pióra Bartosza Marczuka z Fundacji Republikańskiej ukazał się w “PlusMinus” – weekendowym dodatku do “Rzeczpospolitej” /10-11.05.2014/. Nosi on tytuł “Sparzeni Polską”.
Jego początkowy fragment jest /TUTAJ/. Tak się złożyło, że w sobotę 10 maja Krzysztof Osiejuk /Toyah/ poświęcił notkę “O konserwatywnych filantropach i koktailu z grzybów” /TUTAJ/ właśnie Marczukowi. Zmieszal go z błotem za to, iż pochwalił się on , iż ma pięcioro dzieci oraz za to, że spodobało mu się podniesienie wieku emerytalnego w Polsce do 67 lat. Faktycznie, Marczuk powtarza jak mantrę, iż “starsi nie będą zabierali miejsc pracy młodym, bo dzięki pracy staruszków gospodarka szybciej się rozwinie”.
Widać, że Marczuk po prostu nie ma pojęcia o realiach rynku pracy w Polsce, a zwłaszcza o roli koneksji oraz układów. Toyah zupełnie niesłusznie porównuje go do windykatora długów oraz do satanistów. Jest on tylko jednym z tych, co wierzą w wydumany model liberalnego kapitalizmu.
Wróćmy jednak do artykułu w “PlusMinus”. To dość solidne wypracowanie, na ponad półtorej kolumny, stanowiące przeglad faktów dotyczacych emigracji Polaków, zwłaszcza po roku 2004. Autor najpierw przypomina Wielką Emigrację po Powstaniu Listopadowym, wyjazd 3,5 mln ludzi z ziem polskich na przełomie XIX i XX wieku /przed 1914/, potem emigrację powojenną i wyjazd z Polski 1,2 mln osób w latach 80-tych, po stanie wojennym.
Trzy czwarte tekstu dotyczy jednak sytuacji po roku 2004, czyli po wejściu Polski do UE. Według danych GUS w 2002 w krajach “starej Unii” żyło 461 tys. Polaków, w 2005 – 1,2 mln, a w 2008 – już 1,82 mln. Wg danych eurostatu bylo to: w 2008 – 580 tys., a w 2012 – 1,8 mln. Nie była to jednak wcale polska specyfika. Liczba obywateli krajów Europy Środkowo-Wschodniej w krajach UE wzrosła z 1,7 mln do 5,6 mln w okresie 2004-2012.
To bardzo charakteterystyczne dla wszystkich opracowań dotyczacych kryzysu demograficznego i emigracji w Polsce. Rozważa się w nich wyłącznie sytuację w naszym kraju, przechodząc do porządku dziennego nad tym, iż zjawiska te dotyczą WSZYSTKICH europejskich krajow postkomunistycznych i należało by na nie spojrzeć z szerszej perspektywy.
Artykuł Marczuka napisany jest pod pewną, z góry założoną tezę. Głosi on, że emigranci do Polski już nie wrócą, gdyż zostali źle potraktowani przez nasz kraj. W Polsce nie ma bezpieczeństwa socjalnego i finansowego i ci, co wyjechali boją się wrócić do ojczyzny. Nie wiem, na ile jest to prawda. Dane GUS o emigracji /nie tylko do UE/ mówia, że jej liczebność wynosiła w 2008 – 2,2 mln, w 2009 – 2,1 mln, w 2010 – 2 mln, a obecnie ponad 2,1 mln. To by wskazywało, że w okresie 5 lat ilość wyjazdów oraz ilość powrotów raczej się równoważą.
Ciekawe są informacje na temat przelewów pieniężnych do Polski . W rekordowym 2007 było to ponad 20 mld złotych, w 2009 – 18,5 mld, a od 2010 – 17 mld zł rocznie. Czy ten spadek był efektem nięcheci do powrotu, czy też kryzysu na Zachodzie – trudno powiedzieć.
Marczuk podaje też dane świadczące o tym, że przynajmniej w pewnych regionach Polski emigracja stała się poważnym problemem. Z Podkarpacia i Podlasie wyjechało 10% ludności, a z Opolszczyzny 35% osób w wieku 18-44 lata. Rok temu Archidiecezja Warmińska przeprowadziła badania, które pokazały, że w ciągu 9 lat od 2004 r. na Warmii ubyło 17,5% ludności, z czego 85% wyjechalo za granicę /czyli prawie 15% ogółu Warmiaków/.
Na zakończenie Bartek Marczuk stwierdza rzecz oczywistą dla wszystkich poza polskim rządem:
“W gwałtownie starzejącej się Europie bitwa o ludzi trwa. Tylko bezmyślne panstwa pozbywają się swojego najcenniejszego kapitału. Jeśli nasi politycy chca powstrzymać kolejnych uciekinierów, muszą się zastanowić, dlaczego Polacy wyjeżdżają. Później muszą wdrożyć takie działania, które ich zatrzymają, a może nawet ściągną z powrotem do kraju. Zamiast więc zachwycać się dziesięcioma latami świetlnymi, powinniśmy tak urządzić naszą rzeczywistość, by stała się bezpieczniejsza i bardziej przyjazna dla naszych własnych obywateli.”.
no cóż … szczerze mówiąc nie wiem czy nasi politycy chca powstrzymać emigrujących obywateli. Mam dziwne wrażenie że w resztkach wypłukanych hektolitrami sejmowego koniaku i whisky zwojów mózgowych kołacze się myśl: im mniejsze (i głupsze!) stado tym łatwiej nad nim zapanujemy … więc emigracja najwybitniejszych jednostek jest w interesie “stabilności demokracji w Polsce”
Jaki jest koń, każdy widzi.
Witam,
Artykułu nie czytałem, jedynie powyższy wpis.
Jestem jednym z tych co wyjechali. Znam rzeczywistość kilku rodzin, które opuściły Polskę w latach 2005 – 2007.
Nikt (z moich znajomych) nie przybył tu (Wielka Brytania) dla bezpieczeństwa socjalnego. Większość chciała by wrócić. Jednak problem polega na tym, że większość ma sporo dzieci – 4, 3, 3, 2, a nowe się rodzą. Nikt nie chce narazić rodziny na nagłą utratę perspektyw.
Ja mam troje dzieci, już dość dorosłych (20, 18, 15). Syn studiuje, córka dostała się na studia – nie wyobrażam sobie jak miałbym sobie dać radę w takiej sytuacji w Polsce, a nie chcę im zamykać tej możliwości edukacji. Gdy pokończą szkoły to wracam, ale dopiero wtedy.
Dla mnie, jak pewnie i dla wielu innych, nie jest najważniejszy materialny poziom życia w Polsce (bo są niematerialne sprawy, które wyrównują spadek tego poziomu po powrocie) ale obecność perspektyw. I nie chodzi też o obecność tzw. pracy – chodzi o to żebym mógł sobie taką pracę stworzyć. I dlatego (nie wchodząc w politykę) najważniejszą sprawą, umożliwiającą powrót wielu emigrantów, byłaby deregulacja działalności gospodarczej – powrót do ustawy Wilczka z 1988 r. Drugi, związany z tym element, to zmiana systemu emerytalnego – co najmniej na tzw. kanadyjski, lub likwidacja go zupełnie. Te dwa działania zapawniłyby warunki do powrotu wielu ludzi z emigracji. Przynajmniej większości moich znajomych.
Faktycznie, niektórzy z nich mogą tak myśleć. Zwykle jednak władcy chcieli mieć wielu poddanych.
Obawa przed narażeniem rodziny na “nagłą utratę perspektyw” wynika właśnie z braku bezpieczeństwa socjalnego w Polsce.
“Bezpieczeństwo socjalne” to jest coś od czego sporo ludzi ucieka. Gdy wyjechałem do Wielkiej Brytanii nie miałem pojęcia o jakichkolwiek zasiłkach, pomocach i bezpieczństwie socjalnym. To co się liczyło to to, że mogę szybko znaleźć byle jaką pracę (ale dającą mi możliwość bycia “na plusie”), a potem aklimatyzować się, poznawać rzeczywistość i dość szybko zmieniać zajęcie na lepsze. Co jeszcze mnie tu przyciągnęło to praktyczny brak opresji biurokratycznej (na 9 lat pobytu w urzędzie osobiście byłem 3 razy), wolność gospodarcza – założenie firmy to 10 minut przez telefon, rozliczanie podatku przez internet, niezwykle niskie ubezpieczenie społeczne (2,7 funta na tydzień).
Żadne bezpieczeństwo socjalne nic nie ma tu do rzeczy.
Jak to dobrze, że jest Pan tutaj i napisał ten komentarz.
To, co napisała Pani Elig jest straszną herezją, wołającą o pomstę do nieba.
Dlaczego????
Bo pod hasłem ”bezpieczeństwa socjalnego” okrada się nas poprzez wysokie podatki, złodziejski ZUS i opresyjną, przerośniętą biurokrację- w takim państwie nie tylko nie ma ”bezpieczeństwa socjalnego”, ale żadnego bezpieczeństwa.
Chcemy wolności od mafii państwowej, nie postkomuszego bezpieczeństwa.
Elig,
Bo człowiek nie potrzebuje “bezpieczeństwa socjalnego”. Człowiek potrzebuje bezpieczeństwa i nie wtrącania się władzy w jego życie. Człowiek potrzebuje szansy osiągnięcia godnego życia gdy uczciwie pracuje. Człowiek potrzebuje możliwości prowadzenia każdego, nawet najmniejszego biznesu bez uwalenia go dziesiątkami przepisów i haraczy zaczynających się w momencie rejestracji firmy. W Polsce firma może być duża lub żadna. Człowiek potrzebuje niezależności materialnej od państwa, a nie zasiłków, dodatków, “becikowych”, dopłat do wyprawki dla pierwszaka itp. Człowiek potrzebuje wolności od biurokracji państwowej – w starciu z nią zawsze jest przegrany.
Może napiszę coś niepopularnego ale powinniśmy się jednak uczyć od Wielkiej Brytanii – zwłaszcza w zakresie pewnych rozwiązań administracyjnych.
Gdy tu (w Wielkiej Brytanii) chcę założyć firmę to… zaczynam działać. Mogę ją prowadzić przez trzy miesiące bez rejestracji, po tym czasie mogę ją zarejestrować oraz zapłacić wstecznie za ubezpieczenie społeczne w wysokości 35 funtów. To jest za 13 tygodni, przy najniższej stawce godzinowej 6,35, co znaczy, że pracując jako sprzątaczka przez 5,5 godzin jednego dnia pokrywam koszt prowadzenia firmy na 13 tygodni. Rejestracji dokonuję przez telefon podając, że mam firmę pod danym adresem. Teraz mogę sobie zarobić do 10000 funtów i nie muszę zapłacić podatku. Rozliczam się za pomocą internetu.
A co się dzieje gdy kupuję samochód? Sprzedawca wpisuje moje imię i nazwisko oraz adres w dwóch miejscach na dowodzie rejestracyjnym, po czym wydziera mały kawałeczek, który jest potwierdzeniem, że samochód jest mój. No i od tego momentu jako kupujący nie muszę robić nic – nowy dowód z moim nazwiskiem i adresem dostanę pocztą za jakiś czas. Oczywiście nie zmieniam tablic rejestracyjnych bo te są takie same przez całe życie samochodu. Sprzedawca za to musi ponieść koszty sprzedaży – musi kupić znaczek pocztowy i kopertę aby wysłać stary dowód rejestracyjny do JEDNEGO urzędu w Wielkiej Brytanii, który się takimi sprawami zajmuje.
Nie ma tu dowodów osobistych, nie ma obowiązku meldunkowego, nie ma obowiązku posiadania przy sobie prawa jazdy.
Gdy moja żona zdała egzamin na prawo jazdy zapytałem się egzaminatora od kiedy może jeździć samodzielnie, egzaminator spojrzał się na mnie dziwnie i powiedział – “od teraz, przecież zdała…”. Prawo jazdy dostała pocztą po 8 dniach.
Teraz do egzaminu na prawo jazdy przygotowują się moje dzieci – syn i córka. Na jazdy jeżdżą ze mną, naszym samochodem – nakładam tylko na ten czas dwie magnetyczne tablice z L i mogą jeździć ile chcą. Nie jest wymagany żaden specjalny samochód, żaden instruktor (też tacy oczywiście są), żadne specjalne szkolenie czy zezwolenie dla mnie (czy dla żony, bo też czasem z nimi jeździ).
Chcę zezłomować samochód – dzwonię do kogoś, kto się zajmuje ściąganiem samochodów, on go zabiera, w zależności od stanu mogę jeszcze coś utargować, a ja wypełniam jedną sekcję w dowodzie rejestracyjnym że właśnie wyrejestrowałem samochód i wysyłam tenże dowód na adres tego jedynego urzędu.
Dlaczego podaję te przykłady – bo są one przejawem filozofii, że jeżeli państwo nakłada na obywatela jakieś obowiązki administracyjne to tenże obywatel nie może z tego powodu ponosić kosztów finansowych oraz czasowych.
Krótko mówiąc – Wielka Brytania nie wymaga od obywatela płacenia dużych haraczy, spędzania czasu w urzędach; nie traktuje mnie jak potencjalnego złodzieja (w wielu momentach składa się oświadczenie, które jest traktowane jak prawda – jednak gdy okaże się, że kłamałem to kary są bardzo dotkliwe).
I takiego państwa chcę w Polsce – traktującego mnie jak człowieka i, broń Boże, nie chcącego się mną “opiekować”.
Królu złoty.
Dzięki.
Czy twoje dzieci miały seksedukację w brytyjskich szkołach?
Nie, bo mogliśmy odmówić. Nie było żadnego nacisku.
Szkoły są kiepskie, aczkolwiek bardzo zróżnicowane. My mieszkamy na wsi, daleko od dużego miasta więc wpływ rodziców na szkołę jest duży. Na tyle duży, że gdy poszedłem ze skargą na pewną propagandową lekcję (dotyczyła globalnego ocieplenia), to dostałem możliwość poprowadzenia lekcji na ten temat w szkole (co oczywiście zrobiłem).
Kiedy indziej, gdy napisałem, że moja córka nie będzie brała udziału w niemoralnej grze (gra polega na tym aby przekonać publiczność, że, spośród pewnej grupy osób, ja jestem najważniejszy i powinienem zostać oszczędzony gdy spośród tej grupy kogoś trzeba będzie zabić) to dostałem list przepraszający mnie za obrażenie moich uczuć.
To jest tak – gdy nie ogląda się telewizji, nie mieszka w dużym mieście i się odważnie reaguje w szkole to Wielka Brytania jest całkiem w porządku (oczywiście poza pogodą).
Panie TKorze.
Nie chcę z Panem zamienić.
Panie Karolu,
Ależ już o tym kiedyś rozmawialiśmy – ja niedługo wracam. Napisałem tylko, że są pewne wzory rozweiązań administracyjnych, które można by, z korzyścią, wprowadzić w Polsce.
No to super!
Pan wie jak trawa jest teraz pięknie zielona?!
Ja również bardzo Panu TKorowi dziękuję za fakty z pierwszej ręki.
Bardzo o nie w Polsce trudno.
To co jest w Polsce to system sowiecki.
Od tego systemu właśnie ludzie uciekają.
OD SYSTEMU.
Tylko to właśnie się skrupulatnie przemilcza.
Jesteś człowieku prawdziwym Polakiem, który się jakoś uchował przed strzałkami aborygenów.
Gratuluję Tobie i Twojej rodzinie.