W roku 2024, o ile będziemy jeszcze istnieć…

Jaki w ogóle w tym sens? Jak możesz po cichu cieszyć się z powodu końca ludzkości? Pamiętaj, że są dni (nie kłam, bo wiem, że tak robisz), kiedy po prostu myślisz: cóż, może najlepiej będzie, jeśli nas tu nie będzie. Zwykle dzieje się tak, gdy oglądasz wiadomości lub stoisz w kabinie wyborczej, próbując zdecydować pomiędzy zagłosowaniem na psychopatę, a koniecznością zadzwonienia do instytucji rządowej, aby coś wyjaśnić, lub gdy rozważasz jedzenie świerszczy na wigilijną kolację przez resztę swojego życia lub właśnie obejrzałeś na TLC najnowszy materiał o osobie, która zjadła cały materac piankowy, bo poczuła, że po prostu musi.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

 

W roku 2024, jeśli człowiek będzie jeszcze istnieć

A zatem, czytałam coś o tym, że każdego, kto kwestionuje rzeczy takimi, jakie są, nazywa się szaleńcem, czyli teoretykiem spiskowym, a autor porównał to szaleństwo do obdartego człowieka siedzącego na rogu ulicy z tabliczką z napisem: „Koniec jest bliski!” I przyszło mi do głowy, że to nie jest aktualna definicja pokręconego szaleńca. Szaleńcem jest teraz każdy, kto na rogu ulicy mówi: „Koniec nie jest bliski!” W dzisiejszym świecie to właśnie byłoby uważane za szaleństwo.

Ci, którzy są w jakimś sensie religijni, czekają na Drugie Przyjście [Paruzja] lub jakąkolwiek inną rzecz związaną z końcem czasu, w którą wierzy ich religia, ponieważ wszystkie znaki już o tym mówią. Ci, którzy są fanatycznie zieloni, czekają, aż świat imploduje z powodu emisji gazów cieplarnianych i zmian klimatycznych, ponieważ wszystkie znaki już o tym mówią. Ci, którzy są zaabsorbowani finansami, czekają na koniec pieniądza, jaki znamy, a co za tym idzie, na koniec celu życia. Ci, którzy podejrzewają, że wirusy i/lub odtrutki na nie nas wszystkich pozabijają, utknęli w swoich maskach i niedoli. Ci, którzy myślą, że nadciąga asteroida, wojna nuklearna, ludobójstwo ludzi przez sztuczną inteligencję lub kosmici biorący udział w rzezi na ludziach… cóż, tu mamy każdą odmianę wariacji na temat.

Oni wszyscy (zaryzykowałabym przypuszczenie, że jest to większość ludzkości) siedzą w swoich małych światach pełnych słuszności i czekają na koniec ze swoim ostatecznym „A nie mówiłem”. Fatalistyczne pogodzenie się z ludzką zagładą może nie być zdrowym podejściem. To trochę jak z drzewem w lesie: co dobrego daje ci możliwość powiedzenia „a nie mówiłem”, kiedy tak naprawdę nikt cię nie słyszy, a i najprawdopodobniej ciebie też już nie ma?

Mam na myśli to, że teoretycznie wykorzenienie jakiejkolwiek przyszłości jest, cóż, niezbyt pozytywne w tym ‘pozytywnym‘ sposobie myślenia, który wszyscy powinniśmy akceptować w tym absurdalnym świecie. Mam na myśli to, że ludzie chodzili po okolicy i biczowali się w obliczu końca istnienia z powodu Czarnej Śmierci [dżumy], i ​​dokąd ich to zaprowadziło? Jasne, był to okropny czas, ale w końcu albo zginęli, albo nie. A ci, którzy nie zmarli, byli po prostu posiniaczeni i wyszli na durniów, bo wciąż musieli codziennie wstawać i robić to, co nazywa się życiem, bo mimo wszystko nie byli martwi. Jestem pewna, że ku ich niezmiernej irytacji. Nie było to dokładnie to, co planowali.

Nie jestem pewna, czy planowanie przy braku przyszłości w planach jest akurat dobrym planem, jeśli chodzi o plany. Doprawdy…

Dlatego sugeruję – a kimże ja jestem, żeby sugerować cokolwiek – po prostu sugeruję, abyśmy wraz z Nowym Rokiem porzucili te wszystkie apokaliptyczne bzdury. W 2024 roku będziemy musieli po prostu zaakceptować fakt, że świat będzie toczył się dalej tak, jak zawsze, i nie możemy już dłużej popadać w fatalistyczną rezygnację. I z pewnością wszyscy możemy przestać czuć się tak patologicznie zadowoleni z naszej pewności co do tego, jak to wszystko się skończy.

Jaki w ogóle w tym sens? Jak możesz po cichu cieszyć się z powodu końca ludzkości? Pamiętaj, że są dni (nie kłam, bo wiem, że tak robisz), kiedy po prostu myślisz: cóż, może najlepiej będzie, jeśli nas tu nie będzie. Zwykle dzieje się tak, gdy oglądasz wiadomości lub stoisz w kabinie wyborczej, próbując zdecydować pomiędzy zagłosowaniem na psychopatę, a koniecznością zadzwonienia do instytucji rządowej, aby coś wyjaśnić, lub gdy rozważasz jedzenie świerszczy na wigilijną kolację przez resztę swojego życia lub właśnie obejrzałeś na TLC najnowszy materiał o osobie, która zjadła cały materac piankowy, bo poczuła, że po prostu musi.

Czasem trzeba się nad tym zastanowić, ale oczywiście należy się z tego otrząsnąć. To nie jest tak, że jedzenie świerszczy jest tak złe, jak pieczenie sąsiada na grillu, czy coś w tym rodzaju. Możemy sobie poradzić.

Obawiam się, że musimy sobie poradzić. To jest to, co ludzie zawsze robili. Równie dobrze moglibyśmy to zaakceptować.

Będziemy po prostu musieli to wszystko, do cholery, rozkminić.

Ponownie.

Miejmy nadzieję, że uda nam się to zrobić bez tego całego egzystencjalnego niepokoju przypominającego Republikę Weimarską niczym upadek Cesarstwa Rzymskiego, który przejawił się w postaci oświecenia kulturowego. Nie, to nie było oświecenie. To znaczy, po prostu tak nie było. To było po prostu niekontrolowane hedonistyczne szaleństwo. Mamy tendencję do robienia tego od czasu do czasu. A to po prostu skutkuje zadowolonym z siebie totalitaryzmem ze strony psycholi u władzy, aż do chwili, gdy muczące stada się zbuntują. Jak to mają w zwyczaju robić od czasu do czasu. Historycznie. Jeśli historia ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie.

Zatem… Załóżmy, że wszyscy będziemy musieli przetrwać przyszłość najlepiej, jak potrafimy. A rezygnacja z przyszłości nie jest pomocna. Zrób więc coś, co ukształtuje przyszłość na lepsze. Możesz zacząć od powstrzymania nienawiści, która powoduje podziały i promowania pokoju. Co ty na to?

Rzeczywiście nie jest to łatwe zadanie. Dobrym początkiem mogą być proste akty życzliwości wobec siebie nawzajem. Ważne jest, abyś pamiętał, kiedy będziesz zbliżał się do końca swoich dni, że nie możesz wiedzieć, jaki rodzaj apokaliptycznego myślenia będzie mieć osoba, którą możesz spotkać, więc zamiast osądzać, pouczać, walczyć lub poszturchiwać, może po prostu będziesz miły?

I oczywiście, mając to na uwadze, dobrym pomysłem może być faktyczne dostrzeżenie osoby obok ciebie. Wiem, że życie we własnej bańce z telefonem komórkowym w dłoni jest obecnie popularną nihilistyczną rozrywką, ale warto dążyć do bycia otwartym i obecnym w świecie. Może jednak warto. Cóż, najwyraźniej lepsze to niż samobiczowanie.

Niech wasz rok 2024 będzie wzbogacony rzeczywistością i nadzieją. I odwagą. Nie zapomnijcie o tym.

Wiemy już także, że w tej piosence „W roku 2525, jeśli człowiek nadal będzie istnieć” powinno być „W roku 2525 człowiek już nie istnieje”, ponieważ został wygenderowany w niebyt. Więc przestań to obsesyjnie śpiewać! Na litość boską. Albo zmień to na „jeśli Ludzkość wciąż będzie istnieć”, ale to wciąż nie będzie całkowicie neutralne pod względem płci, co przypomina mi tych wszystkich wraz z ich zaimkami, którzy teraz przedstawiają się niczym preferencje seksualne, zanim jeszcze ich poznasz. Nie obchodzi mnie zbytnio, z kim chcesz się przespać. Naprawdę. Większości też to nie obchodzi. Więc przestań!

Och… już nieważne! Nikt nigdy mnie nie słucha. Niekoniecznie też ktoś powinien. Bądźcie mili. Koniec.

Rzeczona piosenka:

In the Year 2525

 

_______________

In the Year 2024, if Man is Still Alive, Sylvia Shawcross, Dec 24, 2023

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!