Usiłuje nas namówić, byśmy odpowiadali na głupie pytania wymyślone przez Komorowskiego. Ten ostatni nie chce się zgodzić na uzupełnienie listy pytań o sensowne kwestie dotyczące wieku emerytalnego, sześciolatkow w szkole i Lasów Państwowych. Co wiecej, jego stanowisko podziela Senat całkowicie zdominowany przez PO [właśnie z powodu JOW]. Nie ma więc szans na zmianę i uzupelnienie pytań.
Wobec takiej ich postawy, jedynym sensownym sposobem postępowania jest niewzięcie udziału w tej hucpie. Niech Borusewicz i Komorowski sami sobie głosują. Innego zdania jest jednak Łukasz Warzecha, który opublikowal dziś [3.07.2015] w portalu Wpolityce.pl artykuł “Zjedzmy jednak referendalny pasztet. Skłaniam się za pójściem do głosowania” {TUTAJ}.
Zauważa w nim, iż:
” Mamy przecież pełną świadomość, że zostało ono ogłoszone na chybcika, bez wcześniejszej debaty, byle jak, tylko dlatego, że Bronisław Komorowski tonąc, musiał się szybko chwycić jakiejś brzytwy.”.
Analizując same pytania Warzecha nie widzi tego, że odpowiedź na nie jest nieistotna. Decyzje w poruszonych w nich sprawach należą wyłącznie do Sejmu z powodów konstytucyjnych. Referendum mogłoby [nawet przy wystarczajacej frekwencji] być najwyżej rodzajem sondażu opinii publicznej, a i to raczej wadliwym, gdyż objęłoby tylko głosujących, więc próbka nie byłaby reprezentatywna.
Namawia nas do udziału w referendum, argumentując:
“Przyznaję, że za decyzją o bojkocie głosowania stoją poważne racje. Z zasady nie używam też argumentu, że „głosowanie jest obywatelskim obowiązkiem” – uważam go za obłudny. Prawem obywatela jest także niegłosowanie, w szczególności, gdy jest to decyzja podejmowana świadomie, a nie skutek lenistwa.
Mimo to skłaniam się za pójściem do głosowania. Prezydent Komorowski swoją absurdalną decyzją o referendum zrobił wiele, żeby skompromitować tę instytucję – jedną z najważniejszych w demokracji. (…) I właśnie dlatego uważam, że nie można pozwolić na degradację referendum jako ważnego narzędzia w rękach obywateli. Skoro właściwie przypadkiem dostaliśmy możliwość zdecydowania o sprawach zasadniczych, to warto to wyzwanie przyjąć. Ale warto też podejść do niego jak najpoważniej.”.
Łukasz Warzecha próbuje przekonać co najmniej 15 mln wyborców [wymagana frekwencja] do udziału w czymś, co sam uważa za absurdalne. Jednym słowem – robi nam wodę z mózgu. Wmawia nam też, że oto z łaski Komorowskiego: “dostaliśmy możliwośc zadecydowania o sprawach zasadniczych”. G…. prawda.
O kwestiach konstytucyjnych ma prawo wypowiadać się wyłącznie parlament odpowiednią ilością głosów. Nie można ich rozstrzygać w referendum. Referendum Komorowskiego o niczym nie moze decydować. Pytania są w dodatku na tyle niejasne i niekonkretne, iż nie sposób przełożyć odpowiedzi na nie na jakieś praktyczne działania.
Dlatego uważam, iż NIE należy brać udziału w tym referendum. To ściema dla naiwnych. Przejrzałam komentarze do tekstu Warzechy {TUTAJ} i z przyjemnością stwierdziłam, że ponad 80% komentujących podziela moje zdanie.
Pisałem już podczas referendum o odwołanie Gronkiewicz, że karcenie Platformy za jej “niedemokratyczność” polegającą na nawoływaniu do bojkotu tamtego referendum, odbije się PiSowi czkawką gdy stawką będzie coś więcej, niż jeden stołek.
Bo jeśli PiS słusznie zbojkotuje wrześniową hucpę referendalną, to telewizje reżimowe będą na okrągło pokazywały, jak PiS sobie chwalił referendum samo w sobie, gdy chodziło o odwołanie Gronkiewicz.
Ale widzę, że marketingowcy pisowscy kontynuują dobrą passę pr-ową i próbują wykpić to referendum poprzez postulat o dodatkowe trzy pytania.
PO się nie zgodzi, a ludzie PiSu będą mogli z czystym sercem powiedzieć, że skoro Platforma ma w nosie postulaty milionów obywateli, to oni na referendum się nie wybierają.
Pozostawiając ich wyborcom wolną wolę, a nie nawoływać do bojkotu. By osłabić ataki konkurencji. Elektorat zrozumie o co chodzi i nie przyklepie tej populistycznej farsy.
Koszty tego referendum starczyłyby na dwuletnie dotacje dla wszystkich partii. Czy to nie jest absurd? Czy to nie dowód na to, że partie są relatywnie tanie w utrzymaniu przez nasz budżet i nic nie trzeba zmieniać w systemie ich dotowania?
Powinniśmy wreszcie przestać kierować się tym, “co powiedzą telewizje reżimowe”. Dajemy się rozgrywać jak dzieci.
To jest gra w której trzeba wyważyć wszystkie racje. Pytanie brzmi czy takie choćby zwycięstwo Dudy byłoby możliwe bez “schowania” Macierewicza, którego osobiście jestem wielkim sympatykiem.
Problem zniknie, jeśli PiS zdobędzie się na odwagę i wytnie po wyborach już na zawsze TVN z Gazetą Wyborczą. To jest ważniejsze od wszelkich programów gospodarczych, bo władzę we wrogim otoczeniu medialnym można stracić w dosłownie w 5 minut, co pokazał rok 2007.