Słowo Boże na dziś – 27 grudnia 2014 r. – sobota – Św. Jana, Apostoła i Ewangelisty, święto

Myśl dnia

Należy tak zorganizować życie, aby każda chwila była ważna.

Iwan S. Turgieniew

Kto pragnie wieczne słowo w głębi własnej duszy
Sam wyraźnie usłyszeć, niech wprzód zamknie uszy.

Adam Mickiewicz

ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA I EWANGELISTY
– ŚWIĘTO
OKTAWA NARODZENIA PAŃSKIEGOPIERWSZE CZYTANIE  (1J 1,1-4)

Oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i słyszeli

Początek z Pierwszego listu świętego Jana Apostoła.

Umiłowani:
To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce, bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione, oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i słyszeli, abyście i wy mieli łączność z nami. A mieć z nami łączność znaczy: mieć ją z Ojcem i z Jego Synem Jezusem Chrystusem. Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna.

Oto słowo Boże.

W kościołach, w których obchodzi się uroczystość powyższe pierwsze czytanie(1J 1,1-4) staje się drugim, a za pierwsze czytanie służy poniższe (Iz 49, 1-6). W innych kościołach, gdzie obchodzi się tylko święto odczytujemy jedno czytanie (powyższe – 1J 1,1-4), a poniższe opuszczamy.

PIERWSZE CZYTANIE (Iz 49,1-6)

Ustanowię Cię światłością dla pogan

Czytanie z Księgi proroka Izajasza.

Wyspy, posłuchajcie Mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Powołał Mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki Mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie. I rzekł mi: „Tyś Sługą moim, Izraelu, w tobie się rozsławię”.
Ja zaś mówiłem: „Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą”.
A teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego Sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela.
I rzekł mi: „To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 97,1-2.5-6.11-12)

Refren: Niech sprawiedliwi weselą się w Panu.

Pan króluje, wesel się, ziemio, *
radujcie się, liczne wyspy!
Obłok i ciemność wokół Niego, *
prawo i sprawiedliwość podstawą Jego tronu.

Góry jak wosk topnieją przed obliczem Pana, *
przed obliczem władcy całej ziemi.
Jego sprawiedliwość rozgłaszają niebiosa, *
a wszystkie ludy widzą Jego chwałę.

Światło wschodzi dla sprawiedliwego *
i radość dla ludzi prawego serca.
Radujcie się w Panu, sprawiedliwi, *
i sławcie Jego święte imię.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Ciebie, Boże, chwalimy, Ciebie, Panie, wysławiamy,
Ciebie wychwala przesławny chór Apostołów.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (J 20,2-8)

Jan ujrzał i uwierzył

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Pierwszego dnia po szabacie Maria Magdalena pobiegła i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”.
Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu.
Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył.

Oto słowo Pańskie.

***************************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

 

Biegnąc ku…

Czyż nie wydaje się to dziwne, że dwa dni po Bożym Narodzeniu czytamy w Ewangelii o uczniach biegnących do grobu? Potrzeba było wiary, aby przyjąć radosną wieść, że Jezus zmartwychwstał. Potrzeba było tej samej wiary, aby przyjąć radosną wieść, że Bóg stał się człowiekiem. W pasterzach biegnących do żłóbka i w apostołach biegnących do grobu widzimy wzór dla nas. Jak ujrzeć w Dzieciątku Boga? Jak uwierzyć, że Ukrzyżowany żyje? Dobrze widzi się tylko sercem. I jedynie serce pełne wiary i zaufania pozwala nam rozpoznać Boga działającego w naszej codzienności. Jan ujrzał i uwierzył, a ja?Jezu, proszę, daj mi oczy serca, oczy wiary, abym zauważał z radością, czego dokonujesz dla mnie w tych dniach.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

*******

Jan Szkot Eriugena (? – ok. 870), benedyktyn irlandzki
Homilia do Prologu św. Jana, §2

 

„Co było od początku, … co ujrzeliśmy własnymi oczami,… to oznajmiamy wam.” (1 J 1, 1-3)
 

Piotr i Jan biegną obaj do grobu. Grób Chrystusa to Pismo Święte, w którym schroniły się, jakby za kamiennym murem, najtajniejsze misteria Jego boskości i ludzkości. Ale Jan biegnie szybciej niż Piotr, bo moc całkowicie oczyszczonej kontemplacji przenika sekrety dzieł Bożych spojrzeniem żywszym i bardziej przenikliwym niż moc działania, które jeszcze potrzebuje oczyszczenia.

Jednakże Piotr wchodzi pierwszy do grobu; Jan idzie za nim. Obaj biegną i obaj wchodzą. Piotr jest tutaj obrazem wiary, a Jan reprezentuje rozum… Wiara zatem musi wejść pierwsza do grobu, symbolizującego Pismo Święte, a rozum za nią…

Piotr, który symbolizuje także praktykę cnót, widzi, dzięki mocy wiary i działania, Syna Bożego zamkniętego w sposób wspaniały i niewysłowiony w ograniczonym ciele. Jan, który reprezentuje największą kontemplację prawdy, podziwia Słowo Boże, doskonałe w sobie samym i nieskończone w swoim pochodzeniu, to znaczy w swoim Ojcu. Piotr, prowadzony przez objawienie boskie, patrzy równocześnie na rzeczy boskie i ludzkie, zjednoczone w Chrystusie. Jan kontempluje i głosi wieczność Słowa, aby dać je poznać wierzącym.

Mówię zatem że Jan jest duchowym orłem, który widzi Boga; nazywam go teologiem. Góruje nad wszelkim stworzeniem widzialnym i niewidzialnym, wznosi się ponad wszelkie zdolności intelektu i wchodzi ubóstwiony do Boga, który się z nim dzieli swoim boskim życiem.

**********

**********

Kiedy św. Jan Apostoł wszedł do grobu, nie zobaczył Jezusa. Widział tylko „leżące płótna oraz chustę” i pustkę, która mówiła więcej niż najbardziej mistyczne wizje. Pustka, od której często uciekamy, która przeraża, niepokoi, być może niesie w sobie więcej, niż się spodziewamy. W jaki sposób mam patrzeć na pustkę w moim życiu, jak ją przyjmować i przeżywać? Jak przeczytać ten znak, żebym mógł jak św. Jan „ujrzeć i uwierzyć”?

Wojciech Czwichocki OP, „Oremus” grudzień 2008, s. 123

 

PŁACIĆ MIŁOŚCIĄ

W narodzeniu Twoim, o Panie, składamy Ci hołd hymnem chwały i miłości (LG)

„Znacie łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić” (2 Kor 8, 9). Jezus, z miłości ku człowiekowi, by go ubogacić swoimi boskimi darami, wybrał dla siebie życie najbiedniejszych: Maryja „owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2, 7). „Raczył być złożonym na sianie, nie wzdrygał się przed żłóbkiem”, śpiewa liturgia bożonarodzeniowa (LG). Kto pragnie naśladować Jezusa z bliska, niech ogołaca się wielkodusznie, powodowany miłością ku Niemu, z przywiązania do bogactw, do dobrobytu materialnego, niechaj się wyrzeka ochotnie wygody, zbytku. Już ślub czy obietnica ubóstwa zobowiązuje w szczególny sposób do tego ogołocenia się. Lecz nawet nie mając tych zobowiązań, jakże można by prowadzić życie spokojne i wygodne, skoro Syn Boży poddał się tak wielkiemu ubóstwu i nędzy? Przy żłóbku Pana łatwiej odczuć, że droga owego nic nie wymaga zbyt wiele. „Niech dusza usiłuje szukać nie lepszych rzeczy stworzonych, lecz gorszych. Niech pragnie z miłości dla Chrystusa dojść do zupełnego ogołocenia, ubóstwa i oderwania się od wszystkiego, co jest na świecie” (Dr. I, 13, 6). Tą drogą dochodzi się szybko do Betlejem, tam, gdzie Syn Boży zjednoczył się jak najściślej z człowieczeństwem, gdzie czeka na ludzi, by ich zjednoczyć z sobą.

Pokora i ubóstwo, przygotowując serce do doskonalszej miłości Boga i do ściślejszego zjednoczenia z Nim, przygotowują je również do doskonalszej miłości bliźniego i do serdeczniejszej łączności z braćmi. Św. Paweł wzywa wiernych, aby naśladowali uczucia pokory Jezusa, tłumili swoją miłość własną, starali się o prawdziwą jedność ducha oraz miłość obopólną (Flp 2, 2). Stawia im również za przykład ubóstwo Pana, wzywając, aby umieli jak On stać się ubogimi na rzecz bardziej potrzebujących. Miłość ku Bogu jest tylko wówczas doskonała, gdy doskonała jest miłość ku braciom. Jan Apostoł, którego dzisiaj czci Kościół, jest heroldem tej wielkiej prawdy: „Kto miłuje Boga, miłuje też i brata swego” (1 J 4, 21).

  • O Boże, Stworzycielu, uczyń mnie godną Twojej głębokiej i najgorętszej miłości; daj, abym mogła pojąć tę miłość niewysłowioną, jaką nam dałeś, dając nam Syna we Wcieleniu i kiedy Syn objawił się nam. O przedziwna i słodka Miłości, w Tobie prawdziwie jest wszelki smak, wszelka słodycz i radość! Kontemplacja tej miłości podnosi dusze ponad świat i utrzymuje ją ponad sobą w stanie pokoju i ciszy (bł. Aniela z Foligno).
  • O Panie, otrzymawszy tyle niezliczonych dowodów miłości od Ciebie, dusza pragnie choć w czymkolwiek za nic się odpłacić. Szczególnie wzrusza ją to, że Ty, prawdziwy Miłośnik, nigdy jej nic opuszczasz, lecz zawsze jesteś przy niej, dając jej byt i życie. Rozum przekonywa ją, że nigdy nic znajdzie lepszego przyjaciela… że świat jest pełen fałszu i kłamstwa, a uciechy, którymi nęci ja diabeł, są nieustającym źródłem trosk, utrapień i przeciwności… Ale niestety, Panie i Boże mój, panujący na świecie obyczaj próżności i widok ludzi za nim idących wszystko niweczy. Taka bowiem w nas martwa wiara, że raczej wierzymy w to, co widzimy, niż w to, czego ona naucza. Wielką nędzę cierpią ci, którzy żyją oddani wyłącznie tym rzeczom widzialnym… o Panie mój, jak bardzo tu potrzebna jest pomoc Twoja, bez której nic uczynić nic możemy. Nic dopuszczaj tego, przez wielkie miłosierdzie Twoje, by dusza uległa oszukaniu diabelskiemu, opuszczając drogę, na którą weszła! Użycz jej potrzebnego światła, aby poznała, że w wytrwałości leży całe jej dobro (św. Teresa od Jezusa: Twierdza wewnętrzna II, 4–6).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 162

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20141227.htm

********

Dwie Groty – Komentarz do Ewangelii – J 20, 2-8

Mieczysław Łusiak SJ

 

(fot. ¥§•ªˆ¨ˇ© LOVE © ˇ¨ˆª•§¥ / iWoman / CC BY)

Za sprawą wspomnienia św. Jana Ewangelisty w ten czas Bożonarodzeniowy staje przed nami obraz Pustego Grobu, tak ważny w przeżywaniu Wielkanocy. To dobrze, że liturgia Kościoła od groty Narodzenia prowadzi nas do groty Zmartwychwstania. Te dwa fakty są bowiem ze sobą bardzo powiązane. Tu i tu mamy do czynienia z Nowym Życiem. W grocie Narodzenia jest to życie Boga, który “zniża się” do człowieka, a w grocie Zmartwychwstania jest to nasze życie, które zostaje “wzniesione” do Boskiej nieśmiertelności. Bez Narodzenia Zmartwychwstanie byłoby niemożliwe, a bez Zmartwychwstania Narodzenie nie miałoby sensu.
Jan Ewangelista zachował się w Wielkanocny Poranek jak pasterze w Bożonarodzeniową Noc. Dołączmy do nich i uwierzmy jeszcze bardziej, że Bogu naprawdę zależy na nas.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2281,dwie-groty-komentarz-do-ewangelii-j-20-2-8.html

**********

Na dobranoc i dzień dobry – J 20, 2-8

Mariusz Han SJ

(fot. Harpersbizarre / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Kiedy się pochylisz, zobaczysz więcej…

 

Maria Magdalena, Piotr i Jan przy grobie

Opowiadanie pt. “Rozumieć miłość”
Trzyletnia Jadzia płakała, rozpaczliwie wskazując na nóżkę. Niania wzięła dziecko na ręce, zdjęła mały but, w którym znalazła drobny kamyk. – O, zobacz! – zawołała – to on zrobił ci tyle przykrości. Zły! Wyrzucimy go.

 

Matka, która była mimowolnym świadkiem zdarzenia, poprosiła opiekunkę dziewczynki: – Włóż jej kamyk z powrotem. Mówię poważnie: zrób, jak ci każę.

 

Z oporem bo z oporem, ale posłuchała. Matka podeszła do drzwi, odwróciła się, pochyliła i z serdecznym uśmiechem zawołała córkę do siebie: – Ty mnie kochasz, więc przyjdź mnie uściskać z kamykiem w buciku, tylko proszę nie płacz.

 

Dziecko poszło bez płaczu, nieco utykając. Matka przytulając małą wypowiedziała słowa, których wówczas córka nie zrozumiała, ale które jej potem nieraz przypominała:- Postępuj zawsze tak, jak teraz. Idź swoją drogą nie patrząc na przeszkody i cierpienia, których nie zabraknie ci w życiu. Pamiętaj o słowach mamy: “Do nieba idzie się zawsze z kamykiem w bucie!”

 

Refleksja
Gdy pochylamy się nad drugim człowiekiem, jednocześnie otwiera się nasze serce. Trzeba mieć jednak świadomość, że kiedy to serce się otwiera, to zawsze jesteśmy narażeni na łzy. Tylko jednak w ten sposób otwieramy się na “zasmakowanie” życia takim, jakim ono jest. Tylko w sytuacjach trudnych, nazwałbym je granicznymi, bo takimi gdzie jest ból i łzy, nabywamy zdolności do współczucia i miłosierdzia…

 

Otwarcie serce zawsze jest związane z ryzykiem. Nasze zaufanie i otwartość w jakiś konkretny sposób czynią nas bezbronnym i zdanym na drugą osobę. A tego przecież często nie lubimy czynić. Chrystus jest tym, który daje się nam cały. Uniżył się aż do śmierci i to śmierci krzyżowej, aby pokazać nam – ludziom, że można kochać bliźniego, jak siebie samego…   

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Co znaczy pochylić się nad drugim człowiekiem?
2. Czy łzy w naszym życiu są potrzebne?
3. Na czym polega ryzyko otwarcia się na drugiego człowieka?

 

I tak na koniec…
“Kiedy umysł jest uległy i plastyczny jak bezmiar oceanu, chętnie, jak on, przybiera kształt swego otoczenia” (Hans Christian Andersen, Baśń mojego życia)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,118,na-dobranoc-i-dzien-dobry-j-20-2-8.html

********

Jan ujrzał i uwierzył
(J 20, 2-8)
Wcielenie Jezusa, czyli poczęcie z Ducha Świętego i Boże Narodzenie miało za cel zbawienie człowieka. Dlatego w Ewangelii czytamy na temat grobu Jezusa, w którym dokonało się Zmartwychwstanie. Tam Jan zobaczył płótna, w które zmarły Jezus był zawinięty i chustę – i uwierzył. Jezusowi Zmartwychwstałemu już nie były potrzebne płótna dla zmarłych.Apostołowie widzieli życie w Ojcu jako wcielone w Jezusie i o tym świadczyli z punktu widzenia Zmartwychwstania, by Twoja radość – człowieku współczesny – była pełna. Pan króluje, wesel się!

Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

********

Refleksja katolika

5 minut

 

Minęła Wigilia, wieczór rodzinnych spotkań i wrażliwości kruchego opłatka. Pasterka z pierwszymi dźwiękami Kolęd. Minęły Święta, z pachnącą choinką i radością prezentów. I Jezus miał w końcu swoje 5 minut! Położony w ubogim żłóbku w parafialnej grocie, wśród wielu figur i coraz to bardziej wymyślnych dekoracji – by zainteresować, by wzbudzić refleksję, by przebić się przez komercję a może i … klęknąć, wzruszyć się, zapłakać i ot tak zwyczajnie, po prostu – być. Byłeś? A zaraz potem wspomnienie męczeństwa św. Szczepana i dziś już trzeci dzień w oktawie Narodzenia Pańskiego i święto najmłodszego z Apostołów – św. Jana Apostoła, Ewangelisty, który w dzisiejszym czytaniu jasno przekazuje: To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce… (zob. 1 J 1,1-4)

Jasność i prostota przekazu. Byłem. Widziałem. Doświadczyłem. Przekazuję. Jan, syn Zebedeusza, początkowo był uczniem Jana Chrzciciela, a potem, razem z Andrzejem – poszedł za Jezusem. Co czuł, kiedy spotkał Jezusa? Co czuł, kiedy tam nad Jordanem, go powołał? Co czuł, kiedy przez lata nauki obserwował Mistrza z Nazaretu? Co czuł, gdy później wszystko to z kronikarską dokładnością uzupełniał, co nie zostało zapisane u Marka, Mateusza, czy Łukasza. Czuł się wyjątkowy? Wyróżniony? Czy tak po prostu – potrzebny? Moglibyśmy snuć domysły i pewnie różne padałyby odpowiedzi, ale może warto dziś zadać sobie pytanie: co ja czułem, kiedy spotkałem Jezusa? Może tego z ostatnich dni – z małymi rączkami i nóżkami – bezbronne i wymagające opieki Dziecię. Bo taki właśnie jest Bóg – wszechmogący i bezbronny zarazem. Możesz z Nim zrobić co zechcesz, przyjąć, pokochać, dać innym – albo odrzucić, ośmieszyć, zapomnieć…

Daj Mu dziś swoje 5 minut. Jeszcze jedno 5 minut z Bożego Narodzenia. I, jak Apostoł Jan – spotkaj się z Jezusem, posłuchaj co ma Tobie do powiedzenia, czego pragnie i na ile Ty pragniesz z Nim być…

Beata Żabka

***

Z przemówienia papieża Pawła VI
(Nazaret, dnia 5 stycznia 1964 r.)
Przykład Nazaretu

Nazaret jest szkołą, w której zaczyna się pojmować życie Jezusa: jest to szkoła Ewangelii.

Tutaj przede wszystkim uczymy się patrzeć, słuchać, rozważać i przenikać głębokie i tajemne znaczenie tego bardzo prostego, pokornego i jakże pięknego objawienia się Syna Bożego. Może też i całkiem nieświadomie uczymy się Go naśladować.

Tutaj jest nam dane zrozumieć w pełni, kim jest Chrystus. Tu pojmujemy konieczność rozważenia tego, co stanowiło ramy Jego pobytu wśród nas: miejsca, czasu, zwyczajów, języka, praktyk religijnych, słowem, tego wszystkiego, czym się posłużył Jezus, żeby objawić się światu. Wszystko tutaj przemawia, wszystko nabiera znaczenia. Tu, w tej szkole, widzimy potrzebę duchowego wyrobienia, jeśli chcemy iść za nauką Ewangelii i być uczniami Chrystusa.

O, jak bardzo pragnęlibyśmy powrócić na nowo do lat dziecinnych i poddać się tej pokornej, a wzniosłej szkole nazaretańskiej! Jakbyśmy chcieli pod okiem Maryi uczyć się na nowo prawdziwej wiedzy o życiu i najwyższej mądrości praw Bożych!

Ale tylko przechodzimy tędy. Musimy się wyrzec tego pragnienia, aby tu się uczyć rozumienia Ewangelii, tej nauki, której właściwie nigdy nie ma końca. Zanim jednak stąd odejdziemy, musimy pośpiesznie i jak gdyby ukradkiem przyswoić sobie kilka krótkich pouczeń Nazaretu.

Najpierw lekcja milczenia. Niech się odrodzi w nas szacunek dla milczenia, tej pięknej i niezastąpionej postawy ducha. Jakże jest nam ona konieczna w naszym współczesnym życiu, pełnym niepokoju i napięcia, wśród jego zamętu, zgiełku i wrzawy. O milczenie Nazaretu, naucz nas skupienia i wejścia w siebie, otwarcia się na Boże natchnienia i słowa nauczycieli prawdy; naucz nas potrzeby i wartości przygotowania, studium, rozważania, osobistego życia wewnętrznego i modlitwy, której Bóg wysłuchuje w skrytości.

Jest jeszcze i lekcja życia rodzinnego. Niech Nazaret nauczy nas, czym jest rodzina, jej wspólnota miłości, jej surowe i proste piękno, jej święty i nierozerwalny charakter. Uczmy się od Nazaretu, że wychowanie rodzinne jest drogie i niezastąpione i że w sferze społecznej ma ono pierwszorzędne i niezrównane znaczenie.

Wreszcie przykład pracy. O Nazaret, “domu Syna cieśli”, tu właśnie chcielibyśmy zrozumieć i umocnić surowe, a przynoszące zbawienie prawo ludzkiej pracy, przywrócić świadomość jej wartości, przypomnieć, że praca nie może być sama w sobie celem, ale że jej wartość i wolność, którą daje, płyną bardziej z wartości celu, jakiemu ona służy, niż z korzyści ekonomicznych, jakie przynosi. Jakżebyśmy chcieli pozdrowić stąd wszystkich pracujących całego świata i ukazać im wielki wzór ich Boskiego Brata, proroka wszystkich słusznych ich praw – Chrystusa, naszego Pana!

***

Biblia pyta:

Jeśliby ktoś posiadał majętność tego świata i widział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim miłość Boga?

1 J 3,17

***

Żal doskonały ma ten, kto żałuje za swoje grzechy tylko ze względu na to, że przez nie zasmucił nieskończoną dobroć Bożą.

św. Jan Maria Vianney,
O zadośćuczynieniu, pokucie i umartwieniu

***

KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział XIX. O ZNOSZENIU KRZYWD I KTO JEST NAPRAWDĘ CIERPLIWY

1. O czym mówisz, synu? Przestań się skarżyć, pomyśl o mojej męce i męce świętych. Jeszcze nie musiałeś trwać aż do krwi Hbr 12,4. Jakże to mało, co cierpiałeś, w porównaniu do tych, którzy tyle przeszli i tak strasznie byli kuszeni, tak ciężko udręczeni, tak nieustannie doświadczani i ćwiczeni.

Trzeba więc, żebyś pamiętał o tych wielkich ciężarach, jakie ponoszą inni, aby lżej ci było dźwigać własne, małe. A jeśli nie wydają ci się małe, popatrz, czy nie czyni ich takimi twoja niecierpliwość. A zresztą czy małe, czy wielkie, staraj się znosić wszystkie równie cierpliwie.

2. Im lepiej przygotujesz się do cierpienia, tym mądrzej uczynisz i tym większą zdobędziesz zasługę; łatwiej ci będzie znosić ból, jeśli duchem i ćwiczeniem nastawisz się na dzielne jego przyjęcie. Nie mów: Nie zdołam tego znieść od takiego człowieka i nie powinienem nawet czegoś podobnego doświadczać. Wyrządził mi ciężką krzywdę i zarzuca mi takie rzeczy, jakie mi nigdy w głowie nie postały; od kogoś innego chętnie zniosę cierpienie wiedząc, że znieść je powinienem.

Jakże niemądre to słowa, bo nie zważają na samą cierpliwość jako dobro ani na tego, kto ją nagradza, ale raczej na osobę i krzywdy przez nią zadane.

3. Nie jest cierpliwy naprawdę ten, kto nie chce cierpieć więcej, niż to mu się wydaje stosowne, i woli cierpieć z powodu tego, kto mu jest miły. Człowiek rzeczywiście cierpliwy nie zważa na to, kto go doświadcza cierpieniem, czy przełożony, czy równy mu, czy niższy od niego, czy dobry i święty, czy też przewrotny i zły. Lecz niezależnie od człowieka, od tego, co i ile mu się zdarzy, wszystko przyjmuje z wdzięcznością z ręki Boga i widzi w tym wielką korzyść dla siebie, bo w oczach Bożych nawet najmniejszy ból przecierpiany dla Boga nie może pozostać bez zasługi.

4. Szykuj się więc do walki, jeśli chcesz odnieść zwycięstwo. Bez walki nie zdołasz zdobyć nagrody cierpliwości. Nie chcesz cierpieć, więc odmawiasz nagrody. Lecz jeśli pragniesz osiągnąć nagrodę, walcz dzielnie, znoś wszystko cierpliwie. Bez trudu nie ma odpoczynku, tak samo bez walki nie ma zwycięstwa 2 Tm 2,5.

5. Panie, niech za sprawą łaski stanie się możliwe to, co z natury wydaje mi się niemożliwością Łk 18,27. Ty wiesz, jak mało potrafię znieść, jak szybko się zniechęcam przy lada trudności. Niech każda próba bólu stanie mi się dla Twojego imienia pożądana i miła, bo i udręka, i cierpienie, znoszone dla Ciebie, dobre są dla mojej duszy.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

***

JAK SŁUCHAĆ

Kto pragnie wieczne słowo w głębi własnej duszy
Sam wyraźnie usłyszeć, niech wprzód zamknie uszy.

Adam Mickiewicz

***

Mniejsza o perfekcję; bądź po prostu bardzo dobry.
H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

*********

Refleksja maryjna

Przyszedłeś do nas dzięki Najświętszej Pannie

Przyszedłeś do nas dzięki Najświętszej Pannie
Nie niszcząc bram Jej niewinności,
Wchodząc w Nią i wychodząc z Niej.
O Panie, który możesz wszystko,
Wzywamy Cię z całej siły:
Ty, który pozwoliłeś swojej Matce
Być jednocześnie Dziewicą i Matką,
Za pośrednictwem Jej modlitw
Obdarz Twój Kościół katolicki
Wiarą niezłomną i miłością płodną;
Twój Kościół będzie mógł porodzić
Naród wierzący
I czysty od wszelkiej winy,
Dążący do Ciebie bez zmazy i rysy.

Modlitwa wizygocka


teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

************

Opowiadaj

Opowiadaj

Wierzysz, że grób Jezusa po trzech dniach nie było już w grobie? Wierzysz, że zmartwychwstał i że my też zmartwychwstaniemy? No to opowiadaj. Jak Jan.

Mów o tym, co usłyszałeś o Słowie życia, co ujrzałeś własnymi oczyma; o tym, czego dotykały twoje ręce. Przecież życie ci się objawiło! Widziałeś je! Nie zachowuj blasku tej nadziei tylko dla siebie!

Nad ludzkość nadciągnęły morki grzechu i niewiary? Ty widzisz, bo chodzisz w blasku Jezusa Chrystusa, narodzonego z Dziewicy, umęczonego, pogrzebanego i powstałego z martwych, który zasiadł po prawicy Boga Ojca na królewskim tronie. Więc opowiadaj.

Modlitwa

Duchu Święty, dodaj mi rozumu i odwagi. Rozumu, bo głupotą jest skarb złożony w moje serce, radosną wieść o życiu wiecznym, zatrzymywać tylko dla siebie. Odwagi, bo choć mam do ogłoszenia wieść naprawdę dobrą obawiam się, jakbym miał zwiastować jakąś tragedię. Więc mi pomagaj. Wiesz przecież, że bez Twojego tchnienia wśród twojego stworzenia „jeno cierń i nędze”. Bez Twojej pomocy potrafię nawet najprostsze sprawy niemiłosiernie pogmatwać. Więc mi pomagaj…

http://biblia.wiara.pl/kalendarz/67b56.Refleksja-na-dzis/2014-12-27

**********

Dwa zdjęcia i gromadka dzieci

Dwa zdjęcia i gromadka dzieci

ks. Tomasz Horak

Dzień Dziecka to właśnie obchodzimy. Nie na początku czerwca, a teraz, w Boże Narodzenie.

Tydzień przedtem byłem u małej Natalki – odwiedzam każde dziecko przed jego chrztem. Jest maleństwo, jest i jej starszy braciszek, jest mama i tato. I jest radość – niekłamana, przebijająca ze słów, z twarzy, z gestów, z całej atmosfery domu. Braciszek ponoć przeżywa chwile jak nie zazdrości, to przynajmniej odnajdywania się w nowym układzie. Przysiadł na podłodze obok leżącej na wersalce siostrzyczki. Bawi się samochodzikiem na jej kocyku. To już jest wyraz zbratania i akceptacji. Może siostra sięgnie po samochodzik? Będą się bawić razem? Usiłuję wczuć się w przeżycia małego. Natalka tylko oczami wodzi, więcej nie potrafi. Rodzice wpatrzeni w ten cud i natury, i Bożej łaski. A staremu kawalerowi tak ciepło na sercu i po prostu dobrze w tej atmosferze rodzinno-dziecięcej. Pewnie za długo tam siedziałem. A w telefonie zostało mi zdjęcie…

W wigilijny wieczór dostałem z życzeniami inne zdjęcie. Piątka rodzeństwa! Najstarsze już całkiem „starsze”. Po małego Jana-Pawła, który roczku nie ma. Dałbym zdjęciu tytuł „Radość!” Koniecznie z wykrzyknikiem. Reszta nie jest tajemnicą, jako że mama owej piątki wszystko opowiedziała w rozmowie ze swą przyjaciółką (też piątka) w książce «I co my z tego mamy». Radość w wielu wymiarach, odcieniach i natężeniach. Jasne, to wcale nie znaczy, że nigdy pod górę, że zawsze cacy i łatwo, że nic tylko takie roześmiane dni i zdjęcia. Jak ktoś nie czytał, to radzę wkleić tytuł w Googlach i kupić. Bardzo poważna lektura, pełna nadziei i radości. Takiej właśnie bożonarodzeniowej, chwilami skręcającej w kierunku ucieczki przed jakimiś herodami, z przeczuciem, że gdzieś i krzyż jakby widać było.

A to i mała Natalka z Kubą, i obie piątki (u Agaty i Dominiki) i tyle innych dzieciaków – także tych z sumy w wiosenne u nas Boże Narodzenie – to wielkie wołanie o odwagę, o ludzką ufność i Bożą nadzieję, że radość rodzicielstwa jest większa od wszystkich piętrzących się trudności i kłopotów. Rzecz w tym, że od rzeczywistych trudności większe są te hodowane w świadomości i sztucznie karmione w społecznym obiegu. Zapytasz, Czytelniku, kogo podejrzewam o to sztuczne karmienie obaw w społecznym obiegu? Ja nie podejrzewam, ja wiem, że to ten sam, który najpierw zepchnął Maryję i Józefa z Dzieciątkiem do obskurnej szopy za miastem, a jakiś czas potem usiłował Małego zabić. Gdy zaś to się nie udało – z wściekłości wymordował kilkadziesiąt innych dzieci. Owszem, Herod był straszny, ale za nim stoi wróg życia – szatan. Stoi do dziś i z wściekłości morduje ludzkimi rękami w szpitalach, na wojennych frontach, na zagłodzonych połaciach wielu krajów. Morduje każde życie, jakie mu się nawinie.

Co możemy zrobić? Już mówię, ale najpierw prowadzę was do szopki w moim kościele, niewielka, „kompaktowa”, pełna dynamicznej treści. Jest po niedawnej konserwacji. Przez 20 lat nie zobaczyłem w niej smętnej postaci jakiegoś betlejemity, który czytelnym gestem wyprasza szukających miejsca dla Dzieciątka. Ręka konserwatora wydobyła go z mrocznej warstwy kurzu. Jak wszystkie twarze szopki, tak i jego oblicze coś mówi. Mówi o pewności siebie i samotnym smutku. To przez tę samotność ukrył się na całe lata w swoim zakamarku… Cóż więc możemy zrobić? Cieszyć się życiem. I swoim, i dzieci przychodzących na świat. Jako społeczeństwo robić wszystko, by piętrzone rękami bankierów, przemysłowców, handlarzy, rządzących, filmowców, dziennikarzy od newsów i licho wie kogo jeszcze przeszkody usuwać, rozbrajać, świat przyjaźniej życiu urządzać. Mamy na tym odcinku wiele zaniedbań. Część z nas nic nie robi, aby życiu i jego poszanowaniu służyć. Niektórzy, jak ów betlejemita z szopki, chcieliby mieć spokój od rozwrzeszczanych bachorów. Część podejmuje walkę o poszanowanie dla życia, ale tak niezręcznie, że w tle słychać chichot diabła. Tym zaś wszystkim, którzy w radości i trudzie życiu służą, winniśmy szacunek, uznanie, pomoc. Przynajmniej tyle. Bogu chwała na wysokości, a ludziom dobrej woli pokój!

http://kosciol.wiara.pl/doc/2295873.Dwa-zdjecia-i-gromadka-dzieci

***************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

27 grudnia

**************

Św. Jan – Apostoł i Ewangelista

dodane 2002-12-27 12:04

Św. Łukasz w Dziejach Apostolskich umieszcza św. Jana zaraz po św. Piotrze. I takie chyba miejsce mu się należy. Nie tylko bowiem pierwszy poszedł za Chrystusem Panem, ale zostawił nam o Nim najdoskonalsze świadectwo w swojej Ewangelii. Nadto wzbogacił Biblię o swoje trzy Listy i Apokalipsę.

Św. Jan Apostoł pod krzyżem  

Cenni di Pepo (Giovanni) Cimabue (PD)Św. Jan Apostoł pod krzyżem

 

Jeśli chodzi o zestaw tekstów ewangelicznych, w których jest mowa o św. Janie, to również liczba ich stawia go zaraz po św. Piotrze na miejscu drugim. Łącznie we wszystkich Ewangeliach o św. Piotrze jest wzmianka aż na 68 miejscach (193 wiersze), o św. Janie na 31 miejscach (90 wierszy), o św. Andrzeju na miejscach 9 (21 wierszy) itp.

Przypatrzmy się teraz opisom Ewangelicznym, w których jest mowa o św. Janie Apostole. Oto najpierw powołanie św. Jana: „Nazajutrz Jan (Chrzciciel) znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?” — Oni odpowiedzieli do niego: „Rabbi!” — to znaczy: Nauczycielu — „gdzie mieszkasz?”. Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka i od tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej”.

Z tego cennego tekstu dowiadujemy się, że św. Jan był uprzednio uczniem św. Jana Chrzciciela. Musiał należeć do najbardziej zaufanych jego uczniów, skoro św. Jan Chrzciciel z nimi tylko i ze św. Andrzejem przebywał właśnie wtedy nad rzeką Jordanem. Św. Jan nie podaje swojego imienia. Taki bowiem ma zwyczaj. Jednak jako świadek naoczny wymienia nawet dokładnie godzinę, kiedy ten wypadek miał miejsce. Godzina rzymska dziesiąta, to nasza godzina szesnasta.
Po pierwszym spotkaniu z Chrystusem św. Jan jeszcze nie na stałe był uczniem Pana Jezusa. Musiał zapewne załatwić przedtem swoje sprawy rodzinne. O jego ostatecznym powołaniu piszą św. Mateusz i św. Łukasz: „Gdy Jezus przechodził koło Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci — Szymona zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieci w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: «Pójdżcie za mną, a uczynię was rybakami ludzi». Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stąd dalej, ujrzał innych dwóch braci — Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca, i poszli za Nim”.

Informacja ta przydaje nowych szczegółów odnośnie św. Jana Apostoła. Był rybakiem i to zamożnym, skoro stać go było na własną łódź i sieci. Ojcem jego był Zebedeusz, a bratem św. Jakub Starszy, także Apostoł”. Niektórzy sądzą, że był on dostawcą ryb na stół arcykapłana. Wykluczyć tego nie można.
Św. Jan jest świadkiem wskrzeszenia córki Jaira wśród trzech wybranych: „I nie pozwolił nikomu iść ze sobą, z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego”.
Św. Jan jest również świadkiem wybranym z trzema wspomnianymi Apostołami przemienienia Pańskiego: „W jakieś osiem dni po tych mowach wziął ze sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić”.

Kiedy Jan wyraża zgorszenie, że ktoś obcy ma odwagę wypędzać czarty w imię Chrystusa, gdyż sądził, że jest to przywilej samego Pana Jezusa i Jego uczniów, otrzymał odpowiedź od Chrystusa by mu tego czynić nie zabraniano: „Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w imię Twoje wyrzucał złe duchy i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami. Lecz Jezus odrzekł: „Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami”.

Matka św. Jana i Jakuba prosi Chrystusa, aby jej synowie byli kiedyś w Jego królestwie najbliższymi jego ministrami. Musiało to dziać się za zgodą św. Jana i Jakuba. Bowiem Chrystus Pan do nich się wtedy wprost zwrócił: „Nie wiecie o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?” Odpowiedzieli Mu: „Możemy”. On rzekł do nich: „Kielich mój pić będziecie. Nie do mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale (dostanie się ono) tym, dla których mój Ojciec je przygotował”. Gdy dziesięciu (pozostałych) to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci.

Szczegół ten nam zdradza, że nie całkiem bezinteresownie przystąpił św. Jan i trwał w początkach przy Chrystusie. Przekonany, że wskrzesi On królestwo Dawida, chciał być przy boku Chrystusa pierwszym Jego ministrem. Sam wstydząc się o to prosić, wezwał interwencji swojej matki. Potem zrozumie, że chodzi o królestwo Boże, duchowe, o zbawienie ludzi i odda się tej wielkiej sprawie aż do ostatniej godziny życia. Św. Marek pisze, że oni sami: Jan i Jakub zwrócili się do Chrystusa Pana z tą dziwną prośbą. Pan Jezus wykorzystał tę okazję, aby pouczyć Apostołów: „Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”.

Zdjęcie z krzyża  

Rogier van der Weyden (PD) Zdjęcie z krzyża

 

Chrystus Pan nadał św. Janowi i Jakubowi, jego bratu, imię drugie: „Synowie gromu”, a to w następującej okazji: „Gdy dopełniał się czas Jego wzięcia (z tego świata), postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to uczniowie, Jakub i Jan, rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich? Lecz On odwróciwszy zabronił im, mówiąc: „Nie wiecie, czyjego ducha jesteście; Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze, lecz zbawiać”. Być może, że do tego wypadku nawiązuje św. Marek, kiedy w spisie Apostołów do imion św. Jana i Jakuba dodaje: „którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy synowie gromu”.

Św. Jan zostaje wyznaczony ze św. Piotrem, aby przygotowali Paschę wielkanocną: „Tak nadszedł dzień Przaśników, w którym należało ofiarować Paschę. Jezus posłał Piotra i Jana z poleceniem: „Idźcie i przygotujcie nam Paschę, abyśmy mogli ją spożyć”. Oni Go zapytali: „Gdzie chcesz, abyśmy ją przygotowali?”. Odpowiedział im: „Oto, gdy wejdziecie do miasta, spotka się z wami człowiek niosący dzban wody. Idźcie z nim do domu, do którego wejdziecie i powiecie gospodarzowi: „Nauczyciel pyta cię: Gdzie jest izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam salę dużą, usłaną, tam przygotujecie. Oni poszli, znaleźli tak, jak im powiedział i przygotowali Paschę”.

Kiedy z góry Oliwnej patrzyli Apostołowie na Jerozolimę i podziwiali jej budowle, Pan Jezus przepowiedział jej zgubę. Wtedy na osobności pytali uczniowie: Piotr, Jakub, Jan i Andrzej: „Powiedz nam, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to wszystko zacznie się spełniać?”.

Jan był umiłowanym uczniem Pana Jezusa. Miał też szczęście spocząć przy Ostatniej Wieczerzy na piersi Jezusowej. Sam nam to opisuje: „To powiedziawszy Jezus doznał głębokiego wzruszenia i tak oświadczył: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeden z was mnie zdradzi”. Spoglądali uczniowie jeden na drugiego niepewnie, o kim mówi. Jeden z uczniów Jego — ten, którego Jezus miłował — spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak Szymon Piotr i rzekł do niego: „Kto to jest? O kim mówi?”. Ten oparł się zaraz na piersi Jezusa i rzekł do Niego: „Panie, kto to jest?”. Jezus odparł: „To ten, dla którego umaczam kawałek (chleba) i podam mu”. Umoczywszy więc kawałek (chleba), wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty”.

Św. Jan był w trójce wybranych Apostołów, którzy byli świadkami konania Pana Jezusa w Ogrodzie Oliwnym: „Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana, i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: „Smutna jest dusza moja aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie”.

Św. Jan wprowadza Piotra na podwórze arcykapłana jako znajomy tegoż arcykapłana: „A szedł za Jezusem Szymon Piotr razem z innym uczniem. Uczeń ten był znany arcykapłanowi, podczas gdy Piotr zatrzymał się przed bramą na zewnątrz. Wszedł więc ów drugi uczeń, znany arcykapłanowi, pomówił z oddźwierną i wprowadził Piotra do środka”. Wiemy, że stało się to okazją do fatalnego zaparcia się Chrystusa przez Księcia Apostołów.

Tylko św. Jan pozostał do końca wierny Chrystusowi i stał przy Nim pod krzyżem. Dlatego zasłużył sobie na najwyższe wyróżnienie, gdy otrzymał polecenie, aby zaopiekował się Matką Pana Jezusa. Opisuje nam to sam Apostoł: „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. Od tej godziny uczeń wziął ją do siebie”

Po zmartwychwstaniu Pana Jezusa św. Jan jest jednym z najpierwszych świadków a z mężczyzn obok św. Piotra pierwszy, który pobiegł do grobu opustoszałego przez Zbawiciela. Powiadomiony bowiem przez Marię Magdalenę udał się, aby sprawę niezwłocznie zbadać: „A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus miłował i rzekła do nich: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie go złożono”. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna… Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który pierwszy przybył do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd jeszcze nie rozumieli Pisma (które mówi), że On ma powstać z martwych. Uczniowie zatem powrócili znowu do siebie”.

Do najciekawszych scen ewangelicznych należy tajemnicza przepowiednia, jaką Chrystus zostawił odnośnie ostatnich lat na ziemi Apostoła: „Piotr obróciwszy się zobaczył idącego za sobą ucznia, którego miłował Jezus, a który to w czasie uczty spoczywał na Jego piersi, i powiedział: „Panie, kto to jest ten, który cię zdradził?”. Gdy więc go Piotr ujrzał, rzekł do Jezusa: „Panie, a co z tym będzie?” Odpowiedział mu Jezus: „Jeżeli chcę, aby pozostał, aż przyjdę, co tobie do tego? Ty pójdź za mną”. Rozeszła się wśród braci wieść, że uczeń ów nie umrze. Ale Jezus nie powiedział mu, że nie umrze, ale: „Jeśli ja chcę, aby pozostał, aż przyjdę, co tobie do tego?”.

Z trudnego tego tekstu wynikałoby, że św. Jan jako starzec po śmierci męczeńskiej Apostołów zrozumiał zagadkowe słowa Pana Jezusa, że nie umrze, dopóki nie ujrzy Chrystusa powracającego ponownie na ziemię na sąd ostateczny. Wyraz swojej tęsknocie da Święty w jednym z ostatnich wierszy, jaki skreśli swoją starczą ręką, kiedy w Apokalipsie napisze: „Amen – Przyjdź, Panie Jezu!”.

W Dziejach Apostolskich św. Jan występuje zaraz obok św. Piotra jako jego nieodstępny towarzysz. I tak razem wchodzą do świątyń i, aby się modlić, i dokonują cudu uzdrowienia paralityka. Jan z Piotrem zostaje delegowany przez Apostołów dla udzielenia sakramentu Bierzmowania w Samarii. Razem przemawiali do ludu i zostali pojmani, i wtrąceni do więzienia.

Także i w Listach Apostolskich jest mowa o św. Janie. I tak św. Paweł w Liście do Galatów wyznaje, że w Jerozolimie spotkał się ze św. Piotrem, Jakubem i Janem. Nazywa go filarem Kościoła, podobnie jak tamtych dwóch. Z listów trzech, które św. Jan pozostawił, dowiadujemy się, że jako starzec kierował niektórymi gminami Kościoła.

Z Apokalipsy natomiast dowiadujemy się, że tymi Kościołami były gminy chrześcijańskie w Małej Azji w prowincjach rzymskich: Azji, gdzie były miasta — Efez, Smyrna i Pergamin; w Lidii, gdzie były miasta — Tiatyra, Sardes i Filadelfia; oraz we Frygii, gdzie było miasto Laodycea. Wskazujemy na te miasta, które św. Jan wymienia.

Św. Jan Ewangelista płaczący

Colijn de Coter (PD) Św. Jan Ewangelista płaczący

 

Tylko św. Jan pozostał do końca wierny Chrystusowi i stał przy Nim pod krzyżem. Dlatego zasłużył sobie na najwyższe wyróżnienie, gdy otrzymał polecenie, aby zaopiekował się Matką Pana Jezusa. Opisuje nam to sam Apostoł: „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. Od tej godziny uczeń wziął ją do siebie”

Po zmartwychwstaniu Pana Jezusa św. Jan jest jednym z najpierwszych świadków a z mężczyzn obok św. Piotra pierwszy, który pobiegł do grobu opustoszałego przez Zbawiciela. Powiadomiony bowiem przez Marię Magdalenę udał się, aby sprawę niezwłocznie zbadać: „A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus miłował i rzekła do nich: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie go złożono”. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna… Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który pierwszy przybył do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd jeszcze nie rozumieli Pisma (które mówi), że On ma powstać z martwych. Uczniowie zatem powrócili znowu do siebie”.

Do najciekawszych scen ewangelicznych należy tajemnicza przepowiednia, jaką Chrystus zostawił odnośnie ostatnich lat na ziemi Apostoła: „Piotr obróciwszy się zobaczył idącego za sobą ucznia, którego miłował Jezus, a który to w czasie uczty spoczywał na Jego piersi, i powiedział: „Panie, kto to jest ten, który cię zdradził?”. Gdy więc go Piotr ujrzał, rzekł do Jezusa: „Panie, a co z tym będzie?” Odpowiedział mu Jezus: „Jeżeli chcę, aby pozostał, aż przyjdę, co tobie do tego? Ty pójdź za mną”. Rozeszła się wśród braci wieść, że uczeń ów nie umrze. Ale Jezus nie powiedział mu, że nie umrze, ale: „Jeśli ja chcę, aby pozostał, aż przyjdę, co tobie do tego?”.

Z trudnego tego tekstu wynikałoby, że św. Jan jako starzec po śmierci męczeńskiej Apostołów zrozumiał zagadkowe słowa Pana Jezusa, że nie umrze, dopóki nie ujrzy Chrystusa powracającego ponownie na ziemię na sąd ostateczny. Wyraz swojej tęsknocie da Święty w jednym z ostatnich wierszy, jaki skreśli swoją starczą ręką, kiedy w Apokalipsie napisze: „Amen – Przyjdź, Panie Jezu!”.

W Dziejach Apostolskich św. Jan występuje zaraz obok św. Piotra jako jego nieodstępny towarzysz. I tak razem wchodzą do świątyń i, aby się modlić, i dokonują cudu uzdrowienia paralityka. Jan z Piotrem zostaje delegowany przez Apostołów dla udzielenia sakramentu Bierzmowania w Samarii. Razem przemawiali do ludu i zostali pojmani, i wtrąceni do więzienia.

Także i w Listach Apostolskich jest mowa o św. Janie. I tak św. Paweł w Liście do Galatów wyznaje, że w Jerozolimie spotkał się ze św. Piotrem, Jakubem i Janem. Nazywa go filarem Kościoła, podobnie jak tamtych dwóch. Z listów trzech, które św. Jan pozostawił, dowiadujemy się, że jako starzec kierował niektórymi gminami Kościoła.

Z Apokalipsy natomiast dowiadujemy się, że tymi Kościołami były gminy chrześcijańskie w Małej Azji w prowincjach rzymskich: Azji, gdzie były miasta — Efez, Smyrna i Pergamin; w Lidii, gdzie były miasta — Tiatyra, Sardes i Filadelfia; oraz we Frygii, gdzie było miasto Laodycea. Wskazujemy na te miasta, które św. Jan wymienia.

Św. Jan na Patmos

Domenico Ghirlandaio (PD) Św. Jan na Patmos

 

Tak więc, zbierając wszystko, co z Pisma świętego wiemy o św. Janie, możemy streścić, że był on z zawodu rybakiem, urodzony w jednym z miast (prawdopodobnie Betsaida) nad Jeziorem Galilejskim. Jego rodzicami byli: Zebedeusz i Salome, która nie opuszczała Chrystusa i była także świadkiem Jego śmierci jak i zmartwychwstania. Bratem św. Jana był św. Jakub Starszy. Był zapewne najmłodszym z uczniów Pana Jezusa, dlatego Chrystus go szczególnie miłował. Pierwszy przystał też do grona Jego Apostołów. Po Zesłaniu Ducha Świętego nauczał w Judei i tam go jeszcze spotkał św. Paweł. W Apokalipsie wyznaje, że był na wyspie Patmos i tam miał objawienie odnośnie losów Kościoła. Tyle o św. Janie dowiadujemy się z ksiąg Pisma świętego.

Według świadectwa pierwszych Ojców Kościoła: św. Papiasza (ok. 80-160), św. Polikarpa (ok. 70-166) i św. Ireneusza (ok. 115-202), z których dwaj pierwsi szczycą się, że byli uczniami św. Jana, oraz według pism apokryficznych, św. Jan w czasie wybuchu powstania żydowskiego przeciwko Rzymianom w 66 roku był w Jerozolimie. Wraz z chrześcijanami udał się zapewne do Pelli w Zajordanii, gdzie przebywał do końca wojny, to jest do roku 70. Później przez Azję Mniejszą przybył do Efezu, gdzie pozostawał aż do zesłania go na wyspę Patmos przez cesarza Domicjana (81-96). Po śmierci cesarza wrócił do Efezu, by tu już za panowania cesarza Trajana (98-117) zakończyć życie. Potwierdzenie na to mamy w dziele św. Ireneusza i w świadectwie Polikratesa, biskupa Efezu (ok. 190).

W wieku II/III powstał w Małej Azji apokryf: Dzieje Jana, kiedyś bardzo popularny, o zabarwieniu gnostyckim. Przytacza go między innymi Focjusz. Do naszych czasów dochowały się tylko jego znaczne fragmenty. Według tego pisma Domicjan miał najpierw wezwać św. Jana do Rzymu. Kiedy w tym mieście zadziwił Apostoł wszystkich niezwykłymi cudami, cesarz nie miał odwagi skazać go na śmierć, ale zesłał go na wyspę Patmos. Za panowania cesarza Trajana św. Jan wrócił do Efezu, nawiedził wiele miast i uczynił wiele cudów. Właśnie te cuda i wygłaszane z ich okazji nauki Apostoła są główną treścią apokryfu.

Pisma wspomnianych Ojców Kościoła, apokryfu Dzieje Jana i inne, powstałe w latach późniejszych, mówią o tym, że Domicjan usiłował najpierw otruć św. Jana, potem kazał gotować Apostoła we wrzącym oleju. Z tych źródeł dowiadujemy się również, że św. Jan zwykł swoim uczniom nieustannie powtarzać: „Synaczkowie moi, miłujcie się wzajemnie”. Kiedy go zapytano, dlaczego to zdanie tak często powtarza, miał odpowiedzieć, że gdy to zachowają, wypełnią wszystko; będą godnymi uczniami Chrystusa. Kiedy pewnego dnia Jan odpoczywał, swój wypoczynek tłumaczył uczniom, że łuk nie może być stale napięty. Z tychże źródeł dowiadujemy się, że Święty miał wśród uczniów młodzieńca, którego bardzo miłował. Ten jednak pod wpływem złego towarzystwa zszedł na manowce. Apostoł tak długo szukał zbłąkanej owcy, aż ją odnalazł.

Tradycja uzupełnia nam dane biograficzne o św. Janie. Dowiadujemy się z niej, że św. Jan ok. 70 roku naszej ery przybył do Efezu, że za panowania cesarza Domicjana (81-96) lub Nerwy (96-98) został skazany na banicję na skalistą odludną wyspę Patmos i tam napisał Apokalipsę. Napisał swoją Ewangelię prawdopodobnie jeszcze w Efezie, dokąd przybył przed rokiem 70. Miał już w ręce trzy Ewangelie synoptyków. Dlatego św. Jan nie powtarza ich, ale raczej uzupełnia podane przez nich szczegóły, podaje nowe, przez nich opuszczone, a przede wszystkim przekazał nam przemówienia Pana Jezusa, w których jest wyjaśnione Jego posłannictwo i akcja zbawienia świata.

Św. Jan Ewangelista

Palma il Vecchio Św. Jan Ewangelista

 

Chociaż nigdzie nie podaje św. Jan w Ewangelii swojego imienia wprost, to jednak przypomina nam je pośrednio, gdy podaje imiona innych Apostołów. Nadto szczegóły są podane w tak zdumiewających detalach, że mógł się w nich orientować tylko świadek naoczny tym bardziej, że wydarzenia w Ziemi Świętej zmieniały się z błyskawiczną wprost szybkością. Zresztą św. Jan sam pisze, że był świadkiem naocznym wydarzeń. Dlatego jest wiarygodny. Najpierwsi pisarze starożytnego chrześcijaństwa potwierdzają, że autorem Ewangelii czwartej jest św. Jan. Zna tę Ewangelię już św. Ignacy Męczennik i cytuje w swoich listach (+ ok. 117). Zna ją także św. Justyn (+ ok. 165). Autora jej wprost wymienia fragment Muratoriego (160-180). Ta sama zgodność panuje odnośnie Listów św. Jana i Apokalipsy, czyli Księgi Objawienia.

Listy św. Jana mogły być pisane z Efezu lub może raczej z wyspy Patmos, gdzie według tradycji chrześcijańskiej Domicjan kazał wywieźć św. Jana (81-96).

Odnośnie Apokalipsy panowało dotąd powszechne przekonanie, że wizje te dotyczą najbliższej przyszłości Kościoła. Zdaje się na to wskazywać sam św. Jan, kiedy pisze: „Objawienie Jezusa Chrystusa, które dał mu Bóg, aby ukazać swoim sługom, co musi stać się niebawem”. Być może Jan był przekonany, że czasy w których mu przyszło spędzić starość, są ostatecznymi. Dzisiaj jednak wśród biblistów panuje przekonanie, że Apostoł chciał wykazać Kościołowi Chrystusowemu, który był wtedy w ucisku krwawych prześladowań, że jest to jedynie odcinek wielkiej walki, jaką toczą moce piekielne z niebem, szatan z Bogiem. Walkę tę jednak zakończy Chrystus swoim przyjściem i swoim ostatecznym wielkim zwycięstwem.

Według podania cesarz Nerwa (96-98) miał uwolnić św. Jana z wygnania. Wtedy Apostoł wrócił do Efezu i tam zmarł zapewne na początku panowania Trajana (98-117). Pierwszą wzmiankę o grobie św. Jana w Efezie podaje nam Polikrates, biskup Efezu, już ok. 191 roku w liście do papieża św. Wiktora I (+ 199). Papież św. Celestyn I w swoim liście do ojców soboru zgromadzonych w Efezie (8 maja 431 roku) winszuje im, że mogą uczcić relikwie św. Jana. Św. Grzegorz z Tours (+ 594) wspomina o cudach, jakie działy się na grobie św. Jana Apostoła. Badania archeologiczne, przeprowadzone w roku 1936, potwierdziły istnienie wspomnianego grobu. Dzisiaj pozostały tylko gruzy po wielkiej metropolii i mała wioska turecka. Panowanie tureckie zniszczyło wszystko.

Najczęściej ikonografia przedstawia św. Jana Apostoła jako Ewangelistę z symbolem orła. Symbol ten nawiązuje do tajemniczej wizji „Syna Człowieczego”, jaką miał prorok Ezechiel, o której pisze również św. Jan Apostoł. Już Ojcowie Kościoła odnoszą symbole wspomnianych tam postaci do Ewangelistów (np. św. Ireneusz + 202). Powszechnie przyjęła się aplikacja św. Heronima w oparciu o treść początkowych opisów Ewangelii. I tak postać człowieka przyjęto jako symbol św. Mateusza (genealogia Chrystusa), lew – Marka (Jan Chrzciciel na pustyni), wół – św. Łukasz (kapłańska ofiara Zachariasza) i orzeł, jako symbol św. Jana Apostoła, gdyż Ewangelię swoją rozpoczyna od Słowa, które zeszło na ziemię, aby stać się Ciałem i zamieszkać wśród nas. Teologiczną głębią wzniósł się św. Jan ponad wszystkich Ewangelistów. Św. Jan również bywa przedstawiony z kielichem i wężem. Według podania bowiem, zanim cesarz Domicjan skazał Apostoła na wygnanie, zamierzał go przedtem otruć, ale kielich pękł i wino się rozlało w chwili, gdy Apostoł nad nim uczynił znak krzyża świętego. Według innej wersji pewien pogański kapłan w ten sposób chciał się pozbyć ostatniego Apostoła. Na tę pamiątkę w wielu kościołach w tym dniu podaje się do picia wiernym poświęcone wino w kielichu. Zapewne jednak jest to legenda podobnie jak ta, że miał być smażony w kotle w gotowanej oliwie i wyjść z niego młodszym (było kiedyś święto Św. Jana w Oleju).

Najwspanialsza świątynia, jaką ma św. Jan Apostoł na świecie to bazylika w Rzymie na Lateranie pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela i Św. Jana Apostoła. Nadto w Rzymie ma św. Jan Ewangelista świątynię Ante Porta Latinam, gdzie miano męczyć św. Jana we wrzącym oleju; S. Giovanni dei Fiorentini i inne. Najstarszy wizerunek św. Jana znajduje się w pięknie wykonanej barwnej mozaice w Rawennie w kościele Św. Witalisa (w. VI). Tam też widzimy symbol Ewangelisty, orła. Na wyspie Patmos w XI wieku został założony klasztor pod wezwaniem św. Jana Apostoła. Tam pokazują dotąd grotę, gdzie św. Jan miał mieszkać.

Najdawniejszy z apokryfów dotyczący św. Jana Apostoła Dzieje Jana, pochodzi z wieku II. Tam właśnie znajdujemy szczegół o chęci otrucia Apostoła. Inny apokryf głosi, że wrzucony do morza św. Jan szczęśliwie i cało wyszedł z niego.

Szczególniejsze nabożeństwo do św. Jana miały m.in. św. Gertruda i św. Małgorzata Alacoque. Właśnie w dniu jego święta miały one swoje objawienia dotyczące kultu Najśw. Serca Pana Jezusa.

Do roku 1969 św. Jan Apostoł miał dwa swoje święta: 6 maja Św. Jana w Oleju i śmierci św. Jana (27 grudnia). Legendę, jakoby św. Jan miał być palony – gotowany we wrzącym oleju, podaje Tertulian (+ 220). Skąd ją wziął? Nie podaje.

 

 

Święty Jan Apostoł

dodane 2008-05-16 19:55

Katecheza Benedykta XVI z 5 lipca 2006

(…) W Kościele jerozolimskim Jan zajmował znaczące miejsce w kierowaniu tym pierwszym zgromadzeniem chrześcijan. Paweł wymienia go bowiem wśród tych, których nazywa “filarami” tej wspólnoty.

Rogier van der Weyden (PD) Zdjęcie z krzyża

Drodzy bracia i siostry,

dzisiejsze spotkanie poświęcimy przypomnieniu kolejnego bardzo ważnego członka kolegium apostolskiego: Jana, syna Zebedeusza i brata Jakuba. Jego imię, typowo żydowskie, oznacza “Pan uczynił łaskę”. Układał sieci nad brzegiem Jeziora Tyberiadzkiego, gdy Jezus wezwał go wraz z bratem (por. Mt 4, 21; Mk 1, 19). Jan zawsze należy do ścisłej grupy, którą Jezus zabiera z sobą w określonych sytuacjach. Jest wraz z Piotrem i Jakubem, gdy Jezus w Kafarnaum wchodzi do domu Piotra, by uzdrowić jego teściową (por. Mk 1, 29); z tymi samymi dwoma towarzyszy Nauczycielowi w domu przełożonego synagogi Jaira, którego córka zostanie przywrócona do życia (por. Mk 5, 37); idzie za Nim, gdy wstępuje On na górę, by się przemienić (por. Mk 9, 2); jest u Jego boku na Górze Oliwnej, kiedy w obliczu okazałości Świątyni jerozolimskiej wygłasza mowę o końcu miasta i świata (por. Mk 13, 3); w końcu zaś jest przy Nim, gdy w Ogrodzie Getsemani odchodzi On na bok, aby się modlić do Ojca przed Męką (por. Mk 14, 33). Na krótko przed Paschą, kiedy Jezus wybiera dwóch uczniów, których wyśle, aby przygotować salę na wieczerzę, zadanie to powierza jemu i Piotrowi (por. Łk 22, 8).

Ta jego wybitna pozycja w grupie Dwunastu pozwala w jakiejś mierze zrozumieć inicjatywę, podjętą pewnego dnia przez matkę: podeszła ona do Jezusa, by prosić Go, aby obaj synowie: właśnie Jan i Jakub mogli zasiąść, jeden po Jego prawicy, drugi po lewicy, w Królestwie (por. Mt 20, 20-21). Jak wiemy, Jezus odpowiedział pytaniem: zapytał, czy gotowi są wypić kielich, który On sam miał wkrótce wypić (por. Mt 20, 22). Intencją tych słów było otwarcie oczu obu uczniom, wprowadzenie ich w znajomość tajemnicy własnej osoby i nakreślenie przed nimi przyszłe powołanie do tego, ażeby byli Jego świadkami aż do najwyższej próby krwi. Wkrótce potem Jezus wyjaśnił bowiem, iż nie przyszedł, ażeby Mu służono, lecz aby służyć i dać życie na okup za wielu (por. Mt 20, 28). W dniach po zmartwychwstaniu odnajdujemy “synów Zebedeusza” zajętych wraz z Piotrem i innymi uczniami połowem bezowocnym nocnym, po którym w wyniku interwencji Zmartwychwstałego dochodzi do cudownego połowu: to właśnie “uczeń, którego Jezus miłował” jako pierwszy pozna “Pana” i wskaże Go Piotrowi (por. J 21, 1-13).

W Kościele jerozolimskim Jan zajmował znaczące miejsce w kierowaniu tym pierwszym zgromadzeniem chrześcijan. Paweł wymienia go bowiem wśród tych, których nazywa “filarami” tej wspólnoty (por. Ga 2, 9). Rzeczywiście Łukasz w Dziejach Apostolskich przedstawia go, gdy wraz z Piotrem idzie modlić się do Świątyni (por. Dz 3, 1-4.11) bądź stają przed Sanhedrynem, by dać świadectwo swej wiary w Jezusa Chrystusa (por. Dz 4, 13.19). Kościół jerozolimski wysyła go wraz z Piotrem, by utwierdzać tych, którzy przyjęli Ewangelię w Samarii, prosząc, aby otrzymali Ducha Świętego (por. Dz 8, 14-15).
W szczególności trzeba wspomnieć o tym, co wraz z Piotrem stwierdził wobec Sanhedrynu, który ich sądził: “Nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli” (Dz 4, 20). Właśnie owa szczerość w wyznaniu własnej wiary pozostaje przykładem i ostrzeżeniem dla nas wszystkich, abyśmy byli zawsze gotowi zdecydowanie zadeklarować nasze niezachwiane przylgnięcie do Chrystusa, przedstawiając wiarę ponad wszelką kalkulację czy ludzki interes.

Zgodnie z tradycją Jan jest “umiłowanym uczniem”, który w Czwartej Ewangelii skłania głowę na piersi Mistrza podczas Ostatniej Wieczerzy (por. J 13,21), stoi u stóp Krzyża wraz z Matką Jezusa (por. J 19, 25) i wreszcie jest świadkiem zarówno pustego Grobu, jak i obecności Zmartwychwstałego (por. J 20, 2; 21,7). Wiemy, że to utożsamianie się jest dzisiaj przedmiotem dyskusji uczonych, a niektórzy z nich widzą w nim jedynie prototyp ucznia Jezusa. Pozostawiając rozstrzygnięcie tej kwestii egzegetom, zadowolimy się tutaj wyciągnięciem ważnej nauki dla naszego życia: Pan pragnie każdego z nas uczynić uczniem, który będzie przeżywał osobistą przyjaźń z Nim. Aby tak się stało, nie wystarczy iść za Nim i słuchać Go zewnętrznie; trzeba też żyć z Nim i tak, jak On. Jest to możliwe wyłącznie w kontekście wielkiej zażyłości, przepojonym ciepłem całkowitego zaufania. Tak jest między przyjaciółmi; dlatego Jezus powiedział któregoś dnia: “Nikt nie ma większej miłości, od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich… Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (J 15, 13.15).

W apokryficznych Dziejach Jana Apostoł przedstawiony jest nie jako założyciel Kościołów ani nawet przywódca istniejących już wspólnot, lecz w ciągłej drodze, jako głosiciel wiary w spotkanie z “duszami zdolnymi mieć nadzieję i być zbawionymi” (18,10; 23,8). Motorem wszystkiego jest paradoksalny zamiar ukazania tego, co niewidzialne. W istocie Kościół wschodni nazywa go po prostu “Teologiem”, to znaczy tym, który zdolny jest mówić w przystępnych słowach o sprawach boskich, ujawniając tajemny dostęp do Boga przez przylgnięcie do Jezusa.

Kult apostoła Jana utwierdził się, począwszy od Efezu, gdzie – zgodnie z prastarą tradycją – miał on działać przez długi czas i umrzeć w bardzo posuniętym wieku, za panowania cesarza Trajana. W Efezie cesarz Justynian w VI wieku wzniósł na jego cześć wielką bazylikę, której imponujące ruiny zachowały się do dzisiaj. Właśnie na Wschodzie Jan cieszył się i nadal się cieszy wielką czcią. W ikonografii bizantyjskiej jest często przedstawiany w podeszłym wieku – zgodnie z tradycją zmarł za panowania cesarza Trajana – pogrążonego w intensywnej kontemplacji, jakby w postawie kogoś, kto zachęca do milczenia.

Istotnie, bez odpowiedniego skupienia nie można zbliżyć się do najwyższej tajemnicy Boga i Jego objawienia. To tłumaczy, dlaczego przed laty Patriarcha Ekumeniczny Konstantynopola Atenagoras, ten, którego Papież Paweł VI objął podczas pamiętnego spotkania, powiedział: “Jan jest u początków naszej najwyższej duchowości. Podobnie jak on, «milczącym» znana jest owa tajemnicza wymiana serc, przywołują oni obecność Jana i ich serca zapalają się” (O. Clément, Dialoghi con Atenagora, Torino 1972, p. 159). Niech Pan pomoże nam nauczyć się od Jana wielkiej lekcji miłości, aby dzięki temu czuć się umiłowanymi przez Chrystusa “aż do końca” (J 13, 1) i poświęcić Mu życie.

 

 

Katecheza Benedykta XVI z 9 sierpnia 2006

(…) Jeśli jest jakieś charakterystyczne zagadnienie, wypływające z pism Janowych, to jest nim miłość. (…) Bardzo trudno jest znaleźć teksty tego rodzaju w innych religiach. A więc takie wyrażenia stawiają nas w obliczu prawdziwie szczególnego znaku chrześcijaństwa.

Rogier van der Weyden (PD) Zdjęcie z krzyża

Drodzy Bracia i Siostry,

Przed wakacjami rozpocząłem omawianie, za pomocą małych portretów, postaci dwunastu Apostołów. Apostołowie towarzyszyli Jezusowi w Jego wędrówkach, byli Jego przyjaciółmi a ta ich droga z Jezusem nie była tylko drogą zewnętrzną, z Galilei do Jerozolimy, ale też drogą wewnętrzną, podczas której nauczyli się wiary w Jezusa Chrystusa, nie bez trudności, byli bowiem ludźmi jak my. Ale właśnie dlatego, że byli towarzyszami podróży Jezusa i Jego przyjaciółmi, że w czasie drogi niełatwo uczyli się wiary, są także dla nas przewodnikami, którzy pomagają nam poznawać Jezusa Chrystusa oraz kochać Go i wierzyć w Niego.

Mówiłem już o czterech z dwunastu Apostołów: o Szymonie Piotrze, o jego bracie Andrzeju, o Jakubie, bracie św. Jana i innym Jakubie, zwanym “Mniejszym”, autorze Listu, który znajdujemy w Nowym Testamencie. I zaczęliśmy mówić o Janie Ewangeliście, gromadząc w ostatniej katechezie przed wakacjami podstawowe dane, wyznaczające oblicze tego Apostoła. Chciałbym obecnie skupić uwagę na treści jego nauczania. Pismami, którymi chcemy się dzisiaj zająć, są Ewangelia i Listy, noszące jego imię.

Jeśli jest jakieś charakterystyczne zagadnienie, wypływające z pism Janowych, to jest nim miłość. Nieprzypadkowo rozpocząłem swą pierwszą encyklikę słowami tego Apostoła: “Bóg jest miłością (Deus caritas est); kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 J 4,16). Bardzo trudno jest znaleźć teksty tego rodzaju w innych religiach. A więc takie wyrażenia stawiają nas w obliczu prawdziwie szczególnego znaku chrześcijaństwa. Z pewnością Jan nie jest jedynym autorem z początków chrześcijaństwa, który mówił o miłości. Ponieważ jest to zasadniczy składnik chrześcijaństwa, wszyscy autorzy Nowego Testamentu o tym mówią, choć różnie rozkładają akcenty. Jeśli więc obecnie zatrzymujemy się, aby rozważać ten temat u Jana, to dlatego, że wyznaczył on nam w sposób stanowczy i zwięzły główne linie w tym zakresie. Powierzmy się więc jego słowom. Jedno jest pewne: nie pisze on abstrakcyjnej rozprawy filozoficznej ani nawet teologicznej o tym, co to jest miłość. Nie, nie jest on teoretykiem. Prawdziwa miłość bowiem, z samej swej istoty, nigdy nie jest czymś czysto spekulatywnym, ale stanowi bezpośrednie, konkretne i sprawdzalne odniesienie do rzeczywistych osób. A zatem Jan jako apostoł i uczeń Jezusa pozwala nam widzieć, jakie są składniki lub – lepiej – etapy miłości chrześcijańskiej, a jest to ruch odznaczający się trzema momentami.

Pierwszy dotyczy samego Źródła miłości, które Apostoł umieszcza w Bogu, dochodząc, jak to słyszeliśmy, do stwierdzenia, że “Bóg jest miłością” (1 J 4, 8.16). Jan jest jedynym autorem z Nowego Testamentu, który dał nam jakby rodzaj definicji Boga. Mówi on na przykład, że “Bóg jest Duchem” (J 4,24) lub że “Bóg jest światłością” (1 J 1,5). Tutaj głosi z porażającym wyczuciem, że “Bóg jest miłością”! Zauważmy: nie jest to zwykłe stwierdzenie, że “Bóg kocha” ani tym mniej, że “miłość jest Bogiem”! Innymi słowy – Jan nie ogranicza się do opisu działania Bożego, ale posuwa się aż do jego korzeni. Ponadto nie zamierza boskiej jakości przypisywać jakiejś nieokreślonej, a nawet bezosobowej miłości; nie wychodzi od miłości Boga, ale zwraca się wprost do Boga, aby określić Jego naturę za pomocą nieskończonego wymiaru miłości. W ten sposób Jan chce powiedzieć, że zasadniczą częścią składową Boga jest miłość, a zatem wszelka działalność Boga wyrasta z miłości i jest przesiąknięta miłością: wszystko to, co Bóg robi – robi z miłości i z miłością, nawet jeśli nie zawsze możemy od razu zrozumieć, że jest to miłość, prawdziwa miłość.

W tym miejscu należy jednak zrobić krok naprzód i uściślić, że Bóg okazał konkretnie swą miłość, wkraczając w dzieje ludzkości w osobie Jezusa Chrystusa, wcielonego, zmarłego i zmartwychwstałego dla nas. Jest to drugi moment składający się na miłość Bożą. Nie ograniczył się On tylko do słownych obietnic, ale – jeśli możemy tak powiedzieć – naprawdę się zaangażował i “zapłacił” w pierwszej osobie. Jak dokładnie pisze Jan: “Tak bowiem Bóg umiłował świat (to znaczy: nas wszystkich), że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3, 16). Poza tym miłość Boga do ludzi ukonkretnia się i przejawia w miłości samego Jezusa. Tenże Jan pisze: “…umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13,1). Ze względu na tę miłość ofiarną i całkowitą jesteśmy dzisiaj całkowicie wykupieni od grzechu, jak o tym jeszcze raz pisze Jan: “Dzieci moje (…). Jeśliby nawet kto zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata” (1 J 2,1-2; por. 1 J 1,7). Oto dokąd doprowadziła miłość Jezusa ku nam: aż do przelania własnej krwi za nasze zbawienie! Chrześcijanin, zatrzymując się w kontemplacji przed tym “nadmiarem” miłości, musi zadać sobie pytanie, jaka winna być godna odpowiedź. I myślę, że stale i na nowo każdy z nas winien stawiać sobie to pytanie.

Pytanie to prowadzi nas do trzeciego momentu dynamiki miłości: z pojętnych odbiorców miłości, która nas wyprzedza i przerasta, jesteśmy powołani do obowiązku udzielenia odpowiedzi czynnej, która – aby była odpowiednia – może być tylko odpowiedzią miłości. Jan mówi o “przykazaniu”. Odnosi się mianowicie do tych słów Jezusa: “Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (J 13,34). Na czym polega nowość, o której wspomina Jezus? Polega ona na fakcie, że nie zadowala się On powtórzeniem tego, czego już wymagano w Starym Testamencie i co czytamy także w innych Ewangeliach: “Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego” (Kpł 19,18; por. Mt 22, 37-39; Mk 12, 29-31; Łk 10, 27). W dawnych przykazaniach kryterium normatywnym było odniesienie do człowieka (“jak siebie samego”), podczas gdy w przykazaniu, podanym przez Jana, Jezus ukazuje jako przyczynę i normę naszej miłości własną osobę: “…jak Ja was umiłowałem”. W ten sposób miłość staje się prawdziwie chrześcijańska, zawierając w sobie nowość chrześcijaństwa: zarówno w tym sensie, że winna być skierowana ku wszystkim, bez żadnych wyjątków, jak i przede wszystkim dlatego, że winna trwać aż do ostatecznych skutków, nie mając innej miary, jak tylko będąc sama bez miary. Te słowa Jezusa: “jak Ja was umiłowałem” wzywają nas, a zarazem niepokoją; są celem chrystologicznym, który może wydawać się nieosiągalny, ale jednocześnie są bodźcem, który nie pozwala nam poprzestawać na tym, co mogliśmy wykonać. Nie pozwala nam zadowalać się tym, jacy jesteśmy, ale popycha nas do pozostawania w drodze ku temu celowi.

Wspaniały tekst duchowości, będący małą książeczką z późnego średniowiecza, zatytułowany “O naśladowaniu Chrystusa”, pisze na ten temat: “Szlachetna miłość Jezusa popycha do czynienia rzeczy wielkich i pobudza do pragnienia coraz doskonalszych. Miłość pragnie wznosić się wysoko, a nie grzęznąć w niskich popędach. Miłość pragnie być wolna i obca wszelkiej ziemskiej czułostkowości (…). Miłość wywodzi się z Boga i dlatego tylko w Bogu może spoczywać wzniesiona ponad całe stworzenie. Kto kocha – fruwa, biegnie, cieszy się, wolny i nieskrępowany. Wszystkim wszystko oddaje, wszystko we wszystkim posiada, bo spoczywa wysoko ponad wszystkim, tam, skąd wypływa i pochodzi wszelkie dobro” (Księga III, rozdz. 5). Jakiż może być lepszy komentarz do “przykazania nowego”, o którym wspomniał Jan? Prośmy Ojca, abyśmy mogli przeżyć to, nawet jeśli zawsze w sposób niedoskonały, tak intensywnie, aby zarazić tym tych wszystkich, których spotykamy na naszej drodze.

 

Święty Jan Apostoł

dodane 2008-05-16 19:48

Katecheza Benedykta XVI z 23 sierpnia 2006

(…) Jego celem [w Apokalipsie] jest w ostateczności ukazanie, poczynając od śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, sensu ludzkiej historii. Pierwsze i podstawowe widzenie tej księgi dotyczy bowiem postaci Baranka, który choć został zabity, stoi (por. Ap 5,6) przy tronie, na którym zasiadł już sam Bóg.

Rogier van der Weyden (PD) Zdjęcie z krzyża

Drodzy bracia i siostry!

W ostatnich katechezach snuliśmy rozważania nad postacią apostoła Jana. Najpierw staraliśmy przyjrzeć się, jak wiele można się dowiedzieć o jego życiu. Z kolei w drugiej katechezie zastanawialiśmy się nad centralną treścią jego Ewangelii i jego listów: miłością. Dzisiaj raz jeszcze zajmujemy się postacią Jana, tym razem, by rozważyć Natchnionego Apokalipsy. Nasuwa się nam od razu uwaga: o ile ani czwarta Ewangelia, ani listy przypisywane Apostołowi nigdy nie są opatrzone jego imieniem, Apokalipsa odwołuje się do imienia Jana aż cztery razy (por. 1,1.4.9; 22,8). Jest oczywiste, że Autor, z jednej strony nie miał żadnego powodu, by przemilczeć swe imię, a z drugiej wiedział, że jego pierwsi czytelnicy mogli dokładnie je ustalić. Wiemy zresztą, że już w III wieku uczeni dyskutowali na temat prawdziwej tożsamości Jana od Apokalipsy. W każdym bądź razie moglibyśmy go również nazwać “Natchnionym z Patmos”, ponieważ jego postać związana jest z nazwą tej wyspy na Morzu Egejskim, gdzie zgodnie z jego własnym świadectwem autobiograficznym, został on zesłany “z powodu słowa Bożego i świadectwa Jezusa” (Ap 1,9). I właśnie na Patmos, tej niewielkiej wyspie, doznawszy “zachwycenia w dzień Pański” (Ap 1,10), Jan miał jedno z wielkich widzeń i usłyszał nadzwyczajne orędzie, które będą miały niemały wpływ na historię Kościoła i całą chrześcijańską kulturę. Na przykład od tytułu jego księgi – “Apokalipsa” (“Objawienie”) – weszły do naszego słownictwa słowa “apokalipsa”, “apokaliptyczny”, które nawiązują, choć w sposób niewłaściwy, do idei bliskiej katastrofy.

Księgę należy odczytywać na tle dramatycznych przeżyć siedmiu Kościołów w Azji (Efezu, Smyrny, Pergamonu, Tiatyry, Sardes, Filadelfii i Laodycei), które pod koniec I wieku borykały się z niemałymi trudnościami, z prześladowaniami za względu na swe świadectwo dawane Chrystusowi. Zwracając się do nich Jan okazuje żywą wrażliwość pasterską wobec prześladowanych chrześcijan, których wzywa, aby pozostali niewzruszeni w wierze i nie utożsamiali się ze światem pogańskim.
Jego celem jest w ostateczności ukazanie, poczynając od śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, sensu ludzkiej historii. Pierwsze i podstawowe widzenie tej księgi dotyczy bowiem postaci Baranka, który choć został zabity, stoi (por. Ap 5,6) przy tronie, na którym zasiadł już sam Bóg. W ten sposób Jan pragnie powiedzieć nam nade wszystko dwie rzeczy. Pierwszą jest to, że Jezus, chociaż zabity w sposób gwałtowny, zamiast paść na ziemię paradoksalnie stoi niewzruszenie na własnych nogach, ponieważ poprzez zmartwychwstanie ostatecznie zwyciężył śmierć. Drugą jest to, że sam Jezus, właśnie dlatego, że zmarły i zmartwychwstały, jest już w pełni uczestnikiem królewskiej i zbawczej mocy Ojca.

To widzenie ma znaczenie podstawowe. Jezus, Syn Boży, na tej ziemi jest Barankiem, bezbronnym, zranionym, zabitym, a mimo to stoi prosto, stoi na nogach, stoi przed tronem Boga i ma udział w mocy Bożej. On ma w swych rękach historię świata. Tym samym Natchniony chce nam powiedzieć: Ufajcie Jezusowi, nie obawiajcie się przeciwnych mocy prześladowań, zabity Baranek zwycięża, idźcie za Barankiem-Jezusem. Zaufajcie Jezusowi, idźcie Jego drogą, chociaż na tym świecie jest jedynie Barankiem i wydaje się słaby. To On jest zwycięzcą.

Przedmiotem jednego z podstawowych widzeń Apokalipsy jest ów Baranek w momencie otwierania księgi, zamkniętej wcześniej na siedem pieczęci, których nikt nie był w stanie złamać. Jan ukazany jest wręcz ze łzami w oczach, ponieważ nie było nikogo godnego ani zdolnego do tego, by otworzyć księgę i ją czytać (por. Ap 5,4). Historia pozostaje nieprzenikniona, niezrozumiała, nikt nie może jej odczytać. Może ten płacz Jana w obliczu tajemnicy historii, która jest tak nieodgadniona, wyraża zamęt Kościołów w Azji wywołany milczeniem Boga wobec prześladowań, na jakie były wystawione w tym momencie. W zagubieniu tym może doskonale odbijać się nasza konsternacja w obliczu poważnych trudności, nieporozumień i wrogości, jakich i dziś Kościół doznaje w różnych stronach świata. Niewątpliwie Kościół nie zasłużył na te cierpienia, podobnie jak sam Jezusa nie zasłużył na swoją mękę. Ukazują one jednak zarówno nikczemność człowieka, kiedy ulega podszeptom zła, jak i panowanie ze strony Boga nad wydarzeniami. I tak płacz Jana w obliczu niezrozumiałości historii trwa przez całą historię. Otóż tylko złożony w ofierze Baranek może wyciągnąć z niej wskazówki i naukę służącą życiu chrześcijan, którym Jego zwycięstwo nad śmiercią niesie zapowiedź i gwarancję zwycięstwa, które i oni niewątpliwie odniosą.

W centrum wizji, jakie przynosi Apokalipsa, są również bardo znamienne widzenia Niewiasty, która w bólach wydaje na świat Syna oraz komplementarna wizja Smoka, który choć spadł z nieba, jest jeszcze bardzo potężny. Niewiasta ta przedstawia Maryję, Matkę Odkupiciela, ale reprezentuje jednocześnie cały Kościół, lud Boży wszystkich czasów. Kościół, który we wszystkich czasach w wielkich boleściach rodzi zawsze od nowa Chrystusa i któremu stale zagraża moc Smoka, wydaje się bezbronny i słaby. Kiedy jednak Niewiasta zagrożona jest i prześladowana przez Smoka, osłania Ją pociecha ze strony Boga. W końcu zwycięstwo odnosi Niewiasta, a nie Smok. Oto wielkie proroctwo tej księgi, które napawa nas ufnością, a Niewiasta, która cierpi w ciągu historii, Kościół, który jest prześladowany, w końcu ukazuje się jako Oblubienica pełna blasku – obraz nowej Jerozolimy, gdzie nie ma już łez ani płaczu, obraz przemienionego świata, nowego świata, którego światłością jest sam Bóg, którego lampą jest Baranek.

Dlatego Apokalipsa Jana, chociaż pełna nieustannych odwołań do cierpień i udręk – mrocznego oblicza rzeczywistości – jest w równym stopniu przeniknięta częstym śpiewem chwały, który jest jakby jasnym obliczem historii. I tak na przykład, czytamy tam o wielkim tłumie, który śpiewa, niemal wołając: “Alleluja, bo zakrólował Pan Bóg nasz, Wszechmogący. Weselmy się i radujmy, i dajmy Mu chwałę, bo nadeszły Gody Baranka, a Jego Małżonka się przystroiła” (Ap 19,6-7). Mamy tu do czynienia z typowym paradoksem chrześcijaństwa, według którego cierpienie nie jest pojmowane jako ostatnie słowo, lecz widzi się w nim niejako punkt przejścia do szczęśliwości, owszem nawet ono samo jest w tajemniczy sposób przesiąknięte radością, jaka płynie z nadziei. Właśnie dlatego Jan, Natchniony z Patmos, może zakończyć swą księgę ostatnim pragnieniem, pulsującym drżeniem oczekiwania. Wzywa on ostatecznego przyjścia Pana: “Przyjdź, Panie Jezu!” (Ap 22,20). To jedna z centralnych modlitw rodzącego się chrześcijaństwa, przełożona przez św. Pawła na język aramejski jako “Marana tha”.

Ta modlitwa: “Przyjdź, Panie Jezu”, ma rozmaite wymiary. Naturalnie przede wszystkim jest oczekiwaniem ostatecznego zwycięstwa Pana, nowej Jerozolimy, Pana, który przychodzi i przemienia świat. Jednocześnie jest również modlitwą eucharystyczną: “Przyjdź, Jezu, teraz”. I Jezus przychodzi, uprzedza swe ostateczne nadejście. Dlatego z radością jednocześnie mówimy: “Przyjdź teraz i przyjdź w sposób ostateczny”. Jest i trzecie znaczenie tej modlitwy: “Przyszedłeś już, Panie, jesteśmy pewni Twej obecności wśród nas, jest ona dla nas radosnym przeżyciem, ale przyjdź w sposób ostateczny”. I tak wraz z Natchnionym z Patmos, ze św. Pawłem, z rodzącym się chrześcijaństwem prosimy i my: “Przyjdź, Jezu! Przyjdź i odmień świat! Przyjdź już dziś i niech zwycięży pokój! Amen.

kosciol.wiara.pl/doc/

 

**************

Św. Jan Ewangelista – Apostoł Miłości

Marek Wójtowicz SJ

Św. Jan Ewangelista (źr. Ewangeliarz z Lorsch, ok 810 r.)

Janowi Ewangeliście zawdzięczamy dojrzałą refleksję o Bogu, który wszedł w historię świata i zamieszkał pomiędzy ludźmi. Jan zaświadcza o Jezusie, który objawił się. Razem z innymi Apostołami mógł na Niego patrzeć, słuchać Jego nauczania, być obserwatorem cudów Jezusa i najważniejszych wydarzeń dotyczących dzieła odkupienia.

 

Święty Jan rozmyślał nad tajemnicą Jezusa w życiu ziemskim i nie przestał Go kontemplować także po zmartwychwstaniu Pana, kiedy uwielbiony zasiadł po prawicy Ojca. Cała jego Ewangelia mówi o Bogu, który jest Miłością i dlatego jej Autor pragnie nas zaprosić, byśmy weszli w ten wielki strumień Miłości, wzajemnego otwarcia i Duchowej komunii pomiędzy Jezusem i Ojcem. To właśnie św. Jan przypomina nam, że w naszym życiu chodzi przede wszystkim o miłość. Jeśli jej nie znamy, jeśli nie pragniemy nią żyć, oznacza to, że nie poznaliśmy jeszcze Boga.
Choć św. Jan nie przekazał nam informacji o dzieciństwie Jezusa, to jednak dzięki Prologowi  pomaga nam uchwycić, za pomocą wielkiej syntezy, najgłębszy sens tajemnicy Wcielenia. Św. Jan może być dla nas przewodnikiem w pogłębianiu naszej wiary. Zaraz po przedstawieniu działalności św. Jana Chrzciciela, najmłodszy z Apostołów, opowiada o godzinie swojego powołania, kiedy to przyłączył się do Pana. Zaraz na początku Ewangelii, w rozdziale drugim, znajdujemy opis wesela i związanego z nim cudu w Kanie Galilejskiej, będącym wielkim znakiem mesjańskim i zapowiedzią “godziny” Pana.
Święty Jan może być patronem tych, którzy po kryjomu i nieśmiało, jak Nikodem szukają Jezusa (por. J 3). A już w następnym rozdziale znajdujemy niezwykły dialog pomiędzy Panem i Samarytanką, której Jezus wszystko powiedział o jej grzesznym życiu, dlatego zapragnęła je przemienić. Tak doświadczyła Boga, który jest Prawdą. A jakże krzepiąco, także dla nas, brzmią słowa Jezusa skierowane do paralityka: “Wstań, weź swoje łoże i chodź!” (J 5).
Dzięki św. Janowi odkrywamy cud rozmnożenia chleba wraz z przekazanym pouczeniem o najgłębszym sensie Eucharystii w życiu chrześcijanina. Jeśli nie spożywamy Pana pod postacią chleba, to nie mamy życia w sobie! Jezus dzieli się z nami wszystkim, co otrzymał od Ojca i pragnie nas wszystkich do Ojca przyprowadzić – oto główne przesłanie Janowej Ewangelii.
Na drodze do Ojca jest jednak wiele przeszkód, przede wszystkim nasz grzech i ciemności niewiary, którą może pokonać jedynie Światło Chrystusa. Tylko On jest światłością świata (por. J 8, 12). Jezus ukazany przez Apostoła Miłości uwalnia nas od ślepoty samowystarczalności i jako Dobry Pasterz (J 10) prowadzi nas na miejsca obfite w paszę i nad wody, gdzie możemy odpocząć. Ten, Który powiedział “Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30), dokonuje znaku zwycięstwa nad śmiercią w opisanym przez Jana cudzie wskrzeszenia Łazarza.
Cała Ewangelia Janowa zmierza do punktu kulminacyjnego, do opisu Chwały Krzyża Jezusa i Jego zwycięstwa nad śmiercią. W naszych uszach brzmią pełne nadziei słowa: “Niech się nie trwoży serce wasze” (J 14), bo Jezus może przeprowadzić nas przez najtrudniejsze próby, trzeba tylko zachować żywą wiarę w Jego pomoc. Trzeba trwać w Nim, jak latorośl w winnym krzewie (J 15).
Niech te refleksje o św. Janie i jego Ewangelii będą dla nas wszystkich zachętą do jej lektury. Warto też przeczytać i przemodlić Jego Listy i Księgę Apokalipsy. Symbolem Jana jest orzeł, bo on nas uczy patrzeć na Słowo z wielką przenikliwością wiary. A jego jedynym pragnieniem było, by ukazać nam Jezusa, naszą Drogę, Prawdę i Życie.
http://www.deon.pl/religia/swiety-patron-dnia/art,92,sw-jan-ewangelista-apostol-milosci.html
******

„Jan, umiłowany uczeń Pana”

Biskup Kazimierz Romaniuk

 

[Fot. gus_the_mouse/Foter.com/CC-BY-SA]

Jan Ewangelista to postać nieźle udokumentowana, zwłaszcza przez Ewangelistów, którzy wypowiadają się o Janie częściej niż na przykład o Piotrze.
Pochodził Jan najprawdopodobniej z Betsajdy. Jego ojciec miał na imię Zebedusz i był z zawodu rybakiem, chyba dość zamożnym, skoro posiadał własną łódź rybacką. Matka miała najprawdopodobniej na imię Salome i to ona ośmieliła się prosić Jezusa, żeby jej synowie – bo Jan miał brata; był nim Jakub Starszy – zasiedli kiedyś w królestwie niebieskim po prawej i lewej stronie Jezusa (Mt 20, 20 n). Początkowo był Jan uczniem Jana Chrzciciela, ale z czasem – sam to opisuje – postanowił przyłączyć się do Jezusa (J 1, 35-51). Wydaje się jednak, że po krótkim pobycie u Jezusa jednak wrócił jeszcze do siebie i dopiero po niejakim czasie, na wyraźne wezwanie Jezusa, związał się z Nim na zawsze (Mt 4, 18-22; Mk 1, 14-20; Łk 5, 9-11). Należał, obok Piotra i Jakuba, do najściślejszego grona uczniów Jezusa. Tylko ci trzej byli świadkami zmartwychwstania córki Jaira (Mt 9, 23-26), tylko oni są z Jezusem w chwili Jego przemienienia na Górze Tabor (Mt 17, 1-8), oni też, choć nie najlepiej się wtedy spisali, byli w Ogrójcu, gdzie Jezus spędził noc na modlitwie (Mk 14, 33-34). Jan sam wyznaje również, że jest „umiłowanym uczniem” (J 19, 26; 21, 20), od niego dowiadujemy się także, iż w czasie Ostatniej Wieczerzy „spoczywał na piersiach Pana” (J 13, 25). Jest Jan pod krzyżem, na którym konał Jezus (J 19, 26), jako pierwszy spośród uczniów Jezusa znalazł się przy pustym grobie Jezusa (J 21, 20-23). Może jednak najbardziej znamienne jest to, że Jezus umierając całą ziemską przyszłość swojej Matki powierzył właśnie Janowi, oznajmiając mu równocześnie, że Bogurodzica jest także jego, Jana, Matką. Powiedział Jezus wyraźnie najpierw do Maryi: „Niewiasto, oto syn Twój” a potem do ucznia: „Oto Matka twoja” (J 19, 26 n). Dla Jana było to jakby drugie jego powołanie. Przed kilku laty na wezwanie Jezusa stał się Jego uczniem, teraz otrzymuje powołanie na opiekuna Matki Jezusa. Bez wahania podjął się tego dzieła. „Od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie”. Kiedyś Józef z woli Bożej stał się opiekunem Syna Bożego i Jego Matki, Jan dostępuje jakby nawet jeszcze większego wyróżnienia. Zostaje nie tylko opiekunem, ale nawet synem Bogurodzicy. Tak więc już po śmierci Jezusa zacieśniły się jeszcze bardziej więzy między Nim i Jego umiłowanym uczniem.
Nie są znane powody, dobrych, jakby przyjacielskich układów Jana z najwyższym arcykapłanem, do którego domu nie tylko sam przedostał się bez trudności, ale wprowadził tam także Piotra (J 18, 15-16). Któryś z Ojców Kościoła utrzymywał, że był Jan – być może wspólnie z ojcem i bratem – dostawcą ryb na stół arcykapłana, co tłumaczyłoby swoistą zażyłość z najwyższą i nie tylko duchowną władzą Jerozolimy.
Jest Jan nazwany „synem gromu”. Może, dlatego, że kiedy mieszkańcy Samarii nie pozwalali Jezusowi, gdy zmierzał do Jerozolimy przejść przez ich krainę, właśnie Jan zaproponował, żeby Jezus sprowadził z nieba ogień, jak grom na niegościnnych Samarytan (Łk 9, 51-56; Mk 3, 17).
Godne uwagi są związki Jana Ewangelisty z Piotrem. W Ewangeliach Jan jest wymieniany zazwyczaj zaraz po Piotrze. W Dziejach Apostolskich razem z Piotrem przebywa na modlitwie w świątyni jerozolimskiej (3, 1-4; 13-21), razem udzielają sakramentu bierzmowania (Dz 8, 14-17), razem przebywają w więzieniu (4, 1-24).
Jest Jan, jak wiadomo, autorem jednej z czterech Ewangelii. Dlatego nazywa się ewangelistą. Otóż Ewangelia ta posiada kilka godnych uwagi odrębności w stosunku do trzech Ewangelii synoptycznych. I tak na przykład tylko Jan opisuje gody w Kanie Galilejskiej (2, 1-12). W ziemskiej biografii Jezusa wydarzenie to zajmuje bardzo znaczące miejsce. Wtedy to bowiem, właśnie w Kanie Galilejskiej, dokonał Jezus pierwszego cudu. Był to niejako sygnał, w czyim imieniu będzie Jezus występował i jakie to moce nadprzyrodzone będzie miał do dyspozycji. Uznał też Jan za właściwe wspomnieć o obecności na tych godach Maryi i o swoistym Jej udziale w dokonaniu się pierwszego cudu. Kilka szczegółów z czwartej Ewangelii wskazuje na to, że Jana Ewangelistę można uważać za jednego z pierwszych czcicieli Bogurodzicy. Jest Jan nie mniej niż Łukasz ewangelistą maryjnym.
Jest także Jan jako autor czwartej Ewangelii teologiem Eucharystii. To on i tylko on utrwala w swej Ewangelii Mowę eucharystyczną Jezusa (6, 22-71). Jest Jan ponadto ewangelistą szczególnego zatroskania o uczniów Jezusa. Piękna Modlitwa arcykapłańska Jezusa znajduje się tylko w Ewangelii Jana (17, 1-26). A jest to modlitwa prawie wyłącznie w intencjach uczniów Jezusa.
Jest wreszcie Jan największym wśród ewangelistów piewcą miłości, przede wszystkim Bożej miłości do całego rodzaju ludzkiego, ale także tej oczekiwanej przez Boga naszej miłości do Niego samego i do naszych braci. Kierowane do nas wszystkich zachęty do okazywania sobie nawzajem miłości pojawiają się w pismach Jana najczęściej. Jan też nazywa Boga miłością (1 J 2, 16).
Z Apokalipsy zdaje się wynikać, że był Jan Ewangelista przełożonym takich kościołów w Azji Mniejszej jak Efez, Smyrna, Pergamon, Tiatyra, Sardes, Filadelfia i Laodycea.
Spędziwszy ostatnich kilka lat swego życia jako wygnaniec na wyspie Patmos, zmarł Jan w Efezie – ok. 100 r. – gdzie, jak się już wspomniało, był przedtem biskupem tamtejszego Kościoła.
Przynajmniej dwu spośród najstarszych Ojców Kościoła – to znaczy Polikarp i Papiasz – uważa się za uczniów Jana Ewangelisty. Orzeł jako znak czwartego Ewangelisty ma symbolizować wzniosłość i lotność jego myśli.
W tradycji chrześcijańskiej Jan Ewangelista – mimo, że tylko on jest nazywany „Uczniem umiłowanym” – „nie wytrzymuje jednak konkurencji” ze swym pierwszym, czyli Janem Chrzcicielem. Zdecydowana większość Janów przyznaje się nie do Ewangelisty, lecz do Chrzciciela. Nie wiem, czy w całej metropolii warszawskiej jest choć jeden kościół pod wezwaniem Jana Ewangelisty. W kalendarzu liturgicznym Chrzciciel też góruje nad Ewangelistą; podczas gdy drugi ma tylko jedno swoje święto (27 XII), pierwszego obchodzimy uroczystość narodzin (24 VI) oraz wspomnienie jego męczeńskiej śmierci (29 VIII). Być może, iż taki stan rzeczy to rezultat pochwały, jaką sam Zbawiciel obdarzył Jana Chrzciciela oświadczając, że wśród narodzonych z niewiasty nie ma większego od Jana Chrzciciela (Mt 11, 11).
W niektórych kościołach, po Mszy św., dnia 27 grudnia po dzień dzisiejszy podaje się wiernym poświęcone wino do picia. Co ma wspólnego ten zwyczaj z biografią Jana Ewangelisty? Otóż wedle starochrześcijańskiego podania Jan został uwięziony w Rzymie przez cesarza Domicjana, który postanowił zgładzić Apostoła przez podanie mu do wypicia zatrutego wina. Jan nie zawahał się, uczynił nad winem znak krzyża świętego i wypił je. Napój wcale mu nie zaszkodził. Takie to właściwości cudowno-terapeutyczne ma posiadać wino otrzymywane przez wiernych w święto Jana Ewangelisty.

http://www.niedziela.pl/artykul/23913/nd/%E2%80%9EJan-umilowany-uczen-Pana%E2%80%9D
***********
ap. i ew. Jan Teolog
JAN TEOLOG, apostoł i ewangelista (Apostoł i jewangielist Ioann Bogosłow), 8/21 maja, 26 września/9 października (rocznica śmierci) i 30 czerwca/13 lipca (Sobór dwunastu apostołów).Był najmłodszym z grona dwunastu apostołów, synem rybaka z Galilei – Zebedeusza i Salome. Nie znamy roku urodzenia apostoła. Przypuszczalnie było to w Betsaidzie. Św. Jan był najpierw uczniem św. Jana Chrzciciela, a później wraz z Chrystusem udał się znad Jordanu do Galilei.

Wybrany na apostoła towarzyszył Mu aż do Jego śmierci. Był świadkiem wszystkich ważnych wydarzeń w życiu Zbawiciela. Razem z bratem apostołem Jakubem, synem Zebedeusza i apostołem Piotrem był świadkiem Przemienienia Pańskiego i modlitwy Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. Pan wyznaczył go oraz apostoła Piotra do przygotowania ostatniej Paschy. Po zmartwychwstaniu był pierwszym z mężczyzn, który znalazł się przy Jego grobie. Zwie się go “umiłowanym uczniem Chrystusa”.

Spośród apostołów tylko św. Jan do końca pozostał wierny Chrystusowi. Dlatego w nagrodę otrzymał pod opiekę Matkę Bożą, z którą przebywał w Jerozolimie, aż do Jej zaśnięcia w 48 r. Razem z Piotrem żarliwie nauczał w tym mieście i jego okolicach. Po odejściu do wieczności Matki Bożej apostoł głosił w Azji Mniejszej, a na miejsce stałego zamieszkania wybrał Efez. W czasie prześladowań chrześcijan za rządów Domicjana wezwano go do Rzymu i próbowano otruć, ale trucizna nie podziałała. Wówczas wrzucono go do kotła z wrzącym olejem, z którego również wyszedł nietknięty. Zesłano więc na wyspę Patmos. Tam święty napisał “Apokalipsę”, księgę, w której wyłożył przyszłe losy Cerkwi Chrystusowej i całego świata. Jest też autorem czwartej Ewangelii i trzech listów apostolskich. Pochodzące spod jego pióra księgi Nowego Testamentu uważa się za najpiękniejsze świadectwo jakie pozostawili apostołowie.

Po śmierci Domicjana Jan powrócił do Efezu, gdzie w głębokiej starości między 98-117 r. zakończył ziemskie życie. Tam też na zawsze spoczęło jego ciało. Za swą ewangeliczną naukę o Bogu Słowie zwie się go “Teologiem” (cs. “Bogosłowem”).

Św. Jan Teolog jest orędownikiem uczących się pisania ikon, rybaków, proszących o pomyślne wiatry i łowy oraz wiernych modlących się o pomyślność i zgodę rodziny.

W ikonografii apostoł przedstawiany jest przeważnie jako sędziwy starzec z czołową łysiną i siwymi włosami oraz krótką, gęstą brodą. Podobnie jak inni odziany jest w tunikę i długi płaszcz. W rzędach apostołów jego atrybutem jest księga lub zwój pisma, lecz jako ewangeliście przypisano mu też symbol orła. Pierwotnie wskazywał on na wniebowstąpienie Chrystusa, następnie na wzniosły lot jego myśli i natchnienie. Na ikonach Jan zwykle trzyma zwój, lub częściej Ewangelię zamkniętą, bądź otwartą na słowach: “Na początku było Słowo”. Na wizerunkach czterech ewangelistów, znajdujących się m.in. w każdej prawosławnej świątyni na Królewskich Wrotach, najczęściej ukazywany jest z orłem.

Podczas gdy w sztuce Zachodu spośród wszystkich apostołów wyróżniani są zazwyczaj Piotr i Paweł, tak w ikonografii prawosławnej dominujące miejsce zajmuje Jan. Spotykany jest w wielu cyklicznych przedstawieniach z życia Chrystusa, m.in. na ikonach Przemienienia Pańskiego (klęczy lub leży u stóp Chrystusa), Wjazdu do Jerozolimy, Ostatniej Wieczerzy (niekiedy spoczywa na piersi Chrystusa), Ukrzyżowania Chrystusa (gdzie często podtrzymuje mdlejącą Matkę Bożą, stojącą wraz z nim po tej samej stronie krzyża), Wniebowstąpienia Pańskiego, Zesłania Świętego Ducha na Apostołów. Był też pierwszym z apostołów obecnych przy Matce Bożej w chwili jej śmierci. Czasami na ikonie Zaśnięcia Bogarodzicy podaje Jej świecę lub udziela Eucharystii.

Od X w. ikonografia wschodnia umieszcza obok niego pisarza i diakona pierwszej gminy imieniem Prochor, któremu apostoł na wyspie Patmos dyktuje “Objawienie”. Często na tym przedstawieniu występuje też anioł, przynoszący Janowi pokarm.

W sztuce zachodniej Jan Ewangelista ukazywany jest niekiedy jako rybak. Ma też kilka innych atrybutów: kielich z jadowitym wężem, smoka, naczynie lub kocioł z olejem, gołębicę, kielich z Hostią, siedem apokaliptycznych plag. Na Zachodzie uważany jest też za patrona Albanii, Azji Mniejszej, aptekarzy, bednarzy, dziewic, zawodów związanych z pisaniem i przepisywaniem, owczarzy, płatnerzy, ślusarzy, teologów, uprawiających winorośl, wdów.

Imię Jan pochodzi z języka hebrajskiego i oznacza “Bóg jest łaskawy”.

opr. Jarosław Charkiewicz
http://www.cerkiew.pl/index.php?id=swieci&tx_orthcal[sw_id]=391&cHash=74c687b0c6ca7d96042931aeae0457b8
***********

27 grudnia

Żywot świętego Jana,
apostoła i Ewangelisty

(żył około roku Pańskiego 104)

 

LEKCJA (z księgi Ekklezjastyk rozdz. 15, wiersz 1-6)

Kto się Boga boi będzie czynił dobrze, a kto się trzyma sprawiedliwości, osiągnie ją, i zabieży mu drogę jako czcigodna matka, i jako żona panną pojęta przyjmie go. Nakarmi go chlebem żywota i zrozumienia, a wodą mądrości zbawiennej napoi go, i umocni się w nim, i nie pochyli się; i zatrzyma go, i nie zawstydzi się, i wywyższy go u bliźnich jego; i napełni go duchem mądrości i zrozumienia, i szatą chwały przyodzieje go. Skarb wesela i radości zgromadzi nad nim, i imienia wiecznego dziedzicem go uczyni.

EWANGELIA (u św. Jana, rozdz. 1, w. 19-24)

Wonczas rzekł Pan Jezus Piotrowi: Pójdź za Mną. A Piotr obróciwszy się, ujrzał za sobą tego ucznia, którego miłował Jezus, który też przy wieczerzy położył się był na piersiach Jego i zapytał: Panie, kto jest, co Cię wyda? Tego tedy ujrzawszy, rzekł Piotr Jezusowi: Panie, a ten co? Odpowiedział mu Jezus: Jeśli chcę, żeby on tak został aż przyjdę, co tobie do tego ? ty pójdź za Mną. Rozeszła się tedy ta wieść między braćmi, że uczeń ten nie umrze. Lecz Jezus nie rzekł: Nie umrze, ale: Jeśli chcę, żeby on tak został aż przyjdę, co tobie do tego? Ten jest uczeń, który świadczy o tym i to napisał: a wiemy, że prawdziwe jest świadectwo jego.

* * *

Święty Jan, apostoł, syn Zebedeusza rybaka, urodził się w Betsaidzie w ziemi galilejskiej. Był bratem św. Jakuba starszego i trudnił się rybołówstwem aż do dwudziestego piątego roku życia. Wychowany bogobojnie, tęsknił z wszystkimi pobożnymi żydami do pojawienia się Mesjasza.

Gdy go doszła wiadomość, że nad Jordanem ukazał się mąż nawołujący do pokuty, którego lud uważa za obiecanego Mesjasza, pobiegł w to miejsce i ujrzał św. Jana Chrzciciela, poprzednika Zbawiciela, nie długo jednak przy nim pozostał. Pewnego dnia naprawiał w swej łódce sieci wraz z bratem Jakubem, gdy przyszedł Pan Jezus i wezwał obu, aby się przyłączyli do Niego. Jan usłuchał wezwania Zbawiciela i został Jego uczniem i apostołem. Jego też najwięcej Chrystus umiłował z powodu anielskiej czystości i serdecznego przywiązania, jakie swemu Mistrzowi okazywał. Dlatego w Ewangelii słusznie sam się nazywa ulubionym uczniem Jezusa i powtarza tę nazwę nie z dumy, ale wdzięczności i miłości ku swemu Boskiemu Panu. “Rzadka jego czystość – pisze święty Augustyn – czyniła go godnym tej miłości; obrał bowiem stan bezżenny i wytrwał w nim do końca życia”. “Wszystkie inne zalety – mówi święty Hieronim – jakimi go Bóg obdarzył, były nagrodą jego czystości; tę cnotę jego cenił Pan Jezus tak wysoko, że wisząc na krzyżu polecił mu swoją Matkę. Dziewiczą matkę oddał pod opiekę dziewiczego ucznia. Któż by wątpił jeszcze, że w oczach Pana Jezusa miało dziewictwo wysoką wartość? O czystości wyrzekł pamiętne słowa, że żywi się ona wśród lilii. Kto zachował czystość serca, będzie miał przyjaciela w Królu niebieskim”.

Miłość Zbawiciela cudownie podziałała na św. Jana, uczyniła go bowiem powiernikiem Jego świętych tajemnic. On był z Piotrem i Jakubem świadkiem Jego przemienienia na górze Tabor, on widział Jego śmiertelne dreszcze na Górze Oliwnej.

Wśród ostatniej wieczerzy spoczęła jego głowa na piersi Jezusowej, jego uwiadomił Pan o zdradzie Judasza, on to stojąc pod krzyżem brał serdeczny udział w męce i śmierci Zbawiciela. Wtedy to uczynił Pan Jezus ulubionego ucznia spadkobiercą miłości, którą przejęte było Boskie Jego Serce ku ukochanej Matce, gdyż jego wyznaczył na Jej opiekuna i obrońcę. Czyż mógł mu dać Zbawiciel dowód większej miłości? On to był pierworodnym synem pomiędzy dziatkami Najświętszej Matki, a tymi dziatkami my jesteśmy. Jeśli bowiem Pan Jezus nazwał nas swymi braćmi, to tym samym polecił nas swej Matce.

Mimo głębokiego strapienia pozostał św. Jan wraz z Maryją i Magdaleną u stóp krzyża. Widział konanie Pana Jezusa, widział bok Jego włócznią przebity, widział tryskającą z rany krew i wodę. Zdjął z krzyża święte ciało i złożył je na łonie Matki Boleściwej. Był przy złożeniu Go w grobie, a serce jego spoczęło w mogile Zbawiciela, do którego przylgnęło całą siłą miłości. Nie dziw przeto, że gdy mu święte niewiasty oświadczyły, że widziały Pana Jezusa, natychmiast pobiegł z Piotrem do Jego grobu i pierwszy stanął nad mogiłą.

Święty Jan, apostoł i Ewangelista

W kilka dni potem stał z innymi uczniami nad jeziorem Tyberias. Jezus ukazał się nad brzegiem, a Jan Go natychmiast poznał i powiedział o tym św. Piotrowi. Potem spożywali razem ryby, które Piotr przyrządził. Po skromnej uczcie pytał Pan Jezus Piotra o szczerość jego przywiązania, zdał w jego ręce zarząd Kościoła i przepowiedział mu śmierć męczeńską. Jan był przy tym i słuchał. Piotr, który kochał św. Jana i chciał poznać przyszłe losy swego przyjaciela, zapytał Zbawiciela: “Panie, co się stanie z nim?” Aby go ukarać za ciekawość, odpowiedział Pan Jezus: “Jeśli wolą Moją jest, aby pozostał, póki nie przyjdę, cóż cię to obchodzi?” Chciał przez to powiedzieć: “Cóż cię obchodzi, jeśli bym przedłużył jego życie, dopóki nie wrócę, aby go do siebie powołać?”

Gdy po Wniebowstąpieniu Pańskim święty Piotr i święty Jan poszli do świątyni, uzdrowili w Imię Jezusa przy drzwiach chromego, który ich prosił o jałmużnę i obwieścili ludowi Chrystusa Pana. Uwięziono ich za to i stawiono przed wysoką radą, która ich jednak poleciła wypuścić z więzienia, nakazawszy im surowo, aby Imienia Jezus już więcej nie głosili. Żądanie to odrzucili z oburzeniem, mówiąc, że należy więcej słuchać Boga aniżeli ludzi, i jak dawniej opowiadali Ewangelię świętą. Gdy ich ponownie wtrącono do więzienia, wyswobodził ich anioł, i skoro tylko świtać poczęło święci mężowie ponownie nauczali w świątyni. Skazani na biczowanie cieszyli się, że cierpią dla Chrystusa i nie przestali wielbić Jego Imienia.

Wkrótce potem wysłało ich kolegium apostolskie do Samarii, gdzie się była utworzyła mała parafia z chrześcijan już ochrzczonych, ale jeszcze nie bierzmowanych. Apostołowie udzielili im sakramentu bierzmowania i wrócili do Jerozolimy. Po kilkuletnim pobycie w tym mieście zwiedził Jan kilka krajów, aby im zanieść radosną wieść o przybyciu Chrystusa. Matka Boska była przy nim. Czcił Ją i wielkim otaczał szacunkiem, a gdy się przeniósł do Efezu, gdzie założył swoją stolicę biskupią, zabrał ją z sobą. Gdy Maryja przeczuła, że niezadługo umrze, przeniósł się z Nią do Jerozolimy i stał przy Jej łożu śmiertelnym. Nieutulony był jego smutek, gdy przyszła chwila rozstania z ukochaną Matką. Pocieszał się jedynie nadzieją, że Ją kiedyś ujrzy w chwale niebieskiej obok Syna, a Najświętsza Maryja Panna zapewniła go, że i w Niebie o Nim nie zapomni. Potem wrócił do Efezu, aby mieć na oku swoją trzódkę, tudzież szerzyć i utwierdzać wszędzie Królestwo Boże. Przede wszystkim starał się o dzielnych biskupów i kapłanów, których od czasu do czasu odwiedzał, aby ich przyzwyczaić do czujności i zachęcić do gorliwego pełnienia obowiązków swego świętego urzędu. Chrystus Pan przepowiedział, że i w Jego świętym Kościele powstaną zgorszenia, co się też stało. Już za czasów apostolskich znaleźli się między żydowskimi chrześcijanami kacerze, jak np. Ebion i Ceryntus, zaprzeczający, że Pan Jezus jest Chrystusem i Synem Bożym. W parafiach nad którymi pieczę miał święty Jan, znaleźli się zwolennicy tych odszczepieńców. Jan przestrzegał przed nimi swe owieczki i polecał im, aby unikali wszelkiej styczności z tymi kacerzami, bo chociaż każdego człowieka miłował, milsza mu była prawda, która jest fundamentem wszelkiej miłości.

Aby dać świadectwo prawdzie i zbić zarzuty kacerskie, na żądanie wiernych spisał święty Jan Ewangelię. Nim pochwycił pióro, nakazał powszechny post i modły i rozpoczął swe dzieło od słów: “Na początku było Słowo (tj. Syn Boży), a Słowo było u Boga, a Bóg był Słowem”. Spisując Ewangelię świętą był starcem, liczącym lat 85. Treść jego pisma jest tak wzniosła – mówi jeden z Ojców Kościoła – że duch ludzki ogarnąć jej nie zdoła. Dlatego też na obrazach i posągach widzimy orła u jego boku.

Oprócz Ewangelii napisał trzy listy, w których zachęca do miłości Boga i bliźniego. Serce jego przepełnione było miłością, a życie nieprzerwanym pasmem aktów miłości. Z miłości zaś dla Chrystusa i zbawienia dusz gotów był wszystko znieść. Gdy wybuchło po raz drugi prześladowanie chrześcijan, niczego nie pominął, aby zachęcić parafie i gminy do wytrwałości w wierze. Namiestnik Azji kazał go pojmać i odstawić do Rzymu, gdzie go wrzucono w kocioł napełniony wrzącym olejem, Pan Bóg ocalił go jednak tak cudownie, że wyszedł bez szwanku. Wrzący olej zamienił się dla niego na orzeźwiającą łaźnię, z której wyszedł silniejszy niż przedtem. Poganie przypisywali jego ocalenie czarom, a cesarz Domicjan wygnał go na wyspę Patmos, gdzie spisał swe objawienie. Po śmierci cesarza wrócił do Efezu i objął zarząd gmin chrześcijańskich, które zwiedzał po kolei, nie lękając się trudów i mozołów.

Klemens z Aleksandrii opowiada, że św. apostoł wizytował kościoły Azji Mniejszej, aby usunąć różne nadużycia i osadzić przy nich nowych duszpasterzy. Gdy w pewnym miasteczku niedaleko od Efezu przemawiał do ludu, spostrzegł pomiędzy słuchaczami niechrzczonego młodzieńca. Przedstawiwszy go biskupowi, rzekł: “Polecam twej troskliwości tego młodzieńca wobec Jezusa Chrystusa i zebranej gminy”. Biskup zajął się tym wyrostkiem, uczył go zasad wiary, ochrzcił i wybierzmował, ale po jakimś czasie zapomniał o nim, a nowy chrześcijanin dostał się w towarzystwo lekkomyślnej młodzieży i zapomniał, czego się nauczył. Towarzysze jego rzucili się w końcu na rozbój, a ów młodzieniec został ich hersztem. Po niejakim czasie wrócił Jan i spotkawszy biskupa rzekł do niego: “Oddaj mi, com ci powierzył wobec Chrystusa i gminy!” Biskup westchnął i rozpłakawszy się, rzekł: “Nieborak już umarł”. “Jak to? – zapytał Jan – jaką śmiercią?” “Umarł dla Boga – odparł biskup – został bowiem w pobliskich górach łotrem i rozbójnikiem”. Usłyszawszy to Jan zapłakał gorzko i zawołał: “Jakiemuż opiekunowi poleciłem duszę brata swego?” po czym spiesznie ruszył w góry. Rozbójnicy pojmali go i zaprowadzili do swego herszta, ale ten, ujrzawszy Jana, uciekł.

Aczkolwiek Jan był bezsilnym starcem, pobiegł za nim, wołając: “Synu, czemu stronisz od ojca swego? Nie lękaj się niczego! Nie trać nadziei, bo odpowiem za ciebie przed Chrystusem, a jeśli tego potrzeba, umrę za ciebie tak jak Chrystus za nas umarł i oddam swą duszę za ciebie. Stój, proszę cię, gdyż mnie Bóg posyła za tobą!” Młodzian przystanął, rzucił broń i z rzewnym płaczem prosił o przebaczenie, a Jan obiecał mu wybłagać u Boga przebaczenie win, sprowadził go do gminy i rozstał się z nim dopiero wtedy, kiedy go pojednał z Bogiem.

Na koniec nadeszła chwila, w której Pan Jezus miał zabrać do siebie najukochańszego ze swoich uczniów. Święty Jan przebywał wówczas w Efezie, a liczył już przeszło sto lat. Wziąwszy pewnego razu z sobą kilku duchownych, poszedł z nimi na jedną z gór okolicznych, a stanąwszy u jej szczytu, kazał tam sobie grób wykopać. Gdy go ukończyli, wrzucił do niego płaszcz swój, po czym pożegnawszy się wstąpił do niego, mówiąc: “Bądźże ze mną, Panie Jezu Chryste!” Do uczniów zaś odezwał się: “Pokój wam bracia” i kazał im odejść. Gdy to uczynili i odeszli nieco, obejrzawszy się, ujrzeli grób jego światłością niebieską otoczony. Stało się to w dnia 27 grudnia roku 104 od Narodzenia Pana Jezusa.

Nauka moralna

Gdy święty Jan był bardzo stary, tak że go uczniowie do kościoła na ręku nosić musieli, nie mógł już kazać i odzywał się tylko w te słowa: “Synaczkowie, miłujcie się wzajemnie!” Sprzykrzyły się one w końcu uczniom, zapytali go zatem: “Mistrzu, czemu zawsze jedno mówisz?” A on odpowiedział: “Jest to rozkazanie Pańskie. Kto je wypełnia, może mieć na tym dosyć”.

W dniu dzisiejszym podaje Kościół wiernym poświęcone wino, a kapłan mówi: “Pij miłość Jana w Imię Ojca, Syna i Ducha świętego. Amen”. Dzieje się to na pamiątkę gorliwości świętego apostoła, który dla nawrócenia pewnego bałwochwalcy wypił puchar napełniony zatrutym winem, przeżegnawszy je poprzednio.

Modlitwa

Oświeć łaskawie, Panie Jezu Chryste, Twój Kościół święty, aby naukami św. Jana apostoła i Ewangelisty oświecony, przyjść mógł do dóbr wiecznych. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

Wstęp do Ewangelii według św. Jana

 

Jan, któremu już najstarsza tradycja przypisuje autorstwo czwartej Ewangelii, był synem Zebedeusza i Salome (Mt 4,21 par.; Mt 27,56; Mk 15,40; Mk 16,1) a bratem Jakuba Starszego. Należał najpierw do grona uczniów Jana Chrzciciela a potem Jezusa, i stał się – jak to sam wyznaje – uczniem, którego Jezus miłował (J 13,23; J 19,26n; J 21,7. 20) i któremu, umierając na krzyżu, oddał w opiekę swą Matkę (J 19,27). Przemilczając starannie swoje imię, Autor Ewangelii Jana pośrednio potwierdza dane tradycji, że to właśnie on jest umiłowanym uczniem i naocznym świadkiem słów i czynów Jezusa. Obok Piotra i Jakuba Młodszego był Jan filarem Kościoła jerozolimskiego. Brał udział w pierwszym tzw. soborze jerozolimskim (Ga 2,9) i według wszelkiego prawdopodobieństwa przebywał w Palestynie aż do wojny żydowskiej w roku 66/67. Potem udał się do Efezu, gdzie spotkał go jeszcze biskup Papiasz około roku 96/97.

Na całość Ewangelii Jana składają się, ogólnie rzecz ujmując, opisy cudów Jezusa (“księga znaków” – rozdziały: 1-12 [->J 1,1]) oraz historia Jego męki (“księga męki” – rozdziały: 13-21 [->J 13,1]).

Cuda Chrystusa w ujęciu Autora czwartej Ewangelii są nie tylko faktami historycznymi, lecz przede wszystkim “znakami” potwierdzającymi autentyczność posłannictwa Chrystusa.

Każdy przejaw cudotwórczej mocy Jezusa jest nazywany w Ewangelii Jana “godziną Jezusa”. Ale “godziną Jezusa” lub “czasem Jezusa” w sensie ścisłym jest właśnie śmierć i triumfalny powrót do Ojca.

Rozmieszczone na przestrzeni całej Ewangelii mowy Jezusa są nie tylko zbiorem przemówień literacko uporządkowanych, lecz stanowią jakby oddzielne traktaty teologiczne. W Ewangelii Jana Jezus wcale nie posługuje się tak typowymi dla Synoptyków przypowieściami. Jest natomiast w czwartej Ewangelii wiele zwykłych obrazów przechodzących niekiedy w alegorie. Oto tematy chrystologiczne, które dominują w mowach Jezusa u Jana: Chrystus jest w czwartej Ewangelii źródłem wody żywej (rozdz. 4 [->J 4,1]), pokarmem niebieskim (rozdz. 6 [->J 6,1]), światłością świata (rozdz. 9 [->J 9,1]), zmartwychwstaniem i życiem (rozdz. 11 [->J 11,1]). Ta symbolika, szczególnie mocno uwydatniona w określeniach Jezusa, jest zresztą typowa dla całej Ewangelii Jana. Autorowi czwartej Ewangelii chodziło przede wszystkim o to, by czytelnicy jego pisma uwierzyli w Jezusa Chrystusa i zasłużyli sobie w ten sposób na życie wieczne (J 20,31). Można też przyjąć, że czwarta Ewangelia była swoistą apologią Chrystusa. Chodziło najprawdopodobniej o przeciwstawienie się pewnym odmianom gnozy, której zwolennicy, z twórcą gnozy Keryntem na czele, zaprzeczali istnienia pierwiastka ludzkiego w Chrystusie. Podkreślając tak zdecydowanie człowieczeństwo Jezusa, nie mniej wyraźnie mówił Jan o preegzystencji Boskiego Słowa (Logos) jako drugiej Osoby Trójcy. Wyrażano niekiedy pogląd, że Janowa nauka o Logosie jest zapożyczeniem z pogańskiej filozofii greckiej. Nie należy jednak zapominać, że pojęcie Logosu, przemawiającego do świata i stanowiącego dla ludzi źródło światłości i życia, było znane od dawna na Bliskim Wschodzie. Pojęciem tym posługiwano się jednak błędnie, zwłaszcza w kołach gnostyckich, i w sposób niewłaściwy stosowano je do Chrystusa. Ewangelista wypełnia tu więc obowiązek apologety także wobec Chrystusa jako Słowa, które było na początku i które z miłości do ludzi stało się ciałem. Nawiązuje zaś Jan przy tym nie do filozofii pogańskiej, lecz do starotestamentalnej literatury mądrościowej, gdzie nauka o Logosie była zarysowana wyjątkowo wyraźnie (por. Prz 8,22n; Mdr 7,1). Język Ewangelii Jana jest dość ubogi, słownictwo bardzo niezróżnicowane, styl bezpretensjonalny, czasem wręcz niedbały, obfitujący w liczne semityzmy, skąd zrodziło się nawet przypuszczenie, że czwarta Ewangelia była najpierw zredagowana częściowo lub w całości po aramejsku.

Ewangelia Jana przedstawia prozę o ściśle określonej i skrupulatnie przestrzeganej rytmice, przy czym daje się zauważyć upodobanie Autora do podejmowanie coraz to na nowo poszczególnych terminów lub całych zwrotów po to, by nad nimi długo medytować i odkrywać w nich prawdy wyższego rzędu (“Ewangelia duchowa”).

Czwarta Ewangelia zawiera wiele różnic w zestawieniu z Ewangeliami synoptycznymi. Inne jest u Jana samo rozmieszczenie materiału związanego z życiem i działalnością Jezusa, inne są również środki literackie, którymi posługuje się Autor tej Ewangelii. Podczas gdy Synoptycy traktują dość pobieżnie pobyt Jezusa w Jerozolimie i Jego działalność w tym mieście, to u Jana Jezus przebywa i naucza przede wszystkim w Jerozolimie. Okres publicznej działalności Jezusa obejmuje u św. Jana trzy Święta Paschy (J 2,13; J 6,4; J 11,55).

Jest to Ewangelia chronologicznie najpóźniejsza spośród czterech Ewangelii. Nie wydaje się jednak, by datę jej powstania można było przesunąć poza rok 100 po Chrystusie, gdyż najstarszy papirus z jej tekstem, pochodzący z egipskiego lekcjonarza liturgicznego, został napisany w pierwszych dziesiątkach II wieku.

 

O Świętym Janie apostole i ewangeliście

 

Jan był synem Zebedeusza, rybaka, pochodzącego z Galilei, i Salome (Mat. 4, 2i; 10, 3; 20, 20; Mar. 15, 40), a bratem Jakuba starszego (Mat. 4, 2i; 10, 3). Usłuchał wezwania Pana Jezusa (Mat. 4, 21), był Jego stałym towarzyszem i wraz z Piotrem i Jakubem należał do uprzywilejowanych jego uczniów (Mat. 17, i; 26, 37). Ze wszystkich uczniów Pan jego najwięcej kochał, pozwalając na dowód Swej miłości spocząć mu na Swych piersiach (Jan 13, 23), a umierając polecił opiece jego najukochańszą matkę (Jan 19, 26). To też sam św. Jan, okazując wdzięczność Mistrzowi swemu, nazywa siebie uczniem, którego miłował Jezus (Jan 19, 26). Był jedynym apostołem, który nie opuścił Pana Jezusa podczas bolesnej jego męki, i wytrwał przy Nim nawet wtedy, gdy Jezus wisiał na krzyżu (Jan 19, 26). Po Wniebowstąpieniu głosił ewangelię w Palestynie. Zdaje się, że do odleglejszych prowincji Azji Mniejszej udał się dopiero później. Jest rzeczą pewną, że po śmierci śś. apostołów Piotra i Pawła (w r. 66-tym po Chr.) stale przebywał w Efezie. Stąd rządził wszystkimi gminami Azji Mniejszej. Za panowania Nerona, według innych Domicjana, musiał opuścić Efez i udać się na wygnanie na wyspę Patmos (dziś Palmosa). W czasie wygnania napisał na rozkaz Chrystusa Pana Objawienie, przedstawiające losy Kościoła Chrystusowego. Po pewnym czasie, prawdopodobnie za pozwoleniem cesarza, powrócił do Efezu i objął znowu rządy Kościoła w Azji Mniejszej. W tym czasie, w ostatnich latach pierwszego wieku po Chrystusie, napisał swoją ewangelię, ulegając gorącym prośbom wielu wiernych i natchnieniu Ducha św. Chciał w niej wykazać, jak sam pod koniec tej księgi pisze, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym i że wszyscy, którzy weń wierzą, mają żywot wieczny. Pragnie wyraźnie i obszernie przedstawić tę właśnie prawdę nauki objawionej, ponieważ różni heretycy, a zwłaszcza Cerynt, głosili wówczas błędne nauki o osobie i godności Jezusa Chrystusa. Uzupełnia w swej ewangelii innych ewangelistów, podając mniej cudów, za to więcej mów Zbawiciela, do których dołączył kilka niewymienionych w innych ewangeliach szczegółów, do czego jako świadek życia i działalności Chrystusa Pana był szczególnie powołany. Nazwano św. Jana teologiem wśród ewangelistów; kładzie on nacisk przedewszystkim na Bóstwo Pana Jezusa, podczas gdy inni ewangeliści przedstawiają nam Zbawiciela ze strony ludzkiej. Prócz Objawienia i Ewangelii napisał Jan św. jeszcze trzy listy, w których mówi głównie o miłości Boga i bliźniego.

Pisarze starochrześcijańscy wymieniają ze szczegółów jego życia jeszcze i to, że żył w dziewictwie i doczekał się blisko stu lat. Św. Hieronim opowiada, że kazał się jako starzec zgrzybiały do kościoła nieść i tam powtarzał tylko te słowa: Synaczkowie, miłujcie się wzajemnie! Umarł w Efezie, gdzie długo pokazywano jego grób i czczono jego pamięć.

Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego – Katowice 1931

Msza święta w dniu św. Jana

 

Introit mszy św. brzmi: “Pan otworzył usta jego pośród zgromadzenia wiernych i napełnił go duchem mądrości i rozumienia: “Szatą chwały przyodział go” (Eklez. 15).

Ewangelia dnia jest wyjęta z jego księgi (Jan 21, 19-24). We wierszach poprzedzających rozdział, stanowiący ewangelię tej mszy św., przepowiada Pan Jezus św. Piotrowi, jaka śmierć czeka apostoła: “Zaprawdę, zaprawdę, powiadam tobie: Gdyś był młodszym, opasywałeś się i chodziłeś, dokąd chciałeś: lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce twe., a inny cię opasze i zaprowadzi, gdzie ty nie chcesz”.

Teraz następuje ewangelia: W on czas: Rzekł Jezus do Piotra: Pójdź za mną. Piotr, odwróciwszy się, widzi, że idzie też za nim ów uczeń, którego Jezus miłował, a który podczas wieczerzy wsparł się o pierś Jego i zapytał: “Panie, kto jest Twym zdrajcą?” Piotr więc, zobaczywszy go, pyta Jezusa: Panie, a ten co? Jezus mu rzecze: Gdybym zechciał, aby on tak pozostał, aż przyjdę, co tobie do tego? Ty pójdź za mną. – Wszelako Jezus nie powiedział do niego: Nie umrze, lecz: Gdybym zechciał, aby on tak pozostał aż przyjdę, co tobie do tego? Owym uczniem jest ten, który o tych rzeczach świadczy i który je pisał, – a wiemy, że jego świadectwo jest prawdziwe.

Stało się tak, jak Zbawiciel przepowiedział św. Janowi. Nie skutkiem złości ludzkiej ani skutkiem mąk zeszedł z tego świata; zasnął cicho naturalną śmiercią w Efezie, doczekawszy się sędziwego wieku: Pan sam zabrał go do przybytków pokoju.

Mimo to zachowało się przez czas dłuższy mniemanie, że uczeń ten nie umarł, i wierzono, że żyje jeszcze w grobie i tylko spokojnie śpi.

Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego – Katowice 1931

Święty Jan w sztuce chrześcijańskiej

Sztuka również starała się uczcić w najrozmaitszy sposób ukochanego ucznia Pana Jezusa. Rafał, Correggio i Dominichino, Franceschini, Carlo Dolce i inni zasługują na uwagę. Przedewszystkim należy podkreślić obraz Dominichina. Obraz przedstawia ucznia w chwili, kiedy przyjmuje objawienie o przyszłych losach Kościoła chrześcijańskiego. Rysy młodego i pięknego oblicza cechuje niebiański zachwyt. Włosy, przedzielone na czystym i łukowatym czole, spadają na plecy i ramiona, uduchowione oczy patrzą w górę, by zrozumieć zlecenie Boże; orzeł przynosi mu pióro dla spisania objawienia Bożego. W ręce trzyma zwój nad otwartą książką; obok niego jest kielich, z którego wypełza wąż. Lecz co ma oznaczać ów kielich? Według bardzo dawnego podania wypił Jan kielich z jakimś trującym napojem, aby przekonać pewnego czciciela bałwanów, że temu, który służy Chrystusowi, nic nie może szkodzić. Zwłaszcza miłość nie obawia się śmierci. A tej miłości żaden z apostołów więcej nie posiadał i nie głosił niż “apostoł miłości”. Umierając miał jeszcze mówić do swej gminy: “Synaczkowie, miłujcie się nawzajem, bo to jest przykazanie Boże”. W dzień św. Jana podaje przeto Kościół wiernym błogosławione wino ze słowami: “Pożywajcie miłość św. Jana”.

Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego – Katowice 1931

Syn umiłowany

ANDREA PREVITALI

“Przemienienie Pańskie”,
olej na desce, I ćw. XVI w., Pinakoteka Brera, Mediolan

 

Powiększenie Jezus zaprowadził swych trzech uczniów, apostołów Piotra, Jakuba Starszego i Jana, na górę Tabor. “Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim” (Mt 17,2-3). Tak opisuje przemienienie Pańskie Ewangelia według św. Mateusza.

Przyzwyczailiśmy się, że malarze zwykle przedstawiają tę scenę zgodnie z ewangelicznym opisem. Obok rozświetlonej postaci Jezusa w białej szacie widzimy więc także starotestamentowych proroków i zszokowanych apostołów. Previtali nie podporządkował się jednak tej konwencji. Świadków przemienienia, Piotra, Jakuba i Jana, z trudem znajdujemy na dalekim planie z lewej strony obrazu, w kotlince między wzniesieniami. Proroków artysta nie namalował w ogóle. Wyraźnie skupił się tylko na osobie Jezusa i nie chciał, by cokolwiek innego rozpraszało widza.

Jezusowi towarzyszą dwie pozostałe Osoby Boże, których obecność została podkreślona napisami umieszczonymi na tzw. filakteriach – wstęgach rozpostartych pod górnym oraz przy prawym bocznym brzegu obrazu. Łaciński napis u góry informuje o przedstawieniu Ducha Świętego pod postacią gołębia. Napis z prawej strony ulokowany pod chmurą nawiązuje do głosu Boga Ojca, który usłyszeli apostołowie podczas przemienienia. Czytamy więc: “Głos Ojca: To jest mój Syn umiłowany”.

Łączność pomiędzy Ojcem i Synem podkreślają złote promienie namalowane pomiędzy chmurą a głową Jezusa. Oparcie całej sceny na przekazie ewangelicznym sugeruje leżąca obok ściętego pnia drzewa niewielka książeczka, symbolizująca Pismo Święte.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 31 – 5 sierpnia 2012r.

Maryja w centrum

ACISCLO ANTONIO PALOMINO DE CASTRO Y VELASCO

“Zesłanie Ducha Świętego”
olej na płótnie, 1696-1705 Muzeum Prado, Madryt

 

Powiększenie Zesłanie Ducha Świętego bardzo chętnie malowali artyści barokowi. Nie tylko dlatego, że było to ważne wydarzenie. Również dlatego, że było ono niezwykle spektakularne, co odpowiadało wrażliwości ludzi w tamtej epoce. “Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić” – czytamy w Dziejach Apostolskich (Dz 2,2-4). Widowiskowość biblijnej sceny podkreśla teatralna kurtyna, rozchylająca się z obu stron.

U góry obrazu widzimy Ducha Świętego pod postacią skąpanego w złotym, nadnaturalnym świetle białego gołębia. Nad głową każdej obecnej w pomieszczeniu osoby pojawia się ognisty język. Scena jest dramatyczna, ale artysta postarał się, by zachować pełną elegancji symetrię. Namalowaną w centrum Najświętszą Maryję Pannę i towarzyszące jej niewiasty otacza krąg apostołów, po sześciu z każdej strony. Na pierwszym planie rozpoznajemy św. Piotra (z lewej) i św. Jana. Na środku, pod osobą Maryi, leży otwarta księga. Palomino zwraca w ten sposób uwagę na to, że starał się wiernie przedstawić słowa Pisma Świętego.

Matka Boża została namalowana w ten sposób, że głównie na niej skupia się uwaga widza. Jest spokojna, tak jakby najlepiej z obecnych rozumiała Boży zamysł. Bardzo wyraźne podkreślenie roli Maryi było charakterystyczne dla obrazów przedstawiających zesłanie Ducha Świętego, powstających w krajach katolickich w okresie kontrreformacji. Była to odpowiedź na kwestionowanie jej roli przez protestantów.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 21 – 27 maja 2012r.

Ojciec przy krzyżu

TOMASO DI SER GIOVANNI GUIDI DI MORĘ,
zwany Masaccio

“Trójca Święta”, fresk, 1425-1427,
kościół Santa Maria Novella, Florencja

 

Powiększenie Tomaso di ser Giovanni Guidi di Morę znany jest w historii sztuki jako Masaccio, tzn. “Gruby”, tak bowiem go nazywano. Żył tylko 28 lat. Jego twórczość ma jednak fundamentalne znaczenie. Jako pierwszy wprowadził do malarstwa opracowane przez architekta Filippo Brunelleschiego zasady perspektywy wykreślnej. Dokonał tego we fresku namalowanym na ścianie lewej bocznej nawy florenckiego kościoła Santa Maria Novella. To wielkie dzieło, obecnie mocno już zniszczone, oznaczało przełom w malarstwie i stało się wzorem dla innych artystów.

Zastosowanie zasad perspektywy pozwoliło artyście uzyskać niezwykłe w jego czasach wrażenie głębi w obrazie. Aby wzmocnić ten efekt, artysta przedstawił Trójcę Świętą w ramach architektonicznych. Namalował arkadę, otwierającą jakby głęboką niszę przykrytą sklepieniem.

W centrum obrazu znajduje się Trójca Święta: stojący na podwyższeniu Bóg Ojciec podtrzymuje krzyż Syna. Nad Jezusem unosi się słabo widoczna gołębica symbolizująca Ducha Świętego. Po obu stronach krzyża stoją Matka Boża i św. Jan. Kompozycja jest symetryczna, zgodnie z zasadami sztuki renesansowej.

Obraz powstał na zamówienie bogatej rodziny florenckiej, która chciała w ten sposób udekorować miejsce rodzinnego grobowca (dziś nieistniejącego). Postaci klęczących donatorów artysta umieścił po obu stronach. I chociaż znajdują się tuż obok Matki Bożej i św. Jana, ramy architektoniczne i perspektywa sprawiają, że widz odnosi wrażenie, jakby klęczały poza właściwym obrazem, adorując go z zewnątrz.

Obraz miał dekorować miejsce wiecznego spoczynku. Dlatego u dołu Masaccio namalował grobowiec z leżącym na sarkofagu szkieletem. Łaciński napis nad szkieletem przekazuje sentencję: “Czym byłem, tym jesteś, czym jestem, tym będziesz”.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 24 – 11 czerwca 2006r.

Zabrali ciało Pana

PEDRO MACHUCA

“Zdjęcie z krzyża”, olej na desce, 1547
Muzeum Prado, Madryt

 

Powiększenie Najważniejsze osoby na obrazie są zgrupowane po przekątnej od prawego górnego do lewego dolnego rogu dzieła. Z prawej strony zamyka kompozycję św. Nikodem (na drabinie, trzyma lewą rękę Jezusa). Razem z nim zdejmuje Chrystusa z krzyża św. Józef z Arymatei (na drabinie z lewej strony, podtrzymuje głowę Pana). Ciało Zbawiciela przejmuje od nich św. Jan Apostoł (w ciemnej szacie). Za św. Janem, z całunem w rękach, czeka na zdjęcie z krzyża św. Maria Magdalena. W lewym dolnym rogu kilka osób skupia się na pocieszaniu i podtrzymywaniu rozpaczającej Matki Bożej (w czarnej szacie z twarzą zasłoniętą chustką).

Obraz powstał w okresie renesansu, ale taka kompozycja nie była typowa dla malarstwa tej epoki. Stała się popularna dopiero w czasach baroku. Machuca łagodzi nieco nowatorstwo dzieła, wprowadzając dwie grupy osób nieistotnych dla jego wymowy: w prawym dolnym rogu na pierwszym planie oraz z lewej strony, w głębi. Zwłaszcza grupa z prawej strony rzuca się w oczy: rycerz w zbroi z początku XVI wieku, dwoje dzieci, jasna postać z prawej strony, przyciągając uwagę widza, wprowadzają cenioną w okresie renesansu równowagę kompozycji.

“Zdjęcie z krzyża” zostało namalowane jako retabulum ołtarzowe. Niestety, nie wiadomo, w jakim kościele dzieło pierwotnie się znajdowało.

Autor obrazu, Pedro Machuca, był artystą wszechstronnym: nie tylko malarzem, ale także rzeźbiarzem i architektem. Znany jest zwłaszcza jako architekt. Zbudował m.in. pałac króla Hiszpanii Karola V w Granadzie.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 13 – 1 kwietnia 2007r.

Jeden Kościół

ALESSANDRO DI MARIANO FILIPEPI,
zwany SANDRO BOTTICELLI

“Przemienienie”, tempera na desce, ok. 1500
Galeria Pallavicini, Rzym

 

Powiększenie Jezus zaprowadził swych trzech uczniów, Piotra, Jakuba Starszego i Jana, na górę Tabor. “Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło” (Mt 17,2). Apostołowie, którzy jeszcze przed chwilą spali, budząc się, słyszą słowa: “To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!” (Mt 17,5).

Jezusowi towarzyszyli podczas Przemienienia dwaj prorocy, Mojżesz i Eliasz. Botticelli namalował ich nieco poniżej Zbawiciela, którego rozjaśniona i promieniejąca sylwetka dzięki temu wygląda tak, jakby unosiła się w powietrzu. Trzech Apostołów znajduje się na dole obrazu. Ich postaci są dwukrotnie mniejsze od Jezusa i proroków. Artysta chciał, by widz skupił się na głównej scenie Przemienienia, zastosował więc starą zasadę malarstwa średniowiecznego, by sceny i osoby ważniejsze malować jako większe.

Na bocznych skrzydłach tryptyku znajdują się św. Augustyn (z prawej) i św. Hieronim (z lewej). Ojców Kościoła widzimy przy pracy. Przyglądają się pilnie Przemienieniu i zapisują w księgach swoje refleksje. Umieszczając ich na obrazie, artysta chciał podkreślić znaczenie teologiczne przedstawionej sceny. Można odnieść wrażenie, że Augustyn i Hieronim siedzą w tym samym pokoju, przedzielonym środkową sceną. Komnata ta symbolizuje cały Kościół jako wspólnotę, której centrum stanowi Chrystus. Podkreślenie jedności Kościoła miało ważne znaczenie na przełomie XV i XVI wieku, w przededniu pojawienia się reformacji.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 31 – 5 sierpnia 2007r.

Badawcze spojrzenia

Peter Paul Rubens

“Niewierność św. Tomasza”, olej na desce, 1613-1615,
Koninklijk Museum, Antwerpia

 

Powiększenie

O świętym Tomaszu Apostole mówi się czasem “niewierny Tomasz”. Oczywiście nie oznacza to, że był niewierny Jezusowi. Miał tylko zwykłe ludzkie wątpliwości, czy rzeczywiście pozostali apostołowie ujrzeli zmartwychwstałego Zbawiciela: “Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę” (J 20,25) – mówił.

Na obrazie Rubensa niedowiarkiem jest nie tylko Tomasz, wpatrujący się badawczo w ranę na dłoni Chrystusa. Artysta po prawej i lewej stronie Tomasza namalował dwóch innych apostołów. Jan, umiłowany uczeń Chrystusa, też przygląda się uważnie dłoni Pana, mimowolnie rozkładając ręce tak jak On. Wychylający się zza pleców Tomasza Piotr przypatruje się natomiast twarzy Zbawiciela, jakby zadawał sobie pytanie: “Czy to rzeczywiście Ty, Panie?”.

Piotr i Jan też zatem nie są pewni swej wiary. Jezus ich za to nie potępia. Patrzy łagodnie na Jana, pełen ojcowskiej dobroci.

Na bocznych skrzydłach tryptyku artysta namalował fundatora dzieła, bogatego mieszczanina z Antwerpii Nicolaasa Rockoxa, i jego małżonkę, Hiszpankę Adrianę Perez. Dzieło było przeznaczone do ich kaplicy grobowej. Rockox był jednym z najlepszych klientów Rubensa. Na jego zamówienie powstały m.in. dwa słynne obrazy przechowywane dziś w madryckim Muzeum Prado: “Zdjęcie z krzyża” i “Pokłon Trzech Króli”

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 26 – 1 lipca 2007r.

Przy boku świętych

Dosso Dossi

“Św. Jan i św. Bartłomiej z donatorami”, olej na desce, 1527
Narodowa Galeria Sztuki Dawnej, Rzym

 

Powiększenie W średniowieczu fundator obrazu był czasem na nim przedstawiany. Zwykle ukazywano go, jak pokornie klęczy przed wizerunkiem świętego. W czasach renesansu bogaci donatorzy nie byli już tak pokorni. Często nakazywali artyście, by namalował ich przy boku świętych, jak kogoś im równego. Na obrazie Dossiego widzimy dwóch Apostołów, a z lewej strony dwóch mężczyzn o dumnych twarzach, świadomych swego bogactwa i potęgi.

Apostołów bardzo łatwo rozpoznać. Pierwszy z prawej to św. Bartłomiej. Ponieważ, według tradycji, przed śmiercią został żywcem obdarty ze skóry, jego atrybutem jest właśnie zdarta skóra. Bartłomiej trzyma ją na kolanach.

Obok stoi św. Jan. Natchnione spojrzenie skierował w niebo, a jednocześnie zapisuje słowa Ewangelii. Aby nie pomylić go z innymi Ewangelistami, artysta umieścił u jego stóp kielich. W jednym z apokryfów (są to pisma o treści biblijnej, nieuznane za wiarygodne i natchnione) znajduje się legenda tłumacząca ten symbol. Według niej, Aristodemus, kapłan z pogańskiej świątyni Diany w Efezie, zmusił św. Jana do wypicia kielicha z trucizną. Apostoł uczynił znak krzyża, wypił i nic mu się nie stało.

Fundatorem dzieła jest mężczyzna drugi z lewej, niejaki Pontichino delie Sale. W katedrze w Ferrarze ufundował kaplicę, w której pragnął być pochowany. Obraz był przeznaczony właśnie do tej kaplicy. Natomiast pierwszy z lewej to nieżyjący już w chwili powstania dzieła dobroczyńca zarówno fundatora, jak i autora obrazu, Ercole I d’Este, książę Ferrary w latach 1471-1505, wielki mecenas sztuki.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr Nr 33 – 19 sierpnia 2007r.

Apostołowie i artyści

Tomaso Di Ser Giovanni Guidi, zwany Masaccio

“Święty Piotr uzdrawiający swym cieniem”, fresk, 1426-1427
kościół Santa Maria del Carmine, Florencja

 

Powiększenie W Dziejach Apostolskich czytamy, że Apostołowie po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa czynili w Jerozolimie cuda (Dz 5,12-16). Wyobraźnię artystów szczególnie inspirowało jedno zdanie: “Wynoszono też chorych na ulicę i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich” (Dz 5,15).

Masaccio, dekorując kaplicę Brancacci we florenckim kościele Santa Maria del Carmine scenami z życia św. Piotra, namalował fresk będący ilustracją tych słów. Cień świętego pada na patrzących z nadzieją chorych.

Artysta przeniósł tę scenę z Jerozolimy do Florencji. Historycy sztuki rozpoznali fragment kościoła San Felice in Piazza. Artysta sportretował także znanych florenckich artystów. Mężczyzna w czerwonym nakryciu głowy to Masolino, malarz, z którym Masaccio rozpoczynał tworzenie fresków w tej kaplicy. Starzec z siwą brodą, widoczny z tyłu za św. Piotrem, ma natomiast twarz słynnego rzeźbiarza Donatella.

Świętemu Piotrowi towarzyszy św. Jan (idzie pierwszy z prawej). Jako umiłowany uczeń Chrystusa został sportretowany kolejny malarz z Florencji – Giovanni zwany Scheggia. To rodzony brat Masaccia.

Artyści renesansu nie tylko nie obawiali się umieszczać swych podobizn w otoczeniu świętych. Twarze swych bliskich nadawali nawet Apostołom.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 8 – 19 lutego 2006r.

Sens cierpienia

Mathis Gothard Nithard, zwany Grünewald

“Ukrzyżowanie”, olej na desce, ok. 1515, część ołtarza z Isenheim
Muzeum Unterlinden, Colmar

 

Powiększenie Ten obraz poraża realizmem, z jakim przedstawiono cierpienie Jezusa. Jego poorane chłostą, zakrwawione ciało i wykrzywione w konwulsjach dłonie wywierają ogromne wrażenie. I choć obraz powstał prawie pięćset lat temu, nasuwają się skojarzenia z filmem “Pasja” w reżyserii Mela Gibsona.

Krzyż dzieli obraz na dwie części. Z lewej strony artysta pokazał ból i cierpienie, z prawej – znaczenie i sens Ofiary.

Z lewej strony Matka Boża mdleje, osuwając się w ramiona św. Jana Apostoła. Poniżej modli się św. Maria Magdalena. Głowy wszystkich tych osób są wygięte w tym samym kierunku, co głowa Zbawiciela. Maria Magdalena powtarza gest Maryi, a Jan ma przymknięte oczy i uchylone usta, tak samo jak umierający Chrystus. Wszyscy oni cierpią razem z Nim.

Po prawej stronie stoi św. Jan Chrzciciel. W rzeczywistości nie było go pod krzyżem, w dziele Grünewalda pełni on jednak rolę komentatora. U jego stóp stoi baranek z krzyżem, którego krew spływa do kielicha. To symboliczne wyrażenie sensu ofiary Chrystusa. Właśnie Jan Chrzciciel powiedział o Jezusie: “Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 1,29).

Jan pokazuje palcem wiszącego na krzyżu Zbawiciela, a w drugiej ręce trzyma otwartą księgę. To Biblia, z której łaciński cytat artysta umieścił nad ręką świętego: “Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,30). Te słowa Jana Chrzciciela to motto dzieła i wskazówka dla nas wszystkich. Każdy z nas powinien wypowiedzieć je dla siebie. I głęboko przemyśleć.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 9 – 26 lutego 2006r.

Odkupienie Adama

Autor nieznany

“Ukrzyżowanie”, tempera na desce, II poł. XVI w.
Muzeum Historyczne, Sanok

 

Powiększenie Podczas Wielkiego Postu w tej rubryce będziemy przedstawiać różne artystyczne wizje Ukrzyżowania – od średniowiecza do XX wieku. Widoczna wyżej ikona z cerkwi pw. św. Szymona Słupnika z Kostarowców różni się wyraźnie od obrazu Grünewalda, który pokazaliśmy przed tygodniem. Dzieło niemieckiego artysty łączy naturalizm z ukrytymi symbolami. Ikona odrzuca wszelki naturalizm, za to wszystko w niej ma znaczenie symboliczne.

Pod krzyżem widzimy szczelinę w ziemi, w której leży czaszka. Według tradycji, znajdował się tam grób pierwszego człowieka – Adama. Z przebitych nóg Odkupiciela ścieka na czaszkę Adama krew – krew odkupienia. W ten sposób Jezus swym cierpieniem przezwycięża grzech pierworodny. Adam symbolizuje tutaj nas wszystkich. Jezus daje Adamowi i wszystkim ludziom możliwość zbawienia.

Układ osób w ikonach Ukrzyżowania jest zawsze taki sam. Po lewej stronie zawsze stoi Matka Boża. Na ikonie z Kostarowców towarzyszą jej Maria Kleofasowa i Maria Magdalena. Po prawej – św. Jan, któremu Jezus powierzył opiekę nad swą Matką, oraz Longinus – żołnierz, który włócznią przebił Chrystusowi bok i w tym momencie nawrócił się. Jezus wisi na krzyżu mającym dolne ramię, do którego przybite są Jego nogi. Zgodnie z prawosławną tradycją, nogi przybito dwoma, a nie jednym gwoździem. Dolne ramię czasami, zwłaszcza w ikonach rosyjskich, bywało wygięte w górę w jedną stronę. Podniesiony koniec pokazywał na niebo, dokąd udał się dobry łotr, ukrzyżowany razem z Chrystusem, a drugi, opuszczony – na piekło – miejsce dla drugiego łotra, który nie wyraził skruchy. Ikona z Kostarowców pomija ten wątek, pozostawiając poziome dolne ramię krzyża.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 10 – 5 marca 2006r.

Słodki smutek

Rafael (Raffaello Santi, zwany też Sanzio)

“Ukrzyżowanie”, olej na desce, 1502-1503,
National Gallery, Londyn

 

Powiększenie Rafael był mistrzem w malowaniu scen melancholijnych, przesyconych łagodnym smutkiem. Takie też jest “Ukrzyżowanie”, pozbawione dramatyzmu, utrzymane w pastelowych barwach. Nic nie zakłóca spokoju i harmonii sceny, przedstawionej w idealnej symetrii, której oś stanowi krzyż.

Pod krzyżem artysta namalował cztery pogrążone w smutku osoby: z lewej strony stojącą Matkę Bożą i klęczącego św. Hieronima, a z prawej stojącego św. Jana i klęczącą św. Marię Magdalenę.

Święty Hieronim, który żył w IV-V w., oczywiście nie mógł być obecny przy Ukrzyżowaniu. Obraz pierwotnie znajdował się jednak w ołtarzu poświęconym temu świętemu. Dzieło zamówiła rodzina Gavari i umieściła je w ufundowanej przez siebie kaplicy w kościele San Domenico w miejscowości Citt? di Castello.

Postaci i krajobraz są namalowane realistycznie. Artysta zadbał jednak o to, by dzieło uzyskało klimat nadnaturalny. Nad krzyżem umieścił schematyczne przedstawienia Słońca i Księżyca, a po obu stronach Chrystusa – sylwetki aniołów. Aniołowie zbierają do kielichów krew wypływającą z ran Jezusa. Stylizowane postacie aniołów, otoczone szarfami przypominającymi dawną kaligrafię, tworzącą fantazyjne ornamenty, sprawiają, że całe przedstawienie nabiera lekkości. Dzięki temu brak wyrazu bólu i cierpienia na twarzy Chrystusa i osób stojących pod krzyżem nie wydaje się sztuczny.

“Ukrzyżowanie” jest pierwszym obrazem podpisanym przez Rafaela. Obecnie podpis jest słabo widoczny, ale uczeni odczytali napisane srebrem na podstawie krzyża litery: RAPHAEL VRBIN AS P.[INXIT] (Rafael z Urbino to namalował).

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 11 – 12 marca 2006r.

Świat świętych

Albrecht Dürer

Wszyscy święci, olej na desce, 1511r.
Kunsthistorisches Museum, Wiedeń

 

Powiększenie Mieszczanin z Norymbergi, Matthaus Landauer zamówił u Albrechta Dürera obraz do kaplicy Wszystkich Świętych w Szpitalu Dwunastu Braci. Powstało malowidło przedstawiające około setki postaci. Mimo to nie mamy wrażenia chaosu. Wszystko dzięki kunsztownej kompozycji dzieła.

Artysta namalował świętych adorujących Trójcę Przenajświętszą. Na lewo od Chrystusa klęczy Maryja, na prawo – św. Jan Chrzciciel, a za plecami Matki Bożej stoi św. Jan Ewangelista. Te tradycyjnie przedstawiane w scenach Ukrzyżowania osoby znajdują się na czele świętych oddających cześć Trójcy.

Za Janem Chrzcicielem Dürer namalował osoby ze Starego Testamentu. Łatwo rozpoznać króla Dawida z harfą i Mojżesza z tablicami przykazań. Natomiast obok Maryi klęczą męczennice, trzymające w rękach palmy męczeństwa. Pierwsza z prawej św. Agnieszka z barankiem, obok św. Dorota z koszem. Po lewej stronie Matki Bożej rozpoznajemy św. Katarzynę Aleksandryjską z kołem i mieczem.

Poniżej widzimy grupę ludzi dążących do świętości. Reprezentują oni wszystkie stany: duchowieństwo, szlachtę, mieszczaństwo i chłopstwo. Artysta sportretował kilka osób. Na pierwszym planie znajdują się papież Juliusz II (w tiarze na głowie) i cesarz Maksymilian I (w koronie). Z lewej strony artysta umieścił fundatora dzieła. Matthaus Landauer to starzec w czarnym płaszczu z długimi siwymi włosami i siwą brodą. Po prawej stronie wyróżnia się jego zięć Wilhelm Haller, rycerz w złocistej zbroi.

Na samym dole widzimy krajobraz jeziora Garda we Włoszech i samotną sylwetkę człowieka. To sam Albrecht Durer, podtrzymujący tablicę informującą nas, kto i kiedy namalował tę piękną wizję. ALBERTVS DVRER NORICVS FACIEBAT ANNO A VIRGINIS PARTV[M] 1511 (Albrecht Durer malował w Norymberdze w roku 1511 od porodu Dziewicy).

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 43 – 28 październik 2007r.

Bóg w chwale

Autor nieznany

Paryska Apokalipsa, tkanina, ok. 1400,
Biblioteka Narodowa, Paryż

 

Powiększenie Dzieło ilustruje wizję z czwartego rozdziału Apokalipsy św. Jana. Apostoł, którego widzimy z lewej strony na dole, gdy z pomocą anioła wychodzi po schodach, jest świadkiem niezwykłej sceny.

“A oto w niebie stał tron i na tronie [ktoś] zasiadał. A Zasiadający był podobny z wyglądu do jaspisu (…)” (Ap 4,2-3). Osoba zasiadająca na tronie to Bóg Ojciec. Wraz z tronem otoczony jest podtrzymywaną przez anioła mandorlą, czyli olbrzymią aureolą o owalnym kształcie, obejmującą całą postać. Bóg trzyma królewskie berło, a Jego stopy spoczywają na kuli ziemskiej, co symbolizuje Boskie panowanie nad światem.

“(…) a w środku tronu i dokoła tronu cztery Zwierzęta pełne oczu z przodu i z tyłu: Zwierzę pierwsze podobne do lwa, Zwierzę drugie podobne do wołu, Zwierzę trzecie mające twarz jak gdyby ludzką i Zwierzę czwarte podobne do orła w locie. Cztery Zwierzęta – a każde z nich ma po sześć skrzydeł (…)” (Ap 4,6-8). Anonimowy artysta wiernie przedstawił postaci opisane w Apokalipsie. Według niektórych interpretacji są to symbole czterech Ewangelistów. Lew bardzo często w sztuce towarzyszy św. Markowi, wół – Łukaszowi, anioł – Mateuszowi, a orzeł – Janowi.

Nad tronem, u góry, wisi siedem lamp, o których wspomina św. Jan: “(…) i płonie przed tronem siedem lamp ognistych, które są siedmiu Duchami Boga” (Ap 4,5). To symbol Ducha Świętego.

Po obu stronach mandorli i tronu widzimy osoby nazwane przez św. Jana Starcami. To Patriarchowie ze Starego Testamentu i Apostołowie. Oddają oni cześć Bogu, klęcząc lub grając na instrumentach muzycznych.

Poniżej mandorli i Starców dostrzegamy wodę. “Przed tronem – niby szklane morze podobne do kryształu” (Ap 4,6) – pisze św. Jan. Morze symbolizuje odległość Stwórcy od stworzenia, podkreśla jeszcze bardziej Jego świętość i chwałę. Wielkość tej chwały chciał przede wszystkim pokazać anonimowy twórca “Paryskiej Apokalipsy”.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 45 – 11 listopada 2007r.

Hołd proroków

Lorenzo Lotto,

“Przemienienie Pańskie”
olej na desce, 1510-1512r., Pinakoteka Miejska, Recanati

 

Powiększenie Jezus zaprowadził swych trzech uczniów, Piotra, Jakuba Starszego i Jana, na górę Tabor. “Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło” (Mt 17,2) – czytamy w Ewangelii według św. Mateusza. Apostołowie, którzy jeszcze przed chwilą spali, budząc się, słyszą słowa: “To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!” (Mt 17,5). Słowa te Lorenzo Lotto wypisał po łacinie nad głową Jezusa.

Dodatkowo zarówno Jezus, jak i pozostałe widoczne na obrazie osoby są podpisani. Apostołów widzimy na dole: z lewej Jana, w środku Piotra trzymającego klucz – atrybut najważniejszego z apostołów, a z prawej Jakuba. Są oszołomieni i sprawiają wrażenie, że nie bardzo rozumieją, co się dzieje. Zasłaniają oczy przed oślepiającym blaskiem promieniującym od postaci Zbawiciela.

Jezusowi towarzyszyli podczas Przemienienia Mojżesz i Eliasz. Obaj prorocy przyklękają przed Chrystusem, składając Mu hołd. Eliasza widzimy z prawej strony. Reprezentuje on tu wszystkich proroków Starego Testamentu, którzy zapowiadali nadejście Mesjasza. Eliasz palcem wskazuje Jezusa, zaświadczając, że właśnie to On jest Mesjaszem.

Mojżesz klęczy z lewej strony. Prawą ręką wskazuje na leżące na ziemi tablice z przykazaniami. W ten sposób przekazuje nam, że Jezus wypełni prawo nadane przez Boga Ojca.

Cała osoba Chrystusa jest oświetlona, a wokół Jego głowy dodatkowo jaśnieje aureola. Otoczone aniołami złote światło widoczne wśród chmur nad Synem Bożym oznacza Boga Ojca.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 31 – 2 sierpnia 2009r.

Jedna owczarnia,
jeden pasterz

BARTOLOMÉ ESTEBAN MURILLO

“Dobry Pasterz”,
olej na płótnie, ok. 1660, Muzeum Prado, Madryt

 

Powiększenie “Ja jestem dobrym pasterzem” (J 10,11) – mówi o sobie Jezus w Ewangelii według św. Jana. Murillo namalował Dobrego Pasterza jako dziecko czule gładzące owcę, która oddaliła się od stada. W tle z prawej strony widzimy, jak pozostałe owce spokojnie się pasą. Jezus postąpił bowiem zgodnie ze swoimi słowami z Ewangelii według św. Mateusza: “(…) Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czynie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę, powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały” (Mt 18,12-13).

Z lewej strony obrazu widzimy ruiny starożytnej świątyni. Nie jest to romantyczna dekoracja zdobiąca malowidło, tylko ważny symbol, przypominający o przełomowym znaczeniu nauczania Chrystusa. Artysta pokazuje w ten sposób, że religie pogańskie, dominujące w świecie starożytnym, traciły swą siłę oddziaływania na ludzi, zamieniały się w gruzy.

W czasach, gdy Murillo malował swój obraz, motyw Dobrego Pasterza znów stał się popularny. Stulecia XVI i XVII były bowiem okresem wojen religijnych. Wielu ludzi poszukiwało wówczas swej religijnej tożsamości. Starania o sprowadzenie do stada “zabłąkanych owiec” nabrały wtedy aktualnych znaczeń. Sens obrazu najlepiej więc tłumaczą zdania z Ewangelii św. Jana: “Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz (J 10,16).

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr Nr 15 – 13 kwietnia 2008r.

A uczniowie spali…

DUCCIO DI BUONINSEGNA

“Modlitwa w Ogrójcu”,
tempera na desce, 1308-1311, Muzeum Katedralne, Siena

 

Powiększenie Modlitwa w ogrodzie Getsemani, zwanym u nas po staropolsku Ogrójcem, to duchowe zmaganie się Jezusa ze swą ludzką słabością. Wiedział, że za chwilę zostanie pojmany i zacznie się Jego męka. “Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Wszakże nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” (Łk 22,42) – modlił się Zbawiciel.

Większość artystów przedstawiających tę scenę skupiała się przede wszystkim na duchowych rozterkach Chrystusa. Duccio di Buoninsegna postąpił inaczej. Modlącego się Syna Bożego znajdujemy z boku, w prawym górnym rogu obrazu. Anioł, który Mu się ukazał, nie został nawet w całości namalowany. Widzimy tylko wyciągniętą w kierunku Jezusa rękę.

Chrystus został jednak przedstawiony na tym obrazie dwukrotnie. Oczy widza w pierwszej kolejności kierują się na scenę namalowaną w środku. Zbawiciel napomina trzech uczniów, z którymi przebywał w ogrodzie Getsemani. Nakazał im wcześniej, by wraz z nim czuwali, oni jednak zasnęli. “(…) Jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Mt 26,40-41) – powiedział Chrystus.

Trzej apostołowie, którzy przebywali w Ogrójcu najbliżej Jezusa, siedzą na ziemi skruszeni i zawstydzeni. Widzimy od lewej Jakuba Starszego, Jana i Piotra. Natomiast w lewym dolnym rogu obrazu artysta namalował pogrążonych we śnie ośmiu pozostałych apostołów (brakuje tylko Judasza, który w tym czasie prowadził już żołnierzy mających pojmać Zbawiciela).

Umieszczając scenę napominania uczniów przez Jezusa w centrum obrazu, artysta wyraźnie chce na nią zwrócić uwagę. Sugeruje, że Chrystus zwraca się do wszystkich wiernych, również do nas, którzy oglądamy ten obraz. Wzywa nas do modlitwy, a my, zamiast czuwać, duchowo “śpimy” – grzeszymy, zapominając o Jego nauce.

LESZEK ŚLIWA

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 7 – 17 lutego 2008r.

Pod ciężarem krzyża

ANDREA DI BARTOLO

“Chrystus w drodze na Kalwarię”,
tempera na desce, 1415-1420, kolekcja Thyssen-Bornemisza,
w depozycie w Muzeum Narodowym Sztuki Katalońskiej, Barcelona

 

Powiększenie Tłum ludzi wypełnia ten obraz, ale ważne są tylko dwie osoby. W środku, na pierwszym planie, widzimy Chrystusa niosącego krzyż. Zbawiciel odwraca głowę do tyłu, tak jakby usłyszał, że ktoś go woła. Pełne smutku spojrzenie Jezusa kieruje nasz wzrok w stronę Matki Bożej. To właśnie Ona, namalowana z lewej strony, woła Syna, wznosząc do góry ręce.

Oprawcy nie zadowalają się tym, że prowadzą Jezusa na śmierć. Pragną zadać Mu jeszcze dodatkowe cierpienie. Za wszelką cenę chcą nie dopuścić, by Maryja podeszła do Syna. Pomiędzy nią a Jezusem są dwaj żołnierze. Jeden z impetem popycha Zbawiciela do przodu, drugi próbuje powstrzymać Maryję. Jest tak zdeterminowana, że skierował w jej stronę ostrze miecza.

Za Matką Bożą widzimy św. Jana. Artysta nawiązuje do późniejszych słów Jezusa, który, już wisząc na krzyżu, powierzył swą matkę opiece umiłowanego ucznia. Już tutaj Jan występuje w tej roli. Podąża tuż za Maryją, dbając, by nie stała się Jej krzywda.

W głębi, pomiędzy Jezusem a popychającym Go oprawcą, widzimy jeszcze jedną ważną postać. Jakiś mężczyzna pomaga Chrystusowi nieść krzyż. To Szymon Cyrenejczyk, wspominany przez trzy Ewangelie. “Wychodząc spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego” – pisze o nim św. Mateusz (Mt 27,32).

Na dole z prawej strony obrazu Andrea di Bartolo umieścił dwie małe postacie ludzkie, namalowane jakby w zupełnie innej skali. Wyraźnie nie są częścią kompozycji. Prawdopodobnie to sylwetki sponsorów dzieła.

LESZEK ŚLIWA

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 10 – 9 marca 2008r.

Współcierpienie Matki

ROGIER VAN DER WEYDEN

Zdjęcie z krzyża”,
olej na desce, 1435, Muzeum Prado, Madryt

 

Powiększenie Widzimy dziesięć osób na niewielkiej przestrzeni. W dodatku artysta każdą osobę namalował bardzo drobiazgowo, nie zaniedbując żadnego szczegółu stroju. Mimo to nie mamy wrażenia chaosu. Sprawia to umiejętna kompozycja. Cała grupa jest ujęta jakby w nawiasy przez dwie usytuowane po bokach osoby. Św. Jan (w czerwonej szacie) z lewej strony i św. Maria Magdalena z prawej pochylają się w kierunku środka obrazu, skłaniając widza do patrzenia w centrum, gdzie Nikodem i Józef z Arymatei zdejmują z krzyża ciało Zbawiciela.

Najważniejszą myśl van der Weyden wyraził, malując omdlałą Matkę Bożą. Uwagę widza zwraca identyczne ułożenie sylwetek (zwłaszcza rąk) Matki i Syna, Artysta nawiązywał w ten sposób do nowych wówczas koncepcji teologicznych mówiących o współuczestnictwie Matki Bożej w cierpieniu Jezusa.

Van der Weyden nie stosuje renesansowej perspektywy linearnej. Wszystkie postacie namalowane są jakby na jednej płaszczyźnie, na złotym tle symbolizującym świętość. Kompozycja przypomina więc płaskorzeźbę. Artysta zrezygnował z zaznaczenia krajobrazu, by nie rozpraszać uwagi widza. Jedynym akcentem przypominającym o tym, że scena odbywa się na Golgocie – miejscu straceń, a jednocześnie pochówku straconych, są czaszka i kości leżące na ziemi.

Rogier van der Weyden był malarzem miejskim Brukseli. “Zdjęcie z krzyża” namalował na zamówienie cechu kuszników – rzemieślników wytwarzających kusze – do ich kaplicy w kościele Notre-Dame des Victories au Sablon. Dlatego w górnych narożnikach obrazu artysta umieścił ornamenty przypominające kształtem kusze.

Najprawdopodobniej “Zdjęcie z krzyża” było pierwotnie środkową częścią tryptyku ołtarzowego, którego boczne skrzydła zaginęły. Stąd nietypowy kształt dzieła, z wyższą częścią środkową, dostosowaną do architektonicznych ram nastawy ołtarzowej.

LESZEK ŚLIWA

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 11 – 16 marca 2008r.

Uchylenie rąbka Tajemnicy

GIOVANNI BELLINI

“Przemienienie”,
olej na desce, ok. 1487, Muzeum Narodowe Capodimonte, Neapol

 

Powiększenie Jezus zaprowadził swych trzech uczniów, Piotra, Jakuba Starszego i Jana, na górę Tabor. “Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło” (Mt 17,2). Apostołowie usłyszeli słowa: “To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!” (Mt 17,5). Jezusowi towarzyszyli podczas Przemienienia dwaj prorocy, Mojżesz i Eliasz.

Malarze chętnie podejmowali temat Przemienienia Pańskiego. Zwykle przedstawiali Jezusa rozjaśnionego jaskrawym światłem, unoszącego się w powietrzu, w odrealnionej scenerii górskiego szczytu. Bellini postąpił inaczej. Chrystus, prorocy i apostołowie znajdują się na małym pagórku, a za ich plecami toczy się normalne życie – w tle z lewej strony rolnik przepędza bydło, z prawej rozmawiają dwaj mężczyźni.

Apostołowie nie bardzo rozumieją, co się stało. Nie patrzą na Jezusa, zadziwił ich raczej głos z nieba. Piotr (w środku) spogląda w górę, Jakub i Jan zerkają niepewnie na siebie. Prorocy Mojżesz i Eliasz trzymają w rękach zapisane zwoje pisma – to znak ich proroctwa, dowód na to, że zapowiadali nadejście Mesjasza. Znakiem boskości Zbawiciela jest tylko mała aureola wokół Jego głowy.

Nie wszystko na obrazie jest jednak zwykłe i proste. Artysta uznał za stosowne umieścić na nim także symbole podkreślające wagę tej chwili. W tle znajdują się dwa drzewa: jedno zielone (symbol życia), drugie uschnięte (symbol śmierci). Bellini pokazał w ten sposób Przemienienie jako uchylenie rąbka tajemnicy wiecznego życia, pokazanie rzeczywistości, w której śmierć już nie istnieje.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 31 – 3 sierpnia 2008r.

Triumfalne wyniesienie

JACOPO COMIN, ZWANY TINTORETTO

“Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny”,
olej na płótnie, 1555, kościół Santa Maria Assunta, Wenecja

 

Powiększenie Ogłaszamy, orzekamy i określamy jako dogmat objawiony przez Boga: że Niepokalana Matka Boga, Maryja zawsze Dziewica, po zakończeniu ziemskiego życia z duszą i ciałem została wzięta do chwały niebieskiej – to słowa z konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus, ogłoszonej przez papieża Piusa XII w 1950 roku. Dogmat jest więc dość nowy, ale tradycja wiary we wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny sięga VI wieku. Często też Wniebowzięcie było tematem obrazów. Artyści mogli pozwolić sobie na pewną dowolność, ponieważ sceny Wniebowzięcia nie opisuje Pismo Święte.

Tintoretto przedstawił Maryję z wieńcem z gwiazd dwunastu nad głową, nawiązując do opisu z Apokalipsy według św. Jana (Ap 12,1). Orszak aniołów niesie Matkę Bożą w górę. Zgromadzeni przy Jej katafalku apostołowie są zupełnie zaskoczeni. Piotr (pierwszy z prawej) i Jan trzymają jeszcze śmiertelny całun. Inni, zaszokowani, nagle przerywają modlitwę. Zarówno apostołowie jak i aniołowie zostali przedstawieni niezwykle dynamicznie, w śmiałych skrótach perspektywicznych. Tintoretto, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli szkoły weneckiej w malarstwie, był bowiem jednym z prekursorów baroku.

Obraz został namalowany dla weneckiego kościoła Crociferi, dziś już nieistniejącego.

Tintoretto (po włosku farbiarczyk) to oczywiście przydomek, jakim określano malarza, dlatego że jego ojciec trudnił się barwieniem jedwabiu. Do niedawna sądzono, że prawdziwe nazwisko artysty to Robusti. Hiszpańscy uczeni pracujący w madryckim muzeum Prado ustalili jednak, że to również jest przydomek. Ojciec artysty wsławił się bowiem odwagą podczas oblężenia Padwy przez wojska cesarskie. Nazwano go wówczas Robusti (krzepki, mocny). Ten przydomek przeszedł potem na syna, choć ich prawdziwe rodowe nazwisko brzmiało Comin.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 32 – 10 sierpnia 2008r.

Patronka muzyków

RAFAEL (RAFFAELLO SANTI, ZWANY TEŻ SANZIO)

“Św. Cecylia”
olej na płótnie, 1514, Pinacoteca Nazionale, Bologna

 

Powiększenie Gdy muzyka grała, ona w sercu Panu jedynie śpiewała – pisał o świętej Cecylii Jakub de Voragine, średniowieczny hagiograf. Obraz Rafaela jest ilustracją tych słów. Święta Cecylia stoi w środku, w otoczeniu innych świętych. Z lewej widzimy św. Pawła i św. Jana Ewangelistę, a z prawej św. Augustyna i św. Marię Magdalenę. Na ziemi leżą porzucone instrumenty muzyczne, a Cecylia patrzy w górę, gdzie aniołowie śpiewają na chwałę Boga.

Cecylia żyła na przełomie II i III wieku. Jako chrześcijanka złożyła ślub czystości. Mimo że zmuszono ją do małżeństwa z poganinem, nie tylko nie złamała ślubu, lecz jeszcze go nawróciła. Oboje ponieśli potem śmierć męczeńską. Artyści przeważnie przedstawiali jednak Cecylię nie jako dziewicę i męczennicę, lecz jako patronkę muzyków. Również Rafael włożył w jej ręce tzw. portatyw organowy.

Legenda o tym. że Cecylia umiała grać na organach, powstała pod koniec średniowiecza, zapewne wskutek błędnego tłumaczenia antyfony śpiewanej w jej dniu. Słowa cantantibus organis, Cecitia virgo in corde suo soli Domino decantabat (podczas gdy brzmiały instrumenty muzyczne, dziewica Cecylia śpiewała w swoim sercu jedynemu Bogu) interpretowano w ten sposób, że święta śpiewała, akompaniując sobie na organach. Łacińskie słowo organis utożsamiano wówczas z organami.

Tymczasem najprawdopodobniej antyfona ma zupełnie inne znaczenie. Jej najstarsze zapisy zamiast cantantibus orgamis przekazują wersję candentibus organis, czyli “przy płonących instrumentach”. A zatem organis to raczej nie instrumenty muzyczne, lecz narzędzia tortur. Antyfona najprawdopodobniej wysławia więc Cecylię, że w chwili męczeństwa śpiewała Bogu w swoim sercu.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 46 – 16 listopada 2008r.

Grobowiec i ołtarz

GIOVANNI BELLINI

“Martwy Chrystus podtrzymywany przez Maryję i św. Jana”
tempera na desce, 1460 Pinakoteka Brera, Mediolan

 

PowiększenieNiektórzy uważają ten obraz za najbardziej poruszające dzieło w całej historii sztuki. Nie ma tu dramatycznych gestów ani strumieni krwi, ale twarz Matki Bożej tulącej zdjętego z krzyża Syna wyraża wszystko, co można powiedzieć o potędze macierzyńskiej miłości.

Dzieła przedstawiające Maryję z martwym Chrystusem znane są pod włoską nazwą Pięta. Na ogół widzimy na nich Matkę Bożą trzymającą bezwładne ciało Syna na kolanach. Bellini pokazał to inaczej. Podtrzymywany przez Matkę i św. Jana Jezus wydaje się wciąż żywy.

Szczególną rolę w kompozycji odgrywa fragment grobowca, ustawionego przed namalowanymi osobami. Oddziela on nas od Jezusa, Maryi i Jana. Czy jednak na pewno jest to grobowiec? Widzimy przecież tylko fragment, który równie dobrze mógłby być mensą ołtarzową. Wydaje się, że taka właśnie jest sugestia artysty. Grobowiec staje się ołtarzem, ciało Chrystusa przypomina o Eucharystii. Jego ręka leżąca na płycie oddzielającej sacrum od profanum jest skierowana do nas. Łączy te dwa światy, zaprasza nas do udziału w mającym nastąpić Zmartwychwstaniu.

Na grobowcu-ołtarzu artysta umieścił tabliczkę z łacińskim napisem: Haec fere quum gemitus turgentia lumina promant: Bellini poterat flere ioannis opus. To wzbogacony o aluzję do obrazu cytat z pieśni starożytnego rzymskiego poety Propercjusza: Jeśli lament może wywoływać łzy, to i dzieło Giovanniego Belliniego może płakać.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 9 – 1 marca 2009r.

Ostatnie polecenia

ANDREA MANTEGNA

“Wniebowstąpienie”,
tempera na desce, ok. 1460, Galeria Uffizi, Florencja

 

Powiększenie W Ewangelii według świętego Łukasza czytamy, że Jezus uniósł się do nieba w chwili, gdy błogosławił apostołom. Dlatego Andrea Mantegna namalował Jego prawą rękę w geście błogosławieństwa. W lewej ręce Jezus trzyma długą laskę z chorągiewką z wyszytym symbolem krzyża. To oczywiście przypomnienie, że Wniebowstąpienie zostało poprzedzone Ofiarą Jezusa – Jego męczeńską śmiercią.

Zbawiciela otaczają aniołki, tworząc wokół Niego tzw. mandorlę, czyli wielką aureolę migdałowatego kształtu. Mandorla miała swoją głęboką symbolikę. Powstawała bowiem z przecięcia się dwóch okręgów. Okrąg, jako figura niemająca ani początku, ani końca, oznaczał Boską doskonałość. Jezus był jednocześnie Bogiem i człowiekiem. Przecięcie się dwóch okręgów to połączenie dwóch natur Jezusa: Boskiej i ludzkiej – obu nierozerwalnie złączonych w Jego osobie.

Jezus wstępuje do nieba, chwila jest więc radosna. A jednak Jego twarz wypełniona jest smutkiem. Zostawia bowiem na ziemi Matkę i ukochanych uczniów. Jego wzrok, skierowany na Jana i Piotra, wydaje się wskazywać, że wydaje im jeszcze ostatnie polecenia.

Jan (trzeci z lewej) przyciska do piersi książkę, przypominającą, że był ewangelistą. Ustawiając go najbliżej Maryi, artysta przypomina ukrzyżowanie, podczas którego Jezus poprosił umiłowanego ucznia o opiekę nad Matką. Zatroskana twarz Jezusa wydaje się potwierdzać powtórzenie tego polecenia. Piotr (drugi z lewej) śledzi z uwagą gest błogosławieństwa, którego udziela Jezus. Wie, że to właśnie on został wybrany na przywódcę Kościoła, namiestnika Bożego na ziemi.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 21 – 24 maja 2009r.

Blask Chrystusa

TEOFANES GREK

“Przemienienie Pańskie”
tempera na desce, początek XV w.
Galeria Tretiakowska, Moskwa

 

Powiększenie Bóg jest światłością. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że Chrystus na tej ikonie nie jest oświetlony żadnym zewnętrznym światłem. Sam jest źródłem światła, które symbolizuje Jego boskość.

Jezus zaprowadził swych trzech uczniów, Piotra, Jakuba Starszego i Jana, na górę Tabor. “Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim” (Mt 17,2-3) – czytamy w Ewangelii według św. Mateusza.

Jezus, ubrany w białą szatę, prawą ręką błogosławi, a w lewej trzyma zwój Pisma Świętego: teksty i proroctwa zapowiadające Jego przyjście i misję, jak również całą historię zbawienia. Z lewej strony Zbawicielowi towarzyszy Eliasz jako reprezentant wszystkich proroków, którzy zapowiadali nadejście Chrystusa. Z prawej strony widzimy Mojżesza trzymającego księgę Prawa. To znak, że zgodnie z Bożym Prawem Jezus jest Mesjaszem.

Z kręgu światła, w którym znajduje się Jezus, schodzą w dół trzy promienie w kierunku apostołów, których wcześniej zmorzył sen. Teraz, skuleni i przestraszeni, nie mogą pojąć tego, co się dzieje. Piotr (z lewej) jako jedyny patrzy ku górze, reprezentując w ten sposób Kościół – Oblubienicę Chrystusa, która cieszy się posiadaniem i oglądaniem chwały Zbawiciela.

Przemienienie to niezwykle ważny temat dla ikonografów – pisarzy ikon. Blask Chrystusa jest bowiem tym światłem, które oświeca nasze życie i pokazuje jego właściwe kształty. W ten sposób ikona ukazuje światło prawdziwe, wewnętrzny blask Boga, którym każdy winien rozbłyskać. Wykonując ikonę Przemienienia, ikonograf uczy się malować bardziej światłem niż kolorami, dlatego też od tej ikony powinien rozpocząć swoje pisanie ikon.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 30 – 1 sierpnia 2010r.

Pocałunek zdrady

MICHELANGELO MERISI DA CARAVAGGIO

“Pojmanie Chrystusa”,
olej na płótnie, ok. 1598, Narodowa Galeria Irlandii, Dublin

 

Powiększenie Co musiał czuć Jezus, wiedząc, że zdradza Go jeden z dwunastu najlepszych uczniów? Co musiał czuć Judasz, którego potem tak nękały wyrzuty sumienia, że popełnił samobójstwo? Takie pytania zadał sobie Caravaggio, gdy malował swój obraz.

Trzy głowy widoczne tuż obok siebie z lewej strony – kolejno: św. Jana, Jezusa i Judasza – pokazują całe bogactwo emocji towarzyszących tej scenie. Judasz jest zdeterminowany, ogarnięty jakimś szaleństwem. Wpatruje się w Jezusa, zbliżając usta do Jego policzka. Marszczy nerwowo czoło. Lewą rękę, która wydaje się za krótka, kurczowo wczepia w ramię Zbawiciela.

Chrystus poddaje się z rezygnacją i cierpieniem. Wydaje się jednak, że walka, jaką toczył przed chwilą ze swoją ludzką słabością podczas samotnej modlitwy w ogrodzie Getsemani, nie jest jeszcze zakończona. Co zwycięży w Jego postawie wobec Judasza? Ludzki odruch odrzucenia? Jezus odsuwa się mimowolnie, przechylając ciało w drugą stronę. Nie chce patrzeć na twarz zdrajcy, spuszcza wzrok. A jednak Jego ręce nie odsuwają tego, który Go wydał. Są złożone jak do modlitwy. O co modli się Jezus? Może o siłę duchową, która pozwoli Mu wybaczyć zdrajcy?

Święty Jan ucieka przerażony. Na jego twarzy maluje się rozpacz. Patrzy w górę, tak jakby oczami wyobraźni zobaczył już mękę Jezusa na krzyżu. To przecież właśnie on spośród apostołów będzie najbliżej Pana w chwili Jego śmierci.

Z prawej strony tłoczą się żołnierze w połyskujących zbrojach i hełmach. Jako pierwszy z prawej stoi człowiek trzymający latarnię. Patrzy z uwagą, jakby chciał jak najdokładniej zapisać w pamięci to, co widzi. Tym człowiekiem jest… sam Caravaggio. Artysta namalował swój autoportret, jakby chciał zasugerować, że oczami wyobraźni uchwycił wszystko dokładnie tak, jak wyglądało.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 15 – 17 kwietnia 2011r.

Mowa gestów

BENVENUTO TISI, ZWANY GAROFALO

“Wniebowstąpienie”,
olej na desce, 1510-1520
Narodowa Galeria Sztuki Dawnej, Rzym

 

Powiększenie Jezusa widzimy na tym obrazie w dwóch miejscach. Z lewej strony stoi na pierwszym planie, otoczony uczniami, a w centrum kompozycji unosi się do nieba. Artysta wyraźnie chciał w ten sposób zwrócić naszą uwagę również na te chwile, które poprzedzały Wniebowstąpienie. W Ewangelii według św. Łukasza czytamy, że Jezus udzielił wówczas apostołom ostatnich pouczeń. “Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach” (Łk 24,44) – powiedział. Dlatego Zbawiciel trzyma pod pachą księgę Biblii. Stojący obok Niego św. Piotr palcem lewej ręki pokazuje nauczającego Mistrza, a palcem prawej – scenę Wniebowstąpienia.

Gest wskazywania palcem widzimy zresztą na obrazie aż siedem razy! Szczególnie intrygujący jest palec ręki “wynurzającej się” znad głowy św. Jana, namalowanego na pierwszym planie z prawej strony. Wydaje się, że nie należy on do żadnej z widocznych na obrazie postaci. Ważny jest także gest apostoła w środku, na dalszym planie. Pokazuje on wprost na nas, przypominając, że my także powinniśmy świadczyć o Wniebowstąpieniu.

Oprócz Jezusa na obrazie widzimy jedenastu apostołów (brakuje oczywiście Judasza). Artysta oprócz Wniebowstąpienia i udzielania ostatnich pouczeń zilustrował dodatkowo słowa umieszczone w końcowej części Ewangelii według św. Jana (J 21,20-23), przekazujące słowa Chrystusa o odmiennym od pozostałych apostołów losie Jego umiłowanego ucznia. Jan żył najdłużej z nich i jako jedyny zmarł śmiercią naturalną. Sylwetki Jezusa i Jana są namalowane najbardziej z przodu, symetrycznie z obu stron kompozycji, są też najmocniej oświetlone. Jezus patrzy na Jana, a apostoł wskazujący palec prawej ręki trzyma wewnątrz książki, jakby wskazując konkretny cytat w Ewangelii.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 22 – 5 czerwca 2011r.

W asyście fundatorów

GÉRARD DAVID

“Przemienienie Pańskie”
olej na desce, 1520 kościół Matki Bożej, Bruges

 

Powiększenie Jezus zaprowadził swych trzech uczniów, Piotra, Jakuba Starszego i Jana, na górę Tabor. “Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim” (Mt 17,2-3) – czytamy w Ewangelii według św. Mateusza. Widzimy tę scenę w chwili, gdy zaskoczeni i przerażeni uczniowie słyszą słowa padające ze świetlanego obłoku: “To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!” (Mt 17,5).

Jeśli dobrze się przyjrzymy, obok Boga Ojca, Syna Bożego, dwóch proroków i trzech apostołów zauważymy na środkowej części tryptyku jeszcze kilka innych osób. W czasie gdy na górze dokonuje się Przemienienie Jezusa, u jej podnóża uczniowie Zbawiciela bezskutecznie próbują wypędzić złego ducha z opętanego chłopca. Wkrótce Jezus zejdzie z góry i dokona egzorcyzmu. Na razie jednak wśród Jego uczniów panuje spore zamieszanie, które obserwujemy na dalszym planie z prawej strony góry.

Na tryptyku z kościoła w Bruges (Belgia) świadkami Przemienienia Pańskiego oprócz postaci biblijnych widać jeszcze cztery panie i ośmiu panów w renesansowych strojach, namalowanych na lewym i prawym skrzydle. Ten dziwny dodatek powstał dopiero 50 lat po śmierci autora środkowej części. Namalował go w 1573r. flamandzki malarz Pięter Pourbus. To portrety fundatorów kaplicy, w której tryptyk był eksponowany: Anselmusa de Boodta, jego małżonki Johanny Voet oraz ich trzech córek i siedmiu synów. Fundatorzy pobożnie adorują Jezusa, a artysta, domalowując wzorowany na środkowej części krajobraz, zadbał o to, by powstało wrażenie ich obecności pod górą Tabor.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 30 – 31 lipca 2011r.

Pismo natchnione

FRANCISCO RIBALTA

“Ewangeliści św. Mateusz i św. Jan”
olej na płótnie, I ćw. XVII w. Muzeum Prado, Madryt

 

Powiększenie Wbrew tytułowi obrazu, nie jest on bynajmniej portretem Ewangelistów Mateusza i Jana. Nie widzimy przecież dokładnie nawet ich twarzy. Tak naprawdę dzieło Francisca Ribalty pokazuje nam coś innego: to analiza złożonego procesu prowadzącego do powstania Ewangelii.

Biblia to pisma natchnione, których powstanie inspirował Bóg. Artyści przedstawiali często tę Bożą inspirację przez postać anioła podpowiadającego Ewangeliście. Ribalta zrezygnował jednak z pokazywania tego, co niewidzialne. Nawet niepokojące światło i błyskawica z lewej strony obrazu mogą przecież ilustrować zwykłą burzę. Bożą inspirację widzimy natomiast w sposobie namalowania św. Jana, ukazanego z prawej strony obrazu. Poznajemy go po towarzyszącym mu atrybucie – orle. Jan, klęcząc, wznosi twarz i lewą rękę w kierunku nieba. Zachowuje się jak wizjoner, który właśnie doznał objawienia. Prawa ręka mimowolnie ląduje na karcie papieru.

Obok widzimy jakby dalszy ciąg tego samego procesu. Widoczny z lewej strony św. Mateusz z wielką gorliwością zapisuje coś gęsim piórem. Nie potrzebuje do tego krzesła ani stołu. Tak jakby chciał “na gorąco” uwiecznić coś, co przed chwilą przeżył.

Przedstawiając właśnie św. Jana podczas wizji, artysta nawiązuje do napisanej przez tego apostoła Apokalipsy, będącej zapisem właśnie objawienia. Mateusz, jako były poborca podatkowy, bardziej “pasował” do zilustrowania drugiej fazy pracy twórczej Ewangelisty, czyli pracowitego i skrupulatnego zapisywania Bożej woli.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 37 – 18 września 2011r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/j/jan-ew.htm

**********

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Rzymie – św. Fabioli, wdowy. Zmarła w roku 399, pozostawiając Miastu przykład pokuty i miłosierdzia. Założycielka szpitala i schroniska dla biednych, jeździła także do Ziemi Świętej i korespondowała ze św. Hieronimem. On też nakreślił jej biografię.

W Sienie, w Toskanii – bł. Bartłomieja Tolomei, dominikanina. Był świetnym kaznodzieją i gorliwym spowiednikiem, który wielu marnotrawnych synów przyprowadził do domu Ojca. Zmarł w roku 1348.

oraz:

św. Maksyma, biskupa (+ 282); św. Nikarety z Konstantynopola, dziewicy (+ ok. 404); świętych braci męczenników Teodora i Teofanesa, biskupa (+ 841, 845)

O autorze: Judyta