O czasopismach specjalistycznych i branżowych

Istnieje pokaźna grupa czasopism tematycznych, adresowana do specyficznych odbiorców, związanych z branżą, w której specjalizuje się dany periodyk. Mamy więc miesięczniki dla lekarzy, dla marynarzy, dla informatyków, żołnierzy i myśliwych. Także dla żeglarzy, wędkarzy i astronomów.

 

Czytelnicy tych tytułów tworzą dosyć charakterystyczne, ze względu na swą hermetyczność, środowiska. Są oczywiście jako wyjątki pasjonaci, nierzadko naprawdę oblatani w wąskim zakresie danej specjalności, którzy potrafią znaleźć w wydawnictwie coś dla siebie, ale można przypuszczać, że nie oni stanowią tak zwany „target” redakcji. Periodyki adresowane są do „profi”, poprzez dobór tematów i sposób ich prezentacji.

 

Hermetyczność grupy odbiorców wzmacnia się na zasadzie mechanizmu sprzężenia zwrotnego – dobór tematów, dostatecznie poważny, z pogłębioną analizą, zapewnia satysfakcję czytelników a ich sugestie (listy, e-maile) powstrzymują redakcje od „otwarcia” na mniej wyrobionych odbiorców i utwierdzają w słuszności „linii”.

 

Powstaje zatem bariera, trudna do pokonania, „bariera wejścia”, dla kogoś spoza stałego kręgu czytelników. Tymczasem może to być osoba stojąca wysoko w hierarchii zawodowej/branżowej lub po prostu aktywny pasjonat, dla którego pierwszy kontakt z tytułem jest rozczarowujący.

 

Fakt ten jest znany i niektóre redakcje czynią pewne ruchy pozorne, zapewne adresowane do zarządu i właścicieli, które mają pokazać „otwarcie” na świat. Artykuł „moja pierwsza ryba”, „obsługa komputera w 5 minut”, „jak trzymać termometr” i „czołgi od A do Z” – to właśnie takie pozorne furtki na wejście.

 

Tymczasem reszta jest jak zwykle: a to czternasta odpowiedź polemiczna na list sprzed półtora roku dotyczący artykułu na temat wyrafinowanej metody oznaczania śladowych ilości pierwiastka X w środowisku zasadowym lub piąty, kolejny obszerny rozdział rozprawy analizujący zawiłości prawa cywilnego w kontekście tego lub owego.

 

Osoby, które odbiły się od bariery hermetyczności środowiska branżowego lub, gorzej, zaliczyły nieudane wejście przez fikcyjną furkę popadają we frustrację. Ma to swoje konsekwencje. Może zaowocować obniżeniem samooceny („jestem wyraźnie za kiepski na to”), niechęcią do umownie pojętego środowiska („skoro są tacy mądrzy to po co im moja obecność”) i ostatecznie – wykluczeniem.

 

Oczywiście, ponieważ piszę tylko o czasopismach branżowych, to będzie to wykluczenie o znikomych oddziaływaniach społecznych – ot, ktoś nie będzie kupował za 7 złotych miesięcznie czasopisma o motorowych jednośladach. Ktoś będzie rzeźbił w drewnie utrzymując ten sam od lat rustykalny styl i nie dowie się o nowych trendach i reklamowanych zestawach narzędzi.

 

A skoro konsekwencje małe, to może niech ta hermetyczność branżowa się utrzymuje, niech jednostki popadają sobie we frustrację a klanowe i profesjonalne grupy specjalistów rosną w dumę i majętność.

 

Dobranoc państwu.

O autorze: Lars Owen

Nieopisanie stary informatyk, pamiętający komputery napędzane parą i deskę Galtona. Antysocjalista z wyboru.