Słowo Boże na dziś – 24 lipca 2015r. – piątek – św. Kingi, dziewicy, wspomnienie

Myśl dnia

On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny (Mt 13,23b)

 

Prawdziwe szczęście jest rzeczą wysiłku, odwagi i pracy.

Honoriusz Balzak

Być może Bóg chciał, abyś poznał wielu złych ludzi, zanim poznasz tego dobrego,
żebyś mógł go rozpoznać, kiedy on się w końcu pojawi.
Gabriel García Márquez
*********

PIĄTEK XVI TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Wj 19,17;20,1-17)

Bóg ogłasza przykazania

Czytanie z Księgi Wyjścia.

Mojżesz wyprowadził lud z obozu naprzeciw Boga i ustawił u stóp góry. Wtedy mówił Bóg wszystkie te słowa:
„Ja jestem Pan, twój Bóg,. którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie.
Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią. Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i strzegą moich przykazań.
Nie będziesz wzywał imienia Pana Boga twego do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy.
Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. Sześć dni będziesz pracować i wykonywać wszystkie twe zajęcia. Dzień zaś siódmy jest szabatem ku czci twego Pana Boga. Nie możesz przeto w dniu tym wykonywać żadnej pracy ani ty sam, ani syn twój, ani twoja córka, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, ani cudzoziemiec, który mieszka pośród twych bram. Bo w sześciu dniach uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty.
Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą twój Pan Bóg da tobie.
Nie będziesz zabijał.
Nie będziesz cudzołożył.
Nie będziesz kradł.
Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek.
Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 19, 8-11)

Refren: Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne.

Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę, *
świadectwo Pana niezawodne, uczy prostaczka mądrości.
Jego słuszne nakazy radują serce, *
jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy.

Bojaźń Pana jest szczera i trwa na wieki, *
sądy Pana prawdziwe, a wszystkie razem słuszne,
cenniejsze nad złoto, nad złoto najczystsze, *
słodsze od miodu płynącego z plastra.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Por. Łk 8,15)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Błogosławieni, którzy sercem szlachetnym i dobrym
zatrzymują słowo Boże
i wydają owoc przez swą wytrwałość.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mt 13,18-23)

Wyjaśnienie przypowieści o siewcy

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Posłuchajcie co znaczy przypowieść o siewcy. Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze.
Posiane na miejsca skaliste oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest niestały. Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamuje.
Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne.
Posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny”.

Oto słowo Pańskie.

 

 ************************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

Cierpliwe kroczenie naprzód 

Cierpliwość jest cnotą, o którą powinniśmy szczególnie zabiegać. Szatan nieustannie będzie nam podsuwał różnego rodzaju zniechęcenia, aby odciągnąć nas z właściwej drogi. Stając się chrześcijanami, podczas chrztu św. otrzymaliśmy przywilej nazywania się uczniami Chrystusa. Woda chrzcielna, która oczyściła nas z grzechu pierwszych rodziców, wlała w nasze serce łaskę, która umacnia nas w dobrych postanowieniach. Ale postanowienia te trzeba podejmować każdego dnia. To jest nasz wkład w dzieło odkupienia.

Otrzymałem od Ciebie, Panie, wszelkie potrzebne łaski, aby wytrwać w wierze. Ochraniaj mnie swoją łaską, abym nie uległ podszeptom Szatana i nie zniechęcił się w czynieniu dobra.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*********

#Ewangelia: Trzy powody duchowej klęski

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock)

Jezus powiedział do swoich uczniów: “Posłuchajcie, co znaczy przypowieść o siewcy. Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze.

 

Posiane na miejsca skaliste oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest niestały. Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamuje.

       

Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne.

       

Posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je.

 

On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny”.

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Nasze problemy z osiągnięciem świętości, czyli wrodzonego podobieństwa do Boga, mają trzy źródła. Pierwsze to nierozumienie Słowa Bożego – dlatego tak ważne jest otwarcie się na Ducha Świętego poprzez wyciszenie, medytację i aktywne życie we wspólnocie Kościoła.

 

Drugie to niestałość – pamiętajmy, że miłość i wszelka doskonałość jest owocem wierności.

 

Trzecie to zapuszczanie korzeni w tym świecie poprzez nadmierne zatroskanie o sprawy materialne i próbę budowania szczęścia w oparciu o to, co posiadamy.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2503,ewangelia-trzy-powody-duchowej-kleski.html

*********

Na dobranoc i dzień dobry – Mt 13, 18-23

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. TimOve / Foter / CC BY-NC-ND)

Wydać plon obfity…

 

Wyjaśnienie przypowieści o siewcy
Jezus powiedział do swoich uczniów: Posłuchajcie co znaczy przypowieść o siewcy.

 

Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze.

 

Posiane na miejsce skaliste oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest niestały. Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamuje.

Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne.

 

Posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny.

 

Opowiadanie pt. “O wodzie i mędrcu”

 

Pewien mędrzec chiński przychodził często nad wielką rzekę i godzinami medytował. – Dlaczego to robisz? – zapytano go.

 

Mędrzec, nie odrywając oczu od płynącej wody, odpowiedział z namaszczeniem: – Wodę można porównać do bardzo, ale to bardzo dobrego człowieka. Gdziekolwiek przychodzi, jest szczodra i wspaniałomyślna. Wszędzie gdzie się zjawia, niesie życie.

 

Refleksja
Każdy z nas ma to pragnienie w sercu, aby czynić dobrze na świecie. Jednak sytuacje życiowe, konkretni ludzi oraz “kontekst sytuacyjny” danego wydarzenia prowadzą do tego, że to, co miało być dobre, odkrywane jest przez innych ludzi jako złe. W ten sposób ziarno dobroci, które w nas jest, prowadzi do destrukcji i przykrych konsekwencji nie tylko dla nas samych, ale także ludzi, którzy są wokół nas…

 

Każdy z nas powinien znaleźć sobie miejsce w życiu, gdzie będzie nie tylko czuł się komfortowo, ale przede wszystkim gdzie może realizować swoje palny i marzenia. To ideał do którego wciąż zbliżamy się i zdobywamy naszym osobistym zaangażowaniem i pracą. Tylko poprzez systematyczność i konsekwencję zdobywamy to, co obraliśmy za nasz główny cel. Wszystko po to, aby owoc w nas wzrastał i przynosił plon obfity nie tylko dla nas, ale przede wszystkim innych ludzi, a nawet całego świata…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego warto być dobrym?
2. Dlaczego nie należy zrażać się porażkami?
3. Dlaczego nie należy poddawać się beznadziei?

 

I tak na koniec…
Być może Bóg chciał, abyś poznał wielu złych ludzi, zanim poznasz tego dobrego, żebyś mógł go rozpoznać, kiedy on się w końcu pojawi (Gabriel García Márquez)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,332,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mt-13-18-23.html

**********

Komentarz liturgiczny

Wyjaśnienie przypowieści o siewcy
(Mt 13, 18-23)

Ewangelia pokazuje jak słuchać Słowa Bożego: starać się zrozumieć je, zagruntować je w sobie, czyli uczynić je skałą w mojej twardej skale oporu, przeniknąć Nim moje troski i kłopoty. Do tego wszystkiego potrzeba wytrwałości, a więc mocy Ducha Świętego.
Nakazy Pana są słuszne i radują serce.
Potraktuj je jako drogę, a nie szlaban.
Zobacz w nich swoje pokrzepienie!

Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

********

Refleksja katolika

Dzisiejsze pierwsze czytanie opowiada historię Izraela z punktu widzenia Boga. Izrael, początkowo wierny, pełen zaufania, w końcu odstępuje od Boga, Jego przykazań. Jest to niejako rozliczenie się z Narodem Wybranym.

Dzisiaj my powinniśmy się zastanowić jak wygląda historia naszego życia – nie z naszej perspektywy, ale z punktu widzenia Boga. Czy zaufaliśmy Mu, czy nasze życie jest związane ze źródłem wody żywej? A może raczej zainwestowaliśmy w cysterny – pozorne zabezpieczenie? Odcięcie się od Pana i poleganie na sobie w końcu spowoduje wyczerpanie zasobów. Potrzebujemy źródła, nie jesteśmy samowystarczalni.


Albowiem w Tobie jest źródło życia

(Ps 36, 10a)

Warto czerpać z tego źródła.

Adam Graczyk
agraczyk1991@gmail.com

***

Człowiek pyta:

Nie słyszysz, jak wiele zeznają przeciw Tobie?
Mt 27,13

***

KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział XIV. O TYM, ŻE NALEŻY ROZWAŻAĆ UKRYTE WYROKI BOŻE I NIE CHEŁPIĆ SIĘ ŻADNYM DOBREM 


1. Grzmią nade mną wyroki Twoje, Panie, aż moje kości drżą ze strachu i przerażenia i lęka się we mnie bardzo dusza. Stoję struchlały i myślę, że nawet niebiosa nie są w Twoich oczach bez skazy Hi 15,15.

Jeśli w aniołach odnalazłeś zło i nie wybaczyłeś im Hi 4,18; 2 P 2,4, to cóż stanie się ze mną? Gwiazdy spadły z nieba Ap 6,13, a ja, proch, czegóż mogę żądać? Ci, których dzieła zdawały się tak sławne, upadli najniżej, a ci, co przedtem spożywali chleb aniołów Ps 78(77),25, sam widziałem, pożerali chciwie wytłoki, karmę wieprzów Łk 15,16.

2. Niczym więc jest nawet świętość, Panie, jeśli Ty cofniesz swoją rękę. Nic nie zdziała mądrość, jeśli Ty rządzić przestaniesz. Nic nie poradzi siła, jeżeli odmówisz obrony Ps 127(126),1. Nic nie uchroni czystości, jeśli Ty jej nie wspierasz. Na nic nie zda się własne czuwanie, jeśli nie przyjdzie mu z pomocą Twoja święta czujność.

Pozostawieni sobie pogrążamy się i giniemy; nawiedzeni przez Ciebie – prostujemy się i oddychamy. Niestali jesteśmy, ale Ty nas umacniasz, gaśniemy, ale Ty nas zapalasz.

3. Jakże pokornie i ze wstydem powinienem myśleć o sobie! Jak niewiele cenić to, co wydaje mi się we mnie dobre! Jak głęboko powinienem się pochylić przed otchłanią wyroków Twoich, Panie! Ps 36(35),7. Widzę z nich, że jestem tylko niczym i niczym!

O niezmierzony ogromie! O morze nieprzepłynione! Nic w sobie tu nie znajduję oprócz nicości. Gdzież się więc ukryje chwała świata? Gdzie się podzieje zadufanie cnoty? Moja próżna chwała utonęła w głębinie Twoich wyroków.

4. Czym jest wszelkie ciało w Twoim spojrzeniu? 1 Kor 1,29. Czyż może chlubić się glina wobec rzeźbiarza? Iz 45,9; Jr 18,6; Rz 9,20; Mdr 15,7. Jakże mógłby się chełpić zarozumiale ten, kto prawdę swego serca podporządkował Bogu?

Cały świat nie zdoła dźwignąć w pychę tego, kto poddał się prawdzie, usta wszystkich pochlebców nie wzruszą człowieka, który ugruntował całą nadzieję w Bogu. Bo przecież i oni sami, ci, co mówią, że wszyscy są niczym, przepadną, skoro tylko zabrzmią słowa: Prawda Pańska trwa na wieki Ps 117(116),2.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

*********

Refleksja maryjna

Maryja wypełnieniem Kościoła

Sobór podkreśla, iż Bogarodzica jest już eschatologicznym wypełnieniem Kościoła: “Kościół w osobie Najświętszej Maryi Panny już osiąga doskonałość, dzięki której istnieje nieskalany i bez zmazy” (por. Ef 5, 27). Równocześnie “chrześcijanie ciągle jeszcze starają się usilnie o to, aby przezwyciężając grzech, wzrastać w świętości; dlatego wznoszą oczy ku Maryi, która świeci całej wspólnocie wybranych jako wzór cnót”. Pielgrzymowanie przez wiarę nie jest już więcej udziałem Bogurodzicy: doznając u boku Syna uwielbienia w niebie, Maryja przekroczyła już próg między wiarą a widzeniem “twarzą w twarz” (1 Kor 13, 12). Równocześnie w tym eschatologicznym spełnieniu Maryja nie przestaje być “Gwiazdą przewodnią” (Stella Maris) dla wszystkich, którzy jeszcze pielgrzymują przez wiarę. Jeżeli w różnych miejscach na ziemi wznoszą oni ku Niej oczy, to dlatego, że “zrodziła Syna, którego Bóg ustanowił pierworodnym między wielu braćmi (Rz 8, 29)” – a także dlatego, że “w zrodzeniu i wychowywaniu” tychże braci i sióstr Maryja “współdziałała swą macierzyńską miłością”.

RM 6


teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html

*********

Jak przyjmować Słowo Boże?

Jak przyjmować Słowo Boże?

Posiane w końcu na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je Mt 13

Ziarno jest Słowem Bożym, Jezus – siewcą, człowiek zaś podłożem, na które pada ziarno. Od tego, w jaki sposób przyjmujemy je zależny jest owoc Jezusowego zasiewu.

Człowiek, który nie dba o rozwój wiary, tym samym nie ma pogłębia jej, często zatrzymuje się na wiedzy religijnej z lat dzieciństwa. Niewiele wtedy trzeba, by zaufał fałszywym prorokom. Bezrefleksyjnie przyjmuje to, co przekazuje telewizja, prasa, internet. W swoich wyborach nie kieruje Słowem Bożym, jedynie opinią ludzką. Zamyka się na Boga, na to, co Bóg mówi, dlatego tak naprawdę niewiele o Nim wie. To człowiek podobny do drogi.

Skałą jest ten, który pragnie przyjąć Słowo Boże, ale nie żyjąc sakramentami, modlitwą, nie ma odpowiedniej dyspozycji do tego. W sytuacji braku relacji z Bogiem pewną trudność stanowi przyjęcie Jego nauki. I kiedy przyjdzie nawet niewielkie prześladowanie, czy też wyśmianie, szybko może  zrezygnować z pragnienia życia tym Słowem.

Zbytnie umartwienie troskami doczesnymi, bądź też gonitwa za tym, by jak najwięcej posiadać, coś wielkiego przeżyć, zamyka człowieka na Boże Słowo. Taką postawę prezentują zagłuszające ziarno ciernie. Człowiek skupiony wyłącznie na sobie przestaje być wrażliwy na to, co mówi Pan Bóg. Może także dlatego, że nie chce usłyszeć prawdy?

Żyzną ziemią są wszyscy, którzy słuchają Bożego Słowa, żyją nim, wypełniając je. Nie wystarczy chcieć przyjąć je, ale żyć nim w każdej chwili naszego życia.

 

Czytania mszalne rozważa Aleksandra Kozak

http://liturgia.wiara.pl/kalendarz/67b56.Refleksja-na-dzis/2015-07-24

*********

 

***************************************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
24 LIPCA
*********
Święta Kinga, dziewica
Kinga (Kunegunda) urodziła się w 1234 r. jako trzecia z kolei córka Beli IV, króla węgierskiego z dynastii Arpadów, i jego żony Marii, córki cesarza bizantyjskiego Teodora I Laskarisa. Miała dwóch braci i pięć sióstr, wśród nich były św. Małgorzata Węgierska oraz bł. Jolenta. Św. Elżbieta z Turyngii była jej ciotką.
O latach młodości Kingi nie wiemy nic poza tym, że do piątego roku życia przebywała na dworze królewskim prawdopodobnie w Ostrzychomiu. Możemy przypuszczać, że otrzymała głębokie wychowanie religijne i pełne jak na owe czasy wykształcenie.
W Wojniczu małoletnia jeszcze Kinga spotkała się z Bolesławem Wstydliwym; tam też doszło do zawarcia umowy małżeńskiej. Ze względu na małoletność obydwojga były to zrękowiny, po których w kilka lat później miał nastąpić akt właściwych zaślubin.
Pierwsze swoje lata Kinga spędziła w Sandomierzu pod opieką Grzymisławy i pedagoga Mikuły, wraz ze swoim przyszłym mężem Bolesławem. Były to czasy najazdów Tatarów. Wieści o ich barbarzyńskich mordach dochodziły do Polski coraz bliżej. Na wiadomość o zdobyciu Lublina i Zawichostu Bolesław z Kingą i Grzymisławą opuścili Sandomierz i udali się do Krakowa. Po klęsce wojsk polskich pod Chmielnikiem koło Szydłowa (18 marca 1241 r.) uciekli na Węgry w nadziei, że tam będzie bezpieczniej. Jednak i tu nie znaleźli spokoju. Wojska węgierskie poniosły klęskę nad rzeką Sajo (11 kwietnia 1241 r.). Dlatego Kinga uciekła z Bolesławem na Morawy, gdzie zapewne zatrzymali się w Welehradzie w tamtejszym konwencie cystersów. Wódz tatarski Batu-chan stanął w Krakowie w Niedzielę Palmową, 24 marca; stąd Tatarzy ruszyli na Śląsk.
Po bitwie pod Legnicą w 1241 r. Tatarzy wycofali się z Polski. Po bohaterskiej śmierci Henryka Pobożnego w bitwie z Tatarami rozgorzała walka o jego dziedzictwo śląskie i krakowskie. Dopiero po pokonaniu Konrada Mazowieckiego młodzi książęta mogli wrócić do Krakowa (1243). Ponieważ zamek w Krakowie, jak też w Sandomierzu, Tatarzy zupełnie zniszczyli, tak że się nie nadawał do zamieszkania, Bolesław i Kinga pozostali w Nowym Korczynie. Tu właśnie Kinga nakłoniła swego przyszłego męża do zachowania dozgonnej czystości, którą ślubowali oboje na ręce biskupa krakowskiego Prandoty. Dlatego historia nadała Bolesławowi przydomek “Wstydliwy”. W tej formie czystości małżeńskiej Kinga spędziła z Bolesławem 40 lat. Wtedy także zapewne Kinga wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka. Zaślubiny odbyły się na zamku krakowskim około roku 1247, bowiem wtedy Bolesław był władcą księstwa krakowsko-sandomierskiego. W posagu od ojca Kinga otrzymała 40 000 grzywien srebra, co Szajnocha przeliczył na około 3,5 miliona złotych. Była to ogromna suma.
Kinga w tym czasie zapewne kilka razy odwiedzała rodzinne Węgry. Sprowadziła stamtąd do Polski górników, którzy dokonali pierwszego odkrycia złoży soli w Bochni (1251). Stąd powstała piękna legenda o cudownym odkryciu soli. Aby dopomóc w odbudowaniu zniszczonego przez Tatarów kraju, Kinga ofiarowała Bolesławowi część swojego posagu; Bolesław za to przywilejem z 2 marca 1252 r. oddał jej w wieczyste posiadanie ziemię sądecką. Kinga pomagała Bolesławowi w rządach nad obu księstwami (krakowskim i sandomierskim). Wskazuje na to spora liczba wystawionych przez obu małżonków dokumentów. Hojnie wspierała katedrę krakowską, klasztory benedyktyńskie, cysterskie i franciszkańskie. Ufundowała kościoły w Nowym Korczynie i w Bochni, a zapewne również w Jazowsku i w Łęcku. Do Krakowa sprowadziła z Pragi Kanoników Regularnych od Pokuty i wystawiła im kościół św. Marka. Do Krzyżanowic nad Nidą sprowadzono norbertanki, gdzie im wystawiono kościół i klasztor. W Łukowie książę Bolesław osadził templariuszy. Swojej siostrze, bł. Salomei, Bolesław pozwolił i dopomógł wznieść w Zawichoście kościół, klasztor i szpital. Kinga w sposób istotny przyczyniła się do przeprowadzenia kanonizacji św. Stanisława ze Szczepanowa (1253). To ona miała wysłać do Rzymu poselstwo w tej sprawie i pokryć koszty związane z tą misją.
7 grudnia 1279 r. umarł w Krakowie książę Bolesław Wstydliwy. Długosz wspomina, że biskup krakowski Paweł i niektórzy z panów zaofiarowali Kindze rządy. Kiedy Kinga poczuła się wolna, postanowiła zrezygnować z władzy i oddać się wyłącznie sprawie zbawienia własnej duszy. Upatrzyła sobie klaryski jako zakon dla siebie najodpowiedniejszy. Znała go dobrze, bo już w roku 1245 przyjęła welon i habit klaryski jej ciotka, bł. Salomea, która w tym czasie założyła w Zawichoście pierwszy ich klasztor, w roku 1259 przeniesiony do Skały. Sprawa założenia przez Kingę klasztoru klarysek w Starym Sączu komplikowała się, bo nowy władca Krakowa, Leszek Czarny, nie chciał zgodzić się na tę fundację i odkładał decyzję w obawie, aby nie utracić ziemi sądeckiej, którą Kinga chciała ofiarować klasztorowi na jego utrzymanie. Po czterech latach, w 1284 r., ostatecznie doszło do zgody. Kinga wstąpiła do tego klasztoru już wcześniej (1279), zaraz po śmierci męża. Prawdopodobnie nie zajmowała w klasztorze żadnych urzędów. Jej staraniem była budowa i troska o jego byt materialny. Welon zakonny otrzymała z rąk biskupa Pawła. Jednak śluby zakonne złożyła dopiero, jak to wynika ze szczęśliwie zachowanego dokumentu, 24 kwietnia 1289 roku. Spędziła w Starym Sączu 12 lat, poddając się we wszystkim surowej regule, zatwierdzonej przez Urbana IV w roku 1263.Święta Kinga - obraz kanonizacyjny Zmarła 24 lipca 1292 r. w Starym Sączu. Beatyfikacja Kingi nastąpiła dopiero za pontyfikatu papieża Aleksandra VIII. Dokonano jej po długim procesie kanonicznym dnia 10 czerwca 1690 r. Dekrety, wydane przez papieża Urbana VIII (1623-1644), zalecały w sprawach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych jak najdalej posuniętą ostrożność i surowość. Kult świątobliwej księżnej trwał jednak od wieków. Sam fakt porzucenia świata i jej wstąpienia do najsurowszego zakonu żeńskiego był dowodem heroicznej świętości Kingi. Pamięć dzieł miłosierdzia chrześcijańskiego, jak również instytucji pobożnych, których była fundatorką, były bodźcem do oddawania jej kultu. Była powszechnie czczona przez okoliczny lud jako jego szczególna patronka. Do jej grobu napływali nieustannie pielgrzymi. Liczne łaski, otrzymane za jej wstawiennictwem, rozsławiały jej imię. Kult bł. Kingi znacznie wzrósł po jej beatyfikacji. Benedykt XIII przyznał jej tytuł patronki Polski i Litwy (31 sierpnia 1715 r.). Jest także patronką diecezji tarnowskiej.
Kanonizacji Kingi dokonał św. Jan Paweł II w Starym Sączu dnia 16 czerwca 1999 r., podczas swojej przedostatniej pielgrzymki do Polski. Mówił wtedy między innymi: “Mury starosądeckiego klasztoru, któremu początek dała św. Kinga i w którym dokonała swego życia, zdają się dziś dawać świadectwo o tym, jak bardzo ceniła czystość i dziewictwo, słusznie upatrując w tym stanie niezwykły dar, dzięki któremu człowiek w sposób szczególny doświadcza własnej wolności. Tę zaś wewnętrzną wolność może uczynić miejscem spotkania z Chrystusem i z człowiekiem na drogach świętości. U stóp tego klasztoru, wraz ze św. Kingą proszę szczególnie was, ludzie młodzi: brońcie tej swojej wewnętrznej wolności! Niech fałszywy wstyd nie odwodzi was od pielęgnowania czystości! A młodzieńcy i dziewczęta, których Chrystus wzywa do zachowania dziewictwa na całe życie, niech wiedzą, że jest to uprzywilejowany stan, przez który najwyraźniej przejawia się działanie mocy Ducha Świętego”.

W ikonografii przedstawiana jest w stroju klaryski lub księżnej, w ręku trzyma makietę klasztoru ze Starego Sącza, czasami bryłę soli, bywa w niej pierścień.

Homilia podczas Mszy Św. i kanonizacji bł. Kingi (Stary Sącz)


Jan Paweł II

Pielgrzymka do Ojczyzny 1999
Homilia podczas Mszy Św. i kanonizacji bł. Kingi (Stary Sącz)

Stary Sącz, 16 czerwca 1999
1. “Święci nie przemijają. Święci żyją świętymi i pragną świętości”.

Umiłowani Bracia i Siostry!

Prawie dokładnie trzydzieści trzy lata temu wypowiedziałem te słowa w Starym Sączu, podczas uroczystości milenijnych. Wypowiedziałem je nawiązując do szczególnej okoliczności. Oto, mimo niepogody, przybyli do tego miasta mieszkańcy ziemi sądeckiej i okolic i całe to wielkie zgromadzenie Ludu Bożego pod przewodnictwem Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego i biskupa tarnowskiego Jerzego Ablewicza prosiło Boga o kanonizację bł. Kingi. Jakże więc nie powtórzyć tych słów w dniu, w którym z Bożej Opatrzności dane mi jest dopełnić tej kanonizacji, tak jak dane mi było przed dwoma laty ogłosić świętą Jadwigę Królową, Panią Wawelską. Jedna i druga przybyły do nas z Węgier, weszły w nasze dzieje i pozostały w pamięci narodu. Tak jak Jadwiga, tak i Kinga oparła się przemijaniu. Minęły stulecia, a blask jej świętości nie tylko nie przygasa, ale wciąż rozpala kolejne pokolenia. Nie uszła z ich pamięci ta królewna węgierska, księżna małopolska, fundatorka i mniszka sądeckiego klasztoru. A dzisiejszy dzień jej kanonizacji jest tego najwspanialszym dowodem. Niech będzie Bóg uwielbiony w swoich świętych!

2. Zanim wejdziemy w duchu na drogi świętości księżnej Kingi, aby dziękować Bogu za to dzieło Jego łaski, pragnę pozdrowić wszystkich tu zgromadzonych i cały Kościół na pięknej ziemi tarnowskiej wraz z biskupem Wiktorem i biskupami pomocniczymi Józefem, Władysławem i Janem oraz drogim biskupem seniorem Piotrem. Witam biskupów węgierskich z Prymasem, kard. László Paskaiem, jak również prezydenta Węgier pana Arpada Göncza i towarzyszące mu osoby. Pozdrawiam pana premiera Słowacji Mikulaša Dziurindę. Słowa pozdrowienia kieruję również do premiera Jerzego Buzka. Pozdrawiam wszystkich kapłanów, zakonników i siostry zakonne, a w szczególny sposób siostry klaryski. Słowo serdecznego pozdrowienia kieruję do naszych gospodarzy – mieszkańców Starego Sącza. Wiem, że Stary Sącz słynie ze swego przywiązania do św. Kingi. Całe wasze miasto zdaje się być jej sanktuarium. Pozdrawiam również Nowy Sącz – miasto, które zawsze urzekało mnie swoim pięknem i gospodarnością. Sercem obejmuję całą diecezjalną wspólnotę, każdą rodzinę i osoby samotne, wszystkich chorych, jak również tych, którzy uczestniczą w tej liturgii za pośrednictwem radia i telewizji. Wszelka łaska od Tego, który jest źródłem i celem naszej świętości, niech będzie z wami!

3. “Święci żyją świętymi”. W pierwszym czytaniu słyszeliśmy proroczą zapowiedź: “Wspaniałe światło promieniować będzie na wszystkie krańce ziemi. Liczne narody przyjdą do ciebie z daleka i mieszkańcy wszystkich krańców ziemi do świętego twego imienia” (Tb 13,13). Te słowa proroka odnoszą się w pierwszym rzędzie do Jerozolimy – miasta naznaczonego szczególną obecnością Boga w Jego świątyni. Wiemy jednak, że od kiedy przez śmierć i zmartwychwstanie “Chrystus (…) wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej [świątyni], ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga” (Hbr 9,24), to proroctwo spełnia się na wszystkich tych, którzy postępują za Chrystusem tą samą drogą do Ojca. Odtąd już nie światło jerozolimskiej świątyni, ale blask Chrystusa, który opromienia świadków Jego zmartwychwstania, przyciąga liczne narody i mieszkańców wszystkich krańców ziemi do świętego imienia Bożego.

W przedziwny sposób tego zbawiennego promieniowania świętości zaznała w swoim życiu św. Kinga począwszy od dnia narodzin. Przyszła bowiem na świat w węgierskiej, królewskiej rodzinie Beli IV z dynastii Arpadów. Królewski ten ród z wielką troską pielęgnował życie wiary i wydał wielkich świętych. Z niego pochodził św. Stefan, główny patron Węgier, i jego syn, św. Emeryk. Szczególne zaś miejsce pośród świętych z rodziny Arpadów zajmują kobiety: św. Władysława, św. Elżbieta Turyńska, św. Jadwiga Śląska, św. Agnieszka z Pragi i wreszcie siostry Kingi – św. Małgorzata i bł. Jolanta. Czyż nie jest oczywiste, że światło świętości tej rodziny prowadziło Kingę do świętego imienia Bożego? Czy przykład świętych rodziców, rodzeństwa i krewnych mógł pozostać bez śladu w jej duszy?

Ziarno świętości posiane w sercu Kingi w rodzinnym domu, znalazło w Polsce dobrą glebę do rozwoju. Gdy w 1239 r. przybyła wpierw do Wojnicza, a potem do Sandomierza, nawiązała serdeczną więź z matką swego przyszłego męża Grzymisławą i jej córką Salomeą. Obydwie odznaczały się głęboką religijnością, ascetycznym życiem oraz zamiłowaniem do modlitwy, lektury Pisma Świętego i żywotów świętych. Ich serdeczne towarzyszenie, zwłaszcza w trudnych, pierwszych latach pobytu w Polsce, miało wielki wpływ na Kingę. Ideał świętości coraz bardziej dojrzewał w jej sercu. Szukając wzorców do naśladowania, które mogły odpowiadać jej stanowi, za szczególną patronkę obrała sobie swą świętą krewną – księżną Jadwigę Śląską. Chciała również wskazać całej Polsce świętego, który dla wszystkich stanów i wszystkich dzielnic stałby się nauczycielem umiłowania Ojczyzny i Kościoła. Dlatego wespół z biskupem krakowskim Prandotą z Białaczewa podjęła usilne starania o kanonizację krakowskiego męczennika, bpa Stanisława ze Szczepanowa. Z pewnością niemały wpływ na jej duchowość wywarli żyjący wówczas św. Jacek, bł. Sadok, bł. Bronisława, bł. Salomea, bł. Jolanta – siostra Kingi i wszyscy ci, którzy tworzyli w ówczesnym Krakowie szczególne środowisko wiary.

4. Jeżeli dziś mówimy o świętości, o jej pragnieniu i zdobywaniu, to trzeba pytać, w jaki sposób tworzyć właśnie takie środowiska, które sprzyjałyby dążeniu do niej. Co zrobić, aby dom rodzinny, szkoła, zakład pracy, biuro, wioski i miasta, w końcu cały kraj stawały się mieszkaniem ludzi świętych, którzy oddziaływują dobrocią, wiernością nauce Chrystusa, świadectwem codziennego życia, sprawiając duchowy wzrost każdego człowieka? Św. Kinga i wszyscy święci i błogosławieni XIII w. dają odpowiedź: potrzeba świadectwa. Potrzeba odwagi, aby nie stawiać pod korcem światła swej wiary. Potrzeba wreszcie, aby w sercach ludzi wierzących zagościło to pragnienie świętości, które kształtuje nie tylko prywatne życie, ale wpływa na kształt całych społeczności.

Napisałem w Liście do Rodzin, że “poprzez rodzinę toczą się dzieje człowieka, dzieje zbawienia ludzkości. Rodzina znajduje się pośrodku tego wielkiego zmagania pomiędzy dobrem a złem, między życiem a śmiercią, między miłością a wszystkim, co jest jej przeciwieństwem. Rodzinom powierzone jest zadanie walki przede wszystkim o to, ażeby wyzwolić siły dobra, których źródło znajduje się w Chrystusie Odkupicielu człowieka, aby te siły uczynić własnością wszystkich rodzin, ażeby – jak to powiedziano w polskim milenium chrześcijaństwa – rodzina była “Bogiem silna”” (n. 23). Dziś, opierając się na ponadczasowym doświadczeniu św. Kingi, powtarzam te słowa tu, pośród mieszkańców sądeckiej ziemi, którzy przez wieki, często za cenę wyrzeczeń i ofiar, dawali dowody troski o rodzinę i wielkiego umiłowania życia rodzinnego. Wraz z patronką tej ziemi proszę wszystkich moich rodaków: niech polska rodzina dochowa wiary Chrystusowi! Trwajcie mocno przy Chrystusie, aby On trwał w was! Nie pozwólcie, aby w waszych sercach, w sercach ojców i matek, synów i córek zagasło światło Jego świętości. Niech blask tego światła kształtuje przyszłe pokolenia świętych, na chwałę imienia Bożego! Tertio millennio adveniente.

Bracia i siostry, nie lękajcie się chcieć świętości! Nie lękajcie się być świętymi! Uczyńcie kończący się wiek i nowe tysiąclecie erą ludzi świętych!

5. “Święci pragną świętości”. Takie pragnienie żywe było w sercu Kingi. Z tym pragnieniem rozważała słowa św. Pawła, które słyszeliśmy dzisiaj: “Nie mam (…) nakazu Pańskiego co do dziewic, lecz daję radę jako ten, który – wskutek doznanego od Pana miłosierdzia – godzien jest, aby mu wierzono. Uważam, iż przy obecnych utrapieniach dobrze jest tak zostać, dobrze to dla człowieka tak żyć” (1 Kor 7,25-26). Zainspirowana tym wskazaniem, pragnęła poświęcić się Bogu całym sercem przez ślub dziewictwa. Toteż, gdy ze względu na historyczne okoliczności miała zostać żoną księcia Bolesława, przekonała go do dziewiczego życia na chwałę Bożą i po dwuletniej próbie małżonkowie złożyli na ręce biskupa Prandoty ślub dozgonnej czystości.

Ten sposób życia, dziś może trudny do zrozumienia, a głęboko zakorzeniony w tradycji pierwotnego Kościoła, dał św. Kindze tę wewnętrzną wolność, dzięki której z całym oddaniem mogła troszczyć się przede wszystkim o sprawy Pana, prowadząc głębokie życie religijne. Dziś na nowo odczytujemy to wielkie świadectwo. Św. Kinga uczy, że zarówno małżeństwo, jak i dziewictwo przeżywane w jedności z Chrystusem może stać się drogą świętości. Ona staje dziś na straży tych wartości. Przypomina, że w żadnych okolicznościach wartość małżeństwa, tego nierozerwalnego związku miłości dwojga osób, nie może być podawana w wątpliwość. Jakiekolwiek rodziłyby się trudności, nie można rezygnować z obrony tej pierwotnej miłości, która zjednoczyła dwoje ludzi i której Bóg nieustannie błogosławi. Małżeństwo jest drogą świętości, nawet wtedy, gdy staje się drogą krzyżową.

Mury starosądeckiego klasztoru, któremu początek dała św. Kinga i w którym dokonała swego życia, zdają się dziś dawać świadectwo o tym, jak bardzo ceniła czystość i dziewictwo, słusznie upatrując w tym stanie niezwykły dar, dzięki któremu człowiek w sposób szczególny doświadcza własnej wolności. Tę zaś wewnętrzną wolność może uczynić miejscem spotkania z Chrystusem i z człowiekiem na drogach świętości. U stóp tego klasztoru, wraz ze św. Kingą proszę szczególnie was, ludzie młodzi: brońcie tej swojej wewnętrznej wolności! Niech fałszywy wstyd nie odwodzi was od pielęgnowania czystości! A młodzieńcy i dziewczęta, których Chrystus wzywa do zachowania dziewictwa na całe życie, niech wiedzą, że jest to uprzywilejowany stan, przez który najwyraźniej przejawia się działanie mocy Ducha Świętego.

Jest jeszcze jeden rys ducha św. Kingi, który wiąże się z jej pragnieniem świętości. Jako księżna umiała troszczyć się o sprawy Pana także na tym świecie. Przy boku męża współuczestniczyła w rządzeniu, wykazując stanowczość i odwagę, wielkoduszność i troskę o dobro kraju i poddanych. W czasie niepokojów wewnątrz państwa, walki o władzę w podzielonym na dzielnice królestwie, siejących spustoszenie najazdów tatarskich, św. Kinga potrafiła sprostać wyzwaniom chwili. Gorliwie zabiegała o jedność piastowskiego dziedzictwa, a dla podniesienia kraju z ruiny nie wahała się oddać tego wszystkiego, co otrzymała w posagu od swego ojca. Z jej imieniem związane są żupy solne w podkrakowskiej Wieliczce i w Bochni. Nade wszystko jednak miała na względzie potrzeby swych poddanych. Potwierdzają to jej dawne żywoty zaświadczając, że lud nazywał ją “pocieszycielką”, “lekarką”, “żywicielką”, “świętą matką”. Zrezygnowawszy z naturalnego macierzyństwa, stała się prawdziwą matką dla wielu.

Troszczyła się również o rozwój kulturalny narodu. Z jej osobą i tutejszym klasztorem wiąże się powstanie takich pomników literatury, jak pierwsza napisana po polsku książka: Żołtarz Dawidów – Psałterz Dawidowy.

Wszystko to wpisuje się w jej świętość. A gdy dziś pytamy, jak uczyć się świętości i jak ją realizować, św. Kinga zdaje się odpowiadać: trzeba troszczyć się o sprawy Pana na tym świecie. Ona daje świadectwo, że wypełnianie tego zadania polega na nieustannym staraniu o zachowanie harmonii pomiędzy wyznawaną wiarą a własnym życiem. Dzisiejszy świat potrzebuje świętości chrześcijan, którzy w zwyczajnych warunkach życia rodzinnego i zawodowego podejmują swoje codzienne obowiązki; którzy pragnąc spełniać wolę Stwórcy i na co dzień służyć ludziom, dają odpowiedź na Jego przedwieczną miłość. Dotyczy to również takich dziedzin życia, jak polityka, działalność gospodarcza, społeczna i prawodawcza (por. Christifideles laici, 42). Niech i tu nie braknie ducha służby, uczciwości, prawdy, troski o dobro wspólne nawet za cenę wielkodusznej rezygnacji ze swego, na wzór świętej księżnej tych ziem! Niech i w tych dziedzinach nie zabraknie pragnienia świętości, którą zdobywa się przez kompetentne, służebne działanie w duchu miłości Boga i bliźniego.

6. “Święci nie przemijają”. Kiedy wpatrujemy się w postać Kingi, budzi się to zasadnicze pytanie: Co uczyniło ją taką postacią poniekąd nieprzemijającą? Co pozwoliło jej przetrwać w pamięci Polaków, a w szczególności w pamięci Kościoła? Jakie jest imię tej siły, która opiera się przemijaniu? Imię tej siły jest miłość. Na to wskazuje dzisiejsza Ewangelia o dziesięciu pannach mądrych. Kinga z pewnością była jedną z nich. Tak jak one wyszła na spotkanie Boskiego Oblubieńca. Tak jak one czuwała z zapaloną lampą miłości, ażeby nie przeoczyć momentu, kiedy Oblubieniec przyjdzie. Tak jak one spotkała Go nadchodzącego i została zaproszona, aby uczestniczyć w uczcie weselnej. Miłość Boskiego Oblubieńca, która w życiu księżnej Kingi wyraziła się tylu czynami miłości bliźniego – ta właśnie miłość sprawiła, że przemijanie, któremu poddany jest każdy człowiek na ziemi, nie zatarło jej pamięci. Po tylu wiekach Kościół na ziemi polskiej dzisiaj daje temu wyraz.

“Święci żyją świętymi i pragną świętości”. Raz jeszcze powtarzam te słowa tu, na ziemi sądeckiej. Tę ziemię otrzymała Kinga w darze w zamian za posag, który przekazała na ratowanie kraju i ta ziemia nigdy nie przestała być jej szczególną własnością. Ona wciąż troszczy się o ten lud wierny, który tu żyje. Jakże jej nie dziękować za opiekę nad rodzinami, zwłaszcza nad tak licznymi tu rodzinami wielodzietnymi, na które patrzymy z podziwem i szacunkiem. Jakże nie dziękować jej za to, że wyprasza dla tutejszej wspólnoty Kościoła łaskę tak wielu powołań kapłańskich i zakonnych. Jak nie dziękować jej za to, że dziś zgromadziła nas, jednocząc we wspólnej modlitwie braci i siostry z Węgier, Czech, Słowacji, Ukrainy, na nowo budząc tę tradycję duchowej jedności, którą sama tworzyła z takim oddaniem.

Pełni wdzięczności wielbimy Boga za dar świętości pani tej ziemi i prosimy, by blask tej świętości trwał w nas wszystkich; by w nowym tysiącleciu to wspaniałe światło promieniowało na wszystkie krańce ziemi i by ich mieszkańcy przyszli z daleka do świętego imienia Bożego (por. Tb 13,13) i ujrzeli Jego chwałę.

“Święci nie przemijają”.
Święci wołają o świętość.
Św. Kingo, pani tej ziemi,
uproś nam łaskę świętości!

[Tekst odczytany przez kard. Franciszka Macharskiego.]

[Pozdrowienie końcowe po Mszy św.]

Wdzięczny jestem Bożej Opatrzności za to, że dane mi było dokonać kanonizacji bł. Kingi tu, na ziemi sądeckiej, z którą tak bardzo była związana i która przechowała jej pamięć przez siedem wieków. Dziękuję wam, bracia i siostry, mieszkańcy tej ziemi, że zachowaliście ją w swoich sercach, że modliliście się przez jej przyczynę i wyprosiliście u Boga ten dzień.

Jest jeszcze jeden motyw do dziękczynienia Bogu: oto pośród 108. męczenników, którzy zostali wyniesieni do chwały ołtarzy, znajduje się również zamęczony w oświęcimskim obozie śmierci rektor seminarium duchownego w Tarnowie ks. Roman Sitko. Wiem, jak wielką czcią pośród was, a szczególnie pośród tutejszego duchowieństwa, cieszy się ten bohaterski kapłan, wychowawca duszpasterzy i wierny świadek Chrystusa. Jego beatyfikacja jest również owocem waszej modlitwy. Proszę was, trwajcie nadal w modlitwie za przyczyną św. Kingi i bł. ks. Romana i otoczcie nią także moją papieską posługę na Stolicy św. Piotra.

Trudno nie wspomnieć również sługi Bożego o. Stanisława Papczyńskiego, który urodził się w niedalekim Podegrodziu, a tu zasłynął świętością, którą potwierdza toczący się proces beatyfikacyjny.

Cieszę się, że duch apostolski świętych i błogosławionych żywy jest stale w Kościele tarnowskim. Już od 25. lat wasza diecezja prowadzi swe dzieło misyjne w Kongo-Brazzaville. Wielu pochodzących z tej diecezji duchownych i świeckich uczestniczy w działalności misyjnej Kościoła w różnych częściach świata. Spośród nich trzy osoby przypieczętowały misyjne powołanie ofiarą życia. O. Zbigniew Strzałkowski, franciszkanin konwentualny, ks. Jan Czuba, kapłan diecezjalny, i kleryk Robert Gucwa. Proszę Boga, aby ta misyjna służba i posiew krwi wydały obfite owoce.

Kończąc tę liturgię, pragnę serdecznie podziękować całej diecezji tarnowskiej za dzisiejszą gościnę. Dziękuję zwłaszcza mieszkańcom ziemi sądeckiej. Pozdrawiam władze samorządowe, zwłaszcza ziemi sądeckiej, które tak serdecznie i jednogłośnie mnie zapraszały. To podziękowanie składam na ręce burmistrza miasta Nowy Sącz.

Ze szczególną wdzięcznością zwracam się do sióstr klarysek, dziękuję im za modlitwy i za wierne pielęgnowanie charyzmatu świętej matki Kingi. Pozdrawiam wszystkie tu obecne osoby życia konsekrowanego. Serdecznie witam i pozdrawiam pielgrzymów z kraju pochodzenia św. Kingi – z Węgier, wraz z panem prezydentem Arpadem Gönczem i towarzyszącymi mu osobami, przedstawicielami władz tego kraju. Dla upamiętnienia, że św. Kinga wyszła spośród narodu węgierskiego, nasi bracia Węgrzy wznieśli przy murze klasztornym sióstr klarysek symboliczną “bramę szeklerską”. Przez podobną bramę przechodziła zapewne kiedyś Kunegunda.

Dziękujemy za ten znak wspólnej czci dla świętej księżnej Małopolski. Pozdrawiam również Pana Premiera rządu Słowacji i Pana Premiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej. Jest tu wielu kardynałów z USA, Francji, Italii, Węgier, z Polski. Dziękujemy im za obecność.

Cieszę się, że są pośród nas biskupi, duchowieństwo i wierni z Białorusi, Czech, Litwy, Mołdawii, Rosji, Słowacji, Ukrainy oraz innych krajów. Dziękujemy im za obecność i wspólną modlitwę.

Pozdrawiam tych, którym w szczególny sposób patronuje św. Kinga: górników z kopalni soli w Bochni i Wieliczce. Św. Kinga zgromadziła tu dziś wielu ludzi młodych. Kochani chłopcy i dziewczęta, sercem ogarniam każdego i każdą z was. Wiem, że od kilku miesięcy pielgrzymowaliście w “pielgrzymce zaczynu nowego świata” na spotkanie z Papieżem. Modlę się, abyście pozostali na tym duchowym szlaku ewangelicznej wędrówki i byście byli zaczynem cywilizacji miłości i świętości. Miejcie odwagę, wzorem św. Kingi, iść za głosem Chrystusowego wezwania, aby służyć Bogu i człowiekowi. Tu, w Starym Sączu, pragnę powtórzyć to, co powiedziałem do młodzieży na Filipinach, przekazując apel Chrystusa: “Pójdźcie za Mną w trzecie tysiąclecie, aby zbawiać świat. Pójdź ze Mną zbawiać świat, dwudziesty pierwszy już wiek”. Z wdzięcznością myślę też o waszych rodzicach, dziękuję im za wszelkie trudy związane z macierzyństwem i ojcostwem, szczególnie za trud waszego wychowania w wierze, nadziei i miłości.

Zachowujemy serdeczną więź z tymi, którzy w sposób wyjątkowy uczestniczą w krzyżu Pana naszego Jezusa Chrystusa, a mianowicie z chorymi, niepełnosprawnymi oraz z ich opiekunami. Dostrzegam waszą obecność i polecam sprawy Kościoła modlitwie każdego z was.

Pragnę jeszcze pozdrowić licznie tu zgromadzonych funkcjonariuszy Straży Granicznej z rodzinami.

Są pośród was również uchodźcy z Kosowa, którzy otrzymali schronienie w niedalekich Gołkowicach i innych miejscowościach w Polsce. Cieszę się, że w naszym kraju znalazło się dla nich miejsce i życzliwe przyjęcie. Proszę Pana Boga, aby jak najszybciej mogli wrócić do swojej ojczyzny i by mogli tam żyć w pokoju. Ufam też, że szybko zostanie położony kres tragedii wojny. Wszystkich odpowiedzialnych za losy mieszkańców Bałkanów wzywam do zaprzestania działań, które niosą zniszczenia i cierpienie ludzi.

Na koniec pragnę powtórzyć to, co powiedziałem przed dwunastu laty w Tarnowie: “Ta ziemia od lat była mi bardzo bliska” (10 czerwca 1987 r.). Jeszcze pragnę pozdrowić naszych sąsiadów – Węgrów, Słowaków i Czechów. Będzie to egzamin z języka.

[po węgiersku:]

Bardzo serdecznie pozdrawiam pielgrzymów węgierskich, którzy przybyli osobiście na tę uroczystą kanonizację bł. Kingi. Niech przykład i wstawiennictwo nowej świętej, siostry św. Małgorzaty i bł. Jolanty, umocni w was wszystkich miłość do Chrystusa i do Jego Kościoła. Kiedy powrócicie do waszych rodzin i wspólnot parafialnych, zabierając z sobą piękne wspomnienie tego dnia, niech wam towarzyszy moja wdzięczność i błogosławieństwo. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

[po czesku:]

Z serdecznym pozdrowieniem zwracam się do was, drodzy pielgrzymi z Republiki Czeskiej. Dziękuję za wasz udział w tej uroczystej kanonizacji. Trwajcie w wielkodusznej służbie na rzecz wspólnoty kościelnej i rozwoju całego społeczeństwa. Niech wam w tym pomaga Boża miłość, wstawiennictwo Maryi Panny, opieka świętych patronów i moje błogosławieństwo. [po słowacku:]

Pozdrawiam was, drodzy wierni ze Słowacji, i życzę wam, aby ta pielgrzymka stała się dla was okazją do przygotowania do Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, który jest blisko. Zawierzam Kościół na Słowacji i wasz umiłowany naród macierzyńskiemu wstawiennictwu Matki Bożej od Siedmiu Boleści, szczególnej Patronce Słowacji. Wszystkich was z serca błogosławię.

[dalej po polsku:]

A teraz jeszcze powtórka z geografii. Jesteśmy tu w Starym Sączu. Stąd wyruszamy ku Dzwonkówce, Wielkiej Radziejowej na Prehybę, dochodzimy do Wielkiej Raczy. Wracamy na Prehybę i schodzimy albo zjeżdżamy na nartach z Prehyby do Szlachtowej i do Krościenka. W Krościenku na Kopiej Górce jest centrum Oazy. W Krościenku przekraczamy Dunajec, który płynie razem z Popradem w kierunku Sącza, Nowego i Starego, i jesteśmy w Sączu z powrotem. A kiedy na Dunajcu jest wysoka woda, to można w pięć-sześć godzin przepłynąć od Nowego Targu do Nowego Sącza. To tyle tej powtórki z geografii.

Jan Paweł II

http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x359/homilia-podczas-mszy-sw-i-kanonizacji-bl-kingi-stary-sacz/?print=1

http://www.kinga.diecezja.krakow.pl/modlitwy.php
czytania ze wspomnienia:1 Kor 7, 25-35; Ps 45(44), 11-12. 14-15. 16-17 (R.: por. Mt 25, 6); Mt 25, 1-13; *******************Święta Krystyna z Bolseny, dziewica i męczennica
Święta Krystyna z Bolseny Żywoty św. Krystyny z Bolseny głoszą, że pochodziła ona z Tyru w Fenicji (dzisiejszy Liban). Jej ojciec miał być namiestnikiem miasta. Kiedy wybuchło prześladowanie, we własnym domu przesłuchiwał chrześcijan, kazał ich dręczyć i skazywał na śmierć. Krystyna podziwiała bohaterstwo chrześcijan i pilnie wypytywała się o naukę Chrystusa. W porozumieniu z dwoma niewiastami, które były już chrześcijankami, ale ukrywały się, dowiedziała się o głównych prawdach wiary katolickiej. To one umożliwiły Krystynie – bez wiedzy ojca – przyjęcie chrztu.
Krystyna początkowo ukrywała ten fakt; jednak na widok odwagi, z jaką na śmierć szli wyznawcy Chrystusa, zaczęła Go wyznawać publicznie, w nadziei męczeństwa. Na oczach ojca miała potłuc złote i srebrne posążki bóstw rzymskich. Ojciec wpadł w szał i kazał dziesięcioletnią córkę wysmagać rózgami. Kiedy ta jednak nadal głośno wyznawała swoją wiarę w Chrystusa, ojciec kazał ją rozdzierać żelaznymi hakami, a potem obracać na kole, polewać jej ciało wrzącym olejem, palić na wolnym ogniu, a wreszcie z kamieniem u szyi zatopić. Wedle innych przekazów, Krystyna, przywiązana do słupa, skonała pod strzałami, którymi ją przeszyto.
Śmierć Krystyny musiała być wyjątkowo okrutna, skoro tradycja – tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie – oddawała jej kult przez wszystkie wieki, mimo że tyle innych niewiast poniosło także śmierć męczeńską za Chrystusa. Obecnie centrum kultu św. Krystyny z Tyru znajduje się nad jeziorem Bolsena, od którego nazwę przyjęła także miejscowość. Jest tam kościół poświęcony św. Krystynie. Wspaniały ołtarz jest dziełem słynnego rzeźbiarza Jana della Robia (XV w.). Przedstawia on sceny z życia Męczennicy. Co roku 24 lipca urządza się tu uroczyste nabożeństwo i wystawia obrazy, przedstawiające jej życie. Najstarszy ślad jej kultu spotykamy już w wieku IV.

Ikonografia nie przedstawia Krystyny jako dziewczynki, ale w postaci dorosłej, by podkreślić, że ukochaniem Pana Jezusa i okazanym męstwem przerosła wielu dorosłych.

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/07-24b.php3

***********

Zobacz także:
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Wyszogrodzie pod Kijowem – męczenników Gleba i Borysa. Synowie św. Włodzimierza zginęli z rąk siepaczy, nasłanych przez ich brata Światopełka. Książę Jarosław wybudował im w roku 1071 cerkiew. Kult rozprzestrzenił się szybko, docierając do Czech i Armenii. Na ziemiach polskich długo był bardzo żywy, o czym świadczą wezwania licznych cerkwi, a także uchwała synodu zamojskiego z roku 1720, obowiązująca w diecezjach unickich.oraz:

bł. Augustyna z Biella, zakonnika (+ 1493); św. Ursycyna, biskupa (+ V w.); św. Wiktora, żołnierza, męczennika (+ III/IV w.)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/07-24b.php3
***************************************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ, OBEJRZEĆ, POSŁUCHAĆ
**********

Adam Szustak OP i Tomasz Nowak OP: Nie szukaj męża! Nie szukaj żony!

Konferencja wygłoszona przez o. Adama Szustak OP i o. Tomasza Nowaka podczas VII Weekendu Pełnego Łaski, 8 lutego 2015 roku na Górze św. Anny. Więcej nagrań znajdziesz na www.langustanapalmie.pl

 

 

Adam Szustak OP i Tomasz Nowak OP: Uciekająca Panna Młoda

Kazanie wygłoszone przez o. Adama Szustak OP i o. Tomasza Nowaka podczas VII Weekendu Pełnego Łaski, 8 lutego 2015 roku na Górze św. Anny. Więcej nagrań znajdziesz na www.langustanapalmie.pl

 

 

Adam Szustak OP i Tomasz Nowak OP: Zostań moim przyjacielem

Kazanie wygłoszone przez o. Adama i o. Tomasza na rozpoczęcie VIII Weekendu Pełnego Łaski na Górze św. Anny, 15 maja 2015 roku.

Więcej nagrań o. Adama znajdziesz na: http://www.langustanapalmie.pl

Można nas również znaleźć na:
Facebooku: https://www.facebook.com/LangustaNaPa…
Twitterze: https://twitter.com/LangustaPalmowa
Instagramie: https://instagram.com/langustanapalmie/
Zapraszamy:)

 

 

 

 

Adam Szustak OP: Ballady i romanse. Zapowiedź

Zapowiedź cyklu filmów “Ballady i romanse” – wakacyjna seria o miłości:) Pozostałe odcinki znajdziesz na profilu: https://www.youtube.com/user/Langusta… oraz na stronie. www.langustanpalmie.pl oraz www.stacja7.pl.

 

 

Adam Szustak OP: Ballady i romanse. Odcinek 1: Miłość czy zakochanie?

 

 

“Miłość czy zakochanie?” – pierwszy odcinek serii filmów “Ballady i romanse” – wakacyjna seria o miłości

 

*************

Sex Poezja Czy Rzemiosło cz 1/2 – ks. Piotr Pawlukiewicz

 

 

Sex Poezja Czy Rzemiosło cz 2/2 – ks. Piotr Pawlukiewicz

 

 

Ks. Piotr Pawlukiewicz – Seks czyli nie bądźmy dziećmi

 

 

********************

Hej! Facet! Czy ty wiesz, w co się pakujesz?!

youtube.com / slo

Powiedzą Ci, że zwariowałeś, że jeszcze nie czas, że nie wiesz, w co się pakujesz. Twoje życie się zmieni. Twój dom nie będzie już Twoim domem. Twój samochód nie będzie Twój. Oddasz wszystko: Twoją prywatność, Twoje imię. Przestaniesz być jednym, staniesz się wieloma.

 

Ależ przyzwyczaisz się do wszystkiego! Powiedzą Ci, że Twoje życie się zmieni, że już nigdy nie będzie takie samo. Ale mimo wszystko nie będziesz chciał niczego zmienić. Za nic w świecie. Dlaczego?

 

 

*************

Co znaczy traktować kogoś przedmiotowo?

2ryby

dr Maria Popkiewicz-Ciesielska / slo

(fot. shutterstock.com)

Co to znaczy traktować człowieka przedmiotowo? W jakich sytuacjach tak postępujemy? Jakie są tego konsekwencje?

 

 

Podpowiada dr Maria Popkiewicz-Ciesielska – kobieta zarażająca swoja życzliwością, niosąca pomoc. Na co dzień robi to zawodowo prowadząc gabinet psychoterapii we Wrocławiu. Podpowiada również, jak rozwiązywać problemy życia rodzinnego, zwłaszcza konflikty damsko-męskie.

 

 

**********

Jak poznać wolę Bożą?

Dariusz Michalski SJ

(fot. paurian/flickr.com/CC)

Poznanie i wypełnienie woli Bożej wydaje się być jednym z zagadnień, wokół których narosło najwięcej nieporozumień. Wielokrotnie w rozmowach słyszałem westchnienia pełne nadziei: “Gdybym tylko usłyszała od Boga, że mam wyjść za tego, konkretnego mężczyznę, to bym to zrobiła!”. Albo: “Gdybym tylko usłyszał od Boga, że mam zostać kapłanem to bym to zrobił!”. A jednak nic takiego się nie dzieje.

Gdy stoimy przed wyborem ważnej decyzji życiowej zazwyczaj nie słyszymy w głowie wyraźnego, słyszalnego głosu Boga: “Zrób to i to”. Nie! A jednak jesteśmy przekonani, że istnieje coś takiego jak wola Boża w odniesieniu do naszego życia. Wierzymy przecież, że istnieje taki sposób życia i takie decyzje, które mogą być wypełnianiem woli Bożej.
Św. Paweł w Liście do Rzymian stwierdza wyraźnie, że sposobem na poznanie woli Bożej jest rozumna służba Boża i pisze:
A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe (Rz 12, 1-2).
 
A więc wolę Bożą możemy poznawać za pomocą konkretnych środków. Na pierwszym miejscu zostaje wymienione trzeźwe, logiczne myślenie i dbałość o to, aby nasz umysł odnawiał się pod wpływem Ducha Świętego. Chodzi o to wszystko, co nazywamy w sobie trzeźwym myśleniem nie zmąconym różnego rodzaju nowinkami o lepszym świecie dostępnym o tyle, o ile kupimy to, czy tamto. Nie chodzi też o myślenie zakłócone emocjonalnym przywiązaniem, w którym potrafimy oszukiwać samych siebie pędząc od jednej przyjemności do drugiej lub wikłając się w niezdrowe relacje. Św. Paweł podpowiada nam, że wola Boża to coś dla nas dobrego.
Jak więc rozpoznać co jest dla nas dobre, a co złe? Tu z pomocą przychodzi nam głos sumienia. Najprostsza jego definicja mówi, że to głos samego Boga, który w nas rozbrzmiewa i poucza nas o dobru, które mamy czynić i o złu, którego mamy unikać (por. KKK 1776). Katechizm Kościoła Katolickiego poucza nas również, że ten głos będzie w nas zawsze rozbrzmiewał, nawet wtedy, gdy osłabimy go naszym złym postępowaniem. Nigdy w nas nie zamilknie (por. KKK 1865). Jest to rodzaj duchowego kompasu, który do końca naszych dni będzie wskazywał właściwy kierunek życia. Lubię porównywać sumienie do samochodowej nawigacji GPS. Nawet wtedy, gdy zmylimy drogę i pojedziemy nie tam, gdzie trzeba, GPS odzywa się po chwili i informuje nas, że… oblicza nową trasę! A po kolejnej chwili informuje nas z niewzruszoną stanowczością jak mamy jechać, by dotrzeć do celu. Podobnie jest z sumieniem. Gdy postąpimy niewłaściwie, wtedy odzywa się ponownie i wyraźnie nakazuje nam powrót na właściwą drogę.

Co Bogu przyjemne …

List do Rzymian wskazuje, że wola Boża to coś Bogu przyjemnego. Czy zwrot ten oznacza, że Bóg ma pewną tajemniczą listę zachowań, które Mu się podobają i jeśli uda nam się ją odnaleźć i odczytać, to będziemy mogli niezawodnie pełnić Jego wolę? Nie wydaje mi się, że mamy traktować Boga jako kogoś, kogo możemy zadowolić naszym postępowaniem. To, że coś może być Bogu przyjemne odczytuję przede wszystkim jako powołanie do osobistej odpowiedzialności. O co tu chodzi?
Często spotykamy ludzi, którzy owszem wykonują jakieś polecenia, postępują za głosem sumienia, ale są po prostu smutni i niezadowoleni z tego, co robią. Są poprawni, ale nie ma w nich radości i życia. Czy takie postępowanie może być Bogu przyjemnej? Gdy widzę wokół siebie osoby zatroskane o dobro, a jednocześnie umęczone tym zatroskaniem np. z powodu przesadnej odpowiedzialności, to nie czuję w sobie przyjemności z powodu ich umęczenia. Może więc tym, co jest Bogu przyjemne jest nie tylko to, co robimy, ale też to jak to robimy?Mówiąc o odpowiedzialności mam na myśli postawę pewnej dorosłości i dojrzałości, dzięki której umiemy zdecydować się na czasem przykre dla nas działania, ale konieczne dla naszego osobistego dobra lub dobra bliźnich. Realizacja woli Bożej zakładałaby więc nie tylko to, że przedmiotem naszego działania ma być coś dobrego, ale również to, że w realizację tego dobra zaangażujemy w pełni nasz rozum i wolę. Wyrazem takiej dojrzałej postawy jest chociażby zadeklarowanie się: “Chcę to zrobić, bo choć wiem, że to dla mnie jest trudne, to dostrzegam w tym sens!”. Często uciekamy przed podjęciem decyzji do końca i po prostu mówimy sobie: “Chciałbym to zrobić”, “Nie chcę, ale muszę”. A czasami: “Wypada tak postąpić, bo co inni pomyślą o mnie” itd. Rzadko kiedy uświadamiamy sobie, jak ważne dla Boga jest nasze “chcę”. Ktoś powiedział, że słowo “chcę” jest magiczne. Czemu? Gdyż ma moc sprawczą! Gdyż powoduje zaangażowanie całej moje osoby w to, co sobie wyznaczam. Warto w tym miejscu postawić sobie pytanie: “Jak często używam słowa chcę, a jak często słowa muszę?”.
Spróbujmy postawić się na miejscu Pana Boga. Pomyślmy, że dziś Bóg dał nam możliwość dokonania czegoś dobrego. Tym dobrem może być np. spotkanie z przyjacielem, który jest w trudnej sytuacji. Po rozeznaniu swoich możliwości stwierdzamy, że owszem dysponujemy nawet wystarczającym czasem, aby wysłuchać przyjaciela i zwyczajnie pokrzepić go swoją obecnością i uważnym wysłuchaniem, a może jakąś radą. Jednak badając swoje serce odkrywamy, że jest w nas pewien opór. Okazuje się, że już dawno nie widzieliśmy się z nim i gdzieś zaczął w nas narastać opór przed spotkaniem wynikający chociażby z żalu, że wcześniej się do nas nie odzywał i robi to dopiero teraz, gdy jest w potrzebie. Jest więc przed nami konkretne dobro. Czujemy, że będzie ono przyjemne Bogu, gdy wbrew swoim odczuciom opowiemy się po stronie pewnych zasad i wartości i pójdziemy za nimi wbrew pewnej niechęci. I właśnie to przełamanie siebie, swojego oporu, niechęci jest Bogu niezwykle przyjemne, a nasze działanie może uczynić pełniejszym.
Warto w tym miejscu odwołać się do sytuacji Jezusa w Ogrodzie Oliwnym (por. Łk 22, 39-46). Jezus modli się tam następująco: “Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!”. Tę modlitwę odczytuję jako prośbę Jezusa skierowaną do Ojca: “Ojcze, jeśli jest możliwe, aby zbawienie świata dokonało się inaczej, to proszę o to. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!”. Jezus ostatecznie przełamuje się wewnętrznie i zgadza się na to, co dopuścił Ojciec, choć po ludzku wydaje mu się to straszne i bolesne. A Ojciec chce ukazać światu, że miłość Boga do człowieka jest większa niż wszystko, większa nawet od wycofania się w obliczu śmierci. Jednak ta modlitwa Jezusa, a przede wszystkim Jego dalsze postępowanie jest oczywistym świadectwem tego, że nie tyle musiał nas zbawić, co po prostu chciał nas zbawić. Bo do końca nas umiłował! Widząc, że zbawienie świata jest możliwe jedynie poprzez bolesną ofiarę z siebie, ofiarę z pragnienia miłości do człowieka, Jezus ostatecznie decyduje się na nią. Jest Jedynym, który chce i może dokonać tej ofiary. Dlatego jest naszym Zbawicielem, bo chciał wypełnić wolę Ojca do końca. I uczynił to podtrzymywany Jego miłością.
W każdym naszym wyborze dobra wcześniej czy później pojawi się coś, czego wcześniej nie przewidywaliśmy. Jeden z nieżyjących już jezuitów zwykł mawiać, że każde dobro musi zostać ukarane. Nie chodzi tu o cynizm, ale o pewien realizm. Ilekroć bowiem decydujemy się na realizację jakiegoś dobra, tylekroć możemy spodziewać się jakiegoś oporu – czy to w nas samych, czy w ludziach wokół nas, czy w świecie. Pojawia się tu miejsce dla naszego “chcę i pragnę” jak powie św. Ignacy Loyola. Miejsce na potwierdzenie do końca naszej decyzji już nie tyle w słowach, co przede wszystkim w czynach: w wysiłku, pocie, wyrzeczeniach, zmaganiu się ze sobą… I właśnie nasz upór po stronie dobra jest Bogu miły i przyjemny. Całe chrześcijaństwo krąży wokół tematu ofiary. Nasze życie ma być ofiarą składaną czynami i postawami Bogu i bliźnim. Oto sens powszechnego kapłaństwa wiernych. Jednak biada tym, którzy chcą ją składać dlatego, że muszą, czy dlatego, że wypada. Czy ma wtedy sens? Wydaje się, że i z takimi naszymi niedojrzałymi postawami Bóg może sobie poradzić. Przykładem może być postawa Szymona z Cyreny, który został przymuszony, aby nieść krzyż Jezusa. A jednak Jezus przyjął jego wymuszoną pomoc. Tradycja chrześcijańska mówi o późniejszym nawróceniu Szymona. Ten wątek jego wewnętrznej przemiany został pięknie ukazany w filmie Mela Gibsona “Pasja”.
Co doskonałe ….
Na koniec wypada zastanowić się nad ostatnią cechą wypełniania woli Bożej czyli szukaniem i realizowaniem tego, co doskonałe. Czy to wezwanie św. Pawła oznacza, że pełnić wolę Bożą mogą jedynie perfekcjoniści? Na marginesie warto postawić sobie pytanie: “Czyją wolę pełnią perfekcjoniści: bardziej Bożą czy raczej swoją własną?”. Ale powróćmy do postawionej kwestii. Przez to, co doskonałe rozumiem rozeznanie tego, co mam robić w swoim życiu w relacji do swoich możliwości, do tego, co najbardziej odpowiada moim zdolnościom, talentom ale i ograniczeniom. Przypomina mi się w tym miejscu słynne powiedzenie św. Augustyna, że łaska buduje na naturze. Jeśli komuś naprawdę zależy na dobrym pełnieniu woli Bożej musi poznać siebie. Musi zdobyć samoświadomość swoich zalet i wad, swojego charakteru i temperamentu. Można łatwo wyrządzić szkodę sobie i innym wybierając jakąś drogę życia, która bardzo kłóci się z naturalnymi predyspozycjami. Pójście za swoimi chęciami bez wzięcia pod uwagę swoich możliwości może grozić późniejszym zgorzknieniem i niezadowoleniem, poczuciem bycia nie na swoim miejscu, życia w niezgodzie ze sobą.
Często w rozmowach spotykam się z przekonaniem, że Bóg, gdzieś w jakimś tajemniczym i pilnie strzeżonym sejfie zapisał na maleńkiej karteczce, co dokładnie jest powołaniem danego człowieka. Na owej karteczce rzekomo ma się znajdować dokładny opis powołania życiowego owego mężczyzny lub kobiety. Problem tkwi tylko w tym, jak do tego sejfu się dostać. W takiej wizji woli bożej (specjalnie używam małej litery), Bóg jawi się jako ktoś okrutny. Skoro wszystko wie, to wie również, co mam w życiu robić. A więc wie kim mam zostać, z kim zawrzeć związek małżeński itd. Ale niestety z jakiegoś powodu nie chce mi tego powiedzieć. Tak więc całe swoje życie człowiek traci na odnalezienie woli Bożej, na odgadnięcie czego Bóg od niego chce i tak jej nie znajdując.
Gdy w rozmowie proponuję odwrócenie paradygmatu obrazu Boga i sugeruję, że może nie tyle Bóg wszystko wie, co przede wszystkim jest ciekaw tego, co dobrego zrobisz ze swoim życiem, widzę błysk życia w oczach rozmówcy: “Jak to? To Bóg może nie wiedzieć co ja uczynię ze swoim życiem?”. W moim przekonaniu Bóg przede wszystkim jest ciekaw tego, jak wykorzystamy dar życia wraz ze wszystkimi możliwościami, które zostały nam udzielone. Wizja Boga, który już zawczasu dokładnie ustalił plan na nasze życie jest po prostu paraliżująca! Często spotykam ludzi, którzy w swoim sercu noszą pragnienia dobra, ale go nie realizują. Dlaczego? Ze strachu! Boją się, że a nuż nie wstrzelą się w to, co Bóg wcześniej zaplanował. Okropne! A jednak taka wizja Boga towarzyszy wielu osobom.
Bóg ma plan na Twoje życie!
Jak więc ostatecznie jest z tym planem Bożym? Czy istnieje? A jeśli tak, to jaki jest? Owszem istnieje i od razu mogę ci powiedzieć jaki jest. Otóż Jego plan względem ciebie jest taki… abyś był szczęśliwy w swoim życiu! Koniec kropka! Natomiast to, w jaki sposób to zrealizujesz, zależy od ciebie, od twojej pomysłowości. Chodzi o to, aby po pierwsze czynić to, co mieści się w ramach dobra wyznaczonego przez Boże przykazania. A po drugie, aby czynić to z pasją. Aby realizować swoje marzenia i najgłębsze pragnienia. Aby wykorzystywać swoje talenty. Aby również brać pod uwagę swoje… ograniczenia. A więc będzie to pewien kompromis między marzeniami a realnymi możliwościami. Ale zdrowy i potrzebny kompromis, który nie wyklucza marzeń. Właśnie takiego dobrego i radosnego życia Bóg pragnie dla ciebie. I to jest Boży Plan na Twoje życie! Jeśli pójdziesz za tym planem urzeczywistniając go w konkretnej formie życia, wtedy pewnego dnia zapytasz Boga: “Panie, Boże, czy to jest właśnie ta droga, którą dla mnie kiedyś wybrałeś?”. I usłyszysz Jego pełną miłości odpowiedź: “Tak! To jest właśnie ta droga, o której kiedyś myślałem, że byłaby dla ciebie najlepsza, ale nie chciałem ci tego mówić wprost, bo bardzo mi zależało na tym, abyś ty sam ją odnalazł i w pełnej wolności poszedł za nią!”.
Na zakończenie chcę przytoczyć historyjkę o małym Janku, który był bardzo wyczekiwanym dzieckiem przez swoich rodziców. Przyszedł na świat w rodzinie muzyków. I rodzice od samego początku pragnęli, aby Janek został muzykiem tak, jak oni. Gdy przyszedł czas nauki posłali Janka do szkoły muzycznej. Kupili mu fortepian, dbali o prywatne lekcje gry itd. Pewnego dnia, gdy Janek miał już piętnaście lat i całkiem dobrze grał na fortepianie, zupełnie przez “przypadek” włączył telewizor i natrafił na sprawozdanie z wyścigów Formuły 1. Na ekranie zobaczył bolid kierowany sprawnie przez Roberta Kubicę. Poczuł zachwyt, którego wcześniej nie odczuwał uderzając w klawisze fortepianu. W jednej chwili zrozumiał, że urodził się w jednym celu: aby zostać kierowcą Formuły 1. Podekscytowany wpada więc do pokoju rodziców i krzyczy: “Mamo, tato, chcę od teraz zrobić wszystko, aby zostać kierowcą Formuły 1!”. Co zrobią kochający rodzice? Zapewne będzie im żal, że Janek nie pójdzie w ich ślady. Jednak wiedząc, że nie mogą uszczęśliwiać syna na siłę staną po jego stronie i zapewne odpowiedzą: “Myśleliśmy, że najlepszym rozwiązaniem dla ciebie było, abyś został pianistą. Skoro jednak z całych sił pragniesz zostać kierowcą wyścigowym, to od dzisiaj jesteśmy gotowi cię w tym wspierać”.
Kim jest Pan Bóg? Jaka jest Jego wola względem ciebie? Odpowiedź jest zapisana w Twoim sercu. Nie bój się sięgnąć do niego i pójść za tym, co w nim zostało zapisane przed wiekami! A On z pewnością będzie cię w tym wspierał.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1587,jak-poznac-wole-boza.html
**********

Jak ważny jest seks?

McCloughry Roy / slo

24.07.2015 07:00
(fot. shutterstock.com)

Jak ważny jest seks? Czy warto poświęcać tyle czasu na myślenie o nim, uprawianie go, oglądanie seksu w telewizji, nie wspominając już o reklamach, które na nim żerują? Czy bylibyśmy mniej spełnieni jako istoty ludzkie, gdyby nie zajmował w naszym społeczeństwie tak ważnego miejsca?

 

Pod wieloma względami ludzie Zachodu są od niego tak uzależnieni, że uważają swój stosunek do seksu za normalny, naturalny i neutralny. W innych rejonach globu panuje jednak odmienne podejście do tych spraw. W wielu krajach ludzie są bardziej powściągliwi, rodzina jest dla nich wyższą wartością i nie wykorzystują tak nachalnie symboliki seksualnej dla celów reklamowych. Oczywiście dużej liczbie mieszkańców Zachodu wydaje się, że takie społeczeństwa są represyjne, a nasze własne – wyzwolone. A jeśli rzeczy mają się odwrotnie? Jak to się stało, że uważamy tak, a nie inaczej? Skąd się wzięło nasze podejście?
Na Zachodzie w początkach 60. lat XX wieku chłopcy wymieniali się jeszcze przyciszonym głosem uwagami na temat tego, “jak daleko mogą się posunąć”. Czy wolno im na przykład “przejść do poziomu”? W miarę zmieniania się wartości w sferze stosunków seksualnych takie zachowanie zaczęto kojarzyć z niezwykle konserwatywnymi ludźmi, często osobami wierzącymi. Coraz bardziej akceptowalne stawało się stwierdzenie, że ktoś prowadzi aktywne życie seksualne. U większości chłopców urodzonych w latach 50. i 60. minionego stulecia hormony robiły swoje, masturbacja uchodziła za niezbędną, choć nieco niestosowną, zaś mglista nadzieja, że uda się trafić na dziewczynę, która zgodziłaby się przekroczyć przyjętą granicę przyzwoitości, pozostawała w sferze męskich fantazji. Tak naprawdę większość nastolatków przerażeniem napawała myśl, że mogą trafić na pannę, która rozebrałaby się przy nich do naga.
Były to czasy, gdy na większości dostępnych materiałów pornograficznych retuszowano najbardziej zagadkowe rejony dziewczęcego ciała. Gdzieś na wysokości żeńskich ud unosiła się niewinnie chmurka! Wychodził Playboy, wkrótce miało się pojawić czasopismo Penthouse i świat czekało gwałtowne przeobrażenie, z pozoru jednak wszystko wciąż pozostawało pod kontrolą. Moim zdaniem zmiana była nieunikniona, ponieważ niewiedza na temat sfery intymności była wprost przerażająca. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się jednak, że sposób, w jaki się to dokonało, przyniósł raczej ucisk niż wyzwolenie i doprowadził do szybkiej komercjalizacji seksu i rozprzestrzenienia się chorób wenerycznych, z którymi od tamtej pory bezskutecznie walczymy.

Robić swoje
Jednym z charakterystycznych zjawisk lat 60. XX wieku było to, że młodzież porzuciła chęć przyswojenia sobie zachowań i przekonań rodziców, a zapragnęła radykalnie się od nich odróżnić. Na początku tendencja ta przyjęła postać protestu przeciwko władzy jednostek i instytucji, w tym władzy rodzicielskiej, ale przybrała też formę walki o równouprawnienie, która szybko ogarnęła całe Stany Zjednoczone, oraz o zakończenie ingerencji amerykańskiego rządu w Wietnamie.
Bunt dotyczył też seksu. Uczestnicy rewolucji feministycznej dążyli do zapewnienia kobietom praw równych z mężczyznami i zagwarantowania im dostępu do pigułek antykoncepcyjnych, aby mogły samodzielnie kontrolować swoją płodność i aktywność seksualną. Domagano się również zwiększenia liczby żłobków, aby dać matkom szansę podjęcia pracy. W tamtych czasach mało kto mógł przewidzieć, że wzrost pewności siebie kobiet w miejscu pracy i w alkowie odbije się tak silnie zarówno na charakterze relacji męsko-damskich, jak i na męskim poczuciu tożsamości. Wydaje się, że niektórzy mężczyźni nie chcieli się już angażować na poważnie, gdyż nie mogli mieć nad partnerkami władzy.
Niektóre kobiety, chcąc najwyraźniej ze względu na obowiązki zawodowe zachować kontrolę nad tym, kiedy zostaną matkami, decydowały się na bezdzietność albo na urodzenie dziecka bez biologicznego ojca, który pełniłby rolę oddanego rodzica. Spoiwo, które w poprzednich pokoleniach łączyło mężczyzn i kobiety, szybko pękało.
Dzisiaj lata 60. XX wieku kojarzą się chyba najbardziej z niespotykaną wcześniej swobodą seksualną. Hippisi powiewali transparentami z hasłem: “Make love, not war”. Jeśli człowiekowi udało się dotrzeć do właściwych ludzi, słyszał od nich, że ktoś gdzieś praktykuje “wolną miłość”. Zakwestionowaniu uległa instytucja małżeństwa, jedyna – zgodnie z odwieczną tradycją – uznawana forma uprawiania stosunków płciowych, a ludzie zaczęli żyć ze sobą bez ślubu.
Kiedy upada jakaś kultura hołubiąca związki małżeńskie, pożądanie przestaje ludzi łączyć, a zaczyna ich dzielić.
Maggie Gallagher
Z ukończonej niedawno przez uniwersytet w Sheffield ankiety wynika, że przynajmniej dla kobiet stosunek płciowy bez więzi uczuciowej to jałowa przygoda. Przeprowadzono szczegółowe wywiady z 46 kobietami w wieku od 23 do 83 lat. Dziewięć na dziesięć z nich stwierdziło, że przypadkowe stosunki są niemoralne. Nie potępiały osób decydujących się na przygodny seks, ale wyrażały przekonanie, że “czegoś w ich życiu brakuje”. Współżycie seksualne umieszczały one w kontekście intymnego związku i przyznawały, że gdy im samym zdarzył się jakiś przygodny stosunek, to nie miały nad sobą pełnej kontroli, bo wcześniej piły alkohol lub brały narkotyki, lub po prostu “pragnęły miłości”.

Dr Sharron Hinchcliffe, jedna ze specjalistek prowadzących ten projekt, powiedziała, że “dla kobiet seks jest przeżyciem emocjonalnym, jak więc mogłyby go uprawiać bez zaangażowania emocjonalnego?”. Należy porównać wyniki tych badań z obrazem społeczeństwa rysującym się na podstawie Krajowej Ankiety na temat Postaw Seksualnych i Stylu Życia (2001). Wynika z niej, że kobiety i mężczyźni mają więcej partnerów seksualnych niż przed dziesięciu laty, że jest większe prawdopodobieństwo, iż nie dochowają im wierności, że płacili za seks i że zarazili się jakąś chorobą przenoszoną drogą płciową, najczęściej bakteriami z gatunku Chlamydie. W komentarzu do badania uniwersytetu z Sheffield doktor Sharron Hinchcliffe stwierdza, że pod wpływem wyników tej ankiety zaczęła się poważnie zastanawiać, czy kobiety rzeczywiście zyskały swobodę seksualną, jaką rzekomo się cieszą od lat 60. ubiegłego wieku.
A jeżeli problem tkwi nie w kobietach przebadanych w ramach tej ankiety i nie w kobietach w ogóle – bo coraz więcej z nich ma w życiu wielu partnerów – tylko w samej koncepcji swobody seksualnej? A jeżeli zostaliśmy stworzeni do czegoś zupełnie innego?

 

 

Więcej w książce: Bóg, seks i cała reszta spraw – McCloughry Roy

 


DEON.pl poleca:

JAK UWIEŚĆ SWOJEGO MĘŻA? JAK ZDOBYĆ SWOJĄ ŻONĘ? – Izabela Górnicka-Zdziech
Jak rozpalić namiętność w dogasającym związku?
Po pierwsze, sprawdź, czy i jak dbasz o miłość. Po drugie, odpowiedz szczerze, co zabija seks w Twoim małżeństwie. Uczyń swoje zwyczajne życie seksualne nadzwyczajnym!

W książce znajdziesz atrakcyjne praktyczne porady, listę afrodyzjaków, a także propozycję przydatnych lektur małżeńskich. To dokładny przewodnik po wszystkim, co może pomóc w seksie.

 

Nie czekaj dłużej! Ciesz się Waszą relacją, nową wspólną przestrzenią, zrozumieniem, bliskością i intymnością! Daj się zainspirować i inspiruj swego partnera.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,422,jak-wazny-jest-seks.html

*********

Mrocznie o seksie

Paolo Curtaz / slo

(fot. Thomas Hawk / flickr.com)

W każdej kulturze seksualność uważana jest za tajemniczy, potężny dar, który należy poddać kontroli. Przyjemność związana z tą sferą życia jest elementem pomysłowego mechanizmu, który służy zachowaniu gatunku.

Natura łączy różne działania z przyjemnymi doznaniami w zależności od tego, jak bardzo są trudne i potrzebne. Im bardziej dana czynność przydaje się do zachowania gatunku i im trudniej ją wykonać, tym większa wiąże się z nią przyjemność.
Aby dobrze wyjaśnić działanie tego mechanizmu, odwołam się do dwóch najbardziej oczywistych przykładów: odżywienia się i rozmnażania. W kulturach pierwotnych zdobywanie pożywienia było zadaniem trudnym, a jednocześnie miało kluczowe znaczenie dla przetrwania. W tym celu ludzie musieli nauczyć się polować, gotować i uprawiać ziemię. Człowiek pierwotny zużywał większą część dnia i energii na zdobywanie pożywienia, dlatego jedzenie było bardzo przyjemne!
Podobnie jest z seksem. Poród i wychowanie dziecka wymagają ekstremalnego wysiłku. Okres nauki ludzkiego potomstwa jest bardzo długi – najdłuższy wśród ssaków -i stale się wydłuża. Potrzeba wiele czasu, aby mały człowiek się usamodzielnił, a opieka nad nim jest bardzo trudna. Z tego właśnie powodu współżycie seksualne daje wielką przyjemność!
W naszych czasach zaszły jednak poważne zmiany.
Zdobywanie pożywienia jest bardzo proste. Niski koszt żywności przemysłowej sprawia, że w praktyce wystarczy jedna godzina pracy, aby zdobyć jedzenie na cały dzień! Współczesna wykwintna kolacja nie składa się z wysokokalorycznych, tłustych dań, lecz z dietetycznych, niezwykle wyszukanych potraw.
Jedzenie nie dostarcza już tyle przyjemności. Aby czerpać przyjemność z jedzenia, trzeba wykorzystywać wyjątkowe, egzotyczne, oryginalne przepisy.
Również dostęp do seksu jest stosunkowo łatwy. W naszych czasach okazji do przeżycia romansu jest znacznie więcej niż dawniej i tego typu relacje nie są już tak mocno stygmatyzowane społecznie. Środki antykoncepcyjne chronią przed niechcianą ciążą, a kobiety przejęły kontrolę nad swoim ciałem. Mimo to – choć może to się wydawać dziwne – seks daje znacznie mniej przyjemności niż dawniej.
Patologiczne korzystanie z pornografii, bezpruderyjność i brak zahamowań w wykorzystywaniu własnego ciała paradoksalnie doprowadziły do banalizacji seksu do tego stopnia, że ludzie są “zmuszeni” do nieustannego podnoszenia poprzeczki, aby doznać przyjemności i podniecenia. Dawniej wystarczyła odkryta kobieca kostka, aby wzbudzić pożądanie, obecnie silne emocje wywołują tylko seksualne ekscesy, wymiana partnerów czy dziwne fantazje erotyczne. Obecnie całkowicie zniknęła społeczna kontrola nad sferą seksu.
Jeżeli nie mamy do czynienia z zachowaniami patologicznymi i uznawanymi za przestępstwo, nikt nie śmie wścibiać nosa do sypialni sąsiada lub oceniać człowieka na podstawie łatwości, z jaką zmienia partnerów seksualnych. Dlaczego zatem dawniej seksualność – przede wszystkim kobiet – była poddana tak ścisłej kontroli? Przyczyn jest wiele, a część z nich w sposób oczywisty wiąże się z męską dominacją i niskim statusem kobiet.
Prawdopodobnie istnieją jednak również inne – bynajmniej nie błahe – powody kontrolowania kobiecej seksualności.
Pierwotną funkcją seksu jest rozmnażanie. Kobieta może w ciągu życia rodzić pięć, sześć razy, mężczyzna – przynajmniej teoretycznie – może tysiące razy uczestniczyć w zapłodnieniu! Z tego powodu kobieta jest nieskończenie cenniejsza niż mężczyzna, ponieważ może być zapłodniona zaledwie kilka razy w ciągu całego życia. Ten fakt miał wpływ na kształt struktury społecznej. Mężczyzna jest wojownikiem/myśliwym, ponieważ jest mniej ważny (może nawet umrzeć!), kobieta natomiast jest chroniona przez klan, ponieważ jej wyjątkowa zdolność dawania życia jest niezwykle cenna! Niezależnie od innych, mniej lub bardziej trafnych ocen nie ulega wątpliwości, że jesteśmy świadkami głębokich zmian w sposobie rozumienia ludzkiej seksualności.
Pierwszą zmianę przyniosła po drugiej wojnie tak zwana rewolucja seksualna. Rozpowszechnienie środków antykoncepcyjnych, przede wszystkim taniej i łatwej w użyciu prezerwatywy, zmieniło obyczajowość seksualną. Poza tym ruchy feministyczne rozpropagowały nowy sposób pojmowania roli kobiety – odzyskała ona władzę nad swoim ciałem, przestała być wyłącznie przedmiotem pożądania mężczyzn i stała niezależnym podmiotem aktu seksualnego, niesłużącego już tylko prokreacji.
Ta zmiana, która zyskała powszechną akceptację we współczesnym społeczeństwie, doprowadziła do oddzielenia seksualności od prokreacji. Dzisiaj ludzie nie uprawiają seksu tylko po to, żeby mieć dzieci, ale także i przede wszystkim po to, by wyrazić uczucie, aby się komunikować oraz – dlaczego nie – aby doświadczyć przyjemności. Funkcja seksu zmieniła się więc radykalnie.
Jak to zwykle bywa, zmiany te mają dwie strony. Dobrą jest większa wolność w poznawaniu własnego ciała, złą – wykorzystywanie seksualności jako narzędzia władzy, dominacji. Seksualne wyzwolenie wywiera znaczny wpływ na społeczeństwo zachodnie, obawiam się jednak, że nie zawsze jest to wpływ pozytywny. Popadliśmy z jednej skrajności w drugą, jak naciągnięta gumka, która po wypuszczeniu wychyla się w stronę przeciwną.
Od koncepcji seksu grzesznego przeszliśmy do seksu w ogóle pozbawionego znaczenia. Erotyzuje się dosłownie wszystko. Popełniamy podstawowy błąd, o którym mówiliśmy wcześniej – upraszczamy wszystko, ulegając spontaniczności uczuć.
Odłączając fizyczność i płciowość człowieka od jego złożonej osobowości, umniejszamy wartość tego wspaniałego daru, marnujemy rzadką okazję do doświadczenia intymnego daru z samego siebie. Zjawisko to doskonale ilustruje korzystanie z pornografii. Dzięki zdobyczom współczesnej techniki obecnie każdy może uzyskać dostęp do filmów, które w bardzo dosłowny sposób ukazują sprawność napalonych erotomanów.
Za takim podejściem kryje się dość mroczna koncepcja. Kobieta mianowicie zostaje zredukowana do roli przedmiotu, natomiast mężczyzna jest niestrudzonym kochankiem. Jednak kto choć raz się zakochał, wie, że – dzięki Bogu – rzeczywistość jest zupełnie inna. Namiętności nie wzbudza się przez naciśnięcie przycisku, lecz przez budowanie zrozumienia i podkreślanie wzajemnej atrakcyjności, opartej na drobnych niuansach, aluzjach, zalotach.
Uprawianie miłości jest piękne tylko wtedy, gdy przynosi korzyść miłości, w przeciwnym wypadku staje się swojego rodzaju wspomaganą masturbacją, przejawem szczytowego egoizmu i wykorzystywania drugiego człowieka!
Jako ojciec, w szczególny sposób jestem zainteresowany tym, jakie podejście do seksu ma mój syn. Skoro zgodnie ze społecznym przekazem seks jest tylko fizycznym ćwiczeniem, istnieje ryzyko, że przyjmie tragiczną logikę wszechobecnej pornokracji. Nie dalej jak dzisiaj rano przeczytałem w jednym z dzienników deklarację znanego włoskiego aktora filmów pornograficznych, który twierdzi, że martwi się o swoich dwóch dorastających synów i ubolewa nad faktem, że w Internecie jest zbyt dużo pornografii! I kto to mówi! Po prostu nie mam słów…

 

 

Więcej w książce: MIŁOŚĆ I INNE SPORTY EKSTREMALNE – Paolo Curtaz

 

 

MIŁOŚĆ I INNE SPORTY EKSTREMALNE – Paolo Curtaz

Miłość to ogromne ryzyko i wyzwanie, dlatego wymaga odwagi, wyjątkowych zdolności i odpowiedniego przygotowania.

Wiąże się z wielkimi emocjami i osiąganiem tego, co niemożliwe.

Tak, miłość to sport ekstremalny.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,405,mrocznie-o-seksie.html

*********

Naukowcy z NASA odkryli drugą Ziemię

PAP / pk

(fot. shutterstock.com)

Przy użyciu teleskopu Keplera naukowcy z NASA odkryli najbardziej przypominającą Ziemię planetę, z dotąd obserwowanych, poza Układem Słonecznym, która potencjalnie nadawałaby się do zamieszkania.

 

Planeta nazwana Kepler-452b jest o ok. 60 proc. większa od Ziemi i oddalona od niej o ok. 1400 lat świetlnych; znajduje się w Gwiazdozbiorze Łabędzia.

 

Planeta krąży wokół gwiazdy Kepler-452, która jest bardzo podobna do Słońca, lecz od niego starsza; jej odległość od gwiazdy jest zaledwie o 5 proc. większa niż Ziemi od Słońca. Potrzebuje 385 dni, aby okrążyć swą gwiazdę.

 

Kepler-452 ma 6 mld lat, jest więc o 1,5 mln starsza niż nasz Układ Słoneczny; jest też 20 proc. jaśniejsza od Słońca.

 

– Znalezienie planety podobnej do Ziemi, która ma podobne rozmiary i temperaturę (…) jest ogromnym postępem – powiedział na konferencji prasowej Jeff Coughlin z Instytutu SETI w Mountain View w Kalifornii.

 

W oparciu o rozmiary planety naukowcy uważają, że Kepler-452b ma skalistą budowę i może być na niej ciekła woda.

 

Odkrycie zostanie opisane w najnowszym wydaniu amerykańskiego miesięcznika “The Astronomical Journal”, należącego do najważniejszych i najstarszych międzynarodowych czasopism dotyczących astronomii.

http://www.deon.pl/po-godzinach/nauka–technologia/art,806,naukowcy-z-nasa-odkryli-druga-ziemie.html

*********

Ksiądz Piotr Pawlukiewicz – Wyruszyć w dal by wrócić do samego siebie (Konferencja)

 

 

********

ks. Tadeusz Chromik SJ

Nieskończona miłość

Zeszyty Formacji Duchowej

Czy warto ufać Bogu i pokładać w Nim nadzieję? Dlaczego ja, człowiek, który wkroczył w dwudziesty pierwszy wiek, mam akurat zaufać Bogu? Przecież dzisiejsza technika daje mi tyle możliwości realizacji siebie. Po cóż zatem sięgać aż w zaświaty?
Na te pytania odpowiada Pismo Święte: „Stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył” (Rdz 1, 27). Człowiek jest obrazem miłości Boga. Nie może się zrealizować poza Nim. Jeżeli nie zaufa swemu Stwórcy, nie osiągnie pełni życia. Tę prawdę wyraził św. Augustyn w słowach: „Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie”.
W codziennych relacjach międzyludzkich niezbędne jest wzajemne zrozumienie, akceptacja i zaufanie. Dziecko czuje się bezpieczne, gdy wie, że rodzice je kochają. Miłość tworzy duchowy klimat. Sprawia, że dziecko ufa rodzicom. Dlatego przychodzi do nich ze swymi problemami. Ufnie wtula się w ramiona kochanej mamusi. Jej powierza swoje radości i zmartwienia. Przy jej sercu czuje się bezpieczne. A jak jest w relacjach Bóg – człowiek?
Grzech nieufności
Bóg jest Miłością. Dlatego chciał, by więź między Nim a człowiekiem opierała się na miłości. A jest to miłość czysta, święta i bezinteresowna. I wydawałoby się, że takiej Miłości człowiek zaufa. Powierzy się jej, da się jej prowadzić. Oprze na niej swoje życie.
Niestety, stało się inaczej. Człowiek zerwał więź z Bogiem. Zaufał kusicielowi, a nie swemu Stwórcy. Nie uwierzył, że On pragnie jego dobra. Nie chciał współtworzyć razem z Nim swojej przyszłości, by osiągać pełnię szczęścia.
To dramatyczne odrzucenie miłości Bożej przez naszych prarodziców nazywamy grzechem pierworodnym. Popełniając go, człowiek decyzją swej woli zniszczył więź łączącą go ze swym Dobroczyńcą. Wypadł z orbity Bożej miłości. Stracił wiarę w nieskończoną miłość Boga. Przestał być dzieckiem kochającym swego Stwórcę i Ojca. Zburzył synowską relację, jaka go z Nim łączyła. Utracił zdolność przyjacielskiego z Nim przebywania. Zrezygnował z życia w środowisku miłującej obecności Boga. Stworzył sobie środowisko zła: rozterki, smutku, ciemności, śmierci.
Bóg nie rezygnuje
Bywa, że w rodzinie mają miejsce tak zwane ciche dni. Są one gorzkim owocem braku serdecznej więzi i ofiarowanego sobie czasu.
Bóg nie chciał, by między Nim a ludzkością panowały ciche dni. Kierując się miłosierdziem, postanowił nie przerywać z człowiekiem dialogu miłości, pomimo grzechu nieposłuszeństwa. Na przestrzeni całej Bosko-ludzkiej historii toczy się dramatyczne zmaganie świętej miłości Boga z grzesznym człowiekiem. Bóg objawia się jako zawsze wierny – człowiek jako niewierny. Bóg chce być źródłem szczęścia – człowiek szuka szczęścia poza Nim. Bóg stale na nowo podejmuje dialog – człowiek przez swe nieposłuszeństwo zrywa go. Mimo to Stwórca ofiaruje człowiekowi swoje przebaczenie. Ciągle wzywa, by zawierzył Jego nieskończonej miłości.
Opór stawiany Bogu-Miłości rani Jego serce. Dlatego skarży się: „Niebiosa, słuchajcie: ziemio nadstaw uszu, bo Pan przemawia: «Wykarmiłem i wychowałem synów, lecz oni wystąpili przeciw Mnie. Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela, Izrael na niczym się nie zna, lud mój niczego nie rozumiew Nim»” (Iz 1, 2-3).
Przez Jeremiasza wyznaje: „Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość” (Jr 31, 3). Radosną prawdę o Bożej wierności głosi Izajasz: „Góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą” (Iz 54, 10).
Prorok Ozeasz także wskazuje na zatroskaną o człowieka miłość Boga: „Na ramiona swe ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go” (Oz 11, 3-4). Wyczuwamy w tym zwierzeniu ojcowską czułość Boga Ojca.
Człowiek grzechem nieufności rani Stwórcę. On, zraniony w swej miłości, skarży się: „Im więcej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode mnie. Mój lud jest gotów odpaść ode Mnie” (Oz 11, 2.7).
***
Obecnie Bóg już nie przemawia przez proroków. To Mu nie wystarcza. Przez Chrystusa objawia swoją wolę przywrócenia ludzi do godności dzieci Bożych. Maryja jest wzorcem zawierzenia Bogu. W tajemnicy zwiastowania najdoskonalej okazała Mu swe zaufanie w słowach: „Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1, 38). Stojąc pod krzyżem Jezusa, swą postawę całkowitego zawierzenia woli Bożej przypieczętowała cierpieniem. W ten sposób łączyła swoje „fiat” z ofiarą swego Syna, Jezusa Chrystusa. Maryja zawierzała siebie Bogu. Jest całkowicie dla Niego, ponieważ On jest całkowicie dla nas (KKK 2617).
Nauczyciele ufności 
W Kościele Duch Święty odnawia ufność zniszczoną przez grzech. Tutaj spotykamy się z Chrystusem. Oddajemy cześć Trójcy Świętej. Prawdziwa ufność owocuje świętością życia. Świadkami ufności są święci. Oni w całej pełni odpowiedzieli na zaufanie Boga.
Na przykładzie kilku sylwetek przedstawimy świętość jako całkowite zawierzenie siebie Bogu.
Św. Paweł – pochwycony przez Chrystusa
Paweł swoją więź z Jezusem ujmuje w słowach: „Wiem, komu uwierzyłem, i pewien jestem, że mocen jest ustrzec mój depozyt aż do owego dnia” (2 Tm 1, 12). To jego zawierzenie Jezusowi jest tak radykalne, że prowadzi go do utożsamienia się z Nim.
Przed wiernymi w Filippi otwiera swoje serce: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk” (1, 21). Jego więź z Panem sięga granic heroizmu. Po prostu jest mocniejsza niż śmierć. Powierzenie swego życia Bogu nie przychodzi Pawłowi łatwo. Wymaga zgody na całkowitą ofiarę. Apostoł nie cofa się przed nią. Świadczą o tym słowa: „Aby żyć dla Boga, razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (…). Obecne moje życie jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 19-20).
W tym oświadczeniu Paweł podkreśla swoją solidarność z Jezusem przez mistyczne przybicie razem z Nim do krzyża. Owocem tego przybicia jest głębokie zjednoczenie ze swym Mistrzem: „Teraz już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”.
Św. Ambroży – kontemplujący miłość Serca Chrystusa
Ambroży zachęca wiernych, by zbliżali się do Jezusa jako do bijącego źródła łaski, niejako pijąc z Niego niezbędną moc do zaufania miłości Boga:
„Pij Chrystusa, bo On jest krzewem winnym.
Pij Chrystusa, bo On jest skałą, z której wytrysnęła woda.
Pij Chrystusa, bo On źródłem życia.
Pij Chrystusa, bo On jest rzeką, której strumienie weselą miasto Boże.
Pij Chrystusa, bo On jest pokojem.
Pij Chrystusa, bo z Jego Serca płyną strumienie wody żywej”.
Z tej modlitwy przebija wiara, że w Jezusie Chrystusie jest pełnia łaski. On jest mocną skałą i źródłem życia. Pić Chrystusa, to znaczy wchodzić z Nim w głęboką więź osobową. To zaufać Jego miłości nie tylko raz wydanej za zbawienie świata, ale nieustannie wydającej się w misterium Eucharystii. Pić Chrystusa, to żyć świadomością, że z Jego Serca płyną strumienie wody żywej, czyli obfitość Bożych łask.
Św. Augustyn – całym sercem przylgnął do Boga
Augustyn poznał nie tylko smak grzechu i jego gorycz, ale także słodycz nawrócenia i powrotu do miłości Bożej. Przyznaje się, że zbyt późno pokochał Pana i ciągle Go szuka jako źródła prawdziwego szczęścia:
„Gdy szukam Ciebie, mojego Boga, szukam życia szczęśliwego. Będę Cię szukał, by moja dusza żyć mogła. Z Ciebie, Boże, spływają zawsze na nas wszystkie dobra. Ty odwracasz od nas zło wszelakie. Wysłuchaj mnie, Boże mój, Panie mój, Królu mój, Ojcze mój, Stwórco mój, Nadziejo moja, Dobro moje, Chwało moja, Mieszkanie moje, Ojczyzno moja, Zbawienie moje, Światłości moja, Życie moje. Wysłuchaj mnie, tak dobrze znany tylko nielicznym”.
Św. Augustyn jest przykładem dla tych, którzy doświadczyli na sobie dramatu grzechu; zagubili się i błąkają się po bezdrożach. Radosne bowiem orędzie Ewangelii objawia się w tym, że odwieczna miłość Boga daje szansę nawrócenia nawet takim ludziom, którzy sobie tej szansy nie dają. Serce Jezusa raz otwarte na krzyżu, już nigdy nie zamknie się na potrzeby człowieka.
Św. Ignacy Loyola – człowiek zauroczony Chrystusem
Ignacy Loyola najpierw prowadził życie żołnierza, ale po swoim nawróceniu  zafascynował go Chrystus. W Ćwiczeniach Duchowych zawarł swoje mistyczne doświadczenia bliskości Jezusa. Zależało mu na tym, by ludzie coraz lepiej poznali Chrystusa, bardziej ukochali i wierniej naśladowali. Modlitwa, jaką umieszcza na zakończenie rekolekcji najlepiej wyraża jego zaufanie i oddanie się Bogu:
„Przyjmij, Panie, całą moją wolność; przyjmij pamięć, rozum i całą wolę. Cokolwiek mam i posiadam, Tyś mi to dał. Wszystko to zwracam Tobie i całkowicie poddaję panowaniu Twej woli. Daj mi tylko miłość ku Tobie i Twoją łaskę, a będę dość bogaty; niczego więcej nie pragnę”.
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus – jest miłością w sercu Kościoła
Swoją duchowość przekazała zarówno w bilecie napisanym w dniu profesji, jak w akcie ofiarowania się miłosiernej miłości Boga.
Teresa prosi: „Niech zawsze szukam i znajduję tylko Ciebie. Niech stworzenia będą dla mnie niczym, a ja niczym dla nich. Ty zaś, o Jezu, bądź wszystkim. Proszę Cię tylko o pokój i miłość, miłość nieskończoną (…). Miłość, która nie będzie już moja, lecz Twoja”.
Chcąc się upodobnić do swego Mistrza o sercu cichym i pokornym, prosi Go: „Niech się mną nikt nie zajmuje. Niech dla Ciebie, Jezu, będę zdeptana stopami, zapomniana jak ziarenko piasku. Niech jak najdoskonalej spełni się we mnie Twoja wola, niech dostanę się na miejsce, które mi przygotowałeś”.
Ten sam akcent spotykamy w jej akcie ofiarowania miłości miłosiernej: „Pragnę, aby całe moje życie było aktem doskonałej miłości, poświęcam siebie na ofiarę całopalną Twojej miłosiernej miłości. Pragnę za każdym uderzeniem serca niezliczone razy ponawiać tę ofiarę, aż rozproszą się cienie i będę mogła ponawiać wyznanie mej miłości w Wiekuistym twarzą w twarz!” Teresa wie, że warunkiem przyjęcia jej ofiary życia jest gotowość wyniszczenia się. Stąd słowa: „poświęcam siebie na ofiarę całopalną Twojej miłosiernej miłości”.
Św. Faustyna – cała zanurzona w miłosierdziu Bożym 
Słowa: Jezu, ufam Tobie! streszczają posłannictwo świętej. Zarówno osobista postawa radykalnego zaufania Faustyny, jak i jej „Dzienniczek” wyrażają gorący apel Boga, by na Jego miłość odpowiedzieć pełnym zawierzeniem.
Treścią orędzia, jakie Jezus kieruje do świata przez swą pokorną powierniczkę jest wołanie o większe zawierzenie miłosierdziu Boga, które nie zna granic. Świadczą o tym modlitwy wyrażające ufność w miłosierdzie Boże. Faustyna raz po raz kieruje swoje serce ku temu miłosierdziu. Jemu ufa. Od niego uzależnia swoją drogę wiary i świętości:
„Jezu, Prawdo wiekuista, wzmocnij me siły słabe. Ty, Panie, wszystko możesz. Wiem, że niczym są wysiłki moje bez Ciebie. Miłosierdzie Twoje przechodzi umysł aniołów i ludzi razem, i chociaż mi się zdaje, że mnie nie słyszysz, jednak ufność moją położyłam w morzu miłosierdzia Twego i wiem, że nie będzie zawiedziona nadzieja moja” (Dz 69).
W całym Dzienniku s. Faustyny daje się zauważyć współistnienie dwu rzeczywistości. Z jednej strony świadomość własnej grzeszności i nędzy, a z drugiej głębokie przekonanie, że ta nędza uprawnia do ufności w bezgraniczne miłosierdzie Pana. Oto jej zwierzenie:
„W godzinie adoracji poznałam całą przepaść swej nędzy. Wszystko, co mam w sobie dobrego, Twoim jest, Panie, ale dlatego żem tak nędzna i mała, mam prawo liczyć na nieskończone miłosierdzie Twoje” (Dz 237).
Ratunkiem dla ludzi XXI wieku będą te właśnie słowa: „Jezu, ufam Tobie!” Człowiek jest grzeszny i jako taki zawsze będzie potrzebował lekarstwa na swą słabość. Lekarstwem tym jest bezgraniczne miłosierdzie Boże.
ks. Tadeusz Chromik SJ
Zeszyty Formacji Duchowej 17, Kraków 2001fot. Marcelino Rapayla Jr. “Agape” 

Flickr (cc)
http://www.katolik.pl/nieskonczona-milosc,24954,416,cz.html?s=2
**********
o. Jerzy Zieliński OCD

Nadzieja dla ludzkiej nędzy

Głos Karmelu

Naszą własnością jest tylko nędza, a wszystko inne, od talentów i umiejętności poczynając, pochodzi od Niego. Jezus domaga się, by ta jedna własność człowieka, jego nędza, została mu oddana.
Św. Faustyna zapisała pewnego dnia w swoim Dzienniczku słowa: „Przez śluby oddałam Ci się cała, już nic nie mam, co bym Ci ofiarować mogła. – Jezus mi powiedział: Nie ofiarowałaś mi tego, co jest istotnie twoim. Zagłębiłam się w sobie i poznałam, że kocham Boga wszystkimi władzami swej duszy; a nie mogąc poznać, co jest, co nie oddałam Panu, zapytałam: Jezu, powiedz mi o tym, a oddam Ci natychmiast z hojnością serca. – Jezus rzekł mi z łaskawością: Córko, oddaj mi nędzę twoją, bo ona jest wyłączną twoją własnością”.
Życie aż nadto wyraźnie, w jasnym świetle, pokazuje naszym oczom prawdę o ludzkiej nędzy. Gdy zawiodą misternie układane plany, gdy po raz kolejny upadamy w grzech, z którym tak długo już się zmagamy, gdy usłyszymy o sobie coś, co podcina skrzydła, gdy mija czas młodości, a w różnych dolegliwościach pojawiają się pierwsze zwiastuny starości, gdy nagłe zdarzenie pozbawia dobrego zdrowia i możliwości bycia człowiekiem aktywnym i samodzielnym, wówczas dane jest nam poznać najistotniejszą prawdę o człowieku.
Prawdę o tym, że wszystko jest w rękach Jezusa, a nie w naszych. Naszą własnością jest tylko nędza, a wszystko inne, od talentów i umiejętności poczynając, pochodzi od Niego. Jezus domaga się, by ta jedna własność człowieka, jego nędza, została mu oddana. W Jego oczach jest materiałem, który może przysłużyć się dobru. Może, ale też i nie musi, bo ogromnie dużo zależy tu od konkretnego człowieka.
Zaakceptować nędzę?
Oddawanie Jezusowi własnej nędzy nie jest czymś jednorazowym i krótkotrwałym. To jest długi proces – tak długi, jak długie jest ludzkie życie. W jednym z listów św. ojciec Pio napisał do swojej duchowej córki: „Pogódź się z tą niełatwą prawdą, że twoja nędza nie umrze przed tobą”. Nie były to słowa wyrażające pesymizm, lecz realizm, z którym człowiek na drogach duchowego wzrastania musi się liczyć.
Dlaczego jest to takie trudne? Bo uświadomienie sobie własnej nędzy, zaakceptowanie jej i cierpliwa praca nad nią jest prawdziwym obumieraniem naszego „ja”. Tu nie chodzi tylko o to, by w czasie trudnych prób, gdy realnie doświadczamy własnej ograniczoności, mówić Jezusowi: „Oddaję ci moją nędzę”. Istotą oddania własnej nędzy jest praca nad nią każdego dnia z poczuciem sensu, że warto, chociaż nie zawsze wychodzi. „Weź swój krzyż na każdy dzień i chodź za Mną” – powiedział Jezus. Nie ma się zatem co dziwić, że to długi proces.
Co oddać?
Pokuśmy się o konkretne przykłady ludzkiej nędzy z kręgu naszego codziennego życia, której najdrobniejsze nawet ślady trzeba oddawać Jezusowi.
Oddawać trzeba wszelkie znamiona letniości, przed którą ostrzegał Nauczyciel: „Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący. A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15-16). Oddawać trzeba lenistwo, które ktoś usprawiedliwiał cierpliwością lub zwyczajnym „nie chce mi się”.
Oddawać trzeba Komunie święte przyjęte niegodnie, bez głębszej refleksji, bez dziękczynienia. Oddawać trzeba zwątpienia i kapitulacje, które miały miejsce, bo człowiek liczył na siebie, zapominając, skąd pochodzi moc i wytrwałość. Oddawać trzeba również te kapitulacje, które były skutkiem lęku, bo człowiek nie doskonalił sztuki zawierzania się Bożej opatrzności.
Oddawać trzeba powierzchowność, bo człowiekowi nie chciało się poważniej pomyśleć o życiu; zbyt dużo by to kosztowało, wymagałoby wielu zmian. Oddawać trzeba modlitwę, bo wcale jej nie było albo była byle jaka. Oddawać trzeba interesowną służbę bliźnim, bo Ten, który jest wzorem dla nas wszystkich, nie przyszedł szukać przywilejów i korzyści.
Oddawać trzeba sytuacje, w których dobre natchnienia były wyraźne, a człowiek nie szedł za nimi. Oddawać trzeba wszystko, co Bóg zlecił, a człowiek nie wykonał. Oddawać trzeba brak dyskrecji i intymności przebywania z Jezusem, bo człowiek każdą łaskę i każdy krzyż, jaki otrzymał, rozmienił na drobne swoim językiem.
Oddawać trzeba bolesne rany i różne formy śmierci zadane drugiemu człowiekowi językiem. „A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa (a co dopiero krzywdzącego), które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony” (Mt 12, 36–37). Oddawać trzeba sytuacje, w których podstępnymi słowami paraliżowano dobro wspólnoty i pojedynczych osób.
Oddawać trzeba sytuacje, w których człowiek swoją długotrwałą i złośliwą postawą był przyczyną czyjegoś uświęcenia. Jezus wprawdzie pomógł zdobyć duchową dojrzałość tamtej osobie, którą poddał próbie, lecz biada człowiekowi, który stał się w Jego rękach narzędziem tego uświęcenia. Jeśli jesteś takim narzędziem, już teraz zmień swoją postawę.
Jeśli nie jesteś, dziękuj Mu za to, bo swych prawdziwych przyjaciół nigdy nie używa On jako narzędzi czyjegoś uświęcenia. „Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą… Uważajcie na siebie!” (Łk 17, 1. 2b).
Oddawać trzeba brak przebaczenia, szczególnie tego, o które ktoś prosił, a nie otrzymał i odszedł z tego świata przygnieciony wielkim ciężarem. Brak przebaczenia, w jakiejkolwiek nie wyraziłby się formie, zapisuje jedne z najdłuższych historii ludzkich oczyszczeń i wynagrodzeń w życiu pośmiertnym. „Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu! I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwrócił się do ciebie, mówiąc: «Żałuję tego», przebacz mu” (Łk 17, 3-4).
Oddawać trzeba sytuacje, w których – w imię źle pojętej przyjaźni – nie unikaliśmy towarzystwa tych osób, o których wiedzieliśmy, że są gadatliwe, skłonne do wynurzeń, którym brak miłości i wyrozumiałości dla innych. Mówiąc o obowiązku unikania takich osób, nie wolno nam, oczywiście, naruszać przykazania miłości. Trzeba zachować postawę uprzejmą, ale też zdecydowaną. Oddawać trzeba wszystkie sytuacje, kiedy nie byliśmy podporą dla naszych bliskich, szczególnie rodziców, lecz dokładaliśmy do ich krzyża kolejne ciężary.
Oddawać trzeba hołdowanie pewnemu stylowi życia, który polegał na roztrząsaniu postępowania bliźnich i orzekaniu, gdzie byli, a gdzie nie byli poprawni. Nie brano pod uwagę przykazania: „Nie sądź bliźniego” (por. Łk 6, 37), jak również tego, że Bóg nie żąda od wszystkich jednakowej doskonałości. Z charakterystyczną sobie prostotą święty Jan Vianney, proboszcz z Ars, mówił: „Z siebie samego, a nie z bliźnich trzeba będzie zdać sprawę… Wielu jest takich, co ten świat opuszczają, nie wiedząc, po co tu przyszli, i mało się o to troszcząc. Nie postępujmy jak oni”.
Pokora nie jest łatwa
Przeszkodą w oddawaniu Jezusowi własnej nędzy jest fałszywa pokora, która nie pozwala człowiekowi stanąć w obliczu Boga takim, jakim się jest i uchwycić się Jego miłosierdzia. Prawdziwej pokorze towarzyszą nieomylne znaki jej autentyczności. Są to: wewnętrzna radość, pokój, cichość i moc.
Fałszywa pokora nie posiada żadnego z nich. Jej znakami są zniechęcenie, rezygnacja z podnoszenia się z upadków, nieustanny niepokój serca i brak przebaczenia sobie popełnionych błędów.
Cenne pouczenie na temat różnicy pomiędzy prawdziwą i fałszywą pokorą pozostawiła nam święta Teresa z Awili. „Pokora, choćby największa, nie sprawia w duszy niepokoju… Przeciwnie, przynosi jej pokój, słodycz i uciszenie.
Chociażby kto na widok grzechów swoich uznał jasno, że zasłużył na piekło, i smucił się, i poczytywał siebie za godnego wzgardy i obrzydzenia od wszystkich i ledwo śmiał błagać o miłosierdzie – ból ten jednak i smutek, jeśli im towarzyszy pokora prawdziwa, taką ma w sobie słodkość i ukojenie dla duszy, iż kto raz ich zakosztował, chciałby ich zawsze doznawać.
Żal więc za grzechy przy pokorze nie trwoży duszy, ani nie przeraża, przeciwnie, rozszerza ją i sposobną czyni do gorliwej służby Bożej”. Pokora fałszywa, pochodząca od złego ducha, „wtrąca duszę w odmęt niepokoju i trwogi, i wzburza ją całą, i gnębi ją niewypowiedzianym udręczeniem. I to miotanie się diabeł podaje nam za pokorę, abyśmy, uwierzywszy mu, stracili wszelką ufność w Bogu”.
W Chrystusie poznanie siebie, swej małości i nędzy, nie budzi trwogi i niepokoju, lecz niesie nadzieję i siłę do dalszej drogi. W Listach Nikodema Jan Dobraczyński wkłada w usta Jezusa ciekawe słowa, których nie znajdziemy w Ewangeliach. Pewnego dnia mówi On do Nikodema: „Daj mi swoje grzechy”. Słowa te nurtują serce bohatera przez długi czas. Nie pojmuje, co to znaczy oddać Zbawicielowi swój grzech.
Dopiero po śmierci Jezusa na krzyżu zrozumie, że być prawdziwie pokornym, to – między innymi – przebaczać sobie popełniony grzech, odrywać się od niego, a kierując swój wzrok ku Zmartwychwstałemu, zawierzyć Mu wszystko, co w nas niedoskonałe. W Nim wszelki grzech został pokonany.
Właściwością Bożej miłości jest nie tylko poszukiwanie i przywracanie do stanu pierwotnej miłości. Właściwością Jego miłości jest również proszenie: „Kochaj Mnie!”, „Przyjmij moje miłosierdzie, oddając Mi swoją nędzę!”. Czy można sobie wyobrazić większą miłość?
Jerzy Zieliński OCD
http://www.katolik.pl/nadzieja-dla-ludzkiej-nedzy,24532,416,cz.html?s=2
*********
ks. Bernard Witek SDS

Przykazania miłości Boga

Magazyn Salwator

Przykazania miłości Boga

Na pytanie uczonego w Prawie: które przykazanie w Prawie jest największe? – Pan Jezus odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem (Mt 22,37). Będąc zaś kuszony przez szatana, rzekł: Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz.
Obie wypowiedzi nawiązują do pierwszej części Dekalogu, bowiem 10 Przykazań można podzielić na dwie części: pierwsze trzy przykazania dotyczą relacji człowieka względem Boga (miłość Boga) a pozostałe odnoszą się do relacji międzyludzkich (miłość bliźniego).

Pierwsze przykazanie: Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie (Wj 20,3), nakazywało Izraelitom zerwanie z wierzeniami oraz praktykami religijnymi Egiptu. Przejście przez Morze Czerwone miało być wyzwoleniem zarówno pod względem polityczno-społecznym, jak i religijnym. Przykazanie nie tylko wzywa do zerwaniem z niewolniczą przeszłością, ale także zabezpiecza, aby naród wybrany nie popadł w nową niewolę, tzn. aby powstała w ten sposób próżnia religijna nie została zapełniona innymi bożkami ani też jakimkolwiek przedstawieniem Boga: Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego co jest na niebie wysoko, ani tego co jest na ziemi nisko, ani tego co jest w wodach pod ziemią! W ujęciu biblijnym człowiek stworzony na obraz Boga Stworzyciela oraz Wybawiciela nie będąc wolny, nie może być wyrazicielem prawdy o Bogu Wybawicielu. W praktyce jednak Izraelitom trudno było zerwać z przeszłością, o czym świadczy zdarzenie na Synaju – podczas gdy Mojżesz przebywając na górze otrzymał przykazania, naród oddawał hołd złotemu cielcowi, którego czczono w Egipcie (Wj 32).

Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy (Wj 20,7). Obawa przed przekroczeniem tego nakazu doprowadziła do zupełnego zakazu wymawiania imienia, które Bóg objawił Mojżeszowi (Wj 3,14); Izraelici pozostają temu wierni aż do dnia dzisiejszego. Zastępują je innymi imionami, takimi jak: Pan, Wszechmocny, Najwyższy, itp. Człowiek Starego Testamentu w świecie, w którym magia była na porządku dziennym, był przekonany o potędze słowa i jego wpływie na ludzi i zdarzenia. Przykazanie w głównej mierze miało więc na uwadze użycie imienia Boga w praktykach magicznych, które zresztą były zakazane przez Boga, jak czytamy: Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych (Pwt 18,10-11).

Oba opisy biblijne Dekalogu motywują nakaz wypoczynku szabatniego w odmienny, jakkolwiek nie przeciwstawny, sposób. Księga Wyjścia odwołuje się do dzieła stwórczego: W sześciu dniach bowiem uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty (20,11). Stworzenie na podobieństwo Boga Stworzyciela powinno powstrzymać się od wykonywania jakiejkolwiek pracy i uświęcić szabat, oddając cześć Stwórcy. Księga Powtórzonego Prawa natomiast odwołuje się do wyjścia z Egiptu: Pamiętaj, że byłeś niewolnikiem w ziemi egipskiej i wyprowadził cię stamtąd Pan, Bóg twój (5,15). Szabat zatem nabiera charakteru dnia wyzwolenia. Ciemiężenie innych jest powrotem do sytuacji z Egiptu, nowym zniewoleniem, dlatego też przykazanie biorąc w obronę zwłaszcza pozbawionych praw pośród Izraela, mówi: aby wypoczął twój niewolnik i twoja niewolnica, jak i ty (5,14).

ks. Bernard Witek SDS

http://www.katolik.pl/przykazania-milosci-boga,822,416,cz.html

********

Ks. Janusz Królikowski

Sens przykazań kościelnych

Pielgrzym

Sens przykazań kościelnych
Życie oparte na łasce

Życie chrześcijańskie w swoim podstawowym znaczeniu jest syntezą łaski Bożej i działania ludzkiego, za pośrednictwem którego człowiek przyjmuje darmowy Boży dar, który – z kolei – uzdalnia go do odnowionych i uświęconych działań. To ludzkie działanie często nazywamy po prostu życiem moralnym, które jest specyficzne dla człowieka jako istoty duchowej. Ono stanowi ośrodek ludzkich dziejów i jej twórcze tworzywo, a złączone z łaską czyni je także dziejami zbawienia.

Specyfiką chrześcijańskiej wizji działania jest właśnie to, że zostaje ono związane z udzielaniem się Boga człowiekowi, które nazywamy łaską, czyniącym to działanie zbawczym, niejako wiecznym. Uznanie tego faktu nie jest bynajmniej łatwe, ponieważ egoizm głęboko wpisany w naturę ludzką po upadku pierworodnym skłania człowieka do jednostronnego liczenia na siebie w jego działaniu, a tym samym błędnego przekonania, że może on o własnych siłach unikać grzechu i osiągnąć zbawienie. Ten błąd jest z różnym natężeniem stale obecny w Kościele. Najradykalniej i najdotkliwiej wyraził się on w herezji Pelagiusza – mnicha irlandzkiego żyjącego na początku V wieku w Rzymie – z którym zmierzył się teologicznie święty Augustyn.

Ten błąd jest rozpowszechniony wśród wierzących także dzisiaj. Kardynał Joseph Ratzinger, wnikliwy obserwator aktualnego życia kościelnego, w jednej ze swoich konferencji zauważył w odniesieniu do błędu Pelagiusza: “Dziś ma więcej naśladowców, aniżeli mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka“.
Ten wstęp dotyczący życia chrześcijańskiego jako syntezy łaski Bożej i ludzkiego działania jest nieodzowny do zrozumienia sensu przykazań kościelnych oraz do przeżywania ich we właściwym dla nich znaczeniu. Na takie usytuowanie tych przykazań wskazuje Katechizm Kościoła Katolickiego, gdy stwierdza: “Przykazania kościelne odnoszą się do życia moralnego, które jest związane z życiem liturgicznym i czerpie z niego moc” (nr 2041). Siłą życia moralnego jest łaska Boża, a jej źródłem jest życie liturgiczne, czyli sakramenty. Można powiedzieć, że życie chrześcijanina jest autentyczne, gdy jest życiem liturgiczno-sakramentalnym. II Sobór Watykański w konstytucji o liturgii podkreśla: “Liturgia jest bowiem pierwszym i niezastąpionym źródłem, z którego wierni czerpią prawdziwie chrześcijańskiego ducha” (nr 14).

Trzy pierwsze przykazania kościelne mają więc na celu przypomnienie wierzącym o podstawowym znaczeniu sakramentów w życiu wiary; chodzi przede wszystkim o Eucharystię – niedzielna Msza święta i Komunia wielkanocna – oraz o pokutę, czyli nieodzowne przygotowanie sakramentalne do przyjęcia Eucharystii. Niedzielna i świąteczna Msza święta stanowi wyznacznik i niejako system odniesienia dla życia chrześcijańskiego, mający kształtować codzienność chrześcijańską, stanowiąc jej “źródło i szczyt”.

Ważnym kontekstem życia sakramentalnego, zwłaszcza Mszy świętej, jest odpowiednie przeżycie niedzieli, dlatego Kościół zaleca, aby w niedziele i święta powstrzymać się od “prac niekoniecznych”. Chodzi w tym zaleceniu o to, by wierzący zapewnił sobie czas potrzebny na modlitwę, rozważanie, odpoczynek, by nawiązał wspólnotowe relacje z bliskimi, a więc by odpowiednio ukształtował swój kontekst życiowy, w którym będzie mógł rozwinąć to, czego doświadczył w czasie Mszy świętej, zwłaszcza w odniesieniu do usłyszanego słowa Bożego. Katechizm Kościoła Katolickiego w wersji podstawowej mówi o powstrzymaniu się od “prac niewolniczych”. Warto zwrócić uwagę także na to stwierdzenie. Otóż, chce się w ten sposób przestrzec człowieka przed podejmowaniem w niedzielę takich prac, które mogą go w ogóle oderwać od życia duchowego, doprowadzając do zapomnienia o nim. Jest to stwierdzenie, które powinni szczególnie rozważyć ci, którzy w naszych czasach zmuszają ludzi do “prac niewolniczych” w niedzielę oraz kształtują zniewalający tryb życia wielu ludzi.

Widząc pierwszeństwo życia liturgicznego, Kościół jest jednak świadomy, że “liturgia nie wyczerpuje całej działalności Kościoła“, jak czytamy w konstytucji o liturgii (nr 9). Do tego przekonania nawiązują dwa pozostałe przykazania. Przykazanie czwarte – mówiące o zachowaniu nakazanych postów, wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych oraz powstrzymaniu się od zabaw w okresach (dniach) pokuty – ma na celu przypomnienie człowiekowi o kształtowaniu właściwej relacji ze światem materii. Chodzi o to, by człowiek nie uległ zniewoleniu przez to, co jest niższe od niego, przede wszystkim przez pokarm i zabawę, czyli przyjemność w ogóle, ale by wiedział i odkrywał, że jego cel jest ponad światem materii. Do takiego odkrywania prowadzi wyrzeczenie i asceza. Przykazanie to wskazuje w sensie ogólnym na potrzebę ciągłego odkrywania pierwszeństwa i wyższości ducha przed materią.

Przykazanie piąte, mówiące o trosce o potrzeby wspólnoty Kościoła, ma na celu kształtowanie właściwej relacji chrześcijanina ze wspólnotą, która jest środowiskiem jego wiary i wzrostu w świętości. Podstawową potrzebą wspólnoty chrześcijańskiej jest oczywiście miłość bliźniego, poprzez którą odrywamy naszą równość braterską i wspólnotę celu, którym jest zbawienie w Bogu. Sposób urzeczywistniania tej troski zależy oczywiście od czasu i miejsca. Nie należy także zapominać i wstydzić się tego, że formą wyrażenia tej troski jest także “taca” w czasie Mszy świętej i poza nią, która niejako w sposób instytucjonalny pomaga rozpoznać i podjąć wspomniane potrzeby wspólnoty.

W sensie szerszym trzeba także zauważyć, że przykazania czwarte i piąte są nierozdzielnie związane z pierwszymi trzema, ponieważ mają one na celu kształtowanie dyspozycji chrześcijanina na przyjęcie łaski, jak również łaska stanowi moc do ich owocnego wypełniania ze względu na pełnię życia chrześcijańskiego.
W przykazaniach kościelnych zawiera się więc pewien ważny walor dotyczący wychowywania wiary, a przede wszystkim przypominają one o potrzebie wierności łasce poprzez życie sakramentalne i duchowe oraz potrzebie oparcia na takim właśnie fundamencie swojego życia. Jeśli w swoim podstawowym brzmieniu zdają się pod wieloma względami mieć charakter minimalistyczny, to w swoim zasadniczym sensie są one drogą do autentycznej odpowiedzi Bogu na dar wiary przeżywany w Kościele.

Ks. Janusz Królikowski

http://www.katolik.pl/sens-przykazan-koscielnych,846,416,cz.html

********

Anna Matusiak

Zatrzymać codzienność

Magazyn Salwator

Zatrzymać codzienność

“Pamiętaj, abyś dzień święty święcił!” – nakazuje Bóg w trzecim przykazaniu Bożym.
“W niedziele i święta we Mszy świętej pobożnie uczestniczyć!” – nakazuje Kościół święty w drugim przykazaniu kościelnym.
“Świętowanie chrześcijańskiej niedzieli pozostaje kluczowym elementem chrześcijańskiej tożsamości” – stwierdza Ojciec Święty Jan Paweł II w Liście apostolskim Dies Domini (nr 30).

Wydaje się jednak, że współczesny człowiek ma tyle rzeczy do zrobienia, tyle spraw do załatwienia, że nie może pozwolić sobie na świętowanie, na odpoczywanie. Dla współczesnego człowieka niedziela często jest jedynym dniem, w którym może on na przykład zrobić coś w domu czy dokonać zakupów. Przecież samo nic się nie zrobi!
A może to ziemia szybciej się kręci?
Nie, to ludzie ciągle za czymś gonią albo przed czymś uciekają; ciągle się gdzieś spieszą i na coś się spóźniają; ciągle o czymś marzą i czegoś szukają. Ale CZEGO?
To nie wydaje się istotne. Chodzi o to, żeby biec, żeby szukać, bo to oznacza, że jest jakiś cel, jakiś sens. Człowiek przecież musi mieć w życiu jakiś cel…
Jakiś? Jakikolwiek? Owszem każdy bieg gdzieś i jakoś się zakończy, ale czy człowiekowi może być obojętne, gdzie i jak?

“Stworzyłeś nas ku sobie i niespokojne jest nasze serce, dopóki w Tobie nie spocznie” – powiedział św. Augustyn. Człowiek, który ciągle biegnie, ucieka przed tą właśnie podstawową prawdą: że jest stworzony. Zapomina, że we wszystkim zależy od swego Stwórcy, i – mnie-mając, że wszystko zależy od niego – ściga się z czasem, walczy z całym światem, zatraca siebie.

Człowiek występuje przeciwko prawu Bożemu, bo ciągle ulega starej jak świat pokusie: by być jak Bóg. I “stwarza” niestworzone rzeczy, buntuje się przeciwko prawu naturalnemu, a więc i przeciwko sobie. I jest zmęczony, bardzo zmęczony. A jest jeszcze tyle spraw, które należałoby przypilnować, tyle rzeczy, które trzeba by zobaczyć… Nawet siedem dni w tygodniu nie wystarczy, bo doba ma za mało godzin, godzina ma za mało minut, minuta ma za mało sekund…

Człowiek przepracowany nie bierze pod uwagę faktu, że w świecie istnieje określony porządek, że wszystko musi mieć swój czas, w tym również praca i odpoczynek. Nie zauważa on, że praca bez odpoczynku jest swoistym bałwochwalstwem i że jest po prostu nieefektywna, a nawet przynosi straty (na przykład na zdrowiu). Bo nie ma błogosławieństwa. “W niedzielę nikt się jeszcze nie dorobił” – mówi przysłowie ludowe.
Troszczymy się i niepokoimy o wiele, a potrzeba tylko jednego (por. Łk 10,41-42). Stworzenie zatraca się poza swym Stwórcą, a w Nim wszystko odnajduje i posiada. Człowiek może odejść od swego Stwórcy i zatracić się poza Nim, ale może też w Nim (i tylko w Nim) się odnaleźć, odnaleźć samego siebie.

Bóg nakazał nam święcić dzień siódmy, bo i On “odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie” (Rdz 2,2). Ponadto Bóg “pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym; w tym bowiem dniu odpoczął po całej swej pracy, którą wykonał stwarzając” (Rdz 2,3).
Można by dalej argumentować zasadność świętowania niedzieli i konieczność odpoczywania, ale po co, skoro uczynił to – w sposób niedościgły – Ojciec Święty Jan Paweł II we wspomnianym wyżej Liście apostolskim Dies Domini. Ilu z nas przeczytało ten wspaniały dokument…?

Człowiekowi, który rozumie i uznaje konieczność świętowania Dnia Pańskiego, pozostaje tylko świętowanie tego dnia. Jakże czekają na niedzielę ci, którzy umieją się nią cieszyć! Nareszcie można zatrzymać codzienność, odpocząć, pobyć w domu, cieszyć się obecnością najbliższych! Można (nie tylko trzeba) wspólnie z nimi pójść na braterskie spotkanie, jakim jest Msza święta w kościele parafialnym, i tam spotkać się – “namacalnie” – z Chrystusem, który jest naszym Stwórcą i Zbawicielem.

Dzisiaj wielu ludzi po prostu nie wie, że niedziela może być pięknym dniem, ofiarowanym Bogu i najbliższym. I sobie. Ale z pewnością będzie o tym wiedziała dziewczynka, którą mamusia i tatuś co tydzień prowadzą za rączkę do kościoła. Tam może ona – wraz z innymi dziećmi – słuchać o Panu Jezusie, który przyszedł na ziemię po to, aby wszyscy ludzie mogli pójść do nieba, gdzie będą wiecznie świętować, czyli bawić się i cieszyć.

Anna Matusiak
Ukończyła studia ekonomiczne w Budapeszcie oraz teologiczne na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie. Redaktor książek i autor artykułów do czasopism katolickich.

tekst pochodzi z Magazynu SALWATOR, nr 2/2002  – www.salwator.com

http://www.katolik.pl/zatrzymac-codziennosc,509,416,cz.html

********

ks. Jerzy Olszówka SDS

Nie pożądaj

Magazyn Salwator

Nie pożądaj

Poprzez Dekalog Pan Bóg wprowadził człowieka w świat prawdziwych wartości, na których opiera się ludzkie życie. Ukazał, że ważne są jego związki ze Stwórcą, wyrażające się w kierowaniu się w życiu taką hierarchią wartości, w której Bóg jest na pierwszym miejscu, w prowadzeniu dialogu z Bogiem na modlitwie, w roztropnym dzieleniu czasu na pracę i świętowanie. Wskazał, że prawdziwą wartością jest rodzina, ludzkie życie, będące świętym darem Boga, ludzka miłość będąca fundamentem życia małżeństwa i rodziny, owoce pracy, prawda i dobre imię człowieka. Pan Bóg chciał, aby człowiek nie tylko te wartości znał, ale też by je chronił. Poprzez w większości negatywną formę przykazań wyraźnie wskazał, jakie zachowania ten świat wartości niszczą. Boży Prawodawca nie chciał jednak, by człowiek był Mu posłuszny tylko zewnętrznie, by zadowolił się zewnętrzną wiernością Bożemu prawu. Chciał sięgnąć głębiej, tam, dokąd nie sięgają żadne stanowione przez człowieka prawa i kodeksy postępowania. Chciał sięgnąć do ludzkiego serca i dlatego aż dwa przykazania Dekalogu poświęcił ochronie tej wartości, jaką jest czyste serce człowieka.

Dlaczego Pan Bóg sięga do głębi ludzkiego serca? Bo to właśnie tam jest źródło, ludzkiego działania. To w sercu człowieka rodzi się to dobro albo zło, które potem czynią jego ręce. Ręce są przecież jakby “przedłużeniem serca”. Jezus powiedział: Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? (.) Poznacie ich po ich owocach (Mt 7,16.20). Żeby czyny człowieka były dobre, dobry musi być sam człowiek w swoim wnętrzu, dobre musi być jego serce.

Czyny dobre lub złe nie wynikają natychmiast z dobrych lub złych myśli człowieka. Myśli i pragnienia dojrzewają w ludzkim sercu nieraz bardzo długo, zanim wyrażą się w czynach i zewnętrznej postawie. W jednym z psalmów autor porównuje kształtowanie się złego czynu do kształtowania się płodu w łonie matki: grzesznik począł nieprawość, brzemienny jest udręką i rodzi podstęp (Ps 7,15). Wierność Bożym przykazaniom, to na ile człowiek będzie na nich budował swoje życie, zależy więc tak naprawdę od kształtu ludzkiego serca, bo to właśnie tam jest źródło ludzkich czynów.
W dziewiątym przykazaniu Bóg mówi: Nie pożądaj żony bliźniego twego! Już po raz trzeci, po przykazaniu czwartym i szóstym, Stwórca staje na straży tej wartości, jaką jest rodzina. To mówi samo za siebie.

Płciowość jest wielkim darem Stwórcy wszczepionym w ludzką naturę. Ten dar może być jednak wykorzystany dobrze lub źle. Może służyć człowiekowi, budowaniu małżeńskiej wspólnoty miłości i życia, ale może też stać się czynnikiem destruktywnym ludzkiej osobowości, środkiem do podporządkowania sobie drugiej osoby, a nawet do zawładnięcia nią. Tak może się stać, gdy człowiek nie podporządkowuje sobie własnej płciowości, lecz gdy to właśnie ona kieruje jego działaniem.

Pan Bóg mówi: Nie pożądaj! Pożądanie oznacza gwałtowną postać ludzkiego pragnienia, oznacza chęć zawłaszczenia, posiadania drugiej osoby jako przedmiotu zaspokojenia własnych żądz zmysłowych z pominięciem szacunku dla tej osoby, z pominięciem Bożych praw. Mówiąc: Nie pożądaj. Pan Bóg nie mówi: “Nie odczuwaj żadnego zmysłowego pragnienia”. Nie pożądaj znaczy: nie pozwól, aby te pragnienia zapanowały nad tobą, aby kierowały twoim postępowaniem – to ty masz nad nimi panować! Poprzez swoje przykazanie Pan Bóg chciał raz jeszcze przypomnieć człowiekowi, że płciowość ludzka jest świętym darem, który umacnia ludzką miłość i który owocuje nowym życiem. Chciał też przestrzec, że właśnie w tej dziedzinie szczególnie wyraźnie ujawniają się nasze słabości i skłonność do grzechu.

Przykazanie to chroni człowieka przed grzechem, przed upadkiem już na samym początku, w chwili, gdy próbuje on dopiero usadowić się w ludzkim sercu. Pożar bowiem należy gasić już w zalążku – pięknej metafory używa Autor natchniony: Czy schowa kto ogień w zanadrzu, by nie zajęły się szaty? Czy kto pójdzie po węglach ognistych, a stóp nie poparzy? (Prz 6,27n). Chrystus w Kazaniu na Górze wyraźnie stwierdza: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa (Mt 5,28). W ten sposób nie tylko pokazuje, gdzie jest źródło zła, ale jednocześnie wskazuje na potrzebę ukształtowania w człowieku takiego szacunku dla drugiej osoby i dla samego siebie, że nawet w sferze myśli i pragnień będzie zawarte poszanowanie ludzkiej godności.

Problemu pożądania nie można jednak ograniczać do sfery seksualności. Jan Paweł II w czasie pamiętnej pielgrzymki do Polski w roku 1991 powiedział: Pożądanie nie jest zewnętrznym uczynkiem. Pożądanie jest tym, czym żyje ludzkie serce. Przedmiotem pożądania mogą więc stać się wszystkie rzeczy i sprawy, które człowiek uzna za godne posiadania, a więc np.: dobrobyt, pieniądze, status społeczny, dobra materialne i wiele innych. Niezależnie jednak od przedmiotu każde pożądanie może zdeprawować ludzkie serce, dlatego Pan Bóg na górze Synaj powiedział: Nie pożądaj żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego.

Właściwie należałoby powiedzieć, że nie każde pożądanie jest złe, grzeszne. Chęć posiadania, zdobycia czegoś, może być bardzo pozytywnym elementem, może być motorem działania. Trudno bez takiego pragnienia wyobrazić sobie działania zmierzającego do zabezpieczenia materialnej strony ludzkiej egzystencji, trudno wyobrazić sobie rozwój gospodarczy i ekonomiczny społeczeństwa. Pożądanie staje się złe, grzeszne, gdy tak zawładnie sercem człowieka, że przestaje on respektować ustanowiony przez Boga porządek wartości i wartości materialne stawia na naczelnym miejscu, tworząc z nich jakby bożyszcze, któremu podporządkowuje wszystko i wszystkich. Złe pożądanie sprawia, że gdy w grę wchodzi osobista korzyść lub zysk, to nie liczy się ani uczciwość, ani prawda, ani drugi człowiek, nawet ten najbliższy.

Pożądanie rodzi z kolei zazdrość. Można zazdrościć wszystkiego – od pieniędzy i sławy do urody, zdrowia, zdolności. Zazdrość oznacza smutek doznawany z powodu tego dobra, które posiada drugi człowiek i nadmierne pragnienie przywłaszczenia go sobie za wszelką cenę. Nietrudno sobie wyobrazić, że to pragnienie może z kolei doprowadzić do oszustwa, kradzieży a nawet przemocy w dążeniu do zdobycia przedmiotu pożądania.

Św. Jan źródło wszelkiego zła w człowieku i w świecie dostrzega w potrójnej pożądliwości: Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata (1J 2,16). W tej pożądliwości ciała i zmysłów oraz nieuporządkowanej pożądliwości dóbr materialnych oraz pysze i płynącej z niej pogardzie, a nawet nienawiści do Boga i człowieka tkwi źródło niewierności wobec wszystkich przykazań Dekalogu.
Pan Bóg mówiąc: Nie pożądaj! Nie pożądaj żony bliźniego twego, ani żadnej rzeczy, która do niego należy!, chce chronić czyste serce człowieka przed złem, które dopiero zaczyna się rodzić w ludzkim sercu. Te przykazania są właściwie streszczeniem całego Dekalogu.

We współczesnym świecie łatwo ulec złudzeniu, że pieniądze, dobrobyt i bogactwo zapewnią człowiekowi szczęście i radość. Chrystus przestrzega przed takim złudzeniem: Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł (Mt 16,26). Jednocześnie wyraźnie ukazuje cel, ku któremu trzeba dążyć, aby nie zmarnować swojego człowieczeństwa: Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje (Mt 6,20n).

ks. Jerzy Olszówka SDS

http://www.katolik.pl/nie-pozadaj,640,416,cz.html

*********

ks. Andrzej Trojanowski TChr.

Wróżbiarstwo, czyli poznawanie przyszłości

Miłujcie się!
Wróżbiarstwo, czyli poznawanie przyszłości
Praktyka wróżbiarstwa opiera się na przeświadczeniu, że:
– przyszłość ludzka jest już z góry dokładnie określona i zaplanowana,
– istnieją takie techniki wiedzy tajemnej (techniki okultystyczne), dzięki którym można poznać przyszłość i zapanować nad nią.
Przykładem najbardziej rozpowszechnionych technik wróżbiarskich są:
– kartomancja, czyli wróżenie przyszłości z kart,
– astrologia, czyli przepowiadanie przyszłych zdarzeń na podstawie układu gwiazd,
– hiromancja, czyli odczytywanie z linii na dłoni
– spirytyzm, czyli wywoływanie duchów zmarłych w celu uzyskania informacji.
Uciekanie się do którejkolwiek z praktyk wróżbiarstwa jest jawnym wykroczeniem przeciwko pierwszemu przykazaniu.
Dlaczego?
Praktyka wróżenia zakłada, że życie ludzkie nie podlega Bożej Opatrzności, lecz bezosobowym i tajemniczym siłom (na ogół wrogim lub co najmniej nieprzychylnym człowiekowi). Korzystanie z wróżbiarstwa prowadzi do osłabienia, a w końcu i zerwania więzi osobowej z Bogiem, opierającej się na posłuszeństwie, ufności i zawierzeniu. Osoba zniewolona pragnieniem poznawania przyszłości i oddająca się praktykom wróżbiarstwa czyni siebie niezdolną do modlitwy i do życia sakramentalnego, a tym samym stopniowo ulega wpływom sił pochodzenia demonicznego.
Wróżbiarstwo jest odrzuceniem prawdziwego i jedynego Boga, czyli łamaniem pierwszego przykazania Dekalogu. Pismo św. surowo przestrzega przed tym grzechem: Nie będziesz się zwracał do wywołujących duchy ani do wróżbitów. Nie będziesz zasięgać ich rady… Ja jestem Pan, Bóg wasz (Księga Kapłańska 19,31). Przeciwko każdemu, kto zwróci się do wywołujących duchy albo do wróżbitów, aby uprawiać nierząd z nimi, zwrócę oblicze i wyłączę go spośród jego ludu… Bo Ja jestem Pan, Bóg wasz (Księga Kapłańska 20, 6-7). Czary, w jakiejkolwiek formie by się nie przedstawiały, należą do czynów, które wyłączają z dziedzictwa Królestwa Bożego (List do Galatów 5, 20).
Wróżbiarstwo jest radykalnym oszustwem sprzeniewierzającym się podstawowej prawdzie teologicznej, że przyszłość jedynie zna Bóg. Rzekome wykradanie Bogu tej tajemnicy jest całkowitą iluzją. Nawet szatan (założywszy, że działa on przy pomocy swego narzędzia, jakim może być wróżbita – medium) nie zna przyszłości, ponieważ ona dopiero się tworzy poprzez dobrowolną współpracę człowieka z Bogiem. Szatan, doskonale wnioskując na podstawie ukrytych dla ludzi mechanizmów natury, może jedynie ułożyć możliwy scenariusz wydarzeń z przyszłości, który jednak wcale nie musi się spełnić.
Fakt, że jedynie Bóg zna przyszłość, w niczym nie ogranicza ludzkiej zdolności kształtowania własnego życia (przede wszystkim w tym, co najważniejsze, a mianowicie w kwestii własnego zbawienia). Proroctwa pochodzące od Boga (czyli komunikowana przez Boga człowiekowi wiedza odnośnie przyszłości) tym różnią się od wróżby, że nigdy nie przesądzają z góry o przyszłości, lecz uprzedzają przed tragicznymi konsekwencjami grzechów i odmowy nawrócenia. Proroctwo jest więc warunkowe (jego wypełnienie się zależy od postawy samego człowieka), natomiast przepowiednie wróżbitów dotyczą wydarzeń rzekomo nieodwołalnych i niezależnych od wolnego działania ludzkiego.
Wróżbiarstwo radykalnie przekreśla drogę chrześcijańskiego rozwoju i świętości. Propagując determinizm (przyszłość została z góry zaplanowana) i fatalizm (nie ma możliwości uwolnienia się od wyznaczonego biegu wydarzeń) unieważnia konsekwencje wyboru dobra lub zła. Objawiona nauka o rzeczach ostatecznych (niebo, piekło, czyściec) zostaje tutaj całkowicie odrzucona.
Oprócz zaburzeń duchowych (z opętaniem włącznie), uleganie przepowiedniom wróżbitów prowadzi do lęku, uczucia bezradności, osaczenia i rozpaczy, a w dalszej kolejności do ciężkich chorób psychicznych.
Objawienie Boże wypowiadające się poprzez Biblię i Magisterium Kościoła, dla dobra samego człowieka surowo zakazuje uciekania się do którejkolwiek z form wróżbiarstwa. Gdy chrześcijanin korzysta z horoskopów lub z usług wróżbitów, widzących, magów itp. – wchodzi w konflikt z pierwszym i najważniejszym przykazaniem dekalogu. Tym samym, wystawia siebie na niebezpieczeństwo działania mniej lub bardziej ukrytych sił złego ducha, którego celem jest zerwanie więzi człowieka z Bogiem i doprowadzenie do duchowej śmierci.
Codziennym lekarstwem na pokusę poznawania przyszłości jest modlitwa i życie sakramentalne prowadzące do coraz głębszego zawierzenia Bożej Opatrzności.
ks. Andrzej Trojanowski TChr.
http://www.katolik.pl/wrozbiarstwo–czyli-poznawanie-przyszlosci,1092,416,cz.html
*********
o. Robert Wawrzeniecki OMI

Pora na coś niemodnego… Posłuszeństwo Boga i człowieka

eSPe

Moje posłuszeństwo Bogu, to nie tylko skupienie uwagi na Nim, ale także na drugim człowieku. Moje posłuszeństwo Bogu, to przyjęcie postawy Maryi i sług, kiedy jestem świadkiem i uczestnikiem cudu Bożej miłości w życiu moim i innych ludzi. Czy potrafię wcielić w życie postawę posłuszeństwa i zaufania na wzór Maryi i sług?

Dziś słowo „posłuszeństwo” jest bardzo niepopularne. Na pierwszy plan wysunęła się wolność, którą posłuszeństwo zadaje się ograniczać. Wolność stała się dziś naczelną wartością, której należy bronić zawsze i w każdej sytuacji, nawet z naruszeniem dobra innych. A kto z nas lubi, kiedy ograniczana jest jego wolność, jego prawa?

Chyba dlatego posłuszeństwo tak bardzo kojarzy się z drogą poświęcenia życia Bogu w życiu kapłańskim czy zakonnym. Tymczasem kwestia posłuszeństwa jest kluczowa w każdym powołaniu chrześcijańskim, niezależnie od obranej drogi, bowiem to właśnie posłuszeństwo Jezusowi i Jego Ewangelii czyni z nas prawdziwych uczniów Chrystusa. Wyraźnie mówi o tym pierwszy cud Jezusa w Kanie Galilejskiej.

„Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: «Nie mają już wina». Jezus Jej odpowiedział: «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?» Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie». Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: «Napełnijcie stągwie wodą!» I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: «Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu!» Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział do niego: «Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory». Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie” (J 2, 1-11)

Posłuszeństwo Boga

Na samym początku tego fragmentu Ewangelista ukazuje Jezusa Chrystusa, który odpowiada na zaproszenie skierowane do niego przez człowieka. Można wręcz powiedzieć, że Bóg jest posłuszny człowiekowi, wierny swojej obietnicy, którą złożył młodej parze, decydującej się na bycie razem. Na ich zaproszenie wchodzi w ich miłość i błogosławi im.

Ta wierność Boga, najpierw w charakterze zapowiedzi, jest widoczna w Starym Testamencie wobec Ludu Bożego – Izraela, a później w Nowym Testamencie w realizacji zapowiedzi w Mesjaszu Jezusie Chrystusie. On to przyszedł, jako Dobry Pasterz, aby wszyscy mieli życie w obfitości (por. J 10, 10).

Jezus nie jest tu traktowany w jakiś wyjątkowy sposób, ale jest na tym przyjęciu razem z innymi gośćmi. Nie oddzielony od nich, ale pośród nich. Jest tam także Maryja i uczniowie Jezusa, których powołał, aby szli Jego drogą, aby Mu towarzyszyli (por. Mk 3, 13).

Mam nieustannie okazję zapraszać Jezusa do swojego życia, do wszystkich swoich spraw, które mnie cieszą i z którymi nie mogę sobie poradzić. Mam okazję zapraszać Jezusa do tego wszystkiego, co jest przyszłością i jakimś znakiem zapytania co do tego, jaką w przyszłości obrać drogę. Czy jednak to zaproszenie jest wciąż aktualne? Czy wciąż je ponawiam?

Jeśli zdecyduję się Go zaprosić, to On będzie wierny temu zaproszeniu, nawet mimo mojej niewierności (por. Ps 105). Może już tym pierwszym krokiem był sakrament chrztu świętego czy bierzmowania, ale nie bardzo odczuwam w swoim życiu obecność Jezusa i Jego łaski. Może potrzeba dalszych kroków, jak w przypadku młodych ludzi z Kany Galilejskiej. Może potrzeba szczególnego zaproszenia Jezusa do mojego życia?

Jezus jest już obecny w moim życiu, ale nie jako gość, który się narzuca temu, kto go zaprosił. Jego obecność jest bardzo dyskretna, czasem wręcz można ją przegapić, jeśli człowiek nie ma szczególnie wrażliwego serca, by Go zauważyć. Czy jestem uważny na tę obecność?

Posłuszeństwo Maryi

Obok Jezusa, jak w większości ważnych wydarzeń Jego publicznej działalności, jest Maryja – Jego Matka. Też została zaproszona i dyskretnie dogląda wszystkiego, co ma wpływ na dobre przeżycie święta, jakim dla młodych ludzi jest wesele. Zauważa brak wina. To sytuacja, która mogłaby wzbudzić drwiny z młodej pary, że nie zadbali dostatecznie dobrze o przygotowanie uroczystości.

Maryja dostrzega zwykłe ludzkie potrzeby, które zapewne umknęły większości pozostałych gości, bawiących się na weselu i nietroszczących się o takie drobne sprawy. Maryja nie tylko je zauważa, ale także wie, jak im zaradzić i dlatego zwraca się do Jezusa o pomoc. Jego reakcja może nieco dziwić, gdyż wygląda na to, że Jezus nie chce spełnić Jej prośby.

Maryja jednak doskonale wie, co znaczy posłuszeństwo wobec Boga. Jest jej znane od chwili anielskiego zwiastowania, poprzez narodzenie, ofiarowanie w świątyni i towarzyszenie Jezusowi w każdym momencie Jego działalności. Posłuszeństwo tak bardzo zrośnięte z zaufaniem, że wszystko to, co zaplanował Bóg jest dobre (por. Łk 1, 26-38).To zaufanie jest bardzo dobrze widoczne w chwili, kiedy mimo pozornej odnowy Jezusa Chrystusa, Maryja zwraca się do sług, którzy są świadkami tego wydarzenia: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2, 5). W tym miejscu narzuca się skojarzenie z historią Józefa Egipskiego, gdzie Bóg z trudnej sytuacji wyprowadził dobro, a faraon stał się narzędziem realizacji Bożych planów (por. Rdz 41).

Przeważnie koncentruję się na swoich potrzebach, tym co mi jest potrzebne do życia i funkcjonowania. Jednak nie obce są mi sytuacje, kiedy w kręgu mojego zainteresowania pojawiają się inni ludzie, a wtedy także ich potrzeby stają się dla mnie ważne, zaczynam troszczyć się o drugiego człowieka.

Czasem proszę Boga o różne rzeczy, a później nic z tego nie wychodzi. Proszę o swoje własne sprawy, ale czasem jeszcze natarczywiej proszę w sprawach innych, ważnych dla nie ludzi i tu też wielkich efektów nie widać. Czy jednak moje prośby są zgodne z tym, czego chce Bóg? Czy wpisują się w Jego plany?

Maryja staje się dla mnie pierwszym wzorem posłuszeństwa człowieka wobec Boga. Wzorem, jak Bogu zaufać w każdej chwili i sytuacji mojego własnego życia, ale także i wtedy, kiedy chcę jakiegoś dobra dla drugiego człowieka. W każdej chwili bez wyjątku – choć może czasem będzie to bardzo trudne, gdyż będzie wymagało bezgranicznego zaufania wobec Boga i Jego planów. Czy potrafię Bogu w taki sposób zaufać?

Posłuszeństwo sług

Cud Jezusa nie dokonałby się, gdyby nie współpraca człowieka – nie tylko Maryi, która po skierowanej prośbie usuwa się w cień, ale także sług, którzy wykonują polecenie Jezusa bez pytania: znajdują dzbany, nalewają do nich wodę, idą zanieść ją staroście weselnemu.

Jezus używa dla dokonania cudu tego, co jest dostępne na miejscu, choć mógłby swoją mocą sprawić, aby wszystko pojawiło się natychmiast, w jednym momencie, na jedno Jego słowo. Stąd też wykorzystanie stojących w tym domu stągwi kamiennych, wody, która była w zasięgu ręki oraz wysiłku człowieka, sług.

Jednak i tu, podobnie jak wcześniej w wypadku Maryi, pojawia się motyw zaufania. Jezus każe sługom zrobić coś, co przeczy ludzkiej logice. Mają zaczerpnąć wody, którą nalali do kamiennych naczyń i zanieść do spróbowania staroście weselnemu. To przecież grozi ośmieszeniem, ale słudzy okazują zaufanie słowu Jezusa i wykonują wszystko, co im każe.

Posłuszeństwo Chrystusowi to przede wszystkim współpraca z Jego łaską i posłuszeństwo Jego Słowu. Bez tego mojego wkładu nie będzie możliwy cud przemiany, bo Bóg szanuje moją wolność, jako człowieka i nie chce robić nic wbrew mojej woli. Potrzebuje mojej zgody na realizację swojego planu, który jest drogą szczęścia. Czy potrafię zgodzić się na plan Boga, jeśli on przeczy moim ludzkim kalkulacjom?

Bóg wykorzystuje nie jakieś wielkie rzeczy, nie czyni ciągle spektakularnych cudów, ale wykorzystuje to, co zwyczajne, często szare, aby pokazać swoją obecność i miłość. Bóg właśnie w ten sposób, zapraszając człowieka do współpracy, wywyższa nas samych i okazuje nam wielkość swojej miłości. Czasami jednak nasza próba polega na tym, aby zrobić coś wbrew naszej ludzkiej logice, naszym kalkulacjom, planom i zabezpieczeniom. To właśnie jest ta nasza próba wierności i zaufania, jak w wypadku Maryi i sług w Kanie Galilejskiej. Czy potrafię w ten sposób okazać Bogu posłuszeństwo?
Wnioski dla mnie 

Sam dokonany przez Jezusa cud jest wielkim wydarzeniem, ale stanowi szczególne zaskoczenie dla tych, którzy tak naprawdę go nie widzieli. Tak jest w wypadku starosty weselnego, który próbuje wody przemienionej w wino. Tak samo zapewne było w wypadku gości, którym to wino podano, bo różnicy nie dało się nie zauważyć. Było to bowiem nie byle jakie wino, ale najlepsze, lepsze niż to, którym wcześniej dysponowali przygotowujący wesele.
Wydarzenie to nie umknęło jednak uwadze uczniów Jezusa, którzy jako wierni towarzysze dokładnie obserwowali wszystko, co się działo i zauważyli cud dokonany przez Jezusa. Oni byli uważni na to, co najważniejsze, gdyż zaufali Mistrzowi z Nazaretu, za którym poszli. Ich posłuszeństwo objawiło się w byciu blisko Mistrza i chłonięciu tego wszystkiego, co się wokół Niego dziele: Jego słów i czynów. Oni w Niego uwierzyli (por. 1 J 4, 16). A czy mnie stać na taką wiarę?
Jako uczeń Jezusa Chrystusa, powołany w sakramencie chrztu, do grona Jego uczniów, mam być uważny na to, co Bóg chce mi powiedzieć przez wydarzenia mojego życia, dokonując w tym życiu różnych małych i wielkich cudów. Mam być uważny na to, jakie słowa Bóg kieruje do mnie przez Biblię, która ma być moim drogowskazem na drodze z Nim. Mam być wreszcie uważny na to, co mówi mi przez ludzi, których stawia na drodze mojego życia. Czy rzeczywiście jestem uważny?
Moje posłuszeństwo Bogu, to nie tylko skupienie uwagi na Nim, ale także na drugim człowieku. Moje posłuszeństwo Bogu, to przyjęcie postawy Maryi i sług, kiedy jestem świadkiem i uczestnikiem cudu Bożej miłości w życiu moim i innych ludzi. Czy potrafię wcielić w życie postawę posłuszeństwa i zaufania na wzór Maryi i sług?
http://www.katolik.pl/pora-na-cos-niemodnego—-posluszenstwo-boga-i-czlowieka,22551,416,cz.html?s=2
************
ks. Andrzej Zwoliński

Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną

Zeszyty Karmelitańskie

Motyw przeciwnika Boga pojawia się w Biblii szczególnie wyraźnie w kontekście spotkania narodu wybranego z szeroką ofertą obcych bożków i bogów, których wybrany przez Boga Izraelita nie może zaakceptować. Propozycja obcego kultu była skierowana do każdego indywidualnie i stanowiła próbę stworzenia całej nowej społeczności owładniętej idolatrią.
Zagrożenia kultem obcych bogów
Izrael nieustannie zagrożony był kultem obcych bogów, który w cywilizacji Wschodu wiązał się najczęściej z czczeniem sił natury, witalizmem oraz prostytucją sakralną (por. Pwt 23,18-19; Oz 4,14; 1 Krl 14,24; 2 Krl 23,7; Lb 25,1-3). Oczyszczenie kultury Izraela z obcych kultów łączyło się między innymi z walką z wszelkimi przejawami magii. Magię w języku hebrajskim określano słowem hartom – „ten, który kreśli koła”, co odnosi się do astrologa. Hartom wywodzi się od słowa heret, które oznacza pisarza. Przeważnie wymienia się je w związku z określeniami hakamin (mędrcy) oraz mekashpim („ci, którzy szepcą i wypowiadają zaklęcia”). Kashap przeważnie tłumaczy się jako „czarnoksiężnik”. Wszyscy oni uznani są za oszustów, fałszerzy i kłamców. „Mędrcom” nigdy nie udało się dokonać czegoś, co byłoby bezsprzecznie nadprzyrodzone. Byli wyszydzani przez proroków za fałszerstwa, a nie za objawienie mocy nadprzyrodzonych. Znaczenie oraz pochodzenie słów użytych do opisania ich aktywności nie wskazuje na autentyczność ich mocy (por. Jr 27,10; Iz 47,9-12.14; 57,3-4). Izajasz nazywa ich „sprytnymi we własnym mniemaniu” (Iz 5,21), tymi, „którzy udają, że mają wielką wiedzę” (Iz 8,19), mówi też, że „tworzą głupią radę” (Iz 19,11) [1]. Tajemnicze byty, zaludniające mitologie sąsiednich narodów, w Biblii zostały albo utożsamione z jedynym Bogiem, jak to miało miejsce w przypadku nocnego anioła, z którym Jakub walczy nad potokiem Jabbok (Rdz 32,25-31), albo zidentyfikowane jako stworzenia i dzieci Boga: anioły święte lub upadłe, lecz zależne od wszechmocy Bożej. Formalnie więc nastąpiło ich zdemaskowanie i odtrącenie jako „bogów” nieistniejących.
Wpierw nastąpiła zatem demitologizacja, sprowadzenie do nicości, duchów i bóstw czczonych w sąsiednich kulturach jako potęgi zła. Objawienie cierpliwie ukazuje ich słabość, redukuje liczbę fałszywych bogów, unicestwiając ich lub sprowadzając do kondycji stworzeń – demonów zaangażowanych w walkę z Bogiem i ludźmi. Podstawowe znaczenie zyskuje przykazanie: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!” (Wj 20,3).
Motywem działań wymierzonych przeciwko wróżbitom i ludziom zajmującym się nekromancją, którzy twierdzili, że potrafią uwolnić człowieka od złych mocy, była wiara w Jahwe, jedynego prawdziwego Boga. Antychryst będzie w tej mierze działał przeciwnie: uczyni wszystko, by osłabić wiarę w Boga, posłuży się magią, obcymi mocami, zachęci do wzywania „obcych bogów”.
Zwycięstwo nad śmiercią 
W pismach Nowego Testamentu pojawia się wyraźne sformułowanie celu zbawienia, jakim jest zwycięstwo nad śmiercią i diabłem, który – jak uczy List do Hebrajczyków – posiada realną moc (por. Hbr 2,14). Św. Paweł oświadczył wprost, że człowiek grzeszny jest pod władzą diabła i śmierci (por. 2 Tm 2,26). Św. Jakub wzywa chrześcijan, by „przeciwstawiali się diabłu, aż ucieknie od was” (Jk 4,7). Św. Jan stwierdza, że „kto grzeszy, jest dzieckiem diabła, ponieważ diabeł trwa w grzechu”, a „Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła” (1 J 3,8). Jest też przekonany, że „można rozpoznać dzieci Boga i dzieci diabła” (1 J 3,10). Św. Piotr ostrzega: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawiajcie się jemu!” (1 P 5,8-9) [2].
Kościół apostolski w sposób zdecydowany podjął walkę z wszelkimi przejawami magii, jako pochodzącymi od szatana. To walka z wrogiem Chrystusa, z nieprzyjacielem Ewangelii. Dzieje Apostolskie opisują maga Szymona, „który dawniej zajmował się czarną magią, wprawiał w zdumienie lud Samarii i twierdził, że jest kimś niezwykłym” (Dz 8,9). Przy spotkaniu z apostołem Filipem poprosił o chrzest, a widząc cuda, których dokonywali apostołowie, przyniósł pieniądze i zaproponował: „Dajcie i mnie tę władzę, aby każdy, na kogo nałożę ręce, otrzymał Ducha Świętego” (Dz 8,19). Piotr odpowiedział: „Niech pieniądze twoje przepadną razem z tobą, gdyż sądziłeś, że dar Boży można nabyć za pieniądze. (…) widzę, że jesteś żółcią gorzką i wiązką nieprawości” (Dz 8,20.23). Piotr potępił już sam sposób myślenia o darach Bożych na sposób magiczny. Samo podobieństwo zewnętrzne pewnych znaków może zwodzić i być źródłem kłamstwa.
Św. Paweł w czasie pierwszej podróży misyjnej, w Pafos na Cyprze, spotkał maga Elimasa, który mu się przeciwstawił. Uwaga św. Pawła skierowana do niego jest niezwykle pouczająca: „O, synu diabelski, pełny wszelkiej zdrady i wszelkiej przewrotności, wrogu wszelkiej sprawiedliwości, czyż nie zaprzestaniesz wykrzywiać prostych dróg Pańskich?” (Dz 13,10).
W zjawiskach magicznych Ojcowie Kościoła widzieli manifestację szatana. Tertulian (ok. 155 – ok. 220) w traktacie De anima wywołane zaklęciem duchy osób zmarłych oceniał jako oznakę działania szatańskiego podszywającego się pod owe duchy. Przestrzegał także przed zwodzeniem tego typu, niebezpiecznym dla duszy. Orygenes (ok. 185-254) twierdził, że skuteczność magii jest wynikiem działania złych duchów. Podobnie też uważał św. Augustyn (353-430) [3]. Ojcowie Kościoła zdecydowanie odcinali się od magii, uznając ją za sztukę szatańską.Przeciwstawianie się magii

Kościół początków chrześcijaństwa wielokrotnie przeciwstawiał się praktykom magicznym. Synod Ancyrański (Kościół Wschodni, 314) potępił tych, którzy wróżą, a także dokonują fałszywych egzorcyzmów, zdejmują uroki (medycyną okultystyczną). Synod Kartagiński (398) potępił wróżbiarstwo, czary i zabobony, na przykład przywiązywanie wagi do dni feralnych (kanon 89). Synod w Bradze (560-563) potępił dualizm manichejski i astrologię (kanony 7-10). Synod Rzymski (724) potępił wróżbitów i czarnoksiężników. Podobne uchwały podjęły Synody: Laodycejski, Agateński, Orleański, Toledański, Rzymski i Elwizański [4].
______________________________
Przypisy:
[1] D. Korem, Moce nadprzyrodzone, tłum. S. i J. Demscy, wyd. Vocatio, Warszawa 1994, s. 166-177.
[2] Por. L. Fanzaga, A. Tornieli, Szatańskie oszustwo, tłum. M. Stebart, Wydawnictwo AA, Kraków 2010, s. 70-71, 115-116.
[3] Por. św. Augustyn, O nauce chrześcijańskiej, wyd. Pax, Warszawa 1989, s. 87-89.
[4] A. Posacki, Okultyzm, magia, demonologia. Podstawy chrześcijańskiej walki duchowej, Wydawnictwo M, Kraków 1996, s. 30-34.
Uczono o samej technice zwodzenia szatana, której znajomość i pogłębianie było istotne dla posługi uwalniania – egzorcyzmów. Św. Cezary z Arles uczył: „Jeśli tak boimy się demona w cudzym ciele, jakże musimy się obawiać, abyśmy poprzez złe uczynki nie wypielęgnowali go w naszych duszach. Każdy człowiek karmi we wnętrzu swego serca albo Chrystusa, albo diabła” [5].
Niezwykle osobiste doświadczenia siły zła i sposobów działania demonów znalazły swój wyraz w literaturze Ojców Pustyni – samotników, mężów modlitwy i postów, poddawanych rozlicznym kuszeniom. Główną postacią tego świata był św. Antoni opat (250-356), którego liczne utarczki z demonami zostały opisane w biografii Vita Antonii, w formie listu skierowanego do mnichów zachodnich, a napisanego przez jego ucznia, św. Atanazego, w latach 357 i 365-373. Diabeł przeciwstawiał się pobożnemu życiu Antoniego, rozpalając w nim miłość do pieniędzy, pragnienie sławy, zamiłowanie do urozmaiconego pożywienia i innych rozkoszy zmysłowych. Przyszedł także czas pokus seksualnych, opisywanych jako walka pomiędzy aniołami: „jeden podsuwał sprośne myśli, a drugi przepędzał je modlitwami; jeden podniecał, drugi zaś czerwienił się i za pomocą wiary, postów tudzież modlitwy wlewał siłę w swoje ciało. Nieszczęsny diabeł nawet nocą przedzierzgał się w niewiastę, naśladując jej zachowanie… A wszystko to działo się ku zawstydzeniu Nieprzyjaciela” [6]. Św. Antoni podawał katalog sposobów oddziaływania złych duchów w sercu człowieka. Są to: „złe zamysły, skryte prześladowania, złośliwa przebiegłość, wodzenie na pokuszenie, myśli bluźniercze (…), codzienne przeniewierstwa (…), unoszenie się gniewem z byle powodu, wzajemne złorzeczenia, usprawiedliwianie własnych czynów, a potępianie cudzych” [7]. Szatan, walcząc z człowiekiem o zwycięstwo w jego życiu duchowym, polega głównie na kłamstwie i podstępie i wykorzystuje każdą chwilę słabości, byle nim zawładnąć.Spustoszenie w życiu duchowym

Żyjący w IV wieku Ewagriusz z Pontu to jeden z pierwszych mnichów intelektualistów. W traktatach, które mają charakter podręczników ascezy i duchowości chrześcijańskiej, wyłożył teorię ośmiu demonów zła, czyli ośmiu złych myśli. Odpowiadają one wadom głównym, znane w katechizmie jako grzechy główne: obżarstwu, nieczystości, chciwości, gniewowi, smutkowi, acedii (lenistwu), próżności i pysze. Człowiek skażony grzechem pierworodnym łatwo się tym demonom poddaje. Wydają się one bowiem powszechne, a nawet banalne. Jednak skutki ich działania są porażające – czynią spustoszenie w życiu duchowym, wprowadzają władzę grzechu w życie chrześcijanina, skutecznie wkraczają na obszar świata wcześniej oddany Chrystusowi [8].
Średniowieczny świat naznaczony był dualizmem sacrum i profanum, ścieraniem się potrzeb świata doczesnego i dążeń do zbawienia, którego symbolami są Bóg i szatan. Dualizm ten określał kulturowe oblicze epoki, dialektycznie splatając obce elementy. Swe odbicie w systemie społeczno-religijnym znajdują sprzeczności wpisane w kulturę średniowieczną: uniwersalność i partykularyzm, dobro i zło, ortodoksja i herezje, grzech i świętość [9]. Dużą rolę w zwodzeniu duchowym w tej epoce odegrała magia, na którą wówczas miały wpływ nauki arabskie i żydowskie. Arabowie odróżniali magię boską, działającą siłą świętych słów i talizmanów, oraz magię diabelską, która wzywa „dżiny”. W Europie znane były arabskie traktaty magiczne („Cel Mądrości” z X wieku), astrologiczne („Księga Tajemnic Słońca i Księżyca” powstała ok. 900 r. z inspiracji babilońskiej) oraz alchemiczne. Dotarły one na Zachód przez Hiszpanię. Ośrodkiem tłumaczenia na łacinę arabskich dzieł było Toledo, odbite Arabom w roku 1085.
Mistrzami zachodniej magii stali się także Żydzi, którzy już w II wieku posiadali całą bibliotekę apokryfów o treści magicznej, a w średniowieczu rozwinęli ruch kabalistyczny. W Kabale, w dwóch księgach hebrajskich: Sefer Jecira („Księga Stworzenia”) i Zohar („Blask”), świat jawi się jako królestwo Boga jedynego i niepojętego, objawionego w dziesięciu atrybutach (sefirot), stojącego ponad walką, którą wydały sobie nawzajem moce niebieskie i siły piekielne. Ruch kabalistyczny czynił z człowieka, stworzonego na obraz wszechmocnego Boga, czarnoksiężnika zdolnego również do tworzenia, lecz na mniejszą skalę niż Bóg. Myśl i Głos Boży, które wyrażają się w liczbach i literach, powołały wszystkie rzeczy z nicości, stąd formuły, figury i kombinacje arytmetyczne mają rzeczywistą skuteczność. Kabała z Prowansji, gdzie powstała w XIII wieku, rozpowszechniła się w Hiszpanii, później zaś w całej Europie. W XV wieku Izaak Lorin stworzył w Jerozolimie rytuał kabalistyczny oparty na symbolice.
Popularność Kabały była bardzo duża. Dante używał kabalistycznej symboliki, opartej na wielokrotności liczby 3, w Boskiej komedii. Raymond Lulle (1235-1315), zwany „Doctor Illuminatus”, próbował udowodnić prawdziwość religii chrześcijańskiej przy pomocy systemu symbolicznych figur i liczb. Agryppa z Nettesheim (XVI wiek), łącząc Kabałę z doktryną tajemną, pisał: „Czary to związek lub urok, który z umysłu czarownika przechodzi przez oczy osoby czarowanej do jej serca, jest narzędziem ducha (…) Czwarte oko, rzucając promienie na kogoś, może przesłać ducha siłą wyobraźni na swych promieniach, które są woźnicami, rydwanami lub nosicielami ducha, a duch ten, podniecony przez serce czarującego, trafiając na oczy czarowanego, wchodzi do jego wnętrza i opanowuje jakby kraj podbity, rani jego serce i zatruwa” [10].Rzeczywistość zakrytą przed oczami człowieka

Demonologia średniowieczna znała szereg różnych podań, tłumaczących rzeczywistość zakrytą przed oczami człowieka. Po jej poznaniu można było wejść w świat zakazany przez Kościół, przeciwny Chrystusowi, zatem poza-Chrystusowy, a nawet anty-Chrystusowy. Jedną z nich była legenda żydowska, bardzo wówczas popularna, o demonie żeńskim o imieniu Lilith, znana wcześniej jako demonica sumeryjska i babilońska. Została ona stworzona przez Boga z prochu ziemi, jeszcze przed Ewą. Lilith była, głosi dalej legenda, pierwszą żoną Adama, która rodziła mu demoniczne dzieci. Zbuntowawszy się przeciw małżeńskiej władzy Adama i ciągłej jego dominacji, odleciała na brzegi Morza Czerwonego, gdzie wskutek współżycia z pożądliwymi diabłami codziennie rodziła ponad stu demonów, zwanych liliot lub lilim. Były to więc, według genealogii, antychrysty: potomkowie człowieka i szatana. Lilim, jak opowiadano, ukazywały się mężczyznom w godzinach ciemności, przybierały postać pięknych kobiet i obcując z nimi, pozostawiały ich pozbawionych sił życiowych. Inne atakowały dzieci, „wysysały ich oddech”, pożerały wnętrzności. Być może w tych okrutnych opowieściach są źródła historii o wampirach. Lilith nabrała pewnego znaczenia w nowoczesnej magii związanej z satanizmem. W Stanach Zjednoczonych istnieje „Świątynia Lilith” [11].
______________________________
Przypisy:
[5] Sancti Caesarii Arelatensis, Sermo 79, 1. Cyt. za: T. Kołosowski, Nauka o Szatanie, jego oddziaływaniu na ludzi i walce z nim w kazaniach św. Cezarego z Arles, w: Demonologia w nauce Ojców Kościoła, red. H. Pietras, Wydawnictwo WAM, Kraków 2000, s. 103.
[6] Atanazy, Vita Antonii, rozdz. 6, tłum. Z. Cremashi, Roma 1984, s. 106; P. Skarga, Żywot św. Antoniego pustelnika wypisany przez św. Atanazego Wielkiego, w: Żywoty Świętych, t. 1, Kraków 1933, s. 122-129.
[7] List IV, 30-34; CSCO 149, 13. Por. P. Wygralak, Postawa mnicha wobec szatana i jego pokus w nauczaniu św. Antoniego Pustelnika, w: Demonologia w nauce Ojców Kościoła…, dz. cyt., s. 67-79.
[8] D. Kot, Demon jako Inny, Znak 2010, nr 666, s. 67-69.
[9] E. Gniazdowska, Grzechy średniowiecza, w: Bóg. Szatan. Grzech. Studia socjologiczne, t. 2: Dzieje grzechu. Obszary grzechu, pr. zb. pod red. J. Kurczewskiego i W. Pawlika, seria: Prace Badawcze Instytutu Religioznawstwa UJ, wyd. Nomos, Kraków 1992, s. 143-161; Ch. Dawson, Szkice o kulturze średniowiecznej, przeł. J. Sulowski, wyd. Pax, Warszawa 1966, s. 108-131, 151-204; A. Vauchez, Duchowość średniowiecza, przekł. H. Zarembska, wyd. Marabut, Gdańsk 1996.
[10] J.A. Rony, Magia, przekł. M. Gawlikowski, wyd. Siedmioróg, Wrocław 1993, s. 29, 50-54.
[11] J.L. Barcelo, Czarna magia w XX wieku, przekł. Z. Siewak-Sojka, wyd. 4&F, Warszawa 1991, s. 200. Por. R. Rainey, Demon. Władcy, imperia, okultyzm, wyd. Limbus, Bydgoszcz 1993; R. Prinke, Magia. Seks. Szatan, wyd. Warsztat Specjalny, Milanówek 1993.
Legenda o demonie Lilith jest niewielkim wycinkiem z ogromnej i różnorodnej magii średniowiecznego świata, która obfitowała w podobne opowieści, legendy i podania. Najczęściej ze słowem legend związane były czyny magiczne, zespół zaklęć zniewalających demony lub ceremonii mających na celu uczynienie ich uległymi. Poddająca się wpływom demonów osoba według średniowiecznej demonologii z czasem popadała w wielką histerię, zwaną opętaniem. Była ona połączona z jasnowidzeniem, ze zmianami somatycznymi i psychicznymi. Zaczynała się od prostych wizji, a potem potęgowała. Dochodziło się w ten sposób do pierwszego stopnia czarownictwa, czyli do opętania wywoływanego za pomocą wymyślnych środków, rozmaitych maści i narkotyków. Chorobie tej podlegały przede wszystkim kobiety, a uczeni demonolodzy stwierdzali, że na 1000 czarownic przypada tylko 1 czarownik. Czarownica rodzi się już czarownicą, przez całe jej życie tkwią w niej pewne predyspozycje, które z czasem mogą być uaktywnione. Od samego początku wszystkie relacje i stosunki w niej są odwrócone, „jej dusza jest na opak”, góra odwraca się ku dołowi, prawa strona staje się lewą, a tył – przodem [12].
Różne mogły być źródła konkretnych zdolności magicznych: dziedziczenie, oddawanie się szatanowi, eksperymenty okultystyczne oraz przekazywanie zdolności okultystycznych. Wszystkie sposoby były poddaniem się człowieka sile anty-Chrystusa. Rozróżniano dwa zasadnicze typy czarownictwa. Jako czary kwalifikowano liczne praktyki typu magicznego: wróżbiarstwo, zaklinanie, nekromancję (wiedzę o przyszłych wydarzeniach przekazywaną przez osoby zmarłe), podczas których czarownica korzystała z pomocy i współdziałania złego ducha. Drugą, głębszą formą czarownictwa reprezentowała rozpowszechniona wiara w działanie kobiet (zwanych striges, lamiae, maleficae, mulierculae), które zawarły pakt z diabłem i uczestniczyły w nocnych zgromadzeniach. Pierwszą wzmiankę o sabacie czarownic zamieszcza Canon Episcopi z X wieku, w którym jest mowa o stowarzyszeniu Diany, do którego należą wiedźmy i wobec którego zaciągają zobowiązania mocą świętokradczego paktu zawieranego podczas nocnych spotkań. Kanon wyróżnia „pewne kobiety niegodziwe, znieprawione przez Diabła, uwiedzione przez złudzenia i urojenia demonów, które wierzą i uznają, iż dokonują w godzinach nocnych lotów na pewnych zwierzętach wraz z Dianą, boginią pogan, i niezliczonym tłumem kobiet i w martwej ciszy w pewne noce, posłuszne jej rozkazom jako swej pani, przebywają wielkie odległości”. W tej samej epoce Rateriusz z Liege, biskup Werony, wspomina o podobnym stowarzyszeniu Herodiady. Tłum kobiet uczestniczących w sabatach zwał się „Holda”. Późniejsze teksty jako przywódczynię czarownic (dominae nocturnae) wymieniają „panią” Abundię albo Satię. Czarownice są tak liczne, że tworzą jedną trzecią ludności świata. W Homiliarzu Opatowickim czytamy o kobietach preparujących trucizny, mordujących dzieci, wywołujących deszcz za pomocą magii, mieszających z jedzeniem spermę własnych mężów, aby sporządzać magiczne eliksiry miłości, uniemożliwiające kobietom i mężczyznom płodzenie [13]. Do form magii zalicza się zazwyczaj: powodowanie czyjejś choroby lub uzdrowienie; magię miłości oraz nienawiści; magię prześladowczą oraz obronną; rzucanie i odwoływanie zaklęć; magię śmierci [14].Żródłem magicznych zdolności jest szatan

Pierwszym źródłem magicznych zdolności, mocy i sił tajemnych był szatan. Czarownice zawierały z nim pakt, stawały się jego partnerkami, adorowały go. Poza szatanem (Lucyferem, Księciem Ciemności, Księciem Tego Świata, Demonem) – według powszechnego w średniowieczu przekonania – istniała wielka liczba demonów lub jego towarzyszy, którzy asystowali mu w dziele zła, pokusy i destrukcji. Alfonso de Spina, hiszpański teolog z XV wieku, doliczył się ich 133 306 668. Sigmund Feyerabend w książce na temat diabła z 1569 r. podaje liczbę 26 bilionów. Inne szacunki są skromniejsze – rzędu 6 lub 7 milionów. Gdy uznano, że demony są upadłymi aniołami, uszeregowano je, podobnie jak anioły, hierarchicznie. Niektórzy nadal trwali w przekonaniu, że są one istotami pośrednimi między aniołami a ludźmi – takie prawdopodobieństwo dopuszczał także św. Tomasz z Akwinu. Niektóre demony, zwłaszcza wyższe rangą, wymieniano z imienia, posiadały one zróżnicowanie osobowościowe i patronowały pewnym grzechom. Wiele tych imion przechowały ludowe podania i gawędy. Według średniowiecznego okultyzmu każdym człowiekiem rządzi potężny demon, jeden z siedmiu „duchów planetarnych”, którym podlegają „planety astrologiczne”. Mag, poprzez ceremonie i zaklęcia, jest w stanie zjednać sobie przychylność i współdziałanie demona rządzącego danym człowiekiem. Może wówczas wywierać wpływ magiczny na konkretną osobę, opanować jej wolę, szkodzić jej lub pomagać, zmusić do miłości, zaatakować chorobą, wzbudzić nienawiść itp. Demony mogły wchodzić w ciała ludzi (opętanie), a bezbożnikom pomagać w czarodziejstwie. Później do klasy demonów zaliczono także sukuby, wilkołaki, wampiry [15].
Wszystko, co Kościół odrzucał jako pogańskie, nieczyste i bezbożne, znajdowało schronienie w magii. Synod w Leptines we Flandrii (VIII wiek) w dokumencie Induculus superstitionum et paganiarum wylicza niedozwolone praktyki tamtego czasu: bezbożnicy odwiedzali miejsca niegdyś „uświęcone” pogańskim kultem, składali bóstwom ofiary, ciągnęli losy, odprawiali wróżby, sporządzali idole. Grzegorz III zakazał ofiar u źródeł i drzew, uroków, wróżb [16]. Św. Tomasz z Akwinu był przekonany, że za wolą Boga demony mogą wpływać na losy ludzi. Oceny magii należy zaś dokonywać w świetle pierwszego przykazania Dekalogu: „Ja jestem Jahwe, Twój Bóg… Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!” (Wj 20,2-3). Zadaniem i prawem człowieka jest pokojowe ujarzmienie ziemskich sił, według Bożej woli (por. Rdz 1,28). Przeciwstawiając się temu rozkazowi, szatan przedkłada człowiekowi bardzo groźną pokusę: „gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3,5). Kwestie 50-64 Sumy teologicznej św. Tomasza z Akwinu składają się na „Traktat o Aniołach”, w którym roztrząsane są różne problemy dotyczące demonów [17].
Zamęt w sercu człowieka
Z kontaktu człowieka z szatanem zawsze wynika zamęt serca człowieka, a to ma wpływ na nieład w porządku świata. Poddający się szatanowi stanowią „sektę Antychrysta” (określenie Izydora z Sewilli, 560-636, z dziełka Moralia na Księgę Hioba, ks. 29, rozdz. 6-8). Pojawiające się antycuda mają ludzi zwieść i poprowadzić w kierunku antywartości (mnich Adson z Montier-en-Der, zm. 992 r., w dziele List do królowej Gerbergi o pochodzeniu i czasie Antychrysta). Sięgający po magię nauczyciele doprowadzają swe logiczne myślenie do absurdu, tworząc nienaukę (Hugo od św. Wiktora, 1096-1141, w dziele O sakramentach, ks. 2, cz. 17). Antychryst już się narodził, skoro czyni tak wiele znaków-nie-cudów. Będzie naśladował mowę dzieci, a spowoduje, że miesięczne noworodki przemówią, potwierdzając „jego czas” (dominikanin, św. Wincenty Ferreriusz, 1350-1419, w Liście o czasie Antychrysta i końcu świata). Przeciwnik ma niebezpieczną naturę. Papież Grzegorz Wielki napominał: „niech nikt nie będzie na tyle pozbawiony rozumu, by się łudzić, że jego to nie dotyczy, skoro w członkach każdego żyje i sroży się Antychryst” [18].

______________________________

Przypisy:
[12] S. Przybyszewski, Synagoga Szatana, w: J. Walicka, Kult Szatana, wyd. Endor, Bytom 1991, s. 41-43.
[13] A.M. di Nola, Diabeł, przekł. I. Kania, wyd. Universitas, Kraków 1997, s. 265-274. Por. K. Koch, Pomiędzy wiarą a okultyzmem, tłum. J. Muranty, brw. i m., s. 50-84.
[14] J.A. Rony, dz. cyt., s. 54-57; A.M. di Nola, dz. cyt., s. 228-236. Por. S. Wotowski, Tajemniczy świat magii, wyd. Oficyna, Sosnowiec 1992.
[15] J. Świtkowski, Okultyzm i magia w świetle parapsychologii, Oficyna Wydawnicza POLCZEK, Kraków 1990, s. 253-255.
[16] J.A. Rony, dz. cyt., s. 50-52.
[17] Por. św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, t. 4, Bóg Stwórca. Aniołowie, przekł. F.W. Bednarski, wyd. Veritas, Londyn 1976; t. 5. Aniołowie. Świat widzialny, przekł. P. Bełch, Londyn 1976.
[18] Grzegorz Wielki, Moralia in Job, 1, 28, 7, 15. Por. A. Gentili, Proroctwa na III tysiąclecie, przekł. B. Piotrowska, Wydawnictwo WAM, Kraków 2002, s. 189-190.
Pomimo przestróg zaprzedawanie się ludzi szatanowi nadal trwało, na co wskazuje dalszy rozwój magii. Na przełomie XVI i XVII wieku nastąpiło wykrystalizowanie się okultyzmu, rozumianego jako swoiste zestawienie gnozy (wiedzy tajemnej) i magii (praktyki wyrażającej się w technikach i rytuałach). Według słownika oxfordzkiego termin „okultystyczny” w znaczeniu „to, czego nie można uchwycić umysłem, niedostępne zwykłemu rozumieniu bądź poznaniu” datuje się na 1545 r. W roku 1633 r. zakres znaczeniowy tego pojęcia rozszerzył się, wchłaniając „owe rzekome starożytne i średniowieczne nauki, mające zawierać jakąś wiedzę lub umożliwiać posługiwanie się siłami sekretnymi i tajemniczymi Natury (magia, alchemia, astrologia, teozofia)” [19].
Kartezjańska myśl skompromitowała wielkość wiedzy tajemnej. Świat materialny, sprowadzony do przestrzeni i ruchu, został pozbawiony podstaw świata magii i czarów. Wiara w magię naturalną lub w czary polegała odtąd na władzy wyobraźni lub ukrytych, nieznanych dotąd właściwościach świata natury. Ojciec Lebrun, autor słynnej Historii praktyk zabobonnych (1689), stwierdził stanowczo: „Demon się potknął, odkrył swe sztuczki”. Sceptycznie nastawieni do magii byli także niektórzy protestanci: holenderski pastor B. Bekker orzekł w swym dziele De betoorte („Świat zaczarowany”, 1691), że wiara w diabła pochodzi z pogaństwa, a Biblia – czytana uczciwie – nie wspomina o nim słowem. Nie ma więc magów i czarowników. Tę samą myśl w Niemczech wyrażał Thomasius, który po wielu prześladowaniach otrzymał w 1709 r. katedrę uniwersytecką w Lipsku. Wzorem Bayle’a i Fontenelle’a Diderot i Wolter uważali magię i czary za szarlatanerię i przesąd. W Listach perskich Rica natrząsał się z amuletów i talizmanów, z „powszechnego panaceum” i kontaktów z duchami.
Pomimo spektakularnych zwycięstw racjonalizmu w XVII i XVIII wieku praktyka czarów rozwijała się nadal. W 1612 r. wybuchła epidemia opętań w kraju Basków; niedługo później miał miejsce dramat opętanych zakonnic w Loudun i sprawa marszałka de Luxembourg, oskarżonego w 1680 r. o pakt z diabłem. W 1608 r. został otwarty spór o magnetyzm, który trwał pół wieku, rozpoczęty przez profesora z Marburga, Gocleniusa: Fludd twierdził, że diabeł może odebrać skuteczność mocom magnetycznym, Van Helmont sądził, że „maść magnetyczna” działa, przyciągając ku sobie zasadę przeciwną gojeniu się ran, a ojciec Roberti uważał kurację magnetyczną za dzieło szatana [20].
Religijność baroku była płytka, brakowało zrozumienia dogmatów, celów, obrzędy pojmowano na sposób ludowy. Łatwo stawała się więc pożywką fanatyzmu, pogromów, wiary w czarownice i poddania się magii. Rozwój nauk tajemnych (głównie astrologii i nekromancji), podtrzymywanych przez dwory królewskie i książęce (w Polsce na przykład dwory Zygmunta Augusta, Stefana Batorego, Zygmunta III), stwarzały atmosferę lęku przed siłami nadprzyrodzonymi. Wiara w potęgę szatana i moc czarownic wiązała się z przekonaniem, że diabeł może opanować ciało i wyczyniać z nim dziwy: rzucać nim, ryczeć, bluzgać bluźnierstwami, parskać na krzyż. Uważano, że człowieka może opętać nie tylko pojedynczy diabeł, ale kilka, albo nawet gromada. Zarówno ludzie prości, jak i wykształceni bali się opętania [21].Prawdziwa epidemia opętań

 
W wiekach XVI, XVII i XVIII nastąpiła prawdziwa epidemia opętań. Śniono i mówiono o różnych strachach, na przykład zjawach o trupich twarzach, o postaci morowej dziewicy przemierzającej knieje i pola. Największą grozę wywoływały upiory, inaczej wampiry lub strzygonie. Przyjmowano, że czarownice przy pomocy diabła opanowywały trupy ludzkie leżące w grobach i z ich udziałem dusiły lub zarażały ludzi i zwierzęta domowe [22]. Diabła można było jednak pokonać i stosunkowo łatwo wyegzorcyzmować, na przykład ośmieszając go, jak to się działo w wielu opowieściach hagiograficznych. Inny sposób podejścia do „spraw diabelskich” zalecał kwietyzm, potępiony przez Kościół w XVII wieku. Doktryna mistyczna i metoda kontemplacyjna, inspirująca się bezpośrednio lub pośrednio doktrynami orientalnymi, była odpowiednikiem protestanckiego pietyzmu. Kwietyzm pojawił się w świecie zachodnim w drugiej połowie XVII wieku wraz z Miguelem de Molinos (1628-1696), hiszpańskim księdzem osiadłym w Rzymie. Głosił on konieczność zachowania absolutnej bierności duszy wobec pokus szatana – łącznie z odrzuceniem modlitwy, umartwień i ćwiczeń w cnocie [23]. Innocenty XI w 1682 r. wydał instrukcję przeciw kwietyzmowi, w której czytamy: „Jest rzeczą bezbożną (…) twierdzić, że nie należy opierać się pokusom ani przypisywać kontemplatykom grzechów, jakie popełniają podczas kontemplacji, na podstawie fałszywego mniemania, że to nie oni, lecz diabeł działa za pośrednictwem ich członków. Jest rzeczą równie bezbożną twierdzić, że kontemplatycy nie muszą wyznawać tych grzechów w sakramencie pokuty” [24].
W czasach duchowego zamętu w Europie, który doprowadził do rewolucji francuskiej, modne stało się odwoływanie do sił demonicznych. Arystokracja stała się niewierząca, ale pozostała przesądna, zwracała się do diabła, by zyskać majątek, miłość, zdrowie, uznanie. Dużą popularność zdobyła wówczas w Paryżu wróżka La Voision z przedmieścia Villeneuve, wyrocznia, udzielająca porad całej arystokracji. W 1678 r. komisarz policji, Nicolas de La Reyne, natrafił na ślad potężnej grupy satanistycznej, rozgałęzionej wśród wszystkich warstw paryskiej społeczności. W ogrodzie wróżki policja odkryła spalone szczątki niemowląt. Organizowała ona „czarne msze”, na których modlono się do Asmodeusza i Asztarotha. Pod zarzutem między innymi morderstw i profanacji cmentarzy aresztowano 360 osób, z których przed sądem stanęło jedynie 10. Sprawa została zatuszowana, ponieważ były w nią zamieszane osoby z najbliższego otoczenia króla Ludwika XIV [25]. Pojawiły się także rytuały odprawiane na cześć szatana, będące znakiem porzucenia dróg Chrystusa i Jego Ewangelii.
______________________________
Przypisy:
[19] M. Eliade, Okultyzm, czary, mody kulturalne, przekł. I. Kania, Oficyna Literacka, Kraków 1992, s. 57-58.
[20] J.A. Rony, Magia…, dz. cyt., s. 58-62.
[21] Z. Kuchowicz, Człowiek polskiego baroku, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1992, s. 214-216, 244-263.
[22] Z. Kuchowicz, dz. cyt., s. 216-218; A.M. di Nola, Diabeł…, dz. cyt., s. 315-334.
[23] H. Masson, Słownik herezji w Kościele katolickim, tłum. B. Sęk, wyd. Książnica, Katowice 1993, s. 185-187, 216.
[24] Za: R. Laurentin, Szatan. Mit czy rzeczywistość?, przekł. T. Szafrański, wyd. Pax, Warszawa 1997, s. 222.
[25] J. Walicka, Kult Szatana, wyd. Endor, Bytom 1991, s. 19-23.
W drugiej połowie XVII wieku odprawiono pierwsze „czarne msze”. Chcąc sobie zapewnić dobry los, spełnić ukrywane bluźnierstwa i zrealizować żądze seksualne, szlachta Ludwika XIV, głównie kobiety, najęła około 50-60 kapłanów odstępców, by ci przewodzili „specjalnym” mszom opartym na magicznych wezwaniach i gestach. Związane one były niekiedy ze składaniem szatanowi ofiar z ludzi – najczęściej małych ochrzczonych chłopców, z różnego rodzaju praktykami seksualnymi, bezczeszczeniem Najświętszego Sakramentu i zaklęciami. Krew ofiary była mieszana z zawartością kielicha (wino i mocz prostytutki) i podawana wszystkim uczestnikom spotkania jako ich „komunia”. Satanistyczny ołtarz miał specjalne wymiary, spoczywała na nim naga kobieta, a czarne świece na ołtarzu zrobione były z tłuszczu nieochrzczonych dzieci. „Kielich” mógł być zrobiony z jakiegokolwiek metalu, byle nie ze złota. W pobliżu ołtarza miał stać odwrócony krzyż, a dzwonek na rozpoczęcie obrzędów miał przywoływać moce ciemności. Podczas „czarnych mszy” często podpisywano „układy z diabłem”, ofiarując mu swoje ciało i duszę, w zamian na przykład za śmierć swej rywalki. Metresa króla Ludwika XIV, pani de Montespan, domagała się w ten sposób śmierci swej konkurentki do królewskiego serca, panny de la Valliere [26].
W drugiej połowie XVIII wieku pojawia się znów, pod postacią mesmeryzmu, magia naturalna. Według lekarza Franza Antona Messmera (1734-1815) żywe istoty mogą przechwytywać siły gwiezdne i je odbijać. Stąd możliwe miało być nie tylko uzdrawianie przez nałożenie rąk, ale także wiele innych nadzwyczajnych zdolności: radiestezja, odczuwanie na odległość, jasnowidzenie i wróżbiarstwo, przekazywanie myśli. Energia emitowana przez zmysł, który przyjął taką siłę, promieniuje poza ciałem i wchodzi w kontakt z przedmiotami zewnętrznymi bez względu na odległość. Te procesy na odległość muszą być związane z kontaktem, który dokonuje się poprzez eter. W ten sposób pozornie dawna magia ustępowała przed naukowym obrazem świata. W magnetyzmie tkwił jednak duch magiczny: panaceum, fluid wszechstronnego zastosowania wedle kaprysu nadawcy. Promieniowanie i wpływy są tylko materialnymi symbolami pragnienia lub woli, braku jakiegokolwiek poczucia autonomii świata fizycznego [27].Redukcja chrześcijaństwa do ideologii

Wszystkie formy magii, okultyzmu i ezoteryzmu były praktykowane jako wyraz miłości do szatana, fascynacji jego mocą i siłą, a jednocześnie wprowadzały adeptów na pozycje wrogie Kościołowi. Wszystkie te praktyki prowadziły do redukcji chrześcijaństwa.
Mistyczka żyjąca w XIX wieku, Elżbieta Canori-Mora, w 1824 roku pisała, że Bóg zaprowadził ją do gęstego gaju, gdzie stanęła przed pięcioma drzewami olbrzymiej wysokości, „z których korzeni wyrastały i ciągnęły soki miliony roślin bezpłodnych i dzikich”. Były to „herezje kalające za naszych dni świat i całkowicie sprzeczne z naszą świętą Ewangelią”. Współczesne jej filozofie są drzewami do wyrąbania. Wyciąć należy też pleniące się u ich stóp jałowe rośliny, które opisuje jako „niezliczone biedne dusze, znieprawione w swych sumieniach, bez wiary, bez religii (…), dusze wykoślawione i w całości oddane fałszywym maksymom filozofii naszych czasów, depczącym święte prawo Boga i jego boskie nakazy”. Bóg rozmawiający z Elżbietą zapowiada nadejście „czasów ostatnich” i wytępienie „prawie wszystkich ludzi”. Elżbieta wstawia się za nimi, prosząc, by Bóg swój gniew wylał na nią [28].
Współcześnie często Antychryst jest duchową redukcją chrześcijaństwa sprowadzonego do ideologii, zamiast osobistego spotkania z Chrystusem. Chrystus jest pacyfistą, ekologiem, ekumenistą czy socjalistą, lecz nie ma prawa wejścia w sferę duchową jednostki. Wzbudza oburzenie, gdy przypomina o obowiązkach duchowej wierności prawdom Ewangelii i Bożemu Prawu. Nawet zakaz uprawiania magii i praktykowania zabobonów jest oskarżany o nadmierne żądania. W imię wolności zakazuje się przypominania o potrzebie walki z pokusą i grzechem. A prawem człowieka ma być dowolny dobór prawd wiary i podważanie autorytetu Kościoła [29].
Walka duchowa człowieka ma wymiar zmagania się chrześcijaństwa z Antychrystem, którego najbardziej niebezpieczną postacią są grzechy i codzienne zło, jakiemu poddaje się człowiek. To jedna z koncepcji Antychrysta, która miała i ciągle ma poważne konsekwencje w formacji duchowej chrześcijanina, wezwanego do zwycięstwa nad Antychrystem.
ks. Andrzej Zwoliński
______________________________
Przypisy:
[26] Por. R. Laurentin, dz. cyt., s. 126-127.
[27] J.A. Rony, dz. cyt., s. 63-64. Por. S. Gordon, Encyklopedia zjawisk paranormalnych, przekł. P. Lipszyc, Wydawnictwo Al Fine, Warszawa 1995, s. 315-318.
[28] F. Cuomo, Wielkie proroctwa, przekł. I. Kania, wyd. TAiWPN Universitas, Kraków 1999, s. 284-288.

[29] Por. L. Fanzaga, A. Tornielli, Szatańskie oszustwa… dz. cyt., s. 123-124; T.P. Terlikowski, Mniejsze zło, które doprowadziło Kanadę do duchowej katastrofy. Rozmowa z Michaelem D. O’Brienem, Fronda, 2010, nr 57, s. 134-141; tenże, Kanada trącąca lewicą. Rozmowa z Johnem Henrym Westenem, tamże, s. 126-132.

http://www.katolik.pl/nie-bedziesz-mial-bogow-cudzych-przede-mna,24321,416,cz.html?s=5
*********
ks. Bernard Witek SDS

Praktyczna miłość bliźniego

Magazyn Salwator

Praktyczna miłość bliźniego

Przykazania Nie będziesz kraść (Wj 20,1; Pwt 5,19) oraz Nie będziesz zeznawać fałszywie przeciw bliźniemu twemu (Wj 20,16; Pwt 5,20) na pozór nie mają ze sobą wiele wspólnego. W Księdze Kapłańskiej, tzw. Kodeks Świętości (17-26) niejednokrotnie nawiązuje do Dekalogu, grupując przykazania tematycznie. Znajdujemy tam następujące sformułowanie: Nie będziecie kraść, nie będziecie kłamać, nie będziecie oszukiwać jeden drugiego, nie będziecie przysięgać fałszywie na moje imię. (19,11-12).

W typowy dla kultury semickiej sposób wyrażania się oba przykazania zostały powtórzone dwa razy. Często to co istotne wypowiadano kilkakrotnie przy użyciu innych słów dla lepszego zrozumienia sensu. Zatem nie będziecie kraść znaczy także nie będziecie oszukiwać jeden drugiego. To drugie stwierdzenie jest ważne, bowiem w tradycji biblijnej siódme przykazanie dotyczy nie tylko samej kradzieży, ale także niesprawiedliwości społeczno-ekonomicznej, np. przywłaszczenia sobie dóbr innych. Z kolei ósme przykazanie odnosiło się raczej do sytuacji prawnych: nie będziecie przysięgać fałszywie na moje imię.

Niejednokrotnie motywem krzywoprzysięstwa była chęć przejęcia dóbr osoby pomówionej. W praktyce niezachowanie ósmego przykazania często prowadziło do przekroczenia siódmego. Prawo Mojżesza, biorąc pod uwagę możliwość fałszywego oskarżenia, domaga się przynajmniej dwóch świadków: Nie przyjmie się zeznania jednego świadka przeciwko nikomu, w żadnym przestępstwie i w żadnej zbrodni. Lecz każda popełniona zbrodnia musi być potwierdzona zeznaniem dwu lub trzech świadków (Pwt 19,15-16). W przypadku wykrycia fałszu przewidywano karę według tzw. zasady odpłaty oko za oko, ząb za ząb (równowartość kary do czynu popełnionego): uczyńcie mu, jak on zamierzał uczynić swemu bratu (Pwt 19,19).

Wśród nomadów, szczególnie w warunkach pustynnych, kradzież oznaczała tyle samo co pozbawienie kogoś rzeczy niezbędnych do przeżycia, takich jak pożywienia czy ubrania. Z tego powodu była surowo karana. Przeciwnie do zasady odpłaty, złodziej mógł być skazany na kilkakrotne zrekompensowanie wartości rzeczy sobie przywłaszczonych: Jeśliby ktoś ukradł wołu lub owcę i zabiłby je lub sprzedał, wówczas zwróci pięć wołów za jednego wołu i cztery jagnięta za jedną owcę (Wj 21,37). W przypadku gdyby złodziej nie miał możliwości rekompensaty, przewidywano następującą karę: należy go sprzedać za taką samą sumę, jaką ukradł (Wj 22,2).

Mając na uwadze warunki klimatyczne oraz kulturowe, prawodawstwo starotestamentalne bierze w obronę zwłaszcza biednych oraz pokrzywdzonych. Świadczy o tym następujący przepis: Jeśli weźmiesz w zastaw płaszcz twego bliźniego, winieneś mu go oddać przed zachodem słońca, bo to jest jedyna jego szata i jedyne okrycie jego ciała podczas snu (Wj 22,25-26). Podobny nakaz dotyczy ówczesnej praktyki codziennej wypłaty: zapłata najemnika nie będzie pozostawać w twoim domu przez noc aż do poranka (Kpł 19,13).

W Starym Testamencie własność prywatna nie ma charakteru absolutnego. Wymiar wspólnotowy dóbr materialnych jest wszechobecny. Dlatego też Prawo Mojżesza wielokrotnie przypomina Izraelitom o niewoli egipskiej oraz o tym, że ziemia obiecana została dana całemu narodowi. Przepisy prawne z okazji roku szabatowego nakazywały m.in. darowanie długów, przywrócenie wolności niewolnikom. Wiele zakazów i nakazów związanych z uprawą ziemi posiada następującą motywację: aby mogli jeść ubodzy z twego ludu (Wj 23,10-11).

Przepisy dotyczące żniw wręcz nakazywały pozostawienie pewnej części plonów dla ubogich: Jeśli będziesz zbierał oliwki, nie będziesz drugi raz trząsł gałęzi; niech pozostanie coś dla obcego, sieroty i wdowy (Pwt 24,20); Kiedy żąć będziecie zboże ziemi waszej, nie będziesz żął aż do samego skraja pola i nie będziesz zbierał kłosów pozostałych na polu. Nie będziesz ogałacał winnicy i nie będziesz zbierał tego, co spadło na ziemię w winnicy. Zostawisz to dla ubogiego i dla przybysza (Wj 19,9-10). W trosce o ubogich ważne podkreślenia było też rozróżnienie pomiędzy zaspokojeniem głodu a kradzieżą: Gdy wejdziesz do winnicy swego bliźniego, możesz zjeść winogron do syta, ile zechcesz; lecz do swego koszyka ich nie weźmiesz. Gdy wejdziesz do zboża bliźniego swego, ręką możesz zrywać kłosy, lecz sierpa nie przyłożysz do zboża swego bliźniego (Pwt 23,25-26).

Wspólnym elementem obu przykazań jest troska o relacje międzyludzkie oparte na uczciwości i sprawiedliwości. Oprócz formy negatywnej nie będziesz, Kodeks Świętości formułuje tę myśl również w formie pozytywnej: będziesz miłował bliźniego jak siebie samego (Kpł 19,18).

ks. Bernard Witek SDS
Doktorant teologii biblijnej na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Wykładowca w Instytucie Filozoficzno-Teologicznym w Morogoro (Tanzania)

http://www.katolik.pl/praktyczna-milosc-blizniego,550,416,cz.html

********

tekst pochodzi z Magazynu SALWATOR  – www.salwator.com

O autorze: Judyta