Jacek Dziedzina
Fetowanie kanonizacji dwóch soborowych papieży niektórzy w przedziwny sposób łączą z nieustanną krytyką Soboru Watykańskiego II.
To w ostatnich latach stało się modne – zarówno w różnych środowiskach prawicowych, jak i nawet w ścisłych kręgach kościelnych: mówienie, że źródłem kryzysu, jaki dotknął Kościół na Zachodzie, było właśnie Vaticanum II. Pogląd ten właściwie stał się niejako równoległym do oficjalnego nauczania Kościoła sposobem interpretacji rzeczywistości. I jeśli posłuchać jego wyznawców, w wielu punktach przyznamy im rację. Na tym polega przecież tworzenie się stereotypu, że pewne prawdziwe, możliwe do zaobserwowania zjawiska przypisuje się pozornie pasującym do nich przyczynom. W ten sposób krytycy w soborowym otwarciu na świat widzą źródło relatywizacji prawd wiary i zasad moralnych. Bo to proste, czytelne wytłumaczenie skomplikowanych procesów. Z drugiej zaś strony prawdą jest również i to, że akurat Sobór Watykański II stał się dla różnych pięknoduchów (także kościelnych) wyjątkowym narzędziem do tworzenia autorskich wizji Kościoła.
Nie miejsce tu na długi wywód i przedstawienie historii tego sporu o sobór. To właściwie niekończąca się, samonapędzająca dyskusja. Warto przypomnieć tylko w tym miejscu o słowach Benedykta XVI, który mówił, że był sobór prawdziwy, czyli sobór ojców soborowych, i był również tzw. sobór mediów – czyli to wszystko, co z soborem zrobili dziennikarze, interpretujący po swojemu niesamowite w swej treści dokumenty. To fakt, nie brakowało i kościelnych „podpowiadaczy”, którzy po swojemu rozwijali przesłanie soboru. Było coś szalonego w wielu kościelnych kręgach, zwłaszcza zachodnich, które uznały, że dopiero teraz rozpoczęła się historia Kościoła, a wcześniej wyznawcy Chrystusa tkwili przez prawie 2 tysiąclecia w ciemności. Tyle że to zerwanie z przeszłością nie było w żadnym stopniu zamiarem Vaticanum II. Owszem, było na tamten czas wpuszczeniem świeżego powietrza do wielu skostniałych formuł i przyzwyczajeń. Jednak w żadnym punkcie nie zrywało z poprzednimi soborami. I nawet jeśli niektóre dokumenty Vaticanum II brzmią dziś anachronicznie (a owszem, są takie punkty), to nie powód do ich odrzucenia. Tylko ewentualnie do czekania na kolejny sobór powszechny.
Tymczasem to, co robią krytycy Soboru Watykańskiego II, jest próbą powiedzenia: Kościół się pomylił. Trzeba wrócić do czasów „przedsoborowych”. Niedawno usłyszałem nawet, że Vaticanum II był pierwszym soborem, na który ojcowie przyjechali nie wiedząc, po co właściwie jest zwoływany. Bo? Bo nie było w planach żadnego potępienia kolejnej herezji, żadnego ogłoszenia kolejnego dogmatu. Otóż, owszem, ojcowie, zwłaszcza kurialiści rzymscy, przyjechali nawet z gotowymi konspektami, schematami gotowych dokumentów, które – jak sądzili – wystarczy tylko przegłosować i rozjechać się do domów. I na tym polegało to niezwykłe zaskoczenie i poczucie, że tym „zebraniem” rządzi ktoś inny. Duch Święty najwyraźniej wiedział, po co Jan XXIII zwołał sobór…
Zaraz, zaraz… Jan XXIII? Czy to aby nie ten papież, który będzie właśnie kanonizowany? Razem z Janem Pawłem II, który jako pierwszy papież w pełni realizował postanowienia soborowe? Może to się komuś nie podobać, ale rację ma kard. Paul Poupard, kiedy mówi, że kanonizacja obu papieży jest w pewnym sensie również kanonizacją Soboru Watykańskiego II. Tymczasem niektórzy w przedziwny sposób potrafią pogodzić fetowanie kanonizacji tych dwóch papieży z ciągłym kwestionowaniem postanowień soborowych. To już nawet lefebryści są bardziej konsekwentni: podważają świętość Jana Pawła II, ale też nie kryją swoich poglądów na temat soboru.
No tak. Maski z twarz. Wóz albo przewóz. TAK-TAK NIE-NIE.
…no to co jest źródłem kryzysu w KK na Zachodzie , że kryzys jest to widać …mój wikary powiedział mi, że drastycznie spadła liczba spowiedzi, …on twierdzi (ma nadzieje), że to przejściowe…tylko, żeby nie było, że krytycy SII byli winni kryzysowi w KK…pozdrawiam niepoprawnie
Jak zwykle w historii Narodu Wybranego. Kult złotego cielca, Baala, Moloha… cudzołóstwo z obcymi bożkami. Obecny dyżurny: mamon.
…faktycznie obecny bożek mamon robi wielkie spustoszenie…a może bardziej ten poprzedni Naród Wybrany …robi spustoszenie, :)))pozdrawiam niepoprawnie
Myślę, że wielkim przeoczeniem jest datowanie początku kryzysu w KK na czasy posoborowe. Ta wojna toczy się od początku i po paśmie spektakularnych zwycięstw “naszych” – aż do Średniowiecza, zaczęły się problemy:
Luter, “Oświecenie”, rewolucje itd.
Szatan też się uczy.
Postawię tu ryzykowną hipotezę (wcale nie na złość), że wspanialy rozwój form liturgicznych i powstającej pod mecenatem Kościoła kultury materialnej mógł prowadzić do przesunięcia akcentów na zewnętrzne przejawy wiary i w efekcie – do jej spłycenia.
Czy paradoksalnie – to właśnie “Msza Wszechczasów” mogła być zalążkiem serii klęsk – przesłaniając swoim przepychem proste przesłanie Ewangelii?
Nieraz o tym myślałam, że tak właśnie jest- ta matczyna nadopiekuńczość i doskonałość Kościoła nas sparaliżowała. Podobnie jest z dziećmi, ile by nie dostały, zawsze niezadowolone, dopiero jak dostaną w tyłek na swoim, bo nie umieją jajecznicy zrobić, otwierają im się oczy, ale wtedy już one same muszą wykazać się ofiarnością wobec swoich dzieci, a potem doświadczają od nich niewdzięczności, i tak w kółko.
a może jeleń?
I jeśli posłuchać jego wyznawców, w wielu punktach przyznamy im rację. Na tym polega przecież tworzenie się stereotypu, że pewne prawdziwe, możliwe do zaobserwowania zjawiska przypisuje się pozornie pasującym do nich przyczynom.
To Sobór, czy żydzi? A może też my?
Czyli doniesiono Pani…!
Krawata, ogólnie stroju pawiego – dekoncentrującego, to wina. I złej patelni. A nie moja, och, nie moja…
…jeleń??? przeginasz :)))
Już dawno zaobserwowano, że wskazówki dworcowego zegara wprawiają w ruch pociągi.
Mnie też zastanawia takie stanie w rozkroku.
Nie, nie. To przypadek.
Teraz skończyłam rozmawiać z Gośką i dowiedziałam się o jajecznicy, ale tylko tyle, że była i że Delfin się podzielił.
Rozwój moralny ludzkości (jej uczłowieczanie) od czasów Chrystusa uzyskał gwałtowne przyśpieszenie. Trwało to do rewolucji francuskiej. Od niej mamy już tylko stopniowy, ale ostatnio coraz szybszy upadek.
To tak w wielkim skrócie. Więcej szczegółów poda Pani Circ.
Był taki dowcip o staruszku przygłuchym już, który jako ostatni widział Lenina. Dziennikarz go pyta gdzie go widział, a staruszek opowiada, że była łąka, rano, mgły, i wyszedł Lenin.
Dziennikarz pyta;- A może jeleń?
Staruszek;- A może jeleń.