Budapeszt, 15 marca 2013

 

za:   http://www.ospn.opole.pl/?p=art&id=696


Trzeba przyznać, że wiele było przeciwwskazań, prognozy pogody niekorzystne, a i dobrzy ludzie mówili nam żeby tam nie jechać. Ale nic to nie dało. Pojechaliśmy. No i rzeczywiście. Prawie 140 kilometrów przed Budapesztem zostaliśmy wyrzuceni przez policję z zamkniętej autostrady. Trochę zdziwieni, bo co prawda śnieg padał, ale nie tak znowu obficie. Jak się okazało problem nie leżał w jego ilości, a w połączeniu opadu z silnym wiatrem. Przy zatrzymanych pojazdach szybko tworzyły się duże zaspy uniemożliwiające ruch. Bocznymi drogami dotarliśmy do Gyor, ale dalsza podróż była już niemożliwa. Nawet do miasta wjechaliśmy wbrew zaleceniom policji twierdzącej, że jest ono zablokowane przez samochody. W radiu apelowano do okolicznej ludności o zgłaszanie się osób mogących przyjąć na nocleg podróżnych z zablokowanej autostrady. Był poranek 15 marca, a oni takie teksty. To znaczyło, że sytuacja jest poważna i taka pozostanie przez dłuższy, bliżej nieokreślony czas. Jeden z policjantów radził w mieście szukać Czerwonego Krzyża gdzie miano wydawać posiłki z powodu klęski żywiołowej. Nie z nami takie żarty. Poszukaliśmy krzyża, ale innego, kościoła.

 

 

 

Przy nim znaleźliśmy plebanię, a w niej księdza Imre, proboszcza. To był człowiek, który nas uratował. Na początek poczęstował kawą, potem załatwił nocleg w internacie katolickiego gimnazjum.

 

 

Po drodze do niego pokazał przepiękną miejscową katedrę

 

 

 

z relikwiarzem świętego Władysława, XI –sto wiecznego króla Węgier.

 

 

 

Po wieczornej Mszy spotkaliśmy się z parafianami, by przypomnieć i odnowić starą prawdę, że Polak i Węgier to dwa bratanki. W ten sposób dzień nie został zmarnowany, a może nawet spędzony bardziej pożytecznie niż planowaliśmy. Nazajutrz wstaliśmy wcześnie z nadzieją na szybki dojazd do stolicy. Ponieważ drogi nadal nie były przejezdne zostaliśmy zaproszeni na śniadanie na plebanię. Jednak kiedy słońce wyłoniło się zza chmur postanowiliśmy „rozpoznać walką” stan autostrady.

 

 

Na pasie prowadzącym z Budapesztu widzieliśmy wiele pozostawionych samochodów,maszyny usuwające śnieg,

 

 

a nawet pojazd wojskowy. Na naszym, nie było tak źle.

 

 

 

Po kilku postojach, już około trzynastej stanęliśmy nad Dunajem

 

 

 

i wkrótce odnaleźliśmy pomnik generała Bema. Właśnie rozpoczynały się uroczystości. Delegacje Klubów Gazety Polskiej składały kwiaty, wygłaszano przemówienia, śpiewano pieśni.

 

 

Niektóre transparenty zawierały konkretne prośby.

 

 

Inne wyjaśniały dokładnie po co przyjechaliśmy. Potem wszyscy udali się pod pomnik Katyński. Tu uwaga dla tych, którzy w przyszłości chcieliby tego pomnika szukać. Generał Bem wyciągniętą ręką wskazuje właśnie kierunek w którym należy się udać. Potem trzeba w pewnym miejscu skręcić trochę w lewo aby odejść od rzeki, ale generalnie należy się trzymać głównej ulicy.
Uczciwszy pamięć pomordowanych w Katyniu oficerówruszyliśmy na spotkanie z historią Węgier, na Górę Zamkową.

 

To co widać na tym zdjęciu to tylko jedna ze sztuczek, do których zdolny jest mój aparat, lecz rzeczywista sytuacja premiera Orbana, którego miejsce pracy tu widzimy jest gorsza. Po wpisaniu do swojej konstytucji, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny Węgrzy usłyszeli z Brukseli informację, że tamtejsi urzędnicy „zrobią wszystko, aby demokracja zwyciężyła”. Swego czasu walczono już na ulicach Budapesztu „w obronie socjalizmu”. Czy obrona demokracji będzie wyglądała podobnie?
Wieczorem 16 marca znowu spotkaliśmy się z Węgrami na modlitwie, a potem na rozmowach.

 

 

W niedzielę odwiedziliśmy budapesztański Plac Bohaterów gdzie podziwiać można pomniki ważniejszych królów i rycerzy zebrane w jednej imponującej kompozycji architektonicznej.

 

 

 

Na koniec jeszcze dwa słowa o winnych. Głównym winowajcą jest Józek, który stoi najbliżej swojej przyczepki. To on wymyślił ją i wózek, który jest wewnątrz niej i pomieścić może małą elektrownię, czyli agregat, wzmacniacze, głośniki i rzutnik, po prostu małe objazdowe i samowystarczalne kino. To on namówił nas abyśmy z nim pojechali. Stojący obok Wiktor, który nie tylko rozumie co mówią Węgrzy, ale też potrafi mówić tak, że oni rozumieją, jest winny trochę mniej. On nie chciał, ale musiał. Skoro jest kolegą. Ten trzeci to Bolek i oczywiście jest niewinny. Ten typ tak ma.

O autorze: Jacek