Słowo Boże na dziś – 9 lipca 2015r. – czwartek – Świętych męczenników Augustyna Zhao Ronga, prezbitera, i Towarzyszy

Myśl dnia

Prawda oświeca rozum, a miłość ogrzewa serce.

przysłowie rosyjskie

*******

CZWARTEK XIV TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Rdz 44,18-21.23b-29;45,1-5)

Józef daje się poznać braciom

Czytanie z Księgi Rodzaju.

Juda oraz jego bracia przyszli do domu Józefa. Juda, zbliżywszy się do niego, rzekł: „Pozwól, panie mój, aby twój sługa powiedział słowo wobec ciebie. I nie gniewaj się na twego sługę, wszakżeś ty jak faraon. Pytał mój pan swoich sług: «Czy macie ojca lub brata?» Odpowiedzieliśmy panu mojemu: «Mamy starego ojca i jednego jeszcze, najmłodszego brata, zrodzonego przez niego już w starości. Brat tego najmłodszego nie żyje; został on więc jeden z tej samej matki i dlatego ojciec go pokochał». Rozkazałeś sługom twoim: «Sprowadźcie go do mnie, abym mógł go zobaczyć. Jeśli nie przyjdzie z wami wasz najmłodszy brat, nie pokazujcie mi się na oczy».
Gdy więc przyszliśmy do twego sługi, ojca naszego, powtórzyliśmy mu twe słowa, panie. Potem zaś powiedział nam ojciec: «Idźcie znów, aby zakupić dla nas żywności». Odpowiedzieliśmy: «Nie możemy iść. Pójdziemy tylko wtedy, gdy z nami pójdzie nasz najmłodszy brat. Bo nie możemy pokazać się owemu mężowi, jeśli nie będzie z nami naszego najmłodszego brata». Wtedy powiedział nam twój sługa, ojciec nasz: «Wiecie, że jedna z mych żon urodziła mi dwóch synów. Jeden wyszedł ode mnie i wtedy pomyślałem sobie, że został rozszarpany, gdyż więcej go już nie widziałem. Jeżeli i tego drugiego zabierzecie ode mnie i spotka go jakieś nieszczęście, moja siwizna zstąpi do krainy zmarłych wśród niedoli»”.
Józef nie mógł opanować swego wzruszenia i wobec wszystkich, którzy tam byli, zawołał: „Niechaj wszyscy stąd wyjdą!” Nikogo nie było z nim, gdy Józef dał się poznać swym braciom.
Wybuchnąwszy głośnym płaczemy tak że aż usłyszeli Egipcjanie oraz dworzanie faraona, rzekł do swych braci: „Ja jestem Józef. Czy ojciec mój jeszcze żyje?” Ale bracia nie byli w stanie mu odpowiedzieć, gdyż zlękli się go. On zaś rzekł do nich: „Zbliżcie się do mnie!” A gdy oni się zbliżyli, powtórzył: „Ja jestem Józef, brat wasz, to ja jestem tym, którego sprzedaliście do Egiptu. Ale teraz nie smućcie się i nie wyrzucajcie sobie, żeście mnie sprzedali. Bo dla waszego ocalenia od śmierci Bóg wysłał mnie tu przed wami”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 105,16-17.18-19.20-21)

Refren: Wspomnijcie cuda, które Pan Bóg zdziałał.

Potem głód przywołał na ziemię *
i odebrał cały zapas chleba.
Wysłał przed nimi męża: *
Józefa, którego sprzedano w niewolę.

Kajdanami ścisnęli mu nogi, *
jego kark zakuto w żelazo,
aż się spełniła jego przepowiednia *
i poświadczyło ją słowo Pana.

Król posłał, aby go uwolnić. *
uwolnił go władca ludów.
Ustanowił go panem nad swoim domem, *
władcą nad całą swą posiadłością.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mk 1,15)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Bliskie jest królestwo Boże.
Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mt 10,7-15)

Wskazania na pracę apostolską

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus powiedział do swoich apostołów:
„Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie». Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski. Wart jest bowiem robotnik swej strawy.
A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. Wchodząc do domu, powitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was.
Gdyby was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych. Zaprawdę powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu”.

Oto słowo Pańskie.

*********************************************************************

KOMENTARZ

 Przykład wiary

Jezus posyła apostołów, aby szli i głosili Ewangelię. Jednocześnie ostrzega ich, że nie wszyscy przyjmą słowo Dobrej Nowiny. Żyjemy w świecie, w którym ścierają się różne poglądy. Obok nas jest wielu ludzi, którzy są niewierzący albo nie żyją na co dzień przykazaniami. Podchodźmy do nich z szacunkiem i nie zniechęcajmy się brakiem ich wiary. Bądźmy tylko świadkami. Niech każdy niewierzący będzie dla nas pytaniem w naszym osobistym rachunku sumienia: Czy przykład życia, jaki mu daję, jest na tyle autentyczny, że mógłby go przekonać do wiary w Chrystusa?

Panie, modlę się za wszystkich niewierzących i nieżyjących duchem Ewangelii, których spotkałem w moim życiu. Proszę dla siebie o wytrwałość w głoszeniu Dobrej Nowiny, a dla nich o otwarte serca.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*******

#Ewangelia jest niezbędna do życia

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus powiedział do swoich apostołów. “Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie». Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski. Wart jest bowiem robotnik swej strawy.
A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. Wchodząc do domu, powitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was.
Gdyby was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych. Zaprawdę powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu”.

 

Komentarz do Ewangelii

 

Świat bardzo potrzebuje Ewangelii. Dlatego trzeba ją dawać za darmo. Tak jak chleb i wodę w sytuacji klęski żywiołowej. Ewangelia jest niezbędna do życia. Dużo ludzi codziennie umiera, bo nikt im nie głosił należycie Ewangelii. Ona daje ludziom szansę rozwoju niezbędnego do życia w pokoju. W pokoju wiecznym, nieprzemijającym. Dlatego tym, którzy ją odrzucili tak ciężko będzie “w dzień sądu”, to znaczy u progu wieczności. Perspektywa wiecznej udręki z dala od Boga – źródła pokoju, będzie gorsza niż trzęsienie ziemi czy wybuch wulkanu, które nawiedziły ziemię sodomską i gomorejską.
Kto zna Ewangelię, choć trochę, niech ją głosi! Chyba, że nie mamy już serca i nie zależy nam na szczęściu innych.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2486,ewangelia-jest-niezbedna-do-zycia.html
*********

Franciszek: to jest nasza rewolucja

Papież Franciszek / KAI / pk

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

To jest ewangelizowanie, to jest nasza rewolucja – gdyż nasza wiara zawsze jest rewolucyjna – to jest nasz najgłębszy i ciągły krzyk – powiedział Franciszek podczas Mszy św. w intencji ewangelizacji narodów w Parku Dwustulecia w Quito.

Publikujemy polski przekład papieskiej homilii:

Słowo Boże zachęca nas do życia jednością, aby świat uwierzył.

 

Dwa krzyki

 

Wyobrażam sobie ten szept Jezusa w czasie Ostatniej Wieczerzy jako krzyk podczas tej Mszy świętej, sprawowanej w Parku Dwustulecia. Dwustulecia tamtego Krzyku o Niepodległość Hiszpańskiej Ameryki. Był to krzyk, zrodzony ze świadomości braku swobód, bycia uciskanymi i grabionymi oraz uzależnionymi “od korzyści tych, którzy aktualnie sprawują władzę” (EG 213).

 

Chciałbym, aby dzisiaj oba te krzyki zabrzmiały zgodnie w obliczu pięknego wyzwania ewangelizacji. Aby narodziła się ona nie z grzmiących słów ani w wyniku stosowania skomplikowanych technik, ale “z radości Ewangelii”, która “napełnia serce i całe życie tych, którzy spotykają się z Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji” (EG 1). My wszyscy, zgromadzeni tutaj wokół stołu z Jezusem, jesteśmy krzykiem, wołaniem, zrodzonym z przekonania, że Jego obecność pobudza nas do jedności, “ukazuje piękną perspektywę, wydaje upragnioną ucztę” (EG 14).

 

“Ojcze, spraw, aby byli jedno, aby świat uwierzył” – tego On pragnął, spoglądając w niebo. To od Jezusa pochodzi ta prośba w kontekście rozesłania: “Jak Ty mnie posłałeś do świata, tak i Ja ich posłałem do świata”. W tej chwili Pan doświadcza na samym sobie tego, co najgorsze w tym świecie (który kocha, i to w sposób szaleńczy): intryg, nieufności, zdrady; ale nie spuszcza głowy, nie rozpacza. My również stwierdzamy codziennie, że żyjemy w świecie zranionym wojnami i przemocą.

 

Powierzchownym byłoby myślenie, że podziały i nienawiść dotyczą jedynie napięć między krajami lub grupami społecznymi. W rzeczywistości są one przejawem tego “rozpowszechnionego indywidualizmu”, który nas rozdziela i przeciwstawia sobie nawzajem (por. EG 99), przejawem rany grzechu w sercach ludzkich, od którego skutków cierpi także społeczeństwo i całe stworzenie. Jezus wysyła nas właśnie do tego pełnego wyzwań świata, a nasza odpowiedź nie polega na tym, że mamy odwracać wzrok czy udowadniać, że nie mamy środków albo że rzeczywistość nas przerasta. Nasza odpowiedź powtarza wołanie Jezusa oraz przyjmuje łaskę i zadanie jedności.

 

Temu krzykowi wolności, rozlegającemu się od nieco ponad 200 lat, nie brakuje przekonania ani siły, historia jednak mówi nam, że był on mocny tylko wtedy, gdy odkładał na bok sprawy prywatne, chęć wyłącznego przywództwa, brak zrozumienia innych procesów wyzwoleńczych o różnych cechach charakterystycznych, ale wcale nie przeciwstawnych.

 

Jedność i świadctwo

 

Ewangelizacja może być narzędziem jedności dążeń, wrażliwości, oczekiwań a nawet pewnych utopii. Oczywiście, że tak jest: w to wierzymy i o to wołamy. Powiedziałem już: “Podczas gdy w świecie, zwłaszcza w niektórych krajach, pojawiają się na nowo w różnych formach wojny i konflikty, my, chrześcijanie, podkreślamy potrzebę uznania drugiego człowieka, leczenia ran, budowania mostów, zacieśniania relacji i pomagania, by «jeden drugiego nosił brzemiona»” (EG 67).

 

Pragnienie jedności zakłada słodką i pocieszającą radość ewangelizowania, przekonanie, że się posiada ogromne dobro, które należy głosić i że zakorzenia się ono, gdy się je głosi; a każda osoba, która przeżyła to doświadczenie, nabywa jeszcze większą wrażliwość na potrzeby innych (por. EG 9). Stąd też bierze się potrzeba walki o integrację na wszystkich szczeblach, przy unikaniu egoizmów, wspieraniu komunikowania się i dialogu oraz pobudzaniu współpracy. Trzeba ufać sercu towarzysza wędrówki, bez lęku i nieufności. “W powierzeniu się drugiemu jest coś ze sztuki, pokój jest jak dzieło sztuki” (EG 244). Nie sposób pomyśleć, że zajaśnieje jedność, jeśli duchowa światowość wywołuje wojnę między nami, w bezpłodnym dążeniu do władzy, prestiżu, przyjemności lub ekonomicznego bezpieczeństwa.

 

Jedność ta już jest działaniem misyjnym, “aby świat uwierzył”. Ewangelizacja polega nie na uprawianiu prozelityzmu (prozelityzm jest karykaturą ewangelizacji), ale na przyciąganiu oddalonych swoim świadectwem, na pokornym zbliżaniu się do tych, którzy uważają, że są daleko od Boga i od Kościoła, do zalęknionych lub obojętnych, aby im powiedzieć: “Pan wzywa również ciebie, byś stanowił część Jego ludu, i czyni to z wielkim szacunkiem i miłością!” (EG 113).

 

Misja Kościoła jako sakramentu zbawienia współgra z jego tożsamością jako Ludu w drodze, z powołaniem do włączania w swym marszu wszystkich narodów kuli ziemskiej. Im głębsza jest wspólnota między nami, tym bardziej sprzyja to misji (por. Jan Paweł II, Pastores gregis, 22). Postawienie Kościoła w stan misji wymaga od nas odtworzenia komunii; chodzi zatem już nie o działanie wyłącznie na zewnątrz, prowadzimy działalność misyjną do wewnątrz i na zewnątrz, jawiąc się “jako matka, która wychodzi naprzeciw, jako gościnny dom, stała szkoła komunii misyjnej” (Aparecida, 370).

 

To marzenie Jezusa jest możliwe, gdyż ofiarował się za nas, bo “za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie”. Życie duchowe ewangelizatora rodzi się z tej prawdy, tak głębokiej, że nie można jej pomylić z jakimiś pobożnymi uniesieniami, jakie niosą pewne ukojenie; Jezus uświęca nas, aby pobudzić do osobistego spotkania z Nim, które ożywia spotkanie z innymi, zaangażowanie w świecie i pasję ewangelizacyjną (por. EG 78).

 

Jesteśmy braćmi

 

Życie wewnętrzne Boga, dla nas niezrozumiałe, objawia się nam za pomocą obrazów, które mówią nam o wspólnocie, komunikowaniu się, oddaniu i miłości. Dlatego jedność, o którą prosi Jezus, nie jest uniformizmem, “lecz wieloraką harmonią, która przyciąga” (EG 117). Niezmierne bogactwo zróżnicowania, wielorakość, która osiąga jedność za każdym razem, gdy pamiętamy o tamtym Wielkim Czwartku, oddala nas od pokusy propozycji bliższych dyktaturom, ideologiom lub sekciarstwu. Nie jest również umową, sporządzoną na naszą miarę, w której stawiamy warunki, wybieramy członków i wykluczamy innych.

 

Jezus modli się, abyśmy stali się częścią wielkiej rodziny, w której Bóg jest naszym Ojcem, a my wszyscy jesteśmy braćmi. Nie opiera się to na posiadaniu tych samych upodobań, tych samych niepokojów czy tych samych zdolności. Jesteśmy braćmi, gdyż z miłości Bóg nas stworzył i przeznaczył nas, wyłącznie z własnej inicjatywy, abyśmy byli Jego dziećmi (por. Ef 1, 5).

 

Jesteśmy braćmi, ponieważ “Bóg zesłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: «Abba, Ojcze!»” (Gal 4, 6). Jesteśmy braćmi, gdyż – usprawiedliwieni przez krew Jezusa Chrystusa (por. Rz 5, 9) – przeszliśmy ze śmierci do życia, stając się “współdziedzicami” obietnicy (por. Ga 3, 26-29; Rz 8, 17). Tworzyć część boskiego “my” – to jest zbawienie, które Bóg dokonuje, a Kościół radośnie głosi.

 

Nasz krzyk na tym miejscu, które przypomina tamten pierwszy krzyk wolności, aktualizuje okrzyk św. Pawła: “Biada mi (…), gdybym nie głosił Ewangelii!” (1 Kor 9, 16). Jest on równie palący i pobudzający, co krzyk tamtych pragnień niepodległościowych. Podobnie fascynuje, ma w sobie ten sam ogień, który przyciąga. Niech oba będą świadkiem braterskiej wspólnoty, która na nowo jaśnieje!

 

Jakże pięknie by było, gdyby wszyscy mogli podziwiać, jak troszczymy się o siebie nawzajem, wzajemnie się wspieramy i towarzyszymy sobie. To właśnie dar z siebie tworzy stosunki międzyludzkie, które rodzą się nie z dawania sobie “rzeczy”, ale z dawania samego siebie. W każdym dawaniu ofiaruje się własną osobę. “Dawać się” oznacza pozwalać, aby działała w nas samych cała potęga miłości, jaką jest Duch Święty, i w ten sposób torować drogę Jego mocy stwórczej.

 

Człowiek, dając siebie, wraca na spotkanie z samym sobą dzięki swej prawdziwej tożsamości dziecka Bożego, podobnego Ojcu i tak jak On dającego życie, brata Jezusa, o którym daje świadectwo. To jest ewangelizowanie, to jest nasza rewolucja – gdyż nasza wiara zawsze jest rewolucyjna – to jest nasz najgłębszy i ciągły krzyk.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/dokumenty/homilie-papiez-franciszek/art,71,franciszek-to-jest-nasza-rewolucja.html

*******

Na dobranoc i dzień dobry – Mt 10, 7-15

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. Scott Hudson * / Foter / Creative Commons Attribution 2.0 Generic / CC BY 2.0)

Zapłacić za pracę…

 

Mowa misyjna
Jezus powiedział do swoich apostołów:  «Idźcie i głoście: “Bliskie już jest królestwo niebieskie”. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski. Wart jest bowiem robotnik swej strawy.

 

A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. Wchodząc do domu, powitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli zaś nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was.

 

Gdyby was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych. Zaprawdę, powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu».

 

Opowiadanie pt. “O kowalu i talarze”
Jest taka bajka gruzińska o kowalu, który pracą i uczciwością dorobił się znacznej fortuny. Miał syna jedynaka. Ojciec znając go jako lenia i łobuza, u kresu życia cały majątek przeznaczył na charytatywne cele. Nie był jednak przekonany o słuszności tej decyzji. Postanowił dać szansę swojemu dziecku.

 

Rzekł do syna: Zarób przynajmniej jednego talara, a przepiszę na ciebie cały majątek. Syn wyszedł rano z domu. Wrócił wieczorem z pożyczonym talarem. Ojciec bez słowa rzucił talara do ognia. Następnego dnia syn z pożyczonym od kolegów talarem biegł do domu, by upozorować zmęczenie. Ojciec uczynił podobnie. Fortele na nic się nie zdały. Syn świadom, że ojciec nie da się oszukać, podjął się ciężkiej pracy na roli.

 

Wieczorem zmęczonym krokiem wszedł do ojcowskiego domu. Wręczył talara. Ojciec i tym razem wrzucił monetę do ognia. Wówczas syn podskoczył do paleniska i gołymi rękami wydrapał z ognia zarobiony pieniążek.

 

Refleksja
Każdy trud pracy powinien być uczciwie opłacony. Nasze życie jest możliwe dzięki wynagrodzeniu, które jeśli jest godziwe, daje nam satysfakcje każdego dnia. Jedzenie, woda, dach nad głową, to minimum, które potrzeba nam do realizacji szczęścia. Aby planować inne rzeczy: szkoła, studia, praca, wakacje, potrzeba nam tych pieniędzy więcej. Wtedy często wpadamy w spiralę myślenia i działania pomiędzy: “muszę i chcę”. Jeśli nie zostanie ona jasno ustawiona, staje się przyczyną naszych codziennych zmartwień i trosk…

 

Jezus powiedział nam, że aby realizować naszą misję, nie potrzeba nam wielu rekwizytów. Są one potrzebne, ale mamy być czujni, bo gdy życie zatrzyma się tylko na ich zdobywaniu, wpadamy w pętel materializmu, który zawsze pochłonie i zniszczy nasze życie. Nic bowiem nie będzie już nas cieszyć oprócz zdobywania kolejnych “gadżetów”. Środki nie mogą nigdy nam się mylić z ostatecznym celem naszego życia…

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego należy zapłacić za naszą pracę?
2. Dlaczego wpadnięcie w spirali “wciąż więcej” jest niebezpieczna?
3. Dlaczego materializm nie pozwala nam żyć?

 

I tak na koniec…
Czy odważysz się podjąć próbę? (Ojciec Gabriel)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,683,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mt-10-7-15.html

 

*******

Św. Cyprian (ok. 200-258), biskup Kartaginy, męczennik
O jedności Kościoła, § 24

„Niech zstąpi na niego pokój wasz”
 

Duch Święty ostrzega nas w taki sposób: „Jakim ma być człowiek, co miłuje życie i pragnie dni, by zażywać szczęścia? Powściągnij swój język od złego, a twoje wargi od słów podstępnych! Odstąp od złego, czyń dobro; szukaj pokoju, idź za nim!” (Ps 34,13-15) Syn pokoju powinien szukać pokoju i iść za nim. Kto zna i kocha więzy miłości, powinien zachwać swój język od zła i kłótni. Do swoich boskich nakazów i nauki o zbawieniu Pan, w przeddzień Męki, dorzucił kolejne: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam” (J 14,27). Takie oto dziedzictwo nam zostawił: wszelkie dary, wszelkie nagrody, jakie nam obiecał są związane z zachowaniem pokoju. Jeśli jesteśmy dziedzicami Chrystusa pozostajemy zatem w pokoju Chrystusa; jeśli jesteśmy dziećmi Bożymi, powinniśmy zachowywać pokój: „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi” (Mt 5,9). Dzieci Boże powinny być nastawione pokojowo, ciche sercem, proste w słowach, doskonale zgodne w miłości, wiernie zespolone więzami jedności.

Ta jedność istniała niegdyś w czasach apostołów (Dz 4,32). Podobnie nowy lud wierzących zachowuje przykazania Pana i podtrzymuje miłość. Dowodzi tego fragment Pisma: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących” (Dz 4,32). I jeszcze: „Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego” (1,14). Stąd skuteczność ich modlitw, stąd ufność, że otrzymają wszystko, o co poproszą miłosiernego Pana.

********

********

Świętych Augustyna Zhao Rong i Towarzyszy

Okres zwykły, Mt 10, 7-15

Zobacz człowieka, który rozdziela zadania i daje wskazówki swoim współpracownikom. Przyjrzyj się jego postawie, pomyśl o jego motywacjach, sposobie zachowania.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza.
Mt 10, 7-15
Jezus powiedział do swoich apostołów: «Idźcie i głoście: „Bliskie już jest królestwo niebieskie”. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski. Wart jest bowiem robotnik swej strawy. A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. Wchodząc do domu, powitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli zaś nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was. Gdyby was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych. Zaprawdę, powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu».

Po wybraniu konkretnych osób, powierzeniu im swojej mocy i wyznaczeniu do wykonania określonych zadań, Jezus daje swoim uczniom dodatkowe wskazówki. To już nie tylko lista rzeczy do zrobienia, ale bardziej kształtowanie postawy, nastawienia do ludzi, których mają spotkać. Jak według ciebie powinni zachowywać się uczniowie Jezusa?

Wysyłając do pracy swoich uczniów, Jezus przypomina im priorytety: wszystko, co od Niego otrzymali, dostali za darmo. I w ten sposób mają także to przekazywać. Uświadomienie sobie bezinteresowności obdarowania pomoże im wychodzić do innych bez nastawienia na zysk. Jezus uczy poświęcania swojego czasu także dla tych ludzi i w tych sytuacjach, gdy wydaje się to marnowaniem czasu, traceniem okazji na zdobycie środków koniecznych do życia.

Jednak uczniowie Jezusa nie wszędzie i zawsze będą miło przyjęci. Czasem będą odrzuceni. Nie będzie to w pierwszym rzędzie odrzucenie ich samych, ale słów Jezusa, posłannictwa Boga. I czasem uczniom nie pozostanie do zrobienia nic innego, jak tylko się z tym pogodzić i iść dalej, robić swoje.

Na koniec porozmawiaj z Jezusem o tym, czego doświadczyłeś w tej modlitwie.

http://modlitwawdrodze.pl/modlitwa/?uid=3845
**********************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
9 LIPCA
********
Święci Augustyn Zhao Rong i Towarzysze Święci męczennicy Augustyn Zhao Rong i Leon Mangin, prezbiterzy, i TowarzyszePoczątki ewangelizacji Chin sięgają V w., ale misje europejskie w tym kraju rozwinęły się szczególnie w czasach nowożytnych, poczynając od XVI w. W ciągu minionych stuleci Kościół katolicki w Chinach wzrastał nieprzerwanie, choć w niektórych okresach i regionach bywał prześladowany. Za pierwszego męczennika uznawany jest o. Franciszek Fernandez de Capillas, hiszpański dominikanin, umęczony w 1648 r., beatyfikowany w 1909 r. Wchodzi on w skład 120-osobowej grupy męczenników kanonizowanych 1 października 2000 r., której przewodzi Augustyn Zhao Rong, pierwszy chiński kapłan umęczony za wiarę. Pozostali męczennicy to w części europejscy zakonnicy – członkowie zgromadzeń, którym Stolica Apostolska powierzyła prowadzenie misji w różnych regionach Chin (jezuici, franciszkanie, dominikanie, salezjanie i członkowie Paryskich Misji Zagranicznych) – a w części rodowici Chińczycy – biskupi, kapłani i świeccy, mężczyźni i kobiety. Najmłodszy z nich miał zaledwie 9 lat.

Święty Augustyn Zhao Rong Augustyn Zhao Rong pochodził z prowincji Syczuan. W wieku 20 lat zaciągnął się do wojska i wchodził w skład oddziału, który eskortował do Pekinu grupę chrześcijańskich więźniów. Uderzyła go ich cierpliwość i odwaga. Ponownie zetknął się z chrześcijanami w prowincji Wuczuan, gdzie poznał uwięzionego o. Marcina Moye. Przykład wiary i miłości tego kapłana oraz jego katecheza skłoniły Augustyna do przyjęcia chrześcijaństwa. Otrzymał chrzest z rąk o. Moye w wieku 30 lat. Przez następnych pięć lat przygotowywał się do kapłaństwa i przyjął święcenia w 1781 r. Przez wiele lat pełnił posługę kapłańską. W okresie prześladowań wszczętych za panowania cesarza Jiaqinga został aresztowany, gdy udzielał sakramentów choremu. Uwięziony w Chengdu, został skazany na dotkliwą karę cielesną, choć miał już 69 lat. Otrzymał 60 uderzeń bambusowym kijem w kostki i 80 policzków zadanych skórzaną podeszwą. Zmarł w więzieniu kilka dni później, 27 stycznia 1815 r. Jest pierwszym kapłanem-męczennikiem pochodzącym z Chin.

Pod koniec XIX w. prześladowania katolików w Chinach nasiliły się. Nieporadna cesarzowa-wdowa Cixi szukała oparcia w stronnictwie staromandżurskim, które dla swych celów zmobilizowało wojowników fanatycznej sekty, nazywanych bokserami. Swoją nienawiść do obcych ześrodkowali oni na chrześcijanach. Zaczęli więc napadać na kościoły, palić je, potem masowo mordować wiernych. W okręgu Xiangchenggen pierwszym znakiem nadciągających pogromów była śmierć dwóch jezuitów francuskich. Ojcowie Remigiusz Isoré i Modest Andlauer zginęli przy ołtarzu skromnej kaplicy w On-Y. Było to wyraźne ostrzeżenie dla licznych chrześcijan z tych okolic. Pod kierownictwem ojca Mangin schronili się oni w Czu-Kia-cho, bo istniała tam szansa obrony i ocalenia. W obwarowanym miasteczku odparli kilka ataków, kiedy jednak bokserów wsparły oddziały regularnej armii, obrona nie miała już żadnych szans. Ostatniego ratunku szukali w kościele. Zginęli wszyscy. Ojcowie Mangin i Den ponieśli śmierć przy ołtarzu, inni znaleźli ją w płomieniach podpalonej świątyni lub w jej pobliżu, jeszcze inni wtedy, gdy próbowali ratować się ucieczką. Śmierć poniosło wówczas około 1800 chrześcijan, ponadto około 1200 zginęło w okolicach miasteczka. Nikt nie zdołał wówczas spisać ich imion i nazwisk. Ustalono je znacznie później, i to jedynie w pięćdziesięciu sześciu wypadkach. Tych też pięćdziesięciu sześciu Pius XII beatyfikował w roku 1955, a kanonizował – wraz z innymi męczennikami chińskimi – papież św. Jan Paweł II w 2000 r. Duchowymi przywódcami męczenników z okresu powstania bokserów byli jezuiccy kapłani: Leon Ignacy Mangin, Paweł Denn, Remigiusz Isoré i Modest Andlauer.

Święty Leon Mangin
Leon Ignacy Mangin urodził się 31 lipca 1857 r. w Verny, w Lotaryngii, jako jedenaste z dzieci miejscowego sędziego pokoju. Nauki pobierał w kolegiach w Metzu i Amiens. W roku 1875 wstąpił do jezuitów. Pod koniec studiów filozoficznych, odbywanych w Liége, wezwano go do wyruszenia na misje. W Tien-Tsinie ukończył teologię i w lipcu 1886 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Pracował potem na wielu stacjach misyjnych w prowincji Hopej, poważany przez władze cywilne i ceniony dla swej energii w działaniu i pogodnego usposobienia. Gdy nadeszło prześladowanie, wszystkich podtrzymywał na duchu. Potem zachęcał wiernych, by pozostali w kościele. Gdy padł pierwszy strzał, Maria Czu-Ou-Czen osłoniła go własnym ciałem. Potem zapaliła mu się sutanna. Padł przeszyty drugą serią pocisków.

Z nim razem zginął ks. Paweł Denn. Urodził się 1 kwietnia 1847 w Lille. W 1872 wstąpił do jezuitów i tego samego roku wysłany został do Chin. W osiem lat później otrzymał tam święcenia kapłańskie. Pracował w kilku ośrodkach, a w Tcian-Kia-Tcioang był rektorem. Pod koniec dołączył do wspólnoty kierowanej przez o. Mangin. Zginął u jego stóp, gdy ukląkł, by przyjąć absolucję.
Remigiusz Isoré urodził się 22 kwietnia 1852 r. w Bambecque, na terenie francuskiej Flandrii. Studiował w Cambrai, a przez jakiś czas był prefektem w Roubaix. W roku 1875 wstąpił do zakonu. Studia kończył już w Chinach, gdzie też w roku 1886 otrzymał święcenia kapłańskie. Przez jakiś czas uczył w kolegium w Tcian-Kia-Tcioang, potem obsługiwał stację i szkołę w On-Y. Tam też zginął, stojąc przy ołtarzu.
Modest Andlauer był Alzatczykiem. Urodził się w Strasburgu. W roku 1877 wstąpił do jezuitów. Nauczał w Amiens, Lille i Brescii, ale marzył o misjach i męczeństwie. Wreszcie w roku 1882 mógł wyjechać do Chin. Zginął tam razem z o. Isoré, miesiąc przed innymi.

********

Canonization of Augustine Zhao Rong and 119 companions, Martyrs in China, María Josefa del Corazón de Jesús Sancho de Guerra, Katharine Mary Drexel and Josephine Bakhita

Jan Paweł II

WPATRUJMY SIĘ WE WZORY ŚWIĘTOŚCI

Msza św. kanonizacyjna

W niedzielę 1 października 2000 r. Jan Paweł II kanonizował na placu św. Piotra 123 błogosławionych. Do grona świętych włączeni zostali: bł. Augustyn Zhao Rong i 119 towarzyszy — męczennicy, którzy ponieśli śmierć za wiarę w Chinach w ciągu minionych czterech stuleci; bł. Maria Józefa od Serca Jezusa Sancho de Guerra (1842-1912), Hiszpanka, założycielka Zgromadzenia Sióstr Służebnic Jezusa Miłosiernego; bł. Katarzyna Maria Drexel (1858-1955), Amerykanka, założycielka Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Sakramentu, opiekującego się Indianami i Afroamerykanami; bł. Józefina Bakhita (1869-1947) z Sudanu, ze Zgromadzenia Córek Miłości. Uroczystość kanonizacyjna zgromadziła na placu św. Piotra tysiące pielgrzymów z Afryki, Ameryki, Azji i Europy. Z Ojcem Świętym koncelebrowało Eucharystię czterech kardynałów, liczni arcybiskupi i biskupi, przełożeni generalni zgromadzeń zakonnych. Uczestniczyli w liturgii także kardynałowie, biskupi i księża z Kurii Rzymskiej oraz oficjalna delegacja władz francuskich, hiszpańskich i włoskich.

Na początku Mszy św. abp José Saraiva Martins, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych wraz z postulatorami przedstawili Papieżowi prośbę o kanonizację błogosławionych, a następnie zostały odczytane ich krótkie biografie. Jan Paweł II wypowiedział słowa formuły kanonizacyjnej, na co wierni odpowiedzieli śpiewem «Amen» i «Alleluja» oraz długimi oklaskami. Abp Saraiva Martins podziękował Papieżowi za kanonizację. W liturgii słowa fragmenty Pisma Świętego zostały odczytane w języku chińskim i angielskim, łacińskim i greckim. Udział wiernych z Chin i Sudanu, ubranych w tradycyjne stroje, podkreślał międzynarodowy i powszechny charakter uroczystości. Na zakończenie Eucharystii Ojciec Święty odmówił ze zgromadzonymi «Anioł Pański» oraz przywitał się osobiście z członkami delegacji oficjalnych. Następnego dnia, w poniedziałek 2 października, spotkał się ponownie na placu św. Piotra z pielgrzymami przybyłymi na kanonizację. Poniżej zamieszczamy tekst papieskiej homilii, rozważanie przed modlitwą maryjną oraz słowa Ojca Świętego skierowane do pielgrzymów — uczestników kanonizacji męczenników chińskich, wypowiedziane podczas audiencji 2 października.

1. «Słowo Twoje jest prawdą: uświęć nas w Twojej miłości» (śpiew przed Ewangelią: por. J 17, 17). Takie wezwanie, będące echem modlitwy, jaką Chrystus skierował do Ojca w czasie Ostatniej Wieczerzy, zdaje się zanosić do Boga rzesza świętych i błogosławionych, których Duch Boży wzbudza w Kościele w kolejnych pokoleniach.

Dzisiaj, po dwóch tysiącach lat dziejów odkupienia, i my powtarzamy te słowa, wpatrując się we wzory świętości, jakimi są św. Augustyn Zhao Rong i 119 towarzyszy — męczennicy, którzy ponieśli śmierć w Chinach, Maria Józefa od Serca Jezusa Sancho de Guerra, Katarzyna Maria Drexel i Józefina Bakhita. Bóg Ojciec «uświęcił ich w swojej miłości», spełniając prośbę Syna, który wyciągnął ręce na krzyżu, aby nabyć Mu lud święty, a umierając pokonał śmierć i objawił moc zmartwychwstania (por. II Modlitwa Eucharystyczna, Prefacja).

Witam serdecznie was wszystkich, drodzy bracia i siostry, którzy zgromadziliście się tutaj bardzo licznie, aby złożyć hołd tym świetlanym świadkom Ewangelii.

2. «Nakazy Pana są radością serca» (Psalm responsoryjny). Te słowa psalmu responsoryjnego trafnie wyrażają doświadczenie Augustyna Zhao Ronga i 119 towarzyszy, umęczonych w Chinach. Świadectwa, jakie do nas dotarły, pozwalają nam dostrzec, że byli to ludzie zachowujący głęboki spokój ducha i radość.

Kościół okazuje dziś wdzięczność swemu Panu, który go błogosławi i obficie obdarza światłem, jakim promieniuje świętość tych synów i córek Chin. Czyż Rok Święty nie jest najwłaściwszym momentem, aby ukazać w pełni blask ich heroicznego świadectwa? Młodziutka, czternastoletnia Anna Wang, nie lęka się gróźb oprawcy, który nakłania ją do apostazji, i na chwilę przed ścięciem oświadcza z promienną twarzą: «Brama niebios jest otwarta dla wszystkich», a po cichu wypowiada trzykroć imię «Jezus». Zaś osiemnastoletni Chi Zhuzi woła nieustraszenie do tych, którzy właśnie odcięli mu prawe ramię i zamierzają obedrzeć go żywcem ze skóry: «Każdy kawałek mego ciała, każda kropla mojej krwi będą wam powtarzać, że jestem chrześcijaninem».

Podobną moc przekonania i radość okazało pozostałych 85 Chińczyków, mężczyzn i kobiet w różnym wieku i różnego stanu — kapłanów, zakonnic i świeckich, którzy przypieczętowali swoją niezłomną wierność Chrystusowi i Kościołowi oddając życie. Działo się to w różnych stuleciach, w złożonych i trudnych epokach historii Chin. Dzisiejsza uroczystość nie jest właściwym momentem, aby formułować opinie o tych epokach historycznych: będzie można i będzie trzeba uczynić to w innym miejscu. Dzisiaj, poprzez to uroczyste uznanie świętości, Kościół pragnie jedynie ukazać, że ci męczennicy są przykładem odwagi i wierności dla nas wszystkich i przynoszą zaszczyt szlachetnemu narodowi chińskiemu.

Do tej rzeszy męczenników należą także świetlane postaci 33 misjonarzy i misjonarek, którzy opuściwszy ojczyznę starali się wejść w chińską rzeczywistość i z miłością przyswajali ją sobie, pragnęli bowiem głosić Chrystusa i służyć temu narodowi. Ich groby znajdują się w Chinach, jak gdyby na świadectwo ich nieodwołalnej przynależności do tego kraju, który oni — mimo ludzkich ograniczeń — szczerze kochali, oddając mu wszystkie siły. «Nigdy nikomu nie uczyniliśmy nic złego — odpowiada bp Franciszek Fogolla gubernatorowi, który zamierza się, aby zadać mu cios mieczem. — Przeciwnie, wielu wyświadczyliśmy dobro».

po chińsku:

Niech Bóg obdarzy was szczęściem.

3. Zarówno pierwsze czytanie, jak i Ewangelia dzisiejszej liturgii ukazują nam, że Duch tchnie tam, gdzie chce, i że Bóg w każdej epoce wybiera sobie pewne osoby, aby objawiały Jego miłość do ludzi, oraz powołuje instytucje, które mają być szczególnie skutecznymi narzędziami Jego działania. Tak stało się w życiu św. Marii Józefy od Serca Jezusa Sancho de Guerry, założycielki Zgromadzenia Sióstr Służebnic Jezusa Miłosiernego.

W życiu nowej świętej, pierwszej kanonizowanej Baskijki, w szczególny sposób ujawnia się działanie Ducha. To On wskazywał jej drogę służby chorym i przygotował ją, by stała się matką nowej rodziny zakonnej.

Św. Maria Józefa przeżywała swoje powołanie jako autentyczny apostolat w dziedzinie ochrony zdrowia, jako że niosąc pomoc starała się łączyć troskę o sprawy materialne z opieką duchową i wszelkimi środkami zabiegała o zbawienie dusz. Choć sama była chora przez ostatnie 12 lat swego życia, nie unikała wysiłków ani cierpień, ale poświęcała się całkowicie służbie miłosierdzia wśród chorych, zachowując ducha kontemplacyjnego i pamiętając, że «pomoc nie polega jedynie na dawaniu choremu lekarstw i pożywienia; jest inny jeszcze rodzaj pomocy, (…) pomoc serca, która każe wczuwać się w położenie cierpiącego człowieka».

Niech przykład i wstawiennictwo św. Marii Józefy od Serca Jezusa pomogą narodowi baskijskiemu na zawsze położyć kres przemocy, tak aby Euskadi stała się błogosławioną ziemią pokojowego i braterskiego współistnienia, by prawa wszystkich ludzi były w niej zawsze szanowane i nigdy już nie lała się tam krew niewinnych.

4. «Zebraliście w dniach ostatecznych skarby» (Jk 5, 3). W drugim czytaniu dzisiejszej liturgii apostoł Jakub karci bogatych, którzy pokładają ufność w swojej majętności i niesprawiedliwie traktują ubogich. M. Katarzyna Drexel urodziła się w bogatej rodzinie w Filadelfii w Stanach Zjednoczonych. Od swoich rodziców nauczyła się jednak, że majątek rodziny nie był przeznaczony tylko dla niej, ale należało dzielić się nim z ludźmi mniej zamożnymi. Jako młoda kobieta głęboko ubolewała nad ubóstwem i beznadziejnym położeniem wielu Indian i Afroamerykanów. Zaczęła wykorzystywać swój majątek w pracy misyjnej i oświatowej pośród najuboższych członków społeczeństwa. Później zrozumiała, że potrzeba czegoś więcej. Z wielką odwagą i ufnością w łaskę Bożą postanowiła oddać bez reszty Panu nie tylko swoje dobra materialne, ale całe swe życie.

W swojej wspólnocie zakonnej — Zgromadzeniu Sióstr Najświętszego Sakramentu — krzewiła duchowość opartą na modlitewnym zjednoczeniu z Chrystusem Eucharystycznym oraz na gorliwej służbie ubogim i ofiarom dyskryminacji rasowej. Jej apostolat przyczynił się do tego, że coraz żywiej uświadamiano sobie potrzebę walki z wszelkimi formami rasizmu poprzez wychowanie oraz działalność socjalną. Katarzyna Drexel jest znakomitym przykładem praktycznego miłosierdzia i wielkodusznej solidarności z mniej zamożnymi — postaw, które od dawna charakteryzują amerykańskich katolików.

Niech jej przykład pomaga zwłaszcza ludziom młodym uświadomić sobie, że na tym świecie największy skarb można znaleźć przez naśladowanie Chrystusa niepodzielnym sercem i wielkoduszne korzystanie z darów, które otrzymaliśmy, tak aby służyły one innym i przyczyniały się do budowania świata bardziej sprawiedliwego i braterskiego.

5. «Prawo Pana doskonałe — (…) poucza prostaczka» (Ps 19 [18], 8).

Słowa z dzisiejszego psalmu responsoryjnego rozbrzmiewają doniosłym echem w życiu s. Józefiny Bakhity. Uprowadzona i sprzedana w niewolę, gdy miała zaledwie siedem lat, wiele wycierpiała z rąk okrutnych panów. Zyskała jednak zrozumienie głębokiej prawdy, że to Bóg, a nie człowiek jest prawdziwym Panem każdej ludzkiej istoty, każdego ludzkiego życia. To doświadczenie stało się źródłem wielkiej mądrości dla tej pokornej córy Afryki.

W dzisiejszym świecie tysiące kobiet nadal pada ofiarą niesprawiedliwości, nawet w rozwiniętych, nowoczesnych społeczeństwach. W św. Józefinie Bakhicie dostrzegamy wspaniałą rzeczniczkę prawdziwej emancypacji. Historia jej życia nie skłania do biernego oporu, ale budzi zdecydowaną wolę skutecznego działania w celu uwolnienia dziewcząt i kobiet od ucisku i przemocy oraz przywrócenia im godności, tak aby mogły w pełni korzystać ze swoich praw.

Myślę w tej chwili o ojczystym kraju nowej świętej, nękanym od 17 lat przez okrutną wojnę domową, której końca nie widać. W imieniu cierpiącej ludzkości raz jeszcze apeluję do osób sprawujących odpowiedzialne funkcje: otwórzcie serca na wołanie milionów niewinnych ofiar i wejdźcie na drogę dialogu. Wzywam społeczność międzynarodową, aby przestała ignorować tę ogromną ludzką tragedię. Zachęcam cały Kościół, aby prosił św. Józefinę Bakhitę o wstawiennictwo w intencji wszystkich naszych prześladowanych i zniewolonych braci i sióstr, zwłaszcza w Afryce i w jej ojczystym Sudanie, tak aby mogli oni zaznać pojednania i pokoju.

Słowa serdecznego pozdrowienia kieruję na koniec do kanosjańskich Córek Miłości, które dzisiaj radują się z wyniesienia swojej współsiostry do chwały ołtarzy. Oby umiały czerpać z przykładu św. Józefiny Bakhity nowe bodźce do ofiarnej służby Bogu i bliźniemu.

6. Drodzy bracia i siostry! Poddając się działaniu jubileuszowej łaski przyzwólmy ponownie Duchowi Świętemu, aby dokonał w nas głębokiego oczyszczenia i uświęcenia. Na tę drogę wprowadza nas także święta, której wspomnienie dzisiaj obchodzimy: Teresa od Dzieciątka Jezus. Jej to, patronce misji, oraz nowym świętym zawierzamy dziś misję Kościoła na początku trzeciego tysiąclecia.

Maryja, Królowa Wszystkich Świętych, niech wspomaga w drodze chrześcijan i wszystkich, którzy poddają się działaniu Ducha Świętego, aby na całym świecie szerzyło się światło Chrystusa Zbawiciela.

http://www.fjp2.com/pl/jan-pawel-ii/biblioteka-online/homilie/2305-canonization-of-augustine-zhao-rong-and-119-companions-martyrs-in-china-maria-josefa-del-corazon-de-jesus-sancho-de-guerra-katharine-mary-drexel-and-josephine-bakhita-

*******

Jan Paweł II

GŁOSILI EWANGELIĘ NARODOWI CHIŃSKIEMU

W poniedziałek 2 października 2000 r. Jan Paweł II spotkał się z tysiącami pielgrzymów — uczestników uroczystości kanonizacyjnej, która odbyła się poprzedniego dnia na placu św. Piotra. W przemówieniu (jego fragment zamieszczamy poniżej) Papież podkreślił wymowę i znaczenie kanonizacji bł. Augustyna Zhao Ronga oraz 119 towarzyszy — męczenników, którzy ponieśli śmierć w Chinach.

Zwracam się teraz w szczególny sposób do pielgrzymów zgromadzonych tu z okazji kanonizacji 120 męczenników, którzy ponieśli śmierć w Chinach. Przede wszystkim do was, wierni pochodzenia chińskiego, z którymi pragnę podzielić się głęboką radością z powodu tych synów i córek narodu chińskiego, którzy po raz pierwszy zostają ukazani całemu Kościołowi i światu jako wzory heroicznej wierności Chrystusowi Panu i duchowej wielkości. Tak, przynoszą oni prawdziwy zaszczyt szlachetnemu narodowi chińskiemu!

Moją radość pomnaża jeszcze myśl, że w tej chwili są z nami głęboko zjednoczeni wszyscy wierni w Chinach kontynentalnych, świadomi — tak jak wy — że mają w męczennikach nie tylko przykłady do naśladowania, ale także orędowników przed obliczem Ojca. Potrzebujemy bowiem ich pomocy, ponieważ powinniśmy w codziennym życiu okazywać taką samą ofiarność i wierność, jakich przykład dali męczennicy w swojej epoce.

Jak wszyscy wiecie, większość z tych 120 męczenników przelała krew w momentach historycznych słusznie uważanych za szczególnie doniosłe dla waszego narodu. Były to okresy dramatyczne, w których dochodziło do gwałtownych zaburzeń społecznych. Dokonując tej kanonizacji, Kościół nie zamierza oczywiście formułować hisstorycznych ocen tamtych okresów ani tym bardziej usprawiedliwiać niektórych działań ówczesnych państw, które zaciążyły na historii narodu chińskiego. Pragnie natomiast ukazać w pełnym świetle heroiczną wierność tych godnych synów i córek Chin, którzy nie pozwolili się zastraszyć przez krwawe prześladowania.

Jestem też wdzięczny za obecność licznych pielgrzymów z rodzinnych krajów 33 misjonarzy i misjonarek, zamęczonych w Chinach wraz z wiernymi chińskimi, którym głosili Ewangelię. Nie brak tych, którzy opierając się na cząstkowej i nieobiektywnej interpretacji historycznej, dopatrują się w ich działalności misyjnej jedynie ułomności i błędów. Jeżeli zdarzały się błędy — a czyż człowiek jest w stanie ich uniknąć? — prosimy o przebaczenie. Dzisiaj jednak oglądamy ich w chwale i składamy dzięki Bogu, który posługuje się ubogimi środkami, aby dokonywać swych wielkich dzieł zbawienia. Oni głosili zbawcze słowo — także składając dar z życia — i podejmowali ważne inicjatywy służące postępowi człowieka. Bądźcie z nich dumni, wy — pielgrzymi, ich współobywatele i bracia w wierze! Swoim świadectwem wskazują nam oni, że prawdziwą drogą Kościoła jest człowiek: ta droga wiedzie przez głęboki i lojalny dialog między kulturami, wspomagany codzienną ofiarą z życia, czego nauczał już mądrze i po mistrzowsku o. Matteo Ricci.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (1/2001) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/przemowienia/kanonizacja_02102000.html

*******

Święty Augustyn z Chin – św. Augustyn Zhao Rong i Towarzysze

dodane 2009-06-17 11:23

Piotr Drzyzga

Jan Paweł II wyniósł w 2000 roku na ołtarze 120 chińskich męczenników. Znalazł się w tym gronie między innymi pierwszy zamęczony ksiądz chińskiego pochodzenia…

Święty Augustyn z Chin - św. Augustyn Zhao Rong i Towarzysze   Roman Koszowski /Foto Gość Jan Paweł II wyniósł w 2000 roku na ołtarze 120 chińskich męczenników. Znalazł się w tym gronie między innymi pierwszy zamęczony ksiądz chińskiego pochodzenia…

Męczeństwo po chińsku

Każdy kawałek mojego ciała będzie wam przypominać, że jestem chrześcijaninem – św. Xi Guizi

Kanonizowanych 120 męczenników reprezentuje znacznie większą liczbę chrześcijan, którzy oddali życie za Chrystusa w różnych epokach i okolicznościach historii Kościoła w Chinach. Wśród nich 87 to chińscy katolicy (najmłodszy miał zaledwie 9 lat!), a 33 to misjonarze i misjonarki z Zachodu. Pierwszym męczennikiem Chin jest o. Franciszek Fernández de Capillas, hiszpański dominikanin, umęczony w 1648 r. Największa rzeź wierzących miała miejsce w czasie tzw. powstania bokserów (1899–1900). Zamordowano wtedy 5 biskupów, 29 księży, 9 zakonnic i 30 000 świeckich.

Listę męczenników otwiera ks. Augustyn Zhao Rong, ponieważ był on pierwszym księdzem, Chińczykiem, który poniósł śmierć męczeńską. Pochodził z prowincji Syczuan. W młodości prowadził rozpustny tryb życia. W wieku 20 lat zaczął pracować jako strażnik w więzieniu. W 1772 r. rozpoczęły się prześladowania religijne, w czasie których aresztowano wielu katolików. Jednym z więźniów był misjonarz o. Martinus Moye.

Zhao Rong, który pilnował uwięzionych katolików, był pod wrażeniem ich postawy i zaczął interesować się wiarą katolicką. Ojciec Moye po zwolnieniu z więzienia spotykał się z Zhao Rongiem i nakłonił go do przyjęcia wiary. Augustyn Zhao Rong wkrótce po chrzcie stał się katechistą, a po przygotowaniu kapłanem katolickim. Przez wiele lat pełnił swoją posługę. Podczas kolejnych prześladowań w 1815 r. został aresztowany w czasie udzielania sakramentu choremu. Skazano go na karę 60 razów kijem bambusowym w kostki i 80 policzków skórzaną podeszwą. Ks. Augustyn miał wtedy 69 lat, nie przeżył tej kary.

Chińscy męczennicy zostali kanonizowani przez Jan Pawła II w 2000 roku. Papież w kazaniu przypomniał 14-letnią Annę Wang, która tuż przed ścięciem powiedziała do oprawcy: „Brama niebios otwarta jest dla wszystkich” i trzykrotnie szeptem wezwała imię Jezus. Z kolei 18-letni Xi Guizi zawołał do tych, którzy odcięli mu prawą rękę i próbowali żywcem obedrzeć go ze skóry: „Każdy kawałek mojego ciała, każda kropla mojej krwi będzie wam przypominać, że jestem chrześcijaninem”. Do listy chińskich męczenników Kościół dopisze zapewne kiedyś zamęczonych przez reżim komunistyczny. Mimo wciąż trwających represji liczba chrześcijan w Chinach rośnie. Szacuje się, że żyje tam dziś 7 mln katolików i 15 mln protestantów.

Autor tekstu “Męczeństwo po chińsku” – ks. Tomasz Jaklewicz

 

Święta Weronika Giuliani Święta Weronika Giuliani, dziewica
Błogosławiona Joanna Scopelli Błogosławiona Joanna Scopelli, zakonnica
Święci męczennicy z Gorkum Święci męczennicy z GorkumW czerwcu 1572 r. kalwini odebrali z rąk hiszpańskich Dordrecht i Gorkum w Holandii. Uwięzili wówczas mieszkających w Gorkum franciszkanów: gwardiana Mikołaja Picka, wikarego domu Hieronima z Weert, Teodoryka Endem z Amersfoort, Nikazjusza Jonsona z Heeze, Willada z Danii, Gotfryda z Melveren, Antoniego z Weert, Antoniego z Hoornaert i Franciszka Roye z Brukseli, a także braci zakonnych: Piotra z Asche i Korneliusza Wijk z Dorestat. Uwięziono również księży diecezjalnych: Leonarda Vechela z Hertogenbosch i jego wikarego Mikołaja Janssena, nazywanego Poppelem. Po nich uwięziono Godfryda van Duynsen – kapłana, który duszpasterzował w swym rodzinnym mieście, oraz Jana Lenartza, augustianina, ojca duchownego mniszek gorkumskich.
Wszystkich pojmanych torturowano, namawiając do wyrzeczenia się wiary katolickiej. Kalwini uwięzili jeszcze dominikanina Jana z Kolonii, pobliskiego proboszcza, który – gdy usłyszał o uwięzieniu franciszkanów – chciał udzielić im sakramentów. Do aresztu trafili także norbertanie Jakub La Coupe i Adrian Jansen oraz ksiądz Andrzej Wouters z Heynoord.

Święty Jan z Osterwijk Po torturach w więzieniu w Gorkum męczennicy zostali przeniesieni do Brielle. Po drodze pokazywano ich ciekawskim, którzy stali przy trakcie, pobierając opłatę pieniężną. W Brielle urządzono przesłuchanie. Próbowano wymusić na więźniach odstępstwo od wiary w prawdziwą obecność Chrystusa w Eucharystii i prymat papieża w Kościele. Wstawiali się za nimi mieszkańcy Gorkum. Proszono o interwencję księcia Wilhelma Orańskiego, który nakazał uwolnienie księży i zakonników. Pomimo tego Willem II van der Marck, przywódca kalwinów, kazał wszystkich powiesić. Mordu dokonano 9 lipca 1572 r. w spichlerzu przy klasztorze św. Elżbiety, byłej siedzibie augustianów. Ciała zabitych zostały poćwiartowane. W nocy z 10 na 11 lipca wrzucono je do dwóch wykopanych dołów i zasypano.
W 1615 r. ciała 19 męczenników odnaleziono i przeniesiono do kościoła franciszkańskiego w Brukseli. Do kultu publicznego wystawiono je 22 czerwca 1616 r. Zostali beatyfikowana przez papieża Klemensa X w Rzymie 24 listopada 1675 r. Kanonizacji dokonał Pius IX dnia 29 czerwca 1865 r.

*******

Zapomniani święci norbertańscy w programie artystycznym naszego kościoła           ŚWIĘTY ADRIAN I ŚWIĘTY JAKUB – męczennicy z Gorkum

Hagiografowie wymieniają św. Adriana i św. Jakuba zawsze razem. Obydwaj byli norbertanami i obydwaj ponieśli śmierć męczeńską w tym samym dniu.
Adrian Jansen urodził się w 1529 roku w Hilvarenbeck (dziś Holandia). Początkowo przebywał w klasztorze w Middelburgu. Dokumenty historyczne z 1549 roku wymieniają jego nazwisko przy okazji sprawozdania z wyborów prałata w klasztorze w Middelburgu. Po święceniach kapłańskich Adrian Jansen był jakiś czas wikarym, później proboszczem w Achterkerke, a od Wielkanocy 1572 roku, po śmierci poprzedniego proboszcza Adriana La Coupe, proboszczem w Monster na południowy zachód od Hagi, nad Morzem Północnym. Adrian La Coupe był starszym bratem naszego drugiego świętego męczennika – Jakuba La Coupe.
Obaj święci żyli w okresie, kiedy w północnej Brabancji (tak brzmi historyczna nazwa tych terenów) szerzyły się idee protestanckie. Dla nowego proboszcza Adriana Jansena stało się to wyzwaniem, dlatego z wielką gorliwością poświęcił się duszpasterstwu. Jednak już po trzech miesiącach otrzymać miał koronę męczeństwa.
Wikarym w Monster był młodszy brat poprzedniego proboszcza – Jakub La Coupe. Jakub urodził się w 1542 roku w Audenarde (dziś Belgia). Mając 16 lat, poszedł w ślady starszego brata i wstąpił do Zakonu Norbertańskiego w Middelburgu. W 1561 roku złożył śluby zakonne (tzw. profesję). Swoją miłą powierzchownością i zachowaniem pozyskał sobie przyjaźń wszystkich współbraci. Ponieważ był niskiego wzrostu, bracia nazywali go małym Jakubem.
Popularnym pisarzem był wówczas Erazm z Rotterdamu. Pod wpływem jego lektury kilku młodych braci zafascynowało się ideami szerzącego się protestantyzmu. Doszło nawet do tego, że Jakub, wraz z dwoma braćmi, opuścił dom zakonny i oficjalnie wystąpił przeciw Kościołowi katolickiemu. Kiedy ojciec Jakuba dowiedział się o jego przejściu na stronę luterańską, wyruszył w drogę z Audenarde do Middelburga, aby ratować syna. Odstępstwem Jakuba przejął się również jego starszy brat Adrian, pełniący wtedy obowiązki proboszcza w Monster. Dzięki szybkiej interwencji bliskich Jakub wrócił do klasztoru. Swój wcześniejszy czyn musiał jednak odpokutować. Władze zakonne wysłały go do klasztoru w Marienhof, gdzie swoim wzorowym zachowaniem i działalnością pisarską, skierowaną przeciw protestantom, dowiódł prawdziwego nawrócenia. Nie wiedział jeszcze wtedy, że własną krwią będzie musiał wkrótce okupić swoje odstępstwo. W 1567 roku Jakub jako wikary zamieszkał w parafii w Monster, gdzie proboszczem był jego starszy brat Adrian La Coupe. Także ich ojciec zamieszkał wraz z nimi.
W XVI wieku Niderlandy (dzisiaj Holandia) znajdowały się pod panowaniem Hiszpanów. Namiestnikiem reprezentującym okupanta był znany ze swego okrucieństwa książę Alba. W kraju wybuchło narodowe powstanie, skierowane przeciwko Hiszpanom. Ponieważ Hiszpania znana była ze swego ortodoksyjnego katolicyzmu, niderlandzcy powstańcy zaczęli identyfikować się z ideami protestanckimi. Rebeliantami dowodził książę Wilhelm z Nassau. Zwolennicy reformacji bezcześcili wszędzie ołtarze, obrazy i inne przedmioty kultu. 25 czerwca 1572 zajęli miasto Gorkum. Ich przywódcą w tej okolicy był hrabia von der Marck. Kazał o­n uwięzić księży i zakonników. Buntownicy użyli tu podstępu. Jeden z nich, Johann von Naaldwyck, zapukał do drzwi plebani i powiedział, żeby proboszcz poszedł do chorego. Zapewnił go, że niczego nie musi się obawiać. Kiedy ten przygotowywał się do wyjścia, rebelianci wtargnęli siłą i uwięzili proboszcza Adriana Jansena, jego wikarego Jakuba La Coupe oraz ojca Jakuba. Wrzucili ich wszystkich do łodzi. Po drodze spotkali rybaków, którym zaproponowali sprzedanie więźniów za beczkę piwa. Ale ci się nie zgodzili. Po przybyciu do Brielle zaczęły się przesłuchania. Hrabia von der Marck chciał przekonać ojca Jakuba, aby ten wymógł na synu rezygnację z przywiązania do papiestwa. Ojciec zdecydowanie odmówił. Widząc niezłomną wiarę ojca, von der Marck wypuścił go na wolność, zaś obydwu zakonników wtrącił do więzienia. Byli o­ni jeszcze kilka razy przesłuchiwani i głodzeni. Próbowano wymusić na nich odstępstwo od wiary w prawdziwą obecność Jezusa w Eucharystii. Adrian i Jakub jednak bez wahania wyznawali swoją wiarę. Bronili również prymatu papieża w Kościele. Mieszkańcy Gorkum wstawiali się za nimi do księcia Wilhelma z Nassau. Ten kazał ich uwolnić, lecz von der Marck nie zastosował się do tego polecenia. 9 lipca 1572 na jego rozkaz Adrian, Jakub i jeszcze 17 innych osób zostało powieszonych w szopie byłego klasztoru augustianów. Żołnierze poćwiartowali szablami i nożami ich ciała. Dopiero w nocy z 10 na 11 lipca ich zwłoki zostały wrzucone do dwóch dużych dołów, gdzie spoczywały do 1615 roku. Wtedy to wykopano doczesne szczątki 19 męczenników z Gorkum i przeniesiono je do kościoła franciszkanów w Brukseli. 22 czerwca 1616 ich relikwie zostały uroczyście wystawione do kultu publicznego.
24 listopada 1675 męczennicy z Gorkum zostali beatyfikowani przez papieża Klemensa X, a 29 czerwca 1867 papież Pius IX ogłosił ich świętymi. Ich liturgiczne wspomnienie przypada 9 lipca.
Co roku, w okresie oktawy Bożego Ciała, w okolice Brielle przyjeżdża wielu pielgrzymów, aby uczcić męczenników, którzy za wiarę w obecność Chrystusa w Eucharystii oddali życie. Miejsce ich męczeństwa nosi dziś nazwę Pole Męczenników.

  Halina i Zbigniew Podgórni

********

 

Święty Hadrian III Święty Hadrian III, papież
Błogosławiony Adrian Fortescue Błogosławiony Adrian Fortescue, męczennik
Błogosławiony Fidelis Chojnacki Błogosławiony Fidelis Chojnacki, zakonnik i męczennikHieronim Chojnacki urodził się 1 listopada 1906 r. w Łodzi. Religijną formację otrzymał w domu rodzinnym, pogłębiając ją w łódzkiej parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Po ukończeniu nauki w szkole średniej przez rok uczył się w szkole podchorążych. Po jej ukończeniu przez pewien czas nie mógł znaleźć pracy, po czym – dzięki kontaktom rodzinnym uzyskał posadę jako urzędnik. Po roku przeniósł się do Warszawy, gdzie pracował na Poczcie Głównej.
W Warszawie spotkał się ponownie ze starszym o dwa lata wujem, już wtedy kapłanem, ks. Stanisławem Sprusińskim. Pomagał mu w działalności w Akcji Katolickiej. Zaangażował się też w sprawę szerzenia abstynencji. Te wspólne działania zaowocowały decyzją o wstąpieniu do kapucynów. Najpierw na początku 1933 r. Hieronim wstąpił do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Tu zetknął się z o. Anicetem Koplińskim – wielkim “jałmużnikiem”, “św. Franciszkiem Warszawy”. Mimo sprzeciwu rodziców Hieronim poprosił o przyjęcie do zakonu. 27 sierpnia 1933 r. zamieszkał w klasztorze w Nowym Mieście nad Pilicą, przyjmując habit i zakonne imię Fidelis.
W trakcie studiów w Zakroczymiu nadal działał na rzecz abstynencji. Biegle znał niemiecki, francuski, włoski i angielski, a w nowicjacie nauczył się łaciny. Na początku 1937 r. zdał ostatnie egzaminy z filozofii z wynikiem celującym, po czym 28 sierpnia 1937 r. złożył śluby wieczyste i podjął naukę na studiach teologicznych – prowadzących do kapłaństwa – w seminarium kapucyńskim w Lublinie.
Gdy wybuchła II wojna światowa, Lublin znalazł się pod okupacją niemiecką. Dalsze losy seminarium i studiów były niepewne. 25 stycznia 1940 r. Niemcy aresztowali wszystkich kleryków i zakonników kapucyńskich w Lublinie. Uwięziono ich w więzieniu w Zamku Lubelskim. Fidelis ze spokojem znosił ciężkie warunki więzienne.
18 czerwca 1940 r. Fidelis został przeniesiony do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Był to modelowy obóz o typowo pruskiej organizacji i dyscyplinie. Niemcy prowadzili go w taki sposób, by wykorzystać do końca wszelkie siły więźniów jak najmniejszym kosztem. Fidelis stracił tam właściwe sobie optymizm i pogodę ducha. W rezultacie fatalnych warunków egzystencji, braku odzieży, ciężkiej, wykańczającej pracy, i w szczególności nieludzkie traktowanie więźniów zmieniły go – ogarnął go pesymizm. Niebawem zapadł na zdrowiu. Po pół roku został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie nadano mu numer 22473.
Zimą 1942 r., przenosząc kocioł kawy, brat Fidelis poślizgnął się, przewrócił i oblał gorącym napojem. Za karę został brutalnie pobity przez blokowego. Coraz bardziej gasł fizycznie. Zachorował na zapalenie płuc. Latem 1942 r. został skierowany do obozowego “szpitala”, na blok inwalidów, z którego wielu żywych nie wychodziło. Zmarł 9 lipca 1942 r. Ciało o. Fidelisa zostało spalone w obozowym krematorium w Dachau, a prochy rozrzucone na okoliczne pola.
Wraz z czterema innymi kapucynami został beatyfikowany w gronie 108 męczenników II wojny światowej przez papieża św. Jana Pawła II podczas Mszy sprawowanej 13 czerwca 1999 r. w Warszawie.

*******

…do tańca i do różańca

Hieronim i Stanisław
Hieronim przyszedł na świat w Łodzi, w 1906 roku, w wielodzietnej rodzinie. Jako mały chłopiec ze starszym o 2 lata wujem (bratem matki) – Stanisławem, często bawił się „w kościół”. W papierowym ornacie, przy organach (ustnej harmonijce, na której akompaniował Stanisław) i przy asyście zakrystiana (dużo starszej od nich ciotki) sprawował Hieronim swoje pierwsze „msze”.
Po ukończeniu szkoły średniej Hieronim wstąpił do szkoły podchorążych, Stanisław już wcześniej rozpoczął naukę w seminarium. Po ukończeniu podchorążówki Hieronim nie mógł znaleźć pracy. Dzięki ciotce otrzymał zatrudnienie w PZU w Szczuczynie Nowogrodzkim. Po roku udało mu się dostać pracę w Warszawie, na Poczcie Głównej. W tym czasie cały czas współpracuje z ks. Stanisławem przy kierowaniu Akcji Katolickiej na terenie Warszawy. Zacieśnia się między nimi przyjaźń, uwidacznia się coraz większy wpływ Stanisława na duchowość Hieronima.

Ostatnia Wigilia z Hieronimem
W grudniu 1932 Hieronim przyjechał z Warszawy na Święta. Była to jego ostatnia Wigilia w rodzinnym domu – pół roku później wstąpi do kapucynów. W czasie przygotowań do wigilijnej wieczerzy powiedział, że nie usiądzie do stołu jeżeli nie zniknie z niego alkohol. Wybuchła sprzeczka z ojcem. W końcu ojciec dał za wygraną i schował alkohol. Taka postawa Hieronima wynikła z jego dużego zaangażowania w sprawę szerzenia abstynencji. Z tego czasu zachował się jego referat, napisany dla jednego z abstynenckich kółek, pt. „Alkohol – tyranem królewskiego człowieczeństwa”.

„Jedna chwila…”
Po podjęciu pracy w Warszawie Hieronim zaprzyjaźnia się z kapucynami. Przy klasztorze na Miodowej wstępuje do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Należał w nim do ekipy łagodzenia sporów oraz ekipy odpowiedzialnej za pomoc biednym. Tu miał styczność z o. Anicetem, którego znał już wcześniej. Spotkali się wcześniej, w oficerskim kasynie, gdzie Anicet zbierał jałmużnę dla biednych. Oficerowie próbowali upić Aniceta, oferując mu pieniądze po wypiciu z nimi kolejki. Jednak szybko stwierdzili, że z o. Anicetem taki zakład to niezbyt dobry pomysł.
Kontakt, z kapucynami, szczególnie z o. Anicetem, rozbudził w Hieronimie kapucyńskie powołanie. Mimo sprzeciwu rodziców prosi o przyjęcie do zakonu. Pytany o to, dlaczego się zdecydował na taki krok, odpowiadał: „Jedna chwila głębokiego namysłu”.

Okruchy czasu
W 1933 roku, w sierpniu, rozpoczął nowicjat, otrzymał habit i zakonne imię Fidelis. Był sporo starszy od współnowicjuszy – w chwili wstąpienia miał 27 lat. Imponował wewnętrznym wyrobieniem, ale i przystępnością i prostotą. Jego współbrat z nowicjatu – o. Benedykt Drozdowski – wspominał, że Fidelis interesował się szczególnie zagadnieniami życia wewnętrznego – dużo czytał i rozmawiał na ten temat z braćmi.
Biegle znał niemiecki, francuski, włoski i angielski. W nowicjacie nauczył się łaciny. Nie tracił czasu. O. Benedykt wspomina, że już na początku nowicjatu Fidelis powiedział: „Życie nasze i praca składa się zasadniczo z okruchów czasu, kto potrafi wykorzystać każdą chwilę – ową kruszynę czasu – ten wiele potrafi zrobić w każdej dziedzinie”. Innym hasłem Fidelisa było: „Normalny człowiek powinien być do tańca i do różańca”.

„Trzeba psuć papier.”
W 1934 rozpoczyna studia filozoficzne w Zakroczymiu. Tu pod wpływem ks. Stanisława i za zgodą przełożonych zakłada Kółko Współpracy Intelektualnej Kleryków. Fidelis układa regulamin i statuty Kółka. W jego ramach odbywają się spotkania i referaty. Jednocześnie kontynuuje zaangażowanie w działalność abstynencką – zakłada Kółko Abstynentów. Na sercu leżą mu nieustannie sprawy Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Przełożeni liczyli na to, że w przyszłości będzie odpowiedzialny za kierowanie FZŚ w skali prowincji.
Dużo pisze. Zachowało się kilka artykułów (publikował w „Rodzinie Serafickiej”) i kilkanaście listów jego autorstwa. W jednym z nich napisał: „Co do mnie, teraz coraz więcej piszę. Muszę! Gdy się coś we mnie skrupi, to już nie ma rady, trzeba psuć papier”. W tym samym liście przedstawia projekt opracowywanego przez siebie brewiarza dla FZŚ oraz „Podręcznika dla tercjarzy” – książki omawiającej zagadnienia z duchowości franciszkanów świeckich. Warto przypomnieć, że w tym czasie jest dopiero studentem filozofii, a więc dopiero rozpoczyna zakonne życie.

Dojrzał do nieba
W 1937 przyjeżdża na studia teologiczne do Lublina. Zostaje dziekanem kapucyńskiego seminarium. Rok akademicki 1939/1940 bracia rozpoczęli w zbombardowanym, okupowanym przez Niemców, mieście. W liście do ks. Stanisława Fidelis nie potrafi ukryć przygnębienia: „Panuje i u nas atmosfera bez jutra, coś co bardzo męczy, nie wiemy ani dnia, ani godziny. (…) O normalnym życiu nie ma u nas mowy. Nigdy nie wiem co będę robił. To dziwne, prawda? Ale też i męczące”. Dalej zaznacza, że już za rok, po święceniach, ma zostać redaktorem naczelnym „Rodziny Serafickiej”, wydawanego od 1910 r. czasopisma FZŚ. Miesiąc po napisaniu tego listu, wraz z całą familią klasztoru lubelskiego zostaje aresztowany i umieszczony w więzieniu na Zamku Lubelskim. Po niespełna pół roku więźniów przewieziono do Sachsenhausen, a następnie do obozu w Dachau.
To co Fidelis przeżył w obozach odcisnęło na nim swoje piętno. Złamało go wewnętrznie. Stracił właściwy sobie optymizm. W Dachau z powodu fatalnych warunków, braku odzieży i wykańczającej pracy, bardzo zapadł na zdrowiu.
Zimą 1942 roku przenosząc kocioł kawy, poślizgnął się i przewrócił. Gorąca kawa poparzyła Fidelisa. Został wtedy ciężko pobity przez blokowego. To wydarzenie jeszcze bardziej przyczyniło się do jego załamania wewnętrznego. Jeden z braci-współwięźniów powiedział o Fidelisie: „Godził się na śmierć i Bogu składał w cichej ofierze wszystkie swoje sny i marzenia o pracy w przyszłości. Ukojenie spływało powoli na serce osłabione, z trudem wybijające ostatnie swe drgnienia na ziemi”.
Gdy szedł obozowego szpitala, a więc na śmierć, był „jakby dziwnie ukojony i uciszony w sobie, w oczach miał nawet pogodne błyski, ale były to już błyski nie z tego świata. Ucałował się z każdym z nas i pożegnał nas słowami godnymi syna św. Franciszka: ‘Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Do widzenia w niebie’.”
Jego ciało spalono w obozowym krematorium. Rodzina otrzymała od władz obozowych lakoniczną informację o jego śmierci.

br. Szymon Janowski

https://www.kapucyni.pl/index.php/biografie/kapucyni/2294-b-fidelis-chojnacki

Ponadto dziś także w Martyrologium:
świętych męczenników: Anatolii, dziewicy, i Audaksa (+ poł. III w.); św. Brycjusza, biskupa Martuli (+ IV w.); św. Cyryla, biskupa (+ poł. III w.); świętych męczenników Patermucjusza, Kopresa i Aleksandra (+ IV w.)
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-09.php3
**********************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ, OBEJRZEĆ, POSŁUCHAĆ ….
********

3 rzeczy, które wkurzają spowiedników

Piotr Kropisz SJ

Wiele irytuje osoby spowiadające się: wymądrzanie się księży, przerywanie, brak uważnego słuchania, mówienie nie na temat, brak empatii, poczucie wyższości czy po prostu brak delikatności. A co irytuje spowiedników?

Masz pytania, wątpliwości dotyczące spowiedzi?

 

Przygotowaliśmy dla Ciebie zupełnie za darmo pełnowartościowy, specjalnie wydany ebook: Spowiedź – praktyczny poradnikZapisz się do newslettera i  i pobierz darmowy ebook!

W książce zbiór artykułów i gotowych formuł, które każdemu pomogą dobrze przejść przez sakrament pojednania, niezależnie od tego, kiedy ostatni raz znalazł się w konfesjonale.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1907,3-rzeczy-ktore-wkurzaja-spowiednikow.html

********

Franciszek nawiązał do duchowości ignacjańskiej

Radio Watykańskie

slo

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Franciszek w trakcie spotkania w kościele św. Franciszka w Quito nawiązał do swej zakonnej duchowości i Ćwiczeń duchownych św. Ignacego. Przypomniał, że ich autor zawsze podkreślał, iż miłość objawia się bardziej w czynach, niż w słowach.

Spotkanie Papieża z przedstawicielami świata polityki, gospodarki i życia społecznego Ekwadoru odbyło się w należącym do franciszkanów, wspaniałym kościele św. Franciszka w Quito. Jest to najstarsza świątynia katolicka Ameryki Łacińskiej, której budowę rozpoczęto w 1536 r.

 

W jej drzwiach Ojca Świętego powitały władze stolicy, a burmistrz wręczył mu symboliczne klucze miasta. Natomiast wewnątrz w imieniu różnych grup społecznych reprezentowanych na spotkaniu słowa powitania wygłosił przewodniczący komisji episkopatu ds. laikatu abp Luis Cabrera Herrera OFM.

Swoje przemówienie, w którym wielokrotnie odchodził od wcześniej przygotowanego tekstu, Franciszek rozpoczął nawiązaniem do tego gestu otrzymania kluczy. Powiedział, że pozwala mu to czuć się w Quito jak u siebie w domu. I tak powinno być, bo społeczeństwo wygrywa, kiedy każda osoba czy grupa społeczna czuje się w nim jak w domu. Tak jest w rodzinie: rodzice, dziadkowie, dzieci są u siebie w domu; nikt nie jest wykluczony. Jeśli ktoś ma problem, nawet poważny, inni przychodzą mu z pomocą, wspierają go; jego cierpienie jest cierpieniem wszystkich. Tak powinno być także w społeczeństwie. Często jednak nasze stosunki społeczne czy gry polityczne opierają się na konkurencji, na odrzuceniu. – W rodzinach wszyscy wnoszą swój wkład do wspólnego projektu, wszyscy działają dla wspólnego dobra, ale niszcząc jednostki; przeciwnie, wspierają ją, promują. Kłócą się, ale jest coś, co jest niepodważalne: więź rodzinna. Kłótnie rodzinne później się wybacza. Radości i smutki każdego stają się radościami i smutkami wszystkich. Na tym polega bycie rodziną! – kontynuował Papież.

Franciszek nawiązał tu do swej zakonnej duchowości i Ćwiczeń duchownych św. Ignacego. Przypomniał, że ich autor zawsze podkreślał, iż miłość objawia się bardziej w czynach, niż w słowach.

– Z tej miłości wypływają proste gesty umacniające więzy osobowe. Przy różnych okazjach wspominałem o znaczeniu rodziny jako komórki społecznej. W rodzinie ludzie otrzymują podstawowe wartości miłości, braterstwa i wzajemnego szacunku, które przekładają się na istotne wartości społeczne, którymi są bezinteresowność, solidarność i pomocniczość. A zatem, wychodząc od tego bycia w domu, patrząc na rodzinę, pomyślmy o społeczeństwie poprzez te wartości społeczne, które wynosimy z domu, z rodziny: bezinteresowność, solidarność i pomocniczość – powiedział Papież.

Bezinteresowność najlepiej widać na przykładzie relacji rodziców do dzieci. Wszystkie, choć każde ma własny charakter, kochają oni tak samo. Natomiast kiedy dziecko nie zechce mieć udziału w tym, co od nich bezinteresownie otrzymuje, zrywa tę relację, wpada w kryzys. Jednak miłość rodzicielska pomaga mu wyjść z egoizmu, aby nauczyło się żyć z innymi i dzielić się tym, co ma.

– Bezinteresowność to konieczny wymóg sprawiedliwości. To, kim jesteśmy i co posiadamy, zostało nam dane, aby służyło innym. Darmo otrzymaliśmy, darmo dajemy. Nasze zadanie polega na tym, aby owocowało to w dobrych dziełach. Dobra są przeznaczone dla wszystkich i dlatego, jeśli ktoś posiada swoją własność, do czego ma prawo, obciąża je hipoteka społeczna. Zawsze. W ten sposób ekonomiczną koncepcję sprawiedliwości opartą na zasadzie kupna-sprzedaży przezwycięża się koncepcją sprawiedliwości społecznej, która broni podstawowego prawa osoby do godnego życia – powiedział Franciszek.

Myśl tę Papież kontynuował dalej w odniesieniu do koncepcji sprawiedliwości i ekologii.

– Eksploatacja tak bogatych w Ekwadorze zasobów naturalnych nie powinna zmierzać do doraźnego zysku. Zarządzanie tym bogactwem zobowiązuje nas wobec całego społeczeństwa i przyszłych pokoleń, którym nie możemy pozostawić tego dziedzictwa bez właściwej troski o środowisko naturalne, bez świadomości bezinteresowności, która płynie z kontemplowania świata stworzonego. Towarzyszą nam tu dziś bracia należący do pierwotnej ludności, przybyli z ekwadorskiej Amazonii. Obszar ten jest jednym z najbogatszych «w różne gatunki, w gatunki endemiczne, niedostatecznie chronione». Wymaga to “szczególnej troski ze względu na ich ogromne znaczenie dla globalnego ekosystemu», posiadają bowiem biologiczną różnorodność «o wielkiej złożoności, niemal niemożliwej do poznania jej w pełni»; gdy jednak są «wypalane lub karczowane, żeby powiększać uprawy, to w ciągu kilku lat ginie wiele gatunków», o ile wprost nie «przekształcają się w jałowe pustynie» (por. LS 37-38). I to w tej dziedzinie  Ekwador – wraz z innymi krajami regionu Amazonii – ma szansę praktykować pedagogię ekologii integralnej. Odziedziczyliśmy od naszych rodziców świat, otrzymaliśmy go jako pożyczkę od naszych dzieci i przyszłych pokoleń, którym musimy ją zwrócić! I to w lepszym stanie. A to jest bezinteresowność – powiedział Franciszek.

Papież podkreślił, że z braterstwa przeżywanego w rodzinie rodzi się też solidarność w społeczeństwie, która nie polega tylko na dawaniu potrzebującym, ale również na odpowiedzialności za siebie nawzajem. Jeśli widzimy w innym brata, nikt nie może być wykluczony, nikogo nie można pozostawić jako oddzielonego. Ma to swoje przełożenie także na szczeblu państwa.

– Ekwador, podobnie jak wiele innych krajów Ameryki Łacińskiej, doświadcza dzisiaj głębokich zmian społecznych i kulturowych, nowych wyzwań, które wymagają zaangażowania wszystkich podmiotów społecznych. Migracja, koncentracja ludności w miastach, konsumpcjonizm, kryzys rodziny, bezrobocie, strefy nędzy stwarzają niepewność i napięcia stanowiące zagrożenie dla życia społecznego. Normy i prawa, a także projekty społeczeństwa obywatelskiego muszą zmierzać do integracji, aby promować przestrzenie dialogu, przestrzenie spotkania, a w ten sposób sprawić, by pozostały tylko bolesnym wspomnieniu wszelkiego rodzaju ucisk, nadmierne kontrole i odbieranie wolności – powiedział Papież.

Z kolei Franciszek wskazał na zasadę pomocniczości. Akceptacja, że nasza decyzja nie musi koniecznie być jedyną słuszną, jest zdrową realizacją pokory. Uznając to, co jest dobre w innych, także z ich ograniczeniami, dostrzegamy bogactwo różnorodności i wartość komplementarności. – Ludzie i grupy mają prawo do podejmowania swojej drogi, nawet jeśli czasami prowadzi to do popełniania błędów – podkreślił Ojciec Święty.

– Szanując wolność, społeczeństwo obywatelskie jest powołane do promowania każdej osoby i podmiotu społecznego, tak aby mogły one podjąć swoją rolę i wnieść swój specyficzny wkład na rzecz dobra wspólnego. Dialog jest konieczny, jest niezbędny, aby dotrzeć do prawdy, która nie może być narzucana, ale poszukiwana szczerze i z krytycyzmem. W demokracji współuczestniczącej każda z sił społecznych, grupy ludności pierwotnej, Afro-Ekwadorczycy, kobiety, stowarzyszenia obywatelskie i osoby działające na rzecz społeczności w służbach publicznych, są niezbędnymi protagonistami, głównymi aktorami tego dialogu, a nie jego widzami – powiedział Papież.

Konkludując Franciszek podkreślił, że również Kościół pragnie współpracować w dążeniu do dobra wspólnego. Czyni to przez swoją działalność społeczną i edukacyjną, krzewiąc wartości etyczne i duchowe, jako proroczy znak niosący promień światła i nadziei wszystkim, zwłaszcza najbardziej potrzebującym.

Po zakończeniu spotkania w kościele franciszkanów ze światem polityki i gospodarki Papież udał się do pobliskiego kościoła jezuitów. Ochrona osobista Ojca Świętego miała nie lada problem, jak przeprowadzić go przez zewsząd naciskający tłum rozentuzjazmowanych wiernych. Franciszek zresztą chętnie podchodził do ludzi, błogosławiąc ich i podawane mu przedmioty.

Wizyta w kościele Towarzystwa Jezusowego w Quito miała charakter ściśle prywatny. Franciszek modlił się tam przed obrazem Matki Bożej Bolesnej, przedstawiającej Maryję z sercem przebitym siedmioma mieczami. Po nawiedzeniu świątyni spotkał się tam ze swoimi współbraćmi zakonnymi.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3227,franciszek-nawiazal-do-duchowosci-ignacjanskiej.html

********

Dzieci zapytano o aborcję. Jak zareagowały?

Online for Life / youtube.com / pk

Grupie dzieci zadano pytanie, którego się nie spodziewały. Choć próbowały, nie mogły się od niego wykręcić. Posłuchaj, co najmłodsi mają do powiedzenia, kiedy dorośli zadają im pytania mrożące krew w żyłach…

Każde dziecko ma głęboko zakodowaną zdolność do troski o innych, empatii i szczerości. Właśnie dlatego tak spontanicznie reagują na pytania dorosłych.
Zobacz ten wyjątkowy materiał i dowiedz się jak dzieci zareagowały na pytania związane z aborcją..

http://www.deon.pl/pro-life/aborcja/art,106,dzieci-zapytano-o-aborcje-jak-zareagowaly.html

*******

Ważne! Dialog rodziców i “zgranie” wychowawcze

Osvaldo Poli / slo

W dialogu z żoną mąż powinien również odwoływać się do „siły rozumowania” (fot. shutterstock.com)

Tata i mama dysponują zupełnie innymi “pudełkami z narzędziami”, za pomocą których budują relację z dziećmi. Dlatego też dialog małżonków stanowi instrument umożliwiający “zgranie” wychowawcze pomiędzy rodzicami.

 

Odmienność męskiej wrażliwości może bardzo pomóc żonie i matce w wypracowaniu bardziej zrównoważonego i realistycznego stylu wychowawczego. Ojciec może dać matce bardzo dużo, ale pod warunkiem, że będą zdolni do konstruktywnego dialogu. Dialog ten stanowi najważniejsze narzędzie wzbogacania własnej wrażliwości wychowawczej przez otwarcie na wpływ drugiego z małżonków. Istnieje coś na kształt zapłodnienia psychologicznego i duchowego, które jest równie ważne jak to fizyczne. Każde dziecko jest zawsze, i to w jak najbardziej rzeczywisty i dosłowny sposób, owocem relacji duchowej w małżeństwie, także w sytuacjach, kiedy jest ona ułomna lub nie ma jej prawie wcale. Nawet jeśli ten owoc odzwierciedla negatywne konsekwencje owego braku.

Bez prawdziwej konfrontacji ze współmałżonkiem działania wychowawcze każdego z rodziców są w większym stopniu podatne na błędy, ponieważ nie są odmierzone także za pomocą odmiennej miary, wynikającej z wrażliwości drugiej osoby. Tata i mama dysponują zupełnie innymi “pudełkami z narzędziami”, za pomocą których budują relację z dziećmi. Dlatego też dialog małżonków stanowi instrument umożliwiający “zgranie” wychowawcze pomiędzy rodzicami. Pozwala to na posługiwanie się także narzędziami z “pudełka” należącego do współmałżonka, stopniowe przyswajanie sobie jego wrażliwości, aż stanie się ona częścią własnego stylu bycia z dziećmi. W ten sposób wrażliwość osobista wzbogaca się o to, co wzięte od drugiej osoby, a zdolność do miłości w stosunku do dzieci wyraża się w sposób bardziej kompletny i autentyczny.

Odmienność współmałżonka może być w niektórych aspektach przeżywana jako prawdziwe szczęście, jako sposób na polepszenie własnej wrażliwości i zdolności do działania na rzecz dobra wychowawczego dzieci. Każdy ze współmałżonków jest jednocześnie zaangażowany w pomoc drugiemu i w to, aby “dać sobie pomóc” we własnych poczynaniach wychowawczych. Oboje podzielają tę samą wartość (miłość do dzieci) i to samo pragnienie działania na rzecz ich dobra, a ten wspólny cel stanowi samo jądro łączącego ich sojuszu wychowawczego.

“Zgranie” wychowawcze pozwala więc na to, żeby się do siebie trochę “upodobnić”, i to w taki sposób, aby różnice między obojgiem rodziców “współgrały” ze sobą. Można to zrealizować wówczas, gdy każdy ze współmałżonków zyskuje swobodę w sytuacji, kiedy jest skonfrontowany z własnymi sprzecznościami i ograniczeniami w pełnieniu roli wychowawcy. Z tego też powodu godzi się na pomoc współmałżonka i korzysta z jego najlepszych aspektów, by polepszyć własną relację z dziećmi. W tym kontekście wzajemnej pomocy warto podkreślić, w jaki sposób wkład męskiej wrażliwości może wzbogacić kobiecość i “uratować ją” przed nieuniknionym ryzykiem (w pewnej mierze w każdym indywidualnym przypadku), jakie charakteryzuje matczyną interpretację miłości do dzieci.
Bez wpływu wrażliwości ojcowskiej matka wystawia się na niebezpieczeństwo, że zostanie “zjedzona” przez dzieci, co ma tu symbolizować wyczerpanie jej energii psychologicznej, fizycznej, finansowej. Prowadzona przez swoją wspaniałą gotowość do ofiar, może zbyt późno zdać sobie sprawę z tego, że dzieci w subtelny sposób ją wykorzystują, że jej nie poważają, że w niesprawiedliwy sposób nadużywają jej gotowości; jednym słowem – że przekroczyła cienką czerwoną linię oddzielającą służenie dobru dzieci od bycia ich służącą. Zadaniem ojca jest pomaganie matce w tym, by była mniej “kompletnie” pochłonięta życiem dziecka, i podkreślanie istnienia nieprzekraczalnej granicy, poza którą jej pragnienie służenia dziecku nie może wykroczyć. Poza tym może on i powinien chronić ją przed dziećmi, służyć jej otwarcie za “tarczę” powstrzymującą ich nadmierne żądania czy ich próby wykorzystywania naturalnej gotowości matki.

Nie zawsze jednak “wyzwalanie” mamy poprzez dawanie jej do zrozumienia, że istnieje inny sposób rozumienia relacji z dzieckiem, jest takie proste. Ma ona nieustanną tendencję do samooskarżeń: gdybym zrobiła więcej, gdybym postąpiła inaczej, to może to wszystko by się nie stało… Sprawia to, że mama wiecznie zmaga się z poczuciem niedostosowania i winy, jeśli w życiu dziecka nie wszystko układa się najlepiej. To ciemne i bolesne wrażenie można usunąć tylko wtedy, kiedy zaakceptuje się ojcowską zasadę, że odpowiedzialność (a tym samym także zasługę i winę) należy stopniowo przerzucać na samo dziecko.

Ojciec pomaga matce w rozwiązaniu tego stanu “nieoddzielenia”, starając się wyzwolić ją od przeświadczenia, że nie zrobiła tego, czego w rzeczywistości zrobić nie mogła ani nie powinna. Pomaga jej w uznaniu (względnej) bezsilności i w zrezygnowaniu bez poczucia winy z (rzekomej) wszechmocy. W rzeczywistości matka może pomóc dziecku na przykład w powtarzaniu lekcji, ale nie może się uczyć zamiast niego; może zrobić wszystko, aby przekonać dziecko, że powinno uważać na lekcjach, ale nie może siedzieć z nim w klasie, aby przywoływać je do porządku za każdym razem, kiedy się zagapi.

Stwierdzeniem często używanym przez ojców, aby pomóc matkom w tym trudnym procesie, jest: “Uspokój się, nic więcej nie możesz zrobić!”. Ulga, jaką przynoszą te słowa, polega na tym, że pozwalają one wywikłać się z postawy utożsamienia, która prowadzi matkę do “wyczerpania” całej swojej energii, całego swojego czasu, całego swojego życia. Pomaga jej też w tym, by nie czuła się winna, jeśli czasami jest zmęczona, chce odpocząć, nie jest w stanie pomóc dziecku, wreszcie, jeśli sama prosi o jego pomoc w pracach domowych. Jeśli myśli chociaż trochę także o sobie, jeśli nie stawia dziecka o jeden szczebelek wyżej od samej siebie…

 

Ojciec dodaje matce pewności siebie, potwierdzając jej prawo do tego, by była poirytowana, rozczarowana czy rozgniewana pewnymi zachowaniami dziecka, a w niektórych przypadkach także do tego, by “stracić cierpliwość” i nie mieć sobie tego za złe. Ojciec powinien także “bronić” praw mamy wobec dzieci, bo jeśli tak się nie dzieje, mają one skłonność do wykorzystywania otwartości, jaka cechuje jej miłość. Mama, jak potwierdzają zwierzenia wielu dzieci, pod pretekstem dialogu często próbuje się usprawiedliwiać raczej niż tłumaczyć im powody swojego postępowania: “Zmusiłaś mnie, żebym cię potraktowała w ten sposób – mówi matka z zamiarem wytłumaczenia dziecku swojej reakcji gniewu – wcale nie chciałam cię tak bardzo skrzyczeć, ale musisz zrozumieć, że ja też miałam ciężki dzień… Chodź tu, przeprosimy się…”. Forma i kontekst takiej postawy jasno ukazują u matki poczucie winy, które nieuchronnie jest celowo “rozdmuchiwane” przez łatwą do przewidzenia reakcję dziecka. Podczas gdy matka w głębi serca obiecuje sobie, że w przyszłości będzie miała więcej cierpliwości i gotowości do znoszenia wszystkiego, dziecko czuje się zwolnione z trudu pracy nad sobą, właśnie dlatego, że nie określono jasno jego odpowiedzialności w tym zakresie.

Ojciec pomaga także matce w dostrzeganiu wad jako rzeczywistych aspektów dziecka, niezależnych od niej, a nie będących wyłącznie konsekwencjami popełnionych przez nią błędów wychowawczych. Rodzic jest odpowiedzialny za postawę wychowawczą, jaką przyjmuje w obliczu negatywnych skłonności dziecka, ale nie za samą obecność tych tendencji w strukturze jego charakteru. Korekta wychowawcza jest możliwa tylko wtedy, gdy te aspekty dziecka zostają przyjęte jako realnie dane, co oznacza, że trzeba przełamać typowo matczyną tendencję do tego, by “nie widzieć wad” lub uznawać je za możliwe do wyplenienia jej własnym wysiłkiem i ofiarą (bez aktywnego współudziału dziecka).

Przyznanie, z uczuciem prawdziwej przykrości i smutku, że dziecko, na przykład, jest rozrzutne, podkrada w domu pieniądze, próbuje dyktować swoje warunki, lenić się czy wykorzystywać innych bez poczucia winy, to jeden z zasadniczych aspektów psychologicznego oddzielenia matki od dziecka. Jest to warunkiem obarczenia syna lub córki odpowiedzialnością, która nie zlewa się z matczyną. Dopiero kiedy przełamie się postawę “niedostrzegania, że ono takie jest”, można dziecku rzeczywiście pomóc w pracy nad sobą.

 

W dialogu z żoną mąż powinien również odwoływać się do “siły rozumowania”. Często jest zmuszony do tego, by hamować żonę, ukazywać sprzeczności w jej sposobie rozumowania i odpowiadania na zachowania dzieci. Oto kilka przykładów krytyki zmierzającej do pomocy żonie w przyjęciu odmiennego punktu widzenia:

 

  • “Dlaczego, kiedy dziecko jest ze mną, kładzie się spać spokojnie, a przy tobie ciągle płacze?”
  • “Dlaczego, kiedy zostaje ze mną, jestem w stanie posprzątać w domu, a ono bawi się samo, a ty mówisz, że kiedy z nim jesteś, nic nie możesz zrobić?”
  • “Dlaczego przy mnie szybciej odrabia lekcje?”
  • “Dlaczego, kiedy każę dziecku odrabiać lekcje, ty mówisz, że jest jeszcze za wcześnie i żebym dał mu odpocząć, a następnego dnia o tej samej godzinie sama je o to prosisz, i wtedy jest dobrze?”

 

Argumentacja ojca ma w sobie coś niezbitego i definitywnego, ma zdecydowany smak rzeczywistości i dlatego przekonuje także mamę. W ten sposób skłania ją do przyjęcia tego, co już wcześniej w pewnym sensie sama wiedziała, ale czego nie miała odwagi dopuścić do świadomości.

Spotkanie z męską racjonalnością daje kobiecie-matce więcej pewności siebie, ponieważ rozwiązuje jej szamotaninę między wszechmocą a bezsilnością, pomagając jej w sformułowaniu myśli o dziecku, która lepiej przystaje do rzeczywistości i do najwłaściwszego osądu tego, jakie środki wychowawcze należy podjąć. Wyzwala ją od wątpliwości, czy rzeczywiście to, co najgłębiej odczuwane, jest z samej tej racji najprawdziwsze i najwłaściwsze. Daje jej obraz dziecka mniej zdeformowany przez obawy i pragnienia, bardziej zakotwiczony w solidnych aspektach rzeczywistości.

Kobieta, która nie akceptuje konfrontacji z męską racjonalnością, pozostaje niedopełniona, pada ofiarą swoich irracjonalnych lęków, zmiennych i impulsywnych aspektów, które sprawiają, że jej wizja świata jest wiecznie “problematyczna”. Jeśli w dotychczasowym życiu nie weszła w kontakt z męskością (na przykład wychowywała się bez ojca lub w atmosferze lekceważenia i pogardy dla mężczyzn), nie znajdzie łatwo lekarstwa na swoją tendencję do niestałości, drażliwości, huśtawki nastrojów, nieprzewidywalności, przesady czy humorów.

Ojciec wspiera także matkę, aby nie padła ofiarą własnych lęków, gdy przychodzi czas na przebudzenie dziecka do podjęcia rozsądnego rozmiaru wolności i ryzyka. Znakomitym przykładem w tym zakresie są opowiadania o różnych “pierwszych razach” (kiedy dziecko po raz pierwszy jedzie do szkoły na rowerze, wraca ze szkoły do domu samo czy wychodzi pojeździć na skuterze). Są to epizody wyznaczające etapy zdobywania autonomii. Wiele matek przyznaje, że bez uspokajającego wsparcia męża i bezpośredniego przyjęcia przez niego odpowiedzialności nie byłyby w stanie zaakceptować tych zmian ewolucyjnych. Dzięki wsparciu męża – wyznają – łatwiej jest nie poddawać się irracjonalnym, lecz potężnym lękom, podpowiadającym, że “dziecku może się coś stać”. Matki, które nie mogą korzystać z tego wsparcia, pochłonięte przez wir obaw, mogą narzucać dziecku przesadną i ograniczającą ochronę, co może prowadzić do infantylizmu lub wybuchu bolesnego buntu z jego strony.

 

 

Wiecej w książce: SERCE TATY – Osvaldo Poli

 

***
Osvaldo Poli, psycholog, psychoterapeuta, przez wiele lat zajmował się formacją rodziców i par małżeńskich, współpracował z różnymi grupami, instytucjami społecznymi. Autor wielu artykułów i książek o tematyce wychowawczej.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ojcostwo/art,28,wazne-dialog-rodzicow-i-zgranie-wychowawcze.html

********

Jak będzie wyglądał ostatni dzień twojego życia?

Pustynia Serc / youtube.com / pk

Zastanawiałeś się kiedyś jak będzie wyglądał ostatni dzień twojego życia? Co zrobić, aby na końcu niczego nie żałować?

W naszym życiu podejmujemy niezliczoną ilość wyborów. Każdy z nich otwiera przed nami nowe możliwości. Warto jednak czasem zatrzymać się i pomyśleć, jakie motywacje kierują naszymi decyzjami. Dlaczego żyjemy i do jakiego celu zmierzamy…
Im wcześniej to zrobimy – tym lepiej dla nas.

Film jest dostępny z polskimi napisami.

********

Potężny argument za zachowaniem czystości do ślubu

Maskacjusz

Marcin Kowalewski CMF

*******

“(Przed)małżeńskie riffy” to cykl krótkich myśli o. Marcina Kowalewskiego CMF, klaretyna z Łodzi. Na podstawie doświadczeń duszpasterskich mówi o szansach i pułapkach, jakie czekają na młodych ludzi, którzy “mają się ku sobie”. Rozważaniom towarzyszyć będzie kultowa gitara i muzyka zespołu “Fragua”. Cykl wyprodukowała Maskacjusz TV, a partnerem jest portal DEON.pl.

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,53,potezny-argument-za-zachowaniem-czystosci-do-slubu.html

*******

Dlatego nie warto się próbować w seksie przed ślubem

Maskacjusz

Marcin Kowalewski CMF

Często mówi się, że przed ślubem trzeba się wypróbować. Głównie chodzi o dopasowanie seksualne. No bo co to będzie, jak się okaże, że do siebie nie pasujemy? Taki sposób myślenia nie jest najlepszym pomysłem. Obejrzyj i dowiedz się dlaczego.

 

“(Przed)małżeńskie riffy” to cykl krótkich myśli o. Marcina Kowalewskiego CMF, klaretyna z Łodzi. Na podstawie doświadczeń duszpasterskich mówi o szansach i pułapkach, jakie czekają na młodych ludzi, którzy “mają się ku sobie”. Rozważaniom towarzyszyć będzie kultowa gitara i muzyka zespołu “Fragua”. Cykl wyprodukowała Maskacjusz TV, a partnerem jest portal DEON.pl.

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,49,dlatego-nie-warto-sie-probowac-w-seksie-przed-slubem.html

********

Modlitwa zakochanych

Gigi Avanti /br

(fot. shutterstock.com)

Każdy, kto doświadczył łaski wzajemnej miłości, wie jak bardzo trzeba o nią dbać. Zobacz niezwykłą modlitwę, która pozwala wyrazić wdzięczność za dar zakochania i odnaleźć umocnienie w Bożej Miłości.

 

Panie, dziękujemy Ci, że dałeś nam miłość. Pomyślałeś o nas razem jeszcze przed nastaniem czasu; i od tamtej pory pokochałeś nas takimi: jedno obok drugiego. Nasza miłość zrodziła się z Twojej niezmierzonej nieskończoności. Spraw, aby trwała ona zawsze i aby wzrastała każdego dnia, i abyśmy nigdy nie zapomnieli o Tobie.

 

Panie, który wiesz o nas wszystko, spraw, abyśmy my również nauczyli się sztuki poznania Ciebie. Daj nam odwagę przekazywania sobie wszystkich naszych uczuć, pragnień, ideałów i naszych obaw. Aby nieunikniona szorstkość naszych charakterów, nieporozumienia nie rozdzieliły nas nigdy, ale abyśmy, z Twoją pomocą, mogli je pokonać i mieli wolę wzajemnego przebaczenia i zrozumienia się.
Daj, o Panie, każdemu z nas radosną fantazję tworzenia każdego dnia nowych sposobów wyrażania szacunku i czułości: spraw, aby życie małżeńskie, które niedługo rozpoczniemy, prowadziło nas nieustannie do spotkania z Tobą, który jesteś Miłością, od której nasza miłość oderwała się jak mała iskierka.
Panie, jesteśmy szczęśliwi, że się kochamy, tak jak jesteśmy szczęśliwi, że kochamy Ciebie. Zasmuca nas to, że nie ma miłości między ludźmi.
A czasami również nasza miłość maleje. Prosimy Cię zatem, mocą łaski, którą otrzymaliśmy na chrzcie, o możliwość dotrzymania naszych zobowiązań uczciwości, wierności i wolności.
Nie pozwól, aby nasze gesty miłości były wyrazem małostkowości i egoizmu. Nie odbieraj nam smaku ryzyka w naszym chrześcijańskim zaangażowaniu w miłość. Ale ostrzeż nas w porę, kiedy nadużywamy Twojej cierpliwości. Jeśli zgodzisz się je przyjąć, ofiarujemy Ci siłę naszego wieku, siłę naszej miłości, świadectwo naszego powołania do małżeństwa.
Wyznajemy na koniec naszą dumę z posiadania wiary w Ciebie, który jesteś Miłością. I ośmielamy się mieć nadzieję, że zawsze będziemy mogli realizować nasze podobieństwo do Ciebie, który jesteś Miłością.
Dziewico Mario, Twojej wierności, która umożliwiła Bogu przyjęcie naszego ciała, poświęcamy każde nasze spotkanie. Aby każdy gest trwał w nieskończoność. Również wtedy, gdy będziemy zmęczeni. A przede wszystkim, kiedy będziemy się czuli samotni. Dobrze jest, o Matko, kiedy jesteś blisko nas.
Amen.
http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,52,modlitwa-zakochanych.html

********

Nowenna o dobrego męża / dobrą żonę [dz. 1]

Paweł Kowalski SJ

(fot. flickr.com / MFer Photography)

Ku czemu wyrywa się twoje serce? Jak bardzo pragniesz znaleźć kogoś, z kim chciałbyś dzielić resztę swojego życia? Przygotowaliśmy dla ciebie propozycję 9 dni modlitwy, które pomogą ci razem z Bogiem odnaleźć drogę życia pełnią.

 

Modlitwa na każdy dzień składa się z 3 elementów. Pierwszy to prośba na dzisiaj. Pamiętaj o niej podczas modlitwy porannej, napisz ją na kartce i naklej na monitorze, ustaw ją sobie jako przypomnienie w telefonie. Niech będzie obecna w każdym momencie twojego dnia.

 

Drugim elementem jest 10 minut z Pismem. Przeczytaj zadany fragment. Zrób to nawet kilka razy. Zapytaj siebie, w którym momencie w twoim sercu zaczyna się pojawiać jakieś uczucie. Nic nie czujesz? Spróbuj zrobić to samo jeszcze raz, ale tym razem wyłącz muzykę i wszystko co może cię rozpraszać. Jak mógłbyś nazwać uczucie, które się w tobie rodzi? W którą stronę cię prowadzi?

 

Ostatni etap to zadanie na dziś. Modlitwa to nie tylko szukanie i odnajdywanie Pana Boga, ale i ukonkretnienie spotkania z Nim. Pamiętaj, aby się do tego przyłożyć!

 

Aby tekst był bardziej czytelny, napisaliśmy go w formie męskoosobowej. Jest jednak oczywiste, że modlitwa jest adresowana tak do panów jak i do pań.

 

 

 

I DZIEŃ – ŚWIADOMOŚĆ MOJEGO ŻYCIA

 

1) Prośba na dzisiaj

 

Dziękuję Ci Boże za moje życie, za wszystko co mnie ukształtowało.

 

 

2) 10 min z Pismem

PSALM 139(138)

 

Przenikasz i znasz mnie, Panie, *

Ty wiesz, kiedy siedzę i wstaję.

Z daleka spostrzegasz moje myśli, †

przyglądasz się, jak spoczywam i chodzę, *

i znasz wszystkie moje drogi.

Zanim słowo się znajdzie na moim języku, *

Ty, Panie, już znasz je w całości.

Ty ze wszystkich stron mnie ogarniasz *

i kładziesz na mnie swą rękę.

Zbyt przedziwna jest dla mnie Twoja wiedza, *

tak wzniosła, że pojąć jej nie mogę.

Gdzie ucieknę przed duchem Twoim? *

Gdzie oddalę się od Twego oblicza?

Jeśli wstąpię do nieba, Ty tam jesteś, *

jesteś przy mnie, gdy położę się w Otchłani.

Gdybym wziął skrzydła jutrzenki, *

gdybym zamieszkał na krańcach morza,

Tam również będzie mnie wiodła Twa ręka *

i podtrzyma mnie Twoja prawica.

Jeśli powiem: “Niech więc mnie ciemność zasłoni *

i noc mnie otoczy jak światło”,

To nawet mrok nie będzie dla Ciebie ciemny, †

a noc jak dzień będzie jasna, *

bo mrok jest dla Ciebie jak światło.

Ty bowiem stworzyłeś moje wnętrze *

i utkałeś mnie w łonie mej matki.

Sławię Cię, żeś mnie tak cudownie stworzył; †

godne podziwu są Twoje dzieła *

i duszę moją znasz do głębi.

Nie byłem dla Ciebie tajemnicą, †

kiedy w ukryciu nabierałem kształtów, *

utkany we wnętrzu ziemi.

Oczy Twoje widziały moje czyny *

i wszystkie spisane są w Twej księdze

Dni przeznaczone dla mnie, *

nim choćby jeden z nich nastał.

Jak bezcenne są dla mnie Twoje myśli, Boże, *

jak niezmierzona jest ich liczba!

Gdybym chciał je zliczyć, więcej ich niż piasku; *

gdybym doszedł do końca, nadal jestem z Tobą.

Przeniknij mnie, Boże, i poznaj moje serce, *

doświadcz mnie i poznaj moje myśli.

I zobacz, czy idę drogą nieprawą, *

a prowadź mnie drogą odwieczną.

 

 

 

3) Zadanie na dziś

 

Własnymi słowami podziękuj Bogu za swoje życie. Opowiedz mu o najważniejszych wydarzeniach z twojego życia, w których najmocniej doświadczyłeś miłości i opieki Jego Samego jak i innych ludzi.

 

 

W skrócie:

 

Prośba na dzisiaj: Niech będzie obecna w każdym momencie twojego dnia.

10 minut z Pismem: Przeczytaj zadany fragment. Jak mógłbyś nazwać uczucia, które się w tobie rodzą? W którą stronę cię prowadzą?

Zadanie na dziś: Wiara przejawia się w konkrecie.

 

(do odmawiania prywatnego)

 

Nie ma tu Twojego miasta? Dogadaj się z księdzem i zorganizujcie taką Mszę u Was. Potem daj nam potem znać a podamy tę informację na stronie. redakcja@deon.pl

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,15,nowenna-o-dobrego-meza-dobra-zone-dz-1.html

********

Nowenna o dobrego męża / dobrą żonę [dz. 2]

Paweł Kowalski SJ

(fot. flickr.com / Pedro Ribeiro Simões)

Ku czemu wyrywa się twoje serce? Jak bardzo pragniesz znaleźć kogoś, z kim chciałbyś dzielić resztę swojego życia? Przygotowaliśmy dla ciebie propozycję 9 dni modlitwy, które pomogą ci razem z Bogiem odnaleźć drogę życia pełnią.

 

II DZIEŃ – ŚWIADOMOŚĆ MOICH TALENTÓW

 

1) Prośba na dzisiaj

 

Dziękuję za wszystkie dary i talenty, którymi mnie obdarzyłeś.

 

2) 10 min z Pismem

(Mt 25, 14-28)

 

Z królestwem niebieskim jest jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: “Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. Rzekł mu pan: “Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: “Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”. Rzekł mu pan: “Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: “Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” Odrzekł mu pan jego: “Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów.

 

3) Zadanie na dziś

 

Bóg dał nam wiele darów naturalnych, abyśmy z nich korzystali i je pomnażali. Nie chce fałszywej pokory, która próbuje wmówić człowiekowi, że nie umie zrobić niczego dobrego.

Zrób sobie listę dziękczynienia. Skupiaj się na konkretach.

a) Podziękuj za 3 swoje cechy fizyczne, które ci się najbardziej podobają.

b) Podziękuj za 3 swoje talenty, nazwij je i poproś o siłę, aby je pomnażać.

Zakończ modlitwą Ojcze Nasz.

 

 

Prośba na dzisiaj: Niech będzie obecna w każdym momencie twojego dnia.

10 minut z Pismem: Przeczytaj zadany fragment. Jak mógłbyś nazwać uczucia, które się w tobie rodzą? W którą stronę cię prowadzą?

Zadanie na dziś: Wiara przejawia się w konkrecie.

 

(do odmawiania prywatnego)

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,16,nowenna-o-dobrego-meza-dobra-zone-dz-2.html

******

Nowenna o dobrego męża / dobrą żonę [dz. 3]

Paweł Kowalski SJ

(fot. flickr.com / Luis Arrieta – Tango aDeus)

 

Ku czemu wyrywa się twoje serce? Jak bardzo pragniesz znaleźć kogoś, z kim chciałbyś dzielić resztę swojego życia? Przygotowaliśmy dla ciebie propozycję 9 dni modlitwy, które pomogą ci razem z Bogiem odnaleźć drogę życia pełnią.

 

DZIEŃ III – ŚWIADOMOŚĆ GRZECHU

 

1) Prośba na dzisiaj

 

Panie Boże, pokaż mi wszystko, co mnie od Ciebie oddziela.

 

 

2) 10 min z Pismem

 

(Łk 1, 5-20)

Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach. Kiedy w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia. Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na niego. Lecz anioł rzekł do niego: «Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych – do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały». Na to rzekł Zachariasz do anioła: «Po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku». Odpowiedział mu anioł: «Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę wieść radosną. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie».

 

 

3) Zadanie na dziś

 

Wiele w nas jest rzeczy, które sprawiają, że nie umiemy usłyszeć Bożego przesłania dla nas. W efekcie stajemy się niemowami, tzn. nie umiemy mówić o Panu Bogu.

 

Wyobraź sobie swoje serce jako wielki dom (możesz je nawet narysować). Przestronne salony, kuchnia, może rozpalony kominek w pokoju dziennym. Jaka część twojego serca jest zamknięta przed innymi, a szczególnie przed Panem Bogiem (zraniona historia życia; cierpienie; własny grzech; wszystkie momenty, kiedy myślisz, że sam sobie poradzisz, bez Jego pomocy)? Jest to wszystko, o czym panicznie boisz się mówić, a może nawet myśleć. Jeżeli masz odwagę, spróbuj własnymi słowami opowiedzieć o tym Panu Bogu. Przede wszystkim powiedz Mu o swoich uczuciach, które rodzą się, kiedy o tym myślisz.

 

 

Prośba na dzisiaj: Niech będzie obecna w każdym momencie twojego dnia.

10 minut z Pismem: Przeczytaj zadany fragment. Jak mógłbyś nazwać uczucia, które się w tobie rodzą? W którą stronę cię prowadzą?

Zadanie na dziś: Wiara przejawia się w konkrecie życia.

 

 

(do odmawiania prywatnego)

 http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,17,nowenna-o-dobrego-meza-dobra-zone-dz-3.html

*******

Nowenna o dobrego męża / dobrą żonę [dz. 4]

Paweł Kowalski SJ

(fot. flickr.com / Oleh Slobodeniuk)

Ku czemu wyrywa się twoje serce? Jak bardzo pragniesz znaleźć kogoś, z kim chciałbyś dzielić resztę swojego życia? Przygotowaliśmy dla ciebie propozycję 9 dni modlitwy, które pomogą ci razem z Bogiem odnaleźć drogę życia pełnią.

 

 

 

DZIEŃ IV – WIERZĘ W TWOJĄ MIŁOŚĆ

 

 

1) Prośba na dzisiaj

 

Pomóż mi, Boże, doświadczyć tego, że się o mnie troszczysz, że leczysz mnie z moich chorób i ran.

 

 

2) 10 min z Pismem

 

Łk 10, 30-35

«Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: “Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”.

 

 

3) Zadanie na dziś

 

Spróbuj odnaleźć, co jest twoją największą raną, która wpływa negatywnie na twoje relacje z innymi ludźmi. To może być jakieś wydarzenie z życia, błędne przekonanie o własnej niskiej wartości lub cokolwiek innego. Poświęć kilka minut osobistej modlitwy i porozmawiaj o tym z Jezusem, posłuchaj też, co On ma do powiedzenia.

 

 

Prośba na dzisiaj: Niech będzie obecna w każdym momencie twojego dnia.

10 minut z Pismem: Przeczytaj zadany fragment. Jak mógłbyś nazwać uczucia, które się w tobie rodzą? W którą stronę cię prowadzą?

Zadanie na dziś: Wiara przejawia się w konkrecie życia.

 

 

(do odmawiania prywatnego)

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,18,nowenna-o-dobrego-meza-dobra-zone-dz-4.html

*******

 

Nowenna o dobrego męża / dobrą żonę [dz. 5]

Paweł Kowalski SJ

 

(fot. flickr.com / Luci Correia)

 

Ku czemu wyrywa się twoje serce? Jak bardzo pragniesz znaleźć kogoś, z kim chciałbyś dzielić resztę swojego życia? Przygotowaliśmy dla ciebie propozycję 9 dni modlitwy, które pomogą ci razem z Bogiem odnaleźć drogę życia pełnią.

 

 

DZIEŃ V – CHCĘ WRÓCIĆ DO CIEBIE

 

 

1) Prośba na dzisiaj

 

Pomóż mi oddać Ci, Boże, wszystkie moje grzechy i rany.

 

 

2) 10 min z Pismem

 

(Łk 15, 11-24)

Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: “Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: “Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Lecz ojciec rzekł do swoich sług: “Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się bawić.

 

 

3) Zdanie na dziś

 

Jezus mówi o pojednaniu. Najpierw z Bogiem, a potem między nami.

 

a) Przypomnij sobie swoje uczucia, które prowadzą cię, kiedy, może po długim czasie, jednasz się z Bogiem. Do czego one cię zapraszają? Dają ci więcej siły, aby być blisko Niego, czy może odwrotnie? Wypisz sobie 3 takie uczucia.

 

b) Zastanów się nad swoimi relacjami z innymi. Z kim potrzebujesz pojednania? Zrób sobie listę 3 osób, z którymi czujesz, że twoje relacje muszą się zmienić. Wykonaj dziś konkretny gest pojednania z pierwszą osobą na liście. To może być drobnostka, chociażby próba porozmawiania.

 

 

Prośba na dzisiaj: Niech będzie obecna w każdym momencie twojego dnia.

10 minut z Pismem: Przeczytaj zadany fragment. Jak mógłbyś nazwać uczucia, które się w tobie rodzą? W którą stronę cię prowadzą?

Zadanie na dziś: Wiara przejawia się w konkrecie życia.

 

(do odmawiania prywatnego)

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,19,nowenna-o-dobrego-meza-dobra-zone-dz-5.html

*******

Nowenna o dobrego męża / dobrą żonę [dz. 6]

Paweł Kowalski SJ

(fot. flickr.com / Randen Pederson)

Ku czemu wyrywa się twoje serce? Jak bardzo pragniesz znaleźć kogoś, z kim chciałbyś dzielić resztę swojego życia? Przygotowaliśmy dla ciebie propozycję 9 dni modlitwy, które pomogą ci razem z Bogiem odnaleźć drogę życia pełnią.

 

 

DZIEŃ VI – CHCĘ WYRUSZYĆ W DROGĘ

 

 

1) Prośba na dzisiaj

 

Daj mi światłe oczy serca, aby zobaczyć moje święte pragnienia i za nimi podążyć.

 

 

2) 10 min z Pismem

 

(Rdz 12, 1-5)

Pan rzekł do Abrama:

«Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej

i z domu twego ojca

do kraju, który ci ukażę.

Uczynię bowiem z ciebie wielki naród,

będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem.

Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą,

a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył.

Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo

ludy całej ziemi».

Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał, a z nim poszedł i Lot. Abram miał siedemdziesiąt pięć lat, gdy wyszedł z Charanu. I zabrał Abram z sobą swoją żonę Saraj, swego bratanka Lota i cały dobytek, jaki obaj posiadali, oraz służbę, którą nabyli w Charanie, i wyruszyli, aby się udać do Kanaanu. Gdy zaś przybyli do Kanaanu,

 

 

3) Zadanie na dziś

 

Dzisiejsza scena to moment, kiedy Abram podąża za wielkim pragnieniem, które Bóg wlewa w jego serce. Zastanów się nad swoimi pragnieniami.

 

a) Zrób sobie najpierw listę swoich codziennych pragnień, które łatwo udaje ci się zaspokoić (np. głód, odpoczynek…). Wypisz jak najwięcej takich pragnień.

 

b) Jakich pragnień nie udaje ci się zaspokoić (na przykład ze względu na zaistniałą sytuację, braki materialne itp.)? Wypisz je. Za każdym razem zadaj sobie pytanie, czy realizowanie danego pragnienia daje ci więcej szczęścia, czy też wyczerpuje twoje wewnętrzne siły.

 

b) Zajrzyj głębiej w swoje serce. Wypisz jedno jedyne pragnienie, którego realizacja jest sensem twojego życia. Porozmawiaj o nim z Panem Bogiem.

 

 

 

Prośba na dzisiaj: Niech będzie obecna w każdym momencie twojego dnia.

10 minut z Pismem: Przeczytaj zadany fragment. Jak mógłbyś nazwać uczucia, które się w tobie rodzą? W którą stronę cię prowadzą?

Zadanie na dziś: Wiara przejawia się w konkrecie życia.

 

(do odmawiania prywatnego)

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,20,nowenna-o-dobrego-meza-dobra-zone-dz-6.html

*********

 

Nowenna o dobrego męża / dobrą żonę [dz. 7]

Paweł Kowalski SJ

(freeimages.com / mattox)

 

Ku czemu wyrywa się twoje serce? Jak bardzo pragniesz znaleźć kogoś, z kim chciałbyś dzielić resztę swojego życia? Przygotowaliśmy dla ciebie propozycję 9 dni modlitwy, które pomogą ci razem z Bogiem odnaleźć drogę życia pełnią.

 

 

DZIEŃ VII – POTRZEBUJĘ POMOCY

 

 

1) Prośba na dzisiaj

 

Proszę o siłę w realizowaniu tego, do czego mnie wzywasz.

 

 

2) 10 min z Pismem

 

(Mt 1, 18-24)

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów». A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: “Bóg z nami”. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie,

 

 

3) Zadanie na dziś

 

Żadne zadanie, żadne powołanie, które ofiarowuje Bóg człowiekowi, nie pozostaje bez Jego pomocy.  Pan Bóg chce być również twoją siłą.

Na kartce wypisz imiona tych osób, które jakoś szczególnie pomogły ci w życiu.

Dzisiaj skontaktuj się z jedną z nich. Nie musi to być jakaś szczególnie intymna rozmowa. Ważne, abyście nawiązali kontakt.

 

 

Prośba na dzisiaj: Niech będzie obecna w każdym momencie twojego dnia.

10 minut z Pismem: Przeczytaj zadany fragment. Jak mógłbyś nazwać uczucia, które się w tobie rodzą? W którą stronę cię prowadzą?

Zadanie na dziś: Wiara przejawia się w konkrecie życia.

 

(do odmawiania prywatnego)

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,21,nowenna-o-dobrego-meza-dobra-zone-dz-7.html

*********

Nowenna o dobrego męża / dobrą żonę [dz. 8]

Paweł Kowalski SJ

(fot. flickr.com / Zabara Alexander)

Ku czemu wyrywa się twoje serce? Jak bardzo pragniesz znaleźć kogoś, z kim chciałbyś dzielić resztę swojego życia? Przygotowaliśmy dla ciebie propozycję 9 dni modlitwy, które pomogą ci razem z Bogiem odnaleźć drogę życia pełnią.

 

 

DZIEŃ VIII – ABY BYĆ DAREM

 

 

1) Prośba na dzisiaj

 

Pokaż mi ogromne pokłady dobra, które złożyłeś we mnie, abym mógł być darem dla drugiej osoby.

 

 

2) 10 min z Pismem

 

(Pnp 8, 6-7)

Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu,

jak pieczęć na twoim ramieniu,

bo jak śmierć potężna jest miłość,

a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol,

żar jej to żar ognia,

płomień Pański.

Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości,

nie zatopią jej rzeki.

Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu,

pogardzą nim tylko.

 

 

3) Zadanie na dziś

 

Miłość zakłada wzajemność. Znaczy to, że obie strony obdarowują się sobą nawzajem. Dotychczas twoja droga modlitwy prowadziła przez coraz większe poznanie siebie, tak, aby spojrzeć na siebie jako na wielki dar, ukochany przez Boga. Badałeś swoje pragnienia, aby zobaczyć, ku czemu kieruje się twoje serce.

Miej dzisiaj uważne oczy. Będziesz spotykać różnych ludzi. Obdaruj dzisiaj kogoś częścią swojego serca. Nie chodzi o zrobienie czegoś dobrego, ale o taki rodzaj spotkania z drugą osobą, w którym w sposób świadomy będziesz bez maski i udawania – taki jaki jesteś. Pod koniec dnia zastanów się co zyskałeś dzięki temu wydarzeniu.

 

 

Prośba na dzisiaj: Niech będzie obecna w każdym momencie twojego dnia.

10 minut z Pismem: Przeczytaj zadany fragment. Jak mógłbyś nazwać uczucia, które się w tobie rodzą? W którą stronę cię prowadzą?

Zadanie na dziś: Wiara przejawia się w konkrecie życia.

 

 

 

(do odmawiania prywatnego)

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,22,nowenna-o-dobrego-meza-dobra-zone-dz-8.html

********

Nowenna o dobrego męża / dobrą żonę [dz. 9]

Paweł Kowalski SJ

(fot. freeimages.com / bubor)

Ku czemu wyrywa się twoje serce? Jak bardzo pragniesz znaleźć kogoś, z kim chciałbyś dzielić resztę swojego życia? Przygotowaliśmy dla ciebie propozycję 9 dni modlitwy, które pomogą ci razem z Bogiem odnaleźć drogę życia pełnią.

 

 

DZIEŃ IX – O DOBRĄ ŻONĘ, O DOBREGO MĘŻA

 

1) Prośba na dzisiaj

 

Proszę Cię, Panie, o dobrego męża (dobrą żonę).

 

 

2) 10 min z Pismem

 

Tb 8, 5-6. 15-17

«Bądź uwielbiony, Boże ojców naszych,

i niech będzie uwielbione imię Twoje

na wieki przez wszystkie pokolenia!

Niech Cię uwielbiają niebiosa

i wszystkie Twoje stworzenia

po wszystkie wieki.

Tyś stworzył Adama,

i stworzyłeś dla niego pomocną ostoję – Ewę,

jego żonę,

i z obojga powstał rodzaj ludzki.

I Ty rzekłeś:

Nie jest dobrze być człowiekowi samemu,

uczyńmy mu pomocnicę podobną do niego. »

 

«Bądź uwielbiony, Boże,

wszelkim czystym uwielbieniem!

Niech Cię wielbią po wszystkie wieki.

Bądź uwielbiony, ponieważ mnie ucieszyłeś

i nie stało się, jak przypuszczałem.

Postąpiłeś z nami

według wielkiego Twego miłosierdzia.

Bądź uwielbiony, ponieważ się zmiłowałeś

nad dwoma jedynakami,

okaż im, Panie, miłosierdzie i ocal ich!

Pozwól im dokończyć życia w szczęściu i w łasce!»

 

 

3) Zadanie na dziś

 

Ten tekst to modlitwa, którą Sara i Tobiasz odmówili przed swoją nocą poślubną. Jest skupiona przede wszystkim na uwielbieniu Boga za wielkie rzeczy, do których On zaprasza człowieka.

 

Napisz dziś list do swojego przyszłego męża / do swojej przyszłej żony. Napisz go ręcznie. Włóż do koperty i zaklej. Dasz go drugiej osobie, kiedy na to przyjdzie pora. W tym liście opisz to czego doświadczyłeś w czasie tej nowenny. Na zakończenie podziękuj Panu Bogu za to co dla ciebie przygotował i za to do czego cię zaprasza.

 

Na zakończenie tych 9 dni modlitwy podejmij jedną konkretną decyzję, do której zaprasza cię Pan Bóg, a która dotyczy twojego powołania. Bądź jej wierny.

 

 

(do odmawiania prywatnego)

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,23,nowenna-o-dobrego-meza-dobra-zone-dz-9.html

*********

Naucz się rezygnować

Kingma Daphne Rose / slo

(fot. shutterstock.com)

Kiedy twoje życie się rozpada, naturalnym impulsem jest trzymać się kurczowo: jego albo jej; tego, jakim było twoje życie lub chciałeś, aby takie było, tego, jakim chcesz je teraz.

 

Ale żeby przebrnąć przez kryzys, musisz pozbyć się zawady stojącej ci na drodze bądź będącej przyczyną problemu; to kula u nogi, puste puszki przywiązane do ogona. Musisz pozbyć się wszystkiego, co ci nie służy, wszystkiego, czego już nie potrzebujesz, co nie pozwala ci ruszyć do przodu, do czegokolwiek jesteś tak przywiązany, że nie możesz przez to zobaczyć, dokąd zmierzasz.

 

Być może musisz zrezygnować z małżeństwa lub przyjaciół, wyrzec się kariery zawodowej albo domu, swojego wizerunku we własnych oczach, sposobu, w jaki radzisz sobie ze wszystkim, swojej przeszłości, marzeń na przyszłość. Nie wiem, z czego musisz zrezygnować, co musisz odpuścić, komu pozwolić odejść. To ty sam musisz to odkryć, ale wiem, że czegoś musisz się wyrzec.

 

Wyrzekanie się jest straszne. To jak swobodne spadanie, jak akt poddania się. To rezygnacja ze sposobu bycia i rzeczy, o których sądziłeś, że są bardzo ważne, a potem oswojenie się z faktem, że już ich nie ma. Choć możesz mieć wrażenie, że jest to zachowanie bierne, rezygnacja z czegoś jest tą zmianą w świadomości, która stanowi fundamentalny element sposobu rozwiązania problemu. Trzeba nie lada odwagi, aby przyjrzeć się własnemu życiu i powiedzieć: tkwię po uszy w bagnie i żeby móc się z niego wykaraskać, muszę pozbyć się obciążenia – finansowego, emocjonalnego czy jakiegokolwiek innego – dopiero wtedy będę w stanie zająć się swoimi aktualnymi problemami.

 

Tak jak łzy są drzwiami do przyszłości, tak samo otwiera je na oścież rezygnacja, wyrzeczenie się, odpuszczenie. Kiedy z czegoś bądź kogoś rezygnujesz, zaczynasz odgrywać aktywną rolę w kształtowaniu własnego  życia,  bowiem przejmujesz odpowiedzialność nie tylko za bezpośrednią, natychmiastową zmianę, lecz również za to, co nadejdzie później. Kiedy świadomie zadecydujesz o tym, aby pozwolić komuś czy czemuś odejść z twojego życia, cokolwiek nadejdzie potem nie przytrafia się ot tak. Przestajesz być pionkiem w grze. Kiedy podejmujesz decyzję o rozwodzie, sprzedaży domu, podarciu na strzępy pamiętnika czy rzuceniu pracy – gdy dokonujesz wyboru i podejmujesz to działanie, wówczas rezygnujesz aktywnie. Z rozmysłem ruszasz w nowym kierunku.

 

Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by odpuszczać, by z czegoś rezygnować. Przyzwyczajeni jesteśmy, aby trzymać się kurczowo i z całych sił. Dzieje się tak z wielu powodów: ponieważ to coś lub ktoś jest swojskie, znajome; ponieważ przeszłość jest dobrze znana, a przyszłość jest znakiem zapytania; ponieważ brakuje nam wyobraźni i nie możemy wyobrazić sobie przyszłości lepszej niż nasza przeszłość; ponieważ te “kołderki” (nieważne, jak wytarte i postrzępione) i te związki (nieważne, jak bardzo są już skończone albo jak niewłaściwe mogą się stać) dają nam poczucie bezpieczeństwa i wygody. Trzymamy się ich, gdyż nauczono nas w dzieciństwie, że wytrwałość jest cnotą i że nigdy nie powinniśmy się poddawać. Albo po prostu boimy się swobodnego spadania, boimy się żyć jako my sami.

 

Konieczność odpuszczenia w którymś momencie, zrozumienie, że nie da się dalej tego utrzymywać, że nie ma czego trzymać się tak kurczowo – czy to chodzi o rzeczy, czy o to, jak toczyło się nasze życie lub o wyobrażenia naszej przyszłości – często prowadzi do kryzysu tożsamości. Chcielibyśmy żyć zgodnie z naszymi wspomnieniami o nas samych, tego, jacy byliśmy, jakie było nasze życie. Wewnątrz nas są matryce tych wspomnień, jakby szkielety, na których warstwa po warstwie nałożyliśmy naszą tożsamość. Myślimy, że nadal jesteśmy tą osobą, jaką byliśmy kiedyś w naszych myślach, ale zmieniające się okoliczności mogą nas zmusić do zmiany zdania.

 

Podobnie jak wałęsającej się po ulicach bezdomnej alkoholiczce, która wciąż myśli oobie jako o królowej balu maturalnego, jak najlepszej uczennicy w liceum, która nagle staje się przeciętną studentką prawa, nam również trudno jest wyrzec się starej tożsamości i iść naprzód. Ale jeśli nie zrezygnujesz z tego, kim i czym niegdyś byłeś, nie będziesz w stanie skorzystać z możliwości, jakie otwiera przed tobą aktualny kryzys, i stać się tym nowym kimś i czymś. Na przykład, gdyby właścicielowi małego przedsiębiorstwa, tymczasowo zarabiającemu jako taksówkarz, nauczycielce wyspecjalizowanej w nauce dzieci specjalnej troski chwilowo pracującej jako kelnerka czy młodemu księgowemu, który czasowo wrócił pod dach rodziców, zabrakło odwagi, aby rezygnować ze starego życia, odpuścić – to nie staliby się doradcą personalnym, właścicielem firmy cateringowej i kierownikiem administracyjnym szpitala. Oczywiście, łatwiej jest kurczowo trzymać się tożsamości osoby, jaką kiedyś byliśmy, niż wyobrazić sobie, kim moglibyśmy się stać. Ale pójście na łatwiznę – tak szczerze mówiąc – nie otwiera przed nami żadnej przyszłości.

 

Zarazem wyrzeczenie się, rezygnacja, nakłania cię do tego, abyś uwierzył, że po przeciwnej stronie wielkiego namiotu życia jest jeszcze jeden trapez, którego możesz się uchwycić po tym, jak puściłeś pierwszy. To równocześnie czyn przerażający i uwalniający, oznaka ufności i wiary, że kiedy odpuścisz, zrezygnujesz z czegoś, znajdziesz coś nowego, innego, lepszego.

 

Często jednak, w przeciwieństwie do odsuniętego na tor boczny prezesa zarządu, nie potrafimy odejść z wdziękiem, zachowując się jak małpa, która wsadziła rękę do dzbana z wąską szyjką i znalazła na dnie kokosa. Nie może wyjąć ręki, bo nie jest w stanie puścić kokosa. Często u podłoża kryzysu leży nasze pragnienie, by mieć więcej, i musimy z tego pragnienia zrezygnować. Choćbyśmy nie wiem jak lubili zakupy, nie możemy wrócić do domu z każdą rzeczą, jaka była do kupienia w centrum handlowym. Uciekinier nie ucieknie daleko z płytą kuchenną na plecach. Każda forma wolności ma swoją cenę. Nie możesz w tym samym czasie mieć wszystkiego, co już masz, i wszystkiego, czego jeszcze nie masz. Salon nie jest dostatecznie duży, aby pomieścić starą kanapę i nową kanapę równocześnie. Musisz z czegoś zrezygnować; musisz coś wybrać.

 

Zrezygnowanie uwalnia zarówno twoją energię, jak i uwagę. Na otwartym polu wyrzeczenia się leży ziarno nowych możliwości. Czasami zawartość nowej możliwości jest pusta – rezygnujesz z czegoś i zostajesz z niczym, z pustką. To, samo w sobie, może przynieść ulgę: lekkość bycia tobą odczuwana po tym, jak udało ci się w końcu zrzucić dodatkowe 20 kilo, miękki spokój w domu, kiedy pozbyłaś się wreszcie z domu awanturującego się męża.

 

Rezygnacja z czegoś oznacza, że wyzbywasz się nadziei, iż “rzeczy się zmienią”, bez targowania się czy układów – odpuszczę, jeśli…, zrezygnuję, kiedy… Nie oznacza przechowywania skostniałego trupa twojej przyjaźni (albo małżeństwa, albo pracy) w zamrażarce. To przyznanie, że ta część twojego życia, ten związek, ten sposób postępowania osiągnął zamierzony cel i nadszedł czas, aby całkowicie się go pozbyć.

 

Mniej oznacza więcej. W pustce jest tyle miejsca na tak wiele.

 

Więcej w książce: DAPHNE KINGMA – DZIESIĘĆ RZECZY które powinniście zrobić gdy życie wam się rozpada

Wyd. Fronda

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,393,naucz-sie-rezygnowac.html

********

Cierpienia psychiczne

Przegląd Powszechny

Krzysztof Ołdakowski SJ / slo

Psychiatrzy i psycholodzy skupiają się coraz częściej na cierpieniu psychicznym jako skutku przemian cywilizacyjnych, które przekraczają odporność wielu współczesnych ludzi. Pęd do kariery, kult sukcesu, presja wyniku, rozmaite formy mobbingu – to wszystko wytwarza ogromną presję i jest źródłem ogromnych stresów oraz wewnętrznego niepokoju.

Wielkie napięcie wynika z bezrobocia. Kiedy dotyka to konkretnego człowieka, rodzi w nim poczucie własnej zbędności, może również wpłynąć na niższą samoocenę. Jeżeli ktoś nie jest w stanie, z przyczyn od siebie niezależnych, zrealizować podstawowych potrzeb swoich oraz rodziny, może to budzić wielkie rozczarowanie sobą oraz być źródłem konfliktów z otoczeniem. Warto zwrócić uwagę na całą gamę problemów cywilizacyjnych związanych z konkurencją i rywalizacją na każdym polu, zarówno w życiu towarzyskim, jak i zawodowym. Efektem ubocznym dzisiejszego stylu bycia jest poczucie zagrożenia ze strony innych oraz kompleksy wynikające z odstawania od najlepszych, tych którym udało się zdobyć czołowe miejsca w wyścigu o pieniądze i prestiż.
Ci, którzy nie dotrzymują tempa, są odrzucani.
Kilka lat temu psychiatra Zenon Dudek na łamach “Przeglądu Powszechnego” pisał, że produktem naszych czasów jest tak zwana osobowość borderline, czyli osobowość pogranicza. Oznacza ona występowanie wybuchów agresji, włącznie z zachowaniami autoagresywnymi (próby samobójcze, upijanie się, narkotyzowanie, destrukcyjne związki, bulimia). Nadmiar stresu, tempa, wymagań, nauki, dodatkowych zajęć; coraz większa liczba zadań, presja ideałów dotyczących wyglądu, ambicji, osiągnięć, agresji w mediach, wszechobecność pornograficznego seksu – wszystko to powoduje silne pobudzenie młodej psychiki. Nie jest to filtrowane przez tradycję. A agresja lub autoagresja to proste sposoby rozładowywania nadmiaru emocji i napięć. Oto jeden z przejawów udręczenia psychicznego.

 

Richard Rechtman zwraca uwagę, że pojęcie cierpienia psychicznego zostało dzisiaj rozszerzone na formy, można by rzec, “normalne”, które nazywa “awatarami cierpiącej normalności” (jak stres w pracy, przeżycia traumatyczne i tym podobne). Osoby dotknięte różnymi formami cierpienia potrzebują wsparcia psychicznego, ale ich stan nie ma wiele wspólnego z klasycznymi formami choroby.

 

Cierpienie nie jest efektem patologii (jak to się dzieje w przypadku schizofrenii lub ciężkich nerwic), lecz – odwrotnie – produktem pewnej szczególnej sytuacji uznawanej w normalnych warunkach za nie do zaakceptowania i w związku z tym wywołującej “automatycznie” “normalną” reakcję organizmu, którą jest właśnie owo cierpienie psychiczne.
Profesor Bogdan de Barbaro zauważa, że choroba psychiczna to sytuacja, kiedy u danej osoby zachodzi fałszywy odbiór czy przeżywanie świata realnego, to znaczy: dochodzi do zaburzeń w zakresie spostrzegania realności, i ma to swój wyraz zarówno w sposobie myślenia i odczuwania, jak i zachowania danej osoby. Chorzy psychicznie stają się dzisiaj podmiotami. Stosowanie wobec nich wyjątkowych środków izolacji i przymusu zanika. Arbitralną decyzję o ich zamykaniu postrzega się coraz bardziej jako niedopuszczalną. Przestają być uważani za obywateli drugiej kategorii.

 

Jak zauważa jednak Rechtman, pozycja psychicznie chorych niesie w sobie pewne paradoksy. Z jednej strony zbliża się chorych do zdrowych i znajduje dla nich miejsce w społeczeństwie, z drugiej – sprowadza najciężej chorych psychicznie do kategorii najbiedniejszych. I chorym, i biednym proponuje się te same rozwiązania. Jednym słowem przekształcono schizofreników w biednych. Troszczymy się bardzo o integrację ze społeczeństwem i przeciwstawiamy się wszelkim formom wykluczenia; chcemy, by chorzy byli traktowani tak jak normalni, jak niechorzy, a równocześnie spychamy ich w najbiedniejsze warstwy społeczeństwa.

 

Najciężej chorzy psychicznie uważani są za podmioty, mają wszystkie prawa, ale społeczeństwo nie oferuje sprawiedliwego rozwiązania ich problemów. Najcięższe choroby psychiczne upodabniają się do najbardziej dominujących form społecznej nędzy, czego skutkiem jest takie samo traktowanie i takie same słabości. Społeczeństwo zajmuje się cierpieniem psychicznym niektórych, aby odstawić na boczny tor przypadki najcięższe, które tym samym stają się niewidoczne, ukryte. Status prawny i polityczny osób psychicznie chorych bardzo podniósł się, ale konkretne życie przedstawicieli tej grupy nie zmienia się najczęściej na lepsze. Bycie jak inni w świecie, w którym istnieje tyle nierówności społecznych, niekoniecznie musi przynosić wielką korzyść.
Profesor de Barbaro w jednym z wywiadów zwrócił uwagę na inny ważny problem: zachęca do zweryfikowania wyobrażeń o osobie chorej psychicznie. To nie szaleniec, który biega z siekierą i chce komuś zrobić krzywdę. Istnienie takiego obrazu chorego ma wiele negatywnych konsekwencji, jak choćby dystansowanie się tak zwanych zdrowych i w efekcie stygmatyzacja (rodzaj piętna nakładanego na tych, o których się wie albo mówi, że chorują). Jest to nierzadko bardziej bolesne niż sama choroba. Dla psychiatry czy psychoterapeuty rzeczą zupełnie fundamentalną jest branie pod uwagę wewnętrznego doświadczenia osoby chorej. Jest to punkt wyjścia do zrozumienia tej osoby i udzielenia jej pomocy. Dopiero kiedy “wchodzą w buty” takiej osoby, wczuwają się w jej świat, są w stanie odczuć, jak ciężko jest być chorym, jakie to często bolesne doświadczenie.
Chory nierzadko czuje się prześladowany, zagubiony. Czasem myślenie chorego – niegdyś sprawne – ulega jakiejś chaotycznej destrukcji. Osoba chora psychicznie, czy też przechodząca kryzys egzystencji, jest przede wszystkim kimś, kto cierpi. Jest wewnętrznie rozdarta i potrzebuje wiele szacunku i współczucia.

 

Pojęcie cierpienia psychicznego współczesnych ludzi zostało bardzo rozszerzone. Ma ono niewiele wspólnego z cierpieniem schizofrenika czy chronicznego psychotyka. To nie o chorych najczęściej mówimy, gdy przywołujemy dzisiejsze zmagania ludzi ze stresami i traumami życiowymi. Psychiatrzy i psychologowie uśmierzają dzisiaj bóle wywołane przez plagi społeczne. Poświęcają coraz mniej czasu chorym, dla których są przeznaczeni.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,428,cierpienia-psychiczne.html

********

Somatyzacja – niewyrażone problemy bolą

James L. Griffith, Melissa Elliott Griffith / slo

(fot. shutterstock.com)

Somatyzacje polegają na pojawianiu się pod wpływem psychologicznego lub społecznego stresu objawów somatycznych bądź pogarszaniu się już istniejących, takich jak zmęczenie, ból, zawroty głowy, omdlenia, napady choroby.

 

Somatyzacje charakteryzuje to, że nie sposób, za pomocą powszechnie znanych fizjologicznych mechanizmów chorób, wyjaśnić pojawienia się czy siłę takiego sygnału cielesnego.
Niewyrażony problem to przejaw relacyjnego wiązania, w którym osoba staje przed przymusowym wyborem, gdyż, po pierwsze, wszystkie opcje uniknięcia problemu i tak skończą się trudnym do uniesienia przez nią dystresem; po drugie, nie może ona otworzyć bezpiecznego i zarazem istotnego dialogu z osobami zaangażowanymi w ten problem oraz, po trzecie, usiłuje zminimalizować bądź ukryć swój dystres.

 

Niewyrażanie pewnych problemów wiąże się z lękiem przed agresją i przemocą, jak w przypadku wykorzystywanych seksualnie dzieci, które z jednej strony nie potrafią same poradzić sobie z nadużyciem, a z drugiej boją się otworzyć przed kimkolwiek i opowiedzieć o tym; czy na przykładzie pracownika, któremu trudno wytrzymać maltretowanie ze strony przełożonego, a zarazem obawia się, że jego obiekcje zostaną potraktowane jako bezczelność i zostanie zwolniony z pracy.

 

Inne przykłady niewyrażonych problemów dotyczą sytuacji, w której możliwość otwartego dialogu zamykana jest przez poczucie wstydu czy winy; przykładem może być chłopiec, który nienawidzi zajęć na boisku i nie znosi grania w meczach szkolnej drużyny piłkarskiej, ale milczy, bo wstydzi się tego przed ojcem. Kolejny przypadek, to historia kogoś, kto nie cierpi pracy w rodzinnym interesie, ale ją kontynuuje w milczeniu z obawy, by nie zranić pozostałych członków rodziny. Choć pierwotnie interesowały nas relacje pomiędzy niewyrażonymi problemami a somatyzacją, to jednak w prowadzonych przez nas wywiadach klinicznych na pierwszy plan wysuwał się kontekst społeczny, powstały wokół niewypowiedzianych problemów, który miał silny wpływ na rozwój rozpaczy, poczucia bezsensu, izolacji i smutku.

 

Dodatkowo, imperatyw ukrywania czy minimalizowania stopnia dystresu zdawał się pogłębiać ich natężenie. Doniesienia z obszaru medycyny psychosomatycznej mówią o tym, iż niewyrażane problemy stanowią zagrożenie dla zdrowia nie tylko w przypadku chorób somatycznych, lecz także zaburzeń somatoformicznych. Istnieje już bogata literatura na temat szkodliwego wpływu zahamowania ekspresji emocjonalnej na wiele somatycznych i psychosomatycznych zaburzeń.
Weingarten i Worthen opisały zależność stopnia bliskości relacji chorej somatycznie osoby z innymi od otwartej, bazującej na jej doświadczeniu, komunikacji, która z kolei możliwa jest wtedy, gdy osoba ta ma poczucie, że słuchający rozumieją i doceniają znaczenie tego, co mówi. W drugą stronę, dialog może wzmóc poczucie osamotnienia, gdy brakuje mu otwartości, nie ma w nim gotowości do zrozumienia i uznania. “Możliwość powiedzenia, jak się naprawdę czujesz, wyrażenia przed tymi, których kochasz swoich głębokich odczuć związanych z chorowaniem, przynosi fizyczną ulgę i pozwala odpłacić innym osobom tym samym” .

 

Leczyłem kiedyś pewną kobietę przed sześćdziesiątką, u której choroba Crohna doprowadziła do inwalidztwa i depresji. “Przez trzydzieści lat moja praca była całym moim życiem… Nie zważałam na rodzinę… Całą siebie oddałam firmie… Umarłam wewnętrznie… duchowo jestem nieżywa… Tym, co mnie tak pchało, był lęk, że mogliby powiedzieć: «Nie jesteś wystarczająco dobra»”. Oboje – pacjentka i lekarz internista – uznali, że stres związany z jej sześćdziesięciogodzinnym tygodniem pracy był jednym z ważniejszych czynników nasilających skurcze, wymioty i biegunki, których nie dało się opanować żadnymi środkami farmakologicznymi. Do tego wszystkiego dołączył stres związany ze świadomością, że pracę traktowała niemal jak bożka i stawiała na pierwszym miejscu przed Bogiem. Choć wszystkie jej objawy somatyczne były uporczywe i nie poddawały się farmakoterapii, nie pozwoliła poinformować o rozmiarze tej choroby ani szefa, ani współpracowników. Nie chciała ryzykować konieczności wzięcia bezpłatnego urlopu. Czuła, że jest daleko od Boga i nie umiała się modlić do niego. Wstyd i skrępowanie, jakie przeżywała w związku z chorobą, ujawniły się dopiero w terapii i tam mogły zostać poddane dyskusji.
Gdy niewyrażony problem łączy się w jakiś sposób ze sprawami religijnymi, najczęściej dotyczy on konfliktu postrzeganych oczekiwań ze strony Boga z innymi imperatywami. W związku z tym konfliktem Bóg może być przeżywany jako odległy emocjonalnie, gardzący lub obojętny. Ta pogarda i obojętność generują różne emocje związane z rozpaczą, które stanowią zagrożenie dla fizycznego czy psychicznego zdrowia. Bezpośrednie zajęcie się czyjąś relacją z Bogiem może w takich przypadkach pomóc znaleźć rozwiązanie dla niewyrażonego problemu lub przynajmniej pomóc go wyrazić.

 

Więcej w książce: Odkrywanie duchowości w psychoterapii – James L. Griffith, Melissa Elliott Griffith

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,449,somatyzacja-niewyrazone-problemy-bola.html

********

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O autorze: Judyta