„…kto świadomie staje przed Obliczem Stwórcy i Odkupiciela, ten zawsze uzyska. Pełni poczucia nicości wobec Majestatu Bożego wpatrujcie się w Oblicze Boga, który jest Miłością i Miłosierdziem, ale także Sędzią…” (z Orędzia Matki Bożej dla Adama Człowieka z 26 kwietnia 2013)
*
Manoppello jest senną mieścinką przyklejoną do szczytu wzgórza, u stóp abruzyjskiego pasma Apeninów, w nadmorskiej prowincji Pescara. Gdyby wznieść się ponad dzwonnicę samotnie tu sterczącego kościółka di Volto Santo, gdzie przechowywane jest „nie-ludzką ręką” uwiecznione na bisiorowym całunie Boskie Oblicze, i jeszcze wyżej, ponad ośnieżony szczyt masywu Gran Sasso – w dole widać byłoby położone niedaleko stąd biskupie miasto Chieti, rozciągnięte wzdłuż szosy wiodącej z L’Aquili do Pescary, a jeszcze dalej – niebieską wstążkę Adriatyku. Cicho tu, włóczy się samotny kundelek, któremu ktoś pod studzienką postawił plastikowy kubek z wodą. Nieczynny jest przyklejony do kościółka i dawniej dość ruchliwy zajazd, autobusy z Chieti dojeżdżają tu z częstotliwością raz na dwie-trzy godziny. Częściej, przed tarasowymi schodami prowadzącymi do kościółka zatrzymują się autokary, z których na chwilę wysypują się garstki pielgrzymów, nierzadko rozmawiających po polsku. Przed paroma laty, gdy pierwszy raz zawitałem do Manoppello, wśród odwiedzających nie spotkałem ani jednego Polaka. Teraz jest ich wielu – widocznie Manoppello wreszcie zaczęło pojawiać się jako punkt programu pielgrzymek diecezjalnych z Polski. Gorzej jest z rzetelną wiedzą o tym niezwykłym Sanktuarium – zarzut, który, niestety, dotyczy także polskich kapłanów.
Kościół di Volto Santo w Manoppello
… W zatopionej w półmroku kościelnej nawie, zza kryształowych szyb srebrnego relikwiarza umieszczonego wysoko, w prześwicie ołtarza, do którego dojść można bocznymi schodami, spogląda na nas Oblicze Boga – delikatnie rozświetlone, wyłaniające się z materii tak lekkiej, że prześwieca zza niej wnętrze kościoła… I w tej chwili uniesienia, gdy bliskość Jezusa zaczyna przenikać najodleglejsze zakamarki duszy napełniając ją trwożną miłością i zaiste, drżeniem „popełnionych przewin i żalu za grzechy” – niby zgrzyt żelaza zadudnił głos polskiego księdza:
– Oto widzimy namalowany na płótnie portret mężczyzny w średnim wieku, z brodą… – przemądrzałym tonem sadzi swym owieczkom, przybyłym tu, sądząc po rejestracji autobusu, z krakowskiego. – Czy jest cudowny? Można w to wierzyć lub nie… – tokuje dalej, jakby postradał rozum, nie dostrzegając nonsensu we własnych słowach. Bo skoro mają nie wierzyć w cudowność tego wizerunku – to po co tłukli się tutaj przez dwa dni, autokarem z Polski?
Volto Santo nałożone na Całun Turyński
„Wy, letni i chwiejni w wierze, którzy kroczycie naprzód dzięki swym ścisłym badaniom, wy, racjonaliści…” – mówi Jezus do Marii Valtorty, wg. jej dzienniczka z 1944 r. „Porównajcie Chustę z Całunem – mówi dalej Jezus. – Na pierwszej widnieje Oblicze Żyjącego, na drugim – Zmarłego. Lecz długość, szerokość, cechy somatyczne, kształt, właściwości są takie same. Połóżcie płótna jedno na drugim, a zobaczycie, że się pokrywają. To ja jestem. Ja, który wam chciałem pokazać, kim byłem i czym dla was z miłości się stałem. Gdybyście nie należeli do zatraconych, do ślepych, te dwa płótna wystarczyłyby wam, by przywieść was do miłości, do żalu, do Boga”…
Ten cytat dedykuję tamtemu kapłanowi – i wszystkim jemu podobnym.
*
O Obliczu z Manoppello pasjonującą książkę napisał niemiecki dziennikarz, Paul Badde (polskie wyd. „Boskie Oblicze. Całun z Manoppello”, 2007 http://www.polwen.pl/idk-300/boskie_oblicze ). Badanie przeprowadzone przez niego, wespół z niezmordowaną orędowniczką Boskiego pochodzenia Oblicza – zakonnicą niemiecką, siostrą Blandiną Schlömer – dowiódł co najmniej – i aż tyle – że Oblicze nie mogło powstać przy pomocy ludzkiej technologii. Nie ma żadnych śladów barwnika na tkaninie, co więcej, bisiorowe włókno, z którego jest wykonana – będące wydzieliną gruczołu bisiorowego, leżącego u nasady nogi małża – nie nasiąka żadnymi pigmentami; jest na nie całkowicie oporne. Wizerunek Chrystusa – jeszcze żywego, w przeciwieństwie do Całunu Turyńskiego, gdzie jest On martwy – przedstawia twarz człowieka pobitego, z rozchylonymi od męki pragnienia ustami, z przerzedzonymi brutalnym wydzieraniem włosami głowy i twarzy, z licznymi otarciami i ranami skóry, złamanym nosem i nieco obniżoną krawędzią powieki lewego oka – prawdopodobnie wskutek przebicia się kolca korony cierniowej przez sklepienie czaszki i oczodołu i wyjścia jego przez powiekę, ponad lewą gałką oczną, przesuwając ją nieco ku dołowi. Realizm tej cierpiącej twarzy nie ma równych sobie w żadnym dziele malarskim. Nie na darmo, dzisiejszy przydomek il Volto Santo zastępowany był od niepamiętnych czasów innym: Vera Icon (gr. eikon) znaczący „prawdziwy wizerunek” – w domyśle „twarzy Chrystusa”. Stąd też uważa się, że imię św. Weroniki jest zbitką tych dwóch słów, mających symbolizować niewiastę, która podała Chrystusowi chustę podczas Jego wędrówki na Golgotę. Warto w tym miejscu dodać, ze wg. wizjonerki Marii Valtorty, była nią Joanna – uzdrowiona niegdyś przez Jezusa zamożna Żydówka, żona dostojnika dworu Heroda, Chuzy. Tłumaczyłoby to, dlaczego chusta wykonana jest z bisioru, będącego w starożytności „tkaniną królów”, o której mawiano, że „jeden jej gram jest wart tyle, co gram złota”.
Opuchnięty policzek, złamany nos..
Towarzyszka badań Badde’go, siostra Blandina, swymi własnymi badaniami trwającymi ponad ćwierć wieku, dowiodła innej nadprzyrodzonej cechy Oblicza z Manoppello. Otóż, nałożone na oblicze z Całunu Turyńskiego, idealnie doń przystaje, w każdym szczególe anatomii twarzy. Również symulacja holograficzna dowodzi pełnej kompatybilności obu brył http://www.manoppello.eu/index.php?go=badania Te naukowe fakty sprawiają, iż do Volto Santo z Manoppello coraz częściej przylega trzeci, zgoła nienaukowy przydomek: A-cheiro-poietos (gr. Nie-ludzką ręką uczyniony). Ku rozpaczy naukowców, to jednak nie wszystko! Ostatnia konferencja na temat Oblicza z Manoppello, jaka odbyła się Rzymie w maju 2010 roku, wykazała jeszcze jedną niewytłumaczalną cechę Wizerunku, której odkrycie było możliwe dzięki zastosowaniu programu Brice 4.0. Badanie chusty na jej awersie i rewersie (- chusta oglądana w zwykłym świetle i gołym okiem jest cieńsza od muślinu i przeźroczysta) wykazało, iż wizerunek Chrystusa na awersie różni się od pozornie identycznego, znajdującego się na odwrocie. Np. kosmyk włosów na czole układa się inaczej na każdym z wizerunków – jakby tę Twarz fotografowano raz po razie, w dwóch migawkowych ujęciach, gdy – można by rzec – wiatr rozwiewał włosy Chrystusa. Te dwa wizerunki, odległe w czasie o ułamek chwili i nałożone na siebie na bisiorze, tłumaczyłyby niemożliwą do osiągnięcia przy pomocy ludzkich technik malarskich, choćby najbardziej zaawansowanych – przestrzenność i żywość twarzy Jezusa. Patrząc w Jego smutne, pełne miłości, ale też upominające oczy, ma się wrażenie obcowania z żywym Panem, idącym naprzeciw każdego z nas, w kurzu i spiekocie Golgoty, przywalonym ciężarem trzymetrowej, niedbale ociosanej i najeżonej drzazgami belki, z wtłoczoną na głowę koroną, której kolce przebijają Mu kości czaszki, a na karku – wbijają się nieomal w rdzeń… Z Panem, który mimo to patrzy na nas z bezgraniczną Miłością i Miłosierdziem, choć spojrzeniem, w którym jest też surowy osąd. Spoglądając w tę Twarz, czujemy prawie namacalnie potworny Jego ból… Mękę, nie dającą się opisać ludzkimi słowami… Wtedy można tylko powtarzać: „Jezu, Jezu, Jezu… co myśmy Ci zrobili…”
*
Zastanówmy się, jakie losy przygnały ten najniezwyklejszy na świecie Wizerunek aż do tego samotnego kościółka – nieciekawego w porównaniu z olśniewającymi świątyniami Włoch i położonego w niezbyt atrakcyjnym zakątku Abruzji – pamiętając, że również tu kierować się należy Boską „zasadą”, iż Jego wspaniałość ujawnia się przez to, co najlichsze i najskromniejsze. Badania naukowe nie budzą wątpliwości, że Volto Santo pochodzi z Jerozolimy. Według części badaczy, wizerunek powstał podobnie jak Całun Turyński – w momencie Zmartwychwstania. Teoria ta jednak zdaje się ignorować zapowiedź Ciała Uwielbionego, które po zmartwychwstaniu otrzymują zbawieni. Pamiętajmy bowiem, że noszący ślady mąk cielesnych Całun Turyński jest wciąż jeszcze obrazem ciała ludzkiego, podczas gdy tutaj – trzymając się tezy o powstaniu Wizerunku po Zmartwychwstaniu – mielibyśmy do czynienia z Jego Ciałem Uwielbionym. Czy takie ciało nosiłoby oszpecające opuchlizny, krwawienia, objawy złamania kości? Wydaje się to nonsensem. W takiej sytuacji, niebo byłoby pełne chorych, garbusów i innych kalek. Osoby wierzące przychylają się raczej do tezy, że odbicie powstało podczas Drogi Krzyżowej Jezusa – choć i tu otwarte pozostaje pytanie, kto podał Jezusowi chustę.
„Chusta Weroniki dotarła do Rzymu w VIII w. i przechowywana była w kaplicy św. Weroniki w Bazylice św. Piotra – pisze autor strony http://www.manoppello.eu/index.php?go=historia W 753 r. w kronice papieskiej zanotowano, że w uroczystej procesji papież Stefan II niósł boso Oblicze Chrystusa, nie namalowane ludzką ręką. Relikwia ta nazywana była “pierwszą ikoną”, “całunem z Kamulian”, “mandylionem z Edessy”. Wszyscy byli przekonani, że obraz Oblicza Chrystusa nie został namalowany ręką ludzką, dlatego nazywano go acheiropoietos. (…) Chusta Weroniki przyciągała do Rzymu tłumy pielgrzymów, których znakiem rozpoznawczym były małe obrazki z Boskim Obliczem znajdującym się na tej Chuście. Papież Innocenty III wprowadził w 1208 r. zwyczaj uroczystej procesji z Chustą św. Weroniki, niesioną w pierwszą niedzielę po Epifanii z Bazyliki Watykańskiej do kościoła Ducha Świętego in Sassia. (…) Dante Alighieri (1265 – 1321) pisze w „Vita nova”, że tłumy ludzi przychodziły oglądać odbicie twarzy Chrystusa na Chuście św. Weroniki. Również w „Boskiej komedii” Dante wielokrotnie pisze o Chuście Weroniki, podkreślając, że pokazuje ona twarz Boga. (…)
Żywa twarz Jezusa…
Tak samo Francesco Petrarka (1304 – 1374), pisze o Boskim Obliczu na Chuście Weroniki w „Familiari canzoniere”. Święta Brygida Szwedzka, która uczestniczyła w obchodach Roku Jubileuszowego 1350, pisze o prawdziwym Obliczu Chrystusa, które zostało utrwalone na Chuście Weroniki. O ważności tej wielkiej relikwii świadczy fakt, że budowę nowej Bazyliki św. Piotra w 1506 r. rozpoczęto (…) od budowy potężnej kolumny, w której wnętrzu znalazł miejsce najważniejszy skarbiec Watykanu – przeznaczony do przechowywania “Prawdziwego Obrazu Chrystusa”. Na tej kolumnie, zwanej “Świętą Weroniką Jerozolimską”, do dnia dzisiejszego znajduje się łacińska inskrypcja, która głosi: “Dla godnego uczczenia majestatu obrazu Zbawiciela, odbitego na Chuście Weroniki, papież Urban VIII wybudował i ozdobił to miejsce w Roku Jubileuszowym 1525”.
Rozgłos towarzyszący „obliczu Chrystusa z chusty św. Weroniki” skłonił malarzy, aby przyjęli je jako wzór dla większości ówczesnych przestawień Jego twarzy. Czy to na obrazach Jana van Eycka, Memlinga, Andrei Mantegni czy w anonimowych przedstawieniach (np. na prawosławnych ikonach) twarz Jezusa jest zazwyczaj ukazywana en face, z otwartymi oczami, z podobnie do Oblicza z Manopello zaczesanymi włosami i brodą, z wyraźnym nosem, zakrytymi uszami i szyją. Przemawiałoby to za tym, iż wielu z tych twórców oglądało Volto Santo osobiście.
Twarz Jezusa w kościele we Frankfurcie
Jednakże z początkiem XVII w. następuje radykalna zmiana: po poświęceniu nowej Bazyliki, papież Paweł V zakazał w 1617 r. wykonywania jakichkolwiek wizerunków twarzy z Chusty Weroniki bez zgody i autoryzacji Watykanu. Znikają dotychczasowe przedstawienia Chrystusa, za to coraz liczniej pojawiają się wizerunki Chrystusa martwego. Rozchodzą się pogłoski, że „chusta Weroniki” znikła z Watykanu, potwierdzone nagłym „wyłonieniem się” Oblicza w kościele kapucynów w Manoppello, w 1638 r. – co uwiecznia spisana w 1645 r. przez kapucyna Donata da Bombę i do dziś przechowywana w archiwum kapucynów w L’Aquili, historia odnalezienia cudownego wizerunku, zwanego odtąd Volto Santo. Wg. tej relacji – której prawdziwość nie została dotąd dostatecznie potwierdzona – wizerunek miał zaginąć w Rzymie podczas „sacco di Roma” w 1527 r. – kiedy to wskutek wojny cesarstwa z papiestwem, niemiecko-hiszpańskie wojska Karola V zajęły i barbarzyńsko zniszczyły miasto. Znajdujący się do dziś w skarbcu watykańskim pęknięty, jakby wskutek rabunku, kryształowy „pokrowiec dla Chusty Weroniki” oraz stwierdzona ostatnio przez Paula Badde obecność okruchów kryształu w splotach Volto Santo, zdają się potwierdzać to przypuszczenie. Następnie obraz trafia do rąk kupca z Manoppello, który nabył go od żony żołnierza odsiadującego karę więzienia i zbierającego pieniądze na swe uwolnienie. Z rąk nabywcy, bezcenna relikwia w 1638 r. trafia jako dar dla kapucynów z Manoppello, którzy umieszczają ją w ołtarzu swego kościoła.
Jednak – a może na szczęście – przez kolejne burzliwe stulecia, powoli popada ona w zapomnienie; także Watykan nie jest zainteresowany rozdmuchiwaniem sprawy, w której można by się dopatrzyć zaniedbań w opiece nad jedną z najcenniejszych pamiątek chrześcijaństwa. Dopiero ogłoszenie przez arcybiskupa Chieti – którym jest słynny teolog, Bruno Forte – roku 2006 Rokiem Wielkiego Jubileuszu Sanktuarium Świętego Oblicza w Manoppello, wznieciło nawrót zainteresowania tą tematyką. Zbiega się ono z wydaniem przez Paula Badde jego monografii o cudownym Wizerunku, jak również pielgrzymką papieża Benedykta XVI, który w dniu 1 września 2006 r. odwiedził Manoppello.
Niech jednak puentą do tej opowieści będzie jeszcze jeden znak Boży, który zachowuję na sam koniec… Nazwa „Manoppello” pochodzi od łacińskiego słowa manipulus, oznaczającego „rękę chwytającą”, rękę zwiniętą w garść, jak u rolnika. Także w herbie miasta widnieje „ręka pełna kłosów“ przypominająca o chlebie – podobnie, jak nazwa miejsca narodzin Jezusa Chrystusa – Betlejem, co oznacza po hebrajsku „dom chleba“. Zaiste, Bóg wybiera miejsca szczególne, czas i ludzi, którym powierza Swoje dzieła.
Modlitwa Benedykta XVI w Manoppello
Ile trzeba mieć Miłości w sercu, by patrząc w to Święte Oblicze tak bestialsko zmaltretowane, by zobaczyć całą Mękę Pańską, jakiej doświadczył nasz Zbawiciel dla naszego Zbawienia i własną nędzę.
Byłem, jestem, będę. Dostałeś wolną wolę człowiecze, lecz patrz końca. Ja cały czas czekam.
Niezwykle przekonywująca relacja. Zachęciłeś mnie do odwiedzenia Kościoła di Volto Santo w Manoppello. Dziękuję.
@ Judyta
Przed wyjazdem, polecam swe usługi informacyjne! Wędrówka z plecakiem z Pescary a nawet z pobliskiego Chieti, przy niesprzyjających wiatrach, może okazać się wyprawą, przy której trekking w Himalajach wyda się igraszką. We Włoszech, kierowcom wielu lokalnych linii autobusowych coś takiego, jak rozkład jazdy, wydaje się zawracaniem głowy. Podczas ostatniej wyprawy, ze wstydem w końcu musieliśmy wziąć taksówkę czy coś w tym rodzaju, co nam polecono w lokalnym barze, gdy druga godzina schodziła nam na próbach dotarcia na górę, z miasteczka położonego niżej. Na pewno najwygodniej jest zabrać się z pielgrzymką, ale poza koniecznością wysłuchiwania “mądrości” w rodzaju tej przeze mnie zacytowanej, wyklucza to wiele przyjemności, np. zaprzyjaźnienia się z miejscowym kundelkiem.
Komentarz do orędzia z 26 kwietnia 2013 – wynagrodzenie
Was bowiem bardziej jak innych obchodzić powinny tak zniewagi waszego Niebieskiego Oblubieńca, jak i ich naprawa. Wy najwięcej odczuwać powinnyście tę wielką niewdzięczność ludzką za tyle dowodów miłości i miłosierdzia Bożego im okazanych, i przyczyniać się do jej wynagrodzenia, i pocieszenia swego Pana.
Bł. Honorat Koźmiński
26.04.2013
“Nie lękajcie się, moje dzieci, wpatrywać się w Oblicze Boga, poszukiwać Go w świecie i wynagradzać Mu za wszelkie zniewagi. Bóg żąda wynagrodzenia, lecz kto świadomie staje przed Obliczem Stwórcy i Odkupiciela, ten zawsze uzyska jasność popełnionych przewin i będzie wzbudzał żal za swoje grzechy. Pełni poczucia nicości wobec Majestatu Bożego wpatrujcie się w Oblicze Boga, który jest Miłością i Miłosierdziem, ale także Sędzią.”
W dniu swego Zmartwychwstania, Zbawiciel ukazał się kilka razy: najpierw Najświętszej Matce swojej, a potem świętym niewiastom i Apostołom. Wyszedł z grobu obdarzony życiem duchowym i nieskazitelnym, promieniejący chwałą i nieśmiertelnością. W tym Jego uwielbionym stanie najwięcej zwracało na siebie uwagę Jego Oblicze, niewymownie piękne i wspaniałe.
1) Chwała Zmartwychwstałego Najświętszego Oblicza JezusaPrzypatruj Mu się w duchu oczyma wiary. Jaki niebieski ogień w Jego wejrzeniu! Jaka pogoda na czole! Jaki wdzięk w rysach! Jak cały wyraz Twarzy słodki, uśmiechnięty, wspaniały! W czasie męki widzieliśmy Oblicze Jezusa zbite, zasmucone, zbolałe, w tej chwili rozpromienia je radość, pociechy wewnętrzne równoważą ból i zniewagi, jakich doznało. O, cudowne Oblicze naszego Pana! O, Jezu, zwyciężywszy grzech i śmierć, ukazujesz nam dzisiaj swoje jaśniejące majestatem i chwałą Oblicze. Pokaż, czym jesteś, zstępuj w całej sile, wspaniałości i pięknie swoim, zawładnij wszystkimi sercami i panuj nad nami!
2) Radość, jakiej udziela Kiedy Apostołowie zgromadzeni w Wieczerniku ujrzeli po raz pierwszy zmartwychwstałe Oblicze swojego Boskiego Mistrza, dziwili się – mówi Ewangelia – w wielkiej radości. Jego uśmiech, słodkie wejrzenie, słowa życzliwe i ojcowskie, tchnienie ust Jego, napełniały ich wewnętrznym rozkosznym pokojem, jakiego dotąd nigdy nie zaznali. Ach, cóż to będzie za radość wybranych, gdy ujrzą w całym blasku bez obłoku i bez cienia chwalebne Oblicze Słowa Wcielonego. Wtedy ujrzą, jak w najczystszym zwierciadle, Tajemnice Boskiej Istoty, w czym znajdą doskonałe szczęście i najwyższe dobro. Ujrzą to Przenajświętsze Oblicze takim, jakim jest, i będą do Niego podobni. Światłość Jego chwały przeniknie ich i udzielona im będzie doskonałość duszy i ciała.
3) Jego chwała w wieczności Panie, daj, abym Cię ujrzał! Niech oglądam Twoje Oblicze w chwale jasnej, prawdziwej, wtedy serce moje napełni się rozkoszą. “Wolni naówczas będąc – mówi św. Augustyn – od wszelkich trosk, będziemy widzieć, kochać i chwalić. Będziemy widzieć to Oblicze Boskiego Króla, tak zachwycające i tak piękne. Będziemy kochać to Oblicze Boga – Człowieka, Syna Maryi, tak słodkie i tak wdzięczne. Będziemy chwalić to Oblicze Odkupiciela, tak zwycięskie i potężne. Będziemy je oglądać bez końca, będziemy je kochać bez uprzykrzenia, chwalić bez znużenia, w ciągłych uniesieniach radości, zawsze się odradzającej i zawsze nowej, po wszystkie wieki wieków. Amen”.
Idź za Jezusem udającym się po wieczerzy do Ogrodu Oliwnego i przygotowującego się na mękę. Klęka na uboczu w samotnej grocie, modli się długo, przez trzy godziny. Jego dusza jest smutna, udręczona, przejęta trwogą, poddana konaniu. Od czasu do czasu przerywa modlitwę, idzie do ukochanych swoich uczniów zaczerpnąć trochę siły i pociechy, lecz nie znajduje czego szukał. “Szukałem” – mówi – “kto by mnie pocieszył, a nie znalazłem”.
1) Bolesny stan Przenajświętszego Oblicza.
Odbijają się na Nim wszystkie stany Jego duszy: widać tam smutek, udręczenie… Drży, wylewa łzy, z ust wyrywają się bolesne jęki. Patrz, jak modląc się, Kleczy, z oczyma spuszczonymi pokornie. Zbawiciel pragnie swoją modlitwę uczynić potężniejszą i gorętszą – pada Twarzą na ziemię. Patrz na to Boskie Oblicze tarzające się w prochu tej ziemi przeklętej wskutek grzechu Adama i skazanej na wydawanie cierni i ostu. Patrz, jak się ona oczyszcza tym pocałunkiem pokoju, tymi łzami Świętego Oblicza. Ziemia ta ujrzy potem swoich mieszkańców, wydających obfity plon kwiatów i owoców cnót, ale ciernie Jezus weźmie dla siebie i uwieńczy nimi swoją skroń.
2) Ukazanie się Anioła.
W tej chwili wzmaga się nacisk serca Boga – Człowieka. Doznaje ono jakby śmiertelnego konania. Tajemniczy pot, pot krwawy, skrapia Jego Twarz i spływa kroplami na ziemię. Anioł się ukazuje, ażeby Go pokrzepić. Wzmocniony pomocą niebieską Jezus powstaje, przyjmuje kielich, jaki Mu Ojciec podaje. Wychyli go do dna z miłością.
Aniele pocieszycielu! Chcę naśladować twój przykład, zazdroszczę ci twego losu, pragnę zając twoje miejsce. Kolej na mnie podnieść z ziemi to zbolałe, omdlewające Oblicze. Ja Mu wynagrodzę gorącą miłością, hojnym poświęceniem to, co wycierpiał. Wszakże to dla mnie tak cierpi, tak się upokarza, dla mnie chce wypić ten kielich, jaki Mu Ojciec podaje.
3) Co masz czynić? Poświęcić się i naśladować. O, Boskie Oblicze! Jezu, nie pogardziłeś pomocą drugich i pociechą Anioła. Pozwól mi, pomimo mojej niegodności, zbliżyć się do Ciebie i oddać Ci tę samą usługę. Pozwól mi współboleć z Twoim smutkiem, podnieść Cię z ziemi i podtrzymać z wielka czcią na moich ramionach. To ja mam paść na ziemię, wyniszczyć się w duchu wynagrodzenia. Łączę się z Twoim upokorzeniem i z Twoją boleścią. Jak Ty, przyjmuje kielich doświadczeń, z Tobą się skłaniam i poddaję się woli Bożej, mówiąc: “Oto jestem, Panie, przychodzę spełnić wolę Twoją. To prawo będzie na zawsze wyryte w moim sercu. Nie jak ja chcę, ale jak Ty”.
_______________________
Litania do Najświętszego Oblicza
Kyrie, eleison. Chryste, eleison. Kyrie, eleison.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.
Najświętsze Oblicze, w ogrodzie oliwnym przytłoczone naszymi grzechami, zmiłuj się nad nami.
Najświętsze Oblicze, znieważone i policzkowane,
Najświętsze Oblicze, krwawym potem oblane, upadające pod ciężarem krzyża,
Najświętsze Oblicze, otarte chustą przez pobożną Weronikę na drodze krzyżowej,
Najświętsze Oblicze, jaśniejące chwałą i pięknością w dzień Zmartwychwstania,
Najświętsze Oblicze, promieniejące światłością w chwili Wniebowstąpienia,
Najświętsze Oblicze, w Eucharystii ukryte,
Najświętsze Oblicze, które przy skończeniu świata ukażesz się w mocy i majestacie,
Najświętsze Oblicze, które sprawiedliwych napełniać będziesz wieczną radością,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Módlmy się. Spraw prosimy Cię, wszechmogący i miłosierny Boże, abyśmy czcząc Oblicze Chrystusa znieważone w czasie męki naszymi grzechami, mogli Je oglądać jaśniejące w niebieskiej chwale. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
_______________________
Koronka do Najświętszego Oblicza
Na początku: P. Ojcze nasz, spójrz na bolesne Oblicze Twego Syna i dla zasług Jego męki przebacz nam grzechy i przemień nasze serca, byśmy coraz gorliwiej Tobie służyli.W. Amen. Na dużych paciorkach: P. Okaż nam, Panie, Oblicze Twoje.W. A będziemy zbawieni. (Ps 80,4) Na małych paciorkach: P. Wejrzyj, Boże, na Oblicze Chrystusa.W. Zmiłuj się nad nami. (Ps 84,10) Na zakończenie:
Niech będzie zawsze i wszędzie uwielbione Najświętsze imię Boga przez wszystkie stworzenia i przez Najsłodsze Serce Jezusa Chrystusa, obecne w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza. Amen.
Łotrze to może tu napiszesz, to i być może inni skorzystają.
Jak dostać się do Manoppelo z Rzymu, będąc tam parę godzin przed południem, lub parę godzin po południu? Czy jest to możliwe?
Z dworca autobusowego Rzym-Tiburtina wcześnie rano autobusem do Chieti (linia Rzym-Pescara) – jest taki o 7.30, który jedzie ok. 2 godz. Następnie w Chieti przed Dworcem Kolejowym wysiąść, tam czekać na zmiłowanie jakiegoś autobusu lokalnego, który zabierze do Manoppello Scalo (miasteczko na dole) a stamtąd trzeba dostać się do Manoppello Santuario (na górze) dokąd być może dowiozą jakimś pojazdem miejscowi, o ile jest się np. młodą blondynką (dla nas ich serca były twarde). W końcu jednak, dopytując, da się jakoś tam dostać po kolejnej godzinie, ale to oznacza, że już prawie nie zdąży się posiedzieć w kościele przed jego zamknięciem na sjestę, o 12.30. I tak źle, i tak niedobrze. Wtedy trzeba czekać na ponowne otwarcie kościoła o 15.00, a potem – łapać wieczorny autobus, który sprzed kościółka Volto Santo odjeżdża bezpośrednio do Pescary o 17.30. Oznacza to znalezienie się na powrót w wielkim świecie ok. g. 19.00 czyli bez szansy na powrót do Rzymu przed nocą. W tej sytuacji najrozsądniej jest wcześniej zamówić sobie nocleg w jednym z hoteli w Pescarze koło dworca kolejowego, który mieści się tuż obok autobusowego (w internecie jest ich masa, koszt noclegu zwykle 40 euro od osoby). Inna opcja – wziąć wieczorny pociąg z Pescary do Rzymu, który wlecze się dwa razy dłużej niż autobus (ok. 4 godzin). Oznacza to powrót do Rzymu po północy i z kolei trudności z dojazdem do swego miejsca zamieszkania w Rzymie (chyba, że mieszka się koło Stazione Tiburtina, bo znowu tam tylko dojeżdża pociąg).
Wynika z tego, że jeśli jadą np. 3 osoby, to najprościej jest wynająć w Rzymie samochód, wtedy za ten sam pieniądz, a nawet taniej, obróci się w jednym dniu do Manoppello i z powrotem. Piękna wycieczka – w poprzek pasma Apeninów, a u celu można dodatkowo załapać się na małe kąpanie w Adriatyku, bo Pescara wprawdzie jest niezbyt ładnym portem, ale za to ma całkiem ładne plaże.
@ Nathanael
Litanię do Najświętszego Oblicza mam po włosku, jest wydrukowana na jednej z pocztówek, które kupiłem w przykościelnym sklepiku. Dziękuję za jej polską wersje – myślę, że podobnie jak przed paroma laty wprowadziłem na stałe do swego życia wizerunek Volto Santo (stoi poświęcony, na mym sekretarzyko-ołtarzyku domowym) tak zaprzyjaźnię się teraz z tą Litanią.
Nie wiedziałem, że istnieje też Koronka do Oblicza. “…przemień nasze serca, byśmy coraz gorliwiej Tobie służyli…”Och, jak tego Polska teraz potrzebuje – modlitwy, modlitwy… Już się oddychać prawie nie da, tak ciasno w powietrzu od demonów. Taki maleńki przykładzik, na dobranoc: Wczoraj rano, tuż przed poranną mszą, w pustym kościele jakaś agresywna kobieta w średnim wieku zbliżyła się do mnie pogrążonego w modlitwie i zażądała, abym opuścił swoje miejsce w ławce, bo “ona zawsze tu siedzi”. Kościół pusty, ona zła jak wszyscy diabli, dosłownie. “Czy nie ma pani dość innych miejsc?” zapytałem, ale w odpowiedzi padły jakieś bluzgi. Więc tylko odszedłem, jak najdalej od niej. Widziałem, jak potem pognała do Komunii. Co miałem zrobić?… Ofiarowałem ją Bogu, i tyle.
..
Polecam Tobie i wszystkim świetną książkę Ojca jezuity Krzysztofa Osucha (mój pierwszy Kierownik Duchowy – duża litera, bo i szacunek ogromny):
Przyjdę niebawem. Rozważania na czas kryzysu, lęku i powrotu Jezusa
Nota wydawcy
Na szczęście codzienne życie wcale nie musi kręcić się od rana do wieczora, w świątek, piątek i w niedzielę, jedynie wokół budowy autostrad, kursu franka szwajcarskiego, podwyżki cen benzyny, banków i wielkich emocji na stadionach piłkarskich. W tym życiu gra toczy się o znacznie większą stawkę. Przecież chrześcijanie czekają na powrót Chrystusa. Ale czy za Nim tęsknią? Oprócz medialnych newsów, istnieją jeszcze inne sprawy, o których nie można zapomnieć ani ich zaniedbać. Bo to od nich zależy przyszłość świata i nasze wieczne przeznaczenie. Warto więc czasem się nad nimi zastanowić, by zachować twarz w chwili kryzysu i nie wpaść w ramiona lęku. Bóg mimo wszystko ma dobre zamiary względem tego świata. Dlatego ciągle wskazuje kierunek odnowy.
Pani Łotrze.
Proszę mi wybaczyć charakterystyczny już chyba dla mojej osoby prymitywizm chrześcijański.
Chciałem wpomnieć o pewnej sprawie.
Mianowicie.
Msza Święta.
Polega na tym, że jest sprawowana podczas jej trwania Najświętsza Ofiara.
To jest istota, rdzeń i fundament Mszy.
Ale ja, prymitywny zwierz chrześcijański dostrzegam jeszcze jednen ważny powód aby zgromadzić się z resztą wiary w kościele.
Mianowicie – przekażcie sobie znak pokoju.
Nie wiem co się porobiło w ostatnich latach, ale owieczki zamieniają się wtedy w te pieski w trabantach – kiwają smętnie główkami.
Ja z uporem maniaka wyciągam prawicę i szukam innych prawic.
No i jest problem. Bo pieski kiwają tymi główkami tak lekko na boki, jakby oznajmiały – nie-e, nie-e.
Znaczy się chcą się jedynie pokojować bezkontaktowo. A ja się o zgrozo pcham z tą swoją wstrętną, niehigieniczną prawicą.
Stercząca prawica to jeszcze pół biedy. Ale ja jeszcze się uśmiecham jowialnie.
Nooo, to już podchodzi pod molestowanie…!
Tak. Wiem, narzekam. Ale gdzie chrześcijany z tamtych lat…
Nie powiem.
Ostatnio, właśnie na Mszy wieńczącej Marsz Rotnistrza Pileckiego wyściskałem wszystkich Panów z ławki przede mną. I ja i jak mniemam oni, byliśmy zachwyceni…
Panowie chyba związkowcy, solidarnościowscy, odściskiwali nawet obiema spracowanymi rękami, solidnie!
Za to dziewczę za mną, sarnie swe oczka miało strwożone…Może zębiska mam za długie. Sam już nie wiem.
Aha. I aby podjąć te wszystkie starania krzewienia pokoju i chrześcijańskiego braterstwa mamy jedynie chwilkę. Z tego co liczę, do “Baranku Boży…” mija średnio 7 sekund…! Wyrok.
Idiota ktoś powie…
Kochani.
Na Mszę to przychodzimy właściwie gdzie i po co, i jako kto?!
W takim teskaczu czy innej biedrze to przynajmniej nas łączy promocja ptasiego mleczka, istniejemy jako wspólnota.
A co nas łączy w kościele?
Wiara?
W Kogo i w co?
Skoro szczytowym osiągnięciem takiej wiary jest ukradkowe spojrzenie się na Drugiego Człowieka przez całe siedem sekund w ciągu całego tygodnia.
No dobra.
Już się zmywam.
Koniec defetyzmów.
Panie Karolu, Co do tej “złej jak diabli” to ona jednak chyba jakaś wariatka była, bo widziałem ją nazajutrz na innej mszy w hawajskim bolerku i różowych rajtuzach. Był to więc przypadek nietypowy dla przeciętnej krajowej, choć jej atak – właśnie na mnie – biorę sobie za znak wybraństwa Bożego: poddania próbie cierpliwości, wyrozumiałości itd. To samo doradzam Panu, gdy chodzi o znak pokoju. Ja akurat nie jestem jego wielkim entuzjastą – jako nowinki posoborowej, a psychologicznie biorąc – jako gestu raczej konwencjonalnego, niepasującego w moim odczuciu do przepastnej głębi eschatologii, z jaką mamy do czynienia w Ofierze Mszy Św.
Pamiętam z dzieciństwa moje ukochane ciotki-zakonnice przedsoborowe, które – gdy wprowadzono znak pokoju – to stały sztywno wyprostowane, usta zaciśnięte i głową ani w lewo, ani w prawo. A bardzo były święte, ale uważały ten znak za czysty teatr. Myślę, że coś w tym jest. We Mszy uczestniczymy przecież jako pamiątce Ofiary Jezusa – a więc krok za krokiem, idziemy za Nim pod krzyż. Radosne obściskiwanie się pod Krzyżem raczej niezbyt przystoi i wyczuwam w tym tendencję – widoczną dziś coraz wyraźniej we mszach „modernistycznych” – uczynienia ze mszy raczej uczty albo festynu. Im więcej widzę tej tendencji – tym bardziej przychylam się do opinii ciotek. Pozdrowienia i szacunek :-)
Panie Łotrze.
Dziękuję za odpowiedź!
Czyba wyczuwam, o co Panu się rozchodzi.
No więc zapewniam Pana, że nie jestem z tych co to chcą fikać z gitarką przed ołtarzem.
Owo przekażcie sobie znak pokoju traktuję jako widoczny symbol naszego chrześcijaństwa, naszej wspólnoty.
Wchodzimy z ulicy do kościoła jako “obcy”, a dzięki Mszy, i też dzięki temu gestowi zdejmujemy światowe maski, i faktycznie pokazujemy, że jesteśmy rodziną – córkami i synami jednego Ojca i jednej Matki.
Tyle i aż.
@ Karoljozef
Ja też wyczuwam i rozumiem tę Pana tęsknotę za zagubioną wspólnotą chrześcijan. Zwłaszcza w Polsce, katolicy warczą na siebie, jak za Gierka w kolejkach. Ale to jest efek trwającego od pokoleń zmasowanego ataku szatana na Polskę – i w moim odczuciu jest to obecnie tak potężny atak, że na razie przynajmniej, nie wystarczą gesty ściskania rąk raz w tygodniu na mszy. Choć, oczywiście, są ładnym gestem wspólnotowym, jeśli tak na to spoglądać.
I tu Panie Karolu Pana poprę, mnie się ten gest podoba i celebruję go podobnie jak Pan; z otwartą dłonią i uśmiechem. I bardzo często udaje mi się wywołać uśmiech u drugiej osoby, choć pierwotnie była niezwykle poważna.
No właśnie. Czyli zgoda…!
Tak jest! Miewam podobne osiągnięcia i radości.
P.S.
Jak mam okazję, to praktykuję inne hobby.
Ustępuję miejsca w kolejce, przy kasie, w drzwiach…
Biedne ludziki mają tak zdziwione minki jakby mijały ufoludka. Ubaw przedni!
Czasem tylko ktoś się połapie i śmieje się wraz ze mną…
@ judyta @karoljozef
Niniejszym oświadczam, że zostałem zawstydzony i zacznę odtąd pracować nad wyzwoleniem się spod przemożnego wpływu moich świętych ciotek.Widzę, że ich “posągowy” genre był zanadto na dzisiejsze czasy apolliński i zapewne nieźle sprawdzał się w prostackiej, chamskiej komunie. Ale “nasz” diabeł, czy raczej diabły, są dobrze ubrane, parlują językami, znają się na aborcjach, eutanazjach, parapsychologii i teorii gender więc może trzeba na nich właśnie prostodusznego, serdecznego bata apostolskiej prostoty. Spróbuję. Zobaczymy :-))