Czego chce ten ksiądz ?

Od blogerki, z którą od dłuższego czasu toczę spory dostałem komentarz: „Proszę posłuchać co dziś Kościół mówi do ludu ws. wspólnotowej”; i film: http://www.youtube.com/watch?v=o3lOVtCQXhc

Wychodziło na to że sama nie może sobie sobie poradzić z dyskusją merytorycznie i nasyła na mnie księdza Guza. Film oglądałem dawno temu, więc postanowiłem obejrzeć jeszcze raz zadając sobie pytanie: „Czego chce ten ksiądz ?”

Temat „nowej lewicy”, a ta cała „nowa lewica” to tyle, co lewactwo – związek faszyzmu i satanizmu – pod każdym względem wrogi katolicyzmowi. Nie ma nic do powiedzenia w kwestiach budowy życia wspólnotowego w oparciu o katolickie wartości wyższego rzędu.

Najpierw to zauważyłem, że ksiądz Guz jest tak dobrym mówcą, że trzeba mieć do niego dystans, żeby nie wywiódł na manowce. Film raczej udowadnia, że ksiądz Guz swoim studiowaniem w Niemczech stał się bardziej filozofem jak księdzem. Znałem go już od dawna, dla mnie też był urokliwy – tym, że zwalcza wrogów Kościoła zyskuje sympatię. To, co uważam za najwartościowsze w jego wykładach daje się wyłapuję między wierszami tego, co mówi. Jednak wychodzi na to, że tak samo jak profesor, który by atakował prawicę, powinien to robić będąc już poza Kościołem. A dlaczego ?

Chrześcijanin jak słyszy prawica-lewica, to powinien przynajmniej groźnie zawarczeć. A co robi profesor Guz ? Próbuje analizować, wręcz dyskutować ! – I wpada w pułapkę, a za nim wpadają i wszyscy, co poszli za nim.

Bo wspólnotowość po katolicku – i ja to tak przedstawiam – nie jest lewicowa. Lewicowcy by powiedzieli, że jest prawicowa, ale i to nieprawda. Oni tylko by się chcieli rozpychać i wchodzić na pozycje centrowe – pozycje religijne, coś jak w religii objawionej, nieogarnionej dla rozumu, a więc i nie podlegającej krytyce. Wspólnotowość jest ściśle centrowa – tylko wcale nie tak, jak partie polityczne zwane centrowymi – a tak jak centrum naszego życia jest Bóg, czy w innym ujęciu Krzyż. Lewica zastępuje więc Boga i Krzyż czymś swoim i już ze zdwojoną siłą, wykorzystując usłużne media, głównie będące własnością sponsorów lewicy, atakuje prawicę.

Taki według mnie zdrowy obraz wspólnotowości w rozumieniu katolickim to w centrum Krzyż, na lewej jego stronie kobieta, na prawej mężczyzna. Wedlug tego obrazu od razu widać, że jak nie uznaje się Krzyża, chce unikać swoich cierpień (a Bóg nie nakłada ciężarów nadmiernych), to zacierają się granice męskości-kobiecości – dlatego homoseksualiści i homoseksualistki muszą sobie coś rekompensować przechodząc na pozycje płci przeciwnej, choć i tak to ich nie zaspokaja, lezbianki i ich feministyczna forpoczta chcą „udomawiać” mężczyzn, nawet odwracać role rodzicielskie – tak bardzo idą w stronę płci przeciwnej.

Weźmy sprawiedliwość – biedota nawet narzeka, że jest niesprawiedliwość, bo bogacze mają więcej, czy odpowiednio działaczki „kobiece” narzekają, że mężczyźni zagarniają lepsze pozycje życiowe. I to jest podstawowe podejście „lewicy”.

Jest jednak i podejście „prawicy” – że lewica to lenie, darmozjady i pasożyty.  Odpowiednio łatwo wykażą bezproduktywność i słabość hobiet, ich krótkowzroczność wyrażającą się skupianiem na „tu i teraz”, a zaniedbywaniem dalekowzrocznej odpowiedzialności, wykażą ich sztuczki, by pasożytować na mężczyznach.

Oba te podejścia idą w poprzek życia wspólnotowego. Oba rozbijają ludzkie wspólnoty.

Na obu żeruje lewactwo/nowa lewica. Mają sposoby, żeby wyjątki od powyższego przedstawiać jako regułę i już mają wszystkich tak skłóconych i podzielonych, że rządzić nimi może i dziecko, byleby się dorwało do władzy.

Oba te podejścia atakują sprawiedliwość dokładnie tak, jak new-age atakuje dobro. Tak jak w new-age dobre jest to, co jest pożądane przeze mnie, tak i w podejściu prawicowo-lewicowym sprawiedliwe jest to, co uważam za takie z punktu widzenia klasowego i odpowiednio zamożnościowego, płciowego, czy kastowego, a nawet mafijnego.

Czego więc ten Ksiądz chce ?

A tak w ogóle to jak słuchać profesorów, żeby coś zrozumieć  ?  Może pierwsza zasada to oceniać samego profesora – co jako „artysta” ma na myśli, czego chce, a czego nie widzi, co powinien ? Czyżby naprawdę jego filozofia szła w poprzek życia katolickiego ?

Bo sprawiedliwość to co innego. Przychodzi od Boga, i Bogu w końcu ma służyć, a po drodze innym ludzkim wartościom wyższego rzędu, od prawości, przez moralność, człowieczeństwo dojrzałe i świętość. Bo sprawiedliwość to i

– relacje indywidualne między członkami wspólnoty, jednostkami, osobami,

– jak i służące samoorganizacji społeczeństwa by funkcjonowało bezkolizyjnie i umożliwiało każdemu wzrost i materialno-cielesny i duchowy przez „równanie w górę”.

Można powiedzieć, że jest to demokratyczne w przeciwieństwie do faszystowskiego „równania w dół” – typowe tu: „zrównać inteligenta z robotnikiem, robotnika z chłopem, a chłopa z ziemią”.

Katolicyzm wcale nie musi odwoływać się do demokracji – to tylko dla wyrażenia że sprawiedliwość wspólnotowa to taka dobrze rozumiana demokracja. To też dla wyrażenia, że wypaczenia sprawiedliwości wspólnotowej, to różne formy faszyzmu, w tym lewactwa (nowa lewica), socjalizmu, pol-potyzm, czy globalizm, albo masonizm, z jego traktowaniem jako oddzielne, niezharmonizowane  wartości: wolności, równości i braterstwa – niestety już funkcjonujący i w Kościele.

Bo sprawiedliwość to najpierw służba prawdzie, służba naturze, takiej, jak ją Bóg stworzył (nie tej, jaką mamy skażoną po grzechu pierworodnym), służba rozumowi, który pomaga nam nabywać świadomości tej rzeczywistości, rozróżniać dobro i zło i wybierać dobro, służba uczciwości, porządności i osiąganiu stanu prawości.

Z drugiej strony sprawiedliwość to panowanie nad sferą polityki, czyli sferą zwykłych ludzkich wartości, oczywiście najpierw tych, które mają się zajmować odpowiedzialną troską nad wszystkim, co określa termin dobro wspólne.

A więc czego ten Ksiądz chce ?

Najpierw to mówi, że według nowej lewicy , po Auschwitz nie może być już mowy o metafizyce, zaś „sercem metafizyki jest racjonalny dostęp ludzkiego intelektu do poznania Boga. Nie tylko do zasadniczego poznania rzeczywistości, ale intelekt człowieka jest tak wielki, że on na płaszczyźnie swojej własnej natury osiąga Boga i to Boga prawdziwego ”. A więc tu mnie Profesor chwali, że upominam się o poznawanie rozumowe – ratio, a nie tylko fides.

Dalej jest, że „Marks powiada, że prawdziwym chrześcijaństwem jest państwo demokratyczne – to jest prawdziwy pośrednik, dlatego że Marks w miejsce Jezusa z Nazaretu wprowadza systematycznie państwo demokratyczne – materialistycznej proweniencji”.

A więc tu też mnie Ksiądz profesor chwali, bo demokracja o której ja piszę to zaprzeczenie marksowskiej, w 100% katolicka, oparta o katolicki system wartości wyższego rzędu – taka demokracja, która mogłaby być gdyby starożytni Grecy byli chrześcijanami, demokracja, której drugą nazwą, którą wprowadzam jest „sprawiedliwość wspólnotowa”. Pozostaję przy równoległej nazwie demokracja żeby łatwiej wypełniać to, co już respektuje niemal cały świat treścią katolicką, prowadzącą nas do zwłaszcza do człowieczeństwa dojrzałego (to znacznie więcej jak humanizm, który chciałaby wprowadzać poprawność polityczna), prowadzi do życia prawego i moralnego, świętego we wzrastaniu ku Bożej doskonałości. Ta “moja” demokracja nie ma jeszcze znaczenia politycznego, bo to by wymagało jeszcze określenia praw obywatelskich – w demokracji szlacheckiej było tylko 10 % uprawnionych i to jeszcze za dużo (solidna matura, świadectwo z religii, brak ograniczeń sądowych, poręczenia ludzi prawych… ?)

Profesor mówi o tym, że NL chce usunąć pojęcie substancji (od sub-stare – „być w sobie”, że ten byt istnieje w sobie), konieczne żeby mówić o osobie jako  rozumnej, wolnej, posiadającej sumienie, a więc rozum praktyczny, który potrafi odróżniać dobro od zła”.  Tu też Profesor nic ode mnie nie chce, bo upominam się o prawość i związaną z nią grupę wartości wyższego rzędu, nadrzędną nad sprawiedliwością, a do nich należą i powyższe.

Dalej ksiądz profesor głosi, że NL odrzuca i filozoficznytermin substancji – nawet z myślenia, a więc i bytowości – w rezultacie wszystko widzi się w częściach – np. partia widzi się nie jako podmiot wspólnotowy,  a osobowy, nie mający na celu dobro osoby ludzkiej, a traktujący człowieka jako swoją część – politycy są tylko częściami, że wszelka bytowość jest jakąś całością, ale złozoną z części.

No, tutaj to już Ksiądz się na pewno nie czepia – i jesteśmy zgodni i używa niemal tego słownictwa co i ja i w tych samych znaczeniach. Ja też protestuję przeciw skupianiu się w procesach poznawczych na szczegółach, a dążenie do uzyskiwania rozumem świadomości całościowej. Ja to nazywam – w relacjach wspólnotowych i indywidualnych międzyjednostkowych, w związkach osobistych. I sprawiedliwość rozróżniam jako indywidualną, między osobami i jako wspólnotową i moralność, jako indywidualną, regulującą relacje między osobami i jako morale wspólnotowe. Wspólnotowe, a więc i operujące w sferze dóbr wspólnych – np. Państwo, to dobro wspólne Narodu (wspólnoty).

Dalej jest na wykładzie, że dla nauki przedmiotem wokół którego się wszystko kręci jest prawda („adekwatność między bytem, a intelektem” – dawniej „zgodność między bytem, a myślą”, „zgodność między rzeczywistością, a sądem o tej rzeczywistości”, czy jeszcze dawniej „obraz rzeczywistości w oczach Boga”).

Tu też najwyraźniej nic ode mnie nie chce – wartości mamy wciąż tak samo poustawiane. Prawda to u mnie fundamentalna wartość dla składowych prawości, nauka też z tej grupy, przy czym ja nawet precyzuję, że chodzi o naukę opisującą rzeczywistość taką jak ją Bóg stworzył. Za chwilę okaże się to bardzo ważne dla określenia, co jest nauką, a co tylko ideologią.

Dalej jest znowu o NL, że Adorno głosi, iż prawdę można poznać tylko wtedy, kiedy byt jest niesprzeczny, a że jest sprzeczny (tak głosi Adorno), to prawdy nie można pomyśleć.

I tu przyłapałem profesora Guza –  przecież to paradoks (najsławniejszy jest paradoks Zenona – „Biegacz nie może dogonić żółwia”) – czas i przestrzeń, również w sensie społecznym to wielkości ciągłe, Bóg, człowiek, substancja, osoba, jednostka, prawda, dobro, życie to wartości ciągłe – rozbijając je na części uzyskujemy sprzeczności, a więc bzdury.

Toć to łączenie sprzeczności, a przecież łączenie sprzeczności nie jest ze świata realnego: „nie ostoi się dom skłócony”, nie da się chodzić dwiema ścieżkami naraz”, ani „dwom panom służyć”. To typowe dla paradoksów – zabaw intelektualnych nie mających zastosowania w życiu.

Profesor musiał Guz dać się zbałamucić, że tego nie widzi, co powinien. On nawet nie warczy, nawet nie mówiąc, że nie grzmi, że to bzdury. Czyż nie można go posłuchać i iść dalej robić swoje, popełniać stare błędy i tolerować błędy innych będąc przekonanym, że tak można ? Czyż takiego profesora można słuchać ?

I co proszę Księdza ? Ładnie było dawać się nasyłać i nastawać na niewinnego, który wił się jak piskorz i wciąż zadawał sobie pytanie – czego ten Ksiądz chce ?

W świecie rzeczywistym wszystkie zjawiska zachodzące w nim są ciągłe, a nie punktowe jak w ujęciu Zenona, czy cząstkowe jak u Adorna.  Wszędzie gdzie jest duch, jest ciągłość (w przeciwieństwie do materii, która miewa ziarnistość). To, co nowa lewica chce rozbijać na części podziałom nie podlega. Bo np. z części nieożywionych nie da się tworzyć bytu żywego. Bóg się obalić nie da nawet na gruncie spekulacji „filozoficznych”. Nowa lewica to nie nauka, nie filozofia, tylko chora ideologia.

A teraz to już czekam, że Ksiądz Profesor już szybko zetrze w pył tą całą “nową lewicę” !!!

O autorze: miarka