Słowo Boże na dziś – 5 Lipca 2015 r. – Pierwsza Niedziela miesiąca

Myśl dnia

Gdzie Bóg nas posiał, tam mamy kwitnąć.

Pastorelli

******

XIV NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B

PIERWSZE CZYTANIE  (Ez 2,2-5)

Powołanie proroka

Czytanie z Księgi proroka Ezechiela.

Wstąpił we mnie duch i postawił mnie na nogi; potem słuchałem Tego, który do mnie mówił. Powiedział mi:
„Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników, którzy Mi się sprzeciwiali. Oni i przodkowie ich występowali przeciwko Mnie aż do dnia dzisiejszego. To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach; posyłam cię do nich, abyś im powiedział: «Tak mówi Pan Bóg». A oni czy usłuchają, czy nie, są bowiem ludem opornym, przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 123,1-2a.2bcd.3-4)

Refren: Do Ciebie, Boże, wznoszę moje oczy.

Do Ciebie wznoszę oczy, *
który mieszkasz w niebie.
Jak oczy sług są zwrócone *
na ręce ich panów.

Jak oczy służebnicy *
na ręce jej pani,
tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu, *
dopóki nie zmiłuje się nad nami.

Zmiłuj się nad nami, zmiłuj się, Panie, *
bo mamy już dosyć pogardy.
Ponad miarę nasza dusza jest nasycona *
szyderstwem zarozumialców i pogardą pysznych.

DRUGIE CZYTANIE (2 Kor 12,7-10)

Paweł chełpi się ze swoich słabości

Czytanie z Drugiego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.

Bracia:

Aby nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz Pan mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”.
Najchętniej więc będę się chełpił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Łk 4,18)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Duch Pański spoczywa na Mnie,
posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mk 6,1-6)

Jezus nieprzyjęty w Nazarecie

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze.
A wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim.
A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

Oto słowo Pańskie.

**********************************************************************

KOMENTARZ

Gdyby Jezus był tylko zwykłym nauczycielem … nasza wiara byłaby próżna. Niestety wielu ludzi nie chce dostrzec w Nim czegoś więcej, jego mesjańskiej godności. My jednak, którzy poznaliśmy miłość Boga wiemy, że Jezus jest Panem, Mesjaszem, Bogiem, Księciem Pokoju, Zbawicielem…

Człowiek w swoim zakłamaniu i poranieniu czasami nie potrafi dostrzec Boga tam gdzie On jest naprawdę. Potrafi nazywać złym to co Boże, a dobrem to co wprost jest odrzuceniem prawdziwego Boga. Faryzeusze, którzy mieli rozpoznać Mesjasza oskarżają Go o działanie mocą złego ducha … obyśmy my nie podpisywali się pod tymi kłamstwami.

Bóg jest blisko

Trudno było uwierzyć mieszkańcom rodzinnego miasta Jezusa, że człowiek, którego znali od dzieciństwa, może być oczekiwanym Mesjaszem. Bóg może posługiwać się ludźmi z naszego najbliższego otoczenia, aby przez nich przekazywać swoją wolę. Mąż lub żona, dziecko, członek mojej wspólnoty – może właśnie te osoby mają być dla mnie przewodnikami w drodze do Boga? Nie trzeba wcale jechać do odległych sanktuariów albo spotykać sławnych kaznodziejów, aby doświadczyć działania Bożej opatrzności i usłyszeć wolę Boga. Może właśnie poprzez Twoich najbliższych i w miejscach, które codziennie mijasz, mówi do Ciebie Bóg?

Panie, Ty przechodzisz tak często obok mnie i stawiasz na mojej drodze różne osoby. Otwórz moje ucho, abym usłyszał Twój głos i uwierzył, że to Ty właśnie do mnie mówisz.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

*******

Wprowadzenie do liturgii

BLOKOWANIE ŁASKI BOŻEJ

Zaskakujące jest to, że Pan Jezus w swoim rodzinnym mieście spotkał się z niedowiarstwem, a w innych miejscach i wśród ludzi bardziej mu obcych widziano w nim Mesjasza. Ale czy w naszym życiu nie dzieje się podobnie?
Zachwycamy się nowo poznanymi ludźmi, którzy mówią nam pięknie o Panu Bogu. Jesteśmy gotowi jechać do odległych sanktuariów, aby choć chwilę tam się pomodlić. Kupujemy nowy różaniec, a stary wrzucamy na dno szuflady.
Bóg natomiast obecny jest w tym, co najprostsze i nam najbliższe. Próbuje zatem dotrzeć do nas przez własną żonę lub własnego męża, dziecko, współbrata w kapłaństwie czy członka wspólnoty, do której należymy. Nie oczekuje od nas za każdym razem, abyśmy jechali do dalekiego sanktuarium, ale zaprasza do najbliższego kościoła. Nie potrzebuje, abyśmy kupowali nowy różaniec, ale wystarczy mu ten stary i wytarty, którym posługujemy się od lat.
Panu Bogu zależy przede wszystkim na tym, abyśmy potrafili usiąść razem z naszymi najbliższymi. I to najlepiej tam, gdzie na co dzień toczy się nasze rodzinne czy wspólnotowe życie. I abyśmy z nimi się pomodlili. Pragnie, abyśmy spojrzeli na własną żonę i własnego męża jako na zwiastunów Bożej obecności w naszym życiu. Taka postawa jest bardzo prosta, a jednocześnie tak trudna w realizacji. Może właśnie dlatego św. Marek w dzisiejszej Ewangelii podkreślił, że Jezus „nie mógł tam zdziałać żadnego cudu” i „dziwił się ich niedowiarstwu”. Oni wszyscy po prostu nie uwierzyli, że Zbawiciel może być tak blisko nich i to zablokowało ich serca na działanie łaski Bożej.

ks. Mariusz Krawiec – paulista

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/930

******

Liturgia słowa

Święty Jan Paweł II w książce pt. Dar i tajemnica, pisał o swej wdzięczności Panu Bogu za każdą odprawioną Mszę Świętą. Często nie do końca rozumiemy znaczenie Mszy św. w naszym życiu. I dlatego nie doceniamy tego daru. Gdy zaczynamy przychodzić na Mszę św. częściej niż tylko w niedzielę, to zauważamy niezbędność tego wydarzenia w naszym życiu.

PIERWSZE CZYTANIE (Ez 2,2-5)

Czasem czynimy jakieś dobro i nie widzimy owoców. Spotykamy się z obojętnością, nic się nie zmienia na lepsze. I wtedy zastanawiamy się: „Czy warto?”. Takie zadanie daje człowiekowi Pan Bóg: świadczyć o bezinteresowności dobra. W jakiś sposób dołączamy wtedy do grona proroków Starego Testamentu. Samotnych, prześladowanych. To właśnie przez nich Pan Bóg budował historię zbawienia.

Czytanie z Księgi proroka Ezechiela
Wstąpił we mnie duch i postawił mnie na nogi; potem słuchałem Tego, który do mnie mówił. Powiedział mi:
«Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników, którzy Mi się sprzeciwiali. Oni i przodkowie ich występowali przeciwko Mnie aż do dnia dzisiejszego. To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach; posyłam cię do nich, abyś im powiedział: „Tak mówi Pan Bóg”. A oni czy usłuchają, czy nie, są bowiem ludem opornym, przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich».

PSALM (Ps 123,1-2a.2bcd.3-4)

Bóg pragnie spotykać się z nami w modlitwie. Kościół przekazuje nam bogactwo sposobów modlitwy. W zależności od tego, ile mamy czasu, siły, jacy jesteśmy, możemy wybierać sposób modlitwy. Gdy nie wiemy, jak się modlić, wystarczy, że wejdziemy do jakiegoś Kościoła i w milczeniu wzniesiemy nasze oczu ku Jezusowi obecnemu w tabernakulum.

Refren: Do Ciebie, Boże, wznoszę moje oczy.

Do Ciebie wznoszę oczy, *
który mieszkasz w niebie.
Jak oczy sług są zwrócone *
na ręce ich panów. Ref.

Jak oczy służebnicy *
na ręce jej pani,
tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu, *
dopóki nie zmiłuje się nad nami. Ref.

Zmiłuj się nad nami, zmiłuj się, Panie, *
bo mamy już dosyć pogardy.
Ponad miarę nasza dusza jest nasycona *
szyderstwem zarozumialców i pogardą pysznych. Ref.

DRUGIE CZYTANIE (2Kor 12,7-10)

Pan Jezus nauczał i uzdrawiał chorych. I dzisiaj to czyni, pragnie przywracać nam zdrowie. Dlatego z ufnością można modlić się o uzdrowienie. Jezus może całkowicie nas wyleczyć z choroby. A może chorobę pozostawić. Uzdrowienie wtedy polega na świadomym przyjęciu tajemnicy choroby jako oczyszczenia, wypróbowania. Jako włączenie w mękę Chrystusa. Wówczas choroba nie niszczy nas duchowo, ale czyni współpracownikami Pana Jezusa.

Czytanie z Drugiego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian
Bracia:
Aby nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz Pan mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
Najchętniej więc będę się chełpił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 4,18)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Duch Pański spoczywa na Mnie,
posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 6,1-6)

Każdy pragnie zdobywać wiedzę. Przez całe życie czegoś się uczymy i wciąż czegoś nie wiemy. I to jest naturalne. Najgorzej, gdy człowiek jest pewny, że wie już wszystko. Ma wyrybioną opinię na każdy temat. Trudno się żyje z takim człowiekiem. A Panu Jezusowi trudno przekazać Swe łaski takiej osobie. Ciekawość świata, poszukiwanie, niepewność, otwiera serce człowieka. Wtedy Jezus może czynić cuda!

Słowa Ewangelii według świętego Marka
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze.
A wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?». I powątpiewali o Nim.
A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/930/part/2

*******

Katecheza

Duchowe zagrożenia współczesnego Kościoła

Papież Paweł VI powiedział, że człowiek współczesny coraz bardziej traci zaufanie do instytucji Kościoła. Zauważył również, że ludzie łatwiej uwierzą jakiemuś samozwańczemu prorokowi niż ludziom Kościoła. Dlaczego?
To prawda. Ale w tym miejscu trzeba mocno powiedzieć, że to jest wina wszystkich środków masowego komunikowania. A przede wszystkim telewizji, czasopism, internetu itd. Środki te obrały sobie za cel walkę z Kościołem i kapłanami. Oczywiście, przyczynili się do tego również i ci księża, którzy nie powinni być kapłanami. To od nich się zaczęło.
W tym miejscu chciałbym zacytować przysłowie, które stało się popularne we Włoszech: „Wiele więcej hałasu robi jedno drzewo, które się łamie, niż cały las, który rośnie”. Łamiące się drzewo jest podobne do księdza, który odchodzi z kapłaństwa z powodu słabości, uwikłania w pedofilię. Natomiast las, który rośnie, jest obrazem wszystkich proboszczów, misjonarzy, itd. A o ich pracy nikt nie chce mówić. Nikt też nie mówi o zamordowanych misjonarzach. Ale o skandalach w Watykanie mówią wszyscy. Oczywiście powodem do tego była jakaś nieczysta sprawka.
Trzeba powiedzieć, że wszystkie te środki masowego komunikowania zaczęły walczyć z Watykanem i kapłanami z zamiarem walki z Kościołem. A ponieważ Kościół to nie instytucja; Kościół to misjonarze, proboszczowie, katecheci, to rodzice, którzy uczą swoje dzieci prawd wiary. Kościół to także Święci, których w naszych czasach jest bardzo wielu.
Niektórych z nich ja osobiście znałem. Na przykład przez 26 lat widywałem się z Ojcem Pio, którego Kościół kanonizował. Przez 30 lat mogłem przebywać blisko mojego Założyciela, dziś błogosławionego ks. Jakuba Alberionego. Tak więc znałem ich wielu. Stąd można powiedzieć, że żyjemy w czasach świętych. A mimo to, wciąż działają ludzie ze środków masowego komunikowania, którzy zamiast pisać o dobrych postawach, np. o misjonarzach, którzy oddali swoje życie, piszą o złym zachowaniu niektórych ludzi Kościoła i w ten sposób mu szkodzą. Tym samym ludzie mediów zachowują się jak antyklerykałowie. Dlatego pisma, w których oni pisują, mają ogromnie negatywny wpływ na społeczeństwo. Stąd to chorobliwe nastawienie środków przekazu, aby ujawniać złe postępowanie ludzi Kościoła, a nie pragnienie ukazywania w nim tego, co jest dobre i pozytywne. A przecież tego, co jest dobre w Kościele, jest o wiele więcej.

Wydaje się, że takie działanie ze strony środków masowego komunikowania, zwłaszcza przeciwnych Kościołowi, powoduje, że wierni zaczynają powoli tracić zaufanie do ludzi Kościoła. Co Ksiądz o tym sądzi?
Niestety to prawda. Do tej pory ukazało się niewiele pozycji ukazujących w pozytywnym świetle życiorysy kapłanów, którzy żyli święcie, poświęcając swoje życie w służbie najuboższym, z miłości do Jezusa. Jest ich naprawdę wielu. Mam tu na biurku jedną z takich książek. Ale niestety wielkie koncerny medialne i książkowe nie mówią o nich. Czasami pojawia się krótka wzmianka, np. kiedy zmarł ks. Giussani. A przecież mamy tak wielu kapłanów, którzy żyją świecie i nikt o nich nie pisze. Dlatego pamiętajmy o tym, że las, który rośnie, czyni większe dobro niż jedno drzewo, które wali się z trzaskiem. I mam nadzieję, że ten las będzie nadal rósł, nie czyniąc żadnego hałasu, tak jak to jedno, łamiące się drzewo.

Fragment rozmowy ks. Sławomira Sznurkowskiego z ks. Gabrielem Amorthem
zaczerpniętej z książki pt. Spotkałem Szatana, wydanej w Częstochowie w 2014 roku. 

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/930/part/3

******

Rozważanie

Towarzyszyli Mu Jego uczniowie (Mk 6, 1).

Uczestnictwo w szkole Boskiego Mistrza to wielki dar, a zarazem ogromne zadanie. Jezus zaprasza do swojej szkoły, aby dać się poznać każdemu, kto tego pragnie, aby wyjaśnić wszystko to, czego rozum ludzki sam pojąć nie zdoła. Jezus gromadzi swoich uczniów wokół siebie, bo chce być blisko nich, bo chce widzieć, jak ich serca, dotknięte ogniem Jego miłości, stają się podobne do Jego serca. Chce zobaczyć, jak ich myśli, oświecone światłem Jego Ducha, otwierają się na prawdę Bożego słowa. Bycie uczniem Jezusa jest zadaniem, ponieważ wymaga trwałego zaangażowania myśli, uczuć, woli, wymaga wejścia całego człowieka w proces ciągłego nawracania, permanentnej przemiany, stałego i coraz pełniejszego upodabniania się do Boskiego Mistrza. Jezus wybiera i formuje uczniów, aby ich posłać, aby nauczali w Jego imieniu, aby sami stali się nauczycielami, by tłumaczyli Jego słowo, by utwierdzali wiarę, by nieśli miłość i dawali nadzieję. Nie bój się odpowiedzieć na Boże zaproszenie, bo żniwo jest wielkie, ale robotników ciągle za mało.

Rozważanie zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
Wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/930/part/4

********

Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”
XIV NIEDZIELA ZWYKŁA B
5 lipca 2015 r.

I.  Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.

Bracia: Aby nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz Pan mi powiedział: “Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”.
Najchętniej więc będę się chełpił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny. (2 Kor 12,7-10)

II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.

Apostoł Paweł był człowiekiem takim jak my. On też podlegał różnego rodzaju pokusom, w tym pokusie wynoszenia się nad innych z powodu objawień, które otrzymał od Pana. Pan nie skąpił Pawłowi objawień, ale też dopuścił oścień utrapienia, który niejako sprowadzał Pawła na ziemię, kiedy groziło mu bujanie w chmurach. Apostoł prosił Pana o usunięcie utrapienia. Uzyskał zapewnienie, że sobie poradzi, że nie zabraknie mu Bożej łaski. Dowiedział się też, że Boża moc w przeciwieństwie do ludzkiej, która potrzebuje treningu, ćwiczeń itp., w słabości się doskonali. Paweł zrozumiał, że słabości, które dotykają jego życie są wielką szansą na ujawnienie w tym życiu mocy Chrystusa. To ona, pomimo trudności, jest gwarancją apostolskich sukcesów Apostoła. Dlatego Paweł chlubi się ze swoich słabości i niedostatków, to one bowiem sprawiają jego coraz większe otwarcie na działanie mocy Chrystusa, bez której niewiele by dokonał.

Czy i mnie dopadają pokusy wynoszenia się nad innych, dominacji nad innymi, spoglądania na innych z góry, bycia kimś lepszym za wszelką cenę? Jaki oścień dany od Pana w moim przypadku ściąga mnie na ziemię, broni przed postawą pychy i wyniosłości, pozwala twardo stąpać po ziemi? Czy narzekam na ów oścień? Czy nalegam, ciągle “zawracam Panu głowę”, aby zabrał go ode mnie? A może w pokorze serca Bogu za ten oścień dziękuję, gdyż on pozwala mi zachować postawę pokory i otwierać się w życiu na (po)moc Pana i innych ludzi? Być może nie obnoszę się z moimi słabościami, nimi się nie przechwalam, ale mam świadomość ich obecności w moim życiu i z tego też powodu codziennie szukam wsparcia u Pana, o nią systematycznie się modlę, bo i ja bez Bożego wsparcia niewiele zrobię.

Pomodlę się o dar rozeznania swoich słabości i otwartość na Bożą moc, o dar pamięci, że “moc w słabości się doskonali”. Podziękuję Panu za wszystko, czym poskramia moją pychę, chęć wywyższania się nad innych, za każdą lekcję pokory.

III  Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:

Jak oczy służebnicy
na ręce jej pani,
tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu,
dopóki nie zmiłuje się nad nami…
(Ps 123, 2)

IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:

Do Ciebie, Boże, wznoszę moje oczy

***

opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22367

***************

*******

Symeon Nowy Teolog (ok. 949-1022), mnich grecki
Katechezy, nr 29

„Wierzyć w Jezusa dzisiaj”
 

Wielu nie przestaje mówić: „Gdybyśmy żyli w czasach apostołów i okazali się godnymi oglądania Chrystusa jak oni, to także stalibyśmy się święci”. Nie wiedzą, że On jest ciągle ten sam w całym wszechświecie, przemawia terw ten sam sposób, jak wtedy… Sytuacja obecna nie jest taka sama, jak dawniej, lecz jest lepsza. Prowadzi nas łatwiej do wiary i głębokiego przekonania, niż fakt ujrzenia i słuchania Go w sposób namacalny.

Bo tak naprawdę, ludzie niezbyt mądrzy uważali Go za człowieka niskiego pochodzenia; a teraz wiemy, że to Bóg do nas przemawia, Bóg prawdziwy. W sposób fizyczny wtedy spotykał celników i grzeszników i jadł z nimi; obecnie siedzi po prawicy Ojca, nigdy nie będąc oddzielony od niego w żaden sposób…  Nawet ludzie niskiego stanu Nim pogardzali, mówiąc: „Czy nie jest to cieśla, syn Maryi” (Mk 6,3; J 6,42). A teraz królowie i książęta wielbią Go jako Syna prawdziwego Boga i samego Boga… W tamtych czasach uważano Go za zwykłego człowieka, śmiertelnego jak inni. On – Bóg niewdzialny i bez określonej formy, otrzymał, bez uszczerbku ni jakiejkolwiek zmiany, formę ludzkiego ciała; stał się całkowicie człowiekiem, takim się ukazując innym. Jadł, pił, spał, pocił się i męczył; robił wszystko to, co inni – oprócz grzechu.

To wielka rzecz – rozpoznać i uwierzyć, że ten człowiek był Bogiem, stworzycielem nieba, ziemi i wszystkich rzeczy… W ten sposób ten, który teraz codziennie słucha Jezusa, jak przez święte Ewangelie głosi wolę swego błogosławionego Ojca, ale nie poddaje się Mu z bojaźnią i nie zachowuje Jego przykazań, nie byłby i wtedy skłonny uwierzyć w Niego.

********

I powątpiewali o Nim” – szkoda!

4 lipca 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

 

Znalezione obrazy dla zapytania Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony.

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał (Mk 6,1-6).

Spróbujmy wczuć się w przebieg spotkania Jezusa z rodakami (podobnie opisanego przez św. Mateusza).

„Jezus przyszedłszy do swego rodzinnego miasta, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszystko? I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich: Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony. I niewiele zdziałał tam cudów, z powodu ich niedowiarstwa” (Mt 13, 54-58).

Wydaje się, że gdzie jak gdzie, ale w rodzinnej miejscowości Jezus miał prawo oczekiwać, że przyjęty zostanie, jak można najlepiej i wzorcowo. Przecież On ma do przekazania Dobrą Nowinę, od której zacznie się nowa epoka, i na cześć której przez wieki bić będą dzwony trzy razy na dzień!

Rzeczywiście, początek spotkania był bardzo obiecujący. „Przyszedłszy do swego miasta pewno rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: Skąd u Niego ta mądrość i cuda?

  • W tym momencie (wiedząc, jak de facto zakończy się spotkanie), chciałoby się udzielić Nazaretanom kilka dobrych rad, takich na przykład: «Zatrzymajcie się i zamilknijcie!» Jeśli w Jego obecności zadajecie pytania, to pozwólcie Mu na nie odpowiedzieć. Nie popisujcie się swoimi „skojarzeniami” i przypuszczeniami… Poczekajcie na Jego odpowiedź!
  • Oni jednak otworzywszy się (w akcie zdumienia i w zadanych pytaniach) na Boga, tak jasno „prześwitującego” i do nich przychodzącego w Jezusie, natychmiast ponownie się zamknęli i poszli tropem własnej, swojskiej i bliższej im, ale żałośnie ciasnej interpretacji tego, co skądinąd słusznie zaintrygowało ich w osobie Jezusie – w Jego słowach i czynach.

Wolno przypuścić, że prawdopodobnie my wszyscy – ogarnąwszy dotychczasowe życie – w obu czytaniach i wydarzeniach odnajdujemy siebie ze swoim sposobem myślenia. Bywaliśmy, jesteśmy i pewno bywać będziemy, jak owi słuchacze Jeremiasza i mieszkańcy Nazaretu… Okazuje się, że i my (mając tak wielkie Objawienie) wcale nie otwieramy się łatwo i pokornie na Boże dary i obietnice! […]

Zobacz całe rozważanie

Wybrać KSZTAŁT ŻYCIA !

…tę absolutnie niewyczerpującą listę zamknąłbym za mało jeszcze znanym, a godnym wielkiej uwagi, ORĘDZIEM BOGA OJCA: „Bóg Ojciec mówi do swoich dzieci”, danym poprzez s. Eugenię E. Ravasio.

Mała „próbka”; oto jak Bóg Ojciec określa cel swego rzec by można spektakularnego przyjścia:

„1) Przychodzę, aby wygnać przesadny lęk, który Moje stworzenia odczuwają wobec Mnie. Pragnę dać im do zrozumienia, że Moja radość polega na tym, abym był znany i kochany przez Moje dzieci, to znaczy przez całą ludzkość obecną i przyszłą. 2) Przychodzę przynieść nadzieję ludziom i narodom. Iluż od dawna już ją utraciło! Ta nadzieja pozwoli im pracować dla swego zbawienia, żyjąc w pokoju i bezpieczeństwie. 3) Przychodzę, aby Mnie poznano takim, jakim jestem; aby ufność ludzi wzrastała jednocześnie z miłością do Mnie, ich Ojca, mającego tylko jedno pragnienie: czuwać nad wszystkimi ludźmi i kochać każdego z nich jak Swoje jedyne dziecko”. link

 

W słowie Bożym (czytanym w piątek po 17 Niedzieli link do czytań) mamy do czynienia – i to w obu czytaniach (Jr 26, 1-9; Mt 13, 54-58) – z sytuacją, która z naszej perspektywy patrząc, nie powinna się wydarzyć. Oto Jeremiasz w imieniu Boga zwraca się z poważnym ostrzeżeniem do przychodzących do domu Pańskiego oddać pokłon Bogu. Niestety, i Bóg, i Prorok napotykają na niezrozumienie i gwałtowny opór. Jeremiasz wzięty jest w krzyżowy ogień: z jednej strony brzmi mu w uszach wyraźny Boży nakaz, a z drugiej strony musi zderzyć się z radykalnym odrzuceniem.

Nie dać zawrócić się ze złej drogi

Jest jasne, że Prorok niczego sam sobie nie wymyślił. Działał na mocy polecenia.

„Pan skierował następujące słowo do Jeremiasza: To mówi Pan: Stań na dziedzińcu domu Pańskiego i mów do mieszkańców wszystkich miast judzkich, którzy przychodzą do domu Pańskiego oddać pokłon, wszystkie słowa, jakie poleciłem ci im oznajmić; nie ujmuj ani słowa! Może posłuchają i zawróci każdy ze swej złej drogi, wtenczas Ja powstrzymam nieszczęście, jakie zamyślam przeciw nim za ich przewrotne postępki”(Jr 26, 2-3).

Sytuacja była więc jasna: lud zszedł na złą drogę; z woli Boga miało dotrzeć do niego poważne napomnienie, powiązane z grożącym nieszczęściem, które jednak może zostać powstrzymane. Jeremiasz, jako prorok Bogu szczerze oddany, nie ma wyboru. Może uczynić tylko jedno: objawić wolę Pana.

„Powiesz im: To mówi Pan: Jeżeli nie będziecie Mi posłuszni, postępując według mojego Prawa, które wam ustanowiłem, [i jeśli nie] będziecie słuchać słów moich sług, proroków, których nieustannie do was posyłam,[…] zrobię z tym domem podobnie jak z Szilo, a z miasta tego uczynię przekleństwo dla wszystkich narodów ziemi”.

I co się okazuje? Ludzie zda się pobożni, bo przecież tłumnie ciągnący do świątyni, by oddać Bogu pokłon, nie potrafią czy nie chcą poważnie potraktować prośby samego Boga. „Gdy zaś Jeremiasz skończył mówić wszystko to, co mu Pan nakazał głosić całemu ludowi, prorocy i cały lud pochwycili go, mówiąc: Musisz umrzeć!”.

  • Taki bieg wydarzeń wydaje się wręcz nieprawdopodobny, a jednak w dziejach Izraela było to nie takie rzadkie i stanowiło niechlubną normę (por. np. Mt 23, 30). Każe się nam to domyślać, że w usposobieniu ludzi, skądinąd wiernie praktykujących obrzędy religijne, tkwi jakiś poważny defekt. Jest w sercu człowieka „coś”, co sprawia, że grzech poważnego rozmijania się z Bogiem nie zostaje rozpoznany, uznany i przezwyciężony.
  • Należałoby zrozumieć, że Bóg czeka na głębiej pojęte wypełnienie Prawa, które w swej istocie jest Prawem Miłości. W takim Prawie chodzi o serce człowieka (a nie jakąś zewnętrzną obrzędowość), o cały umysł, o wolę, o serdeczną relację Przymierza, a także o prawe postępowanie – takie na miarę przyjaźni z Bogiem. A czy człowiek obu Testamentów gotów jest przyswoić sobie największe Prawo Miłości i żyć nim trwale i wiernie? Czy dopiero Jezus Chrystus i Duch Święty dokonają tego dzieła w nas i dla nas? Pewno tak, ale nie dokona się to w sposób banalnie prosty. Potwierdzenie stopnia trudności znajdujemy w perykopie ewangelicznej.

Jak to nazwać?

Właśnie, jak nazwać to, co spotkało Jezusa w jego rodzinnej miejscowości?

Spróbujmy wczuć się w przebieg spotkania Jezusa z rodakami.

„Jezus przyszedłszy do swego rodzinnego miasta, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszystko? I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich: Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony. I niewiele zdziałał tam cudów, z powodu ich niedowiarstwa” (Mt 13, 54-58).

Wydaje się, że gdzie jak gdzie, ale w rodzinnej miejscowości Jezus miał prawo oczekiwać, że przyjęty zostanie, jak można najlepiej i wzorcowo. Przecież On ma do przekazania Dobrą Nowinę, od której zacznie się nowa epoka, i na cześć której przez wieki bić będą dzwony trzy razy na dzień!

Rzeczywiście, początek spotkania był bardzo obiecujący. „Przyszedłszy do swego miasta pewno rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: Skąd u Niego ta mądrość i cuda?

  • W tym momencie (wiedząc, jak de facto zakończy się spotkanie), chciałoby się udzielić Nazaretanom kilka dobrych rad, takich na przykład: «Zatrzymajcie się i zamilknijcie!» Jeśli w Jego obecności zadajecie pytania, to pozwólcie Mu na nie odpowiedzieć. Nie popisujcie się swoimi „skojarzeniami” i przypuszczeniami… Poczekajcie na Jego odpowiedź!
  • Oni jednak otworzywszy się (w akcie zdumienia i w zadanych pytaniach) na Boga, tak jasno „prześwitującego” i do nich przychodzącego w Jezusie, natychmiast ponownie się zamknęli i poszli tropem własnej, swojskiej i bliższej im, ale żałośnie ciasnej interpretacji tego, co skądinąd słusznie zaintrygowało ich w osobie Jezusie – w Jego słowach i czynach.

Wolno przypuścić, że prawdopodobnie my wszyscy – ogarnąwszy dotychczasowe życie – w obu czytaniach i wydarzeniach odnajdujemy siebie ze swoim sposobem myślenia. Bywaliśmy, jesteśmy i pewno bywać będziemy, jak owi słuchacze Jeremiasza i mieszkańcy Nazaretu… Okazuje się, że i my (mając tak wielkie Objawienie) wcale nie otwieramy się łatwo i pokornie na Boże dary i obietnice!

Chodzi o przyjęcie darów – czyżby nazbyt wielkich?

Rzeczywiście, Bogu chodzi zawsze i jedynie o to, byśmy przystali na to, aby On nas obdarował. Bóg pragnie, byśmy przyjęli Jego zaproszenie do udziału w Boskim Życiu! I co się okazuje? Okazuje się, że miewamy z tym niesamowite problemy… I to od zarania dziejów – od upadku pierwszych ludzi w Raju.

Rzec można, że od zawsze Bóg zaofiarowuje nam cudne i cudowne Przymierze Miłości. My tymczasem – na początku nie osobiście, ale w pierwszych rodzicach – woleliśmy słuchać węża „przybłędy” i gadać z istotą niewiadomej proweniencji. A potem te wszystkie niedowierzania, wątpliwości, sprawdzania Stwórcy i zwlekanie z poważną odpowiedzią…

Bóg (mimo wszystko) niestrudzenie pomagał przez wieki i pomaga dziś rozeznać się w naszej sytuacji, obciążonej skutkami grzechu pierworodnego! Jak Bóg nam pomaga? – Na wiele sposobów i na różnych „płaszczyznach”. Jeśli jednak odpowiedź ma być prosta i trafiać w samo sedno, to musi wskazać to, że Bóg niezmiennie okazuje swą ojcowską troskę (por. Rdz 3, 15. 21) i raz po raz wyznaje ludziom, a dziś nam, swą serdeczną Miłość (por. Iz 43,1-7; 49,15-16; 54,4-10).

  • Bóg się nie zniechęca ani nie jest zagniewany (na nasz zacięty, ludzki sposób).
  • Owszem, w swej zlekceważonej Miłości cierpi i w jej imię napomina.
  • Ale przede wszystkim rzuca snopy światła – oświetla sytuację, w której się znajdujemy.
  • Bóg – „miłośnik życia” – stawia przed nami życie i śmierć. Że śmierć – to jasne; ona jest wszędzie widoczna i osacza nas ze wszystkich stron! Ale, że życie także? Tylko Stwórca i potężny „miłośnik życia” może ponownie (po grzechu ściągającym na nas śmierć) znów zaofiarować życie, życie wieczne! Odwołując się do naszego rozumu, a także do naszej miłości do życia, do istnienia – prosi nas Bóg, byśmy wybrali życie! To życie, które jest i pulsuje w dziecięcej i oblubieńczej więzi z Nim!

Wybierajmy!

Bóg czyni wielkie zabiegi, by znów postawić nas w sytuacji jasno widzianej alternatywy i realnego wyboru. Kto poznaje Jezusa Chrystusa i z Nim, jak uczeń i przyjaciel, przestaje, ten wie, że Prawda, Życie i Miłość są rzeczywistym „przedmiotem” poznania, miłości i dobrowolnego wyboru – aktu wolności. Więc wybierajmy, mając do wyboru życie albo śmierć, miłość albo nienawiść, rozkwit i radość albo uwiąd i smutek! Wiedzmy jednak, że jeśli nie wybierzemy życia, które jest w Miłości Boga, to skażemy siebie na naprzemienne pysznienie sięponiżanie siebie! Taka huśtawka: raz wyniosłość, raz poniżenie… Takie „nakręcanie się”: coraz większą pychą i coraz intensywniejszym poniżaniem siebie samego! Kto nie pozwala, by Jezus uczynił go wolnym (por. Ga 5, 1) ku wybraniu życia, prawdy i miłości, ten skazuje się na gorzki los, którego dominującym i zawsze niszczącym żywiołem staje się a to pycha, a to pogardzanie sobą. To dlatego św. Paweł z taką pasją modlił się o to, żeby jego umiłowani Efezjanie wkorzeniali się i ugruntowywali w czterowymiarowej Miłości Boga Ojca (por. Ef 3)!

  • Nic na to nie poradzimy. Stworzony świat, także cudna przyroda, jest pełen różnych praw, które obowiązują i trzeba się z nimi liczyć! My, jako osoby Bogu podobne, też podlegamy pewnym fundamentalnym prawom. Jedno z nich (w negatywnej i przestrzegającej formule) brzmi tak: Jeśli człowiek poddaje się niedowierzaniuMiłość Boga, to skazuje siebie na ciągłe cierpienie.
  • Jeśli człowiek zaofiarowaną przez Boga Miłość przekreśla i gardzi nią, to nieuchronnie popada wręcz w chorobę ducha. Jest to rodzaj szaleństwa, które wyraża się właśnie w tym, że człowiek raz namiętnie siebie wywyższa, a kiedy indziej namiętnie sobą pogardza. Wahadło pychy i pogardy wychyla się coraz mocniej! Zaś między jednym i drugim skrajnym wychyleniem osoba przeżywa zwykle różne fatalne stany: zwątpienia, depresje, poczucie wyczerpania i jakiegoś zasadniczego niespełnienia…

Jeszcze trochę klarowania i perswazji. Jeśli Bóg, który jest Miłością, stworzył nas jako skierowanych ku Niemu poprzez i w Miłości, to nie można rozmijać się z nią bezkarnie. Za przeinaczanie naszej natury trzeba słono płacić, nie mając przy tym żadnego pożytku! Chyba że jest pożytkiem (a bywa, może i z reguły) zmuszenie do myślenia, namysłu i szukania ratunku. Jednak swoistą karą za (grzeszne i będące istotą grzechu) rozmijanie się z Miłością Boga musi być ból ducha i trawiący nas niepokój!

Na szczęście, za sprawą Chrystusa (z Jego daru) wiemy, że w gestii naszej wolności jest to, czy poddamy się naprzemiennemu uwłaczaniu sobie i wywyższaniu siebie! Możemy biernie przyzwalać, by zalewały nas fale zwątpienia i goryczy. Możemy jednak w imię realizmu (z)budować siebie na tym, co Bóg mówi do nas o nas! Możemy jasno rozpoznać, że ważne jest nie to, co Zły nam podpowiada, czy to, co bywa naszą niepewną myślą! Ważne i rozstrzygające jest to, co Bóg ma nam do powiedzenia, co Przedwieczny Ojciec nam wyznaje!

Sztuka życia z Miłości i nasycania się nią

Życie nasze w swej istocie – najpierw na Ziemi, a potem w Niebie – jest poznawaniem i przyswajaniem Miłości Trójjedynego Boga! Oby aż do sytości i nasycenia, jak święci to czynią. Wiele by o tym mówić… Jednak mówiąc najkrócej, trzeba, byśmy znaleźli dobrze dobrany klucz, który zapewni nam przystęp do paru Ksiąg, świętych i wielkich! A z każdej z nich do wyczytania i zasymilowania jest, stale obecna i czynna, Miłość Boga Ojca. […]

A Księgi są te: Całe Boże dzieło stworzenia. Całe Pismo Święte (zapis dzieła i dziejów Zbawienia). I wreszcie my cali – ja, stworzony jako Bogu podobny.

  • Mając świadomość jak wielkie, święte i przebogate są te Księgi, mówiące o Bogu i Jego Miłości do nas, dodałbym jeszcze słowo pochwały Boga za Jego, powiedziałbym, pełne piękna i duchowej drogocenności różne „aneksy”. A dokładniej mówiąc, są to różne (nie jest ich aż tak dużo) Boże Orędzia, przesłania, proroctwa, dawane w różnych wiekach. Tak, Duch Święty nie przestaje mówić do Kościoła. Ktoś tak wrażliwy na nasze biedy, zagubienia i duchową bezradność raczy nie milczeć, lecz mówiąc, śpieszy nam z pomocą! Czy jest to takie dziwne i niepojęte? Chyba nie.

Zatem wspomnę na koniec, bardzo ogólnie, by nie powiedzieć zdawkowo, kilka Bożych „aneksów”, aktualizujących Miłość Boga w różnych epokach wędrówki Ludu Bożego do Domu Ojca.

  • Jaka to radość, że w ziębnącym wieku XVII dał Bóg Kościołowi św. Małgorzatę Marię Alacoque a przez nią orędzie o ”gorejącym ognisku miłości”, jakim jest Najświętsze Serce Jezusa… To samo trzeba powiedzieć o św. Faustynie Kowalskiej i o, w pewnym sensie, na nowo objawionym Miłosierdziu Boga.
  • Osobiście – ze względu na głównego Autora – na tym samym poziomie postawiłbym trzy tomiki, będące arcydziełem i hymnem Miłości Jezusa do nas; noszą one tytuł „On i ja. Rozmowy Stwórcy ze stworzeniem”.
  • Tę (absolutnie niewyczerpującą) listę zamknąłbym za mało jeszcze znanym, a godnym wielkiej uwagi, orędziem Boga Ojca: „Bóg Ojciec mówi do swoich dzieci”, danym poprzez s. Eugenię E. Ravasio. Mała „próbka”; oto jak Bóg Ojciec określa cel swego rzec by można spektakularnego przyjścia:
  1. „1) Przychodzę, aby wygnać przesadny lęk, który Moje stworzenia odczuwają wobec Mnie. Pragnę dać im do zrozumienia, że Moja radość polega na tym, abym był znany i kochany przez Moje dzieci, to znaczy przez całą ludzkość obecną i przyszłą.
  2. 2) Przychodzę przynieść nadzieję ludziom i narodom. Iluż od dawna już ją utraciło! Ta nadzieja pozwoli im pracować dla swego zbawienia, żyjąc w pokoju i bezpieczeństwie.
  3. 3) Przychodzę, aby Mnie poznano takim, jakim jestem; aby ufność ludzi wzrastała jednocześnie z miłością do Mnie, ich Ojca, mającego tylko jedno pragnienie: czuwać nad wszystkimi ludźmi i kochać każdego z nich jak Swoje jedyne dziecko”.

http://osuch.sj.deon.pl/2014/08/01/k-osuch-sj-wybrac-ksztalt-zycia/

*******

Czternasta Niedziela Zwykła

Okres zwykły, Mk 6, 1-6

Przygotuj się do tej modlitwy. Zatrzymaj się na chwilę i skieruj swoje myśli ku Bogu, z którym chcesz się spotkać. Stań w Jego obecności.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Marka
Mk 6, 1-6
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze. A wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?». I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

Jezus przychodzi do swojego rodzinnego miasta, aby czynić to co zawsze – być blisko ludzi, głosić Dobrą Nowinę, przybliżać królestwo Boże słowem i czynem. Jednak ludzie powątpiewali o Nim. Co przeszkadzało im otworzyć się na dobroć Jezusa? Czemu z góry szufladkowali Go w swoje kategorie? Postaraj się w tym świetle zastanowić, co często staje nam na przeszkodzie w słuchaniu innych? Czemu zamiast zakładać dobroć i prawdę świadectwa drugiego raczej z góry zamykamy się w naszych ocenach i uprzedzeniach?

Zobacz, że Jezus przyszedł do chorych, a nie do tych, co się dobrze mają. Przyszedł otworzyć szpital polowy. Zdrowi nie zauważali Go w ogóle lub widzieli tylko cieślę. Jednak Jezus dziwił się ich niedowiarstwu – jedynej chorobie, której nie mógł uzdrowić.

Jezus głosił i czynił cuda, niezależnie od okoliczności, osądów innych czy mody. Nie przychodził jednak z przemocą – nie gasił knotka o nikłym płomyku. Uczy nas unikać dwóch skrajności – obojętności z jednej strony, a z drugiej agresywnego nawracania, który wynika z niedowierzania w cierpliwą moc miłości. Kontemplując postawę Jezusa, przyjrzyj się, jakim Jego świadkiem jesteś w codzienności wobec innych.

Na koniec porozmawiaj z Jezusem jak przyjaciel rozmawia z przyjacielem. Powierz mu swoje życie, tak aby On mógł je uzdrawiać.

http://modlitwawdrodze.pl/modlitwa/?uid=3841
********

#Ewangelia: Bóg jest w tym, co zwykłe

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze. A wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: “Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: “Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swym domu może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swym domu może być prorok tak lekceważony, ponieważ mamy wielką skłonność do przylepiania innym, nawet prorokowi, różnych etykietek – takich, które nam pasują. Dla mieszkańców Nazaretu Jezus był cieślą. I koniec! “Albo cieśla, albo prorok – jedno z dwu” – myśleli sobie. I nie dopuszczali myśli, że cieśla – zwykły człowiek, jeden z nich, może być kimś szczególnym, na przykład prorokiem.
Uczmy się z dzisiejszej Ewangelii nie popełniać podobnych błędów. Takie błędy mogą nas wiele kosztować, tak jak owych mieszkańców ówczesnego Nazaretu. Zwykli ludzie, którzy nas otaczają i zwykłe wydarzenia naszego codziennego życia, mogą być znakiem obecności i działania Boga w naszym życiu.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2481,ewangelia-bog-jest-w-tym-co-zwykle.html

********

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 6, 1-6

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. rikdom / Foter / CC BY-NC-SA)

Niedowiarstwo trzeba pokonać…

 

Jezus w Nazarecie
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim.

 

A Jezus mówił im: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

 

Opowiadanie pt. “O dwóch żołnierzach”
Jest taka wzruszająca historyjka z pola bitwy, nie wiadomo z której wojny: Do oficera melduje się szeregowy z prośbą, aby mógł odszukać i sprowadzić zaginionego przyjaciela. Oficer odmawia, bo nie chce ryzykować życia za człowieka, który prawdopodobnie już nie żyje.

 

Żołnierz mimo to udaje się na poszukiwanie i za godzinę wraca śmiertelnie zraniony, z martwym przyjacielem na rękach. Oficer wychodzi z siebie: – Mówiłem ci, że on już nie żyje. Teraz straciłem was obu, po co to wszystko?

 

Umierający żołnierz odpowiedział cicho: – Panie oficerze, to się opłaciło. Gdy go odnalazłem, jeszcze żył i powiedział mi: – “Wiedziałem, że przyjdziesz”.

 

Refleksja
Zaczynamy nie wierzyć nikomu. Wciąż jesteśmy podejrzliwi, że i tym razem ktoś nas oszuka, wykiwa, wystawi na pośmiewisko. Im więcej takich sytuacji życiowych, tym trudnej przełamać w sobie opór , aby zaufać i zdać się na czyjąś wolę. Instynktownie jednak czujemy, że nie da się żyć wciąż w świecie, gdzie każdy każdemu będzie patrzył na ręce i sprawdzał co w danym momencie robi. Jest to bowiem więzienie z którego nie ma wyjścia, bo jest ono w naszej głowie…

 

Jezus żył wśród ludzi, którzy wciąż mu niedowierzali, że jest kimś wyjątkowym, że jest wybrańcem samego Boga. Nie musiał nic udowadniać, bo Jego życie wskazywało, że właśnie nim jest. Jednak dystans między Nim, a tymi, co Go otaczali i przysłuchiwali się Mu, był często barierą nie do przeskoczenia. Zwłaszcza dla tych, którzy Go nienawidzili, możliwość uwierzenia w Niego, była niemożliwa. Dystans zatem wciąż rósł, bo spowodowany był niedowiarstwem ze strony człowieka. Mur braku zaufania był nie do przeskoczenia…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego nie wierzymy i nie ufamy innym ludziom?
2. Dlaczego nie przezwyciężamy naszych niechęci?
3. Dlaczego niedowiarstwo nastawia nas negatywnie do innych ludzi?

 

I tak na koniec…
Niedowiarstwo przychodzi naturalnie, niewiarę trzeba w sobie wyrobić (Stephen King, Desperacja)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,528,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-6-1-6.html

*********************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

5 LIPCA

******

Święty Antoni Maria Zaccaria, prezbiter i zakonnik
Święty Antoni Maria Zaccari Antoni urodził się w Cremonie (Lombardia we Włoszech) w grudniu 1502 r. W kilka miesięcy po urodzeniu stracił ojca (Lazzaro). Pozostał jedynie pod czułą opieką matki, Antoniny Pescaroli, która owdowiała mając zaledwie 18 lat. Po ukończeniu miejscowych szkół Antoni udał się do Padwy, gdzie studia medyczne uwieńczył doktoratem (1520-1524). Studiował tam także filozofię. Potem powrócił do Cremony i jako człowiek świecki zajął się katechizacją ubogiej młodzieży przy kościele św. Witalisa, który stał obok rodzinnego pałacu Zaccariów. Równocześnie pracował intensywnie nad własnym uświęceniem. Pod kierunkiem dominikanów podjął studia teologiczne. Zajął się biblistyką, patrologią i zgłębianiem pism doktorów Kościoła, a szczególnie św. Tomasza z Akwinu.
W roku 1528 (lub w styczniu 1529 r.) przyjął święcenia kapłańskie. Nadal pozostawał w bliskim kontakcie z dominikanami. Z tego zakonu wybrał swojego nowego kierownika duchowego – Fra Battistę Carioni da Crema (zaprzyjaźnionego z Gerolamo Savonarolą). Z nim i z poznaną przez niego hrabiną Ludovicą Torelli w 1531 r. udał się do Mediolanu i dołączył do oratorium “Wiecznej Mądrości”, które założyła przy klasztorze sióstr augustianek Archangela Panigarola. Po jej śmierci bractwo zaczęło upadać. Pod kierunkiem Antoniego nabrało ono nowego rozmachu. Co więcej, przerodziło się w trzy rodziny zakonne, które poświęcił on św. Pawłowi Apostołowi: “Synowie św. Pawła”, zatwierdzeni przez Rzym pod nazwą “Kleryków Regularnych św. Pawła Ściętego”; zakon żeński “Aniołów św. Pawła Nawróconego” i ludzi świeckich – “Mężów Pobożnych św. Pawła”. Największą sławą okrył Antoniego zakon męski, który od kościoła św. Barnaby, przy którym się zawiązał, otrzymał popularną nazwę barnabitów. Zakon zatwierdził papież Klemens VII w 1535 roku. Zakon żeński otrzymał zatwierdzenie od papieża Pawła III w 1543 roku. Siostry zwano popularnie barnabitkami. Związek trzeci, który można by nazwać III zakonem barnabitów, czy raczej tercjarzami, miał za zadanie mobilizować ludzi świeckich, żyjących w rodzinach, do akcji apostolskich. Na tamte czasy wspólnota składająca się z zakonników, zakonnic i ludzi świeckich była czymś bardzo nowatorskim i nie była powszechnie akceptowana.
Następne lata Antoni spędził w Mediolanie, gdzie zakładał domy swoich instytucji. Wspierał go biskup Mediolanu, św. Karol Boromeusz, z którym napisał regułę dla swojego zgromadzenia. Aby zachęcić ludność Mediolanu do nawrócenia, zorganizował akt publicznej pokuty. Na czele pokutników szli jego duchowi synowie i córki. To podziałało pozytywnie na lud, który licznie włączał się do tej praktyki publicznego zadośćuczynienia Panu Bogu za masowe odstępstwa od wiary. Znaleźli się jednak tacy, którzy upatrywali w tej praktyce wynaturzenie ascezy chrześcijańskiej, a nawet objawy herezji. Odbyły się w Rzymie dwa procesy (1534-1535 i 1537), z których Antoni wyszedł obronną ręką.

Święty Antoni Maria Zaccari Dla ożywienia ducha religijnego Antoni wprowadził praktykę “15 piątków”. Na dźwięk dzwonów o godzinie, w której Pan Jezus poniósł śmierć, w kościołach zbierał się lud. Tam odbywało się nabożeństwo z kazaniem pasyjnym. Pragnieniem Antoniego było, aby wiernym stale przypominać, jaką ceną zostali odkupieni, i aby według tego kształtowali swoje życie chrześcijańskie. Dlatego też nabożeństwa te były połączone ze spowiedzią. Antoni wyróżniał się także szczególnym nabożeństwem do Eucharystii. Wbrew przyjętemu i zakorzenionemu wtedy zwyczajowi zachęcał wiernych do częstej, a nawet codziennej Komunii świętej. Była to nowość bardzo śmiała, gdyż w tamtych czasach Komunię świętą przyjmowaną co tydzień ganiono jako zbyt częstą. Antoniemu przypisuje się również wprowadzenie 40-godzinnego nabożeństwa adoracji Najświętszego Sakramentu, wystawionego w monstrancji.
Wyniszczony pracą apostolską, zmarł w Cremonie, w domu swojej matki, 5 lipca 1539 r., w wieku zaledwie 37 lat. Jego ciało pochowano w Mediolanie w kościele św. Pawła, należącym do barnabitów. W roku 1891 przeniesiono je do kościoła św. Barnaby. Do dziś gromadzi się przy jego grobie wielu pielgrzymów. Kanonizacja Antoniego odbyła się dopiero 27 maja 1897 roku. Dokonał jej papież Leon XIII.

W ikonografii św. Antoni przedstawiany jest m.in. w towarzystwie św. Pawła Apostoła, do którego miał szczególne nabożeństwo. Bywa ukazywany z monstrancją w ręku. Niekiedy trzyma krzyż (jako wielki czciciel Męki Pańskiej) albo lilię, ponieważ nazywano go “aniołem w ludzkim ciele”. Atrybuty: hostia, kielich, lilia.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-05a.php3

*******

Święta Maria Goretti, dziewica i męczennica
Święta Maria Goretti Maria urodziła się w Corinaldo koło Ankony 16 października 1890 r. Pochodziła z ubogiej wiejskiej rodziny. Jako sześcioletnie dziecko otrzymała sakrament bierzmowania z rąk kardynała Juliusza Boschi (1896), a 29 maja 1902 r. przystąpiła do Pierwszej Komunii św. Kiedy miała 10 lat, umarł jej ojciec. Marysia pocieszała mamę: “Odwagi, mamusiu! Bóg nas nie opuści!” Pobożne dziewczę brało często różaniec do rąk, modląc się o spokój duszy ojca. Maria pomagała matce i opiekowała się rodzeństwem.
Dom Gorettich zajmowała także rodzina Serenellich – ojciec z synem. Chłopiec Aleksander Serenelli miał 18 lat, kiedy zapłonął ku Marii przewrotną żądzą. Zaczął ją też coraz mocniej napastować, grożąc jej nawet śmiercią. Dziewczę umiało się zawsze skutecznie uwolnić od napastnika, ratując się ucieczką i omijając go. Nie mówiła jednak o tym nikomu w rodzinie, by nie pogłębiać przepaści niechęci Serenellich do Gorettich.
5 lipca 1902 r. rodzina Gorettich i Serenellich była zajęta zbieraniem bobu. Maria została w domu i obserwowała pracowników. Zauważył ją Aleksander. Pod pretekstem, że musi wyjść na chwilę, udał się do domu i siłą wciągnął dziewczę do kuchni, która była przy drzwiach. Usiłował ją zmusić do grzechu. Kiedy zaś Maria stawiła mu gwałtowny opór, rozjuszony wyrostek chwycił nóż i zaczął nim atakować dziewczynę. Szczegóły te podał sam morderca przed sądem. Powracająca z pracy rodzina znalazła Marię już w stanie agonii. Natychmiast odwieziono ją do szpitala, gdzie zaopatrzona świętymi Sakramentami zmarła 6 lipca. Przed śmiercią darowała winę swojemu zabójcy. Lekarze stwierdzili, że miała na ciele 14 ran.
Zbrodnią poruszona była cała okolica. Dziewczę miało królewski pogrzeb. Wzięło w nim udział wiele tysięcy ludzi, setki kapłanów i biskup. Z balkonów i z okien na białą trumienkę padał deszcz róż i innych kwiatów. Zaczęto ją nazywać “świętą Agnieszką XX wieku”. Dzięki staraniom pasjonistów w 1935 r. rozpoczął się proces kanoniczny Marii Goretti. 27 kwietnia 1947 roku Pius XII zaliczył ją uroczyście w poczet błogosławionych, a 24 czerwca 1950 r. tenże papież zaliczył ją do chwały świętych. Zarówno w beatyfikacji, jak i w kanonizacji własnej córki miała szczęście uczestniczyć matka.
W uroczystościach brał także udział zabójca – Aleksander Serenelli, który w czasie 27-letniego pobytu w więzieniu przeżył całkowite nawrócenie. Nie miał wątpliwości, że wiarę zawdzięczał wstawiennictwu Marii. Po wyjściu z więzienia przeprosił matkę Marii, wyznał swoją winę przed cała parafią, a po pewnym czasie został tercjarzem franciszkańskim. Do końca życia pracował jako ogrodnik u kapucynów w Macerata, gdzie zmarł w 1970 r. Duchową przemianę zabójcy opisał Jean du Parc w książce, która w Polsce została wydana pod tytułem “Niebo nad moczarami”.
Św. Maria Goretti jest patronką młodzieży, dziewcząt, dziewic i bielanek. Jej relikwie spoczywają w kościele Matki Bożej Łaskawej w Nettuno. Jej grób nawiedził św. Jan Paweł II w pierwszym roku swojego pontyfikatu (1 września 1979 r.). W stulecie śmierci Marii Goretti ten sam papież skierował do biskupa diecezji Albano, Agostino Valliniego, specjalny list.

PIUS XII

ENCYKLIKA
SACRA VIRGINITAS

Do Czcigodnych Braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów, i innych Ordynariuszów miejscowych, którzy zachowują pokój i jedność ze Stolicą Apostolską, O ŚWIĘTYM DZIEWICTWIE – AAS 46 (1954) 161 – 191.

[Fragmenty]

WSTĘP

Dziewictwo wieczyste i doskonałe jest wartością przekazaną w depozycie, objawienia

Święte dziewictwo i doskonała czystość, poświecone służbie Bożej zaliczają się bez wątpienia do najcenniejszych skarbów, które Założyciel Kościoła dziedzictwem zostawił dla utworzonej przez siebie społeczności.

Dlatego to Ojcowie Kościoła twierdzili, że trwałe dziewictwo jest wspaniałą zdobyczą religii chrześcijańskiej. Słusznie zwraca się uwagę, że starożytni poganie nakazywali westalkom ten sposób życia jedynie na pewien czas. W starym Testamencie zaś polecano zachowywać i strzec czystości ale tylko jako przygotowania do małżeństwa. Poza tym – jak pisze św. Ambroży – “Czytamy, jakoby w świątyni Jerozolimskiej były takie dziewice lecz cóż o tym mówi Apostoł?… to wszystko działo się w figurze, aby było zapowiedzią przyszłości”.

Zaiste dopiero od czasów Apostolskich cnota czystości w ogrodzie Kościoła rozwija się i kwitnie. Bo i słowa z Dziejów Apostolskich, że Filip diakon miał cztery córki dziewice, rzeczywiście oznaczają raczej ich stan niż wiek. A wkrótce potem Ignacy Antiocheński w pozdrowieniu wspomina o dziewicach, które już razem z wdowami Smyrneńskimi stanowiły niemałą cząstkę wspólnoty chrześcijańskiej. W II w., jak świadczy św. Justyn, wielu mężczyzn i wiele niewiast, od dziecka wychowanych w nauce Chrystusa, w nieskazitelności przeżyło 60 lub 70 lat. Wzrastała powoli liczba mężczyzn i niewiast, którzy czystość swoją poświęcali Bogu. Ogromnie też wzrosło znaczenie ich obowiązków, spełnianych w Kościele, jak to szerzej przedstawiliśmy w naszej Konstytucji Apostolskiej “Sponsa Christi”.

Prócz tego Ojcowie Kościoła jak: Cyprian, Atanazy, Ambroży, Jan Chryzostom, Hieronim, Augustyn i wielu innych pisząc o dziewictwie wielce je wsławili. Ta zaś doktryna Świętych Ojców Kościoła, z biegiem wieków wzbogacona przez naukę Doktorów Kościoła i Mistrzów chrześcijańskiej ascezy, wśród chrześcijan obu płci wywarła wielki wpływ na powzięcie lub utrwalenie się w powziętym i zdecydowanym postanowieniu dozgonnej służby Bogu w doskonałej czystości.

Niezliczona jest liczba tych, którzy od początków Kościoła aż po nasze czasy złożyli Bogu w ofierze swą czystość: jedni zachowując dziewictwo nieskażonym, inni po śmierci współmałżonka, poświęcając Bogu trwałe wdowieństwo, a jeszcze inni wybierając życie w pełni wstrzemięźliwe jako pokutę za grzechy. Wszyscy oni trwają w tych postanowieniach, mianowicie – powstrzymywania się dla Boga od rozkoszy cielesnych. Niech dla tych wszystkich zachętą, umocnieniem i siłą będzie to, co Ojcowie Kościoła głosili o chwale i zasłudze dziewictwa, by niewzruszenie trwali w stanie ofiary i żeby nie odbierali, ani nie przywłaszczali sobie najmniejszej nawet cząstki złożonego na ołtarzu całopalenia.

Doskonała bowiem czystość jest jednym z trzech ślubów na którym polega stan zakonny, wymaga jej Kościół łaciński od kleru o wyższych świeceniach i od członków Instytutów. Niemniej jednak kwitnie ta cnota i wśród zupełnie świeckich osób.

Spotykamy bowiem mężczyzn i niewiasty, które nie należąc do stanu doskonałości, na mocy postanowienia lub prywatnego ślubu całkowicie się powstrzymują od małżeństwa i rozkoszy cielesnych, aby swobodniej móc służyć bliźnim, łatwiej i ściślej zjednoczyć się z Bogiem.

Do wszystkich, naszych szczególnie umiłowanych synów i córek, w jakikolwiek sposób dusze swą i ciało poświęcili Bogu, zwracamy nasze ojcowskie serce, gorąco ich zachęcając, aby umocnili się w swoim postanowieniu i zechcieli je jak najdokładniej wprowadzać w życie.

W dzisiejszych czasach nie brak takich, którzy w tej sprawie odchylając się od słusznych zasad do tego stopnia wynoszą małżeństwo, że stawiają je właściwie wyżej od dziewictwa, i dlatego gardzą czystością poświeconą Bogu i celibatem kościelnym. Świadomość więc obowiązku apostolskiego szczególnie żąda od Nas ogłoszenia nauki o boskim darze czystości, aby obronić prawdą katolicką przed powyższymi błędami.

I.

Wykład objawionej nauki o dziewiczej czystości Słowa Zbawiciela o istocie dziewictwa

Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że Kościół z ust Boskiego Oblubieńca otrzymał to, co jest najistotniejsze w nauce o dziewictwie. Pod wpływem bowiem słów Mistrza węzły małżeństwa wydały się uczniom zbyt ciężkie i przykre, powiedzieli przeto: “Jeżeli tak ma się rzecz miedzy człowiekiem a żoną, niepożytecznie się żenić”. Jezus Chrystus na to odpowiedział, że nie wszyscy pojmują to słowo, ale tylko ci, którym jest dane. Jedni bowiem fizycznie nie są zdolni do pożycia małżeńskiego, innych okaleczono nieludzką przemocą, inni natomiast sami dobrowolnie wyrzekli się małżeństwa, a to “dla królestwa niebieskiego”. W końcu Jezus powiada: “kto może pojąć, niech pojmuje”.

Nie o fizycznych przeszkodach do zawarcia małżeństwa mówi tu Mistrz Boski, lecz o duchowej decyzji wolnej woli powstrzymania się na zawsze od małżeństwa i rozkoszy cielesnych. Boski Zbawiciel tych, co postanowili dobrowolnie wyrzec się rozkoszy cielesnych, porównuje z tymi, których natura lub gwałt zmusiły, do takiego wyrzeczenia, czyż nie tego uczy, że czystość jeśli ma być doskonała, musi być dozgonna?

Do tego dodać należy w myśl przepięknej nauki Ojców i Doktorów Kościoła, że dziewictwo o tyle może być cnotą chrześcijańską, o ile ją zachowujemy “ze względu na Królestwo Boże”. Dlatego bowiem mamy prowadzić ten sposób życia, aby mieć więcej wolnego czasu na sprawy Boże, aby łatwiej móc innych przez stosowne dzieła doprowadzić do Królestwa Bożego.

Nie mogą więc przypisywać sobie zaszczytu chrześcijańskiego dziewictwa ci, którzy rezygnują z małżeństwa albo przez zbytnią dbałość o siebie, albo – wbrew upomnieniom św. Augustyna – dla uniknięcia ciężarów, albo dla faryzejskiej chełpliwości czystością swego ciała. Już synod w Gangre zakazuje: aby dziewica czy asceta cofali się przed małżeństwem nie ze względu na samo piękno czystości i dziewictwa, lecz z pogardy dla małżeństwa.

Dalej Apostoł narodów z Boskiego natchnienia zwraca uwagę na to, że: “kto jest nieżonaty, troszczy się o to, co jest Pańskiego, aby podobać się Bogu… i białogłowa niezamężna i panna myśli o tym, cc jest Pańskiego, aby stała się święta ciałem i duchem”. Ten wiec jest zasadniczy cel, ta główna racja chrześcijańskiego dziewictwa, żeby jedynie do rzeczy boskich dążyć umysłem i sercem, żeby chcieć Bogu we wszystkim się podobać, o Nim usilnie rozmyślać, Jemu ciało i dusze całkowicie poświecić.

Zawsze w ten sposób wykładali Ojcowie Kościoła słowa Jezusa Chrystusa i pouczenia Apostoła narodów i stąd od najdawniejszych czasów Kościoła pod dziewictwem rozumiano poświęcenie duszy i ciała Bogu. Przeto św. Cyprian wymaga od dziewic “aby te, które oddały się Chrystusowi, odwracając się od pożądliwości ciała, tak ciałem jak i dusza poślubiły się Bogu, nie starając się przystrajać ani komu innemu podobać, jak swojemu Panu”. Jeszcze dalej idąc, biskup Hippony twierdzi: “Dziewictwo otacza się czcią nie dlatego, że jest dziewictwem, lecz dlatego, że jest poświecone Bogu… I my wynosimy dziewice nie dlatego, że są dziewicami, ale dziewicami Bogu poślubionymi w świętej czystości”. Najznakomitsi z teologów, jak św. Tomasz z Akwinu i św. Bonawentura, opierając się na powadze św. Augustyna uczą, że dziewictwo nie ma znaczenia trwałej cnoty, jeśli nie wynika ze ślubu zachowania go wieczyście. Słowa Chrystusa o trwałym powstrzymaniu się od małżeństwa najdoskonalej realizują ci, którzy zobowiązują się do tego wieczystym ślubem. Nie można więc słusznie twierdzić, że jest lepsze i doskonalsze postanowienie tych, którzy chcą sobie zostawić otwartą drogę do odstąpienia od ślubów.

Ojcowie Kościoła uważali więzy doskonałej czystości za pewnego rodzaju duchowne zaślubiny, które dusza zawiera z Chrystusem. Niektórzy nawet tak daleko się posunęli, że złamanie złożonej obietnicy porównywali z cudzołóstwem, I tak pisze św. Atanazy, że Kościół Katolicki zwykł nazywać oblubienicami Chrystusowymi te, które silnie trwają w cnocie czystości. A św. Ambroży krótko pisze o dziewicy poświęconej Bogu: “Dziewicą jest ta, która zaślubiła Boga”. Co więcej, widać z pism tegoż mediolańskiego doktora, że już w IV wieku ryt poświęcenia dziewic bardzo podobny był do tego, jakiego Kościół za naszych czasów używa przy błogosławieniu małżeństw.

Z tego powodu Ojcowie Kościoła napominają dziewice, aby swego Boskiego Oblubieńca goręcej miłowały niż tego, z którym by były związane małżeństwem; w każdej chwili, tak w intencjach, jak i w czynie, aby Jego wolę pełniły. Tak mianowicie pisze do dziewic św. Augustyn: “Najpiękniejszego spośród synów ludzkich całym sercem kochajcie. Wszak wolne jesteście! Serce wasze nie zna węzłów małżeństwa. Skoro powinnybyście ukochać wielką miłością swoich małżonków, o ileż więcej macie kochać Tego, dla którego wyrzekłyście się małżeństwa. Niech serca wasze całkowicie przywrą do Tego, który dla was przywarł do krzyża”.

Zresztą zgadza się to z uczuciami i postanowieniami, których sam Kościół żąda od dziewic w dniu, kiedy uroczyście zostają poświecone Bogu, skoro je zaprasza do wypowiedzenia słów: “Wzgardziłam królestwem tego świata i wszelką jego ozdobą dla miłości Pana naszego Jezusa Chrystusa, którego ujrzałam, ukochałam, w którego uwierzyłam i którego sobie wybrałam”. Sama tylko miłość błogo pobudza dziewicę, aby poświęciła całkowicie swemu Boskiemu Zbawicielowi ciało swoje i duszę, jak to wykazuje św. Metody, biskup Olimpu, wkładając w jej usta te przepiękne słowa: “Chryste! Tyś sam jeden dla mnie jest wszystkim, dla Ciebie strzegę mej czystości, mój Oblubieńcze i wychodzę naprzeciw Tobie z płonącą lampą w ręku”.

To miłość Chrystusa nagli dziewice do chronienia się w mury klasztorne, by tam pozostając, z większą swobodą i łatwością mogły kontemplować i miłować swego Oblubieńca. Miłość ta jest dla nich pobudką do podejmowania ze wszystkich sił uczynków miłosiernych względem bliźnich aż do śmierci.

O tych zaś mężach “którzy z niewiastami się nie pokalali, bo dziewicami są”, Apostoł Jan twierdzi, że “chodzą za Barankiem dokądkolwiek idzie”. Zastanówmy się nad zachętą, jakiej św. Augustyn udziela tym wszystkim: “Pójdźcie za Barankiem, ponieważ i Ciało Barankowe zaiste jest dziewicze. Słusznie się mówi, że w ślad za Nim postępujecie w dziewiczości waszego serca i ciała, dokądkolwiek idzie, bo naśladować znaczy: iść w ślad za kimś. Wszak Chrystus za nas cierpiał, zostawiając nam przykład, jak mówi Piotr Apostoł, abyśmy wstępowali w ślady Jego”. Dlatego ci wszyscy uczniowie i oblubienice Chrystusa przyjęli stan dziewictwa “dla upodobnienia się, jak mówi św. Bonawentura, do Oblubieńca swego Chrystusa, bo stan ten kształtuje dziewice na Jego podobieństwo”. Płomiennej bowiem ich miłości dla Chrystusa nie wystarczyło połączenie się z Nim tylko więzami duszy, lecz musieli koniecznie miłość te stwierdzić naśladowaniem cnót Jego. W szczególny więc sposób starali się życie swoje upodobnić do Jego życia, które całe zeszło na dobrych uczynkach dla zbawienia rodzaju ludzkiego. Jeśli kapłani, zakonnicy, zakonnice i ci wreszcie wszyscy, którzy z jakiegokolwiek tytułu poświęcając się służbie Bożej, pielęgnują czystość doskonałą, czynią to dlatego, że Boski ich mistrz był dziewicą aż do końca życia swego. Przeto woła św. Fulgencjusz: “On jest Jednorodzonym Synem Boga, jednorodzonym też Synem Dziewicy, jedynym Oblubieńcem wszystkich poświęconych dziewic, owocem, ozdobą i darem świętego dziewictwa. Święte dziewictwo zrodziło Go cieleśnie, ono też duchowo Go zaślubiło. On sam czyni święte dziewictwo płodnym, by pozostało nietknięte; On je ozdabia, by było piękne; On je koronuje, by wieczyście chwalebne królowało”.

W tym miejscu, wielebni Bracia, uważamy za rzecz pożyteczną pogłębić i dokładniej wyjaśnić, dlaczego Miłość Chrystusowa pobudza szlachetne serca do rezygnacji z małżeństwa i jakie zachodzą tajemnicze związki pomiędzy dziewictwem a pełnią chrześcijańskiej miłości.

Już słowa Jezusa Chrystusa wskazują, że takie doskonałe powstrzymanie się od pożycia małżeńskiego uwalnia ludzi od wielkich ciężarów i obowiązków. Apostoł narodów tymi z natchnienia Ducha Św. słowami wskazuje na powód tej rezygnacji: “A ja chce, żebyście byli bez troski… a kto jest żonaty, troszczy się o rzeczy tego świata, jak podobać się żonie, i rozdzielony jest”. Należy tu zauważyć, że Apostoł nie potępia mężów dlatego, że troszczą się o swoje żony, ani nie gani żon, które starają się podobać swoim mężom, lecz raczej twierdzi, że serca ich rozdzielone są pomiędzy miłością małżonka a miłością Boga i że są nazbyt udręczeni troskami i obowiązkami życia małżeńskiego, wskutek czego nie znajdują chwil wolnych do zajęcia się sprawami Bożymi.

Powinność małżeńska, do której są obowiązani, wyraźnie bowiem nakazuje, że “będą dwoje w jednym ciele”. Wszak małżonkowie tak w smutnych jak i w radosnych okolicznościach życia połączeni są wzajemnymi węzłami.

Łatwo więc pojąć, dlaczego ci, którzy pragną się oddać służbie Bożej, przyjmują stan życia dziewicy jako pewnego rodzaju wyzwolenie, aby móc doskonalej służyć Bogu i wszystkie swe siły obrócić na pożytek bliźnich. Jakżeby bowiem mogli sprostać tylu trudom i niewygodom tacy, jak św. Franciszek Ksawery, przedziwny głosiciel Ewangelii, czy też miłosierny ojciec ubogich, św. Wincenty à Paulo lub św. Jan Bosko, gorliwy wychowawca młodzieży i niezmordowana matka emigrantów, św. Franciszka Ksawera Cabrini, jeśliby każdy z nich musiał zabiegać o potrzeby fizyczne i duchowe współmałżonka i swoich dzieci.

Własne uszczęśliwienie

Z innej jeszcze przyczyny wybierają stan dziewiczy ci, którzy pragną poświecić się Bogu i zbawieniu bliźnich. Na nią wskazywali Ojcowie Kościoła twierdząc, że lepiej jest całkowicie powstrzymać się od rozkoszy cielesnych, by lepiej używać rozkoszy życia duchowego. Bez wątpienia – na co i oni zresztą sami zwracali wyraźnie uwagę – nie należy ganić rozkoszy, która pochodzi z legalnego małżeństwa. I owszem. Istnieje specjalny Sakrament ku uszlachetnieniu i uświęceniu czystego małżeństwa. A jednak trzeba także przyznać, że niższe władze naszej natury po nieszczęsnym upadku Adama przeciwstawiają się prawości naszego umysłu i niekiedy do czynów nawet haniebnych pobudzają człowieka. Jak pisze Doktor Anielski “pożycie małżeńskie odciąga dusze ludzką od służby Bożej całkowicie”.

U kapłanów – posługiwanie apostolskie i Tajemnica Ołtarza

Dlatego to Kościół łaciński wymaga od sług ołtarza dobrowolnego posłuszeństwa wobec wymagań doskonałej czystości, chcąc, by tą drogą osiągnęli wewnętrzna wolność duszy i ciała i sprawami ziemskimi nie byli krępowani. Chociaż to prawo, jak twierdzi nasz nieśmiertelnej pamięci poprzednik Pius XI, tak nie obowiązuje kapłanów Kościoła wschodniego, jednak i u nich kościelny celibat jest także w poszanowaniu, a czasem jest nawet wymagany i nakazany, zwłaszcza gdy chodzi o najwyższe stopnie hierarchii.

Prócz tego należy zwrócić uwagę, że kapłani rezygnują całkowicie z małżeństwa nie tylko dlatego, że pełnią obowiązki apostolskie, lecz także dlatego, że są sługami ołtarza. Jeśli bowiem już kapłani Starego Testamentu, w czasie gdy pełnili służbę w świątyni, powstrzymywali się od pożycia małżeńskiego, by prawo nie uznało ich jak i innych ludzi za nieczystych, o ileż bardziej jest słusznym, żeby słudzy Chrystusa, którzy codziennie składają Ofiarę Eucharystyczną, trwali w wieczystej czystości.

Św. Piotr Damian, pouczając o tym, co dotyczy czystości kapłańskiej, takie stawia pytanie: “Jeśli Zbawiciel nasz tak umiłował nieskazitelność kwiatu czystości, że nie tylko narodził się z dziewiczego łona, ale i dotykał Go Piastun-Dziewica, gdy jeszcze maleńki kwilił w kołysce, jakiej że czystości musi – pytam was – żądać od tych, co Ciała Jego dotykają teraz, kiedy króluje już w niebie jako niezmierzony?”

Dziewictwo przeto wznioślejsze jest od małżeństwa

Z tych przeto względów słusznym jest twierdzenie – jak Kościół przepięknie naucza – że święte dziewictwo wzniosłością przewyższa małżeństwo.

Źródła Objawienia mówią o celu dziewictwa wznioślejszym od małżeństwa

Boski Zbawiciel podał to już swoim uczniom, jako radę doskonalszego życia. I Paweł Apostoł, gdy mówi o ojcu, który za mąż wydaje córkę, że “dobrze czyni” – dodaje natychmiast, że lepiej czyni, kto nie wydaje. Tenże Apostoł wielokrotnie wypowiadając się o dziewictwie w zestawieniu z małżeństwem, używa słów tak dogłębnych: “Bo chciałbym, żeby wszyscy żyli jak i ja sam… Nie żyjącym zaś w małżeństwie i wdowom powiadam, że dobrze im będzie pozostać jak i ja”.

Jeśli więc dziewictwo, jakeśmy napisali, góruje nad małżeństwem, to głównie dlatego, że dąży do osiągnięcia wyższych celów. A ponadto bardzo skutecznie skierowuje ono nas do całkowitego oddania się służbie Bożej, gdy przeciwnie serce tego, który uwikłany jest więzami i obowiązkami małżeńskimi, jest mniej lub więcej “rozdzielone”.

Życie i czyny dziewic świadczą o wzniosłości dziewictwa

Jeśli zastanowimy się nad wielką ilością owoców, które z dziewictwa się rodzą, wtedy wzniosłość jego bez wątpienia bardziej zajaśnieje, a wszak “z owoców poznaje się drzewo”.

Nie możemy wstrzymać się przed ogromem uszczęśliwiającej radości na samą myśl o zastępach dziewic i apostołów, którzy od początku Kościoła po nasze czasy wstrzymują się od małżeństwa, aby z miłości dla Chrystusa tym łatwiej i pełniej zabiegać o zbawienie bliźnich, rozwijając w ten sposób podziwienia godną inicjatywę pobożności i miłosierdzia. Z poczucia sprawiedliwości nie chcemy umniejszać zasług i owoców pracy apostolskiej tych, którzy walczą w szeregach Akcji Katolickiej, mogą swoją zbawienną gorliwością dotrzeć do tych także, do których często nie są w stanie dojść księża, zakonnicy i zakonnice. Niemniej wiemy, że tymże kapłanom i zakonnikom należy przypisać niewątpliwie zasługi miłosierdzia.

Oni bowiem szlachetnym sercem towarzyszą ludziom i kierują ich życiem w każdym wieku we wszystkich warunkach. A gdy sami na skutek wyczerpania czy choroby umierają, swoje święte obowiązki niejako dziedzictwem przekazują innym, by je dalej prowadzili.

I tak często się zdarza, że dziewicze ręce przyjmują dopiero narodzone niemowlę i że nie brak mu niczego, czego mogłaby dostarczyć bardzo kochająca matka. Im się też oddaje na wychowanie dziecko dorastające, by w jego umysł przeszczepiły chrześcijańskie zasady, by ducha jego ubogacały we właściwą naukę, a jego zdolności i charakter aby w sposób właściwy kształtowały.

Jeśli kto cierpi i ciężko choruje, oni z miłością dla Chrystusa gotowi są zająć się jego zdrowiem z największą troską i rabować je odpowiednimi środkami. Sierocie, ubogiemu, nieszczęśliwemu lub uwięzionemu – księża, zakonnicy i zakonnice przychodzą z pociechą i pomocą, przyjmując ich jako cierpiące członki Mistycznego Ciała Chrystusa, pełni miłosierdzia, pomni na słowa Boskiego Zbawiciela: “Byłem głodnym, a daliście mi jeść, pragnąłem, a daliście mi pić, byłem gościem a przyjęliście mnie, nagim a odzialiście mnie, chorym i nawiedziliście mnie, więźniem i przyszliście do mnie. Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili”.

Cóż dopiero powiedzieć trzeba ku chwale heroldów Bożego słowa, którzy z dala od ojczyzny, znoszą największe trudy, nawracając tłumy pogan na wiarę chrześcijańską? Co o świętych oblubienicach, które gorliwie niosą im cenną pomoc? Powtarzamy tu chętnie, odnosząc do nich wszystkie te słowa, które napisaliśmy w Apostolskiej Zachęcie “Menti nostrć”: “Przez prawo celibatu kapłan wcale nie traci godności i obowiązków ojcostwa, ale wprost przeciwnie pomnaża je nieskończenie, ponieważ nie rodzi potomstwa dla życia ziemskiego i znikomego lecz dla nieba i na wieczność”.

Ale dziewictwo płodne jest nie tylko w zewnętrzne poczynania i dzieła, któremu dziewice mogą się oddawać swobodnie i niepodzielnie. Albowiem prócz tego udziałem tej cnoty jest doskonały rodzaj miłości bliźniego, uskuteczniany przez żarliwe modlitwy oraz umartwienia, ochoczo i dobrowolnie podejmowane dla bliźnich; wszak to im słudzy Boży i oblubienice Chrystusowe – zwłaszcza w klasztorach klauzurowych – poświecili całe życie swoje.

Wreszcie sam fakt oddania Chrystusowi w ofierze swego dziewictwa dowodzi takiej wiary w Królestwo Niebieskie i świadczy o takiej miłości dla Boskiego Zbawiciela, jakie zasługują na obfite owoce świętości. Niezliczona ilość dziewic i tych, którzy ze względu na pracę apostolską ślubują doskonałą czystość, ozdobiła Kościół cudowną świętością swego wzniosłego życia. Dziewictwo bowiem taką moc wszczepia w duszę, jaka w razie potrzeby zdolna jest pobudzić nawet do męczeństwa. Wiele tego przykładów dostarcza historia, ukazując zdumiewające liczne zastępy dziewic od św. Agnieszki Rzymianki aż po Marie Goretti.

Nie bez słuszności cnota dziewictwa nazywa się cnotą anielską, co też przyznaje św. Cyprian, trafnie pisząc o dziewicach: “Wy już jesteście tym, czym my będziemy, bo przechodzicie przez świat, światem nieskalane, na tym już świecie osiągając chwałę Zmartwychwstania. Czyste i dziewicze, jesteście podobne do Aniołów Bożych”.

Duszom, które są spragnione czystego życia i rozpłomienione pożądaniem Królestwa Niebieskiego, dziewictwo okazuje się “jako drogocenna perła”, dla której ktoś “sprzedał wszystko, co miał i kupił ją”. Ci zaś, którzy żyją w małżeństwie, a nawet ci, którzy pławią się w bagnie grzechu, gdy spoglądają na dziewice, nierzadko zdumiewają się nad urokiem ich świetlanej czystości i dają się powodować wartościom przewyższającym uciechy zmysłowe. Stwierdza to i Akwinata, pisząc: “Najwyższe piękno przyznajemy dziewictwu”, bez wątpienia, to ono sprawia, że dla wszystkich dziewictwo jest przykładem pociągającym. A ponadto, wszyscy ci mężowie i niewiasty przez doskonałą swą czystość czyż nie ujawniają tego, że takie panowanie ducha nad poruszeniami cielesnymi jest następstwem Bożej pomocy i znamieniem trwałej cnoty?

Miło jest zastanowić się nad tym specjalnie, jak uroczy jest owoc dziewictwa przez to mianowicie, że święte dziewice stawiają nam jasno i jakoby naocznie doskonałe dziewictwo samej Matki Kościoła i świętość ich własnego jak najściślejszego zjednoczenia z Chrystusem. Słowa, których biskup błagając Boga używa w rycie konsekracji dziewic, zostały mądrze w tym celu napisane, “aby budziły się wznioślejsze serca, które gardząc związkiem mężczyzny z niewiasta, ale nie Sakramentem, nie tworzyły sobie jakiejś namiastki małżeństwa, lecz umiłowały wyższe wartości usymbolizowane przez małżeństwo”.

To zaiste poczytuje się dziewicom za największą chwałę, że są one doskonałym obrazem nieskazitelnego połączenia Kościoła z jego Boskim Oblubieńcem. Ale i Kościół, jako społeczność utworzona przez Jezusa Chrystusa, czuje się bardzo uszczęśliwiony przez dziewice, jako że są one dowodem rozkwitu świątobliwego życia i duchowej jego płodności. Świetnie o tym pisze św. Cyprian: “Są one kwiatem na latorośli Kościoła, są krasą i pięknością duchowej łaski, przymiotem radosnym, godnym czci i chwały, dziełem doskonałym i nieskazitelnym, odblaskiem świętości Bożej, znakomitszą cząstką Owczarni Chrystusowej. Chwalebna płodność Kościoła-Matki przez nie i w nich rozkwita, przynosząc wiele radości: im bardziej wzrasta liczba dziewic, tym większa jest radość Matki”.

II.

Objawienie i nauka ujawniają błąd twierdzeń przeciwnych dziewictwu

Już Boski Zbawiciel obwieścił tę prawdę, powtórzoną przez Apostoła narodów; że dziewictwo i celibat niepomiernie wyżej stoją nad małżeństwo. Prawdę tę ustawicznie i jednomyślnie wyjaśniana przez Ojców i Doktorów Kościoła na św. Soborze Trydenckim uroczyście ogłoszono jako dogmat wiary. Również poprzednicy nasi, jak i my sami przy każdej okazji to wyjaśnialiśmy i usilnie wysławialiśmy. Skoro jednak w ostatnich czasach znaleźli się tacy, którzy tę naukę przekazaną przez Tradycję Kościoła zwalczają, narażając na niebezpieczeństwo i na szkodę wiernych, w poczuciu naszego obowiązku uważamy za słuszne w tej encyklice znowu ujawnić i napiętnować tego rodzaju błędy, które się nieraz przemyca pod barwnym pozorem prawdy.

Opanowanie popędu seksualnego nie wynaturza człowieka

Błądzą, ci wszyscy, których zdaniem naturalny instynkt seksualny to najważniejszy i najdonioślejszy z popędów natury ludzkiej, a przeto próba przeciwdziałania mu przez całe życie naraża człowieka na niebezpieczeństwa zaburzeń organicznych, zwłaszcza zaś systemu nerwowego, zakłócając równowagę psychiczną osobowości człowieka. Otóż zdanie takie rozmija się z prawdą, stwierdzoną przez osoby stateczne i stale uznawana przez Kościół.

Już św. Tomasz bardzo słusznie zauważa, że w naszej psychice skłonność samozachowawcza tkwi głębiej od popędu seksualnego, który jest na drugim dopiero miejscu. A ponadto zadaniem rozumu ludzkiego – a zarazem szczególnym przywilejem naszej natury jest wywierać wpływ na najgłębsze bodźce i popędy zmysłowe, aby je uszlachetnić przez należyte nad nimi panowanie.

Na nieszczęście, po pierwszym grzechu Adama zakłócone władze i żądze cielesne starają się opanować w nas nie tylko sferę zmysłów ale i ducha, zaciemniając umysł i osłabiając wolę. Lecz dzięki łasce Jezusa Chrystusa płynącej z Sakramentów świętych żyjąc duchem panujemy nad ciałem.

Cnota czystości nie żąda od nas, żebyśmy nie odczuwali bodźca pożądliwości, lecz żebyśmy go poddawali rozumowi i prawu łaski, w miarę sił naszych dążąc do tego, co jest w naszym ludzkim i chrześcijańskim życiu szlachetniejsze.

Do zdobycia tak zupełnego panowania duszy nad zmysłami ciała nie wystarczy powstrzymać się od czynów, które są bezpośrednio przeciwne czystości, lecz koniecznie trzeba ochoczo i wspaniałomyślnie zrezygnować całkowicie z tego wszystkiego, co choćby tylko z daleka niezgodne jest z tą cnotą: tylko wtedy duch w pełni panuje nad ciałem, swobodnie i w pokoju mogąc żyć życiem duchowym.

Któż więc z tych, którzy w pełni opierają się na zasadach katolickich, nie widzi, że doskonała czystość i dziewictwo nie są przeciwne naturze obojga płci, ani też nie powodują zaburzeń w rozwoju człowieka, odwrotnie – rozwijają go i udoskonalają.

Następstwa sakramentalnej łaski w małżeństwie nie są współmierne do oblubieńczej więzi dziewicy z Bogiem

Ostatnio napiętnowaliśmy ze smutkiem zdanie tych, co ośmielili się twierdzić, że jedynie małżeństwo może zapewnić naturalny rozwój osobowości i jej należyte udoskonalenie. Niektórzy bowiem uważają, że łaska uzyskana ex opere operato Sakramentem Małżeństwa tak bardzo uświęca pożycie małżeńskie, że staje się ono narzędziem skuteczniejszym niż samo dziewictwo dla zjednoczenia poszczególnych dusz z Bogiem, ponieważ małżeństwo chrześcijańskie a nie dziewictwo jest Sakramentem. Pogląd taki ogłaszamy za fałszywy i szkodliwy.

I owszem, Sakrament ten małżonkom daje łaskę do świątobliwego pełnienia obowiązków małżeńskich, wzmacniając związek wzajemnej miłości, która jednoczy ich ze sobą. Nie w tym jednak celu jest ustanowiony, ażeby z pożycia małżeńskiego czynić narzędzie samo przez się przydatniejsze do zjednoczenia dusz z Bogiem, niż to uzyskują dusze oblubieńcze poprzez więź doskonałej z Nim miłości. Czyż Paweł Apostoł nie przyznaje małżonkom prawa raczej powstrzymania się na pewien czas od pożycia małżeńskiego w celach modlitewnych, ponieważ tego rodzaju wstrzemięźliwość daje większa wolność duszy pragnącej oddać się sprawom niebieskim i Bożym?

Bóg wyposaża dziewice w dary niepomiernie bogatsze od wyposażeń małżonków przez “wzajemne usługi”

Wreszcie niektórzy usiłują uzasadniać, że “wzajemna usługa”, na którą chrześcijańscy małżonkowie w tym Sakramencie liczą, staje się doskonalszym oparciem do osiągnięcia własnej doskonałości, niż samotność serca dziewic i osób żyjących w celibacie. Otóż i to nie jest prawdą. Chociaż bowiem ci wszyscy, którzy przyjęli stan doskonałej czystości, z miłości czysto ludzkiej zrezygnowali, stąd jednak nie można wnioskować, jakoby to miało ujemnie wpływać na ich osobowość, pozbawiając ją jej należnych naturalnych wyposażeń. Sam bowiem Dawca duchowych darów wyposaża ich w bogactwa przewyższające to, co mogą sobie wyświadczyć małżonkowie we “wzajemnych usługach”. Gdy poślubiają się Temu, który jest ich początkiem i który udziela im Boskiego życia swego, nie umniejszają siebie, wprost przeciwnie jak najbardziej ubogacają. Któż bowiem, jak nie dziewice, może najtrafniej do siebie zastosować to zadziwiające zdanie św. Pawła Apostoła “żyję ja, już nie ja, żyje we mnie Chrystus”.

Z tego powodu bardzo mądrze uważa Kościół, że należy utrzymać celibat kapłański, wie bowiem, że on jest i będzie źródłem łask duchowych, które jak najściślej jednoczą z Bogiem.

Dziewice dla Kościoła i życia nie są mniej przydatne od małżonków

Uważamy ponadto za wskazane pokrótce omówić błędy tych, którzy odwodzą młodzieńców od seminarium duchownego, dziewczęta zaś od życia zakonnego, wmawiając im, że Kościół dziś bardziej potrzebuje pomocy chrześcijan żyjących na świecie wspólnie z innymi w małżeństwie, niż kapłanów i zakonnic, które ślubem niejako odcinają się od społeczności ludzkiej. Każdy widzi, Czcigodni Bracia, że taki pogląd jest całkowicie fałszywy i szkodliwy.

Bynajmniej nie mamy zamiaru przeczyć, że małżonkowie katoliccy swym chrześcijańskiego życia przykładem na właściwym miejscu i w stosownych okolicznościach mogą być wzorem cnót, obfitujących w zbawienne owoce. Jednak kto z tego powodu doradza raczej pożycie małżeńskie niż wyłączne oddanie się Bogu, wywraca porządek rzeczy i powoduje wielkie zamieszanie pojęć. Gorąco pragniemy, Czcigodni Bracia, aby narzeczem i małżonkowie należycie byli pouczeni, że spoczywa na nich obowiązek nie tylko uczciwie i jak najlepiej wychować dzieci, które mają lub mieć będą, lecz w miarę możności wspomagać innych wzorem swej wiary i swych cnót przykładem. Mimo to z poczucia obowiązku piętnujemy tych wszystkich, którzy usiłują odwracać młodzież od wstąpienia do seminarium, do zakonów czy zgromadzeń, czy też od złożenia ślubów, dowodząc im, że mogą w małżeństwie, jako ojcowie i matki rodzin osiągnąć większe duchowe dobro przez jawne i publiczne świadectwo swego chrześcijańskiego życia. Lepiej zaiste i właściwiej uczynią, jeśli cały swój wysiłek skierują ku zachęcaniu tylu innych żyjących w małżeństwie do jak najgorliwszego rozwinięcia apostolstwa czynu między świeckimi, zamiast, niestety, nieliczne już dziś młode osoby, które pragną poświęcić się służbie Bożej, odwodzić od dziewictwa. A przecież w tej to sprawie trafnie pisze Ambroży: “Łaska kapłaństwa zawsze zmierzała do tego, by szczepić i rozbudzać umiłowanie dziewictwa”.

Należy – jak sądzimy – przypomnieć o innej opinii fałszywej, jakoby ci, którzy doskonałą czystość ślubują, oddalali się od społeczności ludzkiej. Dziewice przecież Bogu poświęcone, które życie swoje oddają służbie ubogich i chorych bez różnicy pochodzenia, klasy społecznej czy religii, czy nie wiążą się wewnętrznie z ich nędzą i bólem i czyż nie przejmują się nimi tak, jakoby były ich rodzonymi matkami? A także kapłan, za przykładem swego Boskiego Mistrza, czyż nie spełnia obowiązków dobrego pasterza, który zna owce swoje i nazywa je po imieniu. Z doskonałej czystości to wypływa, że zachowując ją kapłani, zakonnicy i zakonnice dla wszystkich się poświęcają, wszystkich miłują miłością Chrystusową. Także ci, co prowadzą życie kontemplacyjne, wiele przynoszą pożytku Kościołowi przez to, że nie tylko daninę modłów i błagań, ale i ofiarę z siebie składają Bogu dla zbawienia bliźnich. Dziś zasługują oni dodatkowo na specjalne uznanie, gdyż oddają się dziełom apostolstwa i miłosierdzia według wskazań, jakie podaliśmy w naszym liście apostolskim “Sponsa Christi”. A nie można ich nazwać oddzielonymi od wspólnoty ludzkiej choćby dlatego, że w obu razach w sposób szczególny przyczyniają się do pomnożenia duchowego jej dobra.

III

Wnioski praktyczne z nauki o dziewictwie

Przystępujemy w końcu do tego, Czcigodni Bracia, co z nauki Kościoła o wzniosłości dziewictwa można zastosować do życia praktycznego.

Elitarna cnota dziewictwa wymaga mężnej i wypróbowanej współpracy z łaską

Przede wszystkim należy jasno postawić sprawę: z tego że dziewictwo należy wyżej cenić od małżeństwa, nie można wnioskować, jakoby dziewictwo było niezbędne do osiągnięcia chrześcijańskiej doskonałości. Prowadzić można przecież doskonałe życie i bez ślubowania Bogu czystości. Dowodem tego jest wielka ilość mężów i niewiast, którym Kościół publiczną cześć oddaje, a uświęcili się oni jako wierni współmałżonkowie, oraz przykładni ojcowie i matki rodzin; również i w naszym pokoleniu spotykamy małżonków, którzy bardzo gorliwie dążą do doskonałości chrześcijańskiej.

Zwrócić też należy uwagę, że Bóg ogółowi chrześcijan nie nakazuje dziewictwa, jak poucza Paweł Apostoł: “A co do dziewic, nie mam żadnego rozkazania, ale radę daje”. Do zachowania więc doskonałej czystości pobudza nas jedynie rada. Życie całkowicie czyste może bowiem tych którym dane jest, bezpieczniej i łatwiej doprowadzić do ewangelicznej doskonałości i osiągnięcia Królestwa Niebieskiego. Dlatego, jak słusznie zauważa św. Ambroży, dziewictwo doradza się, ale nie narzuca.

To też doskonała czystość z jednej strony zależy od wolnej decyzji chrześcijan, zanim się Bogu całkowicie oddadzą i ofiarują, z drugiej zaś – od niebieskiego daru i niebieskiej łaski. Już sam Boski Zbawiciel o tym nas upomina: “nie wszyscy pojmują to słowo, lecz którym dano jest… Kto może pojąć niech pojmuje”. Rozmyślając gorliwie nad tymi świętymi słowami Jezusa Chrystusa, św. Hieronim przestrzega wszystkich: “Aby każdy wypróbował swoje siły, czy może wypełnić nakazy dziewiczej czystości i skromności. Sarna przez się bowiem czystość ponętna jest i każdego do siebie pociąga, lecz mamy zbadać siły, aby kto może pojąć, pojmował. Głos Pana jakoby zachęcał i pobudzał swych żołnierzy do zdobycia nagrody czystości “Kto może pojąć, niech pojmuje” – “kto może walczyć, niech walczy, zwycięża i triumfuje”.

Dziewictwo bowiem jest cnota trudna. Od tego, który by chciał ją praktykować, wymaga się nie tylko, żeby miał mocne i wyraźne postanowienie całkowitego i dozgonnego powstrzymania się od dozwolonych przyjemności i uciech małżeńskich, lecz także ażeby ustawicznie czuwając i zmagając się, opanowywał i uśmierzał buntownicze poruszenia duszy i ciała, żeby unikał światowych pokus i zwyciężał ataki szatana. Jakżeż prawdziwe jest powiedzenie św. Chryzostoma: “I korzeniem i owocem dziewictwa jest życie krzyżowe”. Dziewictwo jest bowiem według św. Ambrożego jakoby ofiarą, a sama dziewica “hostia skromności i żertwa czystości”. Co więcej, Metody, biskup Olimpu, porównuje dziewice do męczenników, a św. Grzegorz Wielki uczy, że doskonałe dziewictwo zastępuje męczeństwo. “Bo chociaż brak tu okazji do męczeństwa, nie kładziemy wprawdzie głowy pod topór, duchownym jednak mieczem zabijamy pożądliwości cielesne w sercu”. Dlatego też ślubowanie Bogu czystości wymaga dusz mężnych i szlachetnych, które gotowe są stoczyć bój i zwyciężyć dla Królestwa Niebieskiego.

Ci więc wszyscy, którzy doświadczalnie przekonali się o ułomności swych sił duchowych do podjęcia takiej walki o czystość, zanim zdecydują się do wkroczenia na tak uciążliwą drogę, niech pokornie wysłuchają napomnienia św. Pawła: “Ale jeśli nie mogą się utrzymać, niech w małżeństwo wstąpią, bo lepiej jest w małżeństwo wstąpić, niż gorzeć”. Dla wielu bowiem jarzmo stałej wstrzemięźliwości zbyt jest wielkie, by je można im doradzać. Także i kapłani, którzy mają poważny obowiązek udzielać rad osobom młodym wyjawiającym swoje skłonności do kapłaństwa czy do życia zakonnego niech im doradzą pilnie przemyśleć te sprawę, by nie wkroczyli na drogę, której by nie mieli wytrwale i szczęśliwie do końca przebyć. Niech pilnie badają ich zdatność do tego rodzaju życia i w miarę potrzeby niech pytają o zdanie osób doświadczonych. A jeśliby zachodziły poważne wątpliwości, zwłaszcza umotywowane doświadczeniem z przeszłego życia, niech swoją powaga wpłyną na to, żeby tacy kandydaci zrezygnowali z przyjęcia stanu doskonałej czystości; takich nie należy dopuszczać ani do świeceń kapłańskich, ani do profesji zakonnej.

Czystość, zwłaszcza dziewicza utrzymuje się ponawianiem postanowień dochowania wierności Boskiemu Oblubieńcowi

Chociaż Bogu poświęcona czystość jest cnotą trudną, mimo to mają ją wiernie i doskonale zachować ci, którzy rozważywszy pilnie sprawę, na wezwanie Chrystusowe wspaniałomyślnie odpowiedzą, robiąc wszystko co można, by ją osiągnąć. Przyjmując bowiem stan dziewictwa lub celibatu, otrzymują od Boga specjalną łaskę, przy pomocy której swoje przedsięwzięcie będą mogli doprowadzić do skutku. Ilekroć przeto znajdą się tacy, którzy zdają sobie sprawę z niedotrzymania zobowiązań wobec ślubowanej czystości, niech nie myślą, że to im uniemożliwia i na przyszłość wywiązywać się z przyjętych zobowiązań. “Bóg przecież nie nakazuje rzeczy niemożliwych, lecz nakazując, poleca czynić, co możesz i prosić o to, czego nie potrafisz” – “przy tym Sam wspiera, abyś potrafił”.

Tę pełną pociechy prawdę przypominamy tym, których wola z powodu zaburzeń nerwowych osłabła, a którym pewni lekarze, niekiedy nawet katoliccy, zbyt pochopnie doradzają, by się zwolnili od powyższych obowiązków. Wskazując przy tym na niebezpieczeństwo powstania zaburzeń psychicznych jako na rzekomą przyczynę, dla której nie należy zachowywać czystości. O ileż użyteczniej i trafniej jest tego rodzaju chorym dopomóc, by wzmocnili swoją wolę, a przypomnieć im, że i dla nich czystość nie jest niemożliwa, zgodnie ze słowami Apostoła: “A wierny jest Bóg, który nie pozwoli kusić was nad to, co możecie, ale razem z pokusą i wyjście z niej zrządzi, abyście wytrzymać mogli”.

Czuwanie i modlitwa nieodzownymi środkami wierności dziewictwu

A oto środki przez Boskiego Zbawiciela nam zlecone, dzięki którym skutecznie ustrzeżemy naszą cnotę: pilną i ustawiczną czujnością możemy dokonać tego co jest w naszej mocy; wytrwała zaś modlitwą wyprosimy u Boga to, czego z powodu naszej słabości nie możemy osiągnąć: “Czuwajcie a módlcie się, byście nie weszli w pokuszenie, duch wprawdzie jest ochoczy, ale ciało mdłe”.

Konieczna jest nam tego rodzaju czujność na każdą chwilę naszego życia i przy każdej okoliczności: “Ciało bowiem pożąda przeciwko duchowi, a duch przeciw ciału”. Bowiem jeśli ktoś popuści trochę pożądliwościom ciała, zaraz poczuje, że z łatwością wpada w uczynki ciała wymienione przez Apostoła, które są wadami wstrętnymi i hańbiącymi człowieka.

Czuwać przeto mamy nad poruszeniami naszych żądz zmysłowych, a dobrowolną ascezą i umartwieniem ciała tak je powściągać, że staną się posłuszne rozumowi i prawu Bożemu: “A ci, co są Chrystusowi, ciało swoje ukrzyżowali z namiętnościami i pożądliwościami”. Sam Apostoł przecie wyznaje o sobie: “Karcę ciało moje i w niewolę podbijam, abym snąć innym przepowiadając, sam nie został odrzucony”. Wszyscy bowiem święci mężowie i święte niewiasty pilnie strzegli poruszeń swoich zmysłów i pożądań, a nieraz surowo je poskramiali według wskazań Boskiego Mistrza: “A ja wam powiadam, iż każdy, który patrzy na niewiastę, aby ją pożądał, już ją zcudzołożył w sercu swoim. Jeśli tedy prawe oko twoje gorszy cię, wyrwij je, a zarzuć od siebie, albowiem pożyteczniej jest tobie, aby zginął jeden z członków twoich, niźliby miało być wrzucone całe ciało twoje do piekła”. Z tego napomnienia jasno widać, że Zbawiciel nasz wymaga, abyśmy nawet myślą nie pozwalali na jakiś grzech, i abyśmy silną wolą powstrzymywali się od tego wszystkiego, co w najmniejszym choćby stopniu mogło kazić tę najpiękniejszą cnotę. W tej sprawie nic nie może uchodzić za zbyt gorliwe lub zbyt surowe. Jeśli zaś słabe zdrowie lub inne przyczyny nie pozwalają komuś na ostre umartwienia fizyczne, nigdy jednak nie zwalniają go od czujności wewnętrznej powściągliwości.

Przebywanie, zwłaszcza młodocianych, w środowisku moralnie zdrowym

Należy zwrócić uwagę również i na to, czego zresztą uczą Ojcowie i Doktorowie Kościoła, że łatwiej możemy opanować pokusy do grzechu i zmysłowe ponąty, jeśli nie walczymy z nimi wręcz, lecz unikajmy ich w miarę możności. Dla zachowania czystości, zdaniem św. Hieronima, większe ma znaczenie ucieczka niż otwarta walka. “Dlatego uciekam, by nie ponieść klęski”. A te ucieczkę tak należy rozumieć, żebyśmy nie tylko czujnie unikali okazji do grzechu, lecz zwłaszcza, żebyśmy z tego rodzaju utarczki zwracali umysł nasz i serce do spraw Bożych, trwając w Tym, któremuśmy nasze dziewictwo ślubowali, jak poucza św. Augustyn: “Patrzcie na piękność Oblubieńca waszego”.

Kwestia rozrywek oraz widowisk

Taka ucieczkę i stałą czujność, którymi winniśmy odgrodzić się od okazji do grzechu, święci mężowie i niewiasty mieli zawsze za najlepszy sposób tego rodzaju walki.

Dziś jednak nie wszyscy są takiego zdania. Niektórzy bowiem mniemają, że ogół chrześcijan, a przede wszystkim kapłani nie powinni, jak w dawnych wiekach odgradzać się od świata, lecz powinni żyć w świecie. Stąd koniecznie musza “rzucić kości” i ryzykować swoją czystość, żeby się wykazało, czy potrafią czy nie potrafią silnie się oprzeć. Młodzież duchowna ma więc wszystko widzieć, aby na wszystko przyzwyczaiła się patrzeć spokojnie i żeby w ten sposób uwolniła się od wszelkich zaburzeń. A przeto, ich zdaniem, młodzi wyzbywszy się wstydliwości mogą, bez skrępowania przyglądać się wszystkiemu, co się nadarzy; mogą chodzić do kina, nawet na filmy zakazane przez cenzorów kościelnych; mogą przeglądać wszelkie dzienniki, nawet pornograficzne; mogą czytać romanse znajdujące się na indeksie lub zakazane prawem naturalnym. A na to wszystko dlatego klerykom pozwalają, że tego rodzaju widowiskami i pismami dziś karmi się mnóstwo ludzi, więc i oni muszą poznać ich sposób myślenia i odczuwania, jeśli im chcą pomóc.

Łatwo można spostrzec, że tego rodzaju wychowanie kleru jest błędne i szkodliwe dla osiągnięcia świętości, odpowiedniej do powierzonego obowiązku: “Kto bowiem miłuje niebezpieczeństwo, w nim ginie”. Bardzo tu stosownym wydaje się napomnienie św. Augustyna: “Nie mówcie, że macie czyste dusze, jeśli macie nieczyste oczy. bo oko nieczyste jest zwiastunem nieczystej duszy”.

Ten szkodliwy sposób działania wypływa niewątpliwie z pomieszania pojęć. Wprawdzie Pan Jezus mówił o Apostołach: “Ja ich posłałem na świat”. Lecz przed tym o nich powiedział: “Nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata”. A Boskiego swego Ojca tymi słowami prosił: “Nie proszę, żebyś ich zabrał ze świata, ale żebyś ich zachował od złego”. Kościół zaś opierając się na tych samych zasadach, żeby ochronić kapłanów od złych wpływów otaczającego ich świata, ogłosił trafne i mądre przepisy, mające zabezpieczyć świętość ich życia od zabiegów i uciech światowych.

Głębsze racje przemawiają za odłączeniem młodzieży duchownej od zgiełku światowego, wszak ma się ona wpierw zaprawić do życia duchownego i doskonałości kapłańskiej lub zakonnej, zanim sama stanie do walki. Dlatego ma przebywać przez czas dłuższy w świętym seminarium, lub innym szkolnym zakładzie wychowawczym, gdzie ma być starannie pouczana i praktycznie przysposabiana na stopniowe i roztropne spotkanie się i zapoznanie z zagadnieniami współczesnego życia, stosownie do wskazań, jakie podaliśmy w Apostolskim napomnieniu “Menti nostrć”. Jakiż bowiem ogrodnik wybrane, ale jeszcze delikatne pędy po to wystawiałby na ostre burze, aby doświadczyć tej odporności, której jeszcze nie posiadły? Alumnów seminarium i szkolnych wychowanków należy trzymać w miejscu bezpiecznym i powoli przygotowywać do znoszenia trudów walki.

Wstydliwość, skromność i pokora

Trafniej i pożyteczniej postąpią wychowawcy tej wybranej młodzieży, jeśli w młode serca wszczepią zasady skromności, która do tego stopnia decyduje o zachowaniu całkowitego dziewictwa, że istotnie można ją nazwać roztropnością czystości. Wstydliwość bowiem dostrzega grożące niebezpieczeństwa, a nie pozwala narażać się na pokusę i zabezpiecza przed sidłami, w które mniej roztropni wpadają. Wstydliwość odwraca się od słów brzydkich i swawolnych, ma wstręt do wszelkiej nawet najlżejszej nieskromności, starannie unika podejrzanej poufałości z osobami odmiennej płci, ponieważ w głębi duszy oddaje należny szacunek dla ciała, które jest żywą cząstką Chrystusa i świątynią Ducha Świętego. Kogo zdobi poczucie chrześcijańskiego wstydu, brzydzi się on wszelkim grzechem nieczystym, a ilekroć odczuje pokusę, natychmiast ją odrzuca.

Skromność też poddaje rodzicom i wychowawcom odpowiednie słowa, którymi należy urabiać sumienie młodzieży w sprawach wchodzących w zakres czystości. “Jednakże – jak też w niedawnym przemówieniu zwracaliśmy uwagę – tej skromności nie należy rozumieć jako całkowitego na ten temat milczenia, żeby nigdy przy nauce obyczajów o tym trzeźwo i poważnie nie można było porozmawiać”.

W dzisiejszych wszakże czasach wielu nauczycieli i wychowawców zbyt często uważa za swój obowiązek o tajemnicach narodzin człowieka uświadamiać niewinnych chłopców i dziewczęta w sposób obrażający ich poczucie wstydu.

Modlitwa, Pokuta, Eucharystia

Skromność chrześcijańska wymaga w tych sprawach szczególnego umiaru. Ta zaś wstydliwa skromność wypływa z bojaźni Bożej, z synowskiej bojaźni, opartej na głębokiej chrześcijańskiej pokorze, dzięki której z największą troską wystrzegamy się każdego rodzaju grzechu, jak świadczą słowa naszego poprzednika św. Klemensa I: “Kto ciałem jest czysty, niech się nie chlubi, skoro wie, że kto inny udzielił mu daru powściągliwości”.

Nikt chyba, jak św. Augustyn, jaśniej nie wykazał, jakie znaczenie ma pokora chrześcijańska dla zachowania czystości: “Ponieważ trwała wstrzemięźliwość, a szczególnie dziewictwo jest wielkim skarbem świętych Pańskich, trzeba najtroskliwiej baczyć, by nie zniszczyła go pycha… Ponieważ widzę, że jest ono aż takim skarbem, tym więcej obawiam się jak złodzieja – pychy, aby go nie zniszczyła. A skarbu dziewictwa strzeże jedynie Bóg, który go udzielił. “Bóg zaś jest miłość”. Stróżem więc dziewictwa jest miłość, mieszkaniem zaś tego stróża pokora”.

I jeszcze na to należy zwrócić baczną uwagę, że dla zachowania nienaruszonej niewinności nie wystarczy ani skromność ani czujność. Należy jeszcze użyć takich pomocy, które wykraczają poza możliwości naturalne, to jest modlitwy do Boga, Sakramentu Pokuty i Eucharystii oraz żarliwego nabożeństwa ku Najświętszej Matce Bożej.

Nigdy nie należy zapominać, że czystość to wspaniały dar zesłany przez Boga. Tak na ten temat wyraża się dobitnie św. Hieronim: “tym dane jest, którzy poprosili, zapragnęli i starali się otrzymać. Wszelkiemu bowiem proszącemu będzie dane, szukający odnajdzie, pukającemu będzie otworzone”. Wytrwała wierność dziewic wobec Boskiego Oblubieńca zależy od pobożnej modlitwy, dodaje Ambroży. Św. Alfons Liguori w duchu gorącej, sobie właściwej pobożności poucza, że dla przezwyciężania pokus przeciwko tej pięknej cnocie nie ma skuteczniejszego i pewniejszego środka, jak natychmiastowe szukanie ratunku u Boga w modlitwie.

Do modlitwy należy dodać jeszcze Sakrament Pokuty, który często i z miłością przyjmowany jako lekarstwo duchowne oczyszcza nas i uzdrawia. Także i pokarm Eucharystyczny – jak twierdzi nasz godnej pamięci poprzednik, Leon XIII, – jest “najlepszym lekarstwem na zmysłowość”. Im czystsza jest dusza, tym bardziej łaknie Chleba, z którego czerpie moc dla oparcia się ponętom grzechu nieczystego, i przez który ściślej się łączy z Bogiem Oblubieńcem: “Kto pożywa Ciało Moje i pije Moją Krew, we Mnie mieszka, a Ja w nim”.

Żarliwe nabożeństwo do Najświętszej Matki Dziewicy

Najznakomitszym i na doświadczeniu wieków opartym sposobem dopilnowania i ochronienia nieskazitelnej i doskonałej czystości jest mocne i gorące nabożeństwo do Bogarodzicy Dziewicy. W tej bowiem pobożności w pewien sposób zawarte są i inne pomoce, bo skoro ktoś się nim szczerze i usilnie przejmie, niewątpliwie znajdzie zbawienną pobudkę do trwałej czujności, i do Stołu Pańskiego. Z tego powodu wszystkich kapłanów, zakonników i poświęcone dziewice napominamy Ojcowskim sercem, aby się oddali pod szczególną opiekę Świętej Matki Bożej, która jest Dziewicą dziewic i “Mistrzynią dziewictwa”, jak twierdzi Ambroży, a najpotężniejszą Matką tych, którzy się na służbę Bożą oddali i poświęcili.

Już św. Atanazy zauważa, że przez Nią zrodziło się dziewictwo, gdyż jak uzasadnia św. Augustyn: “Nasza godność dziewicza zaczęła się od Matki Pana”. Św. Ambroży zaś idąc za myślą Atanazego, życie Maryi stawia dziewicom za przykład, mówiąc: “Ją naśladujcie córki. Życie Maryi niech będzie dla was naocznym dziewictwem, skąd jak ze zwierciadła niech rozbłyśnie blask czystości i wzór cnoty; bierzcie żywe przykłady, tam bowiem jakby we wzorcu wyrażona jest nauka prawości, wskazująca co w sobie trzeba poprawić, a co zachować”. Oto obraz dziewictwa. Taka bowiem była Maryja, że życie Jej jedynej jest nauką dla wszystkich. “Niech wiec Święta Maryja będzie nam regułą życia”. “A taką Ona ma łaskę, że nie tylko zachowuje wdzięk dziewictwa, lecz wnosi je także tym których nawiedza”. Jakżeż wiec prawdziwy okrzyk Ambrożego: “O zasobny skarbie Maryjnego dziewictwa”. Ze względu na te bogactwa i dziś bardzo pomoże poświęconym Bogu dziewicom, zakonnikom, kapłanom wpatrywanie się w dziewictwo Maryi, by wiernie i doskonale zachowywać czystość stanu swego.

Nie dosyć wam jednak, Ukochani Synowie i Córki, rozmyślać o cnotach Najświętszej Maryi Panny, do Niej też uciekajcie się z wielką ufnością za radą św. Bernarda: “Szukajmy łaski, przez Maryje szukajmy”. A szczególnie teraz, w czasie Roku Maryjnego, w Niej złóżcie troskę o wasze życie duchowne i doskonałość, na wzór św. Hieronima: “Dziewictwo moje złożone jest w Maryi i w Chrystusie”.

IV

Wezwania końcowe

W ciężkich trudnościach, z którymi zmaga się dziś Kościół, serce Nasze jako Najwyższego Pasterza doznaje, Czcigodni Bracia, ogromnej pociechy, skoro kwitnące na całej ziemi dziewictwo również obecnie widzimy w wielkiej czci i szacunku mimo przeciwnych sobie – zresztą już zanikających – błędów. Ufamy, że już wkrótce znikną one całkowicie.

Do wychowawców młodzieży duchownej

Nie taimy jednak, że często na radość naszą pada cień smutku, gdy dowiadujemy się że w wielu okolicach z dnia na dzień zmniejsza się liczba tych, którzy wezwani Bożym natchnieniem, wybierają stan dziewictwa.

Wymieniliśmy już wyżej przyczyny, dlaczego tak się dzieje, wiec nie będziemy tu ich powtarzać. Liczymy tu raczej na tych wychowawców młodzieży, którzy w tej sprawie popełnili błędy, że je prędko zauważą i jak najprędzej naprawią. Niech sobie wezmą do serca obowiązek wyleczenia się z tych błędów. Niech czynią, co tylko mogą, aby młodzieży, powierzonej ich pieczy, która czuje się powołana do kapłaństwa czy stanu zakonnego, przyjść z wszelka pomocą w osiągnięciu tak wzniosłego celu. Oby im się udało dokonać, aby nowe i jeszcze liczniejsze zastępy kapłanów, zakonników i zakonnic, zdolne i liczbą i dzielnością do sprostania dalszym potrzebom Kościoła, wyszły jak najprędzej do uprawiania winnicy Pańskiej.

Do rodziców

W poczuciu Naszego Apostolskiego obowiązku zachęcamy prócz tego ojców i matki, aby zechcieli chętnie poświęcać służbie Bożej synów do niej powołanych. Gdyby to było dla nich ciężkie, bolesne i smutne, niech w skupieniu zastanowią się nad słowami, którymi św. Ambroży napominał mediolańskie matki: “Znałem wiele dziewic, które pragnęły poświecić się Bogu, a matki im w tym przeszkadzały… Jeśliby córki chciały pokochać człowieka, słusznie mogłyby wybrać, kogo by chciały. Dlaczego wiec nie wolno im wybrać Boga, jeśli im wolno wybrać człowieka?”

Rodzice niech się zastanowią, jakim dla nich zaszczytem jest, gdy syn ich zostanie wyniesiony do godności kapłańskiej, lub gdy córka ślubuje Boskiemu Oblubieńcowi dziewictwo. Na temat dziewic mówi tu tenże Biskup Mediolański: “Słyszeliście rodzice… dziewica jest darem Boga, jest darem ojca, kapłaństwem czystości. Jest ona matki żertwą, którą co dzień składając, można ubłagać wszechmoc Boża”.

Ojciec św. po zachęcie do mężnej postawy również w obronie cnoty czystości, encyklikę kończy słowami:

Niechże pośrednikiem darów boskich i szczególnej łaski będzie Apostolskie Błogosławieństwo, którego udzielamy wam z miłości w Panu, Czcigodni Bracia, i innym sługom ołtarza, a także dziewicom poświęconym Bogu, szczególnie zaś tym, “którzy prześladowanie cierpią dla sprawiedliwości” oraz wszystkim wiernym waszej owczarni.

Dan w Rzymie u św. Piotra dnia 25 marca, w Uroczystość Zwiastowania Błogosławionej Dziewicy Maryi w Roku 1954, Pontyfikatu Naszego XVI.

PIUS PP. XII

Pius pp XII

Źródło: Wiadomości Archidiecezjalne Warszawskie, nr 3, rok 1959, ss. 130 – 156.

opr. kkk/mg

Copyright © by Fundacja Opoka 2003

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xii/encykliki/sacra_virginitas_25031954.html

*******

Jan Paweł II

Brońmy czystości serca i ciała

Rozważanie przed modlitwą “Anioł Pański” 6 lipca 2003

 

1. Dziś, 6 lipca, kończymy obchody setnej rocznicy śmierci św. Marii Goretti — «małej i łagodnej męczennicy czystości», jak określił ją mój czcigodny poprzednik Pius XII. Jej śmiertelne ciało spoczywa w kościele w Nettuno, w diecezji albańskiej, a jej piękna dusza żyje w chwale Bożej. Co mówi dzisiejszej młodzieży swoim życiem, a przede wszystkim swoją heroiczną śmiercią ta delikatna, jednak po chrześcijańsku dojrzała dziewczyna? Marietta — tak nazywali ją bliscy — przypomina młodzieży trzeciego tysiąclecia, że prawdziwe szczęście wymaga odwagi i ducha ofiary, odrzucenia wszelkiego kompromisu ze złem i gotowości zapłacenia osobiście, nawet życiem, za wierność Bogu i Jego przykazaniom.

Jak bardzo aktualne jest to przesłanie! Dziś często hołduje się przyjemności, egoizmowi, czy nawet niemoralności w imię fałszywych ideałów wolności i szczęścia. Trzeba jeszcze raz wyraźnie powiedzieć, że należy bronić czystości serca i ciała, bowiem czystość «strzeże» autentycznej miłości.

2. Niech św. Maria Goretti pomoże wszystkim młodym ludziom doświadczyć piękna i radości ewangelicznego błogosławieństwa: «Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą» (Mt 5, 8).

Czystość serca, jak każda inna cnota, wymaga codziennego ćwiczenia woli i stałej dyscypliny wewnętrznej. Wymaga przede wszystkim nieustannego zwracania się do Boga w modlitwie.

Liczne zajęcia oraz przyspieszone tempo życia utrudniają niekiedy pielęgnowanie tego ważnego wymiaru życia duchowego. Jednak letnie wakacje — dla niektórych zaczynające się właśnie w tych dniach — o ile nie zostaną «zmarnowane» i roztrwonione na banalną rozrywkę, mogą stać się stosowną okazją, by na nowo ożywić życie wewnętrzne.

3. Życząc dobrego wykorzystania letniego wypoczynku jako sposobności do duchowego wzrastania, zawierzam młodzież Maryi, jaśniejącej pięknem. Niech Ona, która w chwili próby podtrzymała Marię Goretti, pomoże wszystkim, w szczególności nastolatkom i młodzieży, odkryć wartość i znaczenie czystości dla budowania cywilizacji miłości.

Po odmówieniu modlitwy Ojciec Święty powiedział:

W tych dniach weszła w życie międzynarodowa konwencja o ochronie praw pracujących imigrantów oraz ich rodzin, przyjęta przez ONZ w 1990 r. To narzędzie prawne świadczy o istotnym postępie, gdyż uznaje związek imigranta z rodziną. Wyrażam prawdziwe zadowolenie z tego osiągnięcia w zakresie prawa i ufam, że szersze poparcie państw przyczyni się do jego większej skuteczności, tak by dzięki przyjmowaniu podobnych postanowień i stałej współpracy międzynarodowej złożone procesy migracyjne mogły przebiegać w sposób zgodny z prawem, a imigrantom i ich rodzinom zawsze okazywano szacunek.

 

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (10/2003) and Polish Bishops Conference

********

Maria Goretti (2003) Po polsku cały film lektor PL

Film opowiada historię 12-letniej Włoszki – tytułowej Marii Goretti. Pochodząca z ubogiej rodziny dziewczynka po śmierci ojca zmuszona jest do podjęcia wielu ciężkich obowiązków domowych. Zwraca na siebie uwagę pracowitością i pobożnością. Dnia 5 lipca 1902 r. zostaje napadnięta przez 19-letniego sąsiada. Broniąc się przed gwałtem, otrzymuje kilka śmiertelnych ran nożem i umiera następnego dnia w pobliskim szpitalu. Beatyfikowana w 1947 r. i kanonizowana w 1950 r. jest jedną z najmłodszych świętych Kościoła katolickiego.

 

 

****

René Lejeune

Św. Maria Goretti (1890-1902) – dziewica i męczennica

Rodzina świętych

6 lipca 2002 roku Kościół obchodził stulecie męczeństwa tej dwunastoletniej dziewczyny. Męczeństwo, którego niezliczone kobiety, młode i starsze, doświadczyły w wieku XX – wieku okrucieństwa i krwi. I jakiego jeszcze dziś doświadczają. Jak te algierskie dziewczyny porywane każdego roku setkami przez terrorystów ukrywających się w górach. Tam gwałci się je każdego dnia. A kiedy któraś zachoruje lub spodziewa się dziecka, wtedy podrzynają jej gardło. Tak, to też są męczennice!

Maria Goretti urodziła się 16 października 1890 r. w domu biednym i głęboko chrześcijańskim, w którym była czwórka dzieci. Piąty, syn Tonino, umarł mając osiem miesięcy.

Ojciec Luigi Goretti miał 41 lat, kiedy urodziła się Maria. Był postacią biblijną: człowiekiem sprawiedliwym i żyjącym w bojaźni Bożej. Uprawiał kawałek ziemi, z której każdego roku dosłownie wyrywał coś, aby wyżywić swe dzieci.

Mama, Assunta, miała 35 lat, gdy urodziła się Maria. To niewiasta dzielna, jaką opisuje Księga Mądrości. Silna w swej łagodności i pokorze. Od wczesnego rana do późna w nocy miała w ręku krosno, grabie lub gracę, dbałą o dom, karmiła dzieci.

To rodzina, w której panował pokój i radość Jezusowa. Byli szczęśliwi pomimo swego ubóstwa. Rodzina świętych. Córka Teresa zostanie Misjonarką Franciszkanką Maryi.

Maria została ochrzczona w dzień po urodzeniu, w kościele parafialnym św. Piotra de Corinaldo, w wiosce wysoko na wyżynie smaganej wiatrem, pomiędzy górami Nevalo i Cesano, na południu Ancony. W tej wiosce mieszkańcy czczą Madonnę jako Królową Męczenników…

Jako mała dziewczynka, Maria, z siostrami i braćmi klęka wieczorem przy rodzicach, aby odmówić różaniec, litanię i „Pomnij o Najświętsza…”

Przejście włóczęgi

W miarę jak dzieci rosną, ich apetyty są coraz większe. Luigi nie potrafi ich już wyżywić. Jest nieszczęśliwy, widząc łzy dzieci. Wieczorem błagania wznoszą się ku krzyżowi zawieszonemu na ścianie kuchni, małej i czystej. Assunta dba o niego jak o klejnot.

Pewnego dnia przechodzi przed ich domkiem włóczęga. Assunta daje mu garść kasztanów. Jej ubóstwo, nawet tak wielkie, nie przeszkadza jej w podzieleniu się z bliźnim jedzeniem…

Czy przejście tego włóczęgi to znak Opatrzności? Mówi im o opuszczonych fermach na żyznych ziemiach wokół Rzymu: Dlaczego nie zejdziecie z tych niegościnnych gór na równinę, która by wam pozwoliła, choć ciężką pracą, ale zdobyć jakiś dostatek?

Kiedy włóczęga odchodzi, Assunta i Luigi przywołują to marzenie. Ale gdzie znaleźć pieniądze na taką podróż? W dodatku Assunta jest tak przywiązana do swego domku i kawałka ziemi. Jednak łzy dzieci, wstających od stołu przywołują ich do twardej rzeczywistości. Włóczęga mówił im o wiejskich gospodarstwach rzymskich, w których pracował u księcia Mazzoleni, wielkiego właściciela ziemskiego. „To prawdziwy raj!” – dodał.

Luigi jest przekonany. Trzeba jeszcze przekonać jego małżonkę. W końcu decydują się na stawienie czoła tej przygodzie. Sprzedają dom i pole, wyruszają w drogę, licząc na pomoc Madonny.

Zamiast raju odkrywają pontyjskie bagna, ziemie wilgotne i niezdrowe. Książę Mazzoleni wynajmuje im po niskiej cenie jedno ze swoich gospodarstw w Ferriere di Conca. Na parterze – szopy, na piętrze, na które wchodzi się po kamiennych schodach: wiejskie mieszkanie.

Luigi podwija rękawy i zabiera się do pracy, aby uprawić ugór, osuszyć bagno. Niestety ziemie te są siedliskiem bagiennej gorączki! Po roku, wyczerpany Luigi pada ofiarą gorączki, malarii, tyfusu i zapalenia płuc. Lekarz rozkłada ramiona. Assunta wzywa księdza. Razem odmawiają różaniec. Maria nie oddala się od łóżka swego ojca. Prosi Matkę Bożą o zachowanie przy życiu jej drogiego tatusia. Daremnie. Luigi Goretti umiera 6 maja 1900 r. jako dobry sługa, w rok po tym, jak uległ ułudzie opisanej mu przez nieszczęsnego wędrowca.

Anioł domu

Maria ma 10 lat, gdy umiera jej ojciec. Pociesza matkę trawioną cierpieniem. Zastępuje mamę w domu, kiedy wychodzi ona do ciężkiej pracy w polu. To Maria wlewa w braci i siostry bojaźń Bożą i wstręt do grzechu. „Maria to anioł” – mówili Assuncie ludzie.

Ten anioł niczego już więcej nie pragnie, jak tylko przystąpienia do Komunii św. w wieku 10 lat, choć powinna jeszcze jeden rok zaczekać. „Pragnę Jezusa, nie chcę być dłużej bez Jezusa” – mawiała często. Ale mama nie ma pieniędzy, aby jej kupić sukienkę, welon, buciki. Jednak daje się wzruszyć i przedstawia Marię biskupowi w Nettuno. Ten przepytuje dziecko. Zaskakuje go jej wiedza i przejrzystość duszy gorejącej Bożą miłością.

29 maja 1902 w uroczystość Bożego Ciała Maria i jej brat Angelo oraz dwunastka innych dzieci przystępują do Pierwszej Komunii św. w małym kościółku w Ferriere. Maria wyznaje Jezusowi, przyjmując go w Eucharystii, że pragnie pozostać dziewicą.

Modli się bez przerwy, nie tylko odmawiając różaniec, lecz zajmując się swoimi sprawami lub gospodarstwem domowym, kiedy zastępuje mamę.

„Dlaczego tyle się modlisz?” – pyta ją pewnego dnia Teresa, przyjaciółka. „Modlę się, żeby pocieszyć Jezusa i Maryję z powodu tak wielu grzechów” – odpowiada, a łzy płyną po jej policzkach.

Pierwszy piątek, 5 lipca 1902

Od śmierci ojca rodzina Goretti musi dzielić prace w gospodarstwie z rodziną Serenelli, nieokrzesaną i leniwą. Ojciec to próżniak i pijak. Jego żona umarła szalona w ochronce w Anconie. Kuchnia jest wspólna. Występek styka się z cnotą. Alessandro, 19-letni syn, to prostak pozbawiony zasad moralnych. W jego pokoju pełno jest sprośnych obrazków.

Assunta chciałaby odejść z tego miejsca, lecz wiąże ją umowa. Pamięta o ostatnich słowach swego męża: „Assunto, wracaj do Corinaldo”. Ich przybycie do Bagien Pontyjskich to była katastrofa…

Alessandro czyha na Marię. Czyni jej propozycje. „To grzech, Bóg na to nie pozwala” – odpowiada dziewczyna. Grzech? Alessandro nie wie nawet, co to jest. „Jeśli powiesz coś o tym swej matce, zabiję cię” – grozi jej.

Maria boi się. Jej ucieczką jest modlitwa do Jezusa Eucharystycznego, do Matki Bożej i do św. Józefa, stróża czystości.

5 lipca 1902 r. Maria pilnuje kołyski, w której śpi jej siostra – Teresa. Nagle z modlitwy wyrywa ją wezwanie mrożące krew w żyłach. To Alessandro krzyczy: „Chodź ze mną!”, „Chodź!” – nalega. Siłą wciąga ją do kuchni. Maria wzywa pomocy. Jej głos ginie stłumiony odgłosem młocki na zewnątrz. Alessandro knebluje usta dziewczynce, która jednak zdołała się uwolnić i woła: „Nie rób tego! To grzech! Pójdziesz do piekła!”

Zmęczony potwór wyciąga nóż i rani Marię. Dziewczynka jęczy: „Mój Boże, mamo, umieram!”

Głupiec myśli więc, że Maria nie żyje. Zamyka się w swoim pokoju, jednak słysząc, że Maria dalej jęczy, wraca do kuchni i zadaje jej kilka ciosów nożem.

„Jest już martwa. Więcej nic nie powie” – mówi sam do siebie.

Teresa budzi się w kołysce. Nie widząc Marii zaczyna płakać przenikliwie. Marii zaś udaje się doczołgać do samego wejścia. Stary Serenelli widzi ją, woła więc Assuntę, która natychmiast przybiega. Maria jęczy:

„To Alessandro. Chciał, abym popełniła wielki grzech. Ja nie chciałam.”

Wołają lekarza, który – zdając sobie sprawę z powagi ran – nakazuje przewiezienie dziewczynki do szpitala w Nettuno. W międzyczasie mieszkańcy wioski zgromadzili się wokół domu zbrodni.

„Śmierć! Śmierć!” – wyją.

Morderca zabarykadował się w swoim pokoju. Dwóch żandarmów wdziera się tam, aby go aresztować. Krępują go i wyprowadzają z domu. Tłum na jego widok zrywa się z zamiarem zlinczowania go. Chroni go eskorta żandarmów.

W tym czasie Marię umieszczono na wozie, którego ruchy sprawiają, że jej cierpienia są nie do zniesienia. Dopiero o godzinie 18 wóz dociera do szpitala. Umierającą dziewczynkę badają lekarze. Stwierdzają, że zadano jej czternaście ciosów nożem, z czego dziewięć – głębokich. Ma rany serca, osierdzia, jelit, lewego płuca. Już powinna nie żyć.

Leżąc na stole operacyjnym, z twarzą posiniałą, z bujnymi włosami koronującymi jej głowę jak aureolą, Maria ma jeszcze szczęście spotkania z kapłanem. Spowiada się. Potem przez 2 godziny chirurg zajmuje się jej umierającym ciałem, bez znieczulenia, gdyż zachodzi obawa zapalenia otrzewnej. Maria znosi cierpienia podobne do Ukrzyżowanego. I jak Jezus odczuwa pragnienie: „Mamo, daj mi trochę wody.”

„Moje biedactwo, lekarz zakazał. To wywołałoby jeszcze większy ból” – odpowiada matka.

Przez dwadzieścia godzin dręczy ją pragnienie, a rany nie przestają zadawać okrutnego cierpienia. Maria może się rzeczywiście porównywać z ukrzyżowanym Jezusem, którego tak bardzo kocha. Znosi też swą Kalwarię jako Boży dar!

Przed śmiercią dostępuje dwóch wielkich łask:

Pierwszą jest to, że zostaje przyjęta do Zgromadzenia Dzieci Maryi i na ciężko oddychającej piersi zostaje złożony medalik.

Druga łaska – Komunia św. i ostatnie namaszczenie. Przed podaniem jej hostii kapłan pyta, czy przebaczyła zabójcy, jak Jezus, który przebaczył na krzyżu swym oprawcom.

„Tak – odpowiada – z miłości do Jezusa przebaczyłam. Chcę, żeby i on poszedł ze mną do Raju. Niech Bóg mu przebaczy, gdyż ja mu przebaczyłam.”

Dwóch żandarmów prowadzi dochodzenie, pytając umierającą o okoliczności tragedii. Assunta domaga się tego. Po wyjściu żandarmów pyta Marię, dlaczego nie mówiła jej wcześniej o poczynaniach Alessandro. Maria wyjaśnia, że groził, iż ją zabije, jeśli powie coś swojej matce.

Potem nadchodzi majaczenie i agonia. Powtarza słowa, jakie skierowała do Alessandro podczas jego zbrodni, na koniec woła: „Tatusiu!” – bez wątpienia chcąc go przywołać wobec bliskiego już spotkania. Potem kieruje wzrok na figurkę Maryi i woła z miłością: „Matko Boża!” Czy to Ona przyszła, aby ją zabrać ze sobą?

To koniec. Maria odrzuca w tył głowę, jej dłonie zastygają w skurczu na piersiach i wydaje ostatnie tchnienie dokładnie o 15.45. Jej czysta dusza wzlatuje ku Niebu. Jest 6 lipca 1902 roku, pierwsza sobota i Uroczystość Najświętszej Krwi Chrystusa.

Ludzie tłumnie przychodzą, by oddać hołd zmarłej świętej, męczennicy, podobnej do świętej Agnieszki.

Pogrzeb odbywa się 8 lipca. To tryumf. Mszę żałobną celebruje arcybiskup i dwóch kapłanów w wypełnionej po brzegi Kolegiacie w Nettuno, przy kompletnym kolegium. Ciało zostaje pochowane na cmentarzu w Nettuno w oczekiwaniu na przeniesienie do kościoła Najświętszej Maryi Panny Łaskawej, którą Maria szczególnie czciła.

Nawrócenie Alessandro

18 października 1902 r. Alessandro zostaje skazany na 30 lat ciężkich robót. To wciąż ten sam człowiek: nieprzyzwoity i sprośny, bydlę – jak mówią o nim strażnicy w pierwszym roku jego więzienia w zakładzie karnym w Noto na Sycylii.

Maria Goretii czuwa z Nieba. Daje natchnienie biskupowi diecezji J. E. Blandini, aby odwiedził zabójcę w więzieniu. Idzie tam.

„Straci Ekscelencja czas, to twardziel, zobaczycie!” – mówi dyrektor więzienia.

Biskup wchodzi do mrocznej celi, wilgotnej i obrzydliwej, strażnik zaś zostaje na zewnątrz, gotowy w razie potrzeby udzielić pomocy.

„Czego od mnie chcecie?” – rzuca przez zęby więzień.

„Mój synu, twój biskup przychodzi cię pozdrowić i pocieszyć.”

„Nie prosiłem o waszą wizytę, nie chcę ani pociech, ani kazań” – odpowiada zabójca plując na ziemię.

„Posłuchasz mnie, gdy się dowiesz, kto mnie posyła. Przyszedłem z tobą pomówić o Marii Goretii.”

„O Marii Goretti!” – woła zaskoczony Alessandro. I biskup znajduje właściwe słowa, aby wzruszyć serce zbrodniarza. Mówi mu o śmierci Marii, o słowach, jakie wypowiedziała, wydając ostatnie tchnienie, o pragnieniu, aby jej zabójca także z nią poszedł do Raju.

Słysząc to Alessandro, dotąd zamknięty w swojej zbrodni, rzuca się w ramiona biskupa, ogarnięty wzruszeniem, płacze. Płacze nadal po wyjściu biskupa Blandini ku zaskoczeniu strażników… Odtąd staje się nowym człowiekiem. Odnowiony przez przebaczenie swej ofiary i wstawiennicze modlitwy, jakie zanosi ona za niego do Boga w Niebie.

Pewnej nocy Maria ukazuje się Alessandro. Ma białą suknię, zbiera kwiaty w rajskim ogrodzie i podaje je swemu zabójcy. Alessandro spogląda wtedy na tragedię, jaka się wydarzyła, w świetle przebaczenia i pragnienia Marii, aby i jego zobaczyć w raju… Pisze list do biskupa Blandini, okazuje skruchę.

Po 27 latach Alessandro zostaje uwolniony za dobre sprawowanie. W 1937 roku przybywa do Corinaldo, dokąd przeprowadziła się Assunta. Bierze go za żebraka, tymczasem nieznajomy rzuca się jej do stóp:

„To ja, Alessandro! Przychodzę prosić o przebaczenie za to, że wam zabiłem córkę!”

„Maria ci przebaczyła, dlaczego ja nie miałabym przebaczyć?”

Na drugi dzień jest Boże Narodzenie Assunta idzie z Alessandro do kościoła. Potem obydwoje zostają zaproszeni przez arcybiskupa na śniadanie.

Ku kanonizacji

31 marca 1935 r. został otwarty proces beatyfikacyjny Marii Goretti. Alessandro zostaje wezwany jako świadek. Chwali swą ofiarę, podkreśla jej dobroć, skromność, czystość:

„Mnie zaślepiała zwierzęca namiętność. Ona była prawdziwą męczennicą” – mówi.

28 stycznia 1929 r., w uroczystej procesji, doczesne szczątki Marii Goretti zostały przeniesione do kościoła Matki Bożej Łaskawej w Nettuno.

27 kwietnia 1947 r. morze ludzi zbliża się ku Bazylice św. Piotra w Rzymie, aby uczestniczyć w ceremonii beatyfikacji Marii. Jej relikwie spoczywają na ołtarzu. W Bazylice – Assunta, mająca 81 lat, w otoczeniu dzieci i wnuków.

Widząc ją Pius XII woła: „Oto Mama! Co uczyniłaś, aby posiadać dziecko tak święte?”

Assunta pokazuje Niebo i mówi: „Nauczyłam Marię bojaźni Boga i wlałam w nią wstręt do grzechu. Reszty dokonał Jezus.”

Komentując te słowa Pius XII powie: „Ach, dobra stara metoda wychowania! Nic nie może jej zastąpić. Jej porzucenie w rodzinach niszczy ich szczęście.”

Nadchodzi Rok Święty 1950. 26 czerwca Pius XII ogłasza świętymi pięcioro błogosławionych, w tym – Marię Goretii. Papież przedstawia ją jako „wzór i opiekunkę młodzieży żeńskiej”.

Już podczas ceremonii beatyfikacyjnych uniósł się gniewem przeciw „świadomym i dobrowolnym demoralizatorom przez powieści, dzienniki, prasę, teatr, film, jak i przez nieprzyzwoitą modę… nad nimi, świadomymi demoralizatorami lub nad ich obojętnymi wspólnikami, ciąży straszliwa sprawiedliwość Boża.”

Od czasu Piusa XII i tego Roku Świętego zagłębianie się w występku, gwałcenie prywatnej i publicznej moralności, straszliwości wszelkiego rodzaju znacząco się powiększyły. Przepaść pomiędzy autentycznymi chrześcijanami i „światem” pogłębiła się. Nie należy jednak uciekać od świata, tylko go zmienić. Gdyby wiara Marii Goretii się rozszerzyła, wtedy świat zmieniłby się. Pius XII był surowy dla letnich chrześcijan: „Biada im, mogliby bowiem ujrzeć, jak powstają całe legiony, aby iść za nimi, walcząc ze zgorszeniem, lecz oni pozostają obojętni…”

Święta Mario Goretti, módl się do Pana,

którego oglądasz twarzą w Twarz,

aby nas natchnął twoim umiłowaniem

czystości i twoją odrazą do grzechu,

który rani Serce Boga miłości!

Stella Maris, czerwiec 2002, str. 1-4. Przekład za zgodą Wyd. du Parvis.

http://www.voxdomini.com.pl/sw/sw53.html

*******

Święty Atanazy z góry Athos, opat
Święty Atanazy Atanazy urodził się około 920 r. w Trebizondzie w Kapadocji (obecnie Trabzon w Turcji, nad Morzem Czarnym). Ochrzczony został imieniem Abraham. Wcześnie stracił rodziców i wychowywany był przez dobrych ludzi (spotkać można informację, że przez mniszkę, która zaszczepiła w nim wiele cnót). Prawdopodobnie studiował w Konstantynopolu. Był duchowym uczniem świętego mnicha Michała Maleina. Przebywał w klasztorze Kyminas w Bitynii, gdzie złożył śluby, przyjmując imię Atanazy. Kiedy chciano go obrać opatem, uciekł na Athos, gdzie wiódł życie pustelnika. Post, modlitwa i przepisywanie ksiąg wypełniały jego dni.
Cesarz Nicefor Fokas, jego przyjaciel z czasów szkolnych, przymusił go do przyjęcia poważnej sumy na wybudowanie klasztoru. Prace podjęte w 963 r. stały się początkiem Wielkiej Ławry. Inicjatywa ta wywołała jednak zdecydowany sprzeciw mieszkających tam pustelników. Dwukrotnie Atanazy musiał ratować się ucieczką. Po powrocie na Świętą Górę ułożył dla swojej wspólnoty regułę, nakazując mnichom życie oparte na modlitwie i pracy na roli. Uzyskał dla Ławry przywilej prymatu wśród klasztorów i znaczne wsparcie finansowe.
Atanazy Atonita wiódł życie ascetyczne, przypisywano mu zdolność czynienia cudów i jasnowidzenia. Miał mieć objawienia. Był wielkim autorytetem i służył radami tak mnichom, jak i okolicznym mieszkańcom.
Zginął w 1003 r. (lub w 1000 r.), przywalony kopułą podczas budowania kościoła. W chwili śmierci był przełożonym około sześćdziesięciu mniszych osiedli na świętej górze Athos. Hagiografowie podają, że przepowiedział czas i rodzaj swojej śmierci. Od razu uznany został za świętego. Uważany jest za orędownika w sytuacjach beznadziejnych. Wierni kierują również do niego modlitwy, prosząc o szybszą śmierć osób beznadziejnie chorych.

W ikonografii przedstawiany jest w czarnych szatach mnicha wielkiej schizmy bez nakrycia głowy. Ma kędzierzawą, siwą brodę i dużą łysinę czołową. W prawej ręce trzyma krzyż lub pastorał, w lewej zwój ze słowami: “Pospieszmy, by potrudzić się, abyśmy dostąpili Królestwa Niebios”

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-05c.php3

******

Gerald O’Collins SJ, Edward G. Farrugia SJ

LEKSYKON pojęć teologicznych i kościelnych

 

z indeksem angielsko-polskim

Przełożyli Ks. Jan Ożóg SJ, Barbara Żak

Wydawnictwo WAM, Kraków 2002

 

 

Góra Athos

Słynna święta góra na krańcu najbardziej na wschód wysuniętego cypla trójczłonowego Przylądka Chalcydyckiego w północnej Grecji. Na tym cyplu mieści się dwadzieścia głównych klasztorów, z których pierwszy założył św. Atanazy Atonita w roku 962. Na Górze Athos można znaleźć wszystkie rodzaje prawosławnych klasztorów mniszych, (a) anachoretów albo eremitów, (b) półeremitów, czyli anachoretów mieszkających w koloniach pustelniczych pod kierownictwem duchowym doświadczonego mnicha, (c) cenobitów, czyli mnichów żyjących we wspólnotach. Cenobityzm rozpowszechnił się na Wschodzie, szczególnie kiedy św. Bazyli Wielki (ok. 330-379) ułożył dwie własne reguły. Przyjęta na Górze Athos reguła św. Atanazego Atonity szła dokładnie śladami św. Bazylego Wielkiego i św. Teodora Studyty (759-826), wielkiego wschodniego reformatora życia zakonnego. (d) Typ czwarty, zwany „idiorytmizmem” (gr. „własny styl”), został wprowadzony na Górze Athos w XIV wieku; mnich idiorytmiczny cieszy się w pewnym stopniu finansową niezależnością. Ogólnie rzecz biorąc, mnisi ze Świętej Góry są w dość dużym stopniu samodzielni administracyjnie. Od strony kościelnej podlegają patriarsze Konstantynopola. Kobiety nie mają wstępu na półwysep. Zob. anachoreci, cenobici, eremici, Filokalia, hezychazm, palamizm, teokracja, życie monastyczne.

 

opr. mg/mg

Copyright © by Wydawnictwo WAM

http://www.opoka.org.pl/slownik/ltk/gora_atos.html

*******

O autorze: Judyta