Polityka nie jest wyłączona spod jurysdykcji Bożej. Inny punkt widzenia sprzyja rozpasaniu się “chuci” o której pisze autor.
Według doktryny katolickiej wszelka czynność ludzka może być uświęcona. Nie ma wyjątku od tego prawidła, nie ma go też dla polityki. Wszelkie poczynanie społeczne, państwowe, narodowe, ma być przejawem tego, iż się miłuje Boga, a zatem ma być nie czym innym, jak wielkim, największym sposobem pełnienia przykazań. Katolik nie może uprawiać polityki, która byłaby sprzeczna z miłością ku Bogu. Wszyscy, którym ten stosunek obojętny, powinni wystąpić z Kościoła, i zrobić to jawnie. Aut aut.
Ślepa chuć władzy stanowi cechę ujemną charakteru, co gorsza jest nad żądzę złota, wygód i uciech, bo zawsze każde przewinienie i każde zboczenie staje się gorszym, gdy wkracza w życie publiczne. A chuć ta nie da się zaspokoić bez zbrodni. Tak przynajmniej uczą doświadczenia historyczne, a współczesność pouczyła nas o tym dokładnie i wciąż jeszcze poucza; tak orzekła metoda indukcyjna. Niechaj kto wskaże choć jednego pożądliwca władzy, który by doszedł był do niej, nie popełniając przestępstw, nie szerząc zła, nie stając się przynajmniej obojętnym na moralność.
Feliks Koneczny, z książki Państwo i PRAWO. WAM, 1997,
Ilustrowany podręcznik szkolny „historii biblijnej” zawiera obrazek z Mojżeszem przynoszącym z Synaju dwie tablice przykazań. Chłopca uderza nierówność podziału: na jednej tablicy tylko I- III, na drugiej aż IV- X! W tym się kryje jakaś zagadka! Przydałoby się ją rozwiązać od razu w szkole i pouczyć jako dwa ogólne przykazania są ogólnymi przykazaniami miłości 1 nie należy ich stawiać na jednej linii z dziesięciu szczegółowymi. One są ponad nimi! Jedno z nich tyczy miłości Boga, drugie miłości bliźnich; tamto jest ujęte w trzech pierwszych przykazaniach, ta zaś w siedmiu dalszych. Pierwsze ogólne przykazanie jest jakby podsumowaniem przykazań trzech, drugie siedmiu. Stąd nierówność zapisania tablic, z których jedna poświęcona jest wyłącznie stosunkowi człowieka do Boga, druga stosunkowi do bliźnich; każda ma swój dział.
Przykazanie miłości pełni się uczynkami. Czyny nasze, czy wielkie, czy drobne, mają w życiu publicznym wynikać z miłości dobra pospolitego, które należy miłować dla miłości Boga. Mając się przejąć miłością ku Bogu ze wszystkich sił, nie możemy od tego wykluczać sił zbiorowych wielkich zrzeszeń. Tak powiada jednakże tylko katolicka etyka, gdy tymczasem w obu działach religijnych bizantynizmu: w prawosławiu i protestantyzmie, państwo i polityka w ogóle zwolnione są od etyki. Według doktryny katolickiej wszelka czynność ludzka może być uświęcona. Nie ma wyjątku od tego prawidła, nie ma go też dla polityki. Wszelkie poczynanie społeczne, państwowe, narodowe, ma być przejawem tego, iż się miłuje Boga, a zatem ma być nie czym innym, jak wielkim, największym sposobem pełnienia przykazań. Katolik nie może uprawiać polityki, która byłaby sprzeczna z miłością ku Bogu Wszyscy, którym ten stosunek obojętny, powinni wystąpić z Kościoła, i zrobić to jawnie. Aut aut.
Wszędzie obecny Bóg, jest też obecny na sali sejmowej, w sali sądowej, w każdym urzędzie i w każdej szkole. Nie pomoże usunięcie krucyfiksów ze ścian! Jakim prawem je usunięto? Ażeby nie „drażnić” innowierców, tj. niechrześcijan, a zatem Żydów. Usunięcie drażni atoli wszystkich chrześcijan, nie tylko katolików, lecz z tym „drażnieniem” rząd się nie liczył. Któraż wtedy religia jest w Polsce panującą? Zapewne Akcja Katolicka stanie się żywym murem, o który rozbiją się próby wyrzucenia miłości Boga z życia publicznego. Hasło etyki totalnej aż się wprasza, ażeby Akcja przyjęła je za swoje.
Gdyby więc kto zalecał w imię dobra publicznego coś takiego, co według pojęć katolickich sprzeciwiałoby się miłości Boga, będziemy w opozycji. Jakżeż może być dla katolickiego ogółu korzystnym coś, co kłóci się z miłością Boga? Naród polski jest zaś katolickim. Iluż byłoby Polaków, gdyby katolików usunąć? Pragniemy, żeby samo piastowanie władzy w naszym państwie opierało się na miłości Bożej. Rządzić, władać, organizować, należy w imię Boże. Jeżeli, według starego zwyczaju, kupiec zaczyna swe księgi handlowe od wezwania Imienia Bożego, czemużby nie miał tego czynić najwyższy zwierzchnik państwa i państwowi dostojnicy? Iluż uniknęłoby się nieszczęść, gdyby dążący do władzy mieli Boga w sercu!
Źle jest, gdy się otrzymuje władzę dlatego, że się doszło do niej sztuczkami. Zupełnie fałszywy jest pogląd, że skoro tylko ktoś czuje w sobie popęd, który każe mu dążyć do władzy, już tym samym godnym jest, żeby ją piastować. Jeżeli ktoś jest gotów na wszystko, byle władzę posiąść, zwykło się mówić, że jest „urodzonym władcą”! Im bezwzględniejszy, im gruntowniej pozbył się wszelkich skrupułów, tym bardziej „rodził się na władcę”?! Bynajmniej. Chuć władzy nie jest zaletą, lecz przestępstwem. Powiedziano już w starożytności: Multi omnia recta et honesta neglegant, dummodo potentiam consequantur.
Jeżeli będziemy poszukiwali głowy państwa i dostojników najwyższych wśród takich, których rozpiera żądza władzy, nie doczekamy się człowieka godnego takiego wyniesienia. Władzy nie godzi się z zdobywać. Ślepa chuć władzy stanowi cechę ujemną charakteru, co gorsza jest nad żądzę złota, wygód i uciech, bo zawsze każde przewinienie i każde zboczenie staje się gorszym, gdy wkracza w życie publiczne.
A chuć ta nie da się zaspokoić bez zbrodni. Tak przynajmniej uczą doświadczenia historyczne, a współczesność pouczyła nas o tym dokładnie i wciąż jeszcze poucza; tak orzekła metoda indukcyjna. Niechaj kto wskaże choć jednego pożądliwca władzy, który by doszedł był do niej, nie popełniając przestępstw, nie szerząc zła, nie stając się przynajmniej obojętnym na moralność. Bez–etyczna państwowość doprowadziła do tego charakterystycznego pojmowania polityki, jako sztuki dochodzenia do władzy. Tłumaczą nam to, że to dla dobra publicznego, żeby wykonać pewien program; a potem dodają, że ze względu na dobro publiczne muszą pilnować, żeby władzy nie utracić. W praktyce wychodzi na to, że celem rządu jest utrzymać się przy władzy i nic więcej. Sztuka dochodzenia do władzy składa się ze sztuczek, często nikczemnych, a zawsze przynajmniej amoralnych; rezultat takiego pojmowania rządów w narzucaniu się i w zażartej obronie osobistego udziału w rządach.
Ze „sztuki dochodzenia do władzy” robią się sobkowskie łowy na władzę, nie przebierające w środkach. Głównym zajęciem rządu staje się tępienie wszelkiej opozycji, co po niedługim czasie zamienia się w prześladowanie wszystkich porządnych ludzi, nie chcących się poniżać służalstwem. Rząd taki skupia około siebie zwolenników coraz wątpliwszej wartości, aż w końcu polityka bezetyczna wyradza się w sztukę robienia brudnych interesów. Nieunikniona „ewolucja”!
Należy usuwać każdego, kto popełnia nadużycia, ażeby się dorwać do władzy lub przy niej utrzymać, kto tylko narzuca się w czymkolwiek do czegokolwiek, powinien być usuwany; tym bardziej, jeżeli urządza sobie łowy na władzę w państwie. Nie goni się za władzą, lecz tylko przyjmuje się jej brzemię, gdy okoliczności wskażą, że to jest obowiązkiem. Władzę przyjmuje się w pokorze ducha, z miłością Boga, prosząc Go o łaskę zdatności, i o wsparcie do wypełniania ciężkich obowiązków. Dla tych powodów musimy ograniczyć dobór osób, którym można powierzyć władzę; do katolików, do wiernych synów Kościoła. Zgoda z Kościołem stanowi warunek niezbędny, a pożądanym jest coś więcej, bo czynne z Kościołem współpracownictwo. Nie ma obawy, żeby Kościół katolicki miał zmierzać do wytworzenia cywilizacji sakralnej.
Ta cywilizacja, którą już przed wiekami wytworzył, łacińska, nie tylko wystarcza najzupełniej do jego celów, ale ona jedna i jedyna może w Europie i w jej osadach być Kościołowi naprawdę pomocną. Jedno i drugie, katolicyzm i cywilizacja łacińska, stoją personalizmem. Sakralność, niwelująca życie w imię stałości i równości, wiedzie do gromadności. Gdyby Kościół dążył do „klerykalizmu”, gdyby wkroczył na drogę sakralizowania cywilizacji, podkopywałby grunt sam pod sobą. W katolicyzmie wykluczonym jest nadużywanie hasła miłości Boga celem opanowania form bytowania ludzkiego.
_______________________________________________________________________________________________________
Wybór fragmentu dakowski.pl. / ekspedyt.org
Feliks Koneczny!
Gdybyż tak rządząca banda wzięła sobie to do serca przy reformie sądownictwa.
Pisze Koneczny w Cywilizacji bizantyńskiej: „Syntezy cywilizacyj nie było, nie ma i być nie może” [koniec tomu I] . Nie jest to zdanie aprioryczne, lecz oparte o tysięczne dowody. Teraz, gdy Bestia ma już tyle siły, by wymuszać „cywilizację globalną”, która ma być synkretyczną mieszanką wszystkich cywilizacyj – a realnie jest anty-cywilizacją do łacińskiej, nie wiemy, czy padnie ta mieszanka pod własnym ciężarem – a ściślej – kiedy padnie pod nim– i które narody pogrzebie. Nie mamy chyba myśliciela, umysłu na miarę Konecznego, który by już teraz potrafił na to pytanie odpowiedzieć.
Ich prezes Jarosław K. związał się z żydokomuną już w 1976, zakładam uprzejmie, że jako użyteczny idiota, a potem po 1989 przeszedł na “przeciwne” pozycje do chamokomuny zaczynając pracę w kancelarii kapusia SB. Trzeba wiedzieć, że szef zdradzieckich mord uczył się prawa u komunistycznego politruka Stanisława Ehrlicha, który przez długi czas Kierował Katedrą Teorii Państwa i Prawa na UW.
Jak Pan zapewne wie, Jarosław K. odmówił swego czasu zawierzenia działalności swojej formacji Opatrzności Bożej
Oczywiście, że nie ma syntezy. Motłoch polityczny szafuje bez umiaru i rozumu terminami typu: wartości transatlantyckie albo równie fikcyjnymi wartościami europejskimi. Wartości europejskie to wartości cywilizacji łacińskiej: klasyczna filozofia grecka, tradycja prawa rzymskiego
oraz religia chrześcijańska, a konkretnie etyka katolicka.
Unia antyeuropejska bazuje na antywartościach pompowanych z bagna- to taka tradycyjna czeluść ideologiczna z której pochodzi ideologia komunistyczna i faszystowska.
W takich okolicznościach “etycznych” mogą brylować publicznie jednostki takie jak Bogdan Borusewicz o którym na niepoprawnych znalazłam taki oto wpis i komentarz:
https://niepoprawni.pl/comment/1634118#comment-1634118
Pytania śp. Anny Walentynowicz do “Borsuka” powinny być znane wszystkim Polakom, nawet tym, którzy w swoim zaczadzeniu TVN-24 dali się porwać narracji, czyli psychiatrycznym bajdurzeniom Donalda Tuska:
Gdy w “wolnej Polsce” Borusewicz jako przewodniczący klubu parlamentarnego Solidarności powiedział że “Solidarność nigdy nie oczyści się z tego, że doprowadziła kraj do ruiny”, Anna Walentynowicz nie wytrzymała i sformuowała kilka pytań do posła:
– Kogo pan oskarża o spowodowanie nędzy w kraju, czy nie widzi pan tu swego udziału?
– Dlaczego pan – opozycjonista spotykał się z majorem Stasi ?
– Skąd pochodzą pieniądze (5 tys. miesięcznie), które oferował mi pan w 1986 za zaniechanie krytyki Wałęsy?
– W 1983 r. usiłowałam wmurować tablicę upamiętniającą śmierć górników z Wujka. Tablicę zabrano, mnie uwięziono. Potem bezskutecznie domagałam się zwrotu mojej własności przez sąd, prokuraturę, UOP i Ministerstwo Sprawiedliwości. Pan tę tablicę wmurował w 1990 r. Na jakiej podstawie bezpieka wydała ją panu?
– W stanie wojennym przekazał pan do Lęborka powielacz, w którym był nadajnik. Ludzi aresztowano. Jak pan wytłumaczy ten fakt?
– Dlaczego fałszywie oskarżał pan ludzi o agenturalność powołując się na znajomości w komendzie?W 1981 roku wysłał mnie pan do Radomia. Komu pan podał mój adres, gdzie współpracownik SB przygotował zamach na mnie?
Pytania pozostały bez odpowiedzi (powtórnie zadał je publicznie w 2015 roku Piotr Walentynowicz).
Dlaczego tych pytań nie zadają zawodowi dziennikarze na konferencjach prasowych? Czyżby WSZYSTKIE MEDIA w Polsce bały się borsuków? Dla śp. Anny Walentynowicz narażenie się jednemu borsukowi okazało się śmiertelnie niebezpieczne, nie tylko dla niej. Pewnie dziennikarze dobrze o tym wiedzą …
Fragmenty:
Półpolacy, artykuł Romana Dmowskiego, który pierwotnie ukazał się w „Przeglądzie Wszechpolskim” (listopad 1902)
Fragment:
Gilbert Keith Chesterton: Nie ma czegoś takiego, jak edukacja (1910), 19-9-2021
Przeł. Maciej Sobiech
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w „Illustrated London News” w dniu 5 lutego 1910 r. Tytuł polskiego przekładu pochodzi od tłumacza.
Osoby zainteresowane publicystyką Gilberta Keitha Chestertona mogą pobrać zbiór z wyborem jego tekstów. Wydawnictwo nosi tytuł „W imię wolności” i ‘ukazuje mniej znane oblicze ideowe tego myśliciela, pisarza i publicysty. I dość odległe od tego, z czym jest on kojarzony, szczególnie w Polsce – czyli od prawicowości‘.
Chesterton – wybór publicystyki radykalnej – strona.
LINK bezpośredni [pdf] – tutaj.
/Nie jest to reklama. Książka jest do pobrania bez opłat! – AC/
Padną te narody, które poddadzą się globalnej cywilizacji.
Tak się dzieje, ponieważ kilkadziesiąt lat temu ZAFAŁSZOWANO ODWIECZNE NAUCZANIE KOŚCIOŁA !
Załamało się jego duchowe przewodnictwo .
Władza wyradza się jeżeli usuwa Boga ze świata polityki.
Ale to nie narody staną kiedyś na sądzie ostatecznym. Dlatego…
Ratuj się kto może !!!
Poniżej ks. prof. Koczwara w tym temacie.
Wart przeczytania felieton napisany przez zawodowego muzyka:
https://niepoprawni.pl/blog/leopold/gra-znaczonymi-klawiszami