W cieniu zamieszania wokół Trybunału Konstytucyjnego umyka nam wiele ważnych spraw. Jedną z nich są planowane zmiany dotyczące systemu ochrony zdrowia.
Zacznę od tego, na co czekałem od bardzo dawna. Na czwartkowej konferencji prasowej minister zdrowia dr Radziwiłł powiedział:
“Znacząca poprawa opieki zdrowotnej w Polsce nie jest możliwa bez znaczącego wzrostu publicznych nakładów na ochronę zdrowia”
To jest coś, czego żaden z ministrów zdrowia, odkąd pamiętam, nie odważył się powiedzieć publicznie!
To jest bardzo ważna deklaracja! Jak wynika z wielu różnych raportów, między innymi z raportów OECD, w Polsce od wielu lat nakłady na ochronę zdrowia są – w przeliczeniu na siłę nabywczą pieniądza – znacznie niższe od średniej europejskiej. Oczekiwanie, że za mniejsze pieniądze robić można więcej niż to, co gwarantowane jest pacjentom z krajów Europy Zachodniej jest naiwnością.
W mijającym tygodniu badałem pacjentkę, która mieszka w Holandii. Jednak, żeby poddać sie operacji żylaków kończyn, planuje przyjechać do Polski, bo – jak mi powiedziała – w Holandii do każdej procedury obowiązuje dopłata, a poza tym, leczenie żylaków kończyn jest uznane za procedurę estetyczną i w ogóle nie znajduje sie w koszyku świadczeń gwarantowanych!
Szanowni Państwo!
Holandia zajmuje w raporcie OECD czwarte miejsce ze średnią kwotą przeznaczaną rocznie na leczenie jednego pacjenta (przypominam, że mówimy o kwocie przeliczonej na siłę nabywczą pieniądza!) w wysokości 5131 dolarów!
I wyobraźcie sobie państwo, że w tej bogatej Holandii do każdej procedury trzeba dopłacać – mimo tego, że jest się ubezpieczonym, a leczenie żylaków jest wyłączone z koszyka świadczeń gwarantowanych!
Polska w tej samej tabeli, spośród krajów europejskich wyprzedza tylko Litwę. Przeznaczamy na leczenie jednego chorego 1530 dolarów, czyli mniej niż 30% tego, co Holendrzy!
Tymczasem u nas nie ma dopłat i żylaki są w koszyku świadczeń gwarantowanych. Przecież to się nie może udać…
Jednocześnie od wielu, wielu lat z ust kolejnych ministrów zdrowia usłyszeć można było, że pieniędzy w systemie jest dość. Minister Radziwiłł jako pierwszy odważył się powiedzieć prawdę. Z przyjemnością stwierdzam, że to kolejna z rzeczy odróżniająca obecną władzę od poprzedniej.
Uświadomienie sobie na czym polega problem, jest konieczne do zaplanowania reform, podobnie jak rozpoznanie choroby jest niezbędne do zaplanowania leczenia.
Jednak w leczeniu chorych nie wolno stosować szkodliwych procedur. Trzeba trzymać się zasady – primum non nocere, czyli: po pierwsze nie szkodzić. Obawiam się, że niektóre z założeń reformy planowanej przez PiS mogą przynieść szkody.
Ministerstwo Zdrowia zakłada w ramach planowanych działań reformujących między innymi odwrócenie komercjalizacji.
W jednym z moich tekstów zatytułowanych: Raport NIK o przekształceniach szpitali. Kto miał rację?
pisałem o tym, że jak wynika z raportu Naczelnej Izby Kontroli:
“Przekształcenie szpitali samorządowych w spółki niewiele zmieniło na rynku usług leczniczych. Wbrew społecznym obawom – nie zlikwidowano oddziałów, nie pogorszyła się też dostępność świadczeń. Ale też wbrew nadziejom – nie skróciły się kolejki do lekarzy.”
“Po przekształceniu szpitali w spółki kapitałowe nie uległy istotnej zmianie liczba i zakres wykonywanych świadczeń zdrowotnych. Liczba udzielanych świadczeń i wykonywanych badań diagnostycznych nadal zależna była jedynie od limitów określonych w kontraktach zawieranych przez szpitale z NFZ, (podkreślenie moje) a jakiekolwiek likwidacje oddziałów, dokonywane po przekształceniu szpitala w spółkę, wynikały głównie z ograniczenia wartości tych kontraktów, np. z uwagi na niskie zainteresowanie pacjentów określonymi usługami”
Dlaczego prywatne placówki miały by być lepsze od państwowych? Ponieważ państwo powinno zajmować się tylko tym, czym musi, a to dlatego, że z definicji jest mniej skuteczne niż podmioty prywatne działające w ramach wolnego rynku. Przy całej mojej wierze w uczciwość urzędników desygnowanych przez PiS do sterowania ochroną zdrowia, jestem pewien, że ręczne zarządzanie całym, tak rozległym systemem jak sieć placówek ochrony zdrowia, nie może się udać!
Posłanka PiS Bernadeta Krynicka powiedziała w czasie dyskusji w sejmie, że personel średni, niższy oraz pracownicy administracji większości przekształconych szpitali otrzymują minimalne wynagrodzenia za pracę. To oczywiście prawda. Dodała również, że restrukturyzacja tych szpitali polegała głównie na redukcji zatrudnienia białego personelu, a opieka nad pacjentem stała się fikcją.
Szanowni Państwo!
Opieka na pacjentem jest coraz gorsza, a personel zarabia relatywnie coraz gorzej nie dlatego, że zmieniła się forma własności placówek ochrony zdrowia, tylko ze względu na coraz gorsze ich finansowanie. Prywatni pracodawcy nie są ani gorsi, ani lepsi, niż ci, którzy kierują placówkami publicznymi. Jedni i drudzy są postawieni w sytuacji, w której wymaga się od nich europejskich standardów leczenia, za środkowoafrykańskie pieniądze.
Jeżeli pielęgniarki w całej Polsce zarabiają tak podłe i uwłaczające godności ludzkiej pieniądze, to jest tak nie dlatego, że prywatni pracodawcy w ochronie zdrowia to krwiopijcy, tylko dlatego, że finansowanie placówek jest nieprawidłowe.
Pewnym wyjątkiem na tle mizernych zarobków białego personelu są szpitale i kliniki wykonujące procedury kardiochirurgiczne. Różnią się od one od innych nie formą własności, ale sposobem i poziomem finansowania.
Gdyby ktoś zapytał, czemu wskutek sprywatyzowania szpitali przez PO w ubiegłych latach nie nastąpiła poprawa sytuacji, to odpowiedź jest prosta! Przyczyną był brak wolnego rynku!
Procedury medyczne są, tak jak chleb i dach nad głową, dobrami, które nie należą się nikomu z definicji. To są dobra, a nie prawa. Oczywiście możemy jako społeczeństwo się umówić, że nie zostawimy nikogo bez pomocy lekarskiej. Powinniśmy do tego dążyć. Podobnie, jak i do tego, by ludzie nie umierali z głodu, ani z zimna.
Co by sie stało, gdyby państwo zechciało oprzeć produkcję chleba na piekarniach będących własnością państwa i przez państwo zarządzanych? Wiemy, bośmy to juz przeżyli. Nie wiem jak Wy, Szanowni Czytelnicy, ale ja doskonale pamiętam dawne czasy, ocet na półkach i to, jak jakiś komunistyczny minister tłumaczył, czemu nie ma chrupiących bułeczek w sklepach…
Kolejne błędne założenie, to próba upowszechnienia w ochronie zdrowia zasady non-profit.
W obecnej chwili blisko 100% przychodni leczących ludzi w ramach podstawowej opieki zdrowotnej i spory procent specjalistyki to firmy prywatne działające na normalnych zasadach działalności gospodarczych. Firmy te odprowadzają podatki, zatrudniają pracowników, ich kierownicy na co dzień użerają się z NFZ-tem, Sanepidem, ZUS-em, urzędami skarbowymi, różnymi wydziałami zdrowia na różnych szczeblach administracji. Jeden z moich znajomych lekarzy, prowadzący taką prywatną poradnię, po miesięcznej kontroli zafundowanej mu przez NFZ, która to kontrola żadnych szczególnych uchybień nie wykazała, powiedział mi, że jeszcze nigdy w życiu nie czuł się równie upokorzony jak wtedy. Kierowanie firmami to jest też ich praca, bardzo niewdzięczna, za którą biorą pieniądze i dzięki tym pieniądzom utrzymują rodziny. Dzięki swej pracy – nie tylko jako lekarze, ale też jako menadżerowie ochrony zdrowia, mają czym nakarmić dzieci. Jak sobie politycy wyobrażają pracę tych jednostek na zasadach non-profit – nie mam zielonego pojęcia.
Co by było, gdyby jakaś siła polityczna wprowadziła zasadę – w celu zapewnienia dachu nad głową bezdomnym – że firmy budowlane, budujące mieszkania socjalne, mają to robić na zasadzie non-profit?
Jako chrześcijanin zdecydowanie jestem za tym, by ludziom ubogim umożliwiać dostęp do jak najlepszych metod leczenia. Ale sposób, by robić to ignorując zasady ekonomii, psując wolny rynek w całym systemie, obciążając administrację państwową zadaniami, którym nie podoła – jest skazany na niepowodzenie, a w każdym razie jest bardzo kosztowny.
Powinniśmy – podobnie jak robimy to w stosunku do ludzi głodnych i bezdomnych – zapewnić im dostęp do lekarza kupując usługę na wolnym rynku opartym o prywatnych przedsiębiorców.
Lech Mucha.
To moim zdaniem szczyt hipokryzji.
Jeśli rząd jest za tym, by opieka zdrowotna była non-profit, to niech da dobry przykład i zniesie opodatkowanie szpitali, przychodni i klinik, niech lekarze i pielęgniarki będą zwolnieni od podatku dochodowego!
Jak PiS będzie potrzebował wsparcia “ulicy”, chętnie będę za tym pikietować pod Sejemem. Niech tylko przygotują i przedłożą pod głosowanie odpowiednią ustawę.
Jak ja nie znoszę tych politruków… :(
I niestety już w ich uczciwość nie wierzę, ale naprawdę – chciałbym się mylić.
Organizacja non-profit – organizacja, która prowadząc swoją działalność skupia się na wspieraniu prywatnego lub publicznego dobra, nie kierując się osiągnięciem zysku.
Najczęściej jest to stowarzyszenie – dobrowolne, trwałe i samorządne zrzeszenie o celach niezarobkowych, które samodzielnie określa swoje cele, programy działania i struktury organizacyjne oraz uchwala akty wewnętrzne dotyczące działalności, której podstawą jest praca społeczna członków.
Oznacza to, że wszystkie środki finansowe organizacji są przeznaczane na realizację celów statutowych.
I co złego jest w non-profit.
W USA są to wysoce wyspecjalizowane organizacje zapewniające leczenie i mające miliony osób opłacających składki ubezpieczeniowe. Mają przychodnie dla pacjentów oraz olbrzymie szpitale z najnowocześniejszą aparaturą medyczną.
Nie działają w celu osiągnięcia zysku przez właścicieli i nie płacą podatków. A więc cały przychód mogą przeznaczać na opiekę oraz leczenie pacjentów.
— Jaki związek jest między non profit a zwolnieniem lekarzy i pielęgniarek od podatku dochodowego. Wielu lekarzy jest w Polsce właścicielami lecznic przynoszących znaczne dochody – dlaczego mieliby być oni zwolnieni od płacenia podatków?
A te szpitale i przychodnie, są organizacjami non-profit?
Jakie dokładnie są cele statutowe tych organizacji non-profit?
JAki jest udział procentowy organizacji non-profit w rynku usług medycznych?
Przecież wyraźnie z tekstu wynika, że to są non profit!
Np. olbrzymi Kaiser Permanente Health Insurance…
A cele statutowe i udział procentowy non profit w rynku – to można sobie wyszukać w sieci!
No, właśnie na szybko nie mogę znaleźć.
Może Pan podrzucić jakieś dane?
JAki procent usług medycznych w USA realizowany jest na zasadach non-profit?
Zawsze twierdziłem, nawet pisałem o tym tutaj, że nie mityczny “system” jest przyczyną kłopotów polskiej służby zdrowia, tylko fizyczny brak kasy. I dobrze, że Radziwiłł do dostrzega.
Dobrze też, w kontrze do Pana opinii, że dostrzega patologie komercjalizacji ochrony zdrowia. To nie jest to samo, co wypiekanie bułek, na które Pan się powołuje, tylko działanie na żywym organizmie.
Prywatne praktyki lekarskie właśnie uwypuklają wypaczenia komercjalizacji służby zdrowia. Bo lekarz rodzinny sto razy się teraz zastanawia, czy lepiej dać pacjentowi skierowanie do specjalisty, za które zapłaci z własnej kieszeni, czy może lepiej uznać, że nic mu nie jest i nie dać, żeby jego placówka przetrwała, a dzieci miały co zjeść. U mojego lekarza rodzinnego wisi taka karteczka w rejestracji “nie wypisujemy skierowań do specjalistów na żądanie pacjentów”. No czy to jest coś normalnego, czy pacjenci chcą takich skierowań dla rozrywki?
A sytuacja w szpitalach podjętych komercjalizacją jest po prostu tragiczna, jeżeli chodzi o personel. Pracownicy są wycieńczeni, brakuje pielęgniarek na oddziałach, bo na wszystkim się oszczędza.
Musimy sobie odpowiedzieć co jest najważniejsze. Cyferki w bilansach, czy dobro pacjentów.
Pracowałem i nadal pracuję w – chyba wszystkich możliwych – różnych formach ochrony zdrowia, w publicznych, spółkach ze 100% udziałem samorządu, w prywatnych, w takich co mają i co nie mają kontraktu z NFZ i z moich wieloletnich praktycznych obserwacji wnika, że patologie które Pan wymienił nie zależą w istotnym stopniu od fromy własności placówki. Mysli Pan, że w publicznycm szpitalu pracownicy nie są wycieńczeni, że nie brakuje pielęgniarek na oddziałach, bo na wszystkim się oszczędza?
Zapewniam Pana, że w państwowym nijak nie jest lepiej…
Dyrektor firmy publicznej też, może nawet bardziej zmuszany jest do oszczędzania.
Kiedyś jeden dyrektor szpitala powiatowego, w którym pracowałem powiedział, że ma dość fikcji i NIE podpisze niekorzystnego kontraktu z NFZ, niech go w tyłek pocałują, nie podpisze i koniec. I co?
I zadzwonił starosta powiatu i kazał mu przestać sie wygłupiać. I gość podpisał…
Nie ma nic złego w non-profit, jeśli taki rodzaj aktywności jest swobodnym, suwerennym wyborem człowieka – fundatora lub pracownika (w tym wypadku chodzi raczej o dobrowolną pracę za minimalną stawkę).
Jeśli rząd chce na tej zasadzie budować całą, kluczową dla egzystencji Narodu dziedzinę usług, to jest to myślenie lewackie, socjalizm.
Oczywisty. Jeśli rząd stojący na czele władz państwa chce budować system ochrony zdrowia według zadady non-profit, to jeśli zamierza wciąż pobierać niegodziwy haracz za pracę zwany podatkiem dochodowym od osób świadczących usługi w branży ochrony zdrowia, albo inaczej – służących swoją wiedzą medyczną i poświęceniem społeczeństwu, to jest to oczywistą hipokryzją.
Kłamstwem i bezczelnością jest też wszelkie rozdawnictwo w stylu “500 zł na dziecko”.
Uczciwy rząd czy partia powiedziałby – przestaniemy rabować was z 70% waszych przychodów i poprzestaniemy na skromnych 40%”. Nieuczciwy mówi – damy wam 500 zł, doskonale zdając sobie sprawę, że pieniądze te + koszty obsługi systemu zostaną wcześniej odebrane – głównie niezamożnym i klasie średniej. W pierwszym wypadku wgląda to jednak (uczciwie i zgodnie z rzeczywistością) – jak postawa skruszonego rabusia, w drugim (w sposób zakłamany) jakby rząd był jakimś hojnym darczyńcą.
Żaden system nie zastąpi odpowiedniego poziomu finansowania, ale przy złym systemie dowolnie duże kwoty pochodzące z jakichkolwiek źródeł (najczęściej – i tak naszej kieszeni) – będą rozkradane i marnowane.
Różnice pomiędzy wypiekaniem bułek a świadczeniem usług medycznych są wyłącznie techniczne. Jeśli chodzi o zasady ekonomiczne nie ma tu żadnej różnicy. Przykład komercjalizacji, na który się powołujesz jest nietrafiony, bo nie jest to system wolny i jednorodny. Mamy tu hybrydę z elementami komercji ale z dużą komponentą centralnego sterowania. Zakładasz a’priori, że problem jest po stronie części komercyjnej, ale pomijasz patologie, które wynikają z narzuconych, socjalistycznych (czyt. złodziejskich) mechanizmów. W systemie z pełną wolnością nie ma czegoś takiego jak konieczność skierowania do specjalisty, bo jeśli wiesz, że jest ci potrzebny to się do niego zgłaszasz i już, a jeśli nie wiesz, to sam wybierasz lekarza ogólnego (GP – tzw. “lekarza rodzinnego”) któremu ufasz. Ci, którzy w nieuzasadniony sposób skąpią skierowań do specjalisty i próbują leczyć poza swoimi kompetencjami po prostu tracą renomę i w następstwie dochód. System “wolnorynkowy” ma jeszcze jedną piękną cechę. Ponieważ i pacjentom i firmom ubezpieczeniowym zależy na obniżeniu kosztów, to automatycznie obie strony stają się sprzymierzeńcami w tym, by kłaść nacisk na najlepszy rodzaj dbania o zdrowie, czyli na profilaktykę!
No właśnie, problem kasy jest tu najważniejszy, a nie kwestie organizacyjne. I tu się chyba zgadzamy, że dobrze, iż obecny minister to dostrzega. Z pustego Salomon nie naleje.
Kłamstwem i bezczelnością jest też wszelkie rozdawnictwo w stylu „500 zł na dziecko”.
Uczciwy rząd czy partia powiedziałby – przestaniemy rabować was z 70% waszych przychodów i poprzestaniemy na skromnych 40%”. Nieuczciwy mówi – damy wam 500 zł, doskonale zdając sobie sprawę, że pieniądze te + koszty obsługi systemu zostaną wcześniej odebrane – głównie niezamożnym i klasie średniej. W pierwszym wypadku wgląda to jednak (uczciwie i zgodnie z rzeczywistością) – jak postawa skruszonego rabusia, w drugim (w sposób zakłamany) jakby rząd był jakimś hojnym darczyńcą.
500 zł na dziecko nie jest żadnym rozdawnictwem, ani pomocą społeczną dla ubogich i trędowatych, tylko inwestycją dla każdego (bogatego i biednego), mającą nam się zwrócić w przyszłości. Ten program może się Polsce opłacić, także dzięki jego wpływowi na rozkręcenie popytu wewnętrznego.
Zupełnie czymś innym jest zasiłek w wysokości 500 zł na dziecko – a zupełnie czymś innym podatek dochodowy, jaki rzeczywiście w PRL-bis jest rabunkiem, nie tylko dla najbiedniejszych. Jednak nie powinno się mieszać tych pojęć, bo nie mają ze sobą nic wspólnego…
Więc po co pisać te bzdury typu, że “Kłamstwem i bezczelnością jest też wszelkie rozdawnictwo”… Tym bardziej, że przez ostatnie lata to nie PiS ustalał podatki w PRL-bis! A w latach 2005-2007 PiS obniżał podatki!
Podniesienie kwoty wolnej prezydent Duda zapowiadał już w trakcie kampanii wyborczej; także PiS zgłaszał taki postulat w kampanii parlamentarnej. Premier Beata Szydło w swoim expose powtórzyła deklarację o podniesieniu kwoty wolnej do 8 tys. zł. W ubiegłym tygodniu premier Szydło poinformowała, że projekt ws. kwoty wolnej złoży prezydent. (PAP 30.11.2015)
A tu jest tabela pokazująca kwoty wolne od podatku w Polsce i innych krajach – czyli rabunek Polaków za pomocą urzędów skarbowych…
http://www.ekspedyt.org/andy-aandy/2015/11/06/42204_kwota-wolna-od-podatku-w-polsce-i-innych-krajach-rabunek-polakow-za-pomoca-urzedow-skarbowych.html
Prawda nie jest bzdurą. PiS ma program socjalistyczny. Socjalizm jest nieuczciwy, bo zakłada, że rząd ma prawo do redystrybucji dóbr wytwarzanych przez Naród.
Jest to sprzeczne z rozumianą po chrześcijańsku wolnością i opiera się na niezgodnej z prawem naturalnym koncepcją państwowości.
Czy możemy dyskutować o tym, czy propozycje PiS są uczciwe i dobre dla Polski, opierając się na faktach i argumentach rozumowych?
Porównywania ze złodziejami i zdrajcami – partiami, które rządzą Polską od “okrągłego stołu” jest jałowe. Oprócz PO można podać co najmniej kilkanaście ugrupowań gorszych od PiS. I co z tego? Czy to oznacza, że program partii Kaczyńskiego jest dobry?
Szanowny Marku, moim zdaniem jesteś zbyt przywiązany do dogmatu neoliberalizmu. Tymczasem w obecnym stadium rozwoju Polski ta ideologia nie ma racji bytu, z powodu braku polskiego kapitału prywatnego.
Nie ma w tej chwili innej możliwości do powiększenia polskiego kapitału, niż interwencja państwa. Jeśli teraz wprowadzimy “wolny rynek”, zostaniemy jeszcze bardziej skolonizowani przez Zachód, niż dotychczas, bo nie mamy czym się bronić.
Z jakiej racji rząd nie ma prawa do redystrybucji zysków, jeśli dzisiaj jest on niesprawiedliwie dzielony, a zachodnie korporacje wywożą ciężarówki z gotówką za granicę? Czy Niemiecka gospodarka, w której robotnik zarabia cztery razy więcej, niż w Polsce jest tak silna z powodu tamtejszej wolności gospodarczej?
A może wręcz przeciwnie, dzięki “socjalistycznej” interwencji niemieckiego rządu, który dotuje stocznie, lobbuje na rzecz swoich firm prywatnych, handluje surowcami z Putinem i buduje Nord Stream, czy kolonizuje całą Unię Europejską, wprowadzając korzystną dla Niemiec walutę Euro (silna Marka hamowała ich eksport w UE).
Za żadne skarby. Odrzucam ideologie. Interesuje mnie nauczanie Kościoła, rozum i rzeczywistość. Nie jestem fanatykiem wolnego rynku. Chciałbym tylko przestrzegania elementarnej uczciwości, zasad zdrowego rozsądku, a także – tylko teoretycznie akceptowanej w UE zasady subsydiarności.
Nie potrzeba do tego żadnego prywatnego, polskiego kapitału (którego rzeczywiście jest o wiele za mało).
Nie chodzi mi o prywatyzowanie placówek medycznych. Niech te, które obecnie należą do gmin lub skarbu państwa – takimi pozostaną. Mogą być wydzierżawione. Jeśli rząd sobie tego życzy – choć nie jestem tego zwolennikiem – na zasadzie non-profit, czyli za darmo. Oczywiście pod określonymi warunkami: np. dzierżawca powinien zostać wybrany na podstawie konkursu ofert, w którym kryteriami byłyby kwalifikacje osób zarządzających, zapewnienie określonego profilu placówki, zobowiązanie się do zatrudnienia odpowiedniej ilości personelu określonych specjalności itp. – pod rygorem kar finansowych lub rozwiązania umowy dzierżawy. Myślę, że dobrą formą mogłaby także być spółka komandytowa, gdzie skarb państwa lub samorząd lokalny byłby komandytariuszem, a zarządzający – komplementariuszem (odpowiadałby w sposób nieograniczony wobec wierzycieli).
Chcę, aby nikt nie odbierał mi ani nikomu w Polsce części wynagrodzenia, po to, aby rzekomo w naszym imieniu i dla naszego dobra ją wydatkować.
Chciałbym, by mój przychód pozostawał do mojej dyspozycji. Bym mógł ubezpieczyć się w wybranej przeze mnie prywatnej lub państwowej firmie ubezpieczeniowej – działającej w warunkach wolnej konkurencji. Bym mógł z tym ubezpieczeniem – w razie potrzeby – wybrać sobie dowolną z licznych placówek współpracujących z ubezpieczycielem i tam się leczyć.
Oznacza to tak naprawdę dodanie do obecnego systemu tylko jednego, istotnego składnika: wolności. Mamy składki ubezpieczeniowe – ale w formie przymusowego haraczu, ubezpieczalnie – ZUS i NFZ-ty, które decydują za mnie komu, na co i za co przekazują moje pieniądze i placówki zdrowia, które mogą mnie traktować dowolnie źle, bo i tak mają nadmiar klientów.
Obecny system, w którym to urzędnik decyduje, ile jaka placówka dostaje pieniędzy, a zarządzający nią jest tylko administratorem, nie mającym żadnego interesu w przyciągnięciu klientów i uzyskaniu rentowności – nie motywuje ani do ulepszania oferty, ani do racjonalnego, oszczędnego wydatkowania środków. I co najgorsze, jest po prostu bardzo drogi!
Jak się temu przyjrzeć bez zniekształcającego rzeczywistość dogmatu państwa “opiekuńczego”, to ta konstrukcja jest po prostu absurdalna!
Ktoś na siłę odbiera mi część wynagrodzenia nazywając to “składką zdrowotną”, po tym te pieniądze trafiają do jakiegoś wspólnego worka, potem jakiś partyjny polityk decyduje, ile z tego wróci do systemu opieki zdrowotnej, a rzesza urzędników oblicza jak to rozdystrybuować pomiędzy poszczególne NFZ-ty, których pracownicy kontraktują na zapas, według swojego uznania – procedury medyczne w szpitalach i przychodniach… Niech mi ktoś wskaże, jakie jest tutaj powiązanie jakości pracy tych wszystkich osób z moją ewentualną satysfakcją z uzyskania dobrej usługi medycznej?
Co z osobami, których nie byłoby stać na ubezpieczenie w skomercjalizowanym systemie opieki zdrowotnej? Godzę się, by pobierano mi podatek, na zapewnienie marginesowi ludzi niezaradnych, chwilowo lub trwale bezrobotnych itd. – podstawowej opieki, dostępu do procedur ratujących życie i zdrowie. Niech rząd opłaci im odpowiedni plan ubezpieczeniowy w wybranej przez nich ubezpieczalni! Że to oznacza pozostawienie wolności i odpowiedzialności w rękach ludzi? To się właśnie nazywa uczciwe państwo wolnych obywateli.
To nie ja jestem zaślepiony dogmatami ideologii, ale Wy – zwolennicy socjalizmu, redystrybucji przychodów.
Ponieważ ja byłem klientem dobrze funkcjonującego, taniego i skutecznego sytemu opieki zdrowotnej. Prywatna firma wyliczyła taką składkę, aby jeszcze na tym zarobić. I była ona wielokrotnie niższa, od tego, co pobiera ode mnie rząd RP. To jest rzeczywistość.
Wiem, że Wy nigdy nie byliście klientami dobrze funkcjonującego lecznictwa opartego na biurokracji i redystrybucji przychodów, bo takiego nie było, nie ma i nie będzie.
Wiara, że politycy do spółki z urzędnikami zrobią nam dobrze jest naiwnością, chciejstwem podpartym przymykaniem oczu na rzeczywistość i odmawianiem wykonania podstawowego rachunku ekonomicznego.
Tak, ale nie tylko. Ponieważ tam, podobnie jak przez ostatnie osiem lat w Polsce – rządzili niemieccy patrioci. Socjalizm zawsze zubaża gospodarkę i prowadzi do deficytu i zadłużenia państwa. Niemcy może na to stać, bo wykorzystując hegemonię polityczną w UE drenują pozostałe państwa w nieuczciwy sposób. Ale to nie jest dobry model, wart naśladowania. Podobnie z Anglią, która niemal w połowie żyje z banksterki (tzw. usługi rynków finansowych).