Dziś tj. 11 kwietnia obchodzimy wspomnienie św. Gemmy Galgani, dziewicy
Aby oczyścić wybranych i zrobić z nich ofiary zadośćczyniące, Bóg posługuje się czasami nawet szatanem, który z swej nienawiści do człowieka jest w Jego ręku najcenniejszym narzędziem. Pismo Święte a szczególnie żywoty świętych Pańskich przedstawiają nam liczne przykłady takiego działania Opatrzności. Gdy Bóg chciał podnieść świętego Pawła od Krzyża do wyższego stopnia świętości, powiedział mu z głębi serca: „Dopuszczę, że będziesz zdeptany przez szatanów”.
Gemma posłyszała pewnego razu podobne słowa: „Przygotuj się, córko; na rozkaz Mój szatan wyda ci wojnę i w ten sposób przyłoży rękę do dzieła, które spełnię w tobie”.
Mogę potwierdzić, że ta wojna była powszechna, to jest zwrócona przeciw każdej z cnót i praktyk, przez które dziewica starała się służyć Bogu. Wszystkie niepodobały się złemu duchowi, który na nie uderzył z niezwykłą wściekłością. Można by sądzić, że nie miał innego zajęcia w swym państwie ciemności, jak prześladować to biedne dziecko; z wielką gorliwością podsuwał jej coraz to nowe pokusy.
Modlitwa jest pokarmem świętości, wzniosłą drogą ku Najwyższemu Dobru. Gemma wcześnie ją ukochała, praktykowała z całą gorącością duszy i winna jej była nieocenione dobrodziejstwa. I czegóż nie przedsięwziął szatan, by ją odwrócić od modlitwy? Nie mogąc odnieść żadnej korzyści z przewrotnych natchnień, które jej podsuwał, pobudzał ją do niepokoju, by wywołać znudzenie i niesmak. Powodował silne bóle głowy, które doprowadziłyby duszę mniej mężną do lenistwa i wypoczynku raczej niż do modlitwy, wymagającej tak wielkiego wysiłku. Próbował stu innych środków, chcąc ją oderwać od tej Boskiej praktyki.
– O, Ojcze – mówiła mi -jakie to udręczenie, że nie mogę się modlić! Jak się męczę, jakże wielkich wysiłków używa ten „nicpoń” (tak nazywała szatana), by mi przeszkodzić w rozmowie z Bogiem. Wczoraj wieczorem chciał mnie zabić i zrobiłby to, gdyby nie nagłe wdanie się Jezusa. Oniemiałam. Miałam w myśli imię Jezus, ale nie mogłam go wymówić.
Czasem wróg piekielny próbował odnieść nad nią zwycięstwo przez bezbożne sugestie.
– Co robisz – mówił – czy nie jesteś głupia, modląc się do złoczyńcy? Widzisz, jak cię dręczy i trzyma cię z Sobą na krzyżu. Jak możesz kochać Tego, kogo nic znasz, Tego, kto tak bezwzględnie obchodzi się z najlepszymi przyjaciółmi? Takie bluźnierstwa były prochem rzucanym na wiatr, zasmucały jednak głęboko duszę tak czułą i miłującą, a zmuszoną słuchać obelg na ukochanego Jezusa.
Wśród tych smutków biedna dzieweczka szukała pociechy u ojca duchowego. Mówiła mu o swych trudnościach, prosiła o radę i kierownictwo. Ta pokorna i dziecinna ucieczka nie podobała się, duchowi ciemności, zmniejszając i tak jego słabe szansę. Używał tysiąca sposobów, aby na czas walki odsunąć służebnicę Bożą od jej przewodnika. Przedstawiał go jej jak najbardziej niekorzystnie: jako nieuka, fanatyka, oszusta. „W tych dniach – pisała – potwór ten, pragnąc mej zguby, starał się odebrać mi przewodnika i doradcę, ale na próżno; nie sądzę, by mu się to udało!”
Taka ufność w Bogu powinna by chyba rozbroić szatana; tymczasem działo się przeciwnie. Widząc nieużyteczność swych przewrotnych pokus, próbował siły fizycznej. Jak tylko Gemma brała pióro, aby pisać do mnie, wyrywał je z jej rąk i darł papier na drobne kawałki. Czasem, chwytając ją za włosy, odrywał ją od biurka z taką wściekłością, że całe pasma włosów zostawały w jego szponach.
– Walka, walka z twym Ojcem – wył głosem piekielnym – walka aż do śmierci! Niech mi będzie wolno wyznać cichutko, że dotrzymał słowa.
– Wierz mi, Ojcze – mówiła Gemma – ten nicpoń więcej cię nienawidzi niż mnie.
Szatan tak daleko podsunął swe zuchwalstwo, że przyjął raz postać jej spowiednika. Dziewica weszła do kościoła i oczekując na księdza, przygotowywała się do spowiedzi. Jakież było jej zdziwienie, gdy go spostrzega w konfesjonale, chociaż nie widziała, którędy wszedł. Czuje wielki niepokój wewnętrzny, niezawodną u niej wskazówkę obecności złego ducha. Zbliża się jednak i zaczyna spowiedź. Głos, który słyszy, jest głosem jej spowiednika, ale słowa jego są gorszące i nieprzyzwoite, towarzyszą im odpowiednie ruchy.
– Boże – wola Gemma – co to? Gdzie jestem?
Czysta dziewczynka drży na całym ciele i przez chwilę czuje się oszołomiona. Wkrótce uspakaja się, wstaje, odchodzi od konfesjonału i spostrzega, że mniemany „spowiednik” zniknął, chociaż nikt z obecnych nie widział go wychodzącego. Nie było żadnej wątpliwości – przez ten podstęp szatan chciał oszukać świętą dziewczynkę albo przynajmniej odebrać jej ufność względem zastępcy Bożego w trybunale pokuty.
Kiedy się ta sztuczka nie udała, próbował innej. Ukazał się jej pod postacią pięknego anioła, jaśniejącego światłem, i pełnego troskliwości o jej szczęście. Aby ją łatwiej oszukać, użył względem niej – tak jak względem Ewy w raju – subtelnej przebiegłości.
– Patrz na mnie – mówił – mogę cię uczynić szczęśliwą; przysięgnij tylko, że będziesz mnie słuchała we wszystkim. Gemma, która tym razem nic odczuła niepokoju ostrzegającego ją o zbliżeniu się szatana, słuchała spokojnie. Ale przy pierwszych niecnych słowach przewrotnego ducha oczy się jej otworzyły i zaczęła się bronić:
– Mój Boże, Maryjo Niepokalanie Poczęta – wolała – przyjdźcie mi z pomocą!
Potem stając śmiało przed mniemanym aniołem, plunęła mu w twarz. Zniknął natychmiast pod postacią wielkiego czerwonego płomienia, zostawiając na posadzce kupę popiołu.
Po pewnym czasie nowa napaść. – Słuchaj, Ojcze – opowiadała mi Gemma – wczoraj po spowiedzi wróciłam do domu. Korzystając z samotności, uklękłam, by odmówić Koronkę do Pięciu Ran Pana Jezusa. Rozpamiętywałam czwartą ranę, gdy zobaczyłam przed sobą kogoś podobnego do Jezusa. Był ubiczowany, a z otwartego serca krew się lała obficie. Powiedział mi:
– Czy tak odpłacasz mi, córko? Patrz, w jakim jestem stanie! Czy widzisz, jak cierpię dla ciebie? A ty nie chcesz mi się przypodobać przez pokuty, dlatego że ci ich zabroniono. A przecież mogłabyś wrócić do nich.
– Nie, nie – odpowiedziałam – chcę słuchać; byłabym nieposłuszna, gdybym ciebie słuchała. – Ale przecież – mówił dalej – to nie spowiednik zabronił ci tych umartwień, to ten… (szatan miał na myśli przewodnika). Nie masz żadnego obowiązku słuchać go. „Dodał jeszcze wiele innych rzeczy. Po tych przewrotnych radach poznałam szatana. Chciałam wziąć dyscyplinę, jak niegdyś w podobnym wypadku, lecz poczułam inne natchnienie. Wstałam i pokropiłam go wodą święconą, więc zniknął. Odzyskałam spokój, ale uczułam kilka uderzeń, którymi ten nicpoń obdarza mnie od czasu do czasu”.
I tak, nie mogąc uzyskać nic innego, duch buntowniczy namawiał Gemmę, by mimo zakazu przewodnika, oddawała się umartwieniom szkodzącym jej zdrowiu. Aby ją uchronić od szkodliwych pomyłek, za każdym nadprzyrodzonym widzeniem kazałem jej wołać:
– Niech będzie pochwalony Jezus! Bóg sam bez mojej wiedzy dał jej podobną radę. Miała mówić:
– Błogosławiony Jezus! Błogosławiona Maryja! Posłuszne dziecko łączyło oba te pozdrowienia.
Spodziewając się wzbić ją w pychę, szatan zsyłał jej czasem sny, a nawet na jawie ukazywał procesję w bieli, zbliżającą się pobożnie do jej łóżka, aby jej oddać cześć. Oznajmił także, że ojciec duchowy przechowywał starannie jej listy, by w przyszłości stanowiły jej chwałę. Próżne pokusy! Służebnica Boża posiadała zbyt wiele skromności, by się – jak Ewa – dać złapać w sidła próżności.
Pragnąc zachwiać jej wielką ufnością w Bogu, wróg przeklęty korzystał z częstego stanu opuszczenia i rozpaczliwej oschłości duchowej, aby podwoić w jej sercu straszną obawę potępienia.
– Czy nie widzisz – mówił jej – że ten Jezus nie słucha ciebie, nie chce cię znać więcej? Po co ubiegać się zatem… Poddaj się twemu nieszczęśliwemu losowi!
To była dla największych świętych najbardziej męcząca pokusa. Gemma odczuwała całą jej gwałtowność, ale przyzwyczajona – pomimo wszystko i w każdej okoliczności – zwracać się z najżywszą wiarą do Boga jak dziecko do ojca, wkrótce odzyskiwała spokój. Mogła więc powiedzieć mi:
– Ten nikczemny szatan niepokoi mnie, chciałby… Ale Jezus natchnął mnie takim spokojem, że wszystkie wysiłki diabelskie nie mogły ani na chwilę zachwiać mej wiary. Anioł pychy wściekły, że cała jego obłuda nie wymogła nic na słabej dziewicy, ostatecznie zdjął maskę i próbował siły. Ukazywał się jej pod strasznymi postaciami grożącego potwora, dzikiego człowieka, psa wściekłego. Po zastraszeniu jej, rzucał się na nią, bił ją, rwał zębami, rzucał nią na wszystkie strony, ciągał za włosy i dręczył wszelkimi sposobami.
W tych srogich udręczeniach nie można dopatrywać się wrażeń przywidzenia, gdyż skutki ich zostawały dość długo na ciele ofiary, włosy wyrwane, ciało zsiniałe, kości jakby pogruchotane, bóle okrutne. Czasem słychać było uderzenia, było widać, jak jej łóżko ruszało się, podnosiło i spadało gwałtownie. Napaści te trwały bez ustanku godzinami, a nawet przez całą noc.
Pozwólmy samej Gemmie opowiedzieć o tych zjawiskach. Prostota jej stylu, skromność i szczerość zwolnią nas od wszelkich wyjaśnień. „Dziś, gdy sądziłam, że będę wolna od tego brzydkiego potwora, byłam właśnie przez niego bardzo niepokojona. Szłam na spoczynek, myśląc, iż zasnę spokojnie, tymczasem inaczej się stało. Najpierw zostałam uderzona tak silnie, iż myślałam, że umrę. Zły duch miał postać wielkiego czarnego psa. Położył mi łapy na plecach. Była chwila, że myślałam, iż mi pogruchocze kości. Potem, gdy brałam wodą święconą, wykręcił mi ramię z taką siłą, że upadłam z bólu. Kości były zupełnie wywichnięte, ale Jezus, dotykając, nastawił mi je i uleczył wszystko, co było uszkodzone”.
W innym liście pisała: „Wczoraj jeszcze diabeł mnie męczył. Ciotka prosiła, abym napełniła wodą dzbany w pokojach. Przechodząc z dzbanami w ręku przed obrazem Serca Jezusowego, odmówiłam z miłością modlitwą. W tej chwili na ramiona spadły mi uderzenia tak silne, że upadłam, nie tłukąc jednak żadnego dzbanka. Dziś jeszcze czuję ból, szczególnie podczas pracy”.
Święta dziewczynka pisała jeszcze: „Spędziłam noc źle, jak zwykle. Szatan stanął przede mną pod postacią olbrzyma i bił mnie przez całą noc, mówiąc:
– Nie ma już dla ciebie ratunku, jesteś w mojej mocy! Odpowiedziałam, że się go wcale nic obawiam, gdyż Bóg jest miłosierny. Wtedy pieniąc się ze złości, bił mnie po głowie i znikł, wyjąc:
– Bądź przeklęta!
Poszłam do mego pokoju, aby nieco wypocząć, ale znalazłam go tam znowu. Bił mnie sznurem z węzłami, bił, ponieważ nie chciałam zgodzić się na zło, do którego mnie namawiał. Nic odpowiadałam mu, a on podwajał uderzenia, tłukąc gwałtownie moją głową o ziemię. Nagle przyszło mi na myśl prosić Boga Ojca o pomoc – zawołałam: »Ojcze Przedwieczny, przez Najdroższą Krew Jezusa, uwolnij mnie«. Natychmiast nędznik uderzył mnie, zrzucił z łóżka i z taką zajadłością, uderzył głową o ziemię, że z bólu straciłam świadomość. Odzyskałam ją nieprędko. Niech będzie chwała Jezusowi!”
Takie sceny powtarzały się bardzo często, a czasem codziennie. Biedna ofiara przyzwyczaiła się prawie do tego. Pomimo tortur, które znosiła, widok piekielnego straszydła nie przerażał jej w końcu. Patrzała na niego z taką pogardą, z jaką gołąbka patrzy na zwierzę nieczyste. Zanim to jej nie zostało zabronione, próbowała czasem odpowiadać mu i upokarzać go, a kiedy za wezwaniem świętego imienia Jezus potwór tarzał się po ziemi, uciekając co prędzej, naiwna dziewczynka żartowała zeń, wybuchając wesołym śmiechem.
– Gdybyś widział, Ojcze – mówiła mi – jak uciekał, utykając w pośpiechu, śmiałbyś się wraz ze mną.
Byłem raz obecny, gdy dziewczynka zachorowała ciężko i znalazła się w niebezpieczeństwie śmierci. Siedząc w kąciku, odmawiałam spokojnie brewiarz, nagle ogromny czarny kot o dziwnie strasznym wyglądzie rzucił mi się gwałtownie pod nogi. Następnie obiegi pokój, wskoczył na łóżko chorej, siadł u jej głowy i zwrócił na nią dziki wzrok. Krew zastygła mi w żyłach. Gemma jednak była spokojna.
– No – odezwałem się, ukrywając, o ile mogłem, niepokój – co tam nowego?
– Nie bój się, mój Ojcze, to ten nicpoń, szatan, chce mnie dręczyć, ale nie obawiaj się, nie zrobi Ci nic złego. Ze drżeniem zbliżyłem się do łóżka i wziąwszy wody święconej, pokropiłem je. Zjawisko znikło natychmiast, nie przerywając ani na chwilę głębokiego spokoju chorej.
Jedyną rzeczą, która naprawdę przerażała Gemmę – powtórzmy to kolejny raz – była myśl, że może ulec pokusie i obrazić Boga. Chociaż nigdy nie upadła w przeszłości, niebezpieczeństwo wydawało się jej zawsze równie groźne i niepokoiło ją ciągle. Nie zaniedbywała żadnego środka obrony: krzyż, relikwie świętych, szkaplerze, zaklęcia, a nade wszystko ucieczki do Boga, do Najświętszej Panny, do Anioła Stróża i do przewodnika duszy. „Przybądź prędzej, Ojcze – pisała do mnie – albo przynajmniej z daleka czuwaj nade mną, pomóż mi zbawić mą duszę, obawiam się wpaść w ręce szatana. Ach, gdybyś wiedział, jak cierpię! Jak on się cieszył dzisiejszej nocy. Wziął mnie za włosy i ciągnął, mówiąc: »Nieposłuszeństwo, nieposłuszeństwo! Teraz dam sobie radę z tobą, chodź, chodź ze mną!« I chciał mnie zanieść do piekła. Dręczył mnie około czterech godzin – i tak zeszła noc. Boję się, abym go kiedyś nie usłuchała i nie obraziła Jezusa!”
W kilku bardzo rzadkich okolicznościach Bóg pozwolił szatanowi zawładnąć całą jej istotą, obezwładnić władzę jej duszy i zamącić jej wyobraźnię do tego stopnia, że można by ją uważać za opętaną. Litość brała patrzeć na nią w tym stanie. Sama tak się tym przerażała, że na samo wspomnienie bladła i drżała.
– O Boże – mówiła – byłam w piekle bez Jezusa, bez Matki Boskiej, bez Anioła Stróża. Jeżeli wyszłam stamtąd bez grzechu, Tobie to tylko zawdzięczam, o Jezu! A jednak ja się cieszę, bo cierpię i cierpiąc, zawsze spełniam Twą świętą wolę. Gdyby podobne napaści ze strony czarta powtarzały się częściej lub trwały dłużej, biedna ofiara z pewnością przypłaciłaby to życiem.
Z tymi utrapieniami łączyły się cierpienia i choroby wywołane – jak można słusznie przypuszczać – przez piekielnego ducha. Kiedy uprzytomnimy sobie, że Gemma w tym samym czasie cudownie łączyła się z cierpieniami Zbawiciela w Jego bolesnej Męce, będziemy mieli wyobrażenie o wielkości męczeństwa bohaterskiej dziewicy, która dobrowolnie poświęciła się na całopalenie Panu.
Gemma uważała się za szczęśliwą w tym morzu cierpień fizycznych i moralnych, szczęśliwą, że w ten sposób stawała się coraz bardziej podobna do Męża Boleści, że mogła wznosić się coraz wyżej w czyste sfery Bożej miłości i pokutować za grzechy świata.
Jakże ciężko w takiej sytuacji odróżnić świętość od opętania.
Podobnie doświadczany był przez szatańskie ataki Jan Maria Vianney, o. Pio…
Szatan przychodzi do człowieka, gdy ten otwiera furtkę, o kilku takich furtkach pisałam przed świętami. Czasem jednak człowiek wiedzie normalne, a nawet pobożne życie w Kościele, a doznaje demonicznej opresji – to co innego niż opętanie, to świadomość fizycznej obecności złego ducha, który dokucza na rozmaite sposoby i dręczy, czasem ukazując się pod różnymi postaciami, manifestując swą obecność przedziwnymi zjawiskami.
Przedziwne jest to, że zły duch ukazuje się często pod skuloną czarną postacią, która siada to na szafie, to na meblach, to kładzie się obok w łóżku – znam takie opowiadania, wiele osób doświadczyło mroku obecności ducha zła.
Kapłan-egzorcysta łatwo odróżni opresję od opętania, znajdzie przyczynę, poprzez którą osoba doświadcza ataków demona, i stwierdzi, czy nastąpiło to przez zaproszenie do swego życia diabła, czy przez inne wydarzenia.