Słowo Boże na dziś – 20 września 2014r. – sobota – Jezu, dziękuję Ci za tak wielką cierpliwość i wiarę we mnie

WSPOMNIENIE ŚW. MĘCZENNIKÓW ANDRZEJA KIM TAEGON – KAPŁANA, PAWŁA CHONG HASANG I TOWARZYSZY (czytania z dnia)

SOBOTA XXIV TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (1 Kor 15,35-37.42-49)

Ciała zmartwychwstałe będą przemienione

Czytanie z Pierwszego listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.

Bracia:
Powie ktoś: A jak zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? O, niemądry! Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wprzód nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem, na przykład pszenicznym lub jakimś innym.
Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne, powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne, powstaje chwalebne; sieje się słabe, powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe, powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało ziemskie, powstanie też ciało niebieskie. Tak też jest napisane. « Stał się pierwszy człowiek, Adam, duszą żyjącą», a ostatni Adam duchem ożywiającym.
Nie było jednak wpierw tego co duchowe, ale to co ziemskie; duchowe było potem. Pierwszy człowiek z ziemi ziemski. Drugi Człowiek z nieba. Jaki ów ziemski, tacy i ziemscy; jaki ten niebieski, tacy i niebiescy.
A jak nosiliśmy obraz ziemskiego człowieka, tak też nosić będziemy obraz Człowieka niebieskiego.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 56,10.11-12.13-14)

Refren: W światłości wiecznej będę widział Boga.

Odstąpią moi wrogowie *
w dniu, gdy Cię wezwę,
Po tym poznam, *
że Bóg jest ze mną.

W Bogu, którego słowo wielbię, *
w Panu, którego słowo uwielbiam,
w Bogu pokładam nadzieję, nie będę się lękał, *
cóż może uczynić mi człowiek?

Wiążą mnie, Boże, śluby, które Ci złożyłem, +
Tobie oddam ofiary pochwalne,
bo od śmierci ocaliłeś me życie, *
a moje nogi od upadku, *
abym w światłości życia chodził przed Bogiem.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Por. Łk 8,15)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Błogosławieni, którzy sercem szlachetnym i dobrym
zatrzymują słowo Boże
i wydają owoc przez swą wytrwałość.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 8,4-15)

Przypowieść o siewcy

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Gdy zebrał się wieki tłum i z miast przychodzili do Jezusa, rzekł w przypowieści: „Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny”.
Przy tych słowach wołał: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.
Wtedy pytali Go Jego uczniowie, co oznacza ta przypowieść.
On rzekł: „Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli.
Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże. Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Na skałę pada u tych, którzy gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu.
W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość”.

Oto słowo Pańskie.

*************************************************************************************

KOMENTARZ

 

 

Zapowiedź nadziei

Jezus porównuje dar Słowa do ziarna. Dlaczego? Ziarno, podobnie jak Słowo, jest maleńkie, niezauważalne, wydaje się nic nieznaczące, jednak wewnątrz zawiera ogromny potencjał życia – może się stać drzewem, kwiatem, krzewem, kłosem. Ziarno daje nadzieję. Podobnie jedno słowo Boga przyjęte z wiarą w naszych sercach może przemienić dogłębnie jakość naszego życia, jego cel i sens. Bóg z ogromną hojnością rzuca ziarno na glebę, drogę, kamienie, krzaki. Pragnie dosięgnąć całego człowieka, nie tylko jego pozytywnych stron, lecz także tego, co w nim twarde, zachwaszczone, zaniedbane. Bóg nie lęka się tracić ziarna swojego słowa, najważniejsze, by do człowieka dotarła Dobra Nowina.

Jezu, dziękuję Ci za tak wielką cierpliwość i wiarę we mnie. Ty siejesz swoje słowa zawsze, każdego dnia, mimo że przez moje roztargnienie i niedbalstwo wiele z nich nigdy nie zakiełkuje dobrem w moim życiu.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html?data=2014-9-20

Podczas wizyty apostolskiej w Korei w 1984 roku Jan Paweł II kanonizował męczenników, którzy ponieśli w tym kraju śmierć za wiarę w latach 1839-1867. Byli wśród nich biskupi i księża, jednak większość stanowili ludzie świeccy. W czasie ciężkiej próby nie wyparli się swojego Pana i Mistrza, lecz okazali Mu wierność i miłość aż do przelania krwi. Dziś wraz z Nim radują się chwałą nieba. Bierzmy więc przykład z ich wiary, naśladując heroicznych apostołów.

Michał Piotr Gniadek, „Oremus” wrzesień 2008, s. 83-84

 

DUCH ŚWIĘTY I MODLITWA

Duchu Święty, naucz mnie wołać z Tobą: „Abba, Ojcze” (Ga 4, 6)

Głęboka modlitwa jest poufnym obcowaniem z Bogiem, lecz któż może nauczyć człowieka, tak twardego i zmysłowego, delikatności potrzebnej w poufnym obcowaniu z Królem nieba i ziemi? Żaden ceremoniał ani książka pobożna nie jest zdolna godnie pokierować poufnym i przyjacielskim obcowaniem stworzenia ze Stworzycielem. Lecz istnieje Nauczyciel, a Jego umiejętność doskonale sprosta celowi, nauczanie zaś Jego dostępne jest dla każdego chrześcijanina. Tym mistrzem jest Duch Święty: „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Jeśli bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 26). Ta prawda jest wielką pociechą dla każdego, kto odczuwa swoją niemoc i niezdatne ś ć w obcowaniu z Bogiem, a zarazem potrzebę modlitwy godnej nieskończonej dobroci tego Boga, który umiłował ludzi aż do zrównania się z nimi, potrzebę modlitwy godnej największego Majestatu i nieskończonej transcendencji Najwyższego. A oto Duch Święty budzi w chrześcijaninie na przemian uczucia pełnej ufności i głębokiego uwielbienia, miłosnej przyjaźni i uznania najwyższej wielkości Boga. „Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!” (Ga 4, 6); i ten sam Duch powtarza: „Błogosławieństwo i chwała, i mądrość i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków!” (Ap 7, 12). A kiedy dusza nasza jest pogrążona w oschłości, kiedy serce jest zimne i rozum zaciemniony, Duch Święty modli się za nas, a my możemy zawsze ofiarować Bogu Jego modlitwę. Jest to modlitwa najprawdziwsza, najcenniejsza, która będzie niezawodnie wysłuchana, Duch Święty bowiem nie może w nas budzić uczuć i pragnień przeciwnych upodobaniu Bożemu, lecz „przyczynia się za świętymi [chrześcijanami] zgodnie z wolą Bożą” (Rz 8, 27).

  • O duszo moja, czyś nie słyszała niekiedy w głębi serca, jak Duch Święty woła: „Abba, Ojcze”? Możesz więc przypuszczać, że jesteś miłowana miłością ojcowską, ty, która odczuwasz, że Duch Święty ogarnął cię jak ogarnął Syna. Ufaj… ufaj nic nie wątpiąc; w duchu Syna rozpoznasz siebie jako córkę Ojca, oblubienicę i siostrę Syna.
    O Duchu Święty, tylko w Tobie możemy wołać: Abba, Ojcze; w Tobie, który przyczyniasz się za świętymi w błaganiach, jakich nie można wyrazić słowami. A jeśli modlisz się tak w naszym sercu, to jaka będzie Twoja modlitwa w sercu Ojca?… W naszym sercu jesteś Obrońcą naszym wobec Ojca, w sercu Ojca jesteś Panem naszym. Gdy czynisz nas zdolnymi do prośby, poddajesz nam, o co prosić; podnosisz nas do Ojca synowską ufnością, a najłaskawszym swoim miłosierdziem skłaniasz Boga ku nam (św. Bernard).
  • „Sam duch wstawia się za nami wzdychaniem niewysłowionym.”
    Jak możesz wzdychać Ty, o Duchu miłości, gdy zażywasz doskonałego i wiecznego szczęścia z Ojcem i Synem? Jesteś Bogiem, jak Syn Boga jest Bogiem i Ojciec jest Bogiem… Nie wzdychasz więc sam w sobie i w owej Trójcy, w owej szczęśliwości, w Istocie Wiecznej; lecz w nas wzdychasz, bo sprawiasz, iż my wzdychamy… wykazujesz nam bowiem, iż jesteśmy wędrowcami tutaj na ziemi i uczysz nas, abyśmy pragnęli ojczyzny, i właśnie pod wpływem tego pragnienia wzdychamy.
    Komu dobrze jest na świecie, owszem, kto sądzi, iż jest mu dobrze, kto raduje się tym, co cielesne, raduje się obfitością dóbr doczesnych i czczym szczęściem, ten… nie wzdycha. Kto zaś wie, iż pozostaje w ucisku śmiertelnego życia i tuła się daleko od Ciebie, o Panie, jeszcze nie zażywa tego obiecanego nam szczęścia wiecznego, lecz posiada je tylko w nadziei, oczekując, iż rzeczywiście je w pełni otrzyma… kto o tym wie, ten wzdycha. Spraw, o Panie, abym z tego powodu wzdychał, a będę dobrze wzdychał. Duch Święty nauczył mnie wzdychać. Obym nie wzdychał z powodu nieszczęścia ziemskiego lub strat poniesionych albo obciążony chorobą ciała… Spraw, abym wzdychał, jak wzdycha gołębica, abym wzdychał z miłości ku Tobie, abym wzdychał w Duchu (św. Augustyn).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 213

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20140920.htm

************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

20 WRZEŚNIA

**************************************

Święci męczennicy
Andrzej Kim Tae-gŏn, prezbiter,
Paweł Chŏng Ha-sang i Towarzysze

Święty Andrzej Kim Tae-gŏn Andrzej Kim Tae-gŏn był pierwszym kapłanem koreańskim. Urodził się w 1821 r. w koreańskiej prowincji Tcziong-Czu w rodzinie katolickiej. Jego pradziadek, Pius Kim Chin-hu, z powodu wiary spędził ponad 10 lat w więzieniu, gdzie zmarł, a jego ojciec, bł. Ignacy Kim, zginął w czasie prześladowań w roku 1839 (został beatyfikowany w 1925 r.). Po chrzcie, który Andrzej przyjął mając 15 lat, przebył kilkaset kilometrów do seminarium w Makao (Chiny). Po sześciu latach zdołał wrócić do swojego kraju poprzez Mandżurię. W tym samym roku przebył Morze Żółte i w Szanghaju w 1845 r. przyjął święcenia kapłańskie. Został skierowany do przygotowania bezpiecznej przeprawy wodnej dla misjonarzy chrześcijańskich, tak aby udało im się ujść straży granicznej. Andrzej został aresztowany i po torturach ścięty niedaleko stolicy swojego kraju, Seulu, 16 września 1846 r.

Święty Paweł Chŏng Ha-sang

Paweł Chŏng Ha-sang był współpracownikiem i tłumaczem kapłanów. Przez dwadzieścia lat przewodził wspólnocie chrześcijańskiej w Korei. W wieku 44 lat jako kleryk seminarium poniósł śmierć męczeńską, ścięty mieczem 22 kwietnia 1839 r.

Chrześcijaństwo dotarło do Korei podczas japońskiej inwazji w 1592 r., kiedy to ochrzczono zaledwie kilku Koreańczyków (prawdopodobnie dokonali tego katoliccy żołnierze japońscy). Ewangelizacja była utrudniona, ponieważ Korea przez wiele dziesiątków lat całkowicie izolowała się od innych państw. Jedynym kontaktem ze światem była doroczna wyprawa oficjalnej delegacji do Pekinu, z urodzinowymi życzeniami dla chińskiego cesarza. W jednej z takich ekspedycji uczestniczył niejaki Li Sung-Hun. W Chinach spotkał jezuickich misjonarzy, zafascynował się ich nauczaniem, przyjął chrzest, przybierając imię Piotr. W 1784 roku wrócił do ojczyzny, szmuglując tyle chrześcijańskiej – pisanej po chińsku – literatury, ile tylko zdołał. Ochrzcił pierwszych uczniów. Wokół nich zaczęła gromadzić się potajemnie chrześcijańska wspólnota, która bardzo szybko zaczęła się rozrastać. Sami świeccy, bez udziału nawet jednego duchownego, wprowadzili chrześcijaństwo do swojego kraju i stali się pierwszymi misjonarzami. Wiara umacniała się i szerzyła przez lekturę Biblii i książek katolickich, które tłumaczono z chińskiego na koreański. Kiedy dwanaście lat później udało się na teren Korei przedostać chińskiemu księdzu, zastał on tam już około 4 tys. chrześcijan – żaden z nich dotąd nie widział nigdy kapłana. Siedem lat później chrześcijan w Korei było już prawie 10 tys. Wolność religijną wprowadzono dopiero w 1887 r., po podpisaniu traktatu z Francją. W XIX w. poniosło śmierć męczeńską 3 biskupów katolickich, 10 kapłanów i ponad 10 tys. wiernych. Z nich tylko część dostąpiła chwały ołtarzy.

Męczennicy koreańscy Św. Jan Paweł II podczas swojej wizyty apostolskiej w Korei w 1984 r. kanonizował, oprócz Andrzeja Kim Tae-gŏn i Pawła Chŏng Ha-sang, także 98 Koreańczyków i trzech misjonarzy francuskich, którzy ponieśli śmierć męczeńską pomiędzy 1839 a 1867 rokiem. Wśród nich byli biskupi i księża; większość z nich jednak to ludzie świeccy (47 kobiet i 45 mężczyzn).
Wśród męczenników koreańskich była m.in. 26-letnia Kolumba Kim. Została ona umieszczona w więzieniu, gdzie przypalano ją za pomocą gorących narzędzi i rozżarzonych węgli. Wraz ze swoją siostrą, Agnieszką, były trzymane przez dwa dni w jednej celi z osądzonymi już przestępcami, czekającymi na wykonanie wyroku. Obie zostały ścięte. Inny męczennik, 13-letni chłopiec, Piotr Ryou, był tak mocno umęczony, że mógł ściągać z siebie skórę, a następnie rzucać nią w sędziów. Został uduszony. Protazy Chong, 41-letni szlachcic, po uwięzieniu wyparł się wiary i został uwolniony. Wkrótce jednak wrócił, przyznał się ponownie do Jezusa i został zamęczony.
W Korei Płd. w ciągu ostatnich dziesięcioleci niezwykle dynamicznie wzrasta liczba chrześcijan. Dzisiaj Kościół katolicki w Korei Płd. liczy około 4 milionów wyznawców, żyjących w 19 diecezjach (9 proc. ludności). Każdego roku sakrament chrztu przyjmuje około 150 tys. dorosłych.
Zagadką jest natomiast to, co działo się i dzieje z wierzącymi w Korei Płn., rządzonej przez reżim komunistyczny. Oficjalnie nie ma tam ani jednego katolickiego księdza. Liczbę katolików szacuje się dzisiaj na 3-4 tysiące. Św. Jan Paweł II nazwał ich Kościołem milczenia.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-20a.php3

20 września przypada liturgiczne wspomnienie koreańskich męczenników. Kanonizowano ich 103, ale było ich ponad 10 tysięcy.

Męczennicy z „kraju cudownych gór”

Yi Kan-nan, Yu Chin-gil, Nam Chong-sam… Egzotyczne nazwiska świętych poszerzają horyzonty myślenia o Kościele

Ewangelia dotarła do Korei z Chin. Przyniósł ją niejaki Lee Sung-Hoo, który przebywając w Pekinie z misją dyplomatyczną, spotkał tam jezuickich misjonarzy. Od nich przyjął chrzest, a wraz z nim imię Piotr. W 1784 roku – tę datę przyjmuje się za początek Kościoła w Korei – wrócił do Seulu i stał się pierwszym misjonarzem swojej ojczyzny. Tłumaczył chrześcijańskie książki z chińskiego na koreański, nauczał Ewangelii i katechizmu, udzielał chrztu. Kościół rozwijał się bardzo prężnie, choć nie posiadał początkowo kapłanów. Gdy dokładnie 10 lat później do Korei przybył pierwszy ksiądz, Chińczyk Jakub Tiyu, wspólnota liczyła już 4 tys. chrześcijan.

Niemal od samego początku wiara na koreańskiej ziemi rodziła się w bólu. Władze państwowe „kraju cudownych gór” (bo tak Koreańczycy nazywają swą ojczyznę) popierały konfucjanizm. Szybko uznały chrześcijaństwo za niebezpieczną naukę i bezwzględnie zakazały jej wyznawania. W tworzeniu antykatolickich uprzedzeń niemałą rolę odegrały też społeczności lokalne i klany rodzinne, nieufne względem nowej religii. Już w 1791 roku wybuchły pierwsze prześladowania. Kolejne miały miejsce w latach 1801, 1827, 1839, 1846 i 1866. Próbowano wszystkiego: od przesłuchań i więzień po brutalne pobicia i okrutne tortury.

Gdy to nie przynosiło skutku – karano śmiercią. Przez uduszenie lub ścięcie. Mimo krwawych prześladowań – a może właśnie dzięki nim – Kościół w Korei rósł w siłę. W roku 1801 liczył 6 tys. katolików, w 1839 – ok. 10 tys., a w 1866 roku – już 25 tys. Stolica Apostolska utworzyła tam Wikariat Apostolski i wysłała francuskich misjonarzy. W 1846 r. pierwszy Koreańczyk Andrzej Kim Taegon przyjął święcenia kapłańskie. Dopiero w 1883 roku ogłoszono tolerancję religijną. Kościół liczył wtedy już 40 tys. wiernych.

Podczas trwających blisko 100 lat prześladowań życie za wiarę straciło co najmniej 10 tys. katolików. Wśród nich 103, których Jan Paweł II kanonizował w 1984 roku, gdy po raz pierwszy odwiedził Koreę. Listę koreańskich męczenników otwiera wspomniany ks. Andrzej Kim Taegon. Znajdują się na niej trzej biskupi, ale przeważają świeccy. Męczennicy o egzotycznych nazwiskach (Yi Kan-nan, Yu Chin-gil, Nam Chong-sam, Yi In-dok…) poszerzają nasze horyzonty myślenia o Kościele katolickim. Bo przymiotnik „katolicki” znaczy także: o szerokich horyzontach.

ks. Piotr Studnicki

http://kosciol.wiara.pl/doc/490464.Sw-Andrzej-Kim-Taegon-i-towarzysze/3

***********************

Święty Józef Maria de Yermo y Parres, prezbiter
Święty Józef Maria de Yermo y Parres Józef urodził się 10 listopada 1851 r. w posiadłości Jalmolonga, należącej do gminy Malinalco (Meksyk) w rodzinie szlacheckiej. Jego matka umarła 50 dni po urodzeniu dziecka. Jego chrześcijańskim wychowaniem zajęli się ojciec i ciotka.
W wieku 16 lat Józef wstąpił na krótko do Zgromadzenia Misyjnego w stolicy Meksyku, po czym przeniósł się do diecezji León, gdzie przygotowywał się do kapłaństwa i 24 sierpnia 1879 r. przyjął święcenia. Swe obowiązki duszpasterskie spełniał z gorliwością i poświęceniem. Był wybitnym kaznodzieją. W szczególny sposób dbał o wychowanie religijne młodzieży. Powierzono mu również kilka odpowiedzialnych urzędów, z których musiał zrezygnować z przyczyn zdrowotnych.
Z pokorą przyjął decyzję nowego biskupa, który przydzielił mu dwie małe parafie na peryferiach miasta: El Calvario i Santo Niño. Poznał wówczas ciężkie warunki życia najuboższych i z myślą o nich wybudował przytułek dla bezdomnych i potrzebujących pomocy. Po otrzymaniu zgody biskupa, 13 grudnia 1885 r. pracujące w nim 4 siostry dały początek nowemu zgromadzeniu Służebnic Najświętszego Serca Jezusa i Ubogich.
Józef mimo wielu upokorzeń i przykrości całe poświęcił służbie potrzebującym. Zakładał szkoły, szpitale, przytułki dla starców, sierot i samotnych kobiet. Pod koniec życia pokierował niebezpieczną misją założonego przez siebie zgromadzenia wśród szczepu Tarahumaras, zamieszkującego północne tereny Meksyku.
Ks. Józef zmarł 20 września 1904 r. w Puebla de los Angeles. Papież św. Jan Paweł II beatyfikował go 6 maja 1990 r. w bazylice Matki Bożej z Guadalupe w Meksyku. Kanonizował go dziesięć lat później na placu św. Piotra w Rzymie.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-20b.php3

Błogosławiona
Maria Teresa od św. Józefa, zakonnica

Błogosławiona Maria Teresa od św. Józefa Anna Maria Tauscher van den Bosch urodziła się 19 czerwca 1855 r. w niemieckiej rodzinie protestanckiej w miejscowości Sądów, tuż przy obecnej granicy Polski z Niemcami. Za jej życia obszar ten należał geograficznie do Państwa Niemieckiego, a wioska nosiła nazwę Sandow. Jej ojciec, Herman, był tam pastorem protestanckim. Matka, Maria Paulina, także wyznania luterańskiego, żywiła jednak szczególne nabożeństwo do Matki Chrystusa, co spowodowało, że pierwsza córka została ochrzczona jako Anna Maria.
W maju 1862 r. rodzina przeniosła się do Arnswalde. Dla siedmioletniej Anny Marii był to czas wielkiej zmiany: z cichej wiejskiej plebani, dom rodzinny przekształcił się w miejski ośrodek katechetyczno-charytatywny, w którym rodzice gromadzili dzieci na naukę religii i który nawiedzali liczni ubodzy, znajdując pociechę duchową i pomoc materialną.
Kiedy w 1865 r. pastor Herman Tauscher otrzymał przeniesienie do Berlina, Anna Maria rozchorowała się i musiała przerwać naukę w szkole. Rodzice posłali ją wraz z siostrą Elizą na wieś do krewnych matki. Tam poczuła się lepiej, chodziła do szkoły i tam też poznała katolicyzm, który zaczął ją stopniowo urzekać. Gdy w 1872 r. ojciec zaproponował jej przyjęcie sakramentu konfirmacji (w katolicyzmie bierzmowania), oświadczyła mu, że bardziej niż z protestantyzmem utożsamia się z Kościołem katolickim.
W 1874 r. zmarła matka Anny Marii. Dziewczyna, jako najstarsza córka, zaczęła prowadzić dom, wspomagając ojca i swe młodsze siostry. Opuściła ich dopiero pięć lat później, gdy owdowiały ojciec poślubił nową małżonkę i plebania zyskała nową “panią pastorową”. Anna Maria przeprowadziła się wówczas do Kolonii, gdzie została dyrektorką domu dla upośledzonych i chorych psychicznie. Tam, mimo sprzeciwu ojca, postanowiła przejść na katolicyzm. W wieku 33 lat przyjęła chrzest w kościele Świętych Apostołów w Kolonii. Uczyniła to pod wpływem lektury Księgi życia św. Teresy od Jezusa. W reformatorce Karmelu Anna Maria znalazła wzór życia, łączącego modlitewnego ducha Karmelu Terezjańskiego z działalnością apostolską. Przy pomocy kilku kobiet, które do niej dołączyły, zakładała ośrodki dla dzieci i ludzi starszych, którzy potrzebowali opieki.
Po trzech latach postanowiła założyć zgromadzenie zakonne i przyjęła w nim imię Marii Teresy od św. Józefa. Od początku zajmowało się ono opieką nad biednymi, zwłaszcza dziećmi. Jego pierwszy dom w Berlinie nazywał się: “Dom dla nie mających domu”. Wspólnota przyjęła zaś nazwę zgromadzenia Sióstr Karmelitanek Boskiego Serca Jezusa. W okresie kulturkampfu państwo pruskie przeszkadzało w zakładaniu klasztorów i rozwijaniu życia zakonnego, matka Maria Teresa postanowiła więc przenieść macierzysty dom zgromadzenia do Rocca di Papa koło Rzymu. Nowicjat dla całego zgromadzenia powstał natomiast w Sittard w Holandii.
W 1912 r. Maria Teresa wyjechała na kilka lat do Stanów Zjednoczonych na fundację nowego klasztoru za oceanem, co uczyniła za swego życia nie tylko w USA, ale i w Kanadzie. Gdy jednak wybuchła I wojna światowa, władze włoskie skonfiskowały macierzysty dom zgromadzenia w Rocca di Papa jako “własność niemiecką”. Wróciwszy do Europy w 1920 r., Maria Teresa skierowała się do Sittard, przekształcając dom nowicjatu w dom generalny. Tam zmarła 20 września 1938 r., mając 83 lata.
Proces beatyfikacyjny m. Marii od św. Józefa rozpoczął się w Holandii w 15 lat po jej śmierci. Jej beatyfikacja nastąpiła 13 maja 2006 r.
Siostry ze zgromadzenia założonego przez bł. Marię pracują dziś w 11 krajach Europy i obu Ameryk. W 57 klasztorach jest ich prawie pięćset. W swym życiu łączą ducha Karmelu z działalnością w przedszkolach, szkołach, ośrodkach dla młodzieży i osób starszych potrzebujących opieki.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-20c.php3

O autorze: Judyta