W moim domu wybierając się na wycieczkę mówiło się: „ mam nadzieję, że będzie ładna pogoda”. Teraz powszechnie mówi się : „ mam nadzieję, że będzie pogoda” nie zastanawiając się, że zawsze jest jakaś pogoda- raz ładna, a raz brzydka. Znajomy polonista wytłumaczył mi, że takie skracanie wypowiedzi jest charakterystyczne dla trywializacji języka. We wszystkich językach taki proces zachodził pod wpływem tak zwanych klas niższych. Po takich mimowolnych błędach językowych bezbłędnie rozpoznaje się środowisko rozmówcy zarówno w Anglii jak we Francji czy w Polsce. Niezależnie od zamożności czy wykształcenia tego rozmówcy.
Do tej nieszczęsnej „pogody” zdążyłam się już przyzwyczaić, natomiast nieodmiennie zdumiewa mnie prostacka maniera mówienia : „ zachowuj się” zamiast „ zachowuj się grzecznie”.
„Zachowuj się” wrzeszczy do ucznia zniecierpliwiony nauczyciel w szkole. „ Przecież się zachowuję” – powinien odpowiedzieć uczeń. Bez przymiotnika zdanie nauczyciela jest bez sensu. Ale nauczyciel z awansu tego nie rozumie.
To wszystko przyszło mi do głowy gdy usłyszałam wypowiedź żony Tuska wyjaśniającej dlaczego za pieniądze podatnika kupuje sobie kiecki. „Reprezentuję Polskę i muszę wyglądać”- powiedziała publicznie nie rozumiejąc, że cokolwiek by nie zrobiła, jakkolwiek by się nie ubrała – wygląda
Jak jej mąż, jak żona Drzewieckiego w kradzionym futrze , jak cała formacja.
Oczywiście przysłówek a nie przymiotnik , przepraszam.
A wie Pani co…
A mi wiszą – za przeproszeniem – jak kilo kitu (to jest neologizm mojego Taty, przypomina mi zapach – piękny! – starego kitu do okien, tego pomarańczowego) te wielkie stada prymitywnych donaldzinówek.
Bowiem wśród tych pól chwastów, rosną jeszcze najpiękniejsze polskie Kwiaty.
Dzięki Wam za to!
A moja przedwojenna jeszcze polonistka, chyba z podstawówki, strofowała nas, że “cokolwiek by nie zrobiła, jakkolwiek by się nie ubrała” – to rusycyzm od “kak nie bud’ “. I ja ciągle poprawiam mego przyjaciela, że po polsku powinno być “cokolwiek by zrobiła”, jakkolwiek by się ubrała”, etc.
Serdeczności
Racja.I to święta racja. Ale moja rodzina jest kresowa, wszystkie ciotki i matka kończyły pensje w Brześciu, nasi chłopi ( tutejsi) mówili swoistym językiem- mieszaniną rosyjskiego, polskiego i białoruskiego ( jeżeli taki jest). W domu obok wierszyków z dziecinnego pokoju po francusku ( “Un jour, tombe et se brise un mauvais violon; On le ramasse , on le recolle Et de mauvais il devient bon.”) zapamiętałam wiele wierszyków mnemotechnicznych po rosyjsku: (Sawa Drawa Cisa Prut wsie oni w Dunaj ciekut ) Właśnie jadę na Białoruś. Rozmawiając z naszymi “tutejszymi” sama nie wiem w jakim języku mówię.
Dziękuję za Kiepurę. Zawsze ten “chłopak z Sosnowca” wydawał mi się fenomenem.