Nie wolno dać się zwieść medialnej dezinformacji, według której Marine Le Pen reprezentuje prawicowe poglądy. W rzeczywistości bowiem jej Front Narodowy wywodzi się z francuskiej lewicy nacjonalistycznej i z dumą kultywuje tradycje tego antykatolickiego, postrewolucyjnego nurtu.
Luka Popov*
PCh24.pl
Marine Le Pen, czyli fałszywa odpowiedź na kryzys Europy
Mimo, że to wszystko może brzmieć bardzo ładnie, istnieją obawy, że nadzieje te są nieuzasadnione. Marine Le Pen reprezentuje bowiem wszystko, tylko nie rzeczywistą alternatywę dla kryzysu wartości i tożsamości Europy.
Nacjonalistyczne skrzydło lewicy
By zrozumieć z jakiego środowiska politycznego wywodzi się Le Pen, należy spojrzeć kilka stuleci wstecz i przyjrzeć się rewolucji francuskiej. Było to jedno z najbardziej krwawych wydarzeń w całej dotychczasowej historii ludzkości, naznaczone niespotykanym do tej pory prześladowaniem katolików, masowymi mordami księży, biskupów i sióstr zakonnych, bezprawnym uzurpowaniem władzy przez tzw. stan trzeci (który zdobył ją poprzez królobójstwo). I to właśnie te wydarzenia zaowocowały politycznym podziałem na prawicę i lewicę.
Ci, którzy w 1789 roku wspierali króla, dawny porządek (ancien régime) i tradycyjne wartości, spontanicznie zasiedli po prawej stronie w Zgromadzeniu Narodowym, a ci, którzy opowiadali się za zmianą porządku, po lewej. Dwa lat później, w 1791 roku, prawica, dzięki wynalazkowi Guillotina, została całkowicie eksterminowana. Pozostała na scenie politycznej lewica podzieliła się na prekursorów nacjonalistów, którzy zasiedli po prawej stronie, oraz postępowych internacjonalistów, którzy zajęli miejsce po lewej.
Ta „nowa prawica”, lub mówiąc prościej: lewica przebrana w barwy narodowe, przejęła wszystkie wartości Rewolucji francuskiej, przede wszystkim sekularyzm, tj. wizję, w której polityka powinna być prowadzona tak, jakby Bóg nie istniał. Miejsce religii państwowej nacjonalistyczna lewica zapełniła wprowadzeniem kultu narodu, jako najwyższego dobra, któremu wszystko musi być podporządkowane. Postępowi internacjonaliści zaś miejsce po religii zapełnili wiarą w nieustający postęp.
Nacjonalistyczny Front Marine Le Pen
Patrząc na sytuację, jaka ma miejsce kilka wieków później z łatwością dostrzegamy, że w rzeczywistości nic się nie zmieniło. Dziś bowiem nadal mamy z jednej strony postępowych internacjonalistów, którzy negują samą ideę narodu uważając ją za sztuczną kategorię społeczną, a z drugiej strony nacjonalistów, którzy tą samą kategorię narodu stawiają ponad wszystko. We wszelkich innych kwestiach te dwa nurty myślowe są… zgodne: według ich przedstawiciela państwa muszą być zsekularyzowane, stanowić demokratyczne republiki, w których nie ma miejsca na absolutną moralność, a wszystko musi być podporządkowane nowej idei – albo narodowi („prawica”), albo postępowi („lewica”).
Marine Le Pen jest najlepszym przykładem ucieleśnienia nacjonalistycznego skrzydła lewicy, działającego w myśl hasła: sekularyzm, republika i naród ponad wszystko. Nie powinno więc dziwić jej zdanie na temat kwestii moralnych, pozbawione podstaw w prawie naturalnym. Le Pen opowiada się bowiem za nieograniczonym prawem do aborcji, wspiera instytucjonalizację związków partnerskich osób tej samej płci(1), sprzeciwia się też karze śmierci. W kwestiach natury ekonomicznej popiera państwowy interwencjonizm i protekcjonizm, a sprzeciwia się prywatyzacji sektora państwowego i osłabieniu państwa socjalnego.
Nie trzeba chyba więcej dowodów na to, że wartości, które reprezentuje Marine Le Pen w żaden sposób nie są zbieżne z wartościami konserwatywnymi czy tradycyjne chrześcijańskimi, których oczekiwalibyśmy od europejskiego lidera proponującego prawdziwą alternatywę dla Europy.
Opozycja wobec radykalnego islamizmu
Najwięcej sympatii wśród wielu Europejczyków przysparza Le Pen jej pogląd na radykalny islamizm. W przeciwieństwie do większości liderów europejskich, Marine Le Pen jest jedną z niewielu osób, która jasno widzi i jeszcze jaśniej komentuje to, co się aktualnie dzieje. Polityk ta nie waha się mówić o islamskiej inwazji na kontynent europejski, a jako jeden z głównych punktów swojego programu przedstawiła projekt „deislamizacji Francji”. Le Pen, sprzeciwiając się wielu dogmatom politycznej poprawności, odważnie mówi o tym, że multikulturalizm jest utopią upadłą, sugerując likwidację wszystkich świadczeń socjalnych dla nowych imigrantów. Le Pen popiera też ponowne wprowadzenie kontroli granic, wzmocnienie francuskiej armii oraz bardziej liberalne prawo dotyczące broni.
To wszystko może brzmieć fantastycznie – jest jednak jeden haczyk: Marine Le Pen nie postrzega islamizmu jako zagrożenia dla chrześcijaństwa lecz dla… sekularyzmu. Jej sprzeciw pochodzi z przekonania o tym, że religia i religijność nie powinny być w żaden sposób obecne w życiu państwowym i politycznym: nie jest więc wrogiem islamu jako takiego, ale religii. Z taką samą zaciekłością, z jaką walczy z islamistami, mogłaby walczyć i z chrześcijanami, oczekującymi od państwa by swoje prawo budowało na Dekalogu.
Marine Le Pen chce walczyć z islamizmem z pomocą sekularyzmu. Historia pokazuje jednak, że jedyną siłą, której kiedykolwiek udało się przeciwstawić ekspansyjnym i imperialistycznym ambicjom świata islamskiego była Europa zjednoczona pod sztandarem chrześcijaństwa. Wniosek jest zatem prosty: albo Europa powróci do swoich chrześcijańskich korzeni albo niedługo już jej po prostu nie będzie.
*Luka Popov jest chorwackim publicystą katolickim. Z wykształcenia jest fizykiem. Zdobył uznanie w swoim kraju jako autor popularnych publikacji upowszechniających wiedzę ekonomiczną.
Źródło/ PCh24.pl
______________________________________________________________________________________________________________
- Le Pen odrzucając ideę małżeństwa homoseksualnego, deklaruje równocześnie poparcie dla związków cywilnych w ramach “paktu solidarności” – umowy między dorosłymi osobami tej samej płci lub płci przeciwnej /przypis red./
Błąd tego myślenia polega na usilnym szukaniu za granicami jakiegoś męża opatrznościowego co to “przyjdzie i uratuje” zamiast na szukaniu sposobności do realizacji naszych własnych interesów.
Le Pen to przede wszystkim byłby olbrzymi problem dla Niemiec – a pogrążenie się Zachodu we własnych problemach to oddech dla Polski i tak należy na to patrzeć.
Dodatkowo demontaż strefy euro to demontaż niemieckiej dominacji ekonomicznej i gwałtowne podcięcie skrzydeł Berlinowi.
Dla Polski same plusy, wielka szkoda, że nic z tego nie wyszło.
Owszem, wydaje się, że w pierwszym okresie Polska mogłaby odnieść korzyści, lecz w dalszej perspektywie, Francja Le Pen, jako państwo, nie stałaby się naszym przyjacielem, tym bardziej, że cały lub prawie cały establishment jest lewicowej proweniencji i ma niecne intencje. Wielki Wschód rządzi.
Według mnie bardziej niż przyjaciół (hm, tych od zajączka?) potrzebujemy czasu na naprawę i wzmocnienie państwa. To jest parametr krytyczny i Le Pen mogłaby go nam zapewnić – to w perspektywie bliskiej.
A w dalszej też nie tak źle bo otworzyłaby się rzeczywista dyskusja nad kształtem UE. Obecnie nasze ambitne plany w tym względzie można włożyć między bajki.
Skoro Le Pen taka straszna, niech autorka artykułu pocieszy się Macronem…