Słowo Boże na dziś – 9 marca 2015 r. – poniedziałek – 17 dzień Wielkiego Postu

Myśl dnia

Jeśli mówisz prawdę, nie musisz niczego pamiętać.

Mark Twain

Łatwo jest kochać drugiego człowieka takim, jaki on jest. Trudno jest kochać drugiego człowieka takim, jaki nie jest. Widzieć w nim to wszystko, czym mógłby być, ale jeszcze nie potrafi .
Isabel Abedi
Zwierzanie się drugiemu człowiekowi jest w gruncie rzeczy jak gra, w której albo wszystko się przegrywa, albo wygrywa. Ten drugi jest zawsze przeciwnikiem i dokładnie tak należy go traktować. Żaden gracz nie kładzie odkrytych kart na stole. Trzyma je w dłoni i wybiera, które wyrzucić pierwsze, a które zatrzymać do końca.
Isabel Abedi
PONIEDZIAŁEK III TYGODNIA WIELKIEGO POSTU

PIERWSZE CZYTANIE  (2 Krl 5,1-15a)

Uzdrowienie Naamana w wodach Jordanu

Czytanie z Drugiej Księgi Królewskiej.

Naaman, wódz wojska króla syryjskiego, miał wielkie znaczenie u swego pana i doznawał względów, ponieważ przez niego Pan spowodował ocalenie Syryjczyków. Lecz ten człowiek, dzielny wojownik, był trędowaty.
Kiedyś podczas napadu, gromady Syryjczyków zabrały z ziemi Izraela młodą dziewczynę, którą przeznaczono do usług żonie Naamana. Ona rzekła do swojej pani: „O, gdyby pan mój udał się do proroka, który jest w Samarii! Ten by go wtedy uwolnił od trądu”.
Naaman więc poszedł oznajmić to swojemu panu, powtarzając słowa dziewczyny, która pochodziła z kraju Izraela.
A król syryjski odpowiedział: „Wyruszaj! A ja poślę list do króla izraelskiego”.
Wyruszył więc, zabierając ze sobą dziesięć tysięcy talentów srebra, sześć tysięcy syklów złota i dziesięć ubrań zamiennych. I przedłożył królowi izraelskiemu list o treści następującej: „Z chwilą, gdy dojdzie do ciebie ten list, wiedz, iż posyłam do ciebie Naamana, sługę mego, abyś go uwolnił od trądu”.
Kiedy przeczytano list królowi izraelskiemu, rozdarł swoje szaty i powiedział: „Czy ja jestem Bogiem, żebym mógł uśmiercać i ożywiać? Bo ten poleca mi uwolnić człowieka od trądu! Tylko dobrze zastanówcie się i rozważcie, czy on nie szuka zaczepki ze mną!”
Lecz kiedy Elizeusz, mąż Boży, dowiedział się, iż król izraelski rozdarł swoje szaty, polecił powiedzieć królowi: „Czemu rozdarłeś szaty? Niechże on przyjdzie do mnie, a dowie się, że jest prorok w Izraelu”.
Przyjechał więc Naaman swymi końmi, powozem, i stanął przed drzwiami domu Elizeusza. Elizeusz zaś kazał mu przez posłańca powiedzieć: „Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty!”
Rozgniewany Naaman odszedł, mówiąc: „Przecież myślałem sobie: Na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Boga swego, Pana, poruszy ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd. Czyż Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczony?”
Pełen gniewu zawrócił, by odejść. Lecz słudzy jego przybliżyli się i przemówili do niego tymi słowami: „Mój ojcze, gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: «Obmyj się, a będziesz czysty»”.
Odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony.
Wtedy wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 42,2.3; Ps 43,3.4)

Refren: Boże mój, pragnę ujrzeć Twe oblicze.

Jak łania pragnie wody ze strumieni, *
tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże.
Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego, *
kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?

Ześlij światłość i wierność swoją, *
niech one mnie wiodą,
niech mnie zaprowadzą na Twą górę świętą *
i do Twoich przybytków.

I przystąpię do ołtarza Bożego, *
do Boga, który jest moim weselem i radością,
i będę Cię wielbił przy dźwiękach lutni, *
Boże, mój Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ps 130,5.7)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Pokładam nadzieję w Panu i w Jego słowie,
u Pana jest bowiem łaska i obfite odkupienie.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

EWANGELIA  (Łk 4,24-30)

Jezus został posłany do wszystkich ludów

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze:
„Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.
Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej.
I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.
Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.
Oto słowo Pańskie.
**************************************************************************************************************************************
KOMENTARZ

Zaprosić Jezusa w pełni

Bywa, że najtrudniej jest usłyszeć i przyjąć prawdę o sobie samym. Ile czasu tracimy nieraz na to, aby w końcu uznać, że to my potrzebujemy nawrócenia, a nie nasz współmałżonek albo sąsiad. Jezus, głosząc Dobrą Nowinę wśród Żydów, będąc sam Żydem, nie został przez swój naród właściwie przyjęty. Zdecydowana większość Izraelitów odrzuciła Go i tak to trwa po dzień dzisiejszy. My, którzy jesteśmy ochrzczeni, w sposób szczególny przynależymy do Jezusa. Możemy nazywać się Jego braćmi. Ale czy w pełni wykorzystujemy ten przywilej? Czy nauka, jaka płynie z ust Syna Bożego, jest całkowicie przez nas akceptowana? A może są w naszym życiu wciąż takie obszary, które uważamy za naszą własność prywatną i nie chcemy tam wpuścić Jezusa?

Jezus, wierzę że jestem prawdziwie Synem Bożym. Chciałbym całkowicie ofiarować Tobie moje serce, umysł i wolę. Uzdrów mnie z nieposłuszeństwa względem Prawa Bożego i wlej w moje serce Twoją nadprzyrodzoną miłość.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*********
Św. Ambroży (ok. 340-397), biskup Mediolanu, doktor Kościoła
O wdowach; PL 16, 247-276

Wiara wdowy z Sarepty, która przyjmuje Bożego wysłannika

Dlaczego Eliasz został posłany do wdowy w czasach głodu, który panował na całej ziemi? Szczególna łaska związana jest z dwiema kobietami: u dziewicy pojawia się anioł, u wdowy – prorok. Tam Gabriel, tu Eliasz. Zostali wybrani najznakomitsi spośród aniołów i proroków! Ale wdowieństwo nie zasługuje na pochwałę samo w sobie, jeśli nie posiada cnót. W historii nie brakuje wdów; jednakże jedna wyróżnia się spośród innych i zachęca je swoim przykładem… Bóg jest szczególnie wrażliwy na gościnność: w Ewangelii obiecuje wieczną nagrodę za kubek świeżej wody (Mt 10,42), a tutaj, za odrobinę mąki lub miarkę oliwy, nieskończone wylanie swoich bogactw…

Dlaczego uważamy się za panów owoców ziemi, kiedy ziemia jest nieustannym darem? … Przekręcamy na naszą korzyść sens powszechnego przykazania: „Wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem, jak i wszelkie zwierzę polne, ptactwo i wszystko, co się porusza po ziemi” (Rdz 1,29-30), a gromadząc, znajdziemy jedynie pustkę i potrzebę. Jakże możemy pokładać nadzieję w obietnicy, jeśli nie przestrzegamy woli Bożej? Mądrym działaniem jest poddać się zasadzie gościnności i uczcić swoich gości: czyż sami nie jesteśmy przechodniami na ziemi?

Jakże jest doskonała ta wdowa! Przytłoczona głodem, a jednak czci Boga. Nie zachowuje zapasów dla siebie samej, dzieli je ze swoim synem. Piękny przykład czułości, ale jeszcze piękniejszy wiary! Nikogo nie powinna przekładać nad syna, a oto stawia proroka Bożego ponad swoim życiem. Uwierzcie, że nie tylko dała odrobinę pokarmu, ale całe swoje wyżywienie; niczego nie zachowała dla siebie. Skoro jej gościnność doprowadziła ją do całkowitego daru, jej wiara przywiodła ją do całkowitej ufności.

*********

http://youtu.be/nKVxFFFkY-A
**********

#Ewangelia: Polubić “lepszych”

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: “Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.

 

Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.

 

Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Jezus był mile widziany w Nazarecie dopóki nie zaczął realizować swojej misji proroka, czyli przemawiającego i działającego w imię Boga. Jest sporo takich ludzi, którzy nie akceptują tego, że nagle ktoś z otoczenia wyrasta ponad nich. I trudno powiedzieć, czy wynika to bardziej z zazdrości, czy z braku pokory. Tak czy owak to oznacza, że poczucie wartości takich ludzi jest źle zbudowane.

 

Trzeba za wszelką cenę bronić się przed taką postawą, która kazała owym ludziom z Nazaretu odrzucić Jezusa. Można bowiem w ten sposób bardzo dużo stracić. Tak jak ci ludzie z Nazaretu. Można stracić kogoś bardzo bliskiego i bardzo ważnego dla nas. Warto, by “lepsi” od nas byli przez nas mile widziani.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2361,ewangelia-polubic-lepszych.html

********

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 4, 24-30

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. k_millo / Foter / CC BY-ND)

Niemile widziany…

 

Jezus w Nazarecie
Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman.

 

Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.

 

Opowiadanie pt. “Żyć jak ludzie”
Mistrz paradoksu Bernard Shaw (1856 -1950), podczas dyskusji nad rozwojem techniki we współczesnym świecie, powiedział :

 

– Teraz, kiedy nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki i pływać pod wodą jak ryby, brakuje nam już tylko jednego: byśmy się nauczyli żyć na Ziemi jak ludzie.

 

Refleksja
Jak wiele tracimy ciekawych osób tylko dlatego, że jesteśmy negatywnie do nich nastawieni. Nasza małostkowość i czepianie się drobiazgów, tworzy świat, gdzie każdy z każdym walczy i nie popuści, czasami aż do śmierci. Nie każdy każdego musi lubić, ale ważne jest, aby konflikt nie przerodził się wojnę, gdzie ludzie tracą to, co mają najcenniejsze: życie. Warto w każdym widzieć człowieka, aby samemu nie stać się zwierzęciem…

 

Jezus nie był mile widziany przez tych, którzy od początku widzieli w Nim wroga. Nie chcieli przyjąć i zaakceptować tego, co mówił. Ich lęk zadziałał instynktownie, bo gdyby przyjęli Jego naukę, musieliby zrewolucjonizować i zmienić swoje życie dotychczasowe życie. Tego nie chcieli, bo wygodnie było im żyć z tym, co mają. Skostaniałe zasady umiłowania tylko siebie samego, nie pozwoliły zobaczyć to coś więcej, tzn. miłości bliźniego takiego, jakim jest. Akceptacji uczymy się całe życie pod warunkiem, że tego chcemy…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego nie warto być negatywnie nastawionym do innych osób ?
2. Dlaczego nie chcemy rewolucji w naszym życiu?
3. Dlaczego warto patrzeć na innych ludzi wciąż “na nowo”?

 

I tak na koniec…
Łatwo jest kochać drugiego człowieka takim, jaki on jest. Trudno jest kochać drugiego człowieka takim, jaki nie jest. Widzieć w nim to wszystko, czym mógłby być, ale jeszcze nie potrafi (Isabel Abedi)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,575,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-4-24-30.html

*******

Komentarz liturgiczny

Jezus posłany do wszystkich ludów
(Łk 4, 24-30
)

Wielu na świecie ma się źle, ale Bóg umie ich znaleźć i posyła do nich swojego proroka. Posyła Eliasza do wdowy w Sarepcie, Elizeusza do uzdrowienia Syryjczyka Naanana. Teraz posłał Jezusa, a zgromadzeni w synagodze Go nie zrozumieli. Gorzej: chcieli Go strącić z góry.
Przystąpię do ołtarza Bożego, aby Jezus wszystko we mnie poukładał. Zakosztowawszy Jego łaski odkupienia chcę na zawsze pragnąć Jego światła.

Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

Modlitwa na dziś
Boże, który w osobie św. Franciszki dałeś nam cudowny wzór życia klasztornego i małżeńskiego dopomóż nam służyć Sobie tak, abyśmy we wszystkich odmianach losu mogli oglądać Cię i za Tobą podążać. Amen.

***


Panie Boże, który sam jesteś święty i bez Ciebie nikt nie może osiągnąć świętości, pomóż nam za pośrednictwem św. Dominika żyć tak, abyśmy mogli wziąć udział w Twojej chwale. Amen.

*************************************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
9  MARCA
************
Święta Franciszka Rzymianka
Święta Franciszka Rzymianka i jej Anioł Stróż Franciszka urodziła się w patrycjuszowskiej rodzinie w Perrione koło Rzymu w 1384 r. W bardzo młodym wieku wydano ją za Wawrzyńca di Ponziani. Z domu rodzicielskiego przeniosła się więc Franciszka do domu męża, na Zatybrze, w pobliże bazyliki św. Cecylii. Pan Bóg dał małżonkom troje dzieci, których wychowaniem zajęła się Franciszka osobiście, nie wyręczając się kobietami obcymi, jak to było wówczas zwyczajem w rodzinach magnackich. Dbała o dom i o służbę, zabiegając nie tylko o ich potrzeby doczesne, ale także wieczne. Troskliwa i zapobiegliwa żona i matka miała jeszcze czas, aby pomyśleć o ubogich w mieście. Zasłynęła z dobroczynności. Zaopatrywała także sąsiednie kościoły w szaty i naczynia liturgiczne. Zadziwiała również dobrocią, życzliwością i pomocą sąsiedzką. Zagoniona w ciągu całego dnia, umiała niejedną godzinę nocy poświęcić na słodką rozmowę z Bogiem.
Z trojga dzieci Franciszki syn, Ewangelista, odszedł z tej ziemi w siódmym roku życia; jej jedyna córka, Agnieszka, zmarła w szóstym roku życia. Podczas wojny króla Neapolu z papieżem pałac Franciszki zrabowano, ponieważ wspomagała papieża, przez co straciła środki do życia i pozostała sama – męża i syna skazano na wygnanie. W czasie epidemii, jaka nawiedziła Rzym w latach 1413-1414, z narażeniem własnego życia usługiwała zarażonym. Po powrocie męża i syna z wygnania zachęciła Wawrzyńca do złożenia ślubu czystości. Odtąd Franciszka oddała się jeszcze gorliwiej modlitwie i posłudze ubogim. Rychło znalazły się szlachetne panie, które zapragnęły wieść podobny tryb życia. W taki sposób powstało stowarzyszenie Oblatek Benedyktynek z Góry Oliwnej, które wzięło sobie za cel uświęcenie członkiń przez modlitwę, uczynki pokutne i miłosierdzie. Franciszka osiadła z nimi przy kościele S. Maria Nova przy Forum Romanum i Colosseum.

Święta Franciszka Rzymianka i jej Anioł Stróż Po śmierci ostatniego syna, a następnie męża, Franciszka przyjęła habit i zamieszkała przy tym kościele. W nim ją pochowano; zmarła 9 marca 1440 r., mając 56 lat. Była obdarzona niezwykłymi łaskami mistycznymi. W nagrodę za bezgraniczne oddanie Pan Bóg nawiedził Franciszkę wizjami i darem ekstaz, zmysłem proroczym, mocą uzdrawiania, a nawet wskrzeszania umarłych. Największym jednak przywilejem, jakim miała się cieszyć Franciszka, w hagiografii nader rzadkim, to częste oglądanie przy sobie Anioła Stróża. Do katalogu świętych wpisał ją uroczyście Paweł V w 1609 roku.

W ikonografii św. Franciszka przedstawiana jest w czarnej sukni i białym welonie, towarzyszy jej anioł. Na niektórych obrazach jej atrybutem jest osioł – symbol pracowitości, wytrwałości, cierpliwości, zdrowego rozsądku – oraz otwarta księga.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-09a.php3

JAN PAWEŁ II

ODNÓWMY NASZĄ PASCHALNĄ RADOŚĆ

Homilia w Bazylice Matki Bożej na Zatybrzu – 27 IV 1980

W niedzielę 27 kwietnia Ojciec św. odwiedził kolejną rzymską parafię; położoną w samym sercu starożytnej części Wiecznego Miasta bazylikę Matki Bożej na Zatybrzu. Jest to najstarsza rzymska świątynia poświęcona Matce Bożej, szczególnie droga Polakom. W niej bowiem znajduje się grobowiec wielkiego biskupa warmińskiego kara. Hozjusza, ona także od wielu lat stanowi kościół tytularny Prymasa Polski.

Wizyta Biskupa Rzymu rozpoczęła się o godzinie 16, a zakończyła wieczorem, już o zmierzchu. Uczestniczyły w niej tysiące mieszkańców Zatybrza, którzy wypełnili bazylikę, znajdujący się przed nią plac i pobliskie uliczki. Przed wejściem do bazyliki Ojca św. powitali: wikariusz Rzymu kard. Ugo Poletti oraz ks. prałat Teokles Bianchi, od ponad 30 lat proboszcz tej parafii. Następnie – zgodnie z dotychczasową tradycją niedzielnych wizytacji – Jan Paweł II spotkał się z dziećmi, które witając Go podziękowały i za to, że jest “takim prawdziwym rzymianinem”… Po powitaniu przez najmłodszych parafian Ojciec św. przewodniczył Mszy św., wygłaszając homilię, której tekst zamieszczamy poniżej. Później odbyło się spotkanie z organizacjami parafialnymi, z księżmi i zakonnicami. Jeszcze później Papież przemówił do zebranej na placu młodzieży z ruchu Communione e Liberazione, która przy tej świątyni prowadzi ożywioną działalność. Na zakończenie spotkał się z młodymi ze wspólnoty św. Egidiusza, których troską są najbiedniejsi.

Podczas papieskich odwiedzin na Zatybrzu szczególną uwagę zwracał bardzo liczny udział w nich młodzieży.

1. “Wykrzykujcie na cześć Pana wszystkie ziemie / służcie Panu z weselem! / Stawajcie przed obliczem Pana / z okrzykami radości” (Ps 100 [99] 2).

Te słowa dzisiejszej liturgii – czwartej niedzieli okresu wielkanocnego – cisną się na moje usta, gdy znalazłem się w czcigodnych murach tej Bazyliki, która stanowi centrum waszej parafii i nadaje jej tytuł. Bazylika Matki Bożej na Zatybrzu – to kościół dobrze mi znany. Kościół, w którym dane mi było przebywać i modlić się wielokrotnie. Jest to bowiem świątynia mocno związana z dziejami Kościoła w Polsce, mojej Ojczyźnie. Tutaj w r. 1579 spoczęły wielkiego kardynała Stanisława Hozjusza, biskupa warmińskiego, który był jednym z legatów papieskich na Soborze Trydenckim, wnosząc swój niepośledni wkład w umocnienie wiary i Kościoła. Na pomniku nagrobnym możemy odczytać te podniosłe słowa: Catholicus non est qui a Romana Ecclesia in fidei doctrina discordat (nie jest katolikiem ten, kto w doktrynie wiary pozostaje w niezgodzie z Kościołem Rzymskim). Pośród starożytnych malowideł atrium można podziwiać Madonnę z Dzieciątkiem i św. Wacławem Czeskim. Od przeszło ćwierćwiecza Bazylika Matki Bożej na Zatybrzu pozostaje kościołem tytularnym kardynała Stefana Wyszyńskiego, arcybiskupa Gniezna i Warszawy, wielkiego Prymasa Kościoła w Polsce naszych czasów. Z tych powodów dane mi było już szereg razy odwiedzać tę czcigodną świątynię, modlić się w niej, sprawować Najświętszą Ofiarę lub w niej uczestniczyć, zwłaszcza w okresie Soboru II Watykańskiego, a z kolei w okresie posoborowym. Było mi dane również zapoznać się z otoczeniem Bazyliki – a więc i ze środowiskiem waszej parafii. Często przechodziłem tymi ulicami, spiesząc na różne posiedzenia do pobliskiego Palazzo S. Calisto, zwłaszcza kiedy uczestniczyłem w pracach Consilium de Laicis.

2. I dlatego też dzisiaj tym serdeczniej witam waszą wspólnotę: parafię, która szczyci się imieniem Pani Zatybrza – i która tutaj, wokół Jej świątyni, tętni i pulsuje wielorakim życiem ludzi, mieszkańców, przybyszów, obywateli tego miasta i jego gości. Wiadomo, jaki udział miało Zatybrze w życiu starożytnego już Rzymu, a potem średniowiecznego. O wieku tej dzielnicy świadczą także budowle oraz charakterystyczne wąskie ulice. Idąc tymi ulicami, natrafimy na dom, w którym po zawarciu małżeństwa mieszkała św. Franciszka Rzymianka, zanim założyła Zgromadzenie Oblatek Benedyktynek z Góry Oliwnej. Urodzona w 1384, zmarła w 1440 roku. Dom swój na Zatybrzu zamieniła na hospicjum dla potrzebujących i szpital dla chorych. Ulicami Zatybrza wędrowała od domu do domu, żebrząc o wsparcie dla ubogich, chociaż sama należała do szlachetnej rodziny Ponziani. Parafia Matki Bożej na Zatybrzu szczyci się tym, że może ją zaliczyć do swej historycznej wspólnoty. Cieszy się, że może nazywać tę święte “swoją parafianką”.

Ta wizyta pasterska wyznaczona była na 9 marca, liturgiczny dzień tej świętej. Niestety, jak wiecie, nie mogłem tu przybyć, za co raz jeszcze was przepraszam. Ale w końcu teraz jestem z wami.

Pragnę skierować moje gorące, braterskie pozdrowienie do wszystkich zatybrzan, do wszystkich rzemieślników obrabiających miedź, skórę, szkło, drzewo, do malarzy, do ludzi wszelkich zawodów, do tych wszystkich, którzy tworzą różnorodną i sympatyczną rodzinę Zatybrza; do sześciu tysięcy parafian, do ich tysiąca siedmiuset rodzin! Pozdrowienie braterskie kieruję do gorliwego proboszcza tej parafii, księdza prałata Teocle Bianchi, który od trzydziestu lat daje z siebie wszystko, by służyć dobru waszych dusz, pozdrowienie dla wikariusza, księdza Carlo Monacchi, dla członków kapituły Bazyliki, kapłanów, którzy w duchu prawdziwej służby dają swój wkład w rozmaite inicjatywy parafialne. Pozdrowienie przekazuję męskim wspólnotom zakonnym, żyjącym na terenie tej parafii: braciom mniejszym św. Franciszka, ojcom barnabitom, sługom Maryi, ojcom maronitom i klaretynom. Podobnie wszystkim licznym wspólnotom żeńskim parafii przekazuję pozdrowienie, siostrom od Niepokalanego Poczęcia, tercjarkom-franciszkankom, siostrom Matki Bożej z Syjonu, angielskim siostrom od Dzieciątka Jezus, siostrom adoracji Najświętszego Serca, siostrom Opatrzności Bożej. Pozdrawiam liczne i zasłużone bractwa i arcybractwa. Serdeczne pozdrowienie kieruję do ojców i matek rodzin, którzy starają się po chrześcijańsku przeżywać każdy dzień z jego troskami. Pozdrawiam osoby starsze, chorych, ubogich, tych wszystkich, którzy potrzebują naszego braterskiego współczucia i czynnej miłości. Specjalne pozdrowienie kieruję do młodych i do dzieci, nadziei parafii. Pragnę was zachęcić, byście umiały patrzeć w przyszłość i radośnie przygotowywać się do tego, by stać się wzorowymi chrześcijanami i obywatelami.

Mówiąc na tych miejscach, które od początków chrześcijaństwa przyjmowały pierwszych apostołów a potem tylu odwiedzających je pielgrzymów, chcę wspomnieć jeden aspekt, który szczególnie porusza serce Biskupa Rzymu, Pasterza Kościoła Powszechnego. Chodzi o funkcję międzynarodową Kościoła, tu właśnie, w Rzymie, wykonywaną przez wiele osób, członków różnych instytucji Kurii, przez odpowiedzialnych za liczne katolickie organizacje międzynarodowe, które tu mają swą siedzibę lub siedzibę swych sekretariatów: księży, świeckich, zakonników i zakonnice. Tym wszystkim osobom, obecnym w samym sercu apostolskiej posługi Kościoła w jego wymiarze uniwersalnym, przekazuję pełne wdzięczności pozdrowienie.

3. Liturgia dzisiejszej niedzieli jest pełna radości paschalnej, której źródłem jest Zmartwychwstanie Chrystusa. Radujemy się my wszyscy, “którzy jesteśmy ludem Pana i Jego owczarnią”. Radujemy się i rozgłaszamy “wielkie dzieła Boże” (Dz 2, 11): “Wiedzcie, że Pan jest Bogiem, / On sam nas stworzył. / Jesteśmy Jego własnością, / Jego ludem, owcami Jego pastwiska” (Ps 100 [99] 3).

Kościół cały raduje się dzisiaj z tego, że Chrystus Zmartwychwstały jest jego Pasterzem: Dobrym Pasterzem. W radości tej uczestniczy każda część wielkiej owczarni Zmartwychwstałego, każdy zastęp ludu Bożego na całej ziemi. Również wasza rzymska parafia na Zatybrzu, którą dzisiaj mam szczęście nawiedzać jako jej Biskup, może powtarzać te słowa psalmu, jakim rozbrzmiewa liturgia czwartej niedzieli okresu wielkanocnego: “W Jego bramy wstępujcie z dziękczynieniem, / z hymnami w Jego przedsionki. / Albowiem Pan jest dobry, / Jego łaska trwa na wieki” (Ps 100 [99] 4 – 5).

4. Jesteśmy Jego własnością. Kościół wywołuje przed oczyma naszej duszy prawdę o Dobrym Pasterzu wielokrotnie. W dniu dzisiejszym słyszymy również te słowa, jakie Chrystus powiedział o sobie: “Ja jestem dobrym Pasterzem… znam owce moje i one mnie znają”. W szczególny sposób Chrystus Ukrzyżowany i Zmartwychwstały poznał każdego z nas – i każdego zna. Nie jest to tylko owa wiedza “zewnętrzna”, choćby nawet bardzo dokładna, która pozwala opisać i zidentyfikować dany przedmiot. Chrystus Dobry Pasterz zna każdego z nas inaczej. Mówi w dzisiejszej ewangelii słowa niezwykłe na ten temat (krótki jest ten tekst, możemy go powtórzyć w całości): “Moje owce słuchają mego głosu, a Ja je znam. Idą one za Mną i Ja im daję życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z ręki mojej. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 27 – 30).

Patrzymy w stronę Kalwarii, na której stanął krzyż. Na tym krzyżu umarł Chrystus – i został złożony w grobie. Patrzymy w stronę krzyża, na którym dopełniła się tajemnica Boskiego “zapisu” i Boskiego “dziedzictwa”. Bóg, który stworzył człowieka, po jego grzechu oddał tego człowieka: każdego i wszystkich w sposób szczególny swemu Synowi. Kiedy ten Syn wstąpił na krzyż, gdy na tym krzyżu składał swą ofiarę – przyjmował zarazem człowieka, którego zawierzył Mu Bóg: Stwórca i Ojciec. Przyjmował i ogarniał swą ofiarą i swoją miłością człowieka: każdego i wszystkich. W jedności Bóstwa – w jedności ze swym Ojcem – ten Syn, stawszy się sam człowiekiem, a teraz oto na krzyżu, stawszy się “naszą Paschą” (1 Kor 6, 7), przywracał Ojcu każdego i wszystkich nas jako Temu, który nas stworzył na swój obraz i podobieństwo, i który na obraz i podobieństwo tego właśnie Przedwiecznego Syna przeznaczył nas, abyśmy byli synami Bożego przybrania przez łaskę (Ef 1, 5).

O to przybranie przez łaskę, o to dziedzictwo życia Bożego, o ten zadatek życia wiecznego, Chrystus, “nasza Pascha”, zmagał się w tajemnicy swej Męki, Ofiary i Śmierci aż do końca. Zmartwychwstanie stało się potwierdzeniem Jego zwycięstwa: zwycięstwa miłości Dobrego Pasterza, który mówi: “Idą one za Mną; i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt ich nie wyrwie z mojej i ręki”.

5. Jesteśmy Jego własnością.

Kościół chce, abyśmy przez cały ten czas wielkanocny patrzyli w stronę Krzyża i Zmartwychwstania – i mierzyli nasze ludzkie życie miarą tej tajemnicy, jaka w tym Krzyżu i Zmartwychwstaniu się dokonała.

Chrystus jest Dobrym Pasterzem, ponieważ zna człowieka: każdego i wszystkich. Tym jedynym, paschalnym poznaniem Odkupienia. Zna nas, ponieważ nas odkupił. Zna nas, ponieważ “zapłacił za nas”: jesteśmy kupieni zapłatą wielka. Zna nas poznaniem i wiedzą najbardziej “wewnętrzną” – tym poznaniem, jakim On-Syn zna Ojca i ogarnia Ojca: ogarnij w Ojcu nieskończoną Prawdę i Miłość. A przez uczestnictwo tej Prawdy i Miłości czyni nas na nowo w sobie synami Przedwiecznego swego Ojca, wyjednywa raz na zawsze zbawienie człowieka: każdego i wszystkich – tych, których nikt nie wyrwie z Jego ręki… bo któż może wyrwać? Kto może zniweczyć dzieło Boga samego, którego dokonał Syn w zjednoczeniu z Ojcem? Kto może zmienić fakt, że jesteśmy odkupieni? Fakt tak potężny i tak podstawowy jak samo stworzenie?Przy całej chwiejności losu ludzkiego przy słabości ludzkiej woli i ludzkiego serca – Kościół każe nam dzisiaj patrzeć na potęgę, na nieodwracalną moc Odkupienia, żyjącą w sercu i w rękach i w stopach Dobrego Pasterza.

Tego, który nas zna…

Staliśmy się na nowo własnością Ojca za sprawą tej Miłości, która nie cofnę się przed hańbą krzyża, aby móc pewnie wszystkich ludzi: “nikt was wyrwie z mojej ręki” (J 10, 28).

Kościół głosi nam dzisiaj paschalną pewność Odkupienia. Pewność zbawienia. I każdy chrześcijanin wezwany jest do uczestnictwa w tej pewności: jestem prawdziwie kupiony zapłatą wielką! Jestem prawdziwie ogarniony Miłością, która jest potężniejsza niż śmierć – i potężniejsza niż grzech. Znam mego Odkupiciela. Znam Dobrego Pasterza mego losu i mego pielgrzymowania.

6. Z taką to pewnością wiary, pewnością Odkupienia objawionego w Zmartwychwstaniu Chrystusa, wyruszali Apostołowie – jak o tym świadczy choćby dzisiejsze pierwsze czytanie z Dziejów Apostolskich: Paweł i Barnaba na szlaku swej pierwszej wędrówki po Małej Azji. Zwracają się do wyznawców Starego Przymierza, a gdy nie zostają przyjęci skierowują się do pogan, zwracają się do nowych ludzi i nowych ludów.

Wśród takich doświadczeń i trudności zaczyna owocować Ewangelia. Zaczyna rosnąć Lud Boży Nowego Przymierza. Przez ileż to krajów, lądów i kontynentów przeszły te apostolskie szlaki aż po dzień dzisiejszy? Iluż ludzi odpowiedziało z radością na paschalne orędzie. Iluż ludzi przyjęło paschalną pewność odkupienia! Do iluż ludzi i ludów dotarł i wciąż dociera Dobry Pasterz?

U kresu tej olbrzymiej Misji zarysowuję się to, co widzi Apostoł Jan w swej Apokalipsie: “Ja, Jan… ujrzałem wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy… A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: … To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i w krwi Baranka je wybielili” (Ap 7, 9 – 14).

Tak więc i my tu dzisiaj zgromadzeni wraz z Biskupem Rzymu, następcą Pietra w tej rzymskiej parafii na Zatybrzu, wyznajmy Chrystusowe Zmartwychwstanie, odnówmy paschalną pewność Odkupienia, odnówmy paschalną radość, która płynie stąd, że jesteśmy “Ludem Pana i owcami Jego pastwiska” (Ps 100 [99] 3). Że zawsze mamy Dobrego Pasterza! Trwajmy przy Nim! A Matce Jego, która jest Panią Zatybrza, śpiewajmy: Regina coeli, lćtare!
Źródło: L`Osservatore Romano – n. 4 (3)/ 1980

opr. kkk/kkk/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano 4/1980 and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/mb_zatybrze_27041980.html#

Kościół św. Franciszki Rzymianki (Basilica di Santa Francesca Romana)

Znany również jako Basilica di Santa Maria Nova. Kościół powstał z polecenia papieża Leona IV w IX wieku, na ruinach świątyni Wenery i Romy, został kompletnie odrestaurowany w 1216 roku przez Honoriusza III. Pierwotnie nazywał się Bazyliką Santa Maria Nova, w 1612 roku, po kolejnej przebudowie, zmieniono nazwę kościoła na Bazylikę św. Franciszki Rzymianki.
Nad wysokim ołtarzem znajduje się dwunastowieczny panel “Madonny z Dzieciątkiem”, natomiast w zakrystii przechowywana jest cenna ikona “Madonna Glycophilusa” z V wieku.
Św. Franciszka Rzymianka (1384 -1440) – mistyczka, święta Kościoła katolickiego. Matrona rzymska, z rodziny patrycjuszowskiej, matka i żona, usługiwała zarażonym, założyła służebne zgromadzenie zakonne. Została obdarzona darem wizji, ekstaz, zmysłem proroczym i mocą uzdrawiania. Często widziała swojego Anioła Stróża.

http://e-przewodniki.pl/przewodnik-obiekt-WlOCHY-Rzym-Kosciol_sw_Franciszki_Rzymianki_Basilica_di_Santa_Francesca_Romana-3c37.html

Św. Franciszka z Rzymu

.

Święta oblatka (1384-1440).

Matka Boża podaje św. Franciszce Dzieciątko Jezus
Oratzio Gentileschi, XVIIw.
Urodziła się w na początku roku 1384 w Parione, w rodzinie patrycjusza Pawła Bussa de Leoni i Jacobelli Rofredeschi. Jej rodzina była spowinowacona z możnymi domami Orsinich, Savellich i Mellinich. Franciszka od dzieciństwa bardzo pobożna, oddawała się modlitwie, a w wieku 12 lat chciała wstąpić do klasztoru, ale jej ojciec się nie zgodził, ponieważ została zaręczona z Wawrzyńcem de Ponziani, za którego wyszła w 1396 roku. Mieszkała w pałacu na Zatybrzu, nieopodal bazyliki p.w. św. Cecylii.
Gdy po ciężkiej chorobie została cudownie uzdrowiona, poświęciła się pielęgnowaniu chorych, nawiedzała szpitale, opiekowała się ubogimi. Unikała teatrów, bali i innych światowych rozrywek; dwa razy w tygodniu spowiadała się, a w każdą niedzielę i święto przyjmowała Komunię. Ubierała się bardzo skromnie, starając się wykorzenić zbytek w strojach, zdarzało się że zdejmowała strojnisiom z głowy błyskotki.

Wręczenie sukni oblatkom przez NMP
Antonio de Viterbo, XVw.
fresk w klasztorze przy Tor de Specchi w Rzymie

Z czasem udało jej się zebrać stowarzyszenie kilku pań, które zobowiązały się wyrzec świata i żyć według reguły św. Benedykta, mieszkając wspólnie lub jeśli to byłoby niemożliwe, zostając przy rodzinach. Nowe zgromadzenie zatwierdził papież Eugeniusz IV w 1433 roku i nadał mu liczne przywileje.

Św. Franciszce ukazuje się zmarły syn Ewangelista
fresk w bazylice Matki Bożej Bramy Niebios w Rzymie

Małżeństwo św. Franciszki Bóg pobłogosławił czwórką dzieci, dwójka z nich zmarła we wczesnym dzieciństwie. Założyła w Rzymie pierwszy dom dla porzuconych dzieci.

Św. Franciszka nawiedza chorego
Antoniazzo Romano, fresk, 1468r.

W 1404 roku król Neapolu Władysław zdobył Rzym, a Wawrzyniec został ciężko ranny w walce. Gdy wyzdrowiał król skazał go na wygnanie w 1413 roku, zabrał im cały majątek, a najstarszego syna wziął jako zakładnika. Św. Franciszkę pozostawił bez środków do życia. Dopiero po soborze w Konstancji neapolitańskie wojska opuściły Rzym, oddały zrabowane majątki, wrócili wygnańcy, a wraz z nimi mąż i syn św. Franciszki. Po śmierci Wawrzyńca w 1436 roku wdowa uregulowała wszystkie swoje sprawy, po czym udała się do klasztoru.

Fortunato Galli, 1850r.
Rzeźba na dziedzińcu klasztoru przy Tor de Specchi w Rzymie

Święta otrzymała dar widzenia swojego Anioła Stróża, który ją chronił i strzegł przed pokusami. Słyszała również jego głos. Czasami zdarzało się, że znikał,
jeśli Franciszka coś przewiniła i powracał dopiero wtedy, gdy błagała Boga o przebaczenie.

Wizja dusz czyśćcowych
Nicolas Poussin, 1645-50, Luwr

Obcowała z duszami czyśćcowymi, miała liczne wizje czyśćca. Odznaczała się wielkim nabożeństwem do Najświętszego Sakramentu. Zdarzały się jej szatańskie nękania, aby ją rozproszyć na modlitwie, na przykład straszny zapach rozkładającego się ciała, gdy tylko klękała do modlitwy.

Św. Franciszka i diabeł
Fresk z klasztoru przy Tor de Specchi w Rzymie

Pewnego razu diabeł porwał ją za włosy i trzymał nad przepaścią, pomogło jej wymówienie imienia Jezus i bezpiecznie wylądowała na ziemi. Wtedy też obcięła swoje piękne włosy i ofiarowała Bogu, który ją ocalił.

Komunia św. Franciszki
Fresk z bazylice Matki Bożej Bramy Niebios w Rzymie

Św. Franciszka zmarła 9 marca 1440 roku, a przedziwna woń róż i fiołków napełniła pokój w którym spoczywało jej ciało. Jej ciało wystawiono w pałacu Ponzianich, ale przybywały takie tłumy, że trumna została wystawiona w kościele Santa Maria Nuova, który w XVI wieku został nazwany jej imieniem, nieopodal Forum Romanum.

Jej spowiednik, o. Jan Mattiotti, spisał jej żywot, wyliczając nadzwyczajne łaski, jakimi ją Pan Bóg obdarzył.

Bazylika p.w. św. Franciszki w Rzymie

Proces kanonizacyjny otworzył jesienią 1440 roku papież Eugeniusz IV. Do 1451 roku przeprowadzono trzy poważne badania, których wyniki były imponujące.
W 1602 roku papież Klemens VIII wydał dekret o rewizji procesu, na którego wydanie wpływ miała zdecydowana postawa kardynała Roberta Bellarmin. Św. Franciszka została kanonizowana z wielką pompą dnia 29 maja 1608 roku przez papieża Pawła V, w trzecią rocznicę jego koronacji na papieża. Grób Świętej został ponownie otwarty 2 kwietnia 1638 roku za zgodą papieża Urbana VIII, miało to na celu przeniesienie ciała do nowo wybudowanej kaplicy.

Pietro Galli, 1850r.
Bazylika św. Piotra w Rzymie, lewa empora
Rzeźba ufundowana przez oblatki z klasztoru Tor di Specchi

Patronka:
Rzymu, oblatów, wdów, kierowców.

Ikonografia:
Przedstawiana w stroju oblatek (czarna suknia i biały welon), ze swoim Aniołem Stróżem, z monstrancją. Jej atrybutami są: dyscyplina, kosz z chlebem, monstrancja, osioł, otwarta księga na tekście Psalmu 73 lub z regułą zakonną.

Impresje muzyczne:
Antonio Caldara “Oratorio per Santa Francesca Romana”

Klasztor przy Tor de Specchi w Rzymie

Varia:
Od początków zgromadzenia oblatki z rzymskiego klasztoru św. Franciszki za każdym razem, gdy papież opuszcza Watykan wystawiają relikwie świętej patronki
i modlą się za następcę Piotra aż do jego powrotu.

Od XVI wieku władze Rzymu corocznie ofiarują bazylice p.w. św. Franciszki Rzymianki złoty kielich i patenę.

Na słynnej kolumnadzie Berniniego, otaczającej plac św. Piotra, znajduje się posąg św. Franciszki z aniołem autorstwa Jana Chrzciciela Theudona.

http://martyrologium.blogspot.com/2010/03/sw-franciszka-z-rzymu.html

Papieski hołd dla św. Franciszki Rzymianki

dodane 2009-03-11 21:01

Radio Watykańskie/k

Po poniedziałkowej wizycie na Kapitolu Benedykt XVI odwiedził historyczny klasztor św. Franciszki Rzymianki.

Ta pochodząca z patrycjuszowskiej rodziny „najbardziej rzymska” ze świętych, kanonizowana 400 lat temu, zasłynęła z dobroczynności. Założyła stowarzyszenie rzymskich matron, które afiliowały się, jako oblatki, do benedyktyńskiej kongregacji oliwetanów. Ze względu na pierwszą siedzibę nazywa się je oblatkami z Tor de’ Specchi.

Odwiedzony przez Papieża klasztor położony jest w sercu miasta. Nawiązując do tego, Benedykt XVI wskazał, że wspólnoty życia kontemplacyjnego stanowią niejako „duchowe płuco” społeczeństwa, dostarczające duchowego oddechu, czyli odniesienia do Boga i Jego planu zbawienia. Są to miejsca, gdzie dokłada się starań, aby ziemia zawsze była otwarta na niebo – zauważył Papież. Podziękował też za modlitwę w intencji swej posługi. Od początków zgromadzenia – jak zapewniła obecna przełożona klasztoru s. Kamilla Rea – ilekroć Papież opuszcza Watykan, siostry wystawiają w kaplicy relikwię św. Franciszki Rzymianki i modlą się za Następcę Piotra aż do jego powrotu.

http://papiez.wiara.pl/doc/376837.Papieski-hold-dla-sw-Franciszki-Rzymianki

Święta Franciszka Rzymianka Kawa z Aniołem Stróżem

dodane 2008-12-08 16:14

Marcin Jakimowicz

Ludzie z wypiekami na twarzy opowiadali o jej niezwykłych wizjach, ekstazach i proroctwach. Wielu zawdzięczało jej uzdrowienie. Kroniki wspominają również o wskrzeszonych zmarłych.

Święta Franciszka Rzymianka Kawa z Aniołem Stróżem   Orazio Gentileschi (PD) Św. Franciszka Rzymianka

U ludzi to niemożliwe, u Boga na wszystko jest czas, zaświaty przyszły na świat i kręcą się wokół nas. I piją z nami herbatę, i sadzą cynie po wsiach – z głośników sączy się piosenka Budzyńskiego. Hmm.

Jak uwierzyć, że zaświaty są na wyciągnięcie ręki? Jak zaprzyjaźnić się ze swoim aniołem? Wyjść poza dziecinną rymowankę: „Stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój” i rozmawiać z nim jak z konkretną, pełną ognia istotą? Franciszka Rzymianka miała ten niezwykły dar. Często rozmawiała ze swoim Aniołem Stróżem. W jej życiu było wiele cudowności, ale ona, jak to zazwyczaj bywa, wcale ich nie szukała. Modliła się, a znaki i cuda były tylko potwierdzeniem trafności wyboru jej drogi.

Urodziła się w 1384 roku w arystokratycznej rodzinie. Młodo wydano ją za mąż za Wawrzyńca di Ponziani. Miała z nim troje dzieci. I choć sąsiedzkie patrycjuszowskie rodziny zatrudniały do wychowania obce kobiety, Franciszka sama wychowywała swe pociechy. Mimo że od rana do wieczora miała ręce pełne roboty, jej dom na rzymskim Zatybrzu słynął z dobroczynności. Zaopatrywała kościoły w szaty i naczynia liturgiczne, karmiła i ubierała biedaków. Modliła się nocami, gdy jej dzieci już słodko spały. Dwoje z nich, siedmioletni synek Ewangelista i sześcioletnia córka Agnieszka, wcześnie zmarło.

Gdy wybuchła wojna króla Neapolu z papieżem, pałac Franciszki obrabowano, a jej męża i syna skazano na wygnanie. Została sama, bez środków do życia. Większość na jej miejscu rozpaczałaby, ona była jednak pełna ufności. Gdy w Wiecznym Mieście wybuchła epidemia, na rzymskich placach często widziano ją, jak z narażeniem życia usługiwała zarażonym. Zamieniła swój pałac w szpital. „Zabierała zużyte łachmany i zabrudzoną odzież biedaków. Po oczyszczeniu i dokładnym naprawieniu, składała starannie, skrapiając wonnościami, jak gdyby miały służyć samemu Panu” – pisali świadkowie.

Gdy mąż wrócił z wygnania, zachęciła go do złożenia ślubu czystości. Pełna życia Franciszka zarażała ufnością wszystkich dookoła. Nic dziwnego, że niebawem znalazły się kobiety, które zapragnęły żyć jak ona. Powstało stowarzyszenie Oblatek Benedyktynek z Góry Oliwnej. Siostry osiadły przy kościele tuż przy Koloseum. Po śmierci syna i męża Franciszka ubrała habit. Zmarła 9 marca 1440 r., mając 56 lat.

Jeszcze za jej życia ludzie z wypiekami na twarzy opowiadali o jej niezwykłych wizjach, ekstazach i proroctwach. Wielu zawdzięczało jej uzdrowienie. Kroniki wspominają również o wskrzeszonych zmarłych. Największym jednak przywilejem było częste widzenie Anioła Stróża. Jego obecność była dla niej tak naturalna jak rozmowa z najbliższymi. Teraz, gdy piszę te słowa, stoi przy mnie anioł. Panie, wierzę, ale proszę, zaradź memu niedowiarstwu. Franciszko z Rzymu, módl się za nami.

Żona, matka, zakonnica

ks. Tomasz Jaklewicz

Żona, matka i zakonnica. Połączenie tych powołań wydaje się niemożliwe. A jednak św. Franciszce Rzymskiej to się udało. Przez czterdzieści lat łączyła życie małżeńskie z życiem ascezy, modlitwy i służby ubogim. Najoryginalniejszym z licznych mistycznych darów, było widzenie z własnym Aniołem Stróżem.

Franciszka urodziła się w 1384 r. Jako 11-letnia dziewczynka postanowiła wstąpić do zakonu. Jednak posłuszna swoim zamożnym rodzicom wyszła z mąż za rzymskiego patrycjusza Wawrzyńca di Ponziani.

Żyła w zgodnym związku, ponoć nigdy nie pokłóciła się z mężem. Wydała na świat trójkę dzieci, z których dwoje zmarło w dzieciństwie. Zajęta prowadzeniem domu znajdowała czas na modlitwę i pomaganie nędzarzom i chorym. Kiedy tylko ktoś z domowników potrzebował jej pomocy, przerywała modlitwę. Mówiła: „Mężatka musi, jeśli wzywają ją rodzinne obowiązki, zostawić Boga przed ołtarzem i znaleźć Go w domowej krzątaninie”. Legenda mówi, że kiedyś cztery razy przerywano jej modlitwę przy tym samym wersie psalmu, który odmawiała. Kiedy za piątym razem powróciła do modlitwy, znalazła ten wers zapisany złotymi literami. Mieszkała w pałacu na Zatybrzu.

Gdy wybuchła wojna króla Neapolu z papieżem, pałac obrabowano, a jej męża i syna skazano na wygnanie. Franciszka została bez środków do życia, ale nie straciła ufności i doczekała się ich powrotu. Kiedy miasto ogarnęła epidemia dżumy, na ulicach rozdawała żywność i ubrania. Wokół niej gromadziły się kobiety, które tak jak ona chciały podjąć życie ascetyczne i działalność charytatywną. W 1425 roku Franciszka utworzyła kongregację oblatek benedyktyńskich. Sama przyjęła habit i zamieszkała w klasztorze dopiero po śmierci syna i męża. Była obdarzona niezwykłymi łaskami mistycznymi: wizjami, ekstazami, zmysłem proroczym, mocą uzdrawiania, a nawet wskrzeszania umarłych. Zmarła 9 marca 1440 r., mając 56 lat. Pochowano ją w kościele S. Maria Nova przy Forum Romanum. Świętą ogłosił ją Paweł V w 1609 roku.

Św. Franciszka chciała być zakonnicą, a prawie całe życie była żoną i matką, zakonnicą jedynie „półetatową”. Jej życie pokazuje, że nie każde pobożne pragnienie musi być koniecznie wolą Boga. Cała rzecz w tym, aby umieć to mądrze rozróżniać. Pomocą może być dobra rozmowa, a aniołem stróżem może okazać się mąż, żona, brat, siostra, przyjaciel czy spowiednik.

Myśl: Nie każde pobożne pragnienie musi być koniecznie wolą Boga.

http://kosciol.wiara.pl/doc/490567.Swieta-Franciszka-Rzymianka-Kawa-z-Aniolem-Strozem/2

Żywot świętej Franciszki Rzymianki

(Żyła około roku Pańskiego 1440)

 

Święta Franciszka urodziła się w Rzymie roku Pańskiego 1384 ze znakomitych rodziców. W kolebce podobna była raczej do anioła niż do dziecka ziemskiego. Mając rok życia odmawiała już z matką Godzinki do Najświętszej Panny. Od szóstego roku nie jadała mięsa, piła wodę, a za popełnione drobne błędy sama sobie surową zadawała pokutę i często się spowiadała. W dwunastym roku chciała wstąpić do klasztoru, ale ojciec nie tylko na to nie pozwolił, lecz powiedział jej, że ją zaręczył z bogatym szlachcicem Lorenzo Poncianim. Franciszka upadła ojcu do nóg, ale to nic nie pomogło, gdyż ojciec odrzekł sucho: “Sprawa już załatwiona. Tobie posłuszną być należy”.

Małżeństwo trwało czterdzieści lat i było wzorem czułej miłości i słodkiego pokoju. Franciszka szanowała męża i stosowała się całkowicie do jego życzeń, a on nawzajem szanował Franciszkę, pochwalał jej pobożność i pozwalał, że się trzymała zdała od teatrów, balów i hucznych zabaw, że nie stroiła się modnie, lecz chodziła w skromnym ubraniu, jako też dwa razy na tydzień bywała u spowiedzi, a w każdą niedzielę i święto u Komunii świętej.

Ale ów przymus, z jakim starała się przypodobać mężowi, a zwalczać tęsknotę za życiem klasztornym, nabawił ją choroby. Lekarze uznali jej chorobę za nieuleczalną; wtem w zachwyceniu ukazał jej się święty Aleksy i uleczył ją natychmiast. Od tego czasu prawie zupełnie odsunęła się od świata i każdą wolną chwilę obracała na rozważanie rzeczy Boskich. Sługi kochała jak własne dzieci, co wieczór odprawiała z nimi wspólne modlitwy i zachęcała je do uczęszczania do Sakramentów świętych, do bojaźni Bożej i dobrych obyczajów. Chociaż dochody miała wielkie, jednakże nie starczyły dla ubogich i chorych, toteż często sama chodziła zbierać dla nich jałmużnę, zimową porą zbierała na swej włości drzewo, wkładała na osła i sama, nawet przez najwięcej ożywione ulice miasta, zawoziła potrzebującym. Podczas wielkiej drożyzny rozdała cały zapas zboża, ale jeszcze wielu zostało niezaopatrzonych. Pełna litości poszła do spichlerza i zaczęła przesiewać plewy, aby i ostatnie ziarnko dać ubogim. I o cudo! ziarna pod rzeszotem zaczęły się mnożyć, i niezadługo urósł wielki stos pięknej pszenicy. Płacząc z radości, kazała napełnić wory i rozdać między ubogich.

Z czasem udało się jej zebrać kilka pań, które zobowiązały się wyrzec świata, żyć według reguły świętego Benedykta i mieszkać wspólnie, lub gdyby to było niemożliwe pozostawać w ukryciu przy rodzinach. Sama Franciszka nie mogła jeszcze zamieszkać w klasztorze.

Małżeństwo jej pobłogosławił Pan Bóg czworgiem dzieci; dwoje z nich umarło już w wczesnej młodości. Boleść po stracie drogich dziatek wynagrodził jej Bóg przez liczne zachwycenia w modlitwie, albowiem Anioł Stróż zstępował ku niej w widzialnej postaci. Był to piękny młodzian, w odzieniu biało-niebieskim, z oczyma wzniesionymi w Niebo, a rękami skrzyżowanymi na piersiach. Anioł ten pokrzepiał ją w pokusach i oświecał w wątpliwościach. Jeśli kto przy niej, albo ona sama dopuściła się jakiego uchybienia, natenczas anioł posępniał albo nawet zupełnie znikał, a ukazywał się z powrotem dopiero wtedy, gdy ze skruchą prosiła Boga o przebaczenie.

Święta Franciszka Rzymianka

Nastały czasy ciężkiego doświadczenia dla Franciszki. Król Władysław neapolitański z nienawiści do papieża zajął Rzym. W walce został Lorenzo ciężko raniony, ale dzięki opiece Franciszki przyszedł do zdrowia. Wtedy król skazał go na wygnanie, zabrał cały majątek, syna najstarszego wziął jako zakładnika, a Franciszkę pozostawił bez środków do życia. Święta jednakże nie rozpaczała.

Po soborze konstancjeńskim Neapolitańczycy opuścili Rzym, oddali zrabowane majątki, wygnańcy wrócili, a z nimi Lorenzo i syn. Lorenzo żył jeszcze lat 12, po czym roku Pańskiego 1436 przeniósł się do wieczności.

Po śmierci męża Franciszka natychmiast uregulowała swe doczesne sprawy, opuściła dzieci i pałac, w którym przeżyła 40 lat, a obwinąwszy szyję powrozem udała się boso do stowarzyszonych niewiast i na klęczkach prosiła o przyjęcie. Tylko rozkaz spowiednika zmusił ją do przyjęcia kierownictwa zakładem. Życie jej w klasztorze było jednym pasmem najwznioślejszych cnót i cudów. Umarła 9 marca r. 1440. Przedziwna woń, jakby fiołków napełniła pokój, w którym spoczywało ciało, a twarz zajaśniała świeżą młodością i pięknością. Mimo licznych cudów, Franciszka została uznana za Świętą dopiero przez papieża Piusa V w roku 1608.

Nauka moralna

Próżne są wymówki tych, którzy mówią, że im obowiązki stanu są przeszkodą do zbawienia. Bo albo te obowiązki sprzeciwiają się prawom Boskim i kościelnym, i takich prawy katolik przyjmować na siebie nie powinien; albo też nie sprzeciwiają się wyraźnie prawom Bożym, a wtedy każdy może i powinien wypełniać je w taki sposób, aby mu pomagały do zbawienia. Na sądzie Bożym nie tyle nas będą pytać cośmy w życiu robili, ale jakeśmy spełniali to, co Bóg na nas włożył. Jak używaliśmy szczęścia i dóbr doczesnych, jeśli one były w naszej mocy, jak poddawaliśmy się Opatrzności Bożej w ubóstwie, chorobie, prześladowaniach i innych cierpieniach, które się nam w życiu przytrafiały. Staraj się w życiu, w jakimkolwiek jesteś stanie, spełniać wiernie obowiązki swoje, aby się tym sposobem przypodobać Bogu, rób tyle dobrego, ile możesz i ile się sposobności nadarzy, a odbierzesz nagrodę podobną do tej, którą odebrała święta Franciszka Rzymianka.

Szczególniejszym zjawiskiem w życiu tej Świętej jest to, że miała przy swym boku w widzialnej postaci Anioła Stróża, który ją pocieszał, pouczał, a nawet karał. Chociaż nie mamy tej nadzwyczajnej łaski, by widzieć swego Anioła Stróża, jednak z nauki wiary świętej wiemy, że Bóg każdemu człowiekowi daje anioła do pomocy i że ten anioł bez ustanku znajduje się przy boku człowieka, broniąc go w niebezpieczeństwach duszy i ciała przez zbawienne natchnienia, strzeże od złego, a zachęca do dobrego. Ta niewidzialna obecność Anioła Stróża powinna nam wystarczyć, abyśmy jak św. Franciszka, starali się naszego niebieskiego przyjaciela nigdy grzechem nie zasmucać.

Modlitwa

Boże, który świętą Franciszkę, Twą służebnicę, między innymi darami łaski, wyszczególniłeś widomym towarzystwem anioła, spraw miłościwie, prosimy Cię, byśmy za pomocą jej pośrednictwa godni byli dostać się do towarzystwa aniołów. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem i z Duchem świętym żyje i króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

św. Franciszka Rzymianka
urodzona dla świata 1384 roku,
urodzona dla nieba 9.03.1440 roku,
kanonizowana 1608 roku,
wspomnienie 9 marca

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/f/franci2.htm

 

*********

Święty Dominik Savio

Święty Dominik Savio Dominik urodził się w wiosce Riva di Chieri w Piemoncie w 1842 r. Jego ojciec był rzemieślnikiem, a matka krawcową. Rodzice wychowywali dzieci w głębokim poszanowaniu religii. Dominik już jako pięcioletni chłopiec służył do Mszy św., co wymagało od niego dużego samozaparcia, bo Eucharystię sprawowano wówczas tylko rano. Podobno, nie mając zegarka, wiele razy przychodził za wcześnie i modlił się klęcząc przed zamkniętymi drzwiami kościoła. Po Mszy uczył się w szkole prowadzonej przez proboszcza. Gdy zakończył w niej edukację, przeniósł się do kolejnej szkoły, do której musiał codziennie chodzić 8 km pieszo. Mawiał, że w drodze towarzyszą mu Jezus, Maryja i Anioł Stróż.
Dnia 8 kwietnia 1849 roku, w Wielkanoc, przyjął pierwszą Komunię świętą. Ze strony księdza proboszcza był to akt wielkiej odwagi, gdyż w owych czasach panowało przekonanie, że do sakramentów należy dopuszczać w wieku znacznie późniejszym. O dojrzałości duchowej Dominika świadczą postanowienia, jakie napisał z okazji tej uroczystości w swojej książeczce do nabożeństwa:

1) będę często spowiadał się i komunikował, ilekroć mi na to zezwoli mój spowiednik,
2) będę święcił dzień święty,
3) moimi przyjaciółmi będą Jezus i Maryja,
4) raczej umrę aniżeli zgrzeszę.

Mając 12 lat, Dominik spotkał św. Jana Bosko, który przyjął go do swego oratorium w Turynie. Nawiązała się między nimi szczególna duchowa więź.

Pewnego dnia Jan Bosko miał do chłopców kazanie, w którym rozwinął trzy myśli:

1) jest wolą Bożą, byśmy się stali świętymi;
2) łatwo to można osiągnąć;
3) w niebie czeka wielka nagroda dla tego, kto zostanie świętym.

Dominik zwrócił się wtedy do księdza Bosko z tymi słowami: “Czuję potrzebę i pragnienie, aby zostać świętym. Nie myślałem nigdy, że jest to takie łatwe. Muszę zostać świętym. Niech mi ksiądz w tym dopomoże”. Na to wielki pedagog dał chłopcu taką odpowiedź: “Bądź zawsze wesoły, spełniaj dobrze swoje obowiązki i pomagaj kolegom”.
Dominik swoją postawą dawał przykład innym chłopcom. Podejmował wiele inicjatyw, żeby pomagać tym, którzy gorzej uczyli się i robili mniejsze postępy na drodze duchowej. Był “prawą ręką” ks. Bosko. W bardzo młodym wieku otrzymał dar kontemplacji, ekstazy i inne nadprzyrodzone dary. Pewnego dnia zapukał do pokoju Jana Bosko błagając go, by natychmiast szedł z nim. Zaprowadził go do mieszkania umierającego protestanta, który pragnął pojednać się z Bogiem. Odległość od oratorium była znaczna. Dla św. Jana Bosko pozostało na zawsze zagadką, skąd Dominik dowiedział się o tym protestancie i o miejscu jego zamieszkania, skoro tu nigdy nie bywał. Nie wypadało zaś chłopca o to pytać. Kiedy indziej Dominik stanął przed bramą jednego domu i zadzwonił. Gdy mu otwarto, zapytał, kto tu umiera. Zaprzeczono, a gdy na jego naleganie zaczęto wypytywać po mieszkaniach, znaleziono samotną, umierającą staruszkę.
Późną jesienią roku 1856 r. Dominik zaczął odczuwać wysoką gorączkę, gnębił go silny, uporczywy kaszel. Jan Bosko wezwał lekarza. Ten orzekł chorobę płuc, bardzo już zaawansowaną, i polecił, by chłopca natychmiast odesłać do rodzinnych stron. Kiedy Dominik żegnał św. Jana Bosko i kolegów, ze łzami w oczach powiedział: “Ja już tu nie wrócę”.
Dominik zmarł 9 marca 1857 roku, w wieku zaledwie 15 lat, zaopatrzony sakramentami świętymi. W chwili śmierci miał powiedzieć do swojego ojca, który modlił się z nim, że widzi “piękne rzeczy”. Jego relikwie są w Turynie, w bazylice Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych w pobliżu relikwii św. Jana Bosko. Śmierć nie rozłączyła duchowego ojca i syna.
Mimo bardzo młodego wieku, pośród zwyczajnych obowiązków codzienności, przebywając między rówieśnikami, Dominik Savio osiągnął świętość. Jej rozumienie zawarł w liście do przyjaciela: “Tu, na ziemi, świętość polega na tym, aby stale być radosnym i wiernie wypełniać nasze obowiązki”. Pius XI powiedział o nim: “Mały święty, ale gigant ducha”. Beatyfikowany w 1950 roku, kanonizowany w 1954. Dominik Savio to najmłodszy wyznawca, jakiego kanonizował Kościół. Jest patronem ministrantów i młodzieży.

Ikonografia ukazuje Świętego z lilią lub z krzyżem w dłoni. Czasami stoi przed statuą Matki Bożej. Bywa przedstawiany z aniołem.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-09b.php3

Przesłanie Przełożonego Generalnego Ks. Pascual Chaveza z okazji 150. rocznicy śmierci św. Dominika Savio

Drodzy Współbracia Salezjanie
Drodzy Bracia i Siostry Rodziny Salezjańskiej,
Drodzy Młodzi!

Pragnę skierować do was wszystkich szczególne przesłanie w tym dniu, w którym wspominamy 150. rocznicę śmierci Dominika Savio. Jest on dla nas wszystkich jednym z najpiękniejszych owoców duchowości salezjańskiej. Tak więc z radością chcemy o nim pamiętać i wzywać go przy tej szczególnej okazji.

Jeszcze jesteśmy pełni wdzięczności za to, co Pan dał nam przeżyć w roku 2004, gdy obchodziliśmy 50. rocznicę jego kanonizacji. Pielgrzymka jego relikwii przez Włochy, Hiszpanię i Liban była okazją do głębszej refleksji nad wezwaniem do świętości, nad bogactwem duchowości salezjańskiej i nad ważnością wychowania, które koncentruje się na integralnym rozwoju naszej młodzieży.

Dzisiaj nasza wdzięczność względem Pana odnawia się w modlitwie kontemplacji, obejmującej to wszystko, co Pan zechciał zdziałać w krótkim życiu tego wielkiego, młodego świętego, i w zadaniu bycia wychowawcami według serca ks. Bosko, tak więc i bycia zdolnymi do towarzyszenia naszym młodym na ich drodze życia i świętości.

Tak więc piszę do was, Drodzy Salezjanie:
Znajdujemy się u progu nowej Kapituły Generalnej, poprzez którą chcemy odnowić w nas duchowy program ks. Bosko: Da mihi animas caetera tolle. Są to słowa, które pragniemy na nowo ożywić i przyswoić wewnętrznie, i które wskazują na konieczność całkowitego oddania siebie samych Panu i posłannictwu, jakie nam powierzył. Ofiarując wszystkie nasze siły, wykorzystując wszystkie nasze możliwości, wyzwalając całą naszą kreatywność, będziemy, jak ks. Bosko, ludźmi zdolnymi darować życie, zwłaszcza “życie Boże”. Na tym polega pełnia życia, która sprawia, że nasze dzieci i młodzież są w stanie nie tylko przeżywać harmonijny rozwój w wymiarze wszystkich swoich możliwości ludzkich, ale także – angażować się, otwarcie i radośnie, w pełne przeżywanie ewangelicznych wartości, które oświecają i czynią znaczącym każde doświadczenie ludzkie.

Dominik, prowadzony przez ks. Bosko, stał się świętym, pielęgnując zażyłą przyjaźń z Panem Jezusem i Maryją, dostrzegając swoje zadanie w codziennych obowiązkach jako odpowiedź na wolę Bożą, służąc swoim kolegom z wielkim duchem poświęcenia i z miłością, zdolną zrodzić radość i przylgnięcie do dobra.

Dla nas, moi drodzy, ta data jest jak nowe “wezwanie powołaniowe”. Być dla młodych tym, kim ks. Bosko był dla Dominika Savio. Przewodnikami zdolnymi do prowadzenia w kierunku najwznioślejszych celów, w kierunku pełni życia, w kierunku radości i świętości.

Piszę do Was, Siostry i Bracia Rodziny Salezjańskiej, konsekrowani i świeccy:
Wielkim dziedzictwem, wspólnym dla nas wszystkich, jest ks. Bosko. On jest “wielkim korzeniem” naszego charyzmatu salezjańskiego. Z niego biorą swój początek “liczne grupy apostolskie, które w różny sposób pracują dla zbawienia młodzieży” (Konst. sdb art. 5). Sposobem apostolskim, który jednoczy nasze posłannictwo jest zaangażowanie na rzecz wychowania.

Dzisiaj wyzwanie wychowawcze staje się coraz większe i wymagające zaangażowania. Nie możemy pozostać obojętni wobec stałych trudności i ubóstwa w krajach rozwijających się; wobec przerażających warunków socjalnych, panujących w szerokich warstwach dzieci i młodzieży, którzy żyją na marginesie bogatych metropolii; wobec ubóstwa duchowego milionów młodych, którzy, chociaż żyją w kontekście dobrobytu, są zdezorientowani pod względem duchowym i moralnym. “Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza” (Mk 6,34). Patrzymy na tych młodych oczyma Jezusa i oczyma ks. Bosko, i przyjmujemy ich wołanie o pomoc. Jesteśmy wezwani, by pracować z większym zaangażowaniem na rzecz wychowania. Jesteśmy wezwani, by “pracować razem”, by odkryć, w duchu aktualności i nowej żywotności, to wielkie “narzędzie wychowawcze”, które wszystkim nam przekazał – “System Prewencyjny”. Składają się nań elementy proste, zasadnicze, które sam ks. Bosko wcielił w swoje życie i które pozwoliły mu ukształtować pokolenie świętych wśród swoich chłopców.

Drodzy, niech wspomnienie Dominika Savio ożywi w nas zaangażowanie wychowawców, którzy pracują “razem” na rzecz wspólnego programu apostolskiego. «Bądźcie zawsze w stanie odpowiedzieć na stare i nowe pytania ludzi młodych, bez niepewności i zagubienia. Proponujcie im konkretny program życia, jak to uczynił ks. Bosko względem Dominika Savio. Pomóżcie dzieciom i młodzieży przyjąć życie jako dar i żyć nim w prawdziwej wolności i radości. Powiedzcie im, że siłą i gwarancją ich rozwoju jest przyjaźń z Jezusem, przeżywanie doświadczenia bliskości Boga. I w końcu, wychowujcie ich do otwierania się na odpowiedzialność, na służbę, na solidarność, na miłość» .

Piszę do Was, Dzieci i Młodzieży:
Zawsze byliście wielką pasją apostolską ks. Bosko. Dla was spalił się on aż po ostatnie tchnienie. Wy jesteście dzisiaj, jak nigdy przedtem, w moim sercu i jesteście “motywem życia” tych, którzy angażują się w posłannictwo salezjańskie. Piszę do was, ponieważ znam “wasz głód” prawdziwych propozycji. Piszę do was, ponieważ znam “wasze pragnienie” głębokiej radości. W tym dniu, w którym wspominamy 150. rocznicę śmierci Dominika Savio, zachęcam was do spojrzenia na tego człowieka młodego, który poprzez swoje życie chce być prawdziwym wzorcem dla was wszystkich. On czyni was uczestnikami swoich tajemnic.

Pierwszą z nich jest bycie zdolnym do opowiedzenia się za wielkimi ideałami. Przede wszystkim pozwólcie się posiąść pragnieniu życia chrześcijańskiego wysokiej jakości. Oznacza to wyraźne włączenie w wasz program życia celu i woli stania się “świętymi”. Było to wielkim pragnieniem Dominika Savio; niech będzie ono także pragnieniem pielęgnowanym w sercu każdego z was.

Drugą tajemnicą, której Dominik was uczy, to to, że nasze życie chrześcijańskie jest stale “uzdrawiane i odnawiane” przez Sakrament Pojednania i umacnia się, gdy karmi się “Panem Życia” w Eucharystii. Na przekór każdej trudności możemy pozostać mocni, żyjąc w prawdziwej relacji przyjaźni z Panem Jezusem poprzez życie sakramentalne. Na tej drodze życia chrześcijańskiego Maryja, jako Niepokalana, jest z nami, aby wskazywać piękno tego, co jest dobre, sprawiedliwe, czyste, łagodne, godne chwały, a jako Wspomożycielka wspomaga nas i chroni w trudach naszej drogi.

Trzecią tajemnicą jest dawanie odtąd życia innym. Bycie prawdziwymi “bojownikami dobra”, zaangażowanymi w służbę, nosicielami nadziei i radości. Zawsze gotowymi na wszystko, aby przyczyniać się do wzrostu dobra i zwalczać zło, właśnie tak, jak czynił to Dominik Savio. Czy będziecie zdolni do tego wszystkiego? Ja jestem tego pewien, ale stanie się to pod jednym warunkiem: że będziecie umieć wybrać przewodnika, który wam będzie towarzyszył na waszej drodze. Drodzy, wybierzcie “waszego ks. Bosko” ! Tak zrobił Dominik i jego życie wydało obfite owoce, które wszyscy znamy. Ja ze swej strony, jako następca ks. Bosko, jestem blisko was, dodaję wam odwagi i codziennie pamiętam o was w modlitwie.

Drodzy, kończę, wzywając was powtórnie do wdzięczności wobec Pana, który w Dominiku Savio dał nam wspaniały przykład tego, jak świętość może stać się powszechnym powołaniem, drogą możliwą dla młodych, darem, dzięki któremu mogą wzrastać i dojrzewać w bliskości osób głęboko duchowych, przenikniętych wychowawczą pasją naszego Drogiego Ojca, Ks. Bosko”.

W tym dniu łaski wszystkich Was serdecznie pozdrawiam i zapewniam o pamięci w modlitwie.

Ks. Pascual Chavez V.
Przełożony Generalny

Asunción – Paragwaj, 9 marca

http://www.dominik.salezjanie.pl/dominik/?d=4&art=6

Dominik Savio – bardzo bliski święty

Ks. Bosko uważał go za wzór młodzieńczej świętości. Pius XI mówił o nim: Mały, a właściwie wielki gigant ducha. Tymczasem dzisiaj, kiedy patrzy się na pobożne obrazki z jego podobizną, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że miał rację, ten kto nazwał go gołębiarzem. Gdzie więc leży prawda o Dominiku Savio, pierwszym świętym wychowanku założyciela salezjanów?

Dominik Savio urodził się 2 kwietnia 1842 r. w San Giovanni di Riva w pobliżu Chieri. W wieku 12 lat został przyjęty przez ks. Bosko do oratorium na Valdocco. W 1856 r. wraz z kilkoma przyjaciółmi założył Towarzystwo Niepokalanej, grupę chłopców zaangażowanych w młodzieńczy apostolat dobrego przykładu. Umarł 9 marca 1857 w Mondonio, w wieku niespełna 15 lat. 12 czerwca 1954 r. papież Pius XII ogłosił go świętym.

Kiedy wertujemy kartki kalendarza przed oczami przesuwają się nam imiona świętych. O niektórych wiemy sporo, jak choćby o nawróceniu Pawła, o zaparciu się Piotra, o ubóstwie Franciszka z Asyżu, o radości Filipa Nereusza i o wierności, aż po śmierć o. Maksymiliana. Do świętych modlimy się i wzywamy ich pomocy. Rzadziej pamiętamy, że Pan Bóg dał nam ich jako wzory do naśladowania.

Dlaczego dał Dominika Savio? On sam – zważywszy na słowa: raczej umrzeć niż zgrzeszyć napisane w wieku siedmiu lat, w dzień pierwszej Komunii św. jawi się nam nienaturalny i raczej nie zachęca do naśladowania. Trudno też pójść śladami ekstaz, które czasem towarzyszyły mu po przyjęciu Komunii św. On po Mszy św. pozostawał w kościele, zanurzony w modlitwę przez wiele godzin, nam znacznie bliżej do pogawędki z przyjaciółmi, do pracy, do zabawy. Choć otaczamy troską chorych, to chyba nie bylibyśmy w stanie – a Dominik był – nastroić naszych dusz na odbiór “Bożych fal”, które prowadzą do zagubionego na łóżka, zapomnianej przez wszystkich, umierającej kobiety. Któż z nas, w oparciu o takie ponadnaturalne przekonanie, śmiałby obudzić swego proboszcza i poprowadziłby go pod objawiony adres? A Dominik to potrafił. Tylko jak go naśladować?

Łatwo być świętym

Wbrew pozorom Dominik jest nam bardzo bliski. Przede wszystkim z powodu kilku doświadczeń, które stały się jego udziałem w drodze do świętości.

W pewną niedzielę Wielkiego Postu w 1855 r. ks. Bosko wygłosił kazanie na temat świętości młodzieńczej i z naciskiem zaznaczył, że naprawdę łatwo jest ją osiągnąć. Ta idea trafiła na podatny grunt. Dominik był przecież chłopcem dobrym z natury, otrzymał nienaganne wychowanie religijne i od dzieciństwa wyrastał w klimacie bojaźni Bożej. Jeśli dołożymy do tego ogólną atmosferę entuzjazmu dla sprawy Królestwa Bożego, jaka panowała na Valdocco, to nie należy się dziwić, że już po pierwszych zachętach do stawania się świętymi, Dominik oddał się gorączkowym marzeniom i planom zdobycia nagrody w niebie. Z tego też powodu nie usłyszał ostatniej części kazania, w której ks. Bosko mówił o środkach niezbędnych do osiągnięcia świętości: o dobrym wypełnianiu codziennych obowiązków, o radości, pobożności, czystości, o miłości Boga i bliźniego, czyli – jak spuentował swe wystąpienie ks. Bosko – o służbie Bożej właściwej wiekowi młodzieńczemu.

Podczas gdy ks. Bosko kończył kazanie, Dominik opracował już plan zażyłej przyjaźni z Bogiem. Być świętym – myślał – to tyle co być blisko Boga, cieszyć się błogosławieństwem ludzi i doświadczać boskich natchnień. Był przekonany, że droga do takiej świętości biegnie poprzez umartwienia, samotność, modlitwy i srogą pokutę. Wystarczyło jednak kilka dni takich praktyk, żeby popadł w melancholię, chodził rozmarzony, senny, przestał jeść. Nie cieszyły go lekcje w szkole i nie odczuwał zupełnie smaku zabawy i towarzystwa rówieśników.

I wtedy wkroczył ks. Bosko. Myślałem, że łatwo zostać świętym – tłumaczył się speszony Dominik. – Ja muszę być świętym. Wychowawca pochwalił jego zapał, a potem powoli sprowadził go na właściwą drogę. Trzeba byś był wesoły – mówił – byś dobrze wypełniał swoje obowiązki szkolne i przeżywał właściwie sakramenty i praktyki pobożności. I nigdy nie zapominaj o zabawie z rówieśnikami.

Tyle wystarczyło. Ks. Bosko zaproponował środki proste, ale właściwe dla wieku i możliwości Dominika. Przekonał go, że trzeba starać się być wiernym tym zwyczajnym, zdawać by się mogło, trywialnym “sposobom na świętość”. Dobre chęci i zapał Dominika dopełniły dzieła.

Chłopiec czynił szybkie postępy na drodze młodzieńczej świętości. Wciąż radosny, pracowity, był zawsze gotów otoczyć opieką nowych wychowanków oratorium, upominał gorszycieli, doprowadzał do pojednania zwaśnionych przyjaciół. Aby zdobywać dla swej sprawy wciąż nowych chłopców, założył z przyjaciółmi Towarzystwo Niepokalanej. Stał się prawdziwym apostołem.

Dobrze wykorzystał krótki czas, jaki Bóg dał mu do dyspozycji. Zmęczony szukaniem upragnionego ideału i przygnieciony chorobą musiał opuścić Valdocco dla podratowania zdrowia. On jednak, po raz kolejny uprzedzony jakimś boskim natchnieniem, pożegnał się z ks. Bosko i kolegami na zawsze.

A jednak nam bliski

Trudno zachęcać do naśladowania ekstaz Dominika i do otwierania się na ten typ natchnień, jakimi Bóg go doświadczał. Jest jednak w Dominiku coś, co mnie urzeka, przez co stał się bliski współczesnej młodzieży. Jego życie rządziło się prawami młodości. Jak wszyscy w jego wieku, był wrażliwy na dobro i szukał szczęścia. Jednocześnie, tak jak jego rówieśnicy, był niepoprawnym idealistą i po trochę marzycielem. To przecież popędliwe marzenia zajęły jego uwagę, podczas gdy ks. Bosko tłumaczył, jak zostać świętym.

Idealista Dominik trwał przy swoim zamierzeniu, mimo złego samopoczucia, samotności i zmęczenia. Jakbym słyszał młodych, którym się wydaje, że są w stanie zawojować cały świat i nic nie może im w tym przeszkodzić. Jakbym słyszał wyznanie młodego idealisty, który zostawia Panu ostatni miesiąc życia, bo nic w nim dobrego nie zrobił. A kiedy pomożesz mu “włączyć” rozum i pamięć, to nagle zaczyna dostrzegać szkołę, zrobione zakupy, porządek w pokoju i dłoń wyciągniętą do kolegi. Zupełnie, jak Dominik.

W Dominiku urzeka także upór i wierność ideałom. To postawy bardzo potrzebne młodym, zwłaszcza, że wciąż wystawiani są na próby przez kulturę boleśnie naznaczoną subiektywizmem, egoizmem, relatywizmem i brakiem wierności…

I jeszcze jedno. Dominik Savio potwierdza słuszność drogi życia opartej na salezjańskiej duchowości młodzieżowej. Dzisiaj też salezjanie proponują młodym odkrywanie smaku codziennego życia, optymizm, radość, przyjaźń Chrystusa, odpowiedzialne miejsce w Kościele i zaproszają do zwyczajnego, na miarę własnych sił, pomagania innym. Środki tak samo proste, jak w czasach Dominika.

ks. Marek Chmielewski SDB
(Don Bosco. Magazyn salezjański 1-2/2001)
http://www.dominik.salezjanie.pl/dominik/?d=1
Dominik Savio – Nastoletni święty. Łowca dusz
Pierwszą rzeczą, o której musimy pamiętać przy zbawianiu własnej duszy jest troska o dusze innych.” Była to jedna z pierwszych lekcji, jakie Dominik pobrał od don Bosko.Stała się fundamentem całego sposobu życia Świętego i zyskała mu miano „łowcy dusz”. Dominik uczynił ją główną sprężyną swej działalności. Próbował naśladować księdza nawet w środkach, które stosował, by zbliżyć się do dusz innych ludzi.

Dominik był zawsze serdeczny i uczynny. Uśmiech rzadko opuszczał jego wyraziste, małe usta. Kiedy długotrwałe starania, by sprowadzić zbłąkaną owcę do owczarni, nie przynosiły niczego oprócz obelg i razów, uśmiech nie znikał, otwierając drogę do następnych prób.

Dominik opierał swój program jednoosobowej Akcji Katolickiej na dwóch filarach, jakimi były spowiedź i Komunia Święta. One również dawały mu trafną formułę szczęśliwego życia.

– Czego jeszcze mogę pragnąć, aby być szczęśliwym? – mawiał. – Jeśli jest coś, co mnie niepokoi, idę do spowiedzi i – pyk! – znika. Jeśli potrzebuję szczególnej łaski, idę po prostu do Komunii Świętej i – pyk! – otrzymuję ją.

Naśladując przykład dany przez mistrza, który szukał dusz o każdej porze i w każdym miejscu, gdzie mógł je znaleźć, Dominik również tropił dusze na głównych i bocznych drogach swego małego świata.

Najważniejsze pole działalności Dominika, Oratorium, było, jak widzieliśmy, czymś bardziej złożonym niż zwykła szkoła z internatem. W latach 1856–1857 przebywało tam około stu siedemdziesięciu pensjonariuszy tworzących osobliwie mieszaną grupę. Po pierwsze, byli tam uczniowie, mniej lub bardziej spokojna grupa chłopców, którzy regularnie uczęszczali na zajęcia szkolne; byli też praktykanci – trudniejsi do opanowania, bo zdążyli już poznać różne ścieżki tego świata; dalej chłopcy „dzienni”, którzy przychodzili na zajęcia do Oratorium, gdy tylko było otwarte. Oprócz nich byli chłopcy w różnym wieku i z różnych środowisk, sześciuset lub siedmiuset w tamtym okresie, którzy przychodzili z sąsiednich ulic w niedziele i święta, by wziąć udział w zabawach i grach po nauce katechizmu.

Pośród tych chłopców Dominik znajdował liczne cele swojej Akcji Katolickiej. Oczywiście, tak jak inni lubił przebywać w Oratorium w niedziele i święta, z powodu panującej tam wtedy radosnej atmosfery, hałasu i zamieszania, ale nigdy nie zaniedbywał swojej sprawy – sprawy swego Ojca.

Najwięcej okazji było w czasie zabaw. Do ulubionych posunięć Dominika należał wybór chłopca, który „nie był święty” i zmiana pozycji w drużynie, by znaleźć się blisko niego jako partner lub przeciwnik. Stosował każdy sposób, jaki znał, by skierować rozmowę na sprawy duszy lub spowiedź. Potem, najchętniej podczas przerwy w grze, wypuszczał strzałę.

– Słuchaj, skoro o tym rozmawiamy – może poszlibyśmy razem do spowiedzi? Pasuje ci sobota?

Czasami drugi chłopak zgadzał się od razu, tylko po to, by się uwolnić od natarczywości Dominika.

– Dobrze, dobrze. Jak chcesz. W przyszłą sobotę. A teraz grajmy dalej.

Dominik trzymał go na cienkiej nici tej nie całkiem dobrowolnej obietnicy. Do soboty chłopak byłby oczywiście o wszystkim zapomniał. Dominik zjawiał się niespodziewanie, by mu o tym przypomnieć i mimo protestów zaprowadzić do spowiedzi.

Zdarzało się niekiedy, że ten sposób nie skutkował. Prawdopodobnie chłopak przypominał sobie w porę o obietnicy i znikał Dominikowi z oczu. Po długich i bezowocnych poszukiwaniach Dominik poddawał się, przynajmniej na ten dzień. Ale jeśli odnalazł go później, kiedy tamten myślał, że już zapomniał o obietnicy, rozmowa zwykle przebiegała mniej więcej tak.

– O! Jesteś tu, przyjacielu!

– O! Cześć, Dom! Wiesz, byłem… eee… chory wtedy, gdy mieliśmy się spotkać.

– Biedaku! Może byłeś chory, bo masz coś na sumieniu. Czemu nie pójdziesz do spowiedzi, by się od tego uwolnić? Co powiesz na sobotę?

Po takiej podwójnej dawce chłopak zwykle się poddawał.

– Czy pragniesz wielu łask? – pytał Dominik innych chłopców. – Nawiedzaj często Najświętszy Sakrament. Chcesz mniej łask? Nawiedzaj go rzadko. Nie chcesz żadnej? Nie nawiedzaj go nigdy.

Dominik wierzył w to całym sercem. Chciał, by jego koledzy nabrali zwyczaju częstego nawiedzania Najświętszego Sakramentu. Kiedy sam wchodził do kościoła, zawsze starał się zabierać kogoś ze sobą. Aby ułatwić chłopcom składanie tych krótkich wizyt, don Bosko zbudował dla nich kaplicę koło placu zabaw. Mogli tam zajrzeć i wyjść, kiedy chcieli.

Duch apostolski nie opuszczał Dominika nawet w czasie wakacji. Odkrył, że z łatwością może łowić dusze w rodzinnych stronach ze względu na swój prestiż. Każdy, kto uczył się w wielkim mieście jak Turyn, cieszył się tu poważaniem. Sąsiedzi znali go jako chłopca, który nigdy nie miał ochoty na zabawę czy pogaduszki, tylko wolał się modlić przy ołtarzu Najświętszej Panny. Gdyby to był ktoś inny, mógłby z tego powodu sporo wycierpieć ze strony kolegów, ale Dominik – cóż, lubili go i właśnie takiego zachowania od niego oczekiwali.

W pracy Dominika w domu nie było niczego spektakularnego. Licząc chłopca, który zmarł przed narodzinami Dominika, i dziewczynkę urodzoną po jego śmierci, w rodzinie było jedenaścioro dzieci. Dominik opowiadał młodszemu rodzeństwu niektóre historie, jakie usłyszał w Oratorium, i opisywał piękne rzeczy, jakie widział w Turynie – dodając do tego morał w sposób, w jaki zwykle to czynił ksiądz Bosko.

Zawsze wracał do domu zaopatrzony w medaliki i święte obrazki. Rozdawał je jako nagrody mniejszym dzieciom, które umiały zrobić znak krzyża, odpowiedzieć na pytania katechizmu i wyrecytować modlitwy.

– Cześć, Bruno! – mówił do małego chłopca z wielkimi brązowymi oczami. – Chcesz medalik?

– Pewnie, że chcę, Dominiku. Daj mi go.

Bruno czekał na podarunek.

– Możesz go mieć, jeśli potrafisz mi powiedzieć, czemu Bóg cię stworzył.

– Pewnie, że umiem… Bóg mnie stworzył… Bóg mnie stworzył, żebym Go kochał i… i…

W oczach Bruno pojawił się cień niepokoju – wyglądał, jakby miał się rozpłakać.

Dominik przyszedł mu z pomocą, zanim do tego doszło.

– Cóż, Bruno, jeśli potrafisz mi powiedzieć, że Bóg cię stworzył, byś Go kochał, szanował, służył Mu przez całe doczesne życie i był z Nim szczęśliwy w przyszłym, myślę, że zasłużyłeś na medalik.

Po tej powtórce chłopczyk dostał medalik i prawdopodobnie nigdy już nie zapomniał, dlaczego Bóg stworzył małego Bruno.

Dominik miał również dar opowiadania i w niedzielne popołudnia zbierał wokół siebie dzieci ze wsi. Siadały w polu pod drzewem, jeśli było ciepło, lub w stodole, jeśli było zimno, i słuchały, tak jak wszystkie dzieci w każdym wieku uwielbiają słuchać ciekawych opowieści.

***

Jednym z najbardziej poruszających zdarzeń w całej karierze Dominika – „kariera” to jedyne słowo na opisanie jego podejścia do świętości – jest spotkanie z chłopcem, który odmówił pójścia do kościoła.

Dominik był wtedy w drodze na Mszę Świętą. Ostry wiatr zacinał i wdzierał się w rozcięcie płaszcza. Chłopiec mocniej wtulił podbródek w szalik.

Był już w drzwiach kościoła, gdy nagle się zatrzymał. Coś zaczęło docierać do jego umysłu. Jakiś chłopiec za nim ociągał się z wejściem, a był już czas na Mszę. Zawrócił.

– Cześć! – powiedział.

– Cześć! – odrzekł chłopiec. Był biednie ubrany i stał pod ścianą. Zziębnięty, mocno przyciskał łokcie do boków.

– Idziesz na Mszę Świętą?

– Nie.

– Eee… czemu… czemu nie idziesz? Jesteś chory?

– Nie.

– Zimno ci?

– Zgadłeś, bracie! Lodowato! Marzłem przez cały dzień.

– W kościele byłoby ci cieplej.

– Może.

– Więc dlaczego nie wejdziesz?

– Nie mam ochoty.

– Ale dlaczego? Nie możesz mi powiedzieć?

– Pomyśl tylko. Ja… rozumiesz… wstydzę się wejść w tym ubraniu. Mam podarty płaszcz i spodnie. Zobaczyłbyś, gdybym się odwrócił.

– Och, przepraszam!… Coś ci powiem. Jeśli włożysz mój wielki płaszcz, nikt nie zobaczy twojego. I jest dość długi, by ukryć spodnie – tak, jeśli go nie podniesiesz i nie pochylisz się. Przymierz – tylko sprawdź. No! A nie mówiłem!

– Oho! Szykownie wygląda, co?

– Pewnie. Chodźmy.

– Czekaj! ? A ty? Twój płaszcz…

– Chodź. Jesteśmy już spóźnieni.

***

Tym razem ciepły płaszcz, innym – para rękawiczek, za trzecim podzielił się jedzeniem… – te rzeczy miały dla Dominika małą wartość. Ważniejsze było to, by pomóc innym.

***

Przy całej tej gorliwości, Bóg pobłogosławił chyba Dominika więcej niż odrobiną zdrowego rozsądku. Mówił mu on, czy w danym przypadku interwencja przyniesie coś dobrego, czy nie.

Pewnego popołudnia, wracając ze szkoły z przyjacielem, Dominik mijał woźnicę kierującego wozem. W tej samej chwili koń się znarowił. Woźnica próbował wszystkiego, by zmusić go do ruszenia, włącznie ze stekiem przekleństw. Dominik zarumienił się, podniósł kapelusz i zaczął coś mamrotać do siebie.

– Co robisz, Dominiku? – zapytał przyjaciel. – I co ty tam do siebie mówisz?

– Nie słyszałeś tego człowieka? Użył imienia Naszego Pana nadaremno! Gdyby to miało jakiś sens, podszedłbym i porozmawiał z nim. Ale to mogłoby tylko pogorszyć sprawę, więc podniosłem kapelusz i powiedziałem: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!”.

W takich okolicznościach, w konfrontacji z gniewnym, ordynarnym woźnicą wracającym do domu po całym dniu ciężkiej pracy, Dominik rozumiał, że niewiele więcej może zrobić.

Nigdy się jednak nie wahał, kiedy czuł, że może zrobić coś dobrego. Przy innej okazji, na przykład, mijał starszego, dobrze ubranego człowieka, który przypadkiem upuścił paczkę do rynsztoka. Elegancki starszy dżentelmen zaczął używać mało dżentelmeńskiego języka. Dominik przeraził się bardziej niż przy spotkaniu z prostym człowiekiem. Ten, sądząc z pozorów, powinien wiedzieć, jak się zachować.

Dominik zbliżył się do niego ze swoim zwykłym uśmiechem.

– Przepraszam pana. Czy mógłbym prosić o przysługę?

– Oczywiście, młody człowieku. Co takiego?

– Czy mógłby pan mi wskazać drogę do Oratorium księdza Bosko?

– Pewnie! Posłuchaj teraz uważnie: Pójdziesz prosto aż do bulwaru Królowej Małgorzaty. Potem… – mężczyzna dał mu jasne i dokładne wskazówki, jak dojść do Oratorium.

Kiedy skończył, Dominik spytał znowu:

– Czy mogę pana jeszcze o coś prosić?

– Skoro spełniłem z łatwością twoją pierwszą prośbę, myślę, że mogę spełnić następną. Co tym razem?

– Czy mógłby Pan przestać przeklinać?

– Co? Przestać przeklinać? A niech cię! Kto by pomyślał! – warknął mężczyzna.

Spojrzał na Dominika, wiedząc, że ma prawo czuć się obrażony. Gdyby inny młodociany parweniusz ośmielił się powiedzieć mu coś takiego, wiedziałby, co z nim zrobić. Nie mógł jednak gniewać się na drobnego chłopca, który stał przed nim. Przez chwilę patrzył na Dominika ze zdumieniem, a potem bruzdy wokół jego oczu wygładziły się w uśmiechu.

– No, no, no! – powiedział, tym razem rozbawiony. – Masz całkowitą rację, synku. Naprawdę muszę skończyć z tym okropnym nawykiem przeklinania i… mogę zacząć od zaraz!

cdn.

Peter Lappin

Powyższy tekst jest fragmentem książki Petera Lappina Dominik Savio. Nastoletni święty.

Czytaj więcej z tej książki:

Dominik Savio – Nastoletni święty. Iskry z kuźni

Dominik Savio – Nastoletni święty. Raczej umrzeć niż zgrzeszyć!

Dominik Savio – Nastoletni święty. Przygody na drodze

Dominik Savio – Nastoletni święty. Bohater czy hipokryta?

Dominik Savio – Nastoletni święty. Ubranie dla Boga

Dominik Savio – Nastoletni święty. Duże miasto

Dominik Savio – Nastoletni święty. Tajne rozkazy

Dominik Savio – Nastoletni święty. W służbie Królowej

Dominik Savio – Nastoletni święty. Łowca dusz

Dominik Savio – Nastoletni święty. Na linii ognia

Dominik Savio – Nastoletni święty. Zaraza atakuje

Dominik Savio – Nastoletni święty. Sekret Króla

Dominik Savio – Nastoletni święty. Lśniąca zbroja

Oglądaj ilustracje z tej książki:

Dominik Savio. Nastoletni święty – galeria

Przedruk tekstu jest możliwy jedynie za podaniem klikalnego źródła.

http://rodzinakatolicka.pl/index.php/rodzinadzieciimlodziez/32-dzieciarnia/31512-dominik-savio-nastoletni-wity-owca-dusz

************

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Bolonii – św. Katarzyny. Córka profesora tamtejszego uniwersytetu, wcześnie zdobyła wykształcenie i postąpiła w znajomości spraw duchownych. Wcześnie też przylgnęła do ideałów franciszkańskich. Cieszyła się już wtedy niezwykłymi darami Bożymi. Obdarowana nimi, przepowiedziała podobno upadek Konstantynopola. Przez jakiś czas była mistrzynią nowicjatu, a potem przeoryszą. Przepowiedziała też dokładnie kres swego życia. Zmarła w roku 1463. Kanonizował ją w roku 1712 Klemens XI.

oraz:

świętych męczenników Cyriona i Kandyda (+ ok. 320); św. Grzegorza, biskupa (+ 394); św. Pacjana z Barcelony, biskupa (+ 390)

 

**************************************************************************************************************************************
REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE
********
JEZUICI

#MwD: Niemiłe, a przynoszą prawdę

Andrzej Błędziński SJ

(fot. Thomas Hawk / Foter / CC BY-NC)
Dzisiaj Jezus po raz kolejny zaprasza cię do zrobienia następnego kroku w czterdziestodniowej wędrówce. Spróbuj już teraz przygotować własne serce na spotkanie z Nim.

Dzień powszedni

Łk 4, 24-30 Ściągnij plik MP3 (ikonka) ściągnij plik MP3

Dzisiaj Jezus po raz kolejny zaprasza cię do zrobienia następnego kroku w czterdziestodniowej wędrówce. Spróbuj już teraz przygotować własne serce na spotkanie z Nim.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 4, 24-30
Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: «Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman». Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.

Nazaret jest miejscem, gdzie Jezus dorastał, miał rodzinę i przyjaciół. Po pewnym czasie powraca do rodzinnego miasta, jednak tym razem, aby mówić o Królestwie Bożym. W twoim życiu przyjdzie taki czas, że będziesz musiał wrócić do rodzinnego domu, już jako dojrzały chrześcijanin, i powiedzieć otwarcie o swojej wierze.

“Żaden prorok nie jest mile widziany”. Głoszenie Ewangelii to miedzy innymi mówienie o zerwaniu z grzechem. Nie jest łatwo słuchać o swoich grzechach bądź wadach. Jak reagujesz na słowa, które są dla ciebie niemiłe, a przynoszą ci prawdę? Może to właśnie Bóg przez nie mówi do ciebie.

Nazarejczycy próbowali zabić Jezusa z powodu porównania ich do ludów, które były zamknięte na głos Boga. Zastanów się, czy są takie rzeczy w nauczaniu Kościoła, z którymi się nie zgadasz? Co z nimi robisz? Próbujesz je zrozumieć, czy twardo obstawiasz przy swoim?

Naśladowanie Chrystusa opiera sie na trwaniu przy Nim, w każdym miejscu i czasie. Poproś Jezusa, abyś w tym dniu jeszcze bardziej upodobnił się do Niego.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
**************
DOMINIKANIE

Mleko i miód. Odcinek 11: Trzy dni

Jedenasty odcinek internetowego słuchowiska wielkopostnego MLEKO I MIÓD prowadzonego przez o. Adama Szustaka OP. Po więcej zapraszamy na: www.langustanapalmie.pl.

**************
FRANCISZKANIE

Namrqcenie, odc. 20: 3 płaszczyzny grzechu

franciszkanie.tv

Leszek Łuczkanin OFMConv

Często pada stwierdzenie, że grzech to jest moja prywatna sprawa, nikogo nie powinno to obchodzić.

 

Franciszkańskie rekolekcje na Wielki Post 2014 – NAMRQCENIE. Rekolekcje oglądać można codziennie od 18 lutego do 5 kwietnia 2015 r. na DEON.pl i franciszkanie.tv Tegoroczny cykl prowadzi o. Leszek Łuczkanin OFMConv, Wikariusz Prowincji św. Maksymiliana.

**************
SERCANIE
ks. Michał Olszewski SCJ2015-03-08 12:07

Charyzmat proroctwa (video)

Charyzmat proroctwa (video)

Konferencja wygłoszona przez ks. Michała podczas tegorocznego Ostrołęckiego Spotkania Charyzmatycznego. Podczas niej była mowa również o tym, że czasami są nadużywane dary charyzmatyczne w posługiwaniu we wspólnotach ze względu na brak odpowiedniej formacji, ale i zachęcająca do tego, abyśmy byli prorokami miłości na co dzień. Zapraszamy do wysłuchania konferencji.

Materiał video dzięki TvOdnowa!
http://youtu.be/z4OFoQsy5-E
**************************************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
**********
(fot. shutterstock.com)

Do was, kobiety całego świata,
kieruję moje serdeczne pozdrowienie!

 

1. Do każdej z was, na znak solidarności i wdzięczności, przesyłam ten list w związku ze zbliżającą się IV Światową Konferencją poświęconą Kobiecie, która odbędzie się w Pekinie we wrześniu bieżącego roku.

Pragnę nade wszystko wyrazić szczere uznanie dla Organizacji Narodów Zjednoczonych, która wystąpiła z inicjatywą o tak wielkim znaczeniu. Kościół również zamierza wnieść swój wkład w sprawę obrony godności, roli i praw kobiet, nie tylko poprzez udział oficjalnej Delegacji Stolicy Apostolskiej w obradach w Pekinie, lecz także bezpośrednio przemawiając do serc i umysłów wszystkich kobiet. Niedawno, przy okazji wizyty, jaką Pani Gertruda Mongella, Sekretarz Generalny Konferencji, złożyła mi w związku z tym ważnym spotkaniem, przekazałem na Jej ręce orędzie, w którym zostały zawarte podstawowe punkty nauczania Kościoła na ten temat. Przesłanie to, abstrahując od konkretnej okoliczności, w jakiej powstało, ogarnia szerszą perspektywę rzeczywistości i problemów ogółu kobiet, pragnąc służyć ich sprawie w Kościele i w świecie współczesnym. Z tego powodu poleciłem, aby zostało ono przekazane wszystkim Konferencjom Episkopatów, celem jak najszerszego upowszechnienia.

 

Nawiązując do treści tego dokumentu, pragnę teraz zwrócić się bezpośrednio do każdej kobiety, aby wspólnie zastanowić się nad problemami i perspektywami życia kobiet w naszych czasach, poświęcając szczególną uwagę zasadniczemu tematowi godności i praw kobiet, rozpatrywanych w świetle Słowa Bożego.

 

Punktem wyjścia tego dialogu niech będzie przede wszystkim podziękowanie. Kościół — napisałem w Liście apostolskim Mulieris dignitatem — “pragnie złożyć dzięki Najświętszej Trójcy za «tajemnicę kobiety» i za każdą kobietę — za to, co stanowi odwieczną miarę jej godności kobiecej, za «wielkie dzieła Boże», jakie w niej i przez nią dokonały się w historii ludzkości” (n. 31).

 

2. Podziękowanie Panu Bogu za Jego zamysł określający powołanie i posłannictwo kobiety w świecie, staje się także konkretnym i bezpośrednim podziękowaniem składanym kobietom, każdej kobiecie za to, co przedstawia sobą w życiu ludzkości.

 

Dziękujemy ci, kobieto-matko, która w swym łonie nosisz istotę ludzką w radości i trudzie jedynego doświadczenia, które sprawia, że stajesz się Bożym uśmiechem dla przychodzącego na świat dziecka, przewodniczką dla jego pierwszych kroków, oparciem w okresie dorastania i punktem odniesienia na dalszej drodze życia.

Dziękujemy ci, kobieto-małżonko, która nierozerwalnie łączysz swój los z losem męża, aby poprzez wzajemne obdarowywanie się służyć komunii i życiu.

Dziękujemy ci, kobieto-córko i kobieto-siostro, która wnosisz w dom rodzinny, a następnie w całe życie społeczne bogactwo twej wrażliwości, intuicji, ofiarności i stałości.

Dziękujemy ci, kobieto pracująca zawodowo, zaangażowana we wszystkich dziedzinach życia społecznego, gospodarczego, kulturalnego, artystycznego, politycznego, za niezastąpiony wkład, jaki wnosisz w kształtowanie kultury zdolnej połączyć rozum i uczucie, w życie zawsze otwarte na zmysł “tajemnicy”, w budowanie bardziej ludzkich struktur ekonomicznych i politycznych.

Dziękujemy ci, kobieto konsekrowana, która na wzór największej z kobiet, Matki Chrystusa Słowa Wcielonego, otwierasz się ulegle i wiernie na miłość Bożą, pomagając Kościołowi i całej ludzkości dawać Bogu “oblubieńczą” odpowiedź, wyrażającą się w przedziwnej komunii, w jakiej Bóg pragnie pozostawać ze swoim stworzeniem.

Dziękujemy ci, kobieto, za to, że jesteś kobietą! Zdolnością postrzegania cechującą twą kobiecość wzbogacasz właściwe zrozumienie świata i dajesz wkład w pełną prawdę o związkach między ludźmi.

 

3. Ale — jak wiemy — samo podziękowanie nie wystarczy. Jesteśmy, niestety, spadkobiercami dziejów pełnych uwarunkowań, które we wszystkich czasach i na każdej szerokości geograficznej utrudniały życiową drogę kobiety, zapoznanej w swej godności, pomijanej i niedocenianej, nierzadko spychanej na margines, a wreszcie sprowadzanej do roli niewolnicy. Nie pozwalało jej to być w pełni sobą i pozbawiało całą ludzkość prawdziwych bogactw duchowych. Z pewnością niełatwo ustalić dokładnie odpowiedzialność za ten stan rzeczy, z uwagi na głęboki wpływ wzorców kulturowych, które w ciągu wieków kształtowały mentalność i instytucje. Ale jeśli, zwłaszcza w określonych kontekstach historycznych, obiektywną odpowiedzialność ponieśli również liczni synowie Kościoła, szczerze nad tym ubolewam. Niech to ubolewanie stanie się w całym Kościele bodźcem do odnowy wierności wobec ducha Ewangelii, która właśnie w odniesieniu do kwestii wyzwolenia kobiet spod wszelkich form ucisku i dominacji, głosi zawsze aktualne orędzie płynące z postawy samego Chrystusa. On bowiem, przezwyciężając obowiązujące w kulturze swej epoki wzory, przyjmował wobec niewiast postawę otwartości, szacunku, zrozumienia i serdeczności. W ten sposób czcił w kobiecie ową godność, którą ma ona od początku w planie i miłości Boga. Gdy u schyłku drugiego tysiąclecia patrzymy na Chrystusa, nasuwa się pytanie: w jakiej mierze Jego orędzie zostało przyjęte i urzeczywistnione?

 

Tak, nadeszła pora, by z odwagą, jakiej wymaga pamięć i ze szczerym poczuciem odpowiedzialności popatrzyć na długie dzieje ludzkości, w które kobiety wniosły wkład nie mniejszy niż mężczyźni, a w większości przypadków w warunkach o wiele trudniejszych. Myślę w szczególności o kobietach, które umiłowały kulturę i sztukę oraz im się poświęciły, mimo niesprzyjających warunków, często pozbawione jednakowego dostępu do oświaty, niedoceniane, narażone na niezrozumienie, a nawet na brak uznania ich wkładu intelektualnego. Z rozlicznych dzieł dokonanych przez kobiety w ciągu dziejów, bardzo niewiele, niestety, daje się opisać przy pomocy metod historiografii naukowej. Chociaż czas zatarł wiele materialnych świadectw ich działania, nie sposób nie dostrzec ich błogosławionego wpływu na życie kolejnych pokoleń aż do naszych czasów. Ludzkość zaciągnęła ogromny dług wobec tej “tradycji” kobiecej. Jakże często oceniano kobietę w przeszłości i ocenia się jeszcze dzisiaj bardziej według wyglądu zewnętrznego niż jej zdolności, profesjonalizmu, inteligencji, bogactwa wrażliwości, czyli ostatecznie według jej godności!

 

4. A cóż powiedzieć można o przeszkodach, które w tylu częściach świata nadal nie pozwalają kobietom włączyć się w pełni w życie społeczne, polityczne i gospodarcze? Wystarczy pomyśleć, w jak trudnej sytuacji stawia często kobiety dar macierzyństwa, któremu ludzkość zawdzięcza swoje przetrwanie i który powinien być odpowiednio doceniany. Z pewnością pozostaje wciąż jeszcze wiele do zrobienia, aby kobieta i matka nie była dyskryminowana. Sprawą naglącą jest uzyskanie we wszystkich krajach rzeczywistej równości praw osób, a więc równej płacy za tę samą pracę, opieki nad pracującą matką, możliwości awansu zawodowego, równości małżonków z punktu widzenia prawa rodzinego, oraz uznania tego wszystkiego, co wiąże się z prawami i obowiązkami obywateli w ustroju demokratycznym.

 

Jest to akt sprawiedliwości, ale również pewnej konieczności. Polityka przyszłości będzie wymagała, aby kobieta coraz bardziej uczestniczyła w rozwiązywaniu głównych problemów, takich jak: czas wolny, jakość życia, migracje, usługi socjalne, eutanazja, narkotyki, służba zdrowia i opieka zdrowotna, ekologia itd. We wszystkich tych dziedzinach obecność kobiety będzie bardzo cenna, ponieważ przyczyni się do ukazania sprzeczności społeczeństwa rządzącego się wyłącznie kryteriami wydajności i produktywności oraz każe zmienić te systemy, poddając je procesowi “humanizacji”, która charakteryzuje “cywilizację miłości”.

 

5. Rozpatrując następnie jeden z bardziej delikatnych aspektów w sytuacji kobiety w świecie, jakże nie przypomnieć długiej i pełnej upokorzeń — choć tak często “niewidocznej” — historii nadużyć popełnianych wobec kobiet w dziedzinie seksualnej? Na progu trzeciego milenium nie możemy pozostać w obliczu tego zjawiska bierni i niewrażliwi. Nadszedł czas, by z całą mocą potępić — stwarzając odpowiednie środki obrony prawnej — różne formy przemocy seksualnej, której ofiarą padają często kobiety. W imię poszanowania osoby ludzkiej musimy również demaskować rozpowszechnianie kultury hedonistycznej i komercyjnej, która skłania do nadużyć w dziedzinie seksualnej, wciągając nawet bardzo młode dziewczęta w kręgi moralnego zepsucia i prostytucji.

 

W obliczu takich wypaczeń, na jakież uznanie zasługują natomiast kobiety, które z heroiczną miłością wobec swych dzieci akceptują ciążę będącą następstwem niesprawiedliwości, jaką stanowią akty gwałtu, i to nie tylko wtedy, gdy należą one do okrucieństw, popełnianych podczas wojen, tak częstych jeszcze na świecie, ale także w warunkach dobrobytu i pokoju, przez kulturę permisywizmu hedonistycznego, w której łatwo rodzą się tendencje do agresywnego maskulinizmu. W takich warunkach zanim odpowiedzialnością za decyzję o przerwaniu ciąży — zawsze pozostającą grzechem ciężkim — obarczy się kobiety, trzeba uznać, że winę ponosi tutaj również mężczyzna i współdziałające z nim otoczenie.

 

6. Moje podziękowanie kobietom jest przeto usilnym apelem, aby wszyscy, a w szczególności państwa i organizacje międzynarodowe uczyniły wszystko, co konieczne dla przywrócenia kobietom pełnego poszanowania ich godności i roli. W związku z tym nie mogę nie wyrazić mego podziwu dla kobiet dobrej woli, które poświęciły się obronie swojej kobiecej godności, walcząc o podstawowe prawa społeczne, ekonomiczne i polityczne i które podjęły tę odważną inicjatywę w okresie, gdy ich zaangażowanie było uważane za wykroczenie, oznakę braku kobiecości, objaw ekshibicjonizmu, a nawet grzech!

 

Patrząc na tę długą drogę wiodącą do wyzwolenia kobiety, można powiedzieć — jak napisałem w tegorocznym Orędziu na Światowy Dzień Pokoju — że “był to proces trudny i złożony, czasem nie wolny od błędów, ale zasadniczo pozytywny, choć do dziś nie zakończony z powodu licznych przeszkód, które w różnych częściach świata nie pozwalają na pełne uznanie i docenienie szczególnej godności kobiety, oraz na zapewnienie jej należnego szacunku” (n. 4).

 

Trzeba w tym kierunku iść dalej! Jestem jednak przekonany, że sekret szybkiego pokonania drogi dzielącej nas od pełnego poszanowania tożsamości kobiety nie polega jedynie na ujawnieniu, choć jest to konieczne, dyskryminacji i niesprawiedliwości, ale również i nade wszystko na opracowaniu konkretnego i światłego programu rozwoju, obejmującego wszystkie dziedziny życia kobiet, u którego podstaw leży uświadomienie sobie przez wszystkich na nowo godności kobiety. Do jej uznania, pomimo wielorakich uwarunkowań historycznych, wiedzie nas sam rozum, odczytujący prawo Boże wpisane w serce każdego człowieka. Nade wszystko jednak samo Słowo Boże pozwala nam odkryć podstawowe uzasadnienia antropologiczne godności kobiety, zawarte w zamyśle Bożym.

 

7. Pozwólcie zatem, drogie Siostry, bym wspólnie z wami jeszcze raz rozważył wspaniałą kartę biblijną, która opisuje stworzenie człowieka i która tak wiele mówi o waszej godności i o waszym posłannictwie w świecie.

Księga Rodzaju mówi o stworzeniu w sposób zwięzły, językiem poetycznym i symbolicznym, ale głęboko prawdziwym: “Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27).

 

Ten stwórczy akt Boga rozwija się według ścisłego planu. Przede wszystkim powiedziane jest, że człowiek został stworzony “na obraz i podobieństwo Boże” (por. Rdz 1,26), które to określenie wyjaśnia od razu specyficzność człowieka w całokształcie dzieła stworzenia.

 

Powiedziane jest następnie, że człowiek od początku został stworzony jako “mężczyzna i niewiasta” (por. Rdz 1,27). Pismo Święte samo wyjaśnia ten przekaz: mężczyzna, chociaż był otoczony przez niezliczone stworzenia świata widzialnego, zdaje sobie sprawę, że jest sam (por. Rdz 2,20). Bóg pomaga wówczas człowiekowi wyjść z sytuacji osamotnienia: “Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam: uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc” (Rdz 2,18). W stworzenie kobiety została więc wpisana od początku zasada pomocy: pomocy — należy to podkreślić — która nie ma być jednostronna, ale wzajemna. Kobieta jest dopełnieniem mężczyzny, tak jak mężczyzna jest dopełnieniem kobiety: kobieta i mężczyzna są komplementarni. Kobiecość realizuje “człowieczeństwo” w takim samym stopniu jak męskość, ale w sposób odmienny i komplementarny.

 

Kiedy Księga Rodzaju mówi o “pomocy”, chodzi tutaj nie tylko o pomoc w zakresie działania, ale także w zakresie bycia. Kobiecość i męskość są komplementarne nie tylko z punktu widzenia fizycznego i psychicznego, ale ontycznego. Tylko dzięki łasce tej dwoistości elementu “męskiego” i “kobiecego”, człowieczeństwo realizuje się w pełni.

 

8. Stworzywszy człowieka mężczyzną i niewiastą, Bóg powiedział do obojga: “zaludniajcie ziemię i czyńcie ją sobie poddaną” (por. Rdz 1,28). Nie tylko dał im moc rodzenia w celu przedłużania w czasie rodzaju ludzkiego, ale równocześnie zadał im tę ziemię poddając pod ich odpowiedzialne zarządzanie jej bogactwa. Człowiek, istota rozumna i wolna, został posłany, by przeobrażać oblicze ziemi. Za wypełnienie tego zadania, które jest w zasadniczej mierze dziełem kultury, mają od początku jednakową odpowiedzialność zarówno mężczyzna jak i kobieta. We wspólnocie małżeńskiej i w przekazywaniu życia, we wspólnym zadaniu panowania nad ziemią i czynienia jej sobie poddaną, między kobietą i mężczyzną nie ma statycznej i homologicznej równości, lecz nie ma też między nimi zasadniczej różnicy, która prowadziłaby nieuchronnie do konfliktu. Relacją bardziej naturalną, odpowiadającą zamysłowi Bożemu jest “jedność dwojga”, albo “dwoistość”, co pozwala każdemu z nich odczuwać międzyosobowe i wzajemne odniesienie jako dar, który wzbogaca i czyni odpowiedzialnym.

 

Tej “jedności dwojga” Bóg powierzył nie tylko dzieło przekazywania życia i tworzenia rodziny, ale także zadanie budowania dziejów. Jeśli podczas Międzynarodowego Roku Rodziny, obchodzonego w 1994 roku, uwaga nasza skoncentrowała się na kobiecie jako matce, to Konferencja w Pekinie stanowi szczególną okazję, aby na nowo zdać sobie sprawę z wielostronnego wkładu kobiety w życie całych społeczeństw i narodów. Jest to wkład natury przede wszystkim duchowej i kulturowej, ale także społeczno-politycznej i ekonomicznej. Jakże wiele zawdzięczają kobiecie różne dziedziny życia społecznego i państwowego, kultury narodowe oraz cały postęp ogólnoludzki!

 

9. Postęp ocenia się zwykle według kategorii naukowych i technicznych, i także w tych dziedzinach nie brak wkładu kobiet. Jednakże nie jest to jedyny wymiar postępu, a tym bardziej nie jest to wymiar zasadniczy. Ważniejszy od niego jest wymiar społeczno-etyczny, który bierze pod uwagę odniesienia międzyosobowe i zalety ducha. Społeczeństwo najwięcej zawdzięcza “geniuszowi kobiety” właśnie w tym wymiarze, który bardzo często urzeczywistnia się bez rozgłosu, w codziennych relacjach międzyosobowych, a szczególnie w życiu rodziny.

 

Chciałbym w związku z tym wyrazić szczególną wdzięczność kobietom, które trudzą się w różnych dziedzinach wychowania: w przedszkolach, szkołach, uniwersytetach, domach opieki, parafiach, stowarzyszeniach i ruchach. Wszędzie tam, gdzie potrzebna jest praca formacyjna, kobiety wykazują ogromną gotowość do poświęcania się, szczególnie na rzecz najsłabszych i bezbronnych. Poprzez taką służbę urzeczywistniają one tę formę macierzyństwa afektywnego, kulturowego i duchowego, które ze względu na wpływ jaki wywiera na rozwój osoby oraz na przyszłość społeczeństwa, ma nieocenioną wartość. Jakże nie wspomnieć tu świadectwa tak wielu kobiet katolickich i zgromadzeń zakonnych żeńskich na różnych kontynentach, dla których wychowanie, szczególnie dzieci, stało się służbą najważniejszą? Jakże nie patrzeć z wdzięcznością na te wszystkie kobiety, które pracowały i nadal pracują w służbie zdrowia, nie tylko w dobrze zorganizowanych placówkach sanitarnych, ale często w trudnych warunkach w najuboższych krajach świata, dając świadectwo oddania, które nierzadko graniczy z męczeństwem?

 

10. Wyrażam zatem życzenie, drogie Siostry, aby temat “geniuszu kobiety” był rozważany ze szczególną uwagą nie tylko po to, by rozpoznać w nim ślady Bożego zamysłu, który winien być przyjęty z szacunkiem, ale także po to, by poświęcono mu więcej miejsca w życiu społecznym i kościelnym. Ten właśnie temat, który został już poruszony w związku z Rokiem Maryjnym, miałem okazję rozważyć szeroko we wspomnianym Liście apostolskim Mulieris dignitatem, ogłoszonym w 1988 roku. W bieżącym roku, do tradycyjnego Listu do kapłanów na Wielki Czwartek, dołączyłem właśnie dokument Mulieris dignitatem, aby ukazać, jak ważną rolę w życiu kapłana spełnia kobieta jako matka, jako siostra i jako współpracownica w dziełach apostolatu. Jest to inna jeszcze — różniąca się od małżeńskiej, ale również ważna — forma owej “pomocy”, którą kobieta, jak mówi Księga Rodzaju, winna nieść mężczyźnie.

Najpełniejszy wyraz “geniuszu kobiecego” Kościół widzi w Maryi i znajduje w Niej źródło nieustannego natchnienia. Maryja nazwała siebie “służebnicą Pańską” (por. Łk 1,38). Poprzez posłuszeństwo Słowu Bożemu przyjęła uprzywilejowane powołanie — wcale niełatwe — małżonki i matki rodziny z Nazaretu. Oddając się na służbę Bogu, oddała się także na służbę ludzi: służbę miłości. Właśnie ta służba pozwoliła Jej przeżyć doświadczenie tajemniczego, ale prawdziwego “królowania”. Nie przez przypadek jest wzywana jako “Królowa nieba i ziemi”. Nazywa Ją tak cała wspólnota wierzących, jest też nazywana “Królową” przez wiele narodów i ludów. To “królowanie” Maryi jest służeniem! To Jej służenie jest “królowaniem”!

 

W ten sposób powinna być rozumiana władza tak w rodzinie, jak w społeczeństwie i w Kościele. “Królowanie” jest objawieniem zasadniczego powołania człowieka, stworzonego na “obraz” Tego, który jest Panem nieba i ziemi, i wezwanego, aby być w Chrystusie Jego przybranym synem. Człowiek jest jedynym na ziemi stworzeniem “którego Bóg chciał dla niego samego”, jak naucza Sobór Watykański II, dodając znamienne słowa, że człowiek “nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego” (Gaudium et spes, 24).

 

Na tym też polega macierzyńskie “królowanie” Maryi. Stawszy się całkowicie darem dla swojego Syna, staje się także darem dla synów i córek całego rodzaju ludzkiego, budząc najgłębsze zaufanie każdego, kto pragnie być prowadzony przez Nią po trudnych drogach życia ziemskiego do ostatecznego celu. Ten cel ostateczny osiąga każdy poprzez różne etapy własnego powołania, poprzez cele doczesne, które są udziałem tak mężczyzny, jak i kobiety.

 

11. Jeśli to “służenie” urzeczywistnia się w sposób wolny, z wzajemnością i miłością, jeśli wyraża prawdziwą “królewskość” osoby ludzkiej — to dopuszczalne jest, bez negatywnych konsekwencji dla kobiety, także pewne zróżnicowanie zadań, pod warunkiem, że nie jest ono narzucone, ale wypływa ze specyfiki bycia mężczyzną i kobietą. Jest to kwestia, która ma szczególne znaczenie także wewnątrz Kościoła. Jeśli Chrystus — na mocy wolnej i niezależnej decyzji, wyraźnie poświadczonej przez Ewangelię i nieprzerwaną tradycję kościelną — zawierzył tylko mężczyznom zadanie, aby byli Jego “ikoną” jako “pasterza” i “oblubieńca” Kościoła poprzez kapłaństwo służebne, to fakt ten w niczym nie umniejsza roli kobiety ani innych członków Kościoła, którzy nie zostali wezwani do pełnienia tej świętej posługi, wszyscy bowiem zostali w tej samej mierze obdarzeni godnością wypływającą z “kapłaństwa powszechnego”, zakorzenionego w sakramencie Chrztu. Tego zróżnicowania zadań nie należy jednak interpretować w świetle norm regulujących funkcjonowanie społeczności ludzkiej, lecz według kryteriów właściwych ekonomii sakramentalnej; to znaczy ekonomii “znaków”, które Bóg wybrał w sposób wolny, aby ukazać “swą obecność” wśród ludzi.

 

Zresztą, właśnie w tej ekonomii znaków, chociaż poza rzeczywistością sakramentalną, niemałe znaczenie posiada “kobiecość” przeżywana na wzór Maryi. W tej bowiem “kobiecości” kobiety wierzącej, a w szczególności “konsekrowanej”, zawiera się pewien rodzaj immanentnego “profetyzmu” (por. Mulieris dignitatem, 29), pełen szczególnej wymowy symbolizm, można by powiedzieć, bardzo wyraźny charakter “ikony”, która urzeczywistnia się w pełni w Maryi i jasno ukazuje samą istotę Kościoła jako wspólnoty poświęconej bez reszty — jak serce “dziewicze” — by być “oblubienicą” Chrystusa i “matką” wierzących. W świetle tej komplementarności “ikonicznej” ról mężczyzny i kobiety, uwidoczniają się lepiej dwa nieodłączne wymiary Kościoła: zasada “maryjna” i “apostolsko-Piotrowa” (por. tamże, 27). Z drugiej strony, jak przypomniałem kapłanom we wspomnianym Liście na Wielki Czwartek tego roku, kapłaństwo służebne w zamyśle Bożym “nie jest władaniem, lecz służbą” (n. 7). Naglącym zadaniem Kościoła, w jego codziennym odnawianiu się w świetle Słowa Bożego, jest coraz wyraźniejsze ukazywanie tej prawdy zarówno poprzez rozwijanie ducha wspólnoty i wszystkich kościelnych form uczestnictwa, jak też przez poszanowanie i docenianie wartości niezliczonych charyzmatów indywidualnych i wspólnotowych, wzbudzanych przez Ducha Świętego, aby przyczyniały się do budowania wspólnoty chrześcijańskiej i służyły ludziom.

 

W tym szerokim kontekście służby, Kościół — pomimo wielu uwarunkowań — na przestrzeni dwóch tysięcy lat swej historii, poznał w pełni “geniusz kobiety” dzięki wielkim postaciom kobiet, które wywarły istotny i dobroczynny wpływ na swoje czasy. Mam na myśli długi orszak męczennic, świętych kobiet, wielkich mistyczek. Myślę w szczególny sposób o świętej Katarzynie ze Sieny i o świętej Teresie z Avili, której papież Paweł VI przyznał tytuł Doktora Kościoła. A jakże nie wspomnieć również tych kobiet, które kierując się duchem wiary, stworzyły dzieła o niezwykłej doniosłości społecznej, zwłaszcza w zakresie służby najuboższym? Z pewnością w przyszłości Kościoła trzeciego milenium nie zabraknie nowych i wspaniałych przykładów “geniuszu kobiety”.

 

12. Drogie Siostry, widzicie zatem, jak bardzo pragnie Kościół, aby najbliższa Konferencja w Pekinie, ukazała pełną prawdę o kobiecie. Trzeba, aby w sposób wszechstronny ukazała “geniusz kobiety” i to nie tylko na przykładzie wielkich i znanych kobiet z przeszłości lub nam współczesnych, ale także tych zwyczajnych, prostych, które wykorzystują swe kobiece talenty dla dobra innych w życiu codziennym. Kobieta bowiem, właśnie poprzez poświęcanie się dla innych każdego dnia wyraża głębokie powołanie swego życia. Być może bardziej jeszcze niż mężczyzna widzi człowieka, ponieważ widzi go sercem. Widzi go niezależnie od różnych układów ideologicznych czy politycznych. Widzi go w jego wielkości i w jego ograniczeniach, i stara się wyjść mu naprzeciw, oraz przyjść mu z pomocą. W ten sposób urzeczywistnia się w dziejach ludzkości podstawowy zamysł Stwórcy i na różne sposoby nieustannie ukazuje piękno — nie tylko fizyczne, ale nade wszystko duchowe, jakim Bóg obdarzył od początku człowieka, a w szczególności kobietę.

 

Zawierzam Panu w modlitwie owoce tego ważnego spotkania w Pekinie. Niech rok bieżący będzie dla wspólnot kościelnych okazją do szczególnego dziękczynienia Stwórcy i odkupiciela świata za dar tak wielkiego dobra, jakim jest kobiecość, która w różnych formach stanowi podstawowe dziedzictwo ludzkości i Kościoła.

 

Maryjo, Królowo miłości, czuwaj nad kobietami i nad ich posłannictwem w służbie ludzkości i pokojowi oraz w dziele szerzenia królestwa Bożego!

Z moim Błogosławieństwem Apostolskim.

 

W Watykanie, dnia 29 czerwca 1995 roku, w uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła.

 

 

 

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/jan-pawel-ii/listyjanapawaii/art,16,do-kobiet.html

*********

Stado 38 milionów baranów?

Stado 38 milionów baranów?

Andrzej Macura

Politycy łatwo zapominają dzięki komu zajmują swoje stanowiska. Koniecznie trzeba im to przypomnieć.

Sejm miał zająć się obywatelskim projektem dotyczącym nowelizacji ustawy o systemie oświaty. Chodziło głównie o większa swobodę rodziców w decydowaniu, czy poślą do szkoły sześcio- czy jednak siedmiolatka. I zajął się. Odrzucił projekt podczas pierwszego czytania. Minęło już parę dni. Ale z dystansu już lepiej widać, co się stało.

Za odrzuceniem była głównie rządząca koalicja, za zajęciem się sprawą większość opozycji. Moim zdaniem to skandal. Nie, nie dlatego, że rządzący nie przyjęli obywatelskich propozycji. Chodzi o to, że nawet nie chciało im się udawać, że taką obywatelską inicjatywę cenią.  Mogli przecież popracować nad projektem w komisji, a potem, „po głębokim namyśle” odrzucić, nie? To zwyczajna arogancja. Buta rządzących już dawno przestała dbać choćby o pozory.

Platforma po raz już któryś tam tylko z nazwy okazała się „obywatelska”. Podobny projekt w podobnym stylu odrzuciła już po raz trzec. Nieważne dla jej polityków okazały się podpisy kilkuset tysięcy obywateli. Widać już wyraźnie, że to ugrupowanie kolesi, któremu obywatele potrzebni są tylko podczas wyborów.

Smaczku całej sprawie dodał jeden z posłów koalicyjnego PSL, gdy przyznał, że wcale nie chodziło o projekt, ale tylko o to, żeby nie poprzeć PiS. Powiem szczerze: mnie partyjne przepychanki interesują  o tyle, że napawają mnie obrzydzeniem. Mogą się politycy zachowywać jak małe dzieci w piaskownicy i obrzucać inwektywami ile wlezie, ich sprawa. Już się nauczyłem wyłączać kiedy widzą takie akcje. Ale głosowanie przeciw obywatelskiemu projektowi dlatego, że popiera go PiS jest żenujące. Tacy ludzie nigdy nie powinni być niczyimi przedstawicielami. Nawet w szkolnych komitetach rodzicielskich. Bo reprezentują tylko siebie i swoich partyjnych kolegów zupełnie zapominając, że przecież wybrano ich po to, by dbali o nasze wspólne dobro.

Przy okazji warto przypomnieć: niedawno rządzący utrzymali na dotychczasowym poziomie kwotę wolna od podatku. Znacznie niższą niż wynosi w Polsce nie tylko tzw. minimum socjalne, ale i tzw. minimum egzystencji. Podatki muszą więc płacić i ci, którzy ledwie potrafią wyżyć. Za to utrzymano  na kolejny, 2016 rok, podwyższone na początku tej dekady stawki VAT. To wszystko wyraz troski o obywateli? Wolne żarty. Chodzi tylko o to, żeby móc być dobrym wujkiem, który komu trzeba sypnie groszem. Przecież od podatków pieniędzy w społeczeństwie nie przybywa, tylko kto inny niż sam zarabiający decyduje kto je dostanie.

Jeśli piszę o tym na portalu, który zasadniczo porusza kwestie wiary i religijności to nie dlatego, że uprawiam politykę. Upominam się o szacunek dla obywateli, o zwykłą uczciwość, która każe szanować wkład każdego człowieka w dobro wspólne. Póki co rządzący, wzorem syna jednego z partyjnych notabli z czasów PRL, uważają że jesteśmy przynoszącym niezłe dochody stadem 38 milionów baranów.

 

PS. Przy okazji polecamy nasz cykl dotyczący katolickiej nauki społecznej: Dla dobra naprawdę wspólnego

http://kosciol.wiara.pl/Dla_dobra_wspolnego

http://kosciol.wiara.pl/doc/2381228.Stado-38-milionow-baranow

********

ks. Antoni Klupczyński
Zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu
Przewodnik Katolicki

W procesie nawrócenia zadośćuczynienie – jako gest ujawniający się na zewnątrz w postaci modlitwy i naprawienia zła – jest środkiem podtrzymującym i rozwijającym życie podniesionego z upadku człowieka.
Podejmowaniu przemiany życia duchowego towarzyszyć musi zawsze podstawowa prawda, że Bóg nie chce śmierci grzesznika, ale żeby się nawrócił i miał życie. W procesie nawrócenia zadośćuczynienie jako ostatni, piąty warunek dobrej spowiedzi św. jest po to właśnie, aby czyniący pokutę miał życie. Skoro nawrócenie (metanoia) oznacza zgodę na przemianę, która ma skierować ku Bogu, to właśnie zadośćuczynienie-pokuta jako gest ujawniający się na zewnątrz w postaci modlitwy i naprawienia zła jest środkiem podtrzymującym i rozwijającym życie podniesionego z upadku człowieka.
Leczenie ran
Ten, kto podejmuje zadośćuczynienie, jest trochę podobny do leżącego w szpitalu osłabionego pacjenta. Przyczyna stanu zapalnego w organizmie została chirurgicznie usunięta. Ale operacja pozostawiła w jego ciele skutki w postaci osłabienia. Zakłóciła sprawność ciała. Pacjent potrzebuje czasu, środków medycznych, opieki innych, aby mógł wrócić do pełni sił. Coś podobnego dzieje się w organizmie duchowym: grzech jako przyczyna stanu zapalnego został usunięty (wyznanie grzechu i rozgrzeszenie), ale organizm duchowy został zakłócony. Zamęt spowodowany przez grzech nie został usunięty. Powrót do pełni sił, do zdrowia duszy jest jednak procesem wymagającym i długim. Leczenie ran duchowych, naprawienie błędów, można określić jako rodzaj „Bożej kliniki”, która posługując się lekarstwem pokuty przywraca równowagę i harmonię zaburzoną przez grzech. Pomaga zmienić kierunek postępowania, które wymaga ofiary i współdziałania.
W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Wiele grzechów przynosi szkodę bliźniemu. Należy uczynić wszystko co możliwe, aby ją naprawić (na przykład: oddać rzeczy ukradzione, przywrócić dobrą sławę temu, kto został oczerniony, wynagrodzić krzywdy). Wymaga tego zwyczajna sprawiedliwość” (1459). A zatem zadośćuczynienie to wymagająca klinika, w której akt religijny, jakim jest modlitwa, domaga się również zaangażowania praktycznego, czasami radykalnego, wymagającego przezwyciężania siebie, powodującego zmianę myślenia. Taka kuracja Boża, która niekiedy trwa całe życie, może się udać tylko wtedy, kiedy zostanie usunięty lęk.
Autentyczność pokuty – miłość
Owocem spowiedzi św. jest łaska uświęcająca, tzn. miłość. Każda spowiedź uzdalnia nas do większej miłości. Doświadczając odpuszczenia grzechów, łatwiej odpuszczamy naszym winowajcom. Miłość Chrystusa czyni w nas więcej miejsca do czynienia dobra: komu wiele wybaczono, ten wiele ukochał. Chodzi o to, aby przyzwolić na działanie w nas Jezusa. Wówczas pokuta chrześcijańska będzie autentyczna, gdy będzie wypływała z miłości, a nie z lęku i „gdy będzie polegała na poważnym wysiłku ukrzyżowania «starego człowieka», aby mógł się narodzić «nowy» za sprawą Chrystusa” (bł. Jan Paweł II, Reconciliatio et penitentia 26). Tak rozpoznana pokuta jest naśladowaniem Chrystusa, którego całe ziemskie życie – naznaczone wyrzeczeniem, które nie zaprawiało goryczą Jego usposobienia – było drogą zadośćuczynienia za nasz grzech.
Praca nad przywracaniem otrzymanego od Boga w raju ładu stwórczego domaga się podjęcia konkretnych kroków: przyjęcia pokuty – modlitwy, dzieł miłosierdzia, służby bliźniemu, dobrowolnego wyrzeczenia, cierpliwej akceptacji krzyża – którą nałożył na nas spowiednik jako zaproszenia Jezusa na drogę naszego życia pokutnego, czyli naprawiania błędów. W procesie leczenia ran duchowych nie bez znaczenia jest również regularna spowiedź i stały spowiednik.
Uwzględnienie tych podstawowych zasad pokutnych nie ma na celu wyobcowania nas z życia czy ucieczki od codzienności. Chodzi tu jedynie o to, aby podejść do swego życia jako daru i zadania realizowanego z miłości do Boga i bliźniego. Życia, które zostało wybawione przez Jezusa Chrystusa od pozorów i chaosu.
Nie zmarnować drogocennej krwi Chrystusa
Stosunek do życia pokutnego niektórych chrześcijan charakteryzuje się zniechęceniem. Powiadają, że brak zauważalnych postępów w pracy nad życiem duchowym, powtarzanie ciągle tych samych potknięć i grzechów odejmuje chęć pójścia do spowiedzi i pracy nad sobą. Popadają w irytację duchową, gdyż zapominają, że z leczeniem ran duchowych jest podobnie jak z gojeniem się ran cielesnych, które wymagają nie raz i nie dwa wymiany leczniczego plastra. Podobnie jak zabrudzone ręce czy twarz myjemy kilka razy w ciągu dnia – w przeciwnym razie brud doprowadziłby do infekcji organizmu. W dziedzinie życia duchowego mamy często do czynienia z lękiem przed zmianą życia i ucieczką przed prawdą. Choć człowiek zdaje sobie sprawę, że jego życie jest jałowe, poranione i chaotyczne, brakuje mu jeszcze odwagi przeciwstawienia możliwościom świata możliwości duchowych. I nie chce pokutować.
Św. Piotr w swoim Pierwszym Liście pisze o życiu w Chrystusie (por. 3, 16). Uczeń Chrystusa żyje w obliczu Boga. Żyje świadomością uwolnienia przez Chrystusa do nowego życia: „Wiecie bowiem, że z waszego, oddziedziczonego po przodkach, złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy” (1 P 1, 18n.). Chrystus wyzwolił nas od pustki, chaosu i bezsensowności życia odziedziczonego po przodkach. Żyjąc w Chrystusie, nie pozwalamy kierować sobą światu. Lęk nie może być motorem rozwoju. Zostaliśmy wyzwoleni od życia w nieświadomości (por. 1 P 1, 14), od błądzenia (2, 25) i od ciemności (2, 9).
Chrześcijanin podejmuje akty pokutne, aby nie zmarnować drogocennej krwi Chrystusa. Jest odpowiedzialny za życie otrzymane od Boga. Drogocenna krew przelana na krzyżu otwarła dla niego nowe możliwości – życia w bliskiej miłości Boga, która umożliwia przywrócenie rajskiej harmonii z sobą samym i z bliźnim. Chrystus wyzwolił nas do życia rzeczywistego, oczyszczonego z zamętu. W służbie takiemu życiu jest pokuta sakramentalna udzielona przez spowiednika.

ks. Antoni Klupczyński
Przewodnik Katolicki 14/2014

http://www.katolik.pl/zadoscuczynienie-bogu-i-blizniemu,24655,416,cz.html
*********
*************************************************************************************************************************************
CHRZEŚCIJANIE A RZECZYWISTOŚĆ
**********
Niezwykle kontrowersyjny artykuł, ale go zamieszczam, bo …….

KIK O. Rydzyka

Polskie Radio Program 1

Grzegorz Dobroczyński SJ

(fot. Alexandre Dulaunoy / flickr.com / CC BY-SA 2.0)

Nakładem IPN-u ukazała się właśnie monografia pod redakcją Konrada Białeckiego, “Kluby Inteligencji Katolickiej jako przestrzeń działań niezależnych w latach osiemdziesiątych XX wieku”. Publikacja uzupełnia dokumentację ważnego ruchu społecznego katolickiego laikatu w Polsce. Dotąd wydane były monografie na temat KIK-u warszawskiego, “Oaza na Kopernika, Andrzeja Friszke (Warszawa 1997)  oraz toruńskiego: “Oaza Na Mostowej”, Michała Białkowskiego (Toruń 2008). Chociaż opracowanie K. Białeckiego dokumentuje  działalność jedynie 15 z ponad kilkudziesięciu klubów, ukazuje różnorodność zjawiska, jako aktywizacji inteligencji katolickiej, zarówno w wielkomiejskich jak i mniejszych ośrodkach, jak np. Piła, Krosno czy Szczecinek.

 

Po  książkę sięgnąłem po lekturze lutowego Tygodnika Powszechnego (5/3421, 1.02.15), gdzie ks. Adam Boniecki i prof. Władysław Stróżewski reflektują  na temat inteligencji katolickiej: jej dziejów, współczesnym obrazie i zadaniach. Do początków XX w. rysem inteligenckim był religijny sceptycyzm i antyklerykalizm. Lata międzywojenne zrodziły nową formację elit katolickich. Z tej tradycji, w PRL-u, po odwilży 1956 r. wyłoniły się środowiska KIK-ów.  Inteligencja katolicka była już na tyle znacząca, że reżim pogodził się z jej istnieniem, starając się ją jednak poróżnić i wewnętrznie, i z Episkopatem. W wolnej Polsce, po przemianach w samych środowiskach jak i w  nowym kontekście społeczno-eklezjalnym,  nadal aktualne i fundamentalne jest powołanie katolickich elit intelektualnych do “posługi myślenia” (Jan Paweł II, przemówienie na spotkaniu z okazji 600-lecia Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w dniu 8 czerwca 1997 roku w kościele św. Anny w Krakowie).
Stereotypowe  rozróżnienia publicystyczne “kościoła łagiewnickiego i toruńskiego” wyglądają  dziwnie w kontekście opisanych w cytowanej  książce  początków KIK-u w Szczecinku.
Wyłonił się on z grupy młodych ludzi związanych z parafią pw. Ducha Św, prowadzonej przez oo. Redemptorystów. Ich katechetą i wychowawcą był O. Tadeusz Rydzyk. Pierwszy prezes tamtejszego KIK-u, Antoni Troiński w swoich wspomnieniach podkreśla, że to właśnie O. Rydzyk zaproponował, by w tym mieście powstał Klub. On też został pierwszym jego kapelanem. Wzorcowy statut przekazał klubowi Tadeusz Mazowiecki, żartując przy tym przekornie: “Gdzie wy w Szczecinku będziecie szukać inteligencji?” Zebranie założycielskie  miało miejsce 12 kwietnia 1981 r. Po zawieszeniu w stanie wojennym, KIK w Szczecinku kontynuował swą ścisłą współpracę ze środowiskami inteligencji katolickiej w całej Polsce, goszcząc  najbardziej znanych działaczy, m.in. Józefę Hennelowa, Halinę Bortnowską, Jana Turnaua, Andrzeja Friszke. Organizowano Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, spotkania formacyjne i modlitewne oraz pielgrzymki. Obchodzono patriotyczne rocznice.
Dzisiaj, niestety, klub szczecinecki,  już nie działa. Jednak jego udokumentowana historia ukazuje, jak ważna społecznie i dla dobra Kościoła jest współpraca intelektualnych elit z dużych ośrodków z lokalnymi inicjatywami, jak niezbędny jest dialog różnych środowisk katolickich.

 

 

——————————————————–
Felietony Grzegorza Dobroczyńskiego SJ można usłyszeć w każdą niedzielę w programie Familijna Jedynka w Programie 1 Polskiego Radia.
Grzegorz Dobroczyński SJ – doktor teologii, analityk mediów, od 1991 r. stały współpracownik redakcji katolickich w Polskim Radiu (4 lata jako red. nacz.) i TVP, komentator pielgrzymek Jana Pawła II od 1983 roku (współpraca z ZDF w czasie drugiej pielgrzymki do Polski), obecnie nauczyciel religii w Gimnazjum i Liceum Akademickim w Toruniu.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,1936,kik-o-rydzyka.html
*********

Dla dobra naprawdę wspólnego

dodane 2015-01-29 10:20

Wiara.pl

Jak po chrześcijańsku widzieć, oceniać rzeczywistość wokół nas i jak działać? O tym mówimy w nowym cyklu na portalu wiara.pl.

Dla dobra naprawdę wspólnego   Henryk Przondziono /Foto Gość Jak po chrześcijańsku widzieć, oceniać rzeczywistość wokół nas i jak działać?

Katolicka nauka społeczna stawia sobie trzy zadania: by po chrześcijańsku widzieć, po chrześcijańsku oceniać i po chrześcijańsku działać. W tym chrześcijańskim spojrzeniu na otaczającą nas rzeczywistość chcemy naszym Czytelnikom pomóc rozpoczynając tym tekstem w naszym portalu cykl poświęcony podstawom katolickiej nauki społecznej.

Spis działów:

Podstawy

Rodzina

Naród i inne wspólnoty

Państwo

http://kosciol.wiara.pl/Dla_dobra_wspolnego

*************************************************************************************************************************************

O autorze: Judyta