Narastająca fala zbiorowego gniewu wynikająca z depresji społecznej jest widoczna w wielu miejscach: wściekłość na drogach, gwałtowne starcia uliczne między grupami gotującymi się do walki, niszczenie przyjaźni za utrzymywanie „niepoprawnych” poglądów ideologicznych i tak dalej.
W menu na dziś tekst amerykańskiego pisarza i publicysty Charlesa Hugh Smith’a. W związku z ‘pandemią’ i ewentualnym ‘powrotem do normalności’, autor poddaje analizie tę jeszcze niedawną ‘normalność’, za którą wielu tęskni i pyta czy aby na pewno właśnie do tego chcemy wracać. Realia opisywane w tekście są oczywiście amerykańskie, ale polski czytelnik też może znaleźć przyczynek do refleksji czy na pewno wszystko z tej ‘starej normalności’ powinno być przywrócone.
Zapraszam do lektury.
______________________***______________________
Depresja, której nadejścia nikt nie śmie przyznać.
Być może potrzebujemy uczciwego dialogu narodowego na temat spadających oczekiwań, rosnących nierówności, depresji społecznej i niepowodzenia status quo.
Nawet gdy wesołe pogaduszki o powrocie do normalności zalewają fale radiowe, nikt nie odważy się przyznać, że „normalną” dla rosnącej liczby Amerykanów jest depresja społeczna wynikająca z degradacji społecznej i społecznej porażki.
Degradacja społeczna nie jest nowym trendem – po prostu przyspiesza. Jak dokumentuje to ten raport RAND Corporation, (Trends in Income From 1975 to 2018) 50 bilionów dolarów zarobków zostało przekazane Arystokracji Finansowej z 90% najsłabszych amerykańskich gospodarstw domowych w ciągu ostatnich 45 lat.
Artykuł magazynu Time na temat raportu jest niezwykle bezpośredni: 1% najbogatszych Amerykanów przejął 50 bilionów dolarów od 90% biedniejszej części społeczeństwa – i to sprawiło, że Stany Zjednoczone są mniej bezpieczne.
„Transfer bogactwa w wysokości 50 bilionów dolarów, o którym mowa w raporcie RAND, dokonał się w całości w gospodarce amerykańskiej, a nie pomiędzy nią a jej partnerami handlowymi. Nie, ta redystrybucja w górę dochodu, bogactwa i władzy nie była nieunikniona; był to wybór – jest bezpośrednim skutkiem ekonomii skapywania [ang. trickle-down policies -tłum.], którą zdecydowaliśmy się wdrożyć od 1975 roku.
Zdecydowaliśmy się obniżyć podatki dla miliarderów i dokonać deregulacji branży finansowej. Zdecydowaliśmy się zezwolić prezesom na manipulowanie cenami akcji poprzez odkup akcji i hojne wynagradzanie się wpływami. Zdecydowaliśmy się zezwolić gigantycznym korporacjom, poprzez fuzje i przejęcia, na gromadzenie ogromnej władzy monopolistycznej niezbędnej do dyktowania zarówno naliczanych cen, jak i płaconych uposażeń. Zdecydowaliśmy się na obniżenie płacy minimalnej, progu nadgodzin i siły przetargowej siły roboczej. Przez cztery dekady wybieraliśmy przywódców politycznych, którzy przedkładali materialne interesy bogatych i wpływowych ponad interesy narodu amerykańskiego”.
Od lat zagłębiam się w problematykę degradacji społecznej i depresji społecznej: Czy naprawdę należysz do klasy średniej?
Rzeczywistość jest taka, że klasa średnia została zredukowana do odłamka tuż poniżej górnych 5% – jeśli jako punkt odniesienia wykorzystamy standardy prosperujących lat 60-tych XX wieku.
Degradacja społeczna nie jest tylko finansowa – to spadek władzy politycznej, kontroli nad pracą i posiadania aktywów przynoszących dochód. Ten artykuł przypomina nam o tym, co kiedyś reprezentowała klasa średnia: Jaka klasa średnia? Jak burżuazyjna Ameryka przekształca się w proletariat.
Ta ponowna ocena amerykańskiego snu wywołuje również ponowną ocenę klasy średniej w dziesięcioleciach powszechnego dobrobytu: Mit klasy średniej: czy większość Amerykanów zawsze była biedna?
Degradacja społeczna przoduje w tworzeniu i rozpowszechnianiu czegoś, co nazywam porażką społeczną: w moim leksykonie porażka społeczna to spektrum niepokoju, niepewności, chronicznego stresu, strachu i bezsilności, które towarzyszą spadkowi bezpieczeństwa finansowego i statusu społecznego.
Degradacja społeczna i porażka społeczna prowadzą do depresji społecznej. A oto warunki, które charakteryzują depresję społeczną:
1. Wysokie oczekiwania co do niekończącego się wzrostu dobrobytu, wpojonego jako prawo przyrodzone, nie są już zgodne z rzeczywistością ekonomiczną.
2. Osoby pracujące w niepełnym wymiarze godzin i bezrobotne są marginalizowane, nie tylko finansowo, ale także społecznie.
3. Rosnąca dysproporcja dochodów / majątku w miarę oddalania się osób z 10% najbogatszych od osób z 90% mniej zamożnych.
4. Systemowy spadek poziomu społeczno-ekonomicznego, ponieważ przejście od zależności od państwa lub rodziców do niezależności finansowej staje się coraz trudniejsze.
5. Pogłębiająca się przepaść między wyższym wykształceniem a zatrudnieniem: wykształcenie wyższe / uniwersyteckie nie gwarantuje już stabilnej, dobrze płatnej pracy.
6. Niepowodzenie instytucji państwowych i mediów głównego nurtu w uznaniu depresji społecznej za rzeczywistość.
7. Systemowa niewydolność wyobraźni w instytucjach sektora zarówno państwowego jak i prywatnego w zakresie rozwiązywania problemów depresji społecznej.
8. Porzucenie aspiracji klasy średniej: młodzi ludzie nie aspirują już do konsumpcyjnych symboli statusu, takich jak luksusowe samochody lub konwencjonalne posiadanie domów (lub nie mogą sobie na to pozwolić).
9. Pokoleniowe porzucanie małżeństwa, rodzin i samodzielnych gospodarstw domowych, ponieważ nie są one już dostępne dla osób zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin lub warunkach niestabilnych.
10. Utrata nadziei u młodych pokoleń w wyniku powyższych uwarunkowań.
Narastająca fala zbiorowego gniewu wynikająca z depresji społecznej jest widoczna w wielu miejscach: wściekłość na drogach, gwałtowne starcia uliczne między grupami gotującymi się do walki, niszczenie przyjaźni za utrzymywanie „niepoprawnych” poglądów ideologicznych i tak dalej.
Coraz wyraźniej widać zgrubienie całego porządku społecznego: Epoka chamstwa.
Depresyjne myśli (i generowane przez nie emocje) mają tendencję do samowzmacniania, dlatego tak trudno jest wyrwać się z depresji, gdy już się w nią wpadnie.
Jedną z części procesu leczenia jest ujawnienie źródeł złości, które tłumimy. Jak wyjaśniła to psychiatra Karen Horney w swoim arcydziele z 1950 r., Neurosis and Human Growth: The Struggle Towards Self-Realization, gniew na siebie czasami wynika z naszej niezdolności do spełnienia wielu „powinności”, które zinternalizowaliśmy [uwewnętrzniliśmy], oraz wyidealizowanej ścieżki, którą „przygotowaliśmy dla siebie i naszego życia”.
Artykuł The American Dream Is Killing Us, dobrze wyjaśnia, w jaki sposób niepowodzenie w uzyskaniu oczekiwanych korzyści za „robienie wszystkiego, co właściwe” (zdobycie dyplomu ukończenia studiów, ciężka praca itp.) rodzi urazę i rozpacz.
Ponieważ zrobiliśmy „właściwe rzeczy”, system „powinien” zapewnić korzyści finansowe i bezpieczeństwo, których oczekiwaliśmy. Ten systemowy brak realizacji obiecanych nagród prowadzi do erozji umowy społecznej i spójności społecznej. Coraz mniej osób ma udział w systemie.
Jesteśmy coraz bardziej źli na system, ale trochę złości rezerwujemy dla siebie, ponieważ środki masowego przekazu trąbią o tym, jak dobrze radzi sobie gospodarka, a niektórzy ludzie radzą sobie wyjątkowo dobrze. Oczywiście zastanawiamy się, dlaczego oni, a nie my? W ten sposób niepowodzenie zostaje zinternalizowane.
Jedną z odpowiedzi na to poczucie, że system nie działa już tak, jak reklamowano, jest poszukiwanie relatywnego komfortu w ‘komorach pogłosowych‘ – miejscach, w których możemy usłyszeć potwierdzenie, że ta systemowa stagnacja jest winą przeciwstawnego obozu ideologicznego.
Częścią amerykańskiej wyjątkowości, o której tak wiele słyszymy, jest optymizm typu ‘chcieć to móc‘, czyli: skup się na tym, a wszystko będzie możliwe.
Niepowodzenie w prosperowaniu zgodnie z przewidywaniami generuje szereg negatywnych emocji, które są „nieamerykańskie”: narzekanie, że nie dostałeś dobrze płatnej, stabilnej pracy pomimo posiadania dyplomu uniwersyteckiego (lub wyższego stopnia), brzmi jak kwaśne winogrona: mówią ci, że nie pracowałeś wystarczająco ciężko, nie uzyskałeś odpowiedniego dyplomu itp.
To nie może być przecież system, który zawiódł, prawda? Omawiam to w mojej książce Why Our Status Quo Failed and Is Beyond Reform: 10% najlepszych, którzy odnoszą korzyści, zdominowało politykę i media, a ich założenie jest takie: system działa świetnie dla mnie, więc musi działać świetnie dla wszystkich. Ta ukryta narracja zawiera ukryte oskarżenie, że jakakolwiek porażka jest winą jednostki, a nie systemu.
Niemożność wyrażenia rozpaczy i złości generuje depresję. Niektórzy ludzie podwoją swoje wysiłki, inni będą próbowali zrzucić winę na „drugą” (jakąś grupę zewnętrzną), a jeszcze inni się poddadzą. Niewielu ludzi przyjrzy się źródłom systemowej niesprawiedliwości i nierówności.
Być może potrzebujemy uczciwego dialogu narodowego / społecznego na temat spadających oczekiwań, rosnących nierówności i porażki systemu, który pozwoliłby uniknąć polaryzacji i pułapki internalizacji (tj. to twoja wina, że nie jesteś zamożny).
Musimy cenić uczciwość ponad fałszywą radosną rozmowę. Kiedy będziemy mówić szczerze, będzie fundament do optymizmu.
_____________________
Niestety to wszystko smutna prawda.
Jak byłem młodszy i chciałem kupić własne mieszkanie, pomyślałem sobie: może jeszcze nie teraz, może jeszcze trochę uciułam, kupię sobie coś za rok, dwa, żeby się nie zadłużać aż tak mocno u banksterskich krwiopijców.
Minęło już 4 lata. To co uciułałem na nic mi się nie zdało, bo ceny mieszkań wzrosły dokładnie o tyle samo, co uzbierałem. Więc dzisiaj, żeby iść na swoje, muszę wziąć kredyt u banksterskich krwiopijców w takiej samej wysokości, co 3-4 lata temu. A kredyt ten oznacza, że jeżeli będę chciał przeżyć od pierwszego do pierwszego bez obaw, że zdechnę z głodu, tzn. mieć sensowną, nie za dużą miesięczną ratę, to odsetki z tego tytułu wyniosą dodatkowe 50% z zaciągniętej kwoty kredytu hipotecznego. Czyli ja nie tylko będę musiał spłacić mieszkanie, ale też de facto połowę kolejnego, którego nawet nie zobaczę na oczy. A trzeba brać pod uwagę, że te koszty kredytu wzrosną jeszcze bardziej, bo dziś mamy rekordowo niskie stopy procentowe, a taki stan wiecznie trwać nie może.
Wychodzi więc na to, że pracujemy, a nic z tego nie mamy. Czy może być w życiu coś bardziej irytującego?
Mówię o życiu w małym mieście, a jaką frustrację muszą czuć młodzi mieszkańcy Warszawy, w której ceny mieszkań wyleciały już nie w kosmos, ale poza galaktykę? Tam, nawet będąc informatykiem, już nie mówię o kasjerce z Biedronki, nie ma szans na własny kąt bez kosmicznego kredytu. A kosmiczny kredyt to brak życia prywatnego, bo całymi dniami trzeba pracować na jego spłatę. Nadgodziny, stresy, potem dochodzi zaniedbanie własnych dzieci, które zostawione same sobie uciekają w używki. A kto nie chce żyć w takim stylu, musi się tłoczyć po kilka przypadkowych osób w ciasnym wynajmowanym mieszkaniu. Jak w jakimś akademiku, bursie, czy squacie. Nie muszę chyba mówić, że założenie rodziny w takich warunkach bytowych jest niemożliwe.
Jak by tego było mało, my młodzi musimy wysłuchiwać zewsząd niewybrednych komentarzy od starszego pokolenia, które zarzuca nam wygodnictwo oraz, że sobie nie potrafimy poradzić w życiu, tak jak wspaniale sobie poradzili oni w postaci najczęściej schematu pt.: wykształcenie zawodowe + praca + mieszkanie zapewnione przez straszne wtedy ich zdaniem “komunistyczne” państwo. No ale dobra, już nic nie piszę, bo zaraz będę skrytykowany, że my młodzi to “tylko narzekać potrafio”.
Wiadomość nie wiąże się bezpośrednio z treścią artykułu, ale jest na tyle ważna, że trzeba ją wytopować:-)
Nic nie warta szczepionka
…ale za to w gratisie za kilka lat dajmy na to jakisik mięsak,glejak albo choróbeńka neurodegradacyjna i cyk.
Bo jak sam wielki Gates rzekł (tako rzecze Zarathustra…) dzięki szczepionkom zdepopulujemy o te 10-15%.
Chciałbym zwrócić uwagę, że ten artykuł pośrednio porusza również inny problem. Zareagował na niego do pewnego stopnia pan Migorr.
To problem prekariatu. Zmory młodego pokolenia. Nie tylko w Polsce. Permanentny imposybilizm. Brak możliwości usamodzielnienia się. Ale najgorsze jest to, że społeczność, elity, politycy i wszyscy “inni, którym się powiodło” obwiniają tylko ofiary, bo przecież nie siebie czy system. Ale fajnie się goni gospodarkę ‘tanim robolem’. Tylko, że wcześniej czy później taka polityka doprowadzi do katastrofy.
Prekariusze wszystkich krajów, łączcie się? – rozmowa z prof. Guyem Standingiem Z prof. Guyem Standingiem rozmawia Marceli Sommer · 13-8-2015
To jest długi i wieloaspektowy temat.
Dobrym wyjściem do jego zgłębiania byłoby poznanie idei dystrybutyzmu Belloca i Chestertona jako antytezy tego z czym mamy do czynienia.
https://distributistreview.com/archive/czym-jest-dystrybutyzm
To do czego sanhedryn zmierza to dokładne przeciwieństwo powyższego.
I o to mi chodziło. Bardzo dziękuję za te uzupełnienia.
Tylko gwoli przypomnienia, bo być może poniższe mistyczne przeżycie, skutkowało ogłoszeniem Novarum Rerum. Moim skromnym zdaniem “doznanie”, nad którym warto się pochylić, zwłaszcza w kontekście obecnego biegu wydarzeń.
“13 października 1884 r. Papież Leon XIII doświadczył szczególnego przeżycia mistycznego. W czasie dziękczynienia po Mszy Świętej popadł na krótko w ekstazę, w czasie której usłyszał w pobliżu Tabernakulum następujący dialog szatana z Chrystusem.
Gardłowym głosem, pełnym złości szatan krzyczał:
– Mogę zniszczyć Twój Kościół!
Łagodnym głosem Jezus odpowiedział:
– Potrafisz? Więc próbuj.
Szatan:
– Ale do tego potrzeba mi więcej czasu i władzy!
Jezus:
– Ile czasu i władzy potrzebujesz?
Szatan:
– Od 75 do 100 lat i większą władzę nad tymi, którzy mi służą.
Jezus:
– Będziesz miał ten czas i władzę. Które stulecie wybierasz?
Szatan:
– To nadchodzące [XX w.].
Jezus:
– Więc próbuj, jak potrafisz.
Po tym przeżyciu Leon XIII udał się pośpiesznie do swego biura i ułożył tę modlitwę, którą nakazał biskupom i kapłanom odmawiać po Mszy Świętej.
Święty Michale Archaniele broń nas w walce, a przeciw niegodziwościom i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną.
Niechaj go Bóg pogromi, pokornie o to prosimy, a Ty wodzu zastępów anielskich, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła Amen”
Modlitwę tą odmawiam ,wśród innych, na zakończenie każdego dnia.
Co więcej.
Wielu kapłanów odmawia ją obecnie na zakończenie mszy świętej.
W mojej ocenie pracowici i kompetentni znajdą pracę, póki co, piszę z własnego doświadczenia ( pracuję i mam trzy oferty pracy na stole ), nie jestem jakiś strasznie wybitny tylko solidny. Widzę jaki mam problem ze znalezieniem fachowców do pracy przy remoncie domu, czekam już ponad rok i dobrze płacę. Pytanie czy taka Julka czy działacz krytyczny mogliby mi wykonać jakąkolwiek z tych prac. Moim zdaniem systemowe okradanie jest oczywiste, ale systemowa produkcja niekompetentnych nierobów jest również częścią tego samego planu i wzajemnie się dobrze uzupełniają.
Trafnie dotknął Pan tego co zasygnalizowałem pisząc w swoim wpisie, że to “długi i wieloaspektowy temat”.
Pańskie spostrzeżenia mogę tylko potwierdzić.Ludzie są kształtowani w przekonaniu, zupełnie nieuzasadnionym, tego ,że im się należy, że są wyjątkowi, lepsi od innych.
Z reguły jest dokładnie odwrotnie. Im większe roszczenia, wymagania, oczekiwania tym mniej do zaproponowania od siebie.
Tak. To też część zaplanowanej nowej nienormalności.
Dlatego zlikwidowano szkolnictwo zawodowe i technika.
Wszyscy obecnie mają “studia”.
Najczęściej takie, którymi można się tylko podetrzeć.