Myśl dnia
św. Katarzyna Sieneńska
ŚRODA XV TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I
PIERWSZE CZYTANIE (Wj 3,1-6.9-12)
Bóg objawia się Mojżeszowi
Czytanie z Księgi Wyjścia.
Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził pewnego razu owce w głąb pustyni i przyszedł do Bożej góry Horeb. Wtedy ukazał mu się anioł Pana w płomieniu ognia, ze środka krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego.
Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: „Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?” Gdy zaś Pan ujrzał, że Mojżesz podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: „Mojżeszu, Mojżeszu!” On zaś odpowiedział: „Oto jestem”. Rzekł mu: „Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą”.
Powiedział jeszcze Pan: „Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”. Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga. „Teraz oto doszło wołanie synów Izraela do Mnie, bo też naocznie przekonałem się o cierpieniach, jakie im zadają Egipcjanie. Idź przeto teraz, oto posyłam cię do faraona, i wyprowadź lud mój, Izraela, z Egiptu”.
A Mojżesz odrzekł Bogu: „Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić synów Izraela z Egiptu?” A On powiedział: „Ja będę z tobą. Znakiem zaś dla ciebie, że Ja cię posłałem, będzie to, że po wyprowadzeniu tego ludu z Egiptu oddacie cześć Bogu na tej górze”.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 103,1-2.3-4.6-7)
Refren: Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia.
Błogosław, duszo moja, Pana *
i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego.
Błogosław, duszo moja, Pana *
i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach.
On odpuszcza wszystkie twoje winy *
i leczy wszystkie choroby.
On twoje życie ratuje od zguby, *
obdarza cię łaską i zmiłowaniem.
Dzieła Pana są sprawiedliwe, *
wszystkich uciśnionych ma w swojej opiece.
Drogi swoje objawił Mojżeszowi, *
swoje dzieła synom Izraela.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Por. Mt 11,25)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi,
że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mt 11,25-27)
Tajemnice królestwa objawione prostaczkom
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.
Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”.
Oto słowo Pańskie.
**************************************************************************************************************************************
KOMENTARZ
Wybrać pokorę i prostotę
Panie, proszę Cię o postawę dziecka w relacji do Ciebie, abym potrafił zaufać Tobie, tak jak się ufa dobremu Ojcu, i dał się Tobie poprowadzić przez życie.
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
#Ewangelia: Właściwa hierarchia społeczna
Mieczysław Łusiak SJ
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: “Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.
Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”.
Komentarz do Ewangelii
Jezus nie dlatego cieszy się z tego, że Ewangelia została objawiona najpierw “prostaczkom”, ponieważ źle życzy “mądrym i roztropnym”, ale z powodu wielkiego upodobania w ludziach prostych i ubogich. To właśnie tacy ludzie są oczkiem w głowie Jezusa. Dlaczego? Ponieważ tak właśnie powinno być, to jest normalne. To my postawiliśmy wszystko na głowie stawiając mądrych i bogatych na piedestale.
Niemożliwe jest, aby wszyscy byli równo ważni. Ktoś musi być dla nas pierwszy. Najlepiej dla nas jest, gdy na pierwszym miejscu w naszym życiu stoją ubodzy i słabi.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2493,ewangelia-wlasciwa-hierarchia-spoleczna.html
**********
Na dobranoc i dzień dobry – Mt 11, 25-27
Mariusz Han SJ
Objawienie prostaczkom…
Objawienie Ojca i Syna
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić.
Opowiadanie pt. “Najprostsza sprawa”
Franciszek Wolter (1694 – 1778), filozof niechętny chrześcijaństwu, na pytanie – “Czym jest Zmartwychwstanie?” – udzielił odpowiedzi, której nikt się po nim nie spodziewał.
– Jak to możliwe mistrzu, – zagadnęła go znajoma dama – że są ludzie, którzy wierzą w Zmartwychwstanie?
Wolter zareagował. Dlaczego? Być może zdenerwował go fakt, że dama czekała na skwapliwe potwierdzenie swojego sądu o rzekomej głupocie chrześcijan. – Madame, Zmartwychwstanie jest najprostszą sprawą na świecie. Ten, który stworzył człowieka, może go po raz drugi powołać do życia!
Refleksja
Nie jest łatwo nam pojąć rzeczy trudne i skomplikowane w naszym życiu. To często tajemnica, którą zna tylko Bóg. Często nie rozumiemy tego co chce nam powiedzieć od razu, ale z czasem wiele spraw – okazuje się potem – wychodzi nam na dobre, mimo, że wcześniej tak się nam w ogóle nie wydawało. Tylko człowiek prosty może pojąć, co Bóg chce mu przekazać, bo jest w nim ufność i zaufanie w Bożą opatrzność…
Jezus wie, że wiele rzeczy, zwłaszcza tych, które dotyczą relacji Boga i człowieka, są raz łatwe, a innym razem tak trudne, że przekraczają nasze ludzkie myślenie. Tym bardziej potrzebna jest nam wiara, która przenosi góry, szczególnie naszego ludzkiego powątpiewania i zwątpienia. Nasze życie, to wciąż przygoda, która jest pisana naszym trudem życia. Od nas zależy, czy będziemy mieli się czym pochwalić na kartce zeszytu naszego życia…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jak odkrywać działanie Boga w naszym życiu?
2. Dlaczego cierpliwość jest tak ważna?
3. Jak nie wątpić w działanie Boga tu na ziemi?
I tak na koniec…
Nie trać nigdy cierpliwości; to jest ostatni klucz, który otwiera drzwi (Antoine de Saint-Exupéry)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,323,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mt-11-25-27.html
*********
Św. Bonawentury
Okres zwykły, Mt 11, 25-27
Mt 11, 25-27
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić».Bóg pragnie objawiać swą miłość każdemu człowiekowi. Jest to dar, na który nikt nie może sobie zasłużyć. Tym, co nas zamyka na przyjęcie Bożego objawienia, jest pycha, poleganie tylko na sobie. A ty, na kim polegasz? Na Bogu czy na przeświadczeniu, że wiesz najlepiej, jak pokierować swoim życiem?Być prostaczkiem, to być człowiekiem pokornym, szczerym. Być jak dziecko, które z ufnością powierza się kochającemu ojcu. Tylko człowiek pokorny, świadomy własnych słabości, wie, że wszystko zawdzięcza Bogu. Człowiek prostego serca potrafi stanąć w prawdzie przed Bogiem i samym sobą. A jaka jest twoja postawa wobec Boga?
Bóg chce objawiać Siebie każdego dnia: w swoich darach, na modlitwie, w sakramentach, przez drugiego człowieka. Jeśli twoje serce jest szczere i otwarte, to zauważysz to wszystko… Jezus będzie ci objawiał, jak dobry Bóg troszczy się o swoje dzieci. Czy modlisz się, aby być człowiekiem pokornym i otwartym na Boże działanie?
Poproś Boga, abyś był wobec Niego jak dziecko o szczerym i ufnym sercu.
O muzyce
Utwór: Wychwalajmy Go, Jezus
Wykonanie: Deus Meus
Utwór: The Invitation, Timeless
Wykonanie: Jami Sieber
O Trójcy, 2, 6-7
Ojciec jest Tym, od którego pochodzi wszystko, co istnieje. On sam, w Chrystusie i przez Chrystusa, jest początkiem wszystkiego. Co więcej, On w sobie samym jest własnym bytem, znikąd nie otrzymuje tego, kim jest… Jest nieskończony, ponieważ nie ma Go w szczególnym miejscu, ale wszystko jest w Nim… On jest zawsze przed czasem, czas pochodzi od Niego. Jeśli twoja myśl biegnie za Nim, jeśli sądzisz, że doszedłeś do granic Jego bytu, to zawsze Go znajdujesz, ponieważ kiedy idziesz bez przerwy do Niego, cel, do którego zmierzasz, wciąż się oddala… Taka jest prawda o tajemnicy Boga, taki jest wyraz niepojętej natury Ojca… Aby ją wyrazić, słowo może jedynie zamilknąć, aby ją zgłębić, myśl pozostaje w bezruchu, żeby ją pojąć, rozum czuje się ograniczony.
A jednak to miano Ojca wskazuje na jego naturę: jest Ojcem. Ponieważ znikąd nie otrzymuje – na sposób ludzki – faktu bycia Ojcem. Jest Przedwieczny, Niewcielony… Znany jedynie Synowi, skoro „Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, mu Syn zechce objawić” i „nikt nie zna Syna, tylko Ojciec”. Obaj się znają i to wzajemne poznanie jest doskonałe. Skoro zatem „Ojca nikt nie zna, tylko Syn”, miejmy o Ojcu mniemanie zgodne z tym, co nam objawił Syn, który jest jedynym „wiernym świadkiem” (Ap 1,5).
Lepiej jest myśleć o tym, co dotyczy Ojca, niż mówić o tym. Ponieważ wszelkie słowo jest niezdolne do wyrażenia jego doskonałości… Możemy jedynie uznać Jego chwałę, mieć o niej pewne pojęcie i próbować ją sprecyzować dzięki wyobraźni. Ale język ludzki odczuwa są niemoc, a słowa nie wyjaśniają rzeczwistości takiej, jaka istnieje… W ten sposób na próżno rozpoznajemy Boga, należy porzucić zamiar nazwania Go: jakich by się słów nie użyło, nie będą mogły wyrazić Boga takim, jaki jest, ani oddać Jego wielkości… Musimy wierzyć w Niego, próbować Go pojąć i uwielbiać. Tak postępując, będziemy Go głosili.
********
Komentarz liturgiczny
(Mt 11, 25-27)
Asja Kozak
asja@amu.edu.pl
Refleksja katolika
„Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą”
(Wj 3, 5)
„Zdejm sandały z nóg”, gdyż odtąd Mojżeszu nie będziesz już chodził za swoimi sprawami, ale moimi, to jest Bożymi. Tak to interpretują – i słusznie – teolodzy islamscy. W ich świętej księdze, Koranie, jest także opis powołania Mojżesza. Wyznawcy Allaha, Mojżesza, obok Abrahama i Jezusa uznają za wielkich proroków. Największym i ostatnim z proroków według ich religii jest Mahomet. Bóg „proroka” Mahometa, Allah, jest Bogiem jednoosobowym, stąd według ich religijnej doktryny, Jezus nie może być Bogiem.
Miejsca, w których Bóg i Jego święci się objawiają stają się miejscami świętymi, „ziemią świętą”. Pan Bóg jakoś naznacza te miejsca swoją szczególną obecnością. Nic dziwnego, że z czasem budowane są tam sanktuaria i wielkie świątynie, w których wierni doznają niezwykłych łask, jak np w Częstochowie, Lourdes czy Fatimie. Oczywiście, wierzymy, że Pan Bóg jest wszechobecny i w każdym miejscu możemy się do niego modlić i zwracać o pomoc. Jednak można zauważyć, że większość nadzwyczajnych ingerencji Boga (cuda) dzieje się w miejscach objawień. I szczególnie do tych miejsc możemy odnieść słowa dzisiejszego psalmu:
„On odpuszcza wszystkie twoje winy i leczy wszystkie choroby.
On twoje życie ratuje od zguby, obdarza cię łaską i zmiłowaniem”
(Ps 103, 3-4)
diakon Franciszek
diakonfranciszek@gmail.com
***
Bóg pyta:
Widzicie to wszystko? Zaprawdę, powiadam wam, nie zostanie tu kamień na kamieniu, który by nie był zwalony.
Mt 24,2
***
KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział V. O CUDOWNYM DZIAŁANIU MIŁOŚCI BOŻEJ
1. Błogosławię Cię, Ojcze na niebie, Ojcze Pana mojego Jezusa Chrystusa, żeś raczył wspomnieć na mnie biednego 2 Kor 1,3. Ojcze miłosierdzia, Boże wszelkiej radości, dziękuję Ci, że mnie niegodnego radości odświeżasz czasem swoją pociechą.
Błogosławię Cię zawsze i wysławiam razem z Synem Twoim jednorodzonym i Duchem Świętym Pocieszycielem na wieki wieków. O tak, Boże, moja święta miłości, kiedy wejdziesz do mego serca, zadrży we mnie wszystko Ps 84(83),3; Prz 23,16. Ty jesteś moja chwała Ps 3,4 i wesele mojego serca Ps 119(118),111. Tyś moja nadzieja i ucieczka w dniu udręki Ps 91(90),9; 142(141),6.
2. Ale że ciągle jestem tak bezradny w miłości i niedoskonały w czynieniu dobra, Ty musisz mnie pokrzepiać i pocieszać, więc częściej przybywaj do mnie i dawaj mi swoje święte nauki Ps 59(58),17; Jr 16,19.
Uwolnij mnie od złych namiętności i uzdrów serce ze wszystkich niedobrych uczuć Hi 33,16, abym był do głębi oczyszczony i uzdrowiony, zdolny do kochania, umocniony do cierpienia, pokrzepiony do wytrwania.
3. Wielka to rzecz miłość, wielkie dobro, ona czyni lekkim to, co ciężkie, i spokojnie znosi wszelkie niepokoje. Bo dźwiga ciężar bez ciężaru, a każdą gorycz zaprawia słodyczą i daje jej smak wyborny. Szlachetna miłość Jezusa popycha do czynienia rzeczy wielkich i pobudza do pragnienia coraz doskonalszych.
Miłość pragnie wznosić się wysoko, a nie grzęznąć w niskich popędach. Miłość pragnie być wolna i obca wszelkiej ziemskiej czułostkowości, aby nic nie przeszkadzało jej wewnętrznemu spojrzeniu, aby żadne przemijające szczęście nie uwikłało jej w drodze i nie zepchnęło w nieszczęście.
Nic łagodniejszego od miłości, nic silniejszego, nic wyższego, nic ogromniejszego, nic szczęśliwszego, nic pełniejszego i lepszego w niebie i na ziemi, bo miłość wywodzi się z Boga 1 J 4,7 i dlatego tylko w Bogu może spoczywać wzniesiona ponad całe stworzenie.
4. Kto kocha – fruwa, biegnie, cieszy się, wolny i nieskrępowany. Wszystkim wszystko oddaje, wszystko we wszystkim posiada, bo spoczywa wysoko ponad wszystkim, tam, skąd wypływa i pochodzi wszelkie dobro. Miłość nie patrzy na dary, ale obraca się cała ku temu, kto daje, wznioślejsza niż samo posiadanie. Miłość nie zna miary, jej płomień przepala wszelkie miary.
Miłość nie odczuwa ciężaru, nie liczy trudu, nie mierzy zamiarów na siły, nie tłumaczy się niemożliwością, sądzi, że wszystko może, wszystko potrafi. Porywa się więc na wszystko, wszystko zdobywa i osiąga tam, gdzie ten, kto nie kocha, znużony odpada.
5. Miłość czuwa i śpi nie śpiąc. Zmęczona, nie nuży się, spętana, nie daje się spętać, pełna trwogi – nieustraszona, jak płomień żywy i płonąca pochodnia wybucha w górę i bez szkody wszystko przenika. Kto kocha, zna to wielkie wołanie. Żarliwa miłość ducha brzmi wielkim krzykiem w uszach Boga: Boże mój, moja miłości, należysz cały do mnie, jak i ja cały jestem Twój.
6. Rozszerz moje serce, abym nauczył się poznawać wewnętrznym zmysłem ducha smak miłości, roztapiać się w niej i rozpływać. Niech porwie mnie miłość, niech wzniosę się ponad siebie w żarliwości i zachwycie.
Niech śpiewam pieśń miłości Iz 5,1, niech wznoszę się za Tobą, mój Ukochany, w górę, niech omdlewa chwaląc Cię moja dusza, niech krzyczy z miłości. Niechaj kocham Cię bardziej niż siebie, a siebie tylko ze względu na Ciebie i wszystkich, którzy Cię miłują, niech kocham ich w Tobie, tak każe prawo miłości z Ciebie promieniujące.
7. Miłość jest szybka, oddana, szczęśliwa i łagodna, silna, cierpliwa, wierna, mądra, wielkoduszna, mężna i nigdy nie szukająca siebie 1 Kor 13,4-5. Bo kiedy ktoś szuka siebie, nie ma już w nim miłości. Miłość jest uważna, pokorna i prosta, ale nie miękka ani lekka, ani goniąca za błahostkami; rozumna, czysta, stała, spokojna i obwarowana od niepokoju zmysłów.
Miłość jest uległa i posłuszna wobec zwierzchności, według siebie marna i niegodna, względem Boga ofiarna i wdzięczna, wierząca i zawsze w Nim pokładająca nadzieję, nawet gdy sama nie czuje bliskości Boga, bo miłując nie można żyć bez bólu.
8. Kto nie jest gotowy przecierpieć wszystkiego i zdać się na wolę Ukochanego, nie jest godny miana kochającego. Ten, kto kocha, musi dla Ukochanego przyjmować chętnie wszystko, co twarde i gorzkie, i nawet w trudnościach, jakie się zdarzą, nie odstępować od Niego.
Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’
http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html
Refleksja maryjna
Maryja wzorem Kościoła
Maryja przedstawia się jako wzór Kościoła, powołana, by być “nową Ewą”, Matką wierzących, Matką “żyjących”.
Macierzyństwo duchowe Kościoła realizuje się – Kościół jest tego świadomy – przez cierpienie i “ból porodu”, czyli w odwiecznej walce z siłami zła, które nieustannie przemierzają świat i odciskają znamię w sercach ludzi, powodując ich sprzeciw wobec Chrystusa: “W Nim było życie i życie było światłem ludzi; światło błyszczało w ciemnościach, ale ciemności Go nie przyjęły”.
Kościół umocniony obecnością Chrystusa wędruje w czasie ku końcowi wieków i nakłania ku Panu, który przyjdzie. W tej wędrówce wzoruje się na drodze przebytej przez Najświętszą Maryję Pannę, która “posuwała się w pielgrzymce wiary i zachowywała wiernie swoją jedność z Synem aż po krzyż”.
Jan Paweł II
teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR, Kraków 2000
www.salwator.com
http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html
**************************************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
15 LIPCA
********
Patron Dnia
św. Bonawentura
biskup i Doktor Kościoła
Jan Fidanza urodził się około 1218 roku w Bagnoregio koło Viterbo. Uzdrowiony z ciężkiej choroby za przyczyną św. Franciszka, wstąpił później do franciszkanów pod imieniem Bonawentura. Studiował filozofię i teologię w Paryżu, a potem wykładał tam teologię. W 36 roku życia został generałem zakonu i na tym urzędzie zasłużył sobie na miano drugiego założyciela franciszkanów. Został mianowany kardynałem biskupem Albano. Umarł w 1274 roku podczas trwania soboru w Lyonie. Był jednym z najwybitniejszych teologów średniowiecza.
http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html
********
Pierwsze nauki Bonawentura odbył w konwencie minorytów w rodzinnym miasteczku. Po ukończeniu szkoły średniej udał się na na studia filozoficzne na uniwersytecie w Paryżu (1242-1248). Tu, mając 25 lat, wstąpił do franciszkanów. Otrzymał imię zakonne Bonawentura – od słów, jakimi przywitał go wiele lat wcześniej św. Franciszek. Po nowicjacie studiował teologię w Paryżu (1243-1248) pod kierunkiem słynnych franciszkańskich teologów: Aleksandra z Hales, Jana z La Rochelle i Wilhelma z Overnii. Po otrzymaniu stopnia magistra studiował jeszcze dalsze trzy lata (1248-1251), a równocześnie wykładał Pismo święte i Sentencje Piotra Lombarda. W tym też czasie stoczył słowny i pisemny “pojedynek” z Wilhelmem z Saint-Amour i z Tomaszem z Yorku w obronie zakonów żebraczych (franciszkanów i dominikanów). Z tego też czasu pochodzi jego szczytowe dzieło z zakresu teologii dotyczące Trójcy Świętej. Bonawentura zajął się także filozoficznym problemem poznania ludzkiego. W tej kwestii odszedł od Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu, a zbliżył się do Platona i św. Augustyna. Wreszcie w tym samym czasie wydał tom rozpraw, w którym można odnaleźć syntezę jego myśli filozoficznej i teologicznej.
Następne lata Bonawentura spędził w różnych klasztorach franciszkańskich w charakterze wykładowcy. Musiał imponować niezwykłą wiedzą, świętością i zmysłem organizacyjnym, skoro na kapitule generalnej 2 lutego 1257 r. został wybrany przełożonym generalnym zakonu, kiedy miał zaledwie 39 lat. Wybór ten okazał się dla młodego zakonu opatrznościowym. Zakon przechodził wówczas trudny czas. Powstały bowiem dwie zwalczające się zaciekle frakcje: gorliwych (zelantów), którzy byli za zachowaniem pierwotnej reguły Ojca Franciszka, oraz zwolennicy reguły łagodniejszej, możliwej do zachowania także przez przeciętnych członków. To jednak groziło rozluźnieniem. Bonawentura umiał wybrać “złoty środek”, a przez swoje roztropne zarządzenia nadał zakonowi właściwy kierunek. Zakon miał również licznych zewnętrznych wrogów, patrzących nieprzychylnym okiem na liczne przywileje, dane mu od papieży. Jako przełożony Bonawentura umiał je obronić. Przez 16 lat swoich rządów (1257-1273) doprowadził zakon do niebywałego rozwoju. W roku 1260 ułożył pierwsze konstytucje jako wykładnię reguły św. Franciszka. W ten sposób przeciął wieloraką dotąd jej interpretację. Zakonem rządził z konwentu paryskiego. Rzadko jednak bywał na miejscu, gdyż musiał odbywać stale wizytacje: w Anglii (1258 i 1265), we Flandrii, czyli w dzisiejszej Belgii i Holandii (1253), w Niemczech i w Hiszpanii (1264) oraz we Włoszech (1262-1272). Dla tych zasług niektórzy historycy nazywają go drugim “Ojcem Zakonu”.
Posiadał umiejętność łączenia życia czynnego i publicznego z bogatym życiem wewnętrznym. Miał wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej i ku jej czci układał przepiękne poematy. Głośno było o nim także na dworze papieskim. Dlatego to papież Grzegorz X w 1273 r. mianował go kardynałem oraz biskupem Albano pod Rzymem. Delegacja papieża z wiadomością o nominacji zastała go przy myciu naczyń kuchennych w klasztorze. Bonawentura musiał zrzec się urzędu przełożonego generalnego zakonu, aby oddać się wyłącznie sprawom publicznym. Towarzyszył papieżowi w podróży do Mugello koło Florencji, a w listopadzie 1273 r. udał się do Lyonu na sobór powszechny. Otrzymał zaszczytne wyróżnienie wygłoszenia przemówienia inauguracyjnego. Był szczęśliwy, że doszło do unii między Kościołem rzymskim a greckim, która jednak niebawem została zerwana. Główny ciężar prac przygotowawczych do soboru spadł na barki Bonawentury. Wyczerpany tymi obowiązkami, zmarł 15 lipca 1274 r. podczas soboru w Lyonie. W pogrzebie wziął udział papież i wszyscy ojcowie soboru w liczbie 500 biskupów i ok. 1000 prałatów i teologów. Pogrzeb miał więc królewski. Papież wygłosił mowę pogrzebową ku jego czci. Jego ciało złożono najpierw w zakrystii kościoła św. Franciszka, a w roku 1450 w nowo wystawionej świątyni. Znaleziono wówczas język św. Bonawentury zupełnie nietknięty rozkładem, a nawet zaczerwieniony. Miał to być znak niezwykłego daru wymowy Bonawentury. Kronikarze notują, że tego dnia wielu chorych odzyskało zdrowie.
Bonawentura był jednym z najwybitniejszych teologów średniowiecza. Pozostawił po sobie wiele traktatów i dzieł teologicznych. Składają się na nie konstytucje, liczne traktaty i komentarze teologiczne, 440 kazań i wiele innych. Bonawentura stworzył własną szkołę teologiczną. Do najznakomitszych jego dzieł należą: Lignum vitae i Itinerarium mentis in Deum, jak też Illuminationes Ecclesiae. Bullę kanonizacyjną Bonawentury ogłosił Sykstus IV w 1482 roku, a papież Sykstus V ogłosił go doktorem Kościoła (1588). Św. Bonawentura jest patronem franciszkanów, matek oczekujących potomstwa, dzieci, robotników i teologów.W ikonografii przedstawiany jest w habicie franciszkańskim z biskupim krzyżem na piersiach; jako kardynał w cappa magna; jako teolog nad pulpitem. Jego atrybutami są: anioł przynoszący mitrę, kapelusz kardynalski trzymany przez anioła lub leżący u stóp, księga, krzyż w dłoniach, drzewo Krzyża Świętego (jest to aluzja do traktatu Lignum vitae), zwój.
ŻYWOT
PANA NASZEGO JEZUSA CHRYSTUSA
w pobożnych rozmyślaniach zawarty
ŚW. BONAWENTURA
BISKUP I DOKTOR KOŚCIOŁA
Jam jest początek i koniec… mówi Pan.
Jam jest droga i prawda i żywot.
(Obj. 1, 8; Jan. 14, 6)
Spis Przedmiotów
Rozdział I. O usilnym pośrednictwie za nami Aniołów
Rozdział II. O zapasach Miłosierdzia ze Sprawiedliwością i Pokoju z Prawdą
Rozdział III. O życiu Maryi Panny i Jej siedmiorakiej prośbie
Rozdział IV. O wcieleniu się Chrystusa Pana
Rozdział V. Jak przenajświętsza Panna nawiedza Elżbietę. I jak ułożone zostały hymny “Magnificat” i “Benedictus”
Rozdział VI. Jak Józef zamierzał rozstać się z Maryją, i jakie Pan Bóg dopuścił na Swoich strapienie
Rozdział VII. O narodzeniu się Chrystusa Pana i innych rzeczach
Rozdział VIII. O Obrzezaniu i płaczu Pana Jezusa
Rozdział IX. O przybyciu Trzech Króli, czyli o Objawieniu się Pańskim
Rozdział X. O przebywaniu przenajświętszej Panny przy żłóbku
Rozdział XI. O oczyszczeniu przenajświętszej Panny
Rozdział XII. O ucieczce Pańskiej do Egiptu
Rozdział XIII. O powrocie Pańskim z Egiptu
Rozdział XIV. Jak Dzieciątko Jezus pozostało w Jerozolimie gdy rodzice mieli z Nim wracać do Nazaretu
Rozdział XV. Co robił Pan Jezus od roku dwunastego do trzydziestego
Rozdział XVI. O chrzcie Pana naszego Jezusa Chrystusa
do spisku przez Żydów na Niego uknowanego
Rozdział I. O otworzeniu przez Pana Jezusa księgi w Synagodze
Rozdział II. O powołaniu uczniów
Rozdział III. O przemianie wody w wino na godach weselnych w Kanie Galilejskiej
Rozdział IV. O kazaniu Zbawiciela na Górze a które rozpoczął od wysławienia ubóstwa
Rozdział V. O słudze Setnika i synu Królika przez Zbawiciela uzdrowionych
Rozdział VI. O paralityku przez dach spuszczonym a przez Zbawiciela uzdrowionym
Rozdział VII. O świekrze Piotrowej uzdrowionej
Rozdział VIII. O śnie Zbawiciela w łódce
Rozdział IX. O synie wdowy przez Zbawiciela wskrzeszonym
Rozdział X. O dziewiczce wskrzeszonej i uzdrowieniu Marty
Rozdział XI. O nawróceniu Magdaleny i innych rzeczach
Rozdział XII. Jak uczniów swoich posłał Jan do Jezusa
Rozdział XIII. O śmierci Jana Chrzciciela
Rozdział XIV. O rozmowie Pana Jezusa z Samarytanką
Rozdział XV. Jak chcieli strącić Zbawiciela z wierzchołku góry
Rozdział XVI. O mającym rękę uschniętą a przez Zbawiciela uzdrowionym
Rozdział XVII. O rozmnożeniu chlebów i jak miłującym Go przychodzi Pan Jezus w pomoc
Rozdział XVIII. O ucieczce Zbawiciela, gdy chcieli uczynić Go królem. A także przestrogi co do zaszczytów ziemskich
Rozdział XIX. Jak Zbawiciel modlił się na górze, i zszedłszy z niej chodził po wodzie, oraz różne uwagi o modlitwie
Rozdział XX. O Chananejce. Jak wiernie służą nam Aniołowie
Rozdział XXI. Jak Faryzeuszowie zgorszyli się z niektórych słów Zbawiciela
Rozdział XXII. O nagrodzie tych, którzy wszystkiego dla Jezusa odstępują
Rozdział XXIII. Jak Zbawiciel pytał uczniów co o Nim mówią
Rozdział XXIV. O przemienieniu Pańskim na górze Tabor
Rozdział XXV. O wyrzuceniu ze świątyni kupujących i sprzedających
Rozdział XXVI. O owczej sadzawce. A także iż nie godzi się przesądzać złośliwie bliźniego
Rozdział XXVII. Jak uczniowie Chrystusowi zgłodniali, rwali kłosy i jedli. A także o ubóstwie (nowość)
Rozdział XXVIII. Jak Marta i Magdalena służyły Zbawicielowi
Rozdział XXIX. Że życie czynne poprzedzać powinno życie bogomyślne
Rozdział XXX. O warunkach bez których nie można oddawać się życiu czynnemu drugiego stopnia, to jest apostolskiemu
Rozdział XXXI. O ćwiczeniach życia czynnego pierwszego stopnia
Rozdział XXXII. O ćwiczeniach życia bogomyślnego czyli kontemplacyjnego
Rozdział XXXIII. O różnych rodzajach bogomyślności
Rozdział XXXIV. O wpatrywaniu się w Człowieczeństwo Chrystusowe
Rozdział XXXV. O wpatrywaniu się w chwałę dworu niebieskiego
Rozdział XXXVI. O wpatrywaniu się w majestat Boski. – Że tego rodzaju kontemplacji są cztery stopnie
Rozdział XXXVII. O sposobie zachowania się w życiu czynnym pierwszego stopnia
Rozdział XXXVIII. O sposobie zachowania się w życiu wyłącznie bogomyślnym
Rozdział XXXIX. O czterech przeszkodach do ćwiczeń bogomyślnych
Rozdział XL. Życie bogomyślne przekłada się nad życie czynne
Rozdział XLI. O trzech powodach dla których osoba oddająca się bogomyślności, wrócić powinna do życia czynnego. – Że wiara bez uczynków martwą jest
Rozdział XLII. Jak Zbawiciel pod przypowieścią o robotnikach w winnicy, którzy zamordowali syna swojego pana, ostrzegał Żydów że Kościół przejdzie do pogan
Rozdział XLIII. Jak Faryzeuszowie chcieli w mowie podchwycić Jezusa
Rozdział XLIV. O przywróceniu wzroku ślepemu w Jerycho i o wielu innych rzeczach
Rozdział XLV. Jak Zbawiciel wszedł do domu Zacheusza
Rozdział XLVI. O uzdrowieniu ślepego z urodzenia
Rozdział XLVII. Jak Zbawiciel uszedł ze świątyni i skrył się, gdy Żydzi chcieli Go ukamienować
Rozdział XLVIII. Jak inną znowu razą chcieli ukamienować Jezusa
Rozdział XLIX. O wskrzeszeniu Łazarza
Rozdział L. O przeklęciu drzewa figowego
Rozdział LI. O kobiecie na cudzołóstwie schwytanej
do Jego Wniebowstąpienia i Zesłania Ducha Świętego na Apostołów
Rozdział I. O spisku Żydów na Jezusa. I o ucieczce Jego do miasta Efrem
Rozdział II. Jak Pan Jezus wrócił do Betanii, i jak Maria Magdalena kosztownym olejkiem namaściła nogi Jego
Rozdział III. O wjeździe Zbawiciela do Jerozolimy na osiołku. A także o trzykrotnym płaczu Pana Jezusa
Rozdział IV. Jak Pan Jezus śmierć swoją przepowiedział Matce
Rozdział V. O wieczerzy Pańskiej. O stole i sposobie siedzenia przy nim. Wzór pięciu cnót przedstawiony przez Chrystusa podczas Wieczerzy. Toż samo w kazaniu jakie miał wtedy
Rozdział VI. Rozmyślanie Męki Pańskiej w ogólności
Rozdział VII. Rozmyślanie nad szczegółami Męki Pańskiej od pojmania Go w Ogrójcu do stawienia przed Piłatem
Rozdział VIII. Dalsze rozmyślanie szczegółów Męki Pańskiej, od stawienia Go przed Piłatem, do skazania na śmierć
Rozdział IX. Rozmyślanie dalszych szczegółów Męki Pańskiej, od wyroku na śmierć do zajścia na Kalwarię
Rozdział X. Ukrzyżowanie
Rozdział XI. Siedem słów Chrystusa na krzyżu
Rozdział XII. O przeszyciu boku Chrystusowego
Rozdział XIII. Zdjęcie z Krzyża
Rozdział XIV. Jezusa do grobu złożenie
Rozdział XV. Matki bolesnej powrót z Kalwarii do mieszkania
Rozdział XVI. Rozpamiętywanie tego co zaszło z przenajświętszą Panną i będącymi z Nią niewiastami przez dzień Wielkiej Soboty
Rozdział XVII. Rozmyślanie o Panu Jezusie w dniu sobotnim do piekieł zstępującym
Rozdział XVIII. O Zmartwychwstaniu Pańskim i jak najprzód ukazał się Matce w dzień Wielko-niedzielny
Rozdział XIX. O przybyciu Magdaleny i dwóch innych niewiast do grobu Pańskiego, i jak biegli do niego Piotr i Jan
Rozdział XX. Że Zbawiciel objawił się Magdalenie i dwom innym niewiastom
Rozdział XXI. Że Pan Jezus ukazał się Józefowi z Arymatei, Jakubowi młodszemu i Piotrowi
Rozdział XXII. O powrocie Zbawiciela do Ojców świętych po Zmartwychwstaniu
Rozdział XXIII. Że Zbawiciel ukazał się dwom uczniom idącym do Emaus
Rozdział XXIV. Ze Zbawiciel ukazał się uczniom zamkniętym na osobności, w dniu Zmartwychwstania
Rozdział XXV. Że Zbawiciel ukazał się uczniom, ósmego dnia po Zmartwychwstaniu, a był z nimi i Tomasz
Rozdział XXVI. Że Zbawiciel ukazał się uczniom w Galilei
Rozdział XXVII. Że Zbawiciel ukazał się uczniom przy morzu Tyberiadzkim
Rozdział XXVIII. Że Zbawiciel ukazał się więcej jak pięciuset wiernym razem zgromadzonym. I krótkie uwagi o tych ukazywaniach się Pańskich
Rozdział XXIX. O Wniebowstąpieniu Pańskim
Rozdział XXX. O Zesłaniu Ducha Świętego
Zakończenie
Żywot Pana naszego Jezusa Chrystusa w pobożnych rozmyślaniach zawarty (1), przez Św. Bonawenturę Biskupa i Doktora Kościoła (2). (Tłumaczenie O. Prokopa Kapucyna). Kraków 1879, str. 496+V. (Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
——————————————————————————————————–
Pozwolenie Władzy Duchownej:
Płock dnia 18 Kwietnia 1879 r.X. Gracjan Rzewuski
Kanonik Katedralny Płocki
Cenzor ksiąg treści religijnej w Diecezji Płockiej.
Episcopus Suffraganeus
A. Gintowt.Regens CancellariaeStanisław Nowakowski.(L. S.)——————————————————————————————————–
Przypisy:
(1) Por. S. Bonaventura, Meditationes vitae Christi.
(2) “Św. Bonawentura (Bonaventura), Biskup, Wyznawca, Doktor Kościoła; – święto 14 lipca. Jan Fidanza, urodził się w Bagnorea pod Viterbo w r. 1221, uzdrowiony z ciężkiej choroby za przyczyną św. Franciszka, wstąpił do franciszkanów pod imieniem zakonnym Bonawentury. Pod kierunkiem Aleksandra de Hales kształcił się w Paryżu i począł tamże wykładać teologię; w wieku lat 36 został generałem zakonu, w r. 1273 kardynałem-biskupem Albano. Bonawentura jest bezsprzecznie jednym z największych teologów scholastyków i mistyków średniowiecza. Przedstawiciel platońsko-augustyniańskiej filozofii w przeciwieństwie do arystotelesowego kierunku św. Tomasza. Pisał traktaty dogmatyczne i komentował Pismo św. Na Drugim Soborze Lugduńskim w r. 1274, który z polecenia Grzegorza X przygotował, był najwybitniejszym spośród obecnych tam teologów i przyczynił się walnie do unii z Kościołem Wschodnim. Umarł 15 lipca r. 1274 w czasie soboru. Kanonizowany r. 1482 [przez papieża Sykstusa IV] i ogłoszony Doktorem Kościoła (Doktor seraficki, Doctor seraphicus) [w r. 1588 przez papieża Sykstusa V]”. – Biskup Karol Radoński, Święci i Błogosławieni Kościoła Katolickiego. Encyklopedia Hagiograficzna. Warszawa – Poznań – Lublin [1947], ss. 66-67.
(Przypisy od red. Ultra montes).
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMVI-MMXV, Kraków 2006-2015
http://www.ultramontes.pl/bonawentura.htm
********
Bonawentura z Bagnoregio (św.): W wiekuistej ojczyźnie…
Również nasze ciało, które składa się z czterech żywiołów, będzie wyposażone w cztery przymioty. Wtedy bowiem ziemia będzie mieć wieczną nieśmiertelność, woda wszelaką niecierpiętliwość, powietrze wielką chyżość, ogień najwspanialszą jasność. W wiekuistej ojczyźnie serca błogosławionych wzajemnie się oświecają jasnością i prześwietlają czystością; tam patrzy się w twarz każdego i przenika sumienie; tam żaden duch nie ukrywa się za zasłoną ciała przed oczyma drugiego; ciało też natychmiast będzie wszędzie tam, gdzie tylko duch zapragnie. Powiada Augustyn: „Wtedy duch będzie doskonale słuchał swego Stworzyciela, a ciał jak najchętniej będzie podlegać duchowi”. Tam wszystkie zmysły będą spełniać swe czynności. Wzrok będzie widzieć najwspanialsze piękno, smak będzie kosztować najsmaczniejszego przysmaku, węch będzie czuć najbardziej słodki zapach, dotyk będzie obejmować najrozkoszniejszy przedmiot, słuch będzie pełen coraz to nowej wspaniałej melodii. (…)
Tam nasze istnienie nie będzie zmienione, nasze poznanie nie będzie błądzić, nasza miłość nie dozna uszczerbku. Tam nie będzie żadnego kalectwa, żadnej choroby, żadnej tępoty, żadnego zepsucia. Tam będzie nowe niebo i nowa ziemia. Tam będziemy podobnie do aniołów Bożych, choć nie wiekiem, to jednak szczęśliwością. Tam będzie życie bez śmierci, młodość bez starości, radość bez smutku, pokój bez niezgody, wola bez niesprawiedliwości, światło bez ciemności, królestwo wieczne wolne od zmienności. Tam będzie wszystko to, co zechcesz, nie będzie tego, czego nie zechcesz.
Rozważ także, jak się duch uraduje, gdy otrzyma ciało takie, o jakim już słyszałaś, a nie takie, jakie znosiłaś z ogromnym bólem i zwyciężałaś w wielkim znoju. O którym – choć często bojąc się, niecierpliwiąc i gniewając – jednak cierpliwie i łaskawie mówiłaś: „Któż mnie wyzwoli z ciała […] tej śmierci?” (Rz 7,24). To nowe ciało nie będzie takie jak teraz, lecz stanie się doskonale posłuszne i duchowe; takie, że będzie ci pociechą w kontemplacji i pomnożeniem wiecznej szczęśliwości. Jest pewne, że sama dusza nigdy nie zapragnęłaby ponownego przyjęcia ciała, jeśliby ono, jakkolwiek chwalebne, po jego przyjęciu miało utrudniać Boską kontemplację. Wszelako, według zdania i nauki Augustyna, dusze święte same pragną jego ponownego przyjęcia i oczekują powrotnego zjednoczenia z nim, gdyż bez ciała szczęśliwość dusz jest jeszcze niepełna, a radość niezupełnie nasycona. Dlatego gwałtownie go pragną, co nawet trochę przeszkadza im w kontemplacji i ją hamuje. Powiada Bernard: „O nędzne ciało, cuchnące i szpetne! Skąd ci ten zaszczyt, że dusze święte, które Bóg naznaczył swym obrazem i odkupił swą krwią, pragną cię i oczekują, i że bez ciebie ich szczęśliwość nie może się wypełnić ani radość nasycić?” Augustyn zaś dodaje: „Kiedy dusza przyjmie to ciało już nie jako zmysłowe, lecz jako duchowe, osiągnie doskonały sposób działania swej natury, jako słuchająca i rozkazująca, ożywiana i ożywiająca. Wtedy dostąpi niewymownego szczęścia, a to co niegdyś było jej ciężarem, stanie się jej chwałą”.
(Rozmowy z samym sobą o czterech rodzajach modlitwy myślnej, św. Bonawentura)
http://www.skarbykosciola.pl/sredniowiecze/bonawentura-z-bagnoregio-w-wiekuistej-ojczyznie/
*******
Katecheza Benedykta XVI podczas audiencji ogólnej 3 marca 2010 r.
Drodzy bracia i siostry,
chciałbym mówić dziś o św. Bonawenturze z Bagnoregio. Przyznaję, że proponując wam ten temat, odczuwam pewną nostalgię, ponieważ wracam myślami do badań, które jako młody naukowiec prowadziłem właśnie na temat tego autora, który jest mi szczególnie drogi. Wiedza o nim odcisnęła się w niemałym stopniu na mojej formacji. Z wielką radością kilka miesięcy temu udałem się z pielgrzymką do miejsca jego urodzenia – Bagnoregio, włoskiego miasteczka w regionie Lacjum, które z czcią zachowuje pamięć o nim.
Urodzony prawdopodobnie w roku 1217 i zmarły w 1274, żył on w XIII wieku, w czasach, gdy wiara chrześcijańska, przeniknąwszy głęboko do kultury i społeczeństwa Europy, stała się natchnieniem do powstania nieśmiertelnych dzieł w dziedzinie literatury, sztuk pięknych, filozofii i teologii. Wśród wielkich postaci chrześcijan, którzy przyczynili się do stworzenia tej harmonii między wiarą a kulturą, wyróżnia się właśnie Bonawentura, człowiek czynu i kontemplacji, głębokiej pobożności i roztropności w rządzeniu.
Nazywał się Jan z Fidanzy. Pewien epizod, który wydarzył się, gdy był jeszcze chłopcem, głęboko naznaczył jego życie, jak sam o tym opowiada. Zapadł na ciężką chorobę i nawet jego ojciec, który był lekarzem, nie miał nadziei na uratowanie go od śmierci. Wówczas jego matka poprosiła o wstawiennictwo niedawno kanonizowanego Franciszka z Asyżu. I Jan wyzdrowiał. Postać Biedaczyny z Asyżu stała mu się jeszcze bliższa kilka lat później, gdy znajdował się w Paryżu, dokąd udał się na studia. Otrzymał dyplom mistrza sztuk [wyzwolonych], który moglibyśmy porównać do dyplomu prestiżowego liceum w naszych czasach. W owym czasie, jak wielu młodych ludzi w przeszłości, a także dziś, Jan zadał sobie zasadnicze pytanie: „Co mam zrobić ze swoim życiem?”
Zafascynowany świadectwem gorliwości i ewangelicznego radykalizmu Braci Mniejszych, którzy przybyli do Paryża w 1219, Jan zapukał do bramy franciszkańskiego klasztoru w tym mieście i poprosił o przyjęcie do wielkiej rodziny uczniów św. Franciszka. Wiele lat później wytłumaczył powody swego wyboru: w św. Franciszku i zainicjowanym przezeń ruchu dostrzegł działanie Chrystusa. Tak pisał w liście do innego brata: „Wyznaję przed Bogiem, że powodem, dla którego najbardziej umiłowałem życie błogosławionego Franciszka, jest fakt, że podobne jest ono do początków i rozkwitu Kościoła. Kościół zaczął się od prostych rybaków, następnie wzbogacił się o wybitnych i bardzo mądrych uczonych; religię błogosławionego Franciszka ustanowiła nie roztropność ludzi, lecz Chrystus” (Epistula de tribus quaestionibus ad magistrum innominatum, w: „Opere di San Bonaventura. Introduzione generale”, Rzym 1990, str. 29).
Dlatego około roku 1243 Jan przywdział franciszkański habit i przyjął imię Bonawentura. Został od razu wysłany na studia i uczęszczał na wydział teologii Uniwersytetu Paryskiego, realizując bardzo obszerny program nauczania. Uzyskał liczne tytuły wymagane w karierze akademickiej, jak „bakałarz biblijny” i „bakałarz sentencjalny”. W ten sposób Bonawentura zgłębił Pismo Święte, Sentencje Piotra Lombarda – ówczesny podręcznik teologii oraz najważniejszych autorów z dziedziny teologii, a w zetknięciu z nauczycielami i studentami, którzy ściągali do Paryża z całej Europy, wypracował własną osobistą refleksję i wrażliwość duchową o wielkiej wartości, którą w ciągu następnych lat potrafił przelać do swoich dzieł i kazań, stając się tym samym jednym z najważniejszych teologów w dziejach Kościoła. Wystarczy przypomnieć tytuł pracy, której bronił w celu uzyskania habilitację do nauczania teologii, licentia ubique docendi, jak wówczas mówiono. Jego rozprawa nosiła tytuł „Zagadnienia poznania Chrystusa”. Temat ten pokazuje centralną rolę, jaką Chrystus pełnił zawsze w życiu i nauczaniu Bonawentury. Niewątpliwie możemy stwierdzić, że cała jego myśl była głęboko chrystocentryczna.
W owych latach w Paryżu – mieście, które udzieliło gościny Bonawenturze, toczyła się gwałtowna polemika przeciw Braciom Mniejszym św. Franciszka z Asyżu i Braciom Kaznodziejom św. Dominika Guzmana. Podważano ich prawo do wykładania na Uniwersytecie i wręcz poddawano w wątpliwość prawdziwość ich życia konsekrowanego. Niewątpliwie zmiany wprowadzone przez te zakony żebracze w sposobie rozumienia życia zakonnego, o których mówiłem w poprzednich katechezach, były tak nowatorskie, że nie wszystkim udawało się je zrozumieć. Dochodziły do tego, jak to czasem bywa nawet wśród osób szczerze pobożnych, względy związane z ludzką słabością, jak zawiść i zazdrość. Bonawentura, nawet jeśli otoczony był niechęcią innych nauczycieli akademickich, zaczął już wykładać w katedrze teologii franciszkanów i w odpowiedzi tym, którzy kontestowali zakony żebracze, napisał dzieło zatytułowane „Doskonałość ewangeliczna”. Udowadnia w nim, że zakony żebracze, a zwłaszcza Bracia Mniejsi, praktykując śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, wcielali w życie rady samej Ewangelii. Pomijając te okoliczności historyczne, nauczanie, jakie Bonawentura zawarł w swoim dziele i w swoim życiu, pozostaje zawsze aktualne: rozjaśnia Kościół i czyni go piękniejszym wierność powołaniu tych jego synów i tych jego córek, którzy nie tylko wcielają w życie przykazania Ewangelii, ale za sprawą łaski Bożej powołani zostali do przestrzegania Jego rad i w ten sposób, swym stylem życia w ubóstwie, czystości i posłuszeństwie, dają świadectwo, że Ewangelia jest źródłem radości i doskonałości.
Konflikt został zażegnany, przynajmniej na jakiś czas, i dzięki osobistej interwencji papieża Aleksandra IV, w 1257 roku, Bonawentura uznany został oficjalnie za doktora i wykładowcę paryskiego Uniwersytetu. Musiał jednak zrezygnować z tego prestiżowego stanowiska, ponieważ w tym samym roku kapituła generalna zakonu wybrała go na ministra (przełożonego) generalnego.
Urząd ten sprawował przez siedemnaście lat z mądrością i oddaniem, odwiedzając prowincje, pisząc do braci, interweniując niekiedy z pewną surowością, by wyplenić nadużycia. Kiedy Bonawentura rozpoczynał tę posługę, zakon Braci Mniejszych rozwinął się w sposób niezwykły: było ponad trzydzieści tysięcy braci rozsianych na całym Zachodzie wraz z misjonarzami w Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie, a nawet w Pekinie. Należało umocnić tę ekspansję, przede wszystkim zaś nadać jej, dochowując w pełni wierności charyzmatowi Franciszka, jedność działania i ducha. Wśród uczniów świętego z Asyżu występowały bowiem różne sposoby interpretowania jego orędzia i istniało realne niebezpieczeństwo wewnętrznego rozłamu. Aby uniknąć tego zagrożenia, kapituła generalna zakonu w Narbonne w 1260 roku przyjęła i zatwierdziła tekst zaproponowany przez Bonawenturę, w którym zebrano i ujednolicono przepisy regulujące codzienne życie braci mniejszych.
Bonawentura przeczuwał jednak, że rozporządzenia prawne, choćby najbardziej inspirowane mądrością i umiarem, nie były wystarczające dla zabezpieczenia jedności ducha i serc. Należało dzielić te same ideały i te same motywacje. Dlatego Bonawentura chciał przedstawić prawdziwy charyzmat Franciszka, jego życie i jego nauczanie. Zgromadził więc z wielkim zapałem dokumenty dotyczące Biedaczyny i wysłuchał z uwagą wspomnień tych, którzy znali go osobiście. Powstała z tego historycznie dobrze udokumentowana biografia świętego z Asyżu, zatytułowana „Legenda Maior”, przygotowana także w skróconej formie i dlatego nazwana „Legenda minor”. Łacińskie słowo „legenda”, w przeciwieństwie do znaczenia współczesnego, nie wskazuje na owoc wyobraźni, lecz przeciwnie, oznacza tekst miarodajny, „do czytania” oficjalnego. Mianowicie kapituła generalna Braci Mniejszych, która w 1263 obradowała w Pizie, uznała życiorys napisany przez św. Bonawenturę za najwierniejszy wizerunek Założyciela i tym samym stał się on oficjalną biografią świętego.
Jaki obraz św. Franciszka nakreśliło serce i pióro jego oddanego syna i następcy, św. Bonawentury? Punkt zasadniczy: Franciszek to alter Christus, jest mężem, który z pasją szukał Chrystusa. W miłości, która popycha do naśladowania, upodobnił się wewnętrznie do Niego. Bonawentura ukazywał ten żywy ideał wszystkim uczniom Franciszka. Ideał ten, aktualny dla każdego chrześcijanina, wczoraj, dziś i zawsze, wskazany został jako program także dla Kościoła trzeciego tysiąclecia przez mego czcigodnego poprzednika Jana Pawła II. Program ten, pisał on w Liście „Novo millennio ineunte” skupia się „wokół samego Chrystusa, którego mamy poznawać, kochać i naśladować, aby żyć w Nim życiem trynitarnym i z Nim przemieniać historię, aż osiągnie swą pełnię w niebiańskim Jeruzalem” (n. 29).
W 1273 roku w życiu św. Bonawentury nastąpiła kolejna zmiana. Papież Grzegorz X wyświęcił go na biskupa i mianował kardynałem. Poprosił go też, by przygotował niezwykle ważne wydarzenie kościelne: II Sobór Powszechny w Lyonie, którego celem miało być przywrócenie jedności między Kościołami łacińskim i greckim. Sumiennie oddał się temu zadaniu, nie doczekał jednak zakończenia tego zjazdu ekumenicznego, ponieważ zmarł w trakcie jego obrad. Anonimowy notariusz papieski ułożył pochwałę Bonawentury, która przynosi nam ostateczny portret tego wielkiego świętego i wybitnego teologa: „Człowiek dobry, ujmujący, pobożny i miłosierny, pełen cnót, kochany przez Boga i ludzi… Bóg bowiem obdarzył go taką łaską, że wszyscy, którzy go widzieli, przepojeni byli miłością, której serce nie mogło ukrywać” (por. J.G. Bougerol, Bonaventura, w: A. Vauchez (red.), Storia dei santi e della santità cristiana. T. VI. L’epoca del rinnovamento evangelico, Mediolan 1991, str. 91).
Podejmijmy dziedzictwo tego świętego Doktora Kościoła, który przypomina nam o sensie naszego życia w następujących słowach: „Na ziemi… możemy rozważać ogrom Boga przez rozum i podziw; w niebieskiej ojczyźnie natomiast przez widzenie, gdy staniemy się podobni do Boga i przez ekstazę… wejdziemy do radości Boga” (La conoscenza di Cristo, zesz. 6, Conclusione, w: Opere di San Bonaventura. Opuscoli Teologici /1, Rzym 1993, str. 187).
Tłum ml (KAI Rzym)
http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x844/katecheza-benedykta-xvi-podczas-audiencji-ogolnej-marca-r/
Katecheza Benedykta XVI podczas audiencji ogólnej 10 marca 2010 r.
Drodzy bracia i siostry,
w ubiegłym tygodniu mówiłem o życiu i osobowości św. Bonawentury z Bagnoregio. Dziś chciałbym kontynuować jego prezentację, zatrzymując się na części jego dzieła literackiego i jego nauczania.
Jak już mówiłem, wśród wielu zasług św. Bonawentury jest i ta, że w sposób autentyczny i wierny interpretował postać św. Franciszka z Asyżu, którego czcił i poznawał z wielką miłością. W sposób szczególny w czasach św. Bonawentury jeden z nurtów Braci mniejszych, zwanych „duchowymi”, utrzymywał, że wraz ze św. Franciszkiem rozpoczął się zupełnie nowy etap historii, pojawiła się „wieczna Ewangelia”, o której mówi Apokalipsa, zastępując Nowy Testament. Grupa ta twierdziła, że Kościół wyczerpał już swoją historyczną rolę, a jego miejsce zajęła charyzmatyczna wspólnota wolnych ludzi, kierowanych wewnętrznie przez Ducha, czyli „franciszkanie duchowi”. U podstaw idei tej grupy leżały pisma opata cysterskiego Joachima z Fiore, zmarłego w roku 1202. W swych dziełach mówił on o trynitarnym rytmie historii. Uważał Stary Testament za czas Ojca, po którym następował czas Syna, czas Kościoła. Należało jeszcze czekać na trzeci okres – Ducha Świętego. Cala historia była odczytywana jako dzieje postępu: od surowości Starego Testamentu do względnej wolności czasu Syna w Kościele, aż po pełną wolność Synów Bożych w okresie Ducha Świętego, który miał być także, nareszcie, czasem pokoju między ludźmi, pojednania narodów i religii. Joachim z Fiore wzbudził nadzieje, że nowa epoka nadejdzie wraz z nowym monastycyzmem. Zrozumiałe więc, że grupa franciszkanów pomyślała o uznaniu w św. Franciszku z Asyżu za inicjatora nowego czasu, a w jego Zakonie widziała wspólnotę nowego okresu – czasu Ducha Świętego, który pozostawiał za sobą Kościół hierarchiczny, aby rozpocząć nowy Kościół Ducha, nie związany już z dawnymi strukturami.
Istniało więc niezwykle poważne niebezpieczeństwo przeinaczenia orędzia św. Franciszka, jego pokornej wierności Ewangelii i Kościołowi, a takie niezrozumienie pociągało za sobą błędną wizję całego chrześcijaństwa.
Św. Bonawentura, który w 1257 roku został ministrem (przełożonym) generalnym Zakonu Franciszkanów, stanął w obliczu poważnego napięcia w łonie samego zakonu właśnie z powodu tych, którzy popierali wspomniany nurt „franciszkanów duchowych”, odwołujący się do Joachima z Fiore. I właśnie aby odpowiedzieć tej grupie i przywrócić jedność zakonu, Bonawentura starannie zbadał rzeczywiste pisma Joachima z Fiore i te, które mu przypisywano a zdając sobie sprawę z konieczności poprawnego przedstawienia postaci i orędzia swego ukochanego św. Franciszka, postanowił ukazać właściwą wizję teologii historii. Św. Bonawentura podjął ten problem w swoim ostatnim dziele, będącym zbiorem nauk głoszonych mnichom w paryskim studium, które pozostało niedokończone i dotarło do nas za pośrednictwem zapisów słuchaczy, zatytułowane Hexaëmeron, czyli alegoryczne wyjaśnienie sześciu dni stworzenia. Ojcowie Kościoła uważali sześć lub siedem dni z opowieści o stworzeniu za proroctwo na temat historii świata i ludzkości. Siedem dni stanowiło dla nich siedem okresów dziejów, później interpretowanych również jako siedem tysiącleci. Wraz z Chrystusem mieliśmy wkroczyć w ostatni, to jest szósty okres historii, po którym miała nastąpić wielka sobota Boga. Św. Bonawentura zakłada taką historyczną interpretację związków z dniami stworzenia, ale w sposób bardzo swobodny i innowatorski. Dla niego oba te zjawiska jego czasów rodzą konieczność nowej interpretacji biegu dziejów:
Po pierwsze: postać św. Franciszka, męża całkowicie zjednoczonego z Chrystusem aż po wspólnotę stygmatów, nieomal alter Christus, i ze św. Franciszkiem nowa wspólnota, którą stworzył, inna od znanego dotychczas monastycyzmu. Zjawisko to wymagało nowej interpretacji, jako nowość Boga, która pojawiła się w tym momencie.
Po drugie: stanowisko Joachima z Fiore, który głosił nowy monastycyzm i całkowicie nowy okres historii, wychodząc poza objawienie Nowego Testamentu, wymagało odpowiedzi.
Jako przełożony generalny zakonu franciszkanów św. Bonawentura szybko dostrzegł, że koncepcja spirytualistyczna, inspirowana przez Joachima z Fiore, uniemożliwi kierowanie zakonem, który logicznie zmierzał ku anarchii. Wynikały z tego – jego zdaniem – dwie konsekwencje:
Pierwsza: praktyczna konieczność struktur i włączenia się w rzeczywistość Kościoła hierarchicznego, Kościoła realnego, wymagała podstawy teologicznej, również dlatego, że inni, ci, którzy podzielali koncepcję spirytualistyczną, wskazywali pozorne podstawy teologiczne.
Druga: licząc się co prawda z niezbędnym realizmem, nie należało tracić nowości postaci św. Franciszka.
Jak odpowiedział św. Bonawentura na te praktyczne i teoretyczne wymagania? Jego odpowiedź mogę tu streścić jedynie w sposób bardzo schematyczny i niepełny w kilku punktach:
1. Św. Bonawentura odrzuca ideę trynitarnego rytmu historii. Bóg jest jeden dla całej historii i nie dzieli się na trzy bóstwa. W efekcie historia jest jedna, nawet jeśli jest drogą i – według św. Bonawentury – jest drogą postępu.
2. Jezus Chrystus jest ostatecznym słowem Boga, w Nim Bóg powiedział wszystko, dając i mówiąc o samym sobie. Więcej niż samego siebie Bóg nie może powiedzieć ani dać. Duch Święty jest Duchem Ojca i Syna. Sam Chrystus mówi o Duchu Świętym: „Przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (J 14, 26), „z mojego weźmie i wam objawi” (J 16, 15). Nie ma zatem innej Ewangelii, wyższej, nie ma innego Kościoła, na który trzeba czekać. Dlatego również zakon św. Franciszka musi włączyć się do tego Kościoła, do jego wiary i do jego porządku hierarchicznego.
3. Nie znaczy to, że Kościół jest nieruchomy, skupiony na przeszłości i że nie może w nim być nowości. „Opera Christi non deficiunt, sed proficiunt”, dzieła Chrystusa nie cofają się, nie ubywa ich, ale postępują naprzód, mówi Święty w liście „De tribus quaestionibus”. W ten sposób św. Bonawentura ujmuje wprost ideę postępu i to jest nowość w stosunku do Ojców Kościoła i do większości mu współczesnych. Dla św. Bonawentury Chrystus nie jest już, jak był dla Ojców Kościoła, końcem, lecz centrum historii; wraz z Chrystusem historia nie kończy się, lecz zaczyna nowy okres. Inny tego skutek jest następujący: do tego momentu przeważał pogląd, że Ojcowie byli absolutnym szczytem teologii: wszystkie późniejsze pokolenia mogły być jedynie ich uczniami. Św. Bonawentura także uważa Ojców za nauczycieli na zawsze, ale zjawisko św. Franciszka daje mu pewność, że bogactwo słowa Chrystusa jest niewyczerpalne i że także w nowych pokoleniach mogą pojawiać się nowe światła. Jedyność Chrystusa gwarantuje również nowość i odnowę we wszystkich okresach historii.
Oczywiście Zakon Franciszkański – podkreśla święty – należy do Kościoła Jezusa Chrystusa, do Kościoła apostolskiego i nie można go zbudować na utopijnym spirytualizmie. Jednocześnie jednak liczy się nowość tego zakonu w stosunku do klasycznego monastycyzmu i św. Bonawentura – jak powiedziałem w poprzedniej katechezie – bronił tej nowości w Paryżu przed atakami duchowieństwa świeckiego: franciszkanie nie mają stałego klasztoru, mogą być obecni wszędzie, aby głosić Ewangelię. Właśnie typowe dla monastycyzmu zerwanie ze stabilizacją na rzecz nowej elastyczności, przywróciło Kościołowi dynamizm misyjny.
W tym miejscu warto może powiedzieć, że dziś także istnieją wizje, według których cała historia Kościoła w drugim tysiącleciu byłaby stałym schyłkiem; niektórzy dopatrują się schyłku zaraz po czasach Nowego Testamentu. W rzeczywistości „Opera Christi non deficiunt, sed proficiunt” – dzieła Chrystusa nie cofają się, lecz postępują naprzód. Czym byłby Kościół bez nowej duchowości cystersów, franciszkanów i dominikanów, bez duchowości św. Teresy z Avili i św. Jana od Krzyża i tak dalej? Dziś także aktualne jest twierdzenie: „Opera Christi non deficiunt, sed proficiunt” – idą naprzód. Św. Bonawentura uczy nas jednocześnie koniecznego rozeznania, nawet surowego, trzeźwego realizmu i otwarcia na nowe charyzmaty, ofiarowane przez Chrystusa, w Duchu Świętym, swemu Kościołowi. A podczas gdy powtarza się ta idea schyłku, jest również inna, ów „utopizm spirytualistyczny”, która się powtarza. Wiemy bowiem, jak po Soborze Watykańskim II niektórzy przekonani byli, że wszystko jest nowe, że jest inny Kościół, że Kościół przedsoborowy skończył się i będziemy mieli inny, całkowicie „odmienny”. Anarchiczny utopizm! I dzięki Bogu mądrzy sternicy Nawy Piotrowej – papież Paweł VI i papież Jan Paweł II – z jednej strony bronili nowości Soboru, z drugiej zaś jednocześnie jedyności i ciągłości Kościoła, który jest zawsze Kościołem grzeszników i zawsze miejscem Łaski.
4. W tym sensie św. Bonawentura jako minister generalny franciszkanów przyjął linię rządzenia, w której jasne było, że nowy zakon nie mógł, jako wspólnota, żyć na tych samych „eschatologicznych wyżynach” św. Franciszka, w którym widział on zapowiedź przyszłego świata, lecz – kierowany równocześnie przez zdrowy realizm i odwagę duchową – miał zbliżyć się, na ile to możliwe, do maksymalnej realizacji Kazania na Górze, które dla św. Franciszka było regułą, licząc się jednak z ograniczeniami człowieka, naznaczonego grzechem pierworodnym.
Widzimy zatem, że dla św. Bonawentury rządy nie były po prostu działaniem, ale przede wszystkim myśleniem i modlitwą. U podstaw jego rządzenia znajdujemy zawsze modlitwę i myśl; wszystkie jego decyzje wypływają z refleksji, z myśli oświeconej przez modlitwę. Jego wewnętrzny kontakt z Chrystusem towarzyszył zawsze jego pracy jako przełożonego generalnego i dlatego napisał całą serię pism teologiczno-mistycznych, które wyrażają ducha jego rządów i ukazują zamiar wewnętrznego kierowania zakonem, to znaczy rządzenia nie tylko za pomocą rozkazów i struktur, ale prowadząc i oświecając dusze, ukierunkowując na Chrystusa.
Z pism tych, które są duszą jego rządów i wskazują drogę, którą powinni iść zarówno jednostki, jak i wspólnota, chciałbym wspomnieć tylko o jednym, o jego arcydziele, „Itinerarium mentis in Deum”, będącym „podręcznikiem” mistycznej kontemplacji. Książka ta narodziła się w miejscu głębokiej duchowości: na górze Verna, gdzie św. Franciszek otrzymał stygmaty. We wstępie autor przedstawia okoliczności, w jakich powstał jego tekst: “Gdy rozmyślałem o możliwościach duszy, dążącej do Boga, ukazało mi się, wśród innych, to cudowne zdarzenie, które w tym miejscu spotkało błogosławionego Franciszka, to znaczy widok Serafina uskrzydlonego na kształt Krucyfiksu. I rozmyślając o tym, zaraz zdałem sobie sprawę, że wizja ta ukazała uniesienie kontemplacyjne samego ojca Franciszka a zarazem drogę, która do tego prowadzi” (Wędrówka umysłu w Bogu; Prolog, 2, w; Opere di San Bonaventura. Opuscoli Teologici /1, Roma 1993, str. 499).
Sześć skrzydeł Serafina staje się tym samym symbolem sześciu etapów, prowadzących stopniowo człowieka od poznania Boga przez obserwację świata i stworzeń i przez zgłębianie samej duszy z jej zdolnościami, aż po zaspokajający związek z Trójcą za sprawą Chrystusa, do naśladowania św. Franciszka z Asyżu. Ostatnie słowa „Itinerarium” (Wędrówki) św. Bonawentury, które odpowiadają na pytanie, jak można osiągnąć tę mistyczną jedność z Bogiem, powinny zapaść głęboko w serce” “Jeśli teraz gorąco pragniesz wiedzieć, jak to osiągnąć (mistycznej wspólnoty z Bogiem), proś o łaskę, nie o naukę; o pragnienie, nie intelekt; o jęk modlitwy, nie o poznanie litery; o oblubieńca, nie nauczyciela; o Boga, nie człowieka; o zaćmienie, nie o jasność; nie o światło, ale o ogień, który wszystko ogarnia i unosi w Bogu z silnym namaszczeniem i płomiennymi uczuciami… Wejdźmy więc w zamglenia, wstrzymajmy oddechy, namiętności i przywidzenia; przejdźmy z Chrystusem ukrzyżowanym z tego świata do Ojca, aby, zobaczywszy to, powiedzieć wraz z Filipem: to mi wystarczy” (tamże, VII, 6).
Drodzy przyjaciele, przyjmijmy zaproszenie, skierowane do nas przez św. Bonawenturę, Doktora Serafickiego i pójdźmy do szkoły Boskiego Mistrza: słuchajmy Jego słowa życia i prawdy, które rozlega się w głębi naszej duszy. Oczyśćmy nasze myśli i nasze uczynki, aby mógł On w nas zamieszkać, a my byśmy mogli zrozumieć Jego boski Głos, który pociąga nas ku prawdziwemu szczęściu.
http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x847/katecheza-benedykta-xvi-podczas-audiencji-ogolnej-marca-r/
Katecheza Benedykta XVI podczas audiencji ogólnej 17 marca 2010 r.
Drodzy bracia i siostry,
kontynuując rozważanie z ubiegłej środy, chciałbym dziś pogłębić wraz z wami inne aspekty nauczania św. Bonawentury z Bagnoregio. Był on wybitnym teologiem, który zasługuje na to, aby postawić go obok innego wielkiego myśliciela, współczesnego mu, św. Tomasza z Akwinu. Obaj zgłębiali tajemnice Objawienia, ceniąc bogactwo ludzkiego rozumu, w owym owocnym dialogu wiary i rozumu, jaki cechował chrześcijańskie Średniowiecze, czyniąc z niego epokę wielkiego ożywienia intelektualnego, a nie tylko wiary i odnowy Kościoła, co nie zawsze się wystarczająco podkreśla. Zbliżają ich też inne podobieństwa: tak Bonawentura, franciszkanin, jak Tomasz, dominikanin, należeli do zakonów żebraczych, które dzięki swej duchowej świeżości, jak przypomniałem w poprzednich katechezach, odnowili w XIII wieku cały Kościół i przyciągnęli wielu uczniów. Obaj służyli Kościołowi w sposób sumienny, z zapałem i miłością, tak, że zaproszono ich do udziału w Soborze Powszechnym w Lyonie w 1274 roku – tym samym, w którym obaj zmarli: Tomasz w drodze do Lyonu, Bonawentura podczas obrad wspomnianego soboru. Także na Placu św. Piotra posągi obu świętych są równoległe, umieszczone właśnie na początku Kolumnady, poczynając od fasady Bazyliki Watykańskiej: jeden na lewym skrzydle, drugi na prawym. Mimo tych wszystkich aspektów, możemy dostrzec w obu wielkich Świętych dwa odmienne podejścia do badań filozoficznych i teologicznych, co dowodzi oryginalności i głębi myśli każdego z nich. Chciałbym wspomnieć o kilku z tych różnic.
Pierwsza dotyczy pojęcia teologii. Obaj uczeni stawiają sobie pytanie, czy teologia jest nauką praktyczną, czy teoretyczną, spekulatywną. Św. Tomasz rozważa dwie możliwe, sprzeczne odpowiedzi. Pierwsza mówi: teologia to refleksja nad wiarą a celem wiary jest, by człowiek stał się dobry, żył zgodnie z wolą Boga. A zatem celem teologii powinno być prowadzenie na właściwą drogę, dobrą; w konsekwencji jest ona w gruncie rzeczy nauką praktyczną. Drugie stanowisko głosi: teologia stara się poznać Boga. My jesteśmy dziełem Bożym; Bóg znajduje się ponad naszym działaniem. Bóg pobudza nas do sprawiedliwego działania. Zasadniczo chodzi więc nie o nasze działanie, lecz o poznanie Boga, nie o nasze uczynki. Wniosek św. Tomasza jest następujący: teologia zakłada oba te aspekty: jest teoretyczna – stara się coraz lepiej poznawać Boga i jest praktyczna – stara się ukierunkować nasze życie na dobro. Ale istnieje prymat poznania: przede wszystkim winniśmy poznawać Boga, potem następuje działanie zgodnie z Bogiem (por. Summa Theologiae Ia, q. 1, art. 4). Ten prymat poznania w stosunku do praktyki jest znaczący dla podstawowego ukierunkowania św. Tomasza.
Odpowiedź św. Bonawentury jest bardzo podobna, akcenty są jednak odmienne. Św. Bonawentura zna te same argumenty w jedną i drugą stronę, jak św. Tomasz, aby jednak odpowiedzieć na pytanie, czy teologia jest nauką praktyczną, czy teoretyczną, św. Bonawentura dokonuje trojakiego rozróżnienia – rozszerza zatem alternatywę między teorią (prymat poznania) a praktyką (prymat praktyki), dodając trzecie podejście, które nazywa „mądrościowym” i stwierdzając, że mądrość obejmuje oba aspekty. Po czym dodaje: mądrość szuka kontemplacji (jako najwyższej formy poznania), a intencją jej jest „ut boni fiamus” – abyśmy stawali się dobrzy, przede wszystkim to: stawać się dobrym (por. Breviloquium, Prolog, 5). Potem dodaje: „Wiara jest w umyśle, w taki sposób, że wywołuje uczucie. Na przykład: wiedzieć, że Chrystus umarł «za nas» nie pozostaje wiedzą, lecz staje się nieuchronnie uczuciem, miłością” (Proemium in I Sent., q. 3).
Na tej samej linii przebiega jego obrona teologii, czyli racjonalnej i metodycznej refleksji nad wiarą. Św. Bonawentura wymienia niektóre argumenty przeciwko uprawianiu teologii, rozpowszechnione być może wśród części franciszkanów i obecne również w naszych czasach: rozum miałby pozbawić wiarę znaczenia, byłby postawą przemocy wobec Słowa Bożego, musimy słuchać i nie analizować Słowa Bożego (por. List św. Franciszka z Asyżu do św. Antoniego z Padwy). Na te argumenty przeciwko teologii, ukazujące zagrożenia istniejące w samej teologii, Święty odpowiada: to prawda, że istnieje arogancki sposób uprawiania teologii, pycha rozumu, który stawia się ponad Słowem Bożym. Jednakże prawdziwa teologia, racjonalna praca prawdziwej i dobrej teologii ma inne pochodzenie, nie pychę rozumu. Ten, kto miłuje, chce coraz lepiej i coraz bardziej poznawać umiłowanego; prawdziwa teologia nie angażuje rozumu i jego uzasadnionego poszukiwania pychy, „sed propter amorem eius cui assentit” – jest „uzasadniona przez miłość do Tego, któremu dał swe przyzwolenie” (Proemium in I Sent., q. 2), i chce lepiej poznać ukochanego: oto podstawowa intencja teologii. Dla św. Bonawentury ma więc ostatecznie decydujące znaczenie prymat miłości.
W konsekwencji św. Tomasz i św. Bonawentura określają odmiennie ostateczne przeznaczenie człowieka, jego pełne szczęście: dla św. Tomasza celem najwyższym, do którego zmierza nasze pragnienie, jest zobaczyć Boga. W tym prostym akcie ujrzenia Boga znajdują rozwiązanie wszystkie problemy: jesteśmy szczęśliwi, nic poza tym nie jest konieczne.
Dla św. Bonawentury ostatecznym przeznaczeniem człowieka jest natomiast miłowanie Boga, spotkanie i zjednoczenie się Jego i naszej miłości. Jest to, według niego, najodpowiedniejsza definicja naszego szczęścia.
Idąc tym tropem moglibyśmy również powiedzieć, że najwyższą kategorią dla św. Tomasza jest prawda, podczas gdy dla św. Bonawentury – dobro. Błędem byłoby dopatrywanie się w obu tych odpowiedziach sprzeczności. Dla obu to, co prawdziwe, jest także dobre, a dobro jest również prawdziwe; widzieć Boga to kochać, a kochać to widzieć. Chodzi zatem o odmienne akcenty wspólnej zasadniczo wizji. Oba akcenty ukształtowały odmienne tradycje i odmienne duchowości, i w ten sposób ukazały płodność wiary – jednej w różności swych wyrazów.
Powróćmy do św. Bonawentury. Jest oczywiste, że specyficzny akcent jego teologii, którego dałem tu tylko jeden przykład, tłumaczy się, wychodząc od charyzmatu franciszkańskiego: Biedaczyna z Asyżu, pomijając debaty intelektualne swoich czasów, całym swym życiem udowodnił prymat miłości; był żywą i rozmiłowaną w Chrystusie ikoną i w ten sposób uobecnił w swoich czasach postać Pana – przekonał współczesnych nie słowami, lecz swoim życiem. We wszystkich dziełach św. Bonawentury, także w dziełach naukowych, szkolnych, widoczna jest i znajduje się ta franciszkańska inspiracja; to znaczy można zauważyć, że myśli on, wychodząc od spotkania z Biedaczyną z Asyżu. Aby jednak zrozumieć konkretne przedstawienie tematu „prymatu miłości”, musimy pamiętać o jeszcze jednym źródle: o pismach tak zwanego Pseudo-Dionizego, syryjskiego teologa z VI wieku, który ukrył się pod pseudonimem Dionizego Areopagity, nawiązując przez to imię do postaci z Dziejów Apostolskich (por. 17, 34).Teolog ten stworzył teologię liturgiczną i teologię mistyczną i obszernie mówił o różnych porządkach chórów anielskich. Jego pisma przełożone zostały na łacinę w IX wieku; w czasach św. Bonawentury – jesteśmy w XIII wieku – pojawił się nowy przekład, który zainteresował Świętego i innych teologów jego stulecia. Szczególnie dwie rzeczy przyciągnęły uwagę św. Bonawentury:
1. Pseudo-Dionizy mówi o dziewięciu chórach aniołów, których imiona znalazł w Piśmie, a następnie usystematyzował po swojemu, od zwykłych aniołów po serafinów. Św. Bonawentura interpretuje te chóry anielskie jako stopnie zbliżenia stworzenia do Boga. W ten sposób mogą one wyobrażać drogę człowieka, wspinanie się ku jedności z Bogiem. Dla św. Bonawentury nie ulega wątpliwości, iż św. Franciszek należał do serafinów – najwyższego chóru, to znaczy był czystym ogniem miłości. I tacy powinni być też franciszkanie. Św. Bonawentura wiedział jednak doskonale, że ten ostatni stopień zbliżenia do Boga nie może zostać umieszczony w porządku prawnym, lecz jest zawsze szczególnym darem Boga. Dlatego struktura zakonu franciszkańskiego jest skromniejsza, bardziej realistyczna, musi jednak pomagać członkom w zbliżaniu coraz bardziej do serafickiego istnienia czystej miłości. W ubiegłą środę mówiłem o tej syntezie trzeźwego realizmu i ewangelicznego radykalizmu w myśli i działalności św. Bonawentury.
2. Św. Bonawentura znalazł jednak w pismach Pseudo-Dionizego inny element, według niego jeszcze istotniejszy. Podczas gdy dla św. Augustyna intellectus – widzenie rozumem i sercem – jest ostatnią kategorią poznania, Pseudo-Dionizy czyni jeszcze jeden krok: wspinając się ku Bogu można dojść do punktu, w którym rozum już nic nie widzi. Ale w nocy intelektu miłość widzi jeszcze – widzi to, co jest niedostępne dla rozumu. Miłość wykracza poza rozum, widzi więcej, wchodzi znacznie głębiej w tajemnicę Boga. Św. Bonawentura był zafascynowany tą wizją, która spotykała się z jego franciszkańską duchowością. Właśnie w mrocznej nocy Krzyża jawi się cała wielkość Bożej miłości; tam, gdzie rozum już nic nie widzi, widzi miłość. Końcowe słowa jego „Wędrówki umysłu w Bogu” przy powierzchownej lekturze wydać się mogą przesadnym wyrazem pozbawionej treści pobożności; czytane natomiast w świetle teologii Krzyża św. Bonawentury są jasnym i realistycznym wyrazem duchowości franciszkańskiej: „Jeśli teraz pragniesz wiedzieć, jak się to dzieje (to jest wspinanie się ku Bogu), pytaj łaski, nie nauki; pragnienia, nie intelektu; szeptu modlitwy, nie poznawania litery; (…) nie światła, lecz ognia, który wszystko zapala i niesie do Boga”(VII, 6). Wszystko to nie jest antyintelektualne ani antyracjonalne: zakłada drogę rozumu, lecz przerasta go w miłości ukrzyżowanego Chrystusa. Przez to przekształcenie mistyki Pseudo-Dionizego św. Bonawentura zapoczątkowuje wielki nurt mistyczny, który bardzo podniósł i oczyścił ludzki umysł: jest szczytem w dziejach ludzkiego ducha.
Ta teologia Krzyża, zrodzona ze spotkania teologii Pseudo-Dionizego z franciszkańską duchowością, nie powinna pozwolić nam zapomnieć, że św. Bonawentura dzieli ze św. Franciszkiem z Asyżu także miłość do stworzenia, radość z piękna stworzenia Bożego. Zacytuję w tym miejscu jedno zdanie z pierwszego rozdziału jego „Wędrówki”: „Ten (…), kto nie widzi niezliczonych wspaniałości stworzeń, jest ślepy; ten, kto nie budzi się, słysząc tyle głosów, jest głuchy; ten, kto za wszystkie te cuda nie sławi Boga, jest niemy; ten, kto z tylu znaków nie podnosi się do pierwszej zasady, jest głupcem” (I, 15). Całe stworzenie mówi głośno o Bogu, o Bogu dobrym i pięknym; o Jego miłości.
Całe nasze życie jest zatem według św. Bonawentury „itinerarium”, pielgrzymką – wspinaniem się ku Bogu. Lecz o naszych własnych siłach nie możemy wspinać się ku wysokości Boga. Bóg sam musi nam pomóc, musi „wciągnąć” nas do góry. Dlatego niezbędna jest modlitwa. Modlitwa – tak mówi Święty – jest matką i początkiem wyniesienia – „sursum actio”, działaniem, które wnosi nas do góry – powiada Bonawentura. Kończę więc modlitwą, od której zaczyna on swą „Wędrówkę”: „Módlmy się więc i powiedzmy Panu Bogu naszemu: «Prowadź mnie, Panie, Twoją drogą a ja iść będę w Twej prawdzie. Niech się raduje moje serce w bojaźni przed Twoim imieniem»” (I, 1).
Tłum. ml (KAI Rzym) /
http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x854/katecheza-benedykta-xvi-podczas-audiencji-ogolnej-marca-r/
*********
Wielki negocjator
dodane 2009-07-17 13:42
Leszek Śliwa
Francisco de Zurbarán, „Św. Bonawentura na soborze w Lyonie” olej na płótnie, 1629, Luwr, ParyżFrancisco de Zurbarán, “Św. Bonawentura na soborze w Lyonie” olej na płótnie, 1629, Luwr, Paryż.
Przywrócona jedność chrześcijaństwa trwała jednak bardzo krótko, zaledwie siedem lat. Duchowieństwo prawosławne było bardzo niezadowolone z ustępstw, jakie poczynili jego reprezentanci na soborze w Lyonie, a zwłaszcza z uznania prymatu papieża. Michał VIII Paleolog był powszechnie krytykowany, wybuchły bunty. W końcu unia została zerwana, co jednak nie umniejsza oceny dokonań św. Bonawentury.
Wkrótce potem zasłynął jako kaznodzieja. Głosił misje ludowe w środkowej i południowej Italii. Oddawał się równocześnie surowej ascezie. Potem przez osiem lat był mistrzem nowicjuszy w Neapolu. Na skutek oszczerstwa stanowisko to utracił i został dotkliwie ukarany. Swą gorliwą działalność kontynuował jednak w Anconie i Lugo. Na końcu mianowano go przełożonym domu w Campi Salentina. Tam też 15 lipca 1766 r. odszedł do wieczności. Pozostawił po sobie pamięć wielkiego czciciela Najświętszego Serca Jezusowego i Bożej Rodzicielki.
Został beatyfikowany przez Leona XIII w dniu 26 stycznia 1890 r. Pius XI kanonizował go 19 marca 1934 r.
Kiedy obejmował stolicę Kijowa, Ruś była już po części chrześcijańska. Światło wiary przynieśli z Konstantynopola misjonarze. Wtedy jednak cesarstwo wschodnio-rzymskie przeżywało ciężkie dni. Cesarz Bazyli II poniósł ciężką klęskę w wojnie z Bułgarami. Ponadto aż dwóch pretendentów rozpoczęło wojnę domową o tron cesarski. Włodzimierz wykorzystał okazję, pospieszył cesarzowi z pomocą i przyczynił się do pokonania przeciwników (987). Wdzięczny cesarz obiecał mu za to dać za małżonkę swoją siostrę, Annę. Kiedy jednak władca Kontantynopola zwlekał z wypełnieniem obietnicy, Włodzimierz najechał na Krym, który wówczas należał do cesarstwa, a po drodze zdobył Korsuń. Cesarz już nie zwlekał, ale wysłał swoją siostrę do Kijowa. Odbył się ślub, a potem chrzest księcia z prawdziwie bizantyńską wystawnością (989).
Książę z gorliwością neofity zabrał się do nawracania Rusi. Nie uznawał oporu w tym względzie. Przekonany, że chodzi o wieczne dobro poddanych, burzył pogańskie świątynie i nakazywał przyjmować chrzest. Udzielano go masowo w rzekach. Książę wprowadził równocześnie hierarchię kościelną. W obawie, by cesarstwo nie miało zbyt wielkich wpływów politycznych i religijnych, Włodzimierz zaczął sprowadzać z Bułgarii duchownych obrządku słowiańskiego, zapoczątkowanego na Morawach przez św. Cyryla i Metodego (IX w.).
Nawiązał również kontakty z Rzymem. Jan XV wysłał do Kijowa poselstwo (991), na co Włodzimierz odpowiedział ponownie uroczystym poselstwem do Rzymu (994). Kiedy w roku 1000 zjawili się na dworze kijowskim po raz drugi wysłannicy papiescy, Włodzimierz odpowiedział jeszcze świetniejszym poselstwem do papieża Sylwestra II (1001).
Ostatnie lata panowania zamąciły Włodzimierzowi śmierć żony, Anny (1001) i bunt dwóch synów, chciwych tronu. Książę zmarł 15 lipca 1015 roku.
Historycy różnie oceniają postać św. Włodzimierza. Wiódł życie swobodne, miał wiele żon, a chrzest przyjął ze względów taktycznych. Nie przebierał w środkach i był bezwzględny, kiedy przemawiała za tym racja stanu. Lubował się w przepychu bizantyńskich cesarzy. Św. Bruno z Kwerfurtu, który zetknął się z Włodzimierzem, ocenia go surowo. Był autokratą w pełnym tego słowa znaczeniu. Działał w przekonaniu, że jako władca odpowiada za losy każdego obywatela, że wszystko, co dzieje się w państwie, musi się dziać jako jego inicjatywa i na jego odpowiedzialność.
Trzeba jednak przyznać, że Włodzimierz czynił to w przekonaniu, iż jest postawiony dla dobra państwa i swojego narodu, a nie dla interesów własnych, że jest osobą publiczną. Po przyjęciu chrześcijaństwa porzucił obyczaje pogańskie, co potwierdza, że nie kierował się w tym wypadku wyłącznie względem taktycznym i politycznym. Dbał szczerze o dobro duchowe swoich poddanych i tym kierował się w “narzuceniu” im chrześcijaństwa. Imponował mu przepych nabożeństw liturgii wschodniej, gdyż widział w niej godną Boga chwałę.
Martyrologium Rzymskie przez wiele wieków nie wymieniało Włodzimierza w swoim spisie. Został on bowiem wyniesiony do chwały ołtarzy zwyczajem powszechnie przyjętym w Kościele do wieku XI – o kanonizacji decydował wówczas miejscowy metropolita ze swoim klerem i ludem. Zwyczaj ten do dziś utrzymał się w Kościele wschodnim. W nowym Martyrologium Rzymskim (2004) umieszczono wspomnienie św. Włodzimierza pod dzisiejszą datą. Tu również umieszcza go Bibliotheca Sanctorum, wydana przez Papieski Uniwersytet Laterański.
prezbiter i męczennik
Pracę duszpasterską rozpoczął w Wilnie. Po trzech latach został proboszczem w Surwiliszkach na Wileńszczyźnie, następnie pracował w w Prużanach na Polesiu. W 1918 r. pracował w Kuźnicy Białostockiej. Potem, aż do wybuchu II wojny światowej, był proboszczem i dziekanem (od 1927 r.) w Bielsku Podlaskim.
Z wielkim poświęceniem opiekował się powierzoną sobie trzodą, tak podczas okupacji sowieckiej (w ciągu dwóch lat wywieziono pociągami towarowymi co najmniej trzy transporty okolicznej ludności na Sybir), jak i późniejszej niemieckiej. Był m.in. kapelanem podziemnej Armii Krajowej. Biskup Kazimierz Bukraba mianował go wikariuszem generalnym diecezji pińskiej, istniejącej wówczas na wschodnich terenach Rzeczypospolitej.
W lipcu 1943 r. Erich Koch, niemiecki gauleiter Prus Wschodnich, w których granicach znalazł się Bielsk Podlaski, przeprowadził represyjną akcję wśród społeczności polskiej, głównie wśród inteligencji. 15 lipca 1943 r. niemieckie komando przyjechało do Bielska Podlaskiego. Aresztowano ks. Antoniego, a wraz z nim 49 mieszkańców okolicy.
Tego samego dnia wszystkich wywieziono do Lasu Pilickiego w pobliżu Bielska Podlaskiego i tam stracono. Najmłodsza zamordowana dziewczynka, córka kierownika kina Basia Morydz (Moryc), miała zaledwie rok i dwa miesiące. Ks. Antoni do końca trzymał w dłoniach różaniec i brewiarz. Do końca też spowiadał aresztowanych. Pomordowanych zakopano we wcześniej przygotowanym dole. Po egzekucji dół wyrównano, rozjeżdżając gąsiennicami ciężkich pojazdów.
Św. Jan Paweł II beatyfikował ks. Antoniego 13 czerwca 1999 r. w Warszawie jako jednego ze 108 polskich męczenników II wojny światowej. Relikwie bł. Antoniego, odnalezione po ekshumacji wszystkich pomordowanych, znajdują się w trumience w podstawie bocznego ołtarza bazyliki Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i św. Mikołaja w Bielsku Podlaskim.
***************************************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ, OBEJRZEĆ, POSŁUCHAĆ
********
605 lat temu pokonaliśmy Krzyżaków
promocjamnw / youtube.com/ pk
Polacy, na przestrzeni wieków, wielokrotnie odnosili wspaniałe zwycięstwa. Jednym z nich jest Bitwa pod Grunwaldem, której 605. rocznicę obchodzimy dzisiaj.
Datę Bitwy pod Grunwaldem zna chyba każdy. To właśnie 15 lipca 1410 roku wojska Władysława Jagiełły rozgromiły Krzyżaków. Była to jedna z największych i najbardziej znaczących bitew średniowiecznej Europy.
W 605. rocznicę tego wyjątkowego wydarzenia zachęcamy do obejrzenia niezwykłej animacji, przedstawiającej “ożywiony” obraz Jana Matejki “Bitwa pod Grunwaldem” (1878).
*****************
Przemyślana idea
Józef Dobosz / pk
Mieszko I wkroczył na drogę zmian religijnych, planując podbój Pomorza. Oznaczało to zbliżenie się do kręgu cywilizacji zachodniej i najpewniej decyzję o konwersji na chrześcijaństwo.
Zbliżająca się 1050. rocznica przyjęcia przez Mieszka I chrztu, jak wszystkie tego typu pomnikowe wydarzenia związane z historią, tradycją i pamięcią zbiorową, skłania do refleksji nad naszą przeszłością, a szczególnie korzeniami państwa i chrześcijaństwa. Zawsze w takich okolicznościach na plan pierwszy wysuwają się pytania o przyczyny i konteksty wprowadzenia do państwa Polan nowej religii, a w następnym kroku o znaczenie tego aktu w perspektywie historycznej i nie tylko. Na drugim planie natomiast sytuują się rozmaite pytania szczegółowe, takie jak: data czy chronologia wydarzeń, miejsce chrztu pierwszego polskiego historycznego władcy czy jego imię chrzestne (jeżeli je posiadał), a także określenie kierunku, z którego chrześcijaństwo do kraju Mieszka przybyło. Z tego wszystkiego wyrasta i w sensie naukowym, i publicystycznym pytanie, co dzisiaj o wydarzeniach sprzed z górą tysiąclecia wiemy?
Fakty
Świadków z epoki, którzy chrzest Mieszka widzieli i go opisali dzisiaj właściwie nie znamy, nie dowiemy się też pewnie nigdy czy tacy istnieli. Najbliższy wydarzeniom niemiecki kronikarz Thietmar, biskup mersebruski, żył, działał i tworzył nieco później (zmarł w 1018 r.), inni dziejopisarze postrzegali je z jeszcze odleglejszej perspektywy czasowej. Anonim zwany Gallem spoglądał na dzieje i czyny Mieszka z “odległości” półtora wieku, a mistrz Wincenty zwany powszechnie Kadłubkiem z oddali prawie dwóch i pół stulecia. Inni kronikarze znali fakty od nich i mogli je tylko przejąć i dodać własną ich interpretację, jak uczynił to np. Jan Długosz. Przekazy kronikarskie i kościec chronologiczny uzupełniają, również późniejsze niż Mieszkowy chrzest (najogólniej z XII‒XV w.), informacje odnotowane w rocznikach. Znaczących informacji dostarcza nam też “archiwum ziemi”, z którego czerpie archeolog, dostarczając materii interpretacyjnej również historykowi.
Problemy źródłoznawcze i warsztatowe zostawmy jednak na boku naszych rozważań, gdyż wymagają one odrębnego potraktowania, a przejdźmy do wydarzeń, jakie rozegrały się nad Wartą gdzieś u progu drugiej połowy X stulecia. Właśnie wówczas, w świetle przekazów źródłowych (Widukind z Korbei, Ibrahim ibn Jakub, Thietmar), pojawił się Mieszko oraz jego państwo i to od razu jako znacząca siła polityczna, dokonująca ekspansji na zachód. Podejmując działania nakierowane na podbój Pomorza ze Szczecinem i Wolinem, polański książę natrafił na opór ze strony Połabian i po przegranej w roku 964 bitwie zmuszony był szukać nowych sojuszy. Zgodnie z hipotezą Gerarda Labudy połabscy Wieleci pozostawali wówczas w sojuszu z państwem czeskich Przemyślidów, co poważnie utrudniało politykę ekspansji polańskiej na północny zachód. Zapisy rocznikarskie pod rokiem 965 odnotowują przybycie na dwór polski czeskiej księżniczki Dobrawy (Dąbrówki), córki Bolesława I Srogiego, jako małżonki Mieszka. W kategoriach politycznych interpretować to trzeba jako zadzierzgnięcie sojuszu czesko-polskiego i jednocześnie zerwanie wcześniejszych aliansów czesko-wieleckich.
Chrześcijańska księżniczka, żona władcy polańskiego, osiadła zapewne u boku małżonka, zajętego wówczas planami ekspansji pomorskiej, w Poznaniu. O wyborze poznańskiego grodu zadecydowały, jak się wydaje, dwa czynniki ‒ czysto polityczny: czyli dobre położenie do realizacji polityki zachodniej oraz mentalny: czyli osadzenie Dobrawy i przybyłego wraz z nią środowiska chrześcijańskiego z dala od Gniezna, w którym najpewniej (zgodnie z odkryciami archeologicznymi) funkcjonowało centrum pogańskie. Czy fakt małżeństwa z Dobrawą oznaczał, że już wówczas Mieszko zamyślał o przyjęciu chrześcijaństwa trudno dzisiaj rozstrzygnąć. Kolejne wydarzenia jednak następowały szybko.
Rok 966 przynosi chrzest Mieszka, który w oczach kronikarzy został przyjęty za sprawą żony (tak twierdzą zgodnie Thietmar, Anonim tzw. Gall, mistrz Wincenty, a za nimi pozostali). Natomiast w roku 967 książę piastowski odnosi, przy czeskim wsparciu, zwycięstwo nad dowodzonymi przez grafa Wichmana połabskimi Redarami, co otwiera mu drogę do podboju Szczecina i Wolina, zaś w roku 968 Mieszkowe państwo otrzymuje własnego biskupa ‒ Jordana.
Interpretacje i hipotezy
Tyle fakty, obciążone jeszcze niewielką dozą interpretacji. Na podstawie tych kilku dat oraz skromnych informacji płynących z przekazów rocznikarskich i kronikarskich zrodziły się pytania, na które odpowiedzi nie zawsze będą zadowalać i udzielających ich historyków, i czytelników ich dzieł. Możemy z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że Mieszko wkroczył na drogę zmian religijnych w swym władztwie w momencie podjęcia aktywnej polityki na jego zachodnich rubieżach. Oznaczało to zbliżenie się do kręgu chrześcijaństwa zachodniego, wchodzenie z nim w interakcje i najpewniej, z pobudek polityczno-prestiżowych, decyzję o konwersji na chrześcijaństwo. Czy sojusz z Czechami i polityczne małżeństwo z Dobrawą były głównym czynnikiem sprawczym, czy też tylko katalizatorem przyspieszającym ową decyzję, trudno dziś rozstrzygnąć. Gdyby przyjąć odpowiedź pierwszą, musielibyśmy uznać, że za wszystkim stoi impuls, a nie w pełni przemyślne plany, bardziej więc prawdopodobne jest, że idea zrodziła się wcześniej, a bieg wydarzeń wymusiła bieżąca polityka.
Podobnie jak pobudki kierujące piastowskim władcą, w kręgu domysłów musimy umieścić dokładną (dzienną) datę jego chrztu. Czy odbył się on na Wielkanoc 966 r. (może jak chciał niegdyś Jerzy Dowiat w Wielką Sobotę, a więc 14 kwietnia), czy może na Boże Narodzenie (jak w niektórych przypadkach chrztu władców wczesnego średniowiecza), a może na Zielone Świątki (Zesłanie Ducha Świętego)? Również miejsce, w którym Mieszko został ochrzczony nie jest nam znane, historycy domyślali się, że nastąpiło to w Pradze, Ratyzbonie lub gdzieś w kraju Polan. Spośród dziejopisów średniowiecznych na Gniezno wskazywał Jan Długosz, zaś na czeską Pragę Sędziwój z Czechla (XV w.). Wydaje się, że mogło dojść do tego w samym sercu Mieszkowego władztwa w trójkącie Poznań ‒ Gniezno ‒ Ostrów Lednicki. Za każdym z tych miejsc przemawia lokalna tradycja, jednak w świetle ostatnich badań archeologicznych oraz wskazanych wyżej czynników geopolitycznych za prawdopodobne można uznać, iż stało się to w Poznaniu.
Możemy więc przyjąć, że w 966 r. książę Mieszko wraz ze swym najbliższym otoczeniem, w pełni dobrowolnie i po odpowiednim namyśle, przyjął chrzest na swojej ziemi. W ślad za nim nową religię stopniowo aprobowali jego poddani, zwłaszcza od momentu ustanowienia w 968 r. dla Mieszkowego władztwa odrębnego biskupa (Jordan), co w takie słowa ujął merseburski Thietmar: “I natychmiast z ślad za głową i swoim umiłowanym władcą poszły ułomne dotąd członki spośród ludu i w szatę godową przyodziane, w poczet synów Chrystusowych zostały zaliczone. Ich pierwszy biskup Jordan ciężką miał z nimi pracę, zanim, niezmordowany w wysiłkach, nakłonił ich słowem i czynem do uprawiania winnicy pańskiej” (Thietmar, Kronika, ks. IV, rozdz. 56, tłum. Marian Z. Jedlicki). Natomiast żywe niegdyś w polskiej historiografii spory wokół imienia chrzestnego polskiego władcy możemy w tym miejscu pominąć, konstatując tylko, że nosił on jedno imię, które dzisiaj znamy w formie Mieszko. Pierwotnie raczej brzmiało ono Mieszek i było słowiańskim imieniem dwuczłonowym (może od Mietsława, Miecisława lub Mieczsława).
Mieszko ochrzcił się więc i wziął pod swą pieczę sprowadzoną z zachodu misję chrystianizacyjną (kto pośredniczył w tych kwestiach między Polską a Rzymem oraz skąd przybyli i w jakich okolicznościach pierwsi duchowni to problem na odrębną wypowiedź), która prowadzona była również przez jego następców, doprowadzając do pełnej recepcji nowej religii i budowy jej struktur organizacyjnych w następnych stuleciach. Wprowadzało to kraj Piastów w krąg nowej cywilizacji i kultury (pismo, budownictwo murowane), otwierając go na zachód.
http://www.deon.pl/po-godzinach/historia-i-spoleczenstwo/art,224,przemyslana-idea.html
********
FILARY POLSKOŚCI (2013/2014) – prof. Andrzej Nowak – Mieszko i Bolesław Chrobry
***********
Ruś i Polska: sąsiedztwo i cywilizacyjny podział (X-XIV wiek)
prof. Andrzej Nowak
**********
Powstaje Kanon Miejsc Historycznych
PAP / pk
41 miejsc w Polsce zostało wybranych do tworzonego właśnie Kanonu Miejsc Historycznych, przybliżającego dla celów edukacyjnych najważniejsze w historii naszego kraju lokalizacje. Kanon ma zachęcać do poznawania polskiej historii i podróżowania po kraju.
Kanon miejsc o największym znaczeniu dla historii Polski tworzy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wraz z Ministerstwem Edukacji Narodowej i Narodowym Instytutem Dziedzictwa.
Zespół ekspertów, w którym zasiada m.in. prof. Henryk Samsonowicz, zaproponował 41 pozycji, wśród których są Gniezno, Wawel, Pola Grunwaldzkie, Jasna Góra, warszawskie Łazienki, Malbork.
– Od dawna w Polsce toczy się dyskusja, jak mówić o historii, jak jej uczyć i doświadczać. Jednym ze sposobów jest podróżowanie do miejsc, gdzie historii można dotknąć poprzez zachowane zabytki tysiącletniej historii naszego kraju. Kanon ma być zachętą do poznawania Polski, ma przybliżać jak najpełniejszy obraz historii i wartości kulturowych naszego dziedzictwa – mówił na wtorkowym briefingu prasowym w Warszawie Generalny Konserwator Zabytków, sekretarz stanu w resorcie kultury Piotr Żuchowski.
Jak dodał, twórcom kanonu zależało na pokazaniu wielokulturowej historii Polski, dlatego znalazły się w nim takie miejsca jak Tykocin – jedno z centrów życia przedwojennej społeczności polskich Żydów, czy Świdnica, gdzie znajduje się protestancki Kościół Pokoju.
W kanonie figurują też m.in. Poznań, Płock, Tum pod Łęczycą z romańską kolegiatą, zakon cystersów w Sulejowie, Legnickie Pole, gdzie odbyła się wielka bitwa z Tatarami, Wieliczka, Zamość, jako przykład renesansowego miasta, ale też Żyrardów, gdzie można znaleźć ślady rewolucji przemysłowej XIX w. czy obóz Auschwitz-Birkenau.
Kanon zostanie opracowany w wersji podręcznikowej dla szkół, powstanie też specjalny fundusz promocyjny i remontowy dla miejsc w nim wyszczególnionych. W komunikacie MKiDN czytamy, że projekt zakłada “utworzenie listy zabytków przedstawiających historię Polski i jej złożone dziedzictwo”, a jego celem “poza funkcją poznawczo-edukacyjną” będzie “promowanie dziedzictwa kulturowego oraz podnoszenie atrakcyjności turystycznej kraju, m.in. poprzez stworzenie jednolitego systemu informowania o zabytkach z listy Kanonu Miejsc Historycznych i ich oznakowania turystycznego”.
Kanon Miejsc Historycznych prezentowany jest na specjalnie do tego celu stworzonej stronie internetowej.
– Zdawaliśmy sobie sprawę, że projekt ten jest badawczo inspirujący, a zarazem mobilizujący aktywność środowisk regionalnych, oraz że może wywołać wiele dyskusji, dlatego przewidzieliśmy możliwość zgłaszania do niego uwag. Będzie to możliwe właśnie za pośrednictwem wspomnianej wyżej strony. Kanon jest więc projektem otwartym – dodał Żuchowski.
http://www.deon.pl/po-godzinach/historia-i-spoleczenstwo/art,223,powstaje-kanon-miejsc-historycznych.html
********
Księża, którzy oddali życie za Żydów
Ks. Paweł Rytel-Andrianik / pk
Przyjaźnie kapłańsko-żydowskie w Polsce były czymś naturalnym. To tłumaczy fakt, że ok. tysiąca księży w naszym kraju było zaangażowanych w ratowanie ludności żydowskiej podczas Holokaustu. Niektórzy oddali życie, ratując braci wyznania mojżeszowego.
Księża byli jedną z najbardziej prześladowanych grup społecznych podczas II wojny światowej. W niektórych diecezjach, m.in. włocławskiej czy chełmińskiej, niemieccy okupanci zamordowali niemalże co drugiego kapłana. W innych diecezjach średnio co piąty kapłan został rozstrzelany, zamęczony w obozie, zagazowany lub zgładzony w inny sposób. W sumie naziści zamordowali w latach 1939-45 prawie 3 tys. polskich księży. Najwięcej z nich zginęło w obozie w Dachau – ok. połowa spośród blisko 2 tys. kapłanów. Ponadto, rozstrzeliwano księży na terenach ich parafii za pomoc udzieloną partyzantom, za spowiedź po polsku czy w atakach na miejscową inteligencję. Karano ich śmiercią również za pomoc ludności żydowskiej. Z tego powodu zginęło ok. 30 kapłanów katolickich z Polski.
Żydzi i księża z Kobrynia
W 1941 r. niemieccy naziści stłoczyli w dwóch gettach Żydów kobryńskich. Jedno getto było przeznaczone dla zdolnych do pracy, drugie – dla chorych i w podeszłym wieku, których po kilku miesiącach zamordowano. W obu gettach warunki bytowe były tragiczne. Niemieccy okupanci na początku pozbawili ludność żydowską środków do życia przez nałożenie bardzo wysokiej kontrybucji finansowej. Następnie zmuszano ją do katorżniczej pracy. Ludzie umierali z wycieńczenia i głodu. Pomimo grożącej kary śmierci za jakąkolwiek pomoc ludności żydowskiej zaangażowali się w nią m.in. tutejsi kapłani: ks. Jan Wolski – proboszcz i ks. Władysław Grobelny – młody wikariusz, wyświęcony w 1938 r. Wystawiali oni fikcyjne metryki, organizowali pomoc materialną dla Żydów oraz byli moralną podporą dla Polaków zaangażowanych w ratowanie Żydów.
Za swoją działalność zapłacili najwyższą cenę. 15 października 1942 r. na czele kolumny ludności żydowskiej prowadzonej na śmierć szli kobryńscy rabini i dwaj księża. Świadek tamtych wydarzeń – Bogusław Bosiacki tak je opisuje: “Widok był okropny (my też wszyscy zaczęliśmy płakać), szli nasi znajomi, matki prowadziły maleńkie dzieci, te płakały ze strachu i głodu…”. Księży zamordowano razem z kobryńskimi Żydami w okolicach folwarku Gubernia. Ks. Grobelny miał wtedy 29 lat.
Auschwitz za pomoc Żydom
Księża byli wysyłani do obozów zagłady z kilku powodów, m.in. za niesienie pomocy ludności żydowskiej. Ks. Witold Dzięcioł po latach wyznał: “Dlatego, że pomogłem pewnemu choremu Żydowi z Kielc, zostałem aresztowany przez gestapo i spędziłem trzy lata w obozach koncentracyjnych w Oświęcimiu (Auschwitz), Mauthausen, Gusen, Dachau”. On przeżył, ale nie wszyscy przetrwali obozowe katorgi.
Ks. Jan Gielarowski, proboszcz z Michałówki oddalonej o niespełna 50 km od Markowej, gdzie zginęła rodzina Ulmów, również ukrywał Żydów, i to na swojej plebanii. Ponadto wystawiał fikcyjne metryki chrztu, które potem służyły ludności żydowskiej do wyrabiania dokumentów tożsamości. Za tę pomoc został aresztowany i zesłany do Auschwitz. Podczas przesłuchania nikogo nie wydał. Sam zaś zginął, wycieńczony, w kwietniu 1943 r.
Kolejnym bohaterskim kapłanem, choć mało znanym, który oddał życie za ratowanie drugiego człowieka, był ks. Jan Pyzikiewicz z parafii Lipnica Wielka k. Nowego Sącza, gdzie był proboszczem od 1934 r. Kiedy przyszedł czas wojenny, wiedziano, że można liczyć na pomoc ks. Jana, który dawał potrzebującym żywność za darmo lub wymieniał ją na towar niezbędny w gospodarstwie, które prowadził. Po wsparcie przychodzili mieszkający w okolicy Żydzi. Ta pomoc trwała także wtedy, gdy zostali oni wysiedleni do getta w Nowym Sączu. W 1942 r. proboszcz został wezwany przez gestapo na przesłuchanie za to, że “dawał dzieciom żydowskim (…) pożywienie” – tak pisze o swoim wuju Zyta Mazan, która zgłębiała historię jego życia. Ponadto, Niemcy zażądali od ks. Jana listy “osób podejrzanych”, ten jednak nikogo nie wydał, choć wiedział, kto jest w partyzantce, ponieważ pomagał także tym ludziom. Kiedy w listopadzie 1942 r. jechał po raz kolejny do siedziby gestapo w Nowym Sączu, kilkakrotnie miał sposobność ucieczki. Nie skorzystał z tego jednak, miał bowiem świadomość, że jego ucieczka mogłaby sprowadzić niebezpieczeństwo na mieszkańców Lipnicy Wielkiej. Ks. Pyzikiewicz został aresztowany i skazany na katorżniczy pobyt w Auschwitz. Trafił tam 16 stycznia 1943 r. i otrzymał numer obozowy 88555. Został zamordowany w marcu tego samego roku. Zyta Mazan opisuje, że podczas apelu obozowego kapłan upadł i wycieńczony “trafił prosto do pieca”.
Obozowa przyjaźń
Nawet w nieludzkich warunkach obozowych rozwijały się przyjaźnie kapłańsko-żydowskie. Przykład tego dał bł. ks. Michał Piaszczyński, który przed wojną zapraszał rabinów z Łomży do seminarium duchownego. Kiedy znalazł się w obozie Sachsenhausen (Oranienburg), przed śmiercią w grudniu 1940 r. podzielił się swoją porcją żywności m.in. z prawnikiem żydowskiego pochodzenia z Warszawy o nazwisku Kott, który wtedy ze łzami w oczach powiedział mu: “Wy, katolicy, wierzycie, że w waszych kościołach jest żywy Chrystus w waszym chlebie. Ja wierzę, że w tym chlebie jest żywy Chrystus, który powiedział Ci, abyś podzielił się nim ze mną”.
http://www.deon.pl/po-godzinach/historia-i-spoleczenstwo/art,215,ksieza-ktorzy-oddali-zycie-za-zydow.html
********
BŁ. JAN PAWEŁ II
Joanna Wilkońska
2. Niebeztroskie dzieciństwo 11’54″
3. Młodość – dojrzałość nie tylko religijna 04’20″
4. Aktor – amator czy profesjonalista? 05’04″
5. Pod płaszczem Maryi 05’00″
6. Student zafascynowany teatrem 07’01″
7. Okrucieństwo wojny 12’43″
8. Opieka Opatrzności 07’14″
9. Na progu kapłaństwa 05’48″
10. Wikary w Niegowici 04’26″
11. U św. Floriana w sfatygowanych butach 05’06″
12. Wujek 06’57″
13. Działalność artystyczna i literacka 09’11″
14. Wykładowca i nauczyciel 06’53″
15. Biskup krakowski 07’33″
16. Uczestnik II Soboru Watykańskiego 06’01″
17. Millennium 03’37″
18. Kardynał 12’23″
19. Konklawe 03’41″
20. Habemus papam! 11’49″
21. Dzień powszedni Ojca Świętego 03’23″
22. Papież pielgrzym 04’02″
23. Papież ekumenizmu 06’19″
24. Zawsze młody duchem 09’36″
25. W obronie rodziny 06’16″
26. Zamach na Ojca Świętego 09’50″
27. Wielkość cierpienia 06’48″
28. Odszedł do domu Ojca 09’41″
29. Wieczory z Janem Pawłem II i “Pokolenie JP2″ 05’51”
30. Centrum Jana Pawła II i Fundacja “Nie lękajcie się” 03’03″
31. Beatyfikacja Jana Pawła II 07’50″
TAJEMNICA BOGA
ks. Karol Wojtyła
W szafie jednego z krakowskich mieszkań przez ponad 60 lat leżały niepublikowane teksty Karola Wojtyły. Dopiero teraz ks. Szymon Fedorowicz, którego ojciec – jako student – współpracował z przyszłym papieżem, postanowił je ujawnić. Nakładem Wydawnictwa WAM teksty te ukażą się w zbiorze zatytułowanym Tajemnica Boga.
W 1951 roku, kiedy ks. Karol Wojtyła był wikariuszem parafii św. Floriana w Krakowie, wpadł na pomysł zorganizowania wymyślonych przez siebie nabożeństw – misteriów. Oparte były głównie na tekstach Pisma świętego przeplatanych własnymi komentarzami. Zaangażował w to przedsięwzięcie studentów. Jednym z nich był Jacek Fedorowicz. To on przez lata przechowywał oryginalne teksty Wojtyły. W kilka lat po jego śmierci, syn ks. Szymon Fedorowicz zdecydował się ujawnić maszynopis sprzed 60 lat.
Pierwsze z misteriów “Światłość Narodów” odbyło się w dzień Matki Bożej Gromnicznej 2 lutego 1951 r., kolejne – “Krzyż Chrystusa” (“Pasja według św. Mateusza”) w Wielkim Poście. Dwa następne “Chrystus Król” i “Niepokalana” zostały zrealizowane już po odejściu Wojtyły z parafii, ale pod jego opieką.
Zdaniem ks. Szymona Fedorowicza publikowane teksty mają wartość sentymentalną, bo są ściśle związane z Karolem Wojtyłą. Młody kapłan sam ułożył misteria i w postaci maszynopisów przekazał je studentom, którym powierzał role. “Myślę, że każdy, kto będzie je czytał dzisiaj, odnajdzie w nich dla siebie jakieś światło, wskazówkę i siłę. To są teksty nietypowe. Nie ma w nich odkrywczych treści teologicznych, ale wyjątkowa była forma samego nabożeństwa. Kilka lat po wojnie takich rzeczy w Kościele nie robiono” – zauważa ks. Fedorowicz.
Ksiądz Karol Wojtyła dawno skreślił te wersy, ale mają one w sobie tyle mocy słowa, co dobrze napisana sztuka. Stają się skarbem każdego, kto cenił sobie piękno i moc słów wypowiadanych przez Jana Pawła II. W tych osobistych komentarzach i zachętach wplecionych w teksty biblijne i liturgiczne autor, czyli ks. Wojtyła, daje nam przedsmak tego, czym karmił nas jako papież. Można powiedzieć, że te dotąd nieznane myśli młodego duszpasterza pozwalają zobaczyć, jak się zapowiadał, czym się fascynował za młodu, jak łączył modlitwę, liturgię czy para-liturgię z techniką teatralną, z recytacją i śpiewem – mówi Jacek Siepsiak SJ, redaktor naczelny Wydawnictwa WAM.
O wartości tych tekstów mówi najbliższy współracownik Jana Pawła II, obecny Metropolita Krakowski, kardynał Stanisław Dziwisz. – Błogosławiony Papież przemawiał na największych areopagach współczesnego świata. Stał się duchowym przewodnikiem dla niezliczonej rzeszy uczniów ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana. Co więcej, on nadal przemawia swoim słowem, świadectwem i świętością. Pozostał w Kościele, który jest wspólnotą pamięci. Odczytując po latach słowa księdza Karola Wojtyły – Jana Pawła II, możemy inspirować się jego myślą i refleksją, jego sposobem przeżywania Ewangelii i dzielenia się nią z innymi. Możemy przyjąć jego kolejny, prosty tekst jako swoiste duchowe przesłanie zza grobu. Pozostaje ono nadal aktualne.
http://www.sklep.deon.pl/produkt/art,52485,tajemnica-boga.html
********
100 NAJWAŻNIEJSZYCH WSKAZAŃ DLA ŚWIATA
Jan Paweł II
ARCHITEKCI KULTURY ŚMIERCI
Donald de Marco
Benjamin Wiker
Flickr (CC)
Chcieć ocalić najwyższą wartość
W spotkaniu z drugim otwiera się horyzont etyczny, niestety, kiedy przestaję dostrzegać dobrą wolę drugiego – na zasadzie zwrotnej – on może zacząć dostrzegać złą wolę we mnie… Należy zawsze podjąć decyzję podstawową – chcieć ocalić najwyższą wartość – dobrą wolę drugiego. Jednak dla ratowania jakiejś wartości nie wolno mi poświęcić wartości wyższej od wartości bronionej.
Jak można współcześnie znaleźć prawdę? Czy może nam w tym pomóc etyka techniczna? W związku z tym jawi się pytanie: jakie są zasadnicze różnice między taką etyką a etyką, która rodzi się poprzez doświadczenie drugiego człowieka.
Zauważmy, że etyka techniczna i sama technika rości sobie prawa do zapanowania nad światem, a przez wytwarzanie nowych narzędzi pragnie go poznać. Co za tym idzie, jej podstawowym zadaniem jest stworzenie „normy”, według której należy postąpić w danej sytuacji. Norma ta pociąga za sobą czysto mechaniczny sposób funkcjonowania, automatyzację jej działań i odtwarzanie na zasadzie zaprogramowanej reguły.
Człowiek – automat?
Łatwo chyba wyobrazić sobie człowieka – automat, który odwiedza wystawę i niczym maszyna stosuje normę rozdzielania zachwytu dla dzieł, nie rozumiejąc przy tym niczego. To daje punkt wyjścia dla stwierdzenia, że owo zaprogramowanie jest jawnym przeciwieństwem twórczości, która przecież – jakby na to patrzeć – jest wydobywaniem prawdy. Na czym zatem polegać ma twórczość i w jaki sposób ją ujawnić? – zapytamy. Powinna być przede wszystkim otwarta na dobro, prawdę i wyzwalająca postawę „mnie” działającego. By móc twórczo działać – a nie z normami, jakie tworzy etyka techniczna – trzeba spotkać i doświadczyć drugiego człowieka w sposób, w jaki niczego innego się nie doświadcza. To w drugim – jak mówił ks. Tischner – kryje się podstawa obiektywizmu dla naszych działań.
Spotkanie z drugim to spotkanie z jego tragizmem, z jego śmiercią, to usłyszenie wołania jego dobroci, które zobowiązuje bezwarunkowo. Co zatem musimy zrobić? Otóż imperatyw „trzeba” stawia nas w sytuacji skierowanej na drugiego. „Trzeba” zawsze pytać o to, co się stało drugiemu, o co drugiemu chodzi; „trzeba” coś zrobić, by go uratować i uleczyć. Drugi spotkany w jego tragiczności jest etyczną normą mojego działania, jest podmiotem mojego „tworzenia”. Nie mogę zadziałać zgodnie z zaprogramowaną normą. Doświadczam drugiego jako innego, zauważam, w jakiej sytuacji on się znajduje i czuję wewnętrzny nakaz, bym stał się za niego odpowiedzialny, by nie uległ stępieniu na drugiego mój zmysł wrażliwości. Tak otwiera się dla mnie etyczny horyzont mojego istnienia, w którym obcuję z drugim. On sam może się na mnie otworzyć tylko wtedy, gdy znajdzie swój „ethos” – miejsce, w którym jest zadomowiony, jakiś krąg swojskości. To z tego miejsca mówi od siebie, pokazuje swoją twarz, o czym poświadcza Emmanuel Lévinas. Jeżeli w tym kręgu nie poczuje się wolny i bezpieczny, nie pokaże swej prawdziwej twarzy, pokaże maskę, to ja spotkam go tylko takim, jakim zechce, bym go oglądał.
Czymże innym mogę odpowiedzieć na dobrą wolę drugiego, który kieruje ją do mnie, jeśli nie dobrą wolą? Wołanie drugiego to wołanie jego dobrej woli we mnie. Zatem ratując drugiego, mogę ratować siebie. Poznanie bowiem drugiego wymaga „otwarcia się”; on musi otworzyć się przede mną, a ja przed nim. Nie mogę jednak w żaden sposób wyrokować moralnie, nie mogę oceniać, gdy czuję „moralne swędzenie”, aby powiedzieć „dobre czy złe”. Chodzi zawsze o to, by w drugim ujrzeć jego człowieczeństwo. Bo dziś widzi się często człowieka jako dobrze funkcjonującą maszynę.
Czy istnieje wyjście z sytuacji, w której ja spotykam drugiego, podczas gdy on nie spotyka mnie? Czy na siłę starać się go zwrócić ku sobie?
Doświadczyć drugiego
Niepodobna nie zadawać sobie pytania: jakie są motywy ludzkiego działania i jak ma się do tego ich dobra wola? Można z całą pewnością stwierdzić, że nie ma ludzi całkowicie złej woli, nie ma ludzi, którzy chcieliby absolutnie zła, ponieważ nawet czyniąc zło widzą i szukają w nim jakiegoś dobra dla siebie. Nie można mówić przecież o demonicznych ludziach, gdyż to w jakimś stopniu wykluczałoby ich dobrą wolę i wolną wolę każdego człowieka w ogóle. A ten nigdy nie jest jej pozbawiony i być pozbawiony nie może przez żadne okoliczności. Zgodzić należałoby się za ks. Tischnerem, że człowiek może bytować w demonicznym świecie, może doświadczać demonicznego zła, ale sam nigdy takowym demonem się nie stanie.
Powstają naglące pytania: W jaki sposób pomóc człowiekowi, który czyni zło? Jak w takim ratowaniu go z tej niezwykle tragicznej sytuacji uratować samego siebie? Bo – jak stwierdziliśmy już – owo „trzeba” jest ratunkiem dla mnie samego; ratuję siebie, przez pomoc drugiemu, od wyrzutów sumienia. Przecież ja także wołam i mimo tego, że poniosłem klęskę „lecząc” drugiego, przegrałem, ale mam czyste sumienie.
Co mi daje bycie dobrym?
Zadaniem etyki dobrej woli jest wyniesienie się ponad spektrum patrzenia w kategoriach przyczyny i skutku. Bowiem takie rozumienie zawsze będzie w pewnym sensie prowadzić do potępienia człowieka. Etyka niezakorzeniona w dobrej woli jest tylko czczym odgrywaniem etyki, jest sztucznym i błędnym przekreślaniem drugiego w jego dobrej woli. Jakże zatem – co narzuca nam się bez wątpienia – można nie okazać dobrej woli drugiemu, który przecież również wychodzi do mnie z dobrą wolą; wreszcie, co jest imperatywem: nie można pozwolić wyciągnąć się z woli bycia dobrym. Co bowiem daje mi bycie dobrym? Zauważamy, że dzięki temu stajemy z czystym sumieniem wobec drugiego, a przez to otrzymujemy skutek niezbywalny, jakim jest wolność. Bo to właśnie wolność jest sposobem istnienia dobra. Jednakże w byciu dobrym winniśmy kierować się cnotą roztropności, bo ona jest w stanie powiedzieć nam, dokąd dojść, jakie działanie podjąć, by móc uratować drugiego, by uratować siebie. Nie można zatem zamykać się za chińskim murem, zamykać się w sobie – jak twierdził Ferdynand Ebner. W spotkaniu z drugim otwiera się horyzont etyczny, niestety, kiedy przestaję dostrzegać dobrą wolę drugiego – na zasadzie zwrotnej – on może zacząć dostrzegać złą wolę we mnie.
Zatem jestem odpowiedzialny za drugiego pod tym względem. Powraca znowu problem spotykania ludzi – monad, którzy nie spotykają mnie, a może tylko swoje o mnie wyobrażenie i niestety wyrażają swoje mną rozczarowanie, a nawet wykazują niechęć. Otóż odpowiedź zdaje się być prosta: Należy starać się rozumieć dobrą wolę drugiego, nawet, jeśli jawi nam się ona jako zła wola. Tak też czyniła Edyta Stein, już jako s. Benedykta. Starała się rozumieć, dlaczego działania ludzi są takie a nie inne, w czym przejawia się ich dobra wola. Tutaj mocnym fundamentem takiego rozumienia drugiego jest tylko głębokie współmyślenie z Bogiem, głęboka z Nim więź, która owocuje dojrzałością.
Czy jednak w klarowaniu się świata wartości „ja” i „ty” wystarczy (bo przecież nie można w takich relacjach przezwyciężyć subiektywizmu) czy nie trzeba – jak twierdzi Emmanuel Lévinas. – trzeciego? Wydaje się faktem oczywistym, że do nieobłudnej prawdy zawsze potrzebny jest trzeci. Owe wartości zawsze mieć będą wymiar egzystencjalny i dialogiczny, muszą i istnieją w doświadczeniu. Zawsze zatem należy ukazywać racjonalność i podstawę normy etycznej, a nie samą tylko normę. Norma musi odzwierciedlać nasze bycie sobą. By obudzić w sobie pragnienie bycia sobą, należy ukazać wartości i dobro jako piękno i przez to go pociągnąć, bo piękno pociąga. Jest obowiązkiem wyzwalać w drugim wrażliwość na piękno, a przez to uznać go za mogącego dostrzec to piękno. Bowiem wierzyć w drugiego, to wierzyć w siebie. To drugi człowiek jest wartością, której należy bronić i poświęcić dla niego inne wartości – łącznie ze swoim życiem.
Etyka czy utopia?
Nie pragnę tu mówić o wyidealizowanym obrazie etyki czy też utopii. Trzeba wejść w życie człowieka, gdzie nie wystarczy tylko norma etyczna, ale gdzie urzeczywistniać należy wartości. Według Arystotelesa, potrzeba sztuki tego, co możliwe i eliminowania tego, co niemożliwe. Na początku Etyki nikomachejskiej czytamy fragment, w którym mowa o tym, co należy wybrać i najzwyczajniej w świecie wytrzymać. Zawsze bowiem będziemy płacić cenę za swoje wybory, gdyż życie według wartości nie może się obyć bez rezygnacji z czegoś. Krótko mówiąc, trzeba nam zmysłu rzeczywistości, który odnosi się do „tu” i „teraz”, umożliwia nam on określić to, co człowiek może zrobić, a czego nie może.
Jak zauważamy, w świecie przyrody nieodzowny jest kompromis, dzięki czemu może ona funkcjonować. Ale czy można mówić o „mądrym kompromisie” w świecie ludzkim, w świecie dobra i zła? Arystoteles mówił o „złotym środku” między skrajnościami. Można zatem powiedzieć, że należy być bezkompromisowym. Ale przecież częściej zdarza się bezkompromisowość w złem, czyli bezwzględność, której przykładem był Sanhedryn i Piłat. Człowiek bezkompromisowy nie liczy się ze środkami wiodącymi do celu, bo chce dobra w jednym miejscu, gdy tymczasem czyni zło w innym, jego wola nie jest konsekwentna. Robi z celu środek, a ze środka cel, bo kiedy nie chce dobra w „gruncie rzeczy” a tylko w danym przypadku, to jego działania zawsze są złe – choć pozornie wyglądają na dobre.
Jednak istnieje i bezkompromisowość w dobrem, czyli dzielność. Dzielnym jest ten, kto realizuje wartość najwyższą w danej sytuacji. Dążąc do celu, chce by był on dobry i dobiera odpowiednie środki do jego realizacji. Wyzwala z siebie konkretną postawę (zwraca się do siebie w dzielności) i wybiera wartość odpowiednią i ją realizuje (zwraca się ku światu). Zawsze więc bierze „ siebie w posiadanie” (Henri Bergson) i nie pozwala się opanować siłom niższym, jak np. strach czy presja otoczenia. Kto wybiera kompromis, staje wpół drogi i robi mniej niż może zrobić.
Ciągle dojrzewamy do poczucia obowiązku etycznego, do wrażliwości na poszczególne wartości. A prawda chyba zawsze tkwić będzie w etyce. Czy jednak realizacja dobrej woli uchroni ludzi przed kompromisem i bezwzględnością? Czy nauczą się dostrzegać drugiego w jego tragedii i realizować wartości, które realizować „trzeba”? Tu filozofia dobrej woli „kuleje”. Nawet ks. Tischner nie umiał na to odpowiedzieć. Ale miejmy nadzieję, że ratowany przez nas pojmie, że „tak było trzeba”. „A skoro pojmie, my sami znajdziemy w nim oparcie w naszej samotności” (ks. Józef Tischner).
Tomasz Rak
http://www.katolik.pl/dobra-wola,2815,416,cz.html?s=4
********
Na tle „szkicowo” omówionych kontrowersji wokół uniwersalnego i relatywnego charakteru prawdy warto zapytać, jakie jest miejsce prawdy w życiu społecznym i relacjach międzyludzkich ?
2 – Por., A. Siemianowski, Kompromis a prawda, „W drodze” 1998 nr 7, s. 13;por., F. Bączkowicz, Fundamentalne postawy moralne, w: Wobec wartości, Poznań 1999, s. 36.
3 – Por., VS 31; SS 18.
4 – K. Wojtyła, Osoba i czyn oraz inne studia antropologiczne, Wydawnictwo Towarzystwa Naukowego KUL, Lublin 1994, s. 205.
5 – Por. Tamże, s. 202 – 204;por., J. Nagórny, Posłannictwo chrześcijan w świecie, Świat i wspólnota, Lublin 1998, s. 277- 278.
6 – Por., S. Nowak, System wartości społeczeństwa polskiego, „Studia Socjologiczne” 1996, nr 4, s. 169-170; K. Dąbrowski, Tezy o charakterze Polaków i metodach jego przekształcania, „Zdrowie Psychiczne” 1994, nr 2-3, s. 114;por., J. Nagórny, Posłannictwo chrześcijan w świecie, Świat i wspólnota, Lublin 1998, s. 288– 289.
7 – Por., VS 18; CA 14; J. Strzelecki, Niegodność i godność człowieka w wieku XX, w: Zagadnienia godności człowieka, red. J. Czerkawski, Lublin 1994, s. 143-145.
8 – Por., J. Bagrowicz, Prawo Boże w sercu człowieka. Moralność czynów, uczuć, sumienie, Tarnów 1997, s. 182.
9 – Por., DM 12; J.Orzeszyna, Moralny aspekt ludzkiej wolności, „Analecta Cracoviensia” 33 (2001), s. 183; por., Z. Sareło, Postmodernistyczny styl myślenia i życia, „Homo Dei” 67(1997), nr 3(244), s. 24-25.
10 -Por., SS 47; CA 5 , 44; VS 99;Vs 70;por., J. Łata, Lęk przed pustką i bezsensem, „Communio” 14(1994), nr 6(84), s. 42.
11 -Przemówienie Jana Pawła II do społeczności uniwersyteckiej wygłoszone podczas liturgii słowa na dziedzińcu KUL, Zeszyty Naukowe KUL 1987, nr 3-4 (119-120).
12 – Tamże.
13 – RH 12.
14 – Por., Z. Sareło, Postmodernizm w pigułce, Poznań 1998, s. 6-8.
15 – Por., T. Ożóg, Kulturowe zagrożenia wychowania, w: Wychowanie chrześcijańskie a kultura, red. M. Nowak, T. Ożóg, Lublin 2000, s. 168-169.
16 – RH 12.
17 – Tamże, 7.
18 – Tamże, 8.
19 – Tamże, 13.
20 – CA 44.
21 – Por., Bez prawdy wolność traci sens, Rozmowa z Maciejem Ziębą OP, w: Przewodnik po encyklikach, Myśląc z Janem Pawłem II, rozmawiał Paweł Kozacki, Poznań 2003, s. 195 – 196.
22 – Por., Tamże, s. 196.
Wspólnototwórczy wymiar prawdy cz.2
Koncepcja „podmiotowości społecznej” w encyklice „Centesimus Annus”
„Fides et ratio”[32]. Jego słowa ale nade wszystko jego postawa spójności aż do samej śmierci naznaczyły myśl filozoficzną od ponad dwóch tysięcy lat, dlatego też jeszcze większy powód mają chrześcijanie dla zaświadczenia o prawdzie, nie tylko rozumem, kultywowanym poprzez lekturę, poprzez studiowanie i refleksję, lecz również poprzez cnoty, które odzwierciedlają Chrystusa, prawdę, która stała się życiem.
24 – Tamże, 46.
25 – Por., CA 32; B. Mokrzycki, Formacja chrześcijańskiego sumienia, w: Ewangelizacja i nawrócenie. Program Duszpasterski na rok 1995/96, Katowice 1995, s. 291-293;por., J. Bagrowicz, Prawo Boże w sercu człowieka. Moralność czynów, uczuć, sumienie, w: W duchu i prawdzie. Katechizm Kościoła Katolickiego w refleksji i życiu, red. Cz. Noworolnik, M. Zając, Tarnów 1997, s. 182.
26 – Por., FR 33-34; B. Czupryn, Potrzeba poznania obiektywnej prawdy o człowieku według Fides et ratio. W poszukiwaniu ideału człowieka XXI w., w: Fides et ratio. W poszukiwaniu ideału człowieka XXI wieku, red. I. Mroczkowski, E. A. Wesołowska, Płock 2001, s. 179
27 – Por., K. Wojtyła, Osoba i czyn oraz inne studia antropologiczne, Wydawnictwo Towarzystwa Naukowego KUL, Lublin 1994, s 176-178.
28 – J. Ratzinger, Wiara, prawda, tolerancja, Kielce 2005, s.183
29 – Deus caritas est 3.
30 – FR 33; Por., VS 34;Z. Malutka, Poznanie integralnej prawdy w świetle encykliki Jana Pawła II Fides et ratio, W poszukiwaniu ideału człowieka XXI w., w: Fides et ratio. W poszukiwaniu ideału człowieka XXI wieku, red. I. Mroczkowski, E. A. Wesołowska, Płock 2001, s. 218.
31 – Deus caritas est 31.
32 – Por., FR 26.
33 – Por., T. Zadykowicz, Służba prawdzie jako obowiązek moralny, Wiadomości Kościelne Archidiecezji Białostockiej, 10 (2001), nr 1, s. 140.
34 – B. Jurczyk, Wolność – sumienie – prawda w świetle encykliki “Veritatis splendor”. Krytyczna ocena koncepcji “kreatywnego” sumienia, w: Nie lękać się prawdy. Encyklika “Veritatis splendor”, red. P. Morciniec, Opole 1994, s. 56-58.
Chociaż zadziwienie ma miejsce w ulotnej chwili, nie lubi pośpiechu. W świecie, który szuka niezbitych dowodów, szybkich sensacji i superbohaterów, trudno przyjąć nieco łagodniejsze światło. Wezwanie Jana do oderwania się od tego, co nas otacza, ma na celu ponowne przeszkolenie naszego wzroku i słuchu. Jan przeciwstawia się temu, co nas przytłacza (embarazar), powstrzymuje (impedir), przekarmia (cebar) (DGK II, 16, 6; 15, 3). Ostrzega nas przed korzystaniem z pokarmu typu fast food, który utrudnia kosztowanie manny (por. DGK I, 5, 3).
Flickr (cc)
Kiedy odwołamy się do Pisma Świętego, z łatwością zauważymy, że nie poświęca ono zbyt wiele miejsca tematowi diabła.
Oprócz zwyczajnego działania diabła, o którym zostało powiedziane powyżej, występują także inne działania, mające na celu nakłonienie człowieka
Przypisy:[1] Por. T. Trębacz, Szatan jako źródło zła. Studium dogmatyczno-pastoralne, Kraków 2008, 71.
[2] Por. L. Rose, Diabełchce ciępoznać, Wrocław 1999, 25.
[3] Zob. T. Trębacz, Szatan jako źródło zła, 72-73.
[4] Por. G. Huber, Idź precz szatanie, Marki 2000, 87.
[5] Por. KK 35.
[6] Zob. T. Trębacz, Szatan jako źródło zła, 72-73.
[7] Por. G. Huber, Idź precz szatanie, 89.
[8] Por. L. Rose, Diabełchce ciępoznać, 110.
[9] Por. tamże.
[10] Por. G. Amorth, dz. cyt., 53.
Dodaj komentarz