Minister nauki staje się niemal gwiazdą mediów za sprawą swoich bulwersujących wypowiedzi. Niedawno ogłosił się kilerem, a ostatnio okazał się nihilistą, z zadowoleniem przyznając, że obietnica wyborcza: „akademiki za złotówkę” – to była ściema. A ściema to kłamstwo i oszustwo, które są niedopuszczalne w świecie nauki i winny skutkować wykluczeniem z tej domeny. Rzecz w tym, że minister nauką się nie para, tytułów też nie posiada, więc niby jak go można z grona ludzi nauki wykluczyć? Minister dobrze się zabezpieczył! Stojąc jednak na czele resortu akademickiego, wpływa takimi poczynaniami negatywnie na ludzi nauki, a przede wszystkim na młodzież akademicką. A negatywny wpływ na młodzież to była przecież podstawa do eliminowania nawet wybitnych ludzi nauki z uczelni. Fakt, że głównie wtedy, gdy uczyli krytycznego myślenia, bo to zagrażało komunistycznym nihilistom i groziło załamaniem systemu. Dziś beneficjenci etyki nikczemnego postępowania nie muszą się niczego obawiać. Nonkonformistów wyeliminowano, krytyczne myślenie skasowano, a nikczemne poczynania dozwolone są w domenie akademickiej. Minister zasłużył sobie na przydomek „Ściema”, ale to nic niezwykłego, bo wielu utytułowanych też na taki pseudonim zasługuje. W końcu nasza hierarchia tytularna to ściema, bo bynajmniej nie oznacza, że ten, kto ma najwyższe tytuły w nauce, ma największe osiągnięcia. Tymczasem nieraz ma takie, ale w niszczeniu lepszych od siebie. Ściemą jest też wysoce niedoskonała Rada Doskonałości Naukowej selekcjonująca na najwyższe szczeble sobie podobnych, chroniąc prawa nabyte do nikczemnego postępowania, na przykład kłamstw czy plagiatowania. Ściemą są certyfikaty i dyplomy pozyskiwane za znaczne nieraz opłaty i niepozwalające odróżnić wybitnych naukowców od zwykłych oszustów i hochsztaplerów, dobrych uczelni od całkiem miernych. Postawienie na czele resortu nauki ministra „Ściemy” Wieczorka oddaje dobrze charakter tej domeny, ale może wreszcie Polacy się obudzą i orzekną, że tak dalej być nie może!
nie obudzą i nie orzekną... Polacy wola podniecać się całą masą usłużnie podrzucanych im przez merdiaworkerów i inne presstytutki tematów zastępczych. Dla polityków środowisko akademickie jest zbyt małym targetem wyborczym żeby opłacało sie cokolwiek robić. A populistyczne hasło “dokopać yntelygencji” ma się u nas dobrze od czasów poprzedniego systemu. A zgadzając się z diagnozą stanu obecnego chciałbym zapytać kiedy w polskiej nauce i szkolnictwie wyższym było dobrze? Bo w XXI wieku jakoś żadnego takiego okresu nie pamiętam. W XX wieku raczej też nie. Bo trudno tu chwalić się ustawodawczymi dokonaniami stalinowskimi z 1951r czy gomułkowskimi z 1958r lub jaruzelskimi z 1982r. No może troszkę ustawa Woźnickiego z 2005r, bo już od Kudryckiej zaczęło się zsuwanie po równi pochyłej a od czasu Gowina przechodzące w galop i cwał. A warto wiedzieć że nawet przedwojenna ustawa z 1933r była przejawem sanacyjnego zamordyzmu w stosunku do tego co odbudowywało polskie szkolnictwo wyższe po 1920r. Po Jałcie straciliśmy dokładnie 50% z czterech głównych ośrodków akademickich. Elity spoczywają w Katyniu, Charkowie, na Wzgórzach Wuleckich, w Piaśnicy, Owięcimiu, Sachsenhausen. Więc kto to “odbudowywał i przebudowywał” po 1945r? Obecna tzw. deelitaryzacja kształcenia jest takim eufemizmem “równania w dół”, sytuacja ekonomiczna powoduje raczej selekcję negatywną kandydatów do zawodu…
Podsumowując: szans na poprawę nie widzę…