Zapaśnik Boga, króla i Francji

bernanosW roku bieżącym wypadają aż dwie „półokrągłe” rocznice dotyczące początku i końca żywota Georgesa Bernanosa: 20 lutego mija 125 lat od jego narodzin, zaś 5 lipca upłynie 65 lat od jego zgonu. Dobra to okazja, aby przypomnieć postać i dzieło tego pisarza, którego nieomal zgodnie nazywano ongiś największym katolickim powieściopisarzem wszechczasów, a który dziś zdaje się być (jak wszystko, co szczerze katolickie) zapomniany i zepchnięty na margines. O ileż lepiej – o paradoksie! – sprawy miały się pod tym względem w tak zwanej minionej epoce, kiedy prawie cały korpus jego literackich dzieł, tudzież wybór korespondencji, ukazał się nakładem Instytutu Wydawniczego PAX.

„Urodzony” katolik

Georges – a właściwie Louis-Émile-Clément-Georges – Bernanos przyszedł na świat w Paryżu w rodzinie rzemieślnika pochodzenia hiszpańsko-kreolskiego i zapewne temu pochodzeniu zawdzięczał swój namiętny i impulsywny charakter. Ożenił się natomiast z Joanną Thalbert d’Arc, potomkinią w prostej linii brata Dziewicy Orleańskiej. Katolik „od chrztu, nawet nie nawrócony” (jak sam mawiał autoironicznie), Bernanos dzieciństwo spędził w Normandii, ukończył kolegium jezuickie, a następnie prawo i literaturę w Instytucie Katolickim w Paryżu (przypomnijmy, że antyklerykalna Republika zabraniała uczelniom katolickim używania nazwy uniwersytetu). Kierownictwo duchowe sprawował nad nim sławny z pobożności i uczoności benedyktyn – liturgista, historyk monastycyzmu i filozof polityki Dom Besse OSB (w życiu świeckim: Jean-Léon Martial; 1861-1920), zresztą w 1905 roku wygnany z Francji i zmuszony do zamieszkania w Belgii. Dom Besse, nieprzejednany wróg modernizmu, członek Sodalitium Pianum oraz monarchista, współpracujący z prasą rojalistyczną pod pseudonimem Léon de Cheyssac, skierował młodego podopiecznego do Action Française, w której Instytucie zresztą sam zajmował Katedrę „Syllabusa”.

Kamelota królewski

Jako młodzieniec pełen energii, Bernanos zaangażował się w działalność „zbrojnego ramienia” Akcji Francuskiej, czyli organizacji Camelots du Roi („Kameloci Króla”), nazywanej potocznie „królewskimi gazeciarzami”, albowiem ich statutowym zadaniem była uliczna sprzedaż i propaganda dziennika „L’Action Française”. Swój „chrzest bojowy” odbył w grudniu 1908 roku w starciu z policją na dziedzińcu Sorbony, która przybyła tam, aby stłumić demonstrację młodzieży prawicowej przeciwko wyszydzającemu św. Joannę d’Arc profesorowi Amédée Thalamasowi, co zakończyło się kilkutygodniowym pobytem Bernanosa w więzieniu. Następnie, od 1913 roku do wybuchu wojny redagował w Rouen tygodnik monarchistyczny „L’Avant-garde de Normandie”.

Mimo zwolnienia od służby wojskowej z powodów zdrowotnych, udało mu się dostać do armii i I wojnę światową spędził w okopach jako żołnierz pułku dragonów. Wielokrotnie ranny i odznaczony, m.in. Krzyżem Wojennym, odmówił natomiast w 1927 roku przyjęcia Legii Honorowej, co powtórzyło się w 1946 roku (konsekwentnie odmawiał także członkostwa w PEN-Clubie i Akademii Francuskiej). Aby utrzymać liczną rodzinę (miał sześcioro dzieci), musiał przyjąć pracę inspektora w towarzystwie ubezpieczeniowym. Dopiero sukces czytelniczy jego pierwszej powieści Sous le soleil de Satan (Pod słońcem szatana), wydanej w 1926 roku, pozwolił mu żyć z literatury.

Powieściopisarz

Rangę Bernanosa jako arcymistrza literatury katolickiej wyznacza jego twórczość powieściowa, do której – prócz wspomnianej powieści debiutanckiej (przez wielu uważanej za największą w jego dorobku, choć niżej podpisany skłaniałby się do przyznania palmy pierwszeństwa powieści przedostatniej i najbardziej „mrocznej”, co wyraża figura „Pana TakNie”) – należą: dylogia: Zakłamanie (L’imposture, 1927) i Radość (La joie, 1929), Zbrodnia (Une crime, 1935), Pamiętnik wiejskiego proboszcza (Journal d’un curé de campagne, 1936), Nouvelle histoire de Mouchette (1937) – jedyna nieprzetłumaczona na język polski, Monsieur Ouine (1943) i wydany pośmiertnie Zły sen (Un mauvais rêve, 1950), a także jedyny, lecz znakomity, utwór dramatyczny, będący „testamentem duchowym” autora, Dialogi karmelitanek (Dialogues des carmélites, 1949). Pamiętnik wiejskiego proboszcza został sfilmowany przez Roberta Bressona w 1952 roku, a Dialogi karmelitanek – pisane zresztą w zamyśle jako scenariusz – przez Philippe’a Agostiniego i o. R.-L. Bruckbergera OP w 1960 roku; na kanwie tego dramatu Francis Poulenc skomponował także w 1957 roku operę.

Kronikarz zmagań z szatanem

Głównym, a w gruncie rzeczy jedynym tematem twórczości Bernanosa jest zło moralne i metafizyczne (a w dramacie o męczeństwie karmelitanek z Compiègne, będących ostatnimi ofiarami jakobińskiego terroru – także działające w historii, jako sataniczny terror Rewolucji) oraz spustoszenie czynione przez nie w duszy człowieka. Grzech, którego grozę Bernanos zgłębił jak mało kto, pojęty jest przy tym jako diaboliczny rewers świętości, zgodnie z tezą, iż szatan to „małpa Pana Boga”. Wyjątkowo plastyczne upostaciowanie diabła w świecie przedstawionym Bernanosa ściągało nań niekiedy zarzuty o uleganie manichejskiej ontologizacji Zła.

W rzeczywistości jednak pisarz w niczym nie wykracza poza teologię katolicką, choć był z pewnością antropologicznym pesymistą, w duchu augustyńskim. Pomimo unaoczniania w sylwetkach swoich bohaterów pokusy rozpaczy lub utraty wiary (także przez księży), Bernanos nigdy nie przeczy możliwości zbawienia, lecz akcentuje kardynalny dogmat o bezwzględnej konieczności do zbawienia uświęcającej łaski, którą mogą zostać obdarzone także natury wyjątkowo wręcz słabe – jak ogarnięta dławiącą trwogą bohaterka Dialogów karmelitanek siostra Blanka de la Faiblesse.

Wyjątkowość Bernanosa jako powieściopisarza polega nadto na wykreowaniu niezwykle wyrazistych – realistycznych, a przy tym sięgających sfery duchowości: można rzecz, iż jest to realizm mistyczny – postaci księży. Udowodnił on, że kapłan w literaturze wcale nie musi być figurą jakby odcieleśnioną i przesłodzoną, jak to się często zdarza w popularnej literaturze apologetycznej. Jego księża (mniszki w dramacie zresztą też) są postaciami z krwi i kości, zazwyczaj słabymi, czasami bohaterskimi, a jeśli wyjątkowymi, to przede wszystkim w tym sensie, że ich przede wszystkimi i z największą furią atakuje szatan, toteż wyróżnia ich niejako „intensywność” kontaktów i zmagań z diabłem, z których jedni wychodzą zwycięsko, inni zaś przeciwnie. Uważa się zresztą powszechnie, że inspirację do sylwetek swoich duchownych bohaterów Bernanos czerpał z postaci rzeczywistych: tak na przykład pierwowzorem napastowanego ze wściekłością przez diabła ks. Donissana z Pod słońcem szatana miał być proboszcz z Ars, św. Jan Maria Vianney, zaś bohatera dylogii o zakłamaniu, ks. Cénabre, który utracił wiarę, a mimo to nadal odprawia Mszę – słynny i podziwiany intelektualista, członek Akademii, autor wielotomowej historii literackiej uczucia religijnego we Francji, ks. Henri Brémond, który w 1904 opuścił zakon jezuitów (pozostając jednak w Kościele). „Wiejski proboszcz” z Ambricourt łączy zapewne rysy osobowości znanego pisarzowi z dzieciństwa i zmarłego w 25 roku życia na gruźlicę księdza Camiera z duchowością św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Poza walorami literackimi i ogólnie duchowymi, powiada się więc (Tomasz P. Terlikowski), i słusznie, że powieści Bernanosa są wielkimi traktatami o kapłaństwie.

Piewca rycerstwa i honoru

Z nieustającego dramatu zbawienia wysnuwa Bernanos imperatyw chrześcijańskiego heroizmu, do którego winien wychowywać wiernych Kościół (co jest sprawdzianem wartości Jego sług); jest on adresowany do katolików wszystkich stanów, ale w sposób szczególny do heroicznego męczeństwa powołani są kapłani i żołnierze chrześcijańscy. Realnym reprezentantem umistycznionego etosu rycerskiego (i dowodem jego możliwości w naszych czasach) był dla Bernanosa konwertyta, oficer i pisarz Ernest Psichari (1883-1914), sportretowany w Pamiętniku wiejskiego proboszcza jako Olivier Tremville-Sommerange. W ogóle katolicyzm Bernanosa był par excellence „średniowieczny” i „wojujący”, jak ówczesnych mnichów-rycerzy. Wielokrotnie też Bernanos przeciwstawiał się płytkiemu mniemaniu, iż honor to pojęcie pogańskie; honor bowiem to najbardziej dziś potrzebna światu cnota chrześcijańska, to „uczczenie Chrystusa w każdym człowieku”.

Nonkonformista

Rzeczywistą odrazę Bernanosa budzi nie słabość czy nawet upadki wątłych natur, lecz duchowa i etyczna „letniość” katolików „zmieszczaniałych” i „dobrze-myślących”. Dał temu w szczególności wyraz w pierwszym ze swoich wielkich pamfletów: Wielki strach dobrze-myślących (Le grande peur des bien-pensants. Édouard Drumont, 1931), którego pozytywnym bohaterem był z kolei zaszczuty za swój antysemityzm – a w istocie za walkę z żydowską plutokracją dławiącą Francję – katolicki dziennikarz i prekursor nacjonalizmu Édouard Drumont (1844-1917). Nawiasem mówiąc, ten właśnie pamflet i ta apologia Drumonta są obecnie powodem „procesu” wytaczanego pośmiertnie pisarzowi za myślozbrodnię antysemityzmu (w czym celuje zwłaszcza modny na paryskich salonach „nowy filozof” Bernard-Henri Lévy), i tylko niektórzy – jak komunistyczny historyk idei Michel Winock – są łaskawi zauważyć, że Bernanos (tak samo jako Drumont) nie był rasistą, ale miał teologiczne, chrześcijańskie spojrzenie na dramat zaślepionego żydostwa, nadto zaś przeciwstawiał się „władzy pieniądza” żydowskiej finansjery.

Bernanos należał więc do tej duchowej rodziny katolickich „gwałtowników”, którą w literaturze i publicystyce reprezentowali m.in.: Jules Barbey d’Aurevilly, Louis Veuillot, Léon Bloy i właśnie Drumont. Uderzająco trafne i piękne jest także określenie, którym obdarzył go – współczesny mu „największy poeta chrześcijański od czasów Dantego”, Paul Claudel – „zapaśnik Boga” (athlète de Dieu).

Rozstanie z Action Française

Jednym z notorycznie rozpowszechnianych fałszów na temat Bernanosa jest twierdzenie, iż zerwał on z Action Française po tym, jak w 1926 roku papież Pius XI potępił (z powodów, które do dzisiaj nie są jasne i wywołują wiele kontrowersji) tę organizację i nie tylko zakazał katolikom przynależności do niej, ale nawet abonowania i czytania jej dziennika. Bernanos nie tylko, że nie odsunął się wówczas od towarzyszy walki o Francję królewską, ale wręcz demonstracyjnie zacieśnił swoje z nią więzy, pomimo iż wcześniej sam miał już wątpliwości co do pewnych punktów doktryny Maurrasa. Co więcej, zerwał przyjaźń z Jacquesem Maritainem, który zajął stanowisko konformistyczne i na żądanie papieża wynalazł w końcu błędy w doktrynie nacjonalizmu integralnego, choć sam za pierwszym podejściem ich nie znalazł. Ten akt solidarności był więc decyzją niezwykle dramatyczną dla katolika codziennie przystępującego do Komunii św., zważywszy, że sankcje nałożone na nieposłusznych były wręcz drakońskie – aż do odmowy pogrzebu chrześcijańskiego.

Do rozejścia się Bernanosa z Akcją Francuską doszło atoli istotnie, ale dopiero w 1932 roku i z zupełnie innych powodów. Bernanos, jak już wspomniano, coraz bardziej krytycznie oceniał neorojalistyczną doktrynę Maurrasa jako zbyt racjonalistyczną i pozbawioną uzasadnień teologicznych (Maurras, jak wiadomo, utracił jeszcze w młodości wiarę, obnosząc się poniekąd ze swoim kryzysem duchowym publicznie, i wyrażał jedynie podziw dla Kościoła jako ostoi porządku). Bernanos natomiast był wyznawcą mistyki monarchii integralnie chrześcijańskiej (très-chrétienne), której najdoskonalszą inkarnacją był w jego oczach Ludwik Święty, wcale zaś nie podzielał Maurrasowskiego uwielbienia dla splendoru i potęgi absolutnej monarchii Ludwika XIV. Rzeczywisty tedy powód zerwania z Action Française (prócz pewnych osobistych drażliwości) znajduje się ex post (już po przyjęciu Maurrasa do Akademii) w tej oto, zjadliwej charakterystyce maurrasizmu: „cóż znajdujemy dziś na szczycie owej gigantycznej konstrukcji? Maleńką szklaną klatkę, w której drobny, samotny i zgryźliwy człowiek, przybrany we frak akademika, czyta Kandyda Woltera paląc papierosy. Inteligencja przenikliwa, lecz jałowa, absolutny sceptyk”.

Monarchista à outrance

Zerwanie z neorojalizmem maurrasowskim nie oznaczało jednak (i to kolejny fałsz dotyczący Bernanosa) porzucenia sprawy monarchicznej. Odpierając gniewnie takie sugestie, pisarz wyjaśniał: „Czymże innym mógłbym być? (…) Nie przywiązałem się do monarchii w ten sposób, w jaki spekulant giełdowy przywiązuje się do dolara, wyczerpawszy już wszelkie możliwe kombinacje z funtem. (…) Ja postawiłem na monarchię, odkąd zacząłem logicznie rozumować, to znaczy żem ją pokochał. Nie ma w tym nic złego – prawda? – że dostrzegając wielkie walory ustroju w pełni monarchicznego uważam jednak, ż Bóg stworzył mnie po to, abym się poświęcił człowiekowi. Muszę więc widzieć oczy, słyszeć głos tego, kto rozkazuje, a nie ma prawdziwszego symbolu niźli żywy książę. (…) Współczesnemu młodemu księciu nie powinno się udzielać żadnych rad poza tą tylko, żeby panował, panował zuchwale, stanowczo, radośnie, panował z całym zapałem, panował tak, jak się pije, je i kocha, gdy się ma dwadzieścia lat!”.

Wypowiedź to bardzo charakterystyczna, bo dowodzi, iż odpychające w neorojalizmie Maurrasa okazało się dla Bernanosa nie co innego, jak teoretyzowanie, tworzenie doktryny monarchistycznej, dla której w gruncie rzeczy osoba króla była czymś drugorzędnym (znamienne, że i Maurras, i jego zwolennicy, niespecjalnie przejęli się kolejnym po papieskim – „potępieniem” Action Française w 1937 roku przez Szefa Domu Orleańskiego, a Léon Daudet pozwolił sobie nawet na lekceważącą uwagę, że najbardziej leniwy student Akcji Francuskiej lepiej rozumie zasady monarchizmu niż Książę). Bernanos natomiast, romantyczny „uczuciowiec”, a nie klasycystyczny „mózgowiec” jak Maurras, potrzebował żywej personifikacji idei królewskiej, którą odnalazł – jak wszystko na to wskazuje – w osobie faktycznie ówcześnie młodego, bo niespełna 30-letniego, i dynamicznego, orleanistycznego „Delfina”, czyli Henryka księcia Orleańskiego, zwanego także przez orleanistów Hrabią Paryża (Comte de Paris) – który zresztą był spiritus movens „anatemy” rzuconej na Action Française przez jego ojca, Jana księcia Gwizjusza. Bernanos nawiązał bowiem współpracę z założonym przez księcia Orleańskiego i redagowanym przez Louisa Sallerona tygodnikiem “Courrier Royal”. Wypada atoli żałować, że Bernanos dostrzegając ułomności maurrasowskiego „pozytywizmu monarchicznego”, zamiast wiązać się ściślej z orleanistyczną uzurpacją nie dojrzał do pozycji jedynego konsekwentnego – i spełniającego ściśle jego ideał monarchii chrześcijańskiej – rojalizmu, tj. legitymizmu. Lecz cóż, w okresie międzywojennym legitymistów we Francji można było policzyć nieomal na palcach obu rąk, bo najpierw „fuzja” części legitymistów do Domu Orleańskiego po śmierci Henryka V, a później doktrynalna atrakcyjność „nacjonalizmu integralnego”, przesłoniły i nieomal „zagruzowały” rojalizm tradycjonalistyczny.

Zaszczyty i cierpienia

Najbardziej płodna artystycznie w życiu Bernanosa dekada 1926-1936 obfitowała w przeplatające się wyróżnienia oraz dramaty życiowe. W 1929 roku pisarz otrzymał Prix Femina za drugą część dylogii powieściowej o księdzu Cénabre, pt. Radość. Jeszcze bardziej zaszczytna była Wielka Nagroda Powieściowa Akademii Francuskiej, przyznana mu w lipcu 1936 roku za Pamiętnik wiejskiego proboszcza. Niestety, od trzech lat był już wtedy kaleką, w następstwie zderzenia się jego motocyklu z ciężarówką (a był zapalonym motocyklistą) w lipcu 1933 roku w Montbéliard, kiedy wracał od swoich dzieci uczących się w internacie w burgundzkim Avallon. Z powodu tarapatów finansowych, w które odtąd ponownie popadł, wyprowadził się wraz z rodziną z Francji i zamieszkał na hiszpańskich Balearach, w Palma de Mallorca. Tam zastał go wybuch wojskowo-narodowego powstania przeciwko reżimowi Frontu Ludowego w lipcu 1936 roku.

Antyfrankista, lecz wciąż antydemokrata

Wybuch powstania Bernanos przyjął zrazu – co oczywiste zważywszy i sytuację w Hiszpanii, i jego przekonania – z entuzjazmem. Wkrótce jednak doszło do zaskakującej zmiany oceny. Powodem tego były doświadczenia osobiste: Bernanos stał się naocznym świadkiem egzekucji dokonywanych przez armię i falangistów w trakcie oraz po zdobywania Majorki, których skala i zasięg nie były uzasadnione nawet z czysto militarnego punktu widzenia. Tym, co nim wstrząsnęło szczególnie, był udział duchowieństwa w tych represjach. Ostatecznie, pisarz zareagował na to we właściwy sobie, impulsywny sposób, publikując drugi wielki pamflet – tym razem antyfrankistowski – Wielkie cmentarzyska pod księżycem (Les grands cimetières sous la lune, 1938).

Trzeba zaznaczyć, że Bernanos, mieszkający na Majorce, nie miał pełnego obrazu sytuacji panującej w Hiszpanii, a przede wszystkim morderczej furii antykatolickiej i prawdziwie wymyślnego bestialstwa, jakiego dopuszczała się druga strona. Można też żałować, że wybuch wojny domowej nie zastał go na przykład w karlistowskiej Nawarrze, gdzie mógłby naocznie przekonać się, że powstanie w pełni zasługiwało na miano Krucjaty – co zakwestionował, a nie na Majorce, która podlegała dowództwu gen. Gonzalo Queipo de Llano y Sierra – wyjątkowo brutalnego żołdaka (choć dzielnego oficera i dobrego dowódcy), który nie był nawet katolikiem ani monarchistą. Tak czy inaczej jednak, choć stanowisko zajęte przez Bernanosa przynosi chlubę jego chrześcijańskiej wrażliwości moralnej, to było ono nieroztropne politycznie, gdyż siłą faktów stanął on po stronie wrogów Kościoła i Hiszpanii katolickiej, a przynajmniej jego autorytet był przez nich wykorzystywany propagandowo. Znalazł się więc po tej samej stronie, co francuscy „katolicy lewicy” z chadeckiej L’Aube czy Maritain, usiłujący zachować „bezstronność”, lecz ostatecznie opowiadający się po stronie „obozu republikańskiego”, a po przeciwnej niż hiszpańscy biskupi i sam papież.

Trzeba wszelako również podkreślić, że nawet zwracając się przeciwko obozowi narodowo-katolickiemu Bernanos wciąż myślał jak człowiek prawicy, który krytyki frankizmu dokonuje „z prawa”, twierdząc, że w obozie, który mieni się być Kontrrewolucją, rozpoznał ducha i metody jakobinizmu, „kult Siły w służbie (…) dyktatury Ocalenia Publicznego. (…) Widziałem jak katolicy i księża Majorki przyjmowali spuściznę po Konwencie”. Konsekwentnie także podkreślał, że nie zmienia swojego negatywnego stosunku do demokracji. Jeszcze w 1941 roku odmówił udziału w organizowanych przez PEN-Club propagandowych akcjach na rzecz „demokracji intelektualnej” i oświadczył stanowczo w liście do dra Geoffreya Knoxa: „Nigdy nie byłem demokratą, czuję się za stary by nim zostać, a obserwacja demokracji amerykańskiej nie wpływa na zmianę mego zdania”. Nawiasem mówiąc, Bernanos (co jest typowe dla tradycjonalistycznej prawicy francuskiej) nigdy nie określał się jako „konserwatysta” („kto nazywa siebie konserwatystą, mówi przede wszystkim o zachowywaniu samego siebie”), natomiast chętnie nazywał siebie „reakcjonistą”, mówiąc, że tylko zwłoki nie reagują.

„Wolny Francuz”

Konsekwencją przyjęcia postawy antyfrankistowskiej było opuszczenie Hiszpanii (w marcu 1937 roku) i powrót do Francji, lecz nie na długo, bo po układzie monachijskim, pełen obrzydzenia wobec ugodowej postawy rządów francuskiego i angielskiego wobec Hitlera, Bernanos podjął decyzję o emigracji, udając się do Paragwaju, a następnie do Brazylii, gdzie osiadł w miasteczku Barbacena w stanie Minais Gerais. Jego sąsiadem był tam żydowsko-austriacki pisarz Stefan Zweig (który w 1942 roku popełnił samobójstwo). Bernanos zaprzyjaźnił się także z brazylijskim intelektualistą katolickim Alceu Amoroso Limą – znanym także pod pseudonimem Tristão de Ataíde – też byłym maurraistą, później zwolennikiem faszyzującego integralizmu Plinia Salgado, a ostatecznie chrześcijańskim demokratą. W Brazylii powstał także trzeci wielki pamflet Bernanosa – wymierzony w nieludzką cywilizację technokratyczną – Francja przeciw robotom (La France contre les robots, 1944).

Po klęsce Francji w 1940 roku Bernanos odpowiedział na Apel 18 czerwca gen. Charlesa de Gaulle’a i wkrótce został jego „osobistym przedstawicielem” na Amerykę Południową. Sprawie Wolnej Francji służył piórem jako eseista i polemista, publikując m.in. List do Anglików (Lettre aux Anglais, 1942). Tym samym jednak, w wewnętrznej wojnie „franko-francuskiej”, opowiadając się jednoznacznie po stronie Generała (de Gaulle’a), musiał potępić Marszałka (Pétaina) i wszystkich tych dawnych swoich przyjaciół, którzy próbowali w trudnych warunkach najpierw częściowej, a później całkowitej okupacji niemieckiej odbudować wartości Starej Francji. Także dwaj synowie Bernanosa – Yves i Michel rozpoczęli służbę w Siłach Zbrojnych Wolnej Francji, a drugi z nich brał udział w desancie na Normandię w 1944 roku.

Gaullista i antykomunista

W 1945 roku Bernanos powraca do ojczyzny. Tu jest wstrząśnięty rozmiarem dzikiej „czystki” (épuration) na „kolaborantach” i „faszystach”, panoszeniem się komunistów i powrotem demokratycznego partyjniactwa w IV Republice. Przeraża go także jałtański podział świata i wynikające stąd zarówno zniewolenie połowy Europy, jak zagrożenie sowieckie wiszące nad drugą połową (nie zauważa jednak, że wszystko to, łącznie z udziałem komunistów w Rządzie Tymczasowym i bezkarnością sowieckiej delegatury we Francji, porywającej ludzi do Moskwy, jest konsekwencją dwubiegunowej logiki „antyfaszyzmu”.). Jedyny ratunek dla Francji widzi w de Gaulle’u, który – choć ułaskawił dezertera Thoreza i wpuścił komunistów do rządu, to po utracie władzy uderzył w dzwon antykomunizmu, zakładając Zgromadzenie Ludu Francuskiego. Pomiędzy pisarzem a generałem nawiązuje się więź nie tylko politycznej, ale i osobistej przyjaźni. Bernanos publikuje kolejne artykuły i wygłasza szereg konferencji ostrzegających przed nowym i podwójnym zagrożeniem: komunizmem i technokratyzmem. Zdegustowany brakiem szerszego odzewu i panującą sytuacją, po raz trzeci wyjeżdża z kraju, tym razem do Tunezji. Tam, w trakcie pracy nad Dialogami karmelitanek, dopada go choroba – rak wątroby. Przewieziony do amerykańskiego szpitala wojskowego w Neuilly, umiera tam w wieku 60 lat.

Jacek Bartyzel

O autorze: circ

Iza Rostworowska