Słowo Boże na dziś – 27 lipca 2014r. – Niedziela Pańska –

Myśl dnia

Ile chcesz otrzymać, tyle samo musisz dawać. Chcesz całe serce – daj więc całe życie.

Friedrich Rückert

XVII NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK A

PIERWSZE CZYTANIE  (1 Krl 3,5.7–12)

Modlitwa Salomona o mądrość

Czytanie z Pierwszej Księgi Królewskiej.

W Gibeonie ukazał się Pan Salomonowi w nocy, we śnie. Wtedy rzekł Bóg: „Proś o to, co mam ci dać”. A Salomon odrzekł: „O Panie, Boże mój, Tyś ustanowił królem Twego sługę, w miejsce Dawida, mego ojca, a ja jestem bardzo młody. Brak mi doświadczenia. Ponadto Twój sługa jest pośród Twego ludu, któryś wybrał, ludu mnogiego, który nie da się zliczyć ani też spisać, z powodu jego mnóstwa. Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra i zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny?”.
Spodobało się Panu, że właśnie o to Salomon poprosił. Bóg więc mu powiedział: „Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa, i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół, ale prosiłeś dla siebie o umiejętność rozstrzygania spraw sądowych, więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne, takie, że podobnego tobie przed tobą nie było i po tobie nie będzie”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 119,57 i 72.76–77.127–128.129-130)

Refren: Jakże miłuję prawo Twoje, Panie.

Panie, Ty jesteś moim działem, *
przyrzekłem zachować Twoje słowa.
Prawo ust Twoich jest dla mnie lepsze *
niż tysiąc sztuk złota i srebra.

Niech Twoja łaska będzie mi pociechą *
zgodnie z obietnicą, daną Twemu słudze.
Niech mnie ogarnie Twoja łaska, a żyć będę, *
bo Twoje Prawo jest moją rozkoszą.

Przeto bardziej miłuję Twoje przykazania *
niż złoto, niż złoto najczystsze.
Dlatego uważam za słuszne wszystkie Twe postanowienia, *
i nienawidzę wszelkiej drogi fałszu.

Twoje napomnienia są przedziwne, *
dlatego przestrzega ich moja dusza.
Poznanie Twoich słów oświeca *
i naucza niedoświadczonych.

DRUGIE CZYTANIE  (Rz 8,28–30)

Bóg przeznaczył nas, abyśmy byli podobni do Jego Syna

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian.

Bracia:
Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi.
Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał, tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych też obdarzył chwałą.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Por. Mt 11,25)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba
i ziemi, że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA DŁUŻSZA  (Mt 13,44-52)

Przypowieść o skarbie, o perle i o sieci

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus opowiedział tłumom taką przypowieść:
„Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę.
Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją”.
„Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Zrozumieliście to wszystko?”
Odpowiedzieli Mu: „Tak jest”.
A On rzekł do nich: „Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stal się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare”.

Oto słowo Pańskie.

EWANGELIA KRÓTSZA  (Mt 13,44-46)

Jezus opowiedział tłumom taką przypowieść:
„Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę.
Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ:

Wakacje z Kromką – Przypowieść o skarbie, o perle i o sieci

 

XVII NIEDZIELA ZWYKŁ

 

Jezus opowiedział tłumom taką przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę.
Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją”.
„Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Zrozumieliście to wszystko?” Odpowiedzieli Mu: „Tak jest”. A On rzekł do nich: „Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stal się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare”.

 

Zrozumieć wszystko

Skarb, drogocenna perła, sieć pełna ryb – to obrazy, które mówią o obfitości, bogactwie, wartości. To człowiek jest tak cenny i wartościowy w oczach Boga. Poprzez dar zbawienia Bóg jeszcze bardziej oczyszcza człowieka, oddzielając dobro od zła, aby jego wartość i godność była jeszcze większa. Sztuką życia i mądrością ubogacającą każdego ucznia Chrystusa jest umieć łączyć nowe ze starym, Boże z ludzkim.

Jezu, naucz mnie odnajdywać i wybierać w życiu to, co prawdziwe, szlachetne i wartościowe. Co będzie ubogacało prawdziwie mnie i moich bliskich.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

 

 

Przypowieść Jezusa o skarbie ukrytym w roli i o kupcu poszukującym pereł przekonuje nas, że królestwo niebieskie warte jest wysokiej ceny. Możemy sobie zadać pytanie: Co jesteśmy w stanie dla niego poświęcić, jakie koszty gotowi jesteśmy ponieść? Królestwo niebieskie nie jest krainą dla skąpców, ale dziedzictwem ludzi wielkodusznych, którzy inwestują wszystko, co mają – własne życie – aby zdobyć to, co najcenniejsze. A „Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra”.

o. Łukasz Kubiak OP, „Oremus” lipiec 2005, s. 109

 

Na jedną kartę

Któż z nas o tym nie marzy: znaleźć skarb! Wzbogacić się nagle! Trafić na okazję, która pozwoli odmienić w jednym momencie całe życie! Cóż, do tego trzeba mieć szczęście, i to nie byle jakie. Czyżby więc sprawa Królestwa Bożego, sprawa zbawienia, miała być kwestią szczęśliwego trafu, nadzwyczajnego przypadku, losu na loterii? Nie!

Nie to jest tematem i przesłaniem dzisiejszej Ewangelii. Co prawda wartość Królestwa jest nieskończona i w tym sensie jest to nadzwyczajna wygrana, ale wygrywa się ją nie ślepym trafem, lecz decyzją: decyzją postawienia wszystkiego na jedną kartę. To nie sztuka natrafić na skarb ukryty w ziemi – i ślepej kurze może się to udać.

Ale to nie koniec. Teraz trzeba zadecydować – i zaryzykować. Sprzedać wszystko, by kupić tę rolę – czy nie? A nuż się nie uda? A nuż ktoś się dowie i w nocy sprzątnie skarb sprzed nosa? A może nie warto wyzbywać się wszystkiego, czego z takim trudem przez lata się dorobiliśmy? Ostatecznie przecież jakoś się nam żyje, wszystko toczy się samo utartym trybem. Warto się męczyć i zaczynać życie na nowo? Co prawda będzie ono dostatnie, wręcz bogate – ale kiedy? Kiedy wreszcie skarb zacznie przynosić konkretny, gorący pieniądz? Hmm…co robić?

Albo ta perła. To fakt, że jest nadzwyczajnej, nie spotykanej wręcz piękności. Nikt takiej nie ma. Ale żeby dla jednej perły wyzbyć się wszystkiego? Czy to jednak nie jest przesada? No fakt, dobrze byłoby ją mieć, ale… Co robić?

Jak widzimy sprawa nie jest prosta i to, co na pierwszy rzut oka wydawało sie takie ponętne, przysparza jednak wiele rozterek i trosk. Ostatecznie wszystko sprowadza się tylo do jednego pytania i decyzji: kupić – nie kupić. A tu potargować się nie można, bo czas nagli. Taka okazja trafia się rzadko. Tak – albo nie!

Właśnie tak się ma sprawa z Królestwem Bożym. Znaleźć je, natrafić – to jeszcze pół biedy. Nieraz jest to dzieło przypadku i nagłego trafu – jak z tym skarbem; nieraz to owoc długoletnich, żmudnych poszukiwań, jak owej perły. Ostatecznie znajduje się je, wielka radość, szczęście… Ale na tym się sprawa nie kończy. Teraz trzeba zadecydować: chce się go czy nie. Dopiero od tej decyzji zależy wszystko. Ale ta decyzja kosztuje. Zbawienie kosztuje. Co prawda, w swojej istocie jest za darmo, z łaski Bożej – ale kosztuje! Trzeba postawić wszystko na jedną kartę: zawierzyć Chrystusowi – czy nie? Asekurować się – a wtedy na pewno nie starczy na kupno, czy zaryzykować? To jest cena wiary.

Jednakże bez tej jednoznacznej decyzji się nie obejdzie. Królestwa Bożego nie da się osiągnąć jakąś połowicznością, ciułaniem dobrych uczynków, różańców, mszy. Jeśli najpierw nie podejmiemy decyzji za Chrystusem – niewiele to pomoże, tak jak faryzeuszom nie pomogły ich przepisy i posty. To wszystko jest oczywiście pożyteczne i skuteczne – ale pod warunkiem uprzedniej wiary, czyli decyzji powierzenia siebie Chrystusowi. Dalszą konsekwencją tej decyzji będą na pewno dobre uczynki i pobożność, ale bez wiary, bez decyzji oddania siebie Chrystusowi – Panu i Zbawcy, może nie wystarczyć na „kupno” Królestwa. Nawet na pewno nie starczy!

Ewangelia uczy, że owi ludzie się nie zawahali, że z radością skorzystali z tej nadzwyczajnej szansy, choć musieli za nią zapłacić. Więc może zamiast tyle kalkulować, oglądać się wstecz na to, z czego trzeba by zrezygnować, może lepiej spojrzeć w przyszłość – na to co zyskamy? „Oko nie widziało i ucho nie słyszało, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują”.

Ks. Mariusz Pohl

 

Ukryć skarb

Gdziekolwiek pojawia się prawdziwie szczęśliwy człowiek prawie natychmiast obok niego zjawia się ktoś, kto zazdrości mu tego szczęścia. Zazdrość to straszna wada, bo zmierza do zniszczenia szczęścia, do zamienienia człowieka szczęśliwego w nieszczęśliwego. Celem zazdrości jest zawsze okradzenie drugiego ze szczęścia.

Jezus wiedząc o tym, bo sam był otoczony zazdrosną gwardią faryzeuszy i uczonych w Piśmie, wzywa nie tylko do szukania skarbu, nie tylko do jego nabycia, ale i do jego ukrycia. Niewielu czytelników Ewangelii dostrzega to mądre wskazanie Jezusa. „Podobne jest Królewstwo niebieskie do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał i kupił tę rolę”. Otoczenie zna jedynie transakcję dotyczącą roli, nic nie wie, i nie może wiedzieć, o ukrytym w niej skarbie. Tymczasem źródłem szczęścia człowieka jest nie rola, lecz skarb.

To wezwanie Jezusa stanowi cząstkę mądrości obowiązującej w podejściu do wszystkich „skarbów” – począwszy od materialnych, przez duchowe aż do nadprzyrodzonych.

Lekarz chwali się wśród kolegów, co w spadku po zmarłej w Kanadzie matce otrzymała jego żona. Szczęśliwy ujawnia skarby zamknięte w szafie jego mieszkania. Nie upłynęły dwa tygodnie skarb ten staje się łupem złodziei. Nie umiał ukryć skarbu.

Młodemu pracownikowi naukowemu w tajemnicy zostaje przyznane stypendium za granicą. Szczęście jego jest tak wielkie, że w sposobie załatwiania wyjazdu zdradza tajemnicę. Ubiegają go inni, on zostaje w kraju. Nie umiał ukryć skarbu.

Zakochana Maria tak promieniuje swoim szczęściem, tak tańczy za każdym razem, gdy otrzymuje list od swego umiłowanego, że jej starsza koleżanka kipi z zazdrości. Po dwunastu latach usilnych starań udało się jej przez oszczerstwo zniszczyć tę piękną miłość i zamienić szczęście w nieszczęście. Maria nie umiała ukryć skarbu.

Podobnie jest i z głębszym życiem religijnym. Ono zawsze stanowi skarb uszczęśliwiający człowieka, lecz jego tajemnica musi być ukryta. Wielu nie potrafi rozwijać swego życia religijnego tylko dlatego, że nie umie ukryć skarbu, jaki znajdują. Zamiast dostosować się do instrukcji Jezusa i zakopać skarb w ziemi, następnie sprzedać wszystko i nabyć ziemię ze skarbem, ujmują skarb w ręce i zwołują innych, by się nim chwalić. A kiedy to uczynią, nagle odkrywają, że zostali tego skarbu pozbawieni.

Nie wystarczy szukać tego, co człowieka uszczęśliwia, nie wystarczy znaleźć skarb. Tu na ziemi skarb jest ciągle zagrożony. Trzeba umieć go ukryć.

Chrześcijanin nie musi się obawiać złodziei tego świata, bo w imię Ewangelii nie powinien gromadzić zbyt wielkich skarbów doczesnych, które stają się łupem złodziei. Musi jednak ciągle mieć na uwadze znacznie niebezpieczniejszych złodziei duchowych, którym przewodzi książę tego świata, od początku zazdrosny o szczęście człowieka. To przed tymi złodziejami trzeba się mieć na baczności. Jest ich wielu i żaden z nich za kradzież skarbów duchowych nie trafia do więzienia. Działają bezkarnie. Jedynie mądrość Ewangelii i wierne stosowanie się do instrukcji, jaką podaje Jezus, może uchronić przed ich zgubnym działaniem. Umiejętność ukrywania skarbu i odpowiedzialność za tajemnicę stanowi jeden z ważniejszych wykładników mądrości człowieka.

Ks. Edward Staniek

 

Mądrze rządzić

Ludzi sięgających po władzę można podzielić na dwie kategorie. Do pierwszej należą ci, którzy potrzebują władzy do zrealizowania siebie. Piastowanie władzy jest warunkiem ich szczęścia. Jeśli jej nie mają, są niezadowoleni, zawiedzeni, nieszczęśliwi. Rozkazywanie innym działa na nich jak narkotyk, potrafią się tym upajać. Z reguły sądzą, że posiadają wszystkie potrzebne talenty i tylko oni mogą rządzić dobrze. W rzeczywistości biedni to ludzie, tak mocno zapatrzeni w siebie, że są niezdolni do podjęcia decyzji, od których zależy prawdziwe dobro podwładnych.

Drugą kategorię stanowią ludzie, którzy przyjmują władzę, bo są obdarzeni zaufaniem swego środowiska. Sami o nią nie zabiegają. Ona jest im niepotrzebna do realizacji siebie, są szczęśliwi bez władzy. Uważają nawet, że z racji odpowiedzialności za innych ich osobiste szczęście w okresie sprawowania władzy może być poważnie zagrożone. Ci podchodzą do rządzenia na zasadzie wyznaczonego im zadania, czekają, kiedy ono się skończy i będą mogli wreszcie odpocząć.

Drogi dochodzenia do władzy są różne, ale wykładnik wartości władzy jest jeden – mądrość! To ona wydaje owoce trwałe i wpisuje człowieka posiadającego władzę złotymi zgłoskami w księgę historii.

Z tego punktu widzenia należy uważnie odczytać modlitwę o mądrość młodego króla Salomona. Prosi on Boga o ten dar, mając na uwadze ciężar odpowiedzialności za naród. Jego prośba spotkała się z niezwykle życzliwym przyjęciem u Boga. Salomon został obdarowany nad miarę. Dar Bożej mądrości przez wiele lat wyciskał pieczęć pod jego genialnymi decyzjami, zarówno w dziedzinie polityki wewnętrznej, jak i zewnętrznej. W ostatnich latach swego życia Salomon jednak jakby zgubił ten dar i poźniejsze decyzje nie harmonizują z jego młodzieńczymi postanowieniami. Nie potrafił też w sposób mądry przygotować przekazu władzy w odpowiednie ręce. To bolesna tajemnica jego życia i panowania.

Ktokolwiek bierze w swe ręce odpowiedzialność za innych, winien dokładnie zapoznać się z historią Salomona, a w swoje codzienne spotkanie z Bogiem winien wprowadzić modlitwę o mądrość. Dar ten bowiem pochodzi od Boga i pod Jego okiem może się właściwie rozwijać. Potrzeba nam ludzi mądrych w mówieniu i mądrych w działaniu. To mądrość decyduje o wielkości autorytetu władzy niezależnie od tego, czy zarządza ona kilku robotnikami, czy ma pod sobą miliony obywateli.

W okresie przemian życia gospodarczego, społecznego i politycznego w naszej Ojczyźnie wzrasta zapotrzebowanie na mądrość wszystkich sprawujących władzę. Począwszy od samorządów osiedlowych, a skończywszy na instytucjach, które podejmują decyzje obejmujące cały naród.

Życie jest bezwzględne i obnaży prawdziwe oblicze każdego sprawującego władzę. Można przez pewien czas posługiwać się falsyfikatem wielu wartości. Można na przykład udawać dobrego załatwiając swoje interesy, można czarować ludzi miłością, która jest płaszczykiem egoizmu, można odwoływać się do sprawiedliwości, by ukryć swoją niesprawiedliwość. Nie da się jednak niczym zastąpić mądrości. Biedny więc ten, kto nie posiadając tej wartości sądzi, że może dzisiejszemu człowiekowi zaimponować. Powracamy do porządku zbudowanego na obiektywnej hierarchii wartości, a w nim do mądrej władzy.

Ks. Edward Staniek

 

Panie, proszę Cię, ześlij na mnie ducha mądrości (Mdr 7, 7)

Orędzie dzisiejszej liturgii stanowi mądrość, która pochodzi od Boga i jest skierowana do zbawienia. Pierwsze czytanie (1 Krl 3, 5. 7-12) podaje piękną modlitwę Salomona do Boga, który ukazał mu się we śnie i. powiedział, aby prosił o to, czego pragnie. Król bardzo mądrze poprosił o „serce pełne rozsądku” do sądzenia ludu, o serce zdolne „rozróżniać dobro i zło” (tamże 9). W istocie prosił o mądrość; rzecz spodobała się Panu, udzielił mu jej więc razem z innymi dobrami. Niestety, koniec wielkiego króla nie był podobny do jego początku; jednak jego mądra prośba zawsze będzie ukazywać, że prawdziwa mądrość znaczy więcej niż wszystkie skarby ziemi i że tylko sam Bóg może jej udzielić.

Ewangelia dzisiejsza (Mt 13, 44-52), podając ostatnie przypowieści o Królestwie, ukazuje Jezusa — Mądrość wcieloną — nauczającego ludzi mądrości potrzebnej do osiągnięcia królestwa niebieskiego. Jego nauczanie w formie przypowieści jest szczególnie żywej zdolne wywrzeć wpływ na umysły i serca, a zatem pobudzić do działania. Jezus porównuje królestwo niebieskie „do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę” (tamże 44). Albo też „do kupca, poszukującego pięknych pereł” (tamże 45), a kiedy znalazł jedną, za to wielkiej wartości, „poszedł, sprzedał wszystko, co miał i kupił ją” (tamże 46). W obydwu przypadkach chodzi o znalezienie skarbu: w pierwszym — został znaleziony przypadkowo, w drugim — był celowo szukany, w obydwu zaś ten, kto go znajdzie, pospiesznie sprzedaje wszystko, co posiada, aby go nabyć. Królestwo niebieskie — Ewangelia, chrześcijaństwo, łaska, przyjaźń z Bogiem — jest skarbem ukrytym, a jednak obecnym na świecie. Wielu ludzi ma go blisko siebie, lecz nie odkrywa, a odkrywszy go, nie ceni tak, jak na to zasługuje, i zaniedbuje go przenosząc nad niego królestwo doczesne: radości, bogactwa, przyjemności życia doczesnego. Tylko ten, kto ma serce dość rozsądne, „by rozróżnić dobro od zła” (l Kor 3, 9), wieczne od przejściowego, pozór od istoty, postanawia sprzedać „wszystko, co posiada”, by nabyć ten właśnie skarb. Jezus dla zdobycia Królestwa nie żąda mało, żąda wszystkiego; ale jest również prawdą, że nie obiecuje mało, obiecuje wszystko: życie wieczne w wiecznej i uszczęśliwiającej łączności z Bogiem. Jeśli dla zachowania życia ziemskiego człowiek jest gotowy stracić wszystkie swoje dobra, dlaczego by nie powinien uczynić podobnie, a nawet jeszcze więcej, by zapewnić sobie życie wieczne? Również przypowieść o sieci napełnionej rybami wszelkiego rodzaju, które przy końcu połowu zostają przebrane, by odrzucić złe (Mt 13, 47-48), prowadzi do tego samego wniosku. Znaczenie mają nie okoliczności chwilowe, lecz końcowe, ostateczne i wieczne; a przygotował je ten, kto postępował z prawdziwą mądrością. Aby nauczyć się jej, nie wystarczy słuchać przypowieści; należy je rozumieć: „zrozumieliście to wszystko?” (tamże 51), pytał Jezus swoich słuchaczy. Rozumieć nie tylko w sposób oderwany i ogólny, lecz konkretny, w odniesieniu do siebie samych, do życia i do okoliczności osobistych. Kto tak rozumie, staje się uczniem, porównanym przez Jezusa „do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa nowe i stare” (tamże 52), czyli umie znaleźć tak w Ewangelii — rzecz nową, jak i w Starym Testamencie — rzecz dawną: mądrą normę swojego postępowania. Wówczas nie odbiorą mu pokoju ani wyrzeczenia konieczne dla zdobycia Królestwa, ani przeciwności życiowe, gdyż zrozumie, że liczy się nie szczęście doczesne, ale wieczne, i będzie przekonany, że „Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkich dla ich dobra” (Rz 8, 28; II czytanie).

  • Boże, obrońco ufających Tobie, bez którego nic nie jest mocne ani święte, okaż nam swoje wielkie miłosierdzie i spraw, abyśmy pod Twymi rządami i Twoim przewodnictwem, dobrze używając rzeczy przemijających, nieustannie ubiegali się o dobra wieczne (Mszał Polski: kolekta).
  • Spraw, o Panie, abym zwracał się ku wszystkim rzeczom z miłością uporządkowaną, odwracając oczy od ziemi i wznosząc je do nieba, używając tego świata, jakbym go nie używał, i odróżniając pewnym duchowym smakiem rzeczy potrzebne i konieczne od tych, które służą używaniu życia; abym zajmował się rzeczami przemijającymi tylko tyle, ile potrzeba, pochłonięty nieustannym pragnieniem dobra wiecznego…
    O Prawdo, ojczyzno wygnańców i kresie ich wygnania! Widzę Cię, lecz nie mogę tam wejść: ciało mnie więzi; nie jestem godzien być tam dopuszczony: noszę na sobie zmazę grzechów. O Mądrości, która rozciągasz się od krańca do krańca ziemi i rządzisz z mocą wszystkimi rzeczami i prowadzisz wszystko ze słodyczą, aby zadowolić i uporządkować uczucia, kieruj naszymi czynnościami zależnie od potrzeb naszego życia doczesnego, a uczuciami według wymagań Twojej wiecznej prawdy, aby każdy z nas mógł bez obawy chlubić się w Tobie i powiedzieć: Panie, uporządkowałeś we mnie miłość. Ty istotnie jesteś mocą Boga i mądrością Jego, o Chryste, Oblubieńcze Kościoła, Panie nasz, Boże błogosławiony ponad wszystkie rzeczy na wieki (św. Bernard).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 446

Dla dociekliwych polecamy komentarze do dzisiejszych czytań:

•  Łukasz Wiśniewski OP: Królestwo niebieskie
•  Cyprian Klahs OP: Poszukiwacze perły
•  Adam Szustak OP: Święta pycha
•  Michał Mrozek OP: Bezcenna perła
•  Karol Karbownik OP: Spełniona prośba
•  Marian Grabowski: Drogocenność królestwa niebieskiego
•  Piotr Blachowski: Czego oczekujemy?
•  Piotr Blachowski: Szukajmy skarbu (w sobie)
•  ks. Tomasz Jaklewicz: Wszystko za wszystko
•  ks. Tadeusz Czakański: O skarbie, perle i sieci
•  Augustyn Pelanowski OSPPE: Skarb w brudnej ziemi
•  Andre Seve: Wszystko sprzedać?
•  ks. Dariusz Madejczyk: Sprzedał wszystko, co miał
•  ks. Leonard Ostrowski: Między przemijaniem a wiecznością
•  ks. Jan Machniak: Mądrość
•  ks. Kazimierz Skwierawski: Rozprawka
•  ks. Edward Staniek: Boży biznes
•  ks. Janusz Mastalski: Powołanie do zrozumienia Pana
•  ks. Leszek Skaliński SDS: Bogactwo warte ogromnego poświęcenia
•  Andrzej Prugar OFMConv: Profesor – uczniem i ojcem
•  ks. Leszek Skaliński SDS: Ukryty skarb

 

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

27 lipca
Święty Innocenty I, papież
Święty Innocenty I Innocenty pochodził z Albano koło Rzymu. Był synem papieża Anastazego I – podczas jego pontyfikatu był diakonem w Rzymie. Kościołem kierował w latach 401-417. Innocenty I rozstrzygnął sprawy związane z dyscypliną kościelną i liturgią. Zajmował się bierzmowaniem, którego odtąd udzielać mogli tylko biskupi. Zakazał zawierania małżeństw biskupom, kapłanom i diakonom, lecz zgadzał się na to, by można je było zawierać przed wstąpieniem do stanu duchownego. Podkreślał znaczenie Stolicy Apostolskiej, jak również zalecał wprowadzenie liturgii rzymskiej w kościołach na znak jedności z następcami św. Piotra. Za pontyfikatu Innocentego I odbyły się ostatnie walki gladiatorów w amfiteatrze Tytusa i nastąpiło złupienie Rzymu przez Wizygotów pod wodzą Alaryka (392-410).
Innocenty I żądał, by uważano za obowiązujące zarządzenia Kościoła rzymskiego oraz by wszystkie najważniejsze sprawy przekazywano do rozważenia papieżowi. Interweniował w sporach episkopatu afrykańskiego, które powstały wskutek potępienia herezji pelagianizmu. Działał energicznie, aby zażegnać niebezpieczeństwo nestorianizmu.
Innocenty I zmarł w Rzymie i został pochowany na cmentarzu Poncjana przy Via Portuensis.
27 lipca
Błogosławiona
Maria Magdalena Martinengo, dziewica
Błogosławiona Maria Magdalena Martinengo Małgorzata Martinengo pochodziła ze szlacheckiego rodu. Przyszła na świat 4 października 1687 r. we włoskiej miejscowości Brescia. Jej mama, po której dostała imię, zmarła, gdy dziewczynka miała pięć miesięcy. Dlatego duży wpływ na jej wychowanie miały macocha oraz służąca. Jako córka książęca otrzymała staranne wykształcenie. Najpierw uczyła się pod kierunkiem prywatnej nauczycielki, a potem uczęszczała do dwóch szkół zakonnych. Dość dobrze poznała literaturę włoską, a czytanie książek stało się jej pasją. Nauczyła się też łaciny, co pozwoliło jej ze zrozumieniem odmawiać brewiarz.
Będąc w klasztorze sióstr augustianek, razem z dwiema przyjaciółkami chciała pewnego dnia uciec po kryjomu do jakiejś pustelni, by tam prowadzić życie oddane modlitwie, bo zaczynała czuć powołanie. Nie udało się, gdyż brama, przez którą zamierzały uciec, była dobrze zamknięta.
Chociaż myśl o powołaniu zakonnym pojawiła się wcześnie, to do podjęcia ostatecznej decyzji Małgorzata dorastała stopniowo, pojawiło się też sporo trudności. Poza sprzeciwem krewnych dręczyły ją różne pokusy i natręctwa. Przeżyła też okres oschłości. Otoczenie, w tym spowiednicy i siostry zakonne, usiłowało skierować ją na drogę życia rodzinnego. Bracia pozostawili jej różne książki, zwłaszcza romanse, którymi się zaczytywała. Sama napisała potem w autobiografii, że czytając je zawahała się co do swego powołania.
Na szczęście nadal nie ustawała w modlitwie, zwłaszcza przed tabernakulum. Dowiedziała się w tym czasie, że jedna z jej szkolnych koleżanek wstąpiła do kapucynek w Pawii. Małgorzata zapragnęła pójść w jej ślady. Pisemnie zawiadomiła ojca o swojej decyzji. Wtedy rozpętała się burza; krewni uważali, że jest to sugestia diabelska. Rodzinie wydawało się, że jest to pochopna decyzja. Nawet zapytani przez rodziną teolodzy orzekli, że nie jest to prawdziwe powołanie.
Małgorzata jednak zgłosiła się do kapucynek w Brescii, które ją przyjęły i wysłały na czas Wielkiego Postu do kolegium Maggii, kierowanego przez urszulanki, aby wraz z innymi trzema postulantkami przygotowała się do obłóczyn. Po Wielkanocy ojciec ponowił próbę odciągnięcia jej od życia zakonnego. Zabrał ją w podróż po Włoszech, w Wenecji odwiedzili krewnych. Tam kolejny raz okazało się, że i Małgorzata miała wątpliwości co do swojego powołania, bo właśnie tam prawie zgodziła się na propozycję małżeństwa. Ostatecznie jednak 8 września 1705 roku przywdziała habit w klasztorze mniszek kapucynek w Brescii, przyjmując imię Maria Magdalena. 9 września 1706 roku złożyła profesję zakonną.
Przeżyła w klasztorze 32 lata życia. Pełniła w tym czasie różne posługi klasztorne: od tych najzwyklejszych, wymagających pracy fizycznej, aż po funkcję mistrzyni nowicjatu i opatki. Chętnie posługiwała chorym. Dla ratowania innych, pragnęła ofiarować Bogu swoje życie.
Modliła się chętnie do Chrystusa ukrzyżowanego, poświęcała Mu też długie posty i umartwienia. Całe godziny spędzała przed tabernakulum; pragnęła trwać ustawicznie na adoracji Najświętszego Sakramentu. Potrafiła przepowiadać przyszłość i czynić cuda. Była stygmatyczką, podczas modlitw miewała wizje oraz ekstazy.
Pozostawiła po sobie pisma, w których przekazała swoje doświadczenia duchowe. Jednym z jej dzieł jest Traktat o pokorze.
W Wielki Czwartek 1737 roku, czując zbliżającą się śmierć, jak Jezus obmyła swoim siostrom stopy, zachęciła je do pokory i wzajemnej miłości. Na łożu śmierci modliła się psalmami. Ze słowami: “Idę, idę, Panie!” oddała ducha. Było to 27 lipca 1737 roku. Beatyfikował ją papież Leon XIII – tercjarz franciszkański – 3 czerwca 1900 roku.
27 lipca
Błogosławiony
Tytus Brandsma, prezbiter i męczennik
Błogosławiony Tytus Brandsma Siard Brandsma, znany też jako Anno Sjoera Brandsma, urodził się 23 lutego 1881 r. w wiosce Oegeklooster koło Bolswardu w holenderskiej Fryzji. Był synem hodowcy krów Tytusa Brandsma i Tjitsje Postma. Była to bardzo pobożna rodzina. Powołanie Siard poczuł bardzo wcześnie. Gdy miał 11 lat, za zgodą rodziców wstąpił do Braci Mniejszych, bo jako wątłe dziecko i tak do pracy na wsi się nie nadawał. W czasie sześcioletniego pobytu zauważono, że jest chłopcem inteligentnym i z poczuciem humoru. Koledzy z klasy nadali mu przydomek “Krótki”.
Gdy był na trzecim roku w seminarium, rozchorował się na ostre zapalenie jelit i bardzo schudł. Zakonnicy zalecili mu specjalną dietę: śmietanę, jajka, masło i inne składniki, które miały mu pomóc w odzyskaniu wagi. I rzeczywiście, Siard wkrótce powrócił do zdrowia i z nową energią zabrał się do nauki. Jego przełożeni uważali jednak, że jego kondycja nie jest wystarczająco dobra, aby mógł prowadzić życie franciszkanina, pełne wyrzeczeń.
Dlatego gdy miał 17 lat, wstąpił do Karmelu w Boxmeer. Tu przyjął imię swojego ojca, Tytusa, i w 1899 r. złożył śluby zakonne. W 1905 r. przyjął święcenia kapłańskie. Władze zakonne wysłały go do Rzymu na uniwersytet Gregorianum, gdzie uzyskał doktorat z filozofii. Po powrocie do Holandii przez prawie 15 lat wykładał filozofię na uniwersytecie w Oss. Od 1923 r. prowadził katedrę filozofii i historii mistyki na uniwersytecie w Nijmegen, a w roku akademickim 1932/1933 był rektorem tej uczelni.
O. Tytus poza pracą na uczelni zajmował się dziennikarstwem. Założył czasopismo o tematyce maryjnej, był też redaktorem naczelnym miejscowej gazety, ponadto zorganizował katolicką bibliotekę publiczną. Stał się szybko ojcem duchowym holenderskich dziennikarzy. Arcybiskup Utrechtu mianował go asystentem kościelnym czasopism wydawanych wtedy w Holandii. Był też tłumaczem. Przełożył na holenderski m.in. prace św. Teresy z Avila.
Od 1934 r. ten odważny zakonnik zaczął występować przeciwko ideologii faszystowskiej i nazistowskiej. Otwarcie krytykował te niebezpieczne ideologie i przestrzegał przed ich lekceważeniem. Dbał, by żadna katolicka gazeta czy książka nie zawierała nazistowskich treści.
W 1940 r. hitlerowskie Niemcy zajęły Holandię. Od tej pory o. Tytus znalazł się w niebezpieczeństwie, bo gestapo śledziło każdy jego krok. Mimo to w grudniu 1941 r. napisał list do dyrektorów wszystkich katolickich czasopism, zachęcając ich do przeciwstawiania się hitlerowskiej ideologii. Zdecydowanie występował też przeciwko antyżydowskim rozporządzeniom. Nie zgadzał się na wydalanie ze szkół dzieci i młodzieży tego pochodzenia.
W styczniu 1942 r. został aresztowany. Więziono go w kilku miejscach, a w kwietniu 1942 r. trafił do obozu koncentracyjnym w Dachau. By go złamać, traktowano go bardzo okrutnie. Mimo to poprosił współwięźniów, aby modlili się o zbawienie dla strażników. Wreszcie kompletnie opadł z sił. Spowodowała to ciężka praca fizyczna, niedożywienie, bicie i poniżanie. Został wtedy przeniesiony do szpitala obozowego, gdzie dobito go zastrzykiem z fenolu. Ciało o. Tytusa zostało spalone w krematorium.
Podczas beatyfikacji w dniu 3 listopada 1985 r. św. Jan Paweł II przypomniał, że “pielęgniarka, która 26 lipca 1942 r. dała mu śmiertelny zastrzyk, oświadczyła po latach, że pozostała żywa w jej pamięci twarz tego kapłana, który jej współczuł”. Błogosławiony Tytus jest przede wszystkim czczony w zakonie karmelitańskim, ale także w Nijmegen w Holandii, gdzie uznano go za największego spośród ludzi żyjących w tym mieście, postawiono w 2005 r. kościół pod jego wezwaniem, a w Polswardzie znajduje się poświęcone mu muzeum.
Trwa jego proces kanonizacyjny. Jest patronem dziennikarzy katolickich.
27 lipca
Święty Celestyn I, papież
Święty Celestyn I O młodości przyszłego papieża wiemy tylko tyle, że jego ojcem był Pryskus. Szczególną miłością darzył Celestyna papież św. Innocenty I. Nazywał go swoim synem. Po śmierci papieża św. Bonifacego I Celestyn został wyniesiony na stolicę rzymską dnia 4 września 422 roku. Jego rządy w Kościele trwały 10 lat. Były bardzo pracowite. Najpierw papież zajął się energicznie wykorzenieniem herezji nowacjańskiej, która miała swoich zwolenników nawet w samym Rzymie. Nakazał zamknąć wszystkie świątynie nowacjanów, a ich przywódcę, Rustyka, pozbawił urzędu biskupiego. Odrestaurował bazylikę Matki Bożej na Zatybrzu po najeździe na Rzym Alaryka (440). Na Awentynie wystawił bazylikę ku czci św. Sabiny, którą obecnie zajmuje kuria generalna braci dominikanów.
Papież przez swoje listy i dekrety, jak również przez swoich delegatów i synody starał się utrzymać w Kościele karność. Piętnował nadużycia, np. sprzeciwił się zwyczajowi, jaki powstał w Apulii i w Kalabrii (południowe Włochy), że biskupów wybierał sobie lud bez udziału miejscowego duchowieństwa i bez zgody papieża. Niemniej energicznie zwalczał błędy pelagian. Doprowadził do tego, że biskupi Galii odwołali błędy tej herezji, którą się skazili. Do Anglii, gdzie ta herezja się zrodziła, wysłał jako swoich delegatów św. Lupusa, biskupa z Troyes, i św. Germana, biskupa z Auxerre. Kiedy Pelagiusz przeniósł się ze swoją nauką na Wschód, papież zażądał od Nestoriusza, patriarchy Konstantynopola, by potępił głoszone przez Pelagiusza błędy. Wezwał również św. Jana Kasjana, by upomniał zwolenników Pelagiusza w klasztorach w pobliżu Marsylii. Kiedy zaś Nestoriusz wystąpił z nauką o dwóch osobach Pana Jezusa, papież zwołał do Rzymu synod, w którym tę naukę potępił. Św. Cyryla Aleksandryjskiego wysłał na Wschód jako swojego delegata, by bronił prawowitej wiary. Dzięki interwencji papieża zwołany też został do Efezu sobór powszechny w 431 roku, który naukę Nestoriusza potępił, a Nestoriusza, upierającego się w błędach, deponował ze stanowiska patriarchy. W tej sprawie papież interweniował u cesarza Teodozjusza II.
Wielki papież żył w serdecznej przyjaźni ze św. Augustynem i ze św. Cyrylem Aleksandryjskim. Do Irlandii posłał św. Palladiusza, biskupa (430), do którego dołączył św. Patryk, apostoł tej wyspy. Spora korespondencja, jaka została po św. Celestynie I, świadczy o tym, jak szeroki i jak wszechstronny był zakres jego działania i ile trosk nękało go o Kościół Chrystusowy.
Celestyn I pożegnał ziemię dla nieba 27 lipca 432 roku. Pochowano go na cmentarzu Pryscylii, w mauzoleum, obok bazyliki św. Sylwestra. 6 kwietnia 817 roku relikwie jego przeniesiono uroczyście do bazyliki św. Praksedy. Część jego relikwii posiada bazylika św. Pawła za Murami w Rzymie oraz kościół św. Stefana w Bolonii.

Święty Celestyn I – papież, który wyświęcił św. Patryka

dodane 2009-07-14 10:10

Natalia Wizental, Piotr Drzyzga

Celestyn I zasiadał na Stolicy Piotrowej niespełna dekadę. Dokładny czas jego pontyfikatu zamyka się w datach 10 września 422 – 27 lipca 432.

Święty Celestyn I  - papież, który wyświęcił św. Patryka   Autor nieznany (PD) Św. Celestyn I

Był to czas zażartych sporów i rozbieżności doktrynalnych, o których dyskutowano głównie z wyznawcami arianizmu. Patriarchą Konstantynopola był wówczas Nestoriusz. Papież słysząc, iż Nestoriusz głosi często kazania sprzeczne z nauczaniem Kościoła, wysłał do Konstantynopola Cyryla z Aleksandrii, by ten sprawdził, czy tak jest w istocie. 11 sierpnia 430 na podstawie materiałów i dowodów zgromadzonych przez Cyryla i i diakona Leona, synod rzymski, któremu papież Celestyn I przewodził, potępił Netoriusza, apelując by ten wyrzekł się swych błędów.

Podczas III Soboru Powszechnego, zwołanego do Efezu przez cesarza Teodozjusza II, doszło do dalszych sporów w czasie których przewodzący synodowi biskup Antiochii Jan nałożył na Cyryla z Aleksandrii (reprezentującego tam papieża) ekskomunikę. Cyryl nie pozostał Janowi dłużny i odwdzięczył mu się tym samym. Ostatecznie cesarz Teodozjusz skazał Nestoriusza na banicję. Patriarcha zmuszony był udać się na pustynię egipską, gdzie zmarł. W Konstatynopolu zastąpił go Maksymilian, którego papież Celestyn I zaaprobował. Odciął się także od ekskomuniki Jana z Antiochii, pozwalając mu na powrót na łono Kościoła, jeśli tylko zerwie z Nestoriuszem i przyjmie decyzje soboru.

Chcąc przeciwdziałać szerzącemu się w Brytanii pelagianizmowi, papież wysłał w 429 roku na Wyspy biskupa Germana z Auxerre, a także wyświęcił na pierwszego irlandzkiego biskupa diakona Palladiusza. Najsłynniejszym z wyświęconych przez Celestyna I biskupów był święty Patryk, którego powołano na urząd w 432 roku.

Zachowało się sporo listów kierowanych przez papieża do biskupów Galii, w których to sprzeciwiając się semipelagianizmowi, powoływał się w sprawach doktrynalnych na autorytet Augustyna (z którym w roku 418 prowadził korespondencję).

Wspomina się go jako energicznego papieża, który rozprawiając się ze schizmą nowacjanizmu, skonfiskował kościoły jej wyznawców. Za jego pontyfikatu odnowiono kościół Santa Maria in Trastevere (zniszczony przez pożar podczas łupienia Rzymu przez Alaryka w 410 roku) i rozpoczęto budowę bazyliki Św. Sabiny na Awentynie.

Celestyn I zmarł w Rzymie, pochowano go w katakumbach Św. Priscilli, w pobliżu małej bazyliki Św. Sylwestra.

 

http://kosciol.wiara.pl/doc/490885.Swiety-Celestyn-I-papiez-ktory-wyswiecil-sw-Patryka

27 lipca
Błogosławiona
Maria Klemensa od Jezusa Ukrzyżowanego
(Helena Staszewska), zakonnica i męczennica
Błogosławiona Maria Klemensa od Jezusa Ukrzyżowanego Helena Staszewska urodziła się w 1890 r. w Złoczewie koło Kalisza. Wychowywała się w wielodzietnej rodzinie – miała 12 rodzeństwa. Naukę rozpoczęła w Wieluniu, następnie uczyła się w Kaliszu i Piotrkowie. Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczęła pracę w Sulejówku. W czasie I wojny światowej zmarł jej ojciec, a niedługo potem także i matka. Po ich śmierci musiała zająć się wychowaniem młodszego rodzeństwa. Pracowała jako nauczycielka.
W wieku 31 lat wstąpiła do Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej w Krakowie. Wraz z nią do urszulanek wstąpiły też jej dwie siostry. Sześć miesięcy później otrzymała imię Marii Klemensy od Jezusa Ukrzyżowanego i przyjęła habit zakonny. Po złożeniu ślubów pracowała m.in. w szkole powszechnej urszulanek w Krakowie. Prowadziła także Krucjatę i założyła Sodalicję Mariańską w Sierczy koło Krakowa. Organizowała comiesięczne spotkania, na których czytano prasę katolickę, uczyła dziewczęta sztuki wypowiadania się. Doprowadziła też do uruchomienia ochronki, do której zapisało się ok. 50 dzieci. W czasie swego 22-letniego pobytu w zakonie pełniła wiele funkcji i spełniała różne obowiązki. Była między innymi zastępczynią przełożonej w klasztorach: w Sierczy, Zakopanem i Stanisławowie. Była także przełożoną w Częstochowie, Gdyni i Rokicinach Podhalańskich. W tej ostatniej miejscowości znalazła się 15 sierpnia 1939 r., tuż przed wybuchem II wojny światowej. Już 1 września została zmuszona, by wraz ze swoimi siostrami opuścić klasztor. Następnego dnia udały się do Krakowa, skąd do Rokicin powróciły w połowie września, już po nadejściu wojsk niemieckich. Siostry zaangażowały się w pomoc potrzebującym, których było coraz więcej. W lipcu 1940 r. w klasztorze po raz pierwszy pojawiło się gestapo, aby zastraszyć i zniechęcić siostry.
Od 1941 r. siostry zaczęły przyjmować w klasztorze zagrożone gruźlicą dzieci warszawskie. Były wśród nich również dzieci żydowskie, ukrywane przez urszulanki. Przez dom zakonny przewijało się też wielu uciekinierów i tułaczy, Polaków i Żydów. Nikomu nie odmawiano pomocy.
26 stycznia 1943 r. Niemcy weszli do klasztoru i aresztowali przełożoną, matkę Marię Klemensę. Pozwolono jej tylko uklęknąć w kaplicy i zmówić “Pod Twoją obronę”. Przez miesiąc przetrzymywano ją w miejscowym areszcie, po czym 26 lutego 1943 r. przewieziono ją do osławionego więzienia na Montelupich w Krakowie. Po kilku dniach znalazła się w transporcie do Auschwitz; tam otrzymała numer 38102.
Od początku pobytu w obozie chorowała i cierpiała. Z trudem trzymała się na nogach. Niebawem słaby organizm zaatakował panoszący się w tym obozie koncentracyjnym tyfus. Zmarła z tego powodu 27 lipca 1943 r.
13 czerwca 1999 r. w Warszawie papież św. Jan Paweł II beatyfikował 108 męczenników Kościoła z okresu II wojny światowej. W ich gronie znalazła się też Maria Klemensa Staszewska od Jezusa Ukrzyżowanego, urszulanka Unii Rzymskiej.
Dominika Krupińska
Mordowanie pamięci
Data publikacji: 2013-08-02 15:00
Data aktualizacji: 2013-08-06 07:48:00

W zakopiańskim „Palace” przez całą wojnę mieściła się placówka Gestapo. Katowani byli tam męczennicy II Wojny Światowej, błogosławieni s. Helena Staszewska i ks. Piotr Dańkowski, a także setki innych Polaków. Do otwarcia muzeum udało się doprowadzić dopiero po upadku komunizmu. Niestety, nie na długo; spadkobiercy przedwojennego właściciela, którzy odzyskali budynek, sprzedali go na cele komercyjne prywatnemu przedsiębiorcy, a ten zniszczył ślady niemieckich zbrodni: wydrapane przez więźniów napisy oraz podłogi, w które wsiąkła krew męczonych. Pod naciskiem opinii publicznej pozostawił tylko w jednej z piwnic małą izbę pamięci. Dzisiaj także jej grozi likwidacja.

 

Do wybuchu wojny willa „Palace” przy ul. Chałubińskiego w Zakopanem była eleganckim i obszernym pensjonatem. W listopadzie 1939 roku sprowadziło się do niej Gestapo — tajna policja hitlerowska, która potrzebowała odpowiedniego budynku na przetrzymywanie i przesłuchiwanie więźniów. Z tą chwilą na pięć długich lat „Palace” stała się katownią Podhala. Torturowano w niej tysiące ludzi, a setki zamordowano; głównie Polaków, lecz także przedstawicieli innych narodów: Żydów, Rosjan, Anglików. Ci, co przeżyli przesłuchania i nie zostali rozstrzelani na miejscu, trafiali do obozów koncentracyjnych.

 

Placówka liczyła ok. 40 funkcjonariuszy i była jedną z największych w południowej Polsce. Przez Tatry fot. Dominika Krupińskaprzechodził szlak kurierski, zapewniający stały kontakt polskiego podziemia z rządem w Londynie. Przemycano pieniądze, meldunki, ludzi. Niemcy mieli tego świadomość i prowadzili ciągłą obławę. Ci, których złapano, trafiali właśnie do „Palace”. Wśród nich Helena Marusarzówna i Bronisław Czech; także Franciszek Gajowniczek (kurier na odcinku Warszawa – Podhale) — ten, za którego na śmierć w bunkrze głodowym w Auschwitz poszedł święty Maksymilian Kolbe. Oprócz kurierów do „Palace” trafiało duchowieństwo, partyzanci, konspiratorzy, alianccy lotnicy… Mógł się tam także znaleźć każdy mieszkaniec Podhala — wystarczyło paść ofiarą podejrzenia rzuconego przez lokalnego volksdeutscha czy konfidenta. Podhalan zginęło w „Palace” najwięcej.

 

Więźniów przetrzymywano w piwnicach, ale katowano ich i zabijano w całym budynku, a także na przyległym terenie. W jednej z piwnicznych cel znajdowało się pomieszczenie z odpływem wody i oknem bez szyby, w którym więźniów polewano wodą: bardzo gorącą w celu poparzenia, a zimą także zimną, powodując stopniową śmierć przez zamarznięcie. W innej, szczelnie zamkniętej klitce z grzejnikiem CO panowała temperatura kilkudziesięciu stopni. Więźniowie ginęli z przegrzania.

 

Podczas wielogodzinnych przesłuchań znęcano się nad nimi wyrafinowanymi i przemyślanymi sposobami: bito, kopano, wieszano za wykręcone ręce (tzw. „słupek”), pozbawiano jedzenia i wody, stopniowo zwiększając natężenie tortur. Oto fragmenty wspomnień kuriera tatrzańskiego Wincentego Galicy, opublikowanych kilka lat temu na łamach „Tygodnika Podhalańskiego”: „Związali mi ręce z tyłu, kazali stanąć na krześle tyłem do drzwi. Drugi koniec sznura, którym miałem związane ręce przerzucili ponad drzwi i przywiązali do klamki. Wyrwali krzesło spod nóg i zawisłem na przegubach rąk… Stopniowo zaczęły słabnąć mi ręce, ból pomału się nasilał, ale można było wytrzymać… Znów bicie w pośladki. Teraz coraz boleśniej odczuwałem każde uderzenie. Znów przecząca odpowiedź. Tym razem wiszenie trwało już 10 minut… Bennewitz wyraźnie się zdenerwował, porwał harap i walił, gdzie popadło: w głowę, plecy, ramiona. Wolałem to niż w pośladki, które mnie wprost parzyły, zwłaszcza przy siedzeniu. Ten system przesłuchiwania stosowano z przerwą obiadową przez cały dzień… Wieczorem założyli mi nożycowe kajdany na ręce, zaprowadzili do dyżurki na lewo od drzwi wejściowych, przywiązali do kaloryfera, dodatkowo jeszcze związali nogi. Stałem tak całą noc… Drugi i następne pięć dni były podobne do pierwszego. Bili i wieszali na przemian. W drugim dniu pękła mi skóra na obrzękłym od bicia prawym pośladku, krwawiłem dość mocno. Przestali bić po pośladkach, ponieważ moje ręce stawały się coraz więcej bezwładne, nie mogłem ścierać krwi z podłogi i musieli to sami robić. Bili teraz po plecach, brzuchu, udach, podudziach i po piętach. Nie przypuszczałem, że pięty i podudzia są takie czułe na bicie, potworny przejmujący ból…”

 

Po zakończeniu wojny „Palace” zajęło SB i NKWD, a w 1946 r. odbył się w nim proces przywódców Goralenvolku. Później urządzono sanatorium przeciwgruźlicze ZBoWID-u (oficjalnej organizacji kombatanckiej działającej w PRL), a pod koniec lat 70. — żłobek miejski. To wtedy zaczęły się pierwsze dewastacje. Grupa ocalałych więźniów katowni, z kurierem tatrzańskim Wincentym Galicą na czele, przez wiele lat bezskutecznie starała się o zabezpieczenie śladów niemieckich zbrodni i urządzenie muzeum męczeństwa. Udało się to dopiero w latach 1993–94 dzięki postawie dyrektora społecznego liceum, dzierżawiącego budynek od spadkobierców właściciela (władających nim od początku lat 90.). Byli więźniowie urządzili ekspozycję zawierającą zdjęcia i nazwiska ofiar „Palace” oraz ich gestapowskich oprawców, chronili ocalałe ślady zbrodni (kajdany, wydrapane przez więźniów na ścianach napisy, plamy krwi na podłogach), gromadzili dokumenty dotyczące katowni w „Palace” i losów więźniów przewiezionych do obozów koncentracyjnych.

 

Niestety, muzeum działało tylko przez kilka lat. Chociaż władze Zakopanego miały prawo pierwokupu i podjęły uchwałę o zakupie „Palace” od spadkobierców za ustaloną cenę ok. 1,4 mln zł, ci na wiosnę 1999 r. niespodziewanie sprzedali go prywatnemu przedsiębiorcy z Kraśnika, Wojciechowi Gąsce — na warunkach tylko minimalnie lepszych niż zaproponowane przez miasto. Wskutek ogromnych protestów społecznych oraz nacisków byłych więźniów, którzy gotowi byli zorganizować wśród Polonii zbiórkę na wykup „Palace”, nowy fot. Dominika Krupińskawłaściciel obiecał ochronę miejsc męczeństwa w piwnicach. Obietnicy tej dotrzymywał przez kilka tygodni — do zakończenia uroczystości związanych z beatyfikacją ofiar „Palace”, s. Heleny Staszewskiej i ks. Piotra Dańkowskiego, przez bł. Jana Pawła II. W lipcu 1999 r. dostęp do muzeum został zablokowany, a zamówieni przez właściciela robotnicy po zrzuceniu eksponatów w kąt jednego z pomieszczeń zaczęli burzyć cele, zerwali podłogę, na której wciąż były ślady krwi księdza Dańkowskiego — relikwie błogosławionego, zniszczyli napisy wydrapane przez więźniów.

 

„O, mamo, nie płacz nie — Niebios Przeczysta Królowo, ty zawsze wspieraj mnie” — wydrapała na ścianie celi nr 3 18-letnia Helena Wanda Błażusiak; słowa te Henryk Mikołaj Górecki uczynił jedną z części swojej „Symfonii pieśni żałosnych”. „Wiara, Nadzieja, Miłość, Wielki Dar, lecz wyższy nad nie Boży dar”; „Storożenko Andriej Grigorowicz z Połtawskoj Obłasti… Pomstijtie bratia mienia i pieredajtie domoj, czto ja zyźń oddał za Rodinu”; „Gdy ktoś to będzie czytał, niech zmówi Zdrowaś Mario za duszami”… Napisów były dziesiątki, a oprócz nich rysunki krzyży, serca, kotwicy. Ocalał tylko spis i kilka zdjęć opublikowanych w książce Alfonsa Filara i Michała Leyko „Palace katownia Podhala”.

 

Dewastacja wyszła na jaw i wywołała skandal. Żyjący jeszcze ostatni więźniowie katowni alarmowali, kogo się dało, sprawę opisywała prasa (m.in. „Dziennik Polski” i „Niedziela”). Wtedy dopiero wojewódzki konserwator wpisał „Palace” do rejestru zabytków; jednak na skutek odwołania właściciela jego decyzję uchylił główny konserwator w Warszawie i procedura trwała jeszcze kilkanaście miesięcy. Nacisk opinii publicznej nie ustawał i po ponad dwóch latach przepychanek, w 2001 r. właściciel podpisał z władzami Zakopanego umowę o nieodpłatnym użyczeniu niewielkiej części piwnic (60 m kw.) na izbę pamięci. Zwrócił także przetrzymywane przez dwa lata eksponaty; niestety złe warunki przechowywania odbiły się na ich stanie. Opiekę nad izbą objęło Stowarzyszenie Muzeum Walki i Męczeństwa „Palace”, założone przez byłych więźniów i członków ich rodzin. Jego prezesem i kustoszem izby został Wincenty Galica, a po jego śmierci w 2010 r. — Adam Machowski, którego matka Janina była więźniarką „Palace” i obozu w Auschwitz.

 

Niestety, po kilku latach spokoju śladom pamięci o ofiarach i katach placówki Gestapo w Zakopanem ponownie grozi unicestwienie. Zawarta w 2001 r. umowa użyczenia wygasła, a nowej nie udało się podpisać. Według fot. Dominika Krupińskainformacji uzyskanych przez Adama Machowskiego, który zabiega o prawne zabezpieczenie bytu muzeum choćby w obecnym okrojonym kształcie, żądania właściciela przekraczają prawne i finansowe możliwości władz miasta. Obecnie zaś „Palace” została znowu wystawiona na sprzedaż — za astronomiczną dla publicznych i społecznych instytucji zajmujących się ochroną pamięci o zbrodniach dokonywanych na narodzie polskim kwotę 16 milionów zł.

 

Stowarzyszenie Muzeum Walki i Męczeństwa „Palace” działa społecznie i nie ma własnych źródeł finansowania. Do wyłożenia środków na wykup pomieszczeń muzeum nie kwapią się ani właściwe instytucje państwowe i samorządowe, ani sponsorzy prywatni. Tymczasem prawne i finansowe zabezpieczenie istnienia izby pamięci „Palace” jest dzisiaj konieczne bardziej niż kiedykolwiek. Gdy Niemcy na szeroką skalę dokonują „reformułowania” prawdy o zbrodniach II wojny światowej, zachowanie pamięci o katowni Gestapo „Palace” i jej ofiarach jest obowiązkiem nie tylko wobec tych, którzy tam ginęli i cierpieli, lecz także wobec całego narodu.

 

Dominika Krupińska

http://www.pch24.pl/Mobile/Informacje/informacja/id/16742

 

Męczennicy II wojny światowej

04 cze 2013
ks. Marek Wójtowicz SJ

Jan Paweł II wiele razy, przy różnych okazjach zachęcał nas, byśmy pamiętali o męczennikach XX wieku. To oni wszyscy, bardzo często w dramatycznie trudnych okolicznościach, pośród okrutnych prześladowań totalitarnych systemów, świadczyli o Bogu, który jest Miłością i który nigdy ich nie opuścił. Zjednoczeni z Jezusem Chrystusem zachowali żywą wiarę i silną nadzieję na ostateczne zwycięstwo Boga nad złem i przemocą.

Podczas swojej pielgrzymki do Polski w czerwcu 1999 r. Jan Paweł II beatyfikował w Warszawie 108 Męczenników II wojny światowej. Powiedział wtedy: Dziś świętujemy zwycięstwo tych, którzy w naszym stuleciu oddali życie dla Chrystusa, aby posiąść je na wieki w Jego chwale. Jest to zwycięstwo szczególne, bo dzielą je duchowni i świeccy, młodzi i starzy, ludzie różnego pochodzenia i stanu (…). Są kapłani diecezjalni i zakonni, którzy ginęli, gdyż nie chcieli odstąpić od swojej posługi, i ci, którzy umierali, posługując współwięźniom chorym na tyfus; są umęczeni za obronę Żydów. Są w gronie błogosławionych bracia i siostry zakonne, którzy wytrwali w posłudze miłości i w ofiarowaniu udręk za bliźnich. Są wśród tych błogosławionych męczenników również ludzie świeccy. Jest pięciu młodych mężczyzn ukształtowanych w salezjańskim oratorium; jest gorliwy działacz członek Akcji Katolickiej, jest świecki katecheta zamęczony za swą posługę i bohaterska kobieta, która dobrowolnie oddała życie w zamian za swą brzemienną synową. Ci błogosławieni męczennicy i męczennice wpisują się w dzieje świętości Ludu Bożego pielgrzymującego od ponad tysiąca lat po polskiej ziemi.

Męczennicy II wojny światowej są dzisiaj dla nas rozświetloną pochodnią pośród mroków i braku nadziei u wielu osób na początku XXI wieku. To właśnie oni mogą się stawać dla nas wiarygodnymi przewodnikami na drogach wypróbowanej wiary. Aresztowani przez gestapo kapłani byli wcześniej ostrzegani przez życzliwych ludzi, że grozi im uwięzienie. Oni jednak pozostawali na swoich plebaniach, skąd najczęściej trafiali do niemieckich katowni, jak to miało miejsce choćby 1 IX 1939 r. w Gdańsku. Innych wywożono do obozów koncentracyjnych. Pośród nich byli tacy, którzy odmówili podeptania krzyża czy różańca, za co skazani zostali na śmierć, np. abp Antoni Julian Nowowiejski zakatowany w Działdowie 28 V 1941 r., a także ks. Władysław Demski, pobity na śmierć przez kapo w niemieckim obozie koncentracyjnym Sachsenhausen 26 V 1940 r. Tak objawiała się wprost szatańska nienawiść hitlerowców do sług Jezusa Chrystusa.

Wspominani męczennicy, osoby duchowne i świeckie, często z narażeniem własnego życia śpieszyli z pomocą do bardziej od siebie głodnych i chorych, np. Stanisław Starowiejski. Kapłani cudem zdobywali trochę wina, najczęściej z przeszmuglowanych potajemnie rodzynek, by odprawić Mszę św. i pokrzepić współwięźniów Jezusem Eucharystycznym. Do grona 108 Męczenników należy siostra zakonna Celestyna Faron, służebniczka starowiejska, wywieziona do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie zmarła z wycieńczenia 9 IV 1944 r., w Niedzielę Wielkanocną, z powodu morderczej pracy przy oczyszczaniu rowów. Wśród męczenników jest bł. teściowa, Marianna Biernacka, która oddała swoje życie 13 VI 1943 r., by uratować skazaną na śmierć synową spodziewającą się dziecka.

Pełni heroizmu Męczennicy II wojny światowej są czytelnym świadectwem prawdy chrześcijańskiej miłości. Z narażeniem życia głosili Ewangelię, świadczyli o Jezusowej miłości, zdolnej przebaczyć nawet oprawcom. W naszej epoce, będącej często duchową pustynią, męczennicy są jeszcze bardziej znakiem owej największej miłości stanowiącej fundament dla wszystkich innych wartości. Ich życie jest odblaskiem wzniosłych słów. Chrystusa, wypowiedzianych na krzyżu: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34).

Z duchowego punktu widzenia męczeństwo jest najwymowniejszym dowodem prawdziwości chrześcijańskiej wiary, która może nadać ludzkie oblicze nawet najbardziej gwałtownej śmierci i ujawnia swe piękno podczas najokrutniejszych prześladowań. To męczennicy opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili (Ap 7, 14). Ich świadectwo jest siłą Kościoła, oni mogą być mistrzami wiary także dla nas. Obyśmy podziwiając ich odwagę, pragnęli ich także naśladować, gdyby wymagały tego okoliczności.

Podczas beatyfikacji 13 VI 1999 r. Jan Paweł II powiedział: Błogosławieni męczennicy wołają do naszych serc: Uwierzcie, że Bóg jest miłością! Uwierzcie na dobre i na złe! Obudźcie w sobie nadzieję! Niech ta nadzieja wyda w was owoc wierności Bogu we wszelkiej próbie! Raduj się, Polsko, z nowych błogosławionych. Spodobało się Bogu wykazać przemożne bogactwo Jego łaski na przykładzie dobroci twoich synów i córek w Chrystusie Jezusie (por. Ef 2, 7). Oto bogactwo Jego łaski, oto fundament naszej niewzruszonej ufności w zbawczą obecność Boga na drogach człowieka w trzecim tysiącleciu! Jemu niech będzie chwała na wieki wieków. Amen

http://www.pch24.pl/Mobile/Informacje/informacja/id/16742

27 lipca
Błogosławiona
Maria od Męki Pańskiej (Tarallo), dziewica
Błogosławiona Maria Klemensa od Jezusa Ukrzyżowanego Maria Grazia urodziła się 23 września 1866 r. w Barrze koło Neapolu. W domu rodzinnym otrzymała staranne wychowanie chrześcijańskie. Już jako dziecko odczuwała powołanie do szczególnej służby Bogu. Mając 7 lat przyjęła Pierwszą Komunię św., a w dziesiątym roku życia – sakrament bierzmowania. Oddając się Bogu bez reszty, konsekwentnie dążyła do chrześcijańskiej doskonałości.
Gdy skończyła 22 lata, wyraziła chęć wstąpienia do klasztoru, lecz ojciec był temu przeciwny, ponieważ zamierzał wydać ją za mąż za Raffaele Aruta, do którego nawrócenia się przyczyniła. Raffaele zmarł jednak w krótkim czasie i Maria Grazia mogła zrealizować swoje powołanie zakonne.
1 czerwca 1891 r. wstąpiła do zgromadzenia sióstr od Ukrzyżowania Adoratorek Eucharystii w Barrze, którego założycielką była Maria Pia Notari. Życie duchowe Marii koncentrowało się wokół nabożeństwa do męki Chrystusa, Najświętszego Sakramentu i Matki Bożej Bolesnej. Pragnęła ofiarować swoje życie za nawrócenie grzeszników.
W zgromadzeniu powierzano jej różne funkcje – była mistrzynią nowicjuszek, udzielała porad w sprawach duchowych, ale także pomagała w kuchni, w pralni i na furcie klasztornej. Świeciła przykładem modlitwy i uczynności. Była podziwiana przez współsiostry i cieszyła się ich szacunkiem.
Zmarła 27 lipca 1912 r. w San Giorgio. Beatyfikowana została 14 maja 2006 r. na polecenie papieża Benedykta XVI przez kard. Jose Saraiva Martinsa.
Wszystkie Żywoty Świętych za stroną: http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Gersten, w Niemczech – bł. Berolda, opata. Owdowiał, gdy miał 31 lat. Wstąpił wtedy do opactwa św. Błażeja w Szwarcwaldzie. Znacznie później obrano go opatem w Steyr-Gersten pod Passawą. Uczynił tam ośrodek promieniujący na cały kraj. Zmarł w roku 1142. Jego kult zaaprobowano w roku 1970.

oraz:

św. Antuzy, męczennicy (+ VIII w.); św. Feliksa (+ 852); świętych męczenników: Jerzego, diakona, Aureliusza z żoną Natalią i Feliksa z żoną Liliosą (+ 852); świętych męczenników: Hermolausa, prezbitera, oraz braci Hermippusa i Hermokratesa (+ 305); świętych męczenników Maura, biskupa, i Sergiusza (+ pocz. II w.); bł. Novellona, zakonnika (+ 1280); św. Pantaleona, lekarza, męczennika (+ ok. 305)

Imieniny 27 Lipiec

Alfons

Alfons imieniny obchodzi: 1 czerwca, 27 lipca, 1 sierpnia, 2 sierpnia, 16 sierpnia, 19 września, 30 października oraz 31 października

Imię pochodzenia germańskiego, złożone z członów: al- / adal ‘szlachetny’ i -funs ‘szybki, chętny, życzliwy’. W literaturze często bywa pisane w postaci Alphonsus, ale formą poprawną jest pisownia Alfons. Było to częste imię królów hiszpańskich. W dawnej Polsce imię to pojawiało się rzadko. Popularyzuje je dopiero działalność redemptorystów w XVIII i XIX w. Około r. 1870 imię jest już dość częste, ale w latach późniejszych popularność jego znów spada w związku z literackim pomysłem A. Dumasa, który ośmieszył je w komedii Monsieur Alphonse. Dziś imię to w języku polskim nabrało znaczenia pejoratywnego; jako wyraz pospolity słowo alfons oznacza suterena, utrzymanka.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Alfonsus, fr. Alphonse, hiszp. Alonso, wł. Alfonso.

Święci i błogosławieni, którzy uświetnili to imię, nie są stosunkowo liczni. Pominąwszy biskupów z Embrun (VIII w.) i z Astorgi (X w.-), o których nic właściwie nie wiemy, oraz augustianina, zamordowanego przez protestantów holenderskich na Filipinach (1619), którego kult nie został zatwierdzony, przedstawimy tu – o ile to możliwe – wszystkich:

Alfons Pacheco urodził się się w Minaya (Hiszpania) w r. 1551. Mając lat szesnaście, wstąpił do jezuitów. Po ukończeniu formacji zakonnej wyjechał z wizytatorem Valignano do Indii. Pracował tam przede wszystkim na półwyspie Salsette. W r. 1580 przebywał w sprawach zakonu w Europie. W roku następnym był już znów na misji. 25 lipca 1583 r. zamordowali go zrewoltowani wieśniacy. Z nim razem zginął bł. Rudolf Acquaviva i inni, o których poniżej. Beatyfikował ich w r. 1893 Leon XIII.

Źródła i literatura w Bibl. Ss. 11 (1968), 597-600.

Alfons d’Orozco urodził się 17 października 1500 r. w Oropezie (Hiszpania). Studiował w Talavarze, Toledo i Salamance. Gdy miał 22 lata, kazanie Tomasza z Villanuova poruszyło go do tego stopnia, że postanowił czym prędzej wstąpić do augustianów. Zajmował u nich wiele stanowisk przełożeńskich. Pewnego razu ukazać mu się miała Matka Najśw. Powiedziała mu wówczas: -Pisz-. Odtąd wypuszczał w świat liczne książeczki o treści religijnej. Okazał się w nich klasykiem literatury hiszpańskiej, ale był też równocześnie jednym z najwybitniejszych mistyków swego stulecia. Zmarł w Madrycie 19 września 1591 r. Beatyfikował go w r. 1881 Leon XIII.

Alfons z Navarette urodził się 21 września 1571 r. w Logro-o (Hiszpania). Wstąpiwszy do dominikanów, przeznaczony został na misję filipińską. Potem był wikariuszem prowincjonalnym w Japonii. 1 czerwca 1617 r. ścięty został w Omurze. Beatyfikował go w r. 1867 Pius IX.

Alfons Rodriguez. Urodził się 25 lipca 1531 r. w Segowii (Hiszpania). Był synem zamożnego kupca. Przez rok studiował u jezuitów w Alkali, ale po śmierci ojca wezwany do Segowii, wrócił i objął rodzinne przedsiębiorstwo. W r. 1560 ożenił się z Marią Suarez, która powiła mu dwoje dzieci. W kilka lat później (około r. 1567) stracił żonę, dzieci i matkę. Wówczas po raz drugi podjął studia na uniwersytecie w Walencji, ale rychło je przerwał i zapukał do bram nowicjatu Towarzystwa Jezusowego. Przyjęty jako kandydat na brata (1571), wkrótce wysłany został do kolegium w Palmie (na Majorce) i tam już pozostał do śmierci (1617). Zrazu spełniał rozmaite funkcje domowe, potem przez 40 lat był furtianem. Mimo tego skromnego stanowiska wywierał wpływ wielki, zwłaszcza na studiującą w kolegium młodzież zakonną, m.in. na Piotra Klawera (1580-1654). Był znany nie tylko na całej wyspie, ale również szeroko w Hiszpanii. Będąc mężem surowych umartwień, ciężkich doświadczeń i ciągłej modlitwy, słynął zarazem z uprzejmości, dobroci i roztropności. Nie-ustannie odmawiał różaniec i godzinki o Niepokalanym Poczęciu, tak że zaczęto mu nawet przypisywać autorstwo tych ostatnich; jednocześnie wznosił się na wyżyny modlitwy mistycznej i stał się jednym z największych mistyków zakonu. Obdarzony niezwykłymi darami, nie przestał być wyrazicielem duchowej trzeźwości i niczego nie uronił z ascezy ignacjańskich Ćwiczeń duchownych. Często mylono go ze współczesnym mu (1538-1616), a później słynnym ascetycznym pisarzem jezuickim tego samego imienia. Zresztą, także nasz święty dostał się do plejady wybitnych autorów duchownych. Z polecenia przełożonych napisał mianowicie swą biografię, zanotował swe przeżycia i opracował wiele pouczeń ascetycznych. Krążyły one w odpisach po całym kraju, druku doczekały się jednak dopiero w w. XIX. Podobnie rzecz się miała z szeroko rozpowszechnionym kultem świętego furtiana. Rozpoczęte wkrótce po śmierci starania o beatyfikację zakończone zostały dopiero w r. 1825. Kanonizował Alfonsa w r. 1888 Leon XIII. Pamiątkę obchodzi się w dniu jego śmierci, tj. 31 października.

Alfons z Meny urodził się 3 lutego 1568 r. w Logro-o (Hiszpania). Gdy w r. 1594 złożył u dominikanów profesję zakonną, zgłosił się na misję filipińską. Pracował tam wytrwale do r. 1602, kiedy to przeniósł się do Japonii. Zginął z innymi, ponosząc śmierć w płomieniach w czasie wielkiego prześladowania 10 września 1622 r. Beatyfikował go w r. 1867 Pius IX.

Alfons Maria di Liguori, doktor Kościoła (zelantissimus). Urodził się 27 października 1696 r. w Marinelli pod Neapolem, w średniozamożnej rodzinie szlacheckiej. Z usposobienia był żywy i bardzo aktywny, ale z czasem opanował swój charakter i stał się wzorem łagodności i słodyczy. Wcześnie też zaczął przejawiać nieprzeciętne zdolności. Studia prawnicze, uwieńczone doktoratem utriusque iuris, ukończył mając lat 17. Zdawało się wtedy, że na drodze kariery adwokackiej nic mu już nie stanie na przeszkodzie. Ale nieoczekiwane wydarzenie nagle ją przerwało. W czasie pewnego procesu okazało się mianowicie, że Alfons omylił się co do znaczenia podstawowego dokumentu. Zraziło go to tak dalece do zawodu, iż nie mógł odtąd o nim myśleć bez głębokiego niesmaku. Mimo sprzeciwów ojca poszedł za natchnieniami wewnętrznymi i mając 27 lat przywdział suknię duchowną. Teologię studiował trzy lata u kanonika Torni, który nie był jansenistą, ale niewątpliwie skłaniał się ku rygoryzmowi. W r. 1726 wyświęcony został na kapłana. Myślał o teatynach, to znów o filipinach albo jeszcze o kolegium przygotowującym przyszłych misjonarzy. Wreszcie jego kierownik duchowy zwrócił mu uwagę na ogromne potrzeby pogrążonego w ignorancji i zaniedbanego ludu neapolitańskiego. Odtąd poświęcenie Alfonsa w dawaniu misji ludowych oraz praca w konfesjonale nie miały granic. W r. 1731 powierzono mu reformę klasztoru żeńskiego o charakterze kontemplacyjnym. Był to początek nowej kongregacji żeńskiej, znanej potem pod nazwą sióstr redemptorystek. W roku następnym z kolei zgromadził wokół siebie współpracowników do głoszenia misji ludowych. Ta właśnie grupa stała się zawiązkiem zgromadzenia księży redemptorystów, które razem z gałęzią żeńską zatwierdził w latach 1749-1750 Benedykt XIV. Alfons zakładając zgromadzenie miał lat 35. Był pełen niespożytej energii. Nie tylko z zapałem głosił kazania misyjne i wiele czasu spędzał w konfesjonale, ale także sprężyście rządził nowym zgromadzeniem i z wytrwałością wywalczał mu byt, niejednokrotnie zagrożony ze strony władz neapolitańskich. Ale jakby mu nie dosyć było na tym, z nie mniejszą gorliwością zaczął pisać. Już w r. 1728 opublikował krótkie Myśli pobożne. Teraz nieustannie wypuszczał w świat nowe dziełka, których tu wymienić niepodobna. Wystarczy wspomnieć, że w aktach poprzedzających nadanie mu tytułu doktora Kościoła (1871) widnieje 160 tytułów dziełek ascetycznych. Niemal wszystkie były tłumaczone i osiągnęły ogromną liczbę wydań. B. Häring i E. Zettl utrzymują, że tłumaczono je na 61 języków, a wydania osiągnęły liczbę 17 125. Także w języku polskim posiadamy sporą liczbę tłumaczeń (co najmniej 18, po kilka wydań każde). Niektóre z nich były bardzo wczesne, większość jednak przypada na w. XIX. Największą wziętość osiągnęły Uwielbienia Maryi, rzecz w swoim rodzaju klasyczna; następnie dziełka: O godności i obowiązkach kapłańskich, O wielkim środku modlitwy, a także niektóre rozmyślania. Do tego wszystkiego dochodzą dziełka apologetyczne, dogmatyczne oraz trzy tomy listów. Na szczególną uwagę zasługuje Teologia moralna Alfonsa. Powstała ona jako komentarz do znanego podówczas i szeroko rozpowszechnionego podręcznika jezuity Busenbauma Medulla Theologiae Moralis. W wydaniach następnych przybrała charakter bardziej oryginalny. Autor powiększył ją także wstawkami polemicznymi, w których odpierał czynione mu przez dominikanina Patuzziego i innych zarzuty. W tym epokowym dziele Alfons najwyraźniej porzucił pozycje rygorystyczne, które zajmowali jego nauczyciele. Wyszedłszy z probabilioryzmu, przeszedł przez probabilizm, a w końcu, jak się zdaje, doszedł do stanowiska własnego, zwanego ekwiprobabilizmem, które nieco ogranicza system poprzedni. W każdym razie rozwarł na oścież drzwi postawom otwartym, pełnym zrozumienia i rozwagi. Będąc nauczycielem moralności, stawał się wielkim mistrzem pobożności i modlitwy. Do Eucharystii wskazywał drogi proste, nie skomplikowane labiryntem rygorystycznych wymagań i zastrzeżeń. Jeśli zważyć ponadto inne środki pobożności, jakie zalecał, zwłaszcza równie głębokie co czułe nabożeństwo do Najśw. Panny – łatwo zrozumieć, jak mocny i ostateczny wymierzył cios szerzącemu się w jego kraju jansenizmowi. Ta też alfonsjańska pobożność w dużej mierze ożywiła potem katolicką duchowość i wycisnęła silne piętno na katolicyzmie XIX stulecia. Było to bodaj bardziej cenne niż dokonana przez Alfonsa synteza dotychczasowej kazuistyki moralnej. W r. 1762 na formalny rozkaz Klemensa XIII Alfons objął maleńką diecezję Santa Agata dei Goti (między Benewentem a Kapuą), która posiadała zaledwie 40 tys. dusz, ale liczne duchowieństwo i ogrom ignorancji, występków oraz nadużyć. Święty gorliwie zabrał się do pracy, lecz po sześciu latach wytężonych trudów ciężka choroba (bóle bioder, rwa kulszowa, ogólny reumatyzm, skrzywienie stosu pacierzowego itp.) przykuła go do fotela. Administrował jeszcze diecezją ze swego pokoju; widząc jednak, że nie jest w stanie rządzić nią sprawnie, zwrócił się z prośbą o dymisję. Rzym zrazu odmówił, ale przychylił się do powtórnej prośby i zwolnił go z obowiązków ordynariusza (1775). Alfons wrócił teraz do swych duchowych synów, zamieszkujących dom w Nocera dei Pagani. Tutaj jednak przeżyć musiał wiele trudności. W r. 1780 domy położone poza Państwem Kościelnym na skutek nieporozumień i intryg uchyliły się spod jego władzy. Przez jakiś czas sam stał się dla Rzymu podejrzanym. Mimo to nie stracił spokoju. W przeddzień przywrócenia jedności zmarł pobłogosławiony przez papieża. Stało się to 1 sierpnia 1787 r. Mimo niespokojnych czasów, jakie Kościół przeżywał po jego śmierci, Alfons został beatyfikowany już w 1816 r., a kanonizowany w 23 lata później. Podobnie było z dziełem jego świętego życia. Mimo trudności stawianych przez niektóre dziewiętnastowieczne rządy założone przezeń zgromadzenie rozrasta się i coraz to nowe kraje obejmuje swą działalnością; wkrótce także wydaje ze swego grona nowych świętych. Teologia moralna Alfonsa stała się niemal oficjalną księgą nauczania Kościoła. Jeszcze większe powodzenie osiągnęły jego pisma ascetyczne. Niejedno jest już w nich przestarzałe, mimo to duchowe dzieło świętego zachowało w sobie wiele świeżości, żywotności i zdrowego pokarmu. Wspomnienie wielkiego doktora obchodzono do niedawna 2 sierpnia, ostatnio jednak (1969) przesunięto je na właściwy dies natalis.

 

Alfonsyna

Alfonsyna imieniny obchodzi: 1 czerwca, 27 lipca, 2 sierpnia, 16 sierpnia, 19 września, 30 października oraz 31 października

Imię żeńskie pochodzące od męskiego imienia ALFONS. Jest to spieszczenie za pomocą sufiksu zdrabniającego -in-. Alfonsyna zatem to ‘mała, drobna, ukochana Alfonsa‘.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Alfonsina.

Celestyn

Celestyn imieniny obchodzi: 6 kwietnia, 19 maja oraz 27 lipca

Jest to imię pochodzenia łacińskiego. Z czasów rzymskich znamy cognomina Caelestinus i Caelestina. Utworzone one zostały albo od nazwy umbryjskiego plemienia Caelestini (znanego z Pliniusza), i wówczas byłyby to tzw. nazwy etniczne, albo od imienia Caelestis ‘niebiański’. W takim wypadku Caelestinus interpretować trzeba jako twór na -inus, określający często przynależność, pochodzenie itp.

W Polsce imiona Celestyn i Celestyna występują bardzo rzadko.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Caelestinus, fr. Célestin, hiszp. Celestino, niem. Cölestin, ros. Kelestin, Celestin, wł. Celestino.

Święci, znani pod tym imieniem, nie są zbyt liczni. Spośród ośmiu, wymienianych w zestawieniach hagiograficznych, na czoło wysuwają się dwaj papieże:

Celestyn I, papież, rządził Kościołem w latach 422-432. Wybrany po Bonifacym I, był pierwszym papieżem, który energicznie zabrał się do zażegnania niebezpieczeństwa pelagianizmu. On to prawdopodobnie sprawił, iż cesarz zażądał od pelagiańskich biskupów Galii odwołania błędów. W tym samym celu wysłał do Brytanii św. Lupusa z Troyes oraz św. Germana z Auxerre. W końcu od Nestoriusza z Konstantynopola zażądał potępienia Pelagiusza i jego głównych zwolenników. Pod koniec swego pontyfikatu miał znów do czynienia z pierwszymi objawami nestorianizmu, o którym informował go Cyryl Aleksandryjski. W r. 430 zwołał synod do Rzymu, a Cyryla Aleksandryjskiego mianował swoim przedstawicielem na Wschodzie. Cyryl, opierając się na tych uprawnieniach, w r. 431 przewodniczył przy udziale legatów papieskich soborowi w Efezie. Gdy zaś sobór potępił błędy i uchwalił depozycję Nestoriusza, Celestyn interweniował u cesarza Teodozjusza II, a od następcy Nestoriusza, Maksymiana, zażądał, by starał się o przywrócenie pokoju religijnego na Wschodzie. Zmarł 27 lipca nie doczekawszy się skutków tych zabiegów. Jeśli dodamy ponadto, iż starał się zażegnać nieporozumienia wśród episkopatu afrykańskiego, a do Irlandii wysłał na przepowiadanie Ewangelii Palladiusza, łatwo nabrać przekonania, iż stosunkowo krótki pontyfikat Celestyna I wypełniony był po brzegi wszechstronną działalnością kościelną. Znalazła ona swoje odzwierciedlenie w korespondencji, jaka po nim została. Wspomnienie długo obchodzono 7 kwietnia.

Celestyn V (Piotr z Morrone). Urodził się około r. 1215 w wieśniaczej rodzinie w Abruzzach. Wcześnie wstąpił do benedyktynów, potem zaś osiadł jako pustelnik na górze Morrone. Sława świętości sprawiła, że ściągnęło doń wielu uczniów, co stało się początkiem nowej kongregacji mniszej (1251), określanej później nazwą celestynów. Ten sam rozgłos świętości sprawił, że kardynałowie zebrani w Perugii wybrali go w czerwcu 1294 r. na następcę Mikołaja IV, a w ten sposób położyli kres długiemu wakansowi, który trwał ponad dwa lata. Wybór nie okazał się szczęśliwy. Piotr, który przybrał imię Celestyn, nie był przygotowany do pełnienia funkcji papieskich, a zamiłowanie do samotności, za którą nieustannie tęsknił, nie ułatwiało mu przystosowania się do nich. Doszło do tego, że zaczęto nadużywać jego gołębiej prostoty. Powstał wówczas problem, czy papież może zrzec się swego urzędu. Kwestię rozstrzygnął sam Celestyn i w grudniu tego samego, 1294 r. ustąpił. W kilka dni później wybrano na jego miejsce kardynała Benedykta Gaetani, który przybrał imię Bonifacego VIII. Nowy papież obawiając się intryg, w których by wykorzystywano jego poprzednika, nakazał go inwigilować. Piotr Celestyn zmarł 19 maja 1296 r. w odosobnionym zameczku Castello di Fumone. Kanonizował go w r. 1313 Klemens V. Założona przezeń kongregacja, po okresie dużego rozwiktu, zwłaszcza na terenie Włoch i Francji, z wolna zaczęła podupadać i ostatecznie przestała istnieć na początku XIX w.

Julia

Julia imieniny obchodzi: 16 kwietnia, 22 maja, 27 lipca, 30 lipca, 10 grudnia oraz 11 grudnia

Imię łacińskie, wywodzące się z nomen gentilicium Julia, które Liwiusz wyprowadza od imienia syna Eneasza, Jula, rzekomego założyciela tego rodu. Niektórzy uczeni uważają je za imię celtyckie. W rodzinach cesarskich w Rzymie imię to występowało dość często tak w formie żeńskiej, jak i męskiej.

W Polsce imię Julia występuje od XVIII w. pod wpływem literatury, m.in. takich utworów jak Nowa Heloiza Rousseau oraz Romeo i Julia Szekspira (na scenie polskiej w 1799). Formy zdrobniałe: Julcia, Julka.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Julia, ang. Jule, fr. Julie, niem. Julie, wł. Giulia.

Święte i błogosławione, które nosiły to starożytne imię, są dość liczne. Martyrologium Rzymskie wymienia osiem, natomiast Bibliotheca Sanctorum dodaje do tej liczby cztery dalsze postacie. Tu ograniczymy się do przedstawienia dwóch:

Julia, męczennica z Korsyki. W Martyrologium Rzymskim występuje pod dniem 22 maja. Wzmianka opiera się na późnej Passio, która nie zasłużyła sobie na uznanie krytyki historycznej. Wedle tej Pasji miała pochodzić z Kartaginy, gdzie ją jako niewolnicę sprzedano jakiemuś kupcowi z Syrii. W drodze do Galii wylądował on na Korsyce i tam to zarządzono, aby złożyli ofiarę pogańskim bogom. Gdy Julia odmówiła, skazano ją na ukrzyżowanie. Przypuszczają niektórzy, że należy ją utożsamiać z Julią, męczennicą kartagińską, wspominaną 15 lipca; jej relikwie przywieziono może na Korsykę w czasie najazdu Wandali. W Monza czczą ją jednak jako świętą miejscową, i to bardzo uroczyście. Uchodzi za patronkę całej wyspy.

Julia Billiart. Urodziła się 12 lipca 1751 roku w Cuvilly, w Pikardii (Francja). Gdy miała lat 16, rodzice, którzy posiadali trochę ziemi i prowadzili interes handlowy, popadli w kłopoty materialne, co zmusiło Julię do podjęcia pracy na roli. Nieco później wskutek paraliżu została przykuta na długie lata do łoża boleści. Miała wówczas lat 31. W 1789 r. przeniosła się do Amiens, następnie zaś do Bettencour. Tam poznała ks. Varin, który dostrzegł w niej szczególne uzdolnienia do pracy katechetycznej. W roku 1803 powróciła do Amiens i za jego namową założyła sierociniec. Zjednała sobie współpracownice i w rok później złożyła wraz z nimi ślub czystości. Odtąd zaczęły się nazywać Siostrami od Najśw. Panny (Notre-Dame). W 1804 r. w czasie nowenny do Najśw. Serca Jezusowego poczuła się uzdrowioną. Wkrótce potem objęła rządy nad rozrastającą się społecznością zakonną, dla której ks. Varin zredagował regułę. Niestety, rychło doszło do nieporozumień z biskupem Amiens, który w końcu polecił nowemu zgromadzeniu opuścić diecezję. Gościnę znalazło wówczas w Namur. Tam to Julia, obdarzona łaskami mistycznymi, zmarła dnia 8 kwietnia 1816 r. Beatyfikował ją Pius X (1906), natomiast kanonizował w r. 1969 Paweł VI.

Julianna

Julianna imieniny obchodzi: 9 stycznia, 16 lutego, 14 kwietnia, 19 czerwca, 27 lipca, 17 sierpnia oraz 10 grudnia

Jest to imię pochodzenia łacińskiego, genetycznie wtórne cognomen utworzone od nomen gentilicium Iulius, Iulia. Zatem Julianna to ‘przyjęta do rodu Julia w wyniku wyzwolenia lub też adopcji’. W Polsce imię to poświadczone jest od średniowiecza w formach: Juliana, Julianna, Hulijana, Ulijana. Używane jest do dziś, choć bardzo rzadko. W wykazach hagiograficznych doliczyć się można szesnastu niewiast tego imienia. Tu przedsta­wimy pięć najwybitniejszych, poczynając jednak od postaci słabo rozpoznanej, choć ongiś intensywnie czczonej: Juliana z Nikomedii. Wedle Pasji, która nie zasługuje na wiarę, ojciec obiecał ją za małżonkę niejakiemu Ewilazjuszowi. Gdy ten został prefektem, a ona odrzuciła propozycję małżeństwa, wydał ją na męczarnie, a potem kazał ściąć. Męczeństwo miało się dokonać około r. 307, za Maksymina Dazy. Wkrótce potem jakaś Zofia lub Sefonia miała szczątki męczennicy przywieźć pod Neapol. W r. 568 ukryto je z obawy przez Longobardami, ale w r. 1207 przywieziono znowu do Neapolu. Przy­puszczają niektórzy, że raczej chodziło tu o męczennicę z Kampanii, której wczesny kult dobrze jest zaświadczony. Wspominano ją 16 lutego. Juliana z Bolonii. Po odkryciu relikwii męczenników Witala i Agrykoli św. Ambroży udał się do Florencji, gdzie konsekrował bazy­likę ufundowaną przez wdowę Julianę na cześć św. Wawrzyńca. Wygłosił wówczas mowę, w której uczcił bogobojną ofiarodawczynię. Wspomniał także, że syna i trzy córki zachę­ciła ona do zachowania czystości. Zmodyfiko­wana i powiększona, mowa stała się z czasem traktatem znanym pod tytułem Exhortatio virginitatis. Natomiast jakiś późny anonimowy pisarz ułożył Vita Iulianae viduae, która nie przedstawia wielkiej wartości historycznej i w której spożytkowano traktat św. Augustyna De bono viduitatis. Juliana zmarła w Bolonii na początku rządów biskupa Petroniusza (431-450), któremu pomogła jeszcze w wysta­wieniu bazyliki Św. Szczepana. Do liturgicz­nych ksiąg dostała się dopiero w XI stuleciu. Juliana z Mont-Cornillon. Urodziła się w r. 1192 w Rettine pod Li-ge. W piątym roku życia straciła rodziców. Wychowywała się w klasztorze na Mont-Cornillon, gdzie też w r. 1207 przyjęła habit zakonny. Spoufaliła się tam z pismami świętych Augustyna i Bernarda. W r. 1222 w miejsce zmarłej przeoryszy Sa­pien­cji, która była jej wychowawczynią, objęła rządy w klasztorze. Idąc za natchnieniem we­wnętrznym, w r. 1230 wyjawiła kilku przyja­ciołom swój -sekret-. Chodziło o ustanowienie święta Bożego Ciała. Niektórzy, w tym Jakub Pantaleon, przyszły papież Urban IV, okazali zrozumienie, inni byli powściągliwi lub scep­tyczni. Na jej prośbę Jan, młody duchowny z Mont-Cornillon, ułożył oficjum, a biskup Rob­ert z Torote, zrazu nieufny, ustanowił w r. 1246 wspomniane święto. W rok później zmarł przeor Godfryd, który podtrzymywał Julianę. Jego następca przyłączył się do zakonnic, które ją krytykowały. Juliana musiała więc szukać schro­nienia u Ewy, która żyła w rekluzji przy kole­giacie Św. Marcina w Li-ge. Potem defini­tyw­nie opuściła Mont-Cornillon. Przez jakiś czas przebywała w kilku klasztorach cyster­skich, potem zamieszkała przy kościele Św. Symforiana w Namur. Zmarła w Fosses 5 kwietnia 1258 r. Do liturgii wprowadzono ją w r. 1565 w Lizbonie. Klemens VIII zaaprobo­wał ten kult w r. 1599. Obecnie jej liturgiczne wspomnienie obchodzą wszystkie diecezje belgijskie. Juliana -Falconieri-. Czy rzeczywiście pochodziła z Falconierich i była bratanicą św. Aleksego – nie wiadomo. Urodziła się około r. 1270 we Florencji. Rychło straciła ojca. W czternastym roku życia Filip Benicjusz wrę­czył jej podobno habit tercjarek serwitów. Po śmier­ci matki zgromadziła podobne tercjarki. Zajmo­wały się chorymi i wychowaniem dziew­cząt. Od ubioru, jaki nosiły, nazywano je man­telate. W r. 1304 zostały zatwierdzone przez papieża jako odrębny żeński zakon. W dwa lata później wybrano ją na przełożoną. Zmarła 19 czerwca 1341 r. Jej życiorys przyozdabiano w XVII stuleciu rozmaitymi wątkami, m.in. opowiada­niem o cudzie eucharystycznym: gdy na skutek choroby nie mogła już przełykać i gdy na jej prośbę wniesiono do celi Najśw. Sakrament, jedna hostia wyszła z kielicha i przeniknęła do jej piersi. Kanonizował ją w r. 1737 Klemens XII. Juliana z Norwich. Urodziła się prawdo­podobnie pod koniec 1343 r., a żyła jeszcze w r. 1416. Życie wiodła zapewne w rekluzji przy kościele Św. Juliana w Norwich i tam też chyba doznawała wizji, które opowiedziała i skomentowała w Objawieniach Bożej miłości. Dzięki nim jako pierwsza pisarka weszła na stałe do dziejów literatury angielskiej. Księga zawiera opis szesnastu wizji. Ich głębia zdra­dza autentyczną mistyczkę. W trzynastej wizji, w której mowa o grzechu i problemie zła, nie wszystko odpowiada jednak nauce katolickiej. Z tych może względów Juliany nigdy nie wprowadzono do oficjalnego kultu, a tylko tu i ówdzie wspominano ją pod dniem 14 maja.

Lilla

Lilla imieniny obchodzi: 30 kwietnia oraz 27 lipca

Imię żeńskie, które pochodzi od łacińskiego wyrazu lilium – -lilia” Odpowiedniki obcojęz.: ang. Lily, ros./ukr. lilja

Natalia

Natalia imieniny obchodzi: 27 lipca oraz 1 grudnia

Jest to imię żeńskie, pochodzące od męskiego imienia łacińskiego Natalis. Powstało na gruncie chrześcijańskim (por. NATAL).

W Polsce jest to imię rzadko używane. Ale z okresu staropolskiego poświadczane jest od XIV w. w formie Natalia.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Natalia, ang. Noelle, Nathalia, fr. Natalie, Noële, ros. Natalija, Natasza.

W zapisach hagiograficznych znaleźć można trzy święte oznaczane tym imieniem. Jedna należy do grupy męczenników z Kordoby, o których wspominaliśmy pod hasłem Jerzy Betlejemita. Druga, wspominana w Tuluzie, zmarła w r. 1355, a pochowana została w kościele mercedariuszy; prośba o aprobatę jej kultu została jednak oddalona: dilata, ut coadiuventur probationes. Pozostaje trzecia:

Natalia z Nikomedii. Należy do grupy męczenników, którzy śmierć ponieść mieli w czasach prześladowania za rządów Maksyminusa (235-238). Niestety, długi opis udręk zadawanych licznej grupie chrześcijan Nikomedii na oczach samego cesarza nie jest historyczny. Stanowi raczej późną legendę, pełną nieprawdopodobieństw i sprzeczności. Mimo to niektórzy zastanawiają się, czy Passio ta nie zawiera jakichś elementów pierwotnych, historycznych. W każdym razie ślady czci oddawanej tej grupie są znacznie starsze niż legenda. Zupełnie niezależne od niej są też niektóre zapisy kalendarzowe, m.in. przekaz Martyrologium Hieronimiańskiego. Natalia miała być żoną męczennika Hadriana. Ona też, pozostając na wolności, miała pocieszać i wspomagać uwięzionych, zatroskana zwłaszcza o to, aby jej mąż nie zachwiał się w wierze. Czy sama w końcu została przychwycona i zginęła śmiercią męczeńską- Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Martyrologium Hieronimiańskie wspomina Natalię 26 sierpnia. Później mówiono także o translacji z Konstantynopola do Rzymu w dniu 8 września. Już w w. VII był tam kościół Św. Hadriana. W r. 1110 relikwie Hadriana i Natalii przeniesiono do flamandzkiego klasztoru w Gheraerdoberghe (Grammont).

Natal (Natalis)

Natal (Natalis) imieniny obchodzi: 27 lipca oraz 1 grudnia

Imię pochodzenia łacińskiego, genetycznie cognomen, w którego funkcji użyty został przymiotnik pospolity natalis, -e ‘odnoszący się do urodzin’ lub zsubstantywizowany przymiotnik natalis, -is ‘urodziny, dzień urodzin’. W chrześcijaństwie tym imieniem nazywano dziecko urodzone w dzień Bożego Narodzenia.

Odpowieniki obcojęz.: łac. Natalis, ang. Natalis, Nowell, Noel, fr. Noël, niem. Natalis, wł. Natale.

W rocznikach kościelnych odnotowano trzech świętych tego imienia. Jeden z nich, Irlandczyk, jest postacią mało znaną, pogrążoną w mgłach niepewności. Dwaj pozostali także nie są dobrze rozpoznani, ale wyróżniają się oznakami oddawanej im czci, dlatego też tutaj ich przedstawimy.

Natal z Casale Monferrato. Kolegiata w tym piemonckim miasteczku od niepamiętnych czasów szczyci się posiadaniem relikwii świętego i wspomina go w dniu 21 sierpnia. Starożytne martyrologia go nie wymieniały, a legenda, która o nim opowiada, jest utworem bez wartości historycznej. Wiązano go z Ewazjuszem, czczonym w pobliskim Asti, ale o tym świętym także nic pewnego nie wiemy.

Natal, biskup Mediolanu. Diecezją zarządzał przez czternaście miesięcy, zapewne w latach 746-747. Zmarł w dniu 14 maja. Pochowano go w kościele S. Giorgio al Palazzo, który sam wystawił. Wskazywał na to nagrobny napis, który w XVI w. był jeszcze czytelny. Późna legenda przypisywała mu wielkie zalety umysłu. Miał między innymi znać dobrze języki grecki, hebrajski i łacinę. W Mediolanie wspomina się go obecnie w dniu 13 maja.

Pantaleon

Pantaleon imieniny obchodzi: 27 lipca oraz 28 lipca

Imię pochodzenia greckiego, złożone jest z członów: pan, pantós ‘cały, wszystek’ oraz -lé-n ‘lew’. Było czasem mylone z innym imieniem greckiego pochodzenia: PANTELEJMON.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Pantaleon, fr. Pantaléon, niem. Pantaleon, wł. Pantaleone.

Rudolf

Rudolf imieniny obchodzi: 17 kwietnia, 21 czerwca oraz 27 lipca

Imię pochodzenia germańskiego, złożone z członów: hrud- / hruod- / hrut- / rud- / rut– ‘sława’ i -wolf / -wulf ‘wilk’. Na gruncie germańskim występuje także oboczna forma imienia: RODOLF.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Rudolfus, Radulfus, Rodulfus, ang. Rodulf, Ralph, fr. Rudolphe, Rodolphe, Raoul, Roux, niem. Rudolf, Rolf, Rudi, Rilke, wł. Rodolfo, Radulfo.

Omawiając to imię oraz świętych, którzy je nosili, nie należy zapominać o tym, że Rudolf często używane jest wymiennie z bliskobrzmiącymi Radulf, Randulf i Rodolf. Do tych też haseł kierujemy uwagę czytelników. Tu wystarczy przedstawić cztery postacie – reprezentantów epoki nowożytnej.

Rudolf (Radulf, Raoulf) Sherwin. Urodził się około 1550 r. w Rodesley, w hrabstwie Derby. Po 1568 r. spotykamy go w Exeter College w Oksfordzie. Zabłysnął tam umiejętnościami filozoficznymi, a także znajomością greki i hebrajskiego. W 1575 r. przekonał się o prawdziwości wyznania katolickiego i udał się do Douai. W dwa lata później przyjął święcenia kapłańskie. Przez jakiś czas przebywał także w Kolegium Angielskim w Rzymie. Do ojczyzny podążył razem z Edmundem Campionem. Kiedy przejeżdżali przez Mediolan, wypadło mu przemawiać w obecności św. Karola Boromeusza. W Reims musieli się rozproszyć. Jemu samemu przeprawa się udała, ale bardzo rychło został aresztowany. Potem kilkakrotnie go torturowano, i to w sposób wyszukany, okrutny. Chciano wymóc, by zdradził innych, a za odstępstwo obiecywano mu biskupstwo. Razem też z innymi sądzono go w Westminster Hall. Na stracenie wieziono go z Aleksandrem Briantem. Na szubienicy zawisł po Edmundzie Campionie. Zginęli 1 grudnia 1581 r. Beatyfikował ich w 1886 r. Leon XIII, kanonizował zaś w 1970 Paweł VI.

Rudolf Acquaviva i towarzysze. Wywodził się z możnej włoskiej rodziny, która wydała wielu dostojników kościelnych, wśród nich długoletniego generała jezuitów, Klaudiusza Acquavivę. Urodził się 2 października 1550 r. jako syn Hieronima, księcia Atri, oraz Małgorzaty de’Pii di Carpi. Mimo sprzeciwów rodziny w 1568 r. wstąpił do jezuitów. W nowicjacie kolegował ze św. Stanisławem Kostką. Uprosiwszy sobie wyjazd na misje, wcześnie wyjechał do Lizbony i tam w 1578 r. otrzymał święcenia kapłańskie. W dwanaście dni później pożeglował do Goa. W tamtejszym kolegium zatrudniono go najpierw jako profesora filozofii. Po roku wysłany został na dwór Wielkiego Mogoła do Feterpur Sikri. Gdy misja nie osiągnęła spodziewanego rezultatu, odwołano go do Goa, a potem wysłano na Salsette. Gdy wizytował wyspę i stawiał na niej krzyże, wieśniacy, podmówieni przez kapłanów hinduskich, urządzili misjonarzom prawdziwy pogrom. Acquaviva padł pierwszy, pocięty szablami i trafiony w pierś strzałą. Razem z nim zginęli: Piotr Berna, Szwajcar z kantonu Ticino, urodzony w Asconie w 1552 r., któremu przed zadaniem śmierci wykłuto oko i ucięto ucho; Alfons Pacheco, urodzony w 1551 r. w Minaya, w Kastylii, który padł przeszyty włócznią; Antoni Francisco z portugalskiej Koimbry, którego także przeszyto strzałami, a potem rozbito mu głowę; oraz brat Franciszek Aranha, urodzony w Bradze, który cierpiał najdłużej i dobity został dopiero w dniu następnym, to znaczy 16 lipca 1583 r. Z misjonarzami, beatyfikowanymi w 1893 r., zginęło też dwóch ministrantów oraz dwóch innych uczniów misjonarzy. Chrześcijanie hinduscy czcili ich także jako męczenników, jednak dla braku dokumentacji nie zostali objęci beatyfikacją. Wspomnienie przypada 25 lipca.

Rudolf (Randulf) Corby i Jan Duckett. Duckett urodził się w 1616 r. w Underwinter, w hrabstwie Yorku, w rodzinie protestanckiej. Gdy miał piętnaście lat, złożył katolickie wyznanie wiary. W dwa lata później udał się do Douai, gdzie w 1633 przyjęto go do Kolegium Angielskiego. W sześć lat później otrzymał święcenia kapłańskie. Dalsze studia odbywał w Paryżu, ale w 1642 r. wysłano go na potajemne duszpasterzowanie do ojczyzny. Osiemnaście miesięcy później pochwycono go, gdy zdążał do pewnego katolika, aby mu ochrzcić dzieci. Razem z Rudolfem Corby odesłano go wtedy do Londynu. Ten ostatni urodził się pod Dublinem w rodzinie angielskiej. Ojciec był konwertytą, który uszedł do Irlandii, a potem do hiszpańskich Niderlandów. Dwie siostry Rudolfa zostały tam benedyktynkami, natomiast on razem z bratem wstąpił do jezuitów. Przebywał najpierw w kolegium w Saint- -Omer, potem studiował w Valladolid, natomiast nowicjat odbywał w Watten, a studia teologiczne w Li-ge. W 1631 r. wyznaczono mu na potajemne duszpasterzowanie okręg Durham. Przez trzynaście lat pracował tam niestrudzenie, przede wszystkim zaś zajmował się ubogimi i prostaczkami. Przychwycono go, gdy odprawiał mszę św. Na statku, którym go transportowano, spotkał się z ks. Duckettem. Z więzienia w Newgate utrzymywał kontakty ze znajomymi i wysłał sprawozdanie ze swej działalności. Na szubienicy razem z towarzyszem zawisł 7 września 1644 r. Potem ich rozćwiartowano. Jego brat Ambroży troskliwie pozbierał wszystkie dokumenty i opublikował je w książce pt. Triplex Certamen. Pius XI beatyfikował ich w stulecie odzyskania przez katolików angielskich praw do swobodnego sprawowania kultu (1929).

za stroną: http://www.m.www.deon.pl/imieniny/imie

Wszystkim Solenizantom i Jubilatom życzę błogosławieństwa bożego.

Szczęść Boże i błogosławionej niedzieli.

O autorze: Judyta