Ksiądz Wartenberg wobec Lewiatana

Natknąłem się ostatnio na bardzo interesujący tekst. W nie tak znowu archaicznej, XIX-wiecznej polszczyźnie. Że cały mój blogpodobno w takim samym, niedzisiejszym stylu, pozwolę sobie na obszerny cytat:

Jak płód w łonie matki zawiązuje się przez utworzenie najpierw serca, jak bicie serca w człowieku wydanym na świat jest warunkiem koniecznym jego życia, jak z ustaniem jego tętna zamilka wszystek organizm: tak rodzina jest pierwszym zawiązkiem państwa, tak nieskażona siła rodziny stanowi żywotność państwa, tak z rozkładem rodzinnego ustroju rozwięzuje się w zgniliznę państwo. Patrzcie co wielkie zasady z r. 89 zrobiły z rodziny: którą uświęcił Chrystus wyniesieniem małżeństwa do godności sakramentu i utrwalił, nierozerwalnym czyniąc związek małżeński, którą uzacnił Kościół wyswobadzając niewiastę, niewolnicę niegdyś mężową, znosząc dawną ojców okrutną władzę nad dziećmi, że je zabijać mogli, którą uczynił początkiem hierarchii społecznej, zalecając żonie i dzieciom słowy Apostoła posłuszeństwo mężowi i ojcu, zalecając mężowi i ojcu miłość dla żony i szanowanie dzieciom, pełne względności. Otóż związek sakramentalny potargany przez śluby cywilne, żona stała się znów czy hurysą męża, czy szafarką, czy matką dzieciom, zawsze tylko kontraktową; hierarchia obalona przez emancypacyą kobiet tak wprost przeciwną słowu Apostoła „żony bądźcie poddane mężom waszym“, zniweczona przez wyzucie się ojców z prawa panowania dzieciom, które nieraz zpoufalone z ojcem więcej aniżeli z towarzyszem igr dziecięcych, których już teraz duch światowy broni od groźnego Ducha świętego, który rodzicom dziateczki bić radzi.
 
Cóż wielkie zasady z r. 89 uczyniły z hierarchii społecznej? Kościół nie od razu zniósł niewolę społeczną, bo musiałby połowę świata na drugą rzucić i krwią zalać ziemię; ale powoli wpływał drogą przekonania i ofiary, nauką, że wszyscy wobec Boga równi i ślubowanym poświęceniem życia całego na wykupywanie niewolników, choćby przez zastaw siebie samego: lecz zniósłszy w zasadzie niewolę, nie chciał obalić hierarchii społecznej, lecz owszem kazał być sługom poddanymi dla pana, dla miłości Chrystusa, a panom przypomniał, że i oni mają Pana nad sobą i nakładał im obowiązek względności miłosnej dla sług; lecz raczej starał się hierarchię społeczną jaka się z natury rzeczy wytwarza uświęcić, żeby wszędzie była na ziemi obrazem hierarchii w niebie.
 
Otóż dziś wszystko nie zrównane wobec prawa, lecz zniewelowane już poniekąd co do praw; dziś formy dawnej hierarchii społecznej połamane walają się w błocie i śmiesznym się wydaje, kto je stamtąd podejmuje żeby choć jako pamiątkę historyczną zachować, uszanować. Dziś na świecie tylko mużyk i czyn. Różnicę w społeczeństwie stanowi już prawie jedynie mienie, za którym dlatego wszystko goni do upadłego, którego sobie zawiści, które sobie wydziera zdradą, oszustwem, przechrzczonym mianem ekonomii; ekonomia polityczna dla zmateryalizowanego świata stała się świętym zakonem, jedyną księgą świętą. A nad tym tłumem bijącym się i gryzącym jak psy o kość, wynosi się jedyna wyższość czasów dzisiejszych, obleczona w czerwony kołnierz: czyn, który się wydaje, że na to są mużykowie, żeby czynowników żywiły hojnie, dostatnio.
 
(…) Kościół zniósł bałwochwalczy kult państwa wszechmocnego, zniósł władzę „boskich Cezarów“, a natomiast namaścił wodzów ludu na Namiestników bożych w świeckich sprawach, na wykonawców sprawiedliwości bożej, prawa ich do panowania broniąc od namiętności niesfornych mas upominaniem, że kto sprzeciwia się zwierzchności, ustanowieniu bożemu się przeciwi.
 
Otóż dziś wyśmiana jako głupstwo nauka o „władzy z łaski bożej“, zastąpiła ją inna o „władzy nie tylko z woli, ale z nadania ludu“, lud teraz jest pierwiastkiem władzy i majestatu władzy. Biedny lud wszechmocny w spólnem głosowaniu stwarza jak Bóg; ale niestety! Stwarza sobie boga, i na jego korzyść abdykuje ze swej boskości i staje się masą ciemną, głupią, wodzoną bagnetem stojących wojsk. Nic mu nie zdolne ulżyć ciężkości żywota, chyba że pozyska dla siebie ten bagnet, lub go zdoła wyrwać z rąk żołdactwa i pchnąć w pierś swego bałwana, półboga, żeby na jego miejsce znów innego sobie stworzyć i znów z nim jak z poprzednim w parlamentach i w konstytucyach iść na udry.
Tu cytat się kończy. Pora na wnioski. Dla kontrastu, dam je Państwu – tak, jak to sam widzę, ale z góry zastrzegam, że wcale nie jestem tej interpretacji na 100% pewien, może ktoś z Państwa ma lepszy pomysł? – w punktach:
Istniało ongiś coś takiego jak „dawny porządek“. Ancient regime. Jego najważniejszą bodaj cechą było to, że go nikt nie wymyślił. Sam się pojawił. Jak pisze autor powyższego cytatu, ksiądz Wartenberg: powstał z natury rzeczy. My, od prawie 200 lat żyjemy w stanie ciągłego eskperymentu. Tym się, dla odmiany, charakteryzującego, że wszystko, czym żyjemy i czym się pasjonujemy, najpierw pojawia się jako idea, projekt, a dopiero potem jest wcielane w życie. Bardzo trudno sobie wyobrazić nam teraz życie w świecie, w którym ustrój państwa, stosunki rodzinne i stratyfikacja społeczna nie są przedmiotem publicznej debaty ani nauki uniwersyteckiej – są tak oczywiste i niewzruszone jak ziemia pod stopami i powietrze do oddychania, są naturalne. Jakaż by to była jednak ulga! Niezależnie od różnych cech tego systemu, które teraz by się nam wydały oczywiście niesprawiedliwe…
Powodem, dla którego nasi odlegli przodkowie poszli na ten eksperyment i obalili ancient regime (już mniejsza o to, że im akurat armia Napoleona przyniosła to obalenie na bagnetach…) była obietnica wyzwolenia. Wyzwolenia spod arbitralnej władzy Kościoła, królów, arystokratów, ojców rodzin. Możliwości swobodnej ekspresji indywidualnej osobowości i marzeń – prawa do poszukiwania szczęścia, jak to zapisali Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych w konstytucji USA. Cóż: obietnicy tej nie udało się spełnić. Miejsce Kościoła, królów, arystokratów i ojców rodzin zajęli czynownicy  – dokładnie tak, jak to ksiądz Wartenberg pisze. O ile dość łatwo można sobie wyobrazić łagodny i wybaczający Kościół, króla, który jest natchnieniem  i dumą dla poddanych, szlachetnych, pełnych honoru i cnotliwych arystokratów oraz kochających ojców rodzin: to dodanie któregokolwiek z tych przymiotników do rzeczownika urzędnik budzi śmiech i jest możliwe tylko w kabarecie. Prawda, że jest równie możliwy zepsuty i skorumpowany Kościół, tyrański i podejrzliwy władca, chciwi, zazdrośni i nieudolni możni oraz ciemni i prymitywni ojcowie rodzin: ta jednak „ciemna strona mocy“ może być przezwyciężna za zmianą osób lub obyczajów.
Nie sposób jednak przezwyciężyć właściwej rządom czynowników tyranii, korupcji i  głupoty. Nawet w Niebiesiech, gdyby tam miast Królestwa Niebieskiego zaprowadzić Niebieską Rzeczpospolitą (a jeszcze „Ludową“!), musiałoby się to źle skończyć, ponieważ sam system wymusza takie właśnie zachowania. Inaczej funkcjonować się nie da. Ładnych parę lat temu, gdy byłem pracownikiem państwowej firmy zarządzającej lotniskiem na Okęciu, zdarzyło się, że przejmowałem wraz z moją ówczesną szefową pewien zakres działalności firmy, uchodzący za wyjątkowo skorumpowany, ponieważ dotyczył akurat wynajmu powierzchni. Powiedziałem wtedy szefowej, że albo kryteria wynajmu zostaną zobiektywizowane, albo trzeba będzie samemu dać się skorumpować. W razie bowiem braku obiektywnych kryteriów, zachowanie cnoty grozi szaleństwem, albo paraliżem decyzyjnym: kogo wybrać, skoro nie mamy żadnych jasnych przesłanek..? To już lepiej wziąć w łapę i jednak jakąś decyzję podjąć… Nie minęły dwa lata, a okazało się, że miałem rację. Szkoda tylko, że przy okazji wyleciałem z roboty i ciągle nie mogę znaleźć nowej…
Jest czymś głęboko przerażającym, ta niemożliwość wyzwolenia. Tak źle – i tak niedobrze! Ancient regime bynajmniej wolności nie obiecuje – ale i współczesny kult „praw człowieka“ (albo nawet i „hominida“, jak w Hiszpanii!), wcale do żadnej większej wolności nie prowadzi! Jest w tym jakaś mroczna tajemnica. Można ją tłumaczyć po lemowsku: kiepskim sterowaniem, jakie ludzkiej psychice dała ewolucja. Można ją też tłumaczyć… grzechem pierworodnym..?
Jest to dość wiekowy wpis, popełniony w roku 2010 – pozwalam sobie go jednak odkurzyć, jako że całkiem niespodziewanie i całkiem niedawno – doczekał się komentarzy.

O autorze: Jacek Kobus

Rolnik - hodowca koni (nawet dyplomowany), z wykształcenia politolog, z zamiłowania historyk. Bloger z przypadku, ale systematyczny - od 2009 roku.