Od chwili najazdu Rosji na Ukrainę podstawowym elementem polityki rosyjskiej stały się szantaż i groźby. Jedyną zrealizowaną groźbą jest jak na razie wstrzymanie dostaw gazu do Europy Zachodniej. Nie można powiedzieć, by Rosja w ten sposób coś osiągnęła. Zyskała wprawdzie na wzroście cen tego surowca, ale straciła ważny rynek zbytu i dwa zniszczone gazociągi, Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Politycznie – nie zyskała nic.
Mimo to – szantażuje dalej. Przede wszystkim – grozi użyciem broni jądrowej. Oznaczało by to zapewne katastrofę Rosji. Najłagodniejsza konsekwencją, o jakiej wspomina się w USA jest zniszczenie przez NATO armii rosyjskiej na Ukrainie i rosyjskiej floty na Morzu Czarnym. Potem Rosja zagroziła wywołaniem katastrofy nuklearnej w elektrowni jądrowej w Enerhodarze. No cóż, obiekt ten znajduje się na zachód od rosyjskiej granicy, a wiatry wieją na ogół z zachodu. Skażenie promieniotwórcze spowodowane przez Rosję szybko przeniosłoby się na jej terytorium. Mogłoby dotrzeć nawet do Moskwy. Po drodze skażeniu uległaby armia rosyjska na Ukrainie.
Ostatnio pojawił się nowy straszak. Rozeszła się wieść o zaminowaniu przez Rosję tamy na Dnieprze w Nowej Kachowce. Czytamy {TUTAJ(link is external)}:
“Rosyjskie wojska wycofują się z prawego brzegu Dniepru w obwodzie chersońskim. Jak twierdzi Amerykański Instytut Badań nad Wojną, prawdopodobnie przygotowują się do wysadzenia tamy Kachowki. Z kolei ukraiński wywiad wojskowy mówi, że już od kwietnia zaminowana jest większość terenu Kachowskiej Elektrowni Wodnej. W tym tygodniu podłożono ładunki wybuchowe pod śluzy i podpory tego obiektu. Władze w Kijowie od kilku dni alarmują: Rosja przygotowuje groźną prowokację. Prezydent Zełenski mówi, że jeżeli rosyjskie siły przerwą tę tamę, to w strefie zalania znajdzie się ponad 80 miejscowości, w tym miasto Chersoń.”.
Wszystkie te groźby łączy jedna rzecz. Ich praktyczna realizacja przyniosłaby więcej szkody Rosji niż Ukrainie. Weźmy na przykład tę tamę. Jej wysadzenie spowodowałoby wielką powódź, ale jednocześnie odcięłoby drogi odwrotu armii rosyjskiej, spowodowało by odcięcie dostaw wody na Krym oraz tej używanej do chłodzenie reaktorów w Enerhodarze. Doszłoby do katastrofy nuklearnej, o której wspominałam wyżej.
Oczywiście, w ciągu ośmiu miesięcy tej wojny Rosja już wielokrotnie strzelała sobie w stopę, więc może to uczynić jeszcze raz. Nie jest to jednak zbyt prawdopodobne.
Dodaj komentarz