Słowo Boże na dziś – 21 września 2014 r. – Niedziela – Dzień Środków Społecznego Przekazu

Myśl dnia

Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.

Ewangelia wg św. Mateusza 20, 16

XXV NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK A

PIERWSZE CZYTANIE (Iz 55,6–9)

Myśli moje nie są myślami waszymi

Czytanie z Księgi proroka Izajasza.

Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko. Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i czło­wiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w prze­baczaniu.
Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami, mówi Pan. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 145,2–3.8–9.17–18)

Refren:Pan bliski wszystkim, którzy Go wzywają.

Każdego dnia będę Ciebie błogosławił *
i na wieki wysławiał Twoje imię.
Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały, *
a wielkość Jego niezgłębiona.

Pan jest łagodny i miłosierny, *
nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
Pan jest dobry dla wszystkich, *
a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył.

Pan jest sprawiedliwy na wszystkich swych drogach *
i łaskawy we wszystkich swoich dziełach.
Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają, *
wszystkich wzywających Go szczerze.

DRUGIE CZYTANIE (Flp 1,20c–24.27a)

Moim życiem jest Chrystus

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Filipian.

Bracia:
Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez ży­cie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a um­rzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, cóż mam wybrać? Nie umiem powiedzieć.
Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść i być z Chrys­tusem, bo to o wiele lepsze, a pozostawać w ciele – to bardziej dla was konieczne. Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewan­gelii Chrystusowej.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Por. Dz 16,14b)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Otwórz, Panie, nasze serca,
abyśmy uważnie słuchali słów Syna Twojego.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mt 20,1–16a)

Przypowieść o robotnikach w winnicy

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:
„Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: »Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam«. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił.
Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych sto­jących i zapytał ich: »Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?«. Odpowiedzieli mu: »Bo nas nikt nie najął«. Rzekł im: »Idźcie i wy do winnicy«.
A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: »Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych«. Przyszli najęci około jede­nastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierw­si, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze.
Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: »Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, któ­rzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty«. Na to odrzekł jednemu z nich: »Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry«. Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.

Oto słowo Pańskie.

*********************************************************************************************************
KOMENTARZ
Zawsze jest czas, by zacząć

Dla Boga nigdy nie jest za późno. On daje szanse każdemu i każdego zaprasza do pracy w swojej winnicy. Winnica – symbol Kościoła – to miejsce, dzięki któremu może powstać w przyszłości dobre wino. A wino to symbol Bożej miłości. Im bardziej zaangażujemy się w troskę o rozwój Bożej winnicy, tym więcej miłości będziemy zdolni ofiarować współczesnemu światu. A co jest zapłatą? Coraz większe podobieństwo do Boga i zdolność kochania jak On.

Jezu, dziękuję Ci za moją wspólnotę parafialną. Za to, że dzięki niej mogę wzrastać w wierze i miłości ku pełni życia chrześcijańskiego. Proszę Cię, pomóż mi zrozumieć, w jaki sposób i ja mogę konkretnie przyczynić się do jej rozwoju.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

Miłość bez miary?

Inny komentarz do Liturgii Słowa znajduje się na stronie www.dzienpanski.pl

Myśli Boże górują nad myślami naszymi, a Jego drogi nad naszymi drogami. Dzisiejsza Ewangelia o gospodarzu, który tak samo wynagradza robotników pracujących przez wiele godzin, i tych, którzy dołączyli w ostatniej chwili, może rodzić w nas odruch buntu. „Czy na to złym okiem patrzysz, że jestem dobry?” – pyta gospodarz. Bóg pragnie zbawić nas wszystkich, także tych, którzy naszym zdaniem zupełnie na to nie zasługują. Czeka na choćby jedno drgnienie skruszonego serca, aby je przygarnąć i uleczyć. Jeśli nadmiar Jego dobroci i cierpliwości nas gorszy, módlmy się, aby nauczył nas patrzeć na innych i siebie samych Jego oczami – miłosiernie. (B.P.)

Michał Piotr Gniadek, „Oremus” wrzesień 2008, s. 88

 

Sprawiedliwie czy nie?

Na pierwszy rzut oka decyzja właściciela winnicy kłóci się z naszym poczuciem sprawiedliwości. Zgodnie z wszelkimi zasadami ekonomii, zdrowego rozsądku i sprawiedliwości, za większą pracę należy się większa zapłata, a już na pewno nie należy popierać i nagradzać cwaniactwa i nieróbstwa.

Tymczasem gospodarz potraktował jednako zarówno tych, którzy w pocie czoła i spiekocie pracowali od rana do wieczora, jak i tych, którzy ledwo zdążyli dotknąć się skrzynek. Oczywiście, nie można mieć pretensji do tych ostatnich, że dopiero pod koniec dnia trafiła się im praca, choć może należałoby zapytać, gdzie byli rano i do południa. Ale słuszny był zarzut i oburzenie tych zmęczonych i przepracowanych robotników, którzy nie mieli czasu się lenić. To oni wykonali całą pracę i musiała ich mocno boleć owa “dobroć” gospodarza, który nie uwzględnił wkładu pracy.

Tak ma się sprawa z czysto ludzkiego punktu widzenia. Ale punkt widzenia Boga jest inny. I to wcale nie znaczy, że niesprawiedliwy. Bo przedmiotem tej przypowieści wcale nie są zasady sprawiedliwości społecznej czy też prawa ekonomii, ani nawet nie normy moralności ewangelicznej, nakazujące hojność wobec ubogich i pokrzywdzonych przez los. Głównym tematem przypowieści o robotnikach w winnicy jest zbawienie.

Pamiętajmy, że była ona skierowana do Żydów, a może szczególnie do faryzeuszów – choć bezpośredni kontekst wskazuje jednak na Apostołów. Otóż wszyscy oni uważali, że ze względu na swoją religię, przynależność do narodu wybranego, zachowywanie przepisów prawa, modlitwy i wiele innych przejawów pobożności, mają zagwarantowane zbawienie samo przez się, niejako automatycznie, na mocy “zasad ekonomi”: za dobrą pracę należy się dobra zapłata. To oni rościli sobie pretensje do najwyższej zapłaty, bo w swoim mniemaniu najwięcej dokonali dla zdobycia nieba. W zasadzie Bóg – Zbawiciel, Miłosierny Ojciec, nie był im do niczego potrzebny. Wystarczył tylko Sędzia, który by sprawiedliwie wymierzył “wkład inwestycyjny” w postaci postów, modłów, ofiar każdego człowieka.

Oczywiście, nikt nie miał żadnych szans z faryzeuszami, którzy w tej dziedzinie byli bezkonkurencyjni. Takiej sekciarskiej mentalności chciał sie przeciwstawić Jezus i w nią wymierzył swą przypowieść. Zbawienie jest darem Bożym, a nie zapłatą. Nie ma takiej ceny, którą człowiek mógłby uiścić za życie wieczne. Nie należy więc liczyć na swoje zasługi, bo i tak ich nie starczy. Można jedynie pokładać nadzieje w miłosierdziu Boga, że On sam podaruje nam za darmo to, czego sami nigdy nie bylibyśmy w stanie kupić. Na tym polega ekonomia Zbawienia i jest ona potwierdzona w wielu miejscach w Piśmie św., a w sposób szczególny w niniejszej przypowieści, jak również w przypowieści o Ojcu syna marnotrawnego, o zagubionej owcy, o faryzeuszu i celniku.

Bezpośrednio Jezus wprowadził tę naukę w życie przebaczając z krzyża skruszonemu łotrowi. To wcale nie znaczy, że wobec tego możemy sobie spokojnie grzeszyć, hulać i rozrabiać, byle tylko w czas się nawrócić i żałować. To tylko znaczy, że Bóg jest miłosierny i gotowy okazać miłosierdzie każdemu, bez względu na dotychczasowe zasługi i życie – jeśli tylko widzi szczerą i autentyczną postawę zaufania i całkowitego zdania się na Boga czyli wiary.

Ks. Mariusz Pohl

 

Złe oko

To nieprawda, że tylko ludzie źli są nielubiani. Dobry człowiek również ma swoich wrogów. Ich szeregi tworzą ci wszyscy, którzy z jego dobroci nie skorzystali. Zwraca na to uwagę Jezus w przypowieści o robotnikach pracujących w winnicy. Gospodarz wypłacił wszystkich sprawiedliwie, lecz niektórym okazał nadto dobroć, dając im więcej niż wynosiła zapłata za ich pracę. W tej sytuacji ci, którzy zgodnie z umową zostali sprawiedliwie wynagrodzeni, a nie skorzystali z jego dobroci, zaczęli na niego szemrać. Stali się jego wrogami, mimo że w niczym ich nie skrzywdził. Gospodarz stawiając jednemu z nich pytanie: „Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” dotyka samej istoty całego problemu.

Okazuje się, że na dobroć człowieka można patrzeć złym okiem. Jest to paradoks, ale życie często potwierdza jego istnienie. Oto umiera bogaty człowiek. Lata całe pracował w Stanach Zjednoczonych i zgromadził sporo pieniędzy. Zgodnie z jego życzeniem żona dużą część ich majątku przeznacza na dobre cele. Rodzina zmarłego męża spogląda na to „złym okiem”. Szemrzą głośno, robią wymówki i awantury. Skoro mimo to nic nie zyskali, stają się zaciekłymi wrogami, tak zmarłego, jak jego żony. Liczyli, że na tej śmierci skorzystają, chociaż po sprawiedliwości nie mieli prawa ani do jednej złotówki. Takich sytuacji w życiu można spotkać wiele.

Biada, jeśli ktoś usiłuje wytłumaczyć konflikty między ludźmi jedynie krzywdą, jaka została wyrządzona. Wrogowie wyrastają jak grzyby po deszczu tam, gdzie obficie płynie dobroć, a oni jej nie doświadczają. W życiu trzeba się liczyć nie tylko z obiektywną oceną tego, co dobre i złe, lecz również z owym „złym okiem”, które nie lubi dobroci, jeśli ona nie jest jemu wyświadczona. Takie „złe oko” nie tylko patrzy, ale wzywa usta do szemrania, a nierzadko nadto ręce do szkodliwego działania. Nikt nie policzy łez, jakie na ziemi wylały oczy dobre tylko dlatego, że znalazły się w zasięgu spojrzenia oka złego.

Oko złe patrzy na innych przez pryzmat swego egoizmu. Dobre jest dla niego wyłącznie to, co przynosi mu korzyść. Stąd też zawsze zestawia siebie z innymi. Na jednych, uboższych od siebie, patrzy z góry, a na innych z zazdrością. Krzywda dzieje mu się wtedy, gdy on nie korzysta, a korzystają inni.

Właściciel złego oka nie umie się cieszyć z dobra posiadanego lub otrzymywanego przez innych ludzi. Jego wypaczone spojrzenie na świat wypełnia go smutkiem. Czując się wciąż pokrzywdzony, krzywdzi innych, a nierzadko czyni to z zimną premedytacją.

Losy Jezusa wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby cudu zamiany wody w wino dokonał nie u ubogich ludzi w Kanie Galilejskiej, lecz na dworze Heroda, a zamiast wskrzeszenia syna wdowy z Naim przywrócił do życia kogoś z bliskich Kajfasza. Oni złym okiem patrzyli na to, że On jest dobry.

Chrześcijanin wędrujący za Mistrzem z Nazaretu nie może się dziwić niechęci do niego, często nawet ludzi bliskich, z tego powodu, że jest dobry. Dobroć to trudna sztuka. Pomagając jednym, innym się narażamy. Nie uniknął tego Chrystus i nie uniknie żaden Jego uczeń. Stąd też w czynieniu dobra nie należy się kierować względami ludzkimi, lecz zawsze pragnieniem pełnienia woli Bożej. Dobrze należy czynić tam, gdzie Bóg tego oczekuje i tak, jak On tego pragnie.

Ks. Edward Staniek

 

Braterska posługa

Wielu ludzi sądzi, że z chwilą całkowitego zaangażowania w sprawy Boże zagubią siebie samych. Ten lęk o utratę własnego życia stanowi skuteczną przeszkodę uniemożliwiającą włączenie się w budowanie Królestwa Bożego. Tymczasem w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. Człowiek tym bardziej jest sobą, tym pełniej odnajduje i realizuje siebie, im doskonalej angażuje się w sprawy Boże. Jeden z wielu paradoksów Ewangelii. Szczęśliwy, kto ten paradoks odkrył.

Podstawowy błąd w wielkiej walce o to, by być sobą, polega na tym, że człowiek uważa, iż to on sam ma wybrać drogę do pełnej samorealizacji. Jeśli on chce o niej decydować, na pewno wybierze drogę fałszywą i nigdy nie odkryje pełni szczęścia, nigdy nie potrafi wykorzystać w stu procentach talentów otrzymanych od Boga.

Pan Bóg dobrze zna zadania, jakie na każdego z nas czekają, zarówno tu na ziemi, jak i w wieczności. Do ich wykonania odpowiednio nas wyposaża. Jeśli na własną rękę zaangażujemy się w zadania inne, ani wyposażenie nie zostanie w pełni wykorzystane, ani wybrane zadanie nie zostanie dokładnie wykonane. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że człowiek nie będzie szczęśliwy!

Wierne podjęcie zadań wyznaczonych przez Boga daje pełną satysfakcję i pozwala na radość z tego, że człowiek jest potrzebny i Bogu, i ludziom. Zadania bowiem zawsze posiadają charakter społeczny. I tu dotykamy drugiego wymiaru realizacji siebie. Człowiek chcąc być sobą, musi nie tylko podjąć zadanie wyznaczone przez Ojca niebieskiego, lecz również wejść w potrzeby swoich braci. Ojciec ciągle zabiega o budowanie w ludzkiej rodzinie wspólnoty braterskiej, chce, by wszyscy odnosili się do siebie jak bracia. Troska o Królestwo Boże to głównie troska o wspieranie i ubogacanie braci.

Św. Paweł sygnalizuje pewne rozdarcie wewnętrzne. On, który doświadczył bogactwa ukrytego w Chrystusie, tęskni do spotkania z Nim na wieki. „Pragnę odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, i pozostać w ciele, bo to bardziej dla was konieczne”. On wie, że egoizm poszukując swego szczęścia, jest groźny nawet dla mistyka. Doskonałość zaś, jakiej oczekuje od niego Ojciec, każe troszczyć się o braci, więc jest gotów zrezygnować z przebywania z Chrystusem, by wspierać braci. Oto dobry syn Ojca, dobry dlatego, że jest dobrym bratem. Nie można być dobrym dzieckiem nie będąc dobrym bratem, dobrą siostrą. Na wyróżnienie u Ojca zasługuje to dziecko, które umie kochać nie tylko Jego samego, lecz także swoje rodzeństwo.

Często ten braterski wymiar jest pomijany. Wielu sądzi, że może być dobrym dzieckiem kochając swoich rodziców, a nie kochając swego rodzeństwa. Błąd w chrześcijaństwie bardzo groźny, bo wiedzie do jednostronnego rozwoju i wielu wypaczeń. Harmonię wnętrza można zachować wyłącznie wówczas, gdy da się objawić miłość Boga przez miłość braci. Stąd im więcej troski włoży człowiek w budowanie więzów braterstwa w swoim środowisku, tym większą miłością zostaje otoczony przez Ojca.

W braterskiej posłudze nikt nie traci, zyskują wszyscy. Zyskuje brat, któremu pomagamy; zyskuje Ojciec, który jest dumny z kochających się wzajemnie swoich dzieci; zyskuje przede wszystkim ten, kto po bratersku pomaga. On troszcząc się o wzrost dobra, szacunku i miłości, sam doskonali swoje serce, umacniając więzy miłości z Ojcem i braćmi.

Ks. Edward Staniek

 

Panie, spraw, abym Cię szukał, gdy się pozwalasz znaleźć, wzywał Cię, dopóki jesteś blisko (Iz 55, 6)

„Myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” (Iz 55, 8; I czytanie). Takie jest w streszczeniu orędzie dzisiejszej liturgii słowa. Człowiek nie może sprowadzać Boga do miary swoich myśli ani wiązać Jego postępowania ze swoimi pojęciami sprawiedliwości i dobroci. Bóg przewyższa człowieka nieskończenie więcej, niż niebo góruje nad ziemią (tamże 9), dlatego często plany Jego opatrzności okazują się niepojęte dla umysłu ludzkiego, który winien je przyjąć w pokorze nie usiłując nawet dociekać i osądzać ich.

Taka jest głęboka nauka zawarta w przypowieści o robotnikach w winnicy, jaką ewangelia dzisiejsza (Mt 20, 1-16) podaje wiernym do rozważania. „Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy.” Umawia się z nimi o zapłatę jednego denara i posyła ich do pracy. Lecz trzeba więcej rąk, więc jeszcze cztery razy gospodarz wychodzi na plac szukać robotników, o godzinie trzeciej, szóstej., dziewiątej i jedenastej, czyli od dziewiątej rano aż do wieczora. Kiedy dzień się skończył, wypłaca robotników począwszy od ostatnich, którzy tak jak i pierwsi otrzymali po denarze. I oto reakcja, tak bardzo ludzka, pierwszych robotników: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty”. Lecz gospodarz odpowiada: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną?… Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę?” (tamże 12-15). W aspekcie sprawiedliwości społecznej można by podważyć takie rozumowanie. Jezus jednak nie miał zamiaru dawać przez przypowieść pouczenia na temat „moralności zapłaty” lub socjologii, ale chciał dać zrozumieć, że królestwo niebieskie opiera się na zasadach zgoła odmiennych niż te, które w stosunkach ludzkich kierują dawaniem i posiadaniem. Bóg, nieskończenie sprawiedliwy, jest również nieskończenie miłosierny i wolny; rozciągając zbawienie na ostatnich wezwanych — pogan, nie krzywdzi pierwszych — narodu wybranego; przyjmując do swego królestwa grzeszników, którzy nawrócili się w podeszłym wieku, nie czyni krzywdy tym, co spędzili życie w niewinności. W świecie łaski nie ma praw, którymi można by szermować; jest pewne, że człowiek musi współpracować dla osiągnięcia zbawienia wiecznego, lecz ono jest tak wielkim dobrem, że zawsze będzie darem nawet dla największych świętych. Zresztą zawarte w przypowieści pytanie: „Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” (tamże 15), daje zrozumieć, że powodem niezadowolenia robotników pierwszej godziny jest nie tyle miłość sprawiedliwości, ile raczej zazdrość z powodu hojności okazanej tym z ostatniej godziny. Lecz Bóg nie znosi w robotnikach Królestwa najmniejszego objawu zazdrości lub niechęci w stosunku do braci; owszem, uznaje za swoich robotników tylko tych, którzy potrafią się radować z dobra innych tak jak ze swego własnego.

Przypowieść nie chce zachęcać leniwych i beztroskich, którzy odkładają na ostatnią godzinę nawrócenie i służbę Bogu, lecz pouczyć, że Bóg może powołać o każdej godzinie i że człowiek powinien być zawsze gotów odpowiedzieć na Jego wezwania. „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko!” (Iz 55, 6). Kto został powołany już w zaraniu swego życia, nie może sobie rościć większych praw od tego, kto został powołany w wieku dojrzałym lub też w ostatniej godzinie, a ci ostatni nie powinni zniechęcać się czy cofać, myśląc, że już za późno.

Pożyteczne są w tym względzie słowa św. Pawła z drugiego listu do Filipian (1, 20-24. 27): „Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele, czy to przez życie, czy przez śmierć”. Prawdziwy uczeń Chrystusa nie zważa zbytnio na własne warunki — czas powołania, służbę odbytą, nagrodę — ile raczej na chwałę Chrystusa, dla którego jedynie żyje.

  • Nie mogę, o Panie, przeniknąć Twoich tajemniczych rozporządzeń. Umarłeś za wszystkich, o tym wiem… A jaki jest Twój wieczny plan opatrzności co do mnie, tego nie mogę odgadnąć. Opierając się jednak na łaskach, jakich raczyłeś mi udzielić, mogę ufać, że moje imię jest zapisane w księdze żywota. Jedną rzecz w moim przypadku znam i odczuwam jako pewną, a w wypadku innych dowiaduję się o niej przez wiarę: jeśli nie osiągnę korony chwały, jaką przeznaczyłeś dla mnie, stanie się to jedynie z mojej winy.
    Od młodości pochwyciłeś mnie za pomocą swych łask. Troszczyłeś się o mnie, jak gdybym stanowił dla Ciebie prawdziwą wartość i znaczenie i jakbym nie ja mógł stracić raj, lecz Ty mnie. Prowadziłeś mnie drogą zasłaną niezliczonymi łaskami. Przywiodłeś mnie blisko do siebie z wielką serdecznością, wprowadziłeś do swego domu i mieszkania i dałeś mi za pokarm siebie samego. Czy miłość Twoja nie jest może miłością prawdziwą, szczerą, istotną, skuteczną i bezgraniczną? Wiem, że jest taką, jestem o tym głęboko przekonany. Ty czekasz tylko na sposobność, by mnie obsypywać darami, zsyłać na mnie swoje błogosławieństwa. Czekasz każdej chwili, abym Cię prosił o łaskę (J. H. Newman).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 215

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20140921.htm

*********************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

21 WRZEŚNIA

**************

Święty Mateusz, Apostoł i Ewangelista
Święty Mateusz
Ewangeliści Marek i Łukasz nazywają Mateusza najpierw “Lewi, syn Alfeusza” (Mk 2, 14; Łk 5, 27), dopiero później z innych miejscach wymieniane jest imię Mateusz. Prawdopodobnie Chrystus powołując Lewiego nadał mu imię Mateusz. Imię to nie należy do często spotykanych w Piśmie świętym. Pochodzi ono z hebrajskiego Mattaj lub Mattanja, co po polsku oznacza “dar Boga” (Teodor, Deusdedit, Bogdan).
Mateusz był Galilejczykiem. Jego pracą było pobieranie ceł i podatków w Kafarnaum, jednym z większych handlowych miasteczek nad jeziorem Genezaret. Pobierał tam opłaty za przejazdy przez jezioro i przewóz towarów.

Nawrócenie świętego Mateusza W Palestynie pogardzano celnikami właśnie z tego powodu, że ściągali opłaty na rzecz Rzymian. Ich pracę rozumiano jako wysługiwanie się okupantom. Celnicy słynęli również z żądzy zysku, nieuczciwie czerpali korzyści z zajmowanego stanowiska. Uważano ich za grzeszników i pogan. Przebywający wśród celników stawał się nieczysty i musiał poddawać się przepisowym obmyciom. Z tego środowiska wywodził się Mateusz. Wydaje się, że był nawet kierownikiem i naczelnikiem celników w Galilei.
Chociaż celnicy tak często są w Ewangelii nazywani grzesznikami (Mt 9, 11; 11, 19; Mk 2, 15. 16; Łk 3, 12; 5, 29-30; 7, 34; 15, 12; 19, 2), to jednak Pan Jezus odnosił się do nich życzliwie: odwiedzał ich (Łk 19, 9-10; Mt 9, 10-11), nawet z nimi jadał (Łk 5, 29-33), jednego z nich uczynił bohaterem przypowieści (Łk 18, 9-14). Nie zachęcał jednak do łupienia innych. Jego delikatność i miłosierdzie raczej pobudzały celników do umiaru i nawrócenia (Łk 19, 8). Kiedy Żydzi postawili zarzut: “Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?” – Chrystus wypowiedział znamienne słowa: “Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają… Bo nie przyszedłem powoływać sprawiedliwych, ale grzeszników”. Słowa te przekazał w swojej Ewangelii właśnie św. Mateusz (Mt 9, 12-13).
O młodzieńczym życiu Mateusza nie wiemy nic. Spotykamy się z nim po raz pierwszy dopiero w Kafarnaum, kiedy Chrystus zastał go w komorze celnej i powołał na swojego Apostoła. To wezwanie odbyło się po cudownym uzdrowieniu paralityka, którego spuszczono przez otwór zrobiony w suficie mieszkania (Mt 9, 1-8). O tym cudzie musiał dowiedzieć się i Mateusz, gdyż natychmiast rozniosły go setki ust. Być może Mateusz słuchał wcześniej mów pokutnych Jana Chrzciciela. Na wezwanie Chrystusa zostawił wszystko i poszedł za Nim. Nawrócony, zaprosił do swego domu Jezusa, Jego uczniów i swoich przyjaciół: celników i współpracowników. W czasie uczty faryzeusze zarzucili Chrystusowi, że nie przestrzega Prawa. Ten jednak wstawił się za swoimi współbiesiadnikami. Odtąd Mateusz pozostał już w gronie Dwunastu Apostołów.
O powołaniu Mateusza na Apostoła piszą w swoich Ewangeliach także św. Marek i św. Łukasz (Mk 2, 13-17; Łk 5, 27-32). Jest to jednak równocześnie pierwsza i ostatnia osobna wzmianka o nim w Piśmie świętym. Potem widzimy go jedynie w spisach ogólnych na liście Apostołów (Mt 10, 3; Mk 3, 18; Łk 6, 15; Dz 1, 13). W katalogach Apostołów figuruje on na miejscu siódmym lub ósmym.

Święty Mateusz Po Wniebowstąpieniu Chrystusa Mateusz przez jakiś czas pozostał w Palestynie. Apostołował wśród nawróconych z judaizmu. Dla nich też przeznaczył napisaną przez siebie księgę Ewangelii. Napisał ją między 50 a 60 rokiem, najprawdopodobniej ok. 55 r. Starał się w niej wykazać, że to właśnie Chrystus jest wyczekiwanym od dawna Mesjaszem, że na Nim potwierdziły się proroctwa i zapowiedzi Starego Testamentu. Najstarsza tradycja kościelna za autora pierwszej Ewangelii zawsze uważała Mateusza. Twierdzą tak m.in. Papiasz, biskup Hierapolis, Klemens Aleksandryjski, Orygenes i Ireneusz. Pierwotnie Ewangelia według św. Mateusza była napisana w języku hebrajskim lub aramejskim; nie wiadomo, kto i kiedy przetłumaczył ją na język grecki. Nie zachowały się żadne ślady oryginału, tylko grecki przekład. Tłumacze pozostawili część słownictwa aramejskiego, chcąc zachować tzw. ipsissima verba Iesu – najbardziej własne słowa Jezusa.
Mateusz przekazał wiele szczegółów z życia i nauki Jezusa, których nie znajdziemy w innych Ewangeliach: np. rozbudowany tekst Kazania na Górze, przypowieść o kąkolu, o ukrytym skarbie, o drogocennej perle, o dziesięciu pannach. On jeden podał wydarzenie o pokłonie Magów i rzezi niewiniątek, o ucieczce do Egiptu, a także wizję sądu ostatecznego.
Mateusz udał się później między pogan. Ojcowie Kościoła nie są zgodni dokąd. Wyliczają Etiopię, Pont, Persję, Syrię i Macedonię. Najbardziej prawdopodobna jest jednak Etiopia. Relikwie Mateusza miały być przewiezione ze Wschodu do Paestum (Pasidonii) w Italii. Jego ciało przewieziono do Italii w X w. Znajduje się ono obecnie w Salerno w dolnym kościele, wspaniale ozdobionym marmurami i mozaikami. Miejsce to nie stało się jednak powszechnie znanym sanktuarium. Mateusz uznawany jest za męczennika.
Z apokryfów o Mateuszu dochowały się jedynie tzw. Ewangelia (inna, oczywiście) i Dzieje. Pierwszy utwór nieznanego autora pochodzi z VI w. i zdradza duże zapożyczenie w Protoewangelii Jakuba (aż 24 rozdziały są niemal identyczne). Pozostałe rozdziały tej Pseudo-ewangelii zawierają w sobie tak wiele cudowności i legend, że nie stanowią wiarygodnego źródła.

W ikonografii św. Mateusz przedstawiany był w postaci młodzieńca, później – zwłaszcza w sztuce bizantyjskiej – jako siwowłosy, stary mężczyzna. W sztuce zachodniej od czasów średniowiecza dominuje obraz silnie zbudowanego, brodatego mężczyzny w średnim wieku. Ubrany bywa w tradycyjną długą, białą suknię apostolską i w tunikę. Bywa także ukazywany w postawie siedzącej, kiedy pisze – przy nim stoi anioł, przekazujący natchnienie. Jego atrybutami są: księga i pióro, miecz lub halabarda, postać uskrzydlonego młodzieńca, sakwa z pieniędzmi u stóp, torba podróżna.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-21a.php3

Święty Mateusz

dodane 2008-05-16 19:46

Katecheza Benedykta XVI z 30 sierpnia 2006

Pierwszą jest to, że Jezus przyjął do grupy swych najbliższych człowieka, który zgodnie z ówczesnym sposobem myślenia w Izraelu uważany był za publicznego grzesznika. Mateusz bowiem nie tylko obracał pieniędzmi uważanymi za nieczyste z powodu ich pochodzenia od ludzi obcych ludowi Bożemu, ale kolaborował też z obcą władzą, nienawistnie chciwą, która mogła ustalać podatki także w sposób arbitralny.

Święty Mateusz   Michelangelo Merisi da Caravaggio (PD) Powołanie św. Mateusza

Drodzy bracia i siostry!

Kontynuujemy cykl wizerunków dwunastu Apostołów, który rozpoczęliśmy kilka tygodni temu. Zatrzymujemy się dzisiaj przy św. Mateuszu. Prawdę powiedziawszy wyczerpujące nakreślenie jego postaci jest prawie niemożliwe, ponieważ Ewangelie nie przynoszą nam jego biografii, dają nam tylko elementy zarysu tej postaci.

Tymczasem okazuje się, że jest on zawsze obecny na liście Dwunastu, wybranych przez Jezusa (por. Mt 10,3; Mk 3,18; Łk 6,15; Dz 1,13). Jego hebrajskie imię oznacza “dar Boga”. Pierwsza Ewangelia kanoniczna nosi jego imię i wymienia go na liście Dwunastu z wyraźnie określonym mianem: “celnik” (Mt 10,3). W ten sposób został on zidentyfikowany jako człowiek siedzący za biurkiem poborcy podatkowego, którego Jezus wzywa, by poszedł za Nim. Słyszeliśmy przed chwilą te słowa: “Odchodząc stamtąd, Jezus ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną». On wstał i poszedł za Nim” (Mt 9,9). Również Marek (por. 2,13-17) i Łukasz (por. 5,27-30) opowiadają o powołaniu człowieka z komory celnej, nazywają go jednak “Lewi”. Ale to ten sam Apostoł! Aby wyobrazić sobie tę scenę, opisaną w Mt 9,9, wystarczy wspomnieć wspaniałe płótno Caravaggia, znajdujące się tu w Rzymie, w kościele francuskim św. Ludwika.

Z Ewangelii wynika jeszcze jeden szczegół do jego biografii: we fragmencie, który poprzedza opis powołania mowa jest o cudzie, jakiego dokonał Jezus w Kafarnaum (por. Mt 9, 1-8; Mk 2, 1-12) i wspomina się o bliskości Morza Galilejskiego, czyli Jeziora Tyberiadzkiego (por. Mk 2, 13-14). Można zatem wywnioskować, że Mateusz pracował jako poborca podatkowy w Kafarnaum, leżącym właśnie “nad jeziorem” (Mt 4, 13), gdzie Jezus był stałym gościem w domu Piotra.

Na podstawie tych prostych ustaleń, które przynosi Ewangelia, możemy sformułować parę refleksji. Pierwszą jest to, że Jezus przyjął do grupy swych najbliższych człowieka, który zgodnie z ówczesnym sposobem myślenia w Izraelu uważany był za publicznego grzesznika. Mateusz bowiem nie tylko obracał pieniędzmi uważanymi za nieczyste z powodu ich pochodzenia od ludzi obcych ludowi Bożemu, ale kolaborował też z obcą władzą, nienawistnie chciwą, która mogła ustalać podatki także w sposób arbitralny. Z tego powodu więcej niż jeden raz Ewangelie mówią jednocześnie o “celnikach i grzesznikach” (Mt 9,10; Łk 15,1), czy nawet o “celnikach i nierządnicach” (Mt 21, 31). Oprócz tego upatrują one w celnikach przykład małoduszności (por. Mt 5,46: miłują tylko tych, którzy ich miłują) i wymieniają jednego z nich, Zacheusza, jako “zwierzchnika celników” (Łk 19,2), podczas gdy w opinii ludowej kojarzeni byli ze “zdziercami, oszustami i cudzołożnikami” (Łk 18,11).

Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy na podstawie tych wzmianek: Jezus nie wykluczał nikogo ze swej przyjaźni. Owszem, właśnie kiedy siedział za stołem w domu Mateusza-Lewiego, w odpowiedzi komuś, kto gorszył się jego kontaktami z niegodnym polecenia towarzystwem, złożył ważne oświadczenie: “Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mk 2,17).

Dobra nowina Ewangelii polega właśnie na tym: na propozycji Bożej łaski wobec grzesznika! Gdzie indziej w słynnej przypowieści o faryzeuszu i celniku, modlących się w Świątyni, Jezus wskazuje wręcz na anonimowego celnika jako na godny uznania wzór pokornej ufności w miłosierdzie Boże: kiedy faryzeusz chełpił się własną moralną doskonałością, celnik “nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika»”. I Jezus komentuje: “Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, a nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18,13-14).

Tak więc w postaci Mateusza Ewangelie ukazują paradoks z prawdziwego zdarzenia: ten, kto pozornie daleki jest od świętości, może stać się wręcz przykładem przyjęcia miłosierdzia Bożego i ukazać jego cudowne skutki w swym życiu. W związku z tym św. Jan Chryzostom uczynił znaczące spostrzeżenie: zauważył on, że tylko w opowieści o kilku powołaniach wspomina się o pracy, jaką wykonywali zainteresowani. Piotr, Andrzej, Jakub i Jan zostali wezwani, kiedy łowili ryby, Mateusz właśnie kiedy pobierał podatki. Chodzi tu o zajęcia mało liczące się – komentuje Chryzostom – “albowiem nie ma nic bardziej wstrętniejszego od poborcy podatków i nic bardziej pospolitego od rybołówstwa” (“In Matth. Hom.”: PL 57, 363). Wezwanie Jezusa dociera więc także do osób będących na dole drabiny społecznej, kiedy wykonują swą zwykłą pracę.

Inną refleksją, jaką nasuwa opowiadanie ewangeliczne, jest stwierdzenie, że na powołanie przez Jezusa Mateusz odpowiada natychmiast: “On wstał i poszedł za Nim”. Zwięzłość tego zdania wyraźnie ukazuje gotowość Mateusza do udzielenia odpowiedzi na wezwanie. Oznacza to dla niego porzucenie wszystkiego, przede wszystkim tego, co gwarantowało mu pewny dochód, choć często nieuczciwy i hańbiący. Najwidoczniej Mateusz zrozumiał, że zażyłość z Jezusem nie pozwalała mu kontynuować działalności potępianej przez Boga. Łatwo domyślić się odniesienia do teraźniejszości: dziś również niedopuszczalne jest przywiązanie do rzeczy będących nie do pogodzenia z pójściem za Chrystusem, jak w przypadku nieuczciwie zgromadzonego bogactwa. Kiedyś Jezus powiedział bez niedomówień: “Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mt 19,21). To właśnie uczynił Mateusz: wstał i poszedł za Nim! W owym “wstaniu” można odczytać dystans do sytuacji grzechu i zarazem świadome przylgnięcie do nowego życia, prawego, w jedności z Jezusem.

Przypomnijmy na koniec, że tradycja starożytnego Kościoła zgodna była w przypisywaniu Mateuszowi ojcostwa pierwszej Ewangelii. Było tak poczynając od Papiasza, biskupa Gerapoli we Frygii około roku 130. Pisał on: “Mateusz zebrał słowa [Pana] w języku hebrajskim, a każdy interpretował je, jak umiał” (w: Euzebiusz z Cezarei, “Historia Kościoła” III,39,16). Historyk Euzebiusz dodał tę wiadomość: “Mateusz, który zrazu przepowiadał wśród Żydów, kiedy postanowił pójść także do innych narodów, spisał w swym języku ojczystym Ewangelię, którą głosił; w ten sposób starał się tym, których opuszczał, zastąpić na piśmie to, co tracili oni wraz z jego wyjazdem” (tamże, III, 24,6).

Nie mamy już Ewangelii napisanej przez Mateusza po hebrajsku ani po aramejsku, ale w Ewangelii po grecku, którą mamy, w pewnym sensie nadal słyszymy przekonujący głos celnika Mateusza, który, zostawszy Apostołem, głosi nam dalej zbawcze miłosierdzie Boga. Słuchajmy tego orędzia św. Mateusza, rozważajmy je stale na nowo, abyśmy i my nauczyli się wstać i pójść całkowicie za Jezusem. Dziękuję!

http://kosciol.wiara.pl/doc/489930.Swiety-Mateusz/2

Na gruzach dawnego świata

dodane 2008-09-18 22:41

Leszek Śliwa

Każdy z czterech Ewangelistów ma swój symbol: Jan – orła, Marek – lwa, Łukasz – byka, a Mateusz – anioła. W tym ostatnim przypadku to nawiązanie do początku Ewangelii św. Mateusza.

075460_656565_4

 

Krajobraz ze św. Mateuszem i Aniołem
Nicolas Poussin, olej na płótnie, ok. 1645 r., Muzeum Miejskie, Berlin

Po przedstawieniu genealogii Jezusa opisuje ona bowiem pojawienie się anioła św. Józefowi (Mt 1,20). Artyści wykorzystywali ten symbol zwykle do pokazania, że powstanie Ewangelii inspirował Bóg.

Anioł na obrazach przedstawiających Mateusza podpowiada więc Ewangeliście, co powinien napisać. Taka sugestia jest wyraźnie zawarta również w dziele Poussina. Siedzący na kamieniu św. Mateusz patrzy na stojącego obok anioła, który udziela mu wskazówek.

Tak samo przedstawiało tę scenę wielu malarzy, a jednak obraz Poussina można nazwać nowatorskim. Francuski artysta zerwał bowiem z tradycją malowania krajobrazu jako nic nieznaczącego tła. Mateusz i anioł zostali namalowani w konkretnej okolicy. Artysta wybrał dolinę Tybru w Aqua Acetosa, niedaleko Rzymu. Wiadomo, że Mateusz nigdy tam nie był. Chodziło jednak nie o pokazanie tego miejsca, lecz o wzbogacenie przesłania dzieła o symbole zawarte w pejzażu.

Ewangelista i anioł są otoczeni rumowiskiem starożytnych budowli. Są to w większości postumenty i fragmenty kolumn, na których pierwotnie stały zapewne figury, być może pogańskich bogów. Ewangelia powstaje na gruzach starego świata, który odszedł w przeszłość. To chwila przełomowa, oznacza powstanie czegoś nowego – to najważniejsze przesłanie, jakie płynie z obrazu Poussina.

Obraz zamówił u artysty Gian Maria Roscioli, sekretarz papieża Urbana VIII. Miał być częścią cyklu przedstawiającego czterech Ewangelistów. Realizację zamówienia przerwała śmierć papieża. Poussin zdążył namalować jeszcze tylko „Krajobraz ze św. Janem na Patmos”.

http://kosciol.wiara.pl/doc/489271.Na-gruzach-dawnego-swiata

Anielski podszept

dodane 2008-09-18 22:42

Leszek Śliwa

Rembrandt był mistrzem portretu psychologicznego. Oświetlona twarz portretowanej osoby zwykle kontrastuje w jego dziełach z pogrążonym w mroku tłem.

Rembrandt Harmenszoon van Rijn, olej na płótnie, 1661, Luwr, Paryż  

Święty Mateusz Ewangelista
Rembrandt Harmenszoon van Rijn, olej na płótnie, 1661, Luwr, Paryż

Święty Mateusz nie patrzy na zapisywane przez siebie strony papieru. Jego oczy wpatrzone są w dal. Wyraźnie jednak czujemy, że niczego tam nie wypatruje. Jest głęboko zamyślony. Artysta podkreśla to zamyślenie Ewangelisty gestem jego lewej ręki, mimowolnie gładzącej brodę.

Rembrandt był mistrzem portretu psychologicznego. Oświetlona twarz portretowanej osoby zwykle kontrastuje w jego dziełach z pogrążonym w mroku tłem. Ten obraz nie jest jednak zwykłym portretem Ewangelisty. Głównym tematem dzieła jest powstawanie Ewangelii. Dlatego jasne światło pada też na piszącą rękę Mateusza i na karty Pisma Świętego.

Ewangelie to pisma natchnione, których powstanie inspirował Bóg. To najważniejsze przesłanie obrazu Rembrandta. Za plecami Mateusza widzimy anioła, szepczącego do ucha Świętego. Z tych podszeptów rodzą się kolejne zdania zrodzone w umyśle Ewangelisty. Tak powstawała Ewangelia według świętego Mateusza…
Rembrandt czasami nadawał swoją twarz malowanym przez siebie osobom. Tym razem postąpił inaczej.

http://kosciol.wiara.pl/doc/489273.Anielski-podszept

Jako anioła sportretował swojego ukochanego syna Tytusa, jedyne żyjące jeszcze wówczas dziecko artysty i ukochanej żony Saskii, zmarłej w 1642 roku. Tytus w chwili malowania obrazu miał 20 lat. Zmarł osiem lat później na ospę. Rembrandt przeżył go o kilka miesięcy.

Litania do św. Mateusza Apostoła (21 IX)

Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
Chryste, usłysz nas, Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, – zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty, Boże,
Święta Trójco, Jedyny Boże,
Święta Maryjo, – módl się za nami.
Królowo Apostołów,
Królowo Męczenników,

Święty Mateuszu Apostole,
Święty Mateuszu Ewangelisto,
Święty Mateuszu Męczenniku,
Potrójna korono,
Wzorze gościnności,
Gorliwy kaznodziejo,
Nauczycielu wiary,
Nauczycielu mądrości,
Wierny uczniu Chrystusa,
Patronie celników,
Patronie naszej Parafii,
Opiekunie kapłanów,
Poprzedniku biskupów,
Współpracowniku świętego Piotra,
Posłańcu miłosierdzia,
Posłańcu przebaczenia,
Posłańcu miłości,
Gotowy na cierpienia,
Świadku pokory ewangelicznej,
Wzorze wytrwałości,
Wzorze nawracania grzeszników,
Wzorze powołania chrześcijańskiego,
Wzorze dusz konsekrowanych,
Wybrany Synu Maryi,
Gorliwy w modlitwie,
Przykładzie mocy,
Przykładzie odwagi,
Przykładzie wytrwałości,
Przykładzie ubóstwa,
Przykładzie posłuszeństwa,
Przykładzie cierpliwości,
Światło Chrystusa między ludźmi,
Uległy sługo powołania bożego,
Drogo, która prowadzi do Pana,
Strażniku nauczania chrystusowego,
Płonący ogniu miłości,
Heroldzie Ewangelii,

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

K.: Módl się za nami, Święty Mateuszu.
W.: Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

Módlmy się

Panie Boże, który w świętym Mateuszu dałeś nam radość poznania wielkich dzieł Twojej miłości do nas,+ spraw, abyśmy za jego wstawiennictwem + dostąpili radości kontemplacji chwały nieba. Przez Chrystusa Pana naszego.
W.: Amen.

za: http://www.mateusz.bydgoszcz.pl

http://www.laudate.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=5175&Itemid=37

***********************************

Jonasz, prorok
Prorok Jonasz

Jonasz, postać znana z kart Starego Testamentu, żył po śmierci proroka Elizeusza. Był piątym z kolei prorokiem zaliczanym do grona tzw. proroków mniejszych. O jego życiu opowiada m.in. Księga Jonasza.
Bóg posłał go, aby głosił wiarę narodu izraelskiego oraz nawracał na drogę skruchy i prawdy mieszkańców asyryjskiej stolicy – Niniwy. Obawiając się wypełniać polecenia Boga, Jonasz wsiadł na statek płynący w przeciwną stronę. Nagle na morzu zerwała się burza. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem marynarze rzucili losy, aby dowiedzieć się, co jest jej przyczyną. Los padł na Jonasza, który wyznał swój grzech i prosił, aby wrzucono go do morza. Tak też uczyniono. Proroka natychmiast połknął wieloryb, który po trzech dniach wyrzucił go na brzeg. Gdy mężczyzna odzyskał przytomność, ujrzał Niniwę. Całymi dniami chodził po mieście, nawołując ludzi do modlitwy i postu oraz przestrzegając ich, że w przeciwnym razie miasto zostanie zburzone. Mieszkańcy uwierzyli słowom proroka. Nawrócili się, czyniąc pokutę. Bóg przebaczył im winy, a Niniwa została ocalona.
Trwający trzy dni pobyt Jonasza we wnętrzu wieloryba oraz jego cudowne uratowanie jest pierwowzorem trwającej trzy dni śmierci Chrystusa i Jego cudownego zmartwychwstania.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-21b.php3

Walka z “syndromem Jonasza”

Trzeba walczyć z “syndromem Jonasza”, który prowadzi do hipokryzji, do tego, by myśleć, że do zbawienia wystarczają nasze dzieła stwierdził papież Franciszek podczas porannej Mszy świętej w Domu Świętej Marty.

20131014 17:19
st (KAI/RV) / Watykan
fot. PAP/EPA/MAX ROSSI / POOL

Papież przestrzegł przed postawą doskonałej pobożności, która zwraca uwagę na doktrynę, lecz nie troszczy się o zbawienie biednych ludzi.

Ojciec Święty zauważył, że istnieje “znak Jonasza” i “syndrom Jonasza”. Przypomniał, że w dzisiejszej Ewangelii (Łk 11, 29-32) Pan Jezus mówi o “plemieniu przewrotnym”. Zaznaczył, że te bardzo mocne słowa nie odnoszą się do ludzi, którzy szli za Nim z wielką miłością, ale do uczonych w Piśmie, starających się zastawić na Niego pułapkę. Ludzi ci domagali się od Jezusa znaków, a Jezus odpowiada im, że będzie im jedynie dany znak Jonasza. Jednakże, jak zauważył papież, istnieje także syndrom Jonasza. Pan każe mu iść do Niniwy, a on ucieka do Hiszpanii. Ojciec Święty zauważył, że dla Jonasza wszystko było jasne: doktryna, co trzeba czynić, i był przekonany, że grzesznicy dadzą sobie radę. Ja odchodzę. Zaznaczył, że tych, którzy tak postępują, Pan Jezus nazywa obłudnikami, bo nie chcą zbawienia biednych ludzi, ignorantów i grzeszników:

– Naznaczeni “syndromem Jonasza” nie mają zapału, by nawracać ludzi, dążą do świętości – pozwolę sobie powiedzieć – “świętości z farbiarni”, wszystko jest piękne, doskonale zrobione, ale bez tego zapału, by iść i głosić Pana. Ale Pan wobec tego pokolenia chorego na “syndrom Jonasza” obiecuje znak Jonasza. Inna wersja, św. Mateusza mówi, że Jonasz był we wnętrzu wieloryba trzy dni i trzy noce – odniesienie do Pana Jezusa w grobie – Jego śmierci i zmartwychwstania – i to jest znak, który obiecuje Jezus, przeciw obłudzie, przeciwko tej postawie doskonałej pobożności, przeciwko postawie tej grupy faryzeuszy – stwierdził Ojciec Święty.
Papież przypomniał, że w Ewangelii znaleźć możemy przypowieść dobrze opisującą ten aspekt: o faryzeuszu i celniku, modlących się razem w świątyni. Faryzeusz bardzo pewny siebie dziękuje Bogu przed ołtarzem, że nie jest jak celnik, który prosi jedynie o Boże miłosierdzie, uznając swą grzeszność. Tak więc obiecywanym przez Jezusa znakiem jest Jego przebaczenie, Jego miłosierdzie.

– Prawdziwy znak Jonasza, to ten, który daje nam pewność że jesteśmy zbawieni krwią Chrystusa. Jakże wielu chrześcijan sądzi, że zostaną zbawieni jedynie dzięki temu, co czynią, ze względu na swoje dzieła. Dzieła są konieczne, ale są konsekwencją, odpowiedzią na ową miłosierną miłość, która nas zbawia. Ale same dzieła, bez tej miłości miłosiernej niczemu nie służą. Natomiast “syndrom Jonasza” pokłada zaufanie tylko w swojej osobistej sprawiedliwości, w swoich dziełach – zauważył Papież Franciszek.

Tak więc Jezus mówi o pokoleniu przewrotnym, i wymienia pogańską królową Saby, która powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich. Stanie się tak, ponieważ była kobietą niespokojną, poszukującą Bożej mądrości:

– Tak więc “syndrom Jonasza” prowadzi nas do hipokryzji, do owej samowystarczalności, do bycia chrześcijanami czystymi, doskonałymi, ze względu na dokonywane przez nas dzieła: przestrzegamy przykazań, wszystkich nakazów. To poważna choroba. Mamy też znak Jonasza, jakim jest miłosierdzie Boga w Jezusie Chrystusie, który umarł i zmartwychwstał dla nas, dla naszego zbawienia. Łączą się z tym dwa słowa w pierwszym czytaniu (Rz 1, 1-7). Św. Paweł mówi o sobie, że jest apostołem, nie dlatego, że przestudiował orędzie Chrystusa, ale ze względu na powołanie. A do chrześcijan mówi: “Jesteście i wy powołani przez Jezusa Chrystusa”. Znak Jonasza wzywa nas, by iść za Panem, wszyscy jesteśmy grzesznikami, z pokorą, łagodnością. Jest to powołanie, a także pewien wybór – powiedział papież.

Na zakończenie Ojciec Święty zachęcił, aby dzisiejsza liturgia pozwoliła dokonać wyboru: czy wolę “syndrom Jonasza” czy też “znak Jonasza”?

http://idziemy.com.pl/wiara/walka-z-syndromem-jonasza/
Ks. Wojciech Pikor
Dlaczego Jonasz uciekał przed Bogiem?

Dlaczego Jonasz uciekał przed Bogiem?

BIBLIJNE PYTANIA O BOŻE MIŁOSIERDZIE

Jonaszowe zmaganie się z Bożym miłosierdziem

To, że trzeba napiętnować zło i demaskować zbrodnie nie budzi wątpliwości. Problem zaczyna się, gdy mamy zająć stanowisko wobec sprawców niesprawiedliwości. Karać czy przebaczyć? Jesteśmy skłonni raczej przebaczyć, ale czy nie będzie to przypadkiem gest przyzwolenia na zło? Przypomnieć sobie chociażby polskie dylematy związane z “grubą kreską”. Czy przebaczenie nie jest zaprzeczeniem sprawiedliwości?
Z powyższymi pytaniami zmagał się prorok Jonasz. Deklaruje wiarę w Boże miłosierdzie, lecz gdy ma je głosić mieszkańcom Niniwy, ucieka przed Bogiem. Skąd się wziął w Jonaszu ten bunt wobec miłosiernego Boga? Dlaczego nie chciał głosić Niniwitom prawdy o Bożym miłosierdziu?

Sąd Jonasza nad Niniwą

Misja Jonasza była niezwykle trudna. Bóg posłał go do Niniwy, stolicy Asyrii, by upomniał ją z powodu jej nieprawości (1,2). Dla Hebrajczyka mieszkańcy Niniwy byli kimś więcej niż tylko poganami. Izrael doświadczał przemocy ze strony wielu narodów, lecz okrucieństwo Asyryjczyków przewyższało w najwyższym stopniu zbrodnie innych krajów starożytnego Bliskiego Wschodu. Niniwa symbolizowała wszystko to, co było najbardziej nieprawe i okrutne. Trudno się dziwić, że Izraelici, w tym i Jonasz, byli przeciwni jakimkolwiek gestom życzliwości wobec Niniwitów. Zamiast ofiarować im drogę ku życiu poprzez wezwanie ich do nawrócenia, należałoby raczej zniszczyć ich tak, jak stało się to z Sodomą i Gomorą, innym starożytnym symbolem niegodziwości. Sprawiedliwość domagała się kary, a nie przebaczenia.

Otrzymawszy rozkaz od Boga, Jonasz wstaje, ale zamiast iść do Niniwy, “ucieka do Tarszisz przed Panem” (1,3). Jego ucieczka ma wymiar symboliczny. Tarszisz, miasto położone w południowej Hiszpanii było dla ówczesnych ludzi najbardziej wysuniętym na zachód punktem świata (por. Iz 66,19). Wędrówka ku krańcom świata zaczyna się dla Jonasza od “schodzenia” ku Jafie. Będąc już na statku, zostaje wyrzucony przez marynarzy w morze dla uspokojenia gwałtownego sztormu. W ten sposób “schodzi” w otchłań oceanu, w Szeol (2,3). Ucieczka przed Bogiem prowadzi zatem Jonasza w miejsce, o którym – jak wierzyli Izraelici – Bóg nie pamięta (por. Ps 143,7).

Sąd Jonasza nad Bogiem

Bóg jednak nie zapomniał o Jonaszu. Cudownie uratowany przez Boga, ponownie otrzymuje misję upominania Niniwitów (3,2). Tym razem idzie do Niniwy, głosi napomnienie, zaś sami mieszkańcy niegodziwego miasta nawracają się i dostępują Bożego przebaczenia (3,3-10). Jest to jednak tylko pozornie historia z happy endem, gdyż Jonasz do końca nie akceptuje sposobu postępowania Boga wobec Asyryjczyków. Jego przepowiadanie w Niniwie jest najkrótsze ze wszystkich wypowiedzi prorockich w Starym Testamencie: “Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona” (3,4). Nie wspomina nic o Bogu, który go posłał do nich, ani tym bardziej o możliwości ich ocalenia, jeśli się tylko nawrócą. Jonasz ma nadzieję, że jego słowa nie odniosą żadnego skutku. Kiedy jednak Niniwici zmienili swój sposób postępowania, a Bóg okazał im miłosierdzie, “nie spodobało się to prorokowi i był on oburzony” (4,1). Zamiast cieszyć się z ocalonymi przez Boga mieszkańcami, wyszedł z miasta i prosił Boga o śmierć (4,3). Wolał umrzeć,  niż mieć coś wspólnego z “Bogiem łagodnym i miłosiernym, nieskorym do gniewu i bogatym w łaskę i litującym się nad niedolą” (4,2).

Sąd Boga nad Niniwą

Wiara Jonasza w miłosierdzie Boże jest deklaratywna i selektywna. Marynarzom na statku miotanym falami wyznaje, że “czci Jahwe, Boga nieba, który stworzył morze i ląd” (1,9), a tymczasem ucieka przed Nim. W otchłani morskiej sam doświadcza Bożego miłosierdzia (2,3.7-8), a równocześnie odmawia go Niniwitom. Historia Jonasza pokazuje, jak różne jest ludzkie i boskie rozumienie sprawiedliwości i miłosierdzia. Bóg i Jonasz patrzą na grzeszne miasto: sprawiedliwość ludzka pragnęłaby zniszczenia miasta, natomiast sprawiedliwość Boża domaga się litości (3,10). Bóg i Jonasz okazują współczucie: prorok jest miłosierny wobec krzewu rycynusowego, roślinki jednodniowej, ale nie wobec stu dwudziestu tysięcy mieszkańców stolicy Asyrii, wobec których okazuje się być miłosiernym tylko Pan Bóg (4,10-11).

Opowiadanie o Jonaszu objawia, że Boże miłosierdzie jest darmowe i niezasłużone. Miłość Boga przekracza wszelkie ograniczenia czy definicje ludzkie. Bóg nie odmawia swojego przebaczenia ani Izraelitom ani Niniwitom. Paradoksalnie to poganie, a nie prorok izraelski, mają właściwe wyobrażenie Jahwe. Poznając prawdę o Bogu bogatym w miłosierdzie, zawierzają się Mu pełni ufności, że wejrzy na ich modlitwy (1,6) i przyjmie ich nawrócenie (3,8). Ich doświadczenie Bożej miłości rodzi się w spotkaniu. Niniwici “odwracają się” od swego złego postępowania, czemu odpowiada ruch Boga, który “zwraca się” ku nim (3,9). Nie jest to z ich strony manipulacja Bogiem, lecz wiara, że Pan jest większy od ich grzechu i nieprawości.

Sąd Boga nad Jonaszem

Historia o Jonaszu nie zostaje domknięta. Narracja kończy się retorycznym pytaniem skierowanym przez Boga do proroka: “Czyż Ja nie powinienem okazać litości Niniwie?” (4,11). Wobec Bożego miłosierdzia ludzkie poczucie sprawiedliwości jest niewystarczające. W życiu nie wystarczy kierować się bezdusznym legalizmem czy tylko literą prawa. Bóg zaprasza Jonasza, by odkrył w sobie potrzebę współczucia wobec drugiego człowieka, nawet gdyby ten był wrogiem, a przez to nadzieję na nowy, Boży kształt świata. Nie znamy odpowiedzi proroka. Każdy z nas musi sam na to Boże pytanie odpowiedzieć. Nasze życie wciąż dopisuje ciąg dalszy do Księgi Jonasza.

http://www.katolik.pl/dlaczego-jonasz-uciekal-przed-bogiem-,797,416,cz.html

jONASZ Z NIWY – wakacyjnych warsztatów artystycznych “Zatonie 2012”.

 

 

 

O autorze: Judyta