„Humanizm”
Czynione są herkulesowe wysiłki – jak chociażby narzucanie Europie tzw. Karty praw podstawowych proklamowanej na konferencji Rady Europejskiej w Nicei 7 grudnia 2000 r. – by przerobić chrześcijański normotyp cywilizacyjny na bezkonfliktowo „humanistyczny”. Ma być tylko jedna wartość naczelna, której służą wszystkie inne. Tym aksjologicznym supremum jest CZŁOWIEK. Pozostałe wartości, dotąd naczelne, stają się wobec tego absolutu instrumentalne, a wśród nich prawda i prawdomówność. Prawda ma być cenna tylko o tyle, o ile służy człowiekowi. To on rzuca na nią swój nieziemski blask, nie ona na niego.
Absolut CZŁOWIEK występuje zwykle pod postacią swoich awatarów, wcieleń bardziej przystępnych: jako „życie ludzkie”, jako „osobowość”, albo jako „osoba ludzka”, a ostatnimi laty także jako „godność”. Zawołanie, że „życie jest wartością najwyższą”, słychać w krąg, a „godność ludzka” stoi na samym czele owej Karty jako jej Artykuł 1. W tym samym roku ukazał się również Manifest humanistyczny 2000 promulgowany przez jakąś Międzynarodową Akademię Humanizmu przy prowincjonalnym uniwersytecie stanowym w Buffalo, USA – licha imitacja Manifestu Komunistycznego z 1848 roku. Wśród dziewięciu „kluczowych zasad etyki humanizmu” znajdujemy tam jako przykazanie pierwsze, że „wartością naczelną jest godność i autonomia jednostki” (s. 31 wydania polskiego przez „Książkę i Prasę”).
Prawda ma podlegać awatarowi „godności”, on nią zawiaduje. Polski Trybunał Konstytucyjny obwieścił w grudniu 2006 r. ustami swojego przewodniczącego, sędziego Jerzego Stępnia, taką oto zdumiewającą nowość: „Myśmy w swoich orzeczeniach powiedzieli, że najwyższą wartością jest godność, a nie prawda. […] Prawda nie jest w naszym porządku konstytucyjnym najwyższą wartością”. (Por. T. Sommer: Wolniewicz – Zdanie własne. Warszawa 2010, s. 207.) Animuszu przeciw prawdzie dodała sędziemu Stępniowi zapewne owa Karta, a może też ów Manifest, bo wątpliwe, by tę nową zasadę wymyślił sam; choć nie wątpimy, że faktycznie i on, i cały ten lewoskrętny Trybunał zasadę tę stale realizował i dalej realizuje. W wyjaśnieniu przewodniczącego TK RP znalazła wyraz nowa zasada: zasada „humanistycznej” prawdomówności. Jak widać, brzmi ona tak: (H) Należy mówić prawdę, chyba że nie służy to godności człowieka. Gdy więc nie służy, wolno mówić nieprawdę, albo prawdę tłumić – wedle uznania.
Pierwsza nasza obiekcja wobec zasady H jest taka: zasada H to hasło na krótką metę. Na dalszą tłumienie prawdy nie służy nigdy „człowiekowi”, tylko jakimś skrycie partykularnym interesom. Okupione zaś jest trwałą szkodą społeczną: zatruwa normotyp zgodą na kłamstwo jako powszechnie akceptowany styl życia. Olbrzymim przykładem jest tu kłamstwo reklamy, szczególnie drastyczne w przypadku reklamy leków. Inny przykład daje medycyna, gdy lekarz „z litości”pociesza pacjenta kłamstwem – doraźnie i na krótko, a trwale i na długo podcina tą pociechą zaufanie społeczne do medycyny w ogóle. W ten sposób wielkie dobro poświęcane jest dla małego. Trwoni się tzw. w dzisiejszym utylitarnym żargonie „kapitał społeczny”, czyli dobra moralne nagromadzone przez wieki w chrześcijańskim normotypie cywilizacyjnym.
Po drugie: zasada H stwarza sofistycznie pewien pozór logiczny. W zasadzie Z niewiadome si wskazywały, że wszelkie odejście od mówienia prawdy wymaga osobnej obrony i dyskusji nad sytuacją, która miałaby je usprawiedliwiać. Tymczasem zasada H załatwia sprawę na pozór za jednym zamachem, ustalając pojęcie sytuacji etycznie anormalnej jako takiej, w której powiedzenie prawdy uszkadzałoby czyjąś godność. Ta sofistyczna niby-precyzacja pełni dwie funkcje: (a) nadaje dyskusjom nad niewiadomymi si skręt z góry „humanistyczny”, w duchu owej Karty, której jest skrytą propagandą; (b) daje łatwą wymówkę godnościową – też jak owa Karta, przy całkowicie niesprecyzowanym pojęciu „godności” – arbitralnym decyzjom politycznym, jak to miało np. miejsce, gdy TK „bronił godności człowieka” utrącając z pomocą zasady H ustawę lustracyjną.
Wreszcie po trzecie i najważniejsze: zasada H miesza godność człowieka z jego reputacją – z jego wizerunkiem społecznym. Jak prawda miałaby szkodzić czyjejkolwiek godności? W przeciwieństwie do fałszu, prawda zgadza się logicznie z każdą inną prawdą. Zatem nie zgadzać się
może tylko z jakimś fałszem, czyli tutaj z czyjąś podrabianą godnością. Szkodzi wtedy jedynie atrapie godności, jaką jest fałszywa reputacja takiego osobnika.
Promulgowanie przez Trybunał Konstytucyjny zasady H jest licencją na sądowe podtrzymywanie – jak w przypadku „Bolka” – takich atrap i podrabianych wizerunków. Jest też dźwignią dla coraz bujniej pleniącego się „godnościowego” pieniactwa, oraz dla idącego z nim dławienia społecznej krytyki. Wszelka bowiem ostrzejsza krytyka może zostać uznana za szkodliwą dla czyjejś reputacji. Godności żadna prawda nie szkodzi, ani kłamstwo nie pomaga, a reputacji owszem.
_____________________________________________________________________________________________________________
Bogusław Wolniewicz O pojęciu kłamstwa i zasadzie prawdomówności
_____________________________________________________________________________________________________________
Grafika: Jan Sanders van Hemessen, Operacja | 1550 –1555, Prado, Madryt | Niezła Sztuka.net
To niesamowite jak śp. Prof.Wolniewicz potrafił ująć krótko i zwięźle dany temat
i wyczerpać tak,że w zasadzie komentarz jest zbędny.Wobec Pana Wolniewicza czuję
się jak przedszkolak bo to według mnie umysł wybitny i szacunek mu należny trzeba
zwrócić.
“Godności żadna prawda nie szkodzi, ani kłamstwo nie pomaga, a reputacji owszem.”
Bogusław Wolniewicz jest dla mnie przykładem dialektyki, i etapowości dziejów, podobnie zresztą jak Leszek Kołakowski, kiedyś byli marksistami a kiedy ten marksizm stał się niemodny, rozebrany na czynniki pierwsze i rozszyfrowany jako filozoficzna i ekonomiczna bzdura to ci państwo zaczęli mówić ludzkim głosem, dla mnie to są osoby niewiarygodne, byli ludzie, którzy nie ulegli marksowskiemu obłędowi tych cenię i ich czytam vide x. Kazimierz Kłusak ekonomista Adam Krzyżanowski etc., etc.
Neomarksizm (Szkoła Frankfurcka) święci największe triumfy w historii. Jest nie tylko modny, ale obowiązkowy w wielu środowiskach, inną sprawą jest indywidualna świadomość jego wyznawców. Wolniewicz moim zdaniem zrehabilitował się z tzw. nawiązką.
A propos artykułu: Logiczna precyzja o której sam wielokroć marzę. Podziwiam na przykład rysowników lub malarzy, którzy muśnięciem lekkim jak piórko lub mocnym ruchem pędzla, ołówka potrafią przelać odpowiednią ilość światła lub cienia, z jednego miejsca w drugie, wzmocnić kształt lub nadać mu złudzenie ruchu lub drżenia, pozostawić kilka fruwających nici z malarskiej lub graficznej tkaniny jaką jest tekstura. A u prof. Wolniewicza również olśniewa nas precyzyjne ostrze tego miecza jakim jest w tym przypadku słowo. Logika jest rodzajem poezji. Świetny fragment tego artykułu. Trafia w sedno.
Lewica (ma to przecież w wielowiekowej tradycji) chce wykluczyć z debaty prawdę jako przedmiot sporu, a w zamian za to deleguje do debaty upośledzonych osobników wyposażonych w fałszywą godność. I tak jak pies wraca do swoich wymiocin, tak i oni powracają, taplając się w swoich ideologicznych odchodach, związanych z tym emocjach, urażonych odczuciach – „godnościowe pieniactwo” (Wolniewicz). To z tego powodu wymyślono “mowę nienawiści”, która często bywa określeniem prawdy – wszelkich treści, które ona zawiera.
Dobrze jest odróżniać marksizm toporny sowieckiej proweniencji od marksizmu “nowoczesnego” Ericha Fromma ‘O sztuce miłości’, ‘Ucieczki od wolności’, na frankfurtczyków nabierali się nawet kuci na cztery kopyta katoliccy księża ale żeby się dać opętać marksizmowi z Moskwy, to nie chcę mówić o nieboszczykach dosadnie, ale pachnie mi to banalnym utylitaryzmem, co taki humanista nawet przedwojenny mógł ze sobą począć po 1944 roku w Sowieckiej Polsce “Kopać nie mam siły, a żebrać się wstydzę.” – poszli głosić ten toporny marksizm, zwodzić młodych bo mieli talety i sukcesy a po okresie burzy i naporu wzięli się za ‘głoszenie prawdy” a gdzie ekspiacja, odwołanie kłamstw, dlaczego ja ma czytać takich nawróconych, zachwycać się ich zgrabnymi sformułowaniami, to potrafią – nie będę czytał Jarosława Iwaszkiewicza bo miał talent, którym zdolny był wyprowadzić mnie w pole, podobnych utalentowanych pieczeniarzy jest mrowie, przyzwoitych pisarzy i publicystów nie brakuje i im warto poświęcać z pożytkiem czas
Pozdrawiam
Oczywiście, że należy odróżniać. Dla osób zainteresowanych: link
Cenię Wolniewicza za wiele rzeczy, za wielokrotne stawanie po stronie Polski i po stronie Prawdy. Nie we wszystkim się z nim zgadzając, w tym z jego samookreśleniem “niewierzącego katolika”, lecz w bardzo wielu rzeczach człowiek rozumny ma w nim duże wsparcie z którego warto korzystać. Pozdrawiam.
Czy Pan uznajesz skrót myślowy “ziarna prawdy”, nieszczęśliwy termin wymyślony przez Papieża Polaka?
Pozdrawiam
W tym kontekście w jakim został użyty, nie. Tam pasuje raczej okruchy prawdy. Kościół katolicki ma całą prawdę w sensie duchowym i to on może rozsiewać jej ziarna z Ewangelii.
Nie ma sensu również prowadzić tzw. dialogu ekumenicznego. Ewangelizacja i posługa kapłańska, tak.
Prędzej przypisałbym ten tekst Wolniewiczowi – marksiście, niż Wolniewiczowi katolikowi.
Zasada:
Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40)
daje człowieka, a nie – prawdę, jako punkt odniesienia, absolut.
Absolut ten jest także prawdą (“Ja jestem drogą, prawdą i życiem”) ale dojście do niego jest przez człowieka, przez miłość do niego, służbę, poświęcenie, a nie – przez bezrefleksyjne wypowiadanie prawdy. Zgadzam się z Franciszkiem I, że istnieje coś takiego, jak grzeszne wyjawienie prawdy – wtedy, gdy służy to pogrążeniu czy poniżeniu człowieka, a nie -jego dobru.
Rozumiem obawy, co do intencji zapisów “Karty praw podstawowych”, jednak powyższa krytyka wylewa dziecko z kąpielą.
Dialektyka, etapowość dziejów, nic dodać nic ująć do samej śmierci był dialektyczny dlatego jego wiarygodność to tylko słowa, słowa, słowa – marksowiec Leszek Kołakowski usiłował tłumaczyć swoją przeszłość/młodość durną i chmurną a Ten jak Donald Tusk “Polacy nic się nie stało”
Pzdr
PS
Musiałbym się wziąć jeszcze raz na starość za Edmunda Niziurskiego co on tam dzieciom i młodzieży stręczył
Pzdr
Muszę dodać, że fragment pracy prof. Wolniewicza umieszczony w tej notce może nie dawać dobrego, pełnego obrazu jego ujęcia tematu.
Sugeruje on przyjęcie następującej definicji kłamstwa:
Dopuszcza zatem implicite, że czasem nie należy mówić prawdy (co jest w zasadzie dość oczywiste). W takim wypadku moja krytyka w moim poprzednim komentarzu byłaby nieuzasadniona. Nie piszę w sposób kategoryczny, bo praca, z której pochodzi zawarty w notce cytat jest obszerna i dość trudna w odbiorze, między innymi dlatego, że autor dokonuje w niej formalizacji przedstawianych tez, co z jednej strony daje wielką precyzję przekazu, ale z drugiej – wymaga dużego wysiłku przy odczytywaniu.
Niestety w wypowiedziach Prof. Bogusław Wolniewicz duzo jest uogólnień, wiele sów, mało konkretnych treści- jak to u naukowca teoretyka :(
Konkrety w linku :
Psychoza masowa — jak cała populacja staje się chora psychicznie.
http://nie-wierze-nikomu.pl/index.php/wiedza/195-psychoza-masowa-jak-cala-populacja-staje-sie-chora-psychicznie
Na razie ogólnie i na szybko.
Nie widzę nic. Dosłownie nic, co by można było uznać za merytoryczną krytykę fragmentu “Humanizm” w komentarzach Szanownych Panów: Marka, Jana, Artura.
“godność ważniejsza od prawdy” Godność skorelowana i mierzona za pomocą tolerancji dla zła wraz z prawem uzurpacji i dominacji.
Odpowiedź dla Marka w następnym komentarzu
Oto moja odpowiedź.
Wolniewicz opisał konkretnie, logicznie i prosto zabieg zastąpienia Prawdy innymi pojęciami wypełnionymi trocinami – pozornymi wartościami. Przytoczył nawet konkretny oficjalny cytat będący odzwierciedleniem nowego wyznania wiary w Człowieka:
Napisałem pozornych ponieważ “godność” oraz pozostałe “awatary” bazują na mniemanologii związanej z ideologią lewacką, która wykorzystuje samopoczucie osób dysfunkcyjnych wyznających notabene prawdy wiary ideologi neomarksistowskiej. Wiadomym jest, że to co głosi lewica nie ma nic wspólnego z prawdą, rozumem, logiką. Stąd ten zabieg detronizacji prawdy, którą ma przesłonić rzekoma troska o człowieka, o jego prawa do czynienia zła.
Zwracam uwagę też na zjawisko fałszywego miłosierdzia, które jest zjawiskiem analogicznym do owego nadęcia fałszywej godności Nie polega ono na ewangelicznej trosce, jak to przytoczyłeś “o braci najmniejszych”, lecz na afirmacji zła, na tolerancji.
Ideałem jest wypowiadanie prawdy i pozostawanie w równoczesnej gotowości do pochylenia się nad drugim człowiekiem, gdy on tego potrzebuje i jest gotowy do przyjęcia naszej życzliwości, a nawet miłości, ale nie może to być równoznaczne z niańczeniem degeneratów.
“Humanizm” o którym napisał Wolniewicz bazuje na diabelskim pojmowaniu godności. Profesor Diabelski pierwszy raz wystąpił w roli eksperta rekomendując jabłka do spożycia Adamowi i Ewie. Kierowała nim troska, współczucie czyli mówiąc inaczej chciał rozszerzyć prawa człowieka.
Zgoda z małym ‘ale’: Ująłeś to w sposób bardzo precyzyjny i niemal kompletny. Nie pasuje mi jednak zdanie:
W etyce chrześcijańskiej najpierw jest miłość, wszystko inne jest pochodną. Prawdomówność, dawanie prawdziwego świadectwa musi być w służbie miłości, inaczej może służyć złu.
Ideologie lewicowe stosują fałszywe, skrajnie subiektywne i zinstrumentalizowane pojęcia godności, współczucia, troski, ale nie należy w opozycji do tego zmieniać własnej (opartej na prawdzie) hierarchii wartości, tylko wskazywać na ten fałsz, wewnętrzne sprzeczności itp.
Jeśli nie było to jasne, chodziło mi o to, że umieszczony tutaj przez Ciebie fragment pracy Wolniewicza wymagał dodatkowego komentarza. Stanowiła go – w mojej ocenie – pozostała część publikacji.
Rozumiem, że opowiedzenie się za prawdą nie wystarczy, tak?
Osoba trzecia ze złymi intencjami, ze złą wolą może próbować wykorzystać wszystko w niecnym celu, ale to nie oznacza przecież, że musimy za każdym razem coś pisząc, publikując, reagując na fałsz, odprawiać jakiś rytuał. Jak to miałoby wyglądać w praktyce?
Jak miał zachować się Grzegorz Braun w instytucie niemieckim, w którym po raz kolejny zaproszony Żyd(?), Kanadyjczyk(?), Polak(?) szkaluje polskich bohaterów? Miał przedtem coś zadeklarować, wyrecytować formułkę?
Co byś proponował w takich przypadkach:
___________________________________________________________
___________________________________________________________
___________________________________________________________
Co to znaczy “prawdomówność w służbie miłości” w obliczu szyderstw wobec zbrodni popełnionych na Polakach?
Pytam w ten sposób ilustrując to przykładami, bo jak napisałeś nie podoba Ci się moje zdanie, które cytuję w całości:
Tak sądzę jak napisałem, ale nie śmiałbym tak powiedzieć, moralizować w obliczu zbrodni, w tym na przykład pedofilii.
Pytanie typu odkręcanie kota ogonem. Dam Ci przykład złamania tej zasady (pierwszeństwa miłości przed prawdą), jeśli nie rozumiesz:
Podanie Niemcom przez szmalcownika kryjówki Żydów. To jest prawdomówność, która nie jest w służbie miłości. Opowiedzenie się za prawdą nie wystarczy.
Oczywiście, że nie chodzi o odprawianie rytuałów, wygłaszanie formułek itd. w reakcji na kłamstwo. Intencjonalnie lub niechcący wsadziłeś do dyskusji czerwonego śledzia.
No to doszło do nieporozumienia, bo ja wciąż poruszam się w kontekście fragmentu artykułu “Humanizm”, a TY wychodzisz poza te ramy.
A z przykładem podanym przez Ciebie, zgadzam się. Ideałem i jednocześnie heroizmem w obliczu takiego pytania byłoby milczenie.
Reszta w komentarzu poniżej
Jest jednak różnica.
Mamy problem ochrony dobra czyli życia osoby prawdziwie prześladowanej, oraz ochrony dobrego samopoczucia, reputacji (godności) osób rzekomo prześladowanych, a na dodatek często czyniących zło. To dlatego lewica wciąż kłamie o “dyskryminacji”.
Osoby, które ukrywają prawdę w przypadku opisanym przez Ciebie, łamiąc zasadę prawdomówności, nie kwestionują pozycji Prawdy na poziomie etycznym -“aksjologicznego supremum”. Te osoby w bezpiecznej sytuacji dla osoby zagrożonej morderstwem mówią prawdę oraz przyznają się do tego, że kłamały świadomie tylko w celu uratowania życia. Te osoby wiedzą jaka jest prawda i nie mają zamiaru jej fałszować na zawsze i czynić z tego jakiejkolwiek zasady poza tym wyjątkiem.
W przypadkach przytoczonych przeze mnie jest inaczej. Tam ma być zafałszowanie na poziomie jak się wyraził Wolniewicz na poziomie cytuję ponownie “aksjologicznego supremum”. Zafałszowanie stałe w formie obowiązującej zasady prawnej, a na dodatek w służbie ideologii zła.
Teraz tylko trzeba to przełożyć na język logiki i aksjologii.
Nie każdy ma prawo do prawdy, którą ty znasz
W normotypie Zachodu jest, według Wolniewicza, kilka lub może kilkanaście wartości naczelnych. Są one nieporównywalne. Dlatego też normotyp jest wewnętrznie konfliktowy. Przedstawmy fragment pt. Konfliktowość omawianego tekstu Wolniewicza (s. 12-13), .
“Definicję kłamstwa możemy teraz zapisać krócej: kłamać to mówić nieprawdę w sytuacji etycznie normalnej. Takie osłabienie imperatywu prawdy jest usprawiedliwione faktem, że choć prawda jest wartością naczelną, nie znaczy to jeszcze, że jest najwyższą. Najwyższa stanowiłaby aksjologiczny absolut, a takiego nasz normotyp nie zawiera.
Wyrażając się algebraicznie, w porządku wartości ‘wyższa – niższa’ prawda stanowi jedynie maximum, nie supremum. Jest wartością, od
której nie ma tam wyższych, co nie znaczy jednak, że wszystkie inne są niższe; mogą bowiem być równie wysokie. Wartości naczelnych, czyli elementów maksymalnych jest w naszym normotypie kilka lub może kilkanaście; i w tym porządku są one wzajem nieporównywalne.
Obecność wartości nieporównywalnych sprawia, że normotyp staje się wewnętrznie k o n f l i k t o w y. Są sytuacje życiowe, których generalnie
rozstrzygnąć w nim nie sposób; np. co ważniejsze: prawda czy litość? A jednak rozstrzygać je musimy, więc to czynimy, etycznie na chybił trafił. Tak powstają sytuacje etycznie anormalne: dwie wartości naczelne zderzają się czołowo w realnym konflikcie życia. Normotypem bezkonfliktowym byłby taki, który ma swoje aksjologiczne supremum: w którym istnieje tylko jedna wartość maksymalna, a wszystkie inne jej „służą”. Nasz normotyp taki nie jest”.
Myślę, że nie tylko to, ale cały zacytowany fragment wyjaśnia ostatni wątek w dyskusji. Dziękuję za komentarz.