(W nawiązaniu do notki „BEZBRONNI IDIOCI…” – o problemach z polską armią.)
“Matka nie wychowała mnie na idiotę”. To cytat z jakiegoś filmu, ale to chyba on najlepiej ilustruje źródło problemu, który mamy.
To, że jako Naród Polski przeżywamy jakąś fazę głębokiego upadku morale i nas wrogowie robią w Polsce co chcą bez naszej zdecydowanej walki, ma swoje główne źródło w naszym wychowaniu.
To niezastąpiona rola matki “dać dziecku serce”. A otworzyć mu serce, to przede wszystkim nauczyć go zakorzeniania sumienia w duchu, w tym, “CO NALEŻY”, “JAK TRZEBA”, “GDZIE POWINNOŚĆ” tak wobec Boga, jak Ojczyzny, Rodziny i drugiego człowieka, którego w jakiś sposób wyróżniamy ofiarując mu swoje działania, zaniechania i postawy motywowane uczuciami, żeby dobrze wiedział “W IMIĘ CZEGO” dokonywać takich a nie innych wyborów, podejmować takie a nie inne prace, walczyć o takie, a nie inne sprawy.
To z domu rodzinnego wynosimy, “z mlekiem matki wysysamy”, tak sprawiedliwość, prawość, jak i sumienie.
To od matki uczymy się cnót i czystości duchowej, niewzruszonego i bezkompromisowego dążenia do celu, uczymy się odporności na cierpienia, bóle i straty osobiste, składane ofiary, wyrzeczenia i poświęcenia, gdy są dla wyższej sprawy, dla tego, co ważniejsze.
To od matki przejmujemy hierarchię wartości, dążenie do zdobywania, kształcenia w sobie człowieczeństwa dojrzałego aż po świętości i ludzkie wzory i ideały zwłaszcza mężczyzny, ojca, wojownika, ducha odwagi, czy męstwa.
Heroiczna, mężna kobieta to tylko wyjątkowo Joanna d’Arc. To przede wszyskim kobieta-matka, która wychowuje swoje dzieci “NIE NA IDIOTÓW”.
Żeby czegoś bronić, najpierw trzeba w to wierzyć. Trzeba być w to zaangażowanym duchowo, a więc i uczuciowo, a więc decyzją swojej wolnej i świadomej woli.
Żeby czegoś bronić, musi to być dla nas ludzką wartością wyższego rzędu (najwyższe z określających nasze morale to Bóg, Honor, Ojczyzna), wyższego jak korzyści z pozwolenia sobie na bierność.
Żeby czegoś bronić, trzeba najpierw przyjąć postawę uniżenia względem bronionej wartości, a więc postawę pokory. Dalej, to trzeba uczuć w równowadze z emocjami im odpowiadającymi. Takie sprawy jak pycha, czy emocje nadmierne (oparte o interesowności i pożądliwości nadmierne, niezrównoważone, nieopanowane), gdy pobudzają do obrony czegoś, to nie obrona, a agresja, bo “bronią” czegoś nienależnego, nieuprawnionego (w sensie braku sprawiedliwości jako źródła i celu tego “prawa do obrony”), bronią jak złodziej broni świeżo ukradzionego fanta, NAWET PRZED SPRAWIEDLIWOŚCIĄ (praworządnością satanistycznie pobłażliwą), fanta który już traktuje jak swoje dobro, bo “sobie go ukradł”.
Żeby czegoś bronić, trzeba uważać to za rzecz drogocenną dla POKOJOWEJ wizji świata którą realizujemy, złaszcza dla ładu społecznego na straży którego stoi nasza moralność.
A pokój jest na potrzebny zwłaszcza po to, by kobieta-matka mogła bez przeszkód pełnić swoją podstawową misję „wychowania dzieci nie na idiotów”.
Pokoju fałszywego nikt nie broni, a w razie potrzeby zastępuje go OBIECANKĄ innego pokoju fałszywego, pod płaszczykiem którego dalej będzie bezkarnie trwała faktyczna wojna, choć niekoniecznie z hukiem armat, głodem i krwią na ulicach – starczą ruiny gospodarki i bezrobocie, czy np aborcja i emigracja, albo brak materialnych środków dla posiadania potomstwa, lub postawy antyrodzinne i antyobywatelskie).
Trzeba więc mieć tą dalekowroczną, docelową wizję dobra (a nie jakiegoś rozpasania i rozpusty, jakiegoś POużywania sobie, jakiejś samozatraceńczej konsumpcji “tu i teraz”).
Wychowanie dzisiejsze bez wpływu dobrych matek w szczególności oducza nas już od dziecka „złoszczenia się”. W efekcie nie umiemy dawać wyrazu złości, gniewu, gdy zło nas atakuje, czy spycha nas z pozycji dobra, z pozycji walki o słuszną sprawę, o to w co wierzymy, o to, czego zobowiązani jesteśmy bronić. Nie umiemy samodzielnie i odpowiedzialnie, a zwłaszcza przezornie rozwiązywać swoich problemów.
Stajemy się idiotami, którzy potrzebują być kierowanymi i bronionymi.
Złoszczenie się jest związane z miłością dobra, a więc i nienawiścią zła, które temu dobru zagraża.
A wychowanie dzisiejsze bez wpływu dobrych matek w oducza nas już od dziecka również nienawiści zła. Ie tylko zwierzęcej żądzy szkodzenia drugiemu człowiekowi, ale i zła jako takiego, nawet zła zagrażającego dobru które kochamy.
A zatem wychowanie dzisiejsze bez wpływu dobrych matek w oducza nas już od dziecka również miłości dobra, w tym drugiego człowieka traktowanego jako dobro.
Brak złości, gdy zło, którego nienawidzimy zagraża dobru, które kochamy, w tym drugiemu człowiekowi, który jest dla nas wartością wyższego rzędu (nawet i przed nim samym, gdy jest oszukany), to sprawa bardzo ważna, bo zło nie karcone natychmiast umacnia się, okopuje, bezczelnieje, gromadzi wspólników, z czasem mafie, watahy wilków w ludzkiej skórze, nabiera pewności siebie, przekonania że jest bezkarne.
Ze złem się dialogu nie podejmuje, w żadne kompromisy z nim nie wchodzi.
Jak ktoś nie ma w swym arsenale broni złości i zdolności stanowczego i szybkiego reagowania, to musi być ciepłym kluchem, kastratem i niewolnikiem. Musi się wyrzec cnót, zwłaszcza rycerstwa i ludzkich wartości wyższego rzędu, w tym honoru, a nawet obrony świętości. Musi się rozbroić jak zdradziecka oligarchia Rzeczpospolitą w XVIII w na życzenie Moskwy.
Wroga nam propaganda wmawia nam w tym temacie, że gniew jest grzechem. Tymczasem jako chrześcijanie mamy się gniewać, mamy tylko pamiętać „by nad naszym gniewem nie zachodziło słońce”, by nasze emocje nie wyrodziły się w nadmierne. Dopiero to rodzi patologie, chciejstwa, interesowności i pożądliwości, gdy niezałatwione sprawy zostawiamy na drugi dzień, gdy wchodzimy w grzech i odczłowieczenie, gdy może się pociągnąć za nami niewybaczenie swojemu winowajcy, który potrzebuje wybaczenia by wrócić do normalności.
Ba, mamy się gniewać już na wrogie nam zamiary, nie tylko czyny (bo wtedy na obronę byłoby z zasady za późno). Nawet groźba utraty własnego życia wobec potrzeby obrony tego w co wierzymy i spełniania świętych powinności nie może hamować tego gniewu.
To dlatego musimy się zbroić w czasach pokoju. Lepiej wydawać nawet dużo pieniędzy na zbrojenia, nawet popadać przez to w zubożenie, jak zostać przez wroga zewnętrznego zniewolonym i w dowolnej chwili pozbawianym suwerenności, niepodległości, dóbr wspólnych Narodu i osobistych, Państwa, Rodziny i życia, próbować nas wmanewrować w niewolę wieczystą z tytułu zadłużenia niespłacalnego.
Kiedy “matki wychowują własne dzieci na idiotów”, to mamy rozbrojenie na wstępie do starcia z wrogiem.
Takie „wychowanie” może podpowiedzieć tylko wróg. To „niebieska”, lewacka UE jest naszym wrogiem, chyba większym jak tylko „czerwona” komuna.
To “złego” trzeba rozbroić przed zażądaniem jego bezwarunkowej kapitulacji.
Choć chciałem to mało co zrozumiałem.
Poproszę streszczenie, meritum. Dziękuję.
Problem jest z naszym wychowaniem.
Odbywa się ono najpierw w domu rodzinnym, gdzie kluczową jest rola matki (z podtrzymaniem więzi i w całym naszym dorosłym życiu). To, że dalej już w naszym wychowaniu odgrywa znaczenie i Państwo i społeczeństwo, zwłaszcza rodzice chrzestni, a także mamy samowychowanie zwłaszcza na gruncie religijnym i przez zdobywanie wykształcenia, zaprawianie się w pracy i walce, to już nie jest tak ważne, jak to, czym nasiąkniemy w domu rodzinnym, co stworzy w nas fundament, szkielet, który dalej będziemy wypełniać wiedzą i doświadczeniem, na którym budować swoją przyszłość. Oczywiście pomijam tu wychowawczą rolę Boga Dobrego Ojca, bo żeby z niej skorzystać to trzeba się jej poddać, a tu też się kłania wychowanie Domu.
Wszystko więc w rękach naszych matek, matek przyszłych polityków, obywateli i żołnierzy.
“Czerwoni” i “niebiescy” intensywnie zniechęcają nasze matki do pełnienia odpowiedzialnie ich roli macierzyńskiej, kierują ich zainteresowanie na problemy bytowe, konieczność pracy, a więc i brak czasu dla rodziny, ale i wielki przy tym wysiłek wkładają w ich demoralizację, w ich zainteresowaniem sprawami materialno-cielesnymi, zwłaszcza emocjonalnymi bardziej jak uczuciowymi i w ogóle duchowymi, następuje promocja postawy feministycznej, a więc z gruntu wypranej z morale i z dążeń ku człowieczeństwu dojrzałemu, ku życiu poważnemu i odpowiedzialnemu – najpierw za swoje wspólnoty, zwłaszcza Kościół, Naród i Rodzinę, w poszanowaniu cnót (zaczynając od wolności, pamiętając o Bożych), życiu ku świętości.
To z potrzeb naszych ludzkich wartości wyższego rzędu organizujemy życie polityczne, a więc i ono musi tym wartościom służyć. To, że mamy w tej chwili lewackich oszustów, którzy usiłują wywyższać politykę nad moralność i stada idiotów im klakierują, nie może nas zniechęcać.
Chodzi mi głównie o to, że nie obronimy Polski jak nie odbudujemy etosu heroicznej Matki-Polki.
Oczywiście równolegle jako mężczyźni musimy się jakoś wybronić przed naszymi agresorami i “wewnętrznymi idiotami”, głupcami, ślepcami i tchórzami, i jakoś przetrwać do czasu, aż nam Matki-Polki wychowają “nowych ludzi plemię”.
No to żeby to zrobić, parę razy trzeba będzie dać w ryj. No nie ma innej rady. Czy się chce czy nie chce, czy się lubi czy nie lubi. Taka jest kolej rzeczy.
To mam graać?
(złościć się, czy nie złościć?)
Chciałabym się nie złościć, ale trudno jest wytrzymać, kiedy swoi przejawiają oceany głupoty.
Złość się, budująco :)
Byle nie – destrukcyjnie.
No i – tylko do zachodu słońca.
Przystoi czy nie, jestem Pani miłośnikiem, Pani Circ.
Nie da rady czytać spokojenie tego, co Pani napisze. No nie da rady.
Słońce dzisiaj piękne się zapowiada, bynajmniej niegrudniowe, uśmiechu więc Pani życzę na dokładkę.
Można się złościć jak profesor Wolniewicz – w duchu konserwatywnym (prawoskrętnym), który nie jest destrukcyjny, tylko konstrukcyjny. Zaczynamy od tego, co chcemy zbudować i tylko jeżeli w tej budowie pozytywnej coś tam po drodze zawadza, to w sposób możliwie delikatny i uprzejmy usuwamy to.
a można i reagować, jak wzywa ksiądz Kneblewski:
albo i reagować jak Jezus Pan:
Trochę ironizujesz, jakby to o czym mówimy nie było z kręgu spraw najważniejszych. Muszę więc uzupełnić swoją wypowiedź.
To rady dobre, ale do zastosowań obronnych, wychowawczych, gdy trzeba kogoś nam bliskiego, kogoś z wnętrza naszej wspólnoty nauczyć szacunku, ostrożności, uwrażliwić na krzywdę drugiego człowieka, na przyszłość, na ludzkie wartości wyższego rzędu, przywołać do rzeczywistości, ochronić go przed nim samym, a przy tym i innych z jego otoczenia przed nim – to wszystko z zasady wobec szkodnika indywidualnego, ale i dla działań doraźnych, dla prób, czy eksperymentów, badań naszych słabych punktów – NA ILE MOŻNA SIĘ BEZKARNIE POSUNĄĆ, na ile można się bezkarnie ROZEPCHNĄĆ.
Inaczej, gdy ktoś ma wrogie zamiary na przyszłość. Gdy nasza złość musi być powiązana z profilaktyką.
Gdy chodzi o czyjeś działania i zamiary indywidualne, to takiemu nie wybaczamy wprost, tylko modlimy się, żeby Bóg Ojciec mu wybaczył (Jezus nie wybaczył, tylko wyjątkowo (?) modlił się, żeby Bóg Ojciec wybaczył takim “mającym wrogie zamiary” wobec Niego z tego powodu, że nie wiedzieli co czynią).
Gdy z kolei ma wrogie zamiary względem naszej wspólnoty, to tu trzeba złości „zawieszonej” w postaci naszego nieugiętego, bezkompromisowego, rycerskiego morale i naszej gotowości bojowej, coś jak orzeł „blisko słońca” gotów w każdej chwili runąć na wroga. Gdy ma wrogie zamiary trzeba gromadzić wszelkie siły i środki do obrony.
Wrogowi nigdy nie wolno wybaczyć dopóki go nie pokonamy. Jest takie mądre przysłowie: „Dopóki lis ma chociaż jeden ząb, nie ma mowy o żadnej moralności”.
To samo dotyczy jednoczenia się (politycznego) przeciw wspólnemu wrogowi.
Nie istnieją układy, czy kompromisy w sprawach morale, dlatego takie jednoczenie nigdy nie powinno wyjść poza wymiar polityczny, poza czasowe zawieszenie wrogości, dlatego nigdy nie można o wrogości zapomnieć
(wzorcową taką wrogość mamy wobecnaszych braci Ukraińców od czasu ich „zaporoskiego pohulania” na Wołyniu, ale jeszcze większą mamy i z NATO, i z UE, z którymi się zjednoczyliśmy przeciw Rosji, „miękko” zaniedbując tu kwestii przebaczenia im win, np. zdrady z 1.09.39, z 17.09.39, czy Jałty, a nawet zapominając o nich, co szybciutko zaowocowało i „polskimi obozami koncentracyjnymi i zdradą naszych „sojuszników” względem Rosji, a nawet podbojem kolonizatorskim z wymuszeniem naszego rozbrojenia, ze zniszczeniem substancji gospodarczej i państwowej, z niewątpliwymi tajnymi antypolskimi układami naszych wrogów, z możliwym kolejnym rozbiorem, z kolejną zdradą smoleńską).
Mowa o takich sytuacjach, że mamy „przyjaźń i pokój” to mowa zdrajców. Nawet jak przyjmiemy, że to „przyjaźń i pokój”, to koniecznie trzeba dodawać …FAŁSZYWE, a za ich fasadą trwa najgorsza z wojen z zaangażowanie „naszych zdrajców”. Wobec nich, z racji tego, że swoją zdradę chcą kontynuować, nasz gniew nie może gasnąć.
Szczególnie ważne jest to co napisałem:
mamy się gniewać już na wrogie nam zamiary, nie tylko czyny (bo wtedy na obronę byłoby z zasady za późno). Nawet groźba utraty własnego życia wobec potrzeby obrony tego w co wierzymy i spełniania świętych powinności nie może hamować tego gniewu.
Ból – ten ból trzeba czuć, ten ból ma nas konstytuować: „Jam nie z soli ani z roli, ale z tego, co mnie boli”.
Ten ból, to jest istota naszego szlachectwa.
Człowiek honoru i innych wartości obywatelskich z grupu „morale wspólnotowe” nigdy nie weźmie znieczulającego narkotyku serwowanego przez media głównego faszystowskiego ścieku głoszące propagandę sukcesu typu „jest dobrze, a będzie lepiej”. Członkowie PO, PSL, SLD, czy RP, zaczynając od tych „na stanowiskach”, jakby mieli honor, to by się roztrzaskali na pierwszych lepszych drzewach.
Siedem grzechów głównych
1. Pycha.
2. Chciwość.
3. Nieczystość.
4. Zazdrość.
5. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu.
6. Gniew.
7. Lenistwo.
Z grzechami głównymi jest tak, że one dopiero stają się źródłem innych grzechów. Te inne też mają różną wagę i nie zawsze są śmiertelne, a nawet nie zawsze są grzechem jako będące w stopniu naturalnych skłonności nad którymi jednak potrafimy zapanować, by nie stały się nadmiernymi.
Przede wszystkim jednak każda czynność uważana pobieżnie za grzeszną (z wyjątkiem grzechu przeciw Duchowi Świętemu), może być USPRAWIEDLIWIONA przez wiarę, że służy dobru, że jest motywowana jakąś wyższą koniecznością, np. obroną konieczną, np. pracą w niedzielę przez lekarza, czy służbą żołnierza, albo pomocą potrzebującemu, czy czynnością dla podtrzymania życia.
Trzymając się litery prawa nie moglibyśmy jest mięsa, bo pisze „nie zabijaj”.
Nad literą prawa (nie mylić z praawami, czy prawem kaduka), mamy jego ducha, który może nas usprawiedliwiać, nawet uznawać nasze postępowanie wzorcowym, gdy walczymy o sprawiedliwość i inne cnoty, zwłaszcza wolność, walczymy o prawość w tym prawdę i naturę, którą mamy od Boga, moralność, w tym bronimy Ojczyzny, czy Rodziny, bronimy tego, co służy naszemu człowieczeństwu dojrzałemu, a już nade wszystko naszych świętości.
Gniew to zarówno emocja, jak uczucie – oparte o decyzję wolnej i świadomej woli – w naszym przykładzie gniew skierowany przeciw złu niesionemu przez wrogów Ojczyzny gniewającego się, gniew motywowany patriotyzmem, czyli miłością Ojczyzny.
Gdy emocja jest zrównoważona uczuciem nie ma mowy o grzechu.
Samo uczucie gniewu jest darem od Boga
Grzech główny jest wcześniej, już na etapie pozwolenia sobie na emocje nadmierne, bo później, już w afekcie, w stanie emocji nadmiernej ubranej w czyn, człowiek już nie odróżnia dobra i zła.
Grzech jest, kiedy pozwalamy sobie na emocję nadmierną, nadmierną interesowność, pożądliwość, w tym zwłaszcza żądzy władzy i pieniądza, gdy popadamy w zakłamanie i zamiast walczyć z grzeszną skłonnością w sobie walczymy z drugim człowiekiem psującym nam dobre samopoczucie jak wyrzut sumienia o naszej winie .
Profesor Wolniewicz mówi, że „złość i nienawiść wielkiej mocy to sens istnienia dla idiotów”. Czy to już dość wielka moc ?
Przykazanie ‘nie zabijaj’ oznacza “nie popełniaj zabójstwa”. Obrona przed napastnikiem lub zabicie zwirzęcia nie jest zabójstwem.
Co do gniewu, Nowy Testament dość wyraźnie to wyjaśnia: grzechem jest gniewanie się na bliźniego. Gniew wobec zła, Szatana, czy niesprawiedliwości to coś zupełnie innego.
Kościół precyzuje to w ten sposób: nie jest grzechem żadne spontaniczne uczucie – w tym – gniewu, na które nie mamy wpływu.
Grzechem jest świadome pielęgnowanie gniewu, zła wola, nienawiść czy złorzeczenie bliźniemu.
Grzech jest zawsze wykroczeniem o charakterze jakościowym (nieposłuszeństwo wobec Boga). Wprowadzanie tu jakichś kryteriów ilościowych jest błędem:
Jak intensywna emocja byłaby właściwa, jak to zmierzyć?
Otóż nie, nie wolno nam w ogóle pozwalać sobie na gniew – wobec bliźniego.
Nie ma przykazań “czcij ojca swego i matkę swoją w rozsądnych granicach”, “nie kradnij ponad miarę”, “nie pożądaj nadmiernie żony bliźniego twego” itd.
Tak – tak. Nie -nie. A co ponad to …
Najpierw w kwestii pytania “Jak intensywna emocja byłaby właściwa, jak to zmierzyć?”
Powyżej napisałem:
Mamy taką miarę – właśnie uczucie stoi na straży dobra bliźniego – dojrzałe uczucie oparte jest o decyzję wolnej i świadomej woli człowieka dojrzałego.
Same zaś emocje, czy ich formę: “uczucia niedojrzałe”, czy “niechciane” trzeba mieć. To nie tylko “smakowitość” tego, na co sobie pozwalamy, ale i napęd, by walczyć o szeroko rozumiane człowieczeństwo dojrzałe.
Tak jak smutek jest błogosławiony, gdy go godnie przeżywamy i nie uciekamy w puste radości “światowe”, a “za to” otrzymujemy radość prawdziwą jako owoc Ducha Świętego, tak i przeżywając godnie swoje “gniewy” z czasem doczekujemy się życzliwości.
Dalej, to skoro gniew jest od Boga, to jest dobry i posługiwanie się nim jest posłuszeństwem wobec Boga. Oczywiście w odpowiednich granicach i kryteriach SŁUSZNOŚCI, oraz NADMIARU/WYSTARCZAJĄCOŚCI, które łatwo pomylić z kryteriami ILOŚCIOWYMI.
Masz rację, że samego gniewu nie można jakoś skodyfikować ILOŚCIOWO. Tym samym nie można określić, który gniew jest chwalebny, a który grzeszny (chodzi o emocję gniewu, bo gniew jako uczucie człowieka w swym człowieczeństwie zawsze chroni dobro, a więc z zasady i człowieka, który jest dobrem, którego życie jest dobrem).
Jednak gniew, o którym mówimy to emocja, a nie uczucie. Gniew, jak i każda emocja u normalnego człowieka ma swojego stróża – uczucie. To coś tak jak żona ma swojego opiekuna, oblubieńca – męża i żyją w harmonii. Gdyby chciała wynieść się nad niego, wzgardziłaby uczuciem, weszła by w destrukcję, w zdradę, w feminizm. Tu zaczyna się życie emocji nadmiernej, która na wstępie zabija uczucia, zabija człowieczeństwo dojrzałe.
Przy słabym uczuciu, już mały gniew (emocja) jest nadmierny, a przy uczuciu bardzo silnym, możemy sobie pozwalać i na bardzo silną emocję gniewu zanim będzie on WYSTARCZAJĄCY by przywrócić porządek. Jedynym tu kryterium jest, by nad tym gniewem panować (jako człowiek dojrzały).
Wystrzeganie się nienawiści „do człowieka” itp, to pustosłowie. To głos wrogiej propagandy mającej nas pozbawiać naszej ludzkiej broni zanim dojdzie do starcia ze złem, mający w nas zasiać wątpliwość co do tego, gdzie jest wola Boża.
Bo jak nienawidząc zła oddzielić człowieka od tego zła, którego się on dopuszcza świadomie i dobrowolnie ?
Czyż to nie satanista, albo i opętany przez diabła ? Bo dla tego człowieka, czy świadków różnicy między nienawiścią człowieka, a nienawiścią zła w człowieku nie ma. Różnica jest tylko w motywacji samego nienawidzącego, a więc w potępianiu nienawiści do człowieka chodzi o to, BY NIE KRZYWDZIŁ TYM SIEBIE. Różnica oczywiście jest i dla innych, ale nie dla wszystkich – to „racja moralna”. Dla dzielących tą samą moralność jest ważna – gasi żądzę odwetu. Gorzej, że tych dzielących katolicką rację moralną coraz mniej…
To samo jest i z gniewem. Zwykła emocja gniewu równoważona uczuciem nie krzywdzi gniewającego się, emocja zaś NADMIERNA ZABIJA UCZUCIE – CZYNI NIEOBLICZALNYM. Emocja, gdy sama, w ogóle jest ślepa – nie słucha rozumu, nie potrzebuje prawdy (emocje nadmierne można dowolnie przenosić z obiektu na obiekt).
Emocja nie odróżnia dobra i zła, na czym szczególnie żerują dzisiejsi wrogowie tak Polski, jak chrześcijaństwa i całej cywilizacji zachodniej. Nie odróżnia ich tym bardziej emocja nadmierna, a więc rozpasana, wyzbyta jakiejkolwiek kontroli dojrzałych ludzkich uczuć i ludzkiego ducha.
Nie można patrzeć na ten człon nienawiści – „do człowieka”, bo gdy zobaczymy na polu walki przed sobą osobę ludzką, miecz nam może zadrżeć w ręce, gdy tymczasem mamy do czynienia ze złem, które się za nią chowa.
Najpierw trzeba więc widzieć gdzie jest dobro, gdzie prawda, gdzie nasze wartości wyższego rzędu, gdzie Bóg. Człowiek, jako istota ludzka to najpierw dobra i to NIE NAJWYŻSZE. Już honor, czy ludzka godność dziecka Bożego, czy Ojczyzna to dobra wyższe. A mamy jeszcze świętości !!!
Chodziło mi o to, że gniew jest grzechem głównym, kiedy staje się emocją nadmierną, kiedy dotyczy sycenia nadmiernych interesowności, czy nadmiernych pożądliwości
Przykładowo wspomniana kradzież bierze się z sycenia interesowności nadmiernej – każda jest „ponad miarę” (poza sytuacją wyższej konieczności),
a pożądanie żony bliźniego swego jest pożądliwością nadmierną.
Również „czcij ojca swego i matkę swoją” musi być „w rozsądnych granicach” – “Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci itd. — nie może być moim uczniem” (Łk 14,26).