Juliusz SŁOWACKI 1809 – 1849
Prof. dr hab. Anna Kubale
Poeta, dramatopisarz, epistolograf, twórca filozofii genezyjskiej. Zaliczany do grona tak zwanych “trzech wieszczów romantycznych” (wraz z Adamem Mickiewiczem i Zygmuntem Krasińskim). W jego różnorodnej tematycznie i gatunkowo twórczości romantyzm polski osiągnął swe apogeum.
Urodził się w Krzemieńcu na Wołyniu, wzrastał i studiował w Wilnie. Wcześnie osierocony przez ojca – literata, nauczyciela wymowy w Gimnazjum Krzemienieckim, profesora literatury Uniwersytetu Wileńskiego – pozostawał pod wpływem matki, późniejszej adresatki najcenniejszego bloku listów do niej pisanych. Jej sentymentalna wrażliwość nie pozostała bez wpływu na najwcześniejszą twórczość syna: przekłady z Alphonse`a de Lamartine`a i z Thomasa Moore`a (Melodie irlandzkie) oraz własne w sentymentalnym stylu pisane wiersze. Słowacki wychowany w środowisku elity inteligenckiej i intelektualnej był ogromnie przywiązany do szlacheckiej genealogii swej rodziny, czemu wielokrotnie dawał wyraz w twórczości.
Na początku 1829 roku wyjechał do Warszawy, gdzie pracował jako aplikant w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. Jako jedyny z wielkich poetów romantycznych był przez pewien czas obserwatorem powstania listopadowego. Napisał trzy patriotyczne wiersze zagrzewające do boju, dzięki którym na krótko zyskał popularność. Jeszcze w czasie powstania wyjechał z misją dyplomatyczną do Londynu, po jej wypełnieniu osiedlił się w Paryżu. Tutaj, w 1832 roku, wydał dwutomowy zbiór młodzieńczych utworów z okresu warszawskiego (Poezje). Daleko odszedł w nich od sentymentalnych stylizacji w stronę byronicznej powieści poetyckiej (m. in. Hugo, Jan Bielecki, Mnich, Arab) oraz ku nawiązującym do Szekspira dramatom (Mindowe, Maria Stuart). W utworach z warszawskiego okresu pokazywał świat przeżyć wybitnych jednostek: skłócenie ze światem i zamknięcie w kręgu problemów własnego wnętrza, problematykę zemstę, zdrady, występku – romantycznego „bólu istnienia”.
Niechęć paryskiego środowiska emigracji polistopadowej – wywołana publikacją Poezji – na wiele lat negatywnie określiła odbiór twórczości Słowackiego. Po upadku powstania listopadowego nie do zaakceptowania okazał się proponowany przez poetę indywidualistyczny model romantyzmu. Nie Słowacki, lecz Mickiewicz, z wydaną w tym samym 1832 roku Dziadów częścią III, trafiał w horyzont oczekiwań wychodźców, żyjących problemami powstańczej klęski i emigracyjnego losu. Krytykowany i osamotniony Słowacki krótko po wydaniu Poezji wyjeżdża do Genewy, zapoczątkowując tym wyjazdem kilkuletni okres podróży do: Rzymu i Neapolu, Grecji, Egiptu, Palestyny (1836 – 1837). Dopiero z końcem 1838 roku powróci przez Florencję do Paryża, by pozostać tu już do końca życia.
W czasie pobytu w Szwajcarii pisze poeta wielkie dramaty romantyczne, w których dominują refleksje nad historią oraz aktualną sytuacją polityczną. Należy do nich przede wszystkim Kordian (1834) jako próba zrozumienia własnej generacji oraz przyczyn upadku powstania. Problematyka patriotyczna i narodowa splata się w nim z egzystencjalną problematyką „dziecięcia wieku”, najwyraźniej artykułowaną w René m Chateaubrianda (1802) i, późniejszej od dramatu Słowackiego, Spowiedzi dziecięcia wieku Musseta (1836). W okresie szwajcarskim powstają jeszcze dwa dramaty: Horsztyński (1835, niepubl.), bliski Kordianowi tematyką egzystencjalną i Balladyna (1834, wyd. 1839), baśń polityczna na temat władzy osnuta na legendarnych dziejach narodu (posługująca się wielorakimi ironiczno-tragicznymi szekspirowskimi aluzjami). Szekspir był dla Słowackiego: znawcą serc ludzkich, malarzem namiętności, demaskatorem natury ludzkiej, szekspiryzm stanowił sposób poznania zła historycznego. W liście do matki (1834) poeta pisał: „Szekspir i Dante są teraz moimi kochankami – i już tak jest od dwóch lat”.
Piękno alpejskiej przyrody (wycieczka w Alpy Berneńskie, dłuższy pobyt nad Lemanem), rodzące się uczucie miłości do Marii Wodzińskiej, panny z arystokratycznego domu, stają się inspiracją wielu liryków tego okresu. Poezją, prozą poetycką i literacko kształtowaną epistolografią owocuje też podróż na Wschód. Jest to podróż nie tylko w przestrzeni egzotycznej dla poety natury, ale także wyprawa w czasie: ku bohaterom walczącej o wolność Grecji (Grób Agamemnona), ku dawnym władcom Egiptu (Rozmowa z piramidami), w stronę Chrystusa i Nowego Testamentu (Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu). Podróż ta uświadamiała poecie przemijanie i kruchość ludzkiego życia (Hymn. Smutno mi Boże), budziła refleksje na temat podobieństw losów różnych narodów, utwierdzała w typowym dla polskich romantycznych emigrantów przekonaniu o skazaniu ich przez los na wieczną tułaczkę i niemożność powrotu do kraju. Pojawiają się teraz utwory będące pesymistycznymi prognozami na przyszłość: stylizowany na biblijną przypowieść Anhelli (1838) o sybirskim losie Polaków, porównywana ze sztukami Victora Hugo Lilla Weneda(1840), dramat o inspiracjach antyczno-szekspirowskich, z tragiczną wizją narodu w centrum (wraz z Lillą Wenedą wydany został Grób Agamemnona zapowiadający konieczność przeobrażenia narodu, aby mógł on odzyskać wolność). W utworach tych pojawiają się już sygnały nowej postawy wobec życia i historii, postawy, która stanie się wyłączną w latach czterdziestych.
Za utwór graniczny uznać należy pisany oktawą poemat dygresyjny Beniowski (1841): ariostyczny w zmienności tonów, byronowski w gatunku – bliski formalnie Don Juanowi angielskiego mistrza i Eugieniuszowi Onieginowi Aleksandra Puszkina. Beniowski stanowi szczyt, a zarazem kres romantycznego indywidualizmu w twórczości Słowackiego, przezwyciężenie byronowskiego typu bohatera, zafascynowanego własną samotnością. Poeta ogłasza w nim wejście na nową drogę twórczości, dla ktorej w zakresie dramatu tradycją najbliższą stanie się twórczość Calderona, którego Księcia Niezłomnego przekłada Słowacki w 1844 roku. Poeta określa siebie teraz jako przewodnika narodu w czekającej naród koniecznej wielkiej przemianie.
Katalizatorem tej dojrzewającej wcześniej zmiany staje się znajomość z mistykiem Andrzejem Towiańskim i przystąpienie (na krótko) do założonego przez niego Koła Sprawy Bożej, skupiającego znaczną część emigracji z Mickiewiczem na czele. Za najwyższe wartości uznaje teraz Słowacki: prostotę, pokorę, ofiarę (wiersz programowy: Tak mi Boże dopomóż 1842), za zadanie: tworzenie siebie doskonalszego, by godnie i mądrze wspomagać naród. Poprzez wybitne mistyczne dramaty: Ksiądz Marek (1843), Sen srebrny Salomei (1844), w których historiozofii pojawia się idea zniszczenia i śmierci dla postępu, dochodzi do wykrystalizowania oryginalnego systemu myślowego zwanego przez poetę filozofią genezyjską. Zostaje on wyłożony przez Słowackiego w poetyckim traktacie Genezis z Ducha (1844 – 1846), który jest jego wersją biblijnej Księgi Rodzaju.
Poeta umiera na gruźlicę i zostaje pochowany na cmentarzu Montmartre. W 1927 roku jego prochy przewieziono do kraju i złożono obok Mickiewicza w krypcie na Wawelu.
BIBLIOGRAFIA – BIBLIOGRAPHY
– S. Treugutt, „Beniowski”. Kryzys indywidualizmu romantycznego, Warszawa 1964.
– I.Opacki, “Ewangelija” i “nieszczęście”, [w:] Poezja romantycznych przełomów, Warszawa 1972.
– Cz. Zgorzelski, Liryka w pełni romantyczna, Warszawa 1976.
– S. Makowski, Juliusz Słowacki, Warszawa 1980.
– Słowacki mistyczny. Propozycje i dyskusje. Sympozjum, Warszawa 10 – 11 grudnia 1979, red. M. Janion i M. Żmigrodzka, Warszawa 1981.
– M. Piwińska, Juliusz Słowacki od duchów, Warszawa 1992.
– A. Kowalczykowa, Słowacki, Warszawa 1994.
A. Witkowska, Juliusz Słowacki, [w:] A. Witkowska, R. Przybylski, Romantyzm, Warszawa 1997.
http://literat.ug.edu.pl/autors/slowac.htm
Juliusz Słowacki – Wiersze
http://literat.ug.edu.pl/jswiersz/index.htm
ANHELLI
http://literat.ug.edu.pl/anhelli/index.htm
KORDIAN
http://literat.ug.edu.pl/kordian/index.htm
BENIOWSKI
http://literat.ug.edu.pl/beniow/index.htm
OJCIEC ZADŻUMIONYCH
http://literat.ug.edu.pl/ojciec/index.htm
http://slowacki.klp.pl/
Testament mój – Juliusz Słowacki
Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami,
Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny,
Dziś was rzucam i dalej idę w cień – z duchami –
A jak gdyby tu szczęście było – idę smętny.
Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
Ani dla mojej lutni – ani dla imienia; –
Imię moje tak przeszło jako błyskawica
I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.
Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;
A póki okręt walczył – siedziałem na maszcie,
A gdy tonął – z okrętem poszedłem pod wodę…
Ale kiedyś – o smętnych losach zadumany
Mojej biednej ojczyzny – przyzna, kto szlachetny,
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.
Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
I biedne moje serce spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą –
Tak się matkom wypłaca świat – gdy proch odniesie…
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb – oraz własną biedę;
Jeżeli będę duchem – to się im pokaże,
Jeśli mię Bóg uwolni od męki – nie przyjdę…
Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba – na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!…
Co do mnie – ja zostawiam maleńką tu drużbę
Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;
Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę
I zgodziłem się mieć tu – niepłakaną trumnę.
Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi
Iść… taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?
Być sternikiem duchami napełnionej łodzi,
I tak cicho odlecieć – jak duch, gdy odlata?
Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mnie żywemu na nic… tylko czoło zdobi;
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba – w aniołów przerobi.
Niezwykły Świat – Ukraina – Krzemieniec
Miasto znamienitego Liceum Krzemienieckiego, do którego uczęszczał urodzony w tym mieście Juliusz Słowacki
http://youtu.be/c4ih4lQ2fM4
GENEZIS Z DUCHA
Juliusz Słowacki
Na skałach Oceanowych postawiłeś mię, Boże, abym przypomniał wiekowe dzieje ducha mojego, a jam się nagle uczuł w przeszłości
Nieśmiertelnym, Synem Bożym, stwórcą widzialności i jednym z tych, którzy Ci miłość dobrowolną oddają na złotych słońc i gwiazd girlandach.
Albowiem duch mój przed początkiem stworzenia był w Słowie, a Słowo było w Tobie – a jam był w Słowie.
A my duchy słowa zażądaliśmy kształtów i natychmiast widzialnemi uczyniłeś nas, Panie, pozwoliwszy, iżeśmy sami z siebie z woli naszej i z miłości naszej wywiedli pierwsze kształty i stanęli przed Tobą zjawieni.
Duchy więc, które wybrały za formę światło, odłączyłeś od duchów, które obrały objawienie się w ciemności, i tamte na słońcach i gwiazdach, a te na ziemiach i księżycach rozpoczęły pracę form, z której Ty, Panie, odbierasz ciągle ostateczny wyrób miłości, dla której wszystko jest stworzone, przez którą wszystko się rodzi.
Tu, gdzie za plecami mojemi palą się złote i srebrne skały nabijane mikowcem, niby tarcze olbrzymie przyśnione oczom Homera, tu, gdzie odstrzelone słońce oblewa mi płomieniami ramiona, a w szumie morza słychać ciągły głos pracującego na formę Chaosu, tu, gdzie duchy tą samą co ja niegdyś drogą wstępują na Jakubową drabinę żywota; nad temi falami, na które duch mój tyle razy puszczał się w nieświadome horyzonty, nowych światów szukając: pozwól mi, Boże, że jako dzieciątko wyjąkam dawną pracę żywota i wyczytam ją z form, które są napisami mojej przeszłości.
Albowiem duch mój, jako pierwsza Trójca z trzech osób, z Ducha, z Miłości i z Woli złożony, leciał powołując bratnie duchy podobnej sobie natury, a przez miłość wolą w sobie obudziwszy, zamienił punkt jeden niewidzialnej przestrzeni w rozbłysk sił magnetyczno-attrakcyjnych.
A te przemieniły się w elektryczne i piorunowe.
I rozciepliły się w Duchu.
A gdy oto zaleniwiony w pracy mój duch słoneczności z siebie wydobyć zaniedbał i z drogą się Twórczości rozminął, Tyś go, Panie, walką sił wnętrznych i rozbratnieniem onych ukarał, nie światłem już, ale ogniem niszczycielem błysnąć przymusił, a dłużnikiem miesięcznych i słonecznych światów uczyniwszy zamieniłeś ducha mego w kłąb ognia i zawiesiłeś go na przepaściach.
A oto na niebiosach drugi krąg duchów świecących, kręgowi ognia podobny, lecz czystszej i odkupionej natury, anioł złoty z rozwiniętemi włosami, silny i porywający, uchwycił jedną garść globów, zakręcił nią jak tęczą ognistą i porwał za sobą.
A wtenczas trzej Aniołowie, słoneczny, miesięczny i globowy, z sobą zetknięci, ułożyli się o pierwsze prawo zależności, pomocy i wagi, a jam odtąd począł porę oświeconą nazywać dniem, a czas światłości pozbawiony nazwałem nocą.
Wieki minęły, o Panie, a duch mój ani jednego z tych dni minionych nie spoczął, lecz ciągle pracując, myśl nową o kształcie zamieniał w kształt, zgodziwszy się ze słowem globowym, stanowił prawo, a następnie prawu się poddawał własnemu, aby na tak położonym fundamencie stanął i nowe wyższe duchowi drogi obmyślał.
W skałach więc już, o Panie, leży duch jako posąg doskonałej piękności, uśpiony jeszcze, ale już przygotowany na człowieczeństwo formy, a tęczami myśli Boże j spowity niby sześcioraką girlandą. Z bezdna tego wyniósł on wiedzę matematyczną kształtów i liczb. która po dziś dzień leży najgłębiej w ducha skarbnicy i zdaje się być wszczepioną w ducha, bez żadnej jego wiedzy w tem i zasługi, ale Ty wiesz, Panie, że forma dyjamentowa ułożyła się z żywych, a wody poczęły lać się z ruchomych, lekko związanych i uczących się równowagi, a na globie wszystko było żywotem i przemianą – a tego, co dziś zowiemy śmiercią, to jest przejścia ducha z formy do formy, nie było.
Oto zapozywam przed Ciebie, Boże mój, te kryształy twarde, pierwsze niegdyś ciała ducha naszego, dziś już przez wszelki ruch opuszczone a jeszcze żywe, chmurami i piorunami ukoronowane: bo to są Egipcjanie pierwszej natury, którzy na lat tysiące ciała sobie budowali, ruchem pogardzili, w trwaniu i w spoczynku rozmiłowali się jedynie. Ileż Ty, Panie, użyłeś piorunów bijących w skały bazaltowe pierwszego świata, ile ogni podziemnych, ile wstrząśnień, abyś te kryształy rozbił i zamienił w proch ziemski, będący dziś odruzgiem pierwszych przez attrakcją ducha postawionych kolossów. Kazałeśli duchowi samemu zniszczyć się? czy przerażony sam walił na siebie wybudowane sklepienia? aż ze stłuczonych skał dostał ognia, skrę pierwszą, która może miesiącowi wielkiemu podobna, wybiegła z gruchotu kamieni, zamieniła się w słup ognisty i stanęła na ziemi jako Anioł Niszczyciel, a dziś jeszcze leży w głębi ziemnej, pod siedmiodniową prac naszych i popiołów skorupą.
Wtenczas to, o Panie, pierwsze a idące już ku Tobie duchy w umęczeniu ognistem złożyły ci pierwszą ofiarę. Ofiarowały się na śmierć. Co zaś dla nich śmiercią było, to w oczach Twoich, o! Boże, było tylko zaśnięciem Ducha w jednej, a obudzeniem się jego w drugiej, doskonalszej formie, bez żadnej wiedzy o przeszłości i bez żadnej przedsennej pamięci. Pierwsza więc ofiara tego ślimaczka, który prosił Cię, Boże, abyś mu w kawałku kamiennej materii pełniejszym żywotem rozweselić się pozwolił, a potem śmiercią zniszczył, była już niby obrazem ofiary Chrystusa Pana i niestraconą została; albowiem Tyś, Panie, nagrodził tę śmierć, pojawioną w naturze po raz pierwszy, darem, który dzisiaj nazywamy organizmem. Z tej śmierci jako z najpierwszej ofiary wyrodziło się najpierwsze zmartwychwstanie. Z łaski zaś Twojej, Panie, przydaną została duchowi cudowna moc odtwarzania podobnej sobie formy, przez którą to potęgę, w różnej liczbie ujedynione duchy uderzając na siebie i zogniając moce swoje, zostały twórcami kształtów sobie podobnych.
Umierać więc i zmartwychwstawać duchy, a już nie składać się, lać się, łączyć się i roztwarzać się w gazy poczęły. A chociaż ja wiem, Panie, że złożony w skrze pierwszej duch mój w kamieniu już żył całkowicie, dla moich wszakże nędznych oczu od tej dopiéro śmierci i od tej pierwszej ofiary śmiertelnéj duch widomie żyć zaczyna i bratem moim staje się.
Jedno więc ofiarowanie się ducha na śmierć, uczynione z całą potęgą miłości i woli, wydało potomstwo niezliczone kształtów, cuda tworów, których ja dziś osty ludzkiemi nie wyliczę Tobie, Panie, ale Ty wiesz o wszystkich, żadna bowiem forma następna nie urodziła się z poprzedniej bez wiedzy Twojej. Tyś ducha proszącego wziął wprzódy w ręce Twoje, wysłuchałeś dziecinnych żądań jego i podług woli kształtem go nowym udarowałeś. A mądre i dziecinne zarazem są te kształty. Każdy albowiem duch długiém cierpieniem w domu swoim i niewygodą jego doczesną udręczany, wiedział i ze łzami prosił Cię, Boże, o poprawę jego ścian nędznych; a czy te były z perły, czy z dyjamentu, zawsze coś ofiarował Tobie, Panie, z przeszłych wygód swoich i ze skarbów swoich, aby wziął więcej dla ducha wedle jego potrzeby.
Stary Oceanie, powiedz mi, jako w łonie twoim odbywały się pierwsze tajemnice organizmu? pierwsze rozwinięcia się kwiatów nerwowych, w których Duch rozkwitał? – Ale ty po dwakroć zmazałeś z oblicza ziemi te dziwotworne i nieumijętne ducha pierwszego kształty i dziś zapewne nie wyjawisz dziwów, które w łonie twoim Uczy Boże oglądały. Gąbczaki olbrzymie i roślinopłazy wychodziły z fal srebrnych; zoofity setnemi nogami stawały na ziemi usta ku dnowi ziemnemu obróciwszy. Ślimak i ostrzyga u głazu ojca swego wziąwszy ciała obronę przylgnęły do skał, zdziwione życiem, kamiennemi tarczami nakryte. Ostrożność pokazała się najpierwsza w rogach ślimaczych, potrzeba opieki i przestrach sprawiony ruchem żywota przylepiły do skał ostrzygę. I porodziły się w łonie wodnem monstra ostrożne, leniwe, zimne, opierające się z rozpaczą ruchowi fal, oczekujące śmierci na miejscu, gdzie się porodziły, nie wiedzące zgoła nic o dalszej naturze. A Ty powiedz mi, Panie, jakie były w tych tworach pierwsze prośby do Ciebie, jakie dziwne i potworne żądania? Bo oto nie wiem, które z tych straszydeł niekształtnych, uczuwszy w systemacie nerwowym ruch i rozczulenie, zażądało troistego serca, a Tyś mu je dał; Panie, a jedno umieściwszy na śrzednicy, dwa drugie umieściłeś niby na straży po bokach, i odtąd duch, który takową formę przebywał, we trzy serca radość urodzenia i we trzy serca oścień i boleść śmierci od Ciebie, Panie, przyjmował. Powiedz? któryż to męczennik z serc onych Ci dwojga złożył ofiarę, a jedno tylko w łonie zostawiwszy, całą twórczość i żądzę zwrócił ku ciekawości i stworzył te oczy, które dziś w wykopanych molluskach dziwią doskonałością, a w pierwszych dniach stworzenia świecić musiały na dnie wody niby karbunkuły czarodziejskie, pierwszy raz na dnie morza zjawione, kamienie niby żywe, ruchome, obracające się, patrzące na świat; a odtąd ciągle już otwarte, aby się stały latarniami rozumu; dopiéro teraz, o Boże, przez wątpiących ludzi nieraz dobrowolnie zamykane, pierwszy raz w sceptyku nazwane zdrajcami rozumu, oszukańcami doświadczenia. O! Boże! oto w polipie, oto w atramętniku widzę zjawienie się mozgu i słuchu, widzę w podmorskiej naturze cały pierwszy zarys człowieka, widzę wszystkie członki moje już gotowe, już ruchome, zrosnąć się kiedyś przeznaczone, a teraz porąbanego ciała strachem i zgrozą przenikające. Aż nareszcie umęczony Duch walką z olbrzymiemi falami Oceanu, trzy serca Panu ofiarował, oczy wydarł z rozpłakanej na mękę zręnnicy, usta wprzód wzdychające ku niebiosom posłał i pooprawiał w nogi swoje, aby w stopach już będące a w liczbie do kilkuset pomnożone soki ziemne pompowały, i stanął grzybem zoofitowym na ziemi, duch zleniwiały, zwrócony z drogi postępowej, systemat swój nerwowy (i ten nawet) ofiarując za spokój, za kształt nowy trwalszy i mniej boleśny: a Tyś, Boże, zniszczył wtenczas tę całą naturę i ze źwierzęcia podobnego drzewu, drzewo uczynił.
Oto znowu powtórzony, o! Boże mój, upadek Ducha. Albowiem zleniwienie się jego w drodze postępu, chęć pobytowania dłuższego w materii, dbanie o trwałość i o formy wygodę, były i są dotąd jedynym grzechem braci moich i duchów synów Twoich. Pod tym jedynem prawem zaklęte, pracują słońca, gwiazdy i księżyce; a duch wszelki naprzód idący, chociażby skazę miał i niedoskonałość, przez to samo, że już twarzy swej ku celom ostatecznym odwrócił, choćby daleki jeszcze był od doskonałości, wpisan jest wszakże w Księgi Żywota.
Dobrotliwy Ty jesteś, Boże, że pod dalekiemi warstwami potopów, pod warstwą na węgiel spalonych lasów przechowałeś mi tę pierwszą probę Ducha zdobywającego ziemię, to pierwsze jego oprawienie się w pierścień nerwowy, to potrójne zaopatrzenie się jego w serce, w człowieku dopiéro zakrwawione, w Synu Twoim, Chrystusie, pierwszy raz nie nad sobą cierpiące. Błogosławieni Ci, którzy acz bez Ducha Twego, Boże, wydobyli tę dziwną pierwotworów naturę, oświecili ją latarnią rozumu i mówili o trupach, nie wiedząc że o żywocie własnym rozpowiadają. Latarnia, którą po sobie w tych ciemnych podziemiach zostawili, świeciła mi, kiedym w nie wstąpił; koście znalazłem złożone, wszystko już prawie w życia porządku, oprócz Ducha Twojego, o! Panie, o którym Ty sam tylko rozpowiadasz, jako czujący dziś jeszcze boleście, które się działy na dnie czasów minionych. Ty sam wiesz, ile te koście cierpiały!
O! Boże – więc ofiarował ci Duch organizm, a resztką siły nieśmiertelnej zdobył ziemię i skrę życia w kształtach roślinnych przechował. Olbrzymiość jego pokazała się we wrzosach, a gniew i opór naturze w twardych ostach, które ziemię wysokiemi lasami przykryły. Śrzód gwiazd Twoich biegł ten glob szumiący, rozwarkoczony, ciemny, albowiem mgły i wilgocie wieszały się jak płachty kiru śmiertelnego na czołach tych pierwszych przestępców natury. Oko moje nie śmie zajrzeć w te lasy. Tam albowiem gałąź z urąganiem przeciwko wichrowi wyciągnięta tłukła powietrze hukiem gromów, a rozszczepione wrzosu nasienie gdy pękło, to rozchodził się głos jakoby stu piorunów; tam wyrastała spod ziemi parość z taką siłą, że porwane skały i wyrzucone przez nią na powietrze góry bazaltowe, upadłszy, rozbijały się na proch i na miazgę piaskową. W chmurach, w mgłach i w ciemnościach widzę tę olbrzymią pracę ducha, to królestwo leśnego Pana, gdzie duch więcej na ciało niż na własne pracował anielstwo. To, co po śmierci zeń opaść miało, spalone na węgiel kłady i liście przegniłe, te były największym pracy jego wyrobem, gdy duch sam, już nad formę wzniesiony, czekał zlitowania się Bożego, czekał pożaru i potopu.
Na obumarłe więc kształty pierwszego stworzenia, na skamieniałe ciała dziwotworów morskich wleciał słup ognisty, drugi niszczyciel i Encelad walczący z żywotem… czoło jego chmurami uwieńczone lunęło potopem – nogi ogniste wysuszyły morskie łożyska i przez wieki całe paliła się ta ziemia, czerwonym pożarem świecąca Panu na wysokościach, ona, która po wiekach duchem miłości przepracowana i rozpromieniona, zabłyszczy ogniem dwunastu drogich kamieni, w rozpromie[nie]niach, w jakich ją widział Jan święty, na otchłani światów gorejąca.
O! duchu mój, w bezkształcie więc twojego pierwszego zawiązku była już myśl i czucie. Myślą przemyśliwałeś o formach nowych, czuciem i ogniem miłości rozpalony, prosiłeś o nie Stwórcy i Ojca Twojego. Tyś obie te siły sprowadził w jedne punkta ciała twojego, w mózg i w serce; a coś zdobył niemi w pierwszych dniach stworzenia, tego ci Pan już nie odebrał; lecz uciskiem i boleścią do tworzenia lepszych form zmusił twoją naturę i większą siłę z ciebie twórczą wywołał. Przelękniony więc i rozdrażniony oporem ciała, zacząłeś snuć w głębi morza taśmy srebrne i rozpocząłeś trzecie straszliwe węży królestwo. Zda się, że kłody owych drzew spalonych zmartwychwstały same na dnie morza, rdzeń drzewną zamieniły w systemat nerwowy, myśl i serce położyły na ziemi, a wprzód myśl jako przewodniczkę wychodzącą na zwiady, opatrzoną oczu latarniami, posłały przed sercem, z ostrożnością, która o przerażonym duchu świadczyła… Panie! widzę oto głowę olbrzymiego płazu, pierwszą głowę ze spokojnego morza wyzierającą, która się czuje panią całej natury, krolową wszelkiej doskonałości. – Widzę – jako z powagą obziera całe niebiosa, oczyma się z kręgiem słonecznym spotyka i chowa się przerażona na dnie ciemności… A dopiéro po latach stuletniego węży żywota – ośmiela się ta sama głowa wyjść na powtorną walkę ze słońcem… Rozdarła paszczę… syknęła – i w tym syknieniu dowiedziała się o darze głosu; który miał być także pracą ducha zdobyty. Powróciła więc trwożna w łono wody myśląc, azali w przeszłych skarbach wypracowanych znajduje się cokolwiek godnego, Panie, aby Ci było ofiarowanem za głos, za tę pieśń czucia i rozumu, która dziś, po wiekach, spiewa Ci Hymny i jest związkiem i hasłem duchów idących ku Tobie.
Odtąd słyszę, Panie, świat napełniony jękiem rodzącej się natury, słyszę lamantyny na urwiskach skał nadmorskich, że wołają w mglistem powietrzu o zlitowanie się Twoje. Albowiem mocno cierpi w nich duch, coraz większym czuciem napełniony. Oto już przy sercu pokazała się pierś karmicielka jako pieczęć miłości matczynej, oto krew płazów czerwieni się i w mleko się zamienia (krew przeznaczona bielszą jeszcze i w brylantowy płyn zamienioną wytrysnąć z ran ukrzyżowanego Chrystusa). Oto nareszcie rodzi się ów porządek, czyniący niegłębokiemu wzrokowi wieczne przerażenie i utysk, duch albowiem, doskonalszy kształt sobie wysłużywszy, uczuł podległość porzuconej przez siebie formy, wzgardził nią i najczęściej położył się jak Kaimita, aby gryzł mózg i ocierał usta krwawe włosami swojego młodszego brata. To było pierwsze kaimostwo natury, szkodliwe wyższemu duchowi, albowiem łączyło go z duchem niższej natury, lecz w oczach Twoich, Panie, nie czynił się przez to żaden uszczerbek w łańcuchu przyrodzenia, bo przez przyspieszenie śmierci ciał przyśpieszał się pęd duchowy żywota, a śmierć jako prawo formy została, że tak powiem, krolową mask, powłok i szat duchowych i dotychczas jest marą bez, żadnej rzeczywistej władzy nad stworzeniem.
Ty wiesz, o! Boże, żem nie przedsięwziął opisywać tworów Natury; będzie to albowiem zadaniem wieków rozwiązać, jakiemi drogami szedł duch twórczy? jakie składał Tobie ofiary? co brał? co tracił? a co znów na powrót odzyskiwał? Łańcuch ten na teraz tajemnicą jest; i przeraziłby się duch ludzki, gdybyś mu od razu, Panie, pokazał te wszystkie dzieje jego. Musiałbyś go za rękę trzymać jak dziecie, otworzywszy mu nagle pod nogami taką przepaść wiedzy i olsniwszy mu oczy takiemi błyskawicami prawdy Twojej.
Ja błędny i zamyślony o Tobie, zaledwo w kilku poczuciach prawdy rozweseliłem się, przeglądając twory około mnie będące; często liść trawy albo ptaszynę, która na płocie swiegotała… Ale z jaką radością, o! Panie, widziałem, że mi się rzecz każda niby z jednej idei o twórczości ducha rozwija, Ty wiesz! któryś zatrzymał ducha na ustach moich i pozwolił, że jeszcze dni kilka pożyję zatrudniony tą ciągłą rozmową z tajemnicami natury.
Nie postawię, o! Panie, przed oczy ludzkie już tych drugich podziemnych krolestw i katakumb, gdzie trupy drugiej formy leżą, często na długość motyki od nas odległe, ale długością wieków niezliczonych przedzielone od żyjącego dziś świata. Duch, który w nich żył, jak wielki i pijany nektarem Bogów poeta, odrysował się Tobie, Panie, w dziwotwornych i olbrzymich postaciach. W każdem kształcie jest wspomnienie niby przeszłej i rewelacja następnej formy, a we wszystkich razem kształtach jest rewelatorstwo ludzkości, śnicie niby form o człowieku. Człowiek był przez długi czas finalnym celem ducha tworzącego na ziemi.
Wszystko jednak w bezładzie jest i wysileniu… Zdaje się, że duch tworzy w rozpaczy, nie przekonany jeszcze o własnej mocy i twórczości. W przeskokach właśnie z królestwa do królestwa okazuje się ta potworność… tak żeś Ty, Boże, wszystkie te prawie pośrzednie formy poniszczył, chcąc jakoby większą tajemniczością dodać naturze powagi, a zakrywszy przeszłość, więcej ducha naszego ku przyszłości skierować.
Odśniwają mi się, o Panie, te smętne księżycowe noce pierwszej natury, bezłady wężowego krolestwa; widzę, o Panie, na złamie skały tego pierwszego jaszczura, w którym duch już o głowie ptasiej, już o skrzydłach Ikarowych przemyśla… Albowiem idącemu na ziemię duchowi potrzeba wprzód ptakiem ją oblecieć, potrzeba mieć syntetyczne poznanie natury, wiedzieć, jak rzeki płyną, jaka jest lasów rozległość, gdzie idą gór łańcuchy? – A przez natchnienie wiedział o tem pierwszy widz Izraela, pierwszy spiewak Epopei stworzenia, że ptakom dane było pierwszeństwo rodu przed zwierzętami… że duchy ziemi na skrzydłach się wprzód podniosły – obejrzały przyszłe swoje stanowisko, potem zaś złożyły z lotu ofiarę za kształt lepiej na ziemi umocowany, zdolny zupełniejszego nad ziemią panowania.
Uśmiecham się dziś, o! Panie, widząc odkopany szkielet, któremu imienia nie ma w dzisiejszym języku (albowiem wymazany jest na zawsze z rzędu form). Uśmiecham się – widząc pierwszego jaszczura z dziobem ptasim, z jednem skrzydłem u nogi, lecącego w kollumbową podróż odkryć na świecie, aby opatrzył stanowisko dla tych ciężkich potworów, które szły za nim objadać całe łąki z traw, całe lasy z liści i z gałązek. A kto wie, czy zatracony dziś przez ducha wyrob światła nie czynił onego kwatermistrza tworów straszną, nad ziemią palącą się latarnią – smokiem ognistym, o którym do dziś dnia jest w duchu ludzkim, niby jakaś pamięć ciemna i pełna przerażeń?… Za tym to smokiem lazły na ziemię te straszne, wybudowane przez ducha, z kości okręta – rozmiłowane w żywocie, z oczyma roziskrzonemi na pokarm, gotowe poźrzeć ziemię; trzoda olbrzymia, którąś Ty, Panie, trzy razy strącał falami i pod trzema dziś prześcieradłami popiołów, w trzech niby trumnach przechowujesz nam ku trwodze i ku pamięci.
Jakiż duch, o Panie, był piątego wieczora onym Noem, który do Arki zbudowanej nie wpuścił jaszczurów i słoniów olbrzymich, ale zebrał twory będące teraz w harmonii i w jedności… kształty, które wypracowały formę ludzką? – Tajemnica ta zakrytą mi jest, o Boże; widzę wszakże w tym osobistą wolą Twoją i położenie ręki Twojej na świecie, którąś dopiéro w dzień ostatecznego przymierza z człowiekiem odjął z przyciśnionej natury, zostawiwszy jej prawa własne, a człowiekowi podług tych praw twórczość i wolność ducha.
Z szóstym więc dniem zaczęła się w duchu myśl o człowieku, a najmniejsze źdźbło trawy już ją ma logicznie napisaną w kształcie swoim. Duch, .robotnik ten Pański, zaczął tworzyć i postępował zwolni, albowiem w pracy tylowiecznej z materią rozkochał się nieraz w kształcie, rozezłościł się i zaraził żądzą, powstając przeciw własnym prawom, które rządziły przeszłością. Nieraz zleniwiał i usnął na drodze twórczości, nieraz cofnął się, Panie, i pierworodzeństwo swoje przedał za jadło, za miskę soczewicy; drugi zaś śmielszy, choć poźniej urodzony, brał na siebie runo owcze i zyskiwał błogosławieństwo ojca, a następnie wyprzedzał potomstwo brata swoim potomstwem. Tak się ma rozumieć owa Mojżeszowa niesprawiedliwość, którą on czuł z natchnienia, że była w świecie duchowym .sprawiedliwością… Albowiem w historii ludzi powtórzyła się jak w zwierciedle cała historia ducha w przyrodzeniu.
Wskrzesić by trzeba tamtych pięciu dni umarłych trupy, a z duchami form zatraconych rozmawiać, chcąc z pewnością opisać ów łańcuch formy, o którym mądrzy już się cielesnie dowiadowali; bo Ty wiesz, Boże, że nie które z krolestwa do krolestwa przenośne formy jako potworne, nie wpuszczone były do Arki żywota… Dla samych więc tych zatraconych ogniw w łańcuchu stworzenia próżne będą usiłowania foremnych dostrzegaczy; a ten jedynie, kto z ducha pocznie rozglądać naturę, o tajemnicach jej, w głębi ducha własnego z pewnością się dowie.
Pozwól mi teraz, o Boże, drugi raz jakoby odczuć pracę moją przedludzką… pracę dnia szóstego, którą duch mój odbył, mądry już pięciodniową nauką, tworząc wszystko na nowo, tak wszakże, żeby mu nic z wypracowanych już darów i własności nie zaginęło…
Każde drzewo jest wielkiem rozwiązaniem matematycznego zadania, tajemnicą liczby, która w niedoskonalszych roślinach przez parzyste, w postępowych zaś przez nieparzyste filoście postępując, w drzewie całem rozwiązuje się jednością. Uczucie to wnętrzne rozwiązania mnogości przez jedność jest pierwszem zadaniem roślinnego ducha, rozkoszą jego wnętrzną i zadowolnieniem. Ta pierwsza barwa, którą dziś na drzewach widziemy, jest logiczną, jest bowiem wynikłością żółtego światła, którem się karmią rośliny, w pomięszaniu z powietrzem błękitnym i wodą… Jakoż dwa te kolory atmosferyczne, skondensowane i zbite w tkankę roślinną, utworzyły duchowi drzew oną pierwszą szatę, one to szmaragdowe płaszcze i włosy, odmalowane już w księgach Mojżeszowych przez liść figowy, z którego sobie człowiek pierwsze robi odzienie.
Nie obojętny więc, o Panie, jest mi kolor każdy i kształt listka każdego, albowiem odkrywa mi ducha naturę i pracę mi własną niegdyś w roślinie odbytą opowiada… Każdy ząbek listka wiem, co znaczy – każdym się bowiem kształtem duch mój z pracy swojej wytłómaczył… .
I tak, jeżeli wytknę drogę złemu a pełnemu sił duchowi, który rozpacznie walczy z wichrem morskim, zwycięża opar elementów, idzie w górę i znów oporem zwyciężony wraca i skupia się, aby znów mocą w sobie zebraną wystrzelił w górę i odparł elementów przewagę -jeśli ten, jego, pod ostremi kątami zygzak, około linii, prosto idącej do celu, dwa razy odrysuję, będę miał liść kolczasty ostu, bladość jego i rysunek niby drogi złego a mocnego ducha, który w tej roślinie, pod bodącemi kątami, na zdobycie formy pracował.
Jeżeli duch ten, nie zły, ale silny i większą mocą opierający się naturze wyobrażę, to mi da zaokrąglone po obu stronach liści dębowego wykąty, w których duch okrągło ugina się przed siłą elementów i podnosi moce swoje niby fala morska z powagą i mocą.
Jeżeli zaś duch, z małą siłą i z małym też oporem świata walczący, ścieżeczkę mi swoją około linii śrzodkującej opisze, obaczę listek krzewu różanego, oząbkowany drobno, i pomyślę, iż to jest duch, w którym nie jad węża, nie siła dębu, ale własność lekka piękności, a może już jej uczucie, po raz pierwszy rodziło się na świecie.
A taką jest dziś droga ducha człowieka, jaka była przed wiekami ścieżka przezeń wybita, gdy szedł do celów ostatecznych liściem rośliny.
O! jak cudownie, o! Boże mój, w tych pierwszych usiłowaniach duchy roślinne tworzyły formy, które się miały potem powtórzyć w organizacji świata, z których niektóre stały się chwałą dziś wymysłu ludzkiego. Oto stokroć, jednym się kwiatkiem wydaje, w rzeczy zaś samej jest narodem kwiatków, osadzonych w jednym kielichu, rządzonym przez jednego zapłodnika, jest narodem, którego śrzodek zajmują kwiaty obywatele, albowiem pracują i radzą, a brzegów strzegą listki białe, bezpłciowe, niby wojsko hilotów. O! Panie, patrząc na ten pierwszy dziw twórczego ducha, już widzę, że ten sam duch w postępnej pracy rój pszczoli, krolestwo pszczelne, niewolą ula i rząd w nim krolewski zaprowadzi; że to samo w stadach ptaków powtórzy, że nareszcie formą podobną objawi się między ludźmi, nie wiedząc, iż myśl pierwsza związku i rządu w roślinnej się pracy poczęła i przez łańcuch form przechodząc, musiała się rozwinąć w ludzkiej naturze.
I ty, respubliko ateńska, przebacz, że początek twój widzę w tym kwiatku koniczyny, który się składa z równych, osobnych, nie w jednym kielichu, ale na jednej łodydze trzymających się obywateli, między któremi jednak Themistokles, choć niczem nie różny od innych, siedzi na czele piramidy i zajmuje najwyższe stanowisko.
Dotychczas myśl sama tworzyła w duchu roślinnym, rachowała się trzema listkami, idąc po łodydze, a pięcią tłómaczyła się w kwiecie; myśl osadziła kwiaty około jednej matki, stworzyła rodzinę i przeczucie narodowi ości. – Myśl zda się sama matematyczna rozwijała się w roślinach – a uczucie zdziwione, ta rdzeń, która wszędy dochodzącem jest sercem, od wyrobionych myślą własności brało pierwszą dalszej pracy naukę. Kwiat jednak już i owoc są wypływem pracy obustronnych sił ducha; słodycz w ostatecznym rośliny wyrobie lub jad gryzący w ciernistego krzewu jagodzie już pod sąd moralny podpadają… Już jabłko mogło być wskazane człowiekowi jako symbol mający w sobie cnotę i grzech ducha własnego, już je zjadłszy można się: było z duchem winy lub zasługi połączyć. W wydaniu bowiem kwiatu i owocu duch już miał wiedzę złego i dobrego, uczucie piękności lub bezkształtu, już zasługiwał się lub zawiniał celowi ostatecznemu ducha. O! księgo pierwsza stworzenia! wszystko w tobie jest niezgłębioną tonią wiedzy i prawdy! Wszystko spod zasłon odkrywających się zwolni dorastającym do synostwa Bożego dzieciom wyjaśniasz i pokazujesz!
Gdzież się kończy praca twoja, duchu roślinny? Oto w zamyśleniu się twoim nad doskonalszym organizmem, oto w stworzeniu roślin rodzaju, które zamienione w systemat nerwowy mogłyby się od razu między organicznemi istotami objawić. Boże mój! nie ten owad w księgach gdzieś widziany, a liściowi zupełnie podobny, rozwidniał mi oną ducha tajemnicę; albowiem mógł on być prostą igraszką natury, prostym przypadkiem tworzących się rzeczy; ale oto, Panie, widziałem pod płoty wiejskiemi ów groch, który z ziarna zgniłego wyłazi i niby zielona gąsiennica idzie z ostrożnością robaka po tykach opiekuńczych. Wszystko, co mogła już z organizacji swej roślinnej ofiarować Panu ducha natura, już zda się za żywot doskonalszy. ofiarowała. Liczby w niej nieparzyste już są ostateczną myśli doskonałością, żadnej już w nich dalszej poprawy ani przemiany duch uczynić nie może. – Ale patrz, Panie, jak ta roślina wątła i krucha i blada z zapomnieniem o własnej trwałości rzuca na powietrze rozpaczne ramiona; a kwiatek jej – już oto chce ulecieć z łodygi – już skrzydlaty jak Psyche prosi Ciebie, Panie, o lot motyla. Ty ducha tego wysłuchasz, Boże, i stworzyć mu pozwolisz kształt, o który Cię błaga, a on formę swoją, choć tak kruchą ale wieczną, dla duchów braci idących za sobą, zostawi.
O! Panie! a ileż to jeszcze mądrości widzę w pierwszych a spełnionych prośbach ducha roślinnego! jakie doskonałe rzemieślnictwo jego na ziemi! Tam, nadmorskie duchy, gdzie sól w rosach gryząca cegły nawet pomników ludzkich wyjada, wymyśliły sobie aksamity, w które się ubierają, i Nimfom podobne, na włosach niby zjeżonych utrzymują w powietrzu nad głowami srebrne perły z Oceanid warkocza lecące; i tak powietrzne te brylanty słońce wypija, te łzy zjadliwe morza osychają wprzód, nim na serce roślinne upadną… Owdzie zaś przeciwko palącym słońca promieniom zwierciadła sobie porobiły cytryn Dryjady i zlotemi strzałami obsypane, odstrzelają się słońcu gładkim i błyszczącym liścia lakierem… Pokażcie mi naturę; gdzie szał elementów panuje; gdzie wichry z falami walczą, gdzie roślinom na skałach rozczepionym trudna jest praca żywota; a nie pytając żadnej Dryjady – z ducha mego opowiem tę modlitwę, przez którą się one duchy o kształt doczesny do Boga modliły… Duch mój bowiem od wieków modlił się i pracował jak one, i teraz smętny jest, gdy śród dzikiej natury tę straszną pracę w bladych roślinach zobaczy.
Tu mi pozwol, o Boże, że wydam jedną z małych ducha tajemnic na przedwczesne może szyderstwo sądu. – Oto zmysł woni świadectwem mi jest – przedwiekowi ego w formach roślinnych pobytu, gdzie duch ciała (które mam teraz) krwiste naczynka zarazem z uczuciem piękności lub bezkształtu i jadu wypracowywał. Uczuwszy woń róży, zapominam na chwilę, jakby w odurzeniu, żądz i smutków ludzkiej mojej natury, a powracam niby w te czasy, w których celem dla ducha mego było utworzenie piękności, a odetchnięcie wonią było mu jedyną ulgą w pracy i rozkoszą… A tak, o, Panie, powracam niby na chwilę w dzieciństwo moje – i przychodzi mi niby z otchłani Genezyjskich wiatr orzeźwienia i młodości… A na próżno mi, o! Panie, nauka tłomaczyli ten fenomen – przez działanie woni na zmysł powonienia; jam pytał o działanie zmysłu na duszę moją, która w uczuciu woni rozwesela się lub smętnieje.
Taką to drogą, o Nieśmiertelny, pracował anioł najuboższy i pokorny syn Twój w roślinnym królestwie, aż nareszcie ostateczną formą swoją wyszedł w świat wyższy – i spotkał się z innemi strumieniami prac globowych, które wszystkie do ostatecznej ludzkiej formy dążyły.
Tam, o! Panie, ślimak, pierwszy morza mięszkaniec. ostrożny i pewny pod swoją tarczą kamienną długiego żywota, ofiarę Ci nareszcie z perłowego domu swojego uczynił, przepracował go (duchem pożądania) na rogową żółwia skorupę – a następnie jeszcze coś z bezpieczeństwa swego ustąpił Ci, Panie, a skrzydła sobie podstępnie pod rogową tarczą wypracowawszy, żukiem (tym Bóstwa u Egipcjanów obrazem) wyleciał w motylowe ducha krainy… Przez całą tę bolesną drogę przemian i pracy nie poświęcił Ci on, o! Panie, swojej płodności, a jakieś niby podobienstwo kształtów tradycyjnie zachował – i z morza przeniosł je aż w niebieską lotów krainę…
A oto węży krolestwo, które w pierwszych dniach stworzenia w petrodaktylu już na dziw lotu zasłużyło, składa Ci skrzydła swoje jaszczurcze w ofierze – uniża się przed Tobą, krew swoją czerwieni – i całą klassą annelid wczołga się w doskonalszą imsektów naturę…
Albowiem w insektach, o! Panie, duch zaczyna wypracowywać pierwsze cnoty moralne, pracowitość w mrówce, porządek socjalny w pszczołach. On potem cnoty te same zgromadza i łączy niby w pary, tak że odwaga i szlachetność w koniu, wierność i pokora w psie wyrobione, już na zawsze są nierozdzielne i jako siostrzane cnoty w duchach nawet ludzkich mięszkają… Ty wiesz, o! Panie, że cała tablica szkoły filozoficznej materialistów, wszystkie władze, instynkta i cnoty, pracą genezyjską wyrobione, gotowe już prawie, ale w postaci grubego materiału dane zostały człowiekowi, aby je z wiedzą przepracował, ogniem miłości Bożej rozpalił i do nowej twórczości prowadził… Cnot tych i prac ducha nie będę opowiadał, albowiem je duch każdy w bliskim siebie stworzeniu wyczyta: opowiem tylko niektóre, a zda się fenomenalne w postępie ducha wydarzenia.
Oto niekiedy duch, zażądawszy nowej formy i organizacji – wymówił sobie małą, a najczęściej kolorem tylko odznaczoną różnicę w indywiduach. Niektóre z kwiatów i zwierząt zachowały sobie, że tak rzekę, przez konstytucyjną u Boga wydartą koncessją, różnicę szerści i barwy. Bóg żądania duchów nie odrzucił, ale niepełność ofiary ukarał słabością ducha niezjednostkowanego w jednej i pewnej formie; kwiaty albowiem takie są najczęściej bez owocu, a ptaki i zwierzęta poszły na służbę domową i u wyższych duchów zażądały opieki. – Kot ofiarowawszy Panu tę jedną drobnostkę, panem jest pustyń – tygrysem… A my, o Panie, skoroć oddamy to wszystko, co nas niepodobnemi Chrystusowi uczypiło, do jakiejże godności i potęgi zostaniemy podniesieni w świętej h[i]erarchii Słowa Twego?
Lecz oto Ty, Panie, na duchach nawet, które zdały się w niewolę zaprzedane, położyłeś dłoń łaski Twojej szczególnej i opieki. Arab zbliżony do konia, wykształcając w nim ducha szlachetności i odwagi – jest mu niby ojcem wyzwolenia; a pasterz, z psem siedzący na polu, podnosi do siebie i wyzwala ducha pokory i wierności… W tej tajemnicy – kryje się cała historia egipskiego Józefa, który mizerniejszy od braci, i na służbę skazany, staje się potężniejszym w zaprzedaniu i wychodzi na dobroczyńcę własnej rodziny.
Widzę także, o Panie, że na rzadkie dziś w ludziach cnoty, rzadkie znajdują się przygotowawcze formy w dawnych krolestwach stworzenia, a to mi jest świadectwem, żeśmy ci sami w duchu, którzyśmy te formy dawniej tworzyli… Oto na cnotę pracowitości w ludziach, pracował duch w mrówkach, w pszczołach i w całej niezliczonej liczbie zwierząt domowych, gdy przeciwnie, rzadki bohaterski duch szlachetności i :mocy, rzadką miał lwa formę lub pierś orła rozkochaną w burzach i w piorunach.
A teraz, o! Boże, czuję tę całą, duchem już przeciążoną naturę, że woła do Ciebie najdoskonalszemi osty o formę ostateczną człowieka; albowiem wie ona, że przez podniesienie jednego ducha podniesionem jest w najodleglejszych kończynach całe stworzenie. Oto na ostatnią modlitwę dla ubłagania Twego, o! Panie. drzewa ubrały się w najpiękniejsze owoce i kwiaty; aby Ci zasługę i pracę ducha w najdoskonalszych farmach pokazały. Oto najdumniejsze twory zeszły się na łąkę Edenu zapomniawszy o żądzach i wściekłościach i krwiożerstwie, modlitwą w duchu podniesione, westchnieniem ducha wzbite nad własną naturę. Oto zlecieli się orłowie z orszakiem girland łabędzich i żurawich i stanęły na niebiosach, otoczone kręgami migocących się ptaków niby dwór Twój anielski, niby udając otoczenie tronu Twego przez tęczowe anioły. I była to jedyna chwila spokojności i Edenu na ziemi, i oto Ty, Panie, wywołałeś ku sobie tego ducha, który już był wart ludzkości, wysłuchałeś go, osądziłeś i pozwoliłeś mu wziąć formę nową na ziemi, a w ciało jego, jak w jedną księgę wpisałeś wszystkie tajemnice dawnej przedludzkiej pracy. Ta księga do dziś dnia złażoną jest na dnie ducha wszelkiego w człowieczenstwie, a gdyby ród cały i stworzenie zaginęło; o! Panie, to jeden człowiek ostatni znajdzie w duchu swoim pracę przeszłości; i oprócz form żadnej straty nie poniesie globu dziedzictwo. Hosanna więc Tobie, o! Panie, albowiem Tyś jest Stworzyciel – i mój duch ma zarazem zasługę własnego stworzenia… Gdzież mi teraz z tej wysokości powrócić; czy na dawne stanowisko wiedzy… w to bezdno, gdzie mi przedkołyskowy żywot był tajemnicą, a przyszłość żadnych celów nie miała… Gdy oto tu, z przeszłości wychodząc, stanąłem niby na skale stworzenia… Widzę, com wypracował i co mi jeszcze do wypracowania pozostało… A oto wielką część tej pracy duch mój pracujący z ludzkością już odbył; już mu nad instynkta i cnoty zwierzęce przybyło wiele ducha ludzkiego wyrobów, wiele mocy już ludzko-anielskiej. Tę pracę w innych księgach opowiem Tobie, Panie, a teraz pozwól, że się odwrócę jeszcze raz ku sześciodniowym otchłaniom spoczywającej i stężałej natury i pożegnam ją w przyszłość idący.
O! duchu mój, gdyś ty jeszcze w krzemieniach czynił ofiarę z kształtu i trwałości, myśląc, że z wieczności twej czynisz ofiarę… gdyś, mówię, ofiarował się na śmierć, Pan przyjął dar twój, ale oszukał ciebie jak ojciec, który ukochanego syna oszukuje. Przez tę albowiem ofiarę nie tylko że uzyskałeś w postępie wieków człowieka i mogłeś wykrzyknąć jakEwa: Człowieka Panu zyskałam, lecz Pan przydał ci jeszcze to, o czem ty nigdy nie śniłeś… udarował cię wiecznością odradzających się kształtów – mocą odradzania podobnej tobie formy… Skutkiem tej łaski, człowiek nie tracąc swej nieśmiertelności ani cząstki żadnej ze swej duchowej potęgi, odtwarza podobną sobie formę i ta staje się podobnego mu ducha mięszkaniem. Albowiem nie rodzi on ducha, tylko gotowemu się już urodzić a podobnemu sobie duchowi podobny kształt spładza i ducha brata wniściem do widzialności obdarowywa. W owem to podobieństwie jest cała tajemnica przechowujących się cnot w rodach, które nie są jakoby z ciała w ciało ze krwią przelane, ale z prawa tego, że w podobnych ciałach tylko podobne naturą duchy mięszkać mogą, wynikają. Nieśmiertelność ta kształtów, przez śmierć uzyskana, pokazuje, iż przez ofiarę duch otrzymuje nad śmiercią panowanie, a omijając niby prawa bezwładnej materii, zwycięża je i niszczy. Oto, Boże, przeraziła mię niegdyś wielka moc rozwalin na dawnych polach Rzymskiego Cessarstwa – oczy moje szukały choćby jednej kolumny, która by na źrenicach moich te same kształty nakreśliła, które się malowały niegdyś na źrenicy Cezara… ale dzieła ręką ludzi robione odmieniły oblicze swoje… pomniki na przetrwanie wieków stawione rozpadły się.., krople rosy wyjadły oczy marmurowym posągom… Niepewny – czyli co widzę z widzianych kształtów przed wiekami – ujrzałem wróbla, który zleciał na piaszczystą drogę i usiadł śrzód rozwalonych grobowców… A duch mój wnet był pewny, że tenże sam piór rysunek, takie same czarne podgardle widziane były przez legijony Warrusa… A zaprawdę, że morza się od tych czasów cofnęły i Rzym pod dwudziestą stopami prochów zatonął.
Duchu! pracowniku przedwiekowy! ty wiesz także, iż w tobie leży pierwiastek światła, uwieczniający ciało – święty przeciwnik ognia, twój kiedyś w dniach ostatecznych przemieńca… Pierwiastek ten odkupienia, który w przyszłości twarze formy cudownie ozłoci, cieniem tylko pokazał się w głębi żywiołów – niektóre roślinki morskie ubrał w niepewne tęczowe jasnoście niektóre motyle psychicznemi gwiazdami uczynił – następnie zagasł – za potrzebniejszą jaką własność przez nędzne duchy wymieniany… Już go nie widać w ptakach – już przewodniczące girlandom ptaków żurawie, gdy nocą odprawiają jęczące i smętne podróże, nie przemieniają się w lampy i w pochodnie; ani rzucają wstęg i tęcz płomienistych obłąkanym we mgle żeglarzom… A ten – wyższy od głosu, bo zdolniejszy do wydania Bożych zachwyceń żywioł – światło złote, o Panie -w przyszłości nam się pokazuje – jako najdoskonalsze spiewu świętego narzędzie – jako karmiciel nasz… w owej to stolicy, która nam z obłoków zlatuje.
Z takich to prac wiekowych, o! duchu mój, z takich zwycięstw nad bezładem i burzą – jest pierwszy wieniec twój i pierwsza twoja u Boga zasługa. Nie zapomniał Pan o dziełach twoich – owszem, uszanował je i formy stworzone przez ciebie zachowuje, nie pozwalając nadal żadnej w nich uczynić poprawy. Pieczęć trwałości swojej położył na zapisanej przez ciebie księdze; a gdyś jest godnym, a wyrozumienia prawdziwego natury zapragniesz, otwiera przed tobą złote i zapisane przez ciebie różnemi charakterami księgi tej Genezyjskie karty – abyś je odczytał, zgłębił i z drugą tajemniczą księgą na dnie ducha twojego złożoną porównał… Cieszysz się więc, o! duchu, ilekroć odkryjesz którą z prawdziwych tajemnic drogi boleśnej; a sumnienie ci twoje zaświadczy, żeś prawdziwą myśl Boga w formach zamkniętą wyczytał. Niczem jednak jest nauka przeszłości, jeżeli grzęd tobą całej przyszłości nie odsłoni… Oto w księgach tych odkryta leży śmierci tajemnica i zapisane jest wyraźnie prawo następnej twórczości, to jest: ofiara. Nie odłączaj się więc od początku Twego, Uwidzialniony Aniele, i miej wiarę w sumnienie prawdy przeciwko nałogowi z nauki. W świętości bowiem twojej leży wyzwolenie ducha i moc jego przyszła… i mądrość i forma czynu wszelkiego na przyszłość… i zwycięstwo i wolność i wyswobodzenie spod jarzma fałszu i mocy.
O! Panie, który kazałeś szumowi morskiemu – i szelestowi wietrznych pól bladym kwiatkiem okrytych, aby mię uczyły słów tej księgi… a wiedzę na dnie ducha mego uspioną obudziły. – Spraw, aby te słowa westchnieniem pisane przeszły jak wiatr i szum morski; a przechodząc i mijając niektóre wielkie duchowe moce, w ojczymie mojej uśpione, z nieświadomości własnej, na światło wiedzy własnej wywiodły… Aby z tej Alfy… i z Chrystusa, i ze Słowa Twego wyprowadzon był świat cały – aby mądrość jasna, miłością Bożą w duchach tworzona, rozwidnieniem dla każdej nauki stanęła… O to proszę… Boże i Panie mój ! o widzącą wiarę a zarazem o uczucie nieśmiertelności z wiary widzącej w duchach zrodzone. – O słońce mądrości Bożej proszę, w którym widzę już mieczowego anioła przyszłej ofiary.
Albowiem na tych słowach, iż wszystko przez Ducha i dla Ducha stworzone jest, a nic dla cielesnego celu nie istnieje… stanie ugruntowana przyszła wiedza święta Narodu mojego… a w jedności wiedzy pocznie się jedność uczucia… i widzenie ofiar, które do ostatecznych celów przez ducha świętej ojczyzny prowadzą.
Ojcze Boże… według Świadectwa Chrystusa Pana przez nikogo jeszcze na ziemi nie widziany, a który teraz przez krwawe i udręczane tłumy kształtów Genezyjskich, ciemną dla formy – ale łaskawą i sprawiedliwą względem Duchów i Ducha mego, a stąd jaśniejszą i niby zbliżoną twarzą spojrzałeś: Spraw, aby ta jedyna droga rozwidnień i oświeceń: droga miłości i wyrozumienia, coraz mocniej jaśniała wiedzy Słońcami… i lud twój wybrany a drogą boleśną teraz idący, do krolestwa Bożego zaprowadziła.
KONIEC
http://literat.ug.edu.pl/genezis/dedyk.htm
Dwie dedykacje
Temu, który nie słowami ani nauką – ale przyściem
swojém i zapowiedzeniem Sprawy Bożej – ducha mojego
z więzów cielesnych uwolnić się i przejrzeć w krainę
wiedzy dopmógł
Andrzejowi Towiańskiemu
niniejszy wyraz jako wywołaną z ducha mego odpowiedź
– i miarę wyrozumienia Sprawy Bożej
Ofiarowuję i poświęcam.Narodu mego prosząc o uwagę dla człowieka, który słowa te-
że wszystko przez Ducha i dla Ducha stworzone jest,
wyrzekłszy… podobnie jak Kopernik, a więcej jeszcze, bo nie świat fizyczny
– ale świat wiedzy, na syntezie zatrzymał i postawił…– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Dzieło to
poświęcam Pułkownikowi
Kamieńskiemu,
bratu memu w Bogu,
który
z większą ode mnie mocą, polską i męczeńską, broni duchem
ostatnich szańców ducha… Sądzę, że Bóg go nie opuści – a ojczyzna
kiedyś cała uwielbi moc i piękność, którą okazał, jak prawdziwy wódz polski
– walcząc w ciemności – bez słońca nawet, które by zgon jego oświecić mogło.
A wy, o! Polacy, nie trwożcie się i nie rozpaczajcie,
a wierzcie, że ludzkość nie przez oszustwo kilku ludzi,
ale przez spokojne, a cierpieniem Bogu wydarte, powolne
rozwinięcie się prawdy postępuje; Sprawie Bożej więc
służąc trzeba przysiąc prawdzie – a sił dobyć z miłości.strona internetowa: tamże
Dziś z okazji 205 rocznicy urodzin jednego z wieszczów, może warto przypomnieć sobie jego twórczość. Zwłaszcza, że Jego słowa-wezwania brzmią niezwykle aktualnie.
Niezwykły Świat – Ukraina – Krzemieniec
Miasto znamienitego Liceum Krzemienieckiego, do którego uczęszczał urodzony w tym mieście Juliusz Słowacki
http://youtu.be/c4ih4lQ2fM4
Genezis Z Ducha
Natchnione słowa
Jakże często poprzez mgłę tego świata
mało słyszymy, mało czujemy i widzimy.
Moje rodzinne strony ;-)