Myśl dnia
św. Augustyn
ŚW. MARII MAGDALENY – WSPOMNIENIE OBOWIĄZKOWE
PIERWSZE CZYTANIE (Pnp 8,6-7)
Jak śmierć potężna jest miłość
Czytanie z Pieśni nad Pieśniami.
Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak otchłań; żar jej to żar ognia, płomień Pana.
Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko.
Oto słowo Boże.
albo:
PIERWSZE CZYTANIE (2 Kor 5,14-17)
Miłość Chrystusa przynagla nas
Czytanie z Drugiego listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.
Bracia:
Miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł Chrystus, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał.
Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób. Jeżeli więc kto pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe.
Oto słowo Boże.
W kościołach, które obchodzą uroczystość, powyższe czytanie czyta się jako drugie.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 63,2.3-4.5-6.8-9)
Refren: Ciebie, mój Boże, pragnie moja dusza.
Boże mój, Boże, szukam Ciebie *
i pragnie Ciebie moja dusza.
Ciało moje tęskni za Tobą, *
jak ziemia zeschła i łaknąca wody.
Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni, *
by ujrzeć Twą potęgę i chwałę.
Twoja łaska jest cenniejsza od życia, *
więc sławić Cię będą moje wargi.
Będę Cię wielbił przez całe me życie *
i wzniosę ręce w imię Twoje.
Moja dusza syci się obficie, *
a usta Cię wielbią radosnymi wargami.
Bo stałeś się dla mnie pomocą *
i w cieniu Twych skrzydeł wołam radośnie:
Do Ciebie lgnie moja dusza, *
prawica Twoja mnie wspiera.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Maryjo, ty powiedz, coś w drodze widziała
Jam zmartwychwstałego blask chwały ujrzała.
Żywego już Pana widziałam grób pusty
I świadków anielskich, i odzież, i chusty.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (J 20,1.11-18)
Zmartwychwstały Chrystus ukazuje się Magdalenie
Słowa Ewangelii według świętego Jana.
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty.
Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa: jednego w miejscu głowy, a drugiego w miejscu nóg.
I rzekli do niej: „Niewiasto, czemu płaczesz?”
Odpowiedziała im: „Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono”.
Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus.
Rzekł do niej Jezus: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?”
Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: „Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę”.
Jezus rzekł do niej: „Mario!”
A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: „Rabbuni”, to znaczy: „Nauczycielu”.
Rzekł do niej Jezus: „Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: «Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego»”.
Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: „Widziałam Pana i to mi po wiedział”.
Oto słowo Pańskie.
************************************************************************************************************************************
KOMENTARZ
Szukać Boga
Wystarczyło, aby Jezus zwrócił się do Marii Magdaleny po imieniu, by ustały jej łzy. Płacz był wyrazem jej niepewności, lęku i smutku. Gdy zwracamy się do kogoś z czułością i po imieniu, oznacza to, że traktujemy go w szczególny sposób, jako kogoś bliskiego, na kim nam zależy. Jezus w taki właśnie sposób podszedł do tej zalęknionej i niepewnej kobiety. W ten sam sposób podchodzi także do nas. Bóg zna nas po imieniu. Wie, kim jesteśmy i jakie problemy nurtują nasze serca. Szukajmy Boga, a On wyjdzie nam naprzeciw i nie pozostawi nas bez opieki.
Boże, Ty posłałeś swojego Syna, aby poprzez swoje wcielenie nauczył nas miłości. Oddajemy Ci nasze lęki i obawy. Przyjmij je i uczyń nas apostołami Twojego miłosierdzia.
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
#Ewangelia: Mistrzyni szukania i znajdowania Boga
Mieczysław Łusiak SJ
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty.
Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa – jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: “Niewiasto, czemu płaczesz?” Odpowiedziała im: “Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono”.
Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: “Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?” Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: “Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę”.
Jezus rzekł do niej: “Mario!”
A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: “Rabbuni”, to znaczy: Nauczycielu!
Rzekł do niej Jezus: “Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: «Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego»”. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: “Widziałam Pana i to mi powiedział”.
Komentarz do Ewangelii
Marię Magdalenę, od jej nawrócenia, cechowała ogromna chęć bycia blisko Jezusa. Towarzyszyła Mu, gdy głosił Ewangelię. Stała pod krzyżem, gdy Jezus umierał. Była pierwsza przy grobie wczesnym rankiem, pierwszego dnia po szabacie. Gdy okazało się, że grób jest pusty i pojawił się człowiek, którego ona wzięła za ogrodnika, natychmiast zaczęła się dopytywać tego człowieka gdzie jest ciało Jezusa, by mogła je wziąć ze sobą. A gdy w owym człowieku rozpoznała Jezusa, chciała Go zatrzymać.
Bycie z Jezusem uczyniło Marię Magdalenę szczęśliwą i wolną od swej grzeszności. Efekty bycia blisko Jezusa są zawsze niesamowicie dobre dla człowieka. Warto więc naśladować Marię Magdalenę w jej wielkiej determinacji ukierunkowanej na bycie blisko Jezusa.
Warto wytrwale szukać Jego obecności w naszym codziennym życiu.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2501,ewangelia-mistrzyni-szukania-i-znajdowania-boga.html
*********
Na dobranoc i dzień dobry – J 20, 1.11-18
Mariusz Han SJ
Kogoś zawsze szukamy…
Maria Magdalena, Piotr i Jan przy grobie
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty. Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa: jednego w miejscu głowy, a drugiego w miejscu nóg.
I rzekli do niej: «Niewiasto, czemu płaczesz?». Odpowiedziała im: «Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono». Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?».
Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę». Jezus rzekł do niej: «Mario!». A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: «Nauczycielu».
Rzekł do niej Jezus: «Nie zatrzymuj Mnie; jeszcze bowiem me wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: “Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego”». Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: «Widziałam Pana i to mi powiedział».
Opowiadanie pt. “O uświęceniu łez”
Do proboszcza przyszła zrozpaczona wdowa po śmierci swego syna jedynaka. Przyszła po pocieszenie i podtrzymanie na duchu.
Pleban wysłuchał spokojnie i z uwagą jej smutnych wywodów, wzruszył się jej cierpieniem, a potem powiedział z wyrozumiałością: – Proszę pani; nie potrafię wysuszyć ludzkich łez, ale mogę panią nauczyć, jak je można uświęcić.
Refleksja
Nasze życie to codzienne poszukiwanie czasu, miłości, przyjaźni, spokoju, ale też i pieniędzy. Temu wszystkiemu poświęcamy nasze codzienne życie, które w gąszczu wyzwań i różnych codziennych spraw staje się niejednokrotnie trudem codzienności. Ciężko nam żyć, bo nie czujemy się kochani w tym, co chcemy osiągnąć. To, co mamy nie daje radości, a to co przed nami jest odległą niezrealizowaną przyszłością. Przeszłość ma to do siebie, że na nią już nie mamy żadnego wpływu. Trzeba się z nią pogodzić i próbować wyciągnąć konkretne wnioski z tego, co już było…
Jezus uczył nas, że każde doświadczenie życiowe, powinno przybliżać nas do Ojca. Nasze trudne doświadczenia, ale i te pozytywne to krok do tego, aby jeszcze bardziej zjednoczyć się z Ojcem. Zwłaszcza te ciężkie sytuacje, jak śmierć, czy utrata pracy, choroba, samotność to momenty, które długo zostają w naszej pamięci i sercu. To one kształtują naszą osobowość i charakter. Dzięki nim wzrastamy w naszym człowieczeństwie…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czemu poświęcasz swój czas i energię?
2. Jak przybliżać się do myślenia Bożego?
3. Jak wzrastać w naszym człowieczeństwie?
I tak na koniec..
Stało się przeraźliwie oczywiste, że technologie wyprzedziły już nasze człowieczeństwo (Albert Einstein)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,695,na-dobranoc-i-dzien-dobry-j-20-1-11-18.html
**********
Św. Marii Magdaleny
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 20, 1; 11-18
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty. Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa: jednego w miejscu głowy, a drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: «Niewiasto, czemu płaczesz?». Odpowiedziała im: «Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono». Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?». Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę». Jezus rzekł do niej: «Mario!». A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: «Nauczycielu». Rzekł do niej Jezus: «Nie zatrzymuj Mnie; jeszcze bowiem me wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego”». Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: «Widziałam Pana i to mi powiedział».
Marię Magdalenę do grobu przywiodła miłość. Kiedy nie znalazła ciała Jezusa, wpadła w rozpacz. Była gotowa zrobić wszystko, żeby Go odnaleźć. Co ciebie prowadzi na spotkania z Jezusem? Co sprawia, że chcesz z Nim rozmawiać na modlitwie? Obowiązek? Przyzwyczajenie? Strach? Miłość?
Maria Magdalena płacze, kiedy grób okazuje się być pusty. Od kiedy poznała Jezusa, żyła tylko dla Niego. Jej pragnieniem było spotykać Chrystusa jak najczęściej. Zastanów się, co by było, gdyby Jezus zniknął z twojego życia. Czy wyobrażasz sobie, jaki byłby wtedy świat? Jakie byłoby twoje życie?
Jezus mówi do Magdaleny – nie zatrzymuj mnie, ale udaj się do moich braci. Dobrze jest mieć Jezusa dla siebie. Dobrze zatrzymać na wyłączność Jego miłość, zrozumienie, bliskość dającą poczucie bezpieczeństwa… Ale Chrystus jest potrzebny także innym. Trzeba iść do ludzi i nieść Jego przesłanie, budować królestwo Boże na ziemi. Co to oznacza dla ciebie?
Podziękuj Jezusowi za to, że dziś kolejny raz się z tobą spotkał. Niech radość, wynikająca z tego, że Go znalazłeś, towarzyszy ci dziś przez cały dzień.
Utwór: Chrystus Pan zmartwychwstal, Alfa i Omega
Wykonanie: Perfugium
Utwór: Golden Rainbow, Cinema of Dreams
Wykonanie: Hans Christian
Według biblijnej relacji Maria pochodziła z Magdali – “wieży ryb” nad Jeziorem Galilejskim, ok. 4 km na północny zachód od Tyberiady. Jezus wyrzucił z niej siedem złych duchów (Mk 16, 9; Łk 8, 2). Odtąd włącza się ona do grona Jego słuchaczy i wraz z innymi niewiastami troszczy się o wędrujących z Nim ludzi.
Po raz drugi wspominają o niej Ewangeliści pisząc, że była ona obecna podczas ukrzyżowania i śmierci Jezusa (Mk 15, 40; Mt 27, 56; J 19, 25) oraz zdjęcia Go z krzyża i pogrzebu. Maria Magdalena była jedną z trzech niewiast, które udały się do grobu, aby namaścić ciało Ukrzyżowanego, ale grób znalazły pusty (J 20, 1). Kiedy Magdalena ujrzała kamień od grobu odwalony, przerażona, że Żydzi zbezcześcili ciało ukochanego Zbawiciela, wyrzucając je z grobu w niewiadome miejsce, pobiegła do Apostołów i powiadomiła ich o tym. Potem sama wróciła do grobu Pana Jezusa. Zmartwychwstały Jezus ukazał jej się jako ogrodnik (J 20, 15). Ona pierwsza powiedziała Apostołom, że Chrystus żyje (Mk 16, 10; J 20, 18). Dlatego też jest nazywana apostola Apostolorum – apostołką Apostołów, a Kościół przez długie stulecia recytował w jej święto uroczyste wyznanie wiary. Wschód i Zachód, oddając hołd Magdalenie, obchodzą jej pamiątkę tego samego dnia – 22 lipca.Nie wiemy, co św. Łukasz miał na myśli, kiedy napisał o Marii Magdalenie, że Pan Jezus wypędził z niej siedem złych duchów. Św. Grzegorz I Wielki utożsamiał Marię Magdalenę z jawnogrzesznicą, o której na innym miejscu pisze tenże Ewangelista (Łk 7, 36-50), jak też z Marią, siostrą Łazarza, o której pisze św. Jan, że podobnie jak jawnogrzesznica u św. Łukasza, obmyła nogi Pana Jezusa wonnymi olejkami (J 11, 2). Współcześni bibliści, idąc za pierwotną tradycją i za ojcami Kościoła na Wschodzie, uważają jednak, że imię Maria miały trzy niewiasty nie mające ze sobą bliższego związku. Dotąd tak w liturgicznych tekstach, jak też w ikonografii Marię Magdalenę zwykło się przedstawiać w roli Łukaszowej jawnogrzesznicy, myjącej nogi Pana Jezusa. Najnowsza reforma kalendarza liturgicznego wyraźnie odróżnia Marię Magdalenę od Marii, siostry Łazarza, ustanawiając ku ich czci osobne dni wspomnienia. Marię Magdalenę nieraz utożsamiano także z Marią Egipcjanką, nierządnicą (V w.), która po nawróceniu miała żyć jako pustelnica nad Jordanem. Kult św. Marii Magdaleny jest powszechny w Kościele tak na Zachodzie, jak i na Wschodzie. Ma swoje sanktuaria, do których od wieków licznie podążają pielgrzymi. W Efezie pokazywano jej grób i bazylikę wystawioną nad nim ku jej czci. Kiedy zaś Turcy zawładnęli miastem, jej relikwie miały zostać przeniesione z Efezu do Konstantynopola za cesarza Leona Filozofa (886-912). Kiedy krzyżowcy opanowali Konstantynopol (1202-1261), mieli przenieść relikwie Marii Magdaleny do Francji, do Vezelay, gdzie do dnia dzisiejszego doznają czci. We Francji jest jeszcze jedno sanktuarium św. Marii Magdaleny, w La Saint Baume, gdzie według legendy miała mieszkać przez 30 lat w jaskini jako pustelnica i pokutnica, kiedy ją w dziurawej łódce na pełne morze wywieźli Żydzi. |
|
Maria Magdalena jest patronką zakonów kobiecych; Prowansji, Sycylii, Neapolu; dzieci, które mają trudności z chodzeniem, fryzjerów, kobiet, osób kuszonych, ogrodników, studentów i więźniów.W ikonografii św. Maria Magdalena przedstawiana jest według tradycji, która utożsamiła ją z innymi Mariami. Ukazywana w długiej szacie z nakrytą głową; w bogatym książęcym wschodnim stroju lub jako pokutnica, której ciało osłaniają długie włosy; w malarstwie barokowym ukazywana bez odzieży lub półnago. Jej atrybutami są: dyscyplina, instrumenty muzyczne, krucyfiks, księga – znak jej misyjnej działalności, naczynie z olejkiem, kadzielnica, gałązka palmowa, czaszka, włosiennica, zwierciadło.
|
Oczami kobiety
dodane 2008-12-16 15:16
Leszek Śliwa
Lavinia Fontana „Jezus ukazujący się Marii Magdalenie”, olej na płótnie, 1581 Galeria Uffizi, Florencja.
Ale na obrazie jest także inna scena, namalowana z lewej strony, na dalszym planie. Widzimy tam również Marię Magdalenę, w czerwonej szacie, jak z inną kobietą zbliża się do grobu Chrystusa. Grób jest już pusty. Przez otwarte wejście widać jednego z aniołów, który w tym miejscu objawił się kobietom, by poinformować je, że Jezus żyje. Scena ta rozgrywa się więc chwilę wcześniej niż spotkanie Zbawiciela z Marią Magdaleną. Obraz w dwóch scenach opowiada nam w ten sposób cały fragment Ewangelii.
Maria Magdalena myślała początkowo, że rozmawia z ogrodnikiem. Patrzymy na obraz jakby jej oczami, dlatego Zbawiciel trzyma w ręce ogrodniczą łopatę, a na głowie ma kapelusz.
Patrzymy zresztą na obraz oczami kobiety nie tylko dlatego, że narratorką jest Maria z Magdali. Autorką dzieła jest również kobieta, córka znanego malarza Prospera Fontany. Lavinia Fontana (1552–1614) była pierwszą w historii malarką, która zdobyła sławę i przyjmowała zamówienia od bogatych zleceniodawców. Dziś jej obrazy można podziwiać w najważniejszych muzeach na świecie.
Siła pokuty
Anthony Frederick Augustus Sandys – olej na drewnie, 1858–1860, Muzeum Sztuki, Delaware
dodane 2010-07-22 09:40
Leszek Śliwa
Nie widzimy, dokąd idzie i gdzie spogląda, możemy się tylko spodziewać, że za chwilę podejdzie do Jezusa i swymi rozpuszczonymi włosami będzie ocierać Mu nogi.
Święta Maria Magdalena zawsze była chętnie malowana przez artystów. Czy tylko dlatego, że można ją było przedstawić jako atrakcyjną kobietę? To pewnie jedna z przyczyn, ale niejedyna. Pretekstu do pokazania wizerunków pięknych kobiet obficie dostarcza przecież mitologia, a i w Piśmie Świętym ich nie brakuje. W postaci Marii Magdaleny malarzy szczególnie interesowała jednak pokuta. Powszechnie kojarzono bowiem kiedyś tę świętą – niesłusznie – z różnymi pojawiającymi się w Ewangeliach nawróconymi grzesznicami. „Popularność” św. Marii Magdaleny w sztuce jest więc dowodem na to, że sakrament pokuty i pojednania jest ważny dla ludzi w każdej epoce.
Obraz, który reprodukujemy, nawiązuje do sceny z Ewangelii według św. Łukasza, opisującej odwiedziny Jezusa w domu faryzeusza Szymona. Do Zbawiciela podeszła tam kobieta, o której wiedziano, że prowadzi grzeszne życie. „(…) Przyniosła flakonik alabastrowy olejku i (…) płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem” (Łk 7,37-38) – czytamy w Ewangelii. Jezus odpuścił jej grzechy, ku zgorszeniu faryzeusza.
Ponieważ uważano, że była to Maria Magdalena, często przedstawiano tę świętą z alabastrowym flakonikiem perfum. Taki właśnie flakonik ściska w ręce kobieta namalowana na obrazie. Nie widzimy, dokąd idzie i gdzie spogląda, możemy się tylko spodziewać, że za chwilę podejdzie do Jezusa i swymi rozpuszczonymi włosami będzie ocierać Mu nogi. Historycy sztuki uważają, że artyście pozowała Lizzie Siddal, poetka i malarka, która była najbardziej cenioną modelką malarzy z kręgu prerafaelitów, do których zaliczał się Anthony Sandys.
http://kosciol.wiara.pl/doc/596200.Sila-pokuty
**********
Święta Maria z Betanii
Maria była siostrą Marty i Łazarza. Mieszkali w Betanii (dzisiaj Al Azarija). Maria uwierzyła w Chrystusa jeszcze przed wskrzeszeniem brata (J 11, 1-44). Była tą kobietą, która według słów Jezusa “wybrała dobrą cząstkę” (Łk 10, 42), słuchając słów Zbawiciela. To ona namaściła Jego nogi drogocenną maścią nardową (J 12, 3). Według Tradycji Maria i Marta były w gronie niewiast, które pospieszyły do grobu Jezusa z wonnościami.
Po męczeńskiej śmierci archidiakona Stefana i rozpoczęciu w Jerozolimie prześladowania wyznawców Chrystusa, Żydzi wygnali sprawiedliwego Łazarza. Siostry opuściły Palestynę wraz z bratem i pomagały mu głosić Ewangelię w różnych krainach.
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/07-22b.php3
Betania – dom przyjaciół Jezusa
Czesław Wróbel
Ziemia Święta jest określana mianem “piątej ewangelii”. Oznacza to, że miejsca biblijne opowiadają o zbawczym zaangażowaniu się Boga w historię człowieka. Pielgrzymowanie po Ziemi Świętej pozwala dostrzec, że oprócz historii zbawienia istnieje również topografia (geografia) zbawiania człowieka przez Boga.
Czytając Ewangelie, dostrzegamy, że Jezus nieustannie był w drodze. Celem wędrówki Mistrza z Nazaretu była Jerozolima, miasto spotkania Boga z Jego ludem. Miasto, w którym Jezus spotykał swego Ojca. W czasach Jezusa Jerozolima liczyła ok. 30 tys. mieszkańców. Kiedy zbliżało się któreś z trzech świąt pielgrzymkowych: Pascha, Pięćdziesiątnica lub Święto Namiotów, ich liczba wzrastała do około 100 tys. Podczas dnia na terenie Świątyni Jerozolimskiej odbywały się uroczystości religijne, w których brali udział pielgrzymi, ale gdy nadchodził wieczór, znaczna ich część musiała udać się na nocleg do podjerozolimskich wiosek.
Również Pan Jezus spędzał dni w Świętym Mieście, głosząc Ewangelię, zaś na noc opuszczał Jerozolimę i udawał się do pobliskiej Betanii. Jest to niewielka wioska położona na zboczu Góry Oliwnej, przy drodze prowadzącej do Jerycha. Od Jerozolimy dzieli ją tylko 2700 m. Właśnie w Betanii mieszkało zaprzyjaźnione z Jezusem rodzeństwo Maria, Marta i Łazarz; “A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza”. Ewangeliści przekazali nam relacje o kilku wydarzeniach, które miały miejsce w Betanii, a współcześnie znalazły odzwierciedlenie w wystroju franciszkańskiego kościoła wzniesionego tam w 1954 r. Na lewo od wejścia znajduje się mozaika, która ukazuje nauczającego Jezusa, zasłuchaną Marię (i psa) oraz krzątającą się Martę (por. Łk 10, 38-42). Marta wydaje się samym spojrzeniem czynić wyrzut: “Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu?”. Poniżej widnieje odpowiedź Jezusa: “Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona”.
Nad wejściem do kościoła znajdujemy inną scenę ukazującą Jezusa z uczniami zasiadającego u stołu w domu Szymona Trędowatego. Do Jezusa podchodzi Maria i namaszcza Jego stopy funtem olejku nardowego. Jeden z uczniów, Judasz, wstaje i pyta: “Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów (trzysta dniówek najemnego robotnika) i nie rozdano ich ubogim?”. Jezus odpowiedział: “Zostaw ją! Przechowała to, aby mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, Mnie zaś nie zawsze macie” (J 12,1-11). W ten sposób Maria z Betanii wykonała wobec Jezusa element żydowskiego obrzędu pogrzebowego (Mk 16, 1), zapowiadając w ten sposób Jego zbliżającą się śmierć. Mozaiki na prawo od wejścia i za głównym ołtarzem nawiązują do wskrzeszenia Łazarza. W apsydzie kościoła widać Jezusa w otoczeniu Apostołów oraz Martę, która wyszła naprzeciw Jezusowi. Toczy się tu, sprowokowany utratą brata i przyjaciela, dialog: “«Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?». Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat»”. Wypowiadając te słowa, Marta stała się jedną z nielicznych wspomnianych w Ewangeliach osób (Jan Chrzciciel i Szymon Piotr) wyznających wiarę w mesjaństwo Jezusa.
Z prawej strony inna mozaika pokazuje Jezusa i osoby zgromadzone wokół grobu. Jezus woła: “Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!”. Z grobu wychodzi “zmarły, mając nogi i ręce przewiązane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą”. Działo się to zaledwie kilka dni przed śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa.
Dzisiejsza Betania nosi nazwę el Azarijeh, czyli “Łazarzowo” i jest zamieszkana przez Palestyńczyków, wśród których są chrześcijanie i muzułmanie. Współczesny kościół franciszkański, formą nawiązujący do rzymskiego grobowca, został wybudowany na pozostałościach starszych budowli. Na dziedzińcu i w kościele można zobaczyć pozostałości mozaik kościołów z IV i V w. Egeria, która ok. 384 r. odbyła pielgrzymkę do miejsc świętych, napisała w swoim dzienniku, że w sobotę przed Niedzielą Palmową w Lazarium, czyli w Betanii, odbywały się uroczystości liturgiczne, którym przewodził biskup Jerozolimy. Najpierw wierni zbierali się w kościele, który znajdował się w miejscu, do którego Maria, siostra Łazarza, wyszła naprzeciw Panu: “Skoro przybędzie tam biskup, mnisi i cały lud spieszą mu naprzeciw, odmawiając hymn i antyfonę oraz odczytując z Ewangelii ów ustęp o tym, jak siostra Łazarza wyszła na spotkanie Pana. Odbywa się tu modlitwa, a po otrzymaniu błogosławieństwa wszyscy z hymnami idą do Lazarium. Gdy przybędą do Lazarium, to nie tylko owo miejsce, lecz i wszystkie pola wokół są pełne ludzi – tak wielkie zbiera się ich mnóstwo. Odmawiają hymny i antyfony stosowne do tych dni i miejsc, podobnie wszystkie czytania odnoszą się do tego dnia. Zanim nastąpi rozesłanie, ogłaszana jest Pascha – to jest kapłan wstępuje na podwyższenie i czyta ów ustęp zapisany w Ewangelii: “Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii (…)”. Po przeczytaniu tego ustępu i obwieszczeniu Paschy następuje rozesłanie.
W średniowieczu krzyżowcy wybudowali bezpośrednio nad grobem Łazarza nowy kościół i klasztor, w którym mieszkały Siostry Benedyktynki. Do dziś średniowieczny refektarz służy pielgrzymom jako kaplica, w której sprawują Eucharystię. Pod koniec XIV w. kościół był już opuszczony, a w XVI w. na jego ruinach wzniesiono meczet. Przez pewien czas grób Łazarza był dla chrześcijan niedostępny. W 1613 r. franciszkanie kupili od muzułmanów prawo do wykucia w skale bocznego wejścia do krypty. Schodzi się do niej z ulicy po dwudziestu czterech wąskich i nierównych, kamiennych stopniach. Do właściwej komory grobowej trzeba się przecisnąć przez wąski otwór w skale. Wchodząc i wychodząc, należy się mocno pochylić, gdyż korytarz jest niski.
W 1965 r. po przeciwnej stronie meczetu zbudowano kościół grecko-prawosławny. Chrześcijanie i muzułmanie zatrzymują się zdumieni tajemnicą wskrzeszenia Łazarza, człowieka, który musiał umrzeć dwukrotnie. Według tradycji Kościoła Wschodniego, został on biskupem na Cyprze. W Larnace znajduje się prawosławny kościół pod wezwaniem św. Łazarza, w którym jego doczesne szczątki czekają na zmartwychwstanie.
Bizantyjscy chrześcijanie właśnie w Betanii ogłaszali rozpoczęcie uroczystości paschalnych. Tam Jezus miał wiernych, kochających Go przyjaciół. Przez nich Bóg przygotowywał Go do przejścia przez śmierć do zmartwychwstania.
Adres: pl. Św. Ottona 1, 71-250 Szczecin
Tel.: (91) 454-15-91http://niedziela.pl/artykul/14152/nd/Betania—dom-przyjaciol-Jezusa
*********
Błogosławieni męczennicy
Nicefor od Jezusa i Marii Díez Tejerina, prezbiter,
i Towarzysze
Wincenty urodził się 17 lutego 1893 r. w Herreruela, w hiszpańskiej prowincji Palencia. Po wstąpieniu do zgromadzenia pasjonistów przyjął imię Nicefor i udał się do Meksyku. Przez pewien czas przebywał tam w więzieniu. W 1916 r. przyjął w Chicago święcenia kapłańskie. Wrócił potem do Meksyku, a stamtąd udał się na Kubę. W 1935 r. obrano go przełożonym prowincji hiszpańskiej.
Jego służba na tym urzędzie przypadła na czas gorący. Propaganda antyklerykalna i antyreligijna przybierała na sile. Gdy sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna, w lipcu 1936 r. o. Nicefor udał się do Daimiel, gdzie przebywało 30 młodych zakonników, w przeważającej liczbie studiujących filozofię. Tam to w nocy z 21 na 22 lipca naszedł ich oddział czerwonych, liczący około dwustu żołnierzy. Nicefor zebrał wtedy wspólnotę w kościele, przyjął od miejscowego rektora absolucję, udzielił jej wszystkim zebranym, potem spożył z nimi postacie eucharystyczne i wezwał współbraci do męstwa oraz dobrowolnego złożenia ofiary. Mieli niebawem zginąć w kilku grupach, które dokument beatyfikacyjny nazwał manipula. Nicefor zginął zastrzelony z pięcioma klerykami na terenie szpitala w Manzanares. Wszystkich dwudziestu sześciu męczenników papież św. Jan Paweł II beatyfikował 1 października 1989 r.
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/07-22c.php3
Uczucia są. Ani dobre, ani złe – po prostu są i mają na nas wpływ. Nie zmienimy tego, dlatego warto uczyć się z nimi współpracować. Nie spychać ich, uważając za nieważne, ale też nie robić z nich bożka, podporządkowując im swoje decyzje.
Naszym zadaniem jest poznać swoje uczucia i nazwać je – po to, by z nimi współpracować, a nawet sterować nimi. Można to porównać do prowadzenia łodzi – sternik sprawia, że łódź płynie tam, dokąd on chce, ale też czasami wiatr jest tak silny, że człowiek musi odpuścić, a dopiero później manewrować. Podobnie jest z naszymi uczuciami – możemy nimi kierować, ale czasami, gdy są zbyt intensywne, musimy przeczekać zbyt silny wiatr, zdobyć się na cierpliwość wobec tych uczuć, by potem naprowadzić je znowu na dobrą drogę.
Przeczekać sztorm
Zdarzają się sytuacje, gdy ster jest bezradny. Dotyczy to np. agresji, obrony czy popędu. Wtedy warto rozpoznać swoje uczucia, a nie mając siły nimi kierować – dryfować, ale świadomie. Przeczekać, by w końcu poprowadzić je we właściwym kierunku. Nie pójść za nimi, ale pracować nad nimi. Taki trudny stan nie trwa długo, najintensywniejsze uczucia szybko mijają, więc nie ma potrzeby panikować. Przykład z życia: mężatka zakochuje się w koledze z pracy i nie może przestać o nim myśleć. Nie ma co wykonywać gwałtownych ruchów, roztrząsać tematu i natychmiast przyznawać się przed mężem. Tylko przeczekać. Bo nie jesteśmy swoimi uczuciami – one się pojawiają i mijają. Natomiast to, kim jesteśmy, pokazują decyzje, jakie podejmujemy.
Mężatce może się przydarzyć zakochanie w innym mężczyźnie, ale to nie znaczy, że ona ma pójść za tym uczuciem. Dobrym wyjściem w tej sytuacji będzie działanie odwrotne- jeszcze większa troska o męża, spędzanie z nim więcej czasu i absolutne minimum kontaktu z kolegą w pracy. Inny przykład: wybrano nowego lidera wspólnoty, który bardzo nam się nie podoba. Co możemy zrobić? Nazwać swoje uczucie i modlić się, aby Pan Bóg je przemienił. Nie zaczniemy od razu lubić lidera, ale, co ważne – nie będziemy sączyć jadu ani rozpowiadać, jaki to on jest beznadziejny.
Siadanie na petardzie
Jeżeli tłamsimy swoje uczucia, to wcześniej czy później one wybuchną. Niezależnie od sytuacji, – jeśli nagromadzi się ich zbyt dużo, to wystrzelą podczas Wigilii, na nartach, bo wyciąg jest nieodpowiedni, przed wyjściem z domu, bo krawat źle zawiązany… Sytuacja nie jest tu istotna, – gdy uczucia są nieuporządkowane, mogą dać o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Nawet ktoś, kto wydaje się bardzo pobożny, może mieć chwile, gdy wrzeszczy i nad sobą nie panuje. To oznacza, że być może jest uporządkowany w swojej woli i w sercu, ale w sferze uczuć już nie. I gdy dzieci obserwują zachowanie rodzica, który się modli, a mimo to czasami wybucha -dochodzą do wniosku, że Bóg jest nie w porządku. O ile współmałżonek będzie bardziej wyrozumiały i usprawiedliwi takie zachowanie, o tyle dzieci nie są wstanie sobie tego wytłumaczyć. Dostrzegają maski, jakie rodzic zakłada. Osoba, która nie wsłuchuje się we własne uczucia, myśli: “Jestem wściekły, ale nie mogę tego okazać”. I rzeczywiście nie chodzi o to, żeby okazywać złość, ale zauważyć to uczucie i przyznać się przed sobą, że ono się pojawiło. To już w dużym stopniu rozwiązuje problem.
Na pasku własnych uczuć
Przeciwieństwem tłamszenia uczuć jest ciągłe spuszczanie powietrza, czyli podążanie za swoimi uczuciami. Osoba, która tak postępuję, nie wybucha, jest miła i lubiana przez otoczenie. Ale nienawidzą jej jednostki, którym jej podążanie za uczuciami zrujnowało życie! Podążanie za uczuciami jest charakterystyczne dla egoistów myślących, że są pępkiem świata. Jeśli w danym momencie mają na coś ochotę – robią to. Często zapominają, że człowiek nie jest swoimi uczuciami, co znaczy, że one są w nim, ale on nie powinien im być służalczo posłuszny. A taka postawa jest dziś bardzo modna – nie chce ci się być z tą żoną, to ją zostaw; jesteś zmęczony dziećmi, to je oddaj, a jeśli masz ochotę na nie, to je weź. Rób, co chcesz! To jest bardzo wygodne, dramat pojawia się jednak wtedy, gdy przez egoizm niszczy się drugiego człowieka. Egoista staje wtedy przyparty do muru, bo widzi, że dana przyjemność już nie wystarcza i… nie daje mu przyjemności. Hamulcem w takich sytuacjach może być moralność, ale u egoisty ona też ma wybiórcze zastosowanie, np. jestem wierny tej kobiecie, z którą aktualnie jestem. A tak naprawdę: jestem wierny swoim aktualnym uczuciom.
Wybory czy uczucia?
Kiedyś rozmawiał ze mną pewien mężczyzna, który uważał, że nie kocha swojej żony. W ramach pokuty zaleciłem mu więc, by powiedział jej, że ją kocha. Miał z tym ogromny problem. Wydawało mu się, że to będzie nieszczere i udawane. Tylko wobec czego byłoby to nieszczere? No właśnie – wobec uczuć! A człowiek to nie uczucia. Gdyby tak było, nikt z nas nie mógłby składać ślubów, bylibyśmy jak chorągiewki na wietrze. Pytam więc tego mężczyznę: Troszczysz się o żonę? Chcesz dla niej dobrze? Jesteś jej wierny? Śpicie razem? Wyjeżdżacie razem na wakacje? Na wszystkie pytania usłyszałem odpowiedź: “Tak”, co oznacza, że facet kocha żonę, ponieważ jego wybory o tym świadczą. Nie czuje tego w tym momencie, prawdopodobnie dlatego że szuka w sobie emocji, które były wiele lat temu podczas zakochania. Ale ją kocha!
Wracając do przykładu lidera, którego nie lubimy, – gdy idziemy tam, dokąd prowadzą nas uczucia, postanawiamy wybrać się do tego człowieka i wygarnąć mu wszystko, co o nim myślimy. Tylko, że to uczucie złości i niechęci jest naszym problemem, a nie jego. To, że mężatka zakochała się w koledze z pracy, jest jej problemem. Niemądre by było, gdyby powiedziała mu o tym, zapewniając jednocześnie, że próbuje sobie z tym poradzić. Kolega może być przyzwoity i nie wykorzysta tej sytuacji, ale może też okazać się nieuczciwy i pociągnie kobietę do zdrady, – bo niepotrzebnie wygadała mu się ze swoich uczuć.
Zdrowa emocjonalność Odnowy
Kiedy poznajemy własne uczucia i stajemy z nimi przed Bogiem – uczymy się oceniać, za którymi z nich warto iść, bo prowadzą do czegoś dobrego, a nad którymi trzeba pracować, bo podążanie za nimi nie przyniesie niczego pozytywnego.
Te trzy podejścia do uczuć (czyli hamowanie ich, współpraca z nimi lub całkowite pójście za tym, co podpowiadają) wyznaczają również kierunek naszej modlitwy. Szczególnie – charyzmatycznej, ponieważ ona wyjątkowo silnie angażuje uczucia. I to jest dobre, ponieważ im pełniej będziemy doświadczać modlitwy, tym silniej ona będzie na nas oddziaływała.
Ktoś, kto chce nadmiernie kontrolować swoje uczucia – na spotkaniu modlitewnym hamuje się w spontanicznej modlitwie. Natomiast ten, kto robi bożka ze swoich uczuć, potraktuje spotkanie modlitewne jako okazję do “puszczenia lejców”. Może mu się nawet wydawać, że dobrze robi, bo cały oddaje się Bogu. Ale to nieprawda! Oddaje się swoim uczuciom i realizuje siebie, a nie słucha Boga. Dochodzi do ekstremum, czyli ekstazy uczuciowej. Ale jak jeden jest w transie modlitwy, tak inny jest w transie agresji czy zakochania -działają w nich te same mechanizmy, czyli hołdowanie własnym uczuciom. Warto podkreślić, że ludzie, którzy mają dysfunkcję w sferze uczuć, nie powinni angażować się w Odnowę. Chociaż ona im bardzo odpowiada, ponieważ jest zgodna z linią ich słabości. W rzeczywistości jednak – rozstraja ich i zaburza podjęte leczenie.
Jadąc lawiną emocji…
Są grupy modlitewne, które zachęcają do tego, aby nie kontrolować emocji. Później, niestety, ma to przełożenie na codzienne życie, w którym też ma się ochotę “puścić lejce”. I dopóki uczucia nie ciągną w złym kierunku, to taka postawa się sprawdza. Pewne jest jednak, że w końcu zaczną nas sprowadzać na manowce, i jeśli wtedy, podobnie jak na modlitwie, “puści się lejce”, to można się bardzo pogubić. Gdy na modlitwie z łatwością wchodzi się w trans radości, to z taką samą łatwością wejdzie się w trans smutku. A w życiu – w trans zakochania, poczym nienawiści. To nie znaczy, że nie mamy się cieszyć lub smucić. Dobrze wyjaśnia to św. Paweł, zalecając, by ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby ich nie mieli; ci, którzy płaczą – jakby nie płakali, a ci, którzy się radują – jakby się nie radowali (por. 1Kor 7,29-31). Umiar jest cnotą! Mówi o tym również św. Ignacy, radząc, by nie wchodzić za mocno ani w pocieszenie duchowe, ani w strapienie. Ten, kto dodaje gazu w pocieszeniu – bardzo łatwo pogrąży się w strapieniu.
Zadaniem prowadzącego spotkanie modlitewne jest więc tonowanie emocji, bo gdy podkręcamy je, przestajemy słuchać Boga. Nie chodzi o ich tłumienie, ale kierunkowanie na głębię – by w modlitwie nie pozostawać na powierzchni, ale dążyć do głębszego spotkania z Bogiem. Radość podczas spotkania ma czemuś służyć, a nie tylko być okazją do wyhasania się.
Jeżeli ktoś chodzi na spotkania tylko dlatego, że jest fajnie, i niecierpliwie odlicza dni do kolejnego spotkania – prawdopodobnie na co dzień nie podejmuje pracy nad sobą. A spotkanie modlitewne ma być tylko (i aż) pomocą w stawaniu się Bożym człowiekiem. Jednak takim się staję, dopiero gdy zapieram się całego siebie. Całego! Łącznie z uczuciami – nie wypierając się ich, ale podporządkowując je Bogu.
MODLITWA UWOLNIENIA CZ.3
Remigiusz Recław SJ
Książka jest doskonałym uzupełnieniem modlitwy o uwolnienie metodą “pięciu kluczy” Neala Lozano. Po doświadczeniu tej modlitwy, dobrze byłoby nadal rozmawiać z Bogiem o tym, co przeżyliśmy.
Książka proponuje 15 rozważań modlitewnych, opartych na specjalnie dobranych fragmentach Pisma świętego.
Można je praktykować przez 15 dni lub wracać do nich raz w tygodniu, mając wówczas propozycję modlitewną na 15 tygodni. Korzystanie z tej książki pomoże w głębszym przygotowaniu się do modlitwy o uwolnienie bądź utrwali jej owoce.
Proponowane medytacje sprawdzą się również w codziennej modlitwie Pismem świętym lub jako synteza rekolekcji ignacjańskich.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1891,chrzescijanskie-sposoby-na-problemy-z-uczuciami.html
*********
Jak pozbyć się złych uczuć?
Sylvia Schneider / slo
Życie w poczuciu zranienia wpływa bardzo negatywnie na postawę życiową człowieka, zwłaszcza, jeśli stan ten utrzymuje się długo… Jak pozbyć się złych uczuć?
Przebacz swoim wrogom
Jeśli uwolniłaś się od ludzi, którzy ci szkodzą, będziesz przeżywać też fazy rozczarowania, wściekłości albo złości wobec wszystkiego, co z ich strony kiedyś cię spotkało. Od tych emocji musisz się uwolnić i oczyścić. Wewnętrzne niepogodzenie się można przypłacić chorobą, ponieważ tkwi się wtedy w uczuciach negatywnych. Nie o to w tym wszystkim przecież szło; chodzi o to, żebyś czuła się lepiej. Uraza i zgorzknienie zagradzają drogę do szczęścia. Jeśli będziesz pielęgnować urazy, będziesz w nich tkwić. Tylko wtedy, gdy uda ci się przebaczyć, otworzysz się na nową rzeczywistość.
Życie nie zawsze toczy się według naszych planów. Relacje z innymi także często pozostawiają wiele do życzenia: a to przyjaciółka naskarży na ciebie do innych, a to znajomy obgada cię za plecami, a to mąż za długo zatrzymuje wzrok na ładnych kobietach albo rodzice faworyzują młodszą siostrę. Chyba nie ma człowieka, który by nie doświadczył braku miłości, niesprawiedliwości, niewierności, zdrady i różnych innych zranień. Ale nie jesteśmy jedynie ofiarami. Sami też sprawiamy przykrość, ranimy i rozczarowujemy innych. Gniewamy się, zazdrościmy, jesteśmy mściwi, egoistyczni, nieczuli, zawzięci, zgorzkniali.
Życie w poczuciu zranienia wpływa bardzo negatywnie na postawę życiową człowieka, zwłaszcza, jeśli stan ten utrzymuje się długo. Dlatego przebaczenie wewnętrzne jest wielką szansą. Czy sygnały tego przebaczenia – największemu wrogowi, byłemu mężowi, dawnej przyjaciółce czy przyjacielowi – wyślesz również na zewnątrz, to inna sprawa. Nie jest to niezbędne. Nie musisz być człowiekiem, który wzniósł się ponad siebie samego.
Przerwij wewnętrzny “potok nienawiści”
Wrogie myśli stymulują mózg w dwojaki sposób: podrażniają zarówno układ sympatyczny, który pobudza, jak i układ parasympatyczny, który uspokaja. Działają więc równocześnie w dwu sprzecznych kierunkach: pobudzając i hamując. Organizm człowieka funkcjonuje wtedy nierówno. Przeciwstawne sygnały idące od mózgu powodują chaos. Wiele kobiet ma poczucie, że noszą z sobą coś, co niejest załatwione. Uraza, krzywda, zranienie, głębokie rozczarowanie, żal, które pozostają w nas w niezmienionej formie i od których nie możemy się uwolnić, dają o sobie co jakiś czas znać i nie pozwalają, by nasze życie duchowe mogło osiągnąć harmonię. Jeśli związane z nimi emocje – złość i chęć zemsty nie osłabną, pojawia się głęboki uraz. Niektórzy ludzie chcą tego, bo czują wtedy moralną wyższość nad przeciwnikiem. Niektórym też poczucie winy drugiej strony sprawia rodzaj masochistycznej przyjemności. W ten sposób stają się oni jednak swoimi własnymi zakładnikami. Dla niektórych osób nienawiść do byłego męża/byłej żony czy niewiernej przyjaciółki staje się treścią życia. Ich myśli i emocje krążą nieustannie wokół wroga i jego postępowania. Dzieje się tak najczęściej wtedy, gdy człowiek ma mocno osłabione poczucie własnej wartości.
Wyproś złe uczucia ze swego życia
Trwając w takiej postawie, ułatwiasz złym uczuciom zagnieżdżenie się na stałe w twojej psychice. Dopóki będą one istnieć w twoim wnętrzu, nie będzie w nim miejsca na prawdziwe szczęście. Zabierają mnóstwo psychicznej energii i przeszkadzają w dojrzewaniu, w dalszym życiu i uniemożliwiają ci spełnienie. Psychologowie mówią, że takie zachowanie to ucieczka przed uczciwością wobec samego siebie. Trzeba zaznać bólu wywołanego świadomością własnych słabości i świadomie zmierzyć się z tym faktem, by owocem mogła stać się zdrowa miłość. Kiedy będziemy umieli ocenić realistycznie samych siebie i to, co sami wnosimy w tworzenie własnego związku, wtedy uda nam się zostawić przeszłość i nasze zranienia, przezwyciężyć poczucie straty i zacząć coś od nowa. Kiedyś w końcu powinno się zostawić przeszłość w spokoju. Nie musisz lubić swojego wroga, ale nie powinnaś już więcej o nim myśleć. Spróbuj odciąć się od człowieka, który przestał cię interesować. Zrezygnuj z wyobrażenia o zadośćuczynieniu, rewanżu albo o tym, że to ty masz rację. Świat nie jest sprawiedliwy i życie ma swoją cenę. Czasu nie da się cofnąć. Ale możesz zatroszczyć się o to, by życie nie wyrzuciło cię ze swych torów.
Przebaczanie jest postawą życiową
Przebaczyć wrogom i tym, którzy ci źle życzą, nie znaczy zaprzeczać, że istnieje zło i zamykać oczy na rzeczywistość. Nie znaczy też, że masz wypierać się swojej złości albo zranień i że masz zapomnieć, co było złe. Możesz przebaczyć swoim wrogom, mając świadomość, że i oni są kowalami własnego szczęścia i nieszczęścia, więc mogą zupełnie zerwać kontakty i jest zupełnie w porządku, jeśli nie zobaczysz już niektórych ludzi, jeśli o nich zapomnisz albo zupełnie stracisz ich z oczu. Przebaczyć, znaczy zawrzeć pokój z sobą! Kto nie może oderwać się od przeszłości, jest zamknięty na przyszłość.
Przebaczyć swoim wrogom nie znaczy usprawiedliwiać ich czyny. Rozumieć i przebaczać nie oznacza automatycznie darować. Jeśli jesteś w stanie wybaczyć komuś, kto popełnił jakieś zło, jest to akt łaski. Nawet jeśli ten ktoś się zapiera, twierdząc, że nic złego ani niegodnego nie popełnił, jeśli ty przebaczysz, będziesz się czuć lepiej i szczęśliwiej. Przebywszy głęboką dolinę smutku, rozczarowania i utraty, wynosisz stąd również coś cennego: głębokie rozumienie własnej siły i słabości, które sprawia, że wobec innych stajemy się bardziej uważni. Uczymy się głębiej dostrzegać dobro i zło oraz lepiej widzieć proporcje różnych uczuć.
Więcej: Kochać szczęśliwie. 7 podpowiedzi dla kobiet – Sylvia Schneider
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,21,jak-pozbyc-sie-zlych-uczuc.html
**********
Jak odpocząć, żeby nie zmarnować wakacji
Jacek Prusak SJ
Wakacje to czas urlopów, które mają nam pomóc odpocząć. Nie wystarczy jednak oderwać się od pracy, zmienić miejsce pobytu na bardziej egzotyczne, “dzikie”, “naturalne”, czy dać sobie czas na odespanie zerwanych nocy, aby odpocząć.
Odpoczynek jest bowiem specyficznym stanem psychofizycznym różnym od rozrywki czy leniuchowania – wymaga relaksacji, uspokojenia się, rozluźnienia, oddania się chwili uważności: poczucia, że oddychamy, istniejemy, jesteśmy tutaj.
Wydaje się to takie proste, ale ile osób wraca z wymarzonych wakacji jeszcze bardziej sfrustrowanych niż przed wyjazdem? Badania przeprowadzone na prawie 5000 ochotników w różnym wieku obserwowanych przez kilka tygodni, na chybił trafił, w różnych momentach dnia, pokazały, że (1) w jednym przypadku na dwa ich umysł oddaje się mentalnemu błądzeniu – czyli myśleniu o czymś innym niż aktywność, której się w tej chwili poświęcają; (2) im bardziej błądzi umysł, tym mniejsza jest szansa na odczuwanie szczęścia (badacze oceniali również nastrój ochotników); (3) nawet jeśli emocje odczuwane w momentach, kiedy nasz umysł jest gdzie indziej, są przyjemne, to jednak nigdy nie są bardziej przyjemne niż wtedy, kiedy jesteśmy skoncentrowani na tym, co robimy, nawet jeśli oddajemy się marzeniom o rzeczach miłych. Autorzy tych badań stwierdzili, że “umysł, który błądzi, jest umysłem nieszczęśliwym” (dla zainteresowanych podaję źródło: M. A. Killingsworth & D.T. Gilbert, A wandering mind is an unhappy mind, “Science”, 2010, nr. 330/6006).
Żeby odpocząć nie można ze sobą zabierać problemów, ani oddawać się marzeniom. Żeby się zrelaksować trzeba sobie pozwolić na zabawę i/bądź na hobby – one bowiem wprowadzają nas w stan uważności, dając nam równocześnie radość i satysfakcję z tego, co robimy. “Imprezy” bardziej nas męczą niż odprężają, a jeśli już, to na krótko i z bólem głowy.
Warto również pamiętać, że odpoczywać i spać to nie to samo. Będąc na urlopie i mając więcej czasu do swojej dyspozycji, postarajmy się najpierw odpocząć, zanim pójdziemy spać, żeby później nie mieć koszmarów, czy wstać niewypoczętym. Pomiędzy czuwaniem a snem, istnieje trzeci stan świadomości – stan mentalnej świadomości bez konkretnego celu.
Zanim zamkniesz “na dobre” oczy nie myśl o problemach, ani nie fantazjuj, oddychaj głęboko nie zmuszając się do tego, aby tym chwilom nadać jakiś konkretny, “pragmatyczny” cel. A jeśli będzie to dla ciebie trudne, będziesz musiał znaleźć sobie jakiś cel, to możesz rozmyślnie przywołać z pamięci chwile z minionego dnia, po to by zasnąć, myśląc o czym innym niż problemy.
Nie wszyscy mamy czas na wakacje, nie każdego stać na urlop, ale odpoczynek nie jest przywilejem jest koniecznością wynikającą z tego jak jesteśmy “zbudowani” i z Boskiego nakazu respektowania aktu stworzenia. Hasło, że “nie ma wakacji bez Boga” przestanie być moralizujące, a stanie się drogowskazem do doświadczenia spokoju ducha jakiego świat dać nie może. Bóg nie jest bowiem wrogiem naszego odpoczynku, tylko jego gwarantem!
dr Jacek Prusak SJ – adiunkt w Katedrze Psychopatologii i Psychoprofilaktyki Instytutu Psychologii Akademii Ignatianum w Krakowie
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,2061,jak-odpoczac-zeby-nie-zmarnowac-wakacji.html
*********
Franciszek i Benedykt XVI spędzą wspólnie urlop?
KAI / ptt
W historii Kościoła będzie to wydarzenie bez precedensu: według mediów zbliżonych do Watykanu Benedykt XVI i Franciszek spędzą wspólny urlop w Castel Gandolfo. Według tych informacji, na zaproszenie swojego następcy papież senior uda się już w pierwszych dniach lipca na kilkutygodniowy pobyt w letniej rezydencji papieży nad jeziorem Albano.
Prawdopodobnie również Franciszek spędzi pierwsze dni lipca w Castel Gandolfo, zanim 5 lipca uda się z wizytą duszpasterską do Ameryki Południowej. Natomiast 3 lipca Benedykt XVI odbierze tam nadany mu przez Uniwersytet Papieski Jana Pawła II i Akademię Muzyczną w Krakowie doktorat honoris causa. Watykan dotychczas nie potwierdził tych informacji.
Gdyby tak się stało, byłby to pierwszy wyjazd papieża seniora do Castel Gandolfo od czasu, gdy w maju 2013 r. wprowadził się do przebudowanego na jego potrzeby klasztoru w Ogrodach Watykańskich. Ostatnio przebywał tam po ustąpieniu z tronu papieskiego 28 lutego 2013 r. oczekując na zakończenie jego nowej siedziby watykańskiej.
Byłby to także dłuższy pobyt wakacyjny dla Franciszka. Po inauguracji pontyfikatu papież zerwał z tradycją swoich poprzedników, którzy latem wyjeżdżali z Rzymu na kilka tygodni do położonego w górach i chłodniejszego Castel Gandolfo.
http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3141,franciszek-i-benedykt-xvi-spedza-wspolnie-urlop.html
********
Papież Benedykt XVI powrócił do Watykanu
slo 14.07.2015 20:16
Zakończył się wakacyjny wypoczynek Benedykta XVI. Po dwóch tygodniach Papież senior opuścił rezydencję w Castelgandolfo i wrócił do Watykanu. Za te wyjątkowe odwiedziny w imieniu mieszkańców miasteczka podziękowała mu burmistrz Castelgandolfo.
Milvia Monachesi wyraziła ogromną radość z faktu, że Benedykt XVI zechciał do nich znów przyjechać i zapewniła o modlitewnej pamięci.
Ze swej strony także Papież senior podziękował mieszkańcom za gorące przyjęcie. “W ciągu tych dwóch tygodni doświadczyłem piękna natury Castelgandolfo wyrażającego się w harmonii między jeziorem, górami i gościnnością mieszkańców tego niewielkiego miasteczka” – napisał Benedykt XVI w podziękowaniu skierowanym na ręce pani burmistrz. Wyznał, że doświadczył w tych dniach milczącej sympatii mieszkańców Castelgandolfo i życząc im wszelkiego dobra, udzielił im swego błogosławieństwa.
http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3254,papiez-benedykt-xvi-powrocil-do-watykanu.html
********
Posążek Buddy, czyli taka pamiątka z wakacji
Wojciech Żmudziński SJ / “Być dla innychi”
“Jakiś czas temu kupiłam biżuterię z Nepalu” – pisze moja rozmówczyni na stronie Rozmawiamy o wierze. “Po jakimś czasie dowiedziałam się, że to, co brałam za ozdobny ornament jest w istocie symbolem dordże.
Teraz, powracająca z wakacji katoliczka ma dylemat, czy chrześcijanka może nosić symbol innej religii jako ozdobę? Zadaje sobie pytanie: jak to jest z posiadaniem przedmiotów pochodzących z innych kręgów kulturowych? Na kilku stronach katolickich znalazła opinie, że nawet niepozornie wyglądające pamiątki z egzotycznych wakacji mogą być duchowo niebezpieczne. Czy noszenie takiego przedmiotu może mieć negatywny wpływ na człowieka wierzącego?
W niektórych grupach modlitewnych, a nawet wśród egzorcystów, panuje przekonanie, że przechowywany w domu posążek Buddy, czy inny przedmiot obcego kultu, może mieć negatywny wpływ na chrześcijanina. Według nich nie powinno się mieć w domu takich przedmiotów, a tym bardziej nosić ich na sobie.
Więc nosić czy nie nosić? Papież Jan Paweł II pozwolił na siebie włożyć strój szamana podczas jednej z pielgrzymek i przywiózł go do Rzymu jako pamiątkę. Ale gdyby wychodził tak ubrany do wiernych na Placu Świętego Piotra to z całą pewnością nie spotkałby się ze zrozumieniem nawet swoich rodaków. Dobrze jeśli człowiek zakłada na siebie to, co odsłania jego duszę, co podkreśla jego tożsamość. Gdy spoglądam na dziewczynę i widzę, po tym jak jest ubrana, że jest chrześcijanką, wiem że nie wstydzi się swojej wiary. Ale dzisiaj, w kulturze zachodniej? Wiele kobiet nie wstydzi się czego innego. A krzyż wiszący na szyi jest tylko ozdobą pomiędzy piersiami.
Jeśli chcemy, by poganie nie nosili symbolu naszej wiary jako ozdoby, to my też nie nośmy symboli obcych nam religii, bo niedługo i krzyż i półksiężyc i inne symbole znajdą się na T-shirtach, kąpielówkach i Bóg wie jeszcze na czym. Natomiast to, że jakiś przedmiot jest niebezpieczny, jest wiarą w magię. Osoba, która oddała swoje życie Chrystusowi, nie musi obawiać się niebezpieczeństwa ze strony przedmiotów. To tylko przedmioty. Jeśli my sami nie nadamy im symbolicznego znaczenia, pozostaną tylko martwymi przedmiotami. Nie bójmy się symboli innych religii ale też nie czcijmy ich i nie róbmy z nich ozdób.
http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,139,posazek-buddy-czyli-taka-pamiatka-z-wakacji.html
**********
Człowiek, który wodził za nos samego Führera
Andrzej Łukasiak / pk
To dzięki niemu powiodło się lądowanie w Normandii. Roman Czerniawski, podwójny agent, wodził za nos samego Führera, który ufał jego meldunkom.
Po wielkim desancie w Normandii 6 czerwca 1944 roku, gdy jednostki aliantów “wlewały się” do Francji, Adolf Hitler zatrzymał trzysta kilometrów dalej swoje cztery dywizje pancerne, które mogły zepchnąć sprzymierzonych z powrotem do morza. Dlaczego? Ponieważ ufał Brutusowi – swojemu najbardziej tajnemu agentowi w angielskim dowództwie. Nie wiedział jednak, że ów Brutus był Polakiem i nazywał się Roman Czerniawski. Jego rzekoma współpraca z Niemcami była sprytną mistyfikacją, zorganizowaną przez Polaka i zaakceptowaną przez Secret Intelligence Service, czyli brytyjską tajną służbę wywiadowczą (tzw. MI5).
Narodziny Armanda
Cofnijmy się w czasie do września 1939 roku. Młody kapitan bronił polskiego nieba w eskadrze “Warszawa”, ścigając swoim P-11 niemieckie sztukasy i meserszmity. Później, jak wielu innych, znalazł się we Francji i podjął pracę w wywiadzie. Po klęsce Francuzów pomagał przy ewakuacji naszych żołnierzy przez Pireneje. Przy okazji popłynęły za kanał pierwsze meldunki wywiadowcze. Stworzona przez Czerniawskiego sieć wywiadu zwanego Interallié (pierwszy francuski ruch oporu), została uznana przez historyków francuskich za zalążek słynnej Résistance. Regularne meldunki wywiadowcze Interallié wysyłano z Tuluzy w skrytkach wagonów kolejowych, a następnie od początku maja 1941 roku drogą radiową do Londynu. Wkrótce siedzibą główną wywiadu stał się Paryż, a sieć Armanda – bo taki pseudonim przybrał Czerniawski – rozpracowała całość niemieckich sił na terenie okupowanej Francji, lokalizację wszystkich 120 lotnisk oraz ruchy okrętów w portach wojennych. Organizacja była inflitrowana przez Niemców i na skutek zdrady w listopadzie aresztowano 64 ze 140 agentów Interallié, w tym także Armanda.
Propozycja pana z Gdańska
W ponury zimowy dzień otworzyły się drzwi celi w więzieniu Fresnes pod Paryżem i stanął w nich gdańszczanin z urodzenia, pułkownik Abwehry Oscar Reile.
“Zaczął od wyrażania podziwu dla organizacji Interallié. Podkreślił z żalem, że chyba zdaję sobie sprawę z tego, jaki los mnie czeka. Jaki los czeka moich ludzi? Dodał, że mając podziw dla mojej pracy, pragnąłby mnie uratować. Że ma pewien projekt (…), który jeżeliby się udał, przy mojej pomocy, prawdopodobnie ocaliłby mnie, a ponad to, jak podkreślił, oddałby duże usługi, jak powiedział «pańskiej i mojej ojczyźnie»”.
Propozycja dotyczyła współpracy z wywiadem wojskowym Rzeszy. Po pierwszej fali oburzenia, mając na uwadze aresztowanych współpracowników, w trakcie drugiego spotkania Czerniawski postawił Niemcom trzy żądania. Po pierwsze: wszyscy jego ludzie zyskają status jeńców wojennych i trafią do obozów zamiast na egzekucję. Po drugie: po zwolnieniu z więzienia nie będzie śledzony i nikt nie pozna szczegółów jego kontaktów. A po trzecie: nie będzie nigdy działał na szkodę Polski, a jego ewentualne zasługi wpłyną na powojenny los Polski. W swojej książce Oscar Reile napisał później, że to jedyny znany mu wypadek, “kiedy człowiek w takiej sytuacji jak Czerniawski – ewidentny klient plutonu egzekucyjnego – nie prosił o nic, tylko stawiał żądania”.
Paradoksalnie właśnie te żądania uwiarygodniły go w oczach Niemców. Po kilku miesiącach szczegółowych ustaleń i przemyśleń (po “łomocie” pod Stalingradem i klęsce Japończyków pod Midway) Berlin wyraził zgodę. Dnia 14 lipca 1942 roku sfingowano ucieczkę Czerniawskiego z niemieckiego konwoju. Był wolny. Właściwie wszystkie następne ruchy przewidział już wcześniej, ale i tak kainowe piętno agenta Rzeszy paliło niemiłosiernie.
Ostrze Brutusa
Miesiąc później stawił się w ambasadzie brytyjskiej w Madrycie przemycony przez własną siatkę wywiadowczą. Roześmiany od ucha do ucha zameldował tamtejszemu attaché wojskowemu, że właśnie podjął współpracę z Abwehrą. We wrześniu w Londynie wyjawił swój plan działania w roli podwójnego agenta. Natychmiast zajęła się nim angielska MI5 i rozpoczęła trudną partię pokera z Abwehrą. Czerniawski jako agent Brutus w pierwszym radiowym meldunku donosił Niemcom: “Właśnie zainstalowałem się w Londynie…”.
Przez blisko dwa lata Czerniawski przekazywał Niemcom wiarygodne – bo jak najbardziej prawdziwe – informacje. Angielski wywiad szykował go bowiem do wielkiego blefu w ostatnim rozdaniu – do operacji Fortitude. Była to szeroko zakrojona akcja dezinformacyjna, która miała upewnić Niemców, że drugi front zostanie utworzony po fałszywym ataku na Norwegię (dla odwrócenia uwagi) w rejonie Pas-de-Calais. Żołnierze brytyjscy zaliczali więc nieistniejące kursy narciarstwa, niemieccy jeńcy, “którym udało się uciec”, opowiadali o nieistniejących jednostkach, a w rejonie Dover stały całe zastępu dmuchanych czołgów, ciężarówek i samolotów. Hitler wiedział, co znaczy bluff i propaganda – w końcu był jej mistrzem, ale wysoko cenił informacje przysyłane przez Brutusa. Gdyby wiedział…
Na francuskim odcinku Wału Atlantyckiego trwał spór o kompetencje pomiędzy feldmarszałkami: wiekowym już Gerdem von Rundstedtem a nieco wyleniałym lisem pustyni Erwinem Rommlem. Führer podjął iście salomonową decyzję, że jednostkami pancernymi będzie dowodził osobiście.
Być może właśnie wiara w doniesienia Brutusa i owo wahanie dotyczące miejsca lądowania stanowiły zwrotny punkt wojny w Europie. Może polski Brutus, ratując demokrację, celniej ugodził dyktatora niż jego imiennik sprzed dwóch tysięcy lat.
Roman Czerniawski vel Armand, vel Brutus nigdy nie wrócił do Polski. Po śmierci 26 kwietnia 1985 roku spoczął na cmentarzu Newark-on-Trent obok naczelnego wodza Władysława Sikorskiego, prezydentów na uchodźstwie i kolegów lotników, z którymi pewnie do dziś zachodzi w głowę, w jaki sposób z pilota przemienił się w szpiega?
http://www.deon.pl/po-godzinach/historia-i-spoleczenstwo/art,236,czlowiek-ktory-wodzil-za-nos-samego-fhrera.html
**********
Starsi ludzie są społeczeństwu potrzebni
PAP / rj 21.07.2015 20:52, a
Na Zachodzie ludzkość starzeje się: maleje liczba dzieci, a osób starszych jest coraz więcej. Obecnie 700 mln ludzi, czyli 10 proc. ludności świata, przekroczyło 60. rok życia. Szacuje się, że do połowy bieżącego stulecia, do roku 2050, wiek ten przekraczać będzie 20 proc. ludzi, a więc dwukrotnie więcej.
Dane te przypomniano w oświadczeniu złożonym 16 lipca na forum ONZ przez misję stałego obserwatora Stolicy Apostolskiej przy tej organizacji. Ten wzrost liczby ludzi starszych określono tam jako “zachwianie równowagi”.
Według Stolicy Apostolskiej jest to wielkie wyzwanie dla współczesnego społeczeństwa, domagające się położenia większego nacisku na opiekę zdrowotną i system ubezpieczeń społecznych. Idąc za wskazaniami Papieża Franciszka, który stale przestrzega przed brutalnym odrzucaniem osób starszych, należy zwrócić uwagę, że tych ludzi często wyklucza się czy zaniedbuje. Dlatego coraz pilniejsze jest promowanie ich akceptacji w społeczeństwie.
Zdaniem watykańskiej delegacji idealne jest, kiedy starsi mogą pozostać w rodzinie, przy czym należy zapewnić pomoc społeczną uwzględniającą potrzeby zwiększone z wiekiem i stanem zdrowia. By zapewnić tym osobom pełne korzystanie z praw człowieka, trzeba proponować alternatywę dla dominującej “kultury wyrzucania na śmietnik” oceniającej ludzi według tego tylko, co produkują. Trzeba uszanować ich godność i docenić wkład w społeczeństwo jako jego “punkt odniesienia” i “zbiorową pamięć” – przypomniała delegacja Stolicy Apostolskiej na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,22861,starsi-ludzie-sa-spoleczenstwu-potrzebni.html
*********
Dodaj komentarz