Jest rok 1943. Trwa ludobójstwo niemieckie popełniane na narodach polskim i żydowskim. Jan Ciechanowski, ambasador RP w Waszyngtonie organizuje emisariuszowi z Polski, Janowi Karskiemu słynne spotkania z najważniejszymi decydentami potężnej Ameryki – prezydentem USA, demokratą Franklinem Delano Rooseveltem oraz z wybitnymi przywódcami żydowskimi.
Podczas rozmów polski emisariusz apeluje o rozpoczęcie natychmiastowych działań, prosi o zbombardowanie torów prowadzących do obozów, o wydawanie Żydom paszportów in blanco, o otwarcie granic dla żydowskich uciekinierów. Proponuje również postawienie Niemcom ultimatum: w przypadku nie zaprzestania ludobójstwa, zostaną zbombardowane niemieckie miasta.
Niestety, z powodu bierności amerykańskich i żydowskich decydentów, misja Jana Karskiego nie przyniosła spodziewanego rezultatu. Warto zacytować słowa Polaka skierowane do prezydenta Roosevelta w lipcu 1943 roku.
(Niemcy)”W odniesieniu do Żydów chcą zniszczyć naród żydowski biologicznie. Przywiozłem oficjalne oświadczenie Rządowi mojemu od Delegata Rządu i Komendanta Armii Krajowej, że jeżeli Niemcy nie zmienią metod wobec ludności żydowskiej, jeżeli nie będzie interwencji aliantów […] w ciągu półtora roku od mojego wyjazdu z Kraju ludność żydowska przestanie istnieć”.
4 miesięcy później Roosevelt sprzedaje w Teheranie Polskę sowietom, „dając w prezencie” jedną trzecią polskiego terytorium, pozwalając na dalszą eksterminację Polaków.
Spotkanie z Felixem Frankfurterem
Jan Karski mówi:
(Jan Ciechanowski)Swoją kampanię zaczął bardzo mądrze. Poinformował o moim przyjeździe odpowiednich ludzi. Zaczął od wybitnych przywódców żydowskich. To byli Cox, Cohen, obaj doradcy Roosevelta z okresu New Deal, Felix Frankfurter – sędzia Sądu Najwyższego, prezes Amerykańskiego Kongresu Żydów – rabin Wise, prezydent Światowego Kongresu Żydowskiego – Nachum Goldmann i jeszcze paru innych. W pewnym momencie wysłał mnie do Nowego Jorku, żebym skontaktował się z JOINT – żydowską organizacją charytatywną, dysponującą olbrzymimi środkami.
Szczerze im mówiłem o beznadziejnej sytuacji Żydów, podkreślając, że pomoc może przyjść tylko z Zachodu. Polacy są bowiem bezsilni, mogą uratować jednostki, ale nie mogą zatrzymać procesu niszczenia Żydów. Znowu podobna historia jak w Londynie: nie było wielkich dyskusji. Wysłuchiwali mnie, każdy z natury rzeczy objawiał sympatię, obiecywali, że zrobią, co będą mogli, wynosili mnie oczywiście pod niebiosa. No i na tym się kończyło.
(…)
M.W.: Słynne stało się pana spotkanie z sędzią Frankfurterem. Proszę o tym spotkaniu opowiedzieć.
J.K.: Felix Frankfurter, tak jak inni, przyszedł do ambasady. Był wyniosły, pompatyczny, ale nie robił wielkiego wrażenia, może dlatego, że był niewysoki. Oczy miał jednak przenikliwe, inteligentny człowiek. Zaczął od tego: czy ja wiem, kim on jest.
– Wiem. Jest pan sędzią Sądu Najwyższego.
– Czy pan wie, że jestem Żydem?
– Tak, wiem. Pan ambasador mi powiedział.
– Niech mi pan powie, co się dzieje z Żydami w pańskim kraju? Tu przychodzą sprzeczne informacje.
Wiedziałem, że ten człowiek mi nie przerwie, że ten człowiek wszystkiego wysłucha. Przez jakieś dwadzieścia pięć minut mówiłem tylko o Żydach. Ani słowem nie wspomniałem o Polakach, o Polsce, o ruchu podziemnym. Tylko o Żydach, o tym, co widziałem w getcie warszawskim, w obozie koncentracyjnym, podawałem statystyki. Frankfurter zadawał mi pytania natury technicznej. Jak wysoki jest mur w getcie? Jak wszedłem do tego getta? No i w końcu, kiedy powiedziałem wszystko, co miałem powiedzieć, pamiętam – zapadła kłopotliwa cisza. Siedzimy przy stoliku w salonie ambasady, po mojej lewej stronie ambasador, naprzeciwko Frankfurter. I milczenie.
(…)
– Panie Karski, człowiek taki jak ja, który rozmawia z człowiekiem takim jak pan, musi być całkowicie szczery. Toteż ja mówię: nie jestem w stanie uwierzyć w to, co mi pan powiedział.
Ciechanowski wchodzi mu w słowo – oni byli przyjaciółmi:
– Felix, nie mówisz tego na serio. Przecież nie możesz powiedzieć temu człowiekowi w twarz, że on kłamie. Felix, co ty wyrabiasz!
Frankfurter na to:
– Panie ambasadorze, ja nie powiedziałem, że ten młody człowiek kłamie. Ja powiedziałem, że nie jestem w stanie uwierzyć w to, co on mi powiedział. To jest różnica.
I pamiętam, wyciągnął ręce w moim kierunku: „Nie, nie”. Na tym skończyła się nasza rozmowa.
______________________________________________________________________________________________________________
Cytaty są Fragmentem książki Emisariusz, własnymi słowami, Wydawnictwo Naukowe PWN SA, Warszawa 2012, s. 256.
Niezwykle szczere rozmowy znanego dziennikarza Macieja Wierzyńskiego z legendarnym kurierem i emisariuszem Polskiego Państwa Podziemnego, Janem Karskim, w latach 1995-97 emitowane w Głosie Ameryki.
Karski, nazywanym „świadkiem Holokaustu”, opowiada w nich Maciejowi Wierzyńskiemu o najważniejszych wydarzeniach, w których uczestniczył podczas wojny, dzieli się bardzo osobistymi refleksjami i ocenami, często o niezwykłym wprost stopniu otwartości, nie pomijając tematów trudnych czy kontrowersyjnych. Poznajemy historię, widzianą jego oczami. /ksiegarnia.pwn.pl/
______________________________________________________________________________________________________________
Grafika: IPNtv: Niezwyciężeni
strasznie przykre…
czytales woejne o pieniadz, hongbinga? masakrycznie przykre…