Złapał Kozak Tatarzyna…

PAT

Każdy z nas w swoich kontaktach społecznych spotyka się z dwoma opisami rzeczywistości szkoły. Zgodnie z jednym uczniowie są bezczelni i zupełnie bezkarni. W szkole kwitnie narkomania , fala i inne patologie. Uczniowie prześladują kolegów wymuszają od nich pieniądze, biją ich i poniżają. Nie można wyrzucić ich ze szkoły.( Dotyczy to przede wszystkim szkoły podstawowej i gimnazjum)  Nauczyciele boją się uczniów. Spotykają się ze skrajnym nieposłuszeństwem i wulgarnością. Bywają również prześladowani i to często fizycznie. Całą Polskę obiegły kiedyś zdjęcia nauczyciela z koszem do śmieci na głowie.

Drugi opis – to opis szkoły opresyjnej dla dzieci. Nauczyciele znęcają się nad nimi, stawiają pod byle pretekstem pały, poniżają przy klasie. Dzieci cierpią nagminnie na szkolne nerwice. Przed wyjściem do szkoły dostają biegunki, mdleją , mają ataki bólu brzucha albo bicia serca. Niektóre są diagnozowane psychiatrycznie i traktowane lekami psychotropowymi.

Na pozór wydaje się, że są to opisy sprzeczne, jednak rzeczywistość jest jeszcze gorsza niż myślimy. Oba opisy są prawdziwe, bo są to opisy komplementarne, uzupełniające się.

 

Faktycznie nauczyciel niewiele może zrobić, żeby powstrzymać agresywnego ucznia przed destrukcyjnymi zachowaniami i ochronić klasę przed jego wpływem. Nie wolno mu przede wszystkim ucznia dotknąć. Jeżeli uczeń odmawia wyjścia z klasy, przemawia do nauczycielki per „ty stara k…” i uniemożliwia przeprowadzenie lekcji, nauczycielka może tylko wezwać policję. Policja natychmiast ucznia wypuści , dyrektor obruga nauczycielkę za kompromitowanie szkoły, a wszyscy orzekną, że nie umie ona zbudować sobie autorytetu więc nie nadaje się do zawodu.

Z drugiej strony,  prześladowany przez nauczyciela uczeń i jego rodzice też niewiele  mogą zrobić, szczególnie jeżeli dzieciak nie jest uczniem wybitnym. Bezsilny wobec zakapiorów nauczyciel ma swoją słodką tajemnicę i tajną broń. Może zupełnie arbitralnie stawiać oceny. Bandziora nie da się wprawdzie ukarać złymi ocenami, bo on je lekceważy, ale spokojnie można wyładować swoje nauczycielskie  frustracje na spokojnych grzecznych dzieciach, siejąc wśród nich terror.

W większości znanych mi, uważanych za bardzo dobre liceów podstawą sukcesów nauczyciela jest doprowadzenie terrorem do tego, żeby słabsi uczniowie sami się wynieśli, a zostali tylko tacy,  którym szkoła jest właściwie do niczego nie potrzebna, bo uczą się samodzielnie, albo tacy,  których rodziców stać na kosztowne korepetycje. Sprzyja temu system przyjęć nastawiony na wyłowienie właśnie takich uczniów . Ewentualne błędy systemu przyjęć koryguje się w trakcie pierwszego roku nauki. Zostają najsilniejsi nie tylko intelektualnie lecz psychicznie i materialnie. Potem nauczyciel może spocząć na laurach i odcinać kupony od swego lenistwa.

To osobny temat , ale dobrze pokazuje jak błędy prawodawcze generują zło. Tak czy owak na szkołę skarżą się zarówno uczniowie jak i nauczyciele.

 

Jak jest to możliwe i na jakiej zasadzie  funkcjonuje system, z którego obie strony są tak bardzo niezadowolone?

Odpowiem – na zasadzie pata.

Współczesne państwo chce być wszechwładne. Na każde niedociągnięcie systemu, faktyczne lub potencjalne, ustawodawca odpowiada szczegółowym przepisem. Te coraz bardziej szczegółowe przepisy , co chwila poprawiane i doprecyzowane, oplatają strony jak pajęczyna i unieruchamiają w bolesnym zwarciu.

Prześladowany nauczyciel nie może wyrzucić ucznia ze szkoły, nie może go dotknąć, nie może go nawet zwymyślać. Może się tylko mścić na nim lub na innych uczniach za swe podłe nauczycielskie życie. Prześladowany złymi ocenami uczeń nie może nic zrobić aby uzyskać sprawiedliwość ( egzaminy komisyjne są dobrym rozwiązaniem tylko dla silnych psychicznie) , może się tylko mścić- na innych nauczycielach lub kolegach. Prześladującemu kolegów uczniowi też nic nie można praktycznie zrobić. Żeby znalazł się w domu poprawczym musiałby kogoś zabić. Bić i poniżać kolegów może praktycznie bezkarnie, bo rodzice prześladowanych nie mogą go uderzyć ani zwymyślać. Na wszystko są przecież paragrafy. Chyba już dobrze widać mechanizm błędnego koła w którym się wszyscy znaleźliśmy.

To samo dotyczy relacji pomiędzy dziećmi i rodzicami. Zgodnie z najnowszą ustawą rodzice nie mają prawa dziecka skarcić fizycznie, nie wolno go poniżać słownie, nie wolno ograniczać jego wolności. Jeżeli rozpuszczona pannica zechce wyjść na dyskotekę gdzie ma zamiar uprawiać seks, albo przyprowadza „partnerów” do domu rodzice nie mają prawa zamknąć drzwi na klucz, ani potraktować „partnera” kopniakiem. Rodzice stają się zakładnikiem dziecka. Nie mogą go wychowywać, nie mogą go ukarać. Doprowadzeni do ostateczności  mogą tylko zrobić mu największą życiową krzywdę,  jaką jest oddanie go w łapy systemu przemocy reprezentowanego przez państwo i jego agendy. Na przykład do domu poprawczego, gdzie jego demoralizacja zostanie przypieczętowana. Zdarza się, że takie postępowanie system na rodzicach wręcz wymusza.

Coraz częstsze są też przypadki katowania rodziców przez dorosłe albo dorastające dzieci. Na ich podłość nie ma właściwej  reakcji. Rodzic nie może wyrzucić takiego dziecka z domu i  praktycznie nie może go wydziedziczyć.

To samo dotyczy relacji pomiędzy zwierzętami i ich właścicielami. Obezwładnieni przez prawo właściciele zwierząt wybierają czasem w desperacji najgorsze rozwiązanie, jakim jest likwidacja pupila. O tym pisałam ostatnio.

Oczywiście każdy mądrala powie, że dzieci i zwierzęta należy dobrze wychować i wtedy nie ma się z nimi kłopotów. To taka sama bzdura jak twierdzenie, że nauczyciel powinien mieć charyzmat i wtedy będą go uwielbiały nawet największe zakapiory.

Nie każdy ksiądz musi być święty, nie każdy nauczyciel musi mieć charyzmat i nie każde dziecko oraz nie każde zwierzątko  jest z natury łagodne i dobre. A żeby dziecko czy zwierzątko dobrze wychować trzeba mieć nad nim realną władzę.

Żeby dobrze funkcjonowała rodzina, szkoła , a nawet hodowla zwierząt ustawodawca nie może co chwila wtrącać się pomiędzy strony relacji unieruchamiając je swymi przepisami.

To takt jakby na jachcie ktoś unieruchomił ster. W najlepszym wypadku łódź dryfuje – w gorszym wywraca się.

Wracając do szkoły Dla poprawienia jej sytuacji  wystarczyłaby doraźnie zmiana dwóch przepisów. Szkoła powinna mieć możliwość wyrzucenia sprawiającego kłopoty ucznia, rozliczenie z nim pozostawiając rodzicom. Rodzice powinni mieć możliwość ukarania tego ucznia stosownie do jego przewinienia czyli powinni mieć przywróconą realną władzę rodzicielską odebraną im przez prawo.

P.S. Mój opis sytuacji nie jest gołosłowny- płynie z doświadczenia. Przez wiele lat byłam nauczycielką liceum. Dobrze znam uroki pracy z klasą wyselekcjonowaną , gdzie uczniom wystarczy zbytnio nie przeszkadzać, a na przykład klasą zbiorczą, gdzie choćby nauczyciel odtańczył na stole kankana,  nie zainteresuje uczniów swoją osobą i tematem. Miałam klasę z której wyszło- bez żadnej mojej zasługi-  9 profesorów matematyki i klasę której nie mogłam nauczyć dodawania ułamków.

O autorze: izabela brodacka falzmann