Wpis migorra świetny . A film – rewelacja- http://www.youtube.com/watch?v=TefrCT5nEq4, choć to, co przedstawia, to tylko maleńki % tego, co się w UE dzieje napawdę. Gdzieś pod koniec pada informacja, że takich związków lobbingowych jest w Brukseli 2000.
Film jest zasadniczo o lobbystach, ale jasno mówi, że to tylko narzędzie, że w całym tym lobbyźmie chodzi o przekazywanie bandyckiej presji jaką korporacje prywatne wywierają na władze państwowe od najwyższego szczebla począwszy.
To już nie „niewinny” faszyzm Mussoliniego, który on sam definiował jako „związek korporacji prywatnych i państwa”.
Dalej to poszło w stronę „…i władz państwowych”, a teraz to już przechodzenie do wyższej formy faszyzmu, jaką jest korporacjonizm, w którym państwo coraz bardziej przestaje mieć cokolwiek do powiedzenia, aż zaniknie. W którym demokracja staje się pustą fasadą dla rozwydrzonej tyranii.
Film podaje, że zaczęło się to w Światowej Organizacji Handlu od tego, że – postawiono wszystko na głowie – przyjęto zasadę, że „Co dobre dla dużych firm, dobre dla wszystkich”.
MAI (Wielostronne Porozumienie Inwestycyjne – o inwestycjach zagranicznych) przygotowały największe światowe korporacje i ich współpracownicy. Celem paktu było ograniczenie rządowej kontroli nad korporacjami, oraz przepływem kapitału i inwestycji. Zmniejszyłby on kompetencje rządów. Korporacjom zapewnił nowe prawa, większą swobodę, a także możliwość pozwania rządu. Porozumienie przewidywało, że gdyby dany rząd zaostrzył przepisy o ochronie środowiska, chciał polepszyć warunki pracy, zapewnić kobietom równe prawa, opodatkować inwestycje, musiałby wypłacić zagranicznym przedsiębiorstwom rekompensatę. Korporacje otrzymywałyby też odszkodowanie za zyski utracone w wyniku wprowadzenia nowych praw lub regulacji. To przeczyło logice nawet wolnego rynku. Negocjacje były tajne, ale informacja wyciekła do mediów. Mimo to komisarz UE ds handlu forsował projekt w WTO pod inną nazwą. Czy to odpuszczą ?
Weźmy ironizowanie z zasady przejrzystości przez jednego z lobbystów, że nie wie, czy się ujawniać jako lobbysta i kto mu płaci (ostatecznie uchwalono że ma w tym dobrowolność) – bo on to jest członkiem think-tanku. My to z filmu wiemy, ale ci do których wtedy mówił – już niekoniecznie – że już połowie lat 90-tych ERT był już wszędzie – w unijnych organach doradczych, w zespołach ekspertów, instytucjach badawczych i think-tankach – działali nie jak grupa lobingowa, a instytucja ue. To, że był on w think-tanku wcale nie znaczy, że przestał być, albo nie był lobbystą.
Jak łatwo godzą się na to całe g. i wdzięcznie w nim pływają. Jak to z bliska, ustami lobbystów wygląda naturalnie, łagodnie i niewinnie. Jak perfidnie mówią do kamer jak o swojej pracy próbując nas oswajać z tą przepatologią. Jak trudno zobaczyć w tych dyrektorach najczarniejsze bestie w ludzkiej skórze, zbrodniarzy w białych rękawiczkach.
Szokuje, jak facet z miną niewinnej prostytutki opowiada o swoim kurestwie jak o pracy: „Wiele firm inwestujących za granicą jest dyskryminowanych na rzecz lokalnej konkurencji – nie dają ci licencji, zwlekają nakładają podatki. Różnymi sposobami blokują twój rozwój. Nie wszyscy mają równe szanse. Moja praca polega na usuwaniu takich trudności”. (teczkami łapówek wymierzonych w miliony i miliardy tych, co chcą normalnie żyć i nie paść pasożytów. Ba, w tych, co wogóle chcą żyć, a już najpierw to w tych, co chcą żyć godnie)
Nawet niezależni autorzy filmu dają się tu nabrać na to, że to wszystko przez to, iż dyrektorzy 40 największych korporacji zaszantażowali UE. To ważne, ale czy to nie naiwność – branie skutku za przyczynę, zapominanie kto ustanawia komisarzy UE i kto otworzył drzwi przed ERT, żeby mogli bezkarnie działać ? Czy to nie zapominanie, że II WŚ wcale się nie skończyła, tylko zmieniły się sojusze, że trwa wojna gorsza jak ta z hukiem dział, tylko nazywa się “fałszywy pokój i zdrada”.
Przecież gdyby nie to przyzwolenie faszystowskiej wierchuszki nad politykami i dyrektorami, to i dyrektorzy i komisarze jeszcze tego samego dnia by siedzieli.
A film jeszcze niewiele mówi o związkach faszyzmu europejskiego z faszyzmem globalnym – WTO to nie wszystko. Jest WHO, jest UNESCO, jest ONZ i inne organizacje pracujące na rzecz globalizmu – też skorumpowane do szpiku kości. Jest zaprowadzanie “demokracji” siłą, są próby pobierania podatków przez korporacje ponad wolą państw, czy przez terrorystyczne wymuszenia.
Przepraszam za przegapienie tego artykułu – był opublikowany 8 maja i czekał na moderację.
No tak, a ja już uznałem, że został odrzucony i go zmodyfikowałem – został zaraz opublikowany, tylko pod tytułem “Głos przedwyborczy”.
To dobra okazja do sięgnięcia do przyczyny pozbawienia mnie możliwości komentarzy i objęcia moderacją moich notek, bo wciąż się tu czuję pokrzywdzony.
Ta kwalifikacja mnie to pomyłka. Choć nie jestem teologiem, to sporo czytam i to ja w życiu koryguję na katolickie postawy znajomych na prawidłowe. Bywają spor i to moje racje wygrywają.
Kontrowersyjne zdanie było wprost logicznym wnioskiem z poprzedniego, wyrażającego prawdziwą obserwację, że nie ma zgodności między biskupami. Udawanie że to normalne byłoby głupie, tak jak i głupie byłoby nie posiadanie wątpliwości. Święty Augustyn ukuł nawet powiedzenie: “Wątpię więc jestem”. Nadto służyło przejściu do znanego stwierdzenia świętego Augustyna, zdania bardzo właściwego w tym miejscu, bo godzącego strony dla dobra Kościoła o Bogu na pierwszym miejscu.
Nie byłem, nie jestem, ani nie zamierzam być heretykiem, ani głosić w tym co piszę heretyckich idei.
Oczekuję szybkiego przywrócenia mnie do pełnych praw legionisty.
Korzystając z okazji, puszczę tekstem otwartym i moje refleksje na temat aktualnej sytuacji naszego forum.
Normalny tekst notki – głos sprecyzowany, rzetelnie prawdziwy i dalekowzroczny, wzorcowo katolicki i patriotyczny, twierdzący, oficjalny, szczery, pod którym podpisuje się jego autor – pozostawia do rozważenia w komentarzach jak oceniać sytuację, jak można to coś rozwinąć, czy uzupełnić, doprecyzować zależności i relacje dla przechodzenia ku praktycznym konstruktywnym zastosowaniom, dla wejścia w przewidywania jakie jeszcze problemy mogą w danym temacie wystąpić, jak im zaradzić, czy jak do nich nie dopuścić, dla określenia jak organizować realizację i jak ją ochraniać przed atakami złego, jak i dlaczego organizować obronę konieczną itd., a wreszcie skorygować błędy, czy dwuznaczne niedopowiedzenia. Zdeterminowane będą i komentarze pod tymi notkami – zawsze konstruktywne.
I to jest jakiś stan z marzeń administratora – i tylko jakoś ci blogerzy tacy niewdzięczni co i rusz chcą wydziwiać po swojemu, wiecznie niezadowoleni i kłótliwi.
A nawet i tak pojęte tematy nie zawsze bronią się same – takie właściwości ma tylko prawda, a i to, dla swojej obrony wymaga czasu i czyjegoś w końcu poświęcenia, by ją na światło dzienne wbrew oporom wydobyć. Często więc trzeba walczyć o możliwość jej szukania i głoszenia, a także szczególnie chronić np. przed „seryjnym samobójcą” (również cenzorem) osoby ją znające.
W zwykłych tekstach zawsze znajdą się nieścisłości, czy błędy w ocenach czy wnioskach. A i komentatorom nie zawsze chce się konstruktywnie poprawiać – wolą żeby to zrobił sam autor notki, czy innego komentarza, krytykują, często przesadnie, więc wkraczają emocje. Ogólnie te sprawy ma regulować regulamin.
Jego działanie jest podobne jak wykonywanie rozkazów na wojnie – nie podważać autorytetu dowódcy – najpierw wykonać, później składać skargi (choć i tam należy odmawiać wykonania rozkazów niemoralnych, nie dawać się upokarzać – pokora to świadomy i dobrowolny wybór wartości wyższego rzędu, a nie ustępstwo wobec mocniejszego – to powinien być wielki powód do radości na blogu, że uczestniczymy w starciu między wartościami).
Natomiast reagowanie administracyjne w notki, czy dyskusje (samo w sobie bywa złe, choć w przypadku notorycznie złej woli konieczne) ma sens tylko w jasno określonych zasadach regulaminowych obowiązujących dokładnie wszystkich. Gdy są wyjątki i przywileje (np. bycia sędzią we własnej sprawie – podstawowy błąd instytucji bana), regulamin traci sens, tak jak i każde prawo, które już na etapie jego tworzenia staje się faszystowskim prawem kaduka, czy staje się nim przez interpretację sądów, w tym Sądu Najwyższego.
Tak jak w przypadku sądów, konieczny jest autentyczny nadzór społeczny (z perspektywą wybieralności sędziów), tak i forum internetowe musi mieć swoje miejsce dla wolnego głosu społecznego.
Wnikanie administracyjne w treść notki, czy dyskusje to chowanie głowy w piasek przed problemami prawdziwymi – następuje „ręczne sterowanie”, „łatanie dziur w wałach przeciwpowodziowych”, kosmetyka na „tu i teraz”, a podskórnie narastają problemy przyszłe – te najtrudniejsze, obrosłe tolerancją, biernością i bezkarnością osób administracyjnie promowanych.
Są jednak i tematy notek otwarte, rozwojowe, w których ścierają się argumenty, pomysły i rozwiązania wzajemnie sprzeczne, typowe dla „burzy mózgów”. Legion nie ma jasnych reguł prowadzenia takich dyskusji. To, co widać to regres. Nie pomoże narzucająca się instytucja tłumaczeń i uprzedzań przed karami regulaminowymi . A ja rozwiązanie widzę.
Na Legionie potrzebna jest Strefa Wolnego Słowa – taki Hyde Park – dostępna dla każdego włącznie ze zbanowanymi, jeżeli wciąż widzą sens swojego tu działania dla dobra wspólnego – w której jedyną zasadą jest nie obrażanie Ducha Świętego w tym zwłaszcza zasad prawdy i logiki na których stoi świat Boży.
To na niej jest miejsce do uzasadniania dlaczego nie można się zajmować danym tematem gdy się nie reprezentuje pewnego minimum intelektualnego i moralnego, minimum wolności, odpowiedzialności za wspólnotę i dalekowzrocznej świadomości rzeczywistości. Oczywiście jest i miejsce dla dyskusji o tym minimum. I nikogo nie przekonamy twierdząc, że są pryncypia, doktryny i Katechizm. To nie samograj.
To są rzeczy po pierwsze podlegające zmianom i ktoś je też musi kształtować, a także obserwować efekty zmian wprowadzonych, wyciągać wnioski – nie zrobimy tego w sposób otwarty i mądry, to i tak dyskusje będą – Słowo Boże o nieoddawaniu nikomu władzy nad sobą jest do wszystkich, a to wymusza aktywność wszystkich !
To także miejsce dla obrony swojej racji nawet przeciw wszystkim pozostałym.
Po drugie, to te rzeczy wymagają ciągłego szukania dla nich uzasadnień i tłumaczeń – nawet, a zwłaszcza „z polskiego na nasze”, bo jakże często udajemy mądrych, a nie szukamy i nie pytamy tych, którzy rozumieją, którzy umieją to wszystko poukładać, by było zawsze gotowe do użycia i spójnie powiązać, by broniło się samo. Tłumaczeń bardzo często adresowanych do tych, co już się uważają za pobożnych, patriotów i dojrzałych w człowieczeństwie – nawet może i już takimi byli, tylko zdążyli obrosnąć sadłem i skostnieniem, zarozumialstwem i pychą.
Same zakazy – „żeby nie proruskie”, „żeby nie antypolskie”, „żeby nie pisać tak jak wroga nam propaganda” (choć ta jutro będzie pisała co innego), czy „żeby wroga nam propaganda nie wykorzystała tego dla swoich celów”, „żeby jakieś zdanie nie było heretyckie, czy szargające świętości” (a może „święte krowy”, a może w ogóle nie heretyckie tylko będące logicznym wnioskiem w rozumowaniu, a nazwane heretyckim tylko dlatego, że inni „heretycy” rozumują podobnie), „żeby nie atakować „swoich”” (niezależnie czy to atak ku zdrowieniu, czy ku pogrążeniu w niebycie).
Taka pozamerytoryczna „obrona” więcej przynosi szkody jak pożytku – tu najlepiej to zilustrować przykładem, jak to jedna pani zajadle broniła swojego księdza, żeby mógł sobie pociupciać, nie wysłuchawszy go, nie sprawdziwszy, czy problemowy zarzut był prawdziwy. A przecież są i przypadki odwrotne – gdy się wybiela winnego, wywołuje się szkodę dla wspólnoty, a i jemu utrudnia, hamuje możliwość poprawy.
Taka pozamerytoryczna, administracyjna „obrona” może pohamować tylko jakieś oczywiste dla wszystkich skrajności (co już jest podejrzane, bo może eliminować zarówno grube błędy, jak i rzeczy słuszne tylko bardzo niepopularne), podczas, gdy najbardziej podstępne, zdradzieckie nurty, cały ideologizm faryzejski, cała obłuda, że „zło to inni”, wszelkie trendy do pasożytnictwa i lenistwa, a zwłaszcza do bierności, do braku precyzyjnego odróżniania i oddzielania dobra i zła, do nie zmieniania niczego, do uwijania sobie przez niektórych „ciepłych gniazdek”, przy lekceważeniu problemów, które ma wspólnota – pozostają.
W ten sposób pozostaje przy tym i tolerancja dla zła i kłamstwa i tolerancja dla bytów sprzecznych, i postaw nielogicznych, a nawet ich równouprawnianie, czyli próba budowy świata na sprzecznościach wewnętrznych, które go niewątpliwie rozsadzą, które będą go szybciej burzyły jak nadążymy budować.
Pozostaje więc to samo, przed czym z reguły ogłasza się cenzurę, tylko w innej formie, a przy tym ta „nasza” jest gorsza, bo już wewnętrzna, bo wroga nie widać, a więc zaczynają dominować “poprawności”, new-age – owskie pozytywne myślenie, ogólniki i autocenzura.
Prawda, czy racja są wartościami wyższego rzędu jak sprawiedliwość, w tym demokracja z jej zasadami głosowania (można tylko w kwestiach politycznych, tj dla zarządu dobrem wspólnym). Dopiero to pokaże, gdzie są prawdziwe problemy naszej katolickiej i narodowej społeczności, stanie się kopalnią pradziwych tematów do naszych rozważań – a tylko takie mogą nas pchnąć do przodu w naszym dojrzewaniu i w naszej wspinaczce ku naszym ludzkim wartościom coraz wyższego rzędu.
Odtąd każdy tekst poprzedzony skrótem SWS miałby rangę zapytania do naszej społeczności blogerskiej choćby zawierał zdania twierdzące. Nie wolno stwierdzać niemoralności, czy dyskwalifikujących braków u stawiającego pytania. Pytać zawsze wolno. To odpowiedzi bywają głupie. W pewnych warunkach wolno głosić wszystko i wszystko negować. Forma nieważna. Ważny szacunek dla konkretnej osoby autora notki, czy komentarza (poza przypadkami, gdy trzeba jej w jej aktualnym stanie ubliżyć, by otrzeźwiała, wróciła do przytomności, a nawet do świadomości rzeczywistości), chęć jej przekonania do dobra, prawdy i życia, osądzania jej dla nakierowania jej ku dobru, prawdzie i życiu, a nie w spychaniu w potępienie, odrzucenie i unicestwienie – ważna chęć dyskusji, otwartego stawiania sprawy. Dotyczy to nie tylko osób, ale i spólnot.
Wszystko wolno, byleby został zachowany ciąg w dochodzeniu do określenia, sformułowania, nazwania problemu, pytania precyzującego, stwierdzania czego się nie wie, a co trzeba wiedzieć. Byleby trwało nakierowywanie wszystkiego w swoim otoczeniu i siebie nawzajem ku dobru, prawdzie i życiu – bo jak Bóg będzie na pierwszym miejscu, wszystko będzie na swoim miejscu.
Kochaj, a wtedy pisz, mów i rób co chcesz !
Wolność druku
15. Do tego też zmierza owa najzgubniejsza, przeklęta i odstręczająca wolność druku, mająca na celu rozpowszechnianie wszelkich pism wśród pospólstwa, której niektórzy domagają się i popierają z taką natarczywością. Obawiamy się, Wielebni Bracia, patrząc wokół Nas na te wytwory nauk, albo raczej upiory błędów, które wzdłuż i wszerz po świecie się rozchodzą w niezliczonych pismach, broszurach, księgach, książkach nierzadko szczupłych co do objętości, ale pełnych złośliwości, z których rozlewające się po całej ziemi przekleństwo, o łzy Nas przyprawia. Znajduje się przecież niestety tylu bezwstydnych, którzy twierdzą uparcie, że ten nagły zalew błędów może być skutecznie powstrzymany jakimś pismem wydanym w obronie prawdy i religii pośród tak wielkiego wezbrania nieprawości. Nie godzi się jednak i jest to wbrew wszelkiemu prawu, świadomie czynić zło i je pomnażać, w nadziei, że stąd wyniknie cokolwiek dobrego. Któż rozsądny pozwoliłby, aby truciznę wolno było jawnie rozpowszechniać i sprzedawać, nabywać ją, sprowadzać i nią się napawać, dlatego, że jest jakieś lekarstwo, po zażyciu którego, zdarza się niekiedy używającym go uniknąć zguby?
http://www.kns.gower.pl/grzegorz_xvi/mirari.htm
Tekst wielkiego papieża Grzegorza XVI bardzo ważny i wart dogłębnej analizy, zwłaszcza w aspekcie nas dotyczącym.
Przestawiona powyżej idea Strefy Wolnego Słowa (SWS) jest dokładnie odpowiedzią na słowa z Encykliki:
Jak to twierdzę powyżej, nie da się zakrzyczeć nieprawości, bez sensu są “święte oburzenia” (to o przewagach wiary, wobec rozumu), potępienia (to o banach) i bojkoty (to o wyborach). Powtórzę: “pryncypia, doktryny i Katechizm – to nie samograj”.
W idei SWS nie mieści się schlebianie “nieprawościom”, a przeciwnie – analizowanie ich, zrozumienie, o co naprawdę w nich chodzi, skąd ich popularność, wytykanie i prostowanie ich błędów, szukanie antidotum na ich rozpowszechnianie się, “szczepionek” uodparniających.
Jezus “jadał z grzesznikami” – to też argument za SWS.
Oczywiście będą tacy, co się będą wzdragali przed “pobrudzeniem się” takimi dyskusjami, będą i nazbyt wrażliwi, co mają skłonności, by nieroztropnie szybko pójść za przychodzącymi emocjami. Tych skutecznie przestrzegą literki SWS przed tytułem notki.
SWS jest też odpowiedzią na inne słowa:
Takie pozwolenie jest jak żydowskie Prawo, co uczyło grzechu. Chrześcijaństwo to “duch prawa”, czyli sprawiedliwość, w tym wolność. Sprawiedliwy nie musi znać prawa, żeby go przestrzegać, bo to z potrzeb sprawiedliwości tworzone jest prawo.
Trucizny więc mogą być w sprzedaży, tylko pod warunkiem, że z dobrym opisem wyjaśniającym istotę trucizny, opartym o dobrą znajomość motywacji osób sięgających dotąd po nią, opisem dającym uodpornienie na nią wszystkim niesamobójcom.
A na “synów zatracenia” i tak sposobu nie znajdziemy – jak im zakażemy jednego sposobu samounicestwienia, znajdą sobie inny.
Zaś tych, których “synowie zatracenia” chcieliby porwać ze sobą, poprzez uczciwe i otwarte dyskusje w SWS mamy szansę wybronić.
Nie chodzi o “pobrudzenie się” dyskusjami, tylko o to, że są ludzie, którzy nadużywają wolności słowa nie w celu dochodzenia do prawdy, ale po to, by agitować, manipulować – sączyć jad, licząc, że ktoś da się ogłupić.
Czasem trudno odróżnić brak wiedzy czy rozumu od złej woli, jednak sprzeciwiam się zasadzie dowolności słowa.
Co do zadawania pytań – owszem, można pytać o wszystko, ale nie tak jak piszesz:
Pytanie niech będzie pytaniem. Kto nie umie sformułować pytania, niech się nauczy. Chodzenie nie jest dla tych, co nie mogą ustać.
Panie Miarko.
Dlaczego Pan tak koniecznie chce nas raczyć truciznami? Nawet z etykietką.
Nie ma Pan żadnych powideł śliwkowych czy malinowych? Nie pogniewam się i za porzeczkowe.
Doprawdy Pan tak myśli, że to ja te trucizny serwuję ? I że chodzi o zaetykietkowanie, a nie o opis uodparniający ?
Czy udawanie, że ich nie ma i próba układania sobie chciejskiego światka śliwkowo-malinowo-porzeczkowego to nie faryzeizm i nieodpowiedzialność ?
P.S. Oczywiście marzyć każdy może – może i żyć w swoim światku śliwkowo-malinowo-porzeczkowym. Przecież SWS jest nie dla wszystkich – główny trzon dyskusji na Legionie nadal będzie po staremu, a nawet bardziej uporządkowany, spokojniejszy i …słodszy.
Panie Miarko.
Ma Pan inne portale na których się Panu miło rozmawia?
Miarko, nikt nie został zbanowany na Ekspedycie za zadawanie pytań, ani za demaskowanie trucizn i serwowanie recept na antidotum.
Jako osoba głosząca w sposób niezwykle autorytatywny bardzo wątpliwe tezy, kiedy prosisz o możliwość nieskrępowanego pisania (choćby w jakimś oddzielnym kąciku) – masz wiarygodność młodzieńca ze śladami iniekcji na przedramieniu, który domaga się w aptece by mu pokazać i dać do ręki opakowania z narkotykami, “bo być może ma je w domu i mogłby mu się pomylić z lekarstwami, które ma brać”.
Chętnie uwolnię Cię z ograniczeń na próbę, jeśli zadeklarujesz, że będziesz zadawać pytania w sprawach wątpliwych, a nie – wygłaszać tezy, np. o zakończeniu się sukcesji apostolskiej w KK przed SVII.
jeszcze chyba nie padło więc pomogę, polecam modne słówko, działa cuda – getto ławkowe
Miarko
Miło mi, że mój wpis komuś się na coś przydał i do pewnych refleksji zmusił. Bo myślałem, że skoro ZERO komentarzy pod moim wpisem, to znaczy, że nikogo to nie zainteresowało. A temat wydawał mi się dość nietuzinkowy, idący pod prąd, no bo nawet największy eurosceptyk powie, że “jednolity rynek” unijny jest jedynym pozytywem w zepsutej Wspólnocie. Liczyłem na dużą dyskusję i zdania odrębne, a tu nic.
A jednak po czasie ktoś się zainteresował! Nawet do napisania notki to zainspirowało.
Drodzy Państwo, chciałbym zobaczyć w tej dyskusji bardziej merytoryczne komentarze, np. na temat polecanego filmu. Oglądaliście, nie oglądaliście, podobał się, nie podobał, zmienił poglądy, nie zmienił?
Pozdrawiam
Nie oglądałem jeszcze tego filmu, więc chciałem powiedzieć parę słów na jego temat ;-)
Otwarty rynek nie jest dla mnie świętością. Generalnie wolę większą swobodę niż mniejszą. Otwarte granice są fajne – jak się jedzie do Estonii czy UK, ale gdyby jakaś warszawska dzielnica stała się muzułmańską enklawą, gdzie strach przejechać samochodem, poza główną ulicą, to bym zaraz krzyczał, by wznowić kontrole wjeżdżających.
Podobnie z rynkiem. Jeśli jego otwartość byłaby wykorzystywana np. do niszczenia naszego biznesu dumpingiem – to nie obraziłbym się za wprowadzenie ograniczeń, zezwoleń itd.
W ogóle jestem zwolennikiem gospodarki stagnującej i samowystarczalnej.
Wiem, że może to brzmieć jak straszna herezja, ale nie podoba mi się ten wyścig szczurów i składanie ofiar bożkom konkurencyjności i wzrostu.
Chciałbym, by nasze Państwo skoncentrowało się na zbudowaniu samowystarczalności i ew. sprzedawało nadwyżki, a kupowało głównie to, co u nas nie rośnie i czego nie ma w ziemii.
Wieczorem ISA obejrzę film i wypowiem się pod Twoją notką.
Pozdrawiam
P.S. Istnieje uzasadnione ryzyko, że pisząc tu na temat notki – trollujemy, ponieważ Gospodarz zaproponował w jednym z pierwszych komentarzy dyskusję na temat SWS.
Zgoda, deklaruję. Oczywiście poza Strefą Wolnego Słowa, o ile ostatecznie zostanie zaaprobowana, bo w niej, z definicji, skrót SWS poprzedzający tytuł, ma znaczyć, że wszystko, co będzie pisane – i w tekście, i w komentarzach – będzie i tak miało charakter zapytania, a wszelkie wątpliwości i pomysły będą mogły być bez obaw głoszone z pełną szczerością.
Co innego, gdybym ja, czy ktoś inny jakieś nieortodoksyjne tezy ze Strefy Wolnego Słowa (czy innych źródeł) próbował głosić w strefie tradycyjnej bez należnej krytyki.
P.S. Istnieje uzasadnione ryzyko, że pisząc tu na temat notki – trollujemy, ponieważ Gospodarz zaproponował w jednym z pierwszych komentarzy dyskusję na temat SWS.
Racja. Jeżeli Gospodarz uzna, że to trolling:
-> http://www.ekspedyt.org/migorr/2014/05/07/24504_czy-swobodny-przeplyw-towarow-i-uslug-w-ue-naprawde-nam-sluzy.html
Aktualizacja 18:31 : Marku, rozumiemy się bez słów, bo dojrzałem pierwszy komentarz pod wskazanym linkiem. Zapraszam więc tamże pozostałych zainteresowanych.
Bez obaw, temat zasługuje na to, żeby mu ustąpić tyle miejsca, ile będzie potrzeba, nawet mimo iż dyskusja pod “notką córką”: “Głos przedwyborczy” też nie wzbudziła specjalnego zainteresowania, więc już się nie spodziewałem jej wznowienia.
Pomyślę nad tym SWS. Na razie mam taką myśl, że poza SWS w tytule powinien być jakiś obowiązkowy nagłówek wyjaśniający, że tekst nie prezentuje poglądów Legionu, tylko stanowi podzielenie się własnymi wątpliwościami czy trudnymi pytaniami.
Masz już swobodę komentowania – tak jak swobodny jest przepływ towarów i usług w UE ;-)
I nie SWS.
HPL – Hyde Park Legionu, albo
DP – Dziedziniec Pogan (miejsce przed świątynią, gdzie można pogadać prawie o wszystkim).
Dziękuję, od razu lżej, jak chłopu po spowiedzi.
;-)))
Jak rano zobaczyłem tą notkę, pomyślałem, że to pomyłka, teraz widzę, że to “Pan Bóg doniósł kulę, którą wystrzeliłem dawno temu”.
Przed DP przestrzegam, bo w tym samym czasie faryzeusze w świątyni zajmowali pierwsze ławki, więc DP musiał respektować ten stan rzeczy, co go bardzo ograniczało i patologia rosła.
Już lepsze by było DK – Dziedziniec Katechumenów. Trzeba by jednak rozważyć, jak to koreluje z Neokatechumenatem.
I DP i DK mają podstawową wadę, że stygmatyzują uczestników dyskusji, nawet poniżają.
Natomiast HPL w porządku.
Były jednak i staropolskie sposoby prowadzenia dyskusji publicznych – może ktoś o tym wie coś więcej ?
Ważne, żeby to było Forum Badaczy Wszystkiego (zachowujących co szlachetne).
Asadow napisał u miggora pod filmem;
Cały film da się streścić w tym zdaniu. Film jednak nie stawia takiej tezy.
Wszelka wszechwładza jest zła, czy to europejska czy ruska.
Zresztą to co na filmie wałkujemy już wiele lat, kazdy to zna i widzi.
Nie ma co po raz kolejny przekonywać przekonanych.
Zupełnie nie zgadzam się z tym, że “to co na filmie wałkujemy już wiele lat, kazdy to zna i widzi”.
Gdyby tak było, to już dawno znaleźlibyśmy i wdrożyli sposób, żeby zmieść tą przepatologię.
Film szokuje. Budzi. Nie pozwala pozostać obojętnym (chyba że osobom programowo obojętnym).
Co nam z tego, że gdzieś są jacyś “przekonani”, kiedy ich przekonania nie przekładają się na ich walkę, ani nawet na świadomość całej reszty, kiedy nie o przekonania tu chodzi, a o życie.
Nawet jeżeli chodzi o “przekonanych”, to nie jest możliwe, by po raz kolejny “przekonać przekonanych”. Jest natomiast możliwe ich zawstydzić, a nawet osądzić i napominać, bo ich bierność od czasu, kiedy zostali “przekonanymi” ma rangę sabotażu i grzechu świadomego zaniechania – nie tylko czynienia dobra, ale i spełnienia ludzkiego, patriotycznego i religijnego obowiązku, żeby tu zrobić porządek, żeby zaprowadzać moralny, prawy i sprawiedliwy ład, żeby ziemię sobie czynić poddaną.
W życiu nie jesteśmy obserwatorami – nasza powinność to czyn, miłość to czyn – praca, walka, poświęcenie, ofiara z siebie – a “cóż bez miłości byłby wart ten świat” ?
Jeżeli się Pani czuje “po raz kolejny przekonywaną”, to ktoś tu traci czas.
8 maja … symboliczna data – podobno koniec wojny? Clausewitz pisał na początku XIX wieku że wojna jest przedłużeniem polityki. Stary Prusak się zdezaktualizował! Na podstawie historii XXI wieku można spokojnie stwierdzić że (współczesna) polityka jest przedłużeniem wojny (podobno zakończonej). i to bardziej skutecznym.