Przyjrzyjcie się, kto jest właścicielem głównych sektorów gospodarki narodowej i wyciągnijcie jakieś wnioski. Dla zrozumienia, jak funkcjonuje gospodarka (i jakie przed nią rysują się perspektywy) wyjaśnienie stanu własności i kontroli zasobów kapitałowych ma kluczowe znaczenie.
Kto jest właścicielem Polski ?
Prof. dr hab. Artur Śliwiński
Jeszcze po Polsce krąży powiedzenie, „iż kapitał nie ma ojczyzny”, które sugeruje, jakoby własność nie miała w większego znaczenia. Oszustwo polega na dwóch kłamstwach. Pierwszym, że właściciele kapitału myślą jedynie o zysku, więc zupełnie ich nie interesuje władza polityczna. Rzekomo są to niewinne baranki, a nie głodne wilki. Drugim, że właściciele kapitału zawsze działają oni na korzyść społeczeństwa. Rzekomo zawsze przyczyniają się do pomnażania dobrobytu społecznego. Czyli nie istnieją powody do kontroli kapitału.
Oczywiście znaczenie własności i kontroli kapitału jest różne dla poszczególnych sektorów gospodarczych. W niektórych, takich jak finanse, infrastruktura, obronność, czy zasoby naturalne znaczenie własności i kontroli jest nadzwyczaj ważne, ponieważ ewentualne zakłócenia lub akcje dywersyjne mogą podważyć najżywotniejsze interesy społeczeństwa. Jest także wiele innych kwestii ekonomicznych, których bez rozpatrzenia struktury własności nie można rozwiązać.
Sektory strategiczne.
We wszystkich krajach zachodnich funkcjonuje rozwinięte ustawodawstwo, które tworzy linię demarkacyjną między sektorami strategicznymi i ochroną zasobów naturalnych a pozostałymi obszarami gospodarki. Jest całkowicie zrozumiałe, że sektory strategiczne i zasoby naturalne nie mogą podlegać przejęciu przez zagraniczne korporacje lub agencje międzynarodowe, ponieważ jest to uderzenie w podstawowe warunki życia społecznego i gospodarczego. Pod tym względem jedynie w krajach silnie uzależnionych od czynników zewnętrznych lub podporządkowanych rządom okupacyjnym dochodzi do rażącego ekscesu: forsowania obcej własności. Z reguły łączy się to z szeregiem „klauzul” ograniczających negatywne konsekwencje przejęcia, lecz nie ma wątpliwości, że są one formą kamuflażu braku kontroli.
Prymitywna, posiłkująca się ignorancją polityka gospodarcza usiłuje zamazać wspomnianą linię demarkacyjną. Strategiczne sektory gospodarki są wówczas „zawężane”, podobnie jak nieodzowność perspektywicznej i zgodnej z interesem publicznym ochrony zasobów naturalnych. Ów prymitywizm rozciąga się na kwestie otwarcia dla inwestycji zagranicznych. Oczywiście inwestycje zagraniczne mogą być czynnikiem pozytywnym, jednakże pod oczywistym warunkiem: że służą rozwojowi, a nie ograniczają rozwoju oraz nie podważają bezpieczeństwa narodowego. To jest minimum, gdyż w ocenie krajowej użyteczności inwestycji zagranicznych powinno być podstawowym kryterium akceptacji obcego kapitału. Następnym warunkiem jest dostosowanie się kapitału obcego do wymogów i norm krajowych (nie tylko prawnych, finansowych i rynkowych, ale także i przede wszystkim kulturowych).
Jednak wielkie korporacje i sieci globalne mają to do siebie, że nie ograniczają się do strategii adaptacyjnych, lecz stosują strategie agresywne, czyli forsowanie korzystnych dla siebie reguł i wzorców. To działa niszcząco na wszystkie podstawowe warunki społeczne. Niestety, takie strategie nie są współcześnie zjawiskiem ubocznym. Niestety, z przykrością musimy stwierdzić, że w Polsce niemal całość literatury ekonomicznej poświęconej inwestycjom zagranicznym (jak również publikacji rządowych agencji powołanych do realizacji polityki wobec tych inwestycji) charakter czysto apologetyczny.
Szczególnie kompromitująca jest działalność Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych, która czuje się całkowicie zwolniona z funkcji kontroli przepływów kapitałowych z zagranicą. A w jeszcze większym stopniu odnosi się to do Komisji Nadzoru finansowego. Również Komisja Nadzoru Finansowego nie jest zainteresowana kontrolą przepływu kapitału finansowego (nawet nie posiada odpowiednich uprawnień).
Odrębnym problemem jest powszechne stawianie znaku równości między znaczeniem inwestycji w zakup już istniejących aktywów majątkowych (przejęcie kapitału) oraz inwestycji bezpośrednich.
- Przejęcie kapitału nic nie tworzy (więc nie ma się z czego cieszyć).
- Prywatyzacja, stanowiąca de facto proces przejęć kapitałowych nic nie wnosi (przy braku kontroli przepływów kapitałowych staje się nieuchronnie grabieżą). Ten problem wymagałby szerszego oświetlenia, dlatego tutaj możemy go jedynie zasygnalizować.
- Przejęcie własności nic nie tworzy. Przejęcia kapitałowe.
Zasadniczo z makroekonomicznego punktu widzenia kwestia własności nie sprowadza się to tego, kto i ile kapitału posiada, lecz do wpływu własności (kontroli) na funkcjonowanie poszczególnych sektorów gospodarczych, a także na regulacje prawne i politykę rządu, na rynek pracy, władze lokalne , konsumentów itp. Fałszywe jest bowiem przekonanie, iż przejęcia kapitałowe jedynie zmieniają strukturę własności, a nie dostarczają korzyści pośrednich, takich jak umocnienie pozycji ekonomicznej, ale również takich jak nasilenia presji na instytucje państwowe, związki zawodowe, organizacje ochrony konsumentów, itp. Współcześnie jest to nie mniej groźne, jak zanieczyszczenie środowiska naturalnego.
Tutaj jedynie wypada powtórzyć wypowiedź, którą opublikowaliśmy w listopadzie 2010 roku („Złowieszczy backcasting: likwidacja Polski”, Biuletyn EEM nr 5/2010 (14). „Pozbawienie któregokolwiek narodu własności jest najistotniejszym elementem scenariusza umożliwiającego przejęcie kontroli.
Toteż nieprzypadkowo przejęcia kapitałowe określa się w literaturze ekonomicznej terminem „rynek kontroli”, gdyż własność jest synonimem kontroli działalności ekonomicznej. Niezależnie od takich czy innych poglądów dotyczących procesu tzw. prywatyzacji oraz innych działań rządów w ponad dwudziestoletnim okresie funkcjonowania III Rzeczypospolitej jeden fakt jest bezsporny. Polacy zostali wyrugowani ze swojej własności w sferze finansów, przemysłu, handlu i w większości pozostałych sektorów gospodarki. Tutaj nie ma miejsca na dyskusję.
Pozostałości polskich aktywów majątkowych nie pozwalają na żadną słowną woltyżerkę: stanowią obszary nieatrakcyjne ekonomicznie lub niemożliwe do przejęcia”.
Jednak najważniejszej kwestii do tej pory nie rozpatrywaliśmy.
Nie chodzi o wywłaszczenie, lecz o wskazanie, kto został ostatecznie właścicielem zasobów majątkowych w Polsce, a wskutek tego uzyskał znaczne wpływy polityczne.
Na ogół panuje przekonanie, podsycane przez media i … ekonomistów, jakoby polska własność przeszła w ręce pochodzących z różnych krajów inwestorów, liczonych w setki, a może tysiące przedsiębiorstw i osób prywatnych. Takie przekonanie zdaje się potwierdzać statystyka państwowa, w której wymieniani są inwestorzy z różnych krajów. Kłóci się to jednak z logiką, skoro już dobrze wiemy, że tzw. transformacja ustrojowa w Polsce (i w innych krajach postkomunistycznych) była zaplanowana i zrealizowana z jednego „centrum”, tj. przez wpływowe kręgi polityczne Stanów Zjednoczonych.
Logicznie biorąc, jest mało prawdopodobne, aby działały one na rzecz interesów olbrzymiej rzeczy przedsiębiorstw ze wszystkich stron świata, chociaż według neoliberalnej doktryny tak właśnie mogło być.
Neoliberalne hasło prywatyzacji sugeruje, że jest ona wartością sama w sobie.
Odpowiedź na nasze pytanie pochodzi z analizy sieci finansowych.
Okazuje się, że setki przedsiębiorstw dokonujących przejęć kapitału w Polsce to są rzeczywiście przedsiębiorstwa zarejestrowane w różnych krajach (od Estonii do Brytyjskich Wysp Dziewiczych).
- Są jednak w przeważającej większości finansowane z największych amerykańskich funduszy inwestycyjnych.
- Są one nie tylko finansowane przez wspomniane fundusze, ale też zorganizowane w zarządzane przez te fundusze sieci biznesowe (same również są elementami globalnej sieci finansowej).
- Są własnością tych funduszy, które z kolei są własnością światowej oligarchii finansowej.
Tak więc wreszcie mamy jasną odpowiedź.
Właścicielem Polski jest faktycznie światowa oligarchia finansowa.
______________________________________________________________________________________________________________
Źródło artykułu: Narodowy Instytut Studiów Strategicznych
Dodaj komentarz