Tekst, tak myślę, powinien uzyskać nihil obstat w Klasztorze…ale celowo jest wrzucony w zakładkę “na wesoło”.
W Klasztorze na samym początku wytworzyły sie dwie frakcje, jedna modernistyczna, która ma przychylność Opata Markusa, a co najważniejsze zwłaszcza Mateczki Najprzewielebniejszej, sancte Catogorii, a druga tradycjonalistyczna, która ze zgrozą spoglądała na to, co modernizm zrobił z wiarą i kościołem.
Braciszkowie tradycjonalistyczni byli spychani na bocznicę Klasztoru…mieli cele, które przypominały ciemnice, pisali swoje teksty przy ogarkach, o marnych knotkach i nikłym płomieniu…teren Braciszków tradycjonalistycznych był wyraźnie oznakowany…niczym teren radioaktywny z tabliczką z czarnym wiatraczkiem z napisem “caution, radiation area”.
Względna sielanka w Klasztorze trwała do czasu, kiedy jeden z Braciszków tradycjonalistycznych napisał, że jeden duchowny, także tradycyjny będzie miał prelekcję…ogłoszenie to zamieścił w klasztornej gablotce.
Opat Marcus, przechadzając się klasztornymi korytarzami zobaczył w gablotce ogłoszenie i aż mu lica pokraślały ze złości…wyrwał ogłoszenie, zmiął, rzucił na ziemię i energicznie podeptał, po czym kazał wszystkim Braciszkom, aby zebrali się w klasztornym refektarzu.
– Zmiąłem i podeptałem to ogłoszenie… – zawołał Opat Markus – bo nie będziemy tutaj tolerować tradycjonalistycznych ekscesów…
Zamieszanie okrutne zrobiło się w Klasztorze…wszyscy wiedzieli, że za głoszenie tradycjonalizmu w Klasztorze była tylko jedna kara…kara publicznej chłosty.
Karę publicznej chłosty wymierzała w Klasztorze tylko Matka Najprzewielebniejsza, tylko ona miała niejako imprimatur na batożenie heretyków…służył do tego batog obosieczny, z pieczęcią na rękojeści, potwierdzającą autentyczność pochodzenia i skuteczność w wypędzaniu demonów nieposłuszeństwa, batog ten też wystawiony był na widok publiczny ku przestrodze w którejś z klasztornych gablot…nieszczęśnicy, jak już wspomniałem byli batożeni publicznie, tylko Matka Najprzewielebniejsza szacowała liczbę razów na gołe pośladki, oczywiście tylko wedle swojego uznania…Braciszkowie zakulisowo szeptali, że Najprzewielebniejsza ma dwie misje do spełnienia przy jednym ogniu… ratuje dusze biednych nieszczęśników i wybija z głowy tradycjonalistyczną herezję…cdn…
…wszystkie postacie są fikcyjne, zbieżność zdarzeń przypadkowe :))
Klasztor… (2)
Kategoria: Klub dyletanta, Na wesoło, Polecane , 8 czerwca 2014
:)
Na szczęście nie ma żadnych przecieków z sali tortur. Tamtejsi braciszkowie swiecą przykładem lojalności, dzięki czemu nie usłyszymy publicznie o zgniataniu czaszek, wyrywaniu języków, rozciąganiu za kończyny i łamaniu kołem heretyków klasztornych.
Pozdrawiam
he he…faktycznie przecieków nie ma :))…ale niemniej jęk batożonych braciszków unosi się wprost do nieba …pozdrawiam niepoprawnie
Batożony braciszek nie zorientował się, że zamiat po łacinie, zaczął modernistycznym językiem angielskim odprawiać mszę, gdy zobaczył napis „caution, radiation area”. Wziął potężny wdech i zastanowił się: „Quo vado ?“ czy „Where I go ?“ That is question.
…język akurat tutaj nie ma znaczenia…:))dziś Duch św. wieje kędy chce :)))pozdrawiam niepoprawnie
(Dz2)
1 Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. 2 Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. 3 Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. 4 I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić.
5 Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. 6 Kiedy więc powstał ów szum, zbiegli się tłumnie i zdumieli, bo każdy słyszał, jak przemawiali w jego własnym języku. 7 “Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami?” – mówili pełni zdumienia i podziwu. 8 “Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty? – 9 Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji, 10 Frygii oraz Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, 11 Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie – słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże”. 12 Zdumiewali się wszyscy i nie wiedzieli, co myśleć: “Co ma znaczyć?” – mówili jeden do drugiego. 13 “Upili się młodym winem” – drwili inni.
bardziej chodzi o te nowinki “starszych braci” w KK…:)
Szkoda, że Pan zmienił ton z żartobliwego na poważny. Czasami potrzeba żartu, by „wziąć dystans“ – jak mówią Francuzi – do problemu. Z cytowanego przez Pana tekstu rozumiem, że tylko nieliczni (Apostołowie) zostali napełnieni Duchem Świętym. Gdzie mnie do nich ! Oni kilka lat przebywali codziennie z Bogiem, więc ich Duch Święty mógł napełnić, a ja, tylko z książkami. Ja zwykły historicus philosophiae jestem, ale Pan pewnie doctor Sacrae Paginae skoro tak swobodnie, na każdą okazje operuje tekstami Biblii. Miałem wójka protestanta, magistra fizyki i teologii, też lubił cytować Słowo Boże, ale z interpretacją było już gorzej. Pewnie nie każdego Duch Święty napełnił.
Życzę dobrej nocy
Robi się zbyt poważnie jak na zakładkę “na wesoło”
więc dla żartu zapytam:
Czy Pan chciał coś zasugerować w kwestii poprzedniego wyznania pewnej osoby?
Posłuchajcie Guza zamiast pleść.
Jest tu perła w wykładzie i kilka perełek.
A dla Asadowa w końcu o duszy zwierzęcej.
Pewnie nie powinienem tu zabierać głosu, gdyż nie znam się na teologii. Szkoda, że zaproszony kiedyś przez Asadowa ksiądz nie uczestniczy w dyskusjach teologicznych, które wywołują dużo emocji.
Aby odpowiedzieć na Pana „żartobliwe“ pytanie, powiem tak : dzieci wyznania Muhammada chodzą do szkółek koranicznych i uczą się na pamięć wersetów Koranu; dzieci wyznania Mojżesza chodzą do szkółek rabinicznych i uczą się Pięcioksięgu na pamięć; podobnie czynią dzieci protestantów, gdzie również wychodzi się z załóżenia, że Świętą Księgę trzeba znać, najlepiej na pamięć. Tymczasem znajomość jakiegoś tekstu na pamięć wcale nie równa się z rozumieniem problemu, a tym bardziej z wdrażaniem tego rozumienia do codziennego życia. Widać to na codzień – każdy immam, każdy rabin, każdy pastor mają swoje preferencje w interpretowaniu Świętych Ksiąg. I każdy z nich uważa, że jest najbliżej Słowa Pana. I gdy któryś z nich uprze się, i stwierdzi, że on tylko ma rację, powstają podziały, rozłamy. Podobnie było we wczesnym Kościele Powszechnym (katolikos), w Średniwieczu spory o inwestyturę, koncyliaryzm, aż doprowadziło to do przyjęcia opcji o nieomylności Papieża jako głowy Kościoła Katolickiego (powszechnego). Wydawało by się, że paradoksalnie, ale dla mnie, wskazuje to na ogromną tolerancyjność KK : mam problem ze zrozumieniem jakiegoś zagadnienia; jeden ksiądz mówi to, drugi coś innego; mogę sprawdzić co mówi papież na ten temat; mogę sprawdzić, odwołując się do filozofii realistycznie rozumianego człowieka, czy jest to sprawa istotna, czy drugorzędna. Zauważyłem, (mogę się mylić, ale między innymi dlatego lubię KK) że zazwyczaj propozycje papieży są tak formułowane, że po uważnym wczytaniu się w dany tekst, każde rozwiązanie problemu można przyjąć za swoje. Często sprawy drugorzędne bieżemy za istotne i wtedy rodzą się problemy. Tolerancyjność rozumiem jako wskazanie drogi do dobra, prawdy, miłości, a nie zgodę na byle co. Przecież nie można zgodzić się, by dziecku podać truciznę.
Więcej „żartobliwych“ pytań nie musi Pan zadawać chyba że one wpisują się w Pana „branie dystansu“, by lepiej zrozumieć jakiś problem. Ale i tak lepiej zadawać proste pytania. Jak Pan z powyższego zauważył, tropienie wyznania danej osoby nie jest moją ulubioną zabawą.
Panie Marku. Czyż cała Pańska filozofia nie ma początków w teologii katolickiej?
…bo ja prze Pana jestem jak ten sos …słodko-kwaśny :)…pozdrawiam niepoprawnie
> Pewnie nie każdego Duch Święty napełnił.
O, ten sam problem. Wpakowałem się w jakąś dziwaczną dysputę na Frondzie i tam jakoś dziwnie pada podobne stwierdzenie, choć nie wprost. http://www.fronda.pl/a/panu-bogu-takie-deklaracje-nie-sa-potrzebne-innych-lekarzy-malo-obchodza,38189.html Powtórzę więc to co tam powiedziałem, może nie o DŚw. ale o Bogu, po prostu. A mianowicie, może szerzej.
No więc to jest bardzo fajna sprawa, że mamy Kościół. Kłopot w tym, że on nie jest nasz. Jest Chrystusowy. Po drugie, fajnie że mamy różne zdania na jego temat. O tych zdaniach mówił papież (rodzaj księdza) w homilii (rodzaj notki), który przytoczyła circ (rodzaj sam w sobie) i wypada się z tą mową zapoznać – http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,1985,jezus-nigdy-nie-chcial-by-jego-kosciol-byl-tak-sztywny.html
Proszę jeno łaski tej, aby mi allbrosandsists nie zarzucał, że poganiam po portalach i czytać każę. To tak dla sportu.
Po trzecie wreszcie, to jest całkiem najfajniejsze, że nie jest jednak tak, że musimy gdzieś latać. Podobno najbliższy jest Centaur z alfa Centauri, ale i tak w porównaniu z Bogiem wypada sporo daleko. Nie, jest całkiem odwrotnie. Święty (rodzaj grzesznika) Paweł (rodzaj Apostoła; Apostoł – p. Święty) ujmuje to w tragicznie prosty sposób: “w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”.
To jest tak fajne, że zmusza do rewizji naszego postrzegania rzeczywistości. No i uczy pokory… Gdzie nie spojrzeć – tam Bóg. Gdzie spojrzeć – tam też Bóg! Św. Ignacy z Loyoli ujmował to postrzeganie jako widzenie Boga we wszystkich rzeczach i każdej rzeczy w Bogu.
Ad maiorem Dei gloriam et Beatissimae Virginis Mariae honorem!
No i mamy przełom w życiu klasztornym. Dotąd “karę publicznej chłosty wymierzała w Klasztorze tylko Matka Najprzewielebniejsza”. Dziś i ona jej zaznała – za szerzenie herezji trollizmu.
Właśnie te jej “kary publicznej chłosty” wymierzane pochopnie zostały potępione jako zajmujące się tematami pobocznymi i prowokujące do dywagacji w tematach pobocznych.
Braciszkowie poszeptują, że Opat na koniec jej na ucho powiedział: “Córko Jony, to nie ciało i krew mają Tobą powodować, a Ojciec Twój, który jest w niebie”.
Szanowna Pani Izo. To zależy jak na tę sprawę patrzeć. Na pewno, najpierw nauczyłem się katechizmu, co było konieczne dla mojej wiary i zrozumienia czym jest moja religia, nie teologia; a filozofię dopiero zacząłem poznawać na studiach. Taki był wtedy cursus nauczania. Co nie znaczy, że już wcześniej nie zadawałem pytań pseudofilozoficznych, na które nie było odpowiedzi w Piśmie Świętym, gdyż tam nie ma odpowiedzi na : „co to jest nieskończoność“, „co to jest jeden“, „kim jest człowiek“, „Kim jest Bóg“. I tak cała moja filozofia jest motywowana średniowieczną formułą „fides queraens intellectum“ – (wiara szukająca [oparcia] w intelekcie) – na ile to możliwe dla człowieka – jakby dopowiedział al-Kindi, średniowieczny filozof arabski. Nie chcę zanudzać, więc krótko : filozofia nie potrzebuje teologii do swych badań, a teologia potrzebuje swojej „służebnicy“, gdyż aby dobrze wytłumaczyć Słowo Boże musi dobrze zrozumieć kim jest człowiek i Kim jest Bóg. Pierwsi chrześcijanie przyjęli odpowiedzi na te pytania z ujęć neoplatońskich, dlatego niektórzy Ojcowie popadali w panteizm, monizm, dualizm w rozumieniu Boga i człowieka; w fideizm, w idealizm, w gnostycyzm w rozumieniu poznania. Teologia tego nie zauważa, gdyż tego nie bada, a filozofia, tak.
Pozdrawiam
Coś w tym jest. Lubię sosy słodko-kwaśne, ale nie do każdego dania; nieraz powodują brak dobrego smaku.
Panie Marku. Tam są te odpowiedzi. Dwa Pańskie pytania dotyczą “Jak”, a drugie dwa “Kim”, ale też chyba pod kątem ”jak?”, nie ”dla-czego?”. Pytanie ‘dlaczego” jest bardziej właściwe filozofii, jako że dochodząc pierwej przyczyny i celu odpowiadają na pytanie ”Kto” i ”jak” – tak Grecy odkryli Jednego Stwórcę/Absolut i opisali Kim musi być, że stworzył ‘taki” świat.
Wzieliśmy z Greków tylko metodologię, resztę wzięliśmy częściowo, tzn. tylko to, co było niesprzeczne z Biblią.
Przykład na to, że teologia ma aksjomaty (założenia niedowodliwe) dla filozofii, bez których filozofia doszłaby tylko dotąd, dokąd doszli Grecy i dalej nie mogli, bo np. nie wiedzieli które władze duszy są nieśmietelne-to dopiero powiedziało im chrześcijaństwo i stąd możemy wiedzieć ”Kim jest człowiek”. Wiemy też czego Grecy nie wiedzieli, że Bóg jest Jeden w Trzech Osobach i że człowiek jest na Jego podobieństwo. Tego człowiek by nie wymyślił, ta prawda musiała być nam objawiona.
Ks. Michał Kaszowski
TEOLOGIA W PYTANIACH I ODPOWIEDZIACH
http://www.teologia.pl/m_k/zag02a.htm
Mimo tych wszystkich przeszkód, proszę widzieć, jak wspaniały Owoc wydało to drzewo- taki, że wszystkie filozofie świata niech się schowają.
http://www.teologia.pl/m_k/start.htm
A tu- Kim jest człowiek;
http://www.teologia.pl/m_k/zag03-03.htm
1. … najbliższa jest alfa Centaura z Centaura
2. I do tego nie wolno nam popaść w panteizm.
Amen.
Skoro jest to klasztor to powinny tu być respektowane listy Św. Pawła.
W jednym ze swych listów (nie pamiętam w którym ale nie muszę bo nie mam święceń) Apostoł nakazuje by kobiety w Kościele trzymały buzię na kłódkę.
Stawiam zatem oficjalny wniosek aby Mateczkę Przełożoną przekierować do kuchni klasztornej, bo polewka coś ostatnio nie tego …
Niech się tam kobita wykaże.
Masz Pan koszarowe maniery.
Może w liście do Filipian;
Wzywam Ewodię i wzywam Syntychę, aby były jednomyślne w Panu. 3 Także proszę i ciebie, prawdziwy Syzygu, pomagaj im, bo one razem ze mną trudziły się dla Ewangelii wraz z Klemensem i pozostałymi moimi współpracownikami, których imiona są w księdze życia.
Bardzo chętnie, o ile wejdziesz w rolę prawdziwego Syzyga, na co pewnie przyjdzie mi długo poczekać.
//Masz Pan koszarowe maniery.//
Milsze mi są moje koszarowe maniery , niźli Pańskie kotka salonowego, bo nie mruczę z ukontentowania kiedy mnie pod włos głaszczą.
:-))
za to mruczysz kiedy ci schlebiają.
Widzieliśmy onegdaj.
Oczywiście. Owoc jest wspaniały. W porównaniu z wyjaśnieniami i opisami teologicznymi innych religii, katolicka propozycja jest najsensowniejsza, najbardziej konsekwentna, najrozsądniejsza. A dużej mierze jest ona taka dzięki wprowadzeniu przez Tomasza z Akwinu do teologii – realistycznej filozofii.
Z tym co Pani napisała, w zasadzie się zgadzam. Może zrobię kilka doprecyzowań :
1) Te pytania nazwałem „pseudofilozoficzne“, gdyż je stawiałem jako dziecko. Chociaż o. Krąpiec twierdził, że już dzieci stawiają pytania filozoficzne, np. „Co to jest ?“ A ja, w tym okresie nie miałem pojęcia jak rozróżnić z punktu widzenia metodologicznego pytania nauk przyrodniczych od pytań filozoficznych. A że takowe istnieją (różnice), to dziś już wiem.
2) Nie tylko metodologię wzieliśmy od Greków, lecz większość problemów filozoficznych.
– problem początku i problem powstawania : Grecy odkryli Jednego Demiurga, Jednię, Pierwszą Przyczynę, ale nie sformułowali teorii stwarzania jako sposób powstawania. Plotyn, Proklos uważali, że świat powstał w wyniku emanacji z Jedni, czyli wyłaniania się jakiejś części z Pierwszego, a takie rozumowanie prowadzi do panteizmu i Ojcowie Kościoła, którzy zawierzyli platonikom mieli trudności z uzgodnieniem biblijnego „creatio ex nihilo“ z propozycją emanacji, a ci co ją (emanację) przyjęli kończyli na panteizmie. Arystoteles nie wypowiadał się na ten temat szczegółowo, gdyż dla niego świat był odwieczny; jego Pierwszy Motor „produkował“ od nieskończoności tylko ruch : odwieczny dla duchowych substancji oddzielonych, a dla tych ze sfery podksiężycowej ten ruch polegał na „generatio et corruptio“, czyli powstawaniu i ginięciu. Materia Pierwsza, czyli bez jakiejkolwiek formy, jako „pojęcie graniczne“, też była dla Arystotelesa wieczna.
Wiele jest filozoficznych propozycji powstawania bytów : emanacja (wypływanie), pączkowanie, podział, przekaz wiedzy, tchnienie, stwarzanie z niczego etc. A w Biblii nie ma wyraźnej teorii powstawania : powiedział, ulepił, tchnął – to są symboliczne afirmacje, a nie kompletna, szczegółowa koncepcja. Dlatego teolog będzie komentował ten problem na miarę swego filozoficznego rozumienia kwestii powstawania.
– Podobnie jest z filozoficznym, a nie teologicznym rozumieniem Jednego : jako pojęcia granicznego (Plotyn), jako jedności dobra i zła (Mani), Początku linearnego układu przyczyn i skutków (Arystoteles) czy realna Osoba stwarzająca ex nihilo (Tomasz z Akwinu). Przecież takich propozycji rozumień nie ma w Biblii.
3) Sprawa „Credo“ ustanowionego na soborze w Nicei jest bardzo ważna. Ale to spowodowało dysputy i schizmy nestorianów, monofizytów ect., gdyż był problem jak należy rozumieć „hipostasis“. Dopiero w VI w. Boecjusz, nie teolog, przetłumaczył na łacinę „hipostazis“ jako „persona“ i podał jej definicję, a Tomasz z Awinu, teolog, rozwiną tę definicję i wprowadził ją do teologii.
4) Owszem, Pismo Święte może być inspiracją, (w sensie próby wyjaśnienia problemów, których filo. nie podejmuje z jakich powodów), dla filozofa, który jest katolikiem czy chrześcijaninem, ale dla filozofa, który nie jest ani jednym, ani drugim już nie inspiruje niczego, albo przeciwnie może sprowokować chęć obalenia czy wykazania braku sensu w podnoszeniu podobnych wątków w filozofii.
5) Problem teologii i filozofii. Dla mnie sensownie przedstawił stosunek filozofii do teologii Tomasz z Akwinu w „Sumie teologii“ I, 1,1, gdzie wyraża stanowisko, iż teologia z jednej strony jest jakby uzupełnieniem filozofii, a z drugiej strony jest ważnym źródłem informacji dla tych, którzy nie są filozofami.
A różnica między nimi polega na innym przedmiocie badań : dla teologii tym przedmiotem jest Objawione Słowo Boże, a dla filozofii przedmiotem jest realnie istniejące „to, co jest“ i jego przyczyny. Dla teologii inspiracją jest wiara, dla filozofii natomiast rozum.
Za to nie udaję dziewicy której jakiś brutal koszarowy “starł puszek niewinności”.
Jam ci jest Ptasznik i nigdy nie ukrywałem tego że czas pewien spędziłem w koszarach.
Jestem jaki jestem i jeśli to się komuś nie podoba to może się po prostu odmeldować albo jeszcze dosadniej: niech &^%$#@*!! (cenzura).
Panie Marku, ale teologia chrześcijańska na podstawie Objawienia, prędziutko wyprowadziłaby filozofię podobną greckiej, natomiast Grecy nie poszliby już dalej. Ponadto bez Objawienia nigdy ludzkość nie miałaby pewności co do żadnej filozofii, żadnej prawdy i żadnej moralności, skoro one miałyby być tylko owocem ludzkiego rozumu.
Cywilizacje powstawałyby i ginęły coraz szybciej i w ogromnym cierpieniu, w nieustających sporach o pryncypia, prawem instynktów, lub złota.
Z Księgi Rodzaju wynika jasno, wszystko zrodziło się w Umyśle Boga i że Stworzył z niczego własną Mocą( do dziś nauka nie zna fizycznej natury tej mocy, a jej natura duchowa jest do odkrycia, bo mamy mnóstwo wskazówek, m.in ‘wiara czyni cuda’) Wiemy Ze Bóg jest Osobą, my jesteśmy na obraz i podobieństwo tej Osoby , więc i odwrotnie(z tego nauka może mnóstwo wnioskować), a kiedy dowiedzieliśmy się że ta Osoba jest troista i znamy jej naturę i atrybuty, to czeka nas dopiero rozwinięcie na tej bazie wspaniałej antropologii, medycyny ducha, uczuć i ciała-to jeszcze przed nami.
Teologia dostarcza filozofii niepodważalnych aksjomatów i myślę, że gdybyśmy nie brali z Greków, poczynilibyśmy jeszcze szybsze postępy i ustrzeglibyśmy się wielu błędów średniowiecza, które potem zrodziły nam mnóstwo herezji, m. in luterańską która bazowała na Ockhamie który budując swoja filozofię poznania nie bazował na grecko-scholastycznej wizji Boga, ale na greckich filozofach przyrody.
Gdyby święty Tomasz nie wyciągnął z greckiej myśli tego co niesprzeczne z Objawieniem, nie wiemy jak dziś by się to wszystko skończyło bo już w pierwszym okresie filozofii starożytnej filozofowie przyrody i sofiści głosili pewne dziwaczne tezy- Solon zalecał, żeby na podstawie rzeczy jasnych wnioskować o niejasnych ( łatwo to odwrócić i popełnić kardynalny błąd-”myślę więc jestem”), a Chilon był autorem zwrotu „poznaj samego siebie”( mamy to u Freuda). Tezę Heraklita (zm. ok. 480 p.n.e.), że wszystko płynie można rozumieć jako zwrócenie uwagi na problem identyczności przedmiotów w czasie (dzisiejszy relatywizm pryncypiów) Pitagorejczycy znali dedukcję (dowód istnienia liczb niewymiernych) i przekonani byli o tym, że świat można opisać za pomocą matematyki (Filolaos był zwolennikiem koncepcji poznania jako uchwycenia stosunków ilościowych)- z tego mamy herezję Mikołaja z Cuzy, matematyka. Parmenides stawiał równość między bytem a poznaniem i twierdził, że wadliwość mniemań jest nieusuwalna ( demon fenomenologii) Melissos krytykował poznanie zmysłowe, a Anaksagoras jako pierwszy pojmował rozum jako autonomiczną zdolność poznawczą. Demokryt był prekursorem Locke’a w twierdzeniu, że jakości są subiektywne i uważał, że rzeczy podobne poznajemy przez podobne (atomy emitują swoje podobieństwa, które docierają do naszych zmysłów). Słynną tezę Protagorasa, że człowiek jest miarą wszechrzeczy można rozumieć jako spostrzeżenie, że każdemu argumentowi da się przedstawić kontrargument, a rzeczywistość widzi się różnie w zależności od punktu obserwacji. Protagoras twierdził też, że nie można poznać bogów. Gorgiasz swojej tezy, że nic nie istnieje, a nawet jeśli istnieje, to nie jest poznawalne, próbował dowodzić nie wprost.
A różnica między nimi polega na innym przedmiocie badań : dla teologii tym przedmiotem jest Objawione Słowo Boże, a dla filozofii przedmiotem jest realnie istniejące „to, co jest“ i jego przyczyny
Dla teologii przedmiotem jest objawione słowo Boże i ‘to co jest’ dowodzące rozumowi, że Objawienie realnie wyjaśnia prawdę. Jeśli z jednej strony mamy twierdzenie Dostojewskiego: “gdybym miał dokonać wyboru między Chrystusem i prawdą, odrzuciłbym prawdę i wybrał Chrystusa” a z drugiej strony twierdzenie Mistrza Ekharta: “Jest ona /prawda/ tak szlachetna, że gdyby Bóg mógł od niej odstąpić, ja bym pozostał przy prawdzie, a porzucił Boga”, to oba dopuszczają możliwość rozdziału – choćby teoretyczną – między Bogiem a Prawdą. Jeśli Prawda jest osobą, takiego rozziewu być nie może. Z tego wynika, że i w człowieczym umyśle (który jest na Boże podobienstwo) nie może powstać żadna wewnętrzna rozbieżność, bo ona zniszczyłaby nasz rozum i nas samych, a to w teologii nazywa się piekłem i z tego też filozofia może naukowo wnioskować.
Z greckiego ”to co jest” niewiele możemy wiedzieć o nieśmiertelności jak i o sposobie powstawania.
Tu musimy mieć Objawienie z jego całym bogactwem informacji i sensów, by budować na tym konstrukcję prawdy.
Przepraszam za chaotyczność, która może razić profesjonalistę, ale Pańska inteligencja wyłowi z tego zamysł.
Jest Pani rozbrajająca – słusznie Pani zauważyła, że Pani komentarz opanowała chaotyczość; czy z tego moja inteligencja może wyłowić myśl przewodnią ? Widzę ogromną wolę wybronienia Słowa Bożego i postawienia Go na najwyższym postumencie wszelkiej działalności spekulatywnej i praktycznej człowieka. Uwaga ! Należy bardzo uważać, aby nie popaść w fideizm – papież, bodajże Honoriusz V, uznał taką postawę za niegodną katolika (herezja). Bliżej nas, przestrzegał przed fideizmem prof. Stefan Swieżawski.
Może trzeba zrozumieć (nie uświadomić – to do niektórych Legionistów) czym jest religia i czym jest teologia. Religia to moje osobiste i osobowe relacje z Bogiem. Teologia wyjaśnia te relacje w oparciu o Słowo Objawione. Ale, w Piśmie Świętym nie znajdziemy ani tabliczki mnożenia, ani sylogizmu kategorycznego, ani tego jak zbudować młyn czy bombę atomową. Nie znajdziemy tam również koncepcji człowieka czy koncepcji Boga, ani koncepcji „tego, co jest“ (bytu).
Trudno gdybać, co by było, gdyby cośtam. Faktem jest, że „pajdeia“ (kultura) grecka przyczyniła się w ogromnym stopniu do rozwoju kultury chrześcijańskiej. Niewątpliwie był też kierunek zwrotny. Złoty wiek kultury islamu przypada na okres przyswajania właśnie pajdei greckiej; odrzucenie greckiej „falasafa“ przez al-Gazali‘ego (+1111) i oparcie się wyłącznie na Świętym Koranie spowodowało upadek tak wspaniale rozwijającej się „adab“ (kultury) islamskiej. Żydzi tradycjonaliści nie utworzyli żadnej kultury filozoficznej w oparciu o Torę – ci, którzy ją tworzyli (Izaak Israeli, Majmonides, Bergson, Arendt) przyjmowali jako bazę właśnie pajdeię grecką.
Skąd Pani wzięła te informacje historyczne o Grekach ? Wygląda, że z „Żywotów sławnych mężów“ Diogenesa Laertiosa ? Dużo u niego nieścisłości : Solon nie był filozofem lecz politykiem, prawodawcą; historycy przyjmują, że to Sokratesa „poznaj samego siebie“; „similis similiae curantur“ czy „contraris contrariae curantur“ to metody leczenia medyków (Hipokrates w swoich „Aforyzmach“ czy później Galien). Proszę odwoływać się do wielkich filozofów – Platon, Arystoteles, a nie do podrzędnych. Wielcy podnosili wielkie problemy, a maluczcy małe. Dostojewski, mistrz Ekhart to też nie filozofowie; pierwszy pisarz, drugi mistyk mieszający Platona z Arystotelesem w kwestii bytu.
P.s. Za karę z powodu chaosu tego komentarza, proszę przeczytać rozumnie (a na to Panią stać) pierwszy artykuł z pierwszej kwestii pierwszego tomu „Sumy teologii“ Tomasza z Akwinu, (ST, I, 1,1) – 2 strony tekstu i własnymi słowami napisać do tego komentarz i zamieścić jako osobną notkę !
„Rozumnie“ tzn. : 1, 2 – to są argumenty przeciwko tezie Tomasza – „Czy poza filozofią potrzebana jest jeszcze jakaś inna nauka“; poczym jest „sed contra“ (wbrew) : to wszystko jest erudycją Tomasza. Następnie daje swoją „odpowiedź“ (respondeo) i kończy odpowiedziami na argumenty ad 1 i ad 2, które też są erudycją. Nawet w „respondeo“ trzeba niekiedy odróżnić wiedzę Tomasza od jego stanowiska, czego nie zrobił Asadow (a Pani rozumnie wyczuła, co jest ważne dla Tomasza) publikując jedną kwestię „o złu“ w tłumaczeniu Zembrzuskiego, który w przypisach zwrócił uwagę na kolejność czytania tekstów Tomasza. Ja też chyba w jakimś komentarzu na Legionie czy Nowym Ekranie o tym pisałem. Tekst ST, I,1,1, znajdzie Pani na uksw.katedra w tłumaczeniu Bełcha o.p. – może nie najlepsze, ale zawsze. Powodzenia.
Ale gdzie? Czy gdzieś tutaj: http://www.ekspedyt.org/asadow/2014/05/19/24911_czy-zlo-jest-czyms.html ?
Czy też mogę zostać ukarany? ;-)
Chyba wyznaje Pan tu stanowisko modernistów.
św. Pius X Encyklika “Pascendi dominici gregis” O zasadach modernistów (…)
MODERNISTA-WIERZĄCY
Doświadczenie religijne: wierzący poznaje Boga przez wewnętrzne natchnienie
Takim jest, Czcigodni Bracia, modernista filozof. Teraz przechodzimy do modernisty, jako człowieka wierzącego.
Jaka tego różnica między modernistą filozofującym a wierzącym? Różnica ta, że filozof przypuszcza wprawdzie rzeczywistość pierwiastka Bożego jako przedmiot wiary, lecz ta rzeczywistość znajduje się jedynie w duszy wierzącego, tj. jako przedmiot uczucia i afirmacji, a wskutek tego nie przekracza zakresu fenomenów; gdy tymczasem modernista wierzący uznaje i ma za pewne to, iż rzeczywistość pierwiastka Bożego sama w sobie istnieje i nie jest wytworem wierzącego. Gdy zaś kto się go zapyta, na czym polega ta pewność, odpowie, że na osobistym każdego człowieka doświadczeniu.
W czym choć odstępują od założeń racjonalistycznych, to jednak wpadają w błędy protestantów i pseudo-mistyków. Tak bowiem rozumują: w uczuciu religijnym – jeśli je głębiej zbadamy – wykryjemy łatwo pewną intuicję serca, przez którą człowiek bez żadnego pośrednictwa doświadcza rzeczywistości pierwiastka Bożego i w ten sposób powstaje pewność o istnieniu Boga, jak również o jego działaniu wewnątrz i na zewnątrz człowieka, pewność, która o wiele przewyższa wszelkie pewniki naukowe. I to jest owo prawdziwe doświadczenie, przewyższające wszelkie doświadczenie rozumowe.
Przyczyną zaś tego, że czasami ci i owi – racjonaliści – pogardzają ową pewnością i przeczą jej istnieniu, jest to, że oni nie chcą stworzyć wokół takiej atmosfery duchowej, która jest niezbędną do wywołania doświadczenia. Według modernistów, gdy ktokolwiek to doświadczenie osiągnie, staje się prawdziwie wierzącym.
To miał Pan na myśli?
Wstęp (wzięłam od baptystów, bo akurat natrafiłam)
Św. Tomasz zajął się jakby chrystianizacją filozofii Arystotelesa. Oddzielił filozofię i wiedzę od teologii. W ten sposób mógł np. zacząć głosić tezy, które z punktu widzenia teologii były fałszywe, a dla filozofii były jak najbardziej prawdziwe. Dana teza więc mogła być raz prawdą, a raz fałszem w zależności od znaczenia i wypowiadanego kontekstu.
Św. Tomasz przystosował niektóre poglądy Arystotelesa do swojej teologii. Tym sposobem zostały wprowadzone do katolicyzmu pojęcia aktu i potencji, formy i materii, zasada przyczynowego powiązania zdarzeń, rozumienie poznania jako procesu przyczynowego powiązania zdarzeń oraz pojęcie dowodu. 4
Św. Tomasz zaczął więc dociekać prawd chrześcijaństwa za pomocą rozumu, a nie tylko wiary. Twierdził, że rozumem można poznawać zarówno świat, jak i Boga, będąc jednocześnie świadom, że istnieją prawdy, które ludzkim rozumem nie da się wyjaśnić.
Istnienie Boga nie było dla niego sprawą “oczywistą”(naukowo). Dlatego uważał, że opierając dowód na doświadczeniu można udowodnić istnienie Boga.
Podczas kiedy dla Arystotelesa Bóg był najwyższym bytem, Św. Tomasz nie stawiał go w hierarchii bytów. Uważał Boga za podstawę każdego bytu, jako czyste istnienie, a nie jeden z bytów o najwyższych przymiotach.
Podczas, gdy Arystoteles zaprzeczał nieśmiertelności duszy, Św. Tomasz wyraźnie jej bronił.
W ten sposób Św. Tomasz sprzeciwił się też nauce Arystotelesa jakoby człowiek składał się z trzech elementów czyli śmiertelnego ciała i duszy i nieśmiertelnego rozumu.
Św. Tomasz nie dzielił duszy na część odpowiedzialną za uczucia, które umierają wraz z ciałem i część odpowiedzialną za umysłowość, która nie umiera.
I teraz proszę mi powiedzieć, czy Arystoteles jest bardziej filozofem, czy Tomasz, czy obydwaj są tu filozofami? Który z nich jest lepszym filozofem w sensie bliskości prawdy?
Tomasz jest lepszy, bo słusznie poprawia Arystotelesa. Wziął od niego narzędzia, ale stworzył doskonalsze dzieło, tak?
Skąd Tomasz miał tak genialne ”intuicje”? Z Objawienia, nie z własnych obserwacji. Wziął je na wiarę i sprawdził- osiągnął prawidłowy wynik. Filozofia musi więc poczynić jakieś założenia NA WIARĘ (robił to też Arystoteles) i je sprawdzić. O ileż lepiej ma ta filozofia, która założenia dostała od samego Stwórcy.
Za Apologetyką katolicką;
1. Ta filozofia jest dobra i prawdziwa, która:
a) nie niszczy zdrowego rozsądku,
b) ma za sobą historię filozofii,
c) ma za sobą powagę Kościoła katolickiego.
Otóż taką filozofią jest filozofia „katolicka”. Nie mówimy „chrześcijańska”, bo nie wszystkie wyznania chrześcijańskie przyznają się do niej, ale mówimy „katolicka”, tj. wykładana w szkołach katolickich i pochwalana przez Kościół katolicki. Ten dodatek „katolicka” ma znaczenie tylko historyczne i systematyczne, (filozofia, wykładana w uczelniach katolickich); ma znaczenie orientacyjne, jako symbol, odróżniający ją od innych systemów filozoficznych. Bo właściwie nie ma filozofii katolickiej czy niekatolickiej, europejskiej czy azjatyckiej – filozofia jest jedna, to wytwór rozumu ludzkiego, a rozum mają wszyscy ludzie. Zatem filozofia z natury rzeczy jest ogólnoludzką i żadna filozofia, jakiekolwiek by miała religijne czy narodowe zabarwienie, nie może się sprzeciwiać podstawowym zasadom rozumu ludzkiego.
Na podstawie:
Ks. Franciszek Kwiatkowski SJ, Filozofia wieczysta w zarysie, Kraków 1947, t. I, nr 30-31.
Nie znajdziemy tabliczki mnożenia, ale znajdziemy impuls do zadania wszelkich pytań, których wynikiem będzie stworzenie skomplikowanej matematyki, np. JAK Bóg Stwarzał? jakimi prawami rządzi się Stworzenie? Mamy też w Biblii zachętę do tego, a nawet zadanie- czyńcie sobie ziemię PODDANĄ- to znaczy, że wszystko ogarniemy, skoro dano nam WŁADZĘ.
To samo z sylogizmem kategorycznym- cała Biblia to myślenie przyczynowo skutkowe, Arystoteles tylko to nazwał.
Nie znajdziemy jak zbudować młyn czy bombę, ale jeśli znamy z Objawienia cel ku któremu dążymy, możemy podjąć właściwą decyzję – młyn czy bomba, bo pytamy DLA CZEGO?- dla jakiego celu. Nie ma doskonałej celowości zła.
Tylko dobro jest celem doskonałym. Wiemy też z Objawiania czym jest dobro , jaka kieruje nim ZASADA.
Gdzie stoi więc filozof, gdzie teolog? Wg. Objawienia stoją na tym samym miejscu.
Mam rację, czy nie?
[ Karę z Sumą przyjmuję, jutro się wezmę ;-)]
Tak, chodzi mi o tę Twoją notkę, gdzie przejąłeś się za bardzo „sed contra“, a to jest erudycja Tomasza. Circ dobrze przypomniałą pozycję Tomasza z „respondeo“, czym się ucieszyłeś. Trzeba ostrożnie i z uwagą czytać tomaszowe teksty – starać się wziąć dystans do naszej i jego erudycji.
Nie wiem, czy jako kara zainteresuje Cię skomentowanie tzw. w/g Kanta „dowodu ontologicznego“ z „Proslogionu“ Anzelma z Canterbury. Ale jakby co, to zrób z tego osobną notkę :
Anzelm z Canterbury, Proslogion, 2, tłum. T. Włodarczyk, Warszawa 1992, s. 145-146.
„A więc, Panie, który udzielasz zrozumienia wierze, daj mi, bym zrozumiał, na ile to uważasz za wskazane, że jesteś, jak w to wierzymy, i jesteś tym, w co wierzymy. A wierzymy zaiste, że jesteś czymś, ponad co niczego większego nie można pomyśleć. Czy więc nie ma jakiejś takiej natury, skoro powiedział głupi w swoim sercu: nie ma Boga? Z całą pewnością jednak tenże sam głupiec, gdy słyszy to właśnie, co mówię: „coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane”, rozumie to, co słyszy, a to, co rozumie, jest w jego intelekcie, nawet gdyby nie rozumiał, że ono jest. Czymś innym bowiem jest to, że rzecz jest w intelekcie, a czymś innym poznanie tego, że rzecz jest. Kiedy bowiem malarz zastanawia się nad tym, co zamierza wykonać, to bez wątpienia ma w intelekcie to, czego jeszcze nie zrobił, ale nie poznaje jeszcze, że to jest. A więc także głupi przekonuje się, że jest przynajmniej w intelekcie coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane, ponieważ gdy to słyszy, rozumie, a cokolwiek jest rozumiane, jest w intelekcie. Ale z pewnością to, ponad co nic większego nie może być pomyślane, nie może być jedynie w intelekcie. Jeżeli bowiem jest jedynie tylko w intelekcie, to można pomyśleć, że jest także w rzeczywistości, a to jest czymś większym. Jeżeli więc to, ponad co nic większego nie może być pomyślane, jest jedynie tylko w intelekcie, wówczas to samo, ponad co nic większego nie może być pomyślane, jest jednocześnie tym , ponad co coś większego może być pomyślane. Tak jednak z pewnością być nie może. Zatem coś, ponad co nic większego nie może być pomyślane (id quo maius cogitari non potest), istnieje bez wątpienia i w intelekcie, i w rzeczywistości”.
1) Nie wiem, co spowodowało, że skojarzyła Pani mój komentarz z treścią encykliki Piusa X i z „modernistami“. Takie wyrażenia jak : „wewnętrzne natchnienie“, „pierwiastek Boży jako przedmiot wiary… jako przedmiot uczucia“, „intuicja serca“, „atmosfera duchowa“ czy „stanie się prawdziwie wierzącym“ po „osiągnięciu“ jakiegoś „doświadczenia“ – to są dla mnie ujęcia typowe dla neoplatońskiego sposobu myślenia. Więc na Pani pytanie, czy „to miał Pan na myśli ?“ – odpowiem ze zdziwieniem – nie.
2) „Wstęp“ „od baptystów“ przez Panią cytowany jest po prostu bałamutny. Ostatnio napisałem artykuł polemiczny o stosunku Tomasza do Arystotelesa. Powinien być opublikowany w „Przeglądzie tomistycznym“ wydawanym przez UKSW w 2014 roku, więc nie chce mi się tu tego powtarzać, gdyż ma z 7 stron.
Nie wiem tylko, jakim cudem doszła Pani do słusznego wniosku z tego baptystycznego opisu, że „Tomasz jest lepszy“, choć Pani argumentacja jest kiepska.
3) Pod cytatem z Apologetyki katolickiej podpisuję się „rękami i nogami“.
4) Fragment od „Nie znajdziemy tabliczki mnożenia…“ do „Mam rację, czy nie ?“ zawiera bardzo słabiutkie argumenty. Ale skoro celem tego fragmentu było wykazanie, że ma Pani rację, no to cóż mogę innego powiedzieć, jak to, że rację Pani ma.
Dzięki za podjęcie się „kary“. Proszę się nie spieszyć i na spokojnie przemyśleć problem tomaszowy.
Dobrego dnia życzę
Więc jeszcze raz, krócej;
Otóż w religii osobista i osobowa relacja z Bogiem nie jest na pierwszym miejscu w porządku wiary, jakby chcieli moderniści i protestanci (o tym mówi przytoczona Encyklika) W naszej religii pierwsza jest wiara w to, co Kościół podaje do wierzenia, czyli w Słowo Boże głoszone w różnych formach i na różnych poziomach i adresowane do wszystkich. Nie ma tu więc żadnego rozdziału pomiędzy religią a teologią, albo jest on tylko roboczy, sztuczny. Gdyby było inaczej, nasze relacje osobiste z Bogiem wystawione byłyby na korupcję naszych przekonań, pragnień i diabła-wystawione na wiatry.
Bo na to co podane do wierzenia i czyste, nasz intelekt nie ma wpływu, a opieranie się na ”osobistych relacja z Bogiem” jest podatne na wpływy, więc pierwsze jest przed drugim.
Co do reszty, to pewnie ma Pan rację, przemyślę jeszcze, jak wrócę z miasta.
Myślę, że w sumie się zgadzamy, tylko inaczej kładziemy akcenty. Pani twierdzenie, że „nie ma rozdziału pomiędzy religią a teologią“, Gilson nazywa „teologią naturalną“, a Tomasz w artykule, który Pani będzie studiować, powie, że aby wszyscy ludzie uzyskali zbawienie potrzebne było Objawienie, bo inaczej to tylko filozofowie mogliby być zbawieni. Ale to nie stoi w sprzeczności z twierdzeniem, że teologia w szerokim rozumieniu jest tłumaczeniem Prawd Objawionych. A to, co Kościół podaje do wierzenia, to są właśnie te wyjaśnienia Słowa Bożego, gdyż inaczej każdy by sobie sam tłumaczył i wiadomo, że byłby wtedy kłopot. Pewnie Panią zirytowało moje, być może niezręczne stwierdzenie, że „religia jest osobistą i osobową relacją do Boga“. „Osobistą“ chyba Pani zrozumiała jako „prywatną“, a ja miałem na myśli „bezpośrednią“, że to ja i Bóg w bezpośrednim kontakcie, a Kościół ze swoją nauką wspomaga mnie w tej relacji. A że wiara do tego jest potrzebana, wydaje mi się oczywiste. Co jest pierwsze, to zależy od aspektu w jakim analizujemy dane zagadnienie.
Ja też już idę do biblioteki, potem spotkanie, może mecz w telewizorze, więc do rychłego.
Nic mnie u Pana nie może zirytować, bo to ja czuję się przy Panu chuliganem, wchodzącym przez płot na cudzy teren by podeptać rabatki.
Czynię to tylko dlatego, że nie mam strachu przed kompromitacją, bo tylko tym sposobem mogę się czegoś nauczyć i dołożyć kilka klockow do mojego ogólnego umysłu, któremu wciąż mało, mając przy okazji nadzieję, że nie zostanę wyrzucona za oszywkę, choć kradnę Panu czas.
Co do tematu- uczono mnie w szkole, że kiedyś nauka była jedna, (bo prawda (jest jedna i niepodzielna) a potem zaczęła się rozdrabniać na różne szczegółowe dziedziny. Utkwiło mi to bardzo w pamięci. Specjalizacja jest niewątpliwie konieczna przy ogromie dzisiejszej wiedzy, ale nie we wszystkich dziedzinach, w tych wysokich jest szkodliwa. Dzisiejszej cywilizacji brak czubka piramidy wiedzy, takiego jej uporządkowania by wyrosło z niej drzewo. To jest możliwe tylko wtedy, kiedy korzeniami filozofii jest Objawienie, i zanika podział na filozofię i teologię, bo obie dziedziny stawiają sobie te same pytania i winny dawać te same odpowiedzi, bo obie są ”naturalne”.
W ogóle, naturalne jest wszystko, tylko ma wiele szczebli.
Nie, nie zrozumiałam tego jako ”prywatną”. Teologia może obyć się bez wiary i budować na rozumie. Nasz rozum ma pełną wolność, zawsze może powiedzieć Bogu nie, mimo że rozumem go poznał. Szatan przecież dobrze zna Boga, jest świetnym teologiem i najlepszym filozofem, zna Boga lepiej niż my, ma nie tylko wiedzę, ale i doświadczenie , a odrzucił jego przyjaźń, jego intelekt z jego logiką. Ja sama nie wiem czy mam wiarę, na pewno jest mało doskonała i mniejsza niż ziarnko gorczycy, ale rozumiem że pełnia prawdy jest w Objawieniu, mówi mi to rozum który upewnił się na mnóstwo sposobów o tym, upewnia się codziennie.
Pewność Boga ma żródło przede wszystkim w rozumie, chyba że czasem w Łasce, ale Łaska buduje na naturze, więc i na rozumie, bo każdy naturalnie ma intelekt zdolny pojąć lub przynajmniej przyjąć pełnię prawdy.
Czy Pan zgadza się ze mną w tym?
Ciekawa jestem co powie Asadow na tego Anzelma, ale ja już widzę gdzie poczynił on błędy. Powiem po Asadowie.
Pius X to rozpracował swoim teologicznym rozumem w Encyklice o modernistach.
Weżmy jedno;
Podczas, gdy Arystoteles zaprzeczał nieśmiertelności duszy, Św. Tomasz wyraźnie jej bronił.
Dusza wg. Arystotelesa jest tylko formą materii, nierozerwalnie z nią związaną. To jest naturalizm, nic dziwnego że Darwin poczuł się uprawniony do stworzenie teorii ewolucji która do dziś nie dowiodła swojej tezy, że człowiek jest tylko wyższą formą materii niż zwierzę, a to potem wykorzystali niemieccy filozofowie materializmu co było końcem ontologii i klasycznej antropologii. Jest po prostu bzdurą, która rozwala i unicestwie rozum świata, prowadzi do śmierci, o czym mówi prof. Guz.
Arystoteles na podstawie ”tego co jest” (jego definicja prawdy) nie mógł wyprowadzić innego wniosku. Sw. Tomasz mógł zaś powiedzieć o duszy ludzkiej, że składa się z nieśmiertelnego intelektu, pamięci i woli, bo wyprowadził to z namysłu nad Objawieniem. Bo skoro Jezus mówi, że ”będziecie siedzieli po prawicy Ojca ( przenośnia) to znaczy, że człowiek ma wprawdzie początek w czasie, ale jego istota jest nieśmiertelna ( by siedzieć po prawicy Ojca musimy zachować rozum, pamięć i wolę, być nadal osobą). W Objawieniu też stoi o ponownym zmartwychwstaniu ciał, więc i nasze ”ciało” jest na jakiś sposób nieśmiertelne.
„Podczas, gdy Arystoteles zaprzeczał nieśmiertelności duszy, Św. Tomasz wyraźnie jej bronił.“
Uprzejmie proszę o wyrzucenie do kosza tych bałamutnych twierdzeń baptystów, bo będzie następna kara – przeczytanie całego traktatu „O duszy“ Arystotelesa i komentarza Tomasza do tego dzieła. A komentarza po polsku chyba nie ma, więc to dopiero będą męczarnie czyścowe.
Tak nie można pisać. Dla Sokratesa i Platona dusza była nieśmiertelna, gdyż idee były wieczne, a neoplatonicy (Chalcydiusz – jego komentarz do „Timajosa“ był podręcznikiem w Średniowieczu do poznania myśli Platona) propagowali ideę „Duszy Świata“. Dla Arystotelesa i dla Tomasza dusze wegetatywne i zmysłowe były śmiertelne, gdyż ginęły razem z materią (ciałem – zwierzęta). Dla Arystotelesa i Tomasza dusza była formą dla bytów materialnych, ale na takiej zasadzie jak akt w stosunku do możności, gdyż arystotelesowskie nieśmiertelne Substancje oddzielone posiadały możność duchową jako że były Inteligencjami. Arabowie utożsamili je z aniołami. Awerroes, wielki Komentator Arystotelesa, jednej z nich nadał funkcję „Dator formarum“(dawca form) – Intellect agens – czyli ta inteligencja, która nadaje dusze bytom w sferze podksiężycowej, a po ich zniszczeniu (śmierci) dusze w zróżnicowanym stopniu powracają do swego Dawcy form.
Dla Tomasza dusza była samodzielną formą substancjalną, czyli właśnie aktem substancji, tj. aktem złożenia z formy i z materii, gdzie „materią“ był intelekt, a nie ciało. Dla Arystotelesa dusza była „entelechią“, czyli doskonałością – dusza pierwszą pełną formą ciała fizycznego, organicznego (O duszy, 412a27), ale także subtancją i aktem danego ciała (Meta. 1043a35). A więc sprawa nie jest taka prosta, jak podają baptyści. Nie należy zbyt spiesznie formułować wniosków. A w szczególności wniosków teologicznych, na pochopnej znajomości problemów filozoficznych.
Spuścił mi Pan lanie. Poddaję się.
Muszę się douczyć.
Ale swoją drogą dlaczego prof. Guz mówi, że Arystoteles uważał intelekt za nieśmiertelny, a pamięć i wolę nie?
Czy Pan to potwierdza?
Przyjmujesz więc stanowisko Luteran i protestantów?
Świadomie i dobrowolnie nie przyjmuję, choć nie wykluczam, że w jakimś aspekcie tak jest – problemu luteran i protestantów specjalnie nie zgłębiałem. Dyskusja może to wykazać, ale myślę, że nieprędko to nastąpi, bo Pani wzięła się za tępienie luteranizmu i protestantyzmu z pozycji tak radykalnych, że aż heretyckich i teraz cały Kościół Boży jest na drodze Pani ataku, zwłaszcza to, co w nim zdrowe i prożyciowe, zdolne do pracy, walki i poświęceń, a nie tylko rzeczywiści luteranie i protestanci.
Nasz autorytet tu mówi:
“Często sprawy drugorzędne bieżemy za istotne”
Ja to powyżej nieco rozwijam:
” W ogóle tu świat idzie drogą zwykłych kryminalistów, którzy z wyjątku, że komuś coś się udało robią dla siebie moto działań “za wszelką cenę. Tą drogą idą i wszyscy faktyczni samozwańcy w dziedzinie polityki, idzie i nurt rozumienia nauki Bożej”.
Wskazuję też na “wyrywanie z kontekstu” i “intencje” – odczytywanie ich. Tu każdy (nie żeby miał prawo) może się pomylić, może czegoś nie zrozumieć. Nawet papież. W końcu jest człowiekiem grzesznym.
Zasady papieskiej nieomylności na pewno nie wolno rozszerzać, ani nadużywać prowokując go do wypowiedzi i spiesząc się z interpretacją – z zasady kłamliwą, skoro jak to wychodzi powyżej, jedno opuszczone słowo z Encyliki może całą wypowiedź wyprowadzić na manowce.
Tak przy okazji to przepraszam za niezamierzony błąd w wytłuszczeniu cytatu z pani wypowiedzi. Miało być nie:
osobista i osobowa relacja z Bogiem nie jest na pierwszym miejscu w porządku wiary, jakby chcieli moderniści i protestanci (o tym mówi przytoczona Encyklika) W naszej religii ,
a tylko:
pierwsza jest wiara w to, co Kościół podaje do wierzenia,
Ośle. Sprawa jest bardziej złożona niż się twojej naiwności wydaje.
http://www.voxdomini.com.pl/duch/mistyka/tw/ks-z/ks-z-07.htm#r24
http://www.voxdomini.com.pl/duch/mistyka/tw/ks-z/ks-z-sp.htm
Oto masz ”Księgę życia ” św. Teresy z Avila”- Chrystus jest dla niej najważniejszy, ale swoją drogę do Niego poddaje duchowym przewodnikom – posłuszeństwo Kościołowi jest dla niej na pierwszym miejscu przed Chrystusem, do tego stopnia, że kiedy Jezus przybywa do niej, ta pokazuje mu figę, jak chciał tego spowiednik. Każdą myśl, każde poruszenie duszy oddaje spowiednikom do rozeznania. Nigdy nie liczy sama na siebie jak ty, nigdy niczego w Kościele nie podważa, nie kontestuje.
Owszem, warto nad poleconymi sprawami na czasie głębiej podumać, ale i Pani wprowadzenie dużo mówi:
To dobry przykład świętej postawy w Kościele przedsoborowym, a nawet przedmodernistycznym, bo już bezpośrednio to stosować to można tylko w jakichś enklawach życia w świecie.
Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek twierdził, że liczę wyłącznie na siebie, czy taką postawę zalecał. Zawsze było, że najpierw na siebie, na posiadane siły, środki i możliwości, na to, co Bóg już dał.
nigdy niczego w Kościele nie podważa, nie kontestuje
To zależy tylko od definicji Kościoła. A z definicjami to już całkiem inna historia: “transparencja”, “gablota z definicjami”, “gablota z pejczem”.
Czy Kościół posoborowy ogłosił, że posłuszeństwo Magisterium już nie obowiązuje?
Jak możesz coś takiego twierdzić po tym co napisałeś w cytacie powyżej?
Czy ty posługujesz się jakąś inną logiką niż klasyczna?
Zalinkowałam ci kiedyś teksty soborowe- czytałeś?
Założę się że nie.
Ja mówię nie o zasadach, w tym dobrych obyczajach i Tradycji, a o praktycznych problemach w ich wdrażaniu.
Dopiero jak Kościół w końcu zauważy, że staje się posoborowym, który wszedł w alians ze światem, to pewnie coś ogłosi.
Hola, hola. W naszych dyskusjach, to ja stoję na straży logiki.
Zaznaczyła Pani nie moje słowa – “nigdy niczego w Kościele nie podważa, nie kontestuje” były pani autorstwa. Wyszło bełkotliwie.
Dotyczyły św. Teresy z Avila.
To Pani przeciwstawia je mojej postawie, a ja to neguję, wskazując, że mamy różne definicje Kościoła.
To, co piszę o definicji Kościoła jest więc w pełni spójne z tym, co napisałem powyżej, a wbrew temu, co Pani głosi.
Jak Pani tego nie widzi, to musi się zastanowić, czy nie stosuje tu jakiejś “zasady włączonego środka”, czy nie próbuje mi wmawiać czegoś, co nie istnieje.
W obrazie, który przytaczam: luterania i protestanci z jednej strony, a Pani z drugiej, w środku jest Kościół Katolicki. Tylko tyle, że nie jest on “włączonym środkiem”, który trzeba sobie podporządkowywać, a zwalczać w nim to, co się nie daje podporządkować.
To on jest realny – protestanci, luteranie i Pani już nie.
Pozdrawiam
Uzurpacja.
Atak na realność osoby (adwersarza) jest tak oczywistym nadużyciem, że chyba nikomu nie przyszło do głowy wpisywać go do netykiety ani regulaminu jakiegokolwiek blogowiska.
Zanegowanie istnienia; “atak ontyczny”… takie rzeczy to tylko w genderyźmie i to niejawnie…
No… A to trzeba mieć jakiś dokument legalizmu ?
No… A czy to ta osoba (adwersarz) sama się nie pozbawia realności już w momencie, kiedy się utożsamia ze swoimi ideologiami ?
Czy ten jest winny, kto mówi, że popełniono coś złego, czy ten, kto to popełnił ?
Winny powiedzenia bzdury jest ten, kto mówi bzdury.
Gdyby głupota powodowała odrealnienie bytu, trzebaby kilku wszechświatów, aby razem z Twoją nierealnością bilansowało się to do zera, czyli żeby nic nie było.
O, trzeba odnotować zgodność :)))
A tu już nie. Tu już chcesz leczyć moją potencjalną bzdurę, swoją bzdurą kosmiczną :-)
A tak w ogóle to ja nie mówiłem o głupocie tylko o ideologii. Ta ducha nie zawiera, tylko pozoruje, więc prowadzi do bytów wirtualnych, a nie realnych.
:-(