Słowo Boże na dziś – 19 września 2014 r. – piątek – Jezu, Pragnę Ci służyć i dzielić z Tobą każdą radość i każdy trud drogi.

Dzisiejsze czytania: 1 Kor 15,12-20; Ps 17,1.6-8.15; Mt 11,25; Łk 8,1-3

Rozważania: Oremus · O. Gabriel od św. Marii Magdaleny OCD

 

(1 Kor 15,12-20)
Jeżeli głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania? Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstają, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa. Skoro umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie. Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania. Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli.

(Ps 17,1.6-8.15)
REFREN: Gdy zmartwychwstanę, będę widział Boga.

Rozważ, Panie, słuszną sprawę,
usłysz moje wołanie,
wysłuchaj modlitwy
moich warg nieobłudnych.

Wołam do Ciebie, bo Ty mnie, Boże, wysłuchasz;
nakłoń ku mnie Twe ucho, usłysz moje słowo.
Okaż przedziwne miłosierdzie Twoje,
Zbawca tych, co się chronią przed wrogiem pod Twoją prawicą.

Strzeż mnie jak źrenicy oka,
ukryj mnie w cieniu Twych skrzydeł.
A ja w sprawiedliwości ujrzę Twe oblicze,
ze snu powstając nasycę się Twym widokiem.

(Mt 11,25)
Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom.

(Łk 8,1-3)
Jezus wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia.

*********************************************************************

KOMENTARZ

 

W dzisiejszej Ewangelii wśród osób towarzyszących Jezusowi wymienione są kobiety: Maria Magdalena, Joanna, Zuzanna „i wiele innych”. Usługiwały one Zbawicielowi oraz dwunastu Apostołom. Otwarta i pełna szacunku postawa Jezusa wobec kobiet była nowością w ówczesnym patriarchalnym społeczeństwie. Pan przywrócił kobietom ich godność, którą Stwórca od początku je obdarzył, jako że – tak samo jak mężczyźni – są one powołane przez Niego do panowania nad światem oraz pomnażania uczynków miłości.

Michał Piotr Gniadek, „Oremus” wrzesień 2008, s. 80-81

 

CNOTY I DARY

„Przybądź, Duchu Święty, daj wieniec zwycięstwa, daj szczęście bez miary” (MP: sekwencja)

W pierwszym okresie życia duchowego wpływ darów jest raczej ukryty i rzadki; dlatego też w tym czasie przeważa inicjatywa człowieka, czyli ćwiczenie się czynne w cnotach i w modlitwie. Lecz w miarę jak życie duchowe się rozwija, czyli w miarę wzrostu miłości, rośnie także wpływ darów. Owszem, gdy chrześcijanin jest gorliwy, wpływ ten staje się z wolna coraz mocniejszy i częstszy aż do zupełnej przewagi nad inicjatywą człowieka. W ten sposób właśnie, pod kierownictwem Ducha Świętego, chrześcijanin osiągnie świętość.

Chcąc korzystać z darów Ducha Świętego, trzeba przyzwyczajać się równocześnie do aktywności i bierności, co znaczy, że chociaż podejmuje się własną inicjatywę, to trzeba pozostać uważnym i uległym wobec natchnień Ducha Świętego. Istotnie, nie brak dusz zbyt biernych czy wręcz leniwych, ale niemało jest też takich, które wszystko zasadzają na swych własnych planach odnowienia duchowego, na postanowieniach, ćwiczeniach, jakby świętość zależała jedynie od ich wysiłków. Te dusze liczą zbytnio na własne siły, a za mało na pomoc Bożą, narażając się w ten sposób na niebezpieczeństwo zaniedbania natchnień Ducha Świętego, stłumienia Jego pobudek, a zatem na zmęczenie bez osiągnięcia celu. Trzeba więc posłuchu, uległości, więcej oddania. Posłuchu rozumu, aby poznać wewnętrzne natchnienia Ducha Świętego, uległości woli, aby iść za nimi, i poddania się, aby pozwolić się prowadzić nawet drogą ciemną, nieznaną i przeciwną własnemu upodobaniu. Nikt nie może być dla siebie samego nauczycielem świętości: „tego, co Boże, nie zna nikt, tylko Duch Boży” (1 Kor 2, 11). Trzeba więc pozwolić, aby nas pouczał i prowadził. Dlatego pracując czynnie nad poprawą błędów i zdobyciem cnót, należy kierować wewnętrzny słuch zawsze uważnie na natchnienia Ducha Świętego. „Pan… każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał!… — mówi Izajasz o Słudze Pańskim — Pan otworzył Mi ucho, a Ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem” (50, 4. 5). Taka ma być wewnętrzna postawa tego, kto pragnie dać się prowadzić Duchowi Św.

  • O Jezu, ześlij… Ducha swojego i spraw, aby przeniknął, rozpalił, uświęcił moją duszę: owszem, spraw, aby wchłonął mnie do tego stopnia, bym już nie żyła inaczej jak w Duchu Świętym… Wlej Ducha swojego we mnie, aby przez Jego żar niebieski dojrzały w moim sercu owoce świętych uczynków. Udziel mi Go jako światła oświecającego, jako Mistrza nauczającego, jako przewodnika kierującego, jako źródło oczyszczające a płodne i gaszące pragnienie, jako dawcę daru, jako podporę, pocieszyciela i węzeł jednoczący mnie z Tobą nierozerwalnie i na zawsze. Udziel mi Go na koniec jako słodkiego gościa duszy, aby pozostał we mnie na zawsze…
    Emitte Spiritum tuum et creabuntur” — poślij Ducha Twojego, a będą stworzone. Lecz jakie rzeczy Duch Święty stworzy? Wszystko to, co jest dobre, święte; ponieważ On jest początkiem życia nadprzyrodzonego, dlatego stwarza w nas serce czyste i ducha prawego… Tego właśnie potrzebuję, o Boże mój…
    A Ty, o Duchu Boży, zwiąż mnie jak najmocniej z Jezusem, odnów suchą ziemię mojego serca, abym stała się urodzajna w rajskie owoce, i trwała zawsze w sobie, by pracować nad moim udoskonaleniem (bł. Helena Guerra).
  • O Duchu Święty, Boże miłości, Tyś węzłem miłosnym Trójcy Świętej, chętnie jednak zstępujesz, by odpocząć i zażywać rozkoszy wśród synów ludzkich, w świętej czystości, która pod wpływem Twej mocy i miłości rozkwita dla Twoich świętych rozkoszy jako róża wśród cierni. O Miłości, Miłości, wskaż mi drogę, która prowadzi do tego rozkosznego ogrodu, do tych bogactw ducha; jest to droga życia, która prowadzi ku łąkom użyźnionym boską rosą, gdzie się nasycają serca spragnione. O Miłości, Ty jedna znasz tę drogę, która prowadzi do życia i prawdy. W Tobie dokonuje się nieocenione zjednoczenie z Trójcą Świętą, Przez Ciebie rozlane są w nas najlepsze dary duchowe; od Ciebie pochodzą urodzajne ziarna, wydające owoce żywota (św. Gertruda).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 209

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20140919.htm

Wspólnota uczniów

Jezus idzie i głosi nadzieję nowego życia. Nie idzie jednak sam. Od początku gromadzi wokół siebie wspólnotę ludzi, mężczyzn i kobiet, swoich uczniów i przyjaciół. We wspólnocie Jezusa jest miejsce dla każdego człowieka, sprawiedliwego i grzesznika, celnika i jawnogrzesznicy. Bo to spotkanie z Jezusem przemienia, wyzwala, uzdrawia. Także i my możemy dziś towarzyszyć Jezusowi w dziele ewangelizacji. Nie potrzeba wielkich przygotowań, jedynie otwarte serce i pragnienie bycia blisko Niego. Bo ta bliskość będzie nas przemieniać.

Jezu, i ja pragnę stać się Twoim uczniem i swoje życie uczynić dobrą nowiną dla braci. Pragnę Ci służyć i dzielić z Tobą każdą radość i każdy trud drogi.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html?data=2014-9-19
***************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
19 WRZEŚNIA
************************
Święty January, biskup i męczennik
Męczeństwo świętego Januarego Niewiele informacji zachowało się o świętym Januarym. Wiadomo, że urodził się około roku 270 i że był biskupem Benewentu. Według dokumentu z V w., kiedy wybuchło prześladowanie chrześcijan za cesarza Dioklecjana, został aresztowany jego diakon Sozjusz. January udał się do więzienia, aby go pocieszyć. Towarzyszyli mu diakoni: św. Festus i św. Dezyderiusz. Wszystkich aresztowano. Kiedy nie chcieli złożyć ofiary bożkom, namiestnik Drakoncjusz skazał ich na pożarcie przez dzikie niedźwiedzie w amfiteatrze.
Powleczono ich do miasta Puteoli. Przeciwko tak okrutnemu wyrokowi zaprotestowali: św. Prokul, diakon, i dwie osoby świeckie – św. Eutyches i św. Akucjusz – wszyscy zostali skazani na śmierć. Ponieważ byli obywatelami rzymskimi, nie mogli ginąć jak January i jego diakoni na arenie, ale zostali wyprowadzeni na rynek i tam ich publicznie ścięto. Bardzo dawne dokumenty liturgiczne dowodzą, że wszyscy ponieśli śmierć za wiarę tego samego dnia, tj. 19 września 305 r. Dokładniejsze badania wykazały jednak, że każdy męczennik poniósł śmierć na innym miejscu: January, Festus i Dezyderiusz – w Benewencie, Sozjusz – w Miseno, a Prokulus, Eutyches i Akucjusz – w Puteoli. Według jednego z podań dzikie zwierzęta nie chciały tknąć św. Januarego i dlatego karę wykonano przez ścięcie mieczem. Gdy ciało męczennika krwawiło po ścięciu głowy, jedna z chrześcijańskich kobiet miała zebrać do flakonika jego krew.
Relikwie św. Januarego przechodziły różne koleje. Biskup Neapolu, św. Jan I (+ 432), przeniósł je do katakumb neapolitańskich w pobliżu Puteoli, jak głosi kamień zachowany po dzień dzisiejszy. W latach 413-432 znajdowały się one w grobowcu pewnego znakomitego obywatela, który zamieniono na kaplicę. W roku 831 książę Benewentu, Sikone, po zdobyciu Neapolu zabrał relikwie Januarego do Benewentu i umieścił je w kościele Matki Bożej Jerozolimskiej. W roku 1154 król Wilhelm I dla bezpieczeństwa przeniósł je na Monte Vergine. Znaleziono je pod ołtarzem głównym w roku 1480 i w kilka lat potem (1497) przeniesiono do Neapolu, gdzie spoczywają do dzisiaj; św. January jest głównym patronem tego miasta. 25 lutego 1964 r. arcybiskup Neapolu, kardynał Alfons Castaldo, dokonał kanonicznego badania relikwii św. Januarego. Znaleziono napis, stwierdzający ich autentyczność.

Ampułki z krwią św. Januarego Kilkakrotnie w ciągu roku w Neapolu powtarza się tzw. cud św. Januarego. Obok relikwii, blisko czaszki umieszczonej w relikwiarzu, znajdują się dwie hermetycznie zamknięte ampułki z zakrzepłą krwią Januarego. Na oczach pielgrzymów zakrzepła krew Świętego staje się płynna i pulsująca, jakby świeżo wylana. Zjawisko to jest notowane od XIV wieku. Kościół urzędowo o tym zjawisku się nie wypowiedział. Kilkakrotnie zaś ponawiane badania zdają się wskazywać, że fakt ten ma charakter nadprzyrodzony. O relikwiach św. Januarego tak napisał boloński kardynał Lambertini, przyszły papież Benedykt XIV: “Istnieje w Neapolu krew, która nie może doczekać się zmartwychwstania…”

W ikonografii św. January przedstawiany jest w stroju biskupim z paliuszem lub w tunice i płaszczu. Jego atrybutami są: fiolki z krwią w dłoniach aniołów, gałązka palmowa, korona, krzyż biskupi trzymany przez anioła, lwy u jego stóp, miecz.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-19a.php3
“Cud krwi” św. Januarego 

     W Neapolu od kilkunastu stuleci, każdego roku ma miejsce nadzwyczajny fenomen, tak zwany "cud krwi" św. Januarego. Męczennik ten został ścięty w 305 r. Jak mówi tradycja, jedna z pobożnych kobiet obecna podczas egzekucji, zebrała do flakonika pewną ilość krwi. Krew Świętego przechowywana jest w specjalnym relikwiarzu. Od tamtego czasu, każdego roku dokonuje się niewytłumaczalny fenomen.Skrzepnięta krew "ożywia się" przechodząc w stan płynny. Badania naukowe wykazały, że jest to prawdziwa ludzka krew, która ma właściwości i zachowuje się jak tętnicza krew żyjącego człowieka.      Ten cudowny znak powtarza się 19 września w rocznicę męczeństwa Świętego, a także w pierwszą niedzielę maja oraz czasami 16 grudnia, z okazji wyjątkowych wydarzeń.

“Cud” krwi św. Januarego rzuca wyzwanie współczesnej nauce i podstawowym prawom fizyki. Naukowcy stoją przed wielką zagadką, której nie są w stanie wyjaśnić. Zakrzepła, pochodząca z IV wieku ludzka krew, nagle przechodzi w stan ciekły. Na oczach wszystkich zmienia barwę, lepkość, ciężar, objętość. Dokonuje się to dziwne zjawisko w datach stałych lub zmiennych, niezależnie od temperatury, w chłodzie lub cieple, gdy temperatura w katedrze waha się od 5-6° do 30-32° C. Również nie zależy to od napięcia psychicznego tłumu, ponieważ krew często rozpuszcza się nie tylko na oczach tłumów, ale także wobec kilku osób, lub zastawano ją płynną w momencie otwierania kasy pancernej, w której jest przechowywana. Przechodzenie krwi ze stanu skrzepłego w stan płynny jest niezależne od ludzkich pragnień. Odnotowano przypadki, że krew pozostawała w stanie skrzepnienia także po dniach intensywnej modlitwy, maksymalnego napięcia psychicznego tłumu wiernych. Miało to miejsce w 1976 r., w ciągu wszystkich 8 dni wystawienia relikwii.

     Fizycy i hematolodzy są zgodni, że przetrwania krwi przez przeszło 1690 lat w stanie morfologicznie niezmienionym, oraz nagłych zmian w objętości i ciężarze, przechodzenia w stan płynny i powrotu do stanu pierwotnego, tego wszystkiego nie można wytłumaczyć na gruncie nauki. Współczesna nauka nie może dać żadnego przekonywującego wyjaśnienia dla tego tajemniczego zjawiska. Wszystkie próby laboratoryjnego odtworzenia tego fenomenu zakończyły się fiaskiem. Niekiedy krew rozpuszczając się, w imponujący sposób zmienia swoją objętość. Bywa, że pęcznieje i wypełnia cały pojemnik, innym razem zajmuje znacznie mniejszą przestrzeń. Dla naukowców szokujący jest fakt, że czasami zmienia się także ciężar krwi. Również kolor ulega zmianom od jaskrawej do ciemnej lub brudnożółtej czerwieni. Całkowicie wymyka się prawom fizyki także czas przechodzenia ze stanu stałego do płynnego. Czasami bywa, że następuje to w jednym momencie, innym razem trwa ten proces kilka minut lub cały dzień. Podobnie jest z krzepnięciem. Wszystkie te zjawiska są w oczywistym konflikcie z niezmiennymi prawami fizyki. Każdy dobrze o tym wie, że w cieple krew się nie rozpuszcza, lecz twardnieje.

Analiza spektrograficzna udowodniła ponad wszelką wątpliwość, iż mamy do czynienia z prawdziwą, arteryjną, czystą ludzką krwią, bez żadnych obcych substancji chemicznych.

Hipoteza dodania jeszcze w średniowieczu do krwi jakiejś substancji, całkowicie upadła dlatego, że badania archeologiczne dowiodły, że ampułki i ich zamknięcia pochodzą z IV wieku i nie ma możliwości innego ich otwarcia jak tylko przez rozbicie.

Krew św. Januarego w niewytłumaczalny sposób nie podlega normalnie obowiązującym prawom przyrody, bo gdyby podlegała, to już dawno by się zepsuła i zamieniła się w proch.

Włoski uczony prof. Gastone Lambertini, po wielu latach badań, doszedł do następującego wniosku: “Prawo zachowania energii, zasady, które rządzą żelowaniem i rozpuszczaniem koloidów, teorie starzenia się koloidów organicznych, eksperymenty biologiczne dotyczące krzepnięcia plazmy: wszystko to potwierdza, jak substancja, czczona od wielu wieków, rzuca wyzwanie każdemu prawu przyrody i każdemu tłumaczeniu, które nie odwołuje się do tego, co nadprzyrodzone. Krew św. Januarego to jest skrzep, który żyje i który oddycha: nie jest więc jakąś «alienującą» pobożnością, lecz znakiem życia wiecznego i zmartwychwstania”.

Papież Pius XII nazwał ten fenomen cudem. Jan XXIII przybył specjalnie do Neapolu, aby być obecnym przy cudzie i wyznał, że jest wielkim czcicielem św. Januarego. Arcybiskup Neapolu kard. Corrado Ursi twierdzi, że fenomen “ożywiania” – rozpuszczania się krwi jest bezpośrednio związany z faktem zmartwychwstania Chrystusa. Jest znakiem istnienia życia wiecznego oraz wezwaniem do wiary w zmartwychwstanie Chrystusa i zmartwychwstanie ciał wszystkich ludzi, którzy istnieli na ziemi.

Św. January dlatego poniósł śmierć męczeńską, ponieważ Chrystus byt dla niego największą wartością. Historycy twierdzą, że męczeństwo miało miejsce w Pozzuoli w 305 roku. Św. January był biskupem Benewentu. Urodził się około 275 r. W czasie prześladowania chrześcijan za cesarza Dioklecjana (234-313) został aresztowany diakon Sossus. Biskup January zdecydowanie zaprotestował przeciwko niesprawiedliwemu uwięzieniu swego diakona. W odpowiedzi namiestnik Drakoncjusz aresztował i skazał biskupa Januarego na śmierć. Został ścięty 19 września 305 r. Podczas egzekucji ś w. Januarego jedna z chrześcijańskich kobiet nabrała do flakoników jego krew, którą do dnia dzisiejszego przechowuje się w katedrze w Neapolu. Relikwie krwi Świętego przechowywane są w katedrze, w kaplicy zbudowanej na początku XVII w. jako dziękczynienie za uratowanie Neapolu od dżumy w 1526 roku. Znajduje się tam kasa pancerna, a w niej misternie wykonany relikwiarz, wewnątrz którego są dwie ampułki pochodzące z IV wieku. Jedna z ampułek jest większa, wypełniona w około dwóch trzecich krwią. Natomiast w mniejszej ampułce krwi jest niewiele. Obie ampułki są zapieczętowane bardzo twardym, liczącym około 16 wieków, mastyksem. Tak więc nie można ich otworzyć inaczej jak tylko przez rozbicie.

Wszystkie badania naukowe mogły być przeprowadzone tylko za pomocą metody spektralnej.

Każdego roku 18 września, w wigilię męczeństwa św. Januarego, przed katedrą w Neapolu gromadzą się tłumy ludzi. Na początku czuwania modlitewnego zapalone zostają tak zwane pochodnie wiary. Następnego dnia, wczesnym rankiem, ks. kardynał idzie w procesji do kaplicy i bierze relikwie krwi Świętego, która najczęściej w tym momencie się rozpuszcza. Kardynał niesie relikwie w procesji wzdłuż nawy głównej pokazując ampułki z cudowną krwią. W tym czasie przeszło 10 tysięcy wiernych z radością klaszcze w dłonie. Krew jest w stanie płynnym jeszcze przez 8 następnych dni. Najczęściej na powierzchni pojawiają się pęcherzyki, a więc krew w tajemniczy sposób wchodzi w stan “wrzenia”. Osiem dni “cudu krwi” św. Januarego są dniami modlitewnego czuwania. Ludzie żarliwie się modlą, przystępują do spowiedzi, a najważniejszym wydarzeniem jest spotkanie ze Zmartwychwstałym Jezusem w Komunii św. Cud krwi św. Januarego jest więc znakiem pobudzającym do żywej wiary w realną obecność Zmartwychwstałego Pana w Eucharystii. Taki jest ostateczny sens tego nadzwyczajnego znaku – pobudzić do żywej wiary. Kościół uznaje kult świętych relikwii i czuwa nad jego prawowiernością, ale nigdy się oficjalnie nie wypowiedział, i nigdy się nie wypowie, na temat cudu krwi św. Januarego.

Dziękując Chrystusowi za ten bardzo czytelny znak dany dla umocnienia naszej wiary, pomódlmy się słowami starożytnego hymnu, który jest śpiewany podczas trwania “cudu św. Januarego”

“Do Świętej Trójcy zanosimy wiele podziękowań za tego wielkiego Świętego, który został nam dany. Rycerzu Jezusa Chrystusa, rozszerz naszą świętą wiarę i daj światło temu, który nie wierzy!”

Stefan Piotrowski

Publikacja za zgodą redakcji

nr 3-4/1998

http://www.adonai.pl/cuda/?id=5
Święty Franciszek Maria z Camporosso, zakonnik
Święty Franciszek Maria z Camporosso Jan przyszedł na świat w małej osadzie Camporosso, położonej w pobliżu San Remo, 27 grudnia 1804 roku. Jego rodzicami byli Stefan Anzelm i Maria Antonina Garzo. Był czwartym spośród pięciorga dzieci.
Kiedy Jan miał 13 lat, udał się z rodzicami z pielgrzymką do sanktuarium Matki Bożej w Laghetto, w Alpach francuskich. Cudownie uzdrowiony z choroby, która mogła zaważyć na jego życiu, wyróżniał się odtąd serdecznym nabożeństwem do Matki Bożej. Wstąpił najpierw do franciszkanów konwentualnych w Sestri Ponente, gdzie otrzymał imię zakonne Antoni. Jednak po dwóch latach (1822-1824) opuścił ich klasztor i wstąpił do kapucynów w Voltri. Po dwóch latach nowicjatu złożył śluby zakonne (1826) i jako brat Franciszek Maria został skierowany do Genui, gdzie pozostał przez 40 lat aż do śmierci (1826-1866). Najdłużej był kwestarzem (35 lat).
Gorliwy zakonnik korzystał z okazji, że mógł swobodnie stykać się z ludźmi i traktował ten obowiązek jako zlecony sobie przez Opatrzność rodzaj apostolstwa: pocieszał, zachęcał, przypominał o celu życia człowieka, sławił dobroć Bożą, zagrzewał do nabożeństwa do Matki Bożej, a w potrzebie także wspomagał. Czynił to w sposób niezwykle delikatny oraz ujmujący. Najlepszym jednak kazaniem dla otoczenia było jego życie: umartwione, skromne, pełne Boga. Były to czasy powszechnego rozluźnienia obyczajów i obojętności religijnej; wiek ruchów rewolucyjnych, antyreligijnych wystąpień liberalnych rządów. Bywało więc nierzadko, że spotykały go szykany, brutalne wyzwiska, a nawet zniewagi. Przyjmował je z pogodą i przekonaniem, że może w ten sposób upodobnić się do Chrystusa.
Po latach cała Genua znała brata Franciszka. Proszono go o radę, pociechę, modlitwę. Wierzono i rozpowiadano sobie, że dzięki jego modlitwie wielu doznaje niezwykłych łask i uzdrowień. On zaś, kiedy przychodzono mu dziękować, kierował ich w stronę ołtarza Matki Bożej: “Idźcie do Matki Bożej i powiedzcie, że posyła was brat Franciszek”. Zamożnym przypominał słowa św. Pawła Apostoła, że lepiej jest dawać niż brać. Pozostała po nim także liczna korespondencja, którą posługiwał się jako środkiem apostolstwa.
Przed swoją śmiercią Franciszek przepowiedział, że na jego klasztor przyjdą niebawem ciężkie dni: konwent zostanie skasowany, a zakonnicy rozpędzeni. Radził więc przełożonym, by zapłacić rządowi haracz nałożony w postaci 180 tys. lirów. Zobowiązał się nawet, że sam się o tę sumę postara u dobrodziejów. Nie posłuchano go. Jeszcze w tym samym roku, w grudniu, rząd zniósł klasztor.
W roku 1866 Genuę nawiedziła epidemia cholery. Starzec chętnie poszedłby służyć z pomocą, ale sam był bardzo osłabiony po 40 latach nieustannej wędrówki za kwestą i dźwigania na barkach złożonych darów. Miał więc ofiarować swoje życie Panu Bogu dla ocalenia miasta. Widocznie ofiara jego została przyjęta, gdyż sam padł ofiarą zarazy i w ciągu trzech dni przeniósł się do wieczności. Ku zdziwieniu otoczenia zaraza prawie zaraz wygasła. Franciszek Camporosso pożegnał się z ziemią 17 września 1866 r., w dzień stygmatów św. Franciszka. Do naszych czasów dochowała się fotografia Świętego. Był wzrostu wysokiego, nosił wąsy i brodę.
Jego ciało dla bezpieczeństwa posypano wapnem i wyniesiono na miejski cmentarz. Niebawem nad jego mogiłą wystawiono grobowiec, co nie było zwyczajem u kapucynów. W roku 1911 przeniesiono jego śmiertelne szczątki do kościoła zakonnego i umieszczono je w brązowej urnie. Zaprowadzono księgę łask. W roku 1929 papież Pius XI wyniósł Franciszka Marię do chwały błogosławionych, a papież Jan XXIII na pierwszej sesji Soboru Watykańskiego II dnia 9 grudnia 1962 roku dokonał jego uroczystej kanonizacji.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-19b.php3

1961.12.09 – Rzym – Homilia podczas kanonizacji Piotra Juliana Eymarda, Antoniego Marii Pucciego i Franciszka Marii z Camporosso

09.12.1962

 

[W języku łacińskim]. „Uroczysta ceremonia, przez którą Kościół oddaje najwyższy honor błogosławionym: Piotrowi Julianowi Eymardowi, Antoniemu Marii Pucciemu, Franciszkowi Marii z Caporosso, z pewnością należy do tych, które dogłębnie poruszają naszymi umysłami. Ten bowiem ryt, który teraz tu na ziemi jest przez Nas sprawowany, przez Boga Najwyższego jest przyjęty w niebie, miejscu pełnym wzniosłej radości, przywodzi na pamięć naszą i jakby daje nam poznać owe znamię świętości, które wyróżnia Kościół katolicki, Oblubienicę Chrystusa.

Dla wiernych katolików jest to słodkie i miłe, zgodnie z prawdą wiary, którą wyznają Kościół matkę swoją najmilszą nazywać świętym, co też potwierdzają pewne i liczne argumenty. Przede wszystkim bowiem święty jest jego Założyciel, a także źródło i przykład świętości, stąd świętymi są narzędzia, których używa do obdarowania łaską Bożą powierzonych sobie synów, święte są sakramenty, a także święta jest jego nauka otrzymana od Chrystusa, którą nienaruszoną strzeże, której gorliwie broni, ochoczo przekazuje duszom, a także, jak tylko może, bardzo szeroko rozsiewa między narodami. W końcu wiele ze swoich dzieci, kiedy tylko posiądą niezwykłą cnotę, publicznie ogłasza jako uczestników najwyższej chwały.

To wszystko, powiadamy, godne jest uznania, co wszyscy mężowie chrześcijańscy także uznają za całkowicie pewne. Dlatego też nikt rozsądny nie wątpi, że ta wspaniała uroczystość potwierdza naukę o świętości Kościoła, ale także głęboko zapada w ich dusze.

Ponadto zachodzi tu spotkanie, ponieważ ta święta ceremonia kanonizacji włącza się w bieg Soboru Watykańskiego II, do którego bez wątpienia najpierw należy, aby klejnot świętości w diademie, która zdobi głowę Kościoła, coraz bardziej błyszczał i jaśniał. Istotnie to największe zgromadzenie Pasterzy, złączonych z Następcą św. Piotra, nie tylko ponownie proponuje, ale również potwierdza niezmienne prawdy przekazane przez boskiego Nauczyciela, a ponadto objaśnia i poleca codziennie stosować coraz wierniej święte pomoce, których z Bożej łaski stajemy się uczestnikami i użytkownikami. Prócz tego przywołuje przykazania, które wyraziście doskonalą obyczaje chrześcijan. I dlatego Sobór nie ma innego celu, jak tylko ukazać Oblubienicę Chrystusa «omne possidere, quovis nomine significe-tur, virtutis genus, in factis et verbis et spiritualibus cuiusvis speciei donis / posiadającą to wszystko, co oznacza jej imię, rodzaj mocy w czynach i słowach oraz wszelkiego rodzaju dary duchowe»[1]. Stąd synów Kościoła należy zapalać do bogobojnego życia, do którego Zbawiciel rodzaj ludzki otwarcie wezwał: «Estote ergo vos perfecti, sicut et pater vester caelestis perfectus est / Bądźcie więc i wy doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec niebieski» (Mt 5,48).

Tak więc chrześcijanie przede wszystkim z tego mają się szczycić, iż mają taką Matkę, którą wszyscy mogą podziwiać dla jej niewiarygodnej piękności, która pochodzi z daru Bożego. Jej bowiem wielkość nie jaśnieje ani drogimi kamieniami, ani perłami, narzucającymi się oczom ludzkim, ale promienieje chwałą i łaską które emanują z Krwi jej Założyciela i z niezwykłych cnót wielu jej synów.

A ponadto, każdy, kto tylko przyznaje się do imienia chrześcijańskiego, ma tak przepędzać swoje życie, aby w niczym nie uchybiał najwyższej godności swojej Matki, a także, aby jej przykazania i instytuty nie były mu obce. Nikt bowiem nie może szczerze powiedzieć, że kocha swoją matkę, o której pięknie swoim godnym życiem nie świadczy.

[W języku włoskim]. Ojcowska zachęta wiernych. Czcigodni Bracia, umiłowane dzieci! Pragniemy teraz kontynuować nasze słowo w rodzinnej rozmowie, przechodząc na język włoski, aby łatwiej móc dzielić głęboką radość naszego serca z liczną rzeszą wiernych zebranych w bazylice i ze wszystkimi, którzy przez radio śledzą przebieg tych świętych obrzędów.

Od dziś cała rodzina wierzących wpatruje się w trzy nowe gwiazdy, które zajaśniały na niebie świętości: Św. Piotra Juliana Eymarda, Św. Antoniego Marię Pucciego i św. Franciszka Marię z Camporosso. I choć trzy rodziny zakonne, to znaczy: Kapłani od Najświętszego Sakramentu, Słudzy Maryi, Franciszkanie Kapucyni – mają powód, aby weselić się szczególnym tytułem do chluby, to przecież wraz z nimi cały Kościół gromadzi się na modlitwie do nowych Świętych, by cieszyć się ich pierwszym darem wstawiennictwa i łask niebieskich.

Każda z tych świetlanych postaci zasługiwałaby dzisiaj na szersze omówienie, którego zresztą w różnorakich formach dokonają słowem i piórem pobożni mówcy i pisarze. My, w tym momencie, chcielibyśmy podkreślić wymowną zbieżność nauczania i przykładu tych ludzi Bożych, należących do jednego i tego samego pokolenia. W ich doczesnej egzystencji, pomimo odmiennych atrybutów, jakimi odznaczało się powołanie każdego, wyrazistszym blaskiem jaśnieją trzy cechy: życie Eucharystią pełna czułości pobożność maryjna, naśladowanie Dobrego Pasterza. Z nich emanuje głęboko wzruszające orędzie, jakie przekazują wiernym i całej ludzkości.

Eucharystia źródłem wszelkiej świętości

1. Życie Eucharystią ponad wszystko, bo Święta Eucharystia jest źródłem i pokarmem wszelkiej świętości. Mówił to już Nasz Poprzednik, św. Leon Wielki: «Udział w Ciele i Krwi Chrystusa ten a nie inny przynosi skutek, że stajemy się Tym, którego przyjmujemy»[2].

Ta stopniowa przemiana w życie samego Boskiego Zbawiciela – o, jakże jest widoczna w przedziwnym wzrastaniu cnót kanonizowanych dzisiaj Świętych!

Jaką szczególną relację bliskości z Jezusem Eucharystycznym odkrywamy w ich wznoszeniu się ku górze?! Wystarczy wspomnieć Św. Piotra Juliana Eymarda, by ukazał się naszym oczom blask eucharystycznych triumfów, jakim zapragnął on poświęcić, mimo ciężkich prób i trudności wszelkiego rodzaju, własne życie trwające obecnie nadal w założonej przez niego Rodzinie. Pięcioletni chłopczyk, którego zastano przy ołtarzu z główką pochyloną i opartą o drzwiczki tabernakulum – to ten sam, który w przyszłości założy Towarzystwo Kapłanów od Najświętszego Sakramentu i Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Sakramentu oraz tchnie w nieprzeliczone zastępy Kapłanów Adorujących swą tkliwą miłość do Chrystusa żyjącego w Eucharystii. A czyż Święty Proboszcz z Viareggio nie przepoił założonych z jego inicjatywy stowarzyszeń laikatu głębokim duchem eucharystycznym, traktowanym jako dokument tożsamości chrześcijanina? Zapał, z którym oddawał się apostolstwu Eucharystii, zrodził się w sercu przepełnionym miłością do Jezusa ofiarnego. Mówią o tym wzruszające opisy pozostawione przez naocznych świadków. Taką samą pobożnością eucharystyczną odznaczał się pokorny brat kwestarz, Franciszek Maria z Camporosso, przez wszystkich nazywany, pomimo jego protestów, „Świętym Ojcem”. I słusznie, ponieważ przechodząc przez ziemski padół, rozsiewał na nowo woń kwiatków franciszkańskich.

Życie Eucharystią było utajonym źródłem wzlotów ofiarności, która wyniosła tych trzech zakonników na szczyty świętego życia.

Niezmienna ufność do Królowej Świętych.

2. Pobożność maryjna. Obok Jezusa stoi Jego Matka, «Regina sanctorum omnium / Królowa wszystkich świętych», budzicielka świętości w Kościele Bożym i jego pierwszy kwiat łaski. Głęboko złączona z dziełem Odkupienia w odwiecznych zamysłach Najwyższego, Matka Boża -jak Ją opiewa Severian z Gabali – «jest matką zbawienia, źródłem światłości, która stała się widzialna»[3]. Zatem w oczach Jej pobożnych dzieci stoi Ona u początku każdego chrześcijańskiego życia, pochyla się z troskliwą czułością nad jego harmonijnym rozwojem, wieńczy jego pełnię swą macierzyńską obecnością.

Przeto nie dziw, iż żarliwe i serdeczne uczucie do Najświętszej Maryi Panny odnajdujemy w życiu trzech nowych Wyznawców: św. Julian Eymard ukazuje Ją jako wzór dla wszystkich adorujących, wzywając Ją jako «Matkę Bożą od Najświętszego Sakramentu»; św. Antoni Maria Pucci, wierny tradycjom swego zakonu, siedzibę swego apostolatu czyni miastem Matki Bożej Bolesnej, powierzając najtrudniejsze przedsięwzięcia Jej pobożnej posługi; św. Franciszek Maria z Camporosso, z synowską śmiałością nie boi się posyłać do Niej dotkniętych skrajną nędzą i cierpieniem ze słowami: «Zwracajcie się w moim imieniu do Matki Bożej Łaskawej. Mówcie Jej, że posyła was Jej sługa Franciszek)).

O, ileż oddania w tych nadziemskich porywach ufności świętych we wstawiennictwo Matki Bożej i Matki naszej! Ich delikatna pobożność maryjna z pewnością przyczyniła się do radości dnia dzisiejszego.

Wierny obraz Dobrego Pasterza

3. Naśladowanie Dobrego Pasterza. Tylko jeden z dzisiejszych kanonizowanych bezpośrednio zajmował się duszpasterstwem, odtwarzając w ziemi włoskiej wzór posługi świętego Proboszcza z Ars, ale wszyscy trzej odzwierciedlają w swym życiu z przedziwną wiernością obraz Dobrego Pasterza. Ten aspekt duszpasterski cieszy Nas niezmiernie w świetle zakończonej właśnie pierwszej sesji II Soboru Watykańskiego, który z woli Bożej zebrał się dla powszechnego ożywienia wszelkich form życia chrześcijańskiego.

Duszpasterskie promieniowanie świadectwa nowych świętych można dojrzeć w formacji duchowej dobrych księży, żarliwych w adoracji, których zastępy rozprzestrzeniły się na całym świecie, a którzy, zebrani w tych dniach na swym Międzynarodowym Zgromadzeniu w Rzymie, ofiarują nam budujący przykład pobożności. Wyraża się ono ponadto w żarliwości misji głoszonych wiernemu ludowi, które są skuteczną formą bezpośredniej katechezy ewangelicznej, a także w innych instytucjach o charakterze parafialnym, które stały się obiecującym zalążkiem organizacji Akcji Katolickiej. Jest to promieniowanie, które, prościej mówiąc, nazywa się apostolstwem dobrego przykładu, realizowanego z nieustanną gorliwością po to, by siać w duszach miłość do Chrystusa i podtrzymywać stałość w poważnych i godnych zamiarach. Sama już nieustająca dobroczynna troska o ubogich, jaką odczytujemy ze wzruszających szczegółów życia nowych Świętych, jest najwyższą formą naśladowania Dobrego Pasterza, której słodkie oddziaływanie rozlewa się w duszach i staje się konkretnym i wzruszającym świadectwem jako odpowiedź na «dilexit nos, et tradidit sempetipsum pro nobis / umiłował nas i samego siebie wydał za nas» (por. Gal 2,20).

Doskonały wielbiciel Najświętszego Sakramentu

[W języku francuskim]. Teraz chcemy dorzucić słowo do pielgrzymów języka francuskiego, którzy przybyli, aby uczestniczyć w kanonizacji Św. Piotra-Juliana Eymarda, kapłana, wyznawcy, założyciela dwu rodzin zakonnych oddanych kultowi Najświętszego Sakramentu.

Jest to Święty, który stał się Nam bliski od wielu już lat, jak powiedzieliśmy przed chwilą w czasie Naszej służby w Nuncjaturze Apostolskiej Francji mogliśmy udać się do miejscowości jego urodzenia, do Mure d’Isere koło Grenoble.

Widzieliśmy na własne oczy ubogie łoże, skromny pokój, gdzie wierny naśladowca Chrystusa oddał swoją piękną duszę Bogu. Skoro wy, drodzy Synowie, zechcieliście przyjść, to My w tym dniu, w którym jest Nam dane dokonać jego kanonizacji, z pewnym wzruszeniem przywołujemy to wspomnienie.

Ciało św. Piotra-Juliana Eymarda znajduje się w Paryżu, ale Święty jest także obecny na kilka sposobów w Rzymie, w osobach swoich synów, Kapłanów od Najświętszego Sakramentu, a Nam jest także bardzo miło przywołać na pamięć owe dwie wizyty, jakie niegdyś uczyniliśmy w jego kościele św. Claude-des-Bourguignons, dla Naszego zatopienia się w nim na chwilę w milczącej modlitwie.

Dziś Piotr-Julian Eymard zajmuje miejsce w orszaku takich błyszczących gwiazd, jak Wincenty a Paulo, św. Jan Eudes, Proboszcz z Ars, którzy są nieporównywalną chwałą i zaszczytem Kraju, który ich zrodził, a dobroczynny ich wpływ trwa do dziś w całym Kościele. Ich charakterystycznym przymiotem, ideą przewodnią całej ich działalności kapłańskiej, można powiedzieć, była Eucharystia: kult i apostolat eucharystyczny. My chcemy to podkreślić w obecności Kapłanów i Sług Najświętszego Sakramentu, w obecności także członków stowarzyszenia, które jest drogie sercu Papieża, Kapłanów Adoratorów, zgromadzonych w Rzymie tego dnia oraz przybyłych licznych czcicieli tego wielkiego przyjaciela Eucharystii.

Tak, drodzy Synowie, oddajcie cześć i świętujcie z Nami tego, który był tak doskonałym czcicielem Najświętszego Sakramentu; i za jego przykładem umieśćcie w centrum waszego umysłu, waszych uczuć, w praktyce waszej gorliwości to nie porównywalne źródło wszystkich łask: «Mysterium fidei / Tajemnicę wiary», która kryje pod swoimi zasłonami Autora tej łaski, Jezusa, Słowo Wcielone.

4. Obfite dary niebiańskiego pokoju. Czcigodni Bracia i umiłowane dzieci! Takie to podniosłe myśli nasuwa Nam dzisiejsza uroczystość potrójnego uwielbienia. Serce napełnia się wzruszeniem i radością, i jawi się na wargach pieśń chwały i dziękczynienia Panu, który nowym blaskiem opromienił oblicze swojego Kościoła w roku Soboru Powszechnego.

O, nowi święci wyznawcy, Piotrze Julianie Eymard, Antoni Mario Pucci, Franciszku Mario z Camporosso, otoczcie ten ołtarz Konfesji Świętego Piotra, przy którym sprawowana jest Eucharystia i przez wasze wstawiennictwo zachowajcie w naszych sercach niezwykły żar tej historycznej godziny, wypraszając ludzkości obfite dary niebiańskiego pokoju, który w Jezusie Chrystusie ma swój fundament, swoje prawa, swoje zabezpieczenie – dary pokoju, które są radością Kościoła, pociechą duchową Pasterzy, chlubą duchowieństwa i świętego ludu Bożego. Amen. Amen.

 


[1] Zob. Św. Cyryl Jerozolimski, Katechezy, Mignę, P.G. 33, kol. 1044.

[2] Sermo LXIII, rozdz. VII; Mignę, P.L. 54, 357.

[3] De mundi creatione, mowa VI; Mignę, P.G. 56, 498.

 


Discorsi, Messaggi, Colloqui del Santo Padre Giovanni XXIII, tom V, s. 32-39. Przekład: A. Kaznowski fragmenty w j. włoskim; Salezy B. Brzuszek OFM fragmenty w j. łaciń­skim i francuskim

Copyright © Konferencja Episkopatu Polski

*******************

Święty Józef z Kupertynu, prezbiter
Święty Józef z Kupertynu

Józef Deza urodził się w Copertino (Italia) w dniu 17 czerwca 1603 r. W młodości pracował na roli, oddając się poza tym samotnym rozmyślaniom. Do życia zakonnego wedle współczesnych się nie nadawał: dyskwalifikował go brak elementarnego wykształcenia i brak uzdolnień, a także niemrawy, żeby nie powiedzieć głupkowaty wyraz twarzy. Mimo to po kilku daremnych próbach został wreszcie przyjęty do franciszkanów konwentualnych w Grotelli (1625). Tam pod kierunkiem wuja, zakonnika, przygotowywał się do święceń. Ledwo udało mu się zdać egzamin; w 1628 r. został dopuszczony do święceń i rozpoczął posługiwanie kapłańskie.
Wtedy to ujawniły się publicznie jego lewitacje, którym towarzyszyły inne dary mistyczne i które zaczęły ściągać do niego rzesze pobożnych i ciekawskich. W czasie, gdy odwiedzał sąsiednie klasztory, zjawiskami zaniepokoiło się wielu duchownych. Zaalarmowano więc inkwizycję neapolitańską, która przeprowadziła badania (1636-1639). Józefa uznano niewinnym, ale zażądano jego przeniesienia. Dlatego też w latach 1639-1653 Józef przebywał w Asyżu, dokąd tak bardzo pragnął się dostać, chociaż nie spodziewał się, że trafi tam wskutek decyzji Św. Oficjum. Przeniesiono go następnie do kapucynów eremitów w Pietrarubbii, Fossombrone. Wreszcie w 1657 r. pozwolono mu wrócić do franciszkanów konwentualnych w Osimie (niedaleko Ankony). Tam też zmarł 18 września 1663 r.
Mimo swego odosobnienia spełniał wiele dzieł apostolskich. Swoje nawrócenie przypisywał mu Jan Fryderyk Saski, książę Brunszwiku i Lüneburga. Maria Sabaudzka, która była jego “św. Klarą”, utrzymywała z nim ciągłą korespondencję. Dla wielu Józef był żywym odzwierciedleniem św. Franciszka z Asyżu. Teologowie widzieli w nim klasyczny przykład mistyka obdarzonego darem lewitacji, którą stwierdzono u niego co najmniej sto razy.
Beatyfikował go papież Benedykt XIV (1753), kanonizował zaś Klemens XIII (1767). Józef z Kupertynu uchodzi m.in. – nie bez dozy humoru – za patrona przystępujących do egzaminów.

 http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-19c.php3
Błogosławiony Gerhard Hirschfelder,
prezbiter i męczennik

Błogosławiony Gerhard Hirschfelder

Gerhard Hirschfelder urodził się 17 lutego 1907 r. w Kłodzku jako nieślubne dziecko Marii Hirschfelder. Dwa dni po urodzeniu został ochrzczony w kłodzkim kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. W rodzinnym mieście w 1926 r. zdał maturę i udał się na studia teologiczne do Wrocławia. Jako nieślubne dziecko miał problemy, by móc te studia rozpocząć. 29 grudnia 1931 r. przyjął święcenia diakonatu, rok później – 31 stycznia 1932 r. – z rąk kard. Adolfa Bertrama otrzymał święcenia kapłańskie we Wrocławiu.
Przez siedem lat pracował jako wikariusz parafii w Czermnej. Zajmował się tam duszpasterstwem dzieci i młodzieży. Z powodu bezkompromisowej postawy moralnej stał się niewygodnym dla władz narodowosocjalistycznych. Jego nauki cieszyły się dużym zainteresowaniem wśród młodych ludzi. Próbowano go zastraszać: jego kazania były ostentacyjnie notowane, wzywano go na przesłuchania, został także pobity przez bojówkarzy. W kazaniach otwarcie występował przeciw socjalistom, bronił zasad wiary chrześcijańskiej i Krzyża przed bezczeszczeniem. Rozwijał katolickie organizacje młodzieżowe, które miały zapobiec szerzeniu się ideologii narodowosocjalistycznej.
Po kilku latach posługi w Czermnej został przeniesiony do Bystrzycy Kłodzkiej, co miało zapewnić mu większe bezpieczeństwo wobec nasilających się szykan. Mimo to 1 sierpnia 1941 r. został aresztowany przez gestapo. Bezpośrednią przyczyną aresztowania stały się wypowiedziane przez niego podczas kazania słowa, wkrótce po prowokacyjnym zbezczeszczeniu przez faszyzującą młodzież barokowej kapliczki wraz z krzyżem, stojącej przy drodze do wsi Wyszki: “Wer der Jugend den Glauben an Christus aus dem Herzen reißt, ist ein Verbrecher!” (“Kto wyrywa młodzieży z serc wiarę w Chrystusa, jest zbrodniarzem!”).
Po czteromiesięcznym pobycie w więzieniu w Kłodzku, w połowie grudnia 1941 r. został bez wyroku sądowego wywieziony – najpierw do Wiednia, a potem do obozu koncentracyjnego KL Dachau. Otrzymał tam numer 28972 i został osadzony razem z polskimi księżmi. Zmarł na zapalenie płuc 1 sierpnia 1942 r. w obozowym lazarecie, z powodu skrajnego wyczerpania i niedożywienia. Urna z jego prochami znajduje się na cmentarzu w Czermnej.
Jego beatyfikacji – na polecenie Benedykta XVI – dokonał 19 września 2010 r. w katedrze w Münster kard. Joachim Meisner. Jest pierwszym błogosławionym pochodzącym z terenu obecnej diecezji świdnickiej.

opracowano na podstawie Wikipedii
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-19d.php3
Najświętsza Maryja Panna z La Salette
Matka Boża z La Salette W sobotę, 19 września 1846 r., Matka Najświętsza ukazała się dwojgu dzieciom pochodzącym z Corps w Alpach francuskich: jedenastoletniemu Maksyminowi Giraud i prawie piętnastoletniej Melanii Calvat, którzy pilnowali swoich krów na hali należącej do La Salette, na górze Planeau, na wysokości 1800 metrów. W kotlinie strumyka spostrzegli nagle kulę ognia – “jakby tam spadło słońce”. W oślepiającej jasności rozpoznali siedzącą kobietę z łokciami opartymi na kolanach i z twarzą ukrytą w dłoniach. Piękna Pani podniosła się i powiedziała do nich po francusku: “Zbliżcie się, moje dzieci, nie bójcie się, jestem tu po to, by wam opowiedzieć wielką nowinę”.
Zrobiła następne kilka kroków w ich kierunku. Nabrawszy pewności, Maksymin i Melania zbiegli ze zbocza na dół. Piękna Pani cały czas płakała. Była wysoka i cała ze światła, ubrana jak miejscowe kobiety: w długą suknię, w wielki fartuch wokół bioder, w chustkę skrzyżowaną na piersiach i zawiązaną na węzeł na plecach, w czepek wieśniaczki. Szeroki, płaski łańcuch biegł brzegiem jej chusty. Inny łańcuch podtrzymywał na Jej piersi wielki krucyfiks. Pod ramionami krzyża, po prawej ręce Chrystusa, znajdowały się obcęgi, po lewej – młotek. Z postaci Ukrzyżowanego wypływała cała światłość, z której jest utworzona zjawa, światłość, która tworzyła iskrzący się diadem na czole Pięknej Pani. Róże otaczały wieńcem Jej głowę, obrębiały Jej chustę i zdobiły obuwie.
Oto, co Piękna Pani powiedziała do pasterzy, najpierw po francusku: “Jeżeli mój lud nie zechce się poddać, będę zmuszona puścić ramię mojego Syna. Jest ono tak mocne i ciężkie, że dłużej nie mogę go podtrzymywać. Od jak dawna cierpię z waszego powodu! Chcąc, by mój Syn was nie opuścił, muszę Go nieustannie o to prosić, a wy sobie nic z tego nie robicie. Choćbyście nie wiedzieć, jak się modlili i co robili, nigdy nie zdołacie wynagrodzić trudu, którego się dla was podjęłam. Dałam wam sześć dni do pracy, siódmy zastrzegłam sobie – i nie chcą mi go przyznać. To właśnie czyni ciężkim ramię mojego Syna! Również woźnice przeklinają, mieszając z przekleństwami imię mojego Syna. To są dwie rzeczy, które czynią tak bardzo ciężkim ramię mego Syna. Jeżeli zbiory się psują, to tylko z waszej winy. Pokazałam wam to w roku ubiegłym na ziemniakach. Wy jednak nic sobie z tego nie robiliście. Przeciwnie, kiedy znajdowaliście zgniłe ziemniaki, przeklinaliście mieszając z przekleństwami imię mojego Syna. Będą się psuły nadal, a tego roku na Boże Narodzenie nie będzie ich wcale”.
Słowo pommes de terre wprawiło w zakłopotanie Melanię. W gwarze, której się używało w tamtej okolicy, na ziemniaki mówiło się las truffas. Pasterka zwróciła się więc do Maksymina, ale Piękna Pani ją uprzedziła: “Nie rozumiecie tego, moje dzieci? Zaraz powiem wam to inaczej”.
Piękna Pani powtórzyła ostatnie zdanie i prowadziła dalszą rozmowę w narzeczu z Corps: “si la recolta se gasta… Si ava de bla… Jeżeli macie zboże, nie trzeba go siać. Wszystko, co posiejecie, zje robactwo, a to, co wzejdzie, rozsypie się w proch przy młóceniu. Nastanie wielki głód. Zanim głód nadejdzie, dzieci w wieku poniżej siedmiu lat dostaną dreszczy i będą umierać na rękach trzymających je osób. Inni będą pokutować z powodu głodu. Orzechy zrobaczywieją, a winogrona zgniją”.
W tym miejscu Piękna Pani powierzyła tajemnicę Maksyminowi, później – Melanii. Następnie powiedziała do obojga dzieci: “Jeżeli się nawrócą, kamienie i skały zamienią się w sterty zboża, a ziemniaki same się zasadzą. Czy dobrze się modlicie, moje dzieci?” – “Nie bardzo, proszę Pani!” – odpowiedzieli obydwoje. “Ach! Moje dzieci, trzeba się dobrze modlić wieczorem i rano. Jeżeli nie macie czasu, zmówcie przynajmniej Ojcze nasz i Zdrowaś, a jeżeli będziecie mogły – módlcie się więcej. W lecie ma Mszę świętą chodzi tylko kilka starszych niewiast. Inni pracują w niedzielę przez całe lato. W zimie, gdy nie wiedzą, co robić, idą na Mszę św. jedynie po to, by sobie drwić z religii. W czasie Wielkiego Postu jedzą mięso jak psy. Moje dzieci, czy nie widziałyście kiedyś zepsutego zboża?” – “Nie, proszę Pani” – odpowiedziały dzieci.
Wówczas Piękna Pani zwróciła się do Maksymina: “Lecz ty, moje dziecko, musiałeś je kiedyś widzieć, w Coin, razem z twoim ojcem. Właściciel pola powiedział wówczas do twego ojca: «Chodźcie zobaczyć, jak moje zboże się psuje». Poszliście razem. Twój ojciec wziął dwa lub trzy kłosy w dłonie, pokruszył je i wszystko obróciło się w proch. Wracaliście później do domu. Kiedy byliście około godziny drogi od Crops, ojciec dał ci kawałek chleba, mówiąc: «Masz, dziecko, jedz jeszcze chleb w tym roku, bo nie wiem, czy go kto będzie jadł w roku przyszłym, jeżeli zboże będzie się dalej tak psuło». – “O tak, proszę Pani! – odpowiedział Maksymin – teraz sobie to przypominam. Przed chwilą o tym nie pamiętałem”. I Piękna Pani dokończyła, nie w gwarze, ale po francusku: “A więc, moje dzieci, ogłoście całemu mojemu ludowi”.
Później przesunęła się naprzód, przekroczyła strumyk i nie oglądając się, powtórzyła z naciskiem: “A więc, moje dzieci, ogłoście to całemu mojemu ludowi”. Następnie wspięła się po krętym zboczu, które wznosi się w stronę Le Collet (mała przełęcz). Tam uniosła się do góry. Dzieci podbiegły do Niej. Ona spojrzała w niebo, potem ku ziemi. Zwrócona w kierunku południowo-wschodnim, “rozpłynęła się w świetle”. Potem zniknęła również światłość.

Matka Boża z La Salette

Dnia 19 września 1851 r., po przeprowadzeniu dokładnych i surowych badań zdarzenia, świadków, treści orędzia i oddźwięku na nie, Philibert de Bruillard, biskup Grenoble, zawyrokuje w swoim orzeczeniu doktrynalnym, że “zjawienie Najświętszej Dziewicy dwojgu pasterzom 19 września 1846 r. na jednej z gór w łańcuchu Alp, położonej w parafii La Salette, posiada wszelkie znamiona prawdy i wierni mogą w nie wierzyć bez obawy błędu”.
Dnia 1 maja 1852 r., w nowym orędziu, po zapowiedzeniu budowy sanktuarium na górze Zjawienia, biskup Grenoble dodał: “Jakkolwiek wielką rzeczą byłaby budowa sanktuarium, jest jeszcze coś ważniejszego: chodzi o sługi ołtarza, przeznaczonych do jego obsługi, do przyjmowania pobożnych pielgrzymów, do głoszenia im słowa Bożego, do sprawowania wśród nich posługi pojednania, do sprawowania dla nich czcigodnego sakramentu ołtarza i do wiernego rozdawania wszystkim tajemnic Bożych i duchowych skarbów Kościoła. Ci kapłani będą się nazywać Misjonarzami Matki Bożej z La Salette. Ich powołanie i istnienie będą – tak jak i Sanktuarium – wieczną pamiątkę miłościwego zjawienia się Maryi”.
Pierwsi misjonarze wybrani zostali spośród kapłanów diecezjalnych przez biskupa Philiberta de Bruillard. Tej wspólnocie księży misjonarzy diecezjalnych biskup Grenoble nadał 5 marca 1852 roku tymczasowo projekt reguły, skopiowany z Konstytucji misjonarzy diecezjalnych z Lyonu, zwanych chartreux.
Wśród kapłanów, którzy przejęli się duchem Zjawienia i oddali się na posługę pielgrzymów, od samego początku ujawniło się powołanie do życia zakonnego i jego potrzeba. Biskup J.M.A. Ginoulhiac zatwierdził w dniu 2 lutego 1852 roku regułę jako obowiązującą we wspólnocie misjonarzy diecezjalnych i nadał jej tytuł: Tymczasowe reguły Misjonarzy diecezjalnych Matki Bożej z La Salette. W tym samym dniu pierwsi misjonarze złożyli zgodnie z nadaną im i promulgowaną przez biskupa regułą trzy śluby zakonne: posłuszeństwa, ubóstwa i czystości na okres jednego roku. Ten dzień można uważać za dzień narodzenia Zgromadzenia Misjonarzy diecezjalnych Matki Bożej z La Salette.
Po Soborze Watykańskim II saletyni podjęli zadanie rewizji i odnowy Konstytucji i Norm Kapitulnych, w duchu soborowym i według zachęt i wskazówek papieskich dotyczących odnowy życia zakonnego w świecie współczesnym. Praca ta jest owocem modlitwy i rozmyślania, wierności i doświadczeń wspólnot i zakonników wszystkich prowincji. Reguła życia Misjonarzy Matki Bożej z La Salette została zatwierdzona przez Stolicę świętą dekretem z dnia 6 czerwca 1985 r. “Misjonarze Matki Bożej z La Salette, których dom generalny znajduje się w Rzymie, mają za cel, obrany w świetle Zjawienia Matki Bożej z La Salette, być oddanymi sługami Chrystusa i Kościoła, aby się dokonała tajemnica pojednania” (z dekretu zatwierdzającego regułę).

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-19e.php3

Treść Orędzia z La Salette

Było to dnia 19 września 1846 roku, w sobotę, w dzień poprzedzający Święto Siedmiu Boleści Maryi. Słoneczny ranek zagościł w kotlinie La Salette. Dwoje pastuszków, Maksymin i Melania, wypędzają swoje stado zygzakowatą drogą po zboczu Planeau pod górę, na pastwisko w granicach gminy La Salette. Nie domyślają się, że prowadzi ich tajemnicza dłoń. Piotr Selme, gospodarz, u którego w tym tygodniu Maksymin jest na służbie, przez całe przedpołudnie kosi trawę w pobliżu dzieci pasących stada.
Około południa słychać z wioski La Salette głos dzwonu na Anioł Pański.  Dzieci spędzają zwierzęta razem i prowadzą je w inne miejsce płaskowyżu. Najpierw poją krowy w potoku Sezia, w tzw. zbiorniku dla bydła i pędzą je na łagodne zbocze góry Gargas. Same zaś siadają w dole, na lewym zboczu Sezii, obok źródła dla zwierząt i spożywają przyniesiony ze sobą czarny chleb z serem. Piją do tego świeżą źródlaną wodę, a wierny towarzysz Maksymina – pies Lulu, również dostaje swoją porcję jedzenia.

Inni pasterze, pasący niedaleko Maksymina i Melanii, też przyprowadzili swoje bydło do źródła, aby je napoić i aby również się posilić. Maksymin i Melania zostają w końcu sami. Siadają wygodnie po prawej stronie strumienia, obok małej studni, która w lecie zawsze wysychała. Ponieważ bawiły się przez całe przedpołudnie i już od samego świtu były na nogach, są zmęczone. Słońce praży na odsłoniętych stokach – i dzieci, wbrew swoim zwyczajom, zasypiają.
Po półtorej godzinie Melania nagle się budzi. Pierwsza jej myśl dotyczy krów. Zrywa się na równe nogi i rozgląda się wokoło, wypatrując zwierząt. Nie może ich jednak zobaczyć z niecki, w której się znajduje. Wówczas przestraszona woła: Maksyminie, chodź, nie ma naszych krów! Na wpół śpiący jeszcze chłopiec mówi do swej towarzyszki: Co się stało? Co tak krzyczysz? Melania znów powtarza: Krowy zniknęły! Dzieci zrywają się szybko z miejsca i pędzone strachem biegną pod górę, na małe wzniesienie. Spostrzegają, że krowy pasą się na przeciwległym zboczu góry Gargas.
Z westchnieniem ulgi Melania chce zawrócić z powrotem do niecki, ale w połowie drogi staje jak wryta, ogarnięta ponownie strachem. Najpierw nie może wydobyć z siebie żadnego słowa. Później woła słabym głosem: Memin, spójrz na tę wielką jasność tam w dole! Gdzie, gdzie? – odpowiada chłopiec i doskakuje do dziewczynki. Nad kamieniem, na którym spali niedawno, unosi się tajemnicza, wielka ognista kula. To wyglądało jak słońce, które spadło na ziemię – powiedzą dzieci później – ale o wiele piękniejsze i jaśniejsze niż słońce. Światło staje się coraz większe i im bardziej się powiększa, tym intensywniej świeci. Co to może być? – jak błyskawica przez głowę dziewczynki przelatuje myśl: to może być Zły, którym grozili jej niekiedy ludzie majstra, gdy była niegrzeczna. Ach, Boże kochany – wzdycha i wypuszcza z ręki pasterski kij. Maksymin jest również wystraszony. Podobnie jak Melania wypuszcza kij, ale natychmiast go podnosi i mówi: Trzymaj swój kij, ja trzymam swój, a jeżeli to coś nam zrobi, już ja je zdzielę. W tym momencie jasność zaczyna robić się nagle przeźroczysta. W roziskrzonym świetle ukazują się dwie ręce, w rękach zaś ukryta twarz. Coraz wyraźniej zarysowuje się kształt postaci. Zdaje się siedzieć, pochylona z głową do przodu, jak kobieta, którą przygniata ciężkie brzemię lub wielkie cierpienie. Następnie świetlista kula zaczyna się rozjaśniać ku górze, a dziwna osoba wstaje, odejmuje ręce od twarzy, chowa je w szerokich rękawach sukni, zbliża się do pastuszków i uspokaja ich słowami pełnymi dobroci. Zwraca się do dzieci, które wciąż jeszcze stoją nieruchomo, nie spuszczając z Niej oczu. I teraz słyszą głos: “Zbliżcie się moje dzieci, nie bójcie się! Jestem tutaj, aby przekazać wam ważne Orędzie”.
Głos nieznajomej Pani brzmi serdecznie i łagodnie jak muzyka. Wszelki strach gdzieś pierzchnął, a dzieci zbiegają zboczem w dół, do tajemniczej postaci. Pani pełna majestatu podchodzi bliżej, a potem stają tak blisko siebie, że nikt nie mógłby przejść między nimi. Przed nimi stoi Pani pełna dostojeństwa, ale i matczynej troski. Jest tak piękna, iż od tej pory dzieci mają dla Niej tylko jedno imię – “la belle Dame” – Piękna Pani. Ma na sobie złocistą szatę, na której promienieją niezliczone gwiazdy. Korona z róż otacza Jej głowę. W każdej róży lśni świetlisty diament, a całość wygląda jak lśniący diadem królowej. Na długą, białą szatę ma zaś założony złocistożółty fartuch. Na Jej nogach – skromne białe buty, obsypane jednak perłami, a Jej stopy przyozdabia mała girlanda z róż we wszystkich kolorach. Trzeci wieniec z róż okala Jej niebieską chustę na ramionach, na których dźwiga ciężki, złoty łańcuch. Na małym łańcuszku wokół szyi wisi krzyż z młotkiem i obcęgami po bokach. A Chrystusa na krzyżu widzą dzieci, jak gdyby był żywy. Promienieje z Niego całe światło, w którym zanurzona jest Zjawiona. Szlachetna, owalna twarz Pięknej Pani jest pełna wdzięku, którego żaden artysta nie jest w stanie oddać. Promieniuje najjaśniejszym blaskiem. Oczy zaś pełne są nieskończonego bólu, Pani płacze bez przerwy gorzkimi łzami. Jednakże łzy te płyną jedynie do wysokości krzyża na piersi i zamieniają się tam w promienisty wieniec świetlistych pereł. Całe zjawisko jest przeźroczyste i unosi się odrobinę nad ziemią. Wszystko błyszczy i migocze, iskrzy się i promienieje. Dzieci stoją zdumione i zapominają o wszystkim wokół siebie.
Zjawiona obejmuje dzieci spojrzeniem pełnym matczynej miłości. Potem zaczyna mówić: “Jeżeli mój lud nie zechce się poddać, będę zmuszona puścić ramię Mojego Syna. Jest ono tak ciężkie i tak przygniatające, że już dłużej nie będę mogła go podtrzymywać.
Od jak dawna już cierpię z waszego powodu! Chcąc, aby Mój Syn was nie opuścił, jestem zmuszona nieustannie wstawiać się za wami. Ale wy sobie nic z tego nie robicie.
Choćbyście wiele się modlili i czynili, nigdy nie zdołacie wynagrodzić mi trudu, którego się dla was podjęłam.
Dałam wam sześć dni do pracy, siódmy zastrzegłam sobie, i nie chcą mi go przyznać. To właśnie czyni ramię Mego Syna tak ciężkim. Woźnice przeklinają, wymawiając Imię Mojego Syna. Te dwie rzeczy czynią ramię Mego Syna tak ciężkim.
Jeżeli zbiory się psują, to tylko z waszej winy. Pokazałam wam to zeszłego roku na ziemniakach, ale nic sobie z tego nie robiliście; przeciwnie, znajdując zepsute ziemniaki, przeklinaliście, wymawiając Imię Mojego Syna. Będą się one psuły nadal, a tego roku na Boże Narodzenie nie będzie ich wcale.”

Tu Zjawiona przerywa nagle. Podczas gdy mówi o ziemniakach, Melania odwraca się do Maksymina, jak gdyby chciała go zapytać, co Piękna Pani chce przez to powiedzieć. Melania rozumie tylko niektóre słowa francuskie, m.in. również pomme jako jabłko. “Ach, nie rozumiecie, dzieci! Powiem wam to inaczej.” Powtarza im w miejscowej gwarze to, co już powiedziała o zbiorach i kontynuuje w dialekcie: “Jeżeli macie zboże, nie trzeba go zasiewać, bo wszystko, co posiejecie, zjedzą zwierzęta. A jeżeli coś wyrośnie, obróci się w proch przy młóceniu. Nastanie wielki głód, lecz zanim to nastąpi, dzieci poniżej lat siedmiu będą dostawały dreszczy i będą umierać na rękach trzymających je osób. Inni będą cierpieć z powodu głodu. Orzechy się zepsują, a winogrona zgniją.”

Zjawiona znowu przerwała. Każdemu z dwojga dzieci powierzona zostaje tajemnica w taki sposób, że żadne nie słyszy, co Pani mówi drugiemu. Później Pani kontynuuje: “Jeżeli się nawrócą, kamienie i skały zamienią się w sterty zboża, a ziemniaki same się zasadzą. A teraz Zjawiona stawia im pytanie: Czy dobrze się modlicie, moje dzieci? Obydwoje odpowiadają zupełnie szczerze: Niespecjalnie, proszę Pani. Na to następuje matczyne napomnienie: Ach dzieci, trzeba się dobrze modlić, rano i wieczorem. Jeżeli nie macie czasu, odmawiajcie przynajmniej Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, a jeżeli będziecie mogły, módlcie się więcej. Latem na Mszę Świętą chodzi zaledwie kilka starszych niewiast. Inni pracują w niedziele przez całe lato, a w zimie, gdy nie wiedzą, czym się zająć, idą na Mszę świętą jedynie po to, by sobie drwić z religii. W czasie Wielkiego Postu chodzą do rzeźni jak psy! Piękna Pani stawia dzieciom jeszcze jedno pytanie: Moje dzieci, czy nie widziałyście nigdy zepsutego zboża?
Maksymin, nie zastanawiając się długo odpowiada w imieniu ich obojga: “Nie, proszę Pani, nigdy nie widzieliśmy”.
Wtedy Pani zwraca się do chłopca: “Lecz ty Maksyminie, musiałeś je widzieć. Nie przypominasz sobie, jak kiedyś szedłeś z ojcem z Coin do Corps? Tam wstąpiliście do zagrody. Gospodarz powiedział: „Chodźcie zobaczyć, jak moje zboże się psuje”. Poszliście razem. Twój ojciec wziął dwa lub trzy kłosy w dłonie, pokruszył je i wszystko obróciło się w proch. W drodze powrotnej do domu ojciec dał ci kawałek chleba ze słowami: „Weź to, kto wie, czy na Boże Narodzenie będziemy mieli jeszcze cokolwiek, jeżeli zboże będzie się dalej tak psuło”. – “Tak, zgadza się, proszę Pani!” – woła ożywiony Maksymin – “teraz sobie przypominam. Nie pomyślałem o tym”.
Wtedy Piękna Pani daje im taki nakaz: “A więc, moje dzieci, ogłoście to całemu mojemu ludowi!”
Potem oddala się od pastuszków, przechodzi strumień Sezia i unosi się w górę drogą w kształcie litery S. Przy tym powtarza swoją prośbę, tym razem już nie w dialekcie, spoglądając w stronę Rzymu: “A więc, moje dzieci, przekażcie to dobrze całemu mojemu ludowi!” 

Przybywszy na szczyt wzniesienia Pani unosi się na około półtora metra nad ziemię. Jeszcze raz ogarnia swoim matczynym spojrzeniem dzieci i całą ziemię. Przestaje płakać i wydaje się jeszcze piękniejsza niż przedtem. Jednak głęboki smutek pozostaje na Jej obliczu. Pastuszkowie patrzą teraz ze zdziwieniem, jak postać zaczyna rozpływać się w blasku, który Ją opromienia. Najpierw znika głowa, później ramiona, a w końcu całe ciało. Tylko kilka róż, którymi były przyozdobione Jej stopy, unosi się jeszcze przez chwilę w powietrzu. Maksymin podskakuje do góry i chce je chwycić, jednak wtedy znikają również i one, i wszystko się kończy.
Dzieci stoją pogrążone w zadumie. Melania pierwsza odzyskuje mowę: Musiała to być jakaś wielka Święta! A Maksymin dodaje: O gdybyśmy wiedzieli, że to była wielka Święta, poprosilibyśmy Ją, aby nas zabrała ze sobą do nieba! A Melania z żalem wzdycha: Ach, gdyby tak jeszcze tu była! Potem dodaje: Chyba nie chciała, abyśmy zobaczyli, dokąd pójdzie.
Dzieciom zostaje wspomnienie – wspomnienie, które jest obecne w ich sercach i nigdy nie wygaśnie – a także polecenie Pięknej Pani, by przekazały dalej Jej Orędzie.

Wiadomość o Objawieniu i cudownym źródle rozchodziła się niezwykle szybko. W pierwszą rocznicę Objawienia, dnia 19 września 1847 roku, frekwencja przypominała wędrówkę ludów. Już dzień wcześniej wszystkie ulice i drogi pełne były ludzi. Kościoły w okolicznych wioskach były oblegane przez tych, którzy chcieli przystąpić do sakramentów świętych – znak, że to nie tylko ciekawość wiodła te tłumy ludzi do La Salette.

Do badania i oceny objawienia Maryjnego uprawniony jest biskup diecezji, w której się ono zdarzyło. Biskup wypowiada się w tym wypadku jako oficjalny reprezentant całego Kościoła przy czym zobowiązuje się do wnikliwego przeanalizowania faktów i potwierdza naturalną pewność, idącą w parze z tymi udowodnionymi faktami.
La Salette należy do diecezji Grenoble. Dlatego też Objawienie z La Salette zostało poddane badaniu przez ówczesnego biskupa Grenoble Philiberta de Bruillard. Gdy usłyszał o cudownym wydarzeniu w La Salette – po raz pierwszy dnia 5 października 1846 roku, a więc 14 dni po Objawieniu, od proboszcza Melin z Corps – powołał dwie komisje, składające się z kanoników katedralnych i profesorów seminarium duchownego. Miały one zbadać i sprawdzić szczegółowo Objawienie. On sam tym badaniom przewodniczył. Wysłał wszystkie dokumenty i wyniki badań do Rzymu i otrzymał za swoje surowe i mądre badanie wyraźną pochwałę.

W wyniku tego dnia 19 września 1851 roku mógł obwieścić światu:

“Objawienie się Najświętszej Maryi Panny dwojgu pastuszkom na jednej z gór należących do łańcucha Alp, położonej w parafii La Salette, dnia 19 września 1846 roku, posiada w sobie wszystkie cechy prawdziwości i  wierni mają uzasadnione podstawy uznać je za niewątpliwe i pewne”.

Za decydujące uznał następujące problemy:
1. Wydarzenia z La Salette, ani jego okoliczności, ani jego celu ściśle religijnego nie da się wytłumaczyć innymi przyczynami, jak tylko przez Bożą interwencję.
2. Cudowne następstwa wydarzenia są świadectwem samego Boga sprawiającego cuda, a takie świadectwo przewyższa świadectwa ludzi czy też ich zastrzeżenia.
3. Tym dwom motywom, rozważanym osobno i razem, należy podporządkować całe zagadnienie. Obalają one wszystkie, doskonale nam zresztą znane, zarzuty i wątpliwości związane z La Salette.
4. Zważywszy wreszcie, że poddanie się przestrogom z nieba może nas uchronić przed nowymi karami, które nam zagrażają, stwierdzamy, że dalsze wahanie się i upór może nas tylko narazić na zło, którego nie można by naprawić.
Rok później, w maju 1852 roku, biskup Philibert de Bruillard osobiście położył kamień węgielny pod sanktuarium, którego budowa w trudnych do przebycia górach do dzisiaj jest świadectwem wielkiej ofiarności ludzi owego czasu. W celu rozpowszechniania ważnego Orędzia z La Salette
powołał do istnienia Zgromadzenie Księży – Misjonarzy Matki Bożej z La Salette. Założenie nowego zgromadzenia biskup de Bruillard uważał za ukoronowanie dzieła swojego życia. Jego ostatnią wolą było, aby jego serce zostało złożone na Świętej Górze w sanktuarium Pięknej Pani.
http://www.saletyni.pl/la-salette/objawienie

La Salette… Czy jeszcze aktualne?

Przewodniki omawiają krótko wydarzenia, jakie miały miejsce w La Salette. Znajduje się w nich najczęściej kilka słów na temat wydarzeń oraz dzieci – Melanii i Maksymina – które doświadczyły łaski oglądania płaczącej nad ludzkością Matki Bożej. Orędzie zaś sprowadza się zwykle do smutku Maryi z powodu tego, iż ludzie przeklinają używając Imienia Syna Bożego i pracują w niedziele, za co mieli być ukarani nieurodzajem. Wielu na wspomnienie La Salette mówi tylko: «Podobno dzieci zeszły na bardzo złą drogę…» – i to im wystarczy, by więcej nie zajmować się tą sprawą. Jak było naprawdę? Czy orędzie z La Salette jest nadal aktualne?

i dalej na stronie: http://www.voxdomini.com.pl/roz/salette/la_salette.html

Święta Emilia Maria Wilhelmina
de Rodat, zakonnica
Święta Emilia Maria Wilhelmina de Rodat

Emilia urodziła się 6 września 1787 r. na zamku Druelle, niedaleko Rodez (Francja). Wychowywała ją babka. Uczyła się w misji św. Cyryla, gdzie w wieku 18 lat została nauczycielką. Wcześnie zasmakowała w modlitwie i nauczyła się odwiedzać ubogich. W 1804 r. zdecydowała się zrezygnować z sukcesów ziemskich i oddać się całkowicie na służbę Bogu i ubogim. Przebywając w Villefranche dostrzegła, że sprawą najbardziej naglącą jest nauczanie i wychowanie chrześcijańskie. Próbowała potem życia zakonnego u szarytek w Nevers, u panien adoratorek w Cahors, u sióstr miłosierdzia w Moissac. Nie odpowiadało to jednak jej aspiracjom.
W 1815 r. razem z trzema młodymi dziewczętami poświęciła się nauczaniu ubogich dzieci. Dzieło rozwijało się z początku powoli, z czasem przekształciło się w zgromadzenie zakonne Świętej Rodziny w Villefranche. W 1817 r. siostry złożyły śluby zakonne. W 1834 r. Emilia jako przełożona generalna wspólnoty dokonała podziału zgromadzenia na dwie gałęzie: kontemplacyjną (istniało wtedy 5 domów klauzurowych) i czynną, gdzie siostry prowadziły przedszkola, szkoły i różne dzieła dobroczynne. Gdy 19 września 1852 r. Emilia zmarła, zgromadzenie liczyło już 36 domów. Zachowały się jej listy i autobiografia.
Beatyfikacji (w 1940 r.) i kanonizacji Emilii (dziesięć lat później) dokonał papież Pius XII.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-19f.php3
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Canterbury, w Anglii – św. Teodora z Tyru, biskupa. Kształcił się w Atenach. W Italii został mnichem. W roku 668 wyświęcono go na biskupa i wysłano na Wyspę. Rządy w Kościele anglosaskim rozpoczął od zwołania synodu. Rozgraniczył wówczas diecezje, zorganizował prowincję kościelną, począł wprowadzać zachodnią dyscyplinę w zakresie administracji, obrzędów i kalendarza. Na wysoki poziom podniósł także szkołę katedralną. Tak to przygotował rządzony przez siebie Kościół do zadań, jakie niebawem wyznaczy mu historia. Zmarł w roku 690. Potomni wystawili mu piękne świadectwa. Hołd złożył mu zwłaszcza Wielebny Beda, historyk Kościoła angielskiego.

oraz:

św. Eustochiusza, biskupa (+ 461); świętych męczenników Festusa, Prokula, diakona, Sozjusza, diakona, Dezyderiusza, lektora, Akacjusza i Eutychiusza (+ 305); św. Marii de Cervellon, zakonnicy (+ 1290); świętych męczenniczek Marty i Zuzanny (+ IV w.); świętych męczenników i biskupów Peleusa, Nilusa i Eliasza (+ 310); św. Pompozy z Kordoby, dziewicy i męczennicy (+ 853); św. Sekwana, opata (+ VI w.)

O autorze: Judyta