Społeczeństwo III RP jest społeczeństwem, które z punktu widzenia politycznego, z punktu widzenia zdolności do realistycznej oceny politycznej sytuacji, jest społeczeństwem skrajnie infantylnym. Po pierwsze nie potrafi ono zidentyfikować, jakie działania polityczne są dziś w jego interesie. Po drugie popiera postulaty, które są szkodliwe dla państwa i ludzi, którzy te postulaty popierają. Po trzecie jest społeczeństwem biernym, które całość władzy oddaje w ręce polityków. Po czwarte nie potrafi wyciągać żadnych wniosków z historii. Ludzie dają się nabierać na kłamstwa polityków, wierzą w opowiadane im bzdury, a to skutkuje tym, że po latach wybiera się w wyborach partie, które rządziły źle lub nieudolnie, mając niepopartą niczym poza obłudnymi obietnicami liderów politycznych nadzieję na to, że coś się zmieni.
−∗−
Wenezuela Europy
Zasadniczym problemem III RP i systemu, w którym żyjemy jest to, że system ten zatracił zdolność do samoreformowania się. Oznacza to, że niewykonalne stało się przeprowadzenie reform, które usprawniałyby funkcjonowanie dysfunkcyjnego państwa.
Powyżej wspomniany fundamentalny problem, z jakim mierzy się dziś państwo, bierze się przede wszystkim z tego, że system polityczny III RP służy w pierwszej kolejności jako narzędzie realizacji interesów określonych partii – tych partii, które w danym momencie rządzą. Mamy więc do czynienia z państwem, w którym nadrzędnym interesem względem interesu narodowego jest interes partyjny. Nierozwiązywalna wadliwość systemu polega na tym, że bez względu na to czy rządzi jedna, czy druga formacja, nie ma to tak naprawdę znaczenia, gdyż PiS, PO czy jakakolwiek inna partia, która dojdzie w tym systemie do władzy, będzie realizować tylko i wyłącznie swój własny, partykularny interes.
Partiokracja jako źródło kryzysu
Jedyną możliwością realizacji przez partię rządzącą w obecnych uwarunkowaniach interesu narodowego jest sytuacja, w której z jakiegoś powodu interes ten będzie zbieżny z interesem danej partii. Przykładowo mogłoby się to wydarzyć, gdyby dana partia, nie chcąc utracić pewnych kompetencji przynależnych rządowi państwowemu czy też możliwości wpływu na sterowanie państwem w konkretnym obszarze, postanowiłaby blokować zewnętrzne próby zagarnięcia takich kompetencji przez instytucje ponadnarodowe.
Podobnie rzecz ma się z szeroko rozumianym interesem społecznym, a właściwie interesem poszczególnych grup społecznych, przy okazji zagadnień pomniejszych, niekoniecznie wagi państwowej i ustrojowej. W tym obszarze także można liczyć na działanie władzy jedynie w sytuacji, w której widzi ona swój własny interes w realizacji interesu społecznego, co wiąże się z oczekiwaniem ze strony partii korzyści własnych, a nie chęcią poprawy warunków funkcjonowania społeczeństwa. Tak oto partia rządząca może zrobić coś, co będzie dla ogółu lub części społeczeństwa korzystne, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy będzie to opłacalne z punktu widzenia partii, czyli będzie wiązało się z zaspokojeniem oczekiwań własnego elektoratu lub możliwością zaskarbienia sobie sympatii danej grupy społecznej. Dokładnie w taki oto sposób PiS „dbał” o emerytów, wiedząc, że stanowią oni wielomilionową grupę potencjalnych wyborców. Skąd wiemy, że w działaniu PiS chodziło tylko i wyłącznie o własny, a nie o społeczny interes? Gdyby chodziło o interes ludzi, zamiast uruchamiać propagandowy system kosztownego rozdawnictwa, zwyczajnie zniesiono by lub znacząco zmniejszono opodatkowanie emerytur. Takie rozwiązanie, o wiele korzystniejsze dla przeciętnego emeryta oraz tych, którzy na emeryturze wkrótce się znajdą, nie byłoby jednak tak efektowne, jak wpływające jednorazowo do portfela zastrzyki pieniędzy, bezczelnie do tego nazwane przez propagandę od imienia prezesa partii rządzącej, jak gdyby pieniądze te pochodziły z jego własnej kieszeni.
Jednakże sytuacje, w których interes partyjny pokrywa się z interesem społecznym są na ogół rzadkie, a wynika to z banalnej przyczyny – społeczeństwo nie posiada dzisiaj świadomości tego co faktycznie jest w jego interesie. Społeczeństwo nie wie czego chce i co jest mu potrzebne, i w dalszym ciągu nie rozumie, że wiele z popieranych przez nie postulatów jest szkodliwych zarówno dla niego samego, jak i dla państwa. Postawa ta uwidacznia się szczególnie u tej części społeczeństwa, która bezrefleksyjnie ulega propagandzie mediów głównego ścieku (częstokroć zagranicznych, realizujących na terytorium RP obcy interes) – propagandzie antypolskiej i antycywilizacyjnej. Na skutek tego społeczeństwo samo zaczyna domagać się realizacji postulatów jednoznacznie destrukcyjnych, będąc jednocześnie przekonanym o swojej wspaniałomyślności, nieomylności i patriotyzmie.
Społeczeństwo, które nie rozumie tego, jakie zagadnienia są z punktu widzenia państwa istotne, a jakie nie mają żadnego znaczenia, wpada w pułapkę zastawioną na nie przez dominujące siły polityczne, które kwestiom obłożonym ogromnym ładunkiem emocjonalnym, lecz w rzeczywistości kompletnie nieistotnym, nadają szczególną wagę i powodują skupienie się na nich niemalże całej opinii publicznej. Tak oto kwestia bezpieczeństwa narodowego, która powinna być dla nas wszystkich absolutnym priorytetem, spychana jest na margines, podczas gdy miliony przed telewizorami pasjonują się oblężeniem tej czy innej telewizji, przez tych czy innych aparatczyków, co z punktu widzenia państwa ma znaczenie zerowe. Tak oto zamiast dążenia do usprawnienia funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości zarzucono dyskusje o jakichkolwiek rzeczywistych reformach systemowych, gdyż jedynym co liczy się w sporze politycznym w tej sprawie, jest to czy w tej, czy innej instytucji zasiądzie sędzia sympatyzujący z tą, czy inną partią. Tak oto kwestia fundamentalna dla przyszłości polskiego państwa, jaką jest budowanie siły ekonomicznej w oparciu o małych i średnich polskich przedsiębiorców pozostaje kompletnie niedostrzegana i niezrozumiana, podczas gdy wszyscy pasjonują się tym, komu władza zabierze, a komu wręczy sowite dotacje – z naszych zresztą pieniędzy, czego wielu też niestety nie potrafi pojąć.
Społeczna infantylizacja
System III RP to system, którego beneficjentami są przede wszystkim partie polityczne. Nie możemy w dalszym ciągu liczyć na to, że III RP zmieni się sama z siebie. Aby III RP zmieniła się, musi dojść do kryzysu, przesilenia, które wymusi polityczne i systemowe reformy na tejże pseudoelicie, która aktualnie ma państwo w rękach, albo nowej elicie, która przyjdzie w miejsce tych ludzi. Być może znajdujemy się w przededniu tego przesilenia, a być może agonia ta potrwa jeszcze dobrych kilka lub kilkanaście lat.
W jaki sposób ludzie spoza tego układu, który od ponad 30 lat trzyma Polskę w garści, mogą przeniknąć w system niczym koń trojański? Podstawowym kierunkiem działania powinna być dzisiaj działalność o charakterze społecznym. Świadoma część społeczeństwa powinna działać w taki sposób, aby stworzyć solidne bazy pod ewentualny ruch polityczny. Taka strategia działania powinna uwzględniać przede wszystkim różnego rodzaju inicjatywy o charakterze lokalnym. Te inicjatywy o charakterze lokalnym powinny ze sobą współpracować ściśle, nakreślać wspólne cele, tworzyć programy i strategie współdziałania. Dopiero w momencie, w którym zaistniałaby realna szansa na zdobycie wpływu politycznego, należałoby zorganizować ruch polityczny na fundamentach ustanowionych przez ruch społeczny.
Nie ma innej drogi, co pokazuje dobitnie ostatnie 30 lat i wszystkie
spektakularne porażki sił „antysystemowych” na scenie politycznej.
Za każdym razem, gdy pojawiają się zalążki jakiegoś ruchu społecznego, dochodzi do tego, że ruch ten niemalże natychmiastowo przekształcany jest w siłę polityczną i w bardzo krótkim czasie zużywa się, gdyż wszystkie tego typu ruchy, które powstawały na bazie pospolitego ruszenia, nie mają trwałych podstaw, nie mają wystarczająco silnych i skonsolidowanych struktur. Powoduje to, że ruchy te w momencie pierwszej możliwej porażki zazwyczaj idą w rozsypkę albo schodzą na totalny margines i pozostają na tym marginesie przez resztę swojego istnienia. Istnieje w tym momencie niezliczona ilość partii w Polsce, które nie odgrywają i nie będą odgrywać żadnej roli. Istnieją one tylko po to, by ktoś w tych partiach mógł być prezesem i czerpać wynikające z tego korzyści. Natomiast z punktu widzenia społecznego, istnienie tych bytów politycznych, które odgrywają rolę niedostrzegalnego marginesu, nie ma żadnego sensu ani znaczenia.
System III RP – jak już wspominałem – zatracił zdolność samoreformowania się. Jest to związane także z tym jaką mentalnością przesiąknęło społeczeństwo. Społeczeństwo III RP jest społeczeństwem, które z punktu widzenia politycznego, z punktu widzenia zdolności do realistycznej oceny politycznej sytuacji, jest społeczeństwem skrajnie infantylnym. Po pierwsze nie potrafi ono zidentyfikować, jakie działania polityczne są dziś w jego interesie. Po drugie popiera postulaty, które są szkodliwe dla państwa i ludzi, którzy te postulaty popierają. Po trzecie jest społeczeństwem biernym, które całość władzy oddaje w ręce polityków. Po czwarte nie potrafi wyciągać żadnych wniosków z historii. Ludzie dają się nabierać na kłamstwa polityków, wierzą w opowiadane im bzdury, a to skutkuje tym, że po latach wybiera się w wyborach partie, które rządziły źle lub nieudolnie, mając niepopartą niczym poza obłudnymi obietnicami liderów politycznych nadzieję na to, że coś się zmieni. W jaki sposób tak naiwnie postępujące społeczeństwo może na jakiejkolwiek władzy wymóc jakiekolwiek zmiany, jeśli wybierając ponownie partie, które rządziły fatalnie, mówi im w ten sposób, że całkowicie akceptuje tak nieudolny styl rządzenia? I nie chodzi tutaj jedynie o ostatnie wybory, bo tego typu zjawiska w polskiej polityce miały miejsce cyklicznie po roku 1989.
To, co się z tym wiąże to powszechnie panujące przekonanie o tym, że niczego nie da się zrobić. Jest to przekonanie szczególnie obecne wśród pokolenia „Solidarności”, czy też mówiąc bardziej ogólnie pokoleń wychowanych w PRL. Z czego to wynika? Zapewne ze sceptycznego nastawienia do rzeczywistości i wniosków z obserwacji tejże rzeczywistości przez wiele dekad, co uzmysłowiło ludziom, że problemy istniejące aktualnie, istniały tak naprawdę od zawsze i nigdy nie znalazł się nikt, kto mógłby je rozwiązać. Natomiast przesiąknięcie przez społeczeństwo tym sposobem myślenia uruchamia mechanizm społecznej bierności i powoduje, że ludzie nie widzą sensu działania, ponieważ uznają je za stratę czasu. Jeżeli społeczeństwo przesiąka tego typu myśleniem, staje się całkowicie niewydolne i nieefektywne, a co za tym idzie, państwo też staje się niewydolne i nieefektywne. Jest to pewnego rodzaju błędne koło. Jest to pułapka, z której nie wyjdziemy ot tak, gdyż nie da się zmienić mentalności społeczeństwa w swojej masie. Da się natomiast wpłynąć na mentalność tej grupy ludzi, której chce się coś robić. Ta grupa ludzi musi się zorganizować, zrozumieć jakie są jej cele oraz zrozumieć, w jaki sposób działać, by osiągnąć te cele.
Podsumowując: III RP jest państwem, które zmierza ku kompletnemu zastojowi, a w zasadzie już jest w stanie zastoju. Kiedy dodamy do tego katastrofę demograficzną, zapaść społeczno-kulturową postępująca na skutek kryzysu rodziny oraz wartości, a także narastającą w lawinowym tempie anarchizację prawną, wystarczy już tylko stagnacja ekonomiczna, abyśmy stali się państwem upadłym – Wenezuelą Europy. Nie wystarczy dzisiaj myśleć o tym, jak temu zapobiec. Należy przede wszystkim myśleć o tym, co zrobić, aby odbudować to wszystko z gruzów w momencie, w którym nastąpi śmierć kliniczna państwa polskiego, nieuchronna na skutek wszystkich skumulowanych i nawarstwiających się problemów, których nikt nie ma woli dzisiaj rozwiązywać i których nikt nie będzie już rozwiązywał oraz dysfunkcji tych wszystkich niewydolnych systemów, poczynając od emerytalnego, a na zdrowotnym kończąc. Równoległa kumulacja pomniejszych kryzysów spowoduje kryzys generalny, a na to wszystko nakłada się rozpalana przez polityczny duopol nienawistna plemienność, która w momencie kryzysowym może zdecydowanie eskalować i przybrać wymiar fizycznej agresji dwóch sfanatyzowanych plemion. Rzeczpospolita jest dzisiaj jak człowiek śmiertelnie chory, który wypiera fakt o swojej chorobie i zamiast się leczyć, woli chodzić na uczty i bale. Cała nadzieja w tym, że właśnie na skutek kryzysu przyjdzie pewnego rodzaju otrzeźwienie. Aktualnie jesteśmy jeszcze na etapie, na którym „polewamy się szampanem”, a wszystkich zadowalają polityczne obietnice chleba i igrzysk. Jakkolwiek w pewnym momencie chleb może się skończyć, a igrzyska mogą zmienić swoje oblicze. Wówczas otworzy się okno możliwości, które otwiera się raz na kilkadziesiąt lat.
____________
Wenezuela Europy, Dominik Liszkowski, 10 stycznia 2024
− ◊ ♦ ◊ −
Polska czerwonym suknem
Gorzka jest prawda, którą musimy przełknąć, ale jeśli odważymy się na to, droga do gwiazd, chociaż przez ciernie, wszelako stanie dla nas otworem. Artykuł niniejszy jest kontynuacją powyższego materiału.
—
Sytuacja polityczna Polski od 1989 r. przypomina to, co mówił Kmicicowi Bogusław Radziwiłł w „Potopie” Henryka Sienkiewicza. Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągnie, kto żyw, żeby swój płaszcz z tego wykroić. System rządów mamy parlamentarno – mieszany, z pozostawionym Prezydentem, który coś może, ale do końca nie wiadomo, co. W ogóle patrząc na nasz formalny ustrój i praktykę rządów, nie wiadomo do końca, kto tu rządzi. Ma to dwie przyczyny, które się wzajemnie warunkują. Kształt prawa z Konstytucją na czele to przyczyna pierwsza, sposób uprawiania polityki to rzecz druga. Wadliwe prawa, które nie rozdzielają ściśle kompetencji, dublują zakresy kompetencyjne, innych w ogóle nie określają, utrudniają działania, które mogłyby podjąć siły społeczne, a ułatwiają takie, które mogą wykonać tylko wiodące siły polityczne, a zarazem uniemożliwiają tym siłom skuteczne rządzenie. Długo można wyliczać niedostatki polskiej legislatury.
Do tego mamy dwa wrogie obozy, strzelające ku sobie nienawiścią niczym z dział ustawionych na barykadach. Co pierwsi zrobią, drudzy zaraz muszą zmieszać z błotem, co drudzy ustanowią, pierwsi muszą zburzyć, gdy wejdą na miejsce pierwszych, a potem da capo al fine przy kolejnej zmianie rządzącej ekipy. Jedni i drudzy odzyskują Polskę za każdym razem, wszystko robią dla Polski i narodu, nawet oddychają, jedzą, piją, i zapewne wiatry też dla nich puszczają. Jakież to żałosne i nikczemne, za każdym razem ta sama bajeczka, kolejny spektakl tej samej zgranej farsy. Co ciekawe, te działa, z których strzelają ku sobie z przeciwległych barykad tak, że bębenki w uszach pękają, słabymi widać ładunkami nabite, kartaczami najwyżej. Wiela huku robią a dymu, czasem który z gemajnów padnie, kartaczem trafiony, lecz wały przeciwne niewzruszone tak stoją, jak stały, i wodzom też krzywda się nie dzieje.
Całej bitwy przebieg na to wskazuje, że te wały przeciwne mają tak stać i hałas robić, lud polski wciąż ku sobie wabić, lecz w istocie nie tam walka prawdziwa się odbywa. Prawdziwe zmagania na innych odcinkach frontu inne siły toczą. A właściwie bez przeszkód niemal wrogowie ludzkości postęp czynią, niewielki opór napotykając. Nie tylko bowiem w Rzeczypospolitej takie porządki, bo jeśli spojrzeć na inne państwa Europy, szczególnie te większe i znaczące, tam wszędzie albo lud władzy ślepo słucha, albo walka wewnętrzna trwa podobna do naszej. Wspólne to jest, że narody wroga nie widzą, nie widząc nie znają, kto zacz i co zamierza, nie znając, obrony nie podejmują. Narody Europy śpią lub walczą same ze sobą.
Polska od wieków skupia na sobie uwagę mocarzy, wpierw Europy, potem świata, bowiem to miejsce jest znaczące i dla przyszłości świata kluczowe. Od tego, kto panuje nad tym czerwonego sukna postawem, zależeć będzie, czy powstanie jedna Eurazja, czy osobne części, a to z kolei warunkuje przebieg wielu procesów globalnych. Patrząc na mapę globu, wczytując się w plany tych, którzy chcieliby zostać tego globu panami, analizując historię dawniejszą i nowszą, wierzajcie mi, nabiera się dystansu wobec tego, kogo wsadzono, na jakiej podstawie, co w telewizji leci, co powiedział prezes, co zamierza przewodniczący i kim jest marszałek. Są to nieistotne przepychanki aktorów spektaklu, których emploi polega na odwracaniu uwagi publiki od tego, że ktoś inny właśnie robi przebudowę teatru.
Wszystkie okoliczności sporów, które rozpalają emocje i wyobraźnię Polaków wyraźnie wskazują na to, że jedynymi ich beneficjentami są ci właśnie aktorzy, co ów spektakl odgrywają. Główni przywódcy niczym primadonny, a wraz z nimi całe ich trupy. Na widowni profesjonalni klakierzy wmieszani w tłum widzów tak rozgrywają publikę, że ta przekonana jest święcie, że to nie spektakl jest, że tam wszystko naprawdę się dzieje, że tam się sprawy widowni rozstrzygają. To jednak tylko gra aktorska, z kadencji na kadencję coraz sprawniejsza technicznie, a jednocześnie coraz mniej do prawdy podobna.
Ta farsa trwa już od 1944 r., odkąd PKWN wydał Manifest Lipcowy. Tak aż do teraz kolejne rządy są jego kolejną odsłoną. Niewiele tu zmienił przełomowy, jak mniemaliśmy rok 1989. Zmienili się częściowo aktorzy na scenie, zmieniono scenarzystę, wpuszczono trochę nowych aktorów – amatorów z publiki na scenę, poprawiono maszynerię i scenografię. Zabiegi te na tyle były skuteczne, że prawie cała widownia dała się nabrać. Publika myślała, że po 45 latach komuszej niewoli wreszcie jest to prawdziwe centrum zarządzania państwem, wreszcie wyrażające prawdziwą wolę narodu. Naiwni byli ci wszyscy, co tak myśleli, z autorem tegoż artykułu włącznie. Scenariusz i reżyseria nie są u nas pisane, i nie dla naszych pożytków. Aktorzy główni muszą angaż uzyskać u głównego impresario, po czym trupę sobie mogą dobrać, jednak wciąż są pod uważną kontrolą. Wskazuje na to logika, biorąca pod uwagę wiedzę i praktykę ustrojową III RP. Pokazują to zapisy naszej Konstytucji, zadziwiające zapisy niektórych ustaw, ogólna jakość tworzonego prawa, choć bardziej tu pasuje termin: produkcja prawnicza. Widać to również po śladach obcych wpływów. Gdyby przebadać działalność głównych ugrupowań politycznych pod kątem obcej agentury, pewien jestem, że takich szokujących śladów znaleźlibyśmy wystarczająco wiele, żeby zażądać przywrócenia kary głównej i jej szerokiego zastosowania.
Niczego nie zmienią kolejne wybory i kolejna zmiana ekipy rządzącej. Będzie to samo innymi środkami. Niczego też nie da demokracja bezpośrednia. Tak oszukiwane i ogłupiane społeczeństwo wybrałoby coś nowego, co szybko okazałoby się nowym – starym. Nie tędy droga prowadzi.
Pośród ludzi, którzy wreszcie doszli do tej świadomości pokutuje taka postawa, że niczego nie da się zrobić, bo „polityka to bagno, zawsze tak było, od nas nic nie zależy, niczego nie da się zmienić, ludzie zawsze tacy byli, od zawsze władza lud łupiła, zawsze był złoty cielec” itd. Skutkiem takiej postawy jest wycofanie się w domowe pielesze i pozostawienie spraw własnemu biegowi, czyli sterowanym z zewnątrz rządom sprzedajnych szubrawców. Inni szybko lecą partyjki zakładać, wzniecają słomiany zapał, licząc na to, że dzięki chwilowemu wzmożeniu wypromują własną osobę, by dorwać się na scenę do jakiejś epizodycznej rólki i udziału w apanażach. Nie tędy droga prowadzi.
Większość jednak publiki nie interesuje się wcale, mniemając, że jakoś to się będzie toczyć, jak zwykłe bywało, a oni jakoś sobie będą sprawy układać, jako zawsze. I oni mają najwięcej racji, bo ludzie jakoś żyli za komuny, za okupacji, za sanacji, za Wielkiej Wojny, pod zaborami, i pod padyszachem, i pod faraonem także. Idzie o to, jakie to życie jest, i co można z nim zrobić. Otóż jeśli ktoś może jako człek wolny nie tylko z prądem dziejów podążać, ale i pod prąd się postawić i prąd ten zmienić, ale niecha tego i sam życie niewolnika wybiera, ten godzien jest najwyższego politowania. A gdy więcej jeszcze, niż siebie samego, ale i swoje dzieci, i wnuki z lekkim sercem na gorszy jeszcze los, niż swój własny skazuje, tego postępowanie zasługuje na najwyższą pogardę. Dziś wielu takich, którzy ze swej wygody, gnuśności i głupoty taką drogę obierają. Zamiast starać się o jak największą potęgę Rzeczypospolitej, aby być godnym pamięci swoich wielkich przodków, aby swe imiona wielkimi znakami w złotych księgach chwały zapisać, oni wolą zapisanymi być w czarnych księgach hańby. I nie myślę tu tylko o tych, co na scenie farsę odgrywają i na scenę się pchają, ale i o tych, co na widowni, co mogliby tą farsę zakończyć i życie prawdziwe rozpocząć. Ci jednak wolą sami się ogłupiać i nie chcą zdobyć się na to.
Każda jednak rzecz się kończy, skończy się dobrostan widowni, okaże się, że ogrzewanie nie działa, światło z przerwami, w dachu są dziury, drzwi zamknięto, a na zapleczu szaleje pożar, zagrażający całemu gmachowi teatru i publiczności w nim. Nie będzie wówczas miało znaczenia, jakie kwestie kto wygłasza na scenie, i jakie rekwizyty rozstawiono. Nie można liczyć, że cała publika zdatna będzie do tego, by pożar ugasić i teatr naprawić. Trzeba zawczasu ekipę ratowniczo – naprawczą szykować. Czas, by otrząsnąć się z emocji i zacząć myśleć logicznie na chłodno. Nie można liczyć ani na całość publiki, ani na aktorów farsy. Ci pierwsi będą płakać, rozpaczać i panikować, ci drudzy nie będą zdatni do zadań, które przekraczają ich kompetencje. Ekipa, która pożar ugasi i teatr naprawi zastąpić musi wszystkie trupy w farsie grające. Całą scenę na nowo trzeba urządzić, i odtąd już scenariusz samemu pisać i reżyserią samemu zarządzać.
Teraz nie pora, by snuć mrzonki, że można inna partię wybrać czy lepszą ustawę uchwalić. Przebudować trzeba wszystko – uczelnie, szkolnictwo, rozrywkę, kulturę, media, wymiar sprawiedliwości, ochronę zdrowia, prawo, służby, ustrój polityczny, a nade wszystko, świadomość. Ponieważ jednak nikt nie jest w mocy oddolnie zmienić świadomość ogółu, trzeba skupić się teraz na kadrze przyszłej elity. Takich ludzi jest w Polsce dość. Trzeba więc, aby tacy szukali się i wchodzili w lokalne zrzeszenia. Mogą być to zarówno istniejące już oddolne organizacje społeczne, których członkowie zdecydują się na działanie, jak też nieformalne grupy znajomych. Równolegle musi tworzyć się zrąb przyszłej narodowej polityki, nowe jej pryncypia i nowe zasady współżycia społecznego. Tą refleksję muszą podjąć ci, którzy intelektualnie są w stanie dokonać tego dzieła. Takich jest tylu, ilu potrzeba, a prace już się toczą. Następnie koncepcje te powinny zostać przedstawione lokalnym zrzeszeniom, przedyskutowane i zgodnie przyjęte jako program wspólnego działania.
Pierwsze zadanie dla ludzi dobrej woli, którzy nie chcą stać się globalną biomasą, to zadbać o świadomość własną i swoich najbliższych rodzin. Dalej muszą uchronić swoje dzieci przed deprawacją i przekazać im dobrą naukę. Następnie trzeba przekazać wiedzę znajomym i dalszej rodzinie. W ten sposób, poza zawiązanymi wcześniej strukturami lokalnych zrzeszeń należy rozszerzać krąg świadomych, którzy dalej będą robić to samo – uświadamiać swych najbliższych i właściwie prowadzić dzieci. Jeśli nie będzie wojny domowej lub ruskiego najazdu, w ciągu najbliższych dwudziestu kilku lat będą następowały mniejsze i większe kryzysy ekonomiczne. Młodzi ludzie będą coraz słabsi, coraz bardziej szaleni, coraz bardziej opętani. Prawdopodobnie około 2050 r. nastąpi jakiś znaczący globalny krach finansowy, co w połączeniu z narastającymi problemami społecznymi i demograficznymi spowoduje sytuację, w której władza będzie leżała na ulicy, i przejmie ją ten, kto będzie najlepiej zorganizowany i najbardziej zdeterminowany. Moment ten może jednak nastąpić szybciej, więc nie ma co liczyć na nadmiar czasu. Obecnie, w tym momencie najważniejszą pracą, którą może wykonać każdy bez żadnych kosztów i struktur organizacyjnych jest budowanie świadomości.
Co do obecnych sił politycznych, toczących tak zaciekłą walkę o postaw czerwonego sukna, to ich tożsamość i umocowanie wyraźnie określiła sejmowa pożarnicza potrzeba. Incydent ten pokazał, kto świeczki zapala, i kto się w hołdzie lennym ustawia. Odtąd już nikt logicznie myślący nie powinien mieć żadnych wątpliwości, kto tu jest kim. Całość tej sytuacji najlepiej wyraża aforyzm: „I jedni, i drudzy, chabadu słudzy”.
____________
Polska czerwonym suknem, Bartosz Kopczyński, 17 stycznia 2024
−∗−
Powiązane tematycznie:
Jak odzyskać niepodległość. Aspekty formalne, materialne i… nasze cechy
Naród jednak nie chce odzyskiwać niepodległości z powodu dwojakiej niewiedzy: nie wie, że ją utracił, i nie wie, że nie jest narodem. Jak to rozumieć? Wydaje się sprzeczne, jednak pozornie. […]
−∗−
BONUS:
Marsz przez instytucje. Marsz przez pojęcia. Rozmowa z Dariuszem Rozwadowskim
Istnieje w Polsce dość powszechne przekonanie o tym, iż z upadkiem ZSRR zniknęły z polityki prądy marksistowskie, komunistyczne. Wynika to z tego, że polskie społeczeństwo kojarzy komunizm, z racji swoich doświadczeń, ze wschodem. Jednak ideologia ta powstała na zachodzie i na zachodzie była cały czas żywa i rozwijana, mimo prosperity kapitalizmu. Wariant wschodni opierający się na terrorze i masach robotniczych okazał się na dłuższą drogę nieskuteczny. Komuniści zachodni postanowili obrać inną, dłuższą, wyrachowaną drogę. O niej opowiada Dariusz Rozwadowski, badacz antykultury, autor książki „Marksizm kulturowy: 50 lat walki z cywilizacją zachodu”.
−∗−
Bolszewickie rządy w Polsce
Wydarzenia grudniowych dni roku Pańskiego 2023 zapewne przejdą do historii Polski jako początek piekielnego karnawału rządów jakobińsko – bolszewickich. Na naszych oczach swoje prawdziwe oblicze pokazują ludzie, którzy dochrapali się władzy, występując pod sztandarami miłości, tolerancji i pojednania. Dla nas, badaczy globalizmu nie jest to nic dziwnego ni nowego, znamy wszak mechanizmy zarówno psychiczne, jak i polityczne, które stoją za tymi zdarzeniami. Publiczność niewprawna w meandrach tych zawiłości może jednak plątać się w opiniach, dlatego pomożemy ten węzeł rozwikłać.
Poprzednie rządy tzw. Dobrej Zmiany, przez nas zwane Państwem Wielkomorawskim użyły parawanu bogoojczyźnianego do maskowania najbardziej zdradzieckich działań. Wielka Morawa, udając patriotę wraz z gronem swoich akolitów, wiernych zagranicznym funduszom zaprowadzał do naszego systemu prawnego rozbudowane mechanizmy, zmieniające nie tylko prawo, administrację i ekonomię. To jest najłatwiejsze do odrobienia. Największą winą tych ludzi jest odpalenie mechanizmów, które powoli i podstępnie będą zatruwać umysły, wypaczając osobowości Polaków.
Państwo Wielkomorawskie przegrali jednak wybory, a przez swoje 8 lat tak sobie urządzili scenę polityczną, społeczną i medialną, że teraz w ciągu kilku dni zwycięska ekipa może odsunąć ich od wszystkiego. Ocena ich rządów nie jest jednoznaczna, zrobili bowiem pewne rzeczy dla narodu i państwa korzystne. Jednak biorąc pod uwagę całokształt, sumę zysków i strat, a zwłaszcza niewykorzystanych możliwości, należy się cieszyć, że odeszli, co nie znaczy, że należy z ulgą przyjmować rządy tych nowych – starych. Największą hańbą rządów tzw. Dobrej Zmiany jest to, że nie dokonała takich zmian w świadomości narodu, jakie mogła i powinna. Zamiast tego obłowili się fruktami przejętych agend państwa i zdradzieckimi funduszami unijno – globalnymi. Jednocześnie mamili zwodzonych porządnych ludzi, że wszystko jest dobrze, że oni obronią naród i państwo, a wszelką prawicową działalność społeczną inną, niż ich własna albo pochłonęli, albo rozbili.
Nastali jednak teraz nowi – starzy, i od razu przystąpili do swoich porządków. To tak, jak gdyby wpuścić stado małp do zakładu produkcyjnego albo bolszewików do Warszawy w 1920. Obecną sytuację można też porównać do dzikich profanacji sankiulotów w Saint-Denis w 1793 r. Jest to ta sama dzicz, ta sama horda, nienawidząca wszystkiego, co przypomina Boży porządek stworzenia. Napędzani szatańską nienawiścią, wzmacnianą przez ich własną dziecinną emocjonalność i pospolitą głupotę, niszczą wszystko, co są w stanie, a właściwie, na co pozwolą im potencje, które sterują zachowaniami sił politycznych, działających w Polsce.
Obecna sytuacja antykulturowego wzmożenia politycznego wreszcie objawiła z całą jawnością mechanizmy rządów w Polsce. Przyczynkiem tego coming-out stała się akcja gaśnicza posła Brauna, a właściwie okoliczności towarzyszące i reakcje na nią. Pokazał nam więc marszałek Hanukownia, jaki chabad nami rządzi. Ci, co dotąd tylko mogli się domyślać, wyśmiewani przez niedowiarków, teraz z gorzką satysfakcją mogą pochwalić się, że jednak knesejm. Poza jednym posłem Braunem wszyscy uczestnicy cyrku, zwanego systemem władzy w Polsce, pomimo tego, że między sobą toczą bój śmiertelny o przypadłości, co do spraw istotowych są całkowicie zgodni. Pod publiczkę stroją się w piórka bojowników o polską sprawę, ale jak trzeba świeczki zapalić, to wszyscy zgodnie wraz z Najwyższym Zwierzchnikiem grzecznie ustawiają się w jednej kolejce, by złożyć hołd lenny przed chabadem. Nie będzie więc przesady w tym, jeśli całą tę sytuację określimy jako chabadowy coming-out.
Czemu zawdzięczamy to całe zamieszanie, nietrudno zgadnąć. W czasie, w którym rozgrywają się wybory w Polsce i ich następstwa doniosłe rzeczy dzieją się w Europie i na świecie. Unia zmierza konsekwentnie do centralizacji, która nas zniewoli. WHO proceduje traktat pandemiczny i zmiany w międzynarodowej klasyfikacji chorób, co umożliwi nasze głębsze zniewolenie. ONZ przygotowuje się do globalnego Paktu Przyszłości, co nam odbierze resztkę wolności. Franciszek pcha konsekwentnie Synod o synodalności, co odbierze nam wsparcie duchowe i zniewoli jeszcze głębiej. Powstrzymanie tych przemian wymaga śmiałych i świadomych działań państw narodowych. Globaliści planują swoje procesy z dużym wyprzedzeniem i wiedzą, co im może zaszkodzić. Patrzą, w których państwach rząd jest potulny i społeczeństwo ogłupione, bo tam niewiele muszą interweniować. W Polsce co prawda od 1989 r. obraduje knesejm, a rządy nie są suwerenne, pozostaje jednak jeszcze Naród, który może zmusić władzę do określonych działań. Dlatego tak bardzo zależy im na ogłupieniu narodów. Udało się to zrobić to tego stopnia, że 2/3 populacji nie utożsamia się z Narodem i państwem. Wciąż jednak jest ta pozostała 1/3, która w większości kibicuje PiS i Konfederacji. Pomimo tego, że działa Państwo Wielkomorawskie, to jednak elektorat zmuszał lub mógł zmusić PiS do działań wbrew globalistom. Z elektoratem liberolewicy nie ma tego problemu. Zarządzono więc określone wyniki wyborów, które doprowadziły do paraliżu decyzyjnego państwa polskiego. Jedyne, co przez pewien czas będzie robił rząd w Polsce to podpisywanie wszystkiego, co zostanie podsunięte. Dodatkowo w tym samym czasie dokonuje się dekompozycja Konfederacji. Można oczywiście nadal udawać, że to wszystko dzieje się samo.
A co na to naród, pytanie ciśnie się na usta. Otóż niby nic. Większość ludności Polski o tym nawet nie wie, bo zajmuje się chabaniną na święta, które dawno już straciły dla nich właściwy smak religijny. Ci więc zajęci są konkursem potraw świątecznych. Inni, szczególnie ci, co Hanukownię i Tuszczyznę na sejmy wydźwignęli, też nieświadomi, bo po tym jednym akcie wzmożenia, w którym smartfon kazał wyjść i skreślić krzyżyk, powrócili do swoich mało myślnych zajęć i o Bożym świecie nie wiedzą. Inni jeszcze, którzy cokolwiek rejestrują dalszego niż tylko to, co metr przed nosem, ci cieszą się złośliwie, bo to przecież PiS odsuwany jest od władzy.
Wszyscy oni głupcy, nie warto nawet z nimi gadać, bo nie pojmą ludzkiej mowy. To, co ludzie dobrej woli wciąż naiwnie uważają za naród polski, wcale nim nie jest. Te około 38 milionów ludzi nie stanowi narodu, nie jest nawet społeczeństwem. Jeden i drugi twór mają bowiem jakieś więzy, jakieś wspólne interesy i świadomość tej współzależności. Nasze 38 milionów w większości o tym nie wie. Ludność Polski można podzielić z grubsza na trzy grupy. Pierwsza to Naród, a więc ci, którzy mają świadomość wspólnego dobra i wzajemnej współzależności między ludźmi, narodem, władzą i państwem. Tych obecnie w Polsce zostało nie więcej niż 1/3 stanu osobowego. Druga część, największa to Nienaród – szara masa nijakich ludzi, mających w nosie wspólne sprawy i interes narodowy, dbających tylko o swój osobisty interes. Ci zaakceptują każdą władzę, która zapewni im dobrostan, nawet, jeśli z doświadczenia historycznego i zdrowego rozsądku wynika, że to będzie zgubne dla nich samych w dłuższym czasie. Nienaród nie myśli tak perspektywicznie, niewiele widząc spoza swej codziennej michy. Jeśli jednak polska władza zapewni im dobrostan, do jakiego przywykli, będą siedzieć cicho i posłusznie przeżuwać. Trzecia grupa wreszcie to Antynaród, ludzie wykorzenieni ze wszystkiego, osobowości ego-emo, bezmyślne, emocjonalne duże dzieci, zakompleksieni i pełni frustracji. Ci wszelkie swoje osobiste problemy zawsze przerzucają na innych, a najchętniej na naród, państwo i Kościół. W odróżnieniu od Nienarodu, oni złapią każdą okazję, by niszczyć dobro wspólne. Zazwyczaj niewielkie mają możliwości, ograniczające ich do internetowego i werbalnego hejtu. Jednak siły spoza Polski uważnie śledzą sytuację w kraju i z tej właśnie grupy chętnie dobierają sobie pożytecznych idiotów do załatwiania swoich interesów wewnątrz Polski.
Jeśli więc liczymy na Naród, żeby się ruszył i uprzątnął tę stajnię Augiasza, to możemy liczyć tylko na tę trzecią część ludności Polski, i wśród niej możemy upatrywać zdatnych do obrony Ojczyzny, którzy o jej ratunek zabiegać będą. Reszta albo palcem w bucie nie ruszy, albo przysłuży się wprost naszym wrogom. Jak do tego doszło, to sprawa na niejedno opracowanie, i pisaliśmy już o tym. Oto praktyczny skutek chowu egotycznego, oto życie Królewien Świata i Piotrusiów Panów, oto osobowości ego-emo na co dzień, oto pierwsze zbiory debilizacji. Takie społeczeństwa tworzy homo debilis. Winni są głupi rodzice, którzy wychowanie zamienili na chów egotyczny, winne nauczycielki, roztkliwiające się nad dzieciaczkami, aby nie było stresiku w szkole, winni posoborowi księża – dobroludziści, ukrywający przed Ludem Bożym prawdę chrześcijańską, a zamiast tego karmiący wiernych modernistycznymi bredniami, winne psycholożki, ogłupiające seryjnie rodziców i młodzież kabalistyczną pseudo – psychologią, czyli psychomagią. winne masowe media antypolskie, ogłupiające ludzi i buntujące ich przeciwko wszystkiemu, co własne, winne poradnictwo dla kobiet, trujące wirusami feminizmu, winny Internet, lasujący umysły młodzieży wraz z kloaką. A nade wszystko winne są elity, a raczej ci ludzie, którzy takimi być powinni. Elity społeczne, naukowe, kościelne, polityczne – one gremialnie i masowo zdradziły swój naród, kupione przez spisek globalnych bogaczy, i pozwoliły obcym i wrogim siłom hulać do woli po Polsce.
Największą więc stratą, jaką poniosła Polska, stratą pokoleniową jest utrata 2/3 stanu liczebnego Narodu. Odbudowę Polski musimy więc rozpocząć, nie licząc wcale na te 26 milionów obywateli polskich, należących do Nienarodu i Antynarodu. Mało tego, ci ludzie nie dość, że nie przyłożą się do dzieła odbudowy, to jeszcze część z nich będzie czynnie przeszkadzać. W niedalekiej już przyszłości możemy spodziewać się, że będą uważnie obserwować tych, którzy należą do Narodu i donosić na nich do władz okupacyjnych. Nie jesteśmy więc bezpieczni, i to pod każdym względem. Nie możemy liczyć na ochronę ze strony własnego państwa, bo ono służy chabadowi. Nie możemy liczyć na większość rodaków, bo są to ludzie nam kulturowo i mentalnościowo obcy. Nie chodzi tylko o różnicę poglądów politycznych. Ci ludzie mają już głęboko zakodowany w swych umysłach system wartości inny, niż nasz. Ich cele życiowe są istotowo przeciwne do naszych, więc sytuacje konfliktowe są nieuniknione. Nie będzie w nich można powoływać się na wspólny interes, świadomość, tradycję, kulturę. Dla ludzi spoza Narodu to już nic nie znaczy. Pamiętać też należy o ich przywiązaniu do osobistego dobrostanu. Dla jego poczucia bez drgnienia powieki sprzedadzą nas na Gestapo, do CzeKi lub UB. Żebyśmy mogli przetrwać, my, a nade wszystko nasze dzieci należy jak najszybciej zmienić myślenie i zacząć działać w ramach państwa podziemnego.
Nasz trójpodział społeczny można jeszcze uprościć. Nie należy przywiązywać się do żadnych szyldów partyjnych, lecz mieć świadomość, że każda duża grupa ludności, także i Polska dzieli się zasadniczo na dwie partie społeczne, przeciwne sobie. Można więc wyróżnić PLP – Partię Ludzi Porządnych, oraz jej przeciwieństwo – PSiW – Partię Szuj i Wariatów. Każdy sam decyduje, do jakiej przynależy, przy czym nieistotne są deklaracje. Liczą się faktyczne działania i zaniechania. Jeśli więc chcemy przetrwać, musimy rozglądać się uważnie i patrzeć, kto jest w życiu prywatnym i społecznym porządnym człowiekiem. Drugim kryterium jest dojrzałość. W znakomitej większości Naród pokrywa się z PLP, i prawie każdy członek tych gremiów jest jednocześnie człowiekiem dojrzałym. Podam też kryterium dojrzałości, aby ułatwić poszukiwania. Dojrzały człowiek to taki, który potrafi podporządkować niższe władze duszy (instynkty, emocje, popędy) wyższym władzom duszy (rozum i wola), a także chce i potrafi narzucić sobie obowiązek jako dobrowolny przymus psychiczny. Kto tego nie potrafi bądź nie chce, z tym nawet rozmawiać nie warto, bo to strata czasu i energii.
Sądzę, że takich właśnie ludzi należy szukać pośród Narodu oraz PLP, co jest zasadniczo synonimem. Tych oceniam, że jest w Polsce około 1/3 ludności. Spośród tego zasobu wystarczająco dojrzała jest mniej więcej 1/3, co nam w sumie daje wynik, że około 10 % stanu liczebnego ludności Polski ma na tyle dobrej woli i dojrzałości psychicznej, aby podjąć dzieło odbudowy Polski jako suwerennego i niepodległego bytu, w którym Naród tworzy swoje Państwo, aby chroniło jego interesy. Teraz więc czeka nas, czyli patriotów pierwsze z najtrudniejszych zadań. Spośród tych 10 % wyszukać i przekonać grupę inicjatywną, która zachce przystąpić do działań długotrwałych i długofalowych, obliczonych nie na fajerwerki i szybkie sukcesy, lecz na mozolny, żmudny trud.
Co z resztą, spytacie, z tymi milionami ludzi, nad którymi trzeba się pochylić, których trzeba ratować, którym trzeba pomóc? Tymi ludźmi nie martwię się wcale, wiem bowiem, jaki los ich czeka. Dziś są jako te ludzkie świnie w jaskini Platona, chłepcące breję, reagujące gniewnym kwikiem na jakąkolwiek próbę uświadomienia i skierowania na drogę ku światłu dnia, ku światu bytów realnych, gdzie można zdobyć olimpijski nektar i małmazję, gdzie można sięgnąć Parnasu, by pośród gwiazd i muz słuchać i samemu tworzyć muzykę sfer. Tego nie pragnie Nienaród ani Antynaród, nie chce tego PSiW, nie życzą sobie dotknięci zaklęciem Kirke miłośnicy dobrostanu, smakosze świńskiej brei. O tą resztę nie martwię się wcale, bo wiem, że dosięgnie ich nieuchronnie ściana rzeczywistości. Dziś jeszcze oddają się błogiemu lewakowaniu, czyli lewackiemu leżakowaniu połączonemu z lewitacją bez kontaktu z rzeczywistością. Jutro, najdalej pojutrze ta rzeczywistość, z którą nie chcą mieć kontaktu nadciągnie w postaci grubej betonowej ściany, w której walną swymi pustymi łbami i albo się otrzeźwią, albo sczezną. Ściana jest pewna, bo albo nadciągnie Iwan ze wschodu albo globalno – unijny porządek z zachodu. Nie wiadomo, co gorsze, czarna śmierć czy czerwona zaraza. Nasza powinność wobec bliźnich spoza Narodu polega na tym, abyśmy im pozwolili ponieść konsekwencje ich własnych działań i zaniechań, bo dopiero wtedy ci ludzie mogą zachcieć powrócić do Narodu. Nasza powinność wobec Narodu jest chronić swoich, a powinność wobec siebie i najbliższych jest przetrwać i zachować możliwość działania.
Dlatego tak bardzo paląca staje się potrzeba dobierania sobie za znajomych i towarzyszy ludzi myślących podobnie i zdolnych do działań konstruktywnych. Nie ma co tracić czasu na deliberowanie i długotrwałe przekonywanie opornych. Albo ktoś widzi rzeczywistość, albo nie, albo rozróżnia dobro i zło, albo nie, albo oddziela wrogów od przyjaciół, albo nie. Jeśli ktoś dotąd tych zdolności umysłu nie nabył, to my nie przekonamy go wcale. Szkoda więc tracić czasu i energii, taki dopiero wtedy się obudzi, gdy walnie łbem o ścianę rzeczywistości. Gdy to już nastąpi, my musimy mieć gotowe idee działania i kadrowe struktury terenowe. Obecnie intensywnie pracujemy nad programem ideowym dla czasu, gdy będziemy mogli sięgnąć po niepodległość i odzyskać swoje własne państwo. Moment taki z pewnością nastąpi, albo w tym pokoleniu, albo w następnym. Gdy wykonamy zręb tej pracy, co zajmie nam najbliższych kilka miesięcy do roku, podejmiemy próbę przekonania do naszych idei pewnej grupy ludzi spośród PLP i Narodu. Tu widać pewne rozumne reakcje, co pozwala mi zachować nadzieję na obrót spraw korzystny dla PLP, Narodu i państwa. Co będzie dalej, to jak zwykle wypadkowa tego, co się dzieje i co można. Jednakowoż w żadnym scenariuszu wypadków nie zamierzamy pozostać biernym obserwatorem, ani też bezmyślnym aktorem dziejów, rzucającym się z motyką na słońce.
+Kto mądry lub mądrości szuka, przyłączy się do nas, bo my też mądrości szukamy. Kto głupi, będzie jako zwykle szukał dziury w całym i na swej bezproduktywnej gadaninie poprzestanie. Nie będziemy tracić na takich czasu, ani przymilać się do nikogo, ani zważać, by jakaś dusza nadwrażliwa nie poczuła dyskomfortu. Nadszedł czas prawdy.
_______________
Bolszewickie rządy w Polsce, Bartosz Kopczyński, 27 grudnia 2023
“Przykładowo mogłoby się to wydarzyć, gdyby dana partia, nie chcąc utracić pewnych kompetencji przynależnych rządowi państwowemu czy też możliwości wpływu na sterowanie państwem w konkretnym obszarze, postanowiłaby blokować zewnętrzne próby zagarnięcia takich kompetencji przez instytucje ponadnarodowe”.Myślę,że realnie to tak nie
dzieje się gdyż formacja rządząca swoje priorytety opiera(w domyśle)na wytycznych
z zewnątrz (UE,USA i Bóg wie jeszcze skąd).Co tu pisać,należałoby totalnie zmienić
system rządzenia.Powinni rządzić ludzie,którzy przedkładają interes narodowy nad
potrzeby partii.Tutaj nie bardzo rozumiem,dlaczego interes partii miałby odbiegać
od interesu narodowego?Co to za partia?Z Grenlandii?
Gdybyśmy, jako elita Narodu, nie spali, to moglibyśmy usunąc najwieksza wadę ustrojową – “ordynacje proporcjonalną”, kreującą partyjniactwo.
Wybory w jednomandatowych okręgach usunęłyby 90% przyczyn destrukcji Polski.
Dlategho ci u koryta i ich “sponzorzy” tak boja się JOW.
Ech, a jak pisałem że po “GRH Sanacja” przyjdzie “GRH Komunizm”, i że to będzie znacznie gorsze to byłem tu zakrzyczany i zapluwany że nic gorszego od PiS być nie może. A jednak okazało się że może. Teraz to nie jest stado dzikich małp, choć to tak wygląda. To niestety sa zimni, racjonalni czekiści. Feliks Dzierżyński pisał ze czekista powinien mieć chłodny umysł, gorące serce i czyste ręce. Oczywiscie w koalicji 13 grudnia ten ostatni człon poszedł się gonić…
PS
To określenie poziomu polskiej masy wyborczej (bo na miano społeczeństwa to coś nie zasługuje) jako Wenezueli Europy bardzo mi się podoba…
Bardzo dobry tekst p. Dominika Liszowskiego. Prosta i logiczna ocena społecznych podstaw III RP.
Każdy może to potwierdzić rozmawiając z przysłowiowym Kowalskim.
Społeczeństwa nie wymieni się na inne a obecne jest bardzo zgangrenowane. Co gorsza dotyczy to również młodych.
Co robić?
Tworzenie jakiś lokalnych przyczółków normalności jak widać nie wiele a w zasadzie nic nie daje.
Z historycznego punktu widzenia to co jest musi upaść, przyjdą barbarzyńcy i wówczas może na zgliszczach coś sensownego wyrośnie.
Ważne są zawsze rzeczy istotne w ocenianiu działań tych co są u władzy i aby prosty człowiek się nie pogubił nie może ich być za wiele. Te ważne rzeczy to CAŁKOWITY zakaz aborcji, CAŁKOWITY zakaz rozwodów i brak dostępu do treści nieprzyzwoitych, ponadto poszanowanie niedzieli. A nie ocenienie władzy pod kątem kto macha większą chorągiewką, głośniej śpiewa hymn, czy klęczy w kościele bliżej tabernakulum.
Tak. I koniecznie kilo kiełbasy śląskiej dla każdego. Też w ustawie zapisać! Na pewno u każdego na stole się pojawi.