Moja koleżanka zmieniła swoje obskurne podwórko na Żoliborzu w kwitnący ogród. Pomalowała śmietnik, wyrzuciła gnijące materace, na których popijali piwko lokalni pijaczkowie, posadziła na własny koszt krzewy i kwiaty. Od wiosny do jesieni w ogródku, który przedtem wyglądał jak klepisko, kwitły hiacynty, krokusy, konwalie, dalie, irysy, róże i narcyzy. Znajoma ma świetną rękę do kwiatów.
Nie liczyła specjalnie na pomoc, była jednak w swojej naiwności pewna, że spotka się z życzliwym uznaniem ze strony sąsiadów, bo rzeczywiście zrobiła dobrą robotę.
Głęboko się jednak pomyliła.
Jej działania wywołały taką eksplozję nienawiści, że musiała zamienić mieszkanie i wyprowadzić się. Jej ukochane krzewy były łamane i podlewane kwasem, kwiaty wyrywane, a szyby w mieszkaniu wybijane.
Nie mogła zrozumieć czym uraziła sąsiadów. Bo ci zwykli sąsiedzi, bynajmniej nie pijaczkowie, też jej nie poparli i chodzili nadąsani.
Kilka lat temu znajomy ( właśnie Marek) przyjechał do nas z kajakiem na dachu samochodu. Ponieważ obawialiśmy się, że kajak zostanie w nocy ukradziony, wstawiliśmy go do mieszkania przez okno. Był to elegancki skiff, nie powiem, wart może z tysiąc złotych Właściciele trzymanych na podwórku samochodów o wartości 40- 50 tysięcy, przyglądali się tej operacji z wielką niechęcią, wręcz z nienawiścią. Początkowo nie mogłam tego zrozumieć. Przecież nie mógł im zaimponować głupi kajak.
Po dłuższych rozważaniach doszłam do wniosku, że obydwu przypadkach zadziałał efekt- że tak go nazwę- gombrowiczowski. Sąsiedzi koleżanki poczuli się znieważeni. W ich odczuciu sadziła ona te kwiatki przeciwko nim. Czy tego chciała, czy nie chciała dała im pośrednio do zrozumienia, że źle ocenia ich wrażliwość estetyczną, że uważa ich za leniuchów i brudasów.
My też wstawialiśmy kajak przeciwko moim sąsiadom. Dla nich- choć nie mieliśmy tego na myśli- był to znak, że w nosie mamy ich hierarchie, ich samochody i ich niedzielne futra.
Marshall Mc Luhan twierdził, że medium jest też przekazem.( the medium is the message) Idąc dalej można powiedzieć, że brak przekazu też jest przekazem, nie ma ucieczki od przekazu. Wyobraźmy sobie, że pytamy kogoś znajomego: „co słychać?”, a on odpowiada bardzo grzecznie: „nic, zupełnie nic”.
Nie przekazując nam żadnej informacji przekazuje jednocześnie, że z jakiś przyczyn nie chce z nami gadać. Po takiej odpowiedzi mamy prawo poczuć się urażeni, choć nie zawierała ona żadnej treści, a jej forma była poprawna.
Nie jesteśmy w stanie każdemu dogodzić. Bardzo często obrywamy za niewinność. Warto się jednak zastanowić czy można pewnych nieporozumień uniknąć.
Koleżanka oduczyła się reformować podwórka. Sadzi teraz kwiatki tylko na własnym balkonie.
Ja zrozumiałam, że swobodny styl ubierania się (zwykła abnegacja) może kogoś obrażać.
W upalny dzień jadąc na działkę, wysiadłam w Łochowie z samochodu na bosaka i tak poszłam do sklepu. Niechętne spojrzenia klientów uświadomiły mi, że biorą to oni za przejaw lekceważenia.
„Jaśnie państwo dla żartu udaje ubogich” – wyczytałam w tych spojrzeniach. Natychmiast wróciłam po buty.
Jest jeszcze inna możliwość. Jeżeli ktoś ma zachwiane poczucie własnej wartości doszukuje się obrazy i złych intencji tam gdzie ich wcale nie ma. Kompleksowi wyższości – jak to często bywa – towarzyszy kompleks niższości. Dlatego zdarza się, że ktoś reaguje obrazą nawet na uprzejmość.
W filmie Salto Konwickiego z 1965 roku prawdziwy lub fałszywy kombatant, pokazuje każdemu w knajpie szczerbatą szczękę mówiąc : „ wybili panie, wybili”. Chce naciągać słuchaczy na wódkę racząc ich bogoojczyźnianym bełkotem, a jednocześnie z góry zakłada, że jest obrażany. Jego zachowanie- mieszanina pokory i arogancji, służalczości i urażonej dumy uniemożliwia podjęcie z nim jakiejkolwiek rozmowy.
„Jaśnie państwo dla żartu udaje ubogich” – wyczytałam w tych spojrzeniach.
Chyba nie to.
Raczej “Wielkie państwo ma nas gdzieś i nasze zwyczaje,których przesrzegamy, że do sklepu i na ulicę ubieramy buty, a boso, to tylko u siebie na podwórzu, albo w polu”.
Mam nadzieję, że nie wrzucasz tej reakcji z tamtym niszczeniem kwiatków, bo ma być brzydko, do “jednego worka”.
Pozdrawiam niedzielnie
Tak, tylko gdzie jest początek takiego zachowania?
Podpowiadam: zaczęło się ok. 300 lat temu…
http://werwolfcompl.blogspot.com/p/blog-page_3398.html
Sąsiedzi mogą sobie myśleć co chcą, niszcząc czyjąś własność stają się PRZESTĘPCAMI i nie są warci tego, by się przejmować ich zdaniem.
Nam sąsiedzi też próbowali dać w kość. Mojej rodzinie znaczy. Próbowali otruć psa, sąsiadka zza ściany próbowała zniszczyć wspólny komin żebyśmy nie mogli palić w piecu. Było parę różnych afer.
Tak się jednak składa, że moja mama potrafi się zrobić BARDZO niesympatyczna, gdy ktoś zadziera z naszą rodziną. Parę razy sąsiedzi zostali konkretnie ochrzanieni z użyciem wyrazów nie nadających się do publicznego powtórzenia, przy paru okazjach przyjechała Policja i sąsiedzi musieli się tłumaczyć na komisariacie. Po roku czy dwóch takich bezlitosnych starć dali sobie spokój.
I w sumie ja też mam taki zwyczaj, że jestem spokojny i z nikim nie zadzieram. Ale jak raz czy dwa w pracy ktoś zaczął się mnie nadmiernie czepiać, to bardzo szybko się zorientował, że to była fatalna decyzja i się czepiać przestał.
I żadne z nas do zniechęcenia ludzi do ataków nie użyło metod takich jak rzeczeni sąsiedzi. Precyzyjnie dobrane słowa mogą czasami zaboleć równie mocno jak zniszczony ogródek albo przebite opony.
Haj powiada Tony Stark: “najlepszym gwarantem pokoju jest pałka większa niż u wroga”. To się sprawdza także w relacjach sąsiedzkich ;)
…kocham nasz kraj…i naszą katolicką etykę stosowaną…
:)))
“…Chce naciągać słuchaczy na wódkę racząc ich bogoojczyźnianym bełkotem, a jednocześnie z góry zakłada, że jest obrażany. Jego zachowanie- mieszanina pokory i arogancji, służalczości i urażonej dumy uniemożliwia podjęcie z nim jakiejkolwiek rozmowy.”
Od kiedy ma Pani te objawy?
@grazss
Nie , zresztą zrozumiałam tamtych od kwiatków też. Ludzie nie lubią gdy się ktoś wywyższa, albo gdy uważają – być może niesłusznie- że się ktoś wywyższa.I dla tego -” jak nie staniesz” Chodzenie na wsi na bosaka wybiłam sobie z głowy. To tylko w Weselu pan młody mógł chodzić boso i nic nie wdziewać pod spód.
@izabela brodacka falzmann
Informuję szanowną panią, że jeszcze pół wieku temu mój ojciec wychowujący się na wsi pod wschodnią granicą przez 3/4 roku chodził boso, a buty nosił tylko w zimie. Telewizor był jeden na całą wieś, prąd był wyłącznie w świetlicy gdzie stał telewizor. Lekcje się odrabiało przy lampie naftowej.
@ rip LunarBird CLH
Znajoma nie czuła się na siłach walczyć. Miała dobre intencje, ale nie rozumie kompleksiarzy, bo sama kompleksów nie ma. Myślała że nie można nikogo urazić robiąc coś pożytecznego, ale się pomyliła – można. Stare przysłowie mówi: ” co ci zrobiłem dobrego, że mnie tak nienawidzisz”.
@Freedom
To zjawisko trasngraniczne i ponadczasowe.Eric Berne twórca analizy transakcyjnej, w swojej słynnej książce ” Gry w które się bawimy”( nie pamiętam tytułu polskiego, może się różnić)opisuje różne gry międzyludzkie. Polecam wszystkim, którzy jej nie czytali.
rip LunarBird CLH
Wiem o tym dobrze ale to się zmieniło. Bardzo lubię chodzić boso. Ale zauważyłam w Ochotnicy, że zachowania – jak z Wesela- nikogo nie bawią. Gospodyni, z którą się przyjaźnię powiedziała mi , że zbyt im przypominają dawne czasy, o których się tylko mówi, że były dobre. Nie mam zamiaru nikogo obrażać.
@ Inka1
Proszę czytać ze zrozumieniem. To tylko zdanie złożone- to nic strasznego:)
@izabela brodacka falzmann
Zastanawiająca sytuacja – ta z kwiatkami.
Może błąd polegał na tym, że znajoma, zanim rozpoczęła te porządki na wspólnym podwórzu, nie skontaktowała się z wszystkimi współużytkownikami i nie zaproponowała formalnie uporządkowania terenu? I, że jeśli by oni nie mieli czasu, to ona się oferuje, że się tym zajmie?
@izabela brodacka falzmann
Ja jestem zdania, że to bardzo pozytywne wzorce i wieśniacy jeszcze gorzko pożałują odwrócenia się od tego.
Mój ojciec był tak wychowywany. Warunki były trudne, sam się to przyznaje. Ale może dzięki temu on ma stalowe zdrowie. Jego nie biorą absolutnie żadne choroby. Ostatnio spadł z drabiny z wysokości pierwszego piętra na plecy. Pękł mu kręgosłup, złamał jedną nogę. A ma pięćdziesiątkę więc to nie żarty.
Ale jednak się z tego wylizał. Normalnie funkcjonuje, tylko pracować przez uszkodzony kręgosłup już nie może. Myślę jednak, że wielu innych po czymś takim by było przykutych do wózka inwalidzkiego.
To jest naprawdę potwornie wytrzymały człowiek! Myślę, że gdyby nie takie, a nie inne warunki w jakich dorastał, nie miałby aż takiej niesamowitej odporności organizmu.
nie darmo mowi sie, ze dobrymi checiami pieklo jest wybrukowane. Czy kolezanka rozmawiala z sasiadami na temat upiekszenia ogrodka? czy odnotowala wczesniejsze sygnaly niecheci czy zorientowala sie dopiero jak wybili jej szyby?
Mysle, ze “niezmierzone poklady agresji” wsrod naszego spoleczenstwa moga miec rowniez inne przyczyny niz podzial na dobrych i zlych. W tzw blokowiskach stloczonych jest za duzo ludzi na zbyt malej przestrzeni, to ZAWSZE rodzi agresje, ktora jest wypadkowa strachu.
A z tym chodzeniem boso Pani Izo, pisze Pani “Ale zauważyłam w Ochotnicy, że zachowania – jak z Wesela- nikogo nie bawią.” – a ja chodze boso, bo to zdrowo i moje stopy to lubia, zwlaszcza nad oceanem. Ale mnie nigdy nie chce sie nikogo zabawiac.
no cóż, nie zdzierżyłem i zarejestrowałem się specjalnie dla Pani,
nie miałem najmniejszego zamiaru, bowiem ja jestem katolikiem inaczej,
i nie bardzo chciałem się wciskać w elitarne towarzystwo, z którym obecni tu autorzy się obnoszą,
nawet zamierzałem polemizować z Panią na nE, ale byłoby to trochę kalekie, jako że zapewne przestała go Pani czytać. No i brak czasu też miał tu jakieś znaczenie.
A wracając do notki, to jak zwykle świetnie napisana, ale z wnioskami nie można się zgodzić.
Oczywiste jest, że pani znajoma zawłaszczyła podwórko. Co prawda sąsiedzi z niego nie korzystali, jednakże była to publiczna przestrzeń, której użytkowanie można było wybaczyć pijaczkom, ale nie można komuś, kto chce tam zaprowadzić swoje porządki, a tym samym ograniczyć obecne, oraz ewentualne przyszłe, wykorzystanie. Inna sprawa, że reakcja przerosła wykroczenie – tzn. niszczenie roślinności jeszcze mieści się w normie i odpowiada randze wykroczenia, ale wybijanie szyb już nie, jako wkroczenie w obszar prywatny.
W związku z powyższym nie bardzo wierzę w to, że sąsiedzi przyglądali się upychaniu kajaczka z “wielką niechęcią, wręcz z nienawiścią”. Sam bym się przyglądał, bo eperacja na pewno była zabawna. Właściciel był dla nich obcy, miał miejscową pomoc, a więc nie trzeba było okazywać żadnej życzliwości. Być może była Pani uprzedzona.
To podejrzenie wydaje mi się wielce prawdopodobne, biorąc pod uwagę i wytłumaczenie – “dała im pośrednio do zrozumienia, że źle ocenia ich wrażliwość estetyczną, że uważa ich za leniuchów i brudasów.”, i Pani domysły ”
„Jaśnie państwo dla żartu udaje ubogich” – wyczytałam w tych spojrzeniach.”
Nieładnie jest tak podejrzewać bliźnich o takie wyolbrzymione i emocjonalnie, i intelektualnie (“że źle ocenia ich wrażliwość estetyczną”) reakcje.
Ja podczas studiów miałem zwyczaj wyskakiwać po byle co do sklepiku na rogu. W zimie narzucałem tylko na domowe odzienie ortalionową kufajkę dobrze znaną z dawnych czasów, co prawda zgrabną, ale nie pozapinaną i wyglądałem, jakbym ją narzucił na nagie ciało. Podobnie z dżinsów wystawały nagie stopy w japonkach. I tak przez dawne komunistyczne śniegi do sklepiku. Ale zdziwionych min niekrórych przyglądających się mojemu wyglądowi nie interpretowałem jako wyraz niechęci, tylko co najwyżej zdziwienia i rozbawienia. Gdyby mnie słownie wykpiono, to moim jedym zmartwieniem byłoby to, aby się znależć i wystarczająco dowcipnie się odciąć. I tyle.
@interesariusz
Jasne, szczanie i sranie w miejscu publicznym pijaczkom można wybaczyć. A także to, że jak taki leży zasyfiony, obszczany i w brudnej jak święta ziemia odzieży to przejść obok niego bez maski gazowej jest bardzo trudno.
Ale nigdy sadzenie tych obrzydliwych kwiatów! Kto to widział, żeby sadzić w miejscu publicznym kwiatki!
Kiedyś napisałaś o pp.Gontarczykach, pracownikach SB, podejrzanych o otrucie ks.Blachnickiego – że ilekroć spotykałaś ich na klatce, spoglądali na Ciebie z nienawiścią. Myślałaś, że może dzieci coś nabroiły i dlatego tak patrzą. A tymczasem przyczyna ich nienawiści tkwiła w tych ludziach.
@interesariusz
Zgadzam się, że koleżanka zawłaszczyła przestrzeń publiczną i lepiej byłoby, żeby uzgadniała swe poczynania z lokatorami.W innych sprawach. To reakcje były tak wyolbrzymione, a nie moje podejrzenia. Staram się te nieadekwatne reakcje zracjonalizować. Ja do tej pory chodzę po gazetę przy -20C w klapkach na gołe nogi. Reakcje sąsiadów niewiele mnie obchodzą. Natomiast w Ochotnicy czy Łochowie trzeba uważać żeby nikogo nie urazić. Bo nie chcę tego zrobić, nawet przypadkowo. A generalnie chodziło mi o to, ze ludzie są podejrzliwi i obolali. Reagują w sposób nieadekwatny.Mogę przytoczyć inne zdarzenie. To warszawska codzienność. Wpadam na kogoś wychodząc ze sklepu. Mówię: “najmocniej przepraszam”. “Najmocniej , przepraszam, najmocniej przepraszam – jeszcze sobie ze mnie k.. kpi” wykrzykuje poszkodowany.
@ janetanka
Napisałam ” bawią” metaforycznie. Nie mam zamiaru nikogo zabawiać. Ale nie chcę również obrażać. Trzeba szanować cudze obyczaje i nawet uprzedzenia. Kiedyś przyszliśmy do Ochotnicy przez Turbacz z bacówki, żeby przynieść ekipie święconkę. Gospodyni nie pozwoliła nam pójść do kościoła z naszym skromnym koszyczkiem. “Wsyscy powiedzieliby, że was głodzim zawyrokowała”. Naładowała nam cały kosz kiełbas domowego wyrobu i ogromnego barana z ciasta. Ale była radość w bacówce.
inka1
3 marca 2013 godz. 17:16
Inka, tak nie wolno. Bardzo Cię proszę, odtenteguj się od Izy.
@Sigma
Kiedyś popełniłam taki sam jak znajoma grzech. Postawiłam na podwórku doniczki z kwiatami i posadziłam kolo śmietnika drzewko. Doniczki co roku obsadzam na własny koszt. Jak na razie nikt nie śmie ich ruszyć. Drzewko kiedy podrosło zostało ścięte przez gminę. Zaprotestowałam. Dostałam odpowiedź, że usunięto ” pirackie nasadzenia”. Zachowałam to pismo. Może je kiedyś powieszę w ubikacji w ramce. Podpisał się na nim burmistrz.
@Sigma
Czy poznajesz Lulę. Na ikonie tekstu. Tak, to ten wyratowany piesek. Autorem zdjęć jest Marek. Właścicielem Luli też.
Ikona jest tylko na stronie głównej, więc nie zauważyłam. Dzięki za zwrócenie uwagi. Piękne zdjęcie. Właścicielem jest Marek – Asadow?
Sam burmistrz się podpisał własnymi palcyma? Koniecznie w złote ramki i do ubikacji;)
@Sigma.
Nie inny Marek. Mieszka nad jeziorem.Alpinista przemysłowy.
Bardzo popularne imię;) chociaż nie tak, jak Ewa w czasach mojej młodości. Na moim I roku archeologii Polski na 10 przyjętych osób – trzy miały na imię Ewa, dwie inaczej, a reszta była chłopakami;)
wartościujesz wykorzystanie, aktualne,
co innego zasłonić od czasu do czasu nos, mając dostęp do podwórza i perspektywę jego dowolnego wykorzystania,
a co innego, jak ktoś się na trwałe na nim panoszy i uważa za swoją własność,,
no i rozumiem, że tacy jak Ty przegoniliby tych pijaczków. Ja nie.
Pieprzysz. Posadzenie na podwórzu kwiatków nikogo nie ogranicza, bo te kwiatki można zawsze wyrzucić jak będzie lepszy pomysł wykorzystania tej przestrzeni. A póki lepszego pomysłu nie ma, tylko ostatni debil by miał za złe, że ktoś posadził kwiatki i ładnie pachnie.
Nadaremnie starasz się mnie stygmatyzować z powodu wyganiania pijanych niechlujów i chamów z podwórka. Każdy normalny człowiek wie, jak zachowują się ludzie pijani. Każdy wie, czym grozi tolerowanie takich zer we własnej bramie. Prędzej czy później któryś z tych zer rzuci się na jakiegoś mieszkańca. Prędzej czy później ktoś zostanie poszkodowany. To nieuniknione. Nie mam nic wobec pijaka który pije tam gdzie go nikt nie widzi, a potem leży i śpi, nie sprawiając nikomu kłopotu. Mam jednak dużo przeciwko takim, którzy łażą po podwórkach, przeszkadzają, zaczepiają, proszą o drobna a nawet grożą pobiciem w razie odmowy. I nie wmówisz mi, że krzywdzę biednych PIJANYCH BANDYTÓW wywalając ich na zbity pysk żeby nikogo nie mieli okazji skrzywdzić.
A poza tym bezczelnie łżesz w żywe oczy. Gdzie mianowicie w artykule jest choćby ślad informacji, że kobieta z artykułu uważała ogródek za swoją własność? Takiej informacji nie ma. Polemizuj z tezami artykułu, ale przynajmniej nie kłam.
Nie określiłbym też sadzenia kwiatków i uporządkowania terenu jako “zawłaszczenia”. To typowa, zakłamana demagogia. Brzmi groźnie, ale gówno ma to wspólnego z prawdziwym stanem rzeczy. Bronił ktoś do cholery tym mieszkańcom ruszyć dupy do tej kobiety i po prostu POROZMAWIAĆ? Bronił im ktoś zrobić coś z tą przestrzenią konkretnego? Jaką do cholery zbrodnię popełniła, zagrodziła komuś przejście? Nic się nie stało. Reakcje były po prostu prostackie i nie da się ich niczym usprawiedliwić. Postąpili jak GANGSTERZY, a nie ludzie cywilizowani.
Gdyby się znalazł mądry i kobiecie wytłumaczył co konkretnie chcieli zrobić w tym miejscu i dlaczego im te kwiatki tak przeszkadzają, a ona pozostałaby uparta to inna sprawa. Ale przecież nawet nie próbowali nic wyjaśniać. Więc nie broń chamów i wandali, bo się tylko ośmieszasz.
Mieszkaliśmy w kamienicy, gdzie lokatorami w większości byli repatrianci ze wschodu. Mieli zwyczaj przesiadywania przed kamienicą na murku i plotkowania. Innym sportem było wspólne picie wódki w sobotnie popołudnie.
Moi rodzice w tym nie uczestniczyli. Tato wielu sąsiadom pisał podania, bo mieli z tym kłopoty. Gdy trzeba było pożyczyć pieniądze lub szklankę soli to rodzice nie odmawiali.
Ponieważ byli “inni” uważano ich za zadzierających nosa i tę opinię trochę tonizowała ich “użyteczność”. Nie wiem co by było, gdyby całkowicie odcięli się od reszty.
Panie Lunarze, miło, że Pan odpisał Panu Interesariuszowi w imieniu wielu.
dziękujemy
Ja też wtrącę swoje trzy grosze. W mojej kamienicy wróg jest wewnętrzny. Dlatego nic nie pomoże zamykanie bramy i kody dostępu. Pożyczam regularnie pijaczkom pieniądze na “mleko dla dzieci”. Już wiem, że mleko kosztuje około 20 złotych. Rozwiązuję ich dzieciom zadania. Piszę skargi i odwołania. Ale i tak nie lubią kwiatów i psów.
Nestle Nan kosztuje 2 dychy.
Zniszczyła habitat. Wiem coś o tym bo co roku biorę się za koszenie. Lubię jak jest równo i tnę wszystko do wysokości 5,45cm i rok w rok kobita wrzeszczy na mnie, że o tu był kwiatek, tam drzewko tu jagódka tam wisienka i że niby to zniszczyłem.
Durne babsko nie zna się na porządkach, opętane jakieś albo co?
Między innymi właśnie dlatego napisałem, że jestem chrześcijaninem inaczej, przykro mi czytać te twoje uwagi, tyle nienawiści i pogardy dla innych ludzi, słabszych od Ciebie. Zapewne też podobną pogardę żywisz dla głupszych, mniej inteligentnych i o innych poglądach.
I to wszystko na “katolickiej witrynie” ?!
Też mam w kamienicy osobę sadzącą na podwórzu kwiaty. Też nikogo o pozwolenie zajęcia pewnego obszaru na swoje rabatki nie pytała, nawet po prostu nie porozmawiała, co inni na to. Też uważa, że z kwiatkami jest lepiej, i że NAM WSZYSTKIM jest lepiej. My jej tego nie niszczymy, bo po chrześcijańsku wybaczamy arogantom narzucającym swój styl życia innym. Przynajmniej dopóki nie robi porządków w naszych mieszkaniach.
Kwiatków nie będzie można od tak, wyrzucić. Są tacy, co szanują cudzą pracę, a ogrodniczka może się nie zgadzać na wyrzucenie pracowicie i z przekonaniem posadzonych kwiatków ?
Każdy “normalny”, tj. taki jak ja, wie, że inni ludzie, bez względu na to, jak nisko upadli, muszą gdzieś przebywać. Jest pewna różnica pomiędzy tymi, którzy widzą ich w noclegowni, a tymi, którzy skłonni są im ustąpić skrawek czegoś własnego, osobistego, np. podwórza. Ja, dla przykładu, byłem przeciwnikiem zamykania klatki schodowej. W imię międzyludzkiej solidarności byłem skłonny tolerować to, że od czasu do czasu jakiś (po twojemu) śmierdziel przespał się na górnym spoczniku. Ale sąsiedzi, cóż, jak Ty, wara śmierdzielom od naszego, i zamknęli. Przez co, jak człek wraca z siatami, to jedną musi rzucić w bloto, aby drzwi otworzyć. Trudno, demokracja. Niektórzy z sąsiadów chodzą do kościoła.
Chyba inaczej układasz sobie relacje z ludźmi. Zupełnie nie rozumiesz tego swoistego aroganckiego szantażu posadzenia kwiatków. Nikt normalny, w moim pojęciu normalny, nie poszedł by do ogrodniczki porozmawiać, aby usunęła kwiatki. To byłoby absurdalne. I każdy to rozumie, tak samo jak to, że przszłe zmiany na podwórzu będą trudniejsze, bo coś trzeba będzie usuwać i zdania będą podzielone.
No cóź, jako zero, które po przypadkowym usłyszeniu Tuska, albo przeczytaniu Ciebie, zaraz ma się ochotę napić, aby stłumić ból dalszego przebywania na tym wspaniałym świecie pełnym doskonalszych ode mnie ludzi, zaznaczę tylko, że nie przeczytałeś moich uwag ze zrozumieniem i przyganiasz jak kocioł garnkowi. Nie pochwalałem opisanego postępowania, napisałem tylko, że nadmierna reakcja polegająca na niszczeniu kwiatków jeszcze mieści się w “normie”, jeden zaorał i posadził, drugi, któremu to się nie podobało, zaorał ponownie. Formalnie miał takie samo prawo, tyle, że wykazał by większy brak zdolności do współżycia, niż ogrodniczka, ponieważ dodatkowo niszczyłby efekty cudzej pracy. Tak samo, jak ogrodniczka nie pogadała z nim o swoim zamiarze, tak samo on mógłby nie mieć ochoty na gadanie z ogrodniczką.
———————————————–
i dodam, iż zauważyłem, że szanowna autorka nie zabrała głosu. Najwyraźniej uważa, że moje uwagi przy jej notce wyglądają jak kiatek do korzucha, jeśli w ogóle kwiatek.
Odbieram to jako nieme okazanie mi, że się niepotrzebnie wychyliłem wstępując na łamy legionu.
Trudno, żegnajcie kochani katolicy.
@interesariusz
Szanowny Panie. Chyba tak mówiliśmy do siebie na NE. Napisał Pan swój komentarz jako doskonała ilustrację do mego tekstu. Czuje się Pan urażony chociaż nikt się tu nie uważa za lepszego od Pana. Zawsze czytałam z wielkim zainteresowaniem Pana teksty i uwagi na NE i się zgadzałam. Uważam, że brak jest takiego odświeżającego innego spojrzenia. Niech Pan uczciwie przyzna- pisałam o bezdomnych, o eksmisjach, nawet o własności w sposób, z którym Pan się zgadzał.
Właśnie o to dokładnie mi chodziło i moja koleżanka zrozumiała swój błąd. Ona naprawdę chciała dobrze a wyszło – jak wyszło. Ludzie są drażliwi i to trzeba uwzględniać. Gdyby się z nimi dogadała może by jej nawet pomogli. Co do narzucania trybu życia. Pijaczkowie na moim podwórku narzucają nam wszystkim swój styl. Na przykład siusiają na klatkach bo nie chce się im iść do domu. Moje kwiaty stoją w doniczkach. Można je przesunąć. Drzewko które wycięła administracja nikomu nie przeszkadzało. Rosło w ogródku koło śmietnika i ten śmietnik trochę przysłaniało. Natomiast co do relacji z sąsiadami. Jeżeli ktoś nie ma oporów żeby regularnie pożyczać kasę, czy przychodzić z zadaniami na procent składany i prosty, zaczynając od ” kochana sąsiadeczko” mógłby również powiedzieć wprost. ” kochana sąsiadeczko – jak patrzę na kwiatki coś mnie trafia” . Porozmawialibyśmy, może pożartowali i napięcie by spadło. U pana który zawsze zagaja : ” kochana sąsiadeczko”, przy otwieraniu przez administrację piwnic z okazji wymiany okien zobaczyłam swoje nowe meble kuchenne, przeznaczone do wstawienia po remoncie kuchni, które przewędrowały cudem do niego z mojej zamkniętej piwnicy.Powiedziałam ” wiem już kto mi za…” moje meble, ale nie chciałam ich z powrotem, ani pieniędzy. Wstawiłam inne, a tamte syn dostał w prezencie.Okazało się, że sąsiadów ujęła nie moja wielkoduszność lecz chamski tekst, który mi się wyrwał.” Tak mu powiedzieć, no,no ” I odtąd jestem za swojaka.
@ Interesariusz,
Sprawdziłam odpowiedziałam Panu po Pana pierwszym wpisie. Jaka ulga. Bardzo się boję, że pan o nazwisku na A się o mnie upomni:)
Ci “słabsi ode mnie” pijani ludzie niejednokrotnie grozili mi i moim bliskim pobiciem i biegali po okolicy z siekierami w rękach. Nie rozśmieszaj mnie.
A bicie szyb, bo ktoś kwiatki posadził to już absurdalne nie jest? I od kiedy to masz prawo używać słowa “szantaż” w sytuacji gdy dana osoba nie stawia żadnych żądań? To jest zwykłe kłamstwo. Nie było żadnego szantażu. Ponownie – demagogia.
My jej tego nie zniszczymy – ale za to znieważymy niewinnego człowieka chamskimi określeniami za posadzenie kwiatków. Te kwiatki was gryzą po kostkach jak tamtędy przechodzicie czy co? co jest złego w powiedzeniu danej osobie że się na kwiatki nie zgadzacie i wolicie tam co innego?
No chyba, że wy zwyczajnie NIE MACIE ARGUMENTÓW i jesteście wściekli nie za kwiatki, tylko jesteście wściekli bo nie macie możliwości zanegowania sensu bycia tam tych kwiatków. Bo macie tylko swoje chamstwo i swoją nienawiść – ale inteligencji za grosz…
Ciekawe, że ja też mam drzwi na domofon tam gdzie mieszkam i nie narzekam. Być może w odróżnieniu od ciebie MYŚLĘ GDY JESTEM W SKLEPIE i nie robię zakupów na tyle wielkich, żebym miał kłopoty z doniesieniem ich do domu. Co ci się stanie gdy zamiast raz pójdziesz dwa razy po te zakupy? Masz kilometry do sklepu?
Sam siebie krzywdzisz bo jesteś bezmyślny – a masz żal do innych, że nie pomyśleli o twojej głupocie.
Nie, nie mieści się w normie. Bo tam wcześniej NIC NIE BYŁO, więc kobieta niczyjej pracy nie zniszczyła. Mieściłoby się dopiero wtedy, gdyby ten teren już był uporządkowany a ona samowolnie i niepotrzebnie wszystko zmieniała.
Trudno prosić każdego o zgodę na zwykłe POSPRZĄTANIE BAJZLU NA WŁASNY KOSZT…
Jeśli o mnie chodzi,, to im szybciej stąd znikniesz, tym lepiej. Tak, jestem podły, pełen nienawiści i wyzywam cię od różnych. Whatever.
Szanowna autorko,
lubię Panią czytać, bo z Pani opowieści wynika pewnien styl życia, oraz delikatnie wypowiedziane oceny. Ja jestem niepoprawny i politycznie, i towarzysko, i zawsze uważałem, że prawem, a nawet powinnością każdego jest lansowanie (nie nachalne) własnego stylu życia i systemu wartości. W ten sposób dokonuje się pewien rozwój społeczeństwa – pewne postawy ulegają upowszechnieniu.
Chciałem równocześnie zauważyć, że moje żale dotyczące braku tolerancji dla “wykolejonych” kierowałem do rip LunarBird , a więc przykro mi, że zareagowała Pani takimi wyjaśnieniami, jakby były skierowane do Pani. Pamiętam, co Pani pisała. Gdybym nie pamiętał, to pewnie bym nie skomentował Pani notki.
Dalej opisuje Pani co nieco inne przypadłości współczesnych Polaków. Nikt nie lubi siusiających po klatkach, ale równocześnie ludzie zapominają, że i za Niemca, i za wczesnej komuny były publiczne toalety. To my narzuciliśmy pijaczkom i bezdomnym swoją wolę – jak chcesz przebywać na terenie miasta, to musisz posiadać własną toaletę. Jak nie, to won do lasu. Miasto jest tylko dla tych, co mają pewne minimum posiadania. Obecnie nie można nawet bezpłatnie wysikać się na dworcu PKP (jeszcze nie Bundesbahn, chociaż dni są chyba policzone), a siusiu u dworcowego prywaciarza kosztuje tyle, co śniadanie. Co wybrać ?
Głupota administracji to temat rzeka, wystarczy powiedzieć, że mieszkam we wrocławiu, w którym uwielbiany prezydent wydaje krocie na rozbudowę infrastruktury wedle zasady tym lepiej im gorzej, no i wszystkim się to podoba, bo na niego ciągle głosują. Znaczy, prawem władzy jest prowadzenie inwestycji wyłącznie po to, aby miała obrywy.
Natomiast w ostatniej sprawie przejawia się powszechna tolerancja dla złodziejstwa z włamaniem. Smutne. Ale nie dziwi, że ironiczna nagana ujęła sąsiadów, a nie darowizna. Nagana była w ich interesie – w pewnym sensie wzięła Pani konflikt ze złodziejem na siebie.
—————————————-
wracając do początku,
nie wiem, jak ja się zwracałem do Pani. W swojej nieporawności i tak pozwalam wszystkim mnie tykać, i tykam też wszystkich, nawet tych, których nie znam, ale z sytuacji wynika, że jesteśmy równoważni – np. na prywatenej imprezie. A więc tykają mnie nie tylko dzieci, ale młodziki, studenci, itd. W fizycznym świecie.
Natomiast w sieci to tak naprawdę nie wyobrażam sobie, że można się inaczej zwracać, niż per Ty. Za każdym razem, gdy piszę Pani, to jest to dla mnie uwierający przerost formy nad treścią. Mam nadzieję, że Pani ta szczerość nie dotyka. Taki już jestem od dzieciństwa, nigdy nie dostrzegałem walki płci, wszystkie spory dotyczące jakiegoś tam nierównouprawnienia dotyczyły fikcyjnej rzeczywistości i nie warto było się w nie wdawać, no i od czasu, gdy się wyłamałem spod kurateli rodziców, przestałem całować kobiety w rękę. Nie wykonuje się takiego gestu wobec kogoś, kogo uważa się za równego. Pocałować w ten sposób to mogę Papieża.
Tak więc pozostanę Pani czytelnikiem. Mimo wielu różnic mamy też wiele wspólnych skojarzeń i zachowań. Bardzo możliwe że nie wadzilibyśmy sobie zbytnio, gdybyśmy się kiedyś spotkali, co mogę powiedzieć tylko o dość nielicznych.
———————————
Poczucie “bycia gorszym” wynika z panującej w tej witrynie dusznej atmosfery getta, którego mieszkańcy odganiają kijem wszystkich przybyszów mówiąc, że robią to, aby nie zalała ich hołota. Ta postawa wynika z wielu wypowiedzi, a po drugie jest wspierana środkami technicznymi (najpierw konieczość rejestracji, aby skomentować, teraz to chyba trzeba pisać podanie, aby mieć możliwość zamieszczania własnych wypowiedzi). Chcecie wymieniać myśli wyłącznie w skromnym gronie dopuszczonych.
——————————-
Nie wiem, czy przegapiłem Pani pierwszą wypowiedź do mnie, czy też jej niezauważnie wynikło z jakiegoś błędu synchronizacji.
“Natomiast w Ochotnicy czy Łochowie trzeba uważać żeby nikogo nie urazić. Bo nie chcę tego zrobić, nawet przypadkowo.”
Sens powyższego nie za bardzo do mnie dociera. Zapewne jest inny powód niż ten, dla którego ja kłaniałem się w pas jedynie portierowi.
“A generalnie chodziło mi o to, ze ludzie są podejrzliwi i obolali. Reagują w sposób nieadekwatny……….”
Niestety, wszystko się zmienia. Zupełnie inaczej reagujemy na pijaczka, który po raz kolejny nam bruździ, a zbytnio wyszukane przeprosiny zawsze traktowaliśmy jak kpinę.
wiesz co, przeczytaj siebie za jakiś czas. Ta twoja wypowiedź zakończona przytupem whatever (nie polskie słóko, nie rozumiem), nie jest warta polemiki.
wszędzie tak jest, jeśli wolno uogólnić, ludzie- zda się, przyzwoici- narzekają na administracje itp. a zarazem sami niszczą wszelkie inicjatywy, nawet te, które wcześniej popierali. razu jednego omal sam nie włączyłem się do aktywu mieszkańców, odkrywszy że to w praktyce sfrustrowane szemracze a nie szlachetne inicjatory, od razu się odechciało. dla mnie nie ma na to nawet satysfakcjonującego wytłumaczenia, a szkoda. ile razy widziałem, jak już załatwiano drzewka, ławki, wszystko właściwie, a rzecz się rozbijała nie o formalności i robotę, jeno krytykę życzliwych, które nota bene wcześniej najgłośniej za tym gardłowali. jakby narzekanie i własne ‘ja’ było najwyższą wartością… przyzwyczaja się ludzi, że jest, skoro wywiera taki efekt.
@ Izabela Brodacka Falzmann
Podoba mi się ten tekst, a dyskusja pod nim jest także interesująca.
Zgadzam się z tezą Autorki. Jest tu mowa o takiej delikatności, która “braci mniejszych” tak postrzega i tak bardzo szanuje, żeby w żaden sposób nie dać im poznać, że są braćmi właśnie mniejszymi. Jest o tym mowa w listach apostolskich przy okazji kwestii jedzenia i niejedzenia mięsa. Starajmy się tak czynić, aby nie gorszyć nikogo nawet tym, co w naszej opinii nie jest gorszące. Jest to katolicki etos, tak trudny do zrealizowania gdyż wymaga:
Cierpliwości, łaskawości, nie unoszenia się pychą, nie szukania swego, nie pamiętania złego, współweselenia się z prawdą i tym podobnych cech i działań o najwyższym stopniu szlachetności.
Ja na przykład żadnej z tych cech nie mam rozwiniętej w sposób dostateczny, dlatego mój komentarz może być całkiem słusznie uznany za unoszenie się pychą i pouczanie starszych i mądrzejszych. Jestem jednak słaby i lubię się wypowiadać, choć jako młodzieniaszek powinienem czasem milczeć :)
Jeśli mogę wypowiedzieć się o przykładach z tekstu, to wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem byłaby rozmowa i najlepiej ZAWCZASU o planowanym posunięciu. Zanim znajoma posadziła kwiatki, mogłaby iść do najbliższych sąsiadów i spytać ich, czy by im to nie przeszkadzało. Można sprawę ująć tak:” Wie Pan/Pani, kocham kwiaty, ale nie wiem, czy gdybym je u siebie zasadziła… jak Pani/Pan myśli czy byłoby to przez sąsiadów dobrze postrzegane?” Gdyby porozmawiała tak z kilkoma osobami, to dałaby do zrozumienia, jak ogromnym szacunkiem darzy tych ludzi – że nawet kwiatków nie posadzi bez zasięgnięcia ich opinii. Podobnie z deską serfingową – choć tu naprawdę trudno było przewidzieć reakcję sąsiadów. Może zasugerowała im Pani, że boi się ich jako złodziei? Gdyby wcześniej iść do tych z naprzeciwka i spytać, czy tu w okolicy zdarzały się kradzieże i co oni by zrobiliby na Pani miejscu, wówczas – podobnie jak w przypadku kwiatków – byłaby duża szansa, że sąsiedzi sami poradziliby schowanie deski, a ponieważ wieść “gminna niesie się szybko”, może w ten sposób zabezpieczyłaby Pani swoją opinię.
Oczywiście to tylko spekulacje post factum… Ale najważniejsze, co chcę wyrazić że Pani tekst jest wartościowy i przypomina o tym, co naprawdę istotne.
No i jeszcze kwestia chodzenia “na bosaka” – tutaj chyba jedynym “ratunkiem” (poza powściągliwością zawczasu) mógł być szczery i serdeczny uśmiech…
@space,
Zgadzam się, że czasem wystarczy nawiązać kontakt. Na Zachodzie jest jednak łatwiej- ludzie nie są tak przewrażliwieni i są wytresowani w życzliwości. Jeżeli nawet jest ona nieszczera nie ryzykuje się, że usłyszy się kilka- niekoniecznie sprawiedliwych- uwag na temat swego wyglądu, wieku, czy sposobu prowadzenia się. Na uśmiech też nikt nie odpowie ” co się k… szczerzysz”.
Z eschatologicznego punktu widzenia obecne życie jest kuźnią. Święci potrafili surowość warunków i przeciwności traktować jako łaskę daną od Boga. Niektórzy czuli się niepewnie, gdy wszystko szło gładko! Kiedy tylko jesteśmy w stanie zachować tę resztkę świadomości, by nie reagować automatycznie, możemy cierpliwie znieść pierwszy atak i dzięki odrobinie refleksji odpowiedzieć chlebem – łagodnością właściwą miłości. Zgodnie z Zaleceniami Pana Najwyższego i z zasadami właściwymi naszej – najlepszej, jaka istnieje – cywilizacji. Moje krótkie doświadczenie życiowe uczy mnie, że to nie działa tylko naprawdę rzadko, kiedy oznaczałoby rzucanie pereł przed wieprze. Ponieważ jednak w każdym człowieku, który uważa się za katolika – nawet niepraktykującego – znajduje się mniej lub bardziej wyraźne Światło, to w Polsce można się subtelnie odwołać do sumienia i zazwyczaj będzie to działało. Należy być jednak w pewnym sensie bezbronnym, otwartym i tylko w ostateczności używać siły.
To wszystko oczywiście teoria. Praktyka wymaga wyćwiczonego serca, które nie podlega w najmniejszym stopniu zwierzęcym impulsom strachu i agresji. Wówczas można czasem w 3 sekundy przez zaskoczenie zdziałać cuda. Pięknie mówi o tym ks. Guz – kto nam złorzeczy temu, w pełni czyści od złych intencji, błogosławmy.
Podobne jest to do przypowieści o Buddzie, który pobłogosławił osobę, która na niego napluła a kilka godzin później nawet o tym, że napluła, nie pamiętał. Osoba pobłogosławiona uzyskała oświecenie. W Nowym Testamencie są dużo piękniejsze przykłady.
Kuźnia – im trudniej tym lepiej, bo tym twardsza stal, tym czystsze złoto, tym większa nagroda.
Chyba wyraźnie wyraźnie zaznaczyłem, że mało mnie obchodzi polemika z twojej strony. A “whatever” jest biegunowo odległe od przytupu.
Przypuszczam, że w przypadku patio zadziałał tępy chłopski atawizm (moje – nieważne że leży odłogiem – nie dam tego ruszyć):
“Dlaczego ona bez zgody wszystkich gospodaruje na wspólnym płachetku gruntu i jeszcze – nie daj Boże – czerpie z tego przyjemność”?
Poczucie własności (nawet nieużywanej) jest u wykorzenionego chłopa zawsze wyższe, niż poczucie estetyki.
Tylko sołtys na wsi cieszył się, gdy ktoś ze wsi stawiał nowy płot przy szosie na własny koszt. Reszta wsi miała mu za złe, że nowym płotem pluje im w twarz, że ich na to nie stać.
Tak samo, gdy Henry Ford zaczął wypłacać swoim robotnikom 2x wyższe pensje, niż dotychczas, zarzucano mu, że robi to tylko po to, by robotnicy kupowali produkowane u niego auta.
Cóż za kuriozalny zarzut…!!! Zatrudnię jako cieć u każdego dewelopera, jeśli da mi pensję umożliwiającą kupno budowanych przezeń domów.
Socjalizm w Polsce nie był w stanie wytworzyć poczucia odpowiedzialności za wspólne, bo – niestety – do poczucia odpowiedzialności za wspólne dorasta się mozolnie, poprzez nauczenie się dbania o własne.
Ktoś, kto nigdy nie miał własnego i nie miał nawet szansy nauczyć się dbania o nie, nie będzie w stanie dbać o wspólne.
Przewidział to już Marks twierdząc, że prawdziwy socjalizm ma szansę na rozwój tylko w krajach najlepiej rozwiniętych.
Teraz o potrzebie zachowań destrukcyjnych, ale z innej beczki:
Kiedyś, jako student – pracując w Niemczech na wakacjach – przechadzałem się w nocy po centrum małego miasteczka w południowych Niemczech. A tam miasteczka potrafią być piękne… Choć Rohrbach akurat nie było szczytem marzeń. Oczywiście wypielęgnowane, czyściutkie, na klombach piękne róże, których nie powstydziłaby się niejedna kwiaciarnia.
Wszystko to – takie pięknie, wymuskane, wyestetycznione na maksa – stało w rażącym kontraście do atmosfery w fabryce, tj. do nastawienia niemieckiego personelu do nas – polskich gastarbeiterów, mimo że władałem już wtedy niemieckim znacznie lepiej, niż przeciętny Schichtleiter, a wiedzę o kulturze i historii Niemiec miałem wyższą, niż każdy Abteilungsleiter, a może i co niektóry stellvertretender Geschäftsführer.
I coś mnie podkusiło (jakiś archetypiczny zew pra-słowiański, który zaszczepił mi serial 4Pancerni i pies i którego do dziś nie mogę się tak całkiem wyzbyć), by na przekór temu porządkowi, tej niemieckiej schludności i wymuskanej pieczołowitości, jako wyraz mojej frustracji z powodu lekceważenia gastarbeiterów (niektórzy co bardziej zatwardziali Niemiaszkowie obcokrajowcom nawet nie odpowiadali “Guten Morgen”), zerwać se taką różę.
Wybrałem najpiękniejszą, szkarłatną, właśnie rozkwitającą.
Zerwałem.
Dałem ją mojej dziewczynie, która bardzo chętnie ją przyjęła.
jakiś mieszkaniec, stojący na balkonie, zaczął coś krzyczeć obraźliwego pod moim adresem. Wzruszyłem ramionami.
Chyba nigdy nie miałem większej przyjemności z wręczania kwiatów.
/Natomiast nigdy by mi na myśl nie przyszło, by zniszczyć cały klomb./
Być może przez mieszkańców patio przemawiała nieuświadomiona frustracja, że pozbawiono ich elementarnej możliwości uprawiania ziemi? A nikt im nie powiedział, że patio należy do nich? A nikt ich nie nauczył, że po prostu można się schylić i cieszyć wzrok wschodzącą roślinką?
Jestem typowym mieszczuchem.
Ale pamiętam moje oczarowanie pracą z łopatą, gdy po przekopaniu połowy działki, pijąc wodę mineralną, poczułem oszałamiający zapach rozgrzanej słońcem ziemi. Można się w tym zakochać.
Żadne miasto tego nie da.
@Paweł
Bardzo trafne spostrzeżenia. Ludzie odczuwają atawistyczny niepokój się gdy ktoś się panoszy na wspólnym terenie. Może go ogrodzi, albo zasiedzi – tak też bywa.
A inną sprawą jest chęć odwetu za poniżenie. Nie bez przyczyny najwięcej napisów na murach powstaje w dzielnicach ludzi wykorzenionych, bez perspektyw. którzy czują się poniewierani we własnym kraju. Tak jest na zachodzie też.