Myśl dnia
św. Franciszek z Asyżu
to ogromne ryzyko i wyzwanie, dlatego wymaga odwagi,
ks. Wojciech Węgrzyniak
PIERWSZE CZYTANIE (Rdz 2,18-24)
Stworzenie niewiasty
Czytanie z Księgi Rodzaju.
„Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc”.
Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta ziemne i wszelkie ptactwo powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby się przekonać, jaką da im nazwę. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę „istota żywa”. I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale dla człowieka nie znalazł odpowiedniej mu pomocy.
Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę.
A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała. Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta”. Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 128,1-2.3.4-6)
Refren:Niechaj nas zawsze Pan Bóg błogosławi.
Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana *
i chodzi Jego drogami.
Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich,*
szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie.
Małżonka twoja jak płodny szczep winny *
w zaciszu twojego domu.
Synowie twoi jak oliwne gałązki *
dokoła twego stołu.
Tak będzie błogosławiony człowiek, który się boi Pana. +
Niech cię z Syjonu Pan błogosławi *
i obyś oglądał pomyślność Jeruzalem
przez wszystkie dni twego życia. *
Obyś oglądał potomstwo swych dzieci. Pokój nad Izraelem.
DRUGIE CZYTANIE (Hbr 2,9-11)
Chrystus, który uświęca, jak i ludzie, którzy mają być uświęceni, z jednego są wszyscy
Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Hebrajczyków.
Widzimy Jezusa, który mało od aniołów był pomniejszony, chwałą i czcią ukoronowanego za cierpienia śmierci, iż z łaski Bożej za wszystkich zaznał śmierci.
Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko, który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienie. Tak bowiem Chrystus, który uświęca, jak ludzie, którzy mają być uświęceni, z jednego są wszyscy. Z tej to przyczyny nie wstydzi się nazwać ich braćmi swymi.
Oto słowo Boże.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (1 J 4,12)
Aklamacja:Alleluja, alleluja, alleluja.
Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg w nas mieszka
i miłość ku Niemu jest w nas doskonała.
Aklamacja:Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA DŁUŻSZA (Mk 10,2-16)
Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela
Słowa Ewangelii według świętego Marka.
Odpowiadając zapytał ich: „Co wam nakazał Mojżesz?”
Oni rzekli: „Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić”.
Wówczas Jezus rzekł do nich: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg «stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem». A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.
W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo”.
Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus widząc to oburzył się i rzekł do nich: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego”.
I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.
Oto słowo Pańskie.
EWANGELIA KRÓTSZA (Mk 10,2-12)
Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela
Słowa Ewangelii według świętego Marka.
Odpowiadając zapytał ich: „Co wam nakazał Mojżesz?”
Oni rzekli: „Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić”.
Wówczas Jezus rzekł do nich: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg «stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem». A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.
W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo”.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Panie, polecam wszystkie małżeństwa, które przeżywają trudne chwile i kuszone są wizją rozwodu. Ochraniaj je i wspieraj swoją mocą.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła http://www.paulus.org.pl/czytania.html
************
Homilia z 12 października 1980
“Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela.” Wyrażenie to “zawiera podstawową wielkość małżeństwa i jednocześnie moralną siłę rodziny”. Pragniemy dzisiaj tej wielkości i tej godności dla wszystkich małżonków na całym świecie; pragniemy tej sakramentalnej siły i takiej moralnej pełni dla wszystkich rodzin. Chcemy tego dla dobra człowieka! Dla dobra każdego człowieka. Nie ma dla ludzi innej drogi do człowieczeństwa, jeśli nie poprzez rodzinę. I rodzina powinna znajdować się u podstaw wszelkich starań, aby nasz ludzki świat stał się jeszcze bardziej ludzki. Nikt nie może uciec od tego starania – żadna społeczność, żaden naród, żaden system – ani państwo, ani Kościół, ani pojedynczy człowiek.
Miłość, która jednoczy mężczyznę i kobietę jako małżonków i rodziców, jest jednocześnie darem i przykazaniem… Miłość jest darem: “Miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga” (1J 4,7). Jednocześnie miłość jest przykazaniem, największym z przykazań…: “Będziesz miłował” (Mt 22,37-39). Przestrzegać przykazania miłości to znaczy spełniać wszystkie obowiązki chrześcijańskiej rodziny. Ostatecznie, wszystko sprowadza się do jednego – wierności i uczciwości małżeńskiej, odpowiedzialnego rodzicielstwa i edukacji. “Mały Kościół’ – Kościół domowy – oznacza rodzinę żyjącą w duchu przykazania miłości – zgodnie z jej wewnętrzną prawdą, codziennym wysiłkiem, duchowym pięknem i siłą… Jeśli człowiek miłuje Boga bardziej niż cokolwiek innego, kocha i jest kochany z całym dostępnym mu bogactwem miłości. Jeśli zniszczy się tę nierozerwalną strukturę, o której mówi przykazanie Chrystusowe, wtedy miłość człowieka oddziela się od najgłębszych korzeni, gubi swoje korzenie bogactwa i prawdy, które są dla niego najważniejsze. Prosimy w intencji wszystkich chrześcijańskich rodzin, wszystkich rodzin na całym świecie, aby otrzymały to bogactwo i prawdę miłości, tej o której mówi przykazanie Chrystusowe.
**********
Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”
XXVII NIEDZIELA ZWYKŁA B
4 października 2015 r.
I. Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.
Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana
i chodzi Jego drogami.
Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich,
szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie.
Małżonka twoja jak płodny szczep winny
w zaciszu twojego domu.
Synowie twoi jak oliwne gałązki
dokoła twego stołu.
Tak będzie błogosławiony człowiek, który się boi Pana.
Niech cię z Syjonu Pan błogosławi
i obyś oglądał pomyślność Jeruzalem
przez wszystkie dni twego życia.
Obyś oglądał potomstwo swych dzieci. Pokój nad Izraelem.
(Ps 128,1-6)
II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.
Autor natchniony podkreśla, że człowiek, który boi się Pana, czyli darzy Go należytym szacunkiem i czcią, w życiu chodzi drogami przez Niego wytyczonymi, może czuć się szczęśliwym. To Boże błogosławieństwo będzie się przejawiało w jego życiu radością i czerpaniem korzyści z pracy rąk własnych, poczuciem szczęścia i dobrostanu.
W szczególny sposób Pan będzie błogosławił życiu rodzinnemu człowieka w sercu przepełnionego Bożą bojaźnią. Jego małżeńska relacja pełna wzajemnej miłość zaowocuje licznym potomstwem jak owocuje płodny szczep winny. W Jego domu, przy stole będzie panował gwar wywołany obecnością wielu dzieci, szczególnie tak upragnionych synów.
Człowiek bojący się Pana może liczyć na Boże błogosławieństwo, które rozlewa się na Izraela z góry Syjon jakby rzeka. Nie tylko rodzinne szczęście będzie wypełniało radością jego serce, ale też fakt pomyślności całego narodu, w tym Jerozolimy. Perspektywa posiadania nie tylko licznego potomstwa, ale też licznych wnuków pozwala człowiekowi obdarzonym Bożym błogosławieństwem z nadzieją spoglądać w przyszłość swego rodu i całego narodu. Tę nadzieję będzie wzmacniać poczucie Bożego pokoju, tej szczególnej przestrzeni tak sprzyjającej rozwojowi całego ludu i każdego Izraelity.
Czy jest we mnie lęk przed Panem, czyli należyty szacunek i cześć dla Niego? Czy z tego szacunku dla Boga wypływa z mego serca szacunek dla każdego człowieka? Czy pragnąc szczęścia, pomyślności, pragnę tego także dla innych? Czy umię się cieszyć szczęściem innych? Codziennie chodzę wieloma drogami. Czy są to także Boże drogi? Czy modlę się codzienne o Boże błogosławieństwo, o pomyślność dla swojej rodziny, dla społeczności, w której żyję, dla całego narodu? Czy wśród intencji mojej modlitwy jest intencja modlitwy o Boży pokój? Czy jest we mnie pragnienie, aby tym, którzy przyjdą po mnie świat zostawić w jak najlepszym stanie a tym, którzy teraz dzielą ze mną swój los, dać to, co we mnie najlepsze?
Pomodlę się o Boże błogosławieństwo dla mojej rodziny, dla mojej małej, lokalnej i wielkiej Ojczyzny.
III Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:
Szczęśliwy człowiek, który boi się Pana
i chodzi Jego drogami.
Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich,
szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie…
(Ps 128,1-2)
IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:
Niechaj nas zawsze Pan Bóg błogosławi
***
opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/
__________Copyright (C) www.Katolik.pl 2000-2014 ____________
************
Jezus i dzieci – 27. Niedziela Zwykła (4 października 2015)
Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. (Z 10. rozdz. Ewangelii wg św. Marka)
Dlaczego uczniowie zabraniali przynosić dzieci do Jezusa? Może myśleli, że to nie wypada. Albo może sądzili, że ponieważ tak wielu dorosłych chce porozmawiać z Nauczycielem, więc szkoda Jego czasu dla dzieci, które i tak niewiele zrozumieją – lepiej niech ten czas przeznaczy dla starszych, którzy z nauk Pana coś wyciągną.
Tymczasem Jezus zachowuje się inaczej: kto nie przyjmie Królestwa jak dziecko… Czyli jak? Ale i tym razem Zbawiciel nie chce zawstydzić – chce dać do myślenia. Pamiętajmy, że starożytność specjalnego sentymentu do dzieci nie miała: rodziło się ich dużo, ale większość z nich umierała bardzo wcześnie. Dziecko to nie wzór postępowania, to taki obywatel drugiej kategorii. Jak podrośnie, to dopiero będzie się można do niego przywiązać i wiązać z nim nadzieję. Wcześniej to zbyt niebezpieczne.
Dzisiejsze czytania liturgiczne: Rdz 2, 18-24; Hbr 2, 9-11; Mk 10, 2-16
Jezus natomiast ma dla dzieci czas, widzi w nich małych ludzi, którym potrzebna uwaga, troska i błogosławieństwo (tutaj udzielane, gdy każde z nich Pan brał na ręce – ile to czasu musiało trwać!). Pomyślmy ilu ludzi chcielibyśmy wykluczyć z bliskiego kontaktu z Jezusem – ale On przyszedł do wszystkich… Dzieci garnące się do Jezusa i przynoszone do Niego przez rodziców przyjmowały Go jako Kogoś zwyczajnego i oczywistego. Czy i dla nas nie powinno to być wyzwanie – przyjąć Jezusa jak dziecko, jak Kogoś, kto mnie dobrze zna i chce mi błogosławić, a nie jak kontrolną wizytę z obcej planety…
Szymon Hiżycki OSB |
http://ps-po.pl/2015/10/03/jezus-i-dzieci-27-niedziela-zwykla-4-pazdziernika-2015/
**********
XXVII NIEDZIELA ZWYKŁA Rok B (zielony) Nr 48 (4 października 2015)
Wprowadzenie do liturgii
POTĘGA MAŁŻEŃSTWA
Wiele zła zagraża małżeństwu, próbując je ośmieszyć, rozbić lub zdeformować. Oddalenie żony, opuszczenie męża, separacja na próbę, pozew rozwodowy, sprawa o podział majątku – już dziś mało kto pyta się, czy to wolno. A słowa Chrystusa są jednoznaczne: „Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.
Pytanie faryzeuszów: Czy wolno mężowi oddalić żonę?, nie było bezpodstawne. W czasach Pana Jezusa istniały różne szkoły interpretacji Prawa Mojżeszowego, zajmujące się także kwestią „oddalenia żony” (Pwt 24,1). Przykładowo, rabin Hillel uważał, że wystarczającym do tego powodem jest fakt, że żona przestanie się podobać swemu mężowi albo… przypali zupę. Jeżeli to wywołuje uśmiech na naszej twarzy lub – przeciwnie – oburzenie, to pomyślmy o dzisiejszych przyczynach „listów rozwodowych”.
Pan Jezus zwraca uwagę na błędne myślenie faryzeuszy, wynikające z „zatwardziałości ich serc”. Taką postawę piętnował już prorok Jeremiasz, który mówił, że „zatwardziałość serca” doprowadziła Izraelitów do wiarołomstwa względem Boga (por. Jr 9,13). Stali się oni przez to jak niewierna żona, którą mąż miał obowiązek oddalić. Pan Bóg jednak przez miłosierną miłość okazywał swą łaskę, wybaczał i trwał w przymierzu.
Zgodnie z zamysłem Stwórcy, małżeństwo miało być obrazem jednoczącej miłości, której źródło jest w Bogu. „Kość z moich kości” (I czytanie) pokazuje, że „z jednego są wszyscy” (II czytanie), a „ciało z mego ciała” jest ziemskim odbiciem jedności „Boga z Boga” (Wyznanie wiary). Taka jest potęga małżeństwa, na którą żaden trybunał ludzki nie ma prawa podnosić ręki.
ks. Mariusz Szmajdziński
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/944
***********
Liturgia słowa
Każdy z nas w swoim życiu popełnia wiele pomyłek. Żałujemy, chcielibyśmy cofnąć czas, ale nie możemy tego zrobić. Jedyne, co możemy, to przyjść do Pana Jezusa i powierzyć mu nasze życie. On łączy w jedność naszą przeszłość i teraźniejszość oraz pomaga z nadzieją patrzeć na przyszłość. Pan Jezus czeka na nas, aby, gdy przyjdziemy na Mszę św., mógł przemienić i oczyścić wszystkie elementy naszego życia.
PIERWSZE CZYTANIE (Rdz 2,18-24)
Wierzymy w Boga w Trójcy Jedynego. Bóg jest jednością Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Ta jedność ma swe odbicie w świecie, który stworzył Bóg. To była jedność człowieka z Bogiem, z przyrodą, z drugim człowiekiem. Jedność w różnorodności. Tak było do grzechu pierworodnego. Teraz, po grzechu pierworodnym, nie ma już takiej jedności. Lecz naszym zadaniem jest dążenie do jedności, tak jak potrafimy.
Czytanie z Księgi Rodzaju
Pan Bóg rzekł:
«Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc».
Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się, jaką on da im nazwę. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę «istota żywa». I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale dla człowieka nie znalazł odpowiedniej pomocy.
Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę.
A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: «Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała. Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta». Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem.
PSALM (Ps 128,1-2.3.4-6)
Pan Bóg przewidział dla każdego człowieka jakąś szczególną misję. Nazywamy to naszym powołaniem. Do nas należy odkryć to powołanie. Jest to jednocześnie poznanie woli Bożej dotyczącej mojego życia. Każdego dnia Bóg powołuje nas do specjalnych zadań. Dlatego też nieustannie szukamy woli Bożej. A gdy ją poznamy i wypełniamy, wtedy odczuwamy pokój w sercu.
Refren: Niechaj nas zawsze Pan Bóg błogosławi.
Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana *
i chodzi Jego drogami.
Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich, *
szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie. Ref.
Małżonka twoja jak płodny szczep winny *
w zaciszu twojego domu.
Synowie twoi jak oliwne gałązki *
dokoła twego stołu. Ref.
Tak będzie błogosławiony człowiek, który się boi Pana. *
Niechaj cię z Syjonu Pan błogosławi
i obyś oglądał pomyślność Jeruzalem
przez wszystkie dni twego życia. *
Obyś oglądał potomstwo swych dzieci.
Pokój nad Izraelem. Ref.
DRUGIE CZYTANIE (Hbr 2,9-11)
W ciągu całego naszego życia spotykamy setki, może tysiące osób. Często w jakiś sposób segregujemy, „szufladkujemy” ludzi. Wydaje się nam, że ich znamy, że wiemy o nich wystarczająco dużo. Każdy człowiek jest tajemnicą i tej tajemnicy do końca nie poznamy. Tak jak tajemnicy o nas samych. Tylko Pan Jezus zna serce każdego człowieka.
Czytanie z Listu do Hebrajczyków
Bracia:
Widzimy Jezusa, który mało od aniołów był pomniejszony, chwałą i czcią ukoronowanego za cierpienia śmierci, iż z łaski Bożej za wszystkich zaznał śmierci.
Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko, który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienie. Tak bowiem Chrystus, który uświęca, jak ludzie, którzy mają być uświęceni, z jednego są wszyscy. Z tej to przyczyny nie wstydzi się nazwać ich braćmi swymi.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (1J 4,12)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Jeżeli miłujemy się wzajemnie,
Bóg w nas mieszka
i miłość ku Niemu jest w nas doskonała.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (dłuższa, Mk 10,2-16)
Tęsknię za pokojem wewnętrznym. Widzę swą niedoskonałość, słabość. Jestem sobą rozczarowany. Pan Bóg patrzy z troską na te moje starania. Patrzy jak Ojciec na swe dziecko. I zaprasza mnie, abym odkrył w sobie to dziecko, którym rzeczywiście jestem. Ponowne odkrycie prawdy, że jestem dzieckiem Pana Boga, pozwala mi przyjąć siebie. I to pozwala zakończyć walkę z sobą samym.
Słowa Ewangelii według świętego Marka
Faryzeusze przystąpili do Jezusa i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę.
Odpowiadając, zapytał ich: «Co wam nakazał Mojżesz?».
Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić».
Wówczas Jezus rzekł do nich: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg „stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem”. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela».
W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: «Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo».
Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego».
I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/944/part/2
*********
Katecheza
Walka na śmierć i życie
Współczesny człowiek często traktuje życie jako „u-życie”, tak jakby świat był salą balową czy terenem rozrywek. A rzeczywistość jest inna. Życie to przestrzeń duchowej walki, która toczy się na kilku frontach jednocześnie. Wygra tylko ten, kto jest dobrze uzbrojony i poznał metody walki. Jedna z nich to potraktowanie na serio słowa Bożego.
Szatan już w raju rozpoczął z człowiekiem walkę na śmierć i życie. Życie wieczne. Zły pojawia się niekiedy „jak lew ryczący”, a niekiedy niczym „anioł światłości”, przychodząc z pokusą, którą trudno rozróżnić od natchnienia Bożego. Aby dokonać właściwego rozeznania i nie zostać zwiedzionym przez demona, warto zgłębiać Pismo Święte. Znajdziemy tam wiele praktycznych wskazówek, jak rozpoznać i oddalić pokusę. Pan Jezus kuszony na pustyni uczy zwyciężać Złego wersetami zaczerpniętymi z Biblii. Maryja wskazuje, jak zachowywać w sercu i rozważać słowo Boże. Święty Paweł poleca, aby w duchowej walce posłużyć się słowem Bożym, które nazywa mieczem (por. Ef 6,17) – a więc nieodłącznym wyposażeniem wojownika jego czasów. Święty Jakub pisze, że zaszczepione w człowieku słowo Boże ma moc zbawczą i nakazuje też: „Wprowadzajcie zaś słowo w czyn” (Jk 1,22). Znajomość Biblii pomaga odeprzeć wszelkie ataki Złego, gdyż umacnia naszą wiarę. Święty Paweł zachęca: „W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zagasić wszystkie rozżarzone pociski Złego” (Ef 6,16).
Jeden ze starożytnych mistrzów życia duchowego Ewagriusz z Pontu także uważa, że najskuteczniejszą bronią przeciwko demonom i ich pokusom jest słowo Boże. Stworzył on specjalny katalog cytatów z Pisma pomocnych w duchowej walce. Pisze np., że myśli, która chciałaby zniewolić człowieka lękiem przed demonem, warto przeciwstawić moc Słowa zapisanego w psalmie drugim: „Śmieje się Ten, który mieszka w niebie, Pan się z nich naigrawa” (Ps 2,4-5). Myślom pysznym, prowadzącym do pogardy bliźnich z powodu ich błędów, Ewagriusz przeciwstawia naukę św. Pawła: „Bracia, gdyby komuś przydarzył się jaki upadek, wy, którzy pozostajecie pod działaniem Ducha, w duchu łagodności sprowadźcie takiego na właściwą drogę. Bacz jednak, abyś i ty nie uległ pokusie” (Ga 6,1).
Także każdy z nas w przebogatym skarbcu Biblii może znaleźć mądrość i siłę, by pokonać swoje wady, np. lenistwo (por. Prz 12,24.27), skłonność do grzechów języka (por. Jk, 3,1-12), arogancję (por. Tt 3,2), chęć odwetu (por. Mt 6,14-15), tendencję, by osądzać i potępiać bliźnich (por. Mt 7,1-5) i wiele, wiele innych! Warto w swoim egzemplarzu Biblii podkreślać (np. kolorowo) ważne dla siebie fragmenty – także i te, które są pomocne w codziennej walce duchowej. Troszcząc się w ten sposób o znajomość słowa Bożego, znajdziemy coraz więcej wersetów, które będą skuteczną odpowiedzią na słowo wypowiadane przez zwolennika królestwa ciemności.
Anastazja Seul
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/944/part/3
***********
Rozważanie
Czy wolno mężowi oddalić żonę? (Mk 10, 2).
Małżeńska więź łącząca męża i żonę pochodzi z ustanowienia Bożego, jest święta i nienaruszalna. Każda przysięga ze swej natury jest nieodwołalna, szczególnie zaś przysięga małżeńska składana drugiej osobie wobec Boga i świadków. Skąd więc dzisiaj tyle rozbitych małżeństw, rodzin, tyle tragedii, tyle niepotrzebnego bólu? Miłość małżeńska, jeśli nie będzie zakorzeniona w miłości Chrystusa, jeśli nie będzie karmiona i pielęgnowana, może szybko się wypalić. Co więc robić, aby nigdy nie przygasł targany wiatrem kryzysów i problemów ogień miłości? Trzeba ukryć go pod płaszczem łaski Jezusa Chrystusa, trzeba nieustannie dolewać oliwy miłości Bożej i w jej ogniu wypalić wszystkie słabości, niedostatki, niewierności danemu słowu. „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela!”. Co Bóg połączył, temu nieustannie błogosławi. Bądźmy wierni Bogu, a wtedy zdołamy dochować ślubu wierności.
Rozważanie zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
Wydawanego przez Edycję Świętego Pawła
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/944/part/4
************
#Ewangelia: To wymaganie mamy w genach
Mieczysław Łusiak SJ
Faryzeusze przystąpili do Jezusa i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając zapytał ich: “Co wam nakazał Mojżesz?” Oni rzekli: “Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić”.
Wówczas Jezus rzekł do nich: “Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.
W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: “Kto oddala żonę swoją, i bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo”.
Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus widząc to oburzył się i rzekł do nich: “Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego”. I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. Mk 10, 2-16
Rozważanie do Ewangelii:
Faryzeusze myśleli, że pokonają w jakiś sposób Jezusa, jeśli zadadzą Mu pytanie o nierozerwalność małżeństwa. Zapewne już wiedzieli, że On ją popiera, ale liczyli, że przestraszy się ludzi i teraz zmieni zdanie, by się nikomu nie narazić, a przez to okaże się konformistą.
Tymczasem Jezus pozostał przy swoim nie tylko dlatego, że nie jest konformistą, ale ponieważ doskonale wie, że nierozerwalność małżeństwa jest w ludzkich genach.
Mało kto nie marzy o jednej “wielkiej miłości” na całe życie, a dzieci, zwłaszcza małe, przeżywają rozwód rodziców traumatycznie.
Nierozerwalność małżeństwa jest Bożym przykazaniem, ale jeszcze bardziej łaską – darem niesamowicie upiększającym ludzkie życie i czyniącym je drogą do Nieba.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2592,ewangelia-to-wymaganie-mamy-w-genach.html
********
Na dobranoc i dzień dobry – Mk 10, 2-16
Mariusz Han SJ
Bóg złączył, a nie człowiek…
Nierozerwalność małżeństwa
Faryzeusze przystąpili do Jezusa i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając zapytał ich: Co wam nakazał Mojżesz? Oni rzekli: Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić. Wówczas Jezus rzekł do nich: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!
Opowiadanie pt. “Powiedz – nie wróci?”
Byłem maleńkim dzieckiem – wspomina Czesław – kiedy rozpoczęła się wojna. Ojciec poszedł walczyć, matka wychowała mnie i małą siostrę wśród ciężkich czasów. Nie traciła nadziei, że Bóg ocali nam ojca. Wymodliła mu życie, ale on do nas nie wrócił. Pamiętam dzień, w którym nadeszła wiadomość, że ojciec kocha inna kobietę i z nią zakłada nową rodzinę, a do nas już nie wróci.
Cierpieliśmy każde na swój sposób. Matka osiwiała, a ja płakałem gorąco, nie mogąc zrozumieć, jak mógł ten upragniony i wytęskniony tatuś, którego fotografie całowałem na dobranoc, wzgardzić miłością swojego dziecka. Nie mogłem zrozumieć, jak mógł związać się nowym węzłem małżeńskim, kiedy matka nosi na ciężko spracowanej dłoni obrączkę ślubną, znak wzajemnej wierności…
Pragnąłem umrzeć z rozpaczy – żyje jednak, myślę, chodzę do kościoła. Czy zagoi się kiedyś rana mojego serca?
Refleksja
“Dojrzała miłość żyje rzeczywistością, a nie urojeniami. Dojrzała miłość wyznacza sobie dalekosiężne cele. Kto dojrzewa w miłości, nie boi się prosić o radę i pomoc. Umie być niezależny. Umie mądrze, właściwie ukierunkować swój gniew, czyniąc z niego siłę twórczą. Jest w stanie przezwyciężyć wrodzony egoizm, potrafi zapomnieć o sobie, dać siebie drugiemu człowiekowi, zaangażować się w niego. Panuje nad swoją wrażliwością. Jest szczery w uczuciach.
Dojrzała miłość dwojga ludzi nie poprzestaje na ich nieustannym wpatrywaniu się w siebie, ale ma siłę, by włączyć się do wspólnej pracy, bez odmierzania zasług jednego i drugiego, bez wzajemnego wytykania sobie błędów czy opieszałości. Dojrzała miłość wymaga pewnej giętkości i umiejętności przystosowywania się” (Alfonso Vergara SJ)
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czym jest miłość? Da się ją opisać jednym zdaniem?
2. Co jest dla Ciebie najważniejsze w Twoim związku małżeńskim?
3. Czy wierzysz w wieczną miłość?
I tak na koniec…
“Małżeństwo bez miłości to dożywotnie galery” (George Sand)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,37,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-10-2-16.html
*********
NA POCZĄTKU BYŁO INACZEJ
by Grzegorz Kramer SJ
Jednym z kluczy odczytania dzisiejszej Ewangelii jest popatrzenie szerzej niż tylko na problem rozwodów. Przychodzą do Jezusa ludzie, którzy doskonale znają prawo. Przychodzą nie tyle szukać prawdy czy odpowiedzi na pytanie: jak żyć, ale przychodzą by Go wykorzystać – by im potwierdził ich pokrętne myślenie. Opowiadają o bardzo życiowym problemie – kryzysie w relacji małżeńskiej. Tu moglibyśmy wpisać wszystko inne: kradzież, oszustwo, aborcję, zdradę małżeńską, rozwiązłość i cudzołóstwo. Przychodzą do Jezusa i pytają wystawiając Go na próbę. Oni tak naprawdę chcą tylko potwierdzenia tego, co jest wygodniejsze. Jezus zadaje pytanie o to, co nakazuje Mojżesz. Dopiero po usłyszeniu odpowiedzi, pokazuje im – ich przekręt, mówiąc, że opierają się na prawie, które powstało na kanwie przewrotności, zatwardziałości ludzkiego serca, ale że na początku było inaczej – Bóg to sobie inaczej ustawił.
A co to jest ta zatwardziałość? Nic innego jak nasze ciągłe krzyczenie i mówienie: że my wiemy lepiej, co dla nas dobre i lepsze. Utożsamiamy lepsze i dobre z przyjemnym, wygodniejszym i wszystkimi innymi pochodnymi tych wyrazów. To odwołanie do Mojżesza, który pisze przykazanie ze względu na zatwardziałość serc, można porównać do współczesnego prawa. Często tworzymy prawo pod dyktando poprawności politycznej, wygody ludzkiej, czyjegoś interesu lub czasem pod wpływem emocji. Zobaczcie choćby prawo do rozwodu, do aborcji, do tzw. tolerancji związków mniejszości seksualnych, do zabiegów in vitro czy eutanazji. Mnóstwo jest takich praw, które stworzył człowiek, odchodząc od tego, co jest nauką Boga, choćby zawartą w Biblii. I co dalej? Dalej jest tak, że my – jak i współcześni Jezusowi – lubimy się zasłaniać prawem. Przecież aborcja jest dozwolona w prawie, więc nie jest zła – mówią niektórzy. Słowo „prawo” można zastąpić słowem „zwyczaj”, „sposób postępowania”. I w ten sposób nasze twardnienie serca postępuje dalej. Mówimy, jest dziś w zwyczaju współżycie przed ślubem; w zwyczaju jest, że można mieć więcej niż jednego partnera, w zwyczaju jest, że nastolatki mogą się upić. Przesuwamy w ten sposób nieustannie granice, a robiąc to usprawiedliwiamy się przed sobą i przed Bogiem. Prawo mi pozwala, albo nie zabrania, inni tak robią.
Dziś, podobnie jak wtedy, ci którzy walczą o tzw. prawa – krzyczą. Znamy tych ludzi z pierwszych stron gazet i portali internetowych. Krzyczą, że wszystko, co nie jest zgodne z logiką poprawności politycznej, z logiką wygodnego życia, jest złe. Zobaczcie, ile tego krzyku jest w naszym parlamencie, w naszych mediach, szkołach, a nawet rodzinach. A krzyk zawsze był znakiem, że ktoś tak naprawdę jest słaby, że sobie z czymś nie radzi.
Jest jedno logiczne i dobre rozwiązanie, ale bardzo trudne. Jezus je dziś podpowiada. Wróć do początków, do tego, co było na początku, a więc do tego, co Bóg mówi, co Bóg podpowiada. On nie musi się martwić o tzw. opinię, słupki popularności, więc mówi ciągle to samo. Mówi rzeczy trudne i wymagające, ale przez to prawdziwe. Nie podyktowane egoistycznym interesem przyjemności. Bóg chciał i chce małżeńskiej jedności, nie rozdzielania. Więc czegoś, co jest najpiękniejsze, ale i strasznie trudne. Jeśli się pojawiła inna możliwość, możliwość rozejścia, to tylko przez wzgląd na zatwardziałość. Nic innego. Warto o tym pamiętać.
Ewangelia równa się radykalizmowi. A więc wyborowi czegoś, co jest trudniejsze. Mamy głosić Jezusa w naszym życiu. A On nie jest komfortowy, On nie jest mile widziany na naszych salonach. Jednak trzeba nam pamiętać, że On nie jest po to, by łechtać nasz egoizm, ale by nas ciągle przestawiać na dobre tory. Nie bójmy się mówić, myśleć inaczej niż wszyscy. Nie bójmy się w miejscu naszej pracy, uczenia się, powiedzieć, że ktoś, że ja sam, robimy coś głupiego i niedobrego. Nie bójmy się nie krakać jak wrony, wszystkie tak samo. Nie bójmy się w tym tygodniu zawalczyć o inną jakość życia, niż ta, o którą walczą inni, wyzwoleni i światli ludzie. Mówię o tym, byśmy sobie przypomnieli, że bierzemy udział w bitwie, wielkiej bitwie. Nie dajmy sobie zamydlić oczu poprawnością polityczną, tolerancją, nowoczesnością.
Prawdziwa droga jest trudna. II czytanie mówi, że sam Jezus przeszedł drogę cierpienia, by dojść do chwały. Nie politycznych hasełek, pełnych egoistycznych interesów, ale drogę cierpienia, a więc trudnych wyborów.
http://kramer.blog.deon.pl/2015/10/04/na-poczatku-bylo-inaczej/
*********
PANNA WIERNA
Zdrowaś Maryjo,
łaski pełna, Pan z Tobą,
błogosławiona Tyś między niewiastami
i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus.
Święta Maryjo, Matko Boża,
módl się za nami grzesznymi
teraz i w godzinę śmierci naszej.
„PANNO WIERNA, MÓDL SIĘ ZA NAMI”
Dzisiejsze rozważanie chciałbym rozpocząć od krótkiego fragmentu, który dziś rano przeczytałem w internecie. Są to słowa, które wypowiedział przed kilkoma dniami o. Adam Szustak OP w Koszalinie w czasie rekolekcji. Słowa te dotyczą małżeństwa, ale myślę, że są świetnym wprowadzeniem do dzisiejszego tematu: „Małżeństwo to najbardziej hardcorowa przysięga świata. Mówisz, że będziesz kochał drugiego człowieka „aż do śmierci”. Co to oznacza? Nie tylko to, że „do końca życia”. „Aż do śmierci” oznacza też, że „będę cię kochał i szanował zawsze, nawet, jeśli się okaże, że jesteś zołzą, skrzywdzisz mnie 1000 razy, innymi słowy, kiedy bycie z tobą będzie mnie doprowadzało do śmierci”. Mocno te słowa mną wstrząsnęły, gdy je przeczytałem. Nie dotyczą one moje życia, bo jestem księdzem i zakonnikiem, ale mimo wszystko nadały one mi nowy sens sakramentu małżeństwa i przysięgi, którą sobie składają małżonkowie w dniu ślubu. Dlaczego użyłem tych słów w kontekście Miriam. Ona była wierna do końca. Ona kochała do końca. Ona nadal jest wierna i nadal kocha, bo miłość nigdy nie umiera. Ona jednak kochała i kocha nadal Kogoś kto zawsze kocha (bo jest Odwieczną Miłością) i kto zawsze szanuje każdego. Jednak nie jest to łatwa miłość. Jej życie nie było usłane płatkami róż, ale od momentu, gdy wypowiedziała „niech mi się stanie według Twego słowa” jakby życie nabrało nowego kolorytu i znaczenia. Nagle też wszystko zmieniło się i było ciągle pod górę – nawet do Elżbiety musiała iść przed góry. To co ją spotykało nie było łatwe. Myślę, że nie rozumiała w wielu momentach, co się dzieje. Jednak zawsze i bez przerwy była wierna. Była wierna, choć nie było jej łatwo. Była wierna, gdy zginął Jej Syn i znalazła Go dopiero po trzech dniach. Wiesz ile to jest czasu – trzy dni i trzy noce. Była wierna, gdy Syn zostawił dom i poszedł nauczać. Była wierna, gdy słyszała, że chcą Jezusa zabić. Była wierna, gdy stała pod Krzyżem. Była wierna do końca. Była wierna i dlatego trwała z Apostołami w Wieczerniku. ta wierność wciąż trwa, dlatego Maryja jest tak bliska każdemu z nas po dzień dzisiejszy. Ja bym chyba tak po ludzku nie umiał. Nie miał bym siły i odwagi, ale przede wszystkim takiej wiary, wytrwałej wiary jaką Ona miała.
My dziś mamy problem z wiernością. Nie jest nam łatwo być wiernym. Najpierw wobec swoich zobowiązań i deklaracji, które sobie składamy. Mamy problem w wierności Bogu i zasadom, które obieramy na życie. Rzucamy słowa na wiatr. Ona nie deklarowała, nie obiecywała, ale zawsze była i zawsze można na nią liczyć. Wierność to nie słowa, a trwanie. Wierność to nie piękne, cudowne deklaracje bez pokrycia, a trwanie do końca wbrew jakiejkolwiek logice. To trwanie przy drugim w momencie, gdy inni już by dawno poszli. Wierność to nie zjednywanie sobie przyjaciół, którzy będą nas uwielbiać, ale poświęcenie czasu dla tych, którzy nigdy na to nie zasłużyli i nie potrafią się niczym odwdzięczyć. Pięknych deklaracji doświadczamy nieustannie, bo ktoś nam coś obiecał – że będzie, że nie zostawi, że będzie kochał aż do końca i nie ma go i nigdy już nie będzie. Ojciec Adam we wspomnianych rekolekcjach mówił również: „Miłość polega na nieustannym okazywaniu miłosierdzia drugiemu człowiekowi. Kochać w drugim to, co zachwycające, to żadna sztuka. Samo się kocha. Ale jak spod tego piękna zaczyna wychodzić nędza, egoizm, głupota… wtedy to pokochać, to zupełnie inna sprawa. Wiele małżeństw już tutaj się kończy, a to jest dopiero okazja, żeby miłość się w ogóle zaczęła. W dużej mierze miłość polega na przyjmowaniu słabości drugiego”.
Dziś jest taki dzień, by stanąć razem z Miriam i prosić Ją o łaskę wierności. Ona nie miała łatwo i dlatego może mnie zrozumieć. Ona bolejąca, stojąca pod Krzyżem z sercem przebitym boleścią i smutkiem chce każdego z nas wyciągnąć z ludzkiej rozpaczy niedotrzymanych słów i deklaracji. Ona wierna do końca chce stać przy każdym z nas i chce być wierna za nas. Ona jest Matką i przyjmuje wszystkie nasze słabości. Bierze nas słabych i prowadzi przed Syna. To jest wierność, której nas dzisiaj uczy. Jak nie masz siły – to pozwól Jej zaprowadzić siebie do Boga. Ona nigdy nikim nie gardzi. Nie musisz być silny i nie musisz we wszystkim dawać radę, ale pozwól Jej, by cię wspomagała i ratowała. Niech Ona oręduje za nami, byśmy byli wierni każdemu wypowiedzianemu i złożonemu słowu.
Miriam, Najwierniejsza Służebnico Pańska daj nam łaskę wierności. Daj siłę stania pod Krzyżem. Nie pozwól umrzeć z rozpaczy, a każdy ból przemień w słodycz. Módl się za nami grzesznymi.
Na koniec zapraszam do wspólnej modlitwy. Odmówmy razem chociaż jeden dziesiątek rozważając tajemnice Śmierci Pana Jezusa.
http://marekcssr.blog.deon.pl/2015/10/02/panna-wierna/
************
Na początku stworzenia
Wprowadzenie do modlitwy na 27 Niedzielę zwykłą, 4 października
Tekst: Mk 10, 2 – 16
Prośba: o łaskę prostego i ufnego serca.
Wchodząc w tę modlitwę zobacz najpierw Jezusa, który jest wystawiony na próbę, a więc musi się bronić. Problem, który Mu stawiają, jest palący aż do dzisiaj. Człowiek ciągle ma problemy. Ale z czym? Może trzeba by powiedzieć, że najpierw z wiernością i to w pierwszej kolejności Bogu. Jezus cały problem odnosi do początków (o których słyszymy w pierwszy czytaniu). Powrócić do początku, kiedy wszystko wydawało się jasne i proste. Człowiek po grzechu, a przede wszystkim przez sam grzech, komplikuje rzeczywistość. Dopóki „nie oddalił” od siebie Boga, żył również w bliskości człowieka. Oddalając Boga może uczynić swoje serce zatwardziałym i skłonnym do koncentracji tylko na sobie.
Bóg pragnie jedności (szatan jest tym, który dzieli). Jedności z Nim, jako źródłem życia oraz jedności ludzi między sobą. A szczególnym „miejscem” jedności jest małżeństwo, gdzie spoiwem miłości między dwojgiem ludzi jest Chrystus (przez sakrament). Cudzołóstwo to nie sprawa życia nieczystości, lecz wierności i jedności. To kwestia bliskości z Bogiem i drugim człowiekiem: duchem, duszą (psychiką) i ciałem: „stają się jednym ciałem”. Pomyśl najpierw o swojej jedności z Bogiem i wierności Jemu. A potem odnieś to do swoich relacji z bliźnimi. Bo ta wierność i jedność dotyczy nie tylko relacji małżeńskiej, wyraża się tylko w innym sposób.
Do Jezusa przynoszą dzieci. I z nimi chce On mieć bliską relację, we właściwy im sposób. Jak mąż według prawa żydowskiego mógł oddalić żonę, tak uczniowie próbują „oddalić” od Jezusa dzieci. Jednak On się na to nie zgadza i reaguje oburzeniem (gniewem), które zawsze wyraża ochronę przez Jezusa czegoś, co jest dobre i wartościowe. Z jednej strony w tej modlitwie wpatruj się i rozważaj zamysł Boży względem człowieka, pragnienie, by człowiek żył w harmonii, jedności i bliskości z Nim (Bogiem) oraz między sobą (szczególnie w małżeństwie), z drugiej popatrz na Jezusa, który za pomocą gniewu na własnych uczniów, pokazuje gotowość obrony tej wartości, jaką jest jedność z Nim i bliskość.
http://e-dr.jezuici.pl/na-poczatku-stworzenia/
***********
***********************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
4 PAŹDZIERNIKA
*********
Św. Franciszek – Jan Bernardone – przyszedł na świat w 1182 r. w Asyżu w środkowych Włoszech. Urodził się w bogatej rodzinie kupieckiej. Jego rodzice pragnęli, by osiągnął on stan szlachecki, nie przeszkadzali mu więc w marzeniach o ostrogach rycerskich. Nie szczędzili pieniędzy na wystawne i kosztowne uczty, organizowane przez niego dla towarzyszy i rówieśników. Jako młody człowiek Franciszek odznaczał się wrażliwością, lubił poezję, muzykę. Ubierał się dość ekstrawagancko. Został okrzyknięty królem młodzieży asyskiej. W 1202 r. wziął udział w wojnie między Asyżem a Perugią. Przygoda ta zakończyła się dla niego niepowodzeniem i niewolą. Podczas rocznego pobytu w więzieniu Franciszek osłabł i popadł w długą chorobę.
W roku 1205 uzyskał ostrogi rycerskie (został pasowany na rycerza) i udał się na wojnę, prowadzoną między Fryderykiem II a papieżem. W tym czasie Bóg wyraźniej zaczął działać w życiu Franciszka. W Spoletto miał sen, w którym usłyszał wezwanie Boga. Powrócił do Asyżu. Postanowił zamienić swoje bogate ubranie z żebrakiem i sam zaczął prosić przechodzących o jałmużnę. To doświadczenie nie pozwoliło mu już dłużej trwać w zgiełku miasta. Oddał się modlitwie i pokucie. Kolejne doświadczenia utwierdziły go w tym, że wybrał dobrą drogę. Pewnego dnia w kościele św. Damiana usłyszał głos: “Franciszku, napraw mój Kościół”. Wezwanie zrozumiał dosłownie, więc zabrał się do odbudowy zrujnowanej świątyni. Aby uzyskać potrzebne fundusze, wyniósł z domu kawał sukna. Ojciec zareagował na to wydziedziczeniem syna. Pragnąc nadać temu charakter urzędowy, dokonał tego wobec biskupa. Na placu publicznym, pośród zgromadzonego tłumu przechodniów i gapiów, rozegrała się dramatyczna scena między ojcem a synem. Po decyzji ojca o wydziedziczeniu Franciszek zdjął z siebie ubranie, które kiedyś od niego dostał, i nagi złożył mu je u stóp, mówiąc: “Kiedy wyrzekł się mnie ziemski ojciec, mam prawo Ciebie, Boże, odtąd wyłącznie nazywać Ojcem”. Po tym wydarzeniu Franciszek zajął się odnową zniszczonych wiekiem kościołów. Zapragnął żyć według Ewangelii i głosić nawrócenie i pokutę. Z czasem jego dotychczasowi towarzysze zabaw poszli za nim.
24 lutego 1208 r. podczas czytania Ewangelii o rozesłaniu uczniów, uderzyły go słowa: “Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski” (Mt 10, 10). Odnalazł swoją drogę życia. Zrozumiał, że chodziło o budowę trudniejszą – odnowę Kościoła targanego wewnętrznymi niepokojami i herezjami. Nie chcąc zostać uznanym za twórcę kolejnej grupy heretyków, Franciszek spisał swoje propozycje życia ubogiego według rad Ewangelii i w 1209 r. wraz ze swymi braćmi udał się do Rzymu. Papież Innocenty III zatwierdził jego regułę. Odtąd Franciszek i jego bracia nazywani byli braćmi mniejszymi. Wrócili do Asyżu i osiedli przy kościele Matki Bożej Anielskiej, który stał się kolebką Zakonu. Franciszkowy ideał życia przyjmowały również kobiety. Już dwa lata później, dzięki św. Klarze, która była wierną towarzyszką duchową św. Franciszka, powstał Zakon Ubogich Pań – klaryski.
Franciszek wędrował od miasta do miasta i głosił pokutę. Wielu ludzi pragnęło naśladować jego sposób życia. Dali oni początek wielkiej rzeszy braci i sióstr Franciszkańskiego Zakonu Świeckich (tercjarstwu), utworzonemu w 1211 r. W tym też roku Franciszek wybrał się do Syrii, ale tam nie dotarł i wrócił do Włoch. W 1217 r. zamierzał udać się do Francji, lecz został zmuszony do pozostania we Włoszech. Uczestniczył w Soborze Laterańskim IV. Z myślą o ewangelizacji pogan wybrał się na Wschód. W 1219 r. wraz z krzyżowcami dotarł do Egiptu i tam spotkał się z sułtanem Melek-el-Kamelem, wobec którego świadczył o Chrystusie. Sułtan zezwolił mu bezpiecznie opuścić obóz muzułmański i dał mu pozwolenie na odwiedzenie miejsc uświęconych życiem Chrystusa w Palestynie, która była wtedy pod panowaniem muzułmańskich Arabów.
W 1220 r. Franciszek wrócił do Italii. Na Boże Narodzenie 1223 r., podczas jednej ze swoich misyjnych wędrówek, w Greccio zainscenizował religijny mimodram. W żłobie, przy którym stał wół i osioł, położył małe dziecko na sianie, po czym odczytał fragment Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa i wygłosił homilię. Inscenizacją owego “żywego obrazu” dał początek “żłóbkom”, “jasełkom”, teatrowi nowożytnemu w Europie. 14 września 1224 r. w Alvernii, podczas czterdziestodniowego postu przed uroczystością św. Michała Archanioła, Chrystus objawił się Franciszkowi i obdarzył go łaską stygmatów – śladów Męki Pańskiej. W ten sposób Franciszek, na dwa lata przed swą śmiercią, został pierwszym w historii Kościoła stygmatykiem.
Franciszek aprobował świat i stworzenie, obdarzony był niewiarygodnym osobistym wdziękiem. Dzięki niemu świat ujrzał ludzi z kart Ewangelii: prostych, odważnych i pogodnych. Wywarł olbrzymi wpływ na życie duchowe i artystyczne średniowiecza. Trudy apostolstwa, surowa pokuta, długie noce czuwania na modlitwie wyczerpały siły Franciszka. Zachorował na oczy, próby leczenia nie przynosiły skutku. Zmarł 3 października 1226 r. o zachodzie słońca w kościele Matki Bożej Anielskiej w Asyżu. Kiedy umierał, prosił, by bracia zwlekli z niego odzienie i położyli go na ziemi. Rozkrzyżował przebite stygmatami ręce. Odszedł z psalmem 141 na ustach, wcześniej wysłuchawszy Męki Pańskiej według św. Jana. W chwili śmierci miał 45 lat. W dwa lata później uroczyście kanonizował go Grzegorz IX.
Najpopularniejszym tekstem św. Franciszka jest Pieśń słoneczna. Pozostawił po sobie pisma: Napomnienia, listy, teksty poetyckie i modlitewne. Św. Franciszek jest patronem wielu zakonów, m. in.: albertynów, franciszkanów, kapucynów, franciszkanów konwentualnych, bernardynek, kapucynek, klarysek, koletanek; tercjarzy; Włoch, Asyżu, Bazylei; Akcji Katolickiej; aktorów, ekologów, niewidomych, pokoju, robotników, tapicerów, ubogich, więźniów.
W ikonografii św. Franciszek ukazywany jest w habicie franciszkańskim, czasami ze stygmatami. Bywa przedstawiany w otoczeniu ptaków. Jego atrybutami są: baranek, krucyfiks, księga, ryba w ręku.
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-04.php3
**********
Pieśń słoneczna
Pod polskim tłumaczeniem został umieszczony oryginalny tekst “Pieśni słonecznej”.
|
|
Najwyższy, wszechmocny i dobry Panie,
Tobie sława, chwala, uwielbienie I wszelkie błogosławieństwo: Tylko Tobie, Najwyższy, one przystoją I żaden człowiek nie jest godzien wzywać Twojego Imienia. Altissimo, onnipotente, bon Signore, tue so’ le laude, la gloria et l’honore Pochwalony bądź, Panie Laudato si’, mi’ Signore, cum tucte le tue creature Panie, bądź pochwalony Laudato si’, mi’ Signore, per sora luna e le stelle: Panie, bądź pochwalony Laudato si’, mi’ Signore, per frate vento Panie, bądź pochwalony Laudato si’, mi’ Signore, per sora acqua, Panie, bądź pochwalony Laudato si’, mi’ Signore, per frate focu, Panie, bądź pochwalony Laudato si’, mi’ Signore, per sora nostra matre terra Panie, bądź pochwalony Laudato si’, mi’ Signore, Panie, bądź pochwalony Laudato si’, mi’ Signore, per sora nostra morte corporale, http://www.swanna.pl/prw/pisma/pisma_fr/piesn_slon.html |
Naśladowanie Chrystusa
dodane 2008-10-01 20:41
Leszek Śliwa
Giotto di Bondone „Stygmatyzacja św. Franciszka”, fresk, 1325, kościół Santa Croce, Florencja
Stało się to w 1224 roku, prawdopodobnie 14 września rano. Święty Franciszek modlił się na górze La Verna (znanej w Polsce pod łacińską nazwą Alvernia). Nagle ujrzał na niebie wiszącego na krzyżu Jezusa. Zbawiciel przybrał postać Serafina, mającego sześć skrzydeł. Po chwili ból przeszył ręce, nogi i bok Świętego – złote promienie połączyły Chrystusa i Franciszka. Biedaczyna z Asyżu otrzymał stygmaty – znaki męki Syna Bożego.
Dokładny opis widzenia i chwili stygmatyzacji zawdzięczamy Tomaszowi z Celano, przyjacielowi i pierwszemu biografowi Franciszka. Z jego opisu korzystał także Giotto. W kaplicy Bardi florenckiego kościoła Santa Croce malował scenę stygmatyzacji prawie dokładnie sto lat później. Święto Stygmatyzacji św. Franciszka nie było jeszcze wówczas ustanowione. Giotto uznał jednak, że wydarzenie to stanowi kulminację i podsumowanie starań Franciszka, by naśladować Jezusa. Dlatego fresk ten namalował nad drzwiami prowadzącymi do kaplicy Bardi, udekorowanej w całości scenami z życia Świętego. Chciał w ten sposób pokazać, że stygmatyzacja jest kluczem do zrozumienia celu i sensu życia Franciszka.
Giotto malował tę samą scenę jeszcze co najmniej dwa razy. Jedno z tych malowideł znajduje się w Asyżu, drugie w paryskim Luwrze. Dzieło z Florencji wyróżnia się wyraźnym zarysowaniem krzyża, na którym rozpięte jest ciało Jezusa pod postacią Serafina. Uczeni sądzą, że artysta chciał podkreślić rolę krzyża, bo dzieło powstawało w kościele Santa Croce, czyli Świętego Krzyża.
http://kosciol.wiara.pl/doc/489281.Nasladowanie-Chrystusa
**********
Idźcie precz!
dodane 2008-10-01 20:36
Leszek Śliwa
Giotto di Bondone, Wypędzenie demonów z Arezzo, fresk, 1297–1299, bazylika św. Franciszka, Asyż
Podczas wojny działy się rzeczy straszne. Św. Franciszek, który przybył w okolice miasta w tym burzliwym czasie, dostrzegł nad Arezzo demony. Poprosił Sylwestra, brata z utworzonego przez siebie zakonu, o pomoc w przepędzeniu sił zła. Giotto utrwalił tę scenę na jednym spośród 28 fresków w bazylice św. Franciszka w Asyżu. Na środku obrazu widzimy Sylwestra, jak zdecydowanym ruchem ręki nakazuje demonom opuścić Arezzo. Egzorcyzm był skuteczny. Siedem demonów odlatuje w popłochu.
Franciszek, skromnie schowany za plecami Sylwestra, pokornie się modli. Do miasta wkracza normalność – w bramach pojawiają się uspokojeni mieszkańcy. To wielki triumf świętego. Ale nie tylko jego. Nieprzypadkowo Franciszek modli się na tle bazyliki San Donato. Świątynia symbolizuje tu całą wspólnotę wiernych. Zakończenie wojny domowej i przywrócenie moralności w mieście to zwycięstwo Kościoła.
Zgodnie ze średniowieczną tradycją malarską, najważniejsze osoby i rzeczy są większe od tych mniej ważnych. Dlatego postacie Sylwestra i Franciszka są tak duże, a bazylika San Donato wyższa niż całe Arezzo.
Święty Franciszek z Asyżu
Opowieść o życiu św. Franciszka z Asyżu, założyciela zakonu franciszkanów. Wzruszająca historia młodego człowieka, pochodzącego z bogatej kupieckiej rodziny, marzącego o rycerskiej sławie,darzącego uczuciem piękną Klarę. Porzuca to wszystko, by poślubić “siostrę biedę” i żyć wśród najuboższych, niosąc pomoc trędowatym.Wyklęty z rodziny, uwięziony i poniewierany w prostej tunice, jak żebrak wzywa ludzi do czynienia pokuty. Wezwany poleceniem Chrystusa Ukrzyżowanego: “Franciszku, idź odbuduj mój Kościół, gdyż popada w ruinę” – gromadzi wokół siebie ludzi, którzy chcą tak jak on kroczyć drogą pobożności i wyrzeczenia. Posądzony o herezję, szuka oparcia u papieża Innocentego III. Umacniany nadprzyrodzonymi znakami, umiera położony na własne życzenie bez ubrania na gołej ziemi.
***********
Święty Franciszek z Asyżu
Jan Bernardone, do którego przylgnęło imię Franciszek, urodził się w Asyżu (Włochy) pod koniec 1181, bądź na początku 1182 roku w rodzinie kupieckiej. W przykatedralnej szkole nauczył się łaciny i rachunków, które miały mu się przydać w kupieckim fachu przy boku ojca.
Próbując realizować marzenia o karierze rycerskiej, w 1202 roku brał udział w wojnie między Asyżem i Perugią, gdzie po przegranej doświadczył rocznego więzienia i choroby. W 1205 roku znów próbował swych sił, biorąc udział w wyprawie wojennej do Apulii, tam jednak nie dotarł z powodu wewnętrznego głosu, który kazał mu zawrócić do Asyża.
Wkrótce potem, poruszony nowymi przeżyciami wśród trędowatych i przejęty prawdą o Bogu, dającym odczuć swą obecność na ziemi, porzucił dotychczasowe życie. Przejrzysty przykład jego ubogiego i wolnego życia, opartego na bezgranicznym zaufaniu Bożej dobroci nie pozostawał bez echa.
***********
W Paryżu – św. Aury, pierwszej ksieni klasztoru założonego przez św. Eligiusza. Zmarła w roku 666.
oraz:
świętych męczenników Kajusa, Fausta, Euzebiusza, Cheremona i Lucjana (+ III w.); świętych Kryspusa i Kajusa (+ I w.); św. Piotra, biskupa i męczennika (+ 715)
***********************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
**********
Kiedy zakochanie staje się miłością?
Paolo Curtaz / slo
Pismo Święte mówi jasno i wyraźnie: miłość rządzi się swoimi prawami, które koniecznie trzeba odkrywać. Istnieje bowiem jak najbardziej realne ryzyko, że stawiając siebie w roli Boga, wypaczymy relację między zakochaniem a miłością. Trzeba się mieć na baczności.
Zakochanie staje się miłością, kiedy zaczynamy troszczyć się o osobę, z którą jesteśmy, kiedy się angażujemy, kiedy przestajemy mieć oczekiwania i uczymy się dawać. Miłość wymaga wysiłku oraz dojrzałości i nie uznaje dróg na skróty.
W książce O sztuce miłości Erich Fromm pisze:
Istotą miłości jest pracować dla czegoś i sprawiać, by coś rosło; miłość i praca to rzeczy nierozłączne. Kocha się to, dla czego się pracuje, i pracuje się dla tego, co się kocha.
Miłość zaczyna się w chwili, w której zaczynamy patrzeć na zakochanie trzeźwym wzrokiem, dołączając wolę i rozum do serca i uczuć.
Często żartuję, że ludzie, którzy chcą wziąć ślub, nie mogą być w sobie zakochani! Chcę przez to powiedzieć, że powinni mieć już za sobą okres euforii, w którym dostrzega się wyłącznie zalety partnera/partnerki i w ogóle nie widzi się jego/jej wad!
Decyzję o założeniu rodziny i wspólnym życiu powinniśmy podejmować dopiero wtedy, gdy nie boimy się przyznać do swoich ograniczeń i zdajemy sobie sprawę z ograniczeń drugiej osoby.
Jeżeli ktoś sądzi, że miłość może się rozwijać wyłącznie spontanicznie, ulega złudzeniu. Owszem, miłość potrzebuje chwil uniesień, uwodzenia, erotyzmu, elementu zaskoczenia, ale wyłącznie w ramach rzeczywistości i wierności.
Mój brat potrafi zrobić dobre wino tylko dzięki wytężonej pracy i ogromnemu doświadczeniu człowieka, który dobrze zna rytm winnicy i niuanse swojego zawodu! Z dzikich winogron nie stworzy się niczego!
Z jakimi trudnościami należy się liczyć?
W Księdze Rodzaju jest mowa o trudzie brzemienności. Nie chodzi tylko o brzemienność fizyczną (niezwykle wymagającą, o czym dobrze wiedzą wszystkie matki!), lecz również o brzemienność duchową. Wejście w związek z drugą osobą oznacza rezygnację z części siebie oraz konieczność znoszenia bólów porodowych związanych z faktem zjednoczenia dwóch odrębnych indywidualności. Rozpoczęcie wspólnego życia wymaga przyjęcia logiki brzemienności, pełnej drobnych codziennych spraw, utrwalonych nawyków, a często także negatywnych wpływów rodzinnego domu; brzemienności, która zaczyna się tutaj, a w innym miejscu ma swoje rozwiązanie.
Według Księgi Rodzaju jedną z konsekwencji nadmiernej pożądliwości jest wykorzystywanie seksualnej namiętności jako narzędzia władzy. Między mężczyzną i kobietą powstaje relacja charakteryzująca się chęcią dominacji i uwodzenia (zajmiemy się tym tematem w dalszej części książki). Wszyscy małżonkowie wiedzą doskonale, że uprawianie miłości to naprawdę trudna sztuka!
Jednak mimo tak mało romantycznych wniosków w Księdze Rodzaju znajdujemy potwierdzenie, że można kochać się przez całe życie, można ofiarować siebie drugiemu człowiekowi, można wspólnie wzrastać. Dwoje staje się jednym ciałem – nie sumą dwóch jednostek, dwóch samotności, lecz głębokim zrozumieniem, które uzdalnia do przetrwania okresu agonii (tym pięknym greckim słowem określano wysiłek sportowca).
Przypomnij sobie
Jak mocno się zakochałem/am? Co szczególnie podobało mi się w stanie zakochania? A co nie? Jeżeli zakochiwałem/am się wiele razy, co we mnie zostało z tego uczucia, co się rozwinęło? Trud życia w miłości do ciebie jest dla mnie zachętą do podejmowania wysiłku czy rezygnacją?
W jakim stopniu zmieniła się wasza miłość? Jakie twoje cechy sprawiły, że się w tobie zakochałem/am? Jakie twoje cechy sprawiają, że kocham to, czym się staliśmy?
Wiecej w książce: MIŁOŚĆ I INNE SPORTY EKSTREMALNE – Paolo Curtaz
http://www.deon.pl/slub/narzeczenstwo/art,66,kiedy-zakochanie-staje-sie-miloscia.html
***********
Po co nierozerwalność małżeństwa?
Dariusz Piórkowski SJ
Aniołowie ślubu nie biorą. Nie mają płci ani nie płodzą dzieci. Inaczej kochają i nie potrzebują siebie nawzajem w taki sposób jak ludzie. Mąż i żona mają to, czego aniołom brakuje, bo są ciałem i pełnym obrazem Boga.
“A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10, 8b-9)
Większość przykazań Bożych, także to, które dotyczy nierozerwalności małżeństwa, sformułowane jest negatywnie, w formie zakazu. Wytyczają one bowiem nieprzekraczalne dla człowieka granice. Określają minimum, które trzeba zachować, aby człowiek nie zszedł z dobrej drogi i nie utracił zbawienia.
Nakaz nierozerwalności stwierdza jedynie, że nie wolno rozerwać węzła. Jednak przykazania, chociaż negatywnie, chronią i rozwijają konkretne dobro. “Nie zabijaj” dotyczy życia, które wprawdzie nie jest absolutnym dobrem, ale na tym świecie koniecznym do tego, aby człowiek rozwijał się i przygotował na niebo.
Zapytajmy się więc, czy istnieje pozytywne uzasadnienie dla nierozerwalności? Po co jej strzec i zachowywać, mimo burz i wstrząsów? Co ona daje małżonkom? I dlaczego jest tak ważna?
Piszę o tym, ponieważ uważam, że opieranie się w duszpasterstwie i przygotowaniu do małżeństwa jedynie na nakazie zawierania małżeństwa lub zakazie jego rozwiązywania, to dzisiaj zbyt mało, aby przekonać młodych, wątpiących, a także niewierzących. Ta motywacja może być zbyt krucha, gdy przyjdzie czas próby, pokusy i kryzysu.
W sumie ostatecznie tylko wizja dobra może pociągnąć człowieka i dać mu siłę, by mógł pokonać przeciwności i nie poddać się pokusie. Negatywne uzasadnienie jest wstępem do dalszej drogi albo ostatnią deską ratunku. Trzeba jeszcze czegoś pośrodku.
Oczywiście, dla ludzi wierzących do przyjęcia nauki o nierozerwalności małżeństwa wystarczający jest autorytet Chrystusa. Skoro On – Syn Boga ogłasza, że małżeństwo jest nierozerwalne, to znaczy, że taka jest prawda. Nie potrzeba więc szukać dalszych uzasadnień. Być może. Ale gdybyśmy chcieli być konsekwentni, to również nie należałoby zabiegać o zakaz aborcji w prawie państwowym, skoro wierzący i tak będą unikać tego przestępstwa.
Trudności z przyjęciem
W wersji rozmowy z faryzeuszami na temat małżeństwa podanej przez św. Mateusza, nagle sami uczniowie reagują na słowa Jezusa o nierozerwalności ze smutkiem: “Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić” (Mt 19, 10). Całożyciowe zaangażowanie w związek z jedną osobą kojarzy im się z ogromnym ciężarem. Pewnie dostrzegają też własną słabość i wyczuwają, że wytrwałość do końca życia w jednym związku to heroizm. Na te obawy Chrystus odpowiada zadziwiająco, że nie wszyscy tę naukę przyjmują. Ale Jezus stwierdza również, że przyjęcie tej tajemnicy jest darem.
W tekście pojawia się grecki czasownik “chorein” – “zrobić miejsce dla czegoś”, “przyjąć coś” “zaakceptować”. Dosłownie więc należałoby przetłumaczyć słowa Jezusa w ten sposób: “Nie każdy może przyjąć to nauczanie, lecz tylko ci, którym to jest dane”(Por Mt 19, 11). Nie każdy akceptuje nierozerwalność, niekoniecznie ze złej woli i wskutek niezrozumienia. Jezus twierdzi, że dzieje się tak z urodzenia bądź pod wpływem ludzi (być może niewłaściwego wychowania), czy z wyboru bezżenności dla królestwa. A więc nierozerwalność wiąże się z jednej strony z przyjęciem, a z drugiej z darem. W tym darze mieści się i poznanie, i siła do wdrożenia przyjętej nauki. Rzadko mówi się o małżeństwie w kategoriach powołania, bo wydaje się, że z urodzenia każdy ma do niego prawo. Jezus podaje jednak aż trzy sytuacje, w których człowiek nie jest zdolny do małżeństwa.
Tradycja Kościoła uczy, że wiara szuka jednak zrozumienia. Dobrze jest więc nie tylko wierzyć, ale i wiedzieć, jeśli to możliwe. Ponadto, dzisiaj wiele ludzi zawiera małżeństwo, nie mając tak głębokiej wiary. I pytają, po co nierozerwalność. Szukają racjonalnych argumentów.
Zajrzyjmy do dzisiejszej Ewangelii. Faryzeusze pytają, czy wolno oddalić żonę, bo z różnych powodów nie da się dłużej z nią żyć. Jezus odpowiada, że tak naprawdę mężczyźni ci nie rozumieją, po co jest małżeństwo. Nie rozumieją jego sensu i celu, ustalonego przez Stwórcę “na początku”.
Małżeństwo coś daje
Ale, co ciekawsze, Jezus ukazuje najpierw pozytywny cel małżeństwa. Św. Jan Chryzostom komentując tę scenę pisze: “Zwróć uwagę na mądrość Nauczyciela. Zapytany: Czy wolno? nie odpowiedział od razu: “Nie wolno, żeby się nie zaniepokoili ani nie zmieszali; przed rozstrzygnięciem przy pomocy pozytywnego rozumowania wyraźnie wykazuje, że jest to zarządzenie samego Ojca (…) “Nie powiedział: “Nie rozrywajcie, nie rozłączajcie ich”, lecz: “Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”.
Jezus nie zaczyna od zakazów, lecz od pożytku, jaki płynie z głębokiej i trwałej wspólnoty kobiety i mężczyzny. A tym podstawowym pożytkiem jest najpierw to, by “stali się jednym ciałem”. Pojawia się tu greckie słowo “proskallao”, które występuje tylko 4 razy w Nowym Testamencie, właśnie w odniesieniu do małżeństwa. Jest to termin medyczny oznaczający “łączenie, zlepianie obu części rany”, “sklejanie czegoś “, “przyleganie do, “trzymanie się czegoś wiernie”. Ten obraz sugeruje jedność, która obejmuje wszystkie aspekty życia. Jest ona tak silna jak współgranie wszystkich członków w jednym organizmie. “Jak więc zbrodnią jest ciąć ciało, tak samo nieprawością jest opuszczenie żony (lub męża)” – pisze Chryzostom.
Ponadto Chrystus wskazuje również pozytywnie na fakt, że to Bóg łączy mężczyznę i kobietę. Takie łączenie zaczyna się już podczas zakochania, które oczywiście można interpretować wyłącznie naturalistycznie czy psychologicznie: krążenie feromonów, buzowanie hormonów czy pociąg seksualny. Ale w świetle wiary za zakochaniem można dostrzec ukryte działanie Boga. Ludzkie ciało i seksualność są dziełem Boga. To przecież nie przypadek, że chłopakowi wpada w oko ta a nie inna dziewczyna. I na odwrót.
Trudny dar, który oczyszcza
Nierozerwalność to negatywna strona wierności i jedności. Zewnętrzny mur, który chroni dostępu do skarbu przed niepożądanymi gośćmi. Ale jest ona też niełatwym świadectwem, znakiem wierności Boga wobec ludzi, pomimo tego, że ciągle upadamy i łamiemy nasze obietnice. Co daje wierność?
Katechizm Kościoła Katolickiego, wyjaśniając naukę o nierozerwalności, łączy ją ściśle z miłością. Wiara i nadzieja przeminą, miłość zabierzemy do Boga. Dlatego Katechizm podkreśla, że miłość jest trwała, a nie tymczasowa. Potrzebuje czasu i warunków do rozwoju. Dlatego nierozerwalność konieczna jest do “ciągłego wzrostu” małżonków. Miłość dojrzewa w czasie, ponieważ zakłada wzajemne poznanie, przechodzi też momenty kryzysowe, rozczarowania, zawiera w sobie etap bolesnego ścierania się z egoizmem. Dzięki wierności (której uczą się również księża i osoby konsekrowane) mamy jednak szansę na stopniowe oczyszczenie naszych ambicji, wygórowanych oczekiwań, zwykłego zapatrzenia w siebie.
Skoro ludzkie życie nie trwa na ziemi wiecznie, bardzo trudno byłoby rozwinąć się w miłości, gdyby człowiek co parę lat zmieniał męża lub żonę. Tylko naiwny człowiek sądzi, że można kogoś szybko poznać. Nawet doświadczeni i wiekowi małżonkowie twierdzą, że z biegiem lat ciągle się czegoś o sobie uczą, ciągle coś odkrywają, czego wcześniej nie wiedzieli o sobie, chociaż z drugiej strony… znają już siebie na wylot. Wejście w nowy związek zakłada konieczność poznawania kogoś od początku, często tylko po to, by po jakimś czasie odkryć, że ten wymarzony nowy partner czy partnerka, też ma swoje wady i słabości (a miało być tak pięknie).
Najczęściej rozbijamy się o naszą słabość, rezygnując z małżeństwa, kapłaństwa czy życia zakonnego. Kiedy w końcu mija potrzebny i wspaniały okres zakochania czy fascynacji kapłaństwem albo wspólnotą zakonną, zaczynamy konfrontować się z ograniczeniami małżonka, innych księży, wspólnoty zakonnej. I zwykle wtedy uruchamia się w nas mechanizm stary jak świat: na pewno gdzie indziej będzie mi lepiej. Chcemy wtedy uciec do lepszego świata. Długo w życiu przyczyny trudności widzimy tylko “na zewnątrz”, w innych, w instytucji, w oku brata. Wewnętrzne źródło problemu często dostrzegamy za późno.
Wierność i nierozerwalność są więc po to, by chronić nas przed iluzją, że gdzieś istnieje idealny mąż czy żona. Także po to, by móc dojrzewać, choć nieraz w bólach. Rozwój zaczyna się wtedy, gdy odkrywam, że to ja muszę zacząć zmieniać coś w sobie albo od przyjęcia, że pewnych rzeczy nie mogę zmienić. Muszę je zaakceptować. Innymi słowy, żeby stać się jednym ciałem, w sytuacji gdy mamy do czynienia z dwojgiem różnych przecież osób i płci, trzeba najpierw zauważyć to, co jednoczy, a potem pracować nad tym, co dzieli. Wierność umacnia to, co łączy i, przy zachowaniu dobrej woli obojga, uzdrawia z tego, co staje się przeszkodą na drodze do osiągnięciu prawdziwej miłości. Wiemy, że to niełatwe. Dlatego Chrystus dał małżonkom specjalny sakrament.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2036,po-co-nierozerwalnosc-malzenstwa.html
**********
Kiedy nasze “na zawsze” nagle się kończy
Cyril Pinchak SJ
Małżeństwo jest na zawsze, jak słusznie naucza Kościół, lecz co powiedzieć osobie, której miłość, “na zawsze”, właśnie się rozpadła? Co z tymi, dla których miłość “na zawsze” od dłuższego już czasu jest martwą rzeczywistością, a ostateczne rozstanie przywraca radość, a nawet euforię? Co Kościół może powiedzieć takim ludziom?
Lato dobiegło końca, a wraz z nim sezon ślubny. Zawsze poruszały mnie takie rzeczy jak: miłość młodych, piękno ceremonii, przysięga małżeńska. Będąc świadkami uczucia, jakim darzą się młodzi, w pewien sposób poznajemy to, jak może wyglądać i czym jest miłość Boża.
Ludzkie zobowiązanie do miłości “na zawsze” mówi nam coś ważnego o tym, jaka może być miłość Boga wobec nas. Co się jednak dzieje, gdy nasza ludzka próba kochania “na zawsze” nagle dobiega końca? Co się dzieje, gdy ludzie, których kochamy, przechodzą przez doświadczenie rozwodu?
Sytuacja, w której nie jesteśmy w stanie w rzeczowy i współczujący sposób doradzić rodzinie lub przyjaciołom dotkniętym rozwodem, pokazuje nasze ograniczenia.
Papież Franciszek wydał ostatnio dwa dokumenty, w których zawarł propozycje znacznego przyśpieszenia procedur orzekania o nieważności zawartego małżeństwa. Wielu katolików odebrało to jako zapowiedz kierunku, w którym podąży rozpoczynający się Synod o rodzinie.
Ostatnie wypowiedzi Papieża, te oficjale i nieoficjalne, budzą w wiernych pytania, czy aby nie nadchodzi jakieś poważne tąpnięcie i zasadnicza zmiana? Synod, jak i osoba Franciszka uruchamiają dziś skrajne emocje. Z jednej strony mówi się o nadziei na pozytywne zmiany, z drugiej – o lęku przed podważeniem dotychczasowych prawd.
Podobnie jak małżeństwo, również nauczanie Kościoła stanowi pewnego rodzaju odbicie niezmiennej miłości Boga wobec nas. Stwierdzenie to jest równie ambitne, co prawdziwe.
Istnieje przeświadczenie, że gdy kończy się coś, co miało być “na zawsze”, wówczas nie ma odwrotu. Wielu katolików odczuwa niepokój na myśl, że Synod mógłby od tego odejść. Co jeśli odwieczna prawda o małżeństwie i rodzinie legnie w gruzach?
Podczas Synodu o rodzinie Kościół musi podjąć wyraźne duszpasterskie działania na rzecz dotkniętych problemem rozwodu. Być przy ludziach szukających możliwości dalszego funkcjonowania po tym, jak ich miłość “na zawsze” nagle się skończyła. Równocześnie Synod musi uspokoić tych, którzy obawiają się, że niezmienne nauczanie Kościoła nagle się zmieni.
Dla ludzi wiary dwie rzeczy są pewne: 1) Bóg istniej oraz 2) my nie jesteśmy bogami. Wierzymy, że Bóg zawarł przymierze z ludźmi. Nakłada ono na nas pewne zobowiązania (nazywamy to Bożym prawem) pozwalające nam trwać w przyjaźni z Bogiem oraz innymi ludźmi.
Oczywiste jest, że Boże prawo nie ulega zmianie, jednak sposób, w jaki je rozumiemy, już tak. Zmienia się on wraz z naszym dojrzewaniem indywidualnym, jak i wspólnotowym. Objawienie to rzeczywistość, która wciąż się dokonuje, gdyż sam Bóg jest nieustannie aktywny w świecie oraz naszych sercach.
Jak zatem możemy pojąć, czym jest “na zawsze”, zarówno małżeństwa, jak i nauczania Kościoła? Z jednej strony “na zawsze” jest dla nas rzeczywistością, która mówi nam coś o Bogu, z drugiej – chcemy wiedzieć, jak żyć dalej, gdy nasze “na zawsze” dobiegło końca.
Wyobrażam sobie, że pary przechodzące przez proces rozwodowy boleśnie konfrontowane są z pytaniami: “A co jeśli?”, “Kiedy zaczęło się to psuć?”. Być może katastrofa zaczęła się już na samym początku. Może ten związek nigdy nie miał szans prawidłowo funkcjonować. Od samego początku w jabłku tkwił robak. Rany pojawiły się już w momencie wzajemnego wybrania i zaangażowania. Lata wspólnego związku spakowały walizki i rozeszły się, tym razem na dobre. Ciężar wzajemnej relacji stał się zbyt duży, by można go było unieść.
Co działo się w tych dniach, miesiącach, może latach poprzedzających ową decyzję? W jaki sposób rzeczy zmieniły się tak bardzo z pierwotnego “na zawsze” na “już nie dam rady”. W słowach “na zawsze” jest powaga, świadomość, która przychodzi w momencie uzmysłowienia sobie, że nasze wybory i czyny naprawdę mają znaczenie.
Jest w tym pewien ciężar odpowiedzialności, przed którą nie można uciec, której nie można przekazać innym. To, co jest dla mnie ważne teraz i tak długo, jak żyję, uznaję za moją deklarację “na zawsze”. I nie ma chyba bardziej dojmującego uczucia od tego, gdy moja deklaracja, mimo najszczerszych intencji i wysiłków, nagle nie wytrzymuje próby. Gdy moje “na zawsze” nagle się kończy. Gdy u kresu swojej wytrzymałości mówię: “To musi się skończyć. Nie jestem w stanie tego znieść przez kolejny dzień, a co dopiero na zawsze w tym trwać”.
Z naszej perspektywy, z tej strony nieba, jedyna rzecz, jaka jest na zawsze, to sam Bóg. Żądamy od ludzi rzeczy, o które możemy prosić tylko Boga. Gdy oczekujemy czyjegoś “na zawsze” lub ktoś oczekuje tego od nas, to tak naprawdę prośbę kierujemy ku Bogu. Ani ja, ani ty, ani nikt inny nie może ofiarować siebie samego lub jakiejś innej rzeczy na zawsze, o ile nie uczynimy tego w Bogu i poprzez Niego. A zatem w słowach “zawsze będę cię kochał/kochała” ujawniamy nie tylko naszą relację do tej osoby, ale również do samego Boga.
Tylko wtedy relacja może być “na zawsze”, gdy zakorzeniona jest w Bogu. Żaden związek, czy to małżeństwo, czy relacja rodzicielska, nawet wspólnota religijna nie utrzyma się, o ile nie pozostaje umocowana w Bogu.
Nasz Bóg nieustanie działa w życiu ludzkim. Trudził się pośrodku tego, co było porażką i skandalem krzyża. Bóg jest obecny i działa również tam, gdzie nasze ludzkie “na zawsze” nagle dobiegło końca. Bóg jest blisko złamanych na duchu, stoi tuż obok przechodzących przez doświadczenie rozwodu. Z tego właśnie powodu nadchodzący Synod, formułując nowe podejście do rodziny, powinien słuchać i pytać o radę rozwiedzionych katolików oraz tych, których małżeństwo zostało anulowane.
Wielu zapyta teraz: “Dlaczego mamy patrzeć na rozwodników i prosić ich o radę, przecież to ci, których życie i małżeństwo jest porażką?”. W odpowiedzi na to możemy z kolei zapytać: “A do kogo innego mamy iść, chcąc czerpać z doświadczenia?”. Czy lekarz na drodze specjalizacji wybiera tylko zdrowych pacjentów? Warto pamiętać, kim byli towarzysze Jezusa w czasie Jego ziemskiej pielgrzymki.
Doświadczający rozwodu często ze złamanym sercem uzmysławiają sobie utratę czegoś, co miało być ich “na zawsze”. To wielka strata stanowiąca pewnego rodzaju dezintegrację osoby, utratę jej tożsamości. Wszystko to woła i pragnie bliskość i pomocy w ponownym odnalezieniu siebie samego i swojego miejsca w świecie.
Aby znów zacząć funkcjonować, już po drugiej stronie naszego “na zawsze”, potrzeba na nowo odnaleźć swoją tożsamość. Jak to osiągnąć i czego to doświadczenie może uczyć zaniepokojonych o zmianę nauczania Kościoła w kwestii “na zawsze”? Każda zmiana w nauczaniu Kościoła o rodzinie spowoduje przemodelowanie tożsamości wielu katolików.
Dla jednych będzie to źródło radości, dla innych – poważnego zagubienia. Modlitewna refleksja nad historią naszego życia i dostrzeżenie w nim Bożej łaski pokazuje, że jedyna droga do ponownej integracji wiedzie przez takie patrzenie w przyszłość, które w pamięci ma działanie Boże i obecność Boga w przeszłości.
Pozwólcie, że wytłumaczę to w jeszcze inny sposób. Kiedy doświadczamy śmierci kogoś bliskiego, jedyna możliwość pozbierania się i dalszego życia wiąże się z zaakceptowaniem przeszłości. Nie osiągamy tego poprzez wygaszanie i odrzucanie dobrych wspomnień, lecz poprzez pielęgnowanie i noszenie ich w sercu. Gdy tracimy poczucie “na zawsze”, paradoksalnie możemy je odzyskać, patrząc wstecz, na naszą historię życia.
Reflektując nad minionym czasem, dostrzegamy wszystkie łaski ofiarowywane nam dzień za dniem przez Pana. Pozwala to odkryć wzór, wedle którego Bóg działał w moim życiu. Dostrzegamy to, co psalmista nazywa niezachwianą, niezmienną Bożą miłością przejawiającą się w naszym życiu.
W jakiś dziwny sposób lęk przed przyszłością, lęk przed tym, co “na zawsze”, jest wezwaniem do spojrzenia na naszą przeszłość i dostrzeżenia w niej kamieni milowych naszej wiary, czyli momentów, w których obecność i miłość Boża były odczuwane przez nas bardzo intensywnie, niemal namacalnie. Jedyna droga do tego, by być otwartym na przyszłość, to mieć głębokie doświadczenie miłości i obdarowania łaskami w przeszłości.
Nasze “na zawsze” może być tylko wtedy w pełni przeżywane, gdy uznamy, że Bóg obecny w mojej przeszłości pozostanie ze mną w mojej teraźniejszości i przyszłości. Gdy rozwiedziony mężczyzna i rozwiedziona kobieta spojrzą na swoją przeszłość, dostrzegając w niej Bożą obecność i działanie, z nadzieją będą mogli iść dalej, na nowo zintegrowani.
Jeśli uczestnicy Synodu w podobny sposób spojrzą na historię swojego życia oraz historię Kościoła, z pewnością podejmą mądrą refleksję nad rodziną. Gdy Papież Franciszek akcentuje osobiste doświadczenie bycia kochanym przez Boga, jego głos jest proroczy, mimo niezgody i sprzeciwu wielu, w tym niektórych członków Kolegium Biskupów.
Tylko wtedy gdy tacy, jacy jesteśmy, w takiej a nie innej kondycji naszej wiary katolickiej, jako bracia i siostry dobrej woli, będziemy w stanie dostrzec Bożą miłość “na zawsze” obecną w naszej historii. Tylko wtedy choć trochę będziemy w stanie zrozumieć wieczną perspektywę zarówno nauczania Kościoła, jak i naszej miłości “na zawsze”.
Nadchodzący Synod z pewnością przyniesie nowe, głębsze zrozumienie tego, czym jest nasze “na zawsze”.
Przetłumaczył Jarosław Mikuczewski SJ
http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1082,kiedy-nasze-na-zawsze-nagle-sie-konczy.html
***********
Bóg STWORZYŁ małżeństwo
John Mark Comer
W Księdze Rodzaju czytamy, że Bóg spojrzał na świat i zobaczył, że Adam jest samotnym człowiekiem na pustkowiu. “Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam” (Rdz 2, 18).
Bóg postanowił zatem coś z tym zrobić. Zesłał na Adama głęboki sen. Następnie wyjął z jego ciała jedno żebro i z tego żebra – z kości Adama – stworzył Ewę. Adam obudził się i zaśpiewał na widok kobiety:
Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta (Rdz 2, 23).
Zauważcie, że pierwsze słowa człowieka, jakie odnajdujemy w Piśmie Świętym, są pieśnią miłości.
Bóg z uśmiechem na twarzy dołącza się do pieśni i mówi: “Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2, 24).
Gdy Bóg to powiedział, stworzył małżeństwo. Hej, dotarło to do was? Bóg stworzył małżeństwo.
Cała ta sprawa to Jego pomysł. Miłość, małżeństwo, seksualność, romantyzm – wszystko to ma swój początek w zamyśle Boga. Wszystko powstało w Jego wyobraźni za sprawą Jego stwórczego geniuszu.
To dlatego w każdej kulturze na Ziemi ludzie się pobierają. Od Papui-Nowej Gwinei po Nowy Jork jeden wspólny element przewija się przez mozaikę ponad siedmiu miliardów lat istnienia ludzi na Ziemi – małżeństwo.
Małżeństwo jest wynikiem stworzenia, a nie produktem kultury. W Księdze Rodzaju człowiek miał pole do popisu. Stworzyliśmy naukę, technologie, sztukę, architekturę i urbanistykę, ale nie małżeństwo. Ono ma swój początek w Bogu.
To oznacza, że Bóg wie, jak małżeństwo powinno funkcjonować. Jak powinno działać. Bóg, który stworzył małżeństwo, ma jego obraz.
Gdzieś po drodze straciliśmy jednak z pola widzenia to, co Bóg zamierzył. Musimy wrócić do samego początku, do historii, od której wszystko się zaczęło. Historia, która wydarzyła się w ogrodzie, kryje w sobie dwie prawdy.
Pierwsza jest taka, że miłość jest piękna. Wtedy, dawno temu, Bóg stworzył coś niesamowitego. Pomimo bólu, złamanych serc i różnych trudności ciągle wracamy do pieśni miłości, jaką jest związek mężczyzny i kobiety. W przedziwny sposób wiemy, podświadomie to czujemy, że sprawa warta jest ryzyka.
Z drugiej strony wiemy też, że co ś jest nie tak. Piękno pierwotnego stworzenia jest nadal obecne, ale zostało oszpecone i przesłonięte.
Wtedy w ogrodzie coś poszło nie tak. Do Raju przedostał się wąż. Przyszedł do Adama i Ewy i splamił ich czystą, niewinną miłość. Trawiony nienawiścią i zazdrością, chciał zniszczyć to pierwsze małżeństwo.
Bóg jest stwórcą życia. Wąż jest Jego przeciwieństwem. Jezus mówi o nim, że “od początku był on zabójcą”, i przedstawia go jako kogoś, kto “przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć” (J 8, 44; 10, 10). Wąż stara się zniszczyć to, co Bóg zbuduje. Stara się zniewolić to, co Bóg wyzwoli. Oszpecić to, co Bóg stworzy.
Miłość Adama i Ewy była zbyt piękna, aby wąż zostawił ją w spokoju. Wystarczyło jedno kłamstwo.
“Bóg powiedział: «Nie wolno wam jeść z niego [drzewa poznania dobra i zła], a nawet go dotykać, abyście nie pomar-Wtedy rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło»” (Rdz 3, 4-5).
Na czym polegało kłamstwo?
Na sugestii, że Bóg nas nie kocha. Że nie pragnie naszej radości. Że nie możemy Mu ufać. Że Boże pomysły nie są najlepsze. Że my wiemy lepiej niż Bóg.
I pierwsi ludzie – łatwowierni i naiwni – kupili to kłamstwo.
Od tej chwili historia miłosna zamieniła się w tragedię. Grzech w pierwszej kolejności uderzył w związek Adama i Ewy. Adam obwinił swoją żonę. Ewa obwiniła węża. Dwoje ludzi rzuciło się sobie do gardeł. i tak powstał pierwszy serial o małżeństwie.
Odruchowo myślimy, że Adam i Ewa byli głupi. Prymitywni jaskiniowcy, niewiele lepsi od małp. Ale czy my jesteśmy inni? Lepsi?
Prawda jest taka, że każdy z nas stoi przed tym samym wybo rem. Z którego drzewa będziemy jeść?
Czy kupimy to kłamstwo? Czy będziemy robić wszystko po swojemu, sądząc, że wiemy lepiej niż Bóg? A może rzucimy monetą i będziemy mieli nadzieję, że jakoś to będzie? Czy będziemy słuchać głosu Stwórcy, a nie węża? Czy uwierzymy, że to Bóg wie najlepiej? On jest Stwórcą i On jest dobry.
Pogubiliśmy się gdzieś po drodze. Jeśli chcemy odnaleźć drogę powrotną do Raju, gdzie będziemy “nadzy i nieczu-jący wstydu”, musimy wsłuchiwać się w głos Jezusa.
Przyznam, że dziwne jest przyjmowanie porad na temat miłości od singla. Sądzę, że życie wędrownego nauczyciela nie było zbyt romantyczne. Ale wierzymy, że Jezus jest żywym Bogiem pośród nas.
Bóg, który powiedział: “Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam”, i nauczyciel, który powiedział: “Czyż nie czytaliście.?” – są jednym.
Jezus daje nam miłologię…
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2032,bog-stworzyl-malzenstwo.html
***********
Na początku on i ona
Paolo Curtaz
Kiedy poruszany jest temat obrazowania miłości w Piśmie świętym, natychmiast przychodzi na myśl najbardziej znany fragment Księgi Rodzaju, opisujący stworzenie Adama i Ewy, mężczyzny i kobiety.
Potem Pan Bóg rzekł: “Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc”. Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się, jaką on da im nazwę. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę “istota żywa”. I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny (Rdz 2, 18-20).
A zatem: Bóg stworzył świat, wyprowadził porządek do chaosu, wyodrębnił cztery żywioły, ukształtował istotę ludzką i tchnął w nią życie. Następnie zauważa samotność stworzonej istoty i szuka rozwiązania tego problemu, angażując ją w swoje dzieło. Człowiek, który jeszcze nie jest podzielony, nadaje imię wszelkiemu stworzeniu.
Człowiekiem nazywam niepodzielną istotę ludzką, hermafrodytę, która łączy w sobie element kobiecy i męski.
W Piśmie świętym akt nadawania imienia oznaczał dogłębną znajomość, wejście w posiadanie.
Jaka piękna idea: Bóg zauważa samotność człowieka, opiekuje się nim i znajduje rozwiązanie, które jednak okazuje się nieskuteczne.
Jak bardzo taki obraz Boga różni się od karykatury, którą nosimy w sercu! Bóg nie jest despotycznym policjantem, egocentrycznym i niedostępnym władcą, od którego możemy oczekiwać najwyżej wyrazów nikłego zainteresowania. Bóg jest Stwórcą wszechświata, domagającym się współpracy od stworzenia, które postawił nad wszystkimi pozostałymi żywymi istotami.
Omawiany przez nas fragment opisuje dynamiczną relację między Bogiem a człowiekiem. Po raz pierwszy pojawia się tutaj koncepcja, która powraca również w innych miejscach Pisma świętego. Chodzi mianowicie o twierdzenie, że Bóg także może zmienić zdanie, Bóg także eksperymentuje.
Zaproponowane przez Boga rozwiązanie nie satysfakcjonuje człowieka. Ani posiadanie, ani poznanie (nadawanie imienia) nie jest w stanie zapełnić pustki jego serca. Obyśmy pamiętali o tej prawdzie, kiedy poświęcamy życie na gromadzenie materialnych dóbr! Obyśmy przypomnieli ją sobie, kiedy ulegamy złudzeniu, że wiedza jest w stanie ukoić głębokie pragnienie naszych serc!
Człowiek odczuwa niepokój, ponieważ został stworzony na obraz Boga, a ponieważ został stworzony na podobieństwo Nieskończonego, pragnie nieskończonego dobra!
Człowiek czuje, że nie ma w sobie odpowiedzi na dręczące go pytania. Nie ma istoty odpowiedniej dla niego, czyli takiej jak on, równej mu. Taki stan rzeczy jest dla niego źródłem cierpienia, chociaż ma do dyspozycji cały stworzony świat.
Opis ten zawiera niezwykle ważne przesłanie: samotność nie jest dobrem, ponieważ człowiek jest relacją, związkiem. Podstawą ludzkiej natury jest wzajemna pomoc.
Zastanówmy się dobrze: Czego się boimy?
Cierpienia? śmierci?
Tak, z pewnością. Najbardziej jednak przeraża nas samotność.
Potrafimy znosić cierpienia i stawić czoła śmierci, jeżeli jest przy nas ktoś, kto nas kocha!
Słusznie boimy się samotności, ponieważ oddala nas ona od naszego pierwotnego stanu.
Słusznie boimy się samotności, ponieważ jest ona przeciwieństwem naszej najgłębszej natury.
Słusznie postępujemy, kiedy ignorujemy sugestie świata, który wychwala egoizm i samotność: kto robi sam, robi za trzech; lepiej samemu niż w złym towarzystwie.
Tymczasem według słowa Bożego człowiek w pełni wyraża swoją naturę wyłącznie w relacjach, nawet jeżeli są one wymagające i uciążliwe.
Bóg zauważył tę samotność i opracował lekarstwo: Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę (Rdz 2, 21-22).
Człowiek jest teraz podzielony na dwie części nazywane isz i iszsza8 (on/ona, mężczyzna/kobieta).
Kobieta (iszsza) została stworzona w odpowiedzi na potrzebę odpowiedniości, czyli równości z człowiekiem, który stał się mężczyzną (isz).
Oto pierwsze niezwykłe spostrzeżenie: związek dwojga ludzi jest odpowiedzią na samotność człowieka, a różnice płciowe odzwierciedlają dwie strony jednej monety. Istota ludzka, człowiek, został podzielony na mężczyznę i kobietę.
Z istoty ludzkiej zostały wyodrębnione dwa uzupełniające się aspekty, które tworzą całość, jeżeli są zjednoczone.
Nie zakochujemy się w osobie, która jest naszą wierną kopią, a jeżeli tak się dzieje, trzeba bardzo uważać!
Nie zakochuję się w tobie dlatego, że jesteś moim lustrzanym odbiciem, ani dlatego, że odbija się w tobie moje ego.
Nie mam zaufania do par, które łączy dosłownie wszystko: zainteresowania, pasje, sport, kultura, muzyka.
Oczywiście, powinno się mieć wspólne zainteresowania, biada jednak tym, którzy starają się przypodobać partnerowi, bezkrytycznie przyjmując jego styl życia.
Piękno związku dwojga ludzi wynika właśnie z różnorodności, która jest okazją do poznania nowego świata!
Męski i kobiecy sposób postrzegania świata różnią się od siebie diametralnie.
Zaakceptowanie punktu widzenia drugiej osoby bywa bardzo trudne. Wymaga bowiem wyjścia poza ramy swojego światopoglądu, wymaga dialogu i spotkania, wymaga gotowości do zrewidowania własnych poglądów.
Celem osób tworzących związek nie jest przekonywanie partnera do tego, aby stał się taki jak ja, ale wspólne dążenie do tego, by stworzyć coś nowego z połączenia dwóch jednostek!
Podział, o którym mówiliśmy, dokonuje się podczas snu. Mężczyzna nie uczestniczy w stwarzaniu kobiety. To, co się dzieje, jest tajemnicą.
Każdy człowiek jest tajemnicą dla drugiego.
Możemy żyć ze sobą przez wiele lat, a i tak każde z nas pozostanie tajemnicą dla siebie (zmieniamy się wraz z upływem czasu; nikt z nas nie jest tym człowiekiem, którym był dwadzieścia lat wcześniej!) i dla drugiej osoby. Jeżeli nie uznajemy istnienia niedostępnego nam, tajemniczego aspektu natury drugiego człowieka, negujemy rzeczywistość, zaprzepaszczając okazję do wspólnego rozwoju. Znajdujemy wygodną ucieczkę w stereotypowym przekonaniu, że wiemy wszystko o swoim mężu, dziecku, przyjacielu.
Przekonanie, że druga osoba nie może nas już niczym zaskoczyć, zabiło już niejedną miłość. A przecież to właśnie proces nieustannej przemiany, któremu podlegamy zarówno jako jednostki, jak i jako para, nadaje smak naszemu związkowi!
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2033,na-poczatku-on-i-ona.html
**********
O co chodzi w miłości?
Pustynia Serc / youtube.com / psd
Czym jest miłość? Czy chodzi o seks, uczucia, dobre samopoczucie i dowartościowanie siebie nawzajem? A może o coś głębszego i piękniejszego? Obejrzyj i ucz się kochać naprawdę.
Ile razy w swoim życiu zastanawiałeś się, gdzie jest Twoje szczęście? Gdzie zwykle go szukasz? W akceptacji ze strony ukochanej osoby? W tym, jak wyglądasz? W nowym samochodzie albo remoncie domu? Jeśli naprawdę chcesz odnaleźć szczęście, zwróć się do osoby, która jako jedyna może Ci je dać: porozmawiaj z samym sobą.
Właśnie takie wyzwanie rzuca nam John Powell, jednocześnie oferując skuteczną, potwierdzoną doświadczeniem metodę zmierzenia się z nim. Dziesięć zadań, dziesięć ćwiczeń ducha i ciała, dziesięć nowych błogosławieństw. Oto klucz do spełnienia.
Twoje szczęście jest w Tobie.
John Powell SJ (1925-2009) – jezuita, wykładowca na Uniwersytecie Loyola w Chicago. Autor bestsellerów, m.in. Dlaczego boję się kochać?, Jak kochać i być kochanym, Miłość bez warunków.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2025,o-co-chodzi-w-milosci.html
*********
Cztery drogi miłości
Wojciech Jędrzejewski OP
Jak budować przyjaźń czy miłość? Zobacz cztery sposoby na budowanie relacji, które pomogą Ci lepiej poznać drugiego człowieka.
“Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” – to tytuł pierwszego spotkania PKP Młodych w Łodzi. Konferencję poświęconą pierwszemu Przykazaniu Bożemu wygłosił 18 września 2015 r. o. Wojciech Jędrzejewski, dominikanin. Potem odpowiadał na pytania młodzieży zebranej w kościele św. Apostołów Piotra i Pawła.
Pomiędzy jednym Synodem a drugim Papież Franciszek zmobilizował cały Kościół do pracy nad zagadnieniem rodziny, i w tych ostatnich miesiącach widoczne były tego rezultaty – następujące po sobie w coraz szybszym tempie książki i debaty, przedstawiające różne punkty widzenia, jednak z konstruktywnymi intencjami.
Niemal wszyscy koncentrowali się na nierozerwalności małżeństwa i na otwarciu się na osoby rozwiedzione, które zawarły ponowne związki, pomijając jednak inne problemy, jakie wyłoniły się z kwestionariuszy zebranych w diecezjach, a zatem bardzo aktualne i interesujące.
We Francji zebranie przygotowawcze – podczas którego wspólną refleksję prowadzili wykładowcy uniwersyteccy z ośmiu wydziałów teologicznych, zwracając szczególną uwagę na różnorodność podejść – przybrało szerszy zasięg, podejmując nie tylko kwestie wskazana w relatio synodi, ale także pytania, jakie doszły do głosu podczas zebrania biskupów francuskich. Powstała z tego mądra i żywa książka (La famiglia fra sfide e prospettive – Rodzina pomiędzy wyzwaniami i perspektywami, Edizioni Qiqajon, 2015 r.), która ukazuje różne perspektywy przed refleksją i pobudza do myślenia. W szczególności uderza pokaźna obecność kobiet teolożek i biblistek, zabierających głos.
Rozpoczęta refleksja teologiczna obrała za punkt wyjścia rozważań nad rodziną Słowo Boże, bez zapominania jednak o potrzebach naszych czasów, a zatem bez popadania w abstrakcję. Anne-Marie Pelletier przypomina, że modele rodziny ukazane w Biblii bardzo różnią się między sobą, a w niektórych przypadkach, szczerze mówiąc, są wątpliwe, i wnioskuje, że opowieść Pisma z pewnością nie zamierza uprawomocniać tych postaw, ale “świadczy o tym, że Bóg wykorzystuje sytuacje transgresji, aby uczynić z nich narzędzie zbawienia”. W gruncie rzeczy w tej jak i innych wypowiedziach jest krytyka tendencji do odczytywania tekstów sakralnych, aby mówić o rodzinie idealnej, która nie istnieje, zamiast mierzyć się z rzeczywistością i dostrzegać działanie Boga w naszym rzeczywistym i niedoskonałym życiu.
Od pierwszych esejów pojawia się problem prawa natury, na które często powołują się dokumenty Kościoła, i rodziny “naturalnej”, z którą wielu chce wiązać katolicki model rodziny. Problem ten przejawia się we wszystkich kwestiach, zwłaszcza tych, które dotyczą seksualności i prokreacji, i jest podjęty w sposób decydujący w posłowiu Enza Bianchiego, który zachęca do uwzględnienia “istnienia rozmaitych form rodziny w procesie humanizacji”.
Dwa przyczynki książki miały zdać sprawę w aspekcie historycznym z pojawienia się w historii chrześcijańskiego modelu rodziny – a zatem dać solidniejszy fundament wizji rodziny jako rezultatu historyczno-kulturowego – jednak w tym wypadku efekt nie dorasta do zamierzeń, wykazując jeszcze raz na brak analizy historycznej, który cechuje w ogóle aktualną kulturę katolicką.
Bogatsze i bardziej interesujące są działy egzegezy biblijnej, w szczególności analiza obrazu małżeństwa na wzór relacji Chrystusa i Kościoła. Obraz ten przez wielu zostaje poddany ścisłej analizie krytycznej, również dlatego – jak pisze Hélène Bricourt – że “my dziedziczymy interpretację kwestii nierozerwalności, która została wypracowana w kontekście małżeńskim, kulturowym, społecznym odmiennym od naszego”.
Oprócz problemów związanych z rozwiedzionymi, którzy żyją w nowych związkach, podejmowano wiele zagadnień – wśród nich drogi tego, kto nie jest powołany ani do małżeństwa, ani do życia zakonnego, i kwestię homoseksualizmu – jednak we wszystkich odpowiedziach, które wszak wychodzą z różnych punktów widzenia, potwierdza się konieczność odejścia od abstrakcji i autoreferencyjności. “Mówienie o małżeństwie i rodzinie w dzisiejszych czasach wymaga rozeznania i wyjścia naprzeciw pytaniom dzisiejszym, tym, które duszpasterstwo kościelne zna, w kontakcie z mężczyznami i kobietami tych czasów”, pisze Antoine Guggenheim. I kontynuuje: “Oczekujemy wyjaśnienia i postępu nie doktryny katolickiej, ale duszpasterstwa katolickiego”. A zatem w wyraźnej jedności z nawoływaniem Papieża Franciszka do wychodzenia, aby iść spotykać wiernych w realiach ich życia.
Kard. Sgreccia o Synodzie: tak dalej być nie może
KAI / ml 02
W wydwiadzie udzielonym włoskiemu dziennikowi “Avvenire”, kard. Sgreccia stwierdził, że związek duszpasterstwa i miłosierdzia jest podstawą do zrozumienia nadchodzącego Synodu o rodzinie. – Dzisiaj duszpasterstwo wydaje się być sprawą drugorzędną w stosunku do teologii – powiedział 87-letni hierarcha.
Pytany o klucz do obrad synodalnych, wskazał, że będzie nimi stwierdzenie: “prymat miłosierdzia jest prymatem duszpasterstwa”. Wystarczyłoby dobrze zrozumieć ten związek, by umożliwić rozwiązanie wielu spraw, o których będą dyskutowali uczestnicy Synodu. Chodzi jednak o miłosierdzie w szerokim znaczeniu.
– Miłosierdziem jest także zapobieganie grzechowi, także dar Niepokalanego Poczęcia jest znakiem miłosierdzia ze strony Boga. Również wyjaśnianie młodzieży znaczenia czystości przedmałżeńskiej – wskazał włoski purpurat.
Podkreślił, że “pochylamy się tam, gdzie działa grzech”, ale “największe miłosierdzie zmierza do ideału, do tego, co najlepsze, do całkowitego zwycięstwa”. – W przypadku młodych, którzy przygotowują się do małżeństwa, możemy tylko przedstawiać im ślub tak, jak pojmował go Chrystus. Musimy dążyć do wysokiej miary świętości. Im wyżej się mierzy, tym lepiej zapobiega się podziałom i większa jest możliwość zaradzenia sytuacjom kryzysowym – przekonywał kardynał.
Jego zdaniem w synodalnym dokumencie roboczym (“Instrumentum laboris”) zbyt mało się mówi się o duszpasterstwie. – Tymczasem duszpasterstwo jest jedynym narzędziem, jakim dysponujemy, a za jego pośrednictwem “sam Chrystus działa w Kościele”.
– Każdy biskup powinien sprawić, że jego księża zakochają się w bogatym i pełnym w projekcie duszpasterskim, zgodnym z zamysłem Boga. Dzisiaj duszpasterstwo wydaje się być sprawą drugorzędną w stosunku do teologii. Tak być nie może. Duszpasterstwo to synteza wszystkiego, co jest w Piśmie Świętym – zaznaczył 87-letni hierarcha, dodając, że “duszpasterstwo obejmuje całe życie” człowieka, gdyż powinno się mu towarzyszyć w każdej chwili, od poczęcia do naturalnej śmierci.
Pytany, co zrobić w sytuacji, gdy w życiu rodzinnym pojawiają się sytuacje niezgodne z nauczaniem Kościoła, np. wolne związki, zauważył, że nie można wtedy liczyć tylko na własne siły, lecz trzeba patrzeć na Chrystusa, nie tracić z oczu “szczytu góry”, nie spuszczać wzroku. Trzeba przejść od miłości ludzkiej do miłości Bożej, “znaleźć nową harmonię między eros i agape”. Kościół nie może “przykrywać” sytuacji, w których żyje się miłością w sposób cząstkowy. Miłosierdzie bowiem jest “prawdą przeżytą”, nie można w Chrystusie rozdzielić obecności prawdy i miłości, byłaby to “fałszywa opozycja”.
Gdy chodzi o osoby rozwiedzione, które zawarły ponowne związki cywilne, kard. Sgreccia podkreślił, że problem ten dotyczy duszpasterstwa, a nie doktryny o nierozerwalności małżeństwa. Tym, co można zrobić jest “zapobieganie, bliskość, zrozumienie”. W adhortacji apostolskiej “Familiaris consortio” św. Jana Pawła II z 1981 r. “jest tyle zrozumienia dla par rozwiedzionych, które zawarły nowe związki, że nie można już się cofnąć. Wskazówka, by żyć jak brat i siostra jest właściwa, bo nie narusza zasady nierozerwalności” – wskazał były przewodniczący Papieskiej Akademii Życia.
Pochwalił też naturalne metody regulacji poczęć, gdyż “znajomość rytmu płodności kobiety jest katechezą, która nie umniejsza odpowiedzialności”, im bowiem więcej wiem, tym bardziej jestem odpowiedzialny. – Okresowa abstynencja, by odsunąć w czasie poczęcie, jest wyborem po ludzku wykonalnym i do przyjęcia – zauważył włoski purpurat. Wskazał, że metody naturalne są “wyborem odpowiedzialności i miłości” i “musimy stale je proponować wszystkim małżeństwom”.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,23656,kard-sgreccia-o-synodzie-tak-dalej-byc-nie-moze.html
************
Do księży homoseksualistów
ks. Wojciech Węgrzyniak
Jeśli prawdą jest, że homoseksualizm jest dobry, to Bóg prędzej czy później objawi to Kościołowi. I Kościół to ogłosi nie dzięki naciskom ludzi, ale naciskom Ducha. Jeśli nie wierzycie w to, lepiej zostawić kapłaństwo.
Od 17 lat jestem księdzem. 6 lat mieszkałem w seminarium, w pokoju sześcioosobowym, trójce i dwójkach. 5 lat mieszkałem z księżmi w Rzymie, w Jerozolimie rok u Legionistów, 2 lata u Franciszkanów. Nigdy nie spotkałem się z jakimkolwiek przejawem homoseksualizmu. Może nie jestem atrakcyjny seksualnie. Może nie widzę rzeczy, które widzą inni. A może tak naprawdę, nie jest was wielu, wbrew powtarzanym opiniom.
Nie chodzi jednak o liczby. Jeśli nawet jest was więcej niż widać i jeśli żadne spotkania kapłańskie nie są objawem jawnej przeciw wam walki, to jest to tylko dowodem na to, że nie jest wam źle w kapłaństwie. Mówią, że się wspieracie, że są powiązania i układy, ale jeśli tak, to dlatego, że pod wieloma względami jest wam lepiej niż księżom heteroseksualnym. Wy możecie jechać razem na wakacje. My z kobietami nie możemy. Wy możecie spotykać się co tydzień i zostawać na noc u kolegi. My tak nie możemy. Wy możecie tworzyć przyjaźnie. Na nas od razu podejrzliwe patrzą. Nawet seks możecie uprawiać bezpiecznie, nie bojąc się, że partner zajdzie w ciążę. W wielu miejscach sprzyja wam prawo, jak w Jerozolimie, gdzie nie można było zapraszać kobiety do swego pokoju w klasztorze, a mężczyznę można było za zgodą przeora. Doceńcie to. Możecie oskarżać wszystkich, że wam utrudniają życie, ale nie Kościół hierarchiczny.
Nie wiem, na jakiej podstawie uważacie się za szczególnie prześladowanych w Kościele. To prawda, że w wielu naszych słowach nie ma Ewangelii. Prawda, że jest za wiele jadu i złości. I za to będziemy przepraszać aż do umiłowania każdego człowieka. I z tego względu nigdy nie będzie za mało słów Kościoła wzywających do szacunku. Ale spróbujcie na to popatrzeć z dwóch innych perspektyw. Po pierwsze, księża żartują na różne tematy i może nieraz sprawili wam przykrość, ale przecież sami dobrze wiecie, że najwięcej dostaje się w żartach i rozmowach biskupom a najbardziej realnie poszkodowaną grupą duchownych są wikariusze, chorzy i niektórzy emeryci. I jakoś to znoszą. Wiem, że to nie jest argument, że skoro się jednym dowala, to i innym można. Ale nie można uważać się za najbardziej poszkodowanych, jak się obiektywnie nie jest. Bo to budzi zawsze anty-reakcję. Po drugie, w zdecydowanej większości nie chodzi wcale o homofobię. Żyliście wieki i nikt was nie ścigał, dopóki nie zaczęliście robić mega promocyjnej kampanii. I to budzi sprzeciw. Gdyby księża zaczęli dzwonić w każdą niedzielę do każdego parafianina z pytaniem, czy już był w kościele, to nikt by nie odebrał tego jako wspaniałej akcji ewangelizacyjnej, tylko wielu by się wpieniło, że kler się wpycha do ich życia. My, może zwłaszcza Polacy, nie znosimy, jak się nam coś narzuca. I to nie jest homofobia. To jest zaborcofobia.
Mówicie jednak, że nie możecie siedzieć cicho, bo to jest waszym obowiązkiem i prawem. W tej materii, jako teolog biblista często myślę o tym, czy da się inaczej interpretować Pismo święte, które jednoznacznie potępia homoseksualizm. I to prawda, że wiele jest nakazów nawet Nowego Testamentu, które są tylko śladem dawnej epoki i nikt się tym dziś nie przejmuje. Tak choćby z zakazem przemawiania kobiet na zgromadzeniach (1 Kor 14,35), modlenia się przez kobiety z odkrytą głową (1 Kor 11,14) czy noszenia długich włosów przez mężczyzn (1 Kor 11,14).
Dwa elementy są jednak bardzo wymowne. Po pierwsze, w Nowym Testamencie, tam gdzie jest mowa o homoseksualizmie, zawsze występuje on w katalogu grzechów, które powszechnie do dziś uważamy za rzeczy złe, nawet przez ludzi niewierzących (Rz 1,25-32; 1 Tm 1,9-11; 1 Kor 6,9-10). Zobaczmy np. Rz 1,25-32:
25 Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen. 26 Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. 27 Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie. 28 A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. 29 Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; 30 potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, 31 bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości. 32 Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.
Pytanie jest takie. Jakim prawem możemy powiedzieć Bogu, że z katalogu grzechów usuwamy akurat ten jeden, bo już nie jest grzechem? Dlaczego nie uważać, że dobrem jest również podstęp (bo wiele można nawet załatwić dla Kościoła), albo chełpliwość (i nazwać ją PR-em)? Nie boicie się, że tym samym sfałszujemy prawdę, do której powołał nas Pan Bóg? Nie boicie się tego, że okłamiemy ludzi, do których zostaliśmy wezwani?
Po drugie, jest jeszcze Kościół. Wiecie, po co go ustanowił Chrystus. I znacie jego stanowisko na ten temat. I pamiętacie, jak dochodzi do zmian w Kościele. Tylko za sprawą Ducha Świętego. Nigdy za sprawą siły. Nawet mediów całego świata. Nawet lobby samego diabła. To Duch prowadzi nas do całej prawdy (J 16,13). Jeśli prawdą jest, że homoseksualizm jest dobry, to Bóg prędzej czy później objawi to Kościołowi. I Kościół to ogłosi nie dzięki naciskom ludzi, ale naciskom Ducha. Jeśli nie wierzycie w to, lepiej zostawić kapłaństwo. Szkoda życia w Kościele dla niewierzących w Kościół. Jeśli wierzycie, bądźcie cierpliwi, pracujcie, módlcie się i czekajcie, wiedząc z historii, że każdy rozłam Kościoła miał swoje źródło w prymacie siły nad cierpliwością. Im bardziej będziecie naciskać na zmiany, tym bardziej będziemy się wam opierać. Przecież nie po to zrezygnowaliśmy z małżeństwa, miłości żony i radości własnych dzieci, żeby słuchać homoseksualistów. Bo to nie jest walka o prawo do miłości. To jest walka przeciwko tym, którzy zostawili wszystko, bo wierzą, że Bóg żyje i ciągle mówi przez Kościół. Bóg, który w Kościele jest wcieloną miłością.
Ostatnie słowo na temat nieludzkiego celibatu. Nie wiem, co jest bardziej nieludzkie, żyć w celibacie, czy być wiernym jednej osobie. Być całe życie abstynentem, czy móc pić tylko Żywiec. Wiem, że celibat jest darem. Zawsze był w Kościele i zawsze był znakiem absolutnie przekraczającego ludzkie myślenie wkroczenia Boga w seksualność człowieka. Oczywiście, wszyscy wiemy, że dyskusyjne jest to, czy musi on być dla księży obowiązkowy. Ale znowu, dopóki Kościół Rzymski nie zmieni prawa, każdy z nas wie, na co się umawiał. I w takim układzie podwójne życie zawsze będzie zdradą. I to prawda, że się zdarza. Niestety. Nie walczymy. Walczymy. Czasami upadamy. Częściej się podnosimy. Niekiedy leżymy powaleni za długo. Grzeszymy i spowiadamy się. Ale jeśli zaczniemy mówić, że każdy ma prawo do zdrady i jeszcze się nią publicznie chełpić, to tylko życzyć nam wszystkim, żebyśmy chociaż raz w życiu zostali tak porządnie zdradzeni, żeby na własnej skórze zrozumieć, że głoszenie prawa do zdrady jest głoszeniem prawa do ludzkiej krzywdy.
Musimy się więcej modlić. Za siebie. Przecież jesteśmy braćmi. I to podwójnie. Mamy tego samego Ojca i to samo kapłaństwo. Da dobry Bóg, że będziemy mieli i to samo niebo.
Tekst pierwotnie ukazał się na stronie wegrzyniak.com
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,2154,do-ksiezy-homoseksualistow.html
***********
,
Dodaj komentarz