Czy czuję się szczęśliwy po Mszy św.? – Piątek, 20 listopada 2015 r.

Myśl dnia

Modlitwa nie zmienia postanowień Boga, ale zmienia tego, kto się modli.

Søren Kierkegaard

Pod wieczór życia będą cię sądzić z miłości»  św. Jan od Krzyża.

Cytat dnia

“Polska będzie źródłem nowego prawa na świecie, zostanie tak uhonorowana wysoko, jak żaden kraj w Europie (…) Polsce będą się kłaniać narody Europy. Widzę mapę Europy, widzę orła polskiego w koronie. Polska jaśnieje jak słońce i blask ten pada naokoło. Do nas będą przyjeżdżać inni, aby żyć tutaj i szczycić się tym”

o. Klimuszko

11817052_144607279208586_5905719255914900567_n

 

Miłosierny Jezu, oddaję Ci wszystko, co jest we mnie słabe i grzeszne.

Nie chcę dalej trwać w niewoli grzechu.

Wyzwól mnie i oczyść, abym stał się nowym człowiekiem.

_______________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_______________________________________________________________________________________________________

WSPOMNIENIE ŚW. RAFAŁA KALINOWSKIEGO, KAPŁANA

old-paper-antique-firefox-persona-flower-old-parchment-renaissance-vintage

 

PIĄTEK XXXIII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I

PIERWSZE CZYTANIE  (1 Mch 4,36-37.52-59)

Odbudowa i poświęcenie ołtarza

Czytanie z Pierwszej Księgi Machabejskiej.

Juda i jego bracia powiedzieli: „Oto nasi wrogowie są starci. Chodźmy, aby świątynię oczyścić i na nowo poświęcić”. Zebrało się więc wszystko wojsko i poszli na górę Syjon.
Dwudziestego piątego dnia dziewiątego miesiąca, to jest miesiąca Kislew, sto czterdziestego ósmego roku wstali wcześnie rano i zgodnie z Prawem złożyli ofiarę na nowym ołtarzu całopalenia, który wybudowali. Dokładnie w tym samym czasie i tego samego dnia, którego poganie go zbezcześcili, został on na nowo poświęcony przy śpiewie pieśni i grze na cytrach, harfach i cymbałach.
Cały lud upadł na twarz, oddał pokłon i aż pod niebo wysławiał Tego, który im zesłał takie szczęście. Przez osiem dni obchodzili poświęcenie ołtarza, a przy tym pełni radości składali całopalenia, ofiary pojednania i uwielbienia. Fasadę świątyni ozdobili złotymi wieńcami i małymi tarczami, odbudowali bramy i pomieszczenia dla kapłanów i drzwi do nich pozakładali.
A między ludem panowała wielka radość z tego powodu, że skończyła się hańba, którą sprowadzili poganie. Juda zaś, jego bracia i całe zgromadzenie Izraela postanowili, że uroczystość poświęcenia ołtarza będą z weselem i radością obchodzili z roku na rok przez osiem dni, począwszy od dnia dwudziestego piątego miesiąca Kislew.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (1 Krn 29,10-11abc.11d-12)

Refren: Chwalimy, Panie, Twe przesławne imię.

Bądź błogosławiony, o Panie, Boże ojca naszego, Izraela, *
na wieki wieków.
Twoja jest, o Panie, wielkość i potęga, +
sława, majestat i chwała; *
bo wszystko, co jest na niebie i na ziemi, jest Twoje.

Do Ciebie, Panie, należy królowanie. *
Bogactwo i chwała od Ciebie pochodzi.
Ty nad wszystkim panujesz, a w ręku Twoim siła i potęga *
i ręką Twoją wywyższasz i utwierdzasz wszystko.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 10,27)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Moje owce słuchają mojego głosu,
Ja znam je, a one idą za Mną.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 19,45-48)

Jezus wypędza przekupniów ze świątyni

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Mówił do nich: „Napisane jest: «Mój dom będzie domem modlitwy», a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców”.
I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 

 

Nowy porządek świata

Wielu próbowało zgładzić Jezusa. Poprzez słowa i znaki, które czynił, był On dla wielu kapłanów, nauczycieli Pisma i przywódców ludu kimś bardzo niewygodnym. Przeciwnicy zarzucali Jezusowi, że burzy stary porządek. I tak faktycznie było, gdyż Syn Człowieczy przyszedł na świat, aby go wykupić z niewoli grzechu. Wraz z narodzinami Jezusa rozpoczęła się nowa epoka w dziejach ludzkości. Także dziś Jezus może zburzyć twój porządek widzenia świata. Kapłani i nauczyciele Pisma byli ludźmi uwikłanymi w grzech. Jeśli ty jesteś w swoim życiu także uwikłany w grzech, oddaj go z cała pokorą Jezusowi. Wtedy twoje życie się zmieni.Miłosierny Jezu, oddaję Ci wszystko, co jest we mnie słabe i grzeszne. Nie chcę dalej trwać w niewoli grzechu. Wyzwól mnie i oczyść, abym stał się nowym człowiekiem.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
********

Św. Rafała Kalinowskiego

0,10 / 8,22
Bóg  powiedział, że człowiek jest Jego świątynią. Jest z tobą w każdej chwili, także teraz, w świątyni twojego serca.Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 19, 45-48
Jezus wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Mówił do nich: «Napisane jest: „Mój dom będzie domem modlitwy”, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców». I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem.Twoje wnętrze, twoje serce jest świątynią Boga. Mieszka On w tobie od zawsze. Jest wszystkim tym, co dobre i piękne w tobie. On działa wtedy, gdy czynisz coś dobrego dla drugiego człowieka. On inspiruje twoje dobre myśli, słowa i uczynki.Co przeszkadza ci spotkać prawdziwego Boga w twoim wnętrzu?  Jezus mówi o „jaskini zbójców”. Taka jaskinia może być niebezpieczna, pusta albo wypełniona dobrami zabranymi od innych. Może jest symbolem jakiejś ciemności, która jest dobrze zakamuflowana przed innymi?Modlitwa, jeśli jest dobrze przeżywana, staje się narzędziem, dzięki któremu Bóg będzie oczyszczał twoje wnętrze z tego, co szkodliwe, niszczące. Jeśli poświęcisz Bogu trochę czasu, trochę uwagi, jeśli będziesz Go słuchał z uwagą, jeśli będziesz lgnął do Niego, to twoje życie zacznie się zmieniać.
Jezus wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Mówił do nich: «Napisane jest: „Mój dom będzie domem modlitwy”, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców». I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem.Poproś Jezusa, aby twoje serce było miłym miejscem dla Niego. Bądź otwarty i uważny na Jego działanie w tobie. Jeśli modlitwa nie pomnaża w tobie wiary, nadziei i miłości i nie daje ci pokoju, to skontaktuj się z osobą duchowną.
Duszo Chrystusowa, uświęć mnie. 
Ciało Chrystusowe, zbaw mnie,
Krwi Chrystusowa, napój mnie. 
Wodo z boku Chrystusowego, obmyj mnie.
Męko Chrystusowa, pokrzep mnie.
O dobry Jezu, wysłuchaj mnie.
W ranach swoich ukryj mnie.
Nie dopuść mi oddalić się od Ciebie.
Od złego ducha broń mnie.
W godzinę śmierci wezwij mnie.
I każ mi przyjść do siebie,
Abym z świętymi Twymi chwalił Cię,
Na wieki wieków. Amen.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
***********

#Ewangelia: Jak czuje się człowiek, który spotkał Boga?

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Mówił do nich: “Napisane jest: «Mój dom będzie domem modlitwy», a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców”.

 

I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem.

 

Łk 19, 45-48

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Czytając tę Ewangelię warto zastanowić się nad tym, jak korzystamy z tych świątyń, które mamy do dyspozycji dziś. Czy traktujemy je jako “domy modlitwy”? To, że ktoś przychodzi do kościoła na Mszę św. nie oznacza jeszcze, że się modli. Modlitwa jest spotkaniem z Bogiem.

 

Czy wychodząc z kościoła czuję się jak po spotkaniu z Bogiem? Jak czuje się człowiek, który spotkał Boga? Czuje się szczęśliwy. Czy czuję się szczęśliwy po Mszy św.? Warto się nad tym zastanowić, by nie dołączyć do tych, którzy czynią ze świątyni “jaskinię zbójców”.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2651,ewangelia-jak-czuje-sie-czlowiek-ktory-spotkal-boga.html

****************

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 19, 45-48

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. ~jjjohn~ / Foter.com / CC BY-NC-ND)

Mój dom, domem modlitwy…

 

Wypędzenie przekupniów
Jezus wszedł do świątyni i zaczął wyrzucać sprzedających w niej. Mówił do nich: Napisane jest: Mój dom będzie domem modlitwy, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców.

 

I nauczał codziennie w świątyni. Lecz arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem.

 

Opowiadanie pt. “O dwudziestej piątej godzinie”
Pewnego dnia czujni aniołowie-stróżowie poinformowali oficjalnie Radę Niebieską o tym; iż ludzie na ziemi bardzo mało się modlą. Rada Niebieska powołała specjalną komisję (mieszaną) do zbadania sprawy.

 

Komisja ta po kilku tygodniach solidnej pracy dostarczyła Radzie następujący meldunek: – Ludzie, owszem, są w pełni świadomi tego, iż za mało się modlą. Wielu uskarża się na ten stan, ale mimo dobrej woli brak czasu na modlitwę.

 

Rada Niebieska długo debatowała nad tym problemem: jedni żądali przykładnego ukarania winnych, drudzy byli za zlikwidowaniem pośpiechu, inni znowu chcieli ograniczenia wolności i podstawowych praw człowieka. Tylko najmłodszy anioł proponował uparcie przedłużenie doby o jedną godzinę. Wniosek przeszedł większością głosów i, o dziwo, znalazł od razu poparcie samego Pana Boga. I tak Bóg stworzył od ręki dwudziestą piątą godzinę. W niebie panowało ogólne zadowolenie. Chwalono Stwórcę za wyrozumiałość dla swych stworzeń.

 

Innowację tę spostrzeżono wkrótce również na ziemi. Elektroniczne chronometry wychwyciły godzinny dodatek czasu. Środki masowego przekazu zaniosły tę nowinę w mig do najdalszego zakątka ziemi. Większość ludzi – po początkowym szoku – przyjęła z wdzięcznością nowy rytm czasu. Biskupi zareagowali nawet listem pasterskim, w którym dwudziestą piątą godzinę ogłosili “godziną Boga”.

 

W niebie organy kontrolne nie odnotowały jednak wyraźnego wzrostu modlitwy. Wysłano więc znowu aniołów, aby przeprowadzili na ziemi wizję lokalną. Po powrocie posłańcy niebiescy opowiadali ze zdziwieniem o tym, jak to każdy ma powód, aby tę dodaną godzinę – mimo to – nie poświęcać na modlitwę. Robotnicy muszą dłużej pracować, bo trzeba wychodzić z kryzysu; naukowcy muszą przebadać powstanie nowej doby i jej wpływ na życie człowieka; przemysł rozrywkowy nawołuje do zwiększonego odpoczynku; młodzież potrzebuje więcej wiedzy; teologowie muszą napisać parę fachowych rozpraw o czasie; dzieci powinny dłużej spać – zalecają lekarze i d. itp. Owszem paru aniołów mówiło też o ludziach, którzy ofiarowany im czas przyjęli jako niezasłużony dar Boży. Czas ten poświęcają na służbę Bogu i bliźnim. Ci modlą się rzeczywiście godzinę dłużej. Ale przedtem też im nie brakowało czasu na modlitwę.

 

Po tych sprawozdaniach Rada Niebieska doszła do wniosku, że modlitwa jest jedynie sprawą kochającego serca. Ten, kto miłuje, ten ma zawsze czas. Sam nadmiar czasu nie podprowadzi do modlitwy. Postanowiono więc prosić Najwyższego, aby jednak zlikwidował ową dwudziestą piątą godzinę i aby wymazał pamięć o niej wśród rodzaju ludzkiego. Tak też stało się niebawem.

 

Refleksja
Kościół ma służyć jako miejsce modlitwy. To w nim nasze myśli, słowa, gesty unoszą się do Tego, którego wielbimy naszą duszą i ciałem. Tylko w ten sposób potrafimy oddać cześć, chwałę i wdzięczność Temu, który nas stworzył – dał życie. Zespoleni na modlitwie z tym, który jest źródłem naszego tchnienia, oddajemy mu hołd, gdyż tylko on jest Panem nieba i ziemi…

 

Jezus wskazuje nam ludzi, którzy nie rozumieją po co powstały miejsca na modlitwę. Własna prywata i biznes musi być zaspokojona po to, aby godnie żyć. Bogactwo, pieniądz, skarby tego świata mają to do siebie, że zakrywają nam rzeczy istotne w naszym życiu. Są one jak najbardziej potrzebne w codzienności, ale rzeczywistość duchowa zostaje przed nami zakryta i hołdujemy wtedy wartościom ziemskim, których nigdy nie będziemy mieli dość. Pamiętajmy o tym, aby naszym materializmem nie zatracać siebie, bo nikt nam już wtedy nie pomoże, tylko Bóg…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy kościół jest dla Ciebie miejscem spotkania z Bogiem?
2. Czy chętnie chodzisz do kościoła?
3. Czy da się pogodzić to co materialne z tym, co duchowe?

 

I tak na koniec…
Modlitwa nie zmienia postanowień Boga, ale zmienia tego, kto się modli (Søren Kierkegaard)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,453,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-19-45-48.html

**************

BICZ NA MNIE

by Grzegorz Kramer SJ

 

https://youtu.be/ThWsSVs-w-c

Jezus nie jest miłym chłopcem, który patrzy na rzeczywistość i stoi nic nie robiąc. Cały czas działa. Wchodzi do świątyni i rozgania zgraję kupców, jest pełen pasji i gorliwości.

W każdym z nas pojawia się jakaś pasja i gorliwość, jednak czasami potrafi nas ona prowadzić do skrajnie różnych wyborów. Można ożywiać, szukać życia, a można zabijać, ranić, niszczyć, lub stygnąć. Jezus wchodzi do świątyni, a więc w przestrzeń ludzi, którzy z Bogiem są różnie związani. Jedni chcą z Nim nawiązać relację, inni swoją modlitwą sprawić cud, albo po prostu się tam schować przed złym światem i uciec od problemów, albo by na Bogu ubić jakiś interes. Z nami jest podobnie. Różne są motywacje bycia przy Jezusie, w Kościele i we wspólnocie. Różnie też podchodzimy do naszego życia. I właśnie do tego Jezus dziś wchodzi i to rozwala.

Pytanie teraz jest takie: czy pozwolisz Mu rozwalić to, co jest twoją motywacją i twoim schematem? I czy po tym „zabiegu” obrazisz się na Niego? A może dalej będziesz udawać, że nic się nie stało?

„Arcykapłani i uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu czyhali na Jego życie. Tylko nie wiedzieli, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchał Go z zapartym tchem”. Ta Ewangelia to wezwanie do zapragnięcia podniesienia się z marazmu, by być takim jak On. Po pierwsze, mamy żyć na „granicy życia”. Oni czyhali na Jego życie. On ich po prostu wkurzał, był dla nich wyrzutem i znakiem, który ich drażnił. Nie był konformistą, którego wszyscy lubią, albo który jest nijaki – i z tymi trzyma i z tamtymi, bynajmniej nie dlatego, że jest aż tak silną osobowością, że szanują go jedni i drudzy, lecz po prostu jest tak słaby, że boi się określić. Po drugie, ludzie Go słuchali z zapartym tchem. Był kimś.

Takim kimś mamy być: ty i ja. Nie przeciętniakiem w tłumie, który, jak widzi idiotę, nie reaguje, tylko się też śmieje, bo tak łatwiej, taniej i wygodniej. To nie jest zadanie dla maxów, to nie jest dla wybranych, to jest dla nas.

Zetrzyj wrogów. Najpierw tych w sobie. Lenistwo, gnuśność, brak pracy, bylejakość, złość, dwulicowość, udawanie, że czegoś się nie widzi. A potem zetrzyj wrogów, którzy na ciebie plują – miłością. Dobrym spojrzeniem i słowem, brakiem osądu i plotki. Zetrzyj wrogów sposobem życia i radością, która płynie z przekonania, że żyję z Panem Zmartwychwstałym.

Jeśli ktoś słabnie na tej drodze, to niech wróci do modlitwy i medytacji Słowa. Jeśli ktoś słabnie na tej drodze, niech wróci do sakramentów. Dziś w antyfonie były takie słowa: Moje owce słuchają mojego głosu, Ja znam je, a one idą za Mną. Trzeba nam słuchać Pana, Jego głosu i iść za Nim. Jednak nie idzie się za nieznajomym. Jednak żeby kogoś poznać, trzeba zaryzykować, pogadać, spędzać czas. A więc spędzajmy z Nim czas, a więc poznawajmy Pana, który chce, byś była, byś był Jego. Zapalcie serca do życia, do radości i uśmiechu. Tylko budujcie to na prawdzie o sobie. Tej dobrej i tej złej. Nie na odczuciach i emocjach, ale na prawdzie.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/11/20/bicz-na-mnie/

*******************

_______________________________________________________________________________________________________

Świętych obcowanie

**********

20 listopada
Święty Rafał Kalinowski, prezbiter

 

Zobacz także:

Święty Rafał Kalinowski Józef Kalinowski urodził się 1 września 1835 r. w Wilnie, w szlacheckiej rodzinie herbu Kalinowa. Jego ojciec był profesorem matematyki na Uniwersytecie Wileńskim. Po ukończeniu z wyróżnieniem Instytutu Szlacheckiego w Wilnie (1843-1850), Józef podjął studia w Instytucie Agronomicznym w Hory-Horkach koło Orszy (dziś Białoruś). Zrezygnował z nich po dwóch latach. W 1855 r. przeniósł się do Mikołajewskiej Szkoły Inżynierii Wojskowej w Petersburgu, gdzie uzyskał tytuł inżyniera. Jednocześnie wstąpił do wojska. Wtedy właśnie przestał przystępować do sakramentów świętych, do kościoła chodził rzadko, przeżywał rozterki wewnętrzne, a także kłopoty związane ze swoją narodowością, służbą w wojsku rosyjskim i zdrowiem. Wciąż jednak stawiał sobie pytanie o sens życia, szukając na nie odpowiedzi w dziełach filozoficznych i teologicznych. Po ukończeniu szkoły (1855) został adiunktem matematyki i mechaniki budowlanej oraz awansował do stopnia porucznika. W 1859 r. opuścił Akademię i podjął pracę przy budowie kolei żelaznej Odessa-Kijów-Kursk. Po roku przeniósł się na własną prośbę do Brześcia nad Bugiem, gdzie pracował jako kapitan sztabu przy rozbudowie twierdzy. Czując, że zbliża się powstanie, podał się do dymisji, aby móc służyć swoją wiedzą wojskową i umiejętnościami rodakom. Został członkiem Rządu Narodowego i objął stanowisko ministra wojny w rejonie Wilna. W końcu zdecydował się na wyjazd do Warszawy, gdzie chciał podjąć leczenie i miał nadzieje na znalezienie pracy. Z powodów zdrowotnych otrzymał zwolnienie z wojska w maju 1863 r.
Święty Rafał Kalinowski Jednocześnie, wspierany modlitwami matki i rodzeństwa, przeżywał nawrócenie religijne, m.in. pod wpływem lektury Wyznań św. Augustyna: nie tylko wrócił do praktyk religijnych, ale przejawiał w nich szczególną gorliwość. Gdy wybuchło powstanie styczniowe, mając świadomość jego daremności, ale zarazem nie chcąc stać na uboczu, gdy naród walczy, przyłączył się do powstania. Sprzeciwiał się niepotrzebnemu rozprzestrzenianiu się walk. W liście do brata pisał: “Nie krwi, której do zbytku przelało się na niwach Polski, ale potu ona potrzebuje”.
Po upadku powstania powrócił do Wilna, gdzie 24 marca 1864 r. został aresztowany i osadzony w więzieniu. W wyniku procesu skazano go na karę śmierci. W więzieniu otaczała go atmosfera świętości. Wskutek interwencji krewnych i przyjaciół, a także z obawy, że po śmierci Polacy mogą uważać Józefa Kalinowskiego za męczennika i świętego, władze carskie zamieniły mu wyrok na dziesięcioletnią katorgę na Syberii. Przez pewien czas przebywał w Nerczyńsku, potem w Usolu, następnie w Irkucku i Smoleńsku. Podczas pobytu na Syberii oddziaływał na współtowarzyszy swoją głęboką religijnością, zadziwiał niezwykłą wprost mocą ducha, ujmował cierpliwością i delikatnością, wspierał dobrym słowem i modlitwą, czuwał przy chorych, pocieszał i podtrzymywał nadzieję. Dzielił się z potrzebującymi nie tylko skromnymi dobrami materialnymi, ale również bogactwem duchowym. Bolał go fakt, że wielu zesłańców nie posiadało żadnej wiedzy religijnej. Szczególnie chętnie katechizował dzieci i młodzież.
Po ciężkich robotach Józef Kalinowski powrócił do kraju w 1874 r. Uzyskał paszport i wyjechał na Zachód jako wychowawca młodego księcia Augusta Czartoryskiego (beatyfikowanego przez św. Jana Pawła II w 2003 r.). Opiekował się nim przez trzy lata. W lipcu 1877 r., mając już 42 lata, Józef Kalinowski wstąpił do nowicjatu karmelitów w Grazu (Austria), przybierając zakonne imię Rafał od św. Józefa. Po studiach filozoficznych i teologicznych na Węgrzech, złożył śluby zakonne i otrzymał święcenia kapłańskie 15 stycznia 1882 r. w Czernej koło Krakowa. W kilka miesięcy później został przeorem klasztoru w Czernej. Urząd ten pełnił przez 9 lat. Przyczynił się w znacznej mierze do odnowy Karmelu w Galicji. W 1884 r. został założony z jego inicjatywy klasztor karmelitanek bosych w Przemyślu, 4 lata później we Lwowie, a na przełomie 1891 i 1892 roku – klasztor ojców wraz z niższym seminarium w Wadowicach.
Wiele godzin spędzał w konfesjonale – nazywano go “ofiarą konfesjonału”. Miał niezwykły dar jednania grzeszników z Bogiem i przywracania spokoju sumienia ludziom dręczonym przez lęk i niepewność. Przeżyty w młodości kryzys wiary (gdy przez ponad 10 lat żył bez sakramentów) ułatwiał mu zrozumienie błądzących i zbuntowanych przeciwko Bogu. Nikogo nie potępiał, ale starał się pomagać. Zawsze skupiony, zjednoczony z Bogiem, był człowiekiem modlitwy, posłuszny regułom zakonnym, gotowym do wyrzeczeń, postów i umartwień.
Zmarł 15 listopada 1907 r. w Wadowicach, w opinii świętości. Jego relikwie spoczywają w kościele karmelitów w Czernej. Za życia i po śmierci cieszył się wielką sławą świętości. Bez reszty oddany Bogu, umiał miłować Go w drugim człowieku. Potrafił zachować szacunek dla człowieka i jego godności nawet tam, gdzie panowała pogarda. Dlatego uważany jest za patrona Sybiraków.
Beatyfikował go św. Jan Paweł II w 1983 r. podczas Mszy świętej na krakowskich Błoniach; kanonizacji dokonał w Rzymie w roku 1991, podczas jubileuszowego roku czterechsetlecia śmierci św. Jana od Krzyża, odnowiciela zakonu karmelitów. Św. Rafał Kalinowski jest patronem oficerów i żołnierzy, orędownikiem w sprawach trudnych.

W ikonografii Święty przedstawiany jest podczas modlitwy, w habicie karmelity.

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Anglii – św. Edmunda, króla Anglów Wschodnich. Rządy objął w roku 855. Dla poczucia sprawiedliwości i mądrości ceniono go i lubiano. Ale względny spokój zakłócili najeźdźcy duńscy. Król wydał im bitwę. Pokonany, dostał się do niewoli. Żądano wówczas, by wyrzekł się wiary i został wasalem. Gdy odmówił, obito go i obnażonego przywiązano do dębu. Jak Sebastian stał się celem łuczników. W końcu ścięto mu głowę i wrzucono do rowu. Później odnaleziono jego ciało. Od roku 1016 strzegło go opactwo jego imienia. W roku 1217 Francuzi mieli je rzekomo wywieźć do Tuluzy. Mimo to najbardziej czczony jest na Wyspie, gdzie 60 kościołów szczyci się jego patronatem.W Hildesheim, w Niemczech – św. Bernwarda, biskupa. Otrzymał nie tylko staranne wykształcenie, ale zapoznał się ponadto z architekturą, malarstwem i złotnictwem. Potem był wychowawcą Ottona III. W roku 993 został biskupem Hildesheimu. Okazał się tam od razu wielkim budowniczym. Ufundował opactwo pod wezwaniem św. Michała. Dbał o sporządzanie i ozdabianie rękopisów. Postarał się także o bogaty wystrój w swej katedrze. Zmarł w roku 1022, wyraziwszy uprzednio życzenie, aby pochowano go w ufundowanym przez niego kościele. Kanonizował go w roku 1192 Celestyn III.W Veroli, we Włoszech – bł. Marii Fortunaty Viti, benedyktynki. Wcześnie straciła matkę i wiele musiała się natrudzić, aby wychować sześcioro młodszego rodzeństwa. W roku 1851 przywdziała jako siostra-konwerska habit zakonny. Spełniała najskromniejsze posługi, a dla nabrania sił często klękała przed tabernakulum. Zmarła w roku 1922, wypowiadając: “na wieki wieków”. Beatyfikował ją w roku 1967 Paweł VI.oraz:św. Agapiusa, męczennika (+ 306); świętych męczenników Eustachego, Tespezjusza i Anatola (+ IV w.); św. Grzegorza z Dekapolu (+ 842); św. Nersasa, biskupa (+ IV w.); św. Sylwestra, biskupa (+ ok.525); św. Symplicjusza, biskupa (+ III w.)
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-20a.php3
*****************

Homilia w czasie Mszy Św. beatyfikacyjnej o. Rafała Kalinowskiego i Brata Alberta – Adama Chmielowskiego, odprawionej na Błoniach


Jan Paweł II

Pielgrzymka do Ojczyzny 1983
Homilia w czasie Mszy Św. beatyfikacyjnej o. Rafała Kalinowskiego i Brata Alberta – Adama Chmielowskiego, odprawionej na Błoniach

Kraków, 22 czerwca 1983
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

“Pan jest moim pasterzem”…
(Ps 23[22],1)

1. Umiłowani moi rodacy!

Pragnę dziś wspólnie z wami oddać chwałę Panu, który jest naszym Pasterzem: jest Dobrym Pasterzem swej owczarni. Sam to o sobie powiedział w Ewangelii. Mówi nam o tym również psalm dzisiejszej liturgii.

Pragnę więc dzisiaj w ostatnim dniu mojego pielgrzymowania do Ojczyzny wyznać wraz z wami prawdę o Dobrym Pasterzu na tle jubileuszu Jasnej Góry. Sześć wieków przedziwnej obecności Bogarodzicy w tym Wizerunku, który nas wszystkich duchowo zespala i jednoczy – czyż to nie dzieło Dobrego Pasterza? Wszak wiemy, że troszczy się On nade wszystko o zachowanie jedności swej owczarni. Troszczy się o to, ażeby nikt nie zginął – i sam szuka zagubionej owcy.

Dajemy temu świadectwo poprzez Rok Odkupienia w całym Kościele. A na ziemi polskiej, na której jeszcze trwa jasnogórski jubileusz, pytam: czyż całego swojego dzieła nie dokonuje Chrystus Dobry Pasterz za szczególnym pośrednictwem swej Matki? Naszej Pani Jasnogórskiej?

Psalmista mówi o Dobrym Pasterzu:

“prowadzi mnie nad wody,
gdzie mogę odpocząć:
orzeźwia moją duszę…”
(Ps 23[22],2-3)

Czyż Jasna Góra nie jest dla nas takim miejscem, gdzie możemy odpocząć, gdzie dusze nasze doznają orzeźwienia? Czyż nie jest ona podobna do źródła żywej wody, z którego w ciągu pokoleń czerpiemy? Czerpiemy z nieskończonych zasobów Chrystusowego Odkupienia, do którego przybliża nas Maryja!

2. W ostatnim dniu mojego pielgrzymowania, które związane jest z jubileuszem Jasnej Góry, pragnę tu, w Krakowie, wraz z wami, drodzy moi rodacy, wypowiedzieć przedziwną tajemnicę obecności Dobrego Pasterza pośród wszystkich pokoleń, które przeszły przez polską ziemię – i tu, w Krakowie, pozostawiły szczególny wyraz swojej polskiej i chrześcijańskiej tożsamości.

Dlatego właśnie tak cenny i drogi jest ten Kraków. I tak bardzo trzeba zabiegać, ażeby nie zniszczała jego historyczna substancja, w której nasz naród w szczególnej mierze odczytuje – nie tylko swoją przeszłość – ale po prostu swoją tożsamość. Mówiłem o tym przed czterema laty, gdy świętowaliśmy w Krakowie dziewięć wieków świętego Stanisława. Dziś pragnę powrócić do tego “bierzmowania dziejów”, które trwa i rozwija się z pokolenia na pokolenie. Do tego “bierzmowania”, które posiada szczególne znaczenie dla Polaków roku 1983 – dla was, umiłowani bracia i siostry, moi rodacy!

3. Witam was i pozdrawiam z całego serca na tych samych Błoniach, co cztery lata temu – w perspektywie Wawelu i Skałki, w perspektywie kopca Kościuszki, a skądinąd wież mariackich, ratusza i uniwersytetu. Mój Kraków…

Pozdrawiam mojego następcę, metropolitę krakowskiego, kardynała Franciszka – i moich braci w biskupstwie: Juliana, Jana, Stanisława, Albina, z którymi związały mnie lata wspólnego posługiwania w archidiecezji krakowskiej. Witam i pozdrawiam szczególnie serdecznie biskupów z metropolii krakowskiej, z Częstochowy, Katowic, Kielc i Tarnowa. Witam kardynała prymasa Polski, kardynała Władysława Rubina, wszystkich obecnych tu przedstawicieli Episkopatu Polski. Witam także bardzo serdecznie naszych gości z zagranicy: kardynała Króla z Filadelfii, kardynała Ballestrero z Turynu, kardynała Lustigera z Paryża, kardynała Meisnera z Berlina oraz towarzyszącego mi w tej podróży kardynała Casaroli, sekretarza stanu; również wszystkich biskupów – gości spoza Polski.

Pozdrawiam kapitułę metropolitalną krakowską oraz całe duchowieństwo archidiecezji: moich braci w kapłaństwie, do których przynależę święceniami i sercem – a więzy tej przynależności świadomie w sobie podtrzymuję i pogłębiam. Jestem związany z tym seminarium duchownym, w którym się do kapłaństwa przygotowywałem, jako też z Wydziałem Teologicznym, na którym studiowałem – częściowo w okresie okupacyjnego podziemia. Dziś szczególnie serdecznie witam Papieską Akademię Teologii, która nosi w sobie dziedzictwo uczelni związanej z wielkim imieniem błogosławionej królowej Jadwigi.

Wraz z duchowieństwem archidiecezji krakowskiej witam też i pozdrawiam wszystkich kapłanów zarówno z krakowskiej prowincji kościelnej, jak też z całej Polski.

Przedstawicielom rodzin zakonnych: męskich i żeńskich w szczególny sposób gratuluję dzisiejszego dnia. 4. Oto bowiem dane mi jest spełnić dzisiaj szczególną posługę papieską: wyniesienia na ołtarze sług Bożych poprzez beatyfikację.

Posługa ta normalnie spełniana bywa w Rzymie. Jednakże już w czasach dawniejszych spełniana była również poza Rzymem. Wiemy na przykład, że święty Stanisław był kanonizowany w Asyżu. Mnie samemu dane już było dokonywać beatyfikacji w Manili, w czasie odwiedzin pasterskich na Filipinach, oraz w Hiszpanii, w Sewilli, w listopadzie ubiegłego roku.

Bardzo pragnąłem, aby moja pielgrzymka do Ojczyzny w związku z jubileuszem Jasnej Góry stała się również szczególną okazją do wyniesienia na ołtarze sług Bożych, których droga do świętości związana jest z tą ziemią i z tym narodem, w którym króluje Pani Jasnogórska. Ich beatyfikacja jest szczególnym świętem Kościoła w Polsce: całego Ludu Bożego, który ten Kościół stanowi. Kościół bowiem, jak to przypomniał Sobór Watykański II, ma stale przypominać wszystkim powołanie do świętości – i ma też do tej świętości prowadzić swoich synów i córki.

Gdy świętość ta zostaje w sposób uroczysty stwierdzona – na drodze beatyfikacji, a zwłaszcza kanonizacji – Kościół raduje się szczególną radością. Jest to poniekąd największa radość, jakiej może doznać w swej ziemskiej wędrówce.

Dzisiaj więc Kościół na ziemi polskiej raduje się, czcząc Wiecznego Pasterza za dzieło świętości, którego przez Ducha Świętego dokonał w sługach Bożych: ojcu Rafale Kalinowskim oraz w Bracie Albercie – Adamie Chmielowskim.

Radość dzisiejszej beatyfikacji jest udziałem całego Kościoła w Polsce. W szczególny sposób jest to radość rodziny karmelitańskiej, nie tylko w Polsce – rodziny, do której należał ojciec Rafał – oraz rodziny franciszkańskiej, a zwłaszcza albertyńskiej, której Brat Albert był założycielem. Pragnę dodać, że jest to również szczególna moja radość, gdyż obie te wspaniałe postacie zawsze były mi duchowo bardzo bliskie. Zawsze ukazywały drogę do tej świętości, która jest powołaniem każdego w Jezusie Chrystusie.

5. Mówi Pan Jezus: “Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej” (J 15,9).

Oto dwaj uczniowie Boskiego Mistrza, którzy w pełni odkryli na drogach swego ziemskiego pielgrzymowania miłość Chrystusa – i którzy w tej miłości wytrwali!

Świętość bowiem polega na miłości. Opiera się na przykazaniu miłości. Mówi Chrystus: “To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15,12). I mówi jeszcze: “Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości” (J 15,10).

Świętość jest więc szczególnym podobieństwem do Chrystusa. Jest podobieństwem przez miłość. Poprzez miłość trwamy w Chrystusie, tak jak On sam poprzez miłość trwa w Ojcu. Świętość jest podobieństwem do Chrystusa, które sięga tajemnicy Jego jedności z Ojcem w Duchu Świętym: Jego jedności z Ojcem przez miłość.

Miłość jest pierwszą i odwieczną treścią przykazania, które pochodzi od Ojca. Chrystus mówi, że On sam “zachowuje” to przykazanie. On też daje nam to przykazanie, w którym zawiera się cała istotna treść naszego podobieństwa do Boga w Chrystusie.

Ojciec Rafał i Brat Albert osiągnęli w swym życiu te szczyty świętości, jakie dziś potwierdza Kościół, na drodze miłości. Nie ma innej drogi, która do tych szczytów prowadzi. Dziś Chrystus mówi do nich: “Wy jesteście przyjaciółmi moimi” (J 15,14), “nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mojego” (tamże, w. 15).

To “wszystko” streszcza się w przykazaniu miłości.

6. “Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).

Ojciec Rafał i Brat Albert od wczesnych lat życia rozumieli tę prawdę, że miłość polega na dawaniu duszy, że miłując – trzeba siebie dać – owszem, że trzeba “życie swoje oddać”, tak jak mówi Chrystus do apostołów.

To dawanie życia za przyjaciół swoich, za rodaków, wyraziło się również w 1863 roku poprzez ich udział w powstaniu. Józef Kalinowski miał wówczas 28 lat, był inżynierem – posiadał stopień oficerski w armii carskiej. Adam Chmielowski liczył w tym samym roku 17 lat, był studentem Instytutu Rolniczo-Leśnego w Puławach. Każdym z nich kierowała bohaterska miłość Ojczyzny. Za udział w powstaniu Kalinowski zapłacił Sybirem (na Sybir zamieniono mu karę śmierci), Chmielowski kalectwem.

Wspominaliśmy obie te postacie w 1963 roku na stulecie powstania styczniowego, gromadząc się przed kościołem Ojców Karmelitów Bosych, jak o tym świadczy wmurowana tam tablica. Powstanie styczniowe było dla Józefa Kalinowskiego i Adama Chmielowskiego etapem na drodze do świętości, która jest heroizmem życia całego.

7. Opatrzność Boża każdego z nich prowadziła własną drogą. Józef Kalinowski, zanim wstąpił do nowicjatu karmelitańskiego, był – po powrocie z Sybiru – nauczycielem Augusta Czartoryskiego, jednego z pierwszych salezjanów, który także jest kandydatem na ołtarze. Adam Chmielowski studiował malarstwo i przez szereg lat poświęcał się działalności artystycznej, zanim wstąpił na drogę powołania, która – po pierwszych próbach w zakonie jezuitów – zaprowadziła go w szeregi tercjarstwa franciszkańskiego, skąd bierze początek powołanie albertyńskie.

Każdy z nich na swojej własnej drodze w dalszym ciągu urzeczywistniał te słowa Odkupiciela i Mistrza: “Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje”… Ojciec Rafał oddał to życie w surowym klasztorze karmelitańskim, służąc do końca w szczególności w konfesjonale; współcześni nazywali go “męczennikiem konfesjonału”. Brat Albert oddał swe życie w posłudze najuboższym i społecznie upośledzonym. Jeden i drugi oddał do końca swoje życie Chrystusowi. Jeden i drugi odnalazł w Nim pełnię poznania, miłości i służby. Jeden i drugi mógł powtarzać za świętym Pawłem: “Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego” (Flp 3,8).

Ojciec Rafał i Brat Albert świadczą o tej przedziwnej ewangelicznej tajemnicy “kenozy”: wyzucia się, wyniszczenia, które otwiera bramy do pełni miłości.

Ojciec Rafał pisze do siostry: “Bóg się cały nam oddał za nas, jakże nam nie poświęcić się Bogu?” (list z 1 VII 1866 r.).

A Brat Albert wyznaje: “Patrzę na Jezusa w Jego Eucharystii. Czy Jego miłość obmyśliła coś jeszcze piękniejszego? Skoro jest chlebem i my bądźmy chlebem… Dawajmy siebie samych” (cyt. za: o. Władysław Kluz OCD, Adam Chmielowski).

W ten sposób każdy z nich został “zdobyty przez Chrystusa Jezusa” (Flp 3,12).

W ten sposób też każdy z nich pozyskał Chrystusa i znalazł w Nim… sprawiedliwość pochodzącą od Boga… i w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdzie… do pełnego powstania z martwych (por. Flp 3,8.9.10-11).

Z tą nadzieją ojciec Rafał zakończył swe życie w murach klasztoru karmelitańskiego w moich rodzinnych Wadowicach w 1907 roku – Brat Albert w swym krakowskim “przytulisku” w roku 1916.

U progu naszego stulecia, w przeddzień odzyskanej przez Polskę niepodległości, dokonali swego życia ci dwaj wielcy synowie polskiej ziemi, którym dane było wytyczać drogi świętości wśród swoich współczesnych – a zarazem: dla przyszłych pokoleń.

8. Nasz ojczysty jubileusz jasnogórski spotkał się z Rokiem Odkupienia, i przeszedł weń od 25 marca tego roku.

Nadzwyczajny Jubileusz Odkupienia skierowuje nas wszystkich w stronę tej pierwszej miłości, którą Bóg-Ojciec “tak… umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16).

O tej miłości mówi Chrystus w dzisiejszej Ewangelii: “Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej”.

Rok Odkupienia jest po to, aby szczególnie ożywić to trwanie w miłości Odkupiciela. Ażeby z tej miłości czerpać – i w ten sposób pogłębiać i odnawiać własną miłość, szukając dróg nawrócenia i pojednania z Bogiem w Jezusie Chrystusie. Ta szczególna praca Kościoła w Roku Odkupienia związana jest z rzeczywistością Świętych Obcowania.

To w nich bowiem, w świętych, okazała się i stale okazuje niewyczerpana moc Chrystusowego Odkupienia. To przez moc Odkupienia oni sami osiągnęli ten szczególny udział w świętości Boga, który jest celem i radością Kościoła. Z kolei zaś ci sami święci pomagają nam przybliżyć się do Chrystusowego Odkupienia, poniekąd dzielą się z nami swoim błogosławionym udziałem w tej zbawczej mocy.

Rok Święty jest zawsze w życiu Kościoła szczególnym ożywieniem pośrednictwa świętych. Przede wszystkim Najświętszej Matki Chrystusa – i wszystkich świętych.

Dlatego też szczególnie dziękuję Trójcy Przenajświętszej za to, że dane mi było podczas mojej pielgrzymki do Polski z racji jasnogórskiego jubileuszu niejako poszerzyć w sposób widzialny ten nasz ojczysty krąg Świętych Obcowania:

– święty Maksymilian Maria Kolbe
– błogosławiony Rafał Kalinowski
– błogosławiony Adam Chmielowski (Brat Albert)
– błogosławiona Urszula Ledóchowska.

9. Venimus – vidimus – Deus vicit: Przybyliśmy – ujrzeliśmy – zwyciężył Bóg! To tu, w Krakowie, na Wawelu, spoczywa król, który wypowiedział te słowa: Jan III Sobieski. Przypomniałem je na początku mojej pielgrzymki w Warszawie. Dziś jeszcze raz do nich powracam.

A powracam dlatego, że święci i błogosławieni ukazują nam drogę do tego zwycięstwa, które w dziejach człowieka odnosi Bóg.

Więc pragnę raz jeszcze powtórzyć to, co powiedziałem już w Warszawie, że w Jezusie Chrystusie człowiek powołany jest do zwycięstwa: do takiego zwycięstwa, jakie odniósł ojciec Maksymilian i Brat Albert, ojciec Rafał i matka Urszula – w stopniu heroicznym.

Jednakże do takiego zwycięstwa powołany jest każdy człowiek. I powołany jest każdy Polak, który wpatruje się w przykłady swoich świętych i błogosławionych. Ich wyniesienie na ołtarze pośród ziemi ojczystej jest znakiem tej mocy, która płynie od Chrystusa – Dobrego Pasterza. Tej mocy, która jest potężniejsza od każdej ludzkiej słabości – i od każdej, choćby najtrudniejszej sytuacji, nie wyłączając przemocy. Proszę was, abyście te słabości, grzechy, wady, sytuacje, nazywali po imieniu. Abyście z nimi wciąż się zmagali. Abyście nie pozwolili się pochłonąć fali demoralizacji, zobojętnienia, upadku ducha. Dlatego patrzcie wciąż w oczy Dobrego Pasterza:

“Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną”
(Ps 23[22],4).

Tak głosi psalm responsoryjny dzisiejszej liturgii.

10. Przed czterema laty tu, na tych samych Błoniach krakowskich, przypomniałem owo “bierzmowanie dziejów”, związane z tradycją świętego Stanisława, patrona Polski. Pragnę dzisiaj powtórzyć te słowa, które wówczas wypowiedziałem. Oto one:

“Musicie być mocni, drodzy bracia i siostry! Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara! Musicie być mocni mocą wiary! Musicie być wierni! Dziś tej mocy bardziej wam potrzeba niż w jakiejkolwiek epoce dziejów. Musicie być mocni mocą nadziei, która przynosi pełną radość życia i nie pozwala zasmucać Ducha Świętego!

Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć, która “wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma” – tej miłości, która “nigdy nie ustaje”” (1Kor 13,7-8). Tą wiarą, nadzieją i miłością byli mocni: Maksymilian i Rafał, Urszula i Albert – dzieci tego narodu.

Oni też temu narodowi są dani jako znaki zwycięstwa. Naród bowiem jako szczególna wspólnota ludzi jest również wezwany do zwycięstwa: do zwycięstwa mocą wiary, nadziei i miłości; do zwycięstwa mocą prawdy, wolności i sprawiedliwości.

Jezu Chryste! Pasterzu ludzi i ludów! W imię Twojej Najświętszej Matki, na Jej jasnogórski jubileusz, proszę Cię o takie zwycięstwo!

Jezu Chryste! Dobry Pasterzu! polecam Ci trudne dziś i jutro mojego Narodu: polecam Ci jego przyszłość!

“Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną”.
Ty – przez Twoją Matkę.
Pan jest moim Pasterzem…
Pan jest naszym Pasterzem. Amen.

[Na zakończenie Mszy św. Jan Paweł II powiedział:]

11. Pod koniec mojej pielgrzymki na jubileusz jasnogórski, pielgrzymki, która za zrządzeniem Opatrzności dochodzi do skutku w Roku Świętym Odkupienia, wypadło mi jeszcze przyozdobić po raz wtóry królewskim diademem figurę Matki Bożej Bolesnej, słynnej “Pietá” z Limanowej, z diecezji tarnowskiej. Ze szczególnym wzruszeniem patrzę dziś na tę figurę, słynącą łaskami, tak bardzo znaną i czczoną w Beskidzie Wyspowym, w całej diecezji tarnowskiej i szeroko poza nim.

A ja wkładam te korony na głowy Odkupiciela świata i Jego Matki niejako w momencie największego Jej bólu i równocześnie najpełniejszej współpracy i udziału w odkupieńczym dziele Syna: w momencie, gdy Ona trzyma na swoich matczynych kolanach martwe ciało Chrystusa, niedługo po tym, jak w osobie świętego Jana wszyscy zostali Jej oddani jako synowie i córki, a Ona została im dana jako Matka.

Radujemy się dziś z całym Kościołem tarnowskim, z jego pasterzem, biskupem Jerzym, jego współpracownikami w biskupstwie, ze wszystkimi pielgrzymami i całą wspólnotą diecezjalną.

Ukoronowanej Matce mówimy słowami pieśni: “Wiary ojców bronić będziem pod tym znakiem”, ale bardziej jeszcze prosimy, by Ona sama strzegła tej wiary w nas i w przyszłych pokoleniach, byśmy przeniesieni do królestwa umiłowanego Syna, trwali w nim i dostępowali Odkupienia – odpuszczenia grzechów, by nic nie zdołało zagasić w nas tej nadziei.

Prosimy również, ażeby pasterz Kościoła tarnowskiego i wszyscy pielgrzymi z tej diecezji zanieśli nasze pozdrowienia i eucharystyczną jedność w Chrystusie z tego uroczystego zgromadzenia eucharystycznego na Błoniach krakowskich, w dniu, w którym dostąpili chwały błogosławionych ojciec Rafał i Brat Albert. Prosimy o to samo pielgrzymów z diecezji przemyskiej, ażeby ta nasza wielka wspólnota, tak szeroko zalegająca Błonia krakowskie, jeszcze się poszerzyła duchowo przez posłannictwo naszych pielgrzymów, przybyłych tutaj z innych diecezji. O to samo prosimy zgromadzenia – zwłaszcza zakon ojców karmelitów bosych, zakon franciszkański, a w szczególności rodzinę albertyńską. Naszych gości ze świata, kardynałów i biskupów, prosimy, ażeby byli również posłańcami tej jedności w stosunku do swoich Kościołów. Żeby tę jedność eucharystyczną, którą tu przeżyliśmy dziś w Krakowie, przenieśli na kontynent amerykański, zwłaszcza do naszej Polonii. O to prosimy kardynała Króla, arcybiskupa Szokę, biskupa Abramowicza. Ażeby przeniósł tę jedność do Kościoła we Włoszech – o to prosimy kardynała Ballestrero z Turynu. Ażeby tę naszą jedność przenieśli, w duchu chrześcijańskiej wspólnoty, do Kościoła we Francji – o to prosimy kardynała-arcybiskupa Paryża i arcybiskupa Lyonu. Wreszcie prosimy kardynała-biskupa Berlina, ażeby te wyrazy naszej jedności w Chrystusie, które stale na nowo odnajdujemy w Eucharystii, przeniósł również do naszych sąsiadów z Zachodu – w Berlinie i całych Niemczech.

Moi drodzy bracia i siostry! Eucharystia nie ma granic. I my, sprawując ją dzisiaj tutaj w tej uroczystej formie na Błoniach krakowskich, sprawujemy ją w zjednoczeniu z całym Kościołem. A wszystkie znaki tej jedności w wymiarze geograficznym, tak jak to je na końcu wymieniłem, są dla nas szczególnie wymowne i drogie. Eucharystia nie ma granic. Ogarnia człowieka we wszystkich wymiarach jego bytowania i powołania. I to jest ta Eucharystia, taka mała – postać chleba, płatek chleba, który ogarniamy naszymi ustami, naszym organizmem, naszym sercem. W tym sercu spotyka się małość Eucharystii, pokora Eucharystii, znamię wyniszczenia Chrystusowego – i jej niczym nieogarniona wielkość.

Pragnąłbym, ażeby ci, którzy nie mogli uczestniczyć w naszym wielkim zgromadzeniu beatyfikacyjnym i eucharystycznym, w szczególny sposób doznali jego owoców. A mam tu na myśli chorych, osoby pozbawione wolności, tych wszystkich nieobecnych, których tutaj przywołuje nasza miłość i którzy przez naszą miłość są tu szczególnie obecni, albowiem Eucharystia nie ma granic. Chrystus idzie za człowiekiem wszędzie, dokąd idzie człowiek, wszędzie, dokąd prowadzą człowieka. Chrystus idzie za człowiekiem, jest bowiem Dobrym Pasterzem.

Jeszcze raz temu Pasterzowi, Pasterzowi Wiecznemu, Pasterzowi Dobremu, zawierzam naszą wspólnotę na Błoniach krakowskich, zawierzam Kościół krakowski, zawierzam Kościół w Ojczyźnie mojej, zawierzam Kościół na wszystkich krańcach ziemi. Chrystusowi – Dobremu Pasterzowi zawierzam Kościół w Ojczyźnie mojej przez Jasnogórską Matkę i Panią.

Drodzy bracia i siostry, dziękuję wam za wasze uczestnictwo, za głębię modlitwy. Dziękuję wam za zjednoczenie z Chrystusem i za to, że mnie, waszemu bratu, pozwoliliście być szafarzem tego zjednoczenia z Chrystusem, w którym jest nasza nadzieja.

Przyjmijcie teraz błogosławieństwo.

Jan Paweł II

http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x527/homilia-w-czasie-mszy-sw-beatyfikacyjnej-o-rafala-kalinowskiego-i-brata-alberta-adama-chmielowskiego-odprawionej-na-bloniach/

*************

Jan Paweł II

Człowiek «zdobyty przez Chrystusa»

Kanonizacja bł. Rafała Kalinowskiego 17 listopada 1991. Homilia Ojca Świętego wygłoszona podczas Mszy św. kanonizacyjnej

1. «Co ty tu robisz Eliaszu? (…) Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!» (1 Krl 19, 9. 11).

Bł. Rafał Kalinowski, którego dzisiaj Boża opatrzność pozwala nam ogłosić świętym Kościoła Chrystusowego, należy do prastarej tradycji proroka Eliasza. Tradycja ta, związana z górą Karmel w Ziemi Świętej, odżyła w Nowym Testamencie, wydając bogaty plon powołań kontemplacyjnych i wiele owoców szczególnej świętości.

Rok bieżący jest dla Karmelu jubileuszowym z powodu 400. rocznicy śmierci św. Jana od Krzyża, Doktora Kościoła, który przy boku św. Teresy od Jezusa, również ogłoszonej Doktorem Kościoła przez Pawła VI, podobnie jak św. Katarzyna ze Sieny, przyczynił się do odnowy życia karmelitańskiego w obu gałęziach: męskiej i żeńskiej.

Od tamtego stulecia świętych Teresy od Jezusa i Jana od Krzyża wezwanie skierowane niegdyś do Eliasza odzywa się wciąż z nową siłą w pokoleniach synów i córek Karmelu.

2. Pozdrawiam serdecznie delegację rządu polskiego z panem prezydentem Lechem Wałęsą na czele, a także delegację Litwy, wraz z panem Vytautasem Landsbergisem, przewodniczącym Rady Najwyższej Republiki Litewskiej. Drodzy bracia, którzy przybyliście tutaj z wolnej już Litwy, witam gorąco wszystkich: biskupów, kapłanów oraz wiernych, i błogosławię z serca wasz umiłowany naród. Moje pozdrowienie kieruję także do ks. kard. Prymasa Polski, do obecnych tutaj księży kardynałów i moich braci w biskupstwie przybyłych z Polski, z Litwy, Rosji, Białorusi i z Ukrainy. Witam z całego serca wszystkich pielgrzymów przybyłych z Korei, Francji, Belgii, Holandii, Hiszpanii, Austrii, Niemiec, Węgier, Malty, Stanów Zjednoczonych Ameryki i Italii.

3. «Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana». Kiedy Rafał (przedtem: Józef) Kalinowski usłyszał to wezwanie, miał już za sobą długą i trudną drogę życia — a była to «droga przez mękę», podobnie jak droga Eliasza; zanim dane mu było odpowiedzieć: «Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów» (1 Krl 19, 10. 14), odpowiadał już przedtem z żarliwością i ofiarą, jaką składał na ołtarzu swej ziemskiej ojczyzny, swego udręczonego narodu.

Polskie powstanie r. 1863 przeciw potędze caratu, który ciemiężył rodaków, było przez wielu uważane za walkę straceńczą, bez możliwości zwycięstwa. Jednak znajdowali się tacy, którzy nie cofnęli się przed tym bohaterskim krokiem. Do nich należał Józef Kalinowski, z wykształcenia inżynier wojskowy, który powiedział między innymi: «Ojczyzna nie krwi, ale potu potrzebuje». Widząc jednak innych gotowych do walki, poczuł się zobowiązany także on oddać swoje życie.

Przystąpił bowiem do powstania, uczestnicząc nawet w pracach rządu powstańczego, który miał swoją siedzibę w Wilnie. Został aresztowany, skazany na śmierć, ale wyrok ten zamieniono mu na ciężką katorgę syberyjską.

Zanim dane mu było wejść na drogi życia karmelitańskiego, gdzie przybliżył się do doświadczenia «ciemnej nocy» wiary, nadziei i miłości Boga samego, Chrystus przeprowadził go naprzód przez «ciemną noc» miłości ziemskiej Ojczyzny.

Po dziesięciu latach powrócił z Syberii i poświęcił się wychowaniu księcia Augusta Czartoryskiego, który potem został salezjaninem, a dzisiaj jest czcigodnym sługą Bożym.

4. «Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana». Życie karmelitańskie rozpoczął, mając już skończone 42 lata. W ciszy i skupieniu kontemplacji kryje się inny «ruch». Jest to ten «ruch», o jakim mówi św. Paweł: «zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie (…), do jakiej Bóg wzywa (…) w Chrystusie Jezusie» (Flp 3, 13-14).

Ten «ruch» ducha ludzkiego — «ruch w górę» — posiada swą szczególną intensywność. Jest to intensywność wyrzeczenia, które jest źródłem szczególnej twórczości w Duchu Świętym.

«Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa (…) bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim (…) przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach, (…) abym też [to] zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa» (Flp 3, 8-10. 12).

Rafał Kalinowski po przyjęciu święceń kapłańskich oddaje się pracy w winnicy Pańskiej. Był cenionym spowiednikiem i kierownikiem duchowym. Uczył wzniosłej umiejętności miłowania Boga, Chrystusa, Matki Bożej, Kościoła i bliźniego. Poświęcał wiele godzin temu ukrytemu apostolstwu. Zawsze skupiony, zawsze zjednoczony z Bogiem, człowiek modlitwy, posłuszny i zawsze gotowy do wyrzeczeń, do postów i do umartwienia.

5. Człowiek «zdobyty przez Chrystusa». Człowiek, którego duch po wszystkich ciężkich doświadczeniach poprzedniego życia — a także poprzez te doświadczenia, które tak wiele kosztowały — odkrywa pełne znaczenie Chrystusowych słów z wieczernika: «Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. (…) nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich» (J 15, 9. 13).

— Oddaje życie… za rodaków, dla większej wspólnej sprawy. «Ojczyznę ziemską ukochał tak, że dla jej sprawy wybrał śmierć» — jak to już miałem okazję powiedzieć przy jego grobie w Czernej 15 listopada 1966 r.

— Oddaje życie… «z miłości do ojczyzny wiekuistej» — jak powiedziałem na tym samym miejscu — przez karmeli-tańską profesję, aby jeszcze pełniej miłować na podobieństwo Chrystusa, stając się Jego przyjacielem: «Wy jesteście przyjaciółmi moimi» (J 15, 14).

— Oddaje życie… za bliskich poprzez kapłańską służbę, zachęcając wszystkich do doskonałości i do świętości. Staje się on modlitwą i pracą, pragnąc uczynić się «własnością innych».

— Oddaje życie… za sprawę jedności Kościoła. Płonie pragnieniem ujrzenia zjednoczonych w tej samej owczarni braci prawosławnych, pełen nadziei we wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny, tak bardzo przez nich czczonej.

6. Raduj się miasto rodzinne świętego, z sanktuarium w Ostrej Bramie. Raduj się Wilno. Raduj się, ziemska Ojczyzno o. Rafała Kalinowskiego.

Oto wstępuje do chwały ołtarzy twój syn: już drugi — po bracie Albercie Chmielowskim — uczestnik powstania narodowego z 1863 r. zostaje dziś ogłoszony świętym Chrystusowego Kościoła.

Raduj się, święty Karmelu, duchowa ojczyzno o. Rafała — raduj się w roku twego jubileuszu!

Święci są dojrzałym owocem królestwa Bożego na ziemi. W nich w sposób szczególny wypełnia się Chrystusowe wybranie: «Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał» (J 15, 16) — ażeby owoc twój trwał, o. Rafale!

Raduj się, Matko Polsko! Raduj się, Litwo!

Raduj się, Bogarodzico, Matko Karmelu!

Raduj się Bogarodzico Dziewico, Polski Królowo!

Matko Kościoła, Matko wszystkich ludów! ‘

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (12/1991) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/rkalinowski_17111991.html

****************

Jan Paweł II

Dziedzictwo św. Rafała

Przemówienie Ojca Świętego wygłoszone podczas audiencji dla pielgrzymów przybyłych na kanonizację. 18 listopada 1991

Drodzy bracia i siostry!

1. Wczorajsza kanonizacja każe mi powrócić do miasta mojej młodości. Tam właśnie, w tym mieście u progu Beskidów, kilkanaście lat wcześniej umierał o. Rafał Kalinowski. Były to ostatnie lata Polski wymazanej z map Europy, rozdzielonej przemocą między trzech zaborców. Mnie już było dane urodzić się w Polsce niepodległej. Przyszedł czas, kiedy mogłem uświadomić sobie w pełni, ile ja sam i moje pokolenie zawdzięczamy tym wszystkim, którzy dla tej wolnej Ojczyzny pracowali, walczyli, cierpieli, byli skazywani na śmierć i na syberyjskie zesłanie. Oczyszczał się w nich szlachetny kruszec wolności, zanieczyszczony w dawniejszych pokoleniach prywatą, egoizmem, wielorakim nadużyciem.

O. Rafał Kalinowski jest jednym z tych, którzy ten kruszec wolności Polaków szczególnie uszlachetnili. Jednym z tych, którzy pozostawili nam najwspanialsze dziedzictwo.

Wielkim wzruszeniem jest dla mnie ta wczorajsza kanonizacja — podobnie jak była przed dwoma laty kanonizacja Brata Alberta, również powstańca z 1863 r., który wiedział, że trzeba «duszę dać», aby stać się dobrym «jak chleb» dla tych, którzy najbardziej są głodni — nie tylko chleba. Są głodni ludzkiego serca. Głodni miłości.

2. Obaj ci święci, powstańcy, powracają do nas przy końcu naszego stulecia jako świadkowie dziejów ziemskiej Ojczyzny, a równocześnie jako posłańcy Boga Żywego, który działa w dziejach narodów i ludzi wszystkich pokoleń i epok. Heroiczne życie każdego z nich posiada przy końcu naszego wieku szczególną wymowę ewangelicznej prawdy. Każdy z nich — każdy w sobie właściwy sposób — odsłania przed nami taką hierarchię wartości, bez której życie ludzkie nie osiąga właściwej sobie miary.

Właśnie tego potrzebuje każdy z nas najbardziej. Tego potrzebują rodacy i naród: właściwej miary człowieka. Czy ta właśnie «miara» nie została jakoś zagubiona? Mówi Chrystus: «Jeszcze (…) przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość» (J 12, 35).

3. Św. Rafał Kalinowski w sposób wyrazisty ukazuje całym swym życiem, czym jest to pierwsze i największe przykazanie, które Chrystus potwierdził mocą swych czynów i słów, a nade wszystko ofiarą swego krzyża.

«Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem (…), (a) swego bliźniego jak siebie samego» (Mt 22, 37. 39).

Temu przykazaniu odpowiada wewnętrzna miara człowieka. Człowiek jest wolny dlatego, aby miłował. A miłość ma właściwą sobie hierarchię: ordo caritatis.

Jakże ktoś może miłować Boga, którego nie widzi, jeżeli nie miłuje brata, którego widzi? — pyta apostoł (por. l J 4, 20). Ale nie może być też miłości brata, miłości człowieka, bez otwarcia wolnej ludzkiej woli w kierunku tego dobra, które jest najwyższe. Tym dobrem jest sam Bóg, choćby nawet człowiek nie umiał Go nazwać po imieniu.

Nie można z życia ludzkiego wyrywać tego porządku: ordo caritatis, jeśli nie chce się człowieka pomniejszyć i okaleczyć.

4, «Pod wieczór życia będą cię sądzić z miłości» — powiedział św. Jan od Krzyża. Gdy w cztery wieki po jego śmierci dostępuje chwały ołtarzy inny syn Karmelu, a nasz rodak, Rafał Kalinowski, niech te słowa staną się światłem naszej doczesnej egzystencji.

Zbliża się ku swemu końcowi XX w., drugie milenium po Chrystusie. W tym okresie Kościół stara się w sposób szczególny odsłonić chrześcijańskie korzenie Europy. Święci świadczą najpełniej o tych korzeniach. Oni także mówią i napominają: nie pozwólcie się oderwać od tych korzeni, jeśli drzewo ma dalej rosnąć wedle miary odwiecznych przeznaczeń człowieka, które są w Bogu.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (12/1991) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/audiencje/rkalinowski_18111991.html

*****************

„Kartki z księgi mojego życia”

Rzecz o Bożym przyjacielu św. Rafale Kalinowskim (1835-1907)

O. Arkadiusz Smagacz OCD

Cenił sobie za życia szczególnie jeden dar, który uważał za niezwykły podarunek niebios – przyjaźń. W relacji przyjaźni do Boga św. Rafał Kalinowski przeżywał swoje powołanie jako chrześcijanin, zakonnik i kapłan. Droga jednak do odkrycia w Chrystusie najlepszego przyjaciela była trudna i żmudna, przepełniona rozterkami i pytaniami o sens życia. Droga jakże do naszych dróg podobna. W wieku młodzieńczym Kalinowski porzucił religijne praktyki i na okres dziesięciu lat zaniechał korzystania z sakramentów. Miłość Boża – jak sam wspomni po latach – tak długo jednak zachodziła mu drogę, tak długo do serca pukała i o odpowiedź żebrała, iż je w końcu przemogła. A odpowiedzią na miłość mogła być tylko miłość, która o sobie nie pamięta i cała się zapomina w rozdawaniu innym, aż do ostatnich resztek sił. Dlatego też św. Rafał odchodząc do Domu Ojca, wyszeptał: „Teraz odpocznę…”.
W roku, w którym wspominamy stulecie śmierci św. Rafała Kalinowskiego, inżyniera i karmelity bosego, uczestnika powstania styczniowego i kapłana, zesłańca na Syberię i wychowawcy, na rynku wydawniczym pojawia się wiele publikacji jemu poświęconych. W różnych miejscach Polski – w świątyniach i aulach uniwersyteckich – gromadzą się ci, którzy pragną poznać sylwetkę świętego i podziękować Bogu za dar jego życia. Ale o. Rafał pragnie również sam o sobie nam opowiedzieć. Pragnie zaprosić nas – bliższych i dalszych, może zagubionych, ale wciąż przyjaciół Bożych – do towarzyszenia mu na drogach swojego życia, które pełny sens odnalazło w miłości oddanej dla dobra innych.
„Kartki z księgi mojego życia” są swoistą autobiografią świętego. Stanowią wybór fragmentów jego listów oraz „Wspomnień”. W lekturze tej pomaga nam o. Czesław Gil – karmelita bosy i ceniony historyk Kościoła, biograf i duchowy przyjaciel świętego, który znając go tak dobrze, wybrał i przedstawił zapiski najpełniej odkrywające tajniki serca i umysłu pielgrzyma z Wilna, Petersburga, Usola Syberyjskiego, Paryża i Wadowic.
Jeśli nurtuje nas pytanie o drogę i sens naszego pielgrzymowania, jeśli szukamy odpowiedzi na pytanie, co to znaczy być świętym i czy w ogóle jest to osiągalne – o. Rafał staje obok nas, otwiera przed nami księgę życia, która jest świadectwem jego przyjaźni do Boga i drugiego człowieka, i zapraszając nas na sposób ewangeliczny, mówi: „Chodź i zobacz! Opowiem Ci o Bożej miłości, która nigdy się nie poddaje, by zdobyć serce człowieka”.

Wydawnictwo Karmelitów Bosych
ul. Z. Glogera 5
31-222 Kraków
tel. (0-12) 416-85-00, (0-12) 416-85-01
fax (0-12) 416-85-02
Księgarnia Internetowa:
www.wkb.krakow.pl; www.karmel.pl
wydawnictwo@wkb.krakow.pl
wydawnictwo@karmel.pl

Niedziela Ogólnopolska 17/2007 , str. 20E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17http://www.niedziela.pl/artykul/82043/nd/%E2%80%9EKartki-z-ksiegi-mojego-zycia%E2%80%9D

 

_______________________________________________________________________________________________________

To warto przeczytać

*************

Wygoda

Gdy zobaczył to Matatiasz, zapłonął gorliwością… 1 Mch 2, 15 – 29

Najeźdźcy chcą zmusić Żydów do odstępstwa od wiary przez konkretny, widzialny czyn – złożenie ofiary bożkowi. Dziś się to może nie zdarza, jednak tę scenę przeniosłem do mojego serca. A tam ma ona miejsce i to wcale nierzadko. To momenty, w których składam ofiarę komuś lub czemuś innemu, niż Bóg. To momenty, w których moim priorytetem przestaje być miłość (ta przez wielkie M, czyli Boża miłość i ta moja miłość, przez małe m). Po prostu składam ofiarę bożkowi, jakkolwiek by go nie nazwać. Bóg wtedy i Jego miłość przestają być celem i sensem mego życia. Rozmieniam się na drobne.

czekanieUświadomiłem sobie, że nie zawsze czynię tak, bo chcę zrobić źle. Ten Judejczyk, którego zabił Matatiasz, może też wcale nie miał w głowie złych zamiarów. Może nawet (zdarzało się to też wśród chrześcijan prześladowanych w pierwszych wiekach) złożył ofiarę, ale nie chcą w pełni wyprzeć się wiary. Nie zawsze czynię źle, bo chcę czynić źle. I nie zawsze nie czynię dobra, bo tak właśnie chcę. Nierzadko robię to po prostu z wygody, z konformizmu, z niechęci do wysiłku – a nie dlatego, że mam złe zamiary. Ta wygoda może mnie doprowadzić do zła (do dobra raczej rzadko lub wcale), ale złem nie jest sama w sobie. Powiedziałbym, że jest bliska ignacjańskiemu pojęciu „nieuporządkowane przywiązania albo uczucia”. Niby nie jest źle, ale życie nie idzie naprzód. Bo jednak jakieś pęta blokują i nie pozwalają żyć w pełni wolności.

A w ewangelii słowo o rozpoznaniu czasu swego nawiedzenia (Łk 19, 41 – 44). Jezus płacze nad Jerozolimą, która nie rozpoznała przychodzącego Boga. Żydzi – tak bardzo skupieni na swoim przeżywaniu wiary, na religijności pełnej drobiazgowych przepisów, nie rozpoznali Boga, który stoi pośród nich i działa. Czy nie rozpoznali Go ze złej woli? Niekoniecznie! Być może większość z nich nie rozpoznała Go właśnie z wygody, z komfortu jaki dawała im religia – przepisy ustalają, ile kroków można zrobić w szabat i już nie trzeba myśleć, nie trzeba być odpowiedzialnym, nie trzeba interpretować. A przede wszystkim można przestać być wrażliwym na przychodzącego Boga, bo wszak przepisy wszystko załatwiają. Mi też to grozi i nierzadko przychodzi zamknięcie na Boga. Kiedy tracę wolność, kreatywność, wrażliwość, otwarte oczy i uszy… Kiedy nie jestem w stanie zakwestionować siebie i swoich pomysłów… Kiedy szukam oparcia i zabezpieczeń poza Bogiem… I można tak wiele wymieniać.

Panie, dziękuję Ci za wszelkie kryzysy. Nie umiem ich przeżywać, ale wytrącają mnie z mojej wygody i wierzę, że ostatecznie prowadzą ku Tobie, zmieniając ciągle kurs mojej wędrówki z tej wygodnej, na tę gorliwą…

http://ginter.sj.deon.pl/wygoda/

*************

Łzy Jezusa – wciąż aktualne, Łk 19,41-44

19 listopada 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

Nasza codzienność nierzadko ulega okropnej banalizacji. Kierat, w który wprzęga nas poganiejąca cywilizacja, potrafi być straszny. Dnie i tygodnie upływają, a my nie znajdujemy niczego naprawdę wzniosłego. Dawne wielkie pragnienia zostają dziwnie stłumione i rozczarowane. Niestety, nazbyt często mamy odczucie obcowania z jakąś miałką rzeczywistością. Żadnego przystępu do Tajemnicy, która wzbudzałaby „święte drżenie” i fascynację. Nieraz życie tak płynie, że nic, tylko żałosna płycizna. – To pierwsza obserwacja.

Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia (Łk 19,41-44).

I druga obserwacja. Tego na ogół nie widać, ale tak jest, że ludzie – na wielką skalę – ulegają uwiedzeniu i podlegają różnym manipulacjom. Ilu jednak zdaje sobie sprawę z tego, że są precyzyjnie zarządzani przez sprawnie działające media? Dokładniej mówiąc, jacyś anonimowi „oni” decydują, o czym się mówi i co się eksponuje. Właściciele potężnych środków wpływu i sterowania aspirują do tego, żeby rzeczywistość kreować. Nie na gruncie Prawdy, Boga, Celu ostatecznego człowieka, ale według własnej miary. Własnych, osobistych czy klanowych interesów.

Z żelazną konsekwencją kreowały rzeczywistość różne totalitarne ideologie i reżimy.

Robił to faszyzm. Robił to komunizm, który m. in. przez narzucaną ideologię, wszechobecną inwigilację, cenzurę – programował świadomość mas. Odwoływano się również do strachu, by łamać sumienia. Różne zabiegi socjotechniczne miały ludziom wybić z głowy poważne pytania, które otwierały umysły i serca na mądrość, na filozofię, na religię, na Boże Objawienie, na Chrystusa i Kościół. Skutek tych zabiegów był różny. Jednak w sumie wiele narodów zostało dotkniętych katastrofą moralności. Całe społeczeństwa ulegały ruinie duchowej.

  • Ludzie zrujnowani moralnie i duchowo budują fatalny świat, w którym jedni drugich krzywdzą, narzucają niesprawiedliwe prawa. Jedni drugich nienawidzą, podejrzewają.
  • W takiej przestrzeni coraz bardziej aktywizują się siły, które krok po kroku i cynicznie, niszczą bezwzględnie wszystkie więzi: w rodzinie, między kobietą i mężczyzną, w pracy, w narodzie, między narodami. W sumie ludzie ludziom gotują ogrom poniżeń i cierpień.

Czy mamy świadomość tego, iż wszyscy uczestniczymy w wielkiej duchowej walce? I że trzeba się w tej walce dobrze rozeznać? Stronami konfliktu są, tak naprawdę, nie sami ludzie, stający w opozycji do siebie. Tak to na ogół wygląda, że jeden człowiek walczy z drugim człowiekiem czy że pewne grupy, partie, narody walczą ze sobą…

  • Jednak ważne jest, żeby ujawnić wpływające na nas duchy: dobre i złe.
  • Trzeba dokonać jasnego rozeznania, rozróżnienia i dokonać fundamentalnego wyboru.
  • Powinien to być wybór Boga! Wybór za Bogiem, gdyż to On jest Miłością, która stwarza, ocala, ochrania, uszczęśliwia.

Tylko ludzie związani z Bogiem świętym Przymierzem ufnej wiary, miłości i pokoju budują kulturę, która kocha człowieka, ceni życie, pielęgnuje każdą ludzką osobę, szanuje ją od poczęcia do naturalnej śmierci i sprzyja jej.

Przybywając na rekolekcje, domyślnie oświadczamy sobie i innym, że mamy dość bycia zarządzanymi i sterowanymi. Chcemy poznać podstawowe dane na temat sensu życia człowieka na ziemi. Nie chcemy przez resztę życia chodzić jak we mgle. I słusznie, gdyż mamy święte i nienaruszalne prawo do Prawdy, do Światła.

  • Często bywa tak, że podejmujemy rekolekcje, gdyż dręczy nas taki czy inny problem; i cierpimy z jakiegoś konkretnego powodu. Jednak z reguły główny życiowy problem i główna przyczyna cierpienia znajdują się gdzie indziej i dużo „głębiej” niż nam się to wydaje na pierwsze wejrzenie.
  • Jest Bożą łaską w czasie rekolekcji, że medytując Słowo Boże, modląc się, trwając w ciszy, prowadząc duchową rozmowę – uświadamiamy sobie Prawdę, która wyzwala. Która stopniowo oświetla, porządkuje i zmienia nasze życie. Przywraca sens i radość oraz pokój serca.

Wszystkie duchowe dobra – tak bardzo wytęsknione – uosabia i rozdaje Jezus Chrystus!

On je naprawdę przynosi i zaofiarowuje. Daje je każdemu, kto pragnie je przyjąć. Każdemu, kto rozpoznaje Jego absolutną Wyjątkowość, Jego Dobroć i pełne miłości zaangażowanie po stronie człowieka.

 – Niestety, z naszym Najwyższym Dobrem można się rozminąć. Można je zlekceważyć. Można się na Nim nie poznać.

Pokolenie współczesne Jezusowi rozminęło się z Nim w sposób zatrważający i bezprzykładny. Patrzyli na czyny Jezusa. Słuchali Jego Nauki. Otrzymali ogrom cudownych znaków. To pokolenie miało naprawdę wyjątkowe szczęście. Ich oczy powinny być szczęśliwe, patrząc na Emanuela; na Boga, który w tak konkretny sposób rozbił namiot pośród swego ludu. To pokolenie miało realną szansę, by dobrze przyjąć Mesjasza i pozwolić Mu już zainaugurować Erę Pokoju. Pokoju, jakiego nikt oprócz Boga dać nie może. To wszystko było zda się na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło poznać, że oto w Jezusie przychodzi i dane jest wszystko „to, co służy pokojowi”.

Sądzę, że tak jak w raju pierwsi rodzice nie byli zdeterminowani do grzechu zwątpienia w nieskazitelną Dobroć Boga, tak i pokolenie współczesne Jezusowi nie było zdeterminowane. Proroctwa nie determinowały, ale mocą Bożej wszechwiedzy „jedynie” przewidywały faktyczny bieg wydarzeń.

I stało się tak, że „zatwardziała Jerozolima”, zwłaszcza elity religijne i polityczne, okazały się niezdolne poznać „w ten dzień, co służy pokojowi”. „Miasto” nie rozpoznało czasu swego nawiedzenia.

Oczywiście, staje przed nami jakaś ogromna i niepojęta tajemnica odrzucenia Jezusa, a także tajemnica Jego swoistej bezsilności i łez oraz całej drogi Męki. Jednak dwie rzeczy są pewne i należy dobrze je pamiętać oraz rozpamiętywać.

  1.  Najpierw właśnie to, że Jezus ogromnie cierpi. Aż płacze nad Jerozolimą! Łzy Kogoś takiego mają niezwykłą i niezgłębioną wymowę. Jednak najważniejsze (i najbardziej też obiecujące) jest to, że zwycięska Miłość Jezusa idzie do końca. Nic nie potrafi jej zatrzymać czy „zneutralizować”. Nic i nikt nie wyrwie z Serca Jezusa czułej i wiernej Miłości do Jerozolimy, do Ludu, do każdego ludzkiego pokolenia, do nas, do mnie.
  2. Drugą prawdą pewną i poważną jest to, że za brak poznania tego, co naprawdę służy pokojowi – trzeba płacić straszną cenę. Jezus stwierdza to wyraźnie: przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia. – Jak wiemy, ta zapowiedź dokładnie się spełniła (w roku 70 i latach 132-135).

Podobne prorockie zapowiedzi spełniały się wiele razy w dziejach chrześcijańskich narodów. Niezliczoną ilość razy miliony wierzących w każdym pokoleniu przekonywały się, że za lekceważenie Chrystusa trzeba ponieść na sobie bolesne konsekwencje.

  • W naszych czasach docierają do nas mnożące się proroctwa. Często daje je Bóg przez Matkę Jezusa i Matkę Kościoła. W dość licznych objawieniach płacze Ona nader często. Przestrzega. Prosi. Nalega, żeby nie lekceważyć Boga czy królewskiej Władzy i Miłości Jej Syna. Na szczęście, jest coraz więcej osób wierzących, które się tym przejmują. Nawracają się. Czynią pokutę. A im więcej nas się przejmuje łzami Pana Jezusa i Jego Matki, tym lepiej dla nas, dla Europy, dla świata.
  • Dziś w polskim kontekście zagrożeń i nadziei na ocalenie rodzi się inicjatywa wielkiej Modlitwy Narodu za Ojczyznę. Modląc się na różańcu i w inny sposób, pragniemy wypraszać łaskę nawrócenia dla wielu. I żebyśmy nawracając się do Boga, wypełnili daną nam, jako Narodowi, misję wobec innych narodów, wobec świata.
  • Jednak zaczynać trzeba od osobistego nawrócenia i przylgnięcia całym sercem i umysłem do Boga, do Chrystusa. I o to właśnie zabiegamy w tych dniach. Miłość Ojca, różnymi drogami i na różne sposoby, nas tu przyprowadziła. Nie jesteśmy tu tylko dla siebie. Ale od uporządkowanej miłości siebie samego zaczyna się wielkie dobro, które promieniuje na wielu, na wszystkich.

Częstochowa, 17 listopada 2011 AMDG et BVMH o. Krzysztof Osuch SJ

http://osuch.sj.deon.pl/2015/11/19/k-osuch-sj-lzy-jezusa-wciaz-aktualne-lk-1941-44/

***************

Zobaczyć siebie oczami Chrystusa

OBACZYĆ SIEBIE OCZAMI CHRYSTUSA
„przed tobą jest DAL”

To dobroczynne: dać się olśnić Bogiem możliwości wielkich – nieskończonych. A widać je w atomie i cudzie życia, w „nieobjętej ziemi” i bezkresnym kosmosie, a także w dokonaniach człowieka. Ale czy to już wszystko? Zamiary Boga wobec nas są zawrotne. Przed nami jest DAL życia w Bogu, a nie cieśnina przemijającej doczesności i śmierci (por. Hi 36, 16).
Autor podejmuje kilka tematów podwyższonego ryzyka i przedstawia je, być może, wbrew dyktatowi „poprawności”. Chętnie rozważą je ci, którzy nie chcą być manipulowani ani przez małodusznych ludzi, ani przez złośliwe demony. Do trudnych tematów należą prorockie upomnienia, gniew i karanie Boga, który zawsze i przez wszystko naprowadza na swe nieskończone Miłosierdzie. Lekcja cierpienia skojarzona jest z …tańcem.
Obiecująco brzmi stwierdzenie św. Augustyna, że „przyjemność pokonuje się tylko przez przyjemność” i że wszyscy potrzebujemy delectatio victrix, czyli «zwycięskiego rozkoszowania się» Bogiem, aby pokonać zniewalającą atrakcję grzechu! Ostatnia konferencja podprowadza – nas drogocennych! – do powierzenia się dłoniom i Sercu Matki, a także do współdziałania z Nią (zwłaszcza w czasie trwającej Wielkiej Nowenny Fatimskiej).
Rozważania adresowane są do różnych osób – zarówno do (już) wierzących, jak i do (jeszcze) czekających „na kamieni nagłe przebudzenie” i „na głębie co u stóp naszych legną” (M. R. Rilke).
Sesja odbyła się w Centrum Duchowości Księży Jezuitów w Częstochowie w styczniu 2011.

**********************

Papież na Mszy: Jezus płacze nad światem, który zabija

◊ Cały świat jest dziś w stanie wojny, dla której nie ma usprawiedliwienia. Odrzucenie drogi pokoju powoduje płacz Boga, płacz Jezusa. Mówił o tym Papież Franciszek w homilii podczas czwartkowej Mszy w kaplicy Domu św. Marty.

Franciszek nawiązał tym samym do słów z Ewangelii św. Łukasza, w których czytamy, że gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, zapłakał na jej widok. Zwrócił się wtedy do tego miasta znamiennymi słowami: „O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami” (Łk 19, 42).

„Także dziś Jezus płacze, ponieważ woleliśmy drogę wojny, drogę nienawiści, drogę nieprzyjaźni. Jesteśmy blisko Bożego Narodzenia. Będą światła, będzie świętowanie, przybrane choinki, także stajenki… Wszystko zafałszowane. Świat kontynuuje wojnę, podejmuje walki. Świat nie rozumie drogi pokoju” – mówił Papież.

Odczucia Franciszka wydają się być podobne do tych, jakie przeżywa w obecnych dniach większość ludzi na świecie. Ojciec Święty nawiązał do niedawnych obchodów rocznicowych związanych z II wojną światową i bomb zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki. Przypomniał, że on sam odwiedził w zeszłym roku ogromny cmentarz wojskowy w Redipuglia, gdzie pochowani są włoscy żołnierze polegli w I wojnie światowej. „To niepotrzebne masakry” – powtórzył Papież za Benedyktem XVI. Zadał też pytanie: „Co zostanie z wojny, z tej, którą przeżywamy teraz?”.

„Co pozostaje? Ruiny, tysiące dzieci bez możliwości nauki, tak wiele niewinnych ofiar. Tak wiele! I tak wiele pieniędzy w kieszeniach handlarzy bronią. Kiedyś Jezus powiedział: «Nie można dwom panom służyć – albo Bogu, albo mamonie». Wojna jest właśnie wyborem bogactwa. «Produkujmy broń, to nam się gospodarka nieco zrównoważy». I w ten sposób robimy nasze interesy. Jest takie okropne słowo u Pana: przeklęci! Bo On powiedział: «Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój!». Ci, którzy prowadzą wojnę, którzy powodują wojnę, są przeklęci, są przestępcami. Wojnę można uzasadnić, w cudzysłowie, tak wielu, bardzo wielu powodami. Ale kiedy cały świat, tak jak dzisiaj, jest w stanie wojny – na całym świecie, bo to jest wojna światowa w kawałkach: tu, tam i tam, wszędzie – to nie ma na to usprawiedliwienia. I Bóg płacze. Jezus płacze” – mówił Franciszek.

Kontynuując tę myśl Papież zauważył, że choć handlarze bronią wciąż intensywnie działają, to jednak jest wielu ludzi, którzy są posłańcami pokoju, zwłaszcza gdy pomagają innym, oddając dla nich swoje życie. Wskazał, że taką ikoną w naszych czasach jest Matka Teresa z Kalkuty. „Z cynizmem wielkich tego świata można by powiedzieć: co zrobiła ta kobieta? Straciła życie pomagając ludziom w umieraniu. Niezrozumiała jest droga pokoju…” – mówił Franciszek.

„Także i dla nas będzie dobrze, gdy poprosimy o łaskę płaczu nad tym światem, który nie rozpoznaje drogi pokoju, który żyje z wojny i z cynizmem mówi, że tego nie robi. Prośmy o nawrócenie serca. Właśnie u progu tego Jubileuszu Miłosierdzia naszą radością niech będzie łaska, by świat odnalazł zdolność do zapłakania nad swoimi zbrodniami, nad tym, co czyni prowadząc wojny” – powiedział Papież.

lg/ rv

http://osuch.sj.deon.pl/2015/11/19/k-osuch-sj-lzy-jezusa-wciaz-aktualne-lk-1941-44/

***********

Michał Olszewski SCJ: grzechy nie mają nóg

KAI / pk

(fot. RCS TV / youtube.com)

Grzech nie ma niczego na wzór nóg i nie przechodzi z pokolenia na pokolenie. Każdy z nas i nasze rodziny odczuwamy tylko i wyłącznie jego skutki – podkreśla ks. Michał Olszewski SCJ, komentujący uchwałę KEP w sprawie tzw. grzechu międzypokoleniowego.

 

6 października 2015 r. Konferencja Episkopatu Polski podjęła uchwałę na temat tzw. grzechu międzypokoleniowego i uzdrowienia międzypokoleniowego. KEP podjęła decyzję o zakazie celebrowania Mszy świętych i wszelkich nabożeństw z modlitwą o uzdrowienie z grzechów pokoleniowych czy o uzdrowienie międzypokoleniowe. – Grzechy nie mają nóg – pod takim tytułem ukazał się komentarz do uchwały KEP, którego autorem jest ks. Michał Olszewski SCJ, redaktor naczelny sercańckiego portalu ewangelizacyjnego, ceniony rekolekcjonista a niegdyś egzorcysta.

 

– Grzech nie ma niczego na wzór nóg i nie przechodzi z pokolenia na pokolenie. Każdy z nas i nasze rodziny odczuwamy tylko i wyłącznie jego skutki. Oczywiście, że mogą one powodować to, że popełniamy podobne czy te same grzechy, co nasi rodzice czy dziadkowie, ale to są nowe grzechy, nasze osobiste, a nie wędrujące po pokoleniach – pisze ks. Michał Olszewski SCJ w komentarzu na Profeto.pl wskazując, że sprawa tzw. grzechów pokoleniowych to wynik przeinterpretowania zagadnienia konsekwencji, jakie niesie ze sobą każdy grzech dla pojedynczego człowieka, jak i dla całego Kościoła.

 

– Sam wiele razy przekonałem się o tym, że konsekwencje grzechu mogą być brutalne i bardzo ciężkie. Obserwowałem to szczególnie towarzysząc osobom opętanym, które niejednokrotnie dźwigały na sobie konsekwencje paktów rodzinnych i grzechów. Jednak nigdy nie było tak, by owe konsekwencje miały ostatnie słowo. Zawsze Bóg był od nich większy – podkreśla sercanin.

 

Komentujący sprawę kapłan zwraca uwagę, że w ostatnich latach wiele osób, “uległo lękowi, jakoby grzechy popełnione przez przodków niosły ze sobą tak ogromne konsekwencje, od których może nas uwolnić tylko nadzwyczajna interwencja Pana Boga, przez specjalne modlitwy, nowenny i Msze o uzdrowienie międzypokoleniowe czy nawet w niektórych przypadkach egzorcyzm“.

 

Zakonnik zauważa, że wiele osób przepytywało krewnych w poszukiwaniu grzechów z przeszłości, ingerując tym samym w sumienia ludzi. – To, co od zawsze było przedmiotem spowiedzi i tajemnicy konfesjonału, zaczynało nabierać pokoleniowego rozdrapywania ran pod płaszczykiem uzdrowienia – pisze ks. Olszewski.

 

Ks. Olszewski przypomina także o idei wynagrodzenia w Kościele. – To owa ekspiacja, przebłaganie za popełnione grzechy jest włączeniem się w wynagrodzenie, którego dokonał Jezus na krzyżu wobec Ojca, a które było zwycięstwem nad grzechem i jego skutkami – pisze sercanin i zachęca do powrotu do zawsze obecnych form ekspiacji w Kościele, które “wierzymy, że nie tylko są aktem przeproszenia Pana Boga za popełnione grzechy, ale również mają uzdrawiającą i uwalniającą moc od grzechów i jego skutków”.

 

Na końcu swojego komentarza zakonnik wyraża radość z uchwały, którą podjęła KEP. – Kolejny raz się przekonuję, że Duch Święty działa bardzo mocno wśród tych, którym Bóg udzielił pasterskiej władzy. Cieszę się tym, że nie musieliśmy czekać całymi latami na uporządkowanie tej sprawy. Wierzę też głęboko, że dzięki tym rozporządzeniom pokój zagości w sercach wierzących i wielu z nas pozwoli odpocząć archiwalnym kartom, na których rozrysowane są drzewa genealogiczne naszych rodzin – napisał ks. Olszewski.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24137,michal-olszewski-scj-grzechy-nie-maja-nog.html

***********

Kard. Turkson postawił wyzwanie przed Doliną Krzemową.

America Magazine

Jim McDermott / jm

(fot. Grzegorz Gałązka – galazka.deon.pl)

Kard. Turkson postawił wyzwanie przed Doliną Krzemową, prosząc, by jej twórcy “zadali sobie podstawowe pytanie”.

 

Celem Kościoła nie jest umniejszanie roli technologii, ale wskazywanie na konieczność wrastania w mądrości i refleksyjności. “Jestem przekonany, że tutaj, w Dolinie Krzemowej, pośród tak bardzo rozwiniętego kreatywnego myślenia w obszarze technologii, Papież Franciszek mógłby wskazać na niedostateczną obecność krytycznego myślenia o technologii”.

 

Podczas zorganizowanego na Uniwersytecie Świętej Klary w USA sympozjum poświęconego encyklice “Laudato Si” kard. Peter Turkson, przewodniczący Papieskiej Rady do spraw Sprawiedliwości i Pokoju, wygłosił bardzo ważny referat pt. “Nasza przyszłość na wspólnej planecie – Dolina Krzemowa wobec nauczania Papieża Franciszka o ekologii”.
W przemówieniu kard. Turkson wskazał na kluczowe myśli papieskiego dokumentu: “Żyjąc razem odpowiadamy za nasz wspólny dom”, w kwestii zmian klimatu “żaden mur, żadne zamknięcie nie może izolować nas od zagadnień związanych ze środowiskiem”, wezwanie, by “rozwijać głęboko zakorzenione ekologiczne cnoty, potrzebne do uzdrawiania, chronienia i zachowywania naszej planety” oraz apel, by unikać “działania krótkowzrocznego  opartego na filozofii szybkiego zysku z pominięciem troski o zrównoważony rozwój”.
Szczególnie trafne były słowa kardynała odnoszące się do zintegrowanego rozwoju technologicznego, w którym Dolina Krzemowa ma pełnić bardzo ważną rolę. Kard. Trukson wyraził również uznanie dla “cyfrowej rewolucji” pozwalającej na “zaangażowanie najbardziej czułego ludzkiego zmysłu – wyobraźni”.

 

Wyraził również obawy, że “im bardziej ludzie polegają na cyfrowych narzędziach, tym mniej uczą się żyć mądrze, myśleć głębiej oraz kochać hojniej”.
“W jaki sposób współczesne media mogą zwracać naszą uwagę na to, co jest prawdziwie istotne, nie zaciemniając tego?” – pytał kard. Turkson. “Czy mogą one inicjować prawdziwą mądrość, która jest owocem poznania siebie samego, dialogu oraz szczerego spotkania osób?”.
Kard. Trukson podkreślił niepokój Papieża Franciszka związany z rozdziałem technologii od etyki: “izolujemy się od odpowiedzialności, od wartości, od sumienia, osiągamy nowy poziom technologiczny bez rozumienia konsekwencji oraz ograniczeń takiego działania”.

 

Jako przykład wskazał na rozwój bezzałogowych bojowych statków powietrznych (dronów): “Kto poważnie rozważał moralne pytania odnoszące się do nowych technologii wykorzystywanych w prowadzeniu wojny, do praw człowieka, do międzynarodowych regulacji humanitarnych?”.
Celem Kościoła, jak wielokrotnie podkreślał kard. Turkson, nie jest umniejszanie roli technologii, ale wskazywanie na konieczność wzrastania w mądrości i refleksyjności. “Jestem przekonany, że tutaj, w Dolinie Krzemowej, pośród tak bardzo rozwiniętego kreatywnego myślenia w obszarze technologii, Papież Franciszek mógłby wskazać na niedostateczną obecność krytycznego myślenia o technologii”. Cytując słowa kard. Oscara Rodrigueza Maradiagi, zaznaczył: “Człowiek czuję się technologicznym gigantem, a jest moralnym karłem”.
Kard. Turkson postawił wyzwanie przed Doliną Krzemową, prosząc, by jej twórcy “zadali sobie podstawowe pytanie o przyszłość i o to, czego świat od nich oczekuje”. “W jaki sposób nierówny dostęp do technologii oraz informacji może zostać zlikwidowany, dając ludziom równy udział w dobrach? Jak Internet, z wyłącznie konsumpcjonistycznej przestrzeni może stać się otwarty na dyskusje, twórczość oraz solidarność?Dodatkowo jak Dolina Krzemowa może przewodzić w tworzeniu właściwej kultury ekonomiczno-technologicznej w nowej cywilizacji, wolnej od emisji dwutlenku węgla?”.
Wypowiadając się w sprawie zmian klimatycznych, kard. Turkson zaznaczył, że “wyniki badań blisko ośmiuset różnych naukowców wciąż nie są traktowane jako wystarczające i wciąż szuka się nowych dowodów. Nie można jednak w nieskończoność przeprowadzać badań”. Dodał również, że “zmian klimatycznych nie powinno się oceniać w odniesieniu do sytuacji lokalnej.

 

Są bowiem takie obszary, gdzie nie zauważa się żadnych anomalii pogodowych. Według tego można by więc uznać, że nie istnieje globalne ocieplenie. Pamiętać jednak trzeba, że są takie regiony świata jak Papua-Nowa Gwinea, gdzie zmiany klimatu są odczuwalne w katastrofalny sposób. Z każdym rokiem na tym terenie duże obszary lądu znajdują się pod wodą. Trzeba mieć wrażliwość wykraczającą poza lokalne środowisko i myśleć solidarnie”.

 

W kwestii emisji dwutlenku węgla kard. Turkson wyjaśnił, iż stanowisko Franciszka jest tu jasne: “Wszyscy zgadzamy się, że dwutlenek węgla jest szkodliwy dla środowiska, i zasadne jest ograniczanie jego emisji, aż do momentu całkowitego zaprzestania tej procedury.

 

Jeśli podatek nakładany za emisję tego gazu jest środkiem perswazji używanym, by zmobilizować kraje do redukcji, a w perspektywie do całkowitego zaprzestania emisji dwutlenku węgla, to jest to działanie słuszne. Jeśli natomiast ma to być tyko okazja do nakładania obciążeń finansowych, to mija się to z celem”.
Wspominając swoją ojczyznę, Ghanę, kardynał stwierdził, że nadmierna wycinka drzew oraz niepohamowane wydobywanie złóż naturalnych są prawdziwą bolączką tego regionu. “Ghana wciąż jest krajem mocno uzależnionym od drewna jako głównego opału. Kiedy byłem dzieckiem, chodziliśmy do lasu po opał. Przynosiliśmy wówczas całe bale drewna.

 

Dzisiaj zbiera się już tylko cienkie gałązki. Drzewa nie mają szansy urosnąć do tak dużych rozmiarów, jakie miały jeszcze kilkanaście lat temu. Jest to bardzo poważny problem, gdyż Sahara nieustannie poszerza swój obszar. Jeśli zabraknie nam drzew, które w naturalny sposób zatrzymują pustynie, to ostatecznie Sahara opanuje cały obszar Ghany”.
Niekontrolowana eksploatacja złóż naturalnych to kolejne niebezpieczeństwo, na jakie wskazał kard. Turkson. “W moim kraju mamy wiele kopalni złota. Potrzebujemy jednak regulacji mówiących, w jakich miejscach można je wydobywać, a w jakich nie.

 

Dorastałem w wiosce, w której wydobywano mangan. Była to kopalnia odkrywkowa i teraz po wykorzystaniu złoża cały teren jest opustoszały i zniszczony. Pozostał tylko wielki krater wypełniony wodą i napis, by się nie zbliżać”.
Kard. Turkston zaapelował do Stanów Zjednoczonych, by te zaakceptowały swoją rolę jako lidera w rozmowach klimatycznych i wsparły nadchodzące spotkanie w Paryżu. “Otrzymaliśmy od Boga wspaniały dar, naturę. Bądźmy za nią odpowiedzialni, tak by pokoleniom, które po nas przyjdą, pozostawić wspaniały ogród, a nie jałową ziemię”.

 

Przetłumaczył Jarosław Mikuczewski sj

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1127,kard-turkson-postawil-wyzwanie-przed-dolina-krzemowa.html

****************

Jak pozbyć się złości, gniewu, nienawiści?

Raffaele Cavaliere / slo

Poczucie „komórki rodzinnej”, jedności jest bardziej kobiece, a przynajmniej kobiety bardziej otwarcie je manifestują (fot. shutterstock.com)

Zrozumienie tego, jakie uczucia są ważne oraz jakie znaczenie mają w naszym życiu inni ludzie, może pomóc w przezwyciężeniu konfliktów, kryzysów i cierpienia. Szczypta pokory, trochę dobrej woli, umiejętność patrzenia poza siebie, chęć dawania siebie drugiemu i bezwarunkowego kochania go są głównymi motywami, które zachęcają do aktu pojednania.

 

Te cechy są charakterystyczne głównie dla kobiet: może dlatego, że są one wychowywane do wyrzeczeń, może dlatego, że są wrażliwsze, a może dlatego, że ich uczucia nabierają wielkiego znaczenia wobec ważności przypisywanych im ról.
Wydaje się, że kobiety inaczej przeżywają działanie mechanizmów obronnych. Niewykluczone, że ich działanie pozwala osiągać cele mniej egocentryczne, a racjonalizacja i sublimacja często nasilają otwartość na innych; cele altruistyczne i solidarność stanowią bardziej o naturze kobiety niż mężczyzny. Ten bowiem dąży do wykorzystania procesów identyfikacji i projekcji, mieszając je z bodźcem agresywności. Także potrzeba wyzwania, przygody, osiągnięcia czegoś może mieć znaczenie w tworzeniu ludzkich relacji, a jej zrozumienie często przerasta treści emocjonalne doświadczenia. Wydaje się, że mężczyźni dążą do popisywania się w formie agresywnej w większym stopniu niż kobiety, które, jeśli już posługują się strategią zdobywcy, optują za perswazją, za uwodzeniem czy wzbudzeniem poczucia winy, starając się okazać słabość wobec pozycji mężczyzny.
Pamiętajmy, że kobieta biologicznie przeznaczona jest do prokreacji, do macierzyństwa. W konsekwencji silniej, a przynajmniej inaczej, odczuwa wartość życia niż mężczyzna. Takie postawy zostały genetycznie przekazane w fenotypach lub są uzależnione od równowagi hormonalnej. Faktycznie kobieta inaczej przeżywa świat emocji i nadaje inne znaczenie ludzkim relacjom. Uznaje ich ważność i jest jej łatwiej przejść z pozycji egoistycznej i egocentrycznej na bardziej altruistyczną. Mężczyźni chętnie “grają” twardzieli i udają, że potrafią wyprzeć i zakwestionować emocje i uczucia, wpadając w bardzo banalne stereotypy społeczne.
Mężczyzna woli ukrywać swoją potrzebę opieki, ciepła, uczucia, używając do tego strategii bardziej agresywnych, które często zmierzają do podporządkowania sobie partnera. Proces identyfikacji kobiety z partnerem prowadzi natomiast do większego zrozumienia własnej sytuacji. Kobieta dąży do ukierunkowania swoich wyborów bardziej ku jedności, aby doznać większej opieki i większego poczucia stabilizacji; w takim znaczeniu przywiązuje większą wagę do budowania niż do niszczenia. Poczucie “komórki rodzinnej”, jedności jest bardziej kobiece, a przynajmniej kobiety bardziej otwarcie je manifestują. Ta tendencja ukazuje wagę kompromisu, który pozwala na osiągnięcie własnego celu. Pozwala odnowić poczucie opieki, która wypływa z relacji.
Z danych zebranych w różnych badaniach wyłoniły się pewne motywy, które ułatwiają przebaczenie:

  • empatyczne zainteresowanie: polega na zrozumieniu tego, co się dzieje w drugiej osobie, i chęci czynienia dobra – z miłości do niej, wyzwalając ją z poczucia winy;
  • zakłóconą relację trzeba odnowić, na nowo powinno się podjąć kontakt z drugim człowiekiem. Pewna 31-letnia kobieta powiedziała: “Moim zamiarem jest to, żeby zgadzać się z wszystkimi i być zadowoloną. Nie mogę odgrywać roli sędziego. Wolę wykorzystać moją energię na sprawy, które sprawiają mi satysfakcję niż zawsze żywić urazy, bo przecież to nic mi nie daje”.  Ten typ racjonalizacji pomaga przezwyciężyć wiele negatywnych emocji, związanych z obroną własnej dumy, egoistycznej pozycji, postawy zamykania się na trudne sytuacje;
  • ludzie przebaczają, aby być w harmonii z sobą i z innymi, aby nie stawać się ofiarą uczuć złości, gniewu, nienawiści i zgorzknienia. Niektóre z poniższych stwierdzeń dobrze oddają tę sytuację: “Przebaczenie pozwala mi się czuć lepiej, lżej. Czuję się szczęśliwszy i lepiej pojmuję, czym jest miłość”.

“Kiedy trwam w konflikcie z innymi ludźmi, jest mi ciężko na sercu, na duchu i na umyśle. Moje samopoczucie psychiczne zostało zakłócone. Prawdopodobnie ten drugi doznaje podobnych uczuć. Przebaczając, uszczęśliwiam nas obydwu. Życie ponownie się rozjaśnia”.
“Jeśli nie przebaczam, cierpię. Bez usunięcia nienawiści, cierpienie nigdy by nie minęło. Kiedy przebaczę, odczuwam ulgę, natychmiast znika rozgoryczenie i złość”.
“Dla mnie najważniejszą funkcją przebaczenia jest ponowne pojednanie się z samym sobą, ze światem, a także powrót do stanu zadowolenia i pogody ducha”.
“Kiedy przebaczam, odczuwam równowagę ducha. Mogę zacząć od nowa. Nie chcę, aby dręczące i bolesne sprawy oddzielały mnie od innych ludzi. Wiem, że negatywne myśli mogą doprowadzić do utraty zdrowia i uczynić mnie nieszczęśliwym. Czuję moc, która kryje się w przebaczeniu”.
Te ostatnie stwierdzenia mówią same za siebie i mogą nam pomóc zrozumieć, jakie wysiłki należy podjąć, aby móc przebaczać oraz co możemy uzyskać, przezwyciężając raz na zawsze własny egocentryzm.

 

Więcej w książce: Sztuka przebaczania – Raffaele Cavaliere

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,146,jak-pozbyc-sie-zlosci-gniewu-nienawisci.html

***************

Lek na samotność

Anna Kapłańska

(fot. shutterstock.com)

Co mi z darmowych minut do wszystkich sieci, jeśli nie mam do kogo dzwonić? Z jakiego powodu mam kupować lepsze ubrania, kiedy nigdzie nie wychodzę? Po co mi cały komplet kubków do herbaty, skoro wszystkie wieczory spędzam samotnie?

 

Przyczyn samotności może być wiele. Nie sposób wszystkich wymienić. Nie ma złotej recepty, która dałaby gwarancję rozwiązania tego problemu. W końcu nie można zmusić nikogo do przyjaźni. Korzystając jednak z zasady, że zmianę świata najlepiej zacząć od siebie, można zapytać: co mogę zrobić, żeby przestać cierpieć z powodu samotności?

 

Czarodziejska lista

 

Najłatwiej byłoby znaleźć listę cech, jakie musi posiadać człowiek, który chce mieć paczkę znajomych. Potem wystarczyłoby taką listę wydrukować, powiesić nad łóżkiem i systematycznie skreślać to, co już udało się wypracować. Kilka miesięcy albo lat zmuszania się do określonych postaw czy zachowań i powstałby człowiek idealny, do którego ludzie lgnęliby jak muchy do miodu. Taki system na pierwszy rzut oka mógłby wyglądać obiecująco, jednak w rzeczywistości na pewno by się nie sprawdził. Po pierwsze, każdy jest inny, więc nie istnieje zestaw cech idealnych, które wszystkim odpowiadają. Po drugie, mamy już na rynku wystarczająco dużo plastiku, sztuczności i reklam, a w budowaniu trwałych i wartościowych relacji liczy się prawda. Świat nie potrzebuje idealnej wersji człowieka. Świat potrzebuje ciebie.

 

Krok pierwszy – pokochaj siebie

 

Masz czasem wrażenie, że wszyscy wokół są w porządku, tylko z tobą coś jest nie tak? Zastanawiasz się, co jeszcze możesz zrobić, żeby przypodobać się innym i zdobyć ich sympatię? Zanim zaczniesz pytać, co powinieneś w sobie zmienić, warto spróbować pokochać i zaakceptować to, kim jesteś w tym momencie. Bardzo często droga do drugiego człowieka prowadzi przez własne serce. Jeśli ta przestrzeń nie jest uporządkowana, nawiązanie relacji z innymi może być trudne, choćby dlatego, że osoby, które nie potrafią kochać samych siebie, często nieświadomie przyjmują postawy utrudniające zbliżenie z drugim człowiekiem. Oto najbardziej charakterystyczne z nich:

 

– Jestem do niczego

 

Osoby, które przyjmują tę postawę, są przekonane, że nie mają nic do zaoferowania. Z góry skazują się na przegraną, dlatego zamykają się w sobie. Uciekają przed ludźmi i nie pozwalają im się poznać. Często dziwią się, gdy inni się do nich zbliżają. W końcu ktoś, kto lubi tak beznadziejnego człowieka, sam musi być nieudacznikiem…

 

– Zaopiekuj się mną

 

Relacja z innymi może być postrzegana jako środek służący do wypełnienia pustki spowodowanej niskim poczuciem własnej wartości. Osoby, które przyjmują taką postawę, uzależniają swoją wartość od opinii drugiego człowieka. Zamęczają go telefonami i spotkaniami, robią wszystko, by zyskać i utrzymać jego sympatię. Niekiedy traktują go jak wyrocznię, bojąc się samodzielnego podejmowania decyzji. Sprawia to, że jedni ludzie zmęczeni odsuwają się od nich, a inni utrzymują z nimi kontakt, który może przerodzić się w relację toksyczną.

 

– Nikogo nie potrzebuję

 

Lęk przed pokazaniem swojej słabości może prowadzić do zakładania maski osoby doskonałej. Takiej, która nigdy się nie myli, zawsze ma rację, jest we wszystkim najlepsza, odnosi same sukcesy i nikogo nie potrzebuje. Może to prowadzić do odpychania, a nawet ranienia tych, którzy spróbują się zbliżyć.

 

Krok drugi – uwierz, że twoje szczęście zależy od ciebie

 

Samotność boli. Bardzo boli. Jeśli cierpisz z powodu samotności, masz prawo do tego, żeby czuć się z tym źle, płakać i narzekać na swój los. Jest tylko jeden problem – to niczego nie zmieni, a tylko pogłębi twoje cierpienie. Możesz wybrać inne rozwiązanie. Popatrz w lustro i podejmij decyzję, że od dziś będziesz szczęśliwym człowiekiem. Szalone? Niekoniecznie. Szczęście nie zależy od warunków zewnętrznych. Ty decydujesz, czy w każdej sytuacji postarasz się odnaleźć choćby maleńkie dobro, czy wszędzie będziesz widzieć tylko to, co szare. Spróbuj znaleźć coś, co sprawia ci prawdziwą radość. Poszukaj pasji. Przestań skupiać się na tym, że musisz zyskać znajomych. Po prostu żyj i ciesz się życiem. Wtedy ludzie sami do ciebie przyjdą.

 

Krok trzeci – pokaż się światu

 

Udało ci się odkryć swoją wartość, wiesz, że możesz wiele zaoferować i umiesz się cieszyć z tego, co masz? Czas dać ludziom szansę, żeby mogli cię poznać. Na pewno będzie im trudno, jeśli zamkniesz się w domu. Spróbuj im to ułatwić: otwórz drzwi i wyjdź za próg. Dokąd? To już zależy od ciebie. Jeśli udało ci się poważnie podejść do pierwszego i drugiego kroku, które zostały opisane wyżej, potrafisz zdecydować, jakie miejsce będzie dla ciebie najlepsze.

 

Nikt nie może ci obiecać, że wchodząc w relacje nie doświadczysz zranienia. Przeciwnie, prawie na pewno znajdzie się ktoś, kto cię obrazi, odrzuci albo w inny sposób sprawi ci przykrość. Ale jeśli będziesz mieć silne przekonanie, że nie od tego zależy twoja wartość, na pewno cię to nie zniszczy. Miej odwagę zaryzykować. Warto.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,379,lek-na-samotnosc.html

********************

Na co zwracać uwagę w wyborze spowiednika?

WAM

o. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap, Olaf Pietek

(fot. shutterstock.com)

Co jest ważne przy wyborze spowiednika? Jak rozpoznać, czy moja spowiedź u danego kapłana przynosi owoce w moim życiu? – odpowiada o. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap

 

Olaf Pietek: Jeżeli wierny decyduje się na przystąpienie do sakramentu pokuty i pojednania, to czym powinien się kierować przy wyborze spowiednika?

 

Jak to przy “wyborze spowiednika”? Nie mogę stawiać przed sakramentem listy warunków do spełnienia przez księdza. W tym sakramencie to w ogóle nie jest ważne, czy ksiądz nam się spodoba czy nie spodoba, czy będzie z nim miło czy nieprzyjemnie. Może się okazać, że z jednym kapłanem spowiedź przybierze formę serdecznej, długiej rozmowy, a z drugim – jak to bywało ze świętymi, w tym z Ojcem Pio – że wypowie on tylko jedno zdanie, ale trafiające w samo sedno. To, czy spowiednik jest po ludzku sympatyczny, pozostaje na drugim planie. Najważniejsze jest to, czy moja spowiedź u danego kapłana przynosi owoce w moim życiu.

 

Ale jak tę owocność ocenić?

 

Całkiem prosto. Wystarczy sobie postawić pytanie, czy jego rady mi pomagają, czy jego nauki do mnie trafiają, czy po spowiedzi faktycznie chcę zmienić coś w swoim życiu. Owocem dobrej spowiedzi może być też doświadczenie szczególnego pokoju wewnętrznego.

 

Pięknie Ojciec o tym mówi, ale jako wierni zwykle miewamy trudność z samym poczuciem, że jesteśmy zrozumiani przez spowiednika.

 

Owocność duchowa to coś więcej. Oprócz zrozumienia, musi występować jakieś działanie: czy słowo usłyszane w konfesjonale wywołało jakiś skutek w moim życiu?

 

Wiem, że niekiedy bywa wręcz przeciwnie. Słowo, gest czy postawa kapłana sprawiają, że człowiek się zamyka w sobie. W polskich warunkach można wtedy po prostu iść do innego spowiednika. Ale nie po to, by pewnych rzeczy unikać czy kogoś dyskredytować, lecz po to, by w tym sakramencie odkrywać to, co ważne. Jeżeli bowiem moim głównym wysiłkiem będzie przełamywanie się wobec księdza, to zapewne stracę z horyzontu podstawowy sens sakramentu: otwarcie na działającego Chrystusa.

 

Co robić, gdy – co jest w Polsce powszechne – księża w konfesjonałach są anonimowi. Wciąż tylko w niewielu świątyniach są wywieszone informacje o dyżurujących spowiednikach. Nie wszystkie konfesjonały pozwalają zobaczyć, kto siedzi w środku. W efekcie większość ludzi trafia do kapłana do spowiedzi niczym w maszynie losującej. To też jest stresujące.

 

Kiedy tak jest w jakiejś parafii, wierny zawsze ma szansę w kancelarii albo podczas wizyty duszpasterskiej, tak zwanej kolędy, przedstawić swoje oczekiwania dotyczące informacji o spowiedzi. To bardzo prosty i łatwy w realizacji postulat, by pojawiła się wywieszka z nazwiskiem spowiednika na konfesjonale. A już w najgorszym przypadku można zadzwonić na parafię i spytać, kiedy dany ksiądz spowiada.

 

Wywiad pochodzi z książki: Spowiedź nie musi bardzo boleć

 

***

Już niedługo na DEON.pl:

 

7 grzechów głównych spowiedzi to nasza propozycja dla wszystkich, którzy mają problem z tym sakramentem. Już niedługo na DEON.pl opublikujemy cykl wideo z udziałem ojca Piotra Jordana Śliwińskiego OFMCap, w którym kapucyn odpowie na najbardziej nurtujące pytania dotycząe sakramentu pojednania. Poznaj naszego eksperta i dowiedz się, o czym będzie mówić.

 

https://youtu.be/fJ697leNvJY
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2118,na-co-zwracac-uwage-w-wyborze-spowiednika.html
******************

4 rzeczy, które psują twoją spowiedź

Anna Szczupak

(fot. shutterstock.com)

Spowiedź jest nieatrakcyjna. Musisz otworzyć się przed obcym człowiekiem, księdzem. Poza tym kto lubi mówić o sobie “źle”? Zobacz, co zrobić, by to zmienić!

 

Spowiedź przysparza nam dużo problemów. Wydaje się, że w dzisiejszych czasach, kiedy oczekujemy szybkiej i miłej obsługi niczym w McDonaldzie, jest ona jeszcze trudniejsza. Jak ognia boimy się przyznania do błędu. Wszystko musi być zawsze “cool”. Trzeba być najlepszym i najszybszym. Ideałem jest czerpać z życia nieograniczoną przyjemność. Być może dlatego spowiedź wydaje się być nam niepotrzebna.

 

Jeśli tak myślisz, czas to zmienić. Zobacz, co sprawia że trudno jest ci się otworzyć i mówić o swoich grzechach:

 

1. Spowiedź to zwierzanie się księdzu, obcemu człowiekowi, który sam ma grzechy, może nawet większe niż ja.

 

Na pierwszy rzut oka tak właśnie jest. Jednak to tylko ludzka perspektywa. W Ewangelii Jezus wyraźnie mówi, że apostołowie w Jego imieniu mają przywilej odpuszczania grzechów. A zatem tak naprawdę nie wyznajemy grzechów człowiekowi, ale Bogu.

 

Księża są różni. Czasem, czego niedawno byliśmy świadkami, zdarza się, że ksiądz popełnia poważne błędy, a nawet otwarcie łamie zasady chrześcijańskiego życia. Może nas razić styl, w jakim z nami rozmawia. Może nam też nie odpowiadać jakaś cecha jego osobowości.

 

Jednak ostatecznie kwestia osobistych sympatii, czy nawet przebiegu spowiedzi nie jest najistotniejsza. Ponad tym wszystkim znajduje się perspektywa nadprzyrodzonego sakramentu. Oznacza to, że nawet, jeśli ksiądz, który nas spowiada, żyje w stanie grzechu ciężkiego, to spowiedź jest ważna. Dlaczego? Ponieważ to nie ksiądz odpuszcza nam grzechy, ale Chrystus.

 

2. Spowiedź musi być czymś nieprzyjemnym.

 

Spowiedź to kwestia niezwykle delikatna, obejmująca wiele sfer człowieczeństwa: nie tylko duchowość, ale także psychikę, emocje, uczucia. Być może nie wszyscy zdają sobie sprawę, że większość grzechów, które popełniamy, ma swoje korzenie w różnych zranieniach, niezrealizowanych pragnieniach czy fatalnych wzorcach rodzinnych.

 

Wyznając grzech, musimy otworzyć się przed obcym człowiekiem, często odkrywając na nowo swoje bolące rany. Nawet, jeśli doskonale zdajemy sobie sprawę, że przychodzimy nie do księdza, lecz do Chrystusa, nie jesteśmy w stanie całkowicie zapomnieć o ludzkim czynniku. Przecież jesteśmy istotami nie tylko duchowymi, ale także cielesnymi.

 

Naturalny jest zatem wstyd, lęk przed odkryciem najbardziej osobistych przestrzeni swojej duszy. Dlatego też zranienia, spowodowane przez niezbyt delikatny styl kapłana, jego niezdrową dociekliwość, czy wręcz oskarżycielski ton, są szczególnie bolesne.

 

Księża są różni. Niektórzy rzeczywiście nie potrafią wczuć się w sytuację wyznającego grzechy lub sami mają problemy z wiarą. Ksiądz też popełnia błędy. Pamiętajmy jednak, że nie jesteśmy skazani na jednego księdza. Póki co, w naszym kraju księży nie brakuje, zwłaszcza w dużych miastach, gdzie zwykle bardzo prężnie rozwijają się ośrodki liturgiczne i nawet szkoły spowiedzi.

 

Uczą one kapłanów, w jaki sposób rozmawiać z ludźmi, jak wsłuchiwać się w ich problemy bez oskarżania, jak sprawiać, by ludzie doświadczyli miłosiernej miłości Boga. Jeśli jakiś ksiądz nas zranił, bądź nam z jakiegoś względu nie odpowiada, mamy prawo, a nawet obowiązek szukać innego. A dobrych spowiedników na pewno nie brakuje.

 

3. Ciągle spowiadam się z tych samych grzechów, więc chodzenie do spowiedzi nie ma sensu.

 

Każdy z nas jest grzesznikiem.  Kiedy myślimy o spowiedzi, często podświadomie pojmujemy ją w kategorii przymusu. Opowiadanie o swoich słabościach i wyznawanie swojej najgłębszej nędzy nie jest łatwe. Wymaga dojrzałości i odwagi przyjęcia  prawdy o sobie. Ale spowiedź to nie tylko wyznanie grzechów. To także uzdrowienie duchowych ran.
Być może nie jesteśmy świadomi, jak wiele naszych problemów ma związek z grzechem. I nie chodzi tu tylko o naturalne konsekwencje złych wyborów. Istotne jest przebaczenie. Brak przebaczenia może powodować długotrwałe zamknięcie na miłość, utrudniając wchodzenie w dialog z innymi oraz rozumienie siebie samego.

 

Może także nieść ze sobą katastrofalne skutki w postaci chorób, nerwic i poważnych życiowych błędów. Przebaczenie prowadzi do wolności, która staje się wolnością prawdziwie Bożą- pozwala cieszyć się pokojem i pozwala na powrót do jedności człowieka z sobą samym, drugim człowiekiem i oczywiście z Bogiem. Spowiedź otwiera nas na przebaczenie innym, ale także na przebaczenie sobie, spojrzenie na siebie miłosiernymi oczami Boga, który pierwszy nam przebaczył.

 

Nawet jeśli spowiadasz się zawsze z tego samego grzechu, to pamiętaj że warto.
4. Bóg i tak zna moje grzechy, więc po co je wyznawać?

 

To prawda. Bóg zna nasze grzechy i wcale nie pastwi się nad nami, zmuszając do ich wyznawania w konfesjonale. Osobiste wyznanie grzechów jest o wiele bardziej potrzebne nam niż Bogu. I nie chodzi tu jedynie o sam fakt “wygadania się przed kimś”.

 

To oczywiście też ważne, pełni rolę terapeutyczną i pozwala nam zrzucić z siebie ciężar winy. Indywidualna, dobrze przeżyta i prowadzona przez prawdziwie pobożnego kapłana spowiedź pozwala nam poczuć niepowtarzalną i wyłączną miłość Boga wobec nas. Bóg mówi wtedy do nas tu i teraz, w konkretnej sytuacji.

 

Nie do zbiorowości, do jakiegoś abstrakcyjnego “ludu Bożego”, ale wprost do człowieka, przez pośrednika w konfesjonale. Dobra spowiedź może stać się także drogowskazem życia, pomagać w interpretowaniu Bożych planów i odkrywaniu jego działania w naszej codzienności.

 

*  *  *

 

Spowiedź, choć często przychodzi nam z trudem, niesie ze sobą duchowe korzyści. Nie jest łatwa. Ale to, że często uważana jest za przeszkodę w życiu chrześcijańskim, a nie wyjątkowy dar, jest nieporozumieniem, wynikającym z nieświadomości lub złych doświadczeń. To jednak działa tylko na naszą szkodę. Kto bowiem świadomie nie chciałby być wolny i szczęśliwy? A przecież to właśnie o to w spowiedzi chodzi.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2050,4-rzeczy-ktore-psuja-twoja-spowiedz.html

***********

Jak walczyć z pychą?

Maskacjusz

Marcin Kowalewski CMF

Po czym poznajemy, że w nasze zachowanie wkrada się pycha? Po tym, że zaczynamy oceniać ludzi. Jak tego uniknąć?

 

“Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno” – to tytuł drugiego spotkania PKP Młodych w Łodzi. Konferencję poświęconą drugiemu Przykazaniu Bożemu o. Marcin Kowalewski, klaretyn.

 

https://youtu.be/rqm2-0vJKB0
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2144,jak-walczyc-z-pycha.html
***************

Teologia nie tylko dla studentów

Blogi

Robert M. Rynkowski

(fot. shutterstock.com)

Nie ma się co oszukiwać, że podręcznik do dogmatyki katolickiej może stać się bestsellerem, nawet jeśli jego autorem jest obecny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kard. Gerhard Müller.

 

Zwłaszcza w sytuacji, gdy oszałamiające nakłady osiągają książki typu “relacja z nieba” albo o wątpliwej wartości objawieniach prywatnych. A jednak właśnie ze względu na tę sytuację warto na ten podręcznik zwrócić uwagę. Jego pojawienie się w ofercie wydawniczej daje bowiem nadzieję, że intelektualna strona wiary nie stoi na straconej pozycji.

 

Nie warto też przekonywać, że jest to dzieło łatwe w odbiorze. Bez wątpienia deprymuje już sam jego rozmiar: 856 stron! Jednak jak na podręcznik obejmujący całą dogmatykę nie jest to aż tak dużo: dwutomowa “Dogmatyka katolicka” Czesława Stanisława Bartnika liczy łącznie około 2000 stron, a sześciotomowa tzw. dogmatyka z muszelką (wydana w wydawnictwie Biblioteka “Więzi”) – około 3300. Dzieło Müllera jest też o tyle nietypowe, że obecnie do rzadkości należą podręczniki do całej dogmatyki pisane przez jednego autora (w Polsce w ostatnich latach wyjątkiem jest wspomniany podręcznik C.S. Bartnika). Oprócz potencjalnych wad (w sytuacji dzisiejszej specjalizacji trudno być specjalistą w zakresie każdego tzw. traktatu teologicznego, a więc w zakresie trynitologii, sakramentologii itd.) taki podręcznik ma też niewątpliwą zaletę: pozwala zachować spójne spojrzenie (trzeba powiedzieć, że Müllerowi udaje się je zachować) na całość dogmatyki. A jest to o tyle ważne, że jak stwierdza Müller, sama dogmatyka “jako naukowe przedstawianie i duchowe zgłębianie przyjętego wiarą i przeżywanego słowa Bożego pełni funkcję integrującą służącą jedności i całości teologii jako nauki (por. DFK 16)” (s. 59). Skoro dogmatyka pełni taką rolę jednoczącą wobec całej teologii, to i sama nie może sprowadzać się do rozczłonkowanych i oddzielonych od siebie traktatów (a to, niestety, często we współczesnej dogmatyce ma miejsce). Syntetyczne ujęcie dogmatyki przez jednego autora służy więc również spójności dogmatyki.

 

W niniejszej recenzji nie sposób przynajmniej wspomnieć o wszystkich problemach czy bodaj traktatach, które omawia autor Dogmatyki katolickiej. Warto jednak powiedzieć, że kardynał Müller skupia się na wykazaniu i uzasadnieniu naukowości teologii, opisaniu jej jako nauki, co z jednej strony można traktować jako zaletę jego książki, a z drugiej – jako pewną wadę. W podręczniku, który z założenia ma być wykorzystywany w uczelnianym procesie dydaktycznym, taki zabieg jest wręcz konieczny. Dlatego dobrze, że Müller podkreśla, że “teologia nie jest zwyczajnym powtarzaniem słów Boga, lecz stanowi refleksyjne przyswajanie danego tylko w pośrednictwach stworzeń objawienia w sferze naukowego i praktycznego borykania się z ludzką egzystencją” (s. 71). Wydaje się jednak, że gdy rolę dogmatyki sprowadza się do badania wewnętrznej spójności i zwartości różnych wypowiedzi wiary i wykazywania ich na jednej podstawie objawienia Boga jako Ojca Jezusa Chrystusa i “Jego Syna” (s. 44), jak czyni to Müller, to pojawia się niebezpieczeństwo – którego, jak się wydaje, Müllerowi nie udaje się uniknąć – przesunięcia na drugi plan pierwszorzędnego przedmiotu teologii, którym jest, czy powinien być, sam Bóg.

 

Kard. Müller nie rezygnuje – co było postulatem Hansa Ursa von Balthasara – z tradycyjnego podziału dogmatyki na traktaty. Należy jednak docenić to, że stara się temu podziałowi i kolejności traktatów nadać schemat odpowiadający przyjętej przez siebie koncepcji teologii i objawienia. Traktaty dzieli na sekcje A i B, a centrum tego podziału stanowi traktat o Trójcy (s. 81). Tę pierwszą sekcję rozpoczyna antropologia, w której omawiane jest ukierunkowanie człowieka na Boga. Nauka o stworzeniu stanowi ilustrację tego podstawowego odniesienia człowieka do Boga, w którym znajduje odbicie wolna relacja Boga do swych stworzeń. Dalsze trzy traktaty ukazują w ujęciu historiozbawczym objawienie się Boga Trójjedynego (Trójca ekonomiczna) jako podmiotu historii zbawienia w Starym Testamencie i jako Ojca Jezusa Chrystusa w Nowym Testamencie oraz objawienie się Boga w swym Synu (chrystologia/soteriologia) i w Duchu Świętym (pneumatologia). Historiozbawcze objawienie się Trójjedynego Boga umożliwia następnie spojrzenie na trójjedyne życie Boga (nauka o Trójcy).

 

Kryterium podziału sekcji B stanowi aspekt historii wiary człowieka rozumianej jako jego odpowiedź na omawiane w sekcji A objawienie. Rozpoczyna ją mariologia, w której twierdzenia dotyczące udzielenia się Boga nabierają wzorcowej jasności w swej relacji do antropologii, ponieważ Maryja jest prawzorem konkretnego obdarzonego łaską człowieka i Kościoła jako wierzącej wspólnoty. Jako korelat objawienia się Boga jako Stwórcy (protologia) następuje potem temat “Spełnienie człowieka” (eschatologia), a jako korelat objawienia się Ojca – zgromadzenie Kościoła jako ludu Bożego (eklezjologia). Odpowiednikiem chrystologii jest zbawcza obecność Chrystusa, Głowy i Pana Kościoła, w sakramentach (sakramentologia), a na koniec, jako korelat pneumatologii, pojawia się wieńcząca dyskurs dogmatyczny nauka o łasce.

 

Z pewnością docenić należy umieszczenie w centrum traktatu o Trójcy, bowiem wielu współczesnych teologów uważa, że właśnie pojmowanie Boga jako Trójcy powinno być w centrum naszej wiary. Docenić należy również przemyślany podział i powiązanie traktatów.

 

Warto też zauważyć, że z drugiej strony kard. Müller podkreśla, że dogmatyka nie może rozpoczynać się bezpośrednio od nauki o Bogu. Zdecydowanie wskazuje, że podstawą dogmatyki musi być analiza człowieka i jego konkretnej rzeczywistości historycznej oraz jego refleksji transcendentalnej. Jest to zgodne z zaleceniem Soboru Watykańskiego II, by punktem wyjścia dogmatyki było pytanie: “Czym jest człowiek?”. (s. 140). Ale czym jest człowiek, staje się jasne dopiero po uwzględnieniu jego relacji do transcendentnego początku i do celu wznoszącego się ponad tym światem.

 

Dzięki takiemu ujęciu dogmatyka nie jest abstrakcyjną nauką zajmującą się teoretycznymi spekulacjami na temat Boga. Staje się ona nauką bliską człowiekowi żyjącemu tu i teraz. Znowu trzeba jednak zapytać, czy takie ujęcie nie powoduje, że na drugi plan schodzi pierwszorzędny przedmiot teologii, czyli Bóg.

 

Czytelnik, który będzie poszukiwał w książce kard. Müllera jakichś rewolucyjnych rozwiązań, idei, poczuje się zapewne rozczarowany. Z pewnością nie zawiedzie się jednak, jeśli chodzi o solidne podstawy dogmatyki i solidną dawkę wiedzy, niekiedy bardzo szczegółowej. To prawda, że książka ma charakter dosyć techniczny (co wynika z tego, że zamiarem autora było stworzenie podręcznika dogmatyki). A jednak, jak się wydaje, powinno ona znaleźć się w podręcznej biblioteczce każdego katolika (nie tylko studenta teologii), dla którego istotny jest namysł nad tym, w co wierzy. Daje ona niewątpliwie dobre i mocne fundamenty do własnych poszukiwań i pogłębiania rozumienia wiary.

 

Tekst pierwotnie ukazał sie na blogu: teologia.deon.pl

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2141,teologia-nie-tylko-dla-studentow.html

DOGMATYKA KATOLICKA

DOGMATYKA KATOLICKA

 

 

 

 

 

Gerhard Ludwig Müller

Dogmatyka jako naukowy, pełny i systematyczny opis prawd wiary jest podstawą wszystkich dyscyplin teologicznych. Jej poznanie ma zasadnicze znaczenie dla wiedzy, formacji i praktyki katolików. Jest nie tylko pożyteczne, ale wręcz nieodzowne dla osoby wierzącej.

Kardynał Müller uprawia podstawowy nurt teologii klasycznej, wolny od relatywizacji i naleciałości ponowoczesnych i liberalnych. W zaciekłych sporach współczesnych między teologią “nowoczesną” a klasyczną unika jednostronności i redukcjonizmu, jego wykład jest nowoczesny, a jednocześnie kontynuuje naukę czystą ortodoksyjnie. Dogmatyka katolicka, podobnie jak cała twórczość teologiczna kardynała Müllera, tchnie duchem Chrystusowym, duchem Kościoła i duchem człowieka. Tchnie prawdziwością, realizmem, ewangelicznością i obecnością Pana, mocą słowa twórczego, dociekliwością i jasnością myśli, bezbłędną prawowiernością, a także szacunkiem dla odmiennych opinii. Książka będzie służyć każdemu, kto zechce poznać istotę katolickiej myśli teologicznej i religijnej.
Na podstawie Wprowadzenia do wydania polskiego

*******************

Podróż Papieża do Afryki: czy grozi mu niebezpieczeństwo?

KAI / kw

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Po zamachach terrorystycznych w miniony piątek znacznie wzrosły obawy o bezpieczeństwo Franciszka podczas jego podróży do Afryki. Zobacz oficjalny komunikat Stolicy Apostolskiej na temat decyzji Ojca Świętego.

 

Informację przekazał na spotkaniu z dziennikarzami dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej. Ks. Federico Lombardi SJ potwierdził, że papież – zgodnie z planem – odwiedzi w dniach 25-30 listopada Kenię, Ugandę i Republikę Środkowoafrykańską.

 

Po zamachach terrorystycznych w miniony piątek sądzono, że papież odwoła przynajmniej najbardziej niebezpieczną wizytę w Republice Środkowoafrykańskiej. “Papież nie troszczy się w sposób szczególny o swoje bezpieczeństwo”, stwierdził ks. Lombardi dodając, że Ojcu Świętemu bardziej leży na sercu los tamtejszych ludzi. Zamachy nie bardzo zmieniły plany podróży papieża.

 

Jednocześnie ks. Lombardi ujawnił, że w planie we wszystkich trzech krajach są przejazdy papieża otwartym papamobilem. Zastrzegł, że w zależności od sytuacji plany te mogą się oczywiście zmienić.

 

Papież Franciszek wylatuje w przyszłą środę z Rzymu do Nairobi – stolicy Kenii. Tam wygłosi m.in. przemówienie w siedzibie ONZ-owskiego programu ekologicznego UNEP. Ponadto przewidziana jest wizyta w slumsach, spotkanie z tysiącami młodych ludzi na stadionie miejskim, papieska Msza św. na kampusie uniwersyteckim oraz spotkanie międzyreligijne.

 

W piątek 27 listopada papież uda się w dalszą podróż do Ugandy. Tam odprawi Mszę św. w kościele męczenników w Namugongo, w stolicy kraju – Kampali – spotka się z młodzieżą i przedstawicielami różnych religii.

 

W niedzielę 29 listopada przewidziana jest wizyta papieża w Bangui – stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej. Obok Mszy św. na stadionie w planie wizyty Franciszka jest też wizyta w głównym meczecie oraz w obozie uchodźców. W tym ubogim kraju dochodzi co pewien czas do ataków bojówek islamistów na chrześcijan.

 

We wszystkich trzech odwiedzanych krajach Franciszek spotka się z politykami z rządów oraz korpusem dyplomatycznym. Do Rzymu papież powróci w poniedziałek 30 listopada.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3626,podroz-papieza-do-afryki-czy-grozi-mu-niebezpieczenstwo.html

****************

________________________________________________________________________________________________________

Ikona wpisu:

Wonderful World –

Chapel-on-the-Rock-Colorado.jpg

Chapel on the Rock, Colorado

O autorze: Słowo Boże na dziś