Myśl dnia
św. Jan Maria Vianney
ŚRODA XXIII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II
PIERWSZE CZYTANIE (1 Kor 7,25-31)
Celibat i małżeństwo
Czytanie z Pierwszego listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.
Bracia:
Nie mam nakazu Pańskiego co do dziewic, lecz daję radę jako ten, który wskutek doznanego od Pana miłosierdzia godzien jest, aby mu wierzono. Uważam, iż przy obecnych utrapieniach dobrze jest tak zostać, dobrze to dla człowieka tak żyć. Jesteś związany z żoną? Nie usiłuj odłączać się od niej. Jesteś wolny? Nie szukaj żony. Ale jeżeli się ożenisz, nie grzeszysz. Podobnie i dziewica, jeśli wychodzi za mąż, nie grzeszy. Tacy jednak cierpieć będą udręki w ciele, a ja chciałbym ich wam oszczędzić.
Mówię, bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, jakby się nie radowali; ci, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali, ci, którzy używają tego świata, jakby z niego nie korzystali. Przemija bowiem postać tego świata.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 45,11-12.14-15.16-17)
Refren:Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha.
Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha, *
zapomnij o swym ludzie, o domu Twego ojca.
Król pragnie twego piękna, *
on twoim panem, oddaj mu pokłon.
Córa królewska wchodzi pełna chwały, *
odziana w złotogłów.
W szacie wzorzystej prowadzą ją do króla, *
za nią przywodzą do ciebie dziewice, jej druhny.
Wiodą ją z radością i w uniesieniu, *
wkraczają do królewskiego pałacu.
Synowie twoi zajmą miejsce twoich ojców, *
ustanowisz ich książętami na całej ziemi.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 6,23ab)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Cieszcie się i radujcie,
bo wielka jest wasza nagroda w niebie.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Łk 6,20-26)
Błogosławieni ubodzy, biada bogaczom
Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.
W owym czasie Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:
„Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy was zelżą i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.
Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.
Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom”.
Oto słowo Pańskie.
***************************************************************************************************************
KOMENTARZ
**************
Szczęście, ale za jaką cenę?
Świat proponuje szczęście: łatwe, szybkie, powierzchowne. Jest nim sukces, niezależność, zadowolenie, ciągłe i za każdą cenę. A Jezus proponuje szczęście wymagające, stopniowe, autentyczne. Paradoksalnie staję się szczęśliwy wówczas, kiedy potrafię przyjąć własne ubóstwo, kiedy potrzebuję Boga i innych. Kiedy przyjmuję mój głód wartości i sensu życia, bez zagłuszania go namiastkami. Kiedy zgadzam się na własny smutek, przyjmując kruchość życia, kiedy szczerze płaczę nad sobą, by sercem się śmiać!
Dziękuję Ci, Jezu, że czynisz mnie ewangelicznie szczęśliwym. Proszę, bym potrafił zauważać ubóstwo, głód i smutki moich braci i sióstr, i zaradzać im.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła
Jezus zapewnia w dzisiejszej Ewangelii, że do ubogich należy królestwo Boże. Wartości materialne, które wpisują się w porządek tego świata, nigdy nie mogą nam przesłonić najważniejszego celu naszego ziemskiego pielgrzymowania. Oby nie zawładnęły one naszym sercem! To nie posiadanie, lecz życie w bliskości Boga i naśladowanie Go w miłości jest naszą szansą na osiągnięcie zbawienia. Łzy przelane z powodu prześladowań za wiarę uświadamiają nam najgłębszy sens naszego życia.
Michał Piotr Gniadek, „Oremus” wrzesień 2008, s. 44-45
KRÓLESTWO BOŻE I JEGO SPRAWIEDLIWOŚĆ
Naucz mnie, Panie, wypełnić wszystko, co sprawiedliwe (Mt 3, 15)
„Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 33). W pełnej doskonałości mieści się jako aspekt cząstkowy, lecz zarazem konieczny, sprawiedliwość rozumiana jako cnota, która oddaje każdemu, co mu się należy. O tym również mówił Jezus. Kiedy faryzeusze pytali Go, czy trzeba płacić podatek cesarzowi rzymskiemu, odpowiedział; „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22, 20). Sprawiedliwość żąda, aby każdemu przyznano to miejsce i prawo, jakie się mu należy; Bogu zawsze pierwsze miejsce i pierwsza cześć: serca i ducha, posłuszeństwa i miłości bez zastrzeżeń; prawowitej władzy państwowej i każdemu człowiekowi zaś uszanowanie zależne od praw każdego. W tym znaczeniu św. Tomasz uczy: „Sprawiedliwość jest cnotą, która oddaje każdemu, co mu się należy, zawsze i stale” (II-a II-ae 58, 1). Pismo święte nieraz to powtarza: „Zaprawiajcie się w dobrym! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie” (Iz 1, 17). I jeszcze: „Kto postępuje sprawiedliwie i kto mówi uczciwie, kto odrzuca zyski bezprawne, kto się wzbrania dłońmi przed wzięciem podarku… ten będzie mieszkał na wysokościach” (Iz 33, 15-16), czyli będzie miły Bogu i błogosławiony przez Niego. Człowiek powinien postępować tak, aby szanować wszystkie prawa podobnych sobie, szczególnie tych, którzy są najbardziej potrzebujący i bezbronni, nie żerując nigdy na innych dla osobistej niesprawiedliwej korzyści. Sprawiedliwość wewnętrzna chrześcijanina powinna rozjaśniać cały jego stosunek do bliźniego bez zaniedbania żadnego obowiązku. „Wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie — mówi św. Paweł — jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym, to miejcie na myśli” (Flp 4, 8). Obowiązek starania się na pierwszym miejscu „o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość” nie może i nie powinien czynić chrześcijanina niedbałym w wypełnianiu jego obowiązków społecznych, owszem, winien sprawić, aby bardziej starał się budzić wszędzie zmysł sprawiedliwości ewangelicznej.
- O Panie, wonność Twojej sprawiedliwości jest wszędzie tak wielka, że Ciebie nie nazywa się po prostu. sprawiedliwym, lecz samą Sprawiedliwością, owszem, Sprawiedliwością, która usprawiedliwia. A tym bardziej możesz usprawiedliwiać, im więcej jesteś skłonny przebaczać. Dlatego każdy, kto żałując za grzechy swoje odczuwa głód i pragnienie sprawiedliwości, niech wierzy w Ciebie, bo Ty usprawiedliwiasz grzesznego… a dostąpi w Tobie pokoju…
Twoja Męka jest najdoskonalszym schronieniem, jedynym lekarstwem. Ona nas wspomaga, kiedy nasza roztropność ustaje, sprawiedliwość jest zbyt słaba, a zasługi naszej świętości marne. Kto istotnie mógłby utrzymywać, że jego mądrość, sprawiedliwość czy świętość wystarczają, aby mu zapewnić zbawienie?… Gdy siła moja ustaje, nie będę się niepokoił ani tracił ufności. Wiem, co uczynię: wezmę kielich zbawienia i będę wzywał Imienia Pana, Oświeć moje oczy, o Panie, abym wiedział, co Ci jest miłe w każdym czasie, a stanę się mądry. Nie pamiętaj na błędy mojej młodości i moją nieświadomość, a będę sprawiedliwy. Prowadź mnie, Panie, Twoją drogą, a będę święty. Lecz jeśli Twoja krew nie przyczyni się za mną, nie będę zbawiony (św. Bernard).
- „Starajcie się o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość.” Sprawiedliwość panuje w niebie; spraw, o Panie, aby panowała również w Twoim Kościele… A panuje, gdy człowiek oddaje Tobie to, co Ci się należy, wówczas bowiem dla miłości Twojej oddaje także stworzeniu, które kocha dla Ciebie, to, co mu się należy. Dla tej samej przyczyny oddajmy także sobie samym to, co się nam należy, kiedy bowiem nasycimy się Tobą, Panie, osiągniemy całe dobro, do jakiego jesteśmy zdolni. Wówczas nasza sprawiedliwość będzie wypełniona… Wtedy dusza moja nie będzie więcej łaknęła ani pragnęła, mając prawdziwe pożywienie: „Moim pokarmem jest czynić wolę Ojca mojego i dokonać Jego dzieła”. Właśnie dlatego Ty ogłaszasz, o Zbawicielu nasz, że doskonała sprawiedliwość polega na wykonywaniu we wszystkim najświętszej woli Ojca niebieskiego i uczynieniu Jej regułą naszej woli. Lecz kiedy uzgadniamy naszą wolę z Jego wolą, wówczas On czyni to, co nam się podoba… „On uczyni wolę tych, którzy się Go boją” i tak wypełni wszystkie ich pragnienia (J. B. Bossuet).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 173
Bł. Karol de Foucauld (1858-1916), pustelnik i misjonarz na Saharze
Rozważania o fragmentach świętych Ewangelii dotyczących piętnastu cnót, Nazaret 1897-98; nr 15
Miejmy nadzieję, miejmy nadzieję my wszyscy, którzy płaczemy, którzy wylewamy niewinne łzy; miejmy nadzieję, jeśli opłakujemy boleści naszego ciała lub duszy: są dla nas jak czyściec, Bóg się tym posługuje…, abyśmy wznieśli oczy do Niego, zostali oczyszczeni, zostali uświęceni.
Miejmy jeszcze większą nadzieję jeśli opłakujemy boleści innych, ponieważ ta miłość pochodzi od Boga i podoba się Mu. Miejmy jeszcze większą nadzieję jeśli opłakujemy nasze grzechy, ponieważ sam Bóg złożył ten żal w nasze serca. Miejmy jeszcze większą nadzieję jeśli z czystym sercem opłakujemy grzechy innych, ponieważ ta miłość chwały Bożej i uświęcenia dusz są zesłane przez Boga i są wielkimi łaskami.
Miejmy nadzieję jeśli płaczemy z pragnienia ujrzenia Boga i z boleści bycia od Niego oddzielonym, ponieważ to miłosne pragnienie jest dziełem Boga w nas. Miejmy jeszcze większą nadzieję jeśli płaczemy tylko dlatego, że kochamy, niczego nie pragnąc i niczego się nie obawiając, chcąc w pełni tego, czego pragnie Bóg i chcąc tylko tego, ciesząc się Jego chwałą, cierpiąc z Jego dawnych cierpień, płacząc raz ze współczucia, wspominając Jego Mękę, raz z radości, na myśl o Jego Wniebowstąpieniu i chwale, raz zwyczajnie, z emocji, ponieważ kochamy Go tak bardzo, że aż omdlewa w nas dusza.
O najsłodszy Jezu, spraw, abym płakał z tych wszystkich powodów, płakał wszystkimi łzami, które rozlewa miłość w Tobie, przez Ciebie i dla Ciebie. Amen.
www.evzo.org
***************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
Święta Pulcheria, cesarzowa
Pulcheria urodziła się 19 stycznia 399 r. w Konstantynopolu jako jedno z pięciorga dzieci cesarza Arkadiusza. Po śmierci ojca, matki i siostry została oddana na wychowanie pod opiekę eunucha, Antiocha, dzięki któremu otrzymała wszechstronne wykształcenie. Władała doskonale nie tylko językiem greckim, ale również łacińskim. Ostatnim wielkim dziełem św. Pulcherii było zwołanie Soboru Chalcedońskiego w roku 451, na którym została definitywnie i ostatecznie potępiona nauka Nestoriusza. W jednej z sesji cesarzowa uczestniczyła osobiście i odebrała hołd od ojców soboru. Papież po odbytym soborze wysłał osobne pismo z podziękowaniem do cesarzowej. W ikonografii święta Pulcheria przedstawiana jest w stroju cesarskim, w koronie na głowie. W dłoni trzyma model kościoła. |
|
Błogosławiony Ogleriusz, opat
Ogleriusz pochodził z Trino, małego miasteczka położonego w pobliżu Vercelli. Urodził się około roku 1145. Wstąpił do cystersów w Locedio. Widzimy go, jak towarzyszy opatowi Piotrowi, gdy ten na życzenie papieża usiłuje doprowadzić do pokoju między zwaśnionymi miastami północnych Włoch. Celestyn III powierzył im ponadto głoszenie krucjaty. |
|
Błogosławiony Franciszek Gárate, zakonnik
Franciszek Gárate urodził się 5 lutego 1857 r. w Azpeitia, na terenie, który kiedyś należał do rodziny Loyolów. W wieku 17 lat wstąpił do nowicjatu jezuitów, który na skutek wojny domowej znajdował się wtedy w Poyanne, we Francji. W roku 1876 złożył śluby zakonne jako brat-koadiutor. Przez dziewięć lat z największą troskliwością spełniał posługi infirmarza w kolegium La Guardia, w pobliżu granicy portugalskiej. Od roku 1887 był furtianem na uniwersytecie w Deusto-Bilbao. Budował tam wszystkich cierpliwością, łagodnością i pogodą. Wcześnie spostrzeżono, że jest wiernym naśladowcą św. Alfonsa Rodrigueza. Nazywano go Frater Urbanitas. |
|
Święty Mikołaj z Tolentino, prezbiter
Mikołaj urodził się w Castel Sant Angelo (obecnie Sant Angelo di Pontano), we Włoszech, w roku 1245. Na chrzcie otrzymał imię Mikołaj, gdyż rodzice prosili o syna przez wstawiennictwo św. Mikołaja z Bari – matka była bowiem od wielu lat niepłodna. W podzięce rodzice ofiarowali syna, gdy miał zaledwie 12 lat, jako oblata do zakonu augustianów (1257). W trzy lata potem młodzieniec wstąpił do nowicjatu. W domach zakonnych w Tolentino i w Cingoli odbył studia średnie, a potem studia w zakresie filozofii i teologii. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk św. Benvenuta, biskupa Osimo, w roku 1269 w Cingoli, w wieku 24 lat. Był szczególnie wrażliwy na niedolę ubogich. Umiał przemawiać do zamożnych, by dzielili się chętnie swoją majętnością z tymi, którzy są głodni. Za zezwoleniem przełożonych utworzył stały fundusz dla ubogich. Bywało, że mył im nogi. Mikołaj zmarł w Tolentino 10 września 1305 roku. Jego pogrzeb był wielką manifestacją miasta i okolicy. Pochowano go w kościele klasztornym. Kiedy w roku 1345 odjęto od ciała dwie ręce, by je umieścić w drogocennych relikwiarzach, według kroniki klasztoru z ciała nienaruszonego rozkładem miała wypłynąć obficie krew. Ta sama kronika wspomina, że fakt płynięcia krwi miał się powtórzyć w ciągu wieków jeszcze kilka razy. Papież Eugeniusz IV w roku 1446 wyniósł Mikołaja uroczyście do chwały świętych. Jego kult zakon augustianów rozniósł po całym świecie. Jego główne sanktuarium znajduje się w Tolentino. Pierwotny kościół klasztorny pw. św. Jerzego powiększono i dano mu nowy tytuł – św. Mikołaja. Sanktuarium nawiedziło 12 papieży, 9 świętych i błogosławionych, 38 królów i książąt (wśród nich sam Napoleon i nasza królowa, Maria Kazimiera, żona króla Jana III Sobieskiego). Ikonografia przedstawia zwykle św. Mikołaja z Tolentino w czarnym habicie augustianina z regułą w ręku na znak sumiennego jej zachowania; z lilią w ręku, symbolem niewinności jego serca; z krzyżem w ręku, który oznacza ducha pokuty i z gwiazdą na piersiach lub nad głową Świętego, gdyż świadkowie mieli ją kilka razy nad nim oglądać. |
oraz:
św. Agabiusa, biskupa (+ V w.); bł. Antoniego Ixidy, prezbitera i męczennika (+ 1632); świętych męczenników Apeliusa, Klemensa i Łukasza (+ I w.); świętych biskupów i męczenników: Datywa, Feliksa, Liteusza, Lucjusza, Nemezjana, Poliana i Wiktora (+ III w.); św. Kandydy Młodszej (+ ok. 585); św. Piotra, biskupa (+ ok. 1002); św. Salwiusza, biskupa (+ 564); św. Teodora, biskupa i męczennika (+ ok. 670)
PULCHERIA, cesarzowa (Błagowiernaja carica Greczeskaja Pulchierija), 10/23 września. Urodziła się w 399 r. w Konstantynopolu. Była córką cesarza Arkadiusza. Przeżyła burzliwą młodość. Po śmierci siostry, ojca i matki oddano ją na wychowanie pewnemu eunuchowi imieniem Antioch, który zadbał o jej wszechstronne wykształcenie. W 414 r. została regentką swojego młodszego brata, cesarza bizantyjskiego Teodozego II. Swój urząd pełniła z energią i talentem. Już wtedy złożyła przez Bogiem śluby czystości. Z jej inicjatywy wyszły dekrety przeciwko montanistom i eunomianom (415 r.) oraz nestorianom (429 r.).
Po wstąpieniu na tron cesarza Teodozego II, Pulcheria w dalszym ciągu wywierała znaczny, korzystny wpływ na rządy w kraju. Po jego śmierci w 450 r. objęła tron. Rządy sprawowała razem z młodym, zdolnym wodzem Marcjanem, którego w końcu poślubiła, nie łamiąc przy tym złożonej w młodości przysięgi.
Św. Pulcheria gorliwie broniła czystości wiary, aktywnie przeciwstawiając się nestorianizmowi i monofizytyzmowi. Będąc niewiastą głęboko pobożną, okazywała wielkie dobrodziejstwa Cerkwi i ubogich. W geście pokuty za niewłaściwe potraktowanie św. Jana Złotoustego***przez jej rodziców, sprowadziła jego relikwie z Comana i umieściła w relikwiarzu świątyni Apostołów w Konstantynopolu. Ostatnim wielkim jej dziełem było zwołanie IV Soboru Powszechnego w Chalcedonie w 451 r., na którym definitywnie i ostatecznie potępiono nauki Nestoriusza.
Cesarzowa Pulcheria zmarła w 453 r. w Konstantynopolu.
W ikonografii święta przedstawiana jest w zdobionym cesarskim stroju z koroną na głowie. W dłoni trzyma zazwyczaj model świątyni.
W 438 r. cesarz Teodozy II i św. cesarzowa Pulcheria nakazali sprowadzić relikwie świętego do Konstantynopola. Złożono je w świątyni Dwunastu Apostołów. W 1489 r. sułtan turecki Bajazed II podarował je królowi francuskiemu Karolowi VIII. Od 1627 r. relikwie znajdują się w bazylice św. Piotra w Rzymie, a ich cząsteczki rozeszły się po całym świecie (27 listopada 2004 r. papież Jan Paweł II przekazał relikwie patriarsze Bartłomiejowi I.).
Sobór Nicejski pozostawił otwartą inną kwestię: w jaki sposób ponadświatowy Logos może związać się z człowiekiem a jednak pozostać Bogiem? Jeśli bowiem ów Logos nie jest „duszą świata” jak u Ariusza, a więc jeśli wewnętrznie nie ma w sobie odniesienia do świata, to problem jeszcze bardziej się zaostrza. Mówiąc inaczej: jak boskie Słowo może być człowiekiem, a jednak Jego Bóstwo może pozostawać czymś różnym od Jego człowieczeństwa? Innymi słowy: co oznacza wcielenie Boga? W związku z tym kształtują się dwa kierunki myślenia, które łączy się z dwoma wielkimi patriarchatami Wschodu.
1. Kierunek aleksandryjski podkreśla jedność Chrystusa. Zjednoczenie wiekuistego Słowa z ciałem Jezusa, a tym samym druga Osoba Boska jako działający i ujawniający się w ciele podmiot, zostają w sposób radykalny i konsekwentnie przemyślane do końca. Zasadnicza myśl jest następująca: Człowiek-Jezus jest Bogiem. Bóg, bądź boski Logos, jest tym, kto objawia się w ciele Jezusa. Później, po Soborze w Chalcedonie, będzie się używać takich formuł jak: „Bóg – względnie: jeden z Trójcy – cierpiał za nas”. Teologię tę określa się również jako chrystologię Logos-Sarks (schemat: Słowo-Ciało). W formie ekstremalnej, na przykład u Apolinarego z Laodycei w IV wieku, Logos tworzył z ciałem naturalną jedność ciała i duszy: Chrystus nie ma więc już ludzkiej duszy, bo miejsce duszy zajmuje Logos (a więc w gruncie rzeczy Bóg z ludzkim ciałem).Ortodoksyjni przedstawiciele tego kierunku, Atanazy Aleksandryjski w IV wieku, a na dobre dopiero Cyryl Aleksandryjski w V wieku, uznają pełną ludzką naturę Chrystusa z ciałem i duszą. Podkreślają jednak nierozdzielną jedność: Bóstwo i człowieczeństwo nie stoją obok siebie, ale tworzą jedyną w swym rodzaju rzeczywistość, podobnie jak ogień przenikający rozżarzone żelazo. Cyryl podkreśla to w taki sposób: „Słowo stało się człowiekiem, a nie weszło w człowieka, lub mówiąc inaczej nie przybrało postaci człowieka!” Przewodnim zdaniem jest tu J 1, 14. W oparciu o nie Cyryl mówi o „jednej naturze (mia physis) wcielonego Słowa”. Natura (physis) nie ma tu jeszcze późniejszego technicznego znaczenia „bycia Bogiem”, czy „bycia człowiekiem”, ale wyraża po prostu jedyną rzeczywistość: nie polega ona na „przyjęciu” postaci człowieka, nie polega na moralnym zjednoczeniu, ale polega na tym, że ów Człowiek-Jezus jest Bogiem!
2. W przeciwieństwie do kierunku aleksandryjskiego, kierunek antiocheński podkreśla różnicę między Bogiem i człowiekiem. Przyjmuje pełne i samodzielne człowieczeństwo Jezusa i bierze je na sposób radykalny, na serio. Dlatego też nazywa się on chrystologią Logos-Anthropos (schemat: Słowo-Człowiek). Ze szczególnym upodobaniem mówi o Chrystusie jako o „drugim Adamie” lub też, że w Chrystusie pełny człowiek został przyjęty przez Boga, bądź, że Logos zamieszkuje w człowieku Jezusie tak, jak w świątyni, lub że posługuje się nim jak swym „narzędziem”. Niebezpieczeństwo tej chrystologii polega na tym, że więź Jezusa z Bogiem może łatwo wydawać się tylko więzią moralną (Bóg mówi „tak” człowiekowi Jezusowi). Oczywiście, wielkim niebezpieczeństwem przeciwnego kierunku jest to, że pełne człowieczeństwo Jezusa nie dochodzi do głosu. Kierunek aleksandryjski jest „teologią opartą na złotej podstawie”. Świat traci w nim swą samodzielność, podczas gdy druga teologia najpierw bierze na serio świat w jego własnym charakterze i dokonuje refleksji wychodząc od człowieka. W gruncie rzeczy są to dwa typy teologii, na które natrafiać się będzie w różnych formach nie tylko w chrystologii.
Jak w wielu teologicznych walkach, tak i tu w przypadku wzajemnie zwalczających się partii można dostrzec z większego dystansu dwa uprawnione kierunki myślenia, które mogą się wzajemnie uzupełniać. Sobór Chalcedoński dokonał później syntezy, która uznawała prawomocność sposobu myślenia obu stron. To, że najpierw doszło do ostrej walki, miało jako swą przyczynę – poza osobistymi powodami – również i to, że dwa patriarchaty, Aleksandria i Konstantynopol, na płaszczyźnie teologicznej toczyły walkę o władzę. Chrystologiczne walki V wieku są – choć nie wyłącznie – walkami między Konstantynopolem, który parł do przodu, a Aleksandrią, która broniła swego pierwszeństwa na Wschodzie, a także swego drugiego miejsca w całym Kościele i z początku znajdowała się w przymierzu z Rzymem. Silna pozycja Aleksandrii na dworze cesarskim opierała się zasadniczo na fakcie, że Egipt był spichlerzem stolicy cesarstwa, a biskup aleksandryjski stawał się w Egipcie postacią coraz bardziej dominującą i rzeczywistym obrońcą całego kraju.
I. Nestoriusz, Cyryl i Sobór w Efezie (431)
1. „Scandalum oecumenicum”
W pierwszym akcie dramatu przeciwnikami są: Nestoriusz, patriarcha Konstantynopola jako reprezentant kierunku antiocheńskiego oraz Cyryl, patriarcha Aleksandrii jako reprezentant kierunku aleksandryjskiego. Poza wspomnianą już rywalizacją między Aleksandrią i Konstantynopolem, wielką rolę po obu stronach odgrywa także aż nazbyt element ludzki. Cyryl doskonale znał się na politycznych matactwach i na wszelkich środkach walki o władzę, ale okazywał przy tym mało zrozumienia dla innych opinii teologicznych. Nestoriusz na zarzuty reagował ironicznie, zarozumiale i z udawaną chełpliwością, przy czym pastoralna roztropność i wyczucie nie były jego mocną stroną.
Skandalon oikoumenikon, który podzielił wiernych w Konstantynopolu na dwa zażarcie zwalczające się obozy, obracał się wokół tytułu „Bogurodzica” (Theotokos). Pewna grupa odrzucała ten tytuł: Maryja zrodziła tylko człowieka, w którym oczywiście zamieszkuje Bóstwo. Spór o ten tytuł poddawał w wątpliwość pobożność przede wszystkim mnichów, w szeregach których wzywanie Theotokos od dawna było czymś normalnym.
Nestoriusz zastał już ten spór, gdy w 428 roku stał się patriarchą Konstantynopola. Nie rozniecił go, a raczej próbował załagodzić, proponując zamiast terminów „Bogurodzica” lub „Rodzicielka człowieka (Jezusa)” (anthropotokos) wyrażenie „Rodzicielka Chrystusa” (Christotokos). Jego zamiarem było przy tym uniknięcie mieszania Bóstwa i człowieczeństwa Chrystusa. Właśnie dlatego przeciwstawiał się on takim wyrażeniom jak: „Bóg narodził się z niewiasty”, „Bóg cierpiał”. Zamiast tego zaproponował formułę: „Maryja zrodziła człowieka, narzędzie Bóstwa”.
Wśród katolickich historyków dogmatu prawdopodobnie zapanowała już dziś zgoda co do tego, że Nestoriusz w rzeczywistości nie był heretykiem, ale mieścił się w granicach ortodoksji. Nestoriusz przede wszystkim nie zaprzeczał nierozdzielnej jedności Bóstwa i człowieczeństwa w Chrystusie. Zgodnie z istotą rzeczy postrzegał ją jako jedność osoby. To, że widział on tę jedność osoby nie w samym Logosie, ale we wspólnym dla obu natur prosopon Chrystusa jako coś trzeciego obok Bóstwa i człowieczeństwa, trzeba by (patrząc z perspektywy Chalcedonu) złożyć na karb niedoskonałej terminologii, którą wybacza się przecież także Cyrylowi. Oczywiście, w przeciwieństwie do Cyryla, Nestoriuszowi nie udało się w wystarczający sposób uczynić zrozumiałą swej myśli soteriologicznej, która tymczasem całkowicie nim zawładnęła[1].
Cyryl zgorszył się przede wszystkim sposobem mówienia Nestoriusza. Doszło do wymiany listów, w których obydwaj w gruncie rzeczy całkowicie się mijali. Cyrylowi jednak lepiej niż Nestoriuszowi udało się uwyraźnić znaczenie zbawienia w prezentowanym przez siebie stanowisku. Argumentował on w taki sposób: jeśli ciało Jezusa nie jest ciałem Boga, to wówczas nie może On nam także ofiarować życia; jeśli Jego śmierć na krzyżu nie jest śmiercią Boga, to nie może On nas także wybawić od śmierci.
Ale oto do sporu włączyły się inne patriarchaty, to znaczy najpierw Rzym. Nestoriusz jako pierwszy poinformował o niej rzymskiego biskupa Celestyna, ale popełnił wielki błąd. Nie wziął pod uwagę, że w Rzymie znajomość języka greckiego bez wątpienia nie wystarczała do tego, aby dać sobie radę z trudną teologiczną terminologią fachową. Doszło do tego, że jego dossier najpierw zostało wysłane do Marsylii, celem oceny przez władającego greką znawcę Wschodu, opata Jana Kasjana od św. Wiktora. Cyryl uprzedził go wysyłając do Rzymu swoje dossier wraz z łacińskim tłumaczeniem. Rzymski synod w 430 roku potępił Nestoriusza (źle go zrozumiał i tezy przedstawił w zniekształconej postaci) i zażądał od niego odwołania jego tez w ciągu 10 dni od otrzymania orzeczenia synodalnego – w przeciwnym wypadku zostanie on wykluczony ze wspólnoty Kościoła. Egzekutorem wyroku został ustanowiony nie kto inny, jak właśnie Cyryl. Rzeczą nieszczęsną i teologicznie nieusprawiedliwioną było to, że Rzym w tak jednostronny sposób i bez żadnych zastrzeżeń stanął po stronie Cyryla. Cyryl streścił wiarę we Wcielenie w 12 anatematyzmach i zażądał od Nestoriusza, żeby je przyjął.
2. Dwa sobory w jednym mieście
Pierwsza inicjatywa zwołania soboru ekumenicznego wyszła od Nestoriusza. Podjął ją zaraz cesarz Teodozjusz II, który zwołał sobór do Efezu. Nie zaproszono nań wszystkich biskupów, ale tylko metropolitów Wschodu, którzy mieli wybrać sobie takiego lub innego biskupa pomocniczego ze swej prowincji, a ponadto z Zachodu zaproszono przedstawicieli Rzymu i Kartaginy. Biskup Rzymu Celestyn, zajęty zupełnie czymś innym, a mianowicie problemem pelagianizmu i pełen obaw, iż pelagianie mogliby przedstawić swą sprawę na forum soboru[2], udzielił swoim wysłannikom wskazówki, by we wszystkim trzymali się Cyryla, a poza tym, by nie uczestniczyli w dyskusjach na tej samej płaszczyźnie, co inni, ale by byli ich sędziami[3].
Sobór rozpoczął się 22 czerwca z udziałem 150 (do 160) biskupów, przede wszystkim egipskich, azjatyckich i palestyńskich, wśród których poza Cyrylem wiodącymi postaciami byli metropolici Memnon z Efezu i Juwenal z Jerozolimy. Ponadto przybyli liczni mnisi egipscy, którzy gromadząc się w grupkach i wołając Theotokos opanowali ulice miasta i swoimi demonstracjami podgrzewali nastroje wśród ludu. Tymczasem Nestoriusz, również obecny w Efezie, choć oczywiście nie na soborze, otrzymał policyjną ochronę od cesarza, chcącego zapewnić mu bezpieczeństwo. Zaraz na początku wybuchł konflikt między cesarzem, a raczej jego przedstawicielem, i Cyrylem, którzy mieli zupełnie przeciwstawne wyobrażenia o soborze. O ile cesarz pragnął porozumienia obu kierunków i dlatego domagał się, by soborowi przewodził jego przedstawiciel, komes Kandydian, to Cyryl, w pełni popierany przez Rzym, czuł się rzeczywistym panem soboru. Gdy biskupi antiocheńscy pod wodzą Jana z Antiochii opóźniali swe przybycie, nie czekał na nich, ale natychmiast otworzył sobór. Nie czekał zresztą również na przybycie rzymskich legatów – ci jednak i tak otrzymali wskazówkę, by działać w najściślejszej łączności z Cyrylem. Kandydian żądał, by czekać na przyjazd antiocheńczyków. Jednak nie posłuchano go. Cyryl nie dopuścił, by przewodniczył soborowi, a na zajmowanym przez niego miejscu kazał umieścić księgę Ewangelii. Nestoriusz ze swej strony wzbraniał się przed przybyciem na sobór, dopóki nie będą obecni wszyscy biskupi. Gdy biskupi przybyli do jego domu, policja zabroniła im wstępu.
Sobór obradujący pod przewodnictwem Cyryla uznał drugi list Cyryla do Nestoriusza za zgodny z wiarą nicejską, a odpowiedź Nestoriusza za sprzeczną z nią[4]. Znamienny dla świadomości ojców soborowych jest fakt, że zarówno wcześniej, jak i teraz, rzeczywisty autorytet stanowił dla nich Sobór Nicejski. Sobór Efeski nie rości sobie żadnego prawa do równorzędności z Niceą. Dlatego nie wydaje on żadnej nowej „definicji”. Jedynie stwierdza, czy określone wypowiedzi zgodne są z Niceą, czy też są z nią sprzeczne. Rozstrzygającym punktem nicejskiego wyznania wiary jest to, że mówi ono o „jednym i tym samym”, iż jest Synem Boga, iż zstąpił, cierpiał itd. Potem Nestoriusza złożono z urzędu. W liście skierowanym do niego jako do „nowego Judasza” powiadomiono go, że z powodu swych „bezbożnych nauk” zostaje pozbawiony wszelkich kościelnych godności.
Od otwarcia soboru przez Cyryla upłynęły zaledwie cztery dni, gdy 26 czerwca zjawili się również antiocheńczycy. Pod przewodem Jana z Antiochii odbyli oni również w Efezie antysobór z udziałem mniej więcej 50 biskupów (wobec 150 pod wodzą Cyryla). Sobór ten ze swej strony zdjął z urzędu Cyryla. Tak więc gdy cesarz, który chciał porozumienia, załamywał ręce, w tym samym mieście odbywało się żałosny spektakl: obradowały dwa sobory, które na dodatek wzajemnie się ekskomunikowały. Cesarz uznał sobór za niebyły i nieważny. Zakazał biskupom opuszczania Efezu i ogłosił, że konieczne jest zbadanie sprawy przez wyższego urzędnika. Na początku lipca przybyli również legaci rzymscy. Sobór został na nowo otwarty i uznano decyzje synodu rzymskiego. Legaci ze swej strony zgodzili się na zdjęcie z urzędu Nestoriusza, a tym samym wyrazili przyłączenie się Zachodu do wyroku wydanego na Nestoriusza. Następnie wraz z 30 biskupami został ekskomunikowany także Jan z Antiochii. W końcu zjawił się urzędnik cesarski, złożył z urzędu zarówno Nestoriusza, jak i Cyryla, osadził obu w areszcie domowym i rozwiązał sobór. Cyryl jednak uciekł i w Aleksandrii został triumfalnie przyjęty przez całe miasto, natomiast Nestoriusz musiał usunąć się do klasztoru w Antiochii. Później powitał z radością list Leona Wielkiego do Flawiana (449) i dostrzegł, że w dokumencie tym uznano jego idee.
Efez może służyć za przykład soboru, który powoduje podział. Był jednostronnym zwycięstwem określonego kierunku teologicznego nad innym. Jego bezpośrednim skutkiem był rozpad communio pomiędzy oboma wielkimi patriarchatami, Aleksandrią i Antiochią.
3. Chwiejny pokój
Dwa lata po zerwaniu mostów nastąpił jednak bardziej pojednawczy finał. Zawdzięczano go przede wszystkim cesarzowi. Cyrylowi, który przecież został złożony z urzędu, ogromnymi darami na dwór w Konstantynopolu, które doprowadziły Kościół aleksandryjski na skraj bankructwa, udało się zmienić nastawienie cesarza do własnej osoby. Jednak nie uniknął ustępstw, ponieważ Teodozjusz II chciał porozumienia między wrogimi sobie patriarchatami. Po dwóch nieudanych podejściach osiągnął w końcu swój cel w 433 roku.
Podstawą pokoju stała się formuła unijna naszkicowana przez antiocheńczyków i uznana przez Cyryla za prawowierną[5]. Formuła mówi o Chrystusie jako „doskonałym Bogu” i „doskonałym człowieku”, współistotnym Ojcu co do Bóstwa, a także nam – co do człowieczeństwa. Mówi ona o „zjednoczeniu dwóch natur” i o „zjednoczeniu bez zmieszania” oraz wyznaje Maryję jako „Bogurodzicę”. Tym samym Cyryl milcząco porzucił swe anatematyzmy i gorszącą formułę o „jednej naturze wcielonego Słowa”. Unia ta, która w istotny sposób przygotowała sobór w Chalcedonie, i której formuła została przejęta do pierwszej części definicji chalcedońskiej, z punktu widzenia historii rozwoju dogmatu jest bardziej znacząca i z większą słusznością może być określana jako „ekumeniczna” niż sam Sobór Efeski.
Zawarty w takich okolicznościach pokój był jednak bardzo niepewny i chwiejny. Zwolenników obu protagonistów udało się dlań pozyskać tylko z wielkim trudem. Obydwa teologiczne kierunki usiłowały wyjść poza jego ramy. Szczególnie partia cyrylowo-aleksandryjska, tak teraz, jak i wcześniej, próbowała narzucić interpretację formuły w rozumieniu anatematyzmów Cyryla, a „zjednoczenie dwóch natur” rozumieć w takim sensie, że nie tworzą one już dwóch, ale „jedną naturę” (rzeczywistość), mianowicie rzeczywistość „wcielonego Słowa”. Doszło do tego, iż ów kierunek zyskał wielkie znaczenie szczególnie w Syrii, dotychczasowym centrum kierunku antiocheńskiego. Pokój utrzymywał się tak długo, jak długo żyli obaj jego protagoniści, Cyryl i Jan. Jednak po ich śmierci (444 i 442) doszło do dalszej radykalizacji postaw.
[1] H. J. Vogt, Papst Cölestin und Nestorius, w: Konzil und Papst. Festschrift Tüchle, Paderborn 1975, 85-101, tu 97n.
[2] J. Speigl, Der Pelagianismus auf dem Konzil vom Ephesus, AHC 1 (1969), 1-14.
[3] ACO I, II, 25.
[4] ACO I, 3; 61-65.
[5] ACO I, 1, 4; 8, 27-9, 8; 17, 9-20.
http://www.apologetyka.katolik.pl/odnowa-kosciola/z-historii-chrzecijastwa/97/387-i-nestoriusz-cyryl-i-sobor-w-efezie-431
Żywot świętej Pulcherii,
panny i cesarzowej
(żyła około roku Pańskiego 453)
Niewielu mamy Świętych, którzy chociaż zasiadali na tronie, otoczeni licznym gronem pochlebców, to jednak nigdy nie popełnili żadnego grzechu ciężkiego. Do tych niewielu należy Pulcheria, którą św. Cyryl, biskup, nazywa nieskalaną oblubienicą Chrystusa, ozdobą ziemi, chlubą Kościoła, a Ojcowie soboru chalcedońskiego “strażnicą wiary, sprawczynią pokoju i pogromczynią kacerzy”.
Była ona córką cesarza Arkadiusza i urodziła się w roku 399. Licząc lat dziewięć została sierotą, ale Bóg, który chciał w niej mieć naczynie swych świętych zamiarów, uposażył ją darem mądrości, bogobojności, męstwa i zamiłowania samotności. Brata swego Teodozjusza uczyła pacierza jak najtroskliwsza matka, prowadziła go do kościoła i wychowywała na prawowiernego chrześcijanina. Prócz tego zastępowała ojca i matkę swym dwóm małym siostrzyczkom. Pana Jezusa tak umiłowała, że ślubowała Mu dozgonne panieństwo i do tego samego ślubu skłoniła swoje siostry. Licząc lat 15 została wraz z Teodozjuszem władczynią ogromnego państwa. Jako cesarzowa, sławiona i podziwiana przez wszystkich z powodu swej mądrości, pozostała skromną i pokorną. Wszystko czyniła w imię brata, aby na niego spadał zaszczyt, nie na nią. Pałac cesarski, który w dawniejszych czasach był widownią uczt i zabaw, stał się pod jej zarządem jakby klasztorem, w którym panowała surowa karność i wzorowy ład. W komnacie jej, zarówno jak w komnatach jej sióstr, nie wolno było pokazać się mężczyźnie. Z osobami płci męskiej rozmawiała tylko przy świadkach.
Gdy była wolna od zatrudnień państwowych, modliła się, czytała, albo też oddawała się ręcznej pracy. Gdy miała coś zarządzić albo zająć się jaką ważną sprawą, błagała Boga o oświecenie, pytała o zdanie mężów mających doświadczenie i dopiero potem przystępowała do rzeczy. Dzięki temu, chociaż była tylko słabą dziewicą, rządziła skołatanym państwem tak mądrze i energicznie, że choć w części odzyskało dawne znaczenie w świecie, a poddani zaczęli lżej oddychać.
Gdy Teodozjusz doszedł 20 roku życia, Pulcheria sama wybrała mu małżonkę, nadobną i mądrą Atenaldę. Była ona poganką, ale z miłości do narzeczonego przyjęła wiarę chrześcijańską, przy czym na chrzcie świętym otrzymała imię Eudoksji.
Niestety, Eudoksja źle odpłaciła przychylność swej bratowej, zniechęcona bowiem przez pochlebców do Pulcherii, postanowiła oddalić ją od rządów. Co gorsza, zaczęła okazywać względy poganom, którzy podówczas stanowili jeszcze wielką część ludności państwa rzymskiego, i jedynie z obawy przed Pulcheria, jako gorliwą opiekunką Kościoła katolickiego, nie odważyli się otwarcie wystąpić. Posunęła się nawet tak daleko, że wyrugowała z serca Teodozjusza przywiązanie do siostry i namawiała go, aby kazał Pulcherii wstąpić do klasztoru, ale święty Fabian, biskup, nie zgodził się na zamiary Teodozjusza i odkrył przed Pulcheria knowane przeciw niej intrygi. Święta dziewica, od dawna tęskniąc do samotności i zacisza, i nade wszystko miłując pokój, wyjechała na wieś, gdzie trawiła czas na modlitwach i czytaniu Pisma świętego.
Po oddaleniu się Pulcherii opuściło błogosławieństwo Boże dom Teodozjusza. Kacerze szerzyli śmiało i bezwzględnie przewrotne swe nauki, na katolików spadło prześladowanie, wszędzie szerzył się nieład i zamieszanie. Bolała nad tym Pulcheria, jednakże zdała wszystko na wolę Bożą. Chciała zapomnieć o świecie i być zapomnianą. Nie powstał w jej sercu gniew przeciw bratowej i bratu, którego słabość i niedołęstwo wzbudzały w niej litość. Tym czasem zamieszanie w kraju ciągle się zwiększało, mnożyły się gwałty i bezprawia, a kacerstwo coraz bardziej się rozwielmożniało, wskutek czego papież Leon prosił świętą dziewicę listownie, aby się zajęła sprawą Bożą i zaopiekowała Kościołem.
Usłuchała Pulcheria głosu namiestnika Chrystusowego, wróciła do Rzymu i zażądała rozmowy z bratem w cztery oczy. Przekonała go dowodnie, że daje się używać za narzędzie i stoi nad przepaścią zguby, i tak umiała przemówić do jego serca, że Teodozjusz kazał pojmać szambelana a zarazem doradcę swej żony, skazał go na wygnanie, a potem wydał na niego wyrok śmierci. Wkrótce potem umarł cesarz, Eudoksja zaś wyjechała do Ziemi świętej i skończyła życie na pokucie. Odtąd znowu Pulcheria była samodzielną panią cesarstwa zachodniego. Ponieważ państwo otoczone było nieprzyjaciółmi, a cesarzowa jako niewiasta nie mogła i nie umiała oddalić groźnego niebezpieczeństwa, przeto doradcy nalegali na nią, aby poszła za mąż. Było to nową próbą dla świętej dziewicy, która nie zapomniała o ślubie, uczynionym w wieku dziecięcym. W końcu zmuszono ją oddać rękę doświadczonemu wojownikowi Marcjanowi. Był on wdowcem, a słynął z bogobojności, pracowitości i wielkiego miłosierdzia. Zanim Pulcheria połączyła się z nim węzłem małżeńskim, oświadczyła mu, że przysięgła Bogu pozostać panną i pragnie dotrzymać ślubu w małżeństwie. Marcjan zgodził się na jej żądanie i zobowiązał się, że będą żyli z sobą tak jak Maryja Panna z Józefem. Odtąd starali się oboje o szczęście poddanych, krzewienie wiary w kraju, świątobliwe pożycie i śmierć świątobliwą. Widząc, jak straszny zamęt wywołało w kraju kacerstwo i jak bardzo na tym cierpiał Kościół święty, z radością zgodzili się oboje na zamiar papieża zwołania soboru powszechnego do Chalcedonu w roku 451. Na sobór ten przybyło 4 legatów papieskich i 250 biskupów. Potępiono na nim jednogłośnie kacerstwo odmawiające Bóstwa Chrystusowi, a na Pulcherię i jej męża spłynęła sława obrońców wiary, gdyż oboje starali się wszędzie wprowadzić w życie uchwały soboru. Cesarzowa budowała kościoły, zakładała szpitale, które hojnie wyposażała, odwiedzała biednych i przynosiła im ulgę w niedostatku. W chwilach wolnych od zajęć rządowych szukała samotności, aby się modlić, czytać dzieła nabożne, odwiedzać kościoły. Bóg nagrodził ją objawieniem, w którym ujrzała grobowiec z kośćmi 40 świętych Męczenników; relikwie te kazała umieścić w kosztownej trumnie i uroczyście pochować. Umarła licząc lat 54, zapisawszy poprzednio ubogim cały majątek i włości do siebie należące. Małżonek jej pożegnał się z tym światem w dwa lata po jej zgonie.
Święta Pulcheria
Nauka moralna
Życie chrześcijańskie polega na tym, abyśmy we wszystkich czynach i zamiarach naszych szukali chwały Bożej i wolą Boga się rządzili. Zwyczajny człowiek zwraca wszystkie żądze, życzenia i myśli ku rzeczom ziemskim i szuka szczęścia w zaspokojeniu swej dumy, chciwości i innych żądz występnych; prawdziwy chrześcijanin tęskni do rzeczy wyższych, zwraca myśl ku Bogu i jest tylko wtedy szczęśliwy i zadowolony, gdy pełni wolę Bożą i przyczynia się do Jego chwały. Władza i bogactwa tylko o tyle mają u niego znaczenie, o ile są środkami do osiągnięcia najwyższego celu, tj. zbliżenia się do Boga. Sam w sobie jest skromny, bezinteresowny i pokorny. Takie było też usposobienie umysłu świętej Pulcherii; nie zadowalała jej serca sama świątobliwość jej osoby, lecz używała swego dostojeństwa i swego wysokiego stanowiska na to, aby według możności przyczyniać się do chwały Bożej, szerzenia prawd wiary świętej i zapewnienia szczęścia poddanym. Naśladujmy tę świętą niewiastę, pomni słów Pisma świętego: “Błogosław Boga na każdy czas, a proś Go, aby drogi twoje prostował, a wszystkie rady twoje niech w Nim przebywają”.
Modlitwa
Boże, który z upodobaniem spoglądasz na dusze z niezmienną wiernością Ci poddane, pozwól i mnie należeć do tych, co napełnieni miłością ku Tobie, nie szukają nic innego prócz posłuszeństwa Twej woli, szerzenia Twej chwały i zbawienia wiecznego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi po wszystkie wieki wieków. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.
***********************
Bł. brat Franciszek Gárate – świętość, naturalność, prostota
Świętość zazwyczaj kojarzona jest z niezwykłymi wydarzeniami, z nadzwyczajnymi darami, w których wyraża się Boże wybranie. Najtrudniej dostrzec ją i opisać w szarej, monotonnej codzienności, w zwykłym wypełnianiu powierzonych obowiązków. Przykład brata Franciszka, którego życie w swych zewnętrznych przejawach dalekie było od nadzwyczajności i toczyło się raczej w cieniu innych świętych, budzi jednak nadzieję, że prostota i wierność, życzliwość i pomoc okazywana bliźnim są autentyczną drogą zjednoczenia z Bogiem.
Franciszek Gárate, drugi z siedmiu synów ubogiej i pobożnej rodziny chłopskiej, urodził się 5 lutego 1857 r. w baskijskiej osadzie Azpeitia, 300 m od zamku Loyola, w którym przyszedł na świat Inigo – św. Ignacy, założyciel jezuitów. Mając lat 14, Franciszek opuścił rodzinny dom i podjął pracę służącego w kolegium Nuestra Seńora de la Antigua, prowadzonym przez jezuitów w miejscowości Oruńa. Po trzech latach zdecydował się wstąpić do Towarzystwa Jezusowego jako brat zakonny. Później również dwóch jego rodzonych braci, naśladując ten przykład, wstąpiło do jezuitów.
Ponieważ podczas rewolucji w 1868 r. jezuici zostali wydaleni z Hiszpanii, Franciszek wstąpił do nowicjatu położonego w małym miasteczku Poyanne na południu Francji. Po dwóch latach złożył śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa jako brat koadiutor, a następnie przez rok pozostał w domu nowicjatu, pełniąc różne obowiązki. Na początku 1877 r. wysłany został do położonej w pobliżu granicy portugalskiej miejscowści La Guardia, gdzie w kolegium św. Jakuba objął funkcję infirmarza. Infirmarz opiekował się chorymi, pielęgnując ich i podając przepisane przez medyka lekarstwa, a równocześnie troszczył się o stan ducha swych podopiecznych. Dlatego też zwykle wyznaczano do tej funkcji braci, którzy odznaczali się zarówno walorami fizycznymi (byli rośli i silni), jak i duchowymi (pogodni i życzliwi). Wraz z otwarciem w La Guardia kolejnych dwóch szkół bratu Franciszkowi przybywało pracy, ale dla każdego z chorych uczniów miał czas i cierpliwość. Gorliwość w wypełnianiu trudnych obowiązków, miłość wyrażająca się w troskliwej opiece nad chorymi, bardzo szybko zyskały mu powszechny podziw, a nade wszystko wdzięczną pamięć uczniów. Niejednokrotnie, spędziwszy całą noc u łoża chorego, bez odpoczynku wracał do innych, codziennych obowiązków. Po dziesięciu latach tak intensywnej pracy brat Franciszek podupadł na zdrowiu i przeniesiony został do Deusto, miejscowości w północnej Hiszpanii na przedmieściach Bilbao. Objął tam funkcję furtiana w otwartym dwa lata wcześniej i prowadzonym przez jezuitów uniwersytecie.
Praca furtiana nie należała do łatwych, szczególnie w dużym kompleksie uniwersyteckim. Przez portiernię codziennie przewijało się mnóstwo ludzi: krewni pragnący rozmawiać z wychowankami; wierni zwracający się w różnych sprawach do duchownych; dostawcy przywożący towary, ubodzy proszący o jałmużnę. Do każdego petenta, który dzwonił do furty, brat Gárate odnosił się z grzecznością i uprzejmością, nikomu nie okazując zniecierpliwienia. Dla każdego miał dobre słowo; studentom dodawał odwagi i udzielał wskazówek, a czasami nawet pomagał w przepisywaniu notatek z wykładów; dla znajdujących się w kłopotach potrafił znaleźć słowa pocieszenia; głodni i ubodzy otrzymywali u niego pożywienie i ubranie. Sam zadowalał się tylko rzeczami używanymi i nie przyjmował dla siebie żadnych nowych. Chcąc jak najszybciej odpowiedzieć na każde wezwanie, zamieszkał w wybranej przez siebie ciemnej “klitce” obok portierni, chociaż proponowano mu inne, lepsze pokoje.
Z racji swej dobroci i cierpliwości w obchodzeniu się z petentami, subtelności i delikatności w traktowaniu bez wyjątku wszystkich ludzi, dyskrecji połączonej z naturalnością i prostotą, zyskał sobie wśród studentów przydomek Brat Subtelny. Z czasem przydomek ten wyparł nawet jego imię.
Według świadectwa o. Arrupe, który, zanim wstąpił do jezuitów i został przełożonym generalnym zakonu, studiował medycynę w Deusto, brat Gárate przy całej prostocie i dyskrecji umiał być doskonałym wychowawcą. Czasem wystarczyło tylko jedno spojrzenie jego błyszczących oczu, skierowane na niesfornych uczniów wychodzących przez furtę z ukrytymi w kieszeniach jabłkami zabranymi z klasztornego ogrodu. Nie było w tym wzroku potępienia, lecz kryła się wyrozumiała dobroć, która jednocześnie budziła w winowajcy nieodpartą potrzebę, aby być lepszym.
41 lat spędzonych w Deusto to 41 lat dosłownego życia dla innych. 41 długich lat wypełnionych powtarzanymi dzień za dniem obowiązkami. 41 lat naśladowania św. Alfonsa Rodrigueza, wieloletniego furtiana z kolegium jezuitów w Palma na Majorce, żyjącego na przełomie XVI i XVII w., którego obraz wisiał w “klitce” brata Gárate; świętego, który swoją postawą formował innych świętych – np. Piotra Klawera, apostoła afrykańskich niewolników w Ameryce Południowej. 41 lat życia stale zanurzonego w obecności Bożej – widomym znakiem tej więzi był różaniec, którego praktycznie nie wypuszczał z ręki.
Wizytator hiszpańskich jezuitów i późniejszy kardynał arcybiskup Genui o. P. Boetto wspominał po latach: Będąc kiedyś pod wrażeniem ogromu zajęć spełnianych w pogodzie ducha, zapytałem: “Drogi Bracie, w jaki sposób udaje się wam zajmować tak wieloma sprawami i jednocześnie być tak spokojnym i łagodnym, i nie tracić nigdy cierpliwości?” Brat Garate odpowiedział: “Ojcze, staram się zrobić dobrze to, co mogę – resztę zostawiam Panu, który wszystko może. Z Jego pomocą wszystko staje się lekkie i miłe, ponieważ służymy dobremu Gospodarzowi!”. Nawet w okropnej, monotonnej codzienności.
W święto Narodzenia Matki Bożej, 8 IX 1929 r., mający 72 lata furtian poczuł ostry ból w żołądku. Brat infirmarz doradzał mu, aby się położył do łóżka, ale Franciszek chciał najpierw skończyć rozpoczęte prace. Dopiero pod wieczór zgłosił się do infirmerii. Tej samej nocy, zdając sobie sprawę z bliskiej śmierci, poprosił o wiatyk, a następnego poranka przyjął sakrament namaszczenia chorych. Zmarł w dniu, w którym Kościół wspomina św. Piotra Klawera – 9 września, o godzinie 700.
Szacunek, jakim cieszył się brat Gárate za życia, ujawnił się jeszcze bardziej po jego śmierci. Nieprzebrane tłumy przyjaciół i dawnych studentów przybywały, aby oddać mu ostatnią posługę. Tak wielu prosiło o pamiątkę po Dobrym Bracie, że cała jego sutanna została pocięta na drobne cząstki. Wszyscy starali się przynajmniej dotknąć różańcem lub krucyfiksem jego trumny. Beatyfikacji Dobrego Brata dokonał 6 X 1985 r. w Rzymie papież Jan Paweł II. Kościół obchodzi jego wspomnienie 10 września.
tekst pochodzi z Posłańca Serca Jezusowego
http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=548
***********************************************
Żywot świętego
Mikołaja z Tolentynu, Wyznawcy
(Żył około roku Pańskiego 1309)
Mikołaj, z przydomkiem z Tolentynu, ponieważ w tamtejszym klasztorze oo. augustinów większą część życia spędził i tam chwalebną śmiercią umarł, urodził się w roku 1246 w St. Angelo, miasteczku należącym do państwa kościelnego. Rodzice jego nie obfitowali wprawdzie w dobra doczesne, ale za to odznaczali się bogobojnością i cnotami chrześcijańskimi. Małżeństwo ich było długo bezdzietne, co ich niemało trapiło, więc przedsięwzięli pielgrzymkę do grobu świętego Mikołaja w Bari, ślubując, że dziecię, jakie im się narodzi, oddadzą w służbę Bożą. W Bari ukazał im się we śnie święty Mikołaj i przepowiedział im, że otrzymają syna, którego imię zasłynie kiedyś w szeregu świętych Pańskich.
Święty Mikołaj z Tolentynu
Przepowiednia ziściła się. Rodzice nadali dziecku na chrzcie świętym imię Mikołaja i ustawicznie mu przypominali, ażeby wstępował w ślady swego imiennika i patrona. Słowa poczciwych rodziców padały na urodzajną rolę, albowiem Mikołaj od młodych lat okazywał szczególny pociąg do modlitwy i pobożności. Od siódmego roku życia za wzorem swego świętego imiennika pościł trzy dni w tygodniu o chlebie i wodzie, a później dodał do nich czwarty na cześć Najświętszej Maryi Panny, aby mu wyjednała łaskę zachowania nieskalanej czystości. Ubogim okazywał niezwykły szacunek; często wiódł ich do domu ojca, wstawiał się za nimi i dzielił między nich potrawy, które sobie od ust odejmował, aby tym ściślejszym postem umartwić ciało. Nie brał udziału w igraszkach i zgiełkliwych zabawach innych dzieci, a za to lubił się zajmować czytaniem dzieł treści poważniejszej i religijnej, jako też uczęszczać na nabożeństwa.
Pomni, że przyrzekli oddać syna na służbę Bożą, nie szczędzili rodzice kosztów, aby synowi dać gruntowne wykształcenie. Mikołaj czynił tak świetne postępy, że jeszcze przed ukończeniem szkół wyższych ofiarowano mu kanonikat w Tolentynie, aby miał fundusze na dalszą naukę. Prebendę przyjął z wdzięcznością, ale wzrastający w nim pociąg do samotności przekonał go, że go Pan Bóg do czego innego przeznaczył. Przekonanie to tym więcej w nim się utwierdziło, gdy pewnego dnia usłyszał zakonnika augustianina, prawiącego kazanie z tekstu świętego Jana: “Nie miłujcie świata, ani tego, co światowe jest”. Po kazaniu pobiegł tedy do klasztoru oo. augustianów i na klęczkach prosił o przyjęcie.
Liczył lat dziewiętnaście, gdy przywdział habit, ale niezadługo przewyższył najstarszych zakonników w umartwieniu ciała i doszedł do wielkiej doskonałości w modlitwie, którą odmawiał na klęczkach przed Bogiem, utajonym w Najświętszym Sakramencie Ołtarza. Nikt go nie przewyższył w pokorze i usłużności; był posłuszny na każde skinienie, i wszyscy w klasztorze wiedzieli, że mu uczynią największą przyjemność, jeżeli mu każą wykonywać najniższe posługi i najtrudniejsze prace.
W roku 1279 wyświęcono go na kapłana i powierzono mu urząd kaznodziejski. Jego pobożność i gorliwość w odprawianiu Mszy świętej była tak niezwyczajna, że mnóstwo ludu przychodziło, aby go widzieć przy ołtarzu i łączyć się z nim w modlitwie. Codziennie miewał jedno, niekiedy kilka kazań, zachęcając grzeszników do skruchy, słabych do poprawy i wytrwałości, nabożnych do większej czci i miłości Boga. Liczba szczęśliwych, których gorącą modlitwą i pełną namaszczenia wymową przez lat trzydzieści pozyskał dla wiary i Chrystusa Pana, jednemu tylko Bogu wiadomą być może. Oprócz tego korzystał z każdej wolnej minuty, aby nieść ulgę zmarłym, którymi się przez całe życie gorąco zajmował, już to modłami, już to dziełami miłosierdzia.
Postępy, jakie czynił w dążeniu do doskonałości i błogie skutki jego działalności tak rozgniewały szatana, że dręczył go różnymi sposobami, aby go przestraszyć i znużyć. Wszystkie pokuszenia złego ducha były jednak nadaremne. Tę stałość i niezmienną wierność wynagrodzili Mikołajowi Matka Boska i Pan Jezus, pojawiając mu się po kilkakroć i darząc go pociechą i zachętą.
Wskutek ciągłego umartwienia ciała i niestrudzonej pracy wychudł aż do kości i zapadł w bolesne choroby, ale zamiłowanie cierpień w imię Jezusa tak go krzepiło, że nawet w chorobie nie chciał słyszeć o złagodzeniu surowości życia. Na sześć miesięcy przed śmiercią przepowiedział mu Pan Jezus jej godzinę. Z radością czekał na nią Mikołaj, a gdy nadeszła, prosił braci zakonnych o wybaczenie uraz i zgorszeń, jakich był mimowolną przyczyną, i przyjął z pokorą i nadzwyczajnym przejęciem Sakramenta święte, po czym twarz jego rozjaśniła się nadziemską radością. Gdy go bracia pytali o powód, odpowiedział: “O szczęście! Widzę Pana Jezusa w towarzystwie Matki Boskiej i naszego zakonodawcy świętego Augustyna. Oto przychodzą po mnie! W Tobie ufałem, Panie, w Twoje ręce oddaję ducha mego”. Umarł dnia 10 września roku 1308. Papież Eugeniusz IV zaliczył go do Świętych w roku 1446.
Nauka moralna
Nie każdemu dano naśladować to, co czynił święty Mikołaj z Tolentynu. Nie każdy może umartwiać ciało, miewać takie kazania jak on, ale każdemu łatwo naśladować go w miłości dusz, będących w czyśćcu. Co dusze biedne cierpieć muszą z powodu niedostatecznej na tym świecie pokuty, trudno wypowiedzieć, tak jak trudno opisać ich tęsknotę połączenia się z Bogiem. Same sobie niestety pomóc nie mogą, ani modlitwą, ani dobrymi czynami, my jednak możemy im wyświadczyć tę przysługę. Wszakże wierzymy w Świętych obcowanie, tj. wierzymy, że Święci w Niebie, dusze w czyśćcu i prawowierni chrześcijanie na ziemi są połączeni z sobą nierozerwalnym węzłem miłości. W imię tej wzajemnej miłości spodziewają się dusze zmarłych, że im pośpieszymy na pomoc i tęsknie wołają: “Zmiłujcie się nad nami, ratujcie nas!”
Czyż podobna zatykać uszy na takie wołanie? Może mamy w czyśćcu krewnych, przyjaciół, dobroczyńców, a nawet rodziców, którzy dla nas i za nas cierpieć muszą, którzy są naszymi współwiercami, braćmi w Chrystusie. Czyż będziemy nieczułymi na ich cierpienia? Możemy im pomóc, jeśli się za nich będziemy modlić, lub wspierać ubogich, jeśli dostąpimy odpustu i ofiarujemy go na ich korzyść, jeśli będziemy prosić o Msze święte za ich dusze. Msze bowiem za zmarłych są najskuteczniejszą pomocą dla ich dusz. Dusze za naszą przyczyną wyzwolone z mąk czyśćcowych będą nam wdzięczne i odpłacą nam sowicie za tę przysługę. Święta Katarzyna Bolońska otrzymała za przyczyną dusz czyśćcowych wiele łask niebieskich. Wyzwolone z mąk, stanąwszy przed tronem Najwyższego, uproszą Boga, aby nam dał to, co myśmy dla nich uczynili. Gdybyśmy – od czego Boże uchowaj – sami mieli się dostać do czyśćca, nie zaniechają one wstawiać się za nami do Boga, abyśmy i my najrychlej mogli oglądać Oblicze Jego. “Jaką bowiem miarą mierzysz bliźniemu, taką i tobie odmierzone będzie”. Jeśli zapominamy o duszach zmarłych, Bóg nam odmówi tego, czego im odmówiliśmy i na próżno wołać będziemy: “Zmiłuj się nad nami!”
Modlitwa
Panie Jezus Chryste, racz miłościwie wysłuchać prośby nasze, które zanosimy w uroczystość świętego Mikołaja, Wyznawcy Twojego, abyśmy na własnych nie opierając się wysiłkach, wsparci zostali przez tego, który za łaską Twoją wielkie przed Tobą położył zasługi. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.
http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/m/mikolajt.htm
Dodaj komentarz