Myśl dnia
św. Leonard Murialdo
wtorek 16 września 2014
Wtorek XXIV tygodnia Okresu Zwykłego
Św. Korneliusza, Św. Cypriana
Komentarz do Ewangelii
Św. Ambroży : Płacz matki
1 Kor 12,12-14.27-31a.
Bracia: Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem.
Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, aby stanowić jedno Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem.
Ciało bowiem to nie jeden członek, lecz liczne członki.
Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami.
I tak ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, wspierania pomocą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi językami.
Czyż wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokują? Czy wszyscy są nauczycielami? Czy wszyscy mają dar czynienia cudów?
Czy wszyscy posiadają łaskę uzdrawiania? Czy wszyscy przemawiają językami? Czy wszyscy potrafią je tłumaczyć?
Lecz wy starajcie się o większe dary.
Ps 100(99),2.3.4.5.
Wykrzykujcie na cześć Pana, wszystkie ziemie,
służcie Panu z weselem.
Stawajcie przed obliczem Pana
z okrzykami radości.
Wiedzcie, że Pan jest Bogiem,
On sam nas stworzył.
Jesteśmy Jego własnością,
Jego ludem, owcami Jego pastwiska.
W Jego bramy wstępujcie z dziękczynieniem,
z hymnami w Jego przedsionki,
chwalcie i błogosławcie Jego imię.
Albowiem Pan jest dobry,
Jego łaska trwa na wieki,
a Jego wierność przez pokolenia.
Łk 7,11-17.
Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki.
Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego, jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta.
Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz».
Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli, i rzekł: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”.
Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce.
A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: «Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg łaskawie nawiedził lud swój».
I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie.
Fragment liturgicznego tłumaczenia Biblii Tysiąclecia, © Wydawnictwo Pallottinum
*************************************************************************
Komentarz do Ewangelii:
Św. Ambroży (ok. 340-397), biskup Mediolanu, doktor Kościoła
Komentarze do Ewangelii św. Łukasza V, 89; SC 45 SC
Płacz matki
Miłosierdzie Boże szybko lituje się wobec płaczu tej matki. Ona jest wdową, cierpienia i śmierć jej jedynego syna załamały ją. Zdaje mi się, że ta wdowa, otoczona tłumem ludzi jest kimś więcej, niż zwykłą kobietą, zasługującą dzięki swoim łzom na zmartwychwstanie syna, młodego i jedynego. Ona jest samym obrazem Świętego Kościoła, który, dzięki swoim łzom, pośrodku żałobnego orszaku i aż do grobu, otrzymuje powrót do życia młodego ludu świata. Ponieważ na słowo Boże zmartwychwstają umarli (J 5,28), odzyskują głos, a matka odzyskuje syna, jest wezwany od grobu, jest wyrwany z mogiły
Czym jest ten grób dla was, jeśli nie waszym złym postępowaniem? Wasz grób to brak wiary… Chrystus was uwalnia z tej mogiły; wyjdziecie z grobu jeśli słuchacie słowa Bożego. A jeśli wasz grzech jest zbyt poważny, aby łzy waszej pokuty mogły go obmyć, niech wstawią się za wami łzy waszej matki – Kościoła… On wstawia się za każdym ze swoich dzieci, jakby każdy był jedynym synem. Jest on bowiem pełen współczucia i odczuwa matczyny, duchowy ból, kiedy widzi jak grzech pociąga jego dzieci do śmierci.
www.evzo.org
Inicjatywa Boga
Jedynie Bóg potrafi prawdziwie ocierać łzy człowieka, jak przypomina nam Księga Apokalipsy: „On otrze z ich oczu każdą łzę i nie będzie już śmierci ani bólu” (Ap 21, 4). Bóg ociera nasze łzy bólu i cierpienia w sposób bardzo konkretny: Jezus widzi kobietę, współczuje jej, rozmawia z nią, podchodzi do mar, dotyka ich, zatrzymuje pochód śmierci, słowem mocy przywraca młodzieńca do życia. Dobrą nowiną jest to, że owa kobieta nic nie mówi, niczego nie pragnie, o nic nie prosi Jezusa. To On z własnej inicjatywy czyni dla niej cud życia! Może nie doświadczamy Bożego pocieszenia, bo uciekamy od własnego bólu?
Jezu, także dziś do mnie mówisz: „Nie płacz!”. Pragnę opowiedzieć Ci o tym, co jest przyczyną mojego cierpienia i łez.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
Obietnica Chrystusa, że ten, kto będzie cierpiał prześladowania, a nawet poniesie śmierć z Jego powodu, nie umrze na wieki, dodawała odwagi tym, którzy nie wyparli się swojego Mistrza. Zarówno papież Korneliusz, jak i biskup Cyprian, żyjący w III wieku, nie ugięli się pod naciskiem społecznym i odmówili oddania czci cesarzowi. Ich wierność Bogu w Trójcy Jedynemu była przyczyną poniesienia męczeńskiej śmierci. Jezus, który przywraca życie umarłym, nagrodził ich wierność dając im udział w swojej chwale.
Michał Piotr Gniadek, „Oremus” wrzesień 2008, s. 68
STRACIĆ, BY ZACHOWAĆ
Panie, daj, abym nie brał wzoru z tego świata, lecz przemieniał się przez odnawianie umysłu według woli Twojej (Rz 12, 2)
„Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek… Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę” (Mt 13, 44). Królestwo jest wielkim „skarbem ukrytym”, nie wszyscy go znajdują, nie wszyscy mają świadomość jego najwyższej wartości, lecz kto zdaje sobie z tego sprawę, kto w głębi serca spotkał Boga choćby jeden raz i poznał Jego nieskończoną dobroć, ten nie waha się wyrzec wszystkiego, byleby tylko posiąść Go. Nie z niechęcią, lecz „uradowany” pozbywa się wszystkich swoich dóbr uważając je za drobiazgi: „wyzułem się ze wszystkiego — mówi św. Paweł — i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa” (Flp 3, 8).
Kiedy to się zrozumie, wówczas nie wydają się już dziwne lub nadmierne niektóre wymagania Ewangelii, które zdają się przeczyć logice roztropności ludzkiej. „Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca… lecz idź i usiądź na ostatnim miejscu” (Łk 14, 8. 10). Nie jest to jakieś posunięcie dyplomatyczne, by uniknąć upokorzenia, gdy zostanie się przesuniętym niżej, lub by zyskać sobie cześć, że się zostało zaproszonym wyżej, lecz jest to dobrowolny wybór tego, co mniej rzuca się w oczy światu, a znaczy więcej w obliczu Boga, który zna serca i pragnie znaleźć w nich pokorę. Jeśli zaś chrześcijanin wydaje obiad, Ewangelia mówi mu: „nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili” (tamże 12). Nie jest to potępienie obowiązków przyjaźni, pokrewieństwa lub wdzięczności, lecz zachęta do bezinteresownej wspaniałomyślności: dawać dary i okazywać względy przede wszystkim temu, kto tego potrzebuje — materialnie i duchowo — i od kogo nie można się spodziewać odpłaty, a może nawet ani jednego słowa podziękowania. „A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć” (tamże 14). Według roztropności ludzkiej jest to stratą, natomiast wedle roztropności nadprzyrodzonej — bogactwem. Zakonnicy, która chciała uniknąć pewnego trudnego aktu miłości, św. Teresa od Dz. Jezus powiedziała: „Ja natomiast byłabym szczęśliwa, gdybym mogła go spełnić… O, jak nie umiesz zabiegać o swoje sprawy!” (Wspomnienia niewydane). Kto szuka Boga ponad wszystko, osądza rzeczy według wartości, jaką mają w Jego obliczu.
- Jak trudno jest, Panie, wziąć krzyż, narazić duszę na ryzyko, a ciało na śmierć; jak trudno wyrzec się tego, czym się jest… Nam, ludziom, wydaje się trudne zdobyć nadzieję za cenę niebezpieczeństw i zdobyć przyszły pożytek ze szkodą dóbr teraźniejszych. Lecz Ty, o Mistrzu dobry i ludzki, aby nikogo nie przygniotła rozpacz i opuszczenie — ponieważ słodki urok życia ziemskiego często wzrusza nawet duszę prawą i wytrwałą — obiecaj swoim wiernym bezpieczną ciągłość życia… nikt jednak nie może uniknąć śmierci, jeżeli nie naśladuje życia. Życiem moim, o Chryste, Ty jesteś, życiem, które nie zna śmierci… Udziel mi więc łaski, abym był tam, gdzie Ty jesteś.,. Spraw, abym odpoczywał nie na ziemi, lecz w Twoim Sercu; niech nie pociągają mnie rzeczy ziemskie, lecz przeciwnie, niechaj potrafię je podeptać siłą ducha. Ziemia niechaj się mnie lęka i niech nie panuje nade mną; ciało niech lęka się mocy duszy mojej i, pokonane, niech się jej podda… O Chryste, daj mi podziwiać Twój tryumf na krzyżu… abym umiał oglądać w krzyżu nie zgorszenie lub szaleństwo, lecz tryumf (św. Ambroży).
- O Zbawicielu mój, spraw, abym gorliwie i chciwie szukał perły boskiej mądrości, przynajmniej tak pilnie, jak to czynią ludzie szukając jakiegoś skarbu i gromadząc pieniądze, ponieważ obiecałeś, że jeśli będę jej szukał w ten sposób, znajdę ją…
O miłości nieoceniona, o wspaniałe zjednoczenie miłości, o Boże najmilszy, Ty nazywasz się miłością i jesteś perłą nieskończonej wartości, jeden w istocie, chociaż troisty w Osobach, i tak rozmiłowany w jedności, że tych wszystkich, którzy łączą się i zbliżają do Ciebie, czynisz jednym duchem z sobą, odkryj przede mną tę jedyną i bezcenną perłę, abym rozmiłował się w niej i bym ją posiadł. Oto ofiaruję Ci to wszystko, co posiadam; a gdybym miał więcej, więcej bym Ci oddał, bo wszystko jest mało w porównaniu z tym, co ona warta. Spraw, Panie, łaską swoją, abym Ci służył darmo, nie dla zapłaty, lecz z czystej miłości (L. da Ponte).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 199
http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20140916.htm
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
Korneliusz, papież, i Cyprian, biskup
Gdy prześladowania ustały, wybór większości padł na Korneliusza, a nie – jak się spodziewał Nowacjan – na niego. Mniejszość gminy ogłosiła w tym czasie papieżem Nowacjana. Nowacjan, by zyskać dla siebie zwolenników, zaczął rozsyłać do biskupów listy i swoich wysłańców. Nawet Cyprian nie był pewien, kto jest właściwie biskupem rzymskim. Wysłał swoich delegatów, by na miejscu zorientowali się w sytuacji. Kiedy przekonał się, że prawowitym biskupem rzymskim jest Korneliusz, udzielił mu całkowicie swojego wsparcia. Skłonił także biskupów Afryki, by go uznali. Nowacjanowi natomiast udało się pozyskać dla siebie biskupa Antiochii.
Korzystając z chwilowego pokoju, jaki nastał dla Kościoła po śmierci Decjusza (+ 251), papież Korneliusz zwołał do Rzymu synod, na którym Nowacjan został potępiony i wyłączony ze wspólnoty Kościoła. Aktualne wówczas stało się pytanie, co należy uczynić z tymi, którzy za prześladowania Decjusza ze strachu wyparli się wiary, a teraz chcieli do niej powrócić (z łac. lapsi). Rygoryści byli za tym, by ich do Kościoła ponownie nie przyjmować; jednak dzięki papieżowi uchwalono, że ich powrót do Kościoła – po spełnieniu określonych warunków – będzie możliwy.
Korneliusz rządził Kościołem w latach 251-253. Po raz pierwszy w historii Kościoła Korneliusz wymienił w swoich pismach wszystkie stopnie duchowieństwa rzymskiego. Kościół w Rzymie liczył za jego panowania 46 kapłanów, 7 diakonów, 7 subdiakonów, 42 akolitów, 52 egzorcystów, a także kilkunastu lektorów i ostiariuszy. Cała gmina chrześcijańska w Rzymie liczyła wówczas, jak się przypuszcza, ok. 10 tysięcy wiernych. Po krótkotrwałym pokoju w Rzymie wybuchła epidemia (252). Dla przebłagania bóstw urządzano publiczne procesje i modły, składano ofiary. Chrześcijanie nie mogli w nich uczestniczyć. Rozjuszony tłum rzucał się na domy modlitwy chrześcijan i burzył je. Atakowano chrześcijan i zabijano ich, uważając, że to oni są sprawcami zarazy, bo swoim kultem wywołali gniew bogów. W takiej właśnie sytuacji w 253 r. poniósł śmierć męczeńską Korneliusz. Według innej wersji Korneliusz został skazany przez cesarza Trebonaniusa Gallusa na wygnanie do Civitavecchia, a tam, źle traktowany – zmarł.
Cyprian w swoich listach nazywa go męczennikiem – i taką też Korneliusz odbiera cześć. Tytuł znaleziony w katakumbach św. Kaliksta potwierdza, że już w początkach chrześcijaństwa Korneliusz odbierał cześć jako męczennik. Grób św. Korneliusza ozdobił pięknym wierszem w katakumbach papież św. Damazy (366-384). Relikwie św. Korneliusza rozdzielono z czasem po różnych kościołach Włoch, Francji i Niemiec.
Hieronim pisze, że już za jego czasów doroczną rocznicę św. Korneliusza liturgia rzymska łączyła ze wspomnieniem św. Cypriana. Dlatego ich wspomnienie przypada dzisiaj, chociaż śmierć zastała Korneliusza zapewne w lipcu 253 r.
W ikonografii św. Korneliusz przedstawiany jest w stroju papieskim z paliuszem, czasami w tiarze. Jego atrybutami są korona w ręku, gałązka palmowa, miecz, róg, tiara.
Przykładnym, prawdziwie chrześcijańskim życiem uzyskał takie poważanie, że w 247 roku został wyświęcony na prezbitera przy jednomyślnym poparciu wiernych z Kartaginy. Kiedy w roku 248 umarł Donatus, biskup Kartaginy, Cyprian, mimo ucieczki i stawianego oporu, został odszukany i konsekrowany na biskupa. Sprzeciw wyraziło jednak pięciu kapłanów, którzy zazdrościli Cyprianowi tak szybkiego awansu. Odtąd stali się jego śmiertelnymi wrogami.
Jako biskup Cyprian z całym zapałem zabrał się do naprawy obyczajów, do zwalczania błędów, do opieki nad powierzonymi sobie duszami, wreszcie także do misji, jaka go czekała wśród większości pogańskiej. Te wszystkie zabiegi przerwało jednak jedno z najkrwawszych prześladowań, jakie rozpoczął cesarz Decjusz (249-251). Nowy władca obrał sobie za cel wzmocnienie państwa w oparciu o pogan. Sobie nakazywał oddawać cześć boską. Ponieważ chrześcijanie kultu takiego oddawać mu nie chcieli i nie mogli, w odwecie nakazał ich tępić jako wrogów cesarstwa. Żądał, aby torturami zmuszać opornych do wyrzeczenia się wiary. Szczególną nienawiść obrócił przeciwko hierarchii kościelnej. Lud zaczął się domagać w amfiteatrze, aby biskupa Cypriana oddać na pożarcie lwom. Cyprian, idąc za radą Ewangelii i znanymi mu przykładami roztropnych i świątobliwych pasterzy, ukrył się na czas prześladowania (na początku 250 r.). Ze swego ukrycia przez kilka lat rządził Kościołem kartagińskim zarówno za pośrednictwem licznych listów pasterskich, jak i emisariuszy, których starannie wybierał spośród biskupów i prezbiterów.
Po śmierci Decjusza powrócił do Kartaginy. Tu spotkał się z nowym problemem: wielu chrześcijan wystraszonych torturami wyparło się wiary. Teraz chcieli powrócić do wspólnoty z Kościołem. Rygoryści byli zdania, że nie wolno ich przyjmować. Inni znowu z biskupów afrykańskich przyjmowali ich na łono Kościoła zbyt łatwo. Na synodzie, zwołanym do Kartaginy, Cyprian przeprowadził zasadę, że “upadłych” (łac. lapsi) należy przyjmować ponownie do ich gmin, ale pod warunkami, które gwarantowałyby, że nie powtórzą już tego występku. Podobne stanowisko zajął w Rzymie papież Korneliusz, ale przeciwko niemu stanęła opozycja z antypapieżem Nowacjanem na czele. Cyprian nie tylko poparł papieża, ale nawet napisał osobny traktat: O jedności Kościoła. W tej samej sprawie napisał potem także drugi traktat: O upadłych. Na oba dzieła i na dekrety synodu kartagińskiego rygoryści odpowiedzieli zarzutem, że takie postępowanie będzie tylko zachętą, by przy najbliższej okazji ponownie wyprzeć się wiary.
Niedługo potem północną Afrykę nawiedziła epidemia, która pochłonęła wiele ofiar. Podobnie jak w Rzymie, poganie urządzali procesje do świątyń swoich bóstw i składali ofiary. Chrześcijanie milczeli. Poganie uznali to za oznakę nienawiści do nich, a zarazę poczytali za gniew obrażonych bóstw. Cyprian napisał nowy traktat – O nieśmiertelności – w którym zbijał zarzuty stawiane przez pogan wyznawcom Chrystusa. Wykorzystał czas pokoju na to, by uzupełnić szeregi kleru swojej diecezji. Zwoływał synody dla przywrócenia karności i jedności w Kościele, organizował nowe gminy. Zyskał sobie w całej Afryce tak wielką powagę, że zwracano się do niego ze wszystkich stron po radę.
W roku 255 powstał nowy problem: czy należy chrzcić na nowo tych, którzy wyrzekli się błędów heretyckich i połączyli się z Kościołem. Rzym stanął na stanowisku, że chrzest, jeśli był udzielony ważnie, nie może być ponawiany. Inaczej twierdzili jednak biskupi afrykańscy. Na synodzie w Kartaginie uchwalili oni w 256 r., że heretyków powracających na łono Kościoła, a ochrzczonych w herezji, należy chrzcić na nowo. Uchwałę tę podpisało w okręgu kartagińskim 72 biskupów, a w okręgu Mauretanii – 87. Cyprian popierał tę decyzję i stosowne uchwały przesłał do Rzymu, do papieża św. Stefana.
Wybuchło w tym czasie kolejne prześladowanie zorganizowane przez cesarza Waleriana. Pod karą śmierci zakazał on zebrań liturgicznych. Wyłamujących się z tego zakazu karano konfiskatą majątku, banicją i śmiercią. Do dzisiaj zachował się dokładny opis przewodu sądowego i tekst wyroku śmierci na biskupa Cypriana. Po aresztowaniu został zesłany do miasteczka Kombis (257 r.). Przebywał tam prawie rok. Korzystając ze względnej wolności, w ukryciu nadal rządził swoją diecezją przez listy i swoich wysłanników. W lipcu 258 r. postawiono go przed sędzią, którym był ówczesny namiestnik cesarski (prokonsul), Galeriusz Maksym. Został skazany na śmierć przez ścięcie głowy. Wyrok wykonano w obecności zebranego ludu 14 września 258 r. W tym samym czasie w Rzymie odbywało się przeniesienie relikwii św. Korneliusza. Imiona obu męczenników wymienia się w Kanonie rzymskim.
Św. Cyprian z Kartaginy jest największą postacią wśród świętych Kościoła Afryki północnej, obejmującej wybrzeże Morza Śródziemnego od Cieśniny Gibraltarskiej do Libii i Egiptu (wyłącznie).W ikonografii św. Cyprian przedstawiany jest w szatach biskupich. Jego atrybuty to biskupi krzyż, księga, gałązka palmowa, miecz, paliusz, pastorał.
Musimy we wszystkim naśladować Pana,
jeśli chcemy otrzymać to, co obiecał
Spodziewamy się tego, czego nie widzimy
A jeszcze na innym miejscu czytamy: “Znosząc siebie nawzajem w miłości, usiłujcie zachować jedność ducha dzięki więzi, jaką jest pokój”. Oto dowód, że nie może być jedności ani pokoju tam, gdzie się nie podtrzymuje wzajemnego zrozumienia i poszanowania i nie dokłada niestrudzenie starań o utrzymanie zgody
Ten, który dał nam życie, nauczył nas też modlitwy
Im większa liczba dziewic, tym większa radość Kościoła
Oto, co mówi Apostoł, którego Pan nazwał “wybranym naczyniem”, którego Bóg posłał, by głosił przykazania niebios: “Pierwszy człowiek z ziemi, drugi człowiek z nieba. Jaki ów z ziemi, tacy i ci ziemscy; jaki ten niebieski, tacy i ci z nieba. A jak nosiliśmy obraz ziemskiego człowieka, tak też nosić będziemy wyobrażenie człowieka niebieskiego”. To właśnie wyobrażenie nosi dziewictwo, nosi je nieskazitelność, nosi świętość i prawda.
PRZEBACZENIE W PISMACH
ŚW. CYPRIANA
Ks. Marcin Wysocki
Do tej pory nie ukazało się żadne opracowanie dotyczące tylko zagadnienia przebaczenia w pismach Cypriana. Istnieją zaś różne pozycje dotyczące pokuty, miłosierdzia, grzechu……..
Gorąco polecam to opracowanie KUL.
Święty Cyprian z Kartaginy
dodane 2007-07-27 09:45
Katecheza Benedykta XVI z 6 czerwca 2007
(…) W tych rzeczywiście trudnych warunkach Cyprian wykazał się wybitnymi zdolnościami rządzenia: był surowy, ale nie nieustępliwy, wobec lapsi, umożliwiając im uzyskanie przebaczenia po przykładnej pokucie.
Drodzy bracia i siostry,
w cyklu naszych katechez na temat wielkich postaci Kościoła starożytnego dochodzimy dziś do wybitnego biskupa afrykańskiego z III wieku, św. Cypriana, który “był pierwszym biskupem, jaki w Afryce zdobył koronę męczeństwa”. Jednocześnie sława jego – jak o tym zaświadcza diakon Poncjusz, który jako pierwszy opisał jego żywot – związana jest z twórczością literacką i działalnością duszpasterską w ciągu trzynastu lat, jakie dzielą jego nawrócenie od męczeństwa (por. Vita 19,1; 1,1). Urodzony w Kartaginie w zamożnej rodzinie pogańskiej, po hulaszczej młodości Cyprian nawrócił się na chrześcijaństwo w wieku 35 lat. On sam opowiada o swoje duchowej drodze: “Kiedy jeszcze pogrążony byłem w mrocznej nocy – pisze kilka miesięcy po przyjęciu chrztu – wydawało mi się wyjątkowo trudne i mozolne wykonanie tego, co proponowało mi Boże miłosierdzie… Przywiązany byłem do licznych błędów mego poprzedniego życia i nie wierzyłem w możliwość uwolnienia się od nich, do tego stopnia ulegałem przywarom i zaspokajałem moje złe pragnienia… Potem jednak, z pomocą ożywczej wody, zmyta została nędza mego poprzedniego życia; monarsze światło zalało me serce; ponowne narodziny zamieniły mnie w całkiem nową istotę. W cudowny sposób zaczęły się wówczas rozwiewać wszelkie wątpliwości… Wyraźnie pojmowałem, że ziemskie było to, co żyło we mnie wcześniej, w niewoli ciała, boskie zaś było i niebiańskie to, co zrodziło się już we mnie z Ducha Świętego” (Do Donata, 3-4).
Zaraz po nawróceniu – nie bez zazdrości i oporów – Cyprian wybrany został na urząd kapłański i podniesiony do godności biskupa. W krótkim okresie swego biskupstwa stawał w obliczu dwóch fal prześladowań, zarządzonych dekretem, cesarza, najpierw Decjusza (250), następnie Waleriana (257-258). Po szczególnie okrutnych prześladowaniach Decjusza biskup musiał zająć się mężnie przywróceniem dyscypliny we wspólnocie chrześcijan. Wielu wiernych bowiem wyrzekło się wiary lub co najmniej nie zachowało właściwej postawy w obliczu próby. Byli to tak zwani lapsi – czyli “upadli” – którzy gorąco pragnęli powrócić do wspólnoty. Dyskusja nad ich ponownym przyjęciem doprowadziła do podziału chrześcijan w Kartaginie na tolerancyjnych i rygorystów. Do trudności tych dodać należy ciężką zarazę, która wstrząsnęła Afryką i postawiła niepokojące pytania natury teologicznej zarówno wewnątrz społeczności, jak i w stosunkach z poganami. Należy też wspomnieć o sporze między Cyprianem a biskupem Rzymu Stefanem na temat ważności chrztu udzielonego poganom przez chrześcijan – heretyków.
W tych rzeczywiście trudnych warunkach Cyprian wykazał się wybitnymi zdolnościami rządzenia: był surowy, ale nie nieustępliwy, wobec lapsi, umożliwiając im uzyskanie przebaczenia po przykładnej pokucie; w stosunkach z Rzymem bronił stanowczo zdrowych tradycji Kościoła afrykańskiego; był niezwykle ludzki i przepojony najprawdziwszym duchem Ewangelii, gdy wzywał chrześcijan do braterskiej pomocy poganom podczas zarazy; potrafił zachować właściwy umiar w przypominaniu wiernym – zbyt przerażonym możliwością utraty życia i dóbr ziemskich – że ich prawdziwe życie i prawdziwe dobra nie są z tego świata; był nieustępliwy w zwalczaniu zepsutych obyczajów i grzechów, które czyniły spustoszenie w życiu moralnym, zwłaszcza skąpstwa. “Spędzał tak swoje dni – mówi o tym diakon Poncjusz – gdy oto, na rozkaz prokonsula, przyszedł niespodziewanie do jego willi dowódca policji” (Vita, 15,1). Owego dnia święty biskup został aresztowany i po krótkim przesłuchaniu odważnie stawił czoło męczeństwu pośród swego ludu.
Cyprian napisał liczne traktaty i listy, wszystkie związane z jego posługą pasterską. Niezbyt skłonny do rozważań teologicznych, pisał przede wszystkim w celu zbudowania wspólnoty i dobrego zachowania wiernych. W istocie temat Kościoła był mu znacznie droższy od innych. Rozróżniał Kościół widzialny, hierarchiczny od Kościoła niewidzialnego, mistycznego, ale z naciskiem stwierdzał, że Kościół jest jeden, zbudowany na Piotrze. Niezmordowanie powtarzał, że “kto porzuca katedrę Piotrową, na której wsparty jest Kościół, łudzi się, że pozostaje w Kościele” (O jedności Kościoła Katolickiego, 4). Cyprian wiedział doskonale i wyraził to w mocnych słowach, że “poza Kościołem nie ma zbawienia” (List 4,4 i 73,21) i że “nie może mieć Boga za ojca ten, kogo matką nie jest Kościół” (O jedności Kościoła Katolickiego, 4). Niezbywalną znamienną cechą Kościoła jest jedność, symbolizowana przez tunikę Chrystusową bez szwów (tamże, 7): jedność, która, jak mówi, znajduje swój fundament w Piotrze (tamże, 4) a swoje doskonałe urzeczywistnienie w Eucharystii (List 63, 13). “Jest jeden tylko Bóg, jeden tylko Chrystus”, napomina Cyprian, “jeden jest Jego Kościół, jedna wiara, jeden lud chrześcijański, scalony w jedności przez spoiwo zgody: nie można rozdzielić tego, co stanowi jedno z natury” (O jedności Kościoła Katolickiego, 23).
Mówiliśmy o jego myśli dotyczącej Kościoła, nie można jednak pominąć na koniec nauczania Cypriana na temat modlitwy. Ja lubię szczególnie jego książkę o “Ojcze nasz”, która bardzo pomogła mi lepiej zrozumieć i lepiej odmawiać “modlitwę Pańską”: Cyprian naucza, że to właśnie w “Ojcze nasz” chrześcijanin otrzymuje wskazówkę, jak ma się modlić; i podkreśla, że modlitwa ta jest w liczbie mnogiej, “aby modlący się, nie modlił się jedynie za siebie. Modlitwa nasza – pisze – jest publiczna i wspólnotowa, a kiedy modlimy się, nie modlimy się za jednego tylko, ale za cały lud, albowiem z całym ludem stanowimy jedno” (O modlitwie Pańskiej, 8). Tym samym modlitwa osobista i liturgiczna jawią się jako silnie związane z sobą. Ich jedność wypływa z faktu, że odpowiadają one na to samo Słowo Boże. Chrześcijanin mówi nie: “Ojcze mój”, ale “Ojcze nasz”, nawet w ukryciu zamkniętego pokoju, wie bowiem, że w każdym miejscu i w każdej sytuacji jest członkiem jednego i tego samego Ciała.
“Módlmy się więc, umiłowani bracia – pisał Biskup Kartaginy – jak Bóg, Nauczyciel, nas nauczył. To modlitwa poufna i intymna prosić Boga o to, co jest Jego, zanosić do Jego uszu modlitwę Chrystusa. Niech Ojciec rozpozna słowa swego Syna, kiedy odmawiamy modlitwę: ten, kto mieszka wewnątrz duszy, niech będzie obecny też w głosie… Ci, którzy się modlą, niech czynią to w sposób odpowiedni; w skupieniu i ze czcią. Pamiętajmy, że stoimy przed obliczem Boga. Trzeba zatem spodobać się Bogu zarówno postawą ciała, jak i sposobem przemawiania… Kiedy więc gromadzimy się wspólnie z braćmi i wraz z kapłanem Boga sprawujemy święte obrzędy, trzeba pamiętać o skromności i porządku. Nie wypowiadajmy naszych modlitw bezmyślnie ani też nie bądźmy gadatliwi w przedstawianiu prośby, którą należy polecić Bogu z całą skromnością i czcią. Bóg bowiem słucha serca, a nie języka (non vocis sed cordis auditor est)” (3-4). To słowa, które obowiązują i dzisiaj i pomagają nam dobrze sprawować Świętą Liturgię.
Jednym słowem Cyprian sytuuje się u początku tej owocnej tradycji teologiczno-duchowej, która w “sercu” upatruje uprzywilejowane miejsce modlitwy. Albowiem, opierając się na Biblii i Ojcach, serce jest wnętrzem człowieka, miejscem, w którym mieszka Bóg. W nim dochodzi do spotkania, podczas którego Bóg przemawia do człowieka, a człowiek słucha Boga; człowiek mówi do Boga, a Bóg słucha człowieka: wszystko to za sprawą jedynego Słowa Bożego. Dokładnie w tym znaczeniu – niczym echo Cypriana – Szmaragd, opat św. Michała nad Mozą, w pierwszych latach IX wieku zaświadcza, że modlitwa “jest dziełem serca, nie warg, albowiem Bóg patrzy nie na słowa, lecz na serce modlącego się” (Korona mnichów, l).
Najdrożsi, uczyńmy naszym owo “serce zasłuchane”, o którym mówi Biblia (por. 1 Krl 3,9) i Ojcowie Kościoła: bardzo nam tego potrzeba! Tylko w ten sposób doświadczymy w pełni, że Bóg jest naszym Ojcem i że Kościół, święta Oblubienica Chrystusa, prawdziwie jest naszą Matką.
http://kosciol.wiara.pl/doc/489571.Swiety-Cyprian-z-Kartaginy/2
Edyta urodziła się w 961 r. w Kemsing w dzielnicy Kent. Była nieślubnym dzieckiem władcy Anglii Edgara Spokojnego, wówczas 18-letniego. Jej matką była św. Wulfryda (Wilfryda), porwana przez króla z opactwa w Wilton, znajdującego w sąsiedztwie jednej z siedzib królewskich. Król musiał odpokutować – za karę św. Dunstan przez ponad 10 lat odmawiał królowi prawa do koronacji.
Gdy tylko to okazało się możliwe, Wulfryda uciekła z powrotem do klasztoru, którego po 7 latach została przeoryszą, wraz z dzieckiem. Nie zgodziła się, po śmierci prawowitej żony Edgara, na małżeństwo z królem. To w klasztorze Edyta przeżyła lata młodości i otrzymała staranną, dogłębną edukację.
Za zgodą ojca Edyta wcześnie złożyła śluby zakonne. Gdy miała 15 lat, proponowano jej pozycję ksieni w trzech klasztorach – za każdym razem odmawiała, decydując się na pozostanie w Wilton, gdzie przebywała jej matka. Zgodziła się tylko na tytuł honorowej przeoryszy Wilton. Razem z matką obdarowały opactwo Świętym Gwoździem z Treves, mającym być jednym z gwoździ pochodzących z Krzyża Chrystusowego, przywiezionym przez św. Helenę z Ziemi Świętej.
W 978 r. miała proroczy sen o śmierci swego przyrodniego brata, króla św. Edwarda (historia nadała mu przydomek Męczennika). I rzeczywiście, parę dni później został on zamordowany. Koronę zaoferowano Edycie, ale odmówiła.
Choć odrzucała wszelkie propozycje zaszczytów i władzy, znana była z dobrego smaku w ubiorze. Udowadniała, że można łączyć czystość i pokorę tak z królewskimi strojami, jak i z zakonnym habitem.
Wybudowała w Wilton nowy kościół ku czci św. Denisa. Poświęcił go św. Dunstan, który ponoć płakał podczas Eucharystii, bowiem otrzymał wizję zbliżającej się śmierci Edyty. Tak też się stało: Edyta zmarła w Wilton trzy tygodnie później, w 984 r. Tam też została pochowana. Po śmierci ukazała się matce i siostrom z opactwa. Matce miała potem ukazać się jeszcze raz, opowiadając, że musiała stoczyć pojedynek z diabłem i pokonać go, uderzając po głowie.
Zarówno miejsce urodzenia Edyty w Kemsing, jak i Wilton były celem pielgrzymek aż do XV w. Jeszcze ok. 1420 r. powstało dzieło zatytułowane Chronicon Vilodunense, sive De Vita et miraculis S. Regis edithae Edgar filiae Carmen vetus anglicum, napisane w dialekcie dzielnicy Wiltshire i opiewające postać Świętej.
Ok. 303/307 r. rzymski prokonsul Azji Mniejszej, Priscus, wydał rozporządzenie, żądające od mieszkańców miasteczka złożenia ofiary pogańskiemu bóstwu Aresowi. Eufemia i inni chrześcijanie nie poddali się dyktatowi. Uciekli z miasta i ukryli się. Eufemię i 49 innych osób znaleziono w jednym z domów w okolicy – oprawcy znaleźli ich pogrążonych w modlitwie, na kolanach. Zażądano od nich złożenia ofiary bożkowi. Wszyscy odmówili.
Poddano ich torturom, które trwały ok. dwudziestu dni. Szczególnie okrutnie torturowaną najmłodszą z męczenników, Eufemię. Odddzielono ją od pozostałych i męczono odrębnie, między innymi przywiązując do koła obracanego nad dywanem z ostrych, nacinających ciało noży. Koło jednak miało się zaciąć. Próbowano wrzucić ją do pieca, ale dwóch oprawców po jego otwarciu dostrzegło w nich anioła i odmówiło wykonania rozkazu. Nawrócili się w momencie próby. Wschodnia tradycja zachowała ich imiona: Wiktor i Sostenes – za swój czyn mieli ponieść śmierć męczeńską. Wrzucono więc ją do dołu naszpikowanego ostrzami pokrytymi ziemią i darnią. Tradycja mówi o interwencji anielskiej i wyjściu bez szwanku z tych prób.
Męczeństwo dopełniło się w rzymskim amfiteatrze, gdzie urządzono igrzyska i nasłano na męczenników dzikie zwierzęta. Przekazy podają, że lwy miały Eufemię oszczędzić. Śmierć poniosła od niewielkiego ugryzienia w nogę przez głodną niedźwiedzicę. Jej ciało nie zostało więc rozszarpane i rodzice w całości złożyli je do grobu w Chalcedonie. Po edykcie tolerancyjnym Konstantyna Wielkiego (313 r.) i przeniesieniu stolicy do Bizancjum w Chalcedonie, na miejscu jej grobu wybudowano katedrę ku czci św. Eufemii. Ciało Świętej złożono w złotym sarkofagu.
W 451 r. w Chalcedonie odbył się najliczniejszy w starożytności IV Sobór Powszechny. Odrzucono na nim m.in. herezję monofizytyzmu (głoszącą, jakoby Jezus miał być tylko Bogiem, ale nie człowiekiem). Zatwierdzono także tzw. chalcedońskie wyznanie wiary, uznające pełnię człowieczeństwa i pełnię boskości Jezusa Chrystusa w Jednej Osobie. Zgoda w sprawie natury Boga-Człowieka Jezusa Chrystusa nie przyszła łatwo. Sobór był podzielony. Obie strony sporu trwały na swoich stanowiskach.
Patriarcha Konstantynopola Anatolius zasugerował więc poddanie się woli Bożej i przewodnictwu Ducha Świętego przez pośrednictwo św. Eufemii. Obrady odbywały się bowiem w katedrze jej poświęconej. Dwie tezy – monofizycką i ortodoksyjną – w formie wyznania wiary spisano na papirusach, zapieczętowano i złożono w sarkofagu św. Eufemii, na jej relikwiach. Sarkofag został zamknięty i zaplombowany. Cesarz Marcjan wystawił straże mające pilnować sarkofagu. Delegaci udali się na modlitwę i podjęli post. Po trzech dniach sarkofag otworzono. Papirus z wyznaniem monofizyckim leżał u stóp Eufemii. Wyznanie ortodoksyjne znajdowało się w jej uniesionej prawej ręce. Cud ten został poświadczony w liście papieża Leona I do uczestników Soboru: “Nasz Pan, przez pośrednictwo św. Eufemii, która wyznanie wiary – przedłożone jej przez Imperatora i jego czcigodną Małżonkę – przedstawiła swemu Oblubieńcowi, wskazał – uciszając przeciwników – na nasze Credo, i tak, wskazaniem i słowem, nałożył nań swoją pieczęć”.
Ok. 620 r. relikwie św. Eufemii przeniesiono z Chalcedonu do Konstantynopola. W czasach obrazoburstwa relikwiarz zawierający jej szczątki miał być wrzucony do morza. Wyłowić go mieli dwaj bracia, Sergius i Sergonos, którzy oddali je prawowiernemu biskupowi. Relikwiarz ukryto w krypcie kościoła. Po jakimś czasie przeniesiono go na wyspę Lemnos, by wreszcie, w 796 r., przywieźć z powrotem do Konstantynopola.
W średniowieczu relikwie Eufemii zabrali z Konstantynopola krzyżowcy. Głowę Świętej templariusze przechowywali w Nikozji na Cyprze. Dziś większość relikwii znajduje się bazylice św. Eufemii w Rovinj (dawne Rovigno), w Chorwacji, w rzymskim sarkofagu z VI w. Według legendy relikwie trafiły tu ok. 800 r. – sarkofag wyłowić miał z morza mały chłopiec. Część relikwii ma się znajdować w cerkwii św. Jerzego Ekumenicznego Patriarchatu w Istambule.
Doroteusz do minimum ograniczał swoje pożywienie. Jadł tylko raz dziennie suchy chleb i pustynną roślinność. Wypijał też znikomą ilość wody. Nigdy nie widziano, by spał. Według swego zwyczaju nie kładł się, a odpoczywał wyłącznie zamykając oczy podczas gdy coś robił lub jadł. Nocą wyplatał z liści daktylowych kosze, sprzedawał je i za zarobione pieniędze kupował pożywienie. Jednocześnie przez cały czas, zbierając kamienie, wyplatając kosze czy spożywając posiłek, na ustach i w sercu miał modlitwę.
Zmarł za ponowania cesarza Teodozego Wielkiego pod koniec IV w. Świadkiem jego ascetycznych trudów był biskup Hellenopolis Paladiusz, który je opisał.
i Hiacynt od Aniołów, męczennicy
Jan Chrzciciel już w wieku siedmiu lub ośmiu lat został akolitą i pomagał w zakrystii. Później pełnił funkcję sędziego, radcy i burmistrza. Ożenił się z Josefą de la Cruz i miał jedną córkę.
Hiacynt od Aniołów wywodził się z rodziny wodzów szczepowych. Podobnie jak Jan Chrzciciel, od dzieciństwa służył pomocą braciom. Ożenił się z Petroną, mieli dwoje dzieci.
Jako katechiści obydwaj wspomagali dominikańskich misjonarzy w pracy wśród ludności tubylczej, a także pełnili funkcję tzw. fiscales. Krajowy Synod Meksykański, zwołany w 1585 r., zdecydował bowiem, by w każdej miejscowości zostali wyznaczeni ludzie świeccy cieszący się zaufaniem, o nienagannej moralności, których zadaniem byłoby strzec czystości wiary i zgodności zwyczajów z etyką chrześcijańską, a także zwalczać magię i czary.
Gdy 14 września 1700 r. mieszkańcy San Francisco Cajonos – którzy w większości byli chrześcijanami – zebrali się, aby uroczyście oddać cześć dawnym bożkom, Jan Chrzciciel i Hiacynt poinformowali o tym akcie bałwochwalstwa władze kościelne, po czym udali się na miejsce spotkania razem z zakonnikami i dowódcą miejscowego oddziału wojska. Tubylcy, którym zarekwirowano ofiary zebrane podczas zgromadzenia, zbuntowali się i zażądali wydania obu fiscales, aby się na nich zemścić. Jan Chrzciciel i Hiacynt od Aniołów, świadomi, że ich życiu zagraża wielkie niebezpieczeństwo, powierzyli się Bogu i Najświętszej Maryi Pannie, a także przyjęli sakrament pojednania i Eucharystię. Kiedy wpadli w ręce oprawców, byli bici i znieważani, a po wtrąceniu do więzienia, groźbami i obietnicami starano się nakłonić ich do wyrzeczenia się wiary chrześcijańskiej i powrotu do kultu przodków. 16 września 1700 r. zostali zaprowadzeni na górzyste tereny Santo Domingo Xagacía i tam wrzuceni do przepaści.
Proces beatyfikacyjny odbył się w kurii arcybiskupiej w Antequerze w 1991 r.; Positio o ich męczeństwie przekazano Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w 1999 r. Zostali beatyfikowani przez św. Jana Pawła II dnia 1 sierpnia 2002 r. podczas jego wizyty w Meksyku.
Jan Paweł II
Bądźcie zwiastunami nadziei dla całego społeczeństwa
1 sierpnia 2002. Liturgia Słowa i beatyfikacja Jana Chrzciciela i Hiacynta od Aniołów
W ostatnim dniu pobytu w Meksyku, w czwartek 1 sierpnia, Jan Paweł II beatyfikował w sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe dwóch Indian, Jana Chrzciciela i Hiacynta od Aniołów — męczenników. W homilii Papież podkreślił, że są oni przykładem dla wiernych świeckich, powołanych do świętości w codziennym życiu. «Głoście Ewangelię — powiedział Ojciec Święty — zacieśniając więzy braterskiej komunii i dając świadectwo wierze przez wzorowe życie w rodzinie, pracy i w środowisku społecznym».
Drodzy Bracia i Siostry!
1. «Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie» (Mt 5, 10). We fragmencie Ewangelii o Błogosławieństwach to ostatnie wzywa, by nie zniechęcać się prześladowaniami, jakie spotykały Kościół od jego początków. Jezus obiecuje w Kazaniu na Górze prawdziwe szczęście ubogim w duchu, tym, którzy płaczą i są cisi; także tym, którzy dążą do sprawiedliwości i pokoju, postępują miłosiernie lub mają czyste serce.
W obliczu ludzkiego cierpienia, które towarzyszy drodze wiary, św. Piotr napomina: «cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały» (1 P 4, 13). Z takim przekonaniem stawili czoło męczeństwu Jan Chrzciciel i Hiacynt od Aniołów, pozostając wiernymi wyznawcami żywego i prawdziwego Boga, a odrzucając bożki.
Gdy podczas tortur proponowano im, by wyrzekli się wiary katolickiej a przez to uratowali swe życie, odmówili zdecydowanie: «Skoro wyznaliśmy chrzest, będziemy zawsze wierni prawdziwej religii». Piękny przykład na to, że nie powinno się stawiać niczego ponad zobowiązania chrzcielne, nawet własnego życia; podobnie postępowali pierwsi chrześcijanie, którzy odrodzeni przez chrzest, porzucali wszelkie formy bałwochwalstwa (por. Tertulian, De baptismo, 12, 15).
2. Serdecznie pozdrawiam księży kardynałów i biskupów zgromadzonych w tej bazylice. W szczególności arcybiskupa Oaxaki Hectora Gonzaleza Martineza, kapłanów, zakonników, zakonnice i wiernych świeckich, zwłaszcza tych, którzy przybyli z Oaxaki, ziemi rodzinnej nowych błogosławionych, gdzie wciąż żywa jest pamięć o nich.
Wasza ziemia jest bogatą mozaiką kultur. Tu w r. 1529 dotarła Ewangelia wraz z ojcami dominikanami; przekazywana była za pośrednictwem rodzimych języków, z uwzględnieniem obyczajów i zwyczajów lokalnych wspólnot. Pośród owoców tego chrześcijańskiego zasiewu wyróżniają się ci dwaj wielcy męczennicy.
3. W drugim czytaniu św. Piotr przypomniał nam, że jeśli ktoś «[cierpi] jako chrześcijanin (…) niech wychwala Boga w tym imieniu» (1 P 4, 16). Jan Chrzciciel i Hiacynt od Aniołów, którzy przelali swą krew dla Chrystusa, są prawdziwymi męczennikami wiary. Tak jak apostoł Paweł, mogliby zadać sobie w głębi serca pytanie: «Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?» (Rz 8, 35).
Ci dwaj chrześcijanie, tubylcy prowadzący nienaganne życie osobiste i rodzinne, ponieśli męczeństwo za swą wierność wierze katolickiej, szczęśliwi, że zostali ochrzczeni. Są oni przykładem dla wiernych świeckich, powołanych do świętości w zwyczajnych warunkach życia.
4. Poprzez tę beatyfikację Kościół uwydatnia swoją misję głoszenia Ewangelii wszystkim ludom. Nowi błogosławieni, owoc świętości pierwszej ewangelizacji wśród Indian Zapoteków, zachęcają dzisiejszą rdzenną ludność, aby ceniła swą kulturę, język, a przede wszystkim swą godność dzieci Bożych, którą inni powinni szanować w narodzie meksykańskim, pluralistycznym pod względem pochodzenia ludności i gotowym tworzyć jedną wspólną rodzinę, żyjącą w solidarności i sprawiedliwości.
Obydwaj błogosławieni są przykładem, jak bez mitologizowania odziedziczonych po przodkach obyczajów można dojść do Boga, nie wyrzekając się własnej kultury, lecz pozwalając oświecić się światłu Chrystusa, które odnawia ducha religijnego najlepszych tradycji ludów.
5. «Wielkodusznie postąpił Pan z nami, staliśmy się radośni» (Ps 126 [125], 3). Na te słowa psalmisty nasze serca napełniają się radością, bowiem Bóg pobłogosławił Kościół Oaxaki i naród meksykański, którego dwaj synowie dziś dostępują chwały ołtarzy. Oni to, dzięki przykładnemu wypełnianiu swych zadań publicznych, są wzorem dla tych, którzy — czy to w małych wioskach, czy w wielkich strukturach społecznych — mają obowiązek zabiegać gorliwie o dobro wspólne, bez szukania korzyści osobistych.
Jan Chrzciciel i Hiacynt od Aniołów, nienaganni mężowie i ojcowie, jak uważali ich ówcześni rodacy, przypominają żyjącym dzisiaj rodzinom meksykańskim o wielkości ich powołania, o wartości wierności w miłości i wielkodusznym przyjmowaniu życia.
Raduje się zatem Kościół, gdyż w osobach tych nowych błogosławionych otrzymał widoczne oznaki miłości Bożej do nas (por. Prefacja II o świętych). Raduje się również wspólnota chrześcijańska Oaxaki i całego Meksyku, bowiem wzrok wszechmogącego Boga spoczął na jej dwóch synach.
6. Przed czułym obliczem Dziewicy z Guadalupe, która nieustannie umacniała wiarę swych meksykańskich synów, odnówmy postanowienia ewangelizacyjne, którymi kierowali się także Jan Chrzciciel i Hiacynt od Aniołów. Włączmy w to zadanie wszystkie wspólnoty chrześcijańskie, aby z entuzjazmem głosiły swą wiarę i przekazywały ją w całości nowym pokoleniom. Głoście Ewangelię, zacieśniając więzy braterskiej komunii i dając świadectwo wierze przez wzorowe życie w rodzinie, pracy i w środowisku społecznym! Szukajcie Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości już tu na ziemi, poprzez rzeczywistą, braterską solidarność z najuboższymi czy zepchniętymi na margines! (por. Mt 25, 34-35). Bądźcie zwiastunami nadziei dla całego społeczeństwa!
Naszej Matce w niebie wyrażajmy radość, jaką odczuwamy, gdy Jej dwaj synowie dostępują chwały ołtarzy; prośmy Ją zarazem, aby błogosławiła, pocieszała i wspomagała umiłowany naród meksykański i całą Amerykę, jak to zawsze czyniła z tego sanktuarium na wzgórzu Tepeyac.
Po homilii Jan Paweł II dodał:
Pamiętam, że podczas mojej pierwszej wizyty, w 1979 r., mogłem odwiedzić Oaxakę. Cieszę się, że dziś dane mi było beatyfikować jej dwóch synów. Dziękuję Bogu!
Przed końcowym błogosławieństwem Papież powiedział:
Tu namacalnie doświadczyłem waszego szacunku, a ponowne przybycie napełniło mnie głęboką radością duchową, za którą dziękuję Bogu i Jego Przenajświętszej Matce.
Dziękuję również wszystkim, którzy przygotowali moją wizytę, troszcząc się o każdy szczegół. Dziękuję tym, którzy z wielką serdecznością witali mnie na ulicach tego miasta; tym, którzy przybyli z daleka; tym, którzy wysłuchali przesłania, jakie pozostawiam, i je przyjmą; tym, którzy tak wiele modlą się w intencji mojej posługi Następcy św. Piotra.
Gdy zbliża się chwila odjazdu z tej błogosławionej ziemi, na usta przychodzą mi słowa popularnej piosenki hiszpańskiej: «Odchodzę, a nie odchodzę. Odchodzę, ale nie będę nieobecny, bo choć odchodzę, sercem pozostaję».
Meksyku, Meksyku, piękny Meksyku, niech Bóg ci błogosławi!
opr. mg/mg
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/beatyfikacja_meksyk_01082002.html#
Przy aplauzie milionów Indian
We wtorek 30 lipca ok. 19.40 czasu lokalnego, Papież już po raz piąty przybywał do Meksyku. Na lotnisku Jana Pawła II oczekiwał prezydent kraju Vincente Fox oraz przedstawiciele Episkopatu z jego przewodniczącym abp. Luisem Moralesem Reyesem i prymasem Meksyku kard. Norberto Rivera Carrerą. Na lotnisku było około 3 000 zaproszonych osób, ale już na ulicach Jana Pawła II witały miliony. Według ocen policji było 4,5 miliona witających, według telewizji o kilka milionów więcej. Trudno sobie wyobrazić entuzjazm Meksykanów. Niektórzy przez 20 godzin koczowali, pilnując miejsca blisko trasy przejazdu Ojca Świętego, żeby go zobaczyć choć przez kilka sekund. Niektórzy z powodu zimna tańczyli, aby się rozgrzać. Stolica położona jest bowiem na wysokości ponad 2 tys. m n.p.m. Na spotkanie przybyła też duża grupa Polaków mieszkających w Meksyku i na ulicach powiewały również polskie flagi.
Tu rozpocząłem swe wędrowne duszpasterstwo
Uroczystość powitania – bardzo żywiołowego – odbyła się w olbrzymich rozmiarów hangarze, do którego wjechał airbus z Gwatemali wiozący Ojca Świętego. Na Jana Pawła II i zebranych gości z zadaszenia wysypała się gęsta chmura konfetti w kolorach papieskich przy wiwatach wszystkich zebranych.
Prezydent Vincente Fox bardzo serdecznie powitał dostojnego Gościa. Zaznaczył, że podróż ta stanowi dla mieszkańców Meksyku wielki znak nadziei i siły. „Twoja postawa, Ojcze Święty, jest dla nas wszystkich zachętą” – powiedział. Dodał również, że Meksyk jest krajem rozwijającym się pod opieką Matki Bożej z Gwadelupy. Deklaracja ta miała wielkie znaczenie, gdyż w świetle konstytucji Meksyk jest republiką świecką. Jeszcze większe poruszenie wywołał gest pocałowania Ojca Świętego w pierścień – prezydent złamał w ten sposób długoletnie tabu meksykańskiej polityki, która zabraniała publicznej manifestacji uczuć religijnych przez polityka.
Wyraźnie wzruszony Papież podziękował prezydentowi za jego słowa. „Ogromnie się cieszę, że mogę po raz piąty przybyć na tę gościnną ziemię, na której rozpocząłem swe wędrowne duszpasterstwo, które zaprowadziło mnie do tak wielu części świata. Pragnę potwierdzić raz jeszcze moje uczucia miłości i szacunku dla tego narodu o bogatej i pradawnej historii i kulturze” – powiedział Jan Paweł II, a te słowa zostały przyjęte gorącą owacją.
Nawiązując do niełatwych dziejów Meksyku, wezwał jego mieszkańców do świętości i wierności chrześcijańskiemu dziedzictwu. „Meksyk zawsze wierny!” – powiedział, co znowu wywołało burzę oklasków. Potem przypomniał o celu swojej pielgrzymki: kanonizacji bł. Juana Diego i beatyfikacji dwóch sług Bożych: Jan Chrzciciela i Hiacynta od Aniołów. Kończąc powitanie, Papież powiedział: „Każdemu z Was błogosławię, używając sformułowania, jakim Wasi przodkowie zwracali się do swoich najdroższych: »Niechaj Bóg uczyni z ciebie Juana Diego«”.
Wzdłuż drogi prowadzącej z lotniska do nuncjatury apostolskiej Ojca Świętego witały milionowe tłumy. Na placu Zocalo kilkadziesiąt tysięcy młodych czuwało przez całą noc na modlitwie i katechezie.
Kanonizacja pierwszego Indianina
W godzinach rannych 31 lipca Papież przejechał samochodem panoramicznym z nuncjatury apostolskiej do nowej bazyliki. Na całej trasie pozdrawiały go ogromne tłumy. Świątynia może pomieścić zaledwie 12 tys. uczestników. Na dziedzińcu zgromadziło się ponad 100 tys. osób, które śledziły przebieg uroczystości na wielkich ekranach, a cały kraj był wpatrzony w telewizory. Przed samym wejściem do bazyliki Ojciec Święty przesiadł się na specjalną ruchoma platformę i na niej podjechał do prezbiterium. Witały go chóralne śpiewy i okrzyki: „Juan Diego – Juan Pablo! Jesteś już Meksykaninem!”.
Przed samą uroczystością, która miała niezwykle bogatą i barwną oprawę z dużym udziałem Indian, Ojca Świętego przywitał arcybiskup Miasta Meksyk kard. Norberto Carrera Rivera. Z kolei prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins poprosił Papieża o ogłoszenie świętym bł. Juana Diego, przedstawiając jednocześnie jego sylwetkę. Następnie odśpiewano litanię do wszystkich świętych, a potem Jan Paweł II wygłosił tradycyjną formułę kanonizacyjną: „Ogłaszamy bł. Juana Diego świętym. Wpisujemy go do katalogu świętych i postanawiamy, aby w całym Kościele był czczony”. Te słowa przyjęto gorącymi oklaskami.
Tuż po wygłoszeniu formuły kanonizacyjnej grupa Indian w kolorowych strojach i w pióropuszach na głowach odśpiewała pieśń dziękczynną przy wtórze gry na muszlach i przy wtórze ludowego instrumentu sonayas. Inni Indianie, kołysząc się rytmicznie, ruszyli w procesji w stronę ołtarza. Czterech mężczyzn w białych chłopskich strojach wniosło obraz z wizerunkiem nowego świętego, który został umieszczony pod wizerunkiem Matki Bożej z Gwadelupy. Wszyscy bili brawo, a ze sklepienia bazyliki, w nawiązaniu do cudownego wydarzenia spotkania św. Diego z Matką Bożą w 1531 r., posypały się płatki róż. Kilkusetosobowy chór śpiewał pieśń radości.
W kazaniu Jan Paweł II powiedział, że świadectwo życia nowego świętego „powinno pobudzać do budowania narodu meksykańskiego, szerzenia braterstwa pomiędzy wszystkimi jego dziećmi i sprzyjać coraz bardziej pojednaniu Meksyku, mającego bogate źródła wartości i tradycji”. Papież zwrócił uwagę, że „to szlachetne budowanie Meksyku – lepszego, bardziej sprawiedliwego i solidarnego – wymaga współpracy wszystkich”. W sposób szczególny, dodał, konieczne jest dzisiaj „wspieranie ludności rdzennej w jej słusznych dążeniach, szanując i broniąc prawdziwych wartości każdej grupy etnicznej”. „Meksyk potrzebuje Indian, a Indianie potrzebują Meksyku!” – podkreślił Papież.
Jan Paweł II podkreślił również, że Gwadelupa i Juan Diego „mają głęboki sens kościelny i misyjny oraz stanowią wzorzec doskonale inkulturowanej ewangelizacji”. Przypomniał, że wszyscy wyznajemy Boga, który nie zważa na różnice rasowe czy kulturowe. „Przyjmując chrześcijańskie orędzie bez wyrzekania się swojej tożsamości indiańskiej, Juan Diego odkrył głęboką prawdę nowego człowieczeństwa, w którym wszyscy są wezwani, aby być dziećmi Bożymi w Chrystusie” – powiedział Ojciec Święty. „W ten sposób ułatwił on owocne spotkanie dwóch światów i stał się twórcą nowej tożsamości meksykańskiej, głęboko związanej z Panną z Gwadelupy, której metyskie oblicze wyraża jej duchowe macierzyństwo, obejmujące wszystkich Meksykanów” – dodał.
Ojciec Święty zakończył homilię modlitwą za wszystkie stany katolików Meksyku: „Ukochany Juanie Diego – Orle, który mówisz! Ukaż nam drogę, która poprowadzi nas do Dziewicy, Czarnej Madonny z Tepeyac, aby przyjęła nas do głębi swego serca, gdyż jest ona kochającą i współczującą Matką, która prowadzi do prawdziwego Boga”.
W godzinach popołudniowych Ojciec Święty przyjął w siedzibie nuncjatury apostolskiej prezydenta Meksyku, Vincente Foxa. Jak stwierdził rzecznik meksykańskiego przywódcy, w trakcie spotkania poruszono zagadnienie walki z ubóstwem, poszanowania praw ludności tubylczej oraz migracji. Odpowiadając na zarzut naruszenia laickości państwa przez manifestowanie swej wiary, prezydent Fox powiedział dziennikarzom, iż jest przekonany, że konstytucyjna zasada wolności sumienia dotyczy również głowy państwa.
Beatyfikacja dwóch Indian-męczenników
Podobnie jak kanonizacja Juana Diego, również ta uroczystość 1 sierpnia odbyła się w nowej bazylice Matki Bożej z Gwadelupy i miała również niezwykle radosny charakter. Ubarwiło ją wiele elementów kultury meksykańskich Indian.
Ojca Świętego wprowadziły do bazyliki dwie dziewczynki w strojach ludowych. Zgodnie z miejscowym zwyczajem grupa Indian udekorowała naszyjnikami z kwiatów obecnych w świątyni kardynałów i biskupów. Dostojnego gościa przywitał ponownie arcybiskup Miasta Meksyk kard. Carrera Rivera. W swym przemówieniu przywołał też polskie pochodzenie Jana Pawła II: „Łatwo jest zauważyć, że Twoje serce jako dziecka polskiego od początku bije razem ze sercem Maryi i to było znakiem całego pontyfikatu”. Po czym dodał: „Ojcze Święty, stałeś się apostołem Meksyku! Nikt w historii nigdy nie głosił tak Ewangelii jak Ty, zanosząc ją do najdalszych zakątków ziemi. Stokrotne dzięki za to, że miłość Bożą uczyniłeś obecną wśród nas, i że odnowiłeś w nas zobowiązanie do misji i aby ta ziemia, która jest Twoją, rzeczywiście szła krokami Kościoła misyjnego” – mówił wyraźnie wzruszony.
W czasie aktu pokuty do ołtarza zbliżyły się dwie kobiety z naczyniami, z których unosił się dym i którym okadzały cztery strony świata. Następnie podeszły do Papieża i na znak oczyszczenia pocierały gałązkami jego ręce i ramiona.
Z prośbą o beatyfikację Sług Bożych Jana Chrzciciela i Hiacynta od Aniołów zwrócił się do Ojca Świętego arcybiskup Oaxaca – Hektor Gonzalez Martinez z ojczystej ziemi nowych błogosławionych, przedstawiając jednocześnie życiorysy obu kandydatów na ołtarze. Po wygłoszeniu przez Jana Pawła II formuły beatyfikacyjnej do ołtarza zbliżyli się w procesji Indianie z relikwiami wyniesionych na ołtarze. Grupa Indian z pióropuszami na głowach w dowód szacunku dla nowo błogosławionych i osoby Papieża wykonała „Taniec pióra”. Rytm muzyki, wybijany przez tańczących, udzielił się również Ojcu Świętemu, który przez cały czas prezentacji wybijał go z uśmiechem stukając ręką w poręcz fotela.
„Nowi błogosławieni zachęcają współczesnych Indian do doceniania swoich kultur i języków, a zarazem do wierności wierze w Chrystusa” – powiedział Ojciec Święty w homilii. Nawiązując do Kazania na Górze z Ewangelii św. Mateusza podkreślił: „Ewangelia nas wzywa, aby się nie zniechęcać w obliczu prześladowań, które od początku są udziałem Kościoła” i przypomniał okoliczności męczeństwa obu błogosławionych. „Kiedy wśród tortur proponowano im wyrzeczenie się wiary katolickiej, a przez to ocalenie życia, odpowiedzieli mężnie: »Skoro raz przyjęliśmy chrzest, pozostaniemy zawsze w prawdziwej religii«”.
Jan Paweł II również podkreślił, że ta beatyfikacja wskazuje na misyjny charakter Kościoła katolickiego, a „nowi błogosławieni, jako owoc świętości pierwszej ewangelizacji wśród Indian Zapoteków, zachęcają ich następców do doceniania swoich kultur”. Papież zwrócił również uwagę, że „obaj błogosławieni są przykładem, jak bez mitologizowania obyczajów swych przodków, można dojść do Boga, nie wyrzekając się własnej kultury, lecz pozwalając, aby oświecało ją światło Chrystusa, które odnawia ducha religijnego najlepszych tradycji ludów”.
Na zakończenie uroczystości Jan Paweł powiedział: „Przeżywałem tutaj ogromną radość duchową. Za to dziękuję Bogu i Jego Najświętszej Matce i dziękuję wszystkim, którzy przybyli z najodleglejszych części kraju. Na zakończenie chciałby powtórzyć to, co mówi meksykańska pieśń: Idę, ale nie idę.” W tym momencie wybuchł entuzjazm i ogromna radość wśród zgromadzonych. „Odchodzę, ale nie będę nieobecny. Zostaję sercem z wami” – dokończył Papież. Słowa te zagłuszał okrzyk obecnych: „Janie Pawle II jesteś Meksykaninem”. Na zakończenie Ojciec Święty zawołał: „Meksyku, piękny Meksyku, niech Bóg cię błogosławi”, po czym udzielił błogosławieństwa apostolskiego, na co wierni odpowiedzieli: „Błogosławiony, który przychodzi w Imię Pańskie!”.
Przed opuszczeniem bazyliki Jan Paweł II modlił się jeszcze przez chwilę przed cudownym wizerunkiem Matki Bożej. Podobnie jak poprzedniego dnia, na drodze z bazyliki do nuncjatury wiwatowały setki tysięcy ludzi. Indianie żegnali go śpiewem i muzyką.
Meksyk będzie pamiętał
Entuzjazm i żywiołowa serdeczność towarzysząca Papieżowi na całej trasie latynoskiej podróży ze szczególną siłą objawiła się podczas pożegnania Jana Pawła II. Na lotnisku i całej trzynastokilometrowej trasie przejazdu panowała niezwykle serdeczna atmosfera. Na cześć Ojca Świętego wypuszczono w niebo tysiące białych i żółtych baloników. Na lotnisku Papieża żegnał prezydent Vincente Fox z małżonką oraz wszyscy kardynałowie i biskupi, członkowie korpusu dyplomatycznego i tysiące wiernych. Wołano: „Meksyk zawsze wierny!”, „Meksyk będzie pamiętał!”. Papież wszedł po schodach na pokład samolotu. Przed wejściem odwrócił się jeszcze i wykonał gest błogosławieństwa.
Samolot Boeing 767 z napisem na kadłubie „Meksyk zawsze wierny”, należący do linii lotniczych AeroMexico wzbił się w niebo z międzynarodowego lotniska Benito Juareza punktualnie o godz. 13.40 czasu lokalnego. Wylądował na wojskowym lotnisku Ciampino w Rzymie 2 sierpnia br. o godz. 9.00.
Św. Juan Diego
Juan (Jan) Diego (14741548) – świecki Indianin z Meksyku. To jemu w 1531 r. objawiła się Matka Boża, która odbiera obecnie cześć jako Maryja z Guadalupe.
Urodził się ok. 1474 r. w osiedlu calpulli Tlayacac w Cuauhtitlan w środkowym Meksyku, w plemieniu Chichimeca. Była to miejscowość założona jeszcze w 1168 r. przez członków plemienia Nahua, którą 300 lat później (w 1467 r.) podbili Aztekowie. Nazwano go Cuauhtlatoatzin, co w języku nahuatl znaczy „ten, który mówi jak orzeł” lub „mówiący orzeł”.
Należał do najliczniejszej, ale i najniższej warstwy społecznej Królestwa Azteków, sytuującej się tuż przed niewolnikami. Pracował na roli, a także wyrabiał maty z trzciny, które sprzedawał, zyskując skromne środki na utrzymanie. Ożenił się z kobietą o imieniu Malitzin, ale prawdopodobnie nie mieli dzieci.
Między 1524 a 1525 r. oboje przyjęli chrzest, przy czym on otrzymał imiona Juan Diego a jego żona – Maria Lucia (Maria Łucja, zmarła w 1529 r.). Już wcześniej interesował się wiarą chrześcijańską i często rozmawiał na te tematy z miejscowymi misjonarzami. Był powściągliwy i skłonny do mistycyzmu, lubił ciszę i samotne spacery. Niemal codziennie chodził 20 km do najbliższego kościoła – w Tenochtitlan, aby pogłębić swą wiedzę religijną.
Podczas jednej z takich wędrówek, zwykle około trzygodzinnych, w dolinie Tepeyac ukazała mu się Matka Boża, która rozmawiała z nim w jego ojczystym języku nahuatl. Widzenia trwały od 9 do 12 grudnia 1531 r. Do końca życia zajmował się niemal wyłącznie propagowaniem swoich objawień. Zmarł 30 maja 1548 r.
Do chwały ołtarzy wyniósł go Jan Paweł II (wraz z czterema innymi sługami Bożymi) 6 maja 1990 r. podczas Mszy św., której przewodniczył w mieście Meksyk, gdy po raz drugi odwiedził ten kraj. Było to tzw. potwierdzenie kultu, „istniejącego od niepamiętnych czasów”. (KAI)
Błogosławieni Jan Chrzciciel i Jacek
Obaj pochodzili z plemienia Zapoteków z rejonu Sierra Norte de Oaxaca. Urodzili się w tym samym roku w miejscowości San Francisco Cajonos. Jan Chrzciciel ożenił się z Józefą od Krzyża, z którą miał córkę Różę, natomiast Jacek miał z Petroną od Aniołów dwóch synów, Jana i Mikołaja. Obaj wraz z rodzinami należeli do parafii w swym mieście rodzinnym, obsługiwanej przez dominikanów.
Prowadzili przykładne życie rodzinne i obywatelskie, odznaczali się głęboką wiarą, toteż zajmowali wiele ważnych stanowisk w swym środowisku, wykazując się nie tylko religijnością, ale także przywiązaniem do rodzimych tradycji i zwyczajów. Byli też katechistami i ludźmi bardzo zaangażowanymi w życie religijne swych wspólnot. Jeszcze w 1585 r. III Meksykański Synod Prowincjalny zalecił wybieranie w każdym miasteczku cieszących się szacunkiem doświadczonych starszych mężczyzn o nienagannej postawie moralnej na „stałych cenzorów zwyczajów publicznych”. Ich zadaniem miało być czuwanie nad czystością moralną miejscowej ludności, która dopiero poznawała podstawy wiary chrześcijańskiej i współdziałanie w tym zakresie z księżmi. Ludzi takich nazywano „fiscalami” i taki właśnie urząd sprawowali obaj Indianie.
W nocy z 13 na 14 września 1700 r. odkryli oni, że spora część miejscowych mieszkańców praktykuje potajemnie stare wierzenia plemienne, m.in. składając ofiary z ludzi. Oznajmili o tym dominikanom z parafii, po czym wraz z nimi i przedstawicielem wojska udali się na miejsce kultu pogańskiego, gdzie rozpędzili jego uczestników i zabrali przedmioty praktyk. Wywołało to wielkie oburzenie miejscowych mieszkańców, przywiązanych do dawnych wierzeń, którzy zagrozili śmiercią obu „fiscalom”, jeśli nie zaprzestaną swej działalności. Obaj schronili się początkowo w klasztorze dominikańskim, wkrótce jednak postanowili stawić czoła swym prześladowcom, którzy ze swej strony namawiali ich do wyrzeczenia się wiary. A gdy obaj stanowczo odmówili, podkreślając, że są gotowi nawet umrzeć za Chrystusa, najpierw ich publicznie wychłostano, a następnie wtrącono do więzienia. 16 września dwaj oprawcy z miejscowej ludności wywlekli ich na szczyt góry, gdzie ich związali i strącili w przepaść, a następnie dobili maczetami u stóp wzgórza. Obaj męczennicy zostali pochowani w miejscu swej śmierci, które odtąd nosi nazwę Monter Fiscal Santos, czyli Góra Świętych Fiscalów. (KAI)
Proszę zróbcie coś z tą ikonką “wyrównaj do prawej”. Dlaczego ona się blokuje?
Co jest tego przyczyną?
Św. Ambroży