Dlaczego tak bardzo boimy się żyć? To w sercu rozpoczyna się sukces. – Poniedziałek, 23 listopada 2015 r.

Myśl dnia

Kiedy przyjaciel o coś prosi, jutro dla ciebie nie istnieje.

George Herbert

Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.

Jan Paweł II

Cytat dnia

Polska jest przepięknym, bogatym krajem w środku Europy.  Potrzebowała tylko jednego – dobrego gospodarza.

Beata Kępa – Szef Kancelarii Premiera

and-lovely-wild-animals

Jezu, powierzam Tobie wszystkich ubogich. Niech Twój dobry anioł ma nad nimi pieczę

i nie pozwoli im zginąć z głodu i wycieńczenia.

 

_______________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_______________________________________________________________________________________________________

 

PONIEDZIAŁEK XXXIV TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK C
św. Klemensa I, papieża i męczennika
św. Kolumbana, opata

 

PIERWSZE CZYTANIE  (Dn 1,1-6.8-20)

Daniel z towarzyszami na dworze króla babilońskiego

Czytanie z Księgi proroka Daniela.

W trzecim roku panowania króla judzkiego Jojakima przybył król babiloński Nabuchodonozor pod Jerozolimę i oblegał ją. Pan wydał w jego ręce króla judzkiego Jojakima oraz część naczyń domu Bożego, które zabrał do ziemi Szinear do domu swego boga, umieszczając naczynia w skarbcu swego boga.
Król polecił następnie Aszfenazowi, przełożonemu swoich dworzan, sprowadzić spośród Izraelitów z rodu królewskiego oraz z możnowładców młodzieńców bez jakiejkolwiek skazy, o pięknym wyglądzie, obeznanych z wszelką mądrością, posiadających wiedzę i obdarzonych rozumem, zdatnych do służby w królewskim pałacu. Zamierzał ich nauczyć pisma i języka chaldejskiego. Król przydzielił im codzienną porcję potraw królewskich i wina, które pijał. Mieli być wychowywani przez trzy lata, by po ich upływie rozpocząć służbę przy królu.
Spośród synów judzkich byli wśród nich Daniel, Chananiasz, Miszael i Azariasz. Daniel powziął postanowienie, by się nie kalać potrawami królewskimi ani winem, które król pijał. Poprosił więc nadzorcę służby dworskiej, by nie musiał się kalać.
Bóg zaś obdarzył Daniela przychylnością i miłosierdziem nadzorcy służby dworskiej. Nadzorca służby dworskiej powiedział do Daniela: „Obawiam się, by mój pan, król, który przydzielił wam pożywienie i napoje, nie ujrzał waszych twarzy chudszych niż młodzieńców w waszym wieku i byście nie narazili mojej głowy na niebezpieczeństwo u króla”.
Daniel zaś powiedział do strażnika, którego ustanowił nadzorca służby dworskiej nad Danielem, Chananiaszem, Miszaelem 1 Azariaszem: „Poddaj sługi twoje dziesięciodniowej próbie: niech nam dają jarzyny do jedzenia i wodę do picia. Wtedy zobaczysz, jak my wyglądamy, a jak wyglądają młodzieńcy jedzący potrawy królewskie, i postąpisz ze swoimi sługami według tego, co widziałeś”.
Przystał na to ich żądanie i poddał ich dziesięciodniowej próbie. A po upływie dziesięciu dni wygląd ich był lepszy i zdrowszy niż innych młodzieńców, którzy spożywali potrawy królewskie. Strażnik zabierał więc ich potrawy i wino do picia, a podawał im jarzyny.
Dał zaś Bóg tym czterem młodzieńcom wiedzę i umiejętność wszelkiego pisma oraz mądrość. Daniel miał dar rozeznawania wszelkich widzeń i snów. Gdy minął okres ustalony przez króla, by ich przedstawić, nadzorca służby dworskiej wprowadził ich przed Nabuchodonozora.
Król rozmawiał z nimi i nie można było znaleźć pośród nich wszystkich nikogo równego Danielowi, Chananiaszowi, Miszaelowi i Azariaszowi. Zaczęli więc sprawować służbę przy królu. We wszystkich sprawach wymagających mądrości i roztropności, jakie przedstawiał im król, okazywali się dziesięciokrotnie lepsi niż wszyscy wykładacze snów i wróżbici w całym jego królestwie.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Dn 3,52.53b.54a.55ab.56)

Refren: Chwalebny jesteś, wiekuisty Boże.

Błogosławiony jesteś, Panie, Boże naszych ojców, *
pełen chwały i wywyższony na wieki.
Błogosławione niech będzie Twoje imię, *
pełne chwały i świętości.

Błogosławiony jesteś w przybytku świętej chwały Twojej. *
Błogosławiony jesteś na tronie Twego królestwa.
Błogosławiony jesteś Ty, co spoglądasz w otchłanie +
i na Cherubach zasiadasz. *
Błogosławiony jesteś na sklepieniu nieba.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 24,42a.44)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Czuwajcie i bądźcie gotowi,
bo w chwili, której się nie domyślacie,
Syn Człowieczy przyjdzie.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 21,1-4)

Wdowi grosz

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki.
I rzekł: „Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ
On umarł za każdego

Przed Bogiem ważniejsza jest intencja serca niż wielkość i zakres dzieł, jakich dokonujemy. Można coś robić tylko po to, aby zyskać ludzkie uznanie i społeczną aprobatę. Wszyscy jesteśmy powołani do budowania Królestwa Bożego na ziemi. W tej misji uczestniczą zarówno ludzie prości, jak i wykształceni. Każdy z nich ma jakieś zadanie do spełnienia. Tak często w swoim nauczaniu Jezus piętnował postawy faryzejskie, przede wszystkim hipokryzję i wywyższanie się ponad innych. Miarą wielkości człowieka jest sposób, w jaki podchodzi do drugiej osoby. Nie wolno nam nikogo poniżać i upokarzać. Jezus umarł za każdego człowieka i każdy przed Bogiem może poczuć się Jego duchowym dzieckiem.

Jezu, powierzam Tobie wszystkich ubogich. Niech Twój dobry anioł ma nad nimi pieczę i nie pozwoli im zginąć z głodu i wycieńczenia.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*************

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 21, 1-4

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. kevin dooley / Foter.com / CC BY)

Dać z tego, co zbywa…

 

Grosz wdowi
Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki, i rzekł: Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie.

 

Opowiadanie pt. “O bogactwie i pragnieniu”
Człowiek wielkiego interesu zjawił się pewnego razu u pustelnika i zapytał, czy i jemu – zanurzonemu w świecie mogłaby w jakiś sposób pomóc duchowość. – Pomoże ci mieć więcej – odpowiedział pustelnik. – W jaki sposób? – chciał wiedzieć milioner. – Ucząc cię, abyś mniej pragnął – brzmiała odpowiedź.

 

Refleksja
Bardzo ciężko nam się rozstaje z różnymi rzeczami, a szczególnie z tymi na które ciężko pracowaliśmy. Ciężko też dzielić się zarobkami, konkretnymi pieniędzmi, które zarobiliśmy naszą ciężką pracą. Wszystko dlatego, że jest to część naszego życia. Boimy się, że to, co ofiarujemy drugiej osobie zostanie niewłaściwie wykorzystane. Dlatego tak często nie pomagamy na ulicy tym, którzy proszą nas o pomoc. Okazuje się, że wiele za tych datków przeznaczone jest na alkohol czy narkotyki, a nie np. na jedzenie…

 

Jezus zaznacza, że przede wszystkim ważny jest nasz odruch serca, ale też i roztropność. Dzielmy się nie tym z czego nam zbywa, ale przede wszystkim co mamy najcenniejszego, z tymi którzy tej pomocy realnie potrzebują. Sam odruch serca jest tu bardzo ważny, ale musi zawsze poparty być naszym rozsądkiem. Jeśli widzimy osobę, która zbiera na chleb, a tymczasem na pierwszy rzuto oka widać, że jest pod wpływem alkoholu, to zastanówmy się dwukrotnie nad wykonanym gestem dobroczynności. Ta osoba nie potrzebuje pieniędzy, ale zupełnie innej formy naszej pomocy…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy dzielisz się z innymi tym, co masz?
2. Dlaczego roztropność jest tak ważna?
3. Czy dzielenie się z innym Cię kosztuje?

 

I tak na koniec…
Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi (Jan Paweł II)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,456,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-21-1-4.html

***********

Nie liczy się ilość, ale jakość

Mieczysław Łusiak SJ

Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki. I rzekł: “Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie”. Łk 21, 1-4 

 

Przeczytaj rozważanie 

 

Jezus zwrócił uwagę na tę ubogą wdowę, aby powiedzieć nam, że o bogactwie człowieka nie decyduje to, co on ma, ani to, ile daje. O bogactwie człowieka decyduje to, JAK człowiek daje to, co ma. Dawanie musi być hojne, bo hojność jest cechą Miłości. Hojność winna być całkowita, jak u tej ubogiej wdowy.

 

Nie oznacza to, że winniśmy natychmiast rozdać wszystko, co mamy. Tu chodzi o to, aby wszystko, co mamy, mieć dla innych i dawać wszystko, także siebie samego, wtedy gdy trzeba i komu trzeba. A o tym “kiedy” i “komu” poucza nas Miłość.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2656,nie-liczy-sie-ilosc-ale-jakosc.html

*************

Św. Klemensa

0,12 / 9,44
W dzisiejszym rozważaniu usłyszysz o niedostatku i ofiarności. Może twoje myśli są zaprzątnięte teraz tysiącem rzeczy do zrobienia. Postaraj się mimo to przeznaczyć kilka minut dla samego siebie. Odpowiedz sobie na pytanie: jak się teraz czujesz?Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 21, 1-4
Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki. I rzekł: «Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie».Bogactwo to nie tylko dobra materialne. Wiele osób bez pamięci goni za sławą, uznaniem czy pozycją społeczną. Są również tacy, którzy wypowiadają wiele negatywnych opinii o ludziach bogatych, a jednocześnie serce ich samych trawi wielka żądza posiadania. A jak tobie kojarzy się bogactwo?
Łatwo jest podzielić się tym, czego masz dużo. Wdowa miała mało. A jednak poświęciła wszystko, co w tym momencie posiadała. Czy ty potrafisz podzielić się z kimś tym, czego sam czujesz, że masz za mało? Co mogłoby to być? Pieniądze, czas, pomoc, słuchanie kogoś z uwagą, dobre słowo, może uśmiech…

Z czym kojarzy ci się człowiek ubogi? Czy to ktoś umierający z głodu daleko w Afryce? A może tuż obok ciebie jest osoba, która równie cierpi z powodu jakiegoś braku lub słabości? Czy to widzisz? A może stałeś się obojętny? Jeśli tak, to kiedy doszło do tego zobojętnienia?

Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki. I rzekł: «Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie».

Proś Jezusa, byś potrafił zobaczyć dobroć swojego serca. By On uczynił je wrażliwym na brak i potrzebę bliźniego. Proś, by Pan pomógł ci zanieść bogactwo miłości tam, gdzie jej brakuje.

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu jak było na początku teraz i zawsze na wieki wieków Amen.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
****************

OBUDŹ SIEBIE

by Grzegorz Kramer SJ

Fatalnym błędem jest udawanie, że znaleźliśmy życie, kiedy patrząc na kałużę, mówimy, że to jest ocean. Zadowalamy się wciąż tym samym, nawet jeśli to jest coś, co zniewala. Musi przyjść taki dzień, moment, w którym usłyszmy św. Pawła: Zbudź się o śpiący, i powstań z martwych. I się obudzimy.

To jest najważniejsze i najtrudniejsze zadanie życia. Zabrać na wędrówkę swoje własne serce, czyli tak żyć, by nie tylko żyć, ale i przeżywać. Zobaczcie wokoło – ilu ludzi tylko wegetuje? Nie wędrują i nie żyją, po prostu są podmiotem różnych naturalnych procesów zachodzących w ich ciele i życiu. Dlaczego tak często przestajemy wędrować? Każdy z nas ma tu swoją ciekawą opowieść o tym, jak wyłącza w sobie opcję przygoda, a włącza opcję wegetacja. Uciekamy od bólu, od porażki, od rozczarowania, a naszym bratem staje się strach, o to że kiedy rozbudzimy w sobie pragnienia i życie, to może nic z tego nie wyjść.

Dlaczego jest tak, że kiedy ogląda się wielką opowieść o życiu, jak choćby, panowie – Gladiatora, czy panie, wielką historię o miłości, np. powiedzmy Titanic (wiem uprościłem), to nasze serce rośnie i rwie się do przeżycia wielkiej przygody, a kiedy milknie muzyka, i schodzą z ekranu ostatnie litery, to już od razu pozwalamy, by nam serce utopiło się w tym, co nas tak na co dzień gnoi? Dlaczego tak bardzo boimy się żyć? Przecież Bóg dał nam oczy byśmy patrzyli; uszy byśmy słyszeli; wolę byśmy wybierali i serce byśmy mogli naprawdę żyć. Właśnie w sercu rozpoczyna się sukces, bo przecież mężczyzna musi wiedzieć, że jest silny, że ma wszystko co jest mu potrzebne, a kobieta musi wiedzieć, że jest piękna, że ktoś o nią walczy, bo jest tego warta.

Czasem, kiedy spowiadam odnoszę wrażenie, że jesteśmy ludźmi pustymi w środku. Nie w sensie pychy i próżności, ale sensie braku życia. Owszem przychodzimy, spowiadamy się, nawet jest w nas jakieś pragnienie innego życia, a jednak się nie udaje. Prawda jest taka, że my nie jesteśmy puści. Mamy serca, że one dalej są takie jakie Bóg chciał: dzikie, silne, odważne i piękne, tylko zamknięte i ciągle nie odkryte. Jeśli chcemy być mężczyznami i kobietami, którzy potrafią zawalczyć i kochać, to musimy przebudzić nasze nie puste, ale uśpione serca. Nawet za cenę bólu i zmęczenia, bo to jest ostra wędrówka, musimy to zrobić.

Jeśli tego nie zrobimy grozi nam to, w co dali się wciągnąć saduceusze z Ewangelii. Zamiast szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wierzą w Zmartwychwstanie, czy jest w nich pragnienie pójścia za Bogiem Żywym, rozpoczynają deliberacje na tematy kompletnie nie związane z życiem. Pozwalają sobie na pytania zastępcze, byleby nie zadać pytań prawdziwych. Łatwiej pytać o rzeczy drugoplanowe, niż zapytać siebie samego, o co mi, w moim życiu tak naprawdę idzie?

Musimy skierować nasze serca ku Bogu. To nie jest tylko taki grzecznościowo-religijny zwrot, zwrócić serce ku Bogu, to nic innego, jak zapragnąć tego, by być jak On, by znów stać się silnym i pięknym wojownikiem. Musimy to zrobić, bez tego wejdziemy na drogę wegetacji.

Ta wegetacja może być dla większości pojęciem abstrakcyjnym, ale wystarczy pojechać do Zoo. Idźcie do klatki z lwami. Staniecie w oko w oko, z czymś, co stworzone jest do przemierzania wielkich afrykańskich sawann, do polowania na zebry i inne takie. Tymczasem zobaczycie w jego oczach przegraną, zobaczycie coś, co się poddało. Zamiast groźnego lwa, zobaczycie starego przerośniętego kota.

Uczyłem się tego kiedyś pracując z młodymi. Tej wewnętrznej walki, miedzy wychowywaniem ich na pobożne i grzeczne dzieciaczki przy kościele, a pozwolenie im na to, by odkrywali w sobie właśnie to, co jest zwróceniem swojego serca ku Bogu, a więc odkrycia swojego piękna i dzikości. Tego się nie da zapisać w kanonach dobrego wychowania.

Uboga wdowa okazuje się być mistrzynią w uczeniu nas puszczenia się na całość.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/11/23/obudz-siebie/

************

Zdobyć serce

Królestwo moje nie jest z tego świata. J 18, 33b – 37

Skoro tak, to Królestwo Chrystusa dotyczy serca, a nie jakiegoś terytorium, państwa czy systemu politycznego, itp. Dotyczy mojego serca i chodzi o panowanie Boga w moim życiu. Dlatego Jezus potwierdza, że jest królem, ale nie mówi, że przyszedł na to, by panować, ale być dać świadectwo prawdzie. Ojcem kłamstwa jest diabeł. I tak, jak w raju, tak każdego dnia próbuje mi wmówić, że „będę jak bóg”. Jednym w pierwszych przykazań Boga dla mnie jest „czyń sobie ziemię poddaną”, więc On mi tak ufa, że daje mi całą ziemię, bym nad nią panował. Panuję więc nad wszystkim, oprócz Boga. On chce panować nade mną, a jest to panowanie miłości, pokoju i wolności. Kiedy poddaję się Jego panowaniu, wtedy staję się do Niego podobny i panuję w podobny sposób: przez miłość, wolność, prawdę, pokój…

serceWłaśnie, stawać się do Niego podobnym. Wczoraj uderzyło mnie, kiedy mówiłem konferencję o rozeznawaniu duchowym, że zarówno Bóg, jak i zły duch próbują zdobyć serce człowieka. To wynika z tekstu św. Ignacego – dwóch pierwszy reguł rozeznawania [ĆD 314-315]. Mowa jest tam o tym, że kiedy zły chce utrzymać człowieka w jego wadach i grzechach, to działa na jego emocje. Próbuje zrobić wszystko, by serce człowieka przykleiło się do zwodniczych przyjemności i wtedy będzie w jego mocy, pójdzie jak po sznureczku. Tu niekoniecznie chodzi o grzech, lecz o brak wolności. Serce przyklejone do czegokolwiek oprócz Boga jest sercem zniewolonym.

Ale podobnie działa Bóg. Jeżeli człowiek idzie po śladach Chrystusa w swoim życiu, to Bóg również działa na emocje człowieka poprzez pocieszenie duchowe chcąc, by jego serce przykleiło się do Boga. Bóg chce być JEDYNYM Panem, JEDYNYM dobrem człowieka, a wszystko inne tylko „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”. Wtedy człowiek staję się naprawdę wolny (bo życie złożył w ręce Boga, który jest WOLNOŚCIĄ), naprawdę kochający – naprawdę sobą!

Bóg i zły duch działają na serce człowieka (jego emocje), kiedy chcą, by ono „pokochało” drogę, po której każdy z tych duchów prowadzi człowieka (Bóg ku miłości, dobru, zbawieniu – zły ku wiecznemu zatraceniu). Natomiast kiedy owe duchy pragną człowieka zawrócić z drogi, wtedy oddziaływają na rozum człowieka: zły duch poprzez stawianie fałszywych racji, dobry zaś (Bóg) przez prostowanie myślenia (nawrócenie).

Komu więc oddaję moje serce? Do kogo jest „przyklejone”? Kto naprawdę panuje we mnie? A z drugiej strony… za czyimi racjami idę w życiu? Kto chce mnie „nawrócić” na swoją drogę i jakimi argumentami? To pytania na codzienny rachunek sumienia, kiedy mam przyglądać się zarówno moim uczuciom w ciągu dnia, jak i moim myślom, które „nie mogą się paść, jak owce bez pasterza” (M. Gajda).

http://ginter.sj.deon.pl/zdobyc-serce/

**************

Bóg patrzy nie tyle na to, co Mu dajemy, ile raczej na to, co zatrzymujemy dla siebie. Można oddać Bogu bardzo wiele, zatrzymując przy tym kurczowo coś dla siebie, wołając: „Tego nie ruszać! To moje!”. Można zapraszać Go we wszystkie sfery naszego życia, z wyjątkiem tej, która akurat najbardziej Go potrzebuje. Reagujemy tak z powodu lęku i nieufności. Jeżeli dzisiaj w naszym sercu panuje lęk, pozwólmy, by przezwyciężyła go miłość Jezusa, płynąca z Eucharystii.

Maciej Zachara MIC, „Oremus” listopad 2001, s. 111

****************

PAN JEST MOIM PASTERZEM

O Panie, Ty orzeźwiasz moją dusze… stół dla mnie zastawiasz (Ps 23, 3. 5)

Eliaszowi zgnębionemu ciągłymi prześladowaniami i zmęczonemu długą podróżą przez pustynię, ukazuje się anioł Pański i pokrzepia go. „Wstań, jedz”, powiedział mu dwukrotnie, i dwukrotnie prorok znalazł obok siebie podpłomyk i wodę; pokrzepiony tym pokarmem, podjął dalej drogę i „szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry” (1 Krl 19, 8). Pan nie dopuszcza, aby zabrakło pomocy duszy, która Go szuka. Ożywcza woda łaski i żywy chleb Eucharystii są jej codziennym pożywieniem bardziej posilającym i cudownym niż chleb podany Eliaszowi. Jednak może się zdarzyć i to, co, przydarzyło się Żydom na pustyni: manna zesłana przez Pana i woda, która wytrysnęła ze skały, nie zostały docenione. Lud zapragnął innych pokarmów i żałował mięsa i cebuli egipskiej. Człowiek, niestety, przyzwyczaja się nawet do największych łask, nawet do cudów, i przestaje pojmować ich wartość. Może się zdarzyć, że ktoś narzeka, iż nie znajduje na swej drodze wielkich łask mistycznych, jakie otrzymali święci, a tymczasem nie spostrzega ani nie ceni sobie zwykłych pomocy łaski; zwykłych nie w tym znaczeniu, że są to rzeczy małej wartości, lecz że tych darów Bóg udziela wszystkim wierzącym. Aby dojść do zjednoczenia z Bogiem, mówi Teresa od Jezusa, „nie potrzeba, by Pan nam użyczał nadzwyczajnych pociech — dość tego, co nam dal, dając nam Syna swego, aby On nas drogi nauczył” (T. V, 3, 7). Jezus wystarcza! Czyż może być większy dar nad Syna Bożego, który stał się człowiekiem, by otworzyć ludziom skarby przyjaźni Bożej, ukazać do niej drogę i dać nam do tego środki? Łaska wysłużona męką Chrystusa, dar Eucharystii i innych sakramentów, czyż są to wartości małego znaczenia, dlatego że przeznaczone są dla wszystkich?

Tylko głęboka wiara pozwala zrozumieć wielką wartość tych zwyczajnych środków łaski. Tylko dusza oczyszczona odczuwa ich niezmierne bogactwo i śpiewa z głębokim przekonaniem: „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego,., prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć; orzeźwia moją dusze… stół dla mnie zastawia’’ (Ps 23, 1. 3. 5).

  • O Panie, prosząc Cię o gorliwość, proszę o to wszystko, czego mogę potrzebować, i o to wszystko, czego Ty możesz mi udzielić: istotnie jest to szczyt wszelkiego daru i wszelkiej cnoty oraz warunek prawdziwego i doskonałego życia duchowego. Prosząc Cię o zapał, proszę o prawdziwe siły duchowe, o lojalność i wytrwałość; proszę o siłę wyrzekania się wszystkich pobudek ludzkich i o czyste pragnienie podobania się Tobie; proszę o wiarę, nadzieję i miłość w stopniu najwyższym. Prosząc Cię o zapal, proszę, abyś mnie uwolnił od lęku przed ludźmi i od pragnienia ich pochwał; proszę o dar modlitwy, ponieważ ona może mi przynieść pociechę i proszę Cię o lojalną świadomość swego obowiązku, wypływającą z wielkodusznej miłości ku Tobie; proszę o świętość, pokój i radość. Proszę Cię o gorliwość, proszę o jasność Cherubinów, o płomień miłości Serafinów i o czystość Świętych, prosząc Cię o gorliwość, streszczenie wszystkich darów, proszę o wszystko, czego mi brak. Gdy tylko będę posiadał gorliwość serca, nic nie będzie stanowiło dla mnie przeszkody, nic nie będzie trudne.
    Boże mój, prosząc Cię o gorliwość, proszę o Ciebie, o nic mniejszego niż Ty sam, bo Ty oddałeś się nam całkowicie. Przeniknij moje serce swoją istotą i osobą i napełniając je sobą, napełnij je gorliwością. Ty sam możesz zaspokoić duszę człowieka i sam się tego podjąłeś. Ty jesteś żywym płomieniem płonącym nieustannie miłością ku człowiekowi: wejdź do mojego serca i rozpal je, abym tak jak Ty mógł płonąć miłością (J. H. Newman).
  • O pożywienie bez smaku! O smaku bez rozkoszy! O rozkoszy bez pokarmu! O pokarmie miłości, którym pożywiają się aniołowie, święci i ludzie! O pokarmie uszczęśliwiający, kto cię kosztuje, nie wie, jakie to jest dobro! O prawdziwy pokarmie, zaspokajasz nasz smak, wyniszczając wszelki inny smak. Kto kosztuje tego pokarmu, uważa się za szczęśliwego, bo żyje jeszcze obecnym życiem, w którym Ty, o Boże, dajesz tylko jedną kropelkę. Gdybyś Ty dał odrobinę więcej tego pokarmu, człowiek umarłby z tej miłości tak delikatnej i przenikliwej, a duch rozpaliłby się w nim tak bardzo, że słabe ciało uległoby zniszczeniu. O miłości niebieska, o miłości Boża… jestem zwyciężona i pokonana! (Św. Katarzyna z Genui).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 498

http://mateusz.pl/czytania/2015/20151123.htm

*****************

 

________________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

________________________________________________________________________________________________________

23 listopada

 

Święty Klemens I Święty Klemens I, papież i męczennik
Święty Kolumban Młodszy Święty Kolumban Młodszy, opat
Błogosławiony Michał Augustyn Pro Błogosławiony Michał Augustyn Pro, prezbiter i męczennik

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
św. Amfilocha, biskupa (+ ok. 403); św. Felicyty, męczennicy (+ III w.), św. Grzegorza z Agrygentu, biskupa (+ ok. 603); św. Lukrecji, męczennicy (+ IV/V w.); św. Syzyniusza, męczennika (+ III/IV w.); św. Trudona, prezbitera (+ 690)
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-23.php3

________________________________________________________________________________________________________

To warto przeczytać

**************

 

mateusz.pl / Ewa Rozkrut

Ewa Rozkrut

Krytyka, naciski a modlitwa o wolność wewnętrzną

 

 

Naciski ze strony bliskiej mi osoby a równocześnie chęć bycia przez nią zaakceptowaną po prostu mnie paraliżują. Mam wrażenie, jakbym była skrępowana niewidzialnymi linami. Z jednej strony nie lubię kontroli, której jestem poddawana a z drugiej strony stosuję te same techniki, choćby wobec dzieci. Czuję się z tym źle. Jakbym przerzucała przemoc, której sama doświadczam na słabszych. Nie potrafię inaczej a może nie chcę. Ponadto oczekiwanie na aprobatę innych mnie złości. Potrzebuję równowagi, jak ją odnaleźć?

Tak opowiadała o swojej sytuacji pewna kobieta. Nie jest ona w tym odosobniona. Naciski i krytyka są wpisane w relacje między ludźmi. Bez nich się nie obejdzie, więc lepiej umieć sobie z nimi radzić. Dlatego na krytykę warto się uodpornić. Wtedy nie tylko nie będzie bolała, ale też twoja reakcja na nią z emocjonalnej stanie się logiczna, zatem bardziej skuteczna.

Krytyka pociąga za sobą pewne działania, jednak im bardziej wynikają one z emocji, tym mniej mogą być skuteczne. Można krytykę długo przeżywać, rozważać całymi dniami. Zastanawiać się: kto ma rację, albo dlaczego mnie krytykują przecież chciałam dobrze? Roztrząsanie może zamienić życie w koszmar. Z krytyki trzeba wyciągać wnioski, a następnie zamienić je na działania. Przy okazji przyda się trochę dystansu do siebie. Nie ma nic złego w tym, że nie jesteś idealna, to nawet ma swój urok. Zaakceptowanie własnych słabości a nawet polubienie ich sprawi, że krytyczne słowa nie podrażnią twojego ego. Przyda się także poświęcenie kilku chwil na przeanalizowanie motywów osoby krytykującej, by lepiej ją zrozumieć.

Równie niekorzystny wpływ na codzienne funkcjonowanie ma częste stosowanie określenia „ja muszę, ty musisz, on albo ona musi” to zrobić. Ale właściwie dlaczego musi? I okazuje się, że na to pytanie trudno jest odpowiedzieć. Przyjrzyjmy się „Muszę zrobić obiad” dlaczego muszę? Raczej chcę. „Muszę zażyć leki, bo będą komplikacje” – no w takim wypadku, słowo „muszę” wydaje się bardziej usprawiedliwione, chociaż „powinnam” zażyć leki – też jest adekwatne do sytuacji. Muszę wnosi przymus, ogranicza, osłabia, pozbawia nadziei i kreatywności. Wtedy łatwiej poddać się manipulacji. Używanie słowa muszę wynika też z braku poczucia własnej wartości, zmęczenia, albo stresu. Łatwo o poczucie winy, poddanie się sterowaniu przez innych. Jak sobie poradzić?

Rozpocznij od modlitwy o wolność wewnętrzną. Bóg nie manipuluje, On daje człowiekowi wolność i miłość. Modlitwa o wolność wewnętrzną jest krótka „Jezu, proszę Cię o wolność wewnętrzną wobec…” i podaj imię i nazwisko osoby, która usiłuje sterować tobą. Oprócz słów, ważne jest na ile oddasz Jezusowi swoje serce. Niech to nie będą wyłącznie słowa. Zaangażuj serce i zaufaj. Módl się tak, jakby to miała być twoja ostatnia deska ratunku. Modlitwa o wolność wewnętrzną daje najpierw spokój i siły a następnie przynosi rozwiązania. Zazwyczaj podczas rozmowy na zmianę się słucha i mówi, dlatego postaraj się Boga nie zagadać.

Warto mieć także kogoś, z kim będziesz mogła przedyskutować swoje poglądy, skonfrontować je z kimś bezpośrednio niezaangażowanym w sprawę. Poćwicz wytrzymywanie presji. Zwyczajnie poproś o nienaleganie, odwołaj się do własnych zasad. Śmiało możesz powiedzieć, że irytują cię ciągłe naciski. Bądź precyzyjna i miej w zanadrzu konkretne rozwiązania. Jeśli spotkania są umówione, to idź na nie przygotowana. I nie obawiaj się demaskować manipulacji. Pomyśl o swoim dobrym samopoczuciu. Zadbaj też o wygląd. Czy masz jakieś sposoby, aby umieć szybko zregenerować stres? Lepiej go nie kumulować, to niebezpieczne dla zdrowia. Złap trochę dystansu do siebie. Uśmiechnij się, jesteś obdarowana przez Boga talentami, w Jego oczach jesteś piękna i dobra. Dlatego opinie innych nie powinny tak mocno wpływać na twoje życie i działania.

Ewa Rozkrut

W sprawie warsztatów lub indywidualnych konsultacji zapraszam na stronę elipsa.edu.pl oraz mój fanpage facebook/elipsa.ewa.rozkrut

***************

mateusz.pl / Jacek Poznański SJ

Jacek Poznański SJ

Papieska ekologia to „rewolucja czułości”

 

 

Większość ludzi słyszało o ekologii jedynie przy okazji działań „zielonych” aktywistów. Na ogół znani są oni jedynie z urządzania blokad i szokujących zachowań. Funkcjonują oni w świadomości społecznej (słusznie czy nie) jako uparci kontestatorzy, którzy utrudniają życie ludziom i rozwój regionów, oraz jako lewicujący liberałowie. Ogólnie więc ekologia kojarzy się negatywnie. Wybitny badacz przyrody, prof. Roman Andrzejewski, już kilkanaście lat temu zauważył, że „pojęcie ruchu ekologicznego stało się zbyt szerokie, obejmuje mnóstwo nurtów, a niektóre z nich są bardzo daleko od zagadnień ochrony przyrody. Termin ‘ekologia’ stał się tak pojemny, że już nie wiadomo o co chodzi ruchom ekologicznym”. Niektórzy nazywają ekologią zbiór haseł i doktryn, swego rodzaju ideologię czy duchowość alternatywną wobec na przykład chrześcijaństwa. W Kościele nieraz postrzegano taką ekologię niemal jako synonim New Age. Dlatego pośród katolików funkcjonuje co najmniej daleko posunięta ostrożność, jeśli nie zdystansowanie i nieufność. Po opublikowaniu encykliki Laudato si’ tym większa może rodzić się konsternacja. Czyżby Kościół nawrócił się na „zieloną” ideologię? Czy nie jest to już zagrożenie duchowe?

Ekologiczny sposób myślenia

Od razu jasno powiedzmy: obecnie ekologia to jedna z dobrze ufundowanych nauk przyrodniczych (dziś obrośnięta wieloma powiązanymi naukami). Tutaj chciałbym podkreślić, że inspiruje ona pewien istotny sposób myślenia o rzeczywistości. Jest to myślenie w kategoriach systemów, w poczuciu relacji i współzależności wszystkich stworzeń. Papież podejmuje właśnie ten wątek: „Ponieważ wszystkie stworzenia są ze sobą powiązane, każde z nich musi być doceniane z miłością i podziwem, a my wszyscy, istoty stworzone, potrzebujemy siebie nawzajem” (nr 42). To na różne sposoby przetwarzany refren całej encykliki. Coś jak refren hymnu.

W moim odczuciu, z pomocą ekologii Franciszek rozwija swoją ideę „rewolucji czułości”. W encyklice niezwykle często padają słowa „wrażliwość”, „troska”, „troszczenie się”. Papieżowi chodzi o tworzenie i odnawianie więzów, o realne relacje z innymi i związane z tym wyzwania, o poczucie współzależności, integracji, całościowości, poczucie jedności w ramach społeczeństwa i z całym stworzeniem; chodzi o fizyczny kontakt i spotkanie, zwłaszcza z ubogimi; o pojednanie, uczestnictwo i komunię. Papież mimo wszystko wierzy, że „Człowiek stworzony do miłości, pośród swych ograniczeń, jest nieustannie zdolny do gestów wielkoduszności, solidarności i troski” względem innych stworzeń (nr 58). Zachęca by wyjść z izolacji, myśleć systemowo, mieć przed oczyma cel (nr 61). W charakterystyczny dla siebie sposób twierdzi, że „prawdziwe podejście ekologiczne zawsze staje się podejściem społecznym, które musi włączyć sprawiedliwość w dyskusje o środowisku, aby usłyszeć zarówno wołanie ziemi, jak i krzyk biednych” (nr 49).

Mój świat w zglobalizowanym świecie

Podejście ekologiczne domaga się zachowania równowagi pomiędzy myśleniem w lokalnych, osobistych czy narodowych, kategoriach, i tych wielkich, światowych czy nawet kosmicznych. Ciekawe, że wielu chrześcijan, także duchownych, spędza kilka godzin dziennie przed telewizorem, radiem, gazetą, ale nic z tego nie odnosi do siebie. Jesteśmy co najwyżej poruszeni, może dotknięci albo przerażeni. Ale nie czujemy powiązania i współzależności. Nie budzi się w nas odpowiedzialność. Co z tego dla mnie wynika, że gdzieś jest powódź, ktoś umiera z głodu, toczy się krwawa wojna, ludzie tłoczą się w obozach dla uchodźców, ktoś zastrzelił kilkanaście osób, nastąpiła wielka katastrofa ekologiczna z powodu wycieku ropy lub wyrębu lasów. Czy informacje te mówią nam coś o naszym stylu życia, konsumpcji, śmieceniu, zanieczyszczaniu, relacjach do innych ludzi, o naszych obsesjach i nałogach. Franciszkowi zaś chodzi „o to, by odważyć się przemienić w osobiste cierpienie to, co się dzieje na świecie, a tym samym o rozeznanie, jaki wkład może wnieść każdy z nas” (nr 19).

Kontemplacyjny czy konsumpcyjny?

Papież wielokrotnie powtarza, że musimy zmienić „styl życia, produkcji i konsumpcji” i rozbudować postawę kontemplacyjną, z jej składowymi: prostotą, pojednaniem, radością, troską, czułością, mądrością. Czy potrafimy zbliżać się do przyrody i ludzi w zadziwieniu i podziwie, wrażliwości na piękno i dobro, w poczuciu wzajemnej zależności i związków, w postawie braterstwa? – pyta Franciszek. A jeśli tak, to czy to wyrywa nas z postawy władcy, konsumenta, wyzyskiwacza, użytkownika, z niezdolności do postawienia ograniczeń swoim interesom i potrzebom. Przecież „jeśli czujemy się ściśle związani ze wszystkim, co istnieje, to umiar i troska pojawiają się spontanicznie” (nr 11).

Wystarczy zapytać się o wyrzucanie śmieci. Według papieża następstwem przerostu konsumpcji jest kultura odrzucenia. Jej przejawami są zarówno los ludzi wykluczonych ze społeczeństwa, jak i los przedmiotów, które szybko stają się śmieciami (nr 22). Czy hamujemy konsumpcję, staramy się o ponowne wykorzystanie, maksymalizujemy wykorzystanie tego, co już nabyliśmy. „Ponowna utylizacja czegoś, zamiast szybkiego wyrzucenia, wynikająca z głębokich motywacji, może być aktem miłości, wyrażającym naszą godność” (nr 211).

Lektura encykliki zapiera dech. Ogrom perspektywy może zawstydzać, zwłaszcza tych, którzy zajmują się wyłącznie swoim osobistym światem w naiwności sądząc, że przeżyje on wtedy, gdy zatroszczą się jedynie o siebie. Papież uczy wrażliwego i pełnego troski myślenia rozumem i sercem w kategoriach całości, w kategoriach wielkiego i złożonego systemu świata. Czy to jest chrześcijańskie myślenie? Ależ tak! To patrzenie z punktu widzenia Ojca niebieskiego, który troszczy się o wszystko i wszystkich. „Wszelkie stworzenie jest przedmiotem czułości Ojca, który wyznacza mu miejsce w świecie” (nr 77). A Jezus mówił: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 48). Wejście w ekologiczną perspektywę Laudato si’ to zbliżanie się do boskiej doskonałości.

Artykuł ukazał się w listopadowym wydaniu Posłańca Serca Jezusowego 11(2015) www.poslaniec.co.

http://mateusz.pl/mt/jp/jacek-poznanski-sj-papieska-ekologia-to-rewolucja-czulosci.htm

**************

W definicję człowieka wpisany jest Bóg – Miłość (08.01.2009)

– o. Krzysztof Osuch SJ

tecza„Umiłowani, miłujmy się wzajemnie”. Tak zaczyna się pierwsze czytanie. Św. Jan kolejny raz nalega, by wzajemnymi odniesieniami wierzących w Chrystusa zawsze rządziła miłość. Nie jest to jedynie jedna z wielu mądrych rad czy moralizujących zachęt. Ewangelista Jan wie na pewno, że Miłość Boga zstępująca w nasz ludzki świat jest najważniejsza i że winniśmy wybrać ją w imię rozumu i serca. A powód tego jest ten: Bóg jest Miłością. Bóg jest wspólnotą Trzech miłujących się Osób. My stworzeni – na Boży obraz i podobieństwo – jesteśmy z miłości i dla miłowania. My też mamy być wspólnotą miłujących się osób…

Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy(1 J 4,7-10)

Miłość mi wszystko wyjaśniła?

„Umiłowani, miłujmy się wzajemnie”. Tak zaczyna się pierwsze czytanie.
Św. Jan kolejny raz nalega, by wzajemnymi odniesieniami wierzących w Chrystusa zawsze rządziła miłość. Nie jest to jedynie jedna z wielu mądrych rad czy moralizujących zachęt. Ewangelista Jan wie na pewno, że Miłość Boga zstępująca w nasz ludzki świat jest najważniejsza i że winniśmy wybrać ją w imię rozumu i serca. A powód tego jest ten: Bóg jest Miłością. Bóg jest wspólnotą Trzech miłujących się Osób. My stworzeni – na Boży obraz i podobieństwo – jesteśmy z miłości i dla miłowania. My też mamy być wspólnotą miłujących się osób.
Miłość Boskich Osób jest (winna być) u źródła nie tylko naszej wzajemnej miłości, ale także wielu innych dóbr – takich jak wewnętrzny pokój, uskrzydlająca nadzieja i upragniona radość oraz poczucie sensu życia.
Karol Wojtyła pięknie kiedyś napisał w znanym wierszu:
Miłość mi wszystko wyjaśniła,
Miłość wszystko rozwiązała –
Dlatego uwielbiam tę Miłość,
Gdziekolwiek by przebywała.
Czy nam „Miłość wszystko wyjaśniła” i natchnęła nas pogodą, radością i nadzieją? Czy ludzie, z którymi żyjemy na co dzień, mówią nam, że Miłość im wszystko rozwiązała?

Zagrażająca rozpacz

Henry David Thoreau, XIX wieczny amerykański eseista i filozof, wypowiedział prowokujące zdanie: „Większość ludzi żyje w cichej rozpaczy”. – Czy to prawda? Być może od razu zaprzeczymy i powiemy, że my (tu obecni) na szczęście należymy do mniejszości, której obca jest rozpacz, zwątpienie, ból i smutek. Być może tak jest naprawdę, jeśli naprawdę żyjemy w żywej więzi z naszym Panem i Zbawicielem. Ale nie zawsze tak było. I wciąż różnie z tym bywa i będzie. Zwłaszcza gdy uważniej słuchamy Boga i uważniej przyglądamy się naszemu życiu.
Nasz optymizm – załóżmy, że już jest on ugruntowany w Bogu – czasem bywa mocno próbowany. Wszystkich nas, wcześniej czy później, „dopada” świadomość radykalnego ubóstwa, choćby pod postacią przemijania. Każdemu zajrzy w oczy to, co filozofia nazywa bolesnym doświadczeniem istnienia przygodnego. Praktycznie znaczy to, że jeszcze nie tak dawno nie było nas i mogło nas w ogóle nie być. A jeśli tu jesteśmy, to na krótko. Wnet znów nas nie będzie wśród żywych i chodzących po Ziemi!
Wszyscy doświadczamy kruchości życia. Otrzymawszy dar życia, czujemy w sobie z jednej strony wielkie pragnienia, by żyć bez zagrożeń, bezpiecznie; marzą nam się – i to w doskonałym wydaniu – takie dobra jak mądrość, wiedza, miłość, pokój, radość, wzajemne zaufanie itd. Jednak z drugiej strony realne życie funduje nam tyle niepokojów i rozczarowań, złości i przemocy, niechęci a nawet nienawiści. Czujemy się też nieraz prawie że siłą wtrącani w wielką niepewność, we wszelki relatywizm: poznawczy i etyczny. Kwestionowany i atakowany jest nawet sam Bóg: Jego Dobroć i Jego Wielki Plan Zbawienia. Podejrzenia i zakwestionowania rzucane są od niechcenia i jakby mimochodem.
Widać gołym okiem, a jeszcze bardziej widać to dzięki światłu Słowa Bożego, że ktoś mocny i złośliwy bardzo chce nam szkodzić; mocno nad tym pracuje, by nas osamotnić, wyizolować, oderwać od Boga jako Źródła i Celu.
Toczy się o to nieustanna i tytaniczna walka duchowa (duchów), choć często rozgrywa się ona jakby pod osłoną dymnych zasłon czy „syrenich śpiewów”, a także przy zastosowaniu różnego typu znieczulaczy (chemicznych i innych).
Udział w życiu (w człowieczeństwie), którego doświadczamy jako trudnego i poddanego różnego rodzaju manipulacjom – może wywoływać w nas poczucie nie tylko zagubienia, ale i skrzywdzenia. Takie życie rzeczywiście boli i wywołuje właśnie „cichą rozpacz”, do której (na ogół) nie wypada się przyznawać. Lepiej jest udawać, że wszystko idzie dobrze i w ogóle jest świetnie.

Nie da się zrozumieć człowieka bez Boga – Miłości

Jeśli nie chcemy zbyt długo błądzić we mgle i (cicho bądź głośno) rozpaczać, to winniśmy zgodzić się na wpisany w nas imperatyw, by mianowicie w imię wrodzonej nam miłości do siebie samych intensywnie szukać Tego, który stanowi o naszej tożsamości.
Filozofowie pytający o ludzką tożsamość mówią pięknie i mądrze, że „w definicję człowieka wpisany jest Bóg”. Znaczy to, że nie da się człowieka zdefiniować, opisać, określić, jeśli nie odkryjemy i nie uznamy tego, że stworzył nas i stwarza Ten, Który Jest i powołuje nas do udziału w Jego Życiu i w Jego wiecznym szczęściu.
Pewnego razu doktoranci Martina Heideggera zastanawiali się w czasie seminarium nad zagrożeniami minionego wieku, w którym ludzie zostali przywaleni okropnością dwóch bezbożnych totalitaryzmów. Profesor przysłuchiwał się milcząco ich analizom i wskazywanym środkom zaradczym. Na końcu zabrał głos i powiedział krótko: Panowie, „tylko Bóg może nas uratować”.
Dokładnie, tak jest naprawdę. Chrześcijaństwo to właśnie głosi z pokolenia na pokolenie.
W imię wielowiekowego Bożego Objawienia, a zwłaszcza w imię Jezusa Chrystusa głosimy, że człowiek zostawiony sam sobie i sam na sam z „zabójcą i kłamcą” (por. J  8, 44) – jest śmiertelnie zagrożony i przegrywa. Ale wolą Boga jest zwycięstwo człowieka. Jego wola, miłosna i wszechmocna, jest skuteczna. Byle tylko człowiek zechciał przyjąć ocalenie. Wystarczy zaufać i uwierzyć Bogu, który objawia swą Boską Miłość.

Podane na tacy

To, co jest sercem Ewangelii można wypowiadać i ogłaszać na wiele sposobów.
Św. Jan czyni to tak na przykład: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3,2). A dziś słyszeliśmy te słowa: „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (1 J 4,7-10).
Św. Jan chce nam powiedzieć, że Bóg angażuje się w trudne ludzkie dzieje wystarczająco i aż nadto. Bóg czyni wszystko, by przywrócić nam jasność co do naszej wysokiej godności; i by dać nam pewność, że zbawcze działanie Boga jest skuteczne. Nasza godność dzieci Bożych jaśnieje (bardziej niż Słońce) w Synu Bożym, który stał się naszym Bratem. Nasza pewność zbawienia jest w tym, że Syn Boga Ojca został posłany „jako ofiara przebłagalna za nasze grzechy”.
– Jak dobitniej można powiedzieć, że nasza godność jest wspaniała i niekwestionowalna?
– Jak bardziej przekonująco ma Bóg nas zapewnić, że niszcząca nas siła grzechów została pokonana, a my cudownie i cudnie usprawiedliwieni?

Alternatywa

Bóg uprzedza nas zawsze i pod każdym względem. On Stwarza. On pierwszy umiłował.
Można powiedzieć, że „w grze miłości” (św. o. Pio), rozgrywanej między Stwórcą i stworzeniami, „piłka” zawsze jest po naszej stronie. Bóg wciąż czeka, kiedy zrobimy pełny (coraz pełniejszy) „użytek” z Jego darów – z Jego Syna, z Jego ofiary, z Jego pouczeń, z Jego obietnic, z Jego Miłości…
Bóg cierpliwie i pokornie przynagla do wybrania Jego Miłości i życia.
Odsłania też, co jest alternatywą dla Jego Miłości i Mądrości (Pwp 30,15-20).
Jeśli nie wybierzemy życia, które jest w Miłości Boga, to skażemy siebie na naprzemienne pysznienie się i poniżanie siebie! Jeśli nie wkorzenimy się i nie ugruntujemy się w Miłości Boga Ojca (por. Ef 3,17), to coraz większa pycha naprzemiennie z poniżaniem siebie – staną się naszym marnym losem i wyniszczającym żywiołem!
Jeśli człowiek świadomie „celebruje” niedowierzanie Miłości Boga, to skazuje siebie na cierpienie. Wzgardzenie Miłością Boga wywołuje chorobę ducha, która na tym polega, że człowiek właśnie naprzemiennie siebie wywyższa lub/i sobą pogardza. Wahadło samowywyższania i samoponiżania wychyla się coraz mocniej! Efektem tego bezsensownego zachowania są zwykle różne fatalne stany, takie jak zwątpienie, depresje, poczucie wyczerpania i poczucie jakiegoś zasadniczego niespełnienia…

Działanie

Skoro Bóg, będący Miłością, stworzył nas jako skierowanych ku Niemu w Miłości, to nie powinniśmy naiwnie mniemać, że spełnimy się poza Bogiem. Swoistą karą za rozmijanie się z Miłością Boga jest ból ducha i trawiący nas niepokój! Doskonale pojął to św. Augustyn i wyraził w tych słowach: Stworzyłeś nas, Boże, jako ku Tobie skierowanych i niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Tobie, o Panie.
To dobrze, jeśli na rekolekcje ignacjańskie przyprowadzają nas (także) trudne przeżycia: cierpienia, rozczarowania, niepokoje, zagubienie, zniechęcenia czy nawet „cicha rozpacz”. Bóg ma w tej sytuacji większą szansę dotrzeć do nas (być usłyszanym) i zaofiarować nam Siebie – swą Boską Miłość i swoją wielką „narrację” na nasz temat, swój Plan Zbawienia. Jest w nim miejsce dla każdej osoby. Dla nas wszystkich też.

Częstochowa, 8 stycznia 2009

AMDG et BVMH

W definicję człowieka wpisany jest Bóg – Miłość (08.01.2009)

************

9 sposobów na dojrzałą i prawdziwą miłość

Alfonso Vergara SJ / slo

(fot. shutterstock.com)

Jaka powinna być dojrzała miłość? Czy nasze oczekiwania względem niej mogą zostać spełnione? Czy jest jakaś recepta na osiągnięcie dojrzałej i prawdziwej miłości? Pytania można mnożyć, każdy z nas nosi w sobie jakąś jej wizję. Zastanówmy się zatem jakie powinny być jej cechy.

 

1. Dojrzała miłość żyje rzeczywistością, a nie urojeniami. Nie zostawia nas pod urokiem pierwszego wrażenia, jakie ktoś na nas wywołał, ale zmusza do prób poznania wnętrza tego kogoś, do zaakceptowania go takim, jaki jest, nawet z jego wadami, i do starań, by ten ktoś, powierzywszy się nam, był w stanie osiągnąć własną pełnię. Dojrzała miłość zachęca ukochaną osobę do bycia sobą, do wierności własnemu powołaniu, nie zaś naszym oczekiwaniom.

2. Dojrzała miłość wyznacza sobie dalekosiężne cele. Potrafi czekać, nie zniechęcając się, na odpowiedź, którą każdy człowiek dawać może zgodnie z rytmem swego dojrzewania. Umie żyć opierając się na trwałych wartościach. Jest odporna na rozczarowania, umie wybierać, a także rezygnować.

3. Kto dojrzewa w miłości, nie boi się prosić o radę i pomoc. Nie wzdraga się przed rozsądną zależnością od drugiego, co sprawia, iż łączy się z nim we wspólnym zadaniu: budują razem, każdy swoje wnosząc we wspólne dzieło. Uczy się też niekłamanej pokory i uświadomiwszy sobie granice własnych możliwości potrafi korzystać z pomocy innych, wdzięczny za nią i za miłość, której jest ona wyrazem.

4. Umie być niezależny. Chce pozostać sobą, ze swoimi przekonaniami i indywidualnymi rysami. Nie cofa się przed podejmowaniem właściwych dla siebie decyzji, zwłaszcza tych, co zgodnie z jego sumieniem rozstrzygać mają o jego losie. Tym samym potrafi uszanować ten intymny zakątek sumienia drugich, zwłaszcza współmałżonka, którego podtrzymuje w jego wierności własnemu sumieniu i własnemu powołaniu.

5. Umie mądrze, właściwie ukierunkować swój gniew, czyniąc z niego siłę twórczą. Nie pozwala mu się zatruwać, potrafi go okiełznać w obawie przed konfliktami w rodzinie! Ale także nie wyrzuca go z siebie niszczącą lawiną na innych!

6. Jest w stanie przezwyciężyć wrodzony egoizm, potrafi zapomnieć o sobie, dać siebie drugiemu człowiekowi, zaangażować się w niego. Panuje nad swoją wrażliwością. Jest szczery w uczuciach. Wyraża je bez lęku, że może być źle zrozumiany; umie podjąć takie ryzyko, ale zawsze stara się żyć w prawdzie.

7. Dojrzała miłość dwojga ludzi nie poprzestaje na ich nieustannym wpatrywaniu się w siebie, ale ma siłę, by włączyć się do wspólnej pracy, bez odmierzania zasług jednego i drugiego, bez wzajemnego wytykania sobie błędów czy opieszałości. Trud tworzenia rodziny musi być rozumiany jako wspólne zadanie, w które każda z dwojga osób wkłada swoją część i bierze odpowiedzialność za całość, ale jest wolna od ustawicznego lęku, czy sprosta oczekiwaniom. Lęk taki, utrzymując w ciągłym napięciu, uniemożliwia wszelki odpoczynek.

8. Dojrzała miłość wymaga pewnej giętkości i umiejętności przystosowywania się. Trzeba działać wedle miary potrzeb i warunków, a niekoniecznie według sztywnych schematów.

9. W miłości dojrzałej seksualność osiąga harmonię i spójność w najgłębszej sferze osoby, tak że oddanie siebie i współżycie seksualne stają się prawdziwym i wymownym znakiem czułości i bliskości obu osób. Znakiem radości i wdzięczności, przebaczenia i akceptacji, wyrażającym za pomocą ciała to, czego czasami duch nie potrafi wyrazić.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,51,9-sposobow-na-dojrzala-i-prawdziwa-milosc.html

***************

Wytrwałość i konsekwencja

Ewa Świerżewska / slo

(fot. shutterstock.com)

Na samym początku, zanim dziecko pojawi się na świecie, a czasem jeszcze na etapie planów, wyobrażamy sobie jego wychowanie, rozwój, naszą bezgraniczną miłość i wspólne życie. Rzeczywistość w sposób brutalny, nieznoszący sprzeciwu weryfikuje te wyobrażenia.

 

Doba ma tylko 24 godziny każdy ma też własne potrzeby a czasami wypadałoby się na przykład położyć spać, nie wspominając o romantycznej kolacji czy spotkaniach towarzyskich.

 

Dlatego warto teoretyczne rozważania przepuścić przez filtr praktycznych doświadczeń, które zdobywamy od pierwszych dni po narodzinach dziecka. Trzeba oczywiście uwzględnić zmiany, jakie będą zachodzić – w zasadzie trudno mówić o dwóch podobnych miesiącach, a nawet tygodniach. Jednak takie rozdrabnianie się nie ma większego sensu. Najlepiej przyjąć pewien schemat, ale jednocześnie nie przywiązywać się do niego za bardzo, bo szybko przekonacie się, że dziecko = niespodzianki, i to nie zawsze sympatyczne (a to kolka, a to ząbkowanie, zapalenie ucha, pierwsze kroki i pierwsze upadki, bunt dwulatka, nieśmiałość – można by tak wymieniać bez końca). Są też rodzice, którzy wybierają spontaniczną improwizację – czasami świetnie to działa, czasami zaś prowadzi wprost do katastrofy, a uniknięcie jej wymaga niezłej ekwilibrystyki.

 

Niezależnie od obranego modelu, powinniśmy starać się podążać obraną ścieżką, choć wiadomo, że regularnie pojawiać się będą na niej ostre zakręty i głębokie wykopy Jednak dla zdrowia emocjonalnego najmłodszych członków rodziny, ale i tych całkiem dorosłych korzystny jest pewien rytm, dający poczucie bezpieczeństwa i przewidywalności.

 

W większości typowych poradników dotyczących pierwszych lat życia dziecka przeczytacie, że drzemki powinny odbywać się zawsze o tej samej porze, podobnie jak posiłki i zabawa. Może się to wydawać nierealne, a wizja podporządkowania całego życia stałemu rozkładowi przyprawiać o drgawki, jednak co do zasady muszę się zgodzić z takim podejściem. W przypadku niemowlęcia jest to zazwyczaj prostsze, choć, jak już pisałam, zdarzają się też dzieci łamiące stereotypowy obraz śpiącego, najedzonego, uśmiechniętego bobasa. Ale to właśnie w przypadku mniej “książkowych” dzieci szczególnie ważna jest regularność, bo to ona porządkuje świat, pozwala się dziecku w nim odnaleźć. Nieco trudniej się robi, gdy dziecko jest starsze i zaczyna wykazywać chęć samodzielnego decydowania o sobie. Z praktyki wiem jednak, że da się działać systemowo bez łamania prawa dziecka do własnego zdania.

 

W tym miejscu nasuwa mi się przykład z własnego podwórka. Jako że od zawsze uprawiam wolny zawód, a od kilku lat prowadzę własną firmę, mój czas pracy jest nienormowany. Z jednej strony jest to dobry układ, gdyż mogę spędzać dużo czasu z dziećmi, towarzyszyć im w osiąganiu kolejnych sukcesów i pocieszać w razie porażek. Z drugiej zaś wiąże się z koniecznością pracy również wieczorami i po nocach. Dlatego starałam się od początku przestrzegać twardo zasad dotyczących kładzenia dzieci do łóżek. Jak wspominałam, na początku nie było to możliwe, bo starsza córka nie uważała za stosowne trzymać się jakiegokolwiek narzuconego rytmu. Jednak z czasem udało się wypracować regułę, że o 20.00 dzieci są w łóżkach, krótko coś sobie czytamy i o 20.15 gasimy światło, a one śpią. Trwa to do dziś, choć rówieśnicy moich córek chodzą spać o 22.00 czy nawet później. To pozwala mi siadać do wieczornej pracy, ale korzyść jest też taka, że dziewczynki wysypiają się i mają dużo energii w ciągu dnia.

 

Wytrwałość i konsekwentne dążenie do wprowadzenia zasad, przyjęcia sposobu postępowania, są kluczowym elementem w życiu każdego rodzica (a zaangażowanego w szczególności), niezależnie od tego, czy jest na początku swojej drogi, czy też pojawiają się na niej nowe kwestie wymagające regulacji.

 

Nie oznacza to oczywiście, że raz przyjętych zasad już nigdy nie można zmienić. Można, rzecz jasna, trzeba to jednak robić z rozmysłem, a dziecku (i nie tylko) komunikować te zmiany w sposób otwarty i jednoznaczny. Nic bowiem nie wprowadza takiego zamieszania i niepokoju jak niejasne reguły, w przypadku zaś niewiedzy o tym, że się zmieniły, pojawia się poczucie łamania ich przez tych, którzy je ustalali.

 

A to właśnie zaufanie i świadomość, że można na sobie wzajemnie polegać, liczyć na wsparcie w trudnych momentach, razem beztrosko bawić się albo leniuchować, stanowią istotny aspekt aktywnego rodzicielstwa. Współdziałanie i świadome, ciągłe zaangażowanie – zarówno emocjonalne, jak i “operacyjne”, a nie tylko okazjonalna ingerencja, stanowią podstawę budowania mocnych, zdrowych więzi, stanowiących solidny fundament na całe życie.

 

Zaangażowanie nie ma nic wspólnego z poświęceniem, a wspólna aktywność – czy to na polu sportowym, kulturalnym czy kulinarnym – może stać się sposobem na spełnione życie rodzinne.

 

Więcej w książce: AKTYWNI RAZEM – Ewa Świerżewska

 

 


AKTYWNI RAZEM – Ewa Świerżewska

 

Kochasz swoje dziecko nade wszystko, ale zdarza Ci się z sentymentem wracać do szalonych czasów, gdy nie byłaś jeszcze mamą/ nie byłeś jeszcze tatą? Chcesz być blisko dzieci, a równocześnie nie rezygnować ze swoich pasji? Ważne jest dla Ciebie, by spędzać z nimi czas w interesujący sposób, stymulując ich rozwój emocjonalny, intelektualny i fizyczny?

Ewa Świerżewska od lat jest wzorem dla wszystkich aktywnych rodziców. Ze swoimi córkami na rowerach przejechała wzdłuż i wszerz pół Europy, a na co dzień spędza z nimi czas w ciekawy i urozmaicony sposób, podejmując małe aktywności dostępne dla każdego!

I właśnie o takich prostych, wspólnych rodzinnych aktywnościach – kulturalnych, sportowych, rozrywkowych i kulinarnych jest ten unikatowy pomocnik. Zobacz, ile wspaniałych rzeczy można robić razem z dziećmi. Wystarczy chcieć i wyjść z domu!

Ewa Świerżewska – założycielka portali Qlturka.pl – dziecko i kultura, EgoDziecka.pl o emocjach i rozwoju, SportowaRodzina.pl. Pomysłodawczyni akcji społecznej “Dzielę się książkami”. Nominowana do nagrody PIK-owy Laur za promowanie książek i czytelnictwa w mediach elektronicznych; laureatka nagrody za promocję czytelnictwa przyznawaną przez Polską Sekcję IBBY.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/wychowanie-dziecka/art,731,wytrwalosc-i-konsekwencja.html

**************

Do którego królestwa należysz?

Andrzej Hołowaty OP

Piłat to biedny człowiek. Ma władzę, ale musi kalkulować: do kogo się uśmiechnąć, kogo pogłaskać, komu złożyć ukłon. Czy to nie jest analogiczna sytuacja, jak we współczesnym świecie?

 

Przedziwnie skomponowane są te dzisiejsze czytania. Mamy dwie wizje: jedna z Księgi proroka Daniela ze Starego Testamentu, mówiąca o końcu świata, o przyjściu Króla wieków – przychodzi Syn Człowieczy do Przedwiecznego, gromadzi wszystkie ludy i wszystkie języki. A druga wizja z Apokalipsy świętego Jana Apostoła, tekst napisany około roku 90 n.e., który mówi o triumfie Jezusa Chrystusa. I te obie wizje spięte są klamrą Ewangelii. A Ewangelia przenosi nas do konkretnego faktu, który miał miejsce około 33 roku w Jerozolimie, na peryferiach ówczesnej cywilizacji. Dlaczego przedziwnie skomponowane? Dlatego, że pomiędzy tymi wszystkimi czytaniami jest niesamowita odległość pojęciowa. Z jednej strony Król Wszechświata, Ten spod którego placów wyszło wszystko, Ten, który jest moim Stwórcą, a z drugiej strony ten Król jest sądzony przez człowieka. Paradoks – stworzenie sądzi swojego Stwórcę, człowiek sądzi Boga.

 

Ewangelia na dziś: J 18 33b-37
Warto objąć myślą tę sytuację. Spójrzmy na Piłata – biedny człowiek, który żyje w mrowisku lękiem karmionych koterii, który musi nieustannie kalkulować: do kogo się uśmiechnąć, kogo pogłaskać, komu złożyć ukłon. Czy to nie jest analogiczna sytuacja, jak we współczesnym świecie? Kiedy to my rozdajemy uśmiechy tym, którym trzeba, kłaniamy się przed tymi, przed którymi trzeba i tak usiłujemy bezpiecznie przejść przez ten świat. To nie chodzi o to, żeby być aroganckim, żeby pokazywać innym, że jestem niezależny, ale może się zdarzyć taka sytuacja, ze będziemy kogoś sądzili, będziemy stali przed prawdą – tak jak Piłat – i zapytywali: Cóż to jest prawda? Cóż za tragiczne wydarzenie, to tak jakby leżeć i umierać z pragnienia nad brzegiem życiodajnej, obfitującej w krystaliczne wody rzeki. I bardzo często tak bywa.

 

 

Jezus poprzez ten proces i sąd, który miał miejsce w konkretnej, historycznej epoce – ale jednocześnie on trwa nadal cały czas – pokazuje nam, że niekoniecznie zwycięzca jest rzeczywiście zwycięzcą. I to nie chodzi tylko o makroskalę, ale także o mikroskalę, o wszystkie nasze relacje międzyludzkie. Bardzo często wtedy, kiedy triumfujemy nad drugim człowiekiem, kiedy przyszpililiśmy go do ściany argumentami, bardzo często wtedy przegrywamy. Może warto na to zwrócić uwagę, jak ja podchodzę do innych ludzi. Jezus przez tę Ewangelię, przez swoją śmierć krzyżową i przez swoje zmartwychwstanie wyzwala mnie od sytuacji beznadziejnych, od sytuacji osaczenia przez innych ludzi, przez politykę, osaczenia przez ten świat. Dlaczego? Zobaczmy, że ta rozmowa między Piłatem a Nim, to jest rozmowa człowieka uwikłanego w układy z człowiekiem wolnym. I Chrystus chce mnie wyzwolić z takiej sytuacji – wyzwolić spod kaprysu innego człowieka, spod kaprysu statystyk, spod kaprysu praw, które ustanawiają różni ludzie. Wtedy dopiero będę wolny. Wydaje mi się, że wielkie reżimy, które ustalały prawa – prawa, które miały zdławić człowieka, zdławić jego wolność, wolne myślenie, wolne postępowanie – intuicyjnie czuły, że Ewangelia i to, co głosił nauczyciel z Nazaretu jest naprawdę niebezpieczne. Oczywiście to jest makroskala, ale my możemy zastosować to wszystko w naszych relacjach, w relacjach z innymi ludźmi. Ktoś może powiedzieć: “No, jaki ja mam wpływ na to co się dzieje w świecie?” Myślę, że mamy i nawet nie przypuszczamy jak wielki – poprzez przemienianie samego siebie, poprzez to, że nie będę w sposób nieprawy triumfował nad drugim człowiekiem, nie będę otaczał się kłamstwem, poprzez to, że stanę się człowiekiem wolnym. Jak mówi poeta:

“Lawina bieg od tego zmienia,
Po jakich toczy się kamieniach.”

A każdy z nas jest kamyczkiem w ogrodzie świata. Przemieniając samych siebie, odwracając pewne sytuacje – co jest królowaniem, a co nim nie jest – możemy naprawdę zmienić nasze życie, a jak zmieniamy nasze życie przy pomocy łaski Jezusa Chrystusa, to zmieniamy wszystko dookoła.
Warto pamiętać to odwrócenie pojęć, którego dokonał Jezus – sędzia staje się sądzony przez podsądnego. Pozorny zwycięzca okazuje się zwyciężony. I bardzo często tak bywa z nami, jeżeli tylko mamy dostateczną odwagę, żeby stawić czoła rzeczywistości, bo niestety bywa, że liczymy się z opinią ludzką. Często padają takie pytania: “No, dobrze, a gdybym postąpił w sposób prawy, co inni o mnie powiedzą? Czy nie będą się pukali w czoło i mówili, że: «naiwny, który nie zna praw tego świata»?!” Wtedy powstaje pytanie: do jakiego królestwa ja należę? Czy należę do królestwa tego świata, który przemocą wyciska na ludzkich sercach różnego rodzaju znaki, czy też należę do królestwa Jezusa Chrystusa, do takiego królestwa i takiego króla, który pomimo tego, że pozornie okazał się przegranym, jednak wygrywa? Co jest dla mnie najważniejsze: czy opinia publiczna, czy też to, że moje imię i nazwisko będzie zapisane w Księdze Żywota? Warto sobie zadać to pytanie u końca roku liturgicznego, podsumowując na przykład swoje życie w ciągu roku.

 

Jak ja żyłem, do jakiego królestwa należałem? Kto jest we mnie królem, czy Bóg, czy ja sam, czy opinia publiczna, czy presja innych?
Tekst pochodzi ze strony poświęconej pamięci Andrzeja Hołowatego OP

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2655,do-ktorego-krolestwa-nalezysz.html

*************

Czy Bóg ma dla Ciebie gotowy plan?

WAM

Anna Sosnowska / Wojciech Ziółek SJ

Bóg ma dla Ciebie plan i Ty musisz ten plan odczytać. Czy to prawda? A czy jeśli go nie odczytasz, to zawiedziesz Boga albo będziesz nieszczęśliwy przez całe życie?

https://youtu.be/4wDeC5VVrQI
http://www.deon.pl/czytelnia/ksiazki/art,780,czy-bog-ma-dla-ciebie-gotowy-plan.html
*******************

Podejmij wyzwanie, jakie stawia przed tobą Jezus

Pustynia Serc / youtube.com / psd

Wiara w Chrystusa Cię uskrzydla. Jeśli zdecydujesz się pójść za Nim, to dostrzeżesz przemieniające skutki tego zobowiązania. Wtedy Boża moc i łaska wypełni Twoje życie. Zobacz filmik, który zmotywuje cię na cały tydzień.

 

https://youtu.be/wtz_d5KRIZQ

 

**********************

10 prostych sposobów na lepszą modlitwę

kw 3

(fot. shutterstock.com)

Modlitwa nie musi być trudna. Poprosiliśmy Was o wskazówki, jak sprawić, by codzienne spotkanie z Bogiem było prostsze. Zobacz 10 najciekawszych sposobów na to, by twoja codzienna modlitwa była jeszcze lepsza.

 

1. W modlitwie nie chodzi o słowa, ale o bliską relację [Małgorzata]

 

Przez wiele lat moja modlitwa była jak poemat – ubrana w piekne słowa, wyrafinowany filozoficzny przekaz. Słowa i zdania budowałam tak, jakbym przemawiała do najbardziej cenionych osobistości.

 

Kościół był niczym pałac, w którym na tronie zasiadał król. Siadałam przed nim w ostatniej ławce, żeby nie zobaczył moich niedoskonałości.

 

Byłam gościem w kościele i gościem w mojej modlitwie. Człowiek jest bardzo samotny w takiej modlitwie i bardzo smutny. Zabrakło tylko jednego: bliskiej relacji. 

 

Teraz już wiem, że nie potrzeba wielkich słów, bo czy jeśli kogoś bardzo kochamy i ktoś nas bardzo kocha, to nie wystarczy zaledwie kilka nawet nieudolnych zdań pełnych miłości i wdzięczności? Wystarczy.

 

Dlatego jestem z Nim w każdej chwili dnia, a modlitwa jest jak pokarm, a nie wykwintny deser raz na jakiś czas. Do kościoła wchodzę już jak do domu. Siedzę z przodu, bo chcę być zwyczajnie blisko tego, kogo Kocham.

 

 

2. Pomódl się z najbliższymi. To naprawdę pomaga [Ola]

 

Dla mnie przełomowym momentem ogólnie w wierze i modlitwie, była wspólna modlitwa z moim narzeczonym. Zanim go poznałam, nie byłam osobą bardzo wierzącą. Wierzyłam, że Pan Bóg istnieje, ale nie praktykowałam, ani też nie zagłębiałam się w to.

 

Moja rodzina wtedy też nie praktykowała, bo nie miała “czasu”. Mój narzeczony natomiast pochodził z bardzo religijnej rodziny. Na początku naszego związku, gdy byłam w jego domu, zaproponował żebyśmy się razem pomodlili.

 

Zgodziłam się. Nigdy jeszcze nie modliłam się razem z kimś. Modliliśmy się i wtedy bardzo się wzruszyłam, miałam łzy w oczach. Pomyślałam sobie: czemu tak właściwie się nie modlę? Kiedy się ostatnio modliłam? Czemu przestałam się modlić?

 

Było mi wstyd i zapragnęłam poznać Boga na nowo. We wszystkim pomógł mi narzeczony. Od tej pory staram się modlić tak, jak umiem. Własnymi słowami, rozmową i też modlitwami, czasami w myślach przeproszę czy podziękuję za coś Panu Bogu. Myślę o Nim.

 

Oczywiście zdarzają mi się gorsze momenty, zapomnę się pomodlić, czasami mi się nie chce… albo po prostu zasnę podczas modlitwy. Jednak dzięki tamtemu doświadczeniu odzyskałam więź z Bogiem, a to dzięki jednej modlitwie z najbliższą mi osobą.

 

 

3. Nigdy nie przestawaj się modlić, nie szukaj wymówek [Anna]

 

Byłabym ostrożna w ocenie co jest “dobrą modlitwą”, ale wydaje się, że ważna jest wierność, stałość. Nie rezygnuję z modlitwy  z powodu złego samopoczucia, nadmiaru obowiązków czy innych wymówek.

 

Trwam, ponieważ to jest czas Spotkania z kimś, kto mnie kocha, dla kogo jestem ważna i kto jest dla mnie ważny.

 

 

4. Prosty sposób na wieczorną modlitwę bez “formułek” [Beata]

 

Najbardziej lubię, kiedy jest już późny wieczór i idę na 15 minut na adorację Najświętszego Sakramentu. Wtedy przychodzę i mówię: “Witaj Przyjacielu”.

 

Zawsze w tym samym czasie odpowiadam mu na proste pytanie: “Jak minął dzień?”. Potem dziękuję mu, przepraszam i mówię mu, jak bardzo Go kocham. Na koniec suszę mu głowę z tą samą intencją każdego dnia. A potem to jest już 22:00, On przytula mnie wtedy z Błogosławieństwem i odprowadza do domu.

 

 

5. Dziękować Bogu można zawsze, nawet za prysznic. To też modlitwa [Justyna i Magdalena]

 

Nie trzeba trzymać się konkretnych pór dnia, żeby się modlić. Można to robić wszędzie. Nawet jak człowiek wychodzi spod prysznica, to można Bogu podziękować w jednym zdaniu za ten właśnie prysznic.

 

Uważam, że zawsze znajdzie się coś, za co można Bogu podziękować. Może za to, że ktoś się do ciebie uśmiechnął? Za to, że świeci słońce? Za to, że ktoś podarował ci kanapkę? Za to, że mam gdzie mieszkać?

 

Bogu dziękuję nawet za to, że dzieci gadają jak nakręcone, zwłaszcza jak mnie tym zamęczają. Za to, że biegają i hałasują, gdy jestem wykończona. Bo Bóg dał, że są.

 

 

6. W modlitwie nie trzeba mówić, wystarczy słuchać [Paweł]

 

Też tak mam czasami, że nie mam ochoty na modlitwę i robię to jakby na siłę. W takich momentach w nocy, po modlitwie, kładę się do łóżka i rozmawiam z Jezusem jak najbliższym przyjacielem. A właściwie to Go tylko słucham.

 

I to słuchanie jest dla mnie wspaniałą modlitwą. Dlatego też często przed Najświętszym Sakramentem po prostu siadam, patrzę na Niego i słucham.

 

 

7. Nie udowadniaj Bogu, jak go kochasz. On i tak wie wszystko [Maria]

 

Modlitwa nie jest trudna. Trudno jest ściągnąć z siebie płaszcz obłudy i pychy, żeby móc z Bogiem szczerze porozmawiać.

 

Bóg nie wymaga od nas pięknych słów, długich poematów, sterczenia godzinami w kościele i pokazywaniu, jacy to my wierzący jesteśmy.

 

Obyśmy tak w życiu potrafili być świadectwem i w sercu szczerze się modlić tak, jak to robimy na pokaz.

 

 

8. Módl się nawet wtedy, gdy nic nie czujesz [Agnieszka]

 

Bóg jest Żywą Osobą, ja jestem żywą osobą. To spotkanie mnie samej i Boga. Żywa rozmowa i bycie w Swoim Towarzystwie.

 

Moją modlitwą jest westchnienie do Boga, ale i myślenie o Nim w ciągu dnia. Modlitwą jest także czas poświęcony tylko Jemu – a to bywa bardzo trudne, gdyż nic nie czuję, emocje gdzieś sobie poszły, a rozum jakby się wyłączył. Dosłownie nic.

 

Wtedy wreszcie wkroczyć może Duch Święty. To On będzie w nas się modlił, a któż może lepiej nas nauczyć się modlić jeśli nie On?

 

 

9. Modlitwa to nie sztywny schemat [Krystyna]

 

Modlitwa do Pana Boga moim zdaniem powinna być podyktowana miłością, szacunkiem i wdzięcznością do niego.

 

Moja modlitwa przybiera kształt tego, co w danej chwili czuję. Kiedy widzę na ulicy osobę nieszczęśliwą czy chorą, modlę się w tej chwili konkretnie o nią, o Boże błogosławieństwo.

 

Kiedy się boję, lękam się czegoś, nie czekam do wieczornej modlitwy, tylko proszę o wsparcie i pomoc. Kiedy jestem z moimi najbliższymi, kiedy widzę ile w życiu od Boga dostałam, to dziękuję i przede wszystkim pamiętam, że wszystko co mam, co otrzymałam, mam właśnie dzięki Bogu.

 

Staram się nie modlić wg schematów. Jedyna modlitwa, którą za każdym razem wypowiadam, to Ojcze Nasz. Cała reszta wypływa z serca.

 

Moja końcowa wieczorna modlitwa jest najdłuższa, staram się codziennie robić rachunek sumienia, przepraszać i prosić o przebaczenie. W niej też codziennie dziękuję za łaski, które otrzymałam wraz z najbliższymi przez ten dzień.

 

 

10. Nie musisz modlić się wieczorami, jeśli odczuwasz zmęczenie [Karolina]

 

Miałam problem od zawsze z codzienną modlitwą. Często wieczorem jestem tak padnięta, że chcę tylko spać. Dlatego nie była to systematyczna i szczera modlitwa, tylko spanie po ‘zdrowaśce’.

 

Przez to też od około trzech miesięcy modlę się dłużej rano po wstaniu. Wieczorem dziękuję za dzień i robię znak krzyża. Ten plan sprawdza się dużo lepiej.

 

Dzięki temu nie śpię na modlitwie i coraz rzadziej zdarza mi się zaniedbać codzienną modlitwę.

 

I jeszcze jedno. Staram się modlić na klęcząco. Choć ciężko mi się zebrać, to jednak trudniej jest zasnąć i łatwiej skoncentrować się w tej pozycji.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2081,10-prostych-sposobow-na-lepsza-modlitwe.html

 

 

________________________________________________________________________________________________________

Ikona wpisu: 80_Wonderful_Wallpapers_HQPixsBlog-24.jpg_HQ_

O autorze: Słowo Boże na dziś