Melioryzm (z łac.melior – lepszy) – przekonanie o naturalnym dążeniu człowieka ku dobru, ku temu co lepsze, doskonalsze. Może być także postrzegany jako szeroko pojęte doskonalenie społeczeństwa. Wiąże się ono z przekonaniem, że wszelkie dążenia do celów złych biorą się z niewiedzy lub błędu.
Wykład o największym nowożytnym filozofie, Gottfriedzie Leibnizu i jego pomyłce brania ludzkiej natury jako spontanicznie skłonnej ku dobru. Analiza błędu, który mocno zaważył na dziejach człowieka.
Wykład-uczta, przynajmniej dla filozoficznie usposobionego podniebienia. Bardzo cenne wystąpienie o “złej radości”.
Pytanie przewodnie: Przyrodzona dobroć człowieka – prawda czy zabobon?
Jest wałkowaniem w koło Wojtusiu tego samego problemu, problemu, który już dawno został rozstrzygnięty.
W naturze człowieka leży zarówno możność czynienia zła, jak i możność czynienia zła. Za to, co będzie urzeczywistniał swoim aktem, odpowiada wola. Zatem zarówno twierdzenia o przyrodzonej dobroci, jak i przyrodzonej złości są twierdzeniami bałamutnymi, gdyż są ufundowane na determinizmie.
I odwracają uwagę od głównej pracy w tej materii, czyli kształtowaniu cnót, cnót – czyli stałych dyspozycji czynienia dobra oraz unikaniu (i zwalczaniu, jeśli zdarzy się takie nieszczęście) wad, wad – czyli stałych dyspozycji czynienia zła.
Jeśli człowiek czyni zło nieświadom, że to, to czyni, jest złe, wówczas istotnie, czyni to z powodu niewiedzy lub błędu, ale kiedy błąd rozpozna, wówczas już takie usprawiedliwienie jest nieuprawnione.
Człowiek może oczywiście wówczas świadomie wybrać czynienie zła, ale to nie wynika ze zdeterminowanej naturą skłonności, tylko z wolnej woli.
Błędnie przyjęta w prezentowanym wykładzie jest definicja dobra, (jako to, co przyjemne) czy raczej zawężenie owej definicji do li tylko przyjemności, mojej przyjemności (nawet jeśli ta przyjemność jest przyjemnością z oglądania cudzej przyjemności), a tym samym znowu dojść można do determinizmu, tym razem jako naturalnej niemożności przezwyciężenia egoizmu. Jak temu egoizmu zaradzić?. Przez kształtowanie cnót, jak to już wspomniano.
Błędna, czy raczej zawężona do mojej przyjemności definicja dobra, powoduje, że nie ma zewnętrznej, niezależnej ode mnie weryfikacji, czy to, co czynię, jest dobre, (poza tym, że jest mi przyjemnie – a to dawać może np. lot na dopalaczu) a skoro nie mam zewnętrznych drogowskazów, wówczas odpada świadome czynienie zła, jeśli jedynym wyznacznikiem dobra jest moja przyjemność.
W powyższym zatem wywodzie wykluczono zło świadome, a zło czynione nieświadomie. Tak, samo, jeśli nie ma weryfikacji zewnętrznej, to cokolwiek czynię, musi być dobre, jeżeli tylko jest mi przyjemnie.
Jeżeli zatem wykluczymy zło świadome, jaki i zło czynione nieświadomie, zatem cokolwiek człowiek, pardą, cokolwiek ja czynię, jest dobre. Bzdura oczywiście.
Bzdura dlatego, że jest ufundowana na błędnym rozumieniu człowieka, na pominięciu tego, że to, co czynię wpływ mieć może na innych ludzi i przyjemność, jaką daje mi torturowanie (dla potrzeb tego komentarza i wyłącznie wirtualnie), nie wystarcza, aby to było dobre, bo dobro torturowanego jest większe niż dobro – przyjemność sadysty.
Błąd wynika z zawężenia dobra do przyjemności tylko.
Czynienie dobra może być przyjemne, ale nie wszystko, co przyjemne jest dobre.
26 czerwca 2016 godz. 15:05 - w odpowiedzi do: Ywzan Zeb 20:45
“W naturze człowieka leży zarówno możność czynienia zła, jak i możność czynienia zła”. Chyba zła i dobra? Czytając pana komentarz odnoszę wrażenie, że wcale pan nie wysłuchał wykładu,albo nic pan nie zrozumiał, albowiem w jego trakcie profesor Wolniewicz mówi to samo, człowiek ma w sobie możliwość urzeczywistniania obu biegunów moralnych, ponieważ odróżnia jeden od drugiego, ale i WRODZONĄ SKŁONNOŚĆ do czynienia dobra i zła. Jedni mają więcej skłonności do zła – ich wolna wola (wolna bo odróżniająca dobro moralne od moralnego zła, a nie dlatego, że działająca w sposób losowy i niezdeterminowany żadną skłonnością do któregokolwiek członu alternatywy) wybiera zło. A inni mają więcej skłonności do dobra – ich wolna wola wybiera dobro. Tak więc detrminizm proszę pana jest faktem i nie wyklucza wcale wolnej woli(słyszał pan coś o DNA?),niezależnie od tego czy się to panu podoba czy nie i niezależnie od tego co pan jest wstanie z tego zrozumieć, bo ów wybór związany jest z tym czy ktoś ma wrodzoną dobrą czy złą wolę. Wybór nie istnieje bez rozpoznania alternatywy rozumem oraz bez wrodzonej skłonności, która rozstrzyga o tym w którą stronę podążamy. Bałamutna to jest pana “wiedza” w tym temacie. Wydaje się Panu, że zło bierze się tylko ze złego przykładu? A skąd się wziął pierwszy zły przykład, jeśli nie ze skłonności? Złego człowieka nie nauczysz świętości ani nawet przyzwoitości, możesz go jedynie unieszkodliwić. A dobrego nie nauczysz bycia gnidą. Tak jak z przeciętniaka nie zrobisz geniusza, a z geniusza nie zrobisz debila, no chyba, że uszkodzisz mu mechanicznie łepetynę.
Chrześciajaństwo głosi tezę o grzechu pierworodnym, czyli o przyrodzonej deprawacji serca każdego człowieka, o istnieniu w jego duszy ZŁEJ WOLI (a nie tylko możności czynienia zła, możnosć czynienia zła to i zwierzęta mają, choć czynią zło nieświadomie). Wszyscy jesteśmy mniej lub bardziej skażeni skłonnością do bezinteresownego zła.
Proponuję najpierw posłuchać wykładu raz jeszcze, z uczciwym nastawieniem (na chęć poznania prawdy), a dopiero potem się wypowiadać.
Determinizm, tak jak w przypadku DNA, czy choćby prawa swobodnego spadku, jest jednak czymś innym niż determinizm w kwestiach wyborów moralnych.
Skłonność do zła można, a nawet trzeba pokonać.
profesor Wolniewicz mówi to samo, człowiek ma w sobie możliwość urzeczywistniania obu, ponieważ odróżnia jedno od drugiego, ale i WRODZONĄ SKŁONNOŚĆ do czynienia dobra i zła.
czyli jednak nie to samo, bo ta skłonność nie jest wrodzona, nie wynika z DNA, ale jest nabyta, (kształtowanie cnót i wad)
Skłonność i możność to są różne pojęcia i nie należy ich łączyć w jedno.
Skłonność oraz zdeterminowanie (czyli przymus) są to również odmienne pojęcia.
Dlatego za bałamucenie maluczkich uważam nieustanne wałkowanie tego tematu i to jeszcze w tonie sensacji (prawda czy zabobon?).
Gdyby skłonność do zła była wrodzona, naturalna, (czyli byłaby darem od Boga) czy wówczas ktokolwiek miałby prawo sprzeciwiać się złu?
A propos definicji dobra. Owszem nie ma zewnętrznej weryfikacji, ale gdyby pan starał się zrozumieć, co mówi profesor, to zauważyłby pan, że on o tym właśnie mówi. To nie jest definicja dobra moralnego, tylko dobra w ogóle. Dobre jest, to co przyjemne. (Dobre, a nie dobre moralnie) I każdy działa tylko tak, aby ograniczyć nieprzyjemności oraz maksymalizować przyjemności. ALE! JEDNYM LUDZIOM PRZYJEMNOŚĆ SPRAWIA ZŁE MORALNIE DZIAŁANIE A INNYM DOBRE MORALNIE (istnieją też dwa rodzaje przyjemności fizyczna i duchowa).
A propos definicji dobra. Owszem nie ma zewnętrznej weryfikacji, ale gdyby pan starał się zrozumieć, co mówi profesor, to zauważyłby pan, że on o tym właśnie mówi.
I z tym się właśnie nie zgadzam.
A mój wywód jest namiastką dowodu nie wprost. Jeżeli założymy, że nie ma zewnętrznej weryfikacji, to nie ma ani zła, ani dobra, ani moralności, jest tylko przyjemność silniejszego.
Wydaje się Panu, że zło bierze się tylko ze złego przykładu?
Oczywiście, że nie tylko, ale czasami też.
Jest o tym nawet w Ewangelii (cytuję z pamięci):
ktokolwiek zgorszyłby jednego z tych najmniejszych lepiej by mu było itd…
A skąd się wziął pierwszy zły przykład, jeśli nie ze skłonności?
Jest chyba coś w Piśmie Św. o kuszeniu Ewy przez węża.
Powtórzę, że skłonność i możność są dla mnie różnymi pojęciami.
I owszem, są ludzie dla których ju nic nie można zrobić, tacy którzy wybrali skłonność do zła.
Z całym oczywiście szacunkiem dla wiedzy Profesora Wolniewicza, ale wykładu nie traktowałbym raczej jako sposób na poznanie prawdy, ale raczej jako wykład na temat wierzeń dawnych Słowian, w tym wypadku wierzeń Leibniza.
Mogło powstać wrażenie, jakobym kwestionował potrzebę takich wykładów, czy też wiedzę Profesora, i za to przepraszam, ale wykład umieściłbym na półce dawne wierzenia Słowian czy Celtów a nie na półce z nauką myślenia dla maluczkich.
Istniej coś, co może pomóc nam przezwyciężyć to, co jawi się nam jako skłonność do zła i stan w którym mu ulegamy, a skutki jego podobne są do pożaru, trawiące nasze dusze i niszczące świat.
Tym czymś jest działanie łaski Bożej, Ducha Świętego. To się często wymyka ujęciu naukowemu i filozoficznemu.
A propos wykładu. Uważam, że tzw. melioryzm w ujęciu lewackim jest bardzo szkodliwą utopią.
Pytanie przewodnie: Przyrodzona dobroć człowieka – prawda czy zabobon?
Jest wałkowaniem w koło Wojtusiu tego samego problemu, problemu, który już dawno został rozstrzygnięty.
W naturze człowieka leży zarówno możność czynienia zła, jak i możność czynienia zła. Za to, co będzie urzeczywistniał swoim aktem, odpowiada wola. Zatem zarówno twierdzenia o przyrodzonej dobroci, jak i przyrodzonej złości są twierdzeniami bałamutnymi, gdyż są ufundowane na determinizmie.
I odwracają uwagę od głównej pracy w tej materii, czyli kształtowaniu cnót, cnót – czyli stałych dyspozycji czynienia dobra oraz unikaniu (i zwalczaniu, jeśli zdarzy się takie nieszczęście) wad, wad – czyli stałych dyspozycji czynienia zła.
Jeśli człowiek czyni zło nieświadom, że to, to czyni, jest złe, wówczas istotnie, czyni to z powodu niewiedzy lub błędu, ale kiedy błąd rozpozna, wówczas już takie usprawiedliwienie jest nieuprawnione.
Człowiek może oczywiście wówczas świadomie wybrać czynienie zła, ale to nie wynika ze zdeterminowanej naturą skłonności, tylko z wolnej woli.
Błędnie przyjęta w prezentowanym wykładzie jest definicja dobra, (jako to, co przyjemne) czy raczej zawężenie owej definicji do li tylko przyjemności, mojej przyjemności (nawet jeśli ta przyjemność jest przyjemnością z oglądania cudzej przyjemności), a tym samym znowu dojść można do determinizmu, tym razem jako naturalnej niemożności przezwyciężenia egoizmu. Jak temu egoizmu zaradzić?. Przez kształtowanie cnót, jak to już wspomniano.
Błędna, czy raczej zawężona do mojej przyjemności definicja dobra, powoduje, że nie ma zewnętrznej, niezależnej ode mnie weryfikacji, czy to, co czynię, jest dobre, (poza tym, że jest mi przyjemnie – a to dawać może np. lot na dopalaczu) a skoro nie mam zewnętrznych drogowskazów, wówczas odpada świadome czynienie zła, jeśli jedynym wyznacznikiem dobra jest moja przyjemność.
W powyższym zatem wywodzie wykluczono zło świadome, a zło czynione nieświadomie. Tak, samo, jeśli nie ma weryfikacji zewnętrznej, to cokolwiek czynię, musi być dobre, jeżeli tylko jest mi przyjemnie.
Jeżeli zatem wykluczymy zło świadome, jaki i zło czynione nieświadomie, zatem cokolwiek człowiek, pardą, cokolwiek ja czynię, jest dobre. Bzdura oczywiście.
Bzdura dlatego, że jest ufundowana na błędnym rozumieniu człowieka, na pominięciu tego, że to, co czynię wpływ mieć może na innych ludzi i przyjemność, jaką daje mi torturowanie (dla potrzeb tego komentarza i wyłącznie wirtualnie), nie wystarcza, aby to było dobre, bo dobro torturowanego jest większe niż dobro – przyjemność sadysty.
Błąd wynika z zawężenia dobra do przyjemności tylko.
Czynienie dobra może być przyjemne, ale nie wszystko, co przyjemne jest dobre.
“W naturze człowieka leży zarówno możność czynienia zła, jak i możność czynienia zła”. Chyba zła i dobra? Czytając pana komentarz odnoszę wrażenie, że wcale pan nie wysłuchał wykładu,albo nic pan nie zrozumiał, albowiem w jego trakcie profesor Wolniewicz mówi to samo, człowiek ma w sobie możliwość urzeczywistniania obu biegunów moralnych, ponieważ odróżnia jeden od drugiego, ale i WRODZONĄ SKŁONNOŚĆ do czynienia dobra i zła. Jedni mają więcej skłonności do zła – ich wolna wola (wolna bo odróżniająca dobro moralne od moralnego zła, a nie dlatego, że działająca w sposób losowy i niezdeterminowany żadną skłonnością do któregokolwiek członu alternatywy) wybiera zło. A inni mają więcej skłonności do dobra – ich wolna wola wybiera dobro. Tak więc detrminizm proszę pana jest faktem i nie wyklucza wcale wolnej woli(słyszał pan coś o DNA?),niezależnie od tego czy się to panu podoba czy nie i niezależnie od tego co pan jest wstanie z tego zrozumieć, bo ów wybór związany jest z tym czy ktoś ma wrodzoną dobrą czy złą wolę. Wybór nie istnieje bez rozpoznania alternatywy rozumem oraz bez wrodzonej skłonności, która rozstrzyga o tym w którą stronę podążamy. Bałamutna to jest pana “wiedza” w tym temacie. Wydaje się Panu, że zło bierze się tylko ze złego przykładu? A skąd się wziął pierwszy zły przykład, jeśli nie ze skłonności? Złego człowieka nie nauczysz świętości ani nawet przyzwoitości, możesz go jedynie unieszkodliwić. A dobrego nie nauczysz bycia gnidą. Tak jak z przeciętniaka nie zrobisz geniusza, a z geniusza nie zrobisz debila, no chyba, że uszkodzisz mu mechanicznie łepetynę.
Chrześciajaństwo głosi tezę o grzechu pierworodnym, czyli o przyrodzonej deprawacji serca każdego człowieka, o istnieniu w jego duszy ZŁEJ WOLI (a nie tylko możności czynienia zła, możnosć czynienia zła to i zwierzęta mają, choć czynią zło nieświadomie). Wszyscy jesteśmy mniej lub bardziej skażeni skłonnością do bezinteresownego zła.
Proponuję najpierw posłuchać wykładu raz jeszcze, z uczciwym nastawieniem (na chęć poznania prawdy), a dopiero potem się wypowiadać.
Determinizm, tak jak w przypadku DNA, czy choćby prawa swobodnego spadku, jest jednak czymś innym niż determinizm w kwestiach wyborów moralnych.
Skłonność do zła można, a nawet trzeba pokonać.
czyli jednak nie to samo, bo ta skłonność nie jest wrodzona, nie wynika z DNA, ale jest nabyta, (kształtowanie cnót i wad)
Skłonność i możność to są różne pojęcia i nie należy ich łączyć w jedno.
Skłonność oraz zdeterminowanie (czyli przymus) są to również odmienne pojęcia.
Dlatego za bałamucenie maluczkich uważam nieustanne wałkowanie tego tematu i to jeszcze w tonie sensacji (prawda czy zabobon?).
Gdyby skłonność do zła była wrodzona, naturalna, (czyli byłaby darem od Boga) czy wówczas ktokolwiek miałby prawo sprzeciwiać się złu?
A propos definicji dobra. Owszem nie ma zewnętrznej weryfikacji, ale gdyby pan starał się zrozumieć, co mówi profesor, to zauważyłby pan, że on o tym właśnie mówi. To nie jest definicja dobra moralnego, tylko dobra w ogóle. Dobre jest, to co przyjemne. (Dobre, a nie dobre moralnie) I każdy działa tylko tak, aby ograniczyć nieprzyjemności oraz maksymalizować przyjemności. ALE! JEDNYM LUDZIOM PRZYJEMNOŚĆ SPRAWIA ZŁE MORALNIE DZIAŁANIE A INNYM DOBRE MORALNIE (istnieją też dwa rodzaje przyjemności fizyczna i duchowa).
I z tym się właśnie nie zgadzam.
A mój wywód jest namiastką dowodu nie wprost. Jeżeli założymy, że nie ma zewnętrznej weryfikacji, to nie ma ani zła, ani dobra, ani moralności, jest tylko przyjemność silniejszego.
Oczywiście, że nie tylko, ale czasami też.
Jest o tym nawet w Ewangelii (cytuję z pamięci):
ktokolwiek zgorszyłby jednego z tych najmniejszych lepiej by mu było itd…
Jest chyba coś w Piśmie Św. o kuszeniu Ewy przez węża.
Powtórzę, że skłonność i możność są dla mnie różnymi pojęciami.
I owszem, są ludzie dla których ju nic nie można zrobić, tacy którzy wybrali skłonność do zła.
Z całym oczywiście szacunkiem dla wiedzy Profesora Wolniewicza, ale wykładu nie traktowałbym raczej jako sposób na poznanie prawdy, ale raczej jako wykład na temat wierzeń dawnych Słowian, w tym wypadku wierzeń Leibniza.
Mogło powstać wrażenie, jakobym kwestionował potrzebę takich wykładów, czy też wiedzę Profesora, i za to przepraszam, ale wykład umieściłbym na półce dawne wierzenia Słowian czy Celtów a nie na półce z nauką myślenia dla maluczkich.
Istniej coś, co może pomóc nam przezwyciężyć to, co jawi się nam jako skłonność do zła i stan w którym mu ulegamy, a skutki jego podobne są do pożaru, trawiące nasze dusze i niszczące świat.
Tym czymś jest działanie łaski Bożej, Ducha Świętego. To się często wymyka ujęciu naukowemu i filozoficznemu.
A propos wykładu. Uważam, że tzw. melioryzm w ujęciu lewackim jest bardzo szkodliwą utopią.