcijaństwem. Ruś Kijowska, na przykład przyjęła chrześcijaństwo właśnie za pośrednictwem bułgarskiego kościoła. Księgi liturgiczne przywiezione wtedy z Bułgarii, stały się później posagiem kijowskiej księżnej Olgi i razem z nią trafiły do Francji, do XIV wieku właśnie na nie swą przysięgę koronacyjną składali królowie Francji. Niestety, późniejsze losy historyczne nie sprzyjały kontynuacji tak prężnie rozwijającej się początkowo kultury Bułgarii.

Prof. Rodo Lenchik, z Columbia University, New York, wystąpil do ONZ z propozycją “Niech 24 maja zostanie międzynarodowym dniem kultury w imieniu lepszej przyszłości ludzkości.” Możemy to uznać za kolejny symboliczny wyraz uznania wkładu Bułgarii w Cywilizacjię Europejską i Światową…

Jak jest dzisiaj wie każdy czytający ten tekst….

Tekst i zdjęcia przesłane przez: Peter Branekov i Aleksander Wassilew

http://www.bulgaricus.com/cyryl-i-metody/swieto-bulgarskiej-oswiaty-kultury-i-pismiennictwa-24-maj.html

*************

Święci Cyryl i Metody

Święci Cyryl i Metody

Święty Cyryl i Metody z Salonik  
Nauczyciele Słowian

Na podstawie Panagiotisa K. Christou, profesora Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Arystotelesa w Salonikach

Saloniki w IX wieku 

Na początku IX wieku, przeszło tysiąc sto lat od powstania miasta (315 r. p.n.e), po okresach wielkiej chwały, ale też straszliwych cierpień, Saloniki wciąż trwały jako miasto wspaniałe i dumne.

Miasto podczas okresu bizantyjskiego było stolicą Ilirii, i właśnie z tego względu wielokrotnie było zmuszane do bitew w celu ochrony hellenizmu i chrześcijaństwa przed barbarzyńskimi plemionami Gotów, Hunów, Awarów i Słowian, którzy nieustannie przybywali z północy.

Stałym sprzymierzeńcem i obrońcą Tesaloniczan w tych walkach był święty męczennik Dymitr, który nieustannie dodawał im otuchy, ukazując się przy murach miasta w białym płaszczu, zwłaszcza wtedy gdy napastnicy natężali oblężenia. Dlatego też Tesaloniczanie nigdy nie zapominali i do dziś nie zapominają swego świętego zbawiciela i przy każdej okazji wyrażają swoją wdzięczność i miłość wobec niego.

Pod koniec VII wieku najazdy ustają i Saloniki wchodzą w nowy okres rozkwitu. Do tego czasu Święty Dymitr chronił miasto przed najazdami barbarzyńców; poczynając jednak od tego okresu wzmacnia je jeszcze mocniej, oświecając słowem i duchem. Działalność ta była znana w mieście, które w czasach apostolskich stanowiło ośrodek i centrum przekazywania Ewangelii całemu hellenistycznemu światu. Dlatego też Apostoł Paweł pisał do Tesaloniczan w chwale: “…staliście się naśladowcami naszymi i Pana, by okazać się w ten sposób wzorem dla wszystkich wierzących w Macedonii i Achai. Dzięki wam nauka Pańska stała się głośna nie tylko w Macedonii i Achai, ale wasza wiara w Boga wszędzie dała się poznać, tak że nawet nie trzeba nam o tym mówić”.

Te słowa miały zostać potwierdzone w czasach wielkich misjonarzy Cyryla i Metodego.

Uczony ksiądz Jan Kameniatis na początku trzeciego wieku opisuje miasto i jego obrzeża w żywych kolorach. Ogromne równiny – mówi – rozpościerają się po obu stronach góry Hortiatis. Strona północna w swej przeważającej części jest zajmowana przez dwa jeziora, obfitujące w przeróżne gatunki ryb; reszta to pola uprawne i łąki, na których wypasa się zwierzęta hodowlane. Równina rozciągająca się w kierunku południowej strony gór i na wschód od miasta  charakteryzuje się nieopisanym pięknem: pola, winnice, ogrody, rozległe lasy i bogactwo wód. Oczy przechodniów nasyca piękno licznych klasztorów wznoszących się u podnóży góry. Równina prowadząca nas w kierunku zachodniej części miasta przedstawia się równie zachwycająco.


Saloniki w tym okresie były dużym miastem i liczyły wielu mieszkańców. Otoczone potężnymi murami i wieżami, zawsze gościnne dla tłumów zapełniających jej ulice i główną aleję, dzielącą miasto na dwie części. Saloniki, dzięki swemu gospodarczemu rozkwitowi, stanowiły atrakcyjny kąsek i od zawsze przyciągały ze wszystkich zakątków ziemi kupców i piratów, często z intencjami rabunku.

Wspaniałe kościoły i budynki użyteczności publicznej zdobiły place miasta i przyciągały tłumy przybywające w celu wypełnienia swych religijnych i społecznych potrzeb. Tron arcybiskupi miasta uczcili wtedy swymi imionami pochodzący z innych regionów Józef Imnografos i Leon Matematyk, późniejszy dziekan Uniwersytetu Konstantynopola.

Świetlistą koronę Saloniki otrzymały jednak od swych własnych potomków, Cyryla i Metodego.

Konstantyn i Metody

Rodzice dwóch braci pochodzili z pobożnych rodzin. Ojciec Leon służył w Salonikach w armii, w której po krótkim czasie był awansowany do stopnia generała. Skupiał w swych rękach polityczną i wojskową władzę w Macedonii. Leon ze swą żoną mieli siedmioro dzieci z których ostatnie, Konstantyn, urodziło się w 827 roku. Metody prawdopodobnie urodził się w roku 820.

Cudowna atmosfera, zawsze napełniona modlitwą, która panowała w domu Leona stanowiła zarodek w życiu duchowym braci. Bardzo często i z prawdziwm entuzjazmem
odwiedzali oni wspaniałe kościoły miasta: Achiropiito (dosłownie: nie ręcznie zrobiony), Aghia Sophia (Świętej Zofii), a także kościół pod wezwaniem patrona miasta – Kościoł św. Dymitra, do którego co roku przychodzili oglądać procesję. Zdarzało się również, że Konstantyn i Metody wychodzili za mury miasta w celu poszukiwania klasztorów, malowniczo rozrzuconych po okolicznych wsiach. Ich zaangażowanie w religijne życie Kościoła ukształtowały żywot i światły charakter braci.

Kiedy ich ojciec zmarł, Metody właśnie ukończył studia. Uczęszczał on na specjalny program zajęć szkolący jedynie osoby przeznaczone na najwyższe stanowiska służby publicznej. Po studiach został mianowany przez cesarzową Teodorę  dowódcą prowincji Cesarstwa Greckiego “Sklavenia”, która w większości była zamieszkiwana przez ludność słowiańską. Tam poświęcił się systematycznej nauce języka słowiańskiego, z którym był już zresztą częściowo zaznajomiony dzięki słowiańskim pracownikom jego rodziny.

Kilka lat później opuścił swoje biuro by przejść na emeryturę w regionie góry Bythinia, znanej nam dzisiaj jako góra Atos, przystań wielu mnichów z całego świata. Metody osiedlił się tam w jednym z klasztorów i poświęcił swe życie gorliwej modlitwie, praktyce i studiom teologicznym.

Konstantyn, który w ostatnich dniach swego życia zmienił imię na Cyryl, już od młodzieńczych lat wykazywał niezwykłe zdolności w nauce. Kiedy W wieku 14 lat
zmarł jego ojciec mały Konstantyn znał już na pamięć wszystkie pisma Grzegorza Teologa. Później udał się do Konstantynopola, by kontynuować studia na
uniwersytecie prowadzonym pod nadzorem Leona Matematyka, uznanego naukowca, byłego arcybiskupa Salonik. W stolicy pod opieką swego krewnego, a zarazem
premiera Theoktistosa, Obok Leona i Focjusza studiował geometrię, astronomię, muzykę, retorykę, literaturę, dialektykę i filozofię; posiadał niezwykłą
lekkość w nauce języków obcych. Oprócz języka greckiego, mówił biegle po słowiańsku, syryjsku, hebrajsku, samarytańsku, arabsku, turecku i łacinie;
prawdopodobnie miał również zdolność porozumiewania się w innych językach.

W przeciwieństwie do swojego brata, Konstantyn nie opuścił stolicy, nawet jeśli w pewnym momencie chciał go naśladować i udać się do ascetycznego klasztoru w
Bosforze. Został namaszczony na kapłana, mianowany następnie na bibliotekarza patriarchy, aby wreszcie objąć stanowisko profesora filozofii na uniwersytecie
w Konstantynopolu. Od tego czasu nazywano go Konstantynem Filozofem. Jego życie zawsze cechował ascetyzm.

Dwaj bracia przygotowywali się do wielkiej misji, na którą już wkrótce mieli być powołani. Poza niezwykłą zdolnością w podejmowaniu działań i godnym pozazdroszczenia szkoleniom naukowym, dążyli oni przede wszystkim do opanowania doskonałości duchowej. W tym celu w swych klasztornych celach nieustannie
starali się zbliżać z Bogiem poprzez codzienną modlitwę. Ciałem napewno byli to ludzie, ale duchem – bez wątpienia aniołowie.

Reorganizacja Bizancjum

Greckie Bizancjum przez ostatnie dwieście lat znajdowało się w stanie ekspansywnego wycofania (a co za tym idzie – “skurczenia” terytorialnego). Złożyły się na to trzy czynniki: po pierwsze, powtarzające się najazdy barbarzyńskich plemion (zwłaszcza z północy i południa), powodujących stałe straty w ludności; po drugie, niechęć w podboju zagranicznych terenów, i po trzecie, trwająca blisko sto lat wojna domowa o ikony. Powstałą sytuację postanowili wykorzystać z jednej strony Arabowie, z drugiej natomiast Słowianie, którzy po wieloletnich próbach zdołali pozbawić Bizancjum wielu z jego najbogatszych prowincji – m.in. Egipt, Palestynę, Syrię, oraz dużą część Tracji i Ilirii.

W tym samym okresie pod stałą presją znajdowało się również chrześcijaństwo. Choć od czasu zaniku prześladowań do momentu formowania się wyżej opisanej sytuacji w granicach imperium chrześcijaństwu udało się dotrzeć aż do głębin Afryki i najodleglejszych części Azji, od tego momentu zaczęło ono jednak szybko wycofywać się i tracić jeden po drugim, niemalże wszystkie swe obszary na tych kontynentach, aż do północnych obszarów Półwyspu Hemus.

W połowie IX wieku zauważamy radykalny zwrot w biegu rzeczy, z którym zbiegł się również koniec epoki ikonoklazmu. Rządy trzech mężczyzn: cesarza Michała III, premiera Vardasa i patriarchy Focjusza, zainicjowały wewnętrzne reformy bizantyjskiego hellenizmu, jego militarną reorganizację oraz duchowe ożywienie narodu. To właśnie duchowe ożywienie stało się główną siłą, która przyczyniła się do odrodzenia państwa.

Wyprawa do Saracenów

Część planu zakluczała się w konfrontacji z muzułmanami, którzy po przejęciu bogatych terenów imperium ciągle nie zaprzestawali najazdów, mających na celu
głównie grabież, także jego wschodnich prowincji. Wiele milionów chrześcijan nadal żyło pod panowaniem muzułmańskich Arabów. W tej sytuacji nieodzownym stało
się dla tych ludzi odzyskanie na nowo odwagi, a dla ich nowych władców – nieco łagodniejsze traktowanie podbitych ludów. Niestety Bizancjum nie było w stanie
znacząco wpłynąć na tę sytuację.

W roku 856 Focjusz został wysłany w celu politycznych negocjacji do Kalifatu w Bagdadzie. Kilka lat później, około roku 860 Konstantynowi powierzono kolejną
misję, której celem miało być spotkanie z Kalifem Moutavakil oraz przeprowadzenie pertraktacji doyczących poprawy sytuacji życia chrześcijan zamieszkujących
tereny muzułmańskie. Istniała nadzieja, że dzięki tym rozmowom arabski fanatyzm oraz wściekłość będą powoli maleć; co więcej, wierzono, że duch zniewolonych
chrześcijan może odżyć na nowo na wieść o tym, że pewien potężny zwolennik chrześcijan odwiedził stolicę kalifatu, a przy tym wprawił w zażenowanie muzułmańskich teologów.

Konstantyn przybył do stolicy kalifatu wraz ze swym sekretarzem w dobie coraz większej presji i prześladowania chrześcijan. Władze w tym kraju zmuszały
chrześcijan, między innymi do malowania postaci diabła na drzwiach ich domów. Podczas swej wizyty Konstantyn został ironicznie zapytany przez muzułmanów, co
może oznaczać dany obraz. Odpowiedział im z cechującą go bystrością: “Widzę wizerunki diabła i stwierdzam, że wewnątrz tych domów mieszkają chrześcijanie;
diabeł odszedł z ich domów ze względu na to, że  nie może z nimi współistnieć. Te domy, na których przedstawień diabła nie ma, zapewne są ciągle przez niego
zamieszkiwane”.

Podczas sympozjum, w dyskusji z muzułmańskimi teologami Konstantyn zwrócił uwagę na jedną z najbardziej oczywistych różnic pomiędzy chrześcijanami, a muzułmanami. Otóż chrześcijanie, powiedział, maszerują w kierunku osiągnięcia doskonałości, tocząc nieprzerwanie etyczne bitwy i pokonując na swej drodze wiele trudności; dzięki temu jednak ich końcowe osiągnięcia są głęboko duchowe. Muzułmanie natomiast nie podejmują etycznej walki, ponieważ ich prawo religijne nie zakłada żadnych ograniczeń, i dlatego nie są zdolni do etycznego wzrostu.

Misja Konstantyna do państw arabskich przyniósła wielką ulgę wśród chrześcijan. W drodze powrotnej zatrzymał się na krótko w klasztorze na górze Olimp, gdzie przebywał jego brat Metody aby spędzić wspólnie trochę czasu i odpocząć.

Wyprawa do Rosji

Ostatnia misja Konstantyna nie była faktem przypadkowym, ani też odizolowanym. Przez ostatnie dwa stulecia z powodu arabskiej inwazji zarówno chrześcijaństwo, jak i greckie imperium doznają skurczenia i tracą swą silną pozycję. Zbliżał się czas wielkiego przebudzenia i walki. Niestety, próba ekspansji na wschód nie przynosiła żadnego rezultatu. Ale nawet jeśli chrześcijaństwo w wyniku krwawej przemocy muzułmanów utraciło swe ziemie i wpływy na południu i wschodzie, to wciąż istniała jeszcze ostatnia nadzieja – kierunek północny.

Patriarcha Focjusz doszedł do wniosku, że Słowianie i Turcy z północy, a także Chazarowie, utrzymując kontakty z Grecją od długich lat, byli teraz gotowi do tego aby wejść do grupy narodów chrześcijańskich, a co za tym idzie, do kręgu ludności cywilizowanej.

W celu zabezpieczenia wszystkich działań idących w tym kierunku, na pierwszy plan wysunęła się konieczność wnikliwej analizy tradycji i konfiguracji języka Słowian, a następnie przetłumaczenie na ten język niezbędnych pism i ksiąg. W tym właśnie celu został sformowany w Konstantynopolu specjalny ośrodek Slawistyki, w którym mieli być szkoleni misjonarze i nauczyciele. Nadzorcą prac ośrodka został mianowany przez cesarza Michała i Focjusza Konstantyn, który od tego momentu staje się także odpowiedzialny za organizowanie wszelkich misji oświeceniowych.

W czerwcu 860 roku liczne oddziały rosyjskie, używając drewnianych kajaków, napadły z nieopisanym okrucieństwem na Konstantynopol. Focjusz w jednym ze swoich przemówień charakteryzuje to wydarzenie w następujący sposób: “nielogiczność ataku, jego nieoczekiwana prędkość, nieludzkie i okrutne zachowanie tych barbarzyńskich plemion, oraz ich agresywne przekonania przypominają jakby piorun wysłany z nieba”. Na szczęście inwazja była odparta tak szybko i nieoczekiwanie, jak została wszczęta.

Rosjanie jako naród słowiański byli wtedy podporządkowani Waregom – małemu plemieniu skandynawskiemu, które przybyło znad jeziora Ładoga. Nawet mimo tego, że
Rosjanie zostali przez nich pokonani, ich język przetrwał, a Waregowie ostatecznie połączyli się z podbitym narodem i zmieszali się z nim. W tym okresie byli oni w posiadaniu obszarów między wielkimi rzekami – Dnieprem i Donem. Podczas inwazji na stolicę imperium greckiego, legendarnego Tsargradu, Rosjanie poznali jego blask i niesamowitą moc, którą wtedy posiadał.

Po tym wydarzeniu zdali sobie sprawę, że lepiej jest utrzymywać z Grekami przyjazne, niżeli wrogie stosunki. Bizancjum oczywiście pomagało im w tym. Taka sytuacja sprzyjała temu, ażeby wysłać w tamtym kierunku odpowiednich przedstawicieli w celu chrystianizacji Słowian na północy, a także Chazarów na wschodzie. Było to również korzystne z politycznego punktu widzenia, ponieważ chrześcijaństwo zawsze niosło za sobą moralną dyscyplinę i zaspokajało agresywne zamiary barbarzyńskich plemion wrogich chrześcijaństwu.

Cesarz i Focjusz nie mogliby znaleźć bardziej odpowiedniej osoby niż Konstantyn. Choć jeszcze niedawno wrócił z misji do Arabów, bez wahania zgodził się na rozporządzenie cesarza. W drodze do stolicy zabrał ze sobą swego brata, Metodego, który przebywał wtedy w monasterze na górze Olimp. Mimo tego, że Metody był starszy od Konstantyna, podporządkował się bratu, uznając go za słusznego dowódcę wyprawy. Pierwszy koncentrował się zawsze bardziej na modlitwie, podczas gdy drugi na organizacji. Z biegiem czasu jednak również Metody stał się bardzo dobrym organizatorem i reformatorem.

Dwóch braci udało się na łodzi na Półwysep Chersoński na Krymie. Reżim Krymu był bardzo zróżnicowany: na wschodzie dominowali Chazarowie, na północy Rosjanie, a na zachodzie Węgrzy. Również wnętrze półwyspu było zamieszkiwane przez przedstawicieli tych plemion, a także Greków oraz przedstawicieli życia zakonnego.

Pewnego dnia, gdy misjonarze odprawiali mszę w greckim klasztorze, zaatakował ich tłum Węgrów gotowy rozszarpać ich na kawałki. Bracia nie przerazili się wcale; powiedzieli jedynie: “Panie, zmiłuj się nad nami” i kontynuowali nabożeństwo. Kiedy napastnicy zobaczyli, że ich ofiary pozostały niewzruszonymi, zdumili się ogromnie i opuścili klasztor.

Na Krymie Konstantyn wykazał się swoją zdolnością w pisaniu oraz tłumaczeniu dzieł. To właśnie tam miał okazję spotkać wykształconych rabinów, u boku których miał szansę poprawić swoją znajomość języka hebrajskiego. Tam również przetłumaczył podręcznik gramatyki hebrajskiej, który następnie po raz pierwszy wychodzi na światło dzienne. Poza tym Konstantyn poznaje na Krymie starca-Samarytanina i zapoznaje się z Biblią jego wspólnoty (samarytański Pięcioksiąg), który udaje mu się w oryginale przeczytać.

Wśród Rosjan Konstantyn znalazł fragmenty Ewangelii i Psalmów przetłumaczone na język słowiański za pomocą syryjskich znaków. Wtedy po raz kolejny uświadomił on sobie, że potrzebuje nowego alfabetu, będącego w stanie odtworzyć wszystkie dźwięki języka słowiańskiego.

Tuż przed udaniem się na wschód, przedstawiciele misji zdecydowali się wydobyć z morza relikwie Świętego Klemensa, biskupa Rzymu. Bracia zanieśli je następnie do Kościoła w Chersonie, a część z nich przetransportowano do Rzymu. Według  tradycji, Klemens został zesłany do Chersonu około roku 100 n.e., gdzie następnie z przywiązanym do szyi kamieniem, został wrzucony do morza.  Na cześć Świętego Klemensa Konstantyn zdecydował się napisać dzieła: jego życiorys, uroczyste wypowiedzi oraz hymny.

Wyniki tej misji były bardzo znaczące. Jej przedstawiciele na czele z Konstantynem nie kierowali się wgłąb kraju, lecz skoncentrowali się na nawiązaniu kontaktów z przedstawicielami Rosjan na Krymie i obszarach na północ od półwyspu. Od tej pory Rosjanie zezwalali na swobodny wjazd greckich misjonarzy do ich kraju, a także na ustanowienie biskupa. W ten sposób zostały stworzone solidne podstawy dla pełnej chrystianizacji tego rozległego kraju podczas nadchodzącego stulecia.

Wyprawa do Chazarii

Po wielu miesiącach spędzonych na Krymie, misjonarze udali się do Chazarii. W tym samym czasie, przywódca Chazarów poprosił, wysyłając swą delegację, o przybycie misjonarzy do jego kraju. Pragnął on w ten sposób zdobyć zaufanie i akceptację wśród swego ludu, próbując udowodnić wyższość chrześcijaństwa w stosunku do religii żydowskiej i muzułmańskiej.

Dwaj bracia dostali polecenie aby odwiedzić ten kraj. Chazarowie, plemię genealogicznie powiązane z Turkami, zajmowali wtedy tereny rozciągające się od Krymu do dolnej Wołgi, a także od Morza Czarnego do Morza Kaspijskiego. Byli oni plemieniem o wiele  bardziej cywilizowanym od innych plemion tureckich, a ich kraj
stanowił biegun przyciągania dla Greków, Arabów i żydowskich kupców.

Zachowywali oni przyjazne stosunki z Bizancjum już od VII wieku. Cesarz Justynian II udał się w te regiony, a następnie poślubił jedną z córek tamtejszego kagana; kilkadziesiąt lat później, córka innego kagana, Irena została żoną Konstantyna V. Teraz przywódcy Chazarii czuli konieczność nawiązania ściślejszych stosunków z Bizancjum. Jednym ze sposobów było przyjęcie religii chrześcijańskiej. Wierzyli oni w jednego Boga, co było prawdopodobnie bezpośrednim wpływem chrześcijaństwa. Ale niestety już wtedy judaizm i islam zaczęły rozprzestrzeniać się wśród ludu i tym sposobem pozyskiwać zwolenników wśród byłych pogan. Sytuacja była bardzo pilna i należało reagować szybko.

Konstantyn i Metody opuścili Cherson na łodzi i zatrzymali się na wschodnim wybrzeżu Morza Czarnego. Itil był wtedy stolicą Chazarii, choć kaganowie żyli niegdyś również w Sarkel, mieście nieopodal ujścia Donu, zbudowanym przez bizantyjskich architektów.
Przy stole kagana odbyły się liczne dyskusje – z udziałem rzeczników judaizmu, a następnie islamu, lecz wrażenie wywarte przez chrześcijan było nieoczekiwanie wielkie i nieporównywalne z przedstawicielami innych religii. Dwustu przedstawicieli wyższej warstwy urzędniczej zostało na własną prośbę prawie natychmiast ochrzczonych przez misjonarzy; kolejni oświadczyli, że pragną wkrótce pójść za ich przykładem. To samo oznajmił kagan w liście do cesarza.

Misjonarze powrócili do Konstantynopola przeprawiając się ponownie przez Cherson.

Świat Słowian

Słowianie pojawiają się po raz pierwszy w historii pod koniec I wieku naszej ery. W tym czasie żyli oni na wschód od terenów Niemiec, w rejonie Wisły. Już w szóstym wieku znane były trzy plemiona: Słowianie, Wendowie i Antowie. Rozdzielały się one na mniejsze grupy, dla których jednak powszechnie używano zbiorowej nazwy Sklaweni lub Sklawenowie.

Po kolejnych ruchach, które rozpoczęły się w III wieku i trwały do IX wieku Słowianie rozprzestrzenili się na większej części Europy – od Donu do Alp i od Bałtyku aż do dzisiejszej Starej Płaniny. Działania, które podejmowali, przynajmniej na początku, były pokojowe. Ich wielki wzrost i rozwój można wytłumaczyć tym, że nie angażowali się w konflikty wojenne i dzięki temu nie ponosili powodowanych tym strat. W momencie kiedy osiedlili się na stałe na zajmowanych obszarach, zorganizowali się również pod względem militarnym.

W IX wieku ich pozycja była już ustabilizowana na zajmowanych nimi obszarach, wykluczając jedynie niewielkie zmiany, które nastąpiły na przeciągu kolejnych
lat. Jak już było wspomniane, Rosjanie w tym okresie byli w posiadaniu obszarów między Dnieprem i Donem, a w ich otoczeniu żyli również przedstawiciele innych słowiańskich plemion, które później zresztą zmieszały się z resztą ludu. Polacy mieszkali na terenie Wisły. Łaba była zamieszkiwana przez Wieletów, Obodrytów i Serbołużyczan, którzy później połączyli się z sąsiednimi plemionami. Morawianie, Czesi i Słowacy też zajmowali znany nam dzisiaj obszar, jak również część Panonii. Jej pozostała część była zasiedlana przez Słoweńców. Północna Iliria została podzielona między Chorwatów i Serbów, natomiast północna część Tracji była okupowana przez Bułgarów. Plemiona różnego pochodzenia zamieszkujące tereny greckie były wydalone, bądź wchłonięte w późniejszym okresie.

Słowianie mieszkali niczym nomadowie – w niewyszukanych chatach, które sami budowali. Powoli na ich terytoriach zaczęły namnażać się osady rolne i pasterskie; w celach bezpieczeństwa budowano forty i “grady”, które następnie rozwinęły się w miasta. Rozwój ten rozpoczął się w IX wieku. Władza sądowa była ustanawiana przez ich wodzów i tradycję. Pismo i edukacja nie istniały.

W tym okresie było również niemożliwym istnienie na ziemiach Słowian kościołów. Zamiast kapłanów mieli magów, u których zasięgali rad w trudnych życiowych
chwilach. Obrzędy były odprawiane przez przywódców rodziny lub ojców, którzy również chronili ich święte symbole. Najprawdopodobniej pierwszym bóstwem Słowian była bogini płodności, co może tłumaczyć ich niemoralne życie seksualne. Nieco później na piedestale wiary pojawili się bóg słońca oraz bóg ognia, występujący pod różnymi imionami, zależnie od danego plemienia. Obok nich czczono całe mnóstwo nimf i duchów, które utożsamiano z ogniem, wodą, drzewami, a nawet domostwami. Czcili swych przodków, ale trudno było im przedstawić sobie piekło; wierzono, że dusza jest materialna i nawet po śmierci pozostaje na Ziemi. Wdowy we wspólnotach słowiańskich często popełniały samobójstwa ażeby być pochowanymi obok swych mężów; dzieci i osoby starsze w okresach głodu były zabijane. W porównaniu do innych narodów, droga do chrystianizacji Słowian była opóźniona. Było to spowodowane faktem, że przez wiele wieków byli nomadami i gdziekolwiek się osiedlali, zmuszali mieszkańców danego terytorium do całkowitego dostosowania lub, w przeciwnym razie, opuszczenia swojej ziemi. Gdziekolwiek spotykali chrześcijaństwo, niszczyli je – tak jak w Tracji, Ilirii i Panonii.

Pierwsze elementy chrześcijaństwa zapożyczyli Słowianie od mieszkańców wyżej wymienionych terenów. Ludziom tym, mimo że utracili oni religijną organizację
jako taką, udało się zachować podstawowe elementy wiary, które nieświadomie przekazywali najeźdźcom. Fakt ten odgrywa istotną rolę w zagadnieniu na temat
dlaczego to właśnie Słowianie południowi jako pierwsi zaadoptowali ideę jednego Boga. Ale wiara chrześcijańska rozprzestrzeniała się również za pośrednictwem jeńców wojennych, kupców i misjonarzy. Greccy misjonarze pracowali na terenie wszystkich narodów słowiańskich, podczas gdy Włosi i Niemcy ograniczali się jedynie do zachodnich Słowian.

Chrześcijaństwo pomogło Słowianom umocnić ich władzę państwową, zorganizować się społecznie i dzięki temu wejść do grona cywilizowanych narodów.

W oczekiwaniu na Wielką Misję

Po powrocie obu misjonarzy z Chazarii do Konstantynopola zarówno cesarz Michał III, jak i patriarcha Focjusz odczuwali ogromną satysfakcję. Korzystając z okazji starali się także przekonać Metodego aby nie wracał na Olimp, ponieważ uważali go za niezbędnego w służbie Kościołowi. Zaproponowano mu pozycję biskupa z zamiarem wysłania prawdopodobnie do Rosji, ale on odmówił; byli więc zmuszeni wysłać kogoś innego. Zgodził się jednak nie wracać na Olimp, i objął posadę igumena w klasztorze pod wezwaniem Polichroniusza na obszarze dawnej Propontydy, na wschód od miasta Kyzikos. W ten sposób, pozostał blisko stolicy.

Konstantyn został profesorem patriarchalnej Szkoły Teologicznej mieszczącej się w okręgu budowli Świętych Apostołów. Nauczał, studiował i przygotowywał się do czegoś wspaniałego, co już wkrótce miało nastąpić.

W roku 862 władca Moraw, Rościsław, wysłał delegację do Konstantynopola z prośbą o nauczyciela, który mógłby przekazać nauki chrześcijańskie obywatelom jego kraju. Prawo ustanowione przez Bizancjum i Patriarchat Ekumeniczny mówiło, ażeby sami przywódcy niecywilizowanych jeszcze narodów prosili o wysyłanie misji chrześcijańskich. W liście  wniesionym przez delegatów Rościsław pisał: “Jesteśmy Słowianami, ludźmi prostymi. Nasz naród odrzucił pogaństwo i otacza czcią
prawo chrześcijańskie, lecz brakuje nam nauczyciela, który przekazałby nam prawdziwą wiarę w naszym języku. Prawdopodobnie również inne narody zechcą podążać za naszym przykładem. Wyślij nam proszę, Panie, takiego biskupa i nauczyciela. W rzeczy samej, przez Was pożyteczne prawo przekazywane jest wszystkim narodom”.

Natychmiast odbyła się rada z udziałem cesarza Michała III, premiera Wardasa, Patriarchy Focjusza i innych osobistości. Wszyscy jednogłośnie pragnęli Konstantyna, do którego cesarz skierował się tymi słowami: ” Wiem, filozofie, że czujesz się zmęczony, ale musisz tam jechać, bo nikt inny oprócz ciebie nie jest w stanie poprowadzić tej misji”. Filozof w swej ripoście odparł, że niezależnie od tego czy jest zmęczony, czy też chory, zrobi to z ogromną radością, pod warunkiem, że będzie istniał alfabet odpowiedni dla ich języka. Oczywiście, on sam dokonał tłumaczeń tekstów na język słowiański z użyciem greckich znaków, i zauważył, że nie wszystkie dźwięki odnajdują swe odpowiedniki. Cesarz przemówił: “Mój dziadek, ojciec i wielu innych poszukiwali alfabetu, lecz nie zdołali go odnaleźć. Jakże więc ja mogę to osiągnąć?”. Konstantyn poczuł się w tym momencie słaby, ale cesarz kontynuował: “Jeśli zechcesz, to Bóg może pomóc ci odkryć ten alfabet, bo On daje tym, którzy proszą i otwiera tym, którzy pukają do Jego drzwi”.

Filozof opuścił radę i, zgodnie ze swym zwyczajem, zaczął modlić się wspólnie z niektórymi ze swych współtowarzyszy. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Konstantyn, oświecony i napełniony Bożą mocą, stworzył pierwszy słowiański alfabet, a następnie zajął się tłumaczeniem części Ewangelii Świętego Jana “Na początku było Słowo”.

Skrypt stworzony przez Cyryla nazywany jest głagolicą, której za podstawę posłużyła grecka minuskuła. Litery danego alfabetu zostały następnie zaokrąglone, skomplikowane i w pewnym stopniu zmienione przez uczonego. W przypadku dźwięków nieobecnych w języku greckim, Cyryl używa znaków hebrajskich lub innych
wymyślonych przez siebie. Poprzez ten skomplikowany skrypt chciał on podkreślić zarówno językową, jak i narodową odrębność i osobliwość Słowian. Nieco później skrypt został zmieniony – grecka majuskuła zastąpiła małe litery, a całość uległa uproszczeniu.W ten sposób powstał powszechnie znany alfabet zwany “cyrylicą”.

Językiem, na który zostały przetłumaczone przez braci Cyryla i Metodego teksty biblijne i liturgiczne, był język używany wówczas przez południowe plemiona słowiańskie, zamieszkujące tereny greckiego imperium. Wielu Draguwitów oraz Sagudatów podróżowało w owym okresie w celach handlowych do Tesalonik; wielu
również pracowało tam w charakterze sług rodzin szlacheckich. Członkowie tych rodzin oraz kupcy byli zmuszeni do uczenia się słów i wyrażeń tego obcego im języka, gdyż kulturowo słabo rozwinięci imigranci nie byli w stanie nauczyć się skomplikowanego języka greckiego. W przeciwnym wypadku komunikacja byłaby niemożliwa. Oczywiście ludzie o intelekcie Konstantyna i Metodego nie mieli większego problemu w zrozumieniu mechanizmu tego języka.

Ze względu na to, że od rozdziału słowiańskich plemion minęło zaledwie czterysta lat, ich dialekty nie różniły się w dużym stopniu między sobą. A więc dla przykładu, południowy dialekt słowiański był zrozumiały także dla Słowian północnych i zachodnich.Forma językowa wykorzystana przez dwóch braci nie była identyczna z istniejącym już dialektem mówionym, jako że pismo uległo zmianie. Pojawiły się nowe typy językowe, więcej wyrazów złożonych, a cały system języka uzyskał bardziej uroczysty charakter. Choć w pewnym stopniu sprawiał on wrażenie sztucznego i nigdy
zasadniczo nie został użyty w charakterze mówionym, to język ten stał się podstawą rozwoju wszystkich narodowych języków słowiańskich i stanowił narzędzie jedności Słowian od wtedy aż do dzisiaj.

Konstantyn przed rozpoczęciem wielkiej podróży, przełożył cztery Ewangelie, listy Nowego Testamentu oraz zbiór tekstów patrystycznych. Przygotował również
gramatykę i zbiór przemówień. We wstępie do tłumaczonych Ewangelii, zawarł jeden ze swych wierszy, który ukazuje aspiracje misjonarzy:

Usta, którym słodycz nie znana,
nieczuły czynią z człowieka kamień.

Lecz nade wszystko dusza bez księgi
jawi się w ludziach jako umarła.
Jakoż to wszystko, bracia, pojmując
radę dajemy tak wam potrzebną,
a która ludzi wszystkich odłączy

Od bydlęcego i w żądzy życia,
byście w rozumie swym nierozumnym,
w obcym języku słuchając słowa
jak głosu miedzi go nie słyszeli.

Misja morawska

W IX wieku na obszarze zamieszkiwanym przez Morawian panował ustrój monarchiczny typu feudalnego. Tereny te, niegdyś zamieszkiwane przez Longobardów, były wtedy podporządkowane państwu niemieckiemu, tak samo zresztą jak Czesi, Słowacy, oraz inne grupy polskich i słowiańskich plemion znad Łaby. Narody te, podrywane częstymi falami rewolucyjnymi, dzięki którym osiągały okresową niezależność i niepodległość, przeżywały fazę rozwoju, który zatrzymał się kilkadziesiąt lat później z powodu podboju Węgrów.

Chrześcijaństwo zaczęło rozprzestrzeniać się wśród Morawian z pomocą greckich, włoskich i niemieckich misjonarzy. Władca oraz wielu przedstawicieli szlachty zostali ochrzczeni już na samym początku, natomiast pozostały naród ciągle pozostawał pod wpływami pogaństwa. Gdy książe Rościsław mówił, że lud przyjął wiarę chrześcijańską, wyprzedzał wydarzenia, które w głębi duszy wierzył, że nie będą zbytnio zwlekać. Zwrócił się do Bizancjum z prośbą o przydzielenie biskupa, ażeby następnie móc rozpowszechnić wiarę chrześcijańską na terenie całego kraju, a co za tym idzie, stworzyć Kościół. Powody, dla których książe zwrócił się właśnie do Bizancjum były dwa: po pierwsze, wiedział, że istniały przygotowane już tłumaczenia ksiąg kościelnych w języku słowiańskim, a po drugie, nie obawiał się politycznych ingerencji Bizancjum (co przeciwnie, miałoby miejsce w przypadku Niemców).

Bizancjum nie wysłało biskupa, ponieważ zgodnie z greckimi zasadami prawosławnymi biskupi mieli prawo zarządzać jedynie określoną prowincją, z wykluczeniem prac misjonarskich. Dlatego też zamiast biskupa wysłano zespół misjonarzy. Grupa ta, na czele z liderami Konstantynem i Metodym, wyruszyła na Morawy wiosną 863 roku. W skład grupy misjonarzy wchodzili również Klemens, Naim, Angelariusz, Sawa i inni towarzysze, którzy w późniejszym okresie zostali wyróżnieni za swą pracę misyjną.

Przewodniczący misji został wyposażony przez cesarza Michała III w oficjalny list mówiący: “Oto ja posyłam Ci tego, któremu Bóg objawił ten alfabet. Jest on człowiekiem pobożnym i ortodoksyjnym; prawym i mądrym filozofem”.

Prawdopodobnie droga misjonarzy prowadziła przez miasta: Traianupoli, Filippi, Saloniki, Skopje, Nisz, Singidunum (Belgrad) i Sirmium, aż do morawskich granic, gdzie oczekiwali na nich delegaci cesarza. Greccy misjonarze zostali bardzo ciepło przyjęci przez Morawian. Zwłaszcza, że był to nie mały zaszczyt dla przedstawicieli tego dumnego, ale jakkolwiek niewykształconego narodu gościć tylu wykształconych mnichów bizantyjskich, przynoszących im w darze alfabet, jak również wiele ksiąg przetłumaczonych na język słowiański.

Pierwszym przystankiem misjonarzy był pałac Rościsława, położony w dzisiejszych Mikulczycach. Następnie przenieśli się do dzielnicy znanej nam dziś jako Stare Nesto, od dawnych czasów zamieszkiwanej przez pierwszych bizantyjskich misjonarzy oraz wielu kupców greckich. W owych latach dzielnica ta była nazywana Belehradem.

Morawianie żyli ze swymi rodzinami w wiejskich osiedlach. Każdy region miał jeden lub kilka fortów – “gradów”, które zamieszkiwali przywódcy wraz ze swymi armiami. Te same forty nieco później przekształciły się w miasta. Belehrad był najprawdopodobniej jedynym fortem Moraw, już wtedy przekształconym w miasto.

Konstantyn i Metody poświęcili się swej pracy, której zawsze towarzyszyły systematyczność i skuteczność. Już na początku założyli szkołę dla młodzieży
pochodzącej z rodzin szlacheckich, w której młodzi ludzie mogli oddawać się nauce alfabetu i gramatyki oraz badaniu Pisma Świętego i praktykom liturgicznym. Jednocześnie bracia rozszerzyli swoje nauczanie, głosząc Ewangelię również wśród prostego ludu oraz chrzcili tych, którzy przyjęli chrześcijaństwo; swych
współpracowników postanowili wysłać do najbardziej oddalonych obszarów kraju. W ten sposób chrześcijaństwo, które do tamtego okresu posiadało jedynie niewiele drewnianych kościółków w paru osadach, rozprzestrzeniło się teraz we wszystkich zakątkach kraju, nie tylko wśród Morawian, ale także wśród Czechów, Słowaków i Polaków.

Misjonarze tłumaczyli księgi liturgiczne, tak aby mogły być powoli używane podczas liturgii zgodnie z porządkiem kalendarza. Poza tym wznoszono wiele kamiennych kościołów, które zachowały się do dzisiaj i są obiektem archeologicznych odkryć.

Praca tych greckich misjonarzy była znacznie bardziej udaną i owocną niż praktyka ich włoskich lub niemieckich braci. Bez względu na to jednak Grecy zaakceptowali ich pomimo tego, że dopuszczali się oni wielu nadużyć, a także wprowadzali do obrządku przesądy pochodzące z pogańskich wierzeń Morawian. Ale zamiast tego bracia z zachodu zaczęli przyjmować wrogą postawę w stosunku do Cyryla i Metodego, próbując ich zniechęcić. Jako pretekst wybrali moment, gdy Rościsław w 864 roku, niedługo po przybyciu misjonarzy, podporządkował się władzy Ludwika II Niemieckiego. Twierdzili oni, że Bóg może być czczony jedynie w trzech językach: hebrajskim, greckim i łacińskim (to znaczy językach użytych przez Piłata na Krzyżu Pana), ale nie w języku słowiańskim. Konstantyn natychmiast obalił ich zarzuty i określając je piłatyzmem oraz trójjęzyczną ideologią. Przyczyny tego ataku były oczywiście inne. Niemcy nie sympatyzowali z Bizancjum i dlatego byli oburzeni formalnym zaproszeniem greckich misjonarzy. Grecy ze swojej strony ignorowali Niemców i uważali ich za barbarzyńców, dążących do opanowania tytułu cesarza i autokraty. Słowianie nie bez powodu od początku określali ich słowem “niemiec”, tzn. barbarzyńca. Przywódcą
niemieckich duchownych Moraw był wtedy Wiching, podczas gdy Włochów – Jan.

Rościsław, będąc w trudnej sytuacji i doznając politycznych nacisków, starał się doprowadzić do kompromisu przeciwników. Zaprosił więc wszystkich przedstawicieli grup do wyrażenia swoich poglądów, ale niestety nie doszło do porozumienia.

Misjonarze pozostali w tym okresie na Morawach trzy lata i cztery miesiące, czyli od zimy 863 roku do początku roku 867. Wykształcili i przeszkolili wielu uczniów, w tym 100 teologów; ciągle jednak brakowało im kapłanów, którzy mogliby przeprowadzać nabożeństwa. Wiadomo było, że jedynym prawdziwym księdzem wśród nich był Konstantyn, jakkolwiek wielu z jego towarzyszy oraz dawnych misjonarzy greckich posiadało święcenia kapłańskie. Nie wystarczało to jednak do tego, aby pokryć potrzeby Kościoła, które nieustannie wzrastały. Nie pozostało im nic innego jak tylko wyświęcić na biskupa jednego lub dwóch duchownych, ażeby kapłaństwo mogło się w naturalny sposób rozprzestrzeniać.

W Rzymie

Dwóch braci opuściło Morawy, zostawiając tam część swoich towarzyszy. Pierwszym celem wędrówki stała się miejscowość Vladinski Kostel, stolica Panonii. Ten kraj, niegdyś należący do imperium rzymskiego, był teraz zamieszkiwany przez Słoweńców. Chrześcijaństwo, przez lata tłumione, znów zaczynało się odradzać.

Władca Panonii – Kocel był chrześcijaninem i zazdrościł Morawianom, którzy sprowadzili do swojego kraju tak świetnych nauczycieli. Po wielokrotnych konwersacjach, które miały miejsce już dużo wcześniej, teraz król Kocel oczekiwał greckich nauczycieli i misjonarzy w swoim kraju, którzy mieli przekazać swe nauki Słoweńcom. Oczekiwał na nich z uzasadnionym entuzjazmem; sam nauczył się słowiańskiego skryptu i czytał ich książki. Bracia pozostali w Panonii sześć miesięcy i zdołali przeszkolić 50 uczniów.

Misjonarze kontynuowali swą wędrówkę. Jaki był ich cel? Oczywiście, Konstantynopol. Zadanie, które im powierzyli cesarz Michał III i patriarcha Focjusz miało ogromną wagę. Bracia wiernie wypełniali rozkazy swoich zwierzchników i teraz, widząc, że Kościoły Moraw i Słowenii mogą być zorganizowane w metropolie, udawali się do stolicy imperium aby dokonać chirotonii.

Niestety jeszcze przed opuszczeniem Panonii (Słowenia) dotarły do nich złe wieści. Borys – władca Bułgarii odłączył bułgarski Kościół od wpływów patriarchatu i zwrócił się w kierunku zachodnim. Teraz, ponieważ nie było to najlepszym rozwiązaniem aby przechodzić w drodze do Konstantynopola przez terytorium Bułgarii, misjonarze musieli przeprawić się drogą morską i w tym celu udali się do Wenecji. Tam zostali przyjęci przez biskupów, kapłanów i mnichów w sposób niezwykle agresywny; oskarżano ich o używanie języka słowiańskiego podczas nabożeństw. W odpowiedzi na to Konstantyn broniąc swego stanowiska, przekonywał, że wszyscy ludzie mają prawo do czytania Biblii i uwielbiania Boga w swoim ojczystym języku.

Misjonarze, którzy znajdowali się pod stałą kontrolą Wenecjan, zostali wezwani do Rzymu na przesłuchanie przez silnego opozycjonistę Focjusza – papieża Mikołaja I. Przybyli tam w grudniu 867 roku, lecz na miejscu spotkały ich ogromne zmiany. Papież Mikołaj I zmarł, a jego miejsce zajął Adrian II. Zarówno nowy papież, jak i duchowieństwo oraz lud Rzymu przyjęli misjonarzy z ogromnym entuzjazmem, który został wytłumaczony nieco później – bracia z Salonik przybywali do nich z wielkim darem – relikwiami świętego Klemensa. Z tego powodu, a także dlatego, że papież chciał utrzymywać dobre stosunki z Konstantynopolem, zadanie misjonarzy zostało wypełnione bez większych przeszkód. Papież przyjął słowiańskie księgi i umieścił je w głównym kościele miasta.

Nieco później na polecenie papieża biskup Formozus – późniejszy papież – oraz biskup Gauderich, dokonali namaszczenia Metodego i trzech jego uczniów na kapłanów, a dwaj inni towarzysze zostali mianowani lektorami. Liturgia, która odbyła się po procesie chirotonii była odprawiana w języku słowiańskim.

Dwaj bracia i ich uczniowie pozostali w greckich monastyrach Rzymu, oczekując chirotonii na biskupów. Czas jednak mijał, a chirotonia opóźniała się. Papież wahał się, ponieważ bał się rozprzestrzenienia greckich wpływów na obszarze, który uważał za własny.

W międzyczasie Konstantyn, który zawsze był słabego zdrowia zachorował. Kiedy zrozumiał, że zbliża się jego koniec, przywdział swe szaty liturgiczne, w których pozostał cały dzień i pełen szczęścia rzekł: “Nie jestem już sługą cesarza ani kogokolwiek innego na tej ziemi, jak tylko wszechmocnego Boga. Ja nie istniałem; istnieję i będę istnieć w wieczności. Amen”. Następnego dnia ubrał się w zakonną szatę, a następnie przybrał imię Cyryl. Pozostał tak przez 50 dni. Kiedy poczuł, że dzień jego śmierci jest blisko, modlił się: “Panie, mój Boże, który stworzyłeś wszelkie zastępy anielskie i moce niebieskie, Ty, który rozpostarłeś niebiosa, ustanowiłeś ziemię i stworzyłeś wszystko z niczego; Ty, który zawsze słuchasz tych, którzy pełnią Twoją wolę, obawiają się Ciebie i zachowują Twe przykazania, usłysz moją modlitwę i strzeż swego wiernego stada, na którego czele umieściłeś mnie, Twego sługę niezdolnego i niegodnego. Chroń je od bezbożnych i pogańskich sił zła tych, którzy bluźnią przeciw Tobie. Unicestwij herezję trzech języków”.

Zmarł w wieku 42 lat w roku 869. Papież wydał polecenie zorganizowania wielkiego i uroczystego pogrzebu, lecz Metody nie wyraził zgody. Pragnął przenieść relikwie swego brata do Konstantynopola, lecz Rzymianie surowo się temu sprzeciwili. Cyryl został pochowany w kościele św. Klemensa, po prawej stronie od Świętego Ołtarza.

W Słowenii

Morawianie i Słoweńcy niecierpliwie czekali na braci, których przybycie ciągle jednak się odwlekało. Kocel, władca Słowenii prosił o przybycie Metodego w swych pismach, lecz dopiero na wiosnę 869 roku, niedługo po śmierci Cyryla otrzymał odpowiedź od papieża. Papież w swoim liście skierowanym do Kocela i do Rościsława wychwalał prawego ducha religijności, który mocno przebijał w charakterze Metodego; poza tym wydał polecenie przeprowadzania nabożeństw w języku słowiańskim oraz określił wilkami wszystkich tych, którzy ignorowali księgi napisane w tym właśnie języku.

Jednak niezadowolenie w Słowenii rosło. Słoweńcy prosili o wysłanie im biskupa, a papież ciągle wahał się w wyświęceniu Metodego na biskupa, ponieważ obawiał się możliwości stworzenia przez niego niezależnego Kościoła w Słowenii i na Morawach. Kocel zdecydował się w tym wypadku działać. Wysłał z powrotem do Rzymu Metodego z eskortą 20 słoweńskich urzędników i zażądał jego namaszczenia na biskupa ostrzegając, że w przeciwnym razie zwróci się o to do Bizancjum.

Determinacja oraz wiara słowiańskiego władcy zwyciężyły. Papież dokonał chirotonii Metodego na godność biskupa, a sam przeniósł się do stolicy Słowenii, przyjmując tytuł arcybiskupa Sirmium, dawnej stolicy Ilirii, położonej na południe od Dunaju.

System, który funkcjonował w Kościele po okresie działalności Cyryla i Metodego był autokefaliczny, zgodnie z bizantyjskim systemem percepcji. Rozróżniamy dwa wielkie fragmenty zjednoczonego wtedy Kościoła, biorąc pod uwagę ich różnice pod względem tradycji i mentalności. Na zachodzie utrzymywała się filozofia absolutnej koncentracji i jedności, odziedziczona jeszcze z czasów starożytnego Rzymu; obowiązywało całkowite podporządkowanie obszarów chrześcijańskich i ich organizacja jako jednostek jednego i nierozerwalnego Kościoła Zachodniego, używanie łaciny oraz zależność – w tym okresie – od władzy państwa niemieckiego. Na wschodzie panował ideał federalnego związku, odziedziczony z dawnych tradycji greckich i chrześcijańskich, zakładający istnienie na obszarach chrześcijańskich systemu autokefalicznych Kościołów, używanie lokalnych języków na potrzeby liturgii oraz podporządkowanie władzy politycznej niezależnych państw.

W ten sposób Kościół ten administracyjnie nie zależał ani od Konstantynopola, ani też od Rzymu, lecz utrzymywał kontakty z obiema stronami. Jego podwaliny zostały założone zgodnie z instrukcjami Konstantynopola oraz greckim duchem autonomii. W rzeczywistości, stanowił on prototyp dla innych słowiańskich Kościołów, które powstały nieco później, z tą tylko różnicą, że miały one więcej szczęścia jeżeli chodzi o problem obcych interwencji.

Aktywność Metodego była silniejsza teraz, gdy zajmował wyższe stanowisko. Namaścił na duchownych Ogromną część swoich uczniów – Słoweńców, Chorwatów i Serbów, do których została przeciągnięta jego jurysdykcja. Chorwaci i Serbowie przyjęli pierwszych misjonarzy z bizantyjskich posiadłości nad Adriatykiem.

Chrześcijaństwo stawało się w tym okresie coraz bardziej powszechne na tym obszarze oraz wzrastało w mocy i duchowości. Wszystkie trzy Kościoły utrzymywały
słowiański charakter, z wyjątkiem chorwackiego, który po pewnym okresie zaczął swój zwrot w kierunku Rzymu za panowania Branimira, który w roku 879 zamordował Zdeslawa. W Słowenii sytuacja ta została częściowo zachowana do naszych czasów, mimo że w późniejszym czasie rozpoczął swą dominację na tych ziemiach katolicyzm. Tam też zachowało się początkowe pismo słowiańskie – głagolica.

W tym samym czasie Metody dokonał chirotonii wśród wielu swoich uczniów z Moraw, których wysłał z powrotem do ich kraju, aby mogli kontynuować misję chrześcijańską. Wśród nich znajdował się również Gorazd.

Działalność ta zakończyła się jednak dosyć prędko. Przedstawiciele niemieckiego Kościoła oraz przywódcy polityczni byli niezadowoleni z wyników działalności Metodego. Jego praca wypełniała słowiański Kościół nie tylko słowiańskim, ale również greckim charakterem, zamykając tym samym drogę do istniejącej w tym okresie tendecji ideologicznego zwrotu w kierunku Niemiec, co stanowiło powód wielkiego rozczarowania łacińskiego duchowieństwa.

W tym okresie Ludwik II Niemiecki, eskortowany przez trzy zbrojne armie najechał na Morawy, ponownie je sobie podporządkowując. Rościsław, który wcześniej zaprosił greckich misjonarzy do swego kraju, został zdetronizowany, a następnie oślepiony. Kocel obawiał się, że czeka go ten sam los. Z tego też powodu, kiedy niemieccy duchowni aresztowali Metodego w Słowenii i odwieźli go do Niemiec, nie zareagował.

W listopadzie 870 roku Metody został postawiony przez biskupów bawarskich w Regensurgu przed sądem. Twierdzili oni, że rzekomo opanował on tereny przynależące do arcybiskupstwa Salzburga.

W tym okresie panowała silna tendencja uniezależnienia i oddzielania się niemieckiego Kościoła od Rzymu, co potwierdza również niniejszy przykład. Metody stojąc przed władcą niemieckim Ludwikiem nazwał swych prześladowców “barbarzyńcami”. Po procesie został uwięziony w klasztorze Elwagen w Szwabii, przerwano mu oprócz tego możliwość komunikowania z papieżem, a jego posłańca – mnicha Łazarza – zabito. Wielu z uczniów Metodego uciekło na Morawy, do Chorwacji oraz do Serbii, podczas gdy inni pozostawali w ukryciu w Słowenii.

Papież Adrian w zasadzie nigdy nie dowiedział się o tych wydarzeniach, a nowy papież Jan VIII został o wszystkim poinformowany dosyć późno. Zaraz po tym postanowił wyrazić swój sprzeciw i niezadowolenie z powstałej sytuacji uwięzienia Metodego w liście do Ludwika. Podobne listy papież wysłał również do arcybiskupa Salzburga Adalwina oraz innych biskupów niemieckich.

Po tej interwencji Metody, skazany wcześniej przez swoich prześladowców na dożywocie, został uwolniony.

Powrót na Morawy  

Interwencja papieża nie była jedynym powodem uwolnienia Metodego. Przyczyniło się do tego mianowicie pośrednictwo cesarza Bazylego I Macedończyka, który w roku 872 wysyła delegację do Ludwika, zmieniając tym samym sytuację na Morawach. Nowy władca Moraw, Świętopełek, bratanek Rościsława, uzyskuje niepodległość po nowej rewolucji, wśród liderów której znajdował się również ksiądz Sławomir. Duchowieństwo słowiańskiego Kościoła Moraw zawsze działało z myślą o politycznej niepodległości swojego kraju.

Po dwóch i pół roku pozbawienia wolności Metody został uwolniony. Teraz już nie zamierzał wracać do Słowenii, lecz na Morawy, utrzymując tytuł arcybiskupa Sirmium. Jego liczni uczniowie przyjęli go z entuzjazmem, gdy powrócił do nich latem 873 po sześciu latach nieobecności.

Od tego momentu rozpoczyna się szczytowy okres dla nowopowstałego na Morawach Kościoła. Wielki misjonarz podjął podwójne zadanie. Z jednej strony kontynuował  kształcenie teologów, duchownych i nauczycieli, z drugiej zaś nieprzerwanie zajmował się nauczaniem szerokich mas ludzi. Duchowni zostali rozesłani we wszystkie regiony kraju, podczas gdy mieszkańcy, oswobodzeni od pogańskich religii swoich przodków, uwierzyli w jedynego prawdziwego Boga. Następnie odwiedził wszystkie obszary, które wchodziły w skład kraju Świętopełka i były zamieszkiwane przez Słowian (Czechy, Saksonia Śląska i południowa Polska). Metody sam ochrzcił pierwszego chrześcijańskiego władcę Czech Borzywoja I, niedługo po czym udał się w kierunku Kijowa, gdzie głosił Słowo Boże Rosjanom.

Misja na Morawach była przeprowadzana w bardzo trudnych warunkach, ponieważ po przegranej bitwie Świętopełek w 874 roku został zmuszony do poddania się Niemcom. Zachowanie niemieckich duchownych znów stawało się zuchwałe; władca, w celu uniknięcia nieporozumień i starć postanowił rozwiązać problem religii w sposób następujący: on sam trzymał się łacińskiego obrządku, podczas gdy jego lud uczęszczał na nabożeństwa w języku słowiańskim. W ten sposób Metody zaczął powoli oddalać się od władcy, zwłaszcza w momencie, gdy przeniósł on swoją stolicę do odległej Nitry. W sytuacji tej niemałą rolę odegrały również skargi wynikające z komentarzy Metodego na temat moralności Świętopełka. Z tych właśnie powodów, a także ze względu na to, że ogólnie władca oraz ludzie z jego świty chcieli unikać jakichkolwiek sporów z Niemcami, grecka misja znalazła się w niekorzystnym położeniu.

Świętopełek, naciskany przez dwóch księży – niemieckiego Wichinga i włoskiego Jana – zwrócił się do papieża Jana VIII, mając na celu przeniesienie odpowiedzialności za swoje działania na osobę drugą. Papież napisał wówczas do Metodego: “Słyszeliśmy, że głosisz wszystkim, że Kościół rzymski nie został wzniesiony przez Piotra, czołowego z apostołów i prowadzisz tym samym lud do zguby. Domagamy się więc w tym liście, ażebyś natychmiast zjawił się przed nami, byśmy mogli cię wysłuchać i zapoznać się z twoimi naukami. Zostaliśmy również poinformowani, że przeprowadzasz nabożeństwa w języku barbarzyńców, to znaczy słowiańskim, podczas gdy Paweł, biskup z Ankony, dostarczył ci list, w którym zostało surowo zabronione wykonywanie świętych liturgii w tym języku”.

Zaproszenie do Rzymu było również uzasadnione potrzebą papieża, aby zobaczyć, czy Metody rzeczywiście trzymał się wszystkich tych zasad, których w formie pisemnej i ustnej obiecał papieżowi rzymskiemu przestrzegać.

Metody był zmuszony udać się do Rzymu w roku 879, gdzie czekał go sąd. Jednocześnie został wysłany również przedstawiciel morawskiego władcy, Wiching,
którego Świętopełek naznaczył jako następcę Metodego w wypadku odwołania. Na miejscu jednak sytuacja uległa zmianie. Osobowość Metodego była tak silna, że  jedynie swą obecnością udało mu się wpłynąć na przebieg wypadków. Poza tym, było oczywistym, że w tym okresie różnice w poglądach papieży wywoływały niemałe
zamieszanie. Inaczej wypowiadał się były papież, inaczej jego następca, nie mówiąc już o tym, że często poglądy polityczne nawet tej samej osoby były niekonsekwentne. Zmiany w poglądach Jana wynikały z obawy odcięcia się Słowian Zachodnich od wpływów rzymskich, co zresztą stało się z Bułgarami.

W tej sytuacji Jan VII w nowym liście wymaga rzeczy zupełnie przeciwnych temu, czego domagał się w swej poprzedniej korespondencji. Pisze, że po krótkim przesłuchaniu Metodego stwierdził, że jego wiara odpowiada symbolowi wiary Kościoła rzymskiego, który w tym czasie nie różnił się od Kościoła greckiego. Termin “filioque”, czyli, że Duch Święty pochodzi także od Syna, nie był jeszcze wtedy wprowadzony do nauk Kościoła, niemniej jednak istniał jako pojęcie, popularne zwłaszcza w kręgu niemieckich teologów. Ponadto papież poprosił, aby Księgi Pańskie były głoszone również w języku słowiańskim, ze względu na to, że Biblia nakazuje oddawać chwałę Panu, nie tylko w trzech, ale we wszystkich językach świata.

Metody, chcąc ukazać swą obojętność wobec zaistniałej sytuacji, przetłumaczył na język słowiański także łacińskie liturgie, które były wtedy w użyciu, ażeby w swoim Kościele miał możliwość przeprowadzania nabożeństw zarówno w tradycji wschodniej, jak i zachodniej.

W ten sposób Metody powrócił na Morawy usprawiedliwiony jako biskup. Papież jednak, aby zadowolić swego władcę kazał Metodemu namaścić Wichinga na biskupa
Nitry i zażądał jeszcze jednej osoby, tak aby w regionie mogła powstać metropolia z trzema biskupami na czele.

W Konstantynopolu

Upłynęło wiele lat od czasu kiedy w 863 roku dwaj bracia opuścili Konstantynopol. Ich plan powtórnego odwiedzenia tego miasta w 867 roku nie mógł być zrealizowany. W następnym roku Cyryl zmarł, a Metody, w mozole nieustannej pracy i pośród tysięcy przeszkód, nigdy nie znalazł okazji do powrotu. Ale zawsze twierdził, że powinien próbować zrealizować tę długą podróż z wielu powodów. Po pierwsze, ponieważ chciał jeszcze jeden raz ujrzeć miejsce, w którym się urodził, był wychowywany, studiował i mieszkał w młodości; po drugie, ponieważ konieczną była wymiana myśli z bizantyjskimi władcami na temat jego pracy, a po trzecie, ponieważ niemieccy duchowni szerzyli pogłoski, że Metody stracił zaufanie do greckiego cesarza. Poza tym, wizyty w stolicy zażądali patriarcha Focjusz i cesarz Bazyli.

W roku 881 papież Jan poprosił Metodego o powtórny przyjazd do Rzymu, w sytuacji gdy Wiching kontynuował swe oskarżenia. Ale tym razem misjonarz odmówił, wierząc że należy położyć kres tym niekończącym się pytaniom i oskarżeniom. Fakt ten stał się dodatkowym powodem, który przyspieszył jego transfer do Konstantynopola.

Podróż odbyła się w roku 881. Lud stolicy oraz tamtejsi władcy i duchowni witali go z ogromnym entuzjazmem. Wiedzieli o jego wspaniałych osiągnięciach w odległych krajach Europy Środkowej, więc ich radość gdy ujrzeli Metodego z bliska była nie do opisania. Bizantyjczycy zatwierdzili dzieło, którego dokonał w tych krajach i dyskutowali o przyszłości słowiańskiego Kościoła na zachodzie. Niestety, w sytuacji gdy na drodze między Bizancjum i Morawami znajdowała się sprawa Bułgarii, Konstantynopol nie mógł okazać mu jakiejkolwiek znaczącej pomocy. W tej sytuacji zasugerowano mu, aby zachował on autokefaliczny Kościół i nie przyjmował żadnych interwencji z zewnątrz.

Przy tej okazji Metody poinformował Focjusza o rozprzestrzenianiu się nauk dotyczących pochodzenia Ducha Świętego także od Syna. To właśnie wtedy patriarcha napisał swój znany list, w którym przeciwstawiał się tym naukom. W Konstantynopolu Metody zostawił jednego kapłana i jednego diakona w charakterze swych przedstawicieli, ale też w celu zarządzania instytutem slawistyki.

W drodze powrotnej Metody zatrzymał się w Bułgarii, i na spotkaniu z królem Borysem w Presławie udzielał mu porad na temat kształtowania Bułgarskiego Kościoła. Obiecał też wysłać mu swoich uczniów do pomocy, którzy rzeczywiście udali się tam, lecz dopiero po jego śmierci.

Ostatnie lata

Po powrocie z Konstantynopola, misjonarz gorliwie oddał się w tłumaczeniom tekstów, niezbędnych dla jego Kościoła. Przypuszcza się, że w stolicy zwrócono mu szczególną uwagę aby był bardzo ostrożny w tym zakresie. Niestety wcześniej koleje życia i liczne obowiązki zmusiły go do zaniedbania tej części jego pracy.

W roku 883 przetłumaczył cały Stary Testament, za wyjątkiem Psalmów, które uprzednio były przetłumaczone przez Cyryla, i Księgi Machabejskiej. Zaczął on swoje tłumaczenie w marcu, a ukończył je już siedem miesięcy później, w przeddzień święta swego opiekuna – św. Dymitra.

Metody przetłumaczył również część tekstów patrystycznych oraz Prawo kanoniczne. W ten sposób podarował on Morawianom i reszcie Słowian, ich pierwsze prawa pisane, które pozwoliły następnie na powstanie życia społecznego, niezależnego od woli władców, opartego na obiektywnym i bezstronnym spojrzeniu na człowieka.

W procesie tłumaczenia tekstów brało udział również wielu z jego uczniów.

Rok 884 przeminął pod znakiem nowego starcia na Morawach, tym razem dogmatycznego. Wydaje się, że jego powodem było ujawnienie listu Focjusza, odnoszącego się do sprawy Ducha Świętego na zachodzie. Metody, podobnie jak Focjusz, nazywał heretykami tych, którzy używali terminu “filioque”, zatwierdzając
pochodzenie Ducha Świętego również od Syna. Wiching zareagował z wściekłością na tą sytuację i zaczął stwarzać problemy na drodze Metodego. Arcybiskup był
zmuszony uciekać się do ostatecznego środka, jakim była ekskomunika, którą wystosował wraz z kongregacją duchownych.

Świętopełek był pod ogromnym wrażeniem i po krótkim okresie czasu stał się przyjacielem Metodego. Właśnie wtedy i w taki sposób została osiągnięta jedność  Kościoła morawskiego, lecz niestety tylko na chwilę.

Metody miał około 65 lat, kiedy poczuł, że jego koniec się zbliża. Jego uczniowie pytali go z niepokojem i głębokim poruszeniem: “Czcigodny ojcze i nauczycielu, który z nas pragniesz by zajął twoje miejsce?”. Wtedy on wskazał na znanego wszystkim Gorazda, mówiąc: “On jest wolnym człowiekiem i pochodzi z waszego kraju; doskonale oczytany, zna zarówno księgi łacińskie, jak i prawosławne. Niech się stanie wola Boża, abyście mogli się radować, jak i ja się raduję”.

Wyznaczenie następcy nie było paradoksem. Było to po prostu pragnienie misjonarza, lecz zatwierdzone następnie przez wszystkich duchownych i mieszkańców Moraw. Bardzo możliwe, że Gorazd już wtedy był biskupem; to znaczy, był już wybrany i namaszczony na biskupa Nitry, w celu zastąpienia ekskomunikowanego Wichinga. Ale teraz nie był to jedynie wybór biskupa, lecz powierzenie Gorazdowi tronu arcybiskupa.

W Niedzielę Palmową w 885 roku, Metody udał się do katedry w Belgradzie, gdzie był zebrany cały lud. Był bardzo chory. Złożył podziękowania cesarzowi Konstantynopola, władcy Moraw, duchowieństwu i ludowi. Na koniec powiedział: “Moje dzieci, czekajcie na mnie aż do trzeciego dnia”. I tak też zrobili. O świcie trzeciego dnia Metody wypowiedział swoje ostatnie słowa : “Panie, oddaję duszę moją w Twoje ręce”. Zmarł w ramionach bliskich duchownych dnia 6 kwietnia indykcji 3-ciej, w 6393 roku od stworzenia, czyli 6 kwietnia 885 roku.

Jego uczniowie przeprowadzili ceremonię pogrzebową w trzech językach jednocześnie: greckim, łacińskim i słowiańskim, a zaraz po tym umieścili relikwie wielkiego misjonarza w katedrze. W ten sposób Metody został zaliczony do grona ojców i patriarchów, i proroków, i apostołów, i nauczycieli, i męczenników.

Niezliczona masa ludu podążała za pogrzebem. W dniu śmierci wielkiego misjonarza i nauczyciela płakali i smucili się wszyscy bez wyjątku: kobiety i mężczyzni, młodzi i starzy, bogaci i ubodzy, wolni i niewolnicy, przechodni i mieszkańcy wsi, chorzy i zdrowi.
Uczniowie Cyryla i Metodego

Gorazd rozpoczął zarządzanie swoim Kościołem z ogromną gorliwością. Niestety już po krótkim czasie pojawili się wrogowie. Wiching, widząc, że żywot Metodego zmierza ku końcowi, udał się do Rzymu aby zapewnić sobie następstwo tronu arcybiskupa. Przekonał papieża Stefana V do ponownego sprzeciwu wobec grecko-słowiańskiego Kościoła Morawach, który następnie w swoim piśmie zażądał zaakceptowania nauk o pochodzeniu Ducha Świętego zarówno od Ojca, jak i Syna.

Jednocześnie papież naznaczał Wichinga jako przywódcę Kościoła, zakazując Gorazdowi podjęcie obowiązków biskupich, przed tym jak przybył do Rzymu i był
zaakceptowany przez samego papieża. To oznacza, że właściwie na początku musiał zaaprobować Gorazda jako biskupa, lecz nie przywódcę Kościoła Morawskiego. Podobnie, zabronił stosowania języka słowiańskiego, twierdząc, że Metody wprowadził ten język do Kościoła mimo zakazu papieża Jana VIII. Prawda jest taka, że Stefan nie miał jakiejkolwiek wiedzy na te tematy, ponieważ papież Jan VIII wyraził zgodę na używanie języka słowiańskiego w liturgii Kościoła.

Świętopełek, który był adresatem listu papieża Stefana, odnowił swe stare sympatie dla łacińskiego kultu. Zignorował ekskomunikę Wichinga i nabrał odwagi. Dzięki jego tolerancji niemieckie duchowieństwo ponownie rozpoczęło dogmatyczne spory na temat pochodzenia Ducha Świętego. Pomimo zdecydowanego oporu Gorazda i Klemensa, ataki zwolenników obozu łacińskiego nie ustawały.

Następnie Świętopełek, udając, że chce iść na kompromis, zaprosił przywódców przeciwnych grup do Nitry i przemówił do nich: “Jestem człowiekiem niewykształconym i nie znam prawd dogmatycznych. Dlatego też oddam Kościół temu, kto jako pierwszy przysięgnie, że posiada pełną znajomość prawosławia”. Zanim skończył swoje przemówienie, Niemcy – prawdopodobnie zmówieni między sobą – natychmiast złożyli przysięgę; Bizantyjczycy odmówili takiej przysięgi, twierdząc, że jest ona zakorzeniona w pogaństwie.

Świętopełek przekazał przywódców kleru grecko-słowiańskiego Kościoła Niemcom. W ogólnej sumie około 200 osób, byli to wszyscy ci, którzy znajdowali się wtedy w Nitrze lub służyli w Belgradzie i innych podobnych dużych miastach. Ci, którzy pracowali w małych osiedlach i odległych prowincjach nie byli dotknięci uciskiem – przynajmniej nie na początku.

Przedstawiciele grecko-słowiańskiego duchowieństwa byli początkowo torturowani, następnie młodsi z nich byli sprzedani jako niewolnicy do Żydów, podczas gdy osoby starsze, wśród których znajdowali się także przywódcy, byli uwięzieni. Ci, którzy zostali sprzedani, kilka miesięcy później byli uwolnieni w Wenecji przez delegatów cesarza, opłaciwszych odpowiednie sumy okupu. Stamtąd kapłani udali się do Konstantynopola, a także rozproszyli się na terytorium krajów słowiańskich. Więźniowie, przekazani do rozporządzenia okrutnym żołnierzom, zostali porzuceni w zimnie, w pobliżu brzegów Dunaju. Niektórzy z nich zmarli. Ci, którzy przeżyli rozeszli się w różnych kierunkach. Grecy postanowili iść brzegiem Dunaju, docierając aż do Belgradu. Wśród nich byli Klemens, Naum i Angelariusz, po latach wyróżnieni za kształtowanie Bułgarskiego Kościoła w centrum Ochrydy.

Miejscowi ludzie ukrywali się w domach krewnych lub przyjaciół, albo też uciekali do tych prowincji, które nie zostały dotknięte prześladowaniami, takich jak Czechy czy Polska. Wśród nich znajdował się Gorazd. W 899 roku grecko-słowiański Kościół na Morawach przechodzi reformację i otrzymał nowego arcybiskupa oraz trzech biskupów. Owym arcybiskupem najprawdopodobniej był Gorazd.

W początkach X wieku Morawy zostały ponownie dotknięte najazdami nowego okupanta – Węgrów. Wraz z narodem, został zniszczony również Kościół, jednak jego
relikwie pozostają do dziś. Na przestrzeni wszystkich wieków, aż do dnia dzisiejszego w Belgradzie każdego roku odbywa się pielgrzymka na cześć misjonarzy – świętych Cyryla i Metodego.

Epilog

Rozwój chrześcijaństwa pośród narodów słowiańskich miał przebieg prędki i godny podziwu. Po długich przygotowaniach, era “oświecenia” dla tych narodów rozpoczęła się w roku 860 i w ciągu dwudziestu lat w zasadzie jej cykl się wypełnił, z wyłączeniem Rosjan, którzy potrzebowali jescze paru dekad aby zakończyć chrystianizację na swoich terenach.

Wydarzenia, które historycznie wiążą się z chrystianizacją Słowian mogą wydawać się działaniami niekiedy odizolowanymi i niespójnymi. Jeżeli jednak uznalibyśmy powyższe stwierdzenie za prawdziwe, to byłoby raczej niemożliwym do wyjaśnienia, jak w ciągu zaledwie 20 lat dokonano wśród narodów słowiańskich tak wielu ważnych dzieł, których nie zdołał dokonać nikt przedtem przez całe stulecia. Rzeczywiście, istnieje ogniwo łączące wszystkie te zdarzenia oraz nadzwyczajna siła, która napędza ten doskonale skonstruowany plan. Tą siłą był Ekumeniczny Patriarchat, który nadzorował wszystkie działania, a wykonawcami misji – dwaj bracia z Salonik – Cyryl i Metody, którzy niestrudzenie pracowali wśród wszystkich narodów słowiańskich: Rosjan, Morawian, Słoweńców, Chorwatów, Serbów, Słowaków, Czechów, Polaków i Bułgarów.

Ich dzieło miało zasadniczo religijne podstawy. Dzięki działaniom dwóch misjonarzy oraz ich uczniów, wszystkie narody słowiańskie mogły wejść do grona narodów chrześcijańskich. Nie należy zapominać o tym, że wraz z chrześcijaństwem, została przekazana również cywilizacja. Wraz z ideałem wiary, apostołowie nauczyli Słowian miłości i dobroci oraz zakorzenili w ich sercach ducha ofiary. Dali im pierwsze pisemne prawo, dzięki któremu na ich ziemiach powstał ustrój moralności i porządku, oraz oficjalny język, którego mogli używać w teologii, literaturze, nauce i edukacji. Język ten stał się silnym ogniwem, łączącym wszystkie narody słowiańskie.

Z tego właśnie powodu do dziś wszyscy Słowianie czują wdzięczność wobec dwóch braci – Cyryla i Metodego, natomiast Saloniki, wraz z całą Grecją mają słuszny powód do dumy.

Opublikowano przez: Komitet do obchodów 1100-letniej rocznicy świętych Cyryla i Metodego,
Saloniki 1967

http://www.impantokratoros.gr/2D28FB68.pl.aspx

************

14 lutego
Święty Walenty, biskup i męczennik

Święty Walenty Walenty był biskupem Terni w Umbrii. Wiadomości o nim są dość skąpe i niejednoznaczne. Żył w III w. i był kapłanem rzymskim. Tam w czasie prześladowań (Klaudiusza II Gota), wraz ze św. Mariuszem i krewnymi, asystował męczennikom w czasie ich procesów i egzekucji. Wkrótce sam został pojmany i doprowadzony do prefekta Rzymu, który przeprowadził rutynowy proces polegający na wymuszaniu odstępstwa od Chrystusa. W tym celu kazał użyć kijów. Ponieważ nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, kazał ściąć Walentego. Stało się to 14 lutego 269 roku.
Pochowano go w Rzymie przy via Flaminia. Brak bliższych wiadomości o nim nie przeszkodził w szybkim rozwoju jego kultu. Jego grób już w IV w. otoczony był szczególną czcią. Nad grobem papież Juliusz I wystawił bazylikę pod wezwaniem św. Walentego. Odnowił ją później papież Teodor I. Bazylika wraz z grobem św. Walentego stała się prawdziwym sanktuarium i jednym z pierwszych miejsc pielgrzymkowych. W ciągu średniowiecza kult Walentego objął całą niemal Europę.
W średniowieczu na terenie niemieckim Święty był wzywany jako orędownik podczas ciężkich chorób, zwłaszcza nerwowych i epilepsji. Na Zachodzie, zwłaszcza w Anglii i Stanach Zjednoczonych, czczono św. Walentego jako patrona zakochanych. W związku z tym dzień 14 lutego stał się okazją do obdarowywania się drobnymi upominkami.

W ikonografii św. Walenty przedstawiany jest jako kapłan w ornacie, z kielichem w lewej ręce, a z mieczem w prawej, także w stroju biskupa uzdrawiającego chłopca z padaczki.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-14b.php3

Terni. Miasto św. Walentego

Kult św. Walentego zanikł w Europie kilkadziesiąt, może kilkaset lat po Jego śmierci, by odrodzić się wraz z… komercyjnym świętem walentynek. Tylko w środkowych Włoszech, w rejonie zwanym Umbrią, trwał nieprzerwanie. To na tym terenie, w Terni, znajduje się grób Patrona Zakochanych

Chociaż Terni jest dziś mało romantycznym miastem (podczas bombardowania przez aliantów w 1944 r. zakładów zbrojeniowych i stalowych, zniszczeniu uległo 80% miasta, w tym najznamienitsze zabytki starożytne i średniowieczne; dziś dominuje tu powojenna architektura), zakochani chętnie pielgrzymują do – położonego nieco dalej od centrum – sanktuarium, by prosić Świętego o błogosławieństwo.

W poszukiwaniu Patrona

Pary modlą się w miejscu, gdzie jego uczniowie: Proklos, Apoloniusz i Efebo złożyli – według tradycji – ciało Męczennika, wykradzione zaraz po ścięciu, z rzymskiego cmentarza.
Wkrótce został tu wybudowany grobowiec, który był jednocześnie pierwszym oratorium. Gdy uznano chrześcijaństwo za religię państwową, zaczęto wznosić w tym miejscu bazylikę. Około 630 roku oddano ją pod opiekę benedyktynom.
W kolejnych wiekach (VIII-XIII), kiedy miasto przeżywało kryzys, miejsce pochówku Walentego stało się przedmiotem rabunków. Jednak kult Świętego trwał nadal – i musiał być silny, gdyż w początkach XVII w. postanowiono odnaleźć Jego ciało. W 1605 r. biskup Giovanni Antonio Onorati, za zgodą i dzięki wsparciu finansowemu papieża, rozpoczął wykopaliska. Odnaleziono je 21 czerwca tegoż roku w marmurowym grobowcu pod chórem bazyliki. Kości świętego i niekompletna czaszka spoczywały w ołowianej trumnie.

Mury, które mówią

Dwa miesiące później, 23 lipca 1605 r., bazylika otrzymała oficjalnie tytuł sanktuarium, a Walenty został obrany głównym patronem Terni.
Relikwie starannie ułożono w ozdobnej trumnie, zapieczętowano i złożono w tutejszej katedrze. Nie na długo jednak – gdyż wkrótce udało się doprowadzić do podjęcia decyzji o odbudowie bazyliki oraz klasztoru, i przeniesienia doczesnych szczątków Świętego na dawne miejsce pochówku. Pieczę nad tym miejscem mieli objąć Karmelici Bosi, którzy służą w sanktuarium do dziś.
Podczas prac budowlanych odkrywano fragmenty grobowców, świadczących o tym, że chrześcijański cmentarz, a później bazylika, powstały na miejscu pogańskich pochówków.
Ciekawostką jest to, że obok grobu św. Walentego spoczywali inni męczennicy i zwykli wierni. Wierni pragnęli spoczywać w takich właśnie miejscach – by także w ten sposób zapewnić sobie ochronę świętych.

Tradycja i legenda

W kolejnych wiekach bazylika bywała niszczona i odbudowywana.
Dziś ciało Świętego jest złożone – zgodnie z charakterystycznym m.in. dla Włochów – zwyczajem, w przezroczystej trumnie pod ołtarzem. Nie wystawiono go jednak na widok publiczny, lecz schowano – także z często spotykaną tu tradycją – w leżącej figurze przedstawiającej Biskupa.
Za ołtarzem, pomiędzy prezbiterium, a ukrytą z tyłu kaplicą – około dwóch metrów poniżej poziomu posadzki, znajduje się grota, będąca wcześniejszym miejscem pochówku Świętego.
Witraż, nad głównym wejściem do świątyni, przedstawia młodą parę w rzymskich strojach, błogosławioną przez św. Walentego, nawiązuje do jednej z legend.
Otóż – według przekazu – św. Walenty miał udzielić ślubu rzymskiemu legioniście Sabino z młodą chrześcijanką Serafią. Uczynił to, mimo że ówczesny cesarz był niechętny ożenkom legionistów, uznając ich za gorszych żołnierzy. Cesarz rozsierdzony tym oraz faktem, że obywatel Rzymu związał się z chrześcijanką, skazał biskupa Walentego na ścięcie (273 r.). Jak podają niektóre źródła – św. Walenty miał wówczas… dziewięćdziesiąt osiem lat.

Zakochani przy wodospadzie

W Terni – oprócz bazyliki, warto zwiedzić starożytny kościół Sant’Alo, kościół San Salvatore wzniesiony prawdopodobnie na ruinach rzymskiej świątyni słońca, kościół św. Franciszka, pochodzący z XII w. oraz katedrę z XVII wieku, a także ruiny rzymskiego.
Najbardziej chyba jednak romantycznym miejscem w okolicach Terni jest wodospad Marmore, który powstał w wyniku osuszania bagien przez Rzymian, w 271 r. Skierowali oni wówczas rzekę Velino na południe, do Nery.
Marmore uchodzi za jeden z najwyższych wodospadów w Europie. Ma 165 m. wysokości. Niewielu jednak wie, że wodę w nim można wyłączyć w dużej mierze… jednym przyciśnięciem guzika. Wodospad jest bowiem dodatkowo zasilany – od lat 30. XX wieku – dzięki postawieniu tamy na jeziorze Piediluco.

Walentynki w Terni

W Terni uroczystości związane ze św. Walentym odbywają się nie tylko 14 lutego, ale przez cały miesiąc. Błogosławieństwu narzeczonych i małżonków w bazylice, towarzyszą przedstawienia, koncerty, spotkania, konferencje, zawody sportowe, konkursy, pokazy sztucznych ogni, powitanie nowych mieszkańców miasta itd. W organizację tych imprez angażują się organizacje katolickie i świeckie.

Oprac. Dorota Niedźwiecka

Edycja legnicka 6/2010E-mail: media@diecezja.legnica.pl
Adres: ul. Jana Pawła II 1, 59-220 Legnica
Tel.: (76) 724-41-52

http://www.niedziela.pl/artykul/55549/nd/Terni-Miasto-sw-Walentego

Święty Walenty i prawdziwa miłość

S. Agnieszka Szymańska

14 lutego, pomimo liturgicznego święta Cyryla i Metodego (patronów Europy), zapisał się już na stałe w umysłach Polaków jako Dzień Zakochanych, którym patronuje św. Walenty.
Kim był św. Walenty?
Źródła historyczne są, niestety, zbyt skąpe, aby można było coś pewnego powiedzieć o tym Świętym. Wiadomo jednak, że był rzymskim kapłanem lub być może nawet biskupem Terni k. Rzymu, który został ścięty w czasie prześladowania za panowania cesarza Klaudiusza II Gota, ok. 270 r. Ikonografia przedstawia Walentego przeważnie w stroju kapłana, czasem biskupa, w momencie jak uzdrawia chłopca z padaczki. Św. Walenty był otoczony szczególnym kultem już od IV w. i czczono go jako patrona chorych na epilepsję oraz chorych nerwowo. W Polsce, w Krobi (archidiecezja poznańska), było, a być może jest nadal, jego sanktuarium, a także trumienka z relikwiami.
Dlaczego ten męczennik stał się patronem zakochanych?
Istnieje hipoteza dowodząca, że zwyczaj przesyłania podarków, listów i obrazków miłosnych jest pozostałością pogańskiego obyczaju, według którego chłopcy 15 lutego rysowali imiona swych ukochanych na cześć bogini dziewcząt Februata Juno. Chrześcijaństwo, na rysowanych w tym dniu obrazkach, pod imię bogini podstawiło imię św. Walentego, chcąc zaadoptować pogańską praktykę do chrześcijańskich czasów, które nastały w IV w.
Może jednak to wcale nie przypadek, że tradycja ludzka uczyniła z patrona osób chorych nerwowo, tak zwanych „szaleńców”, patrona zakochanych. Według mnie, nie jest to aż tak odległa analogia, zważywszy na to, że prawdziwa miłość musi mieć coś w sobie z szaleństwa.
Czym jest prawdziwa miłość?
Warto zastanowić się nad tym, aby gdy nadejdzie 14 lutego nie pogubić się w stosie serduszek, kartek i reklamowej propagandy, która chce zarobić na miłości rozumianej bardzo powierzchownie. Częstym błędem jest utożsamianie miłości tylko z przelotnym uczuciem. Trzeba uświadomić sobie, że miłość jest rodzajem postawy życiowej, wyrażającej się w konkretnych czynach ofiary, poświęcenia i przebaczenia. Mistrzem i nauczycielem na drodze autentycznej miłości jest sam Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek. Jego życie to nieustanne nakierowywanie siebie na innych i ich potrzeby. Chcąc być „dla”, niejednokrotnie rezygnuje z siebie, ze swojego odpoczynku, ciągle nasłuchuje, skąd będzie słychać: „Jezusie, ulituj się!”, aby przyjść z pomocą. Modli się w nocy, ponieważ tak bardzo zajęty jest w dzień. Jest to miłość, która nieustannie rozdaje, wyrzeka się siebie i ofiaruje, aż do ostatecznej ofiary zbawczej na krzyżu, wśród kpin i niezrozumienia, przebaczająca. Jest to miłość prawdziwie szalona, niemieszcząca się w kategoriach ludzkiego rozumowania.
Jak my, ludzie stworzeni do miłości, możemy naśladować naszego Mistrza?
Matka, która poświęca siebie, np. swoją karierę zawodową, aby być z dzieckiem, aby go wychować i zaspokoić jego potrzeby, kocha prawdziwie. Żona lub mąż, którzy rezygnują ze swojego „ego”, np. ze swojego zdania w sprawie spornej, aby dojść do porozumienia i kompromisu, a tym samym zachować pokój w rodzinie, naprawdę się kochają. Wreszcie osoba, która ofiaruje swoje młode życie na służbę Panu, opuszczając rodzinę, kocha autentycznie. Przykłady można by mnożyć…
Miłość zatem nie jest zwiewnym i nieokreślonym uczuciem, ale konkretną postawą, ofiarującą swoje życie braciom, na wzór naszego Pana Jezusa Chrystusa, który ukochał do końca. Taka miłość w dzisiejszym świecie nastawionym na patrzenie z perspektywy „ja” i „dla mnie” jest uznawana za szaleństwo. Tylko jednak taka miłość może zaspokoić ludzkie serce, które zostało stworzone na wzór serca Bożego.
14 lutego prośmy Pana o miłość szaloną, zapominającą o sobie, miłość Jezusową, miłość ofiarną i przebaczającą. Św. Walenty, módl się za nami!

Edycja zamojsko-lubaczowska 6/2004E-mail: niedziela_zamojska@pro.onet.pl
Adres: ul. Zamoyskiego 1, 22-400 Zamość
Tel.: (84) 639-96-06

http://www.niedziela.pl/artykul/24690/nd/Swiety-Walenty-i-prawdziwa-milosc

Zakochani i epileptycy

LUCAS CRANACH STARSZY

“Św. Walenty”,
olej na desce, 1502-1503 Galeria Sztuk Pięknych, Wiedeń

 

Powiększenie Św. Walenty, biskup rzymskiego miasta Terni i męczennik, który żył w III wieku, został ogłoszony pod koniec średniowiecza patronem zakochanych, ale obrazy z tego okresu przedstawiają go przeważnie w towarzystwie chorych na epilepsję. Dlaczego? Wszystko wskazuje na to, że… pomylono Walentych.

W V wieku w rzymskiej prowincji Recja żył inny biskup o tym imieniu, który został wyniesiony na ołtarze. Zasłynął on właśnie leczeniem epileptyków. Dzień tego świętego obchodzono 7 stycznia, ale w średniowieczu stopniowo zacierała się świadomość, że chodzi o różne osoby. Walenty – patron zakochanych – był popularny w innych regionach niż Walenty – patron epileptyków. Rozszerzanie się ich kultów doprowadziło do złączenia obu tradycji.

Najwięcej wizerunków św. Walentego pochodzi z południowych Niemiec, Austrii i Szwajcarii. Te terytoria składały się na dawną rzymską prowincję Recja, gdzie przez całe średniowiecze silny był kult Walentego – lekarza chorych na padaczkę. Tego właśnie świętego widzimy na obrazie Lucasa Cranacha. To typowe dzieło namalowane na zamówienie. Pod koniec średniowiecza wielu bogatych ludzi pragnęło posiadać własny portret. Zadaniem takiego obrazu było podkreślenie pobożności portretowanej osoby. Powstało wówczas wiele przedstawień ukazujących bogatych ludzi, pokornie klęczących. Za ich plecami ustawieni byli święci patroni.

Na obrazie Cranacha widzimy właśnie taką scenę. Święty Walenty w stroju biskupa stoi za fundatorem dzieła. Za świętym widzimy natomiast leżącego epileptyka. To wskazówka, że chodzi o Walentego.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 6 – 8 lutego 2009r.

Światło chrztu

JACOPO DA PONTE, ZWANY BASSANO

“Św. Walenty chrzczący św. Lucyllę”,
olej na płótnie, ok. 1575r., Museo Civico, Bassano del Grappa

 

Powiększenie Święty Walenty polewa wodą głowę klęczącej kobiety. W tej samej chwili nad nimi rozbłyska jasne światło. Dziwne miejsce jak na chrzest! Na ulicy, w tłumie ludzi… Wszystko staje się zrozumiałe dopiero wtedy, gdy zapoznamy się z żywotami głównych bohaterów obrazu. Oboje żyli w III wieku i zostali wyniesieni na ołtarze jako męczennicy, ofiary prześladowań chrześcijan w starożytnym Rzymie. Kobieta, którą chrzci św. Walenty, to Lucylla. Urodziła się niewidoma, lecz odzyskała wzrok w chwili przyjmowania chrztu. Tradycja Kościoła nie łączy tego wydarzenia z osobą Walentego. Żył on jednak w tym samym czasie, a legendarne przekazy o nim informują, że kiedyś przywrócił wzrok niewidomej. Jacopo Bassano połączył więc te dwie tradycje.

Ludzie widniejący na obrazie to nie przypadkowi przechodnie. To niewidomi. W tle widzimy żebraczkę proszącą o jałmużnę w drzwiach pałacu. Lucylla i kilka innych osób zarabia na życie, sprzedając różne przedmioty. Niewidomym towarzyszą pomagający im chłopcy. Lucylla jeszcze przed chwilą wyszywała, siedząc na krześle z lewej strony. Nadejście Walentego sprawiło, że porzuciła wszystko, by natychmiast przyjąć chrzest.

O tym, że jesteśmy świadkami cudu, informuje nas nadnaturalne światło rozbłyskające za postaciami dwóch aniołków. Jasne promienie zdają się dosięgać Lucylli, której imię pochodzi od słowa luce (światło). Aniołki trzymają także dużą gałązkę palmy, stanowiącą tradycyjny symbol męczeństwa. To zapowiedź losu obojga bohaterów obrazu. Lucylla padła ofiarą prześladowań w 257 roku, a Walenty w 269.

Artysta podpisał się na obrazie. Na pierwszym schodku możemy odczytać słowa Jac. Da Ponte Bassanensis (Jacopo da Ponte z Bassano).

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 6 – 13 lutego 2011r.

*********

Relikwie św. Walentego w Lublinie

4 lutego 2009, 12:15 Autor: Waldemar Sulisz

Do posiadania relikwii przyznają się Lublin, Kraków, Chełmno, Rudy Raciborskie, Poznań i Jasna Góra. Ale tylko my mamy je w dwóch kościołach: św. Mikołaja na Czwartku i św. Pawła przy Bernardyńskiej.

Relikwie św. WalentegoRelikwie św. Walentego (fot. KAROL ZIENKIEWICZ)

– Najprawdopodobniej te ostatnie są największym zbiorem relikwii św. Walentego w całej Europie – mówi Marta Denys, która oprowadza turystów po Lublinie.

W europejskich przewodnikach wymienia się relikwiarz w kształcie ręki uniesionej do błogosławieństwa znajdujący się kościele św. Floriana w Krakowie. Widoczne są w nim kości oznaczone napisem “S. Valentinus”.

– To doprawdy niewiele w porównaniu z trumną pełną kości i czaszką złożoną na czerwonej poduszce, co możecie zobaczyć w kościele św. Pawła – dodaje Denys.

Niestety, nie wiemy, skąd relikwie przybyły do Lublina. Wiemy, że sprowadzili je bernardyni, by zwiększyć zainteresowanie mieszkańców Lublina swoją świątynią, która znajdowała się wówczas poza murami miasta.

Był to, jakbyśmy dziś powiedzieli – chwyt reklamowy, który zresztą spełnił swój cel. Cząstka relikwii św. Walentego znajduje się także w kościele św. Mikołaja
na Czwartku.

Mało kto wie, że w Lublinie mamy także cztery relikwie o. Pio, zakonnika obdarzonego stygmatami. Ale i tak najważniejsze są relikwie krzyża św., znajdujące się w kościele Dominikanów i w cerkwi prawosławnej przy Ruskiej

http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090214/LUBLIN/297296947

*************************************************************************************************************************************
Dzień św. Walentego
św. Walenty, w kulturze popularnej patron zakochanych, w tradycji przede wszystkim tych, którzy cierpią, a których cierpienia nie widać od razu.
http://www.deon.pl/walentynki

Walentynki, czyli dzień świra

Elżbieta Wiater

(fot. Dave Schumaker / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Niewiele wiemy o św. Walentym, poza tym, że zginął śmiercią męczeńską w III w. a miejsce jego pochówku szybko zaczęło słynąć cudami. Czuwa nie tylko nad zakochanymi, ale przez wieki był przede wszystkim opiekunem epileptyków i ludzi obłąkanych.

 

Tych nie brakowało w czasach wojen i okrucieństw, głodu i zaraz. Przez wieki szaleńcy, o ile nie byli zagrożeniem dla otoczenia, byli tolerowani w społeczności. Czasem zyskiwali pozycję wieszczka, czasem pozostawali wioskowymi głupkami (tu “konkurencję” tworzyli im ludzie urodzeni z upośledzeniem umysłowym), czasem zostawali artystami lub filozofami. W prawosławiu do dziś funkcjonują “jurodiwi” – ludzie, którzy wyrzekają się wszystkiego, zachowują się w sposób niezgodny z przyjętymi zasadami i naruszają normy, ale mając zawsze w tym konkretny cel, którym jest obudzenie w drugim czy wspólnocie sumienia i przyjęcia Bożej prawdy o sobie. Wspaniale o takim człowieku opowiada film “Wyspa (Ostrov)” Pawła Łungina. Skoro jest dla szaleńców miejsce w społeczności, skąd lęk przed nimi?
Człowiek chory psychicznie to ktoś pozostający poza wspólnym systemem odniesień i znaczeń, przez co niezrozumiały. Ktoś, z kim komunikacja jest niemożliwa lub bardzo ograniczona. Budzi lęk swoim niestandardowym zachowaniem i nieprzewidywalnością. Przy niektórych typach zaburzeń dłuższy bliski kontakt z osobą chorą jest bardzo wyczerpujący, ponieważ czerpią z nas energię lub atakują: emocjonalnie, werbalnie a czasem i fizycznie. Trzeba przyzwyczaić się do bycia manekinem czy też ekranem, na który projektowana jest jakaś wizja z wnętrza chorego, i zachować do tego dystans.
Najtrudniejsza jednak jest chyba bezradność – dopóki osoba chora nie chce się leczyć, jedyne, co możemy zrobić, to być przy niej. A to oznacza częściowe przynajmniej uczestnictwo w jej świecie: płynnym, pozbawionym często ustalonej tożsamości, niespójnym. Trudna jest także świadomość, że druga osoba cierpi i to znacznie, błaga nas – słownie lub swoim zachowaniem – o zrozumienie, o pełne wejście w jej świat, granie dyktowanych jej lękami, obsesjami, euforią bądź podejrzeniami ról. A nam nie wolno tego zrobić – pierwszą rzeczą, którą robi dobry ratownik, jest upewnienie się, że sam jest bezpieczny. W przypadku kontaktu z osobą cierpiącą na chorobę psychiczną oznacza to pozostanie poza jej światem, co z kolei pociąga za sobą oskarżenia z jej strony o nieczułość, bezwzględność a w przypadku schizofrenii czy paranoi może oznaczać także, że zostaniemy uznani za wroga i będziemy atakowani.
Mimo to chory pozostaje człowiekiem, czasem jest to ktoś z naszej rodziny lub bliski nam. Wbrew obawom możliwe jest przy właściwym leczeniu nawiązanie kontaktu i przywrócenie takiej osoby do funkcjonowania w społeczności. Podstawą jest uznanie, że w tej relacji obowiązują odmienne reguły niż w pozostałych – przede wszystkim bezwzględna wierność prawdzie i żelazna konsekwencja w przestrzeganiu zasad – i posiadanie samemu silnej, określonej tożsamości. A także, co bardzo istotne, grupy wsparcia. Tu rozgrywka jeden na jeden (zwłaszcza w przypadku osób z zaburzeniami typu borderline czy tkwiących w nałogach) jest możliwa, ale jej wynik jest boleśnie przewidywalny – nie pomoże się osobie chorej a z czasem samemu będzie się potrzebować pomocy.
I tu ujawnia się jeszcze jedna cecha ludzi zaburzonych, która może budzić w nas odruchową niechęć – odsłaniają przed nami samymi naszą własną słabość. Pisał o tym wiele Jean Vanier, pracujący z ludźmi upośledzonymi. Przy nich wszelkie próby grania kogoś, kim nie jesteśmy, wcześniej czy później nas pogrążą. Więcej – osoba zaburzona genialnie wyczuwa słabe punkty u drugiego i bezwzględnie z nich korzysta lub je wytyka. Trudno jest przyjąć tak bezpośrednio podaną prawdę o sobie. Trudno zaakceptować, że ta brzydka, małoduszna twarz, która się przy takich ludziach w nas ujawnia, to także nasza twarz.
Więc uciekamy od szaleńców. Nie chcemy się przeglądać w ich zwierciadle, nie chcemy słuchać głosów, które budzą w naszych sercach, trudno nam się zmierzyć z emocjami, które w nas budzą. Ale warto przynajmniej przyjąć te ostatnie i wykorzystać je do rachunku sumienia. Może przy kolejnym spotkaniu będzie nam łatwiej zaakceptować obecność i zachowanie takiego człowieka, w końcu i o Jezusie mówiono, że “odszedł od zmysłów” (Mk 3,21).

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,1917,walentynki-czyli-dzien-swira.html

******

4 inspirujące pomysły na walentynki

Wydawnictwo WAM / pz

(fot. JD Hancock / flickr.com)

Szukasz inspiracji na walentynkowy prezent dla Twojej drugiej połowy. Mamy dla Ciebie kilka podpowiedzi. Naprawdę praktycznych. Z tych prezentów będziecie korzystać jeszcze długo po dniu zakochanych.

 

 

1. Dla tych, którzy chcą poznać receptę na udany związek:

 

 

 

2. Dla Pań, które chcą zrozumieć facetów. I dla Panów, którzy chcą na nowo odkryć swoją męskość:

 

 

 

3. Dla par, które chcą rozwijać swoją seksualność, by czerpać z niej przyjemność i radość:

 

 

 

4. Dla lubiących sporty ekstremalne. Miłosne sporty ekstremalne:

 

 

http://www.deon.pl/czytelnia/ksiazki/art,776,4-inspirujace-pomysly-na-walentynki.html

*******

Widzę Cię, czyli miłość

slo, kk

(fot. DEON.pl)

Przywykliśmy, że walentynki to święto z pogranicza sentymentów i jarmarku. Manifest miłości w wersji pop. Oczywiście – trudno zaprzeczać –  tkwi w tym specyficzny urok. Doszliśmy jednak do wniosku, że kiedy mówimy o miłości, warto pamiętać o tych, którzy zdolność do kochania utracili. Bo cierpienie, choroba, sztorm, zakręt, po którym trudno się pozbierać. Są też i tacy, których kochać trudno. Ich zachowanie wydaje się irracjonalne, głupie, albo szkodliwe. Nie pasują do przytulnego świata czerwieni i różu.

 

Warto o nich pamiętać. Szczególnie teraz, bo przecież św. Walenty w pierwszej kolejności jest ich patronem.

 

Począwszy od dzisiaj, codziennie, w naszym serwisie specjalnym (deon.pl/walentynki) będziemy oddawać głos ludziom dźwigającym różne problemy: takie, których nie widać, i takie, gdzie zbyt łatwo o krzywdzącą ocenę.

 

Depresja, alkoholizm, kompulsywne jedzenie, ale też historie rodziców po stracie. Do 15 lutego będziemy publikować zapisy osobistych doświadczeń, oraz opinie i rozmowy ze specjalistami. W dzień św. Walentego pojawi się wywiad z Anną Dymną, aktorką i założycielką Fundacji Mimo Wszystko.

 

Chcemy pokazać, że widzimy tych, którym jest trudno. Są dla nas ważni. Dlatego wspólnym elementem wszystkich naszych publikacji będzie hasztag #widzecie.

 

Jeśli zdecydujecie się podzielić własną historią, opinią, albo wyrazić swoją solidarność, będziemy zobowiązani za wykorzystanie #widzecie w swoich aktywnościach na Facebooku, Twitterze i Instagramie. Mamy nadzieję spotkać się właśnie tam.

 

Agnieszka Masłowska, redaktor prowadzący
Konrad Kruczkowski, redaktor wydań specjalnych

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/depresja/art,168,widze-cie-czyli-milosc.html

******

Dolega mi uczucie absolutnej płaskości

Marta Dziok, Riennahera

(fot. shutterstock.com)

Moja depresja przez większość czasu nie jest smutkiem, rozpaczą, bólem. To są intensywne uczucia, które mogą dodać energii, popchnąć do działania, z którymi można walczyć. Mnie dolega uczucie absolutnej płaskości.

To nie jest łatwy temat, to nie jest fajny temat, to jest okropnie niezręczny, wstydliwy i beznadziejny temat. Ale kiedy tkwię w swojej beznadziei i każdy możliwy pomysł na wpis wydaje się głupi, płytki i niewart zachodu, ten ma jakieś przebłyski sensu. Łatwo byłoby oczywiście przed samą sobą uznać, że się skończyłam, jeśli nic co piszę mi się nie podoba, to lepiej dać sobie spokój. Ale wiem, że to nieprawda. Bo uwielbiam pisać, uwielbiam kiedy ktoś mnie czyta, rozwijanie bloga i bycie członkiem blogosfery sprawiało mi zawsze frajdę. I będzie sprawiać. Za krótszą lub dłuższą chwilę.
Na chwilę obecną nie sprawia mi frajdy nic. No, oprócz Project Runway. Ciężko mi określić, kiedy się to (po raz kolejny) zaczęło. W przeszłości wydawało mi się, że widziałam punkty zapalne, tym razem nie widzę. Nie przydarzyła mi się ostatnio żadna tragedia, nie mam większych problemów, starcza mi na czynsz, jedzenie, ciuszki i wakacje, w pracy wszyscy są mili czyli jest dobrze i może być tylko lepiej. Trzeba się tylko dalej starać.
Ale kiedy wracam do domu, mam ochotę od razu iść spać. Każdy dzień jest taki sam. Wyjście do sklepu wydaje się wyprawą do Mordoru, na którą z pewnością nie mam siły. Gdybym nie chodziła do pracy, zapewne leżałabym cały dzień w łóżku bez jedzenia. Tak jak na ostatnim roku studiów. Tak jak po ich ukończeniu, podczas jednego jedynego miesiąca na bezrobociu. Tak jak jakiś miesiąc temu, kiedy byłam przez weekend sama w domu. Weekend nie jest lepszy, bo owszem oto mam perspektywę zupełnego wyrwania się z rutyny, ale wymaga to wysiłku, planu, energii. Łatwiej jest nic nie robić, a potem przeżywać dlaczego nic się nie robiło.
Moja depresja przez większość czasu nie jest smutkiem, rozpaczą, bólem. To są intensywne uczucia, które mogą dodać energii, popchnąć do działania, z którymi można walczyć.

 

Mi dolega uczucie absolutnej płaskości. Takie zobojętnienie i brak energii, jaki czuje się po spędzeniu tygodnia w łóżku na antybiotyku. Nie jest ona też równa, bo są dni, kiedy nie mogę się zmusić do czegokolwiek poza podstawowymi czynnościami wymaganymi ode mnie na co dzień, a zaraz potem następują dni zupełnie w porządku. Potrafi je jednak zepsuć zupełny drobiazg, zdjęcie na którym wyglądam grubo, wiatr, który wieje mi w twarz albo krzywe spojrzenie na ulicy. A krzywych spojrzeń na ulicy jest mnóstwo, bo przecież jestem centrum wszechświata i każdy skupia się na tym, żeby mnie nie lubić. Wszystkie kompleksy stają się dziesięciokrotnie silniejsze i każdy napotkany człowiek ma mniejszy nos niż ja, smuklejsze łydki, ładniejsze włosy, szczuplejszą talię i cały świat o tym wie, a ja chcę się schować pod kołdrą czy w toalecie w pracy i nigdy już stamtąd nie wyjść.
Kiedy zaczynałam pisać ten tekst czułam, że nie spotka mnie już nigdy nic dobrego, dzisiaj jestem jedynie nieco zmęczona i temat wydaje mi się trochę żałosny. Można przez to nabrać przeświadczenia, że po prostu się marudzi, każdy miewa gorsze i lepsze dni i trzeba się po prostu wziąć w garść. I czasem tak jest. I może teraz tak będzie. Ale czasem tak nie jest.
Jestem przekonana, że 99% osób, z którymi spędzam najwięcej czasu nie ma pojęcia o tym jak się czuję i określiłyby mnie one jako dość radosną i przyjazną osobę, może nieco introwertyczną. Jestem przekonana, bo sama mieszkałam z kimś kto miał depresję i nigdy nie dał tego po sobie poznać, dopóki nie przyznałam się, że idę na terapię. I określiłabym go dokładnie jako radosnego i przyjaznego, choć nieco introwertycznego człowieka. Choć równie dobrze mógłby być przebojowym ekstrawertykiem. Każdy może być smutny i przeżywać to na swój sposób.
Po co w ogóle o tym piszę? Bo kiedy dochodzi się do pewnego poziomu depresji ciężko jest się wziąć w garść i pomóc sobie samemu. Nie wiem czy jestem teraz na tym poziomie. Kiedyś byłam i pomogła mi terapia behawioralna, chociaż lekarka z miejsca zaproponowała leki. Być może nie czujesz się dobrze i masz do siebie pretensje, że nie czujesz się dobrze. Nie miej. Rozmowa z lekarzem będzie niezręczna. Głównie dlatego, że czujesz się jak totalny głupek, bo mnóstwo ludzi ma “poważne” problemy, a Tobie jest “smutno”. Nie tylko Tobie. I ma prawo być Ci smutno i masz prawo nie chcieć być smutnym, tak jak nie chcesz mieć anginy czy syfilisa. Piszę, bo może te kilka akapitów da Ci trochę otuchy.
Być może mieszkasz z takim pogodnym introwertykiem, który czasem przez kilka dni nie może zwlec się z łóżka. Może robi Ci na złość, może jest parszywy i leniwy, ale może nie jest. Piszę, bo może uznasz, że warto zapytać jak się czuje. A jeśli będzie czuł się źle to nie powiesz, że wymyśla, bo przecież nic takiego się nie dzieje i w ogóle to trzeba wziąć się w garść. Tylko zasugerujesz, że w razie potrzeby jesteś obok, będziesz czekać i pomożesz. Żadne “weź się za siebie” ani “będzie dobrze” nie dodaje tyle otuchy, co proste “możesz na mnie liczyć”.
A przede wszystkim piszę to dla siebie i dla tych momentów, kiedy czuję się wyprana z wszelkich uczuć i mam poczucie winy, że znowu piszę smutny tekst, że nudzę, marudzę, odzywam się do Ciebie na fejsie i w sumie nie wiadomo czego chcę. Kiedy piszę mogę na chwilę skupić się na czymś innym niż na tym, że nie jest mi dobrze. A im częściej skupiam się na tym, że nie jest mi dobrze, tym częściej jest mi dobrze. Czasami jest tak płasko i nijak, że nie mogę niczego napisać. Wtedy też się wstydzę. Warto powiedzieć to na głos, wtedy wstyd wydaje się jakoś taki mały i głupi. Poza tym wyrzucenie z siebie czegoś paskudnego pozwala tak po prostu poczuć się lepiej.

 

***

 

Marta Dziok, Riennahera, autorka bloga riennahera.com; pisze o codzienności Wielkiej Emigracji i romantyzmie w czasach popkultury. Na rudo.

 

***

 

Powyższy artykuł jest częścią wydania specjalnego deon.pl/walentynki. Chcemy pokazać, że widzimy tych, którym jest trudno. Są dla nas ważni. Dlatego wspólnym elementem wszystkich naszych publikacji będzie hasztag #widzecie.
Jeśli zdecydujesz podzielić się własną historią, opinią, albo wyrazić swoją solidarność, będziemy zobowiązani za wykorzystanie #widzecie w swoich aktywnościach na Facebooku, Twitterze i Instagramie.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/depresja/art,167,dolega-mi-uczucie-absolutnej-plaskosci.html

******

Jestem alkoholikiem, nie jestem Bogiem

Meszuge

(fot. shutterstock.com)

Duchowy, duchowość… to terminy odnoszące się do życia wewnętrznego człowieka, związane z jego indywidualnym systemem wartości, dotyczące spraw niematerialnych. Przykładowe wartości to rodzina, dzieci, dom, praca, uczciwość, Bóg, miłość, przyjaźń…

 

Krok Pierwszy Programu Dwunastu Kroków Wspólnoty Anonimowych Alkoholików brzmi: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem. A co oznacza to dla mnie? Po pierwsze to, że jestem alkoholikiem. Po drugie, że nie jestem Bogiem. Prawda jest taka, że całymi latami jedno i drugie wcale nie było takie oczywiste.

 

Do pewnego momentu moje życie toczyło się właściwie bez większych zgrzytów, jakby samo, może siłą rozpędu albo bezwładu? Szkoła, wojsko, żona, syn, praca w biurze, do którego żadni petenci nie mieli dostępu i w którym spokojnie zajmowałem się analizą dokumentów. Czy, gdyby warunki się nie zmieniły, mogło tak zostać na zawsze? No, przecież wiem, że nie. Nie zostałem alkoholikiem przez pracę, żonę czy ustrój. Wewnętrzna pustka natarczywie i coraz częściej domagała się wypełnienia.

 

Nowa praca i… pułapka. Z jednej strony jak najbardziej realna możliwość kontynuowania studiów, awansów i zarabiania naprawdę dużych pieniędzy, jednak z drugiej coraz większe koszty emocjonalne i duchowe tych sukcesów, które – jak sądzę – potrzebne mi były wówczas do udowodnienia własnej niezależności. Od innych ludzi, ale i od Boga. Może nawet od Niego w szczególności?
Głód duszy, który doskwierał mi coraz bardziej, próbowałem karmić kolejnymi, drogimi przedmiotami. Pamiętam, jak potrzebując przegrać film, kupiłem po prostu drugi magnetowid, ot tak, po prostu, jak ludzie kupują skarpetki. Nieco później przyszła kolej na (co prawda używany) samochód kupiony za pół pensji.
Czy potrzebowałem innych ludzi? Jasne! Dlatego miałem podwładnych. Także wygodną, bo byłą żonę. I syna, z którym nijak nie umiałem się porozumieć, nie znając języka uczuć. A Bóg? A cóż ja miałem Mu do zaoferowania? Wypasioną komórkę? Nową brykę? Pięćdziesięciocalową plazmę?
Miałem stanowisko, sukcesy zawodowe, nagrody, awanse i dużo pieniędzy. To były namacalne dowody na to, że nikogo i niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Poza alkoholem oczywiście. Tak. alkoholu potrzebowałem coraz więcej i coraz częściej. Taka była cena tych… sukcesów.

 

W pewnym momencie nie miałem już pierwszej pracy i związanego z nią świętego spokoju, nie miałem wysokich poborów, bo mi je zżarła inflacja, zresztą firma wyraźnie zmierzała ku plajcie. Nie umiałem żyć bez alkoholu, nie umiałem żyć z nim. Pozostała mi olbrzymia wewnętrzna pustka. Niezaspokojony głód duszy. I alkoholizm. Grzech pierwszego przykazania.

 

We Wspólnocie AA po raz pierwszy usłyszałem o duchowości jako systemie wartości, a nie – jak mi się to wcześniej wydawało – jakichś obrzędach religijnych, modłach, liturgii. To było jak objawienie, może nawet przebudzenie. Miałem władzę, miałem ludzi, miałem pieniądze, miałem rzeczy (przedmioty), ale jakieś wartości niematerialne? Nawet nie wiedziałem, czy jakieś mam – albo kiedyś miałem.

 

Minęły lata. Zmieniło się tak dużo. Nadal lubię ładne, eleganckie rzeczy, ale.

 

Jedną z moich wartości nazywam powiernictwem, bo uważam, że nikt nie posiada niczego na własność na mocy jakiegoś absolutnego prawa moralnego, nawet jeżeli zdobył to uczciwie, legalnie, własnym wysiłkiem. Rzeczy są nam jedynie powierzane, przekazywane po to, żebyśmy ich mogli używać, w taki czy inny sposób, dla dobra wszystkich. Takie podejście ułatwia mi określanie priorytetów. Rzeczy to tylko rzeczy.

 

I wreszcie wszystko zaczęło mi się integrować, stapiać, łączyć w jedną harmonijną całość – no, może nie samo, trochę pracy w to jednak włożyłem; pomogli też przyjaciele. Niezłą ilustracją tego, o czym piszę, jest taki oto tekst: Nie tak, jak to zwykle bywa w dzisiejszym świecie, gdzie spotkania związane są z ostrą wymianą poglądów i atakami na siebie nawzajem, gdzie uczestnicy próbują zakrzyczeć i zagłuszyć swoje słowa, nie… decydować powinna we wszystkich sprawach wola większości, ale wszystkie decyzje powinny być podejmowane w mądrości, miłości i jedności z Bogiem, w atmosferze szacunku, cierpliwości, jedności i pojednania, żeby ludzie służyli sobie (pomagali, wspierali) nawzajem z pokorą w sercu, i szacunkiem dla prawdy i sprawiedliwości.
Wszyscy znajomi alkoholicy, którym go podsunąłem, byli przekonani, że dotyczy on inwentury grupy AA i funkcjonowania wykształconego sumienia grupy. W rzeczywistości są to wskazówki i zalecenia, jak powinno przebiegać spotkanie organizacyjne kwakrów (jestem kwakrem i chrześcijaninem). Harmonia i jedność ducha.  Zgoda. Z samym sobą, ludźmi i światem.  Ano, właśnie.
W książce “Nowa para okularów” Chucka C., weterana, który wytrzeźwiał w 1946 roku, znaleźć można takie oto stwierdzenie: Wiesz to instynktownie; wiesz, że nie możesz posadzić rzodkwi i otrzymać ogórków. Ale wydaje ci się, że jesteś ponad prawem i próbujesz kontrolować swoje myślenie. Nie dostajesz tego, czego chcesz, ale uważasz, że możesz myśleniem wywołać to, czego chcesz.

 

 

ALKOHOLIZM ZOBOWIĄZUJE – Meszuge, Wydawnictwo WAM

 

***

 

Powyższy artykuł jest częścią wydania specjalnego deon.pl/walentynki. Chcemy pokazać, że widzimy tych, którym jest trudno. Są dla nas ważni. Dlatego wspólnym elementem wszystkich naszych publikacji będzie hasztag #widzecie.
Jeśli zdecydujesz podzielić się własną historią, opinią, albo wyrazić swoją solidarność, będziemy zobowiązani za wykorzystanie #widzecie w swoich aktywnościach na Facebooku, Twitterze i Instagramie.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,370,jestem-alkoholikiem-nie-jestem-bogiem.html

******

Osieroceni rodzice

Grzegorz Ginter SJ

(fot. shutterstock.com)

Z rodzicami, którzy stracili swoje dziecko, zetknąłem się pierwszy raz kilka lat temu. Wcześniej ten problem dla mnie nie istniał.

Na początku, z powodu studiów odbywanych za granicą, świadczyłem im pomoc za pośrednictwem Internetu. Na prośbę rodziców odprawiałem Msze św. za nich oraz ich dzieci, odpowiadałem na nieraz trudne pytania. Kiedy wróciłem do kraju i zamieszkałem w Trójmieście, osoby, z którymi wcześniej utrzymywałem kontakt internetowy, szybko mnie odnalazły i tak powoli stworzyliśmy Trójmiejską Wspólnotę Rodziców po Stracie Dziecka (www.stratadziecka.pl).
Na Eucharystię organizowaną przez tę grupę co dwa miesiące przychodzi od 50 do 200 osób. Po Mszy chętni mogą porozmawiać z księdzem czy psychologiem albo umówić się na indywidualne spotkanie. Do ich dyspozycji jest też coraz bogatsza biblioteczka, gdzie można znaleźć książki traktujące o stracie. Najważniejsze jednak, iż rodzice mogą po prostu spotkać się z ludźmi, którzy mają podobne przeżycia, napić się herbaty, zjeść ciasto, porozmawiać.
Zranione rodzicielstwo
Straty dziecka doświadcza dzisiaj bardzo wiele rodzin, choć trudno o dokładne liczby, ponieważ z uwagi na delikatność sprawy (albo zwykły brak zainteresowania) nie istnieją miarodajne badania dotyczące tego zjawiska. Dzieci umierają na skutek poronienia, wypadku, choroby, samobójstwa, zabójstwa. Z takimi przypadkami spotkałem się osobiście.
Każdą stratę poszczególni rodzice przeżywają inaczej, choć towarzyszą im podobne uczucia. Mają wrażenie, że zawalił im się cały dotychczasowy świat, doznają niewypowiedzianego cierpienia, czują, jakby serce rozerwało im się na kawałki, doświadczają bezsilności i bezsensu życia. W ten sposób wchodzą w okres żałoby.
Rodzice, którzy utracili dziecko, nie zawsze mają szansę przeżyć swoją żałobę do końca, by odnaleźć w ten sposób pokój serca. Bo to, że rana nigdy nie zrośnie się na dobre, wydaje się oczywiste. W żałobie chodzi o to, by rana jakoś się zagoiła i już nie bolała. Bardzo często najbliższe otoczenie nie pozwala rodzicom na żałobę i serwuje im “tanie” pocieszenia.  Osieroceni rodzice słyszą często: “Weźcie się w garść”, “Nie histeryzuj”, “Trzeba jakoś dalej żyć”, “Nie płacz już”. Te słowa kierują do nich najczęściej ich rodzice lub teściowie. Przeważnie nie jest to przejaw złej woli. Takie reakcje wypływają raczej z nieporadności w przeżywaniu cudzej żałoby i trudności w odnalezieniu się w nowej sytuacji. Tymczasem rodzice po stracie poddają się tym “życzliwym zachętom”.  Przestają płakać, a przynajmniej nie czynią tego w obecności innych. Może gdzieś pokątnie, do poduszki, kiedy nikt nie widzi. Dotyczy to szczególnie kobiet – mam, które żałobę przeżywają trochę inaczej niż mężczyźni – tatusiowie.

 

Przeboleć żałobę
Mężczyźni często w ogóle nie pozwalają sobie na jakiekolwiek przeżywanie tego, co się wydarzyło. Uważają, że przecież muszą się jakoś trzymać, bo są podporą całej rodziny. Nie mogą więc okazywać wzruszenia, łez, słabości. Według nich takie zachowania są “niemęskie”. Staje się to problemem zwłaszcza wtedy, gdy małżonkowie zaczynają się od siebie oddalać z powodu straty. Dzieje się tak, gdy kobieta – obserwując “nieczułego” męża, myśli, że nie obchodzi go to, co ona przeżywa. Nie dostrzega w mężu współczucia i zrozumienia. I tak pozostaje sama ze swymi uczuciami i powoli zamyka się w sobie.
Żałoba ma kilka etapów. Jednak na każdym z nich człowiek powinien dopuścić do głosu emocje, które nim targają. Ma prawo przeżywać niedowierzanie, gniew i złość, ból, smutek i wiele innych nieprzyjemnych uczuć. Najpierw sam musi przyzwolić na takie uczucia, a także podobne przyzwolenie otrzymać od innych. Bardzo ważne jest wówczas wsparcie osób z zewnątrz, których najważniejszym zadaniem jest bycie i towarzyszenie rodzicom po stracie.
Konkretnie oznacza to stworzenie takiej atmosfery, by “zraniona” osoba mogła się wypłakać, i wyrzucić z siebie gniew, aby była w stanie opowiedzieć o stracie, albo po prostu o swoim ukochanym dziecku. W takim spotkaniu nie może być miejsca na osądzanie, “dobre” rady, potępianie czy narzekanie. Praktyka pokazuje, że wystarczy po prostu być. Taką szansę osieroceni rodzice mają choćby podczas wspólnych rekolekcji, a także na regularnych spotkaniach Wspólnoty po stracie. Każdy może tam być takim, jakim chce być i jak czuje, że jest mu to akurat potrzebne.
Gorzkie, lecz skuteczne lekarstwo
Chcę zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt przeżywania żałoby po stracie dziecka. Proces ten – jak zaznaczyłem wyżej – prowadzi do zagojenia ran spowodowanych stratą i do pogodzenia się ze swoim poranionym życiem. Dokonuje się to głównie przez przebaczenie. W moim odczuciu przebaczenie jest lekarstwem, które sprawia, że rany się zabliźniają i człowiek powoli powraca do normalnego funkcjonowania w świecie.

 

Przebaczeniem należy obdarzyć trzy osoby. Najpierw samego Boga. Cokolwiek się nie wydarzy, często do Niego kierujemy pierwsze pretensje i pytanie: “Dlaczego?”. W momencie straty niektórzy kwestionują miłość Boga i Jego Opatrzność; pytają o to, gdzie był, kiedy przyszła tragedia. Wielu ludzi, mając wypaczony obraz Boga, uważa, iż On jest odpowiedzialny za śmierć ich dziecka. Tak jakby Bóg arbitralnie jednym pozwalał przeżyć, a innym nie, jakby bezpośrednio zsyłał choroby albo kazał pijanym kierowcom wsiadać za kierownicę. Bóg, choć niewinny (jak podczas procesu przed Piłatem), zostaje oskarżony jako sprawca całego nieszczęścia. Dlatego w procesie żałoby trzeba Mu przebaczyć i w ten sposób się z Nim pojednać. Przebaczyć Mu wszystko, czego On nie uczynił, ale o co Go obwiniają cierpiący rodzice.

 

Przebaczenia potrzebuje też drugi człowiek. To może być ten, kto zabił dziecko (spowodował wypadek, zamordował, lekarz, który czegoś zaniedbał, pielęgniarka, itp.). Tą osobą może być również samo dziecko. Podświadomie rodzice mogą mieć do niego żal, że odeszło i zostawiło ich z poczuciem pustki. W końcu może to być każda inna osoba, do której małżonkowie czują złość czy nienawiść związaną ze stratą. Pozwalając sobie na przeżycie gniewu, wkraczają na drogę, by dotrzeć do miejsca przebaczenia, które leczy zaburzone relacje.

 

Ostatnią osobą potrzebującą przebaczenia jest “osierocony” rodzic, który musi przebaczyć samemu sobie. To najtrudniejsza sprawa – pogodzić się z sobą samym, z tym, co zrobiłem, albo czego nie zrobiłem. Wielu rodziców ma do siebie żal, że za mało dbali o siebie (np. matka w czasie ciąży), albo o dziecko, że za mało je kochali, za mało dawali wsparcia i teraz – po jego odejściu -jest już na to za późno. Wielu rodziców wyrzuca sobie, że nie zapobiegli śmierci, nie uchronili swojego dziecka, że zostawili je w jakimś ważnym dla niego momencie życia. Często powtarzają wówczas następujące zdanie: “Gdybym zrobił/a to, gdybym zdecydował/a tamto…”. Włącza się gdybanie, które ma niewiele wspólnego z rzeczywistością i generuje w człowieku olbrzymie poczucie winy. Bez przebaczenia sobie, bez pokornego przyjęcia siebie i swojego życia, trudno zabliźnić ranę straty, trudno złagodzić ból i powrócić do w miarę stabilnego funkcjonowania w świecie.

 

Nowy etap
Po stracie dziecka nic nie jest już takie jak dawniej. Zaczyna się nowe życie. Tak jak po zmartwychwstaniu Jezusa. Rany pozostały, lecz życie jest nowe, inne. Towarzyszenie rodzicom w przechodzeniu od straty do nowego życia, od Wielkiego Piątku do Niedzieli Zmartwychwstania nie jest łatwe. Potrzeba wiele cierpliwości, życzliwości, zdolności do empatii i umiejętności przekraczania szablonów. Bo kiedy na arenę naszego życia wkracza śmierć jako wydarzenie graniczne, wobec którego jesteśmy bezsilni – wtedy utarte schematy nie działają.

 

Żałoba idzie swoim traktem, ale każdy przeżywa ją inaczej. U niektórych rodziców ból i traumę potęgują czasem kolejne straty, których doświadczają. Osobiście znam wiele małżeństw, które doświadczyły nie jednego, lecz kilku poronień. Spotkałem matki, które straciły więcej niż jedno narodzone dziecko. A jednak wszyscy oni są zaproszeni do tego, by strata – stając się nieodłączną częścią ich życia – prowadziła ich ku czemuś nowemu, bardziej dojrzałemu i pełnego pokoju, do zgody na otaczającą rzeczywistość, na ludzi wokół i na siebie samych.  Ważne jest przekroczenie pewnej bariery nieporadności, zarówno ze strony osieroconych rodziców, jak i tych, którzy chcieliby im pomóc. Ci pierwsi nie zawsze wiedzą, jak poprosić o pomoc, jak wyrazić swoje potrzeby. Z kolei ci drudzy, często z braku osobistego doświadczenia, nie wiedzą, jak się do nich zbliżyć, jak rozmawiać, jak ich wesprzeć.

 

Bóg, który sam przeszedł przez cierpienie i śmierć, cierpi razem z nami. Przychodzi i ofiarowuje nam swoją pomoc, działając najczęściej przez drugiego człowieka. Otwartość na tę cudowną wymianę sprawia, że rany, choć nie znikają, goją się i stają się świadectwem wielkiej miłości.

 

Wierzę głęboko i sam tego doświadczam, że człowiek zraniony przez stratę, szczególnie swego dziecka, gdy pozwoli się przeprowadzić od śmierci do zmartwychwstania – staje się podobny do Chrystusa, staje się nowym stworzeniem. Przykładem takich osób są dla mnie rodzice, którzy przeszli całą drogę żałoby, pozwolili sobie na przeżycie całego bólu, smutku i bezsilności, stanęli pod krzyżem Chrystusa z własnym krzyżem straty, a teraz są w stanie mówić o tym ze spokojem. Mało tego, pomagają innym rodzicom w przeżywaniu tego traumatycznego wydarzenia w ich życiu. Znakiem uzdrowienia jest wreszcie postawa dzięki której, człowiek patrzy na rzeczywistość innymi oczami, bardziej dojrzale, pogodzony z Bogiem, drugim człowiekiem i samym sobą. Do tego prowadzi dobrze przeżyta żałoba – czas, w którym Bóg uzdrawia człowieka, przyjmując jego ból i wyprowadzając go z grobu smutku.

 

Przecież o to chodzi w naszym chrześcijańskim życiu.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,372,osieroceni-rodzice.html

******

Kim są jedzenioholicy?

DEON.pl

(fot. shutterstock.com)

Gdy widzimy kogoś z nadwagą, kojarzymy ją z takimi cechami jak słaby, tchórzliwy, leniwy, zakompleksiony, nie radzący sobie ze stresem – o  kompulsywnym jedzeniu, ludziach otyłych i tym, jak ich postrzegamy opowiada Martyna Banasiak, psychodietetyk, autorka bloga psychodietka.pl

DEON.pl: Olaf Lubaszenko miał powiedzieć: To, co nazywamy otyłością, to nigdy nie jest wybór, wolny wybór człowieka. To nie jest możliwe, aby ktoś świadomie powiedział sobie: od dziś będę otyły, bo tak chcę, bo jest mi z tym dobrze. To jest coś z czym zawsze, temu kto na to cierpi, jest źle.
Martyna Banasiak: Trudno wyobrazić sobie sytuacje, gdzie ktoś przedstawia nam dwie opcje, pierwsza: będziesz otyły, druga, będziesz szczupły, i wybieramy pierwszą. Olaf Lubaszenko słusznie kwestionuje otyłość jako stan, w którym chcemy sie znaleźć, ale twierdzenie, że nie jest ona naszym wyborem, należy do dość ryzykownych – zrzuca odpowiedzialność z nas samych na inne czynniki. Otyłość to choroba, na którą rzeczywiście wiele rzeczy ma wpływ (jak niewydolność tarczycy, zażywanie leków, itp.), ale… W ogromnej części przypadków nadmierne kilogramy są wynikiem naszych działań. Świadomość, to pierwszy krok do zmiany. Jeśli otyła osoba nie będzie rozumiała, jak wiele od niej zależy, może nigdy nie czuć się na tyle silna, by stawić czoła swoim problemom.
Ale czy to nie są naczynia połączone? Że ludzie z problemem otyłości tak bardzo nie wierzą w siebie, że nie wierzą w możliwość zmiany, a w konsekwencji problem narasta?
Brak wiary we własne możliwości, niska samoocena, negatywne przekonania o sobie, to cechy charakterystycznych dla osób otyłych. Skąd się wzięły? Prawdopodobnie powstały na bazie różnych życiowych doświadczeń. Z pewnością liczne zrywy odchudzające jak diety, głodówki kończące się powrotem kilogramów, nie pomagają budować pozytywnego obrazu własnej osoby. U osób otyłych na pierwszy plan w myśleniu o sobie wysuwa się ilość kilogramów. To kilogramy są punktem odniesienia do poczucia własnej wartości, dlatego tak trudno takim osobom znaleźć siły i wiarę w to, że uda im się coś zmienić.
Życie okazuje się zbyt trudne, więc alkoholik czystą przepija piwem, narkoman wciąga amfetaminę, a lekoman sięga po acodin. Środki psychoaktywne zmieniają świadomość. A jedzenie?
Działa identycznie, z tym, że jedzenia nie można raz na zawsze odstawić. Żywić się trzeba. Jedzenioholik, czyli osoba uzależniona od jedzenia, pod tym względem ma trudniej na starcie. Dodatkowo, problemy z jedzeniem są często bagatelizowane. Ktoś, kto zjada sześć batoników pod rząd, całe pudełko lodów, czy blachę ciasta, często jest nazywany łakomym. Trudno nam pojąć, jak jedzenie może uzależniać. Każdy z nas jest, poniekąd, od niego uzależniony – wszyscy musimy się żywić by egzystować.
Kiedy jedzenie za dużo, za często, nie tak jak trzeba staje się chorobą? Skąd mam wiedzieć, że moje nocne wycieczki do lodówki to niebezpieczny objaw, a nie nawyk nad którym łatwo zapanować?
Oj, oj. Zacznijmy od końca. Nawyki, nasze przyzwyczajenia, to niestety kwestie nad którymi bardzo trudno zapanować. A dodatkowo, nawyki żywieniowe, to jedne z najtrudniejszych nawyków do modyfikacji (o ile nie dosłownie najtrudniejsze).
Natomiast, jeśli chodzi o samą diagnozę jedzenioholizmu, żarłoczności, objadania się, kompulsywnego jedzenia (jak widać problem przyjmuje wiele nazw), kryteria możemy znaleźć w klasyfikacji ICD X. W skrócie chodzi o powtarzające się epizody żarłoczności, które trwają w stosunkowo niedługim czasie, podczas którego zjadamy zdecydowanie więcej pożywienia niż większość osób mogłaby zjeść w tym samym okresie. Te epizody występują przynajmniej dwa razy w tygodniu przez sześć miesięcy. Co ważne te napady (zwane potocznie kompulsami), charakteryzują się poczuciem braku kontroli nad jakością i ilością pochłanianego pokarmu, objadamy się. Jemy znacznie szybciej niż zazwyczaj i jemy mimo nieprzyjemnego poczucia sytości. Ignorujemy sygnały z ciała, które wyraźnie dają znać, że już starczy – ból brzucha, problemy trawienne. Spożywamy posiłek, choć nie odczuwamy głodu, najczęściej samotnie, ponieważ wstydzimy się sposób w jaki go konsumujemy, czujemy do siebie wstręt, być może niepokój, przygnębienie oraz poczucie winy po przejedzeniu się.
Chciałabym także zaznaczyć, że prawdopodobnie każda osoba otyła (oczywiście poza medycznymi wyjątkami), jest uzależniona od jedzenia, ale nie każda osoba uzależniona od jedzenia jest otyła. To dwie różna sprawy.
Czyli, wybacz brzydką nomenklaturę, można być chudym żarłokiem?
Nasza sylwetka, budowa ciała czy waga, nie świadczy o byciu uzależnionym od jedzenia, od bycia “żarłokiem”. Gdy jedzenie przejmuje kontrolę nad nami i naszym życiem, nie zawsze widać to od strony obserwatorów, nie ujawnia się w kilogramach. Pamiętam, pewną sytuację na studiach… Tworzyłam pracę magisterską, potrzebowałam materiałów, dlatego udałam się na spotkanie grupy samopomocy dla jedzenioholików. Spotkałam na recepcji dwójkę pracowników, a nie byłam pewna czy trafiłam do odpowiedniego miejsca, więc zapytałam o to. Padła odpowiedź twierdząca, więc ruszyłam do wskazanej sali. Oddalając się usłyszałam:
– Kryśka, ona jakaś taka szczupła jak na tego żarłoka, co nie?
– Staszek, one wszystkie takie niepozorne, drobne i chudne. Ty byś nawet nie pomyślał, że one mogą na takie coś chorować.
Widzimy osobę otyłą  i myślimy: grubas, żarłok, jak tak można? Ludzie z problemami żywieniowymi skarżą się na społeczny ostracyzm, mówią wprost, że są traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Dlaczego tak reagujemy?
Jeśli poproszę cię o wyobrażenie sobie osoby sukcesu, prawdopodobnie przed Twoimi oczyma stanie człowiek pewny  siebie, inteligentny, odważny, szczęśliwy i SZCZUPŁY. Tak już działamy, zarówno osobom szczupłym jak i otyłym przypisuje się pewne przymioty. Niestety, tutaj aktywuje się efekt atrybucji – gdy widzimy kogoś z nadwagą, kojarzymy ją z takimi cechami jak słaby, tchórzliwy, leniwy, zakompleksiony, nie radzący sobie ze stresem, ale również dobroduszny, z poczuciem humoru, życzliwy, sympatyczny. Sugerujemy się zakodowanymi stereotypami, co w tym przypadku jest naprawdę bardzo krzywdzące.
Skoro reagujemy niewłaściwie, to jak powinniśmy?
Tu warto zadać sobie pytanie, jak ja chciałbym być traktowany. Akceptacja zawsze jest przydatna. Nie powinno się bagatelizować problemu, bo ten jest i to widoczny gołym okiem. Pamiętajmy, że osoba otyła może mieć problem ze zdrowiem, może poruszać się nieco wolniej, trudniej jej oddychać, szybciej się męczy. Wspierajmy, bez oceny. Mówmy o naszych obawach, oferujmy pomoc. Moim zdaniem warto o tym rozmawiać. Otyłość to choroba, nie zapominajmy o tym. Mam wrażenie, że zaciera się gdzieś ta granica tolerancji otyłości.
“Nawet jeśli masz 30 kilogramów, to kocham Cię taką jaka jesteś. Nie zmieniaj się, nie odchudzaj.” – to bzdurny komunikat. Kochasz, czyli wspierasz – mówisz o swoich obawach.

 

Przecież zagrożone jest czyjeś zdrowie i życie. Pomagasz podczas zmiany, okazujesz szacunek, ślesz pozytywne komunikaty, dajesz nadzieję i podtrzymujesz wiarę.
Pomagasz podczas zmiany. Co mogę zrobić? Wymiernie, konkretnie?
Na początku warto takiej osobie powiedzieć wprost: kocham cię taką jaka jesteś. Akceptuję Twoje słabości. Będę Cię wspierać w działaniach, jakie podejmujesz. Przede wszystkim rozumiesz powagę problemu, to, że danej osobie może być naprawdę ciężko, może miewać lepsze i gorsze dni. Nie krytykujesz, nie oceniasz. Interesujesz się, rozmawiasz, dopytujesz się jak możesz pomóc. Jeśli znasz szczegóły, wiesz jakie kroki są podejmowane, towarzyszysz bliskiej osobie podczas podejmowania działań, angażujesz się, chwalisz, doceniasz i dopingujesz. Jeśli wiesz, że dana osoba nie radzi sobie z jedzeniem, to warto zastanowić się dlaczego sięga do lodówki, mimo, ze nie jest głodna, jaka jest przyczyna i co chce tym osiągnąć. Nie wypominać jej, że przecież jest na diecie, a znów złamała zasady.
Mówienie “nie jedz tego, jedz wolniej, nie kupuj słodyczy, weź mniejszą porcję” zamiast motywować, daje odwrotny skutek… Automatycznie odbiorca buntuje się. Negatywne komunikaty, krytyka nie motywują, tak samo jak nakazy i zakazy. Zapał osób próbujących zmienić swoje przyzwyczajenia, jest często tłamszony przez domowników, znajomych, którzy zamiast dobrego słowa, rzucają uszczypliwe uwagi odnośnie rewolucji żywieniowych.
A sami ludzie z problemami? Zrobiłem w Internecie test. Jeden, drugi, świecą się żółte lampki. Gdzie iść? Psycholog, dietetyk, grupa samopomocowa?
Wszystko zależy od skali problemu. Jeśli chcemy zmienić nawyki żywieniowe, tym samym zrzucić zbędne kilogramy, powinniśmy udać się do psychodietetyka, czyli psychologa lub dietetyka, który nie zacznie od przepisywania nam bzdurnych i nie działających jadłospisów, tylko pomoże dotrzeć do źródła nadwagi i stopniowo pracować nad modyfikacją zachowań.
Jeśli czujemy, że problem jest większy, mamy napady obżarstwa, nieustannie myślimy o jedzeniu, całe nasze życie toczy się wokół niego, mimo ewidentnych negatywnych skutków jak problemy zdrowotne, finansowe, relacje z innymi ludźmi, nie umiemy przestać, wtedy wybieramy się do psychoterapeuty (czyli psychologa, który szkolił się dodatkowo, posiada umiejętności i uprawnienia do przeprowadzenia psychoterapii).
W grupach samopomocowych różnie bywa. Dość ryzykowny krok, ponieważ często członkowie wspierają się w podejmowaniu kolejnych “diet cud” i ćwiczeń wyniszczających organizm. To powinno być sprawdzone miejsce, najlepiej prowadzone przez psychologa, który będzie wiedział w którą stronę kierować zainteresowanych.
A skoro o grupach samopomocowych. Szukam i trafiam na Anonimowych Żarłoków. Żarłoków? Mam się tak nazywać, określać? Mówić: mam na imię tak i tak, i jestem żarłokiem?
Jedna z zasad członkostwa w AŻ to uświadomienie sobie problemu i oficjalne przyznanie się do niego. Żarłok, rzeczywiście może kojarzyć się dość negatywnie, ale nie o obrażanie siebie tutaj chodzi, a o znalezienie się w grupie osób, które prawdopodobnie przeżywają podobne rozterki do naszych, wspierają, akceptują, pozwalają mówić o swoich problemach i nie oceniają nas na ich podstawie.
Martyna Banasik – ukończyła psychologię i psychodietetykę. Edukuje, podpowiada, motywuje, inspiruje, opiniotworzy i dzieli się swoim doświadczeniem na łamach bloga. Stawia na aktywne istnienie – pełne pasji i nieustannych wyzwań.

 

***

 

www.psychodietka.pl

 

***

 

Powyższy artykuł jest częścią wydania specjalnego deon.pl/walentynki. Chcemy pokazać, że widzimy tych, którym jest trudno. Są dla nas ważni. Dlatego wspólnym elementem wszystkich naszych publikacji będzie hasztag #widzecie.
Jeśli zdecydujesz podzielić się własną historią, opinią, albo wyrazić swoją solidarność, będziemy zobowiązani za wykorzystanie #widzecie w swoich aktywnościach na Facebooku, Twitterze i Instagramie.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,739,kim-sa-jedzenioholicy.html

******

ks. Tomasz Jaklewicz
Walentynki po Bożemu?
Gość Niedzielny
14 lutego pójdą w ruch walentynkowe kartki, serduszka, misie… Święto zakochanych to sympatyczny zwyczaj. To promocja miłości frywolnej i nieodpowiedzialnej – narzekają inni.
Walentynki po Bożemu?  
Liturgista ks. Bogusław Nadolski zwraca uwagę, że walentynkowy zwyczaj pochodzący, jak się mówi, z amerykańskiego eksportu, nie jest jednak oryginalnym produktem ze Stanów Zjednoczonych. W XIV wieku we Francji, Belgii i w Anglii świętowano 14 lutego jako dzień zakochanych. Związany był on z początkiem wiosny, kiedy ptaki odbywają swoje gody. Angielski poeta Geoffrey Chaucer (XIV wiek) wspomina o przesyłanych podarunkach i pozdrowieniach. O dniu św. Walentego śpiewa Ofelia w „Hamlecie” Szekspira. Posługuje się zwrotem „to be Valentine” (być czyjąś walentynką), który wiele lat później trafił na kartki krążące między zakochanymi.
Zwyczaj wysyłania gotowych kart dla zakochanych zapoczątkowała w 1850 roku Amerykanka Esther Howland, którą słusznie nazywa się matką amerykańskich walentynek. Pierwsze karty produkowała chałupniczo. Pomysł przyjął się rewelacyjnie. Szybko rozkręcony biznes przynosił dochód 100 tysięcy dolarów rocznie. Spopularyzowanie święta zakochanych, a właściwie jego skomercjalizowanie, jest więc rzeczywiście zasługą Amerykanów.
Św. Walenty a Jan Paweł II
Skojarzenie św. Walentego ze świętem zakochanych jest właściwie dziełem przypadku. Dziś trudno dociec, kim był naprawdę. Jest kilka wersji jego dziejów, kilka miejsc w Europie szczyci się posiadaniem jego relikwii, także w Polsce (Lublin, Kraków, Chełmno). Najsłynniejszym włoskim miastem związanym ze św. Walentym jest Terni, oddalone o 100 km od Rzymu, w prowincji Umbria. Lokalna tradycja głosi, że święty tam przyszedł na świat w roku 175, tam też został biskupem. Zginął jako męczennik w Rzymie 14 lutego, ale jego ciało wróciło do Terni. Legenda mówi, że Walenty pobłogosławił miłość między pogańskim legionistą a młodą chrześcijanką. W ślad za nimi takie błogosławieństwo z rąk świątobliwego biskupa chcieli otrzymywać inni zakochani. Co roku 14 lutego przy grobie Patrona zakochanych gromadzą się pary narzeczonych z całych Włoch, by uroczyście celebrować zaręczyny. Swoją uroczystość mają także jubilaci świętujący 25-lecie lub 50-lecie małżeństwa, którzy odnawiają wtedy przyrzeczenia małżeńskie.
W 2003 roku uroczystości w Terni były wzbogacone o akcent papieski. Patronem święta był bowiem Jan Paweł II! To nie pomyłka. Od 1989 roku przyznawana jest w Terni nagroda św. Walentego „Rok miłości” dla ludzi, których miłość przyczyniła się do umocnienia pokoju, solidarności i jedności. W przeszłości otrzymali ją m.in. Peter Ustinov, bł. Matka Teresa, Michaił Gorbaczow czy Ibrahim Rugova. W 2003 roku tę nagrodę przyznano dla uczczenia papieża z Polski. Papież odwiedził to włoskie miasto 19 marca 1981 roku. W 1997 roku posłał własnoręcznie napisane pozdrowienie na dzień św. Walentego. Brzmiało ono: „Miłość zwycięża, znosi granice, przełamuje bariery między ludźmi. Miłość stwarza nowe społeczeństwo”.
Ochrzcić, nie zrzędzić
Może zamiast zrzędzić na amerykanizację, lepiej podjąć próbę ochrzczenia święta zakochanych. – Zasadą działania Kościoła była i jest chrystianizacja pewnych zwyczajów – twierdzi ks. Nadolski. – W odniesieniu do 14 lutego spotykamy już duszpasterskie inicjatywy i propozycje przeżycia tego dnia. W Erfurcie w 2000 r. zorganizowano ekumeniczne błogosławienie narzeczonych, które cieszyło się wielkim powodzeniem i pozytywnym odbiorem, także w lokalnych mediach. Z kolei Konferencja Episkopatu Austrii wydała wskazówki dla duszpasterzy, by dzień 14 lutego potraktowali jako szansę dla duszpasterstwa. Biskupi sugerują, by w tym dniu zaprosić do kościoła małżonków, narzeczonych lub nawet ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych. Specjalne nabożeństwo może być okazją do głoszenia Dobrej Nowiny o Bogu, który jest źródłem miłości i wierności, oraz podkreślenia znaczenia sakramentu małżeństwa.
Pierwsza encyklika Benedykta XVI może zainspirować duszpasterzy do promocji chrześcijańskiej wizji miłości. Papieska katecheza, zwłaszcza jej pierwsza część, idealnie trafia w sedno walentynkowej mody. Papież mówi wyraźne „tak” miłości erotycznej, ludzkiej cielesności. Jednocześnie pokazuje, że miłość zmysłowa (eros) potrzebuje oczyszczenia, dojrzewania i dopełnienia miłością ofiarną (agape). Benedykt XVI powołuje się dwukrotnie na biblijną księgę Pieśni nad pieśniami, w której miłość kobiety i mężczyzny jest obrazem miłości Boga i człowieka. Czy nie warto tej księgi lepiej wykorzystać w duszpasterstwie? Czy papież nie podpowiada nam czegoś ważnego? A może zaproponować młodym chrześcijańskie walentynki, np. z biblijnymi cytatami o miłości?

Narzeczeni pobłogosławieni

Same słowa to za mało, zakochani potrzebują celebracji. Księga „Obrzędów błogosławieństw” podaje wzór nabożeństwa błogosławieństwa narzeczonych. Może ono mieć formę domowego obrzędu. Można je urządzić podczas rekolekcji dla kandydatów do małżeństwa albo, tak jak w Terni, w dzień św. Walentego. – Przeżyliśmy takie błogosławieństwo rok przed ślubem – wspominają Basia i Zygmunt Tofilscy. – Chcieliśmy się podzielić naszą radością z innymi. Tak zwyczajnie, po ludzku. Ponadto dało nam to poczucie, że w tym wszystkim jest Pan Bóg. Chłopak zazwyczaj oświadcza się w knajpie czy gdzie indziej, potem jedzie się do rodziców i koniec. Urzekło nas to, że można to zrobić w obliczu Boga. Z naszej strony to było zaproszenie Boga na ten czas przygotowania. Taka zewnętrzna uroczystość mobilizuje. Gdyby poprzestać na samych tylko świeckich oświadczynach, to trudno byłoby wpleść do tej sprawy Pana Boga. Bo jak to zrobić, jakich użyć słów, gestów? A tak Kościół przychodzi z pomocą, poprzez gotową formę, do której my dokładamy tylko swoje serca.
Małżonkowie Kasia i Krzysztof Kościołkowie zwracają uwagę, że ich błogosławieństwo odbyło się podczas studenckich rekolekcji, których tematem było przygotowanie do miłości. – To była dla nas okazja do świętowania z innymi naszych zaręczyn. Pomogło nam to odczuć powagę decyzji, ustawiło nam narzeczeństwo w Bożej perspektywie, pomogło w zachowaniu chrześcijańskich zasad dotyczących czystości, że warto czekać do ślubu i szanować się nawzajem. To było powiedzenie Panu Bogu, żeby On nas poprowadził. Chrześcijańskie walentynki? Czemu nie? Chrześcijanie wiedzą o miłości niemało. I co ważniejsze, są bardzo za…
ks. Tomasz Jaklewicz 
GN 07/2006
fot. Candida Performa, It’s all about love
www.flickr.com
http://www.katolik.pl/walentynki-po-bozemu-,24609,416,cz.html
*****

O autorze: Judyta